GŁOS KARMELU NR 41 - Duch Święty - dar pobożności i bojaźni Bożej (41) 5/2011

Page 1

• Wstęp Dar pobożności i bojaźni Bożej

3

• Temat numeru Prawdziwa pobożność

4

• Z Biblią w dzień i w nocy Ja wobec Boga

7

• Duchowa tradycja Karmelu Uczniowie św. Pawła, św. Teresa i prawdziwa pobożność Bojaźń i Miłosierdzie Pobożność to nie dla mnie… A może jednak? O bojaźni i lęku

10 12 14 16

• Szkoła modlitwy Czy wspólnota jest naprawdę potrzebna 18

• Poradnik św. Teresy Jakim językiem pisała Teresa z Awili

20

Portret Teresy od Jezusa

23

• Spotkanie Syn Gromu

25

• Karmel i młodzi Bo Droga jest i dla Podróży, i dla Celu

27

• Kultura Ducha Prostota kościelnej ławki

28

• Życie liturgiczne Kościoła Przemawiajcie do siebie wzajemnie w psalmach

30

• Misje „Niebem moim będzie dobrze czynić na ziemi”

32

• Ikony Św. Jan od Krzyża. Przewodnik miłości

34

• W sercu Kościoła Jan Paweł II w sercu Afryki

38

• Lektura Prowadzenie przez Ducha Świętego Milczenie. Doświadczenie ciszy Boga

40 40

• Raptularz mistyczny, czyli okruchy ocalone Ja jestem dobrym pasterzem

43

Dwumiesięcznik poświęcony życiu duchowemu Nr 5 (41) Wrzesień – Październik 2011 Za zezwoleniem władzy kościelnej Nakład: 3 500 egz. R edakcja: Andrzej Cekiera OCD Piotr Hensel OCD (red. nacz.) Krzysztof Kosiec Bartłomiej Kucharski OCD Danuta Piekarz Damian Sochacki OCD Dorota Zabrzeska Jerzy Zieliński OCD W spółpracują: Paweł Hańczak OCD Krzysztof Górski OCD Paweł Porwit OCD Artur Rychta OCD Szczepan T. Praśkiewicz OCD Bogusława Stanowska-Cichoń Marian Zawada OCD A dres: „Głos Karmelu” Wydawnictwo Karmelitów Bosych ul. Z. Glogera 5 31-222 Kraków www.gloskarmelu.pl P renumerata: Barbara Chucherko tel. 12 416 85 00, 12 416 85 12 email: prenumerata@gloskarmelu.pl Konto: Bank PEKAO S.A. nr 38 1240 2294 1111 0010 1138 4521 K orekta: Aleksandra Dawiec, Szymona Panicz KDzJ O pracowanie graficzne, dtp, prepress: Paweł Matyjewicz D ruk: Zakład graficzny COLONEL S.A. – Kraków W ydawca: Wydawnictwo Karmelitów Bosych

Jesteśmy na www.facebook.com/GlosKarmelu

Redakcja zastrzega sobie prawo skracania i adiustacji tekstów, zmiany tytułów. Nie zwraca artykułów nie zamówionych. Zdjęcia nie podpisane pochodzą z archiwum redakcji. Fot. na okładce: © Yanik Chauvin | Dreamstime.com

GŁOS KARMELU 05 2 0 1 1

2


Darpobożności

i bojaźni Bożej

W W

skarbcu myśli Ojców pustyni znajduje się zalecenie Abba Izydora skierowane do uczniów: „Uczniowie powinni i kochać swoich mistrzów jak ojców, i bać się ich jak władców; niech ani miłość nie wyklucza bojaźni, ani bojaźń nie zmniejsza miłości”. Echo słów pustelnika z IV wieku pobrzmiewa w artykule o. Bartłomieja, który ukazuje nam, że dla św. Teresy od Dzieciątka Jezus i Najświętszego Oblicza, „bać się Boga to żyć miłością”.

