GŁOS KARMELU NR 43 - Ojcze nasz któryś jest w niebie (43) 1/2012

Page 1

• Wstęp Ojcze nasz, któryś jest w niebie

3

• Temat numeru Najpiękniejsze oblicza niebieskiego Ojca

4

• Z Biblią w dzień i w nocy Gdy się modlicie, mówcie: „Ojcze...”

8

„Wstępuję do Ojca mego i Ojca waszego” (J 20, 17)

9

• Duchowa tradycja Karmelu Ojcze… któryś jest…

12

Bóg Ojciec w doświadczeniu i pismach bł. Elżbiety od Trójcy Świętej

15

Bł. Ludwik Martin ikoną Ojca niebieskiego 18

• Szkoła modlitwy Modlitwa na wdechu

20

• Poradnik św. Teresy Co, jak i kiedy czytała św. Teresa z Awili

22

• Spotkanie Lekarstwo na chorujące człowieczeństwo 25

• Kultura Ducha Relacja rodzicielska a relacja z Bogiem

28

• Życie liturgiczne Kościoła Pokora – ciasne wrota do modlitwy

30

• Lektura Kiedy mówimy „Ojcze Nasz”

31

• Ikony Współczujące milczenie Boga

32

• Misje Męczennicy z Acholi

36

• W sercu Kościoła Ośmielamy się mówić „Ojcze”

38

• Karmel i młodzi D.A. Karmel

40

• Marginalia, czyli z małą łyżeczką w wielki świat ducha Historia jednej gwiazdy, czyli o Boskim jaśnieniu

Dwumiesięcznik poświęcony życiu duchowemu Nr 1 (43) Styczeń – Luty 2012 Za zezwoleniem władzy kościelnej Nakład: 3 500 egz. R edakcja: Andrzej Cekiera OCD Piotr Hensel OCD (red. nacz.) Krzysztof Kosiec Bartłomiej Kucharski OCD Danuta Piekarz Damian Sochacki OCD Dorota Zabrzeska Jerzy Zieliński OCD W spółpracują: Paweł Hańczak OCD Krzysztof Górski OCD Paweł Porwit OCD Artur Rychta OCD Szczepan T. Praśkiewicz OCD Bogusława Stanowska-Cichoń Marian Zawada OCD A dres: „Głos Karmelu” Wydawnictwo Karmelitów Bosych ul. Z. Glogera 5 31-222 Kraków www.gloskarmelu.pl P renumerata: Barbara Chucherko tel. 12 416 85 00, 12 416 85 12 email: prenumerata@gloskarmelu.pl Konto: Bank PEKAO S.A. nr 38 1240 2294 1111 0010 1138 4521 K orekta: Aleksandra Dawiec, Szymona Panicz KDzJ O pracowanie graficzne, dtp, prepress: Paweł Matyjewicz

43

D ruk: Zakład graficzny COLONEL S.A. – Kraków W ydawca: Wydawnictwo Karmelitów Bosych

Jesteśmy na www.facebook.com/GlosKarmelu

Redakcja zastrzega sobie prawo skracania i adiustacji tekstów, zmiany tytułów. Nie zwraca artykułów nie zamówionych. Zdjęcia nie podpisane pochodzą z archiwum redakcji. Fot. na okładce: Barbelo | Dreamstime.com

GŁOS KARMELU 01 2 0 1 2

2


Ojcze nasz któryś jest w niebie

Ź Ź

ródło – to słowo symbol, który dla każdego człowieka jest czytelny. Miejsce początków, życia, orzeźwienia, czystości, przejrzystości – można by mnożyć skojarzenia, które pojawiają się w naszych myślach… Ale przecież, nie o to chodzi by rozmyślać, lecz by uklęknąć i zaczerpnąć świeżej żywej wody.

