DOBRE DRZEWO - Władysław Kluz OCD

Page 1

Władysław Kluz OCD

DOBRE DRZEWO Opowieść o Ludwiku i Zelii Martin, rodzicach św. Teresy od Dzieciątka Jezus Wydanie trzecie poprawione

Wydawnictwo Karmelitów Bosych Kraków 2016


„Ka¿de dobre drzewo wydaje dobre owoce, a z³e drzewo wydaje z³e owoce. Nie mo¿e drzewo dobre wydaæ z³ych owoców ani z³e drzewo wydaæ dobrych owoców”. (Mt 7, 17–18)


Przedmowa Świêta Teresa od Dzieci¹tka Jezus udowodni³a wspó³czesnemu światu, ¿e świêtośæ nie jest pojêciem abstrakcyjnym albo historycznym, ale rzeczywistości¹ tak¿e naszych czasów. Świêtośæ Teresy Martin by³a owocem przede wszystkim ³aski Bo¿ej i wspó³pracy z ni¹, ale równie¿ i owocem „dobrego drzewa”, tj. pracy pedagogicznej rodziców. Sama Świêta w swej autobiografii zatytu³owanej Dzieje duszy wyznaje: „Kwiat, który zaczyna opowiadaæ swoje dzieje, cieszy siê, ¿e mo¿e mówiæ o przywilejach darmo otrzymanych od Jezusa, bo wie, ¿e nic w nim nie by³o takiego, co mog³oby ści¹gn¹æ na niego Boskie wejrzenie i ¿e jedynie mi³osierdzie Bo¿e sprawi³o to wszystko, co jest w nim dobrego… to Jezus sprawi³, ¿e wzrós³ on na ziemi świêtej i do g³êbi przesi¹kniêtej woni¹ dziewictwa. To On sprawi³, ¿e poprzedzi³o go osiem Lilii lśni¹cych biel¹” (Rps A 3v). Na czym polega³a metoda pedagogiczna pañstwa Martin, która wyda³a tak wspania³e owoce? Dwunastoletni Jezus, odnaleziony przez Maryjê i Józefa po trzech dniach dramatycznego szukania, na wymówki czynione Mu odpowiedzia³: „Czy nie wiedzieliście, ¿e powinienem byæ w tym, co nale¿y do mego Ojca?”. Powinniśmy byæ w tym, co nale¿y do Ojca niebieskiego. Otó¿ Zelia i Ludwik Martin naprawdê byli w sprawach Bo¿ych, tj. byli zanurzeni w ¿yciu nadprzyrodzonym. Wierzyli w Boga, w wiecznośæ i w duszê nieśmierteln¹ i umieli z tej wiary wyci¹gn¹æ logiczne wnioski. Nauczyli swoje dzieci traktowaæ powa¿nie wiarê nie jak piêkn¹, ale nierealn¹ tradycjê, ale jako si³ê, która prowadzi do zjednoczenia z Tym, który sam siê przedstawi³ jako Prawda, Droga i ¯ycie. Metoda pedagogiczna


6

pañstwa Martin polega³a na nauczeniu dzieci prawdy, ¿e powinniśmy byæ w tym, co nale¿y do Ojca niebieskiego. Fakty niniejszej opowieści o Ludwiku i Zelii Martin zaczerpniête s¹ z autobiografii św. Teresy od Dzieci¹tka Jezus, z listów pañstwa Martin i ich córek, ze wspomnieñ dzieci i z ¿yciorysu napisanego przez o. Stefana Józefa Piata pt. Rodzina Martin. Szko³a świêtości, z której wysz³a św. Teresa od Dzieci¹tka Jezus (Kraków 1983). W celu podkreślenia autentyzmu wewnêtrznych prze¿yæ bohaterów opowiadania, pos³ugiwano siê czêsto cytatami z listów i wplataniem w tekst myśli zawartych w Dziejach duszy. Wstêp do historii ¿ycia swoich rodziców napisa³a sama św. Teresa od Dzieci¹tka Jezus. Niech opowieśæ o ¿yciu Ludwika i Zelii Martin pos³u¿y rodzinom wspó³czesnym, aby by³y „dobrymi drzewami”, a dzieci ich „dobrymi owocami”. Autor


Wstêp Fragmenty z pism św. Teresy od Dzieci¹tka Jezus Dzieje duszy „Dobry Bóg nie potrzebuje nikogo, aby móg³ dope³niæ swojego dzie³a uświêcenia. Tak jak pozwala On zrêcznemu ogrodnikowi wyhodowaæ rzadkie i delikatne rośliny, daj¹c mu potrzebn¹ do tego umiejêtnośæ, sobie zaś rezerwuj¹c troskê o u¿yźnienie ziemi, tak i Jezus pragnie, by Mu pomagano w Boskiej uprawie dusz. Có¿ by siê sta³o, gdyby niezrêczny ogrodnik źle zaszczepi³ krzew?… albo nie umiej¹c odró¿niæ poszczególnych gatunków, chcia³ zaszczepiæ ró¿ê na brzoskwini?… Drzewo bêdzie musia³o uschn¹æ, a przecie¿ by³o dobre i zdolne do rodzenia owoców. W podobny sposób trzeba umieæ rozpoznaæ ju¿ w dzieciñstwie, czego dobry Bóg ¿¹da od dusz i wspó³pracowaæ z dzia³aniem ³aski, nigdy nie uprzedzaj¹c jej ani nie wstrzymuj¹c. Jak ma³e pisklêta ucz¹ siê śpiewaæ, ws³uchuj¹c siê w śpiew swoich rodziców, podobnie i dzieci nabywaj¹ znajomości cnoty, tego wznios³ego śpiewu