Podejmując temat pobożności i bojaźni Bożej, mieliśmy świadomość, że dziś te słowa nie są dobrze rozumiane; „pobożność” często jest posądzana o dewocję, zaś „bojaźń Boża” oskarżana o straszenie Bogiem. Tymczasem te dwie rzeczywistości wprowadzają porządek w naszym życiu duchowym, dbając o właściwe odniesienie do Boga, pełne dziecięcej ufności, a zarazem szacunku, który przypomina nam o odpowiedzialności za tę najważniejszą relację naszego życia. Jeden z pisarzy chrześcijańskich nazwał ten dar „darem zdumiewania się Bogiem”. To Duch Święty uczy nas tego języka zadziwienia, a Magnificat jest wymownym świadectwem tego, czym jest dar pobożności i bojaźni Bożej. Dziś, w dobie wielu słów, wypowiadanych zbyt łatwo, w dobie powierzchownych relacji, potrzebujemy tej nauki, by nasze słowa przed Bogiem nie były puste, a On sam nie był traktowany jak boska maskotka. Bóg zawsze był, jest i będzie Bogiem i od uznania tej prawdy we wszystkich wymiarach naszego życia zależy bardzo wiele: przyjęcie daru zbawienia. Na łamach tego numeru odnajdziemy wiele świadków zdumiewania się Bogiem: św. Jana od Krzyża, św. Teresę od Jezusa, wspomnianą już św. Teresę od Dzieciątka Jezus czy bł. Elżbietę od Trójcy Przenajświętszej. Ale obok świętych znajdziemy świadectwa osób żyjących pośród nas, które dziś przekonują nas o tym, że warto pozwolić Bogu być Bogiem. Bądźmy miłującymi uczniami Boga, tak by „ani miłość nie wykluczała bojaźni, ani bojaźń nie zmniejszała miłości”.

Earey | Dreamstime fot.fot.G.Max Hensel OFM

Redakcja


niewłaściwych porównań i dręczeniu się ich wyniesieniem oraz wielkością. Dar pobożności ma ogromny wpływ na życie tajemnicą świętych obcowania. Nie tylko święci w niebie stają się bliscy. Miłością zaczynamy otaczać również tych, którzy należą do Kościoła oczyszczającego się. Troska o dusze czyśćcowe staje się nie tyle obowiązkiem, co naturalnym odruchem serca rozumiejącego, że istnieje tylko jedna miłość, która w Ojcu obejmuje wszystkie istnienia. Nieprzypadkowo Jezus mówił do św. Faustyny: „Dziś sprowadź mi dusze, które są w więzieniu czyśćcowym i zanurz je w przepaści miłosierdzia mojego, niechaj strumienie krwi mojej ochłodzą ich upalenie. Wszystkie te dusze są bardzo przeze mnie umiłowane, odpłacają się mojej sprawiedliwości; w twojej mocy jest im przynieść ulgę. Bierz ze skarbca mojego Kościoła wszystkie odpusty i ofiaruj za nie. O, gdybyś znała ich mękę, ustawicz-

nie byś ofi arowała za nie jałmużnę ducha i spłacała ich długi mojej sprawiedliwości. Wstępuj często do czyśćca, bo tam cię potrzebują”. Dar pobożności przeciera szlaki wzajemnych odniesień do świętych i dusz czyśćcowych.

Bojaźń Boża „Przecież Ja uczyłem chodzić Efraima, na swe ramiona ich brałem: oni zaś nie rozumieli, że troszczyłem się o nich. Pociągnąłem ich ludzkimi więzami, a były to więzy miłości. Byłem dla nich jak ten, co podnosi do swego policzka niemowlę – schyliłem się ku niemu i nakarmiłem go” (Oz 11, 3–4). To piękne wyznanie Boga o jego miłości do człowieka, wyznanie, które uczynił ustami proroka Ozeasza, stawia nas w obliczu zobowiązania, by okazać Mu równie piękną miłość; by odważyć się na przebywanie z Bogiem, które ma charakter rodzinny. Czuła miłość Boga do każ-

fot. P. Hensel OCD

Dar pobożności rodzi duchowe przyjaźnie ze świętymi. Dzięki niemu niektórzy święci stają się wyjątkowo bliscy i zaczynamy ich kochać miłością bratnią lub siostrzaną.