Rozpoczynając kolejny rok naszej wspólnej duchowej formacji, pragniemy powrócić do źródeł, uklęknąć i czerpać z modlitwy naszego Zbawiciela – Modlitwy Pańskiej. W niej, jak mówi nam Katechizm Kościoła Katolickiego streszcza się cała Ewangelia. Jej słowa od momentu wyartykułowania nieprzerwanie rozbrzmiewają przez wieki na całym świecie, zanosząc „najważniejsze prośby w najodpowiedniejszym porządku” (św. Tomasz z Akwinu). Już od pierwszych słów najważniejszej spośród modlitw stajemy – jak zauważa p. Danuta Piekarz – wobec największej nowości o Bogu, jaką przynosi Nowy Testament. Bóg jest naszym Ojcem! „Czy byłoby to słusznym, gdybyśmy ustami wymawiając to słowo – powie św. Teresa od Jezusa – nie dbali o zrozumienie umysłem tej niepojętej miłości, która w nim się wyraża i na wspomnienie której serce by w nas rozpływać się powinno?” Niniejszy numer Głosu Karmelu jest zatem próbą zbliżenia się do tej niepojętej Miłości. Dla wszystkich naszych prenumeratorów przygotowaliśmy również swoisty przewodnik: Ojcze nasz, ze św. Teresą od Jezusa. Publikacja ta stanowi doskonałą pomoc i uzupełnienie naszych spotkań w bieżącym 2012 roku.

fot. dreamstime.com

Redakcja


| Temat numeru

Najpiękniejsze oblicza niebieskiego Ojca

B B

óg jest niezgłębioną tajemnicą. Chociaż zbawieni nigdy nie pojmą Jego natury, to jednak będą wiecznie poznawać ją i wielbić, przebywając z Najświętszą Trójcą twarzą w twarz, widząc Ją taką, jaką jest (1 J 3, 2), odkrywając wciąż nowe Jej głębokości (1 Kor 2, 10). To fascynujące doświadczenie nigdy się nie skończy, dostarczając niewymownego szczęścia. Tutaj na ziemi „Boga nikt nigdy nie widział” (J 1, 18) tak, jak widzi się Go w niebie – pisze św. Jan Apostoł. Dlatego Bóg sam objawiał człowiekowi, kim jest. Najpierw powiedział: „Jestem, Który Jestem” (Wj 3, 14). Ujawnił swoją wieczną naturę,

która nie ma ani początku ani końca, której nie obejmą w pełni żadne określenia pisane z dużych liter: Miłość, Miłosierdzie, Wieczność, Moc, Wszechmoc, Pokój, Szczęście, Świętość, Doskonałość, Sprawiedliwość... Nawet zebrane razem w jedną całość nie są w stanie wyrazić przed człowiekiem Tego, który jako jedyny zna i pojmuje samego siebie. Najwięcej Bóg powiedział o Sobie poprzez Chrystusa: „Jednorodzony Syn, który jest w łonie Ojca, o Nim pouczył” – zaświadcza św. Jan. To w nauczaniu Jezusa ukazane nam zostały najpiękniejsze oblicza Jego i naszego Ojca.

Miłość stwarzająca Stwarzając twoją duszę, Ojciec nie korzystał z żadnej pomocy, nie użył też żadnego budulca. Wszystko, co istnieje, pochodzi z nieskończonej Jego głębi. Jako jedyny może powoływać do istnienia rozumne istoty z niczego – ex nihilo. Za autorami biblijnych ksiąg przywykliśmy mówić, że gdy On stwarza, wydaje z siebie tchnienie życia: „Stań się!”. Wprost z Jego wnętrza pochodzi stwórcza moc, która dała istnienie twej duszy. Nie było cię i nagle stałeś się. Pojawiła się nowa rozumna istota. Z jednej nieskończoności, którą było nieistnienie, w mgnieniu oka wszedłeś w inną – życie o nieskończonych horyzontach. „Patrzmy na życie we właściwym świetle... – zachęca święta Teresa od Dzieciątka Jezus. – To tylko chwila pomiędzy dwoma wiecznościami...”. „Stań się!” wypowiedziane przez Ojca nie było jednak słowem, tak jak ludzkie słowa, których drgania rozchodzące się w powietrzu dolatują do uszu. On nie potrzebuje słów, by zrealizowały się pragnienia Jego Serca. „Stań się!” wyraża Jego wolę, a ta realizuje się w wieczystym milczeniu, którego nie mąci żaden hałas; bez krzyku, nawet szeptu. Również w twojej duszy, choć w odmienny sposób,

„Stań się!” wypowiedziane przez Ojca nie było jednak słowem, tak jak ludzkie słowa, których drgania rozchodzące się w powietrzu dolatują do uszu. On nie potrzebuje słów, by zrealizowały się pragnienia Jego Serca. „Stań się!” wyraża Jego wolę, a ta realizuje się w wieczystym milczeniu, którego nie mąci żaden hałas; bez krzyku, nawet szeptu.

GŁOS KARMELU 01 2 0 1 2

4


w Stworzeniu, widzieć, jak promieniują w nim wszystkie Jego doskonałości i cała Jego piękność, jakby poprzez kryształ czysty i bez skazy” (OR 8). Wielka godność „bycia obrazem” Boga stawia człowieka przed pytaniami: W jakim celu nim jest? Dlaczego? Jaki jest ukryty w tym sens? Odpowiedź znalazła Elżbieta w pismach Pawłowych, a wraz z jej odnalezieniem poznała głębiej Pierwszą Osobę Bożą. Plan Boga Ojca. Błogosławiona oparła się na dwóch tekstach. Pierwszy jest fragmentem Listu do Efezjan: „W Nim [Chrystusie] bowiem [Ojciec] wybrał nas przed założeniem świata, abyśmy byli święci i nieskalani przed Jego obliczem. Z miłości przeznaczył nas dla siebie jako przybranych synów przez Jezusa Chrystusa, według postanowienia swej woli, ku chwale majestatu swej łaski” (1, 4–6). Drugi tekst Apostoła pochodzi z listu do Rzymian: „Albowiem tych, których od wieków poznał, tych też przeznaczył na to, by się stali na wzór obrazu Jego Syna, aby On był pierworodnym między wielu braćmi. Tych zaś których przeznaczył, tych też powołał, a któ-

GŁOS KARMELU 01 2 0 1 2

16

rych powołał – tych też usprawiedliwił, a których usprawiedliwił – tych też obdarzył chwałą” (8, 29n). Elżbieta dostrzegła zawarty w tych tekstach odwieczny plan Ojca względem całego stworzenia – być zjednoczoną z Jezusem i podobną do Niego. Bo to On jest przede wszystkim w pełnym tego słowa znaczeniu „Odblaskiem”, „Pięknem” Ojca (por. Hbr 1, 3; por. P 84, 85, 87). Znalazła przy tym osobiste powołanie i tożsamość stawania się „Uwielbieniem Chwały” Ojca. Trzeba dodać, że kiedy przyszła w jej życiu śmiertelna (jak na ówczesne czasy) choroba Addisona, przy pomocy łaski odkryła wartość cierpienia. Zrozumiała je jako możliwość jeszcze większego upodobnienia do Chrystusa – Męża Boleści. Napisała do swojej mamy: „Nigdy dotąd Bóg nie dał mi tak poznać, że ból jest największym dowodem miłości, jaki może dać On swojemu stworzeniu” (ETL 312). To tak jakby Elżbieta chciała dodać do „Pawłowego łańcucha”: usprawiedliwiony jest ukrzyżowany wraz z Chrystusem, a ukrzyżowany – obdarzony chwałą. Krzyż? Tak, ale złączony z Jezusem: jakże jest on owocny

fot. J. Zieliński OCD

Krzyż jest także pieczęcią, którą naznaczeni są idący z Chrystusem. Podążając na własną Kalwarię, mogą wraz z Nim „wznosić ku Ojcu hymn uwielbienia”.