GŁOS KARMELU 05 2 0 1 1

6

dego człowieka z osobna domaga się od niego odpowiedzi. Ta jednak niemożliwa jest bez szczególnego uzdolnienia Ducha Świętego, które nazywamy darem Bożej bojaźni. Dar bojaźni Bożej jest bliski darowi pobożności. Uzdalnia do lęku, aby nie stracić Boga. Nie ma jednak nic wspólnego z tak zwanym niewolniczym lękiem. On wywołuje w nas „lęk” przed grzechem. Nie chodzi tu o uczucie przerażenia, ale o postawę szacunku wypływającą z gorącej miłości do Ojca, któremu ludzkie serce nie chce okazać żadnej przykrości, obojętności i braku czułości. Jego owocem jest spotęgowanie szacunku dla Boga i odraza do grzechu. Za każdym razem, gdy człowiek uświadomi sobie swój grzech, a szczególnie to, kogo nim zasmucił, dar bojaźni Bożej wywołuje uczucie prawdziwej skruchy. Taki prawdziwy, z serca wypływający żal za grzechy rodzi mocne postanowienia poprawy i skłania do większej roztropności w słowach i zachowaniach. Współpraca z darem bojaźni Bożej niezmiernie ułatwia relacje międzyludzkie, szczególnie tam, gdzie mamy do czynienia z zależnością jednych od drugich. Chroni przed okazywaniem pogardy, braku szacunku i wyższości, przypominając, że każdy, nawet ten najsłabszy, ten, który boryka się ze swymi upadkami, jest umiłowany przez Boga jako jego dziecko. Dar bojaźni Bożej skłania do odpłacania dobrem za zło. Pochodzi to stąd, że każdy, kto w prawdzie przeżywa swoje życie, rozumie doskonale, iż za zło, które on sam popełnił wobec innych, niebieski Ojciec nigdy nie odpłacał złem, lecz miłosierdziem i przebaczeniem. Dar ten zatem przyczynia się do rozwoju atmosfery radości i pogody ducha w naszych wspólnotach. On nie tylko mobilizuje do unikania zła, lecz także do czynienia i pomnażania dobra. Jeśli ktoś pielęgnuje dar Bożej bojaźni, na drzewie jego życia z pewnością wyrosną piękne owoce: skromność, powściągliwość, czystość i umiarkowanie. Dar bojaźni Bożej pomaga praktykować zalecane od wieków przez Kościół życie w Bożej obecności. Umożliwia nabycie nawyku czynienia wszystkiego ze świadomością, że cokolwiek się czyni i mówi, czyni się to i mówi dla Boga i w Jego obli-


Pobożność – to nie dla mnie… A może jednak? roga człowieka do źródła swojego życia, czyli Boga, z racji tego, że jesteśmy osadzeni w konkretnym czasie i miejscu, posiada swój zewnętrzny, materialny charakter. Jesteśmy ludźmi i nasz Stwórca pragnie, abyśmy szli do Niego poprzez wszystkie pokłady naszego człowieczeństwa. Wcielenie Jezusa jest namacalnym potwierdzeniem wielkiej wartości naszego ziemskiego życia, które chociaż cały czas „uduchawiane” i nakierowywane na wieczność, to jednak aby wyrazić i rozwinąć się, potrzebuje całej fizyczności, czyli mówiąc najprostszym językiem – ciała. Oczywiście ta wędrówka nie jest tylko ludzkim zmaganiem się z rzeczywistością przerastającej nas wielokrotnie codzienności (nie wspominając już nawet pragnień zmierzających w kierunku sfery nadprzyrodzonej). Ta wędrówka bowiem to zwyczajne odkrywanie obecnego w nas Stwórcy, który sprawia, że jesteśmy ludźmi wiary, nadziei i miłości. Mało tego, przeżywana codziennie obecność Trójjedynego Boga w nas przybiera bardzo konkretne postawy wynikające ze świadomego korzystania ze złożonych w nas darów. A mianowicie otrzymane na chrzcie i ugruntowane poprzez bierz-

GŁOS KARMELU 05 2 0 1 1

14

mowanie dary Ducha Świętego sprawiają, że szara obojętność otoczenia staje się przemieniona obecnością chrześcijanina, otwartego na działanie Bożego Ducha. Pośród tych darów jeden zasługuje na szczególną uwagę. Dlaczego? Przede wszystkim ze względu na jego szczególną wyjątkowość, jak również z racji na jego wielokrotnie błędne rozumienie. A chodzi nam o dar pobożności. Idąc tym tokiem rozumowania, aby nie pozostać gołosłownym, odwołajmy się od razu do konkretnego świadectwa życia i doświadczenia mało jeszcze znanej, nawet w samym Kościele, bł. Elżbiety od Trójcy Przenajświętszej. Ta wyjątkowa karmelitanka żyjąca na przełomie XIX i XX wieku dokonuje gigantycznego, aczkolwiek mało jeszcze zauważalnego, kroku polegającego na „ucodziennieniu” obecności i działania Trójcy Świętej albo, mówiąc inaczej, pokazuje nam, jak przeżywać odległego i tajemniczego Boga w codzienności każdego dnia. No właśnie, czy Bóg musi pozostawać odległy, skoro poprzez Wcielenie zbliża się tak bardzo? Czy my poprzez pewne wyobrażenie o Nim nie oddalamy Go sami od siebie? Otóż wcale nie musi tak być,