i chwalebny! A wszystko po to, by wraz z Synem Boga stać się małymi dziećmi. Bo człowiek tak silnie zjednoczony z Jezusem prowadzony jest do tajemnicy dziecięctwa Bożego. Jezus daje mu własną ufność, by człowiek miał siłę zaufać, pomimo cierpienia. W Nim człowiek jest przyjęty przez Ojca jako dziecko (staje się przybranym dzieckiem Boga), a dzieje się to wszystko przy pomocy Ducha Świętego, który woła w nas „Abba, Ojcze” (Rz 8, 15; NW 31). Ten wewnętrzny istniejący w nas okrzyk Trzeciej Osoby Bożej Elżbieta łączy z tajemnicą obecności całej Trójcy Świętej w osobie ludzkiej. W świetle tej tajemnicy znamienny jest jej komentarz do najbardziej znanej chrześcijańskiej modlitwy – Modlitwy Pańskiej. Ojciec z całą Trójcą tworzący niebo w duszy. Karmelitanka zapisze w rekolekcyjnych notatkach: „«Ojcze nasz, któryś jest w niebie…» [Mt 6, 9]. To w «tym małym niebie», które On sobie uczynił w centrum naszej duszy, mamy Go szukać i tam mamy zamieszkiwać” (NW 32). Misterium zamieszkiwania Boga w człowieku, będącym w stanie


jeszcze słowa czulsze, o bardziej melodyjnym brzmieniu nie rozweseliły mej duszy; windą, która mnie uniesie aż do Nieba, są twoje ramiona, o Jezu! a do tego nie potrzebuję wzrastać, przeciwnie, powinnam zostać małą, stawać się coraz mniejszą. O mój Boże, przewyższyłeś wszelkie moje oczekiwanie, toteż pragnę wyśpiewywać Twoje miłosierdzie” (Rps C 3r). Zauważmy, że miłość Boża ma tutaj wymiar miłości… macierzyńskiej. Bóg Ojciec kocha człowieka, jak czuła i wierna matka kocha swoje dziecko. Myślę jednak, że w dużej mierze Teresa mogła zrozumieć ten tekst z Pisma Świętego dzięki doświadczeniu, jakim był dla niej kontakt z bł. Ludwikiem Martin. On kochał ją miłością ojcowską mającą w sobie dużą dozę „macierzyńskości”. Przecież musiał zastąpić swoim dzieciom zmarłą żonę… Nie odbiera to jednak uniwersalności obrazowi, którym jest miłość ojca do swoich dzieci i roli, jaką ta miłość odgrywa w kształtowaniu się relacji z Bogiem. Bł. Ludwik Martin jawi się w opisie małej Teresy jako obraz miłującego Ojca niebieskiego, kochającego swoje dzieci miłością bezwarunkową. Nic nie może tej miłości zaćmić, nawet cierpienie… Doświadczył go bł. Ludwik w sposób niezwykle dojmujący i… zawstydzający.

Zachorował bowiem u kresu swojego życia na chorobę psychiczną. Ten czuły, delikatny, kochający mężczyzna nagle stał się bezradnym umysłowo chorym kaleką. „Tak piękne życie miało być uwieńczone godną próbą. Niezadługo po moim wstąpieniu do Karmelu, Ojciec, tak słusznie przez nas umiłowany, dotknięty został atakiem paraliżu nóg, który powtórzył się kilkakrotnie. Nie skończyło się jednak na tym; doświadczenie byłoby nazbyt słodkie, a przecież bohaterski Patriarcha złożył Bogu siebie jako ofiarę całopalną. Toteż paraliż zmienił swój bieg, umiejscowił się w czcigodnej głowie ofiary przyjętej przez Pana... Brak mi już miejsca, by podać wzruszające szczegóły, zaznaczę tylko, że trzeba nam było wychylić kielich aż do dna i rozłączyć się na okres trzechletni z czcigodnym naszym Ojcem, powierzyć go rękom osób wprawdzie zakonnych, ale obcych. Przyjął to doświadczenie, zdając sobie sprawę z tak wielkiego upokorzenia, a posunął swoje bohaterstwo tak daleko, że nie chciał, aby modlono się o jego zdrowie” (TDL 261). Ból z powodu choroby taty jeszcze ściślej jednoczy Teresę z cierpieniem Jezusa. Widzi w twarzy swojego Ojca oblicze umęczonego Zbawiciela. Znowu bł.