fot. P. Hensel OCD

D D

gdyż na ratunek przychodzi właśnie złożony w nas dar pobożności – jeden z tych środków, które sprowadzają codziennie Boga w sfery naszego życia, a nas wynoszą w sfery Boże. To proste. Spójrzmy, do czego dochodzi Błogosławiona z Dijon. Sumą jej życia staje się intensywne doświadczenie zamieszkania Trójcy Świętej w człowieku. Oczywiście, wielka a zarazem podstawowa tajemnica naszej wiary, dotycząca obecności Boga w człowieku, nie od razu staje się czymś oczywistym, konkretnym i uchwytnym w życiu Elżbiety. Jej dogłębne doświadczanie poprzedzone jest długoletnim etapem, podczas którego ta prawda „spływa” z jej umysłu (intelektualnego poznania – Błogosławiona wie, że tak jest) do serca (jej konkretne doświadczenie i osobiste, życiowe przekonanie). I tutaj praktyki religijne odgrywają niewątpliwie wielką rolę w odkrywaniu, przeżywaniu i byciu apostołem tajemnicy zamieszkania Trójcy. Jednakże należy od razu dodać, że wychowanie religijne i wiążące się z nim praktyki pobożnościowe nie wyróżniają się stopniem oryginalności i intensywności w rodzinie Elżbiety – Błogosławiona otrzymuje to wszystko, czym żyje przeciętna katolicka rodzina francuska końca XIX wieku. A zatem życie sakramentalne, codzienna modlitwa, postępowanie zgodnie z dekalogiem, pielgrzymki do sanktuariów, rekolekcje i misje parafialne, pobożna lektura (u Elżbiety są to pisma św. Teresy od Jezusa).

Elżbieta cały czas pośród tej dyskretnej, ale dogłębnej pobożności pozostaje osobą naturalną, dobrze czującą się w towarzystwie, kochającą bezmiar przestrzeni Pirenejów, bezustanną grę na fortepianie oraz najmodniejsze ubieranie się.


| Poradnik św. Teresy

Jakim językiem pisała Teresa z Ávili?

S S

puścizna literacka Teresy z Ávili co pewien czas zostaje poddawana uwspółcześnieniu, co jest rzeczą naturalną. Język, którym pisała owa karmelitanka, jest korygowany stosownie do zmieniających się zasad pisowni. Nie ustają jednak komentarze co do tego, że pisma Teresy, napisane językiem staroświeckim, są mało zrozumiałe. Nie ciekawią ani nie trafiają do ludzi. Doskonale wiemy, że każde pokolenie produkuje opakowania stosownie do towaru, który chce sprzedać. Teresa wyraziła swe doświadczenie Boga tak jak mogła i w formie, która była jej dostępna. Pisała językiem, jakim wówczas się po-

GŁOS KARMELU 05 2 0 1 1

20

sługiwano. Dotyczy to nie tylko poprawności gramatycznej, ale też stylu i formy. Problem niezrozumienia języka Reformatorki Karmelu wydaje się być słuszny. Posiada on jednak swe źródło nie tylko w aspekcie filologicznym. Mówiąc o „opakowaniu”, tzn. o języku, szczególnie w przypadku twórczości mistycznej, nie możemy zapomnieć o jego zawartości: doświadczeniu mistycznym. Chociaż język jest jego częścią, to jednak nie stanowi o jego istocie. Patrząc więc na pisma Teresy z zasadniczej dla nich perspektywy, tj. doświadczenia teologicznego, problem „staroświeckiego języka”, który

raz po raz pojawia się jako swoisty powód niezrozumienia doświadczenia terezjańskiego, może okazać się marginalnym. W tym kluczu możemy powiedzieć, że Teresa pisze językiem kobiety, językiem doświadczenia oraz językiem właściwym mistyce.

Język kobiety Teresa pisze przede wszystkim jako kobieta i językiem właściwym kobiecie. Dziś fakt ten wydaje się nam bardzo oczywisty i normalny. Wiek XVI to jednak czasy zupełnie inne niż obecne. Kobiety w szesnastowiecznej Europie nie mogły studiować, uniwersytety były dostępne jedynie dla mężczyzn. Wykształcenie, umiejętność pisania i czytania zarezerwowane były jedynie dla nielicznych kobiet z bogatych rodzin. Nie mogły więc nauczać, a już szczególnie tego, co odnosiło się do spraw wiary. Tematem drażliwym i wręcz uważanym za niebezpieczny dla kobiet była modlitwa myślna. Uważano powszechnie, że są one do niej niezdolne z powodu niższego od mężczyzn stopnia inteligencji oraz mniejszych zdolności. Regułą było stwierdzenie, że kobieta to ignorantka. Od lat aspekty feministyczne duchowości terezjańskiej są jednym z najbardziej owocnych tematów publikacji. Nie ma jednak jeszcze dogłębnego studium na temat samoświadomości Teresy jako kobiety. Mówiąc inaczej, nie wiemy, w jaki sposób Teresa widziała samą siebie. Jak doświadczała w swoim wnętrzu faktu bycia kobietą. Zagadnienie to jednak wybrzmiewa na kartach pism Teresy. W wielu przypadkach nawet z wielką siłą. Świadomość