fot. P. Hensel OCD

Otóż i ja chciałabym znaleźć taką windę, która by mnie uniosła aż do Jezusa, bo jestem zbyt mała, by wstępować po stromych stopniach doskonałości.

Ludwik staje się dla małej Świętej ikoną Boga. Tym razem ukrzyżowanego. Bóg cierpi z miłości swoją torturę krzyżową. Pan Ludwik też cierpi z miłości do swoich najbliższych. Oddaje za nich życie, składa siebie w ofierze. Niektórzy teologowie twierdzą, że cierpienie Syna Bożego odzwierciedla ból Ojca niebieskiego, który zraniony jest przez brak miłości ze strony swoich stworzeń… Gdybyśmy poszli tą ścieżką rozważań, moglibyśmy w chorobie bł. Ludwika dostrzec oblicze Boga Ojca poranione ludzką obojętnością. Teresa widzi te dwa oblicza, stanowią one dla niej swoistą jedność. Czuje, że głównym źródłem cierpienia jest odrzucenie miłości. Bóg cierpi, bo ludzie Go odrzucają, ale mimo tego nie przestaje kochać. Cierpi i kocha… „Widziałam rzeczywiście Tatusia, jak szedł pochylony wiekiem... To był rzeczywiście on, niosący na swej czcigodnej twarzy, na swej siwej głowie, znak swego chwalebnego doświadczenia... Jak godne uwielbienia Oblicze Jezusa było podczas Męki zakryte, tak twarz Jego wiernego sługi została zasłonięta w dniach jego cierpienia, by w końcu rozpromienić się w Ojczyźnie Niebieskiej obok swego Pana, Słowa Przedwiecznego. Z wyżyn tej niewysłowionej chwały, kiedy już królował w niebie, wyjednał nam nasz drogi Ojciec łaskę odkrycia sensu widzenia, które jego królewna miała w wieku, kiedy jeszcze nie trzeba obawiać się złudzeń. Z wyżyn tej chwały uprosił nam słodką pociechę zrozumienia, że już dziesięć lat przed naszym wielkim doświadczeniem Dobry Bóg nam je ukazał, jak Ojciec dał przeczuć swym dzieciom ich chwalebną przyszłość, z upodobaniem rozważając mające im przypaść bogactwa...” (Rps A 20v, 21r). Teresa miała to widzenie, o którym powyżej mówi, w wieku siedmiu lat. Wizja, która jest tu przedstawiona, dopełnia opisy czułej miłości ojcowskiej z pierwszych lat życia małej Świętej. Istotne jest to, że Teresa patrzy zawsze na swojego ziemskiego Ojca jako na ikonę Ojca niebieskiego. Ikonę promieniującą ciepłem nieskończonej Miłości. o. Bartłomiej Józef Kucharski OCD