| W sercu Kościoła

J J

est wiele kryteriów oceny świętości, jednym z ważniejszych jest owocność, inni by powiedzieli skuteczność. Jan Paweł II jest w naszym regionie, Wielkich Jezior, w sercu Afryki, kochany, choć bardzo mało znany. Rwandę i Burundi odwiedził raptem jeden jedyny raz. Dwa dni obecności, dwie odprawione publicznie Eucharystie w każdym z tych krajów – homilie niezapamiętane, przesłanie niestudiowane dogłębnie, a jednak. W październiku 1990 roku, trzy tygodnie po apostolskiej wizycie w Rwandzie, wybuchła wojna, nie było więc ani czasu, ani sił, ani sposobności, by papieskim przesłaniem w duszpasterstwie się zajmować. Wydawałoby się, że wizyta bezowocna, a jednak... Nie słowa były tu najważniejsze. Owocność nauczania to nie tyle zapamiętanie przesłania, ile jego trwała obecność w realiach danej wspólnoty. Podczas tej pielgrzymki w Rwandzie i Burundi Papież odprawił zaledwie cztery Eucharystie. Ich miejsca wręcz fizycznie stały się żywą pamięcią i trwałym owocowaniem w tutejszym Kościele i społeczeństwie.

mają do pokonania taki sam dystans, jaki miał mały Karol w Wadowicach ze swojego domu do parafialnego kościoła. On też grał w piłkę pod kościołem. Na tyłach placu, na którym miała miejsce msza papieska Siostry Oblatki Ducha Świętego, rwandyjki, wybudowały duży ośrodek rekolekcyjny goszczący rekolektantów z całej Rwandy. W tle tego przedsięwzięcia wciąż dyskretnie obecna jest papieska wizyta. Teraz już nikt się nie dziwi, że ten duży ołtarz z basztami nie był wybudowany na jedno przedpołudnie. Obecność i owocowanie trwa.

Sanktuarium Wrzesień 1990 roku, niepozorne miejsce na przedmieściach Bużumbury, stolicy Burundi. Lekko pochylony teren u podnóża otaczających stolicę gór pomieścił niezliczone rzesze pielgrzymów, przybyłych na papieską mszę świętą. To właśnie tam w 1993 roku w pierwszej fazie piętnastoletniej wojny domowej osiedlili się misjonarze Szensztaci i na miejscu papieskiej celebry w samym ogniu wojny zaczęli organizować duszpasterstwo. Wzgórze Mont Sion stało się miejscem modlitwy o pokój i pojednanie w Burundi. Podczas wieloletnich bombardowań stolicy z otaczających gór na miejscu

Jan Paweł II w sercu Afryki

Sierociniec W diecezji Kabgayi w Rwandzie, nieopodal miasta, wybudowano papieski ołtarz z dwiema basztami na zakrystię. Dziwili się ludzie, że taka budowa na jedną tylko mszę, czy to nie przesada? Wokół pola przygotowane dla pielgrzymów. Po mszy ludzie się rozeszli, zadeptane pola zostały opuszczone, któż by się spodziewał, że po siedmiu latach stanie w tym miejscu potężny sierociniec, Nazaret. Gdy trzy tygodnie po wizycie papieskiej wybuchła wojna, a później w 1994 roku kraj przeszła fala ludobójstwa, jednym z problemów społecznych stało się masowe sieroctwo. Z osobistej decyzji i wsparcia Ojca Świętego Kościół wybudował wokół papieskiego ołtarza sierociniec ze szkołami podstawową i średnią, dla 500 osieroconych przez wojnę dzieci. Całe miasteczko zbudowane jest na schemacie litery M wokół papieskiego ołtarza. Na podium pozostała oryginalna ambona i wielki obraz Papieża. Dziś spogląda z ołtarza, jak na każdej przerwie ze szkolnych klas wybiegają dzieci i bawią się. Od szkoły do monumentalnego ołtarza

GŁOS KARMELU 05 2 0 1 1

38

Ślady obecności, owoce świętości


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.