19


| Misje

Męczennicy

fot. F. Jaworski OCD

z Acholi D D

zień Matki Bożej Szkaplerznej był dla mnie dniem w podróży. O 5.00 msza konwentualna dla współbraci i w drogę. Na miejsce dojeżdżam o 21.00. Jadę na północ Ugandy, do Acholi, regionu zamieszkałego w dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach przez plemię Acholi. To Uganda drugiej kategorii, od dwudziestu lat pogrążona w bratobójczej wojnie, dziś powoli podnosi się z ruiny. Na noc zatrzymuję się w miejscowości Kitgum, to tutaj w 1915 roku przybyli pierwsi misjonarze, włoscy kombonianie, by rozpocząć ewangelizację regionu. To tutaj trzy lata później, w 1918 roku parafia wyda owoc dwóch niezwykłych męczenników za wiarę, miejscowych katechistów, błogosławionych Dawida Okelo (16–18 lat) i Jildo Irwa (około 14–16 lat). Rano szukamy misji, by uczestniczyć w niedzielnej Eucharystii. Na porannej mszy świętej po angielsku kościół nabity po brzegi. Wchodzę do świątyni bocznym wejściem wprost na niszę z malowidłem dwóch nastoletnich chłopców z włóczniami wbitymi w piersi. Tak, to musi być tutaj, pomyślałem. Małe dzieci bawią się pod malowidłem, starsza kobieta na kolanach słucha mszy świętej, opierając się o podniszczoną ścianę z malowaną sceną męczeństwa. Po mszy świętej w zakry-

GŁOS KARMELU 01 2 0 1 2

36

stii pytam o pozwolenie koncelebry w następnej, która rozpoczyna się 10 minut później. Misjonarz się zgadza, uprzedzając, że będzie w języku lokalnym, ale „to przecież język naszych błogosławionych męczenników”, dorzuca z dumą. Ojciec Elie pracuje tu od 30 lat i jeszcze w procesji do ołtarza mi szepcze: „To byli nasi katechiści, z naszej parafii matki, tutaj słuchali nauk”. Opowiada tak żywo, jakby pamiętał wydarzenia, które przeżył osobiście, szczerze mówiąc wyglądał, jakby mógł je przeżyć, choć wydarzenia, o których mówił, wydarzyły się w roku 1918...

Błogosławieni nastolatkowie Chłopcy Dawid i Jildo pojawiają się na misji zaraz po przybyciu pierwszych misjonarzy. Oczywiście są z rodziny pogańskiej, nikt wcześniej nie słyszał tu o Ewangelii ani o Panu Jezusie. Dawid przychodzi na początku do misji ze względu na piękną dziewczynkę, którą w końcu misjonarze proszą, by wróciła do domu. Powoli sam przekonuje się do wiary w Chrystusa i jest wzorowym katechumenem. Jildo zaś jest tak zafascynowany naukami o Dobrym Pasterzu, że nawet nie przychodzi do domu na posiłki. Ojciec, oczywiście też poganin, który szczególnie kochał swego syna, przychodził z lito-

ści, przynosić synowi jedzenie do domu misjonarzy. Po roku nauki obaj zostają ochrzczeni, przyjmują pierwszą Komunię św. i bierzmowanie w dzień Świętej Teresy od Jezusa, 15 października 1916 roku. Uważni misjonarze widzą zaangażowanie neofitów, proponują chłopcom przygotowanie do bycia w przyszłości katechistami, nauczycielami nowej religii. Chłopcy rzetelnie przygotowują się do przyszłej misji w imię Chrystusa. Wydarzenia potoczyły się jednak szybciej, niż by się spodziewano. Doświadczony katechista Antoni, który przybył wraz z misjonarzami z innego regionu, umiera w Paimol, wiosce oddalonej o około 80 kilometrów od misji w Kitgum. Szesnastoletni Dawid zaproponował, że zastąpi Antoniego. Ojciec Cezare, odpowiedzialny za katechistów na nowej misji, jest sceptyczny wobec tej propozycji, wzywa Dawida do siebie i tłumaczy wszystkie niebezpieczeństwa czyhające na katechistę w terenie: rozległość obszaru do ewangelizacji, grasujące tam gangi poszukujące niewolników i złota, atmosfera silnego uprzedzenia wobec nowej religii ze strony mieszkańców tamtejszych wiosek i w końcu choroby, szczególnie epidemia Blackwater. Dawid słuchając wszystkich zastrzeżeń doświadczonego misjonarza,


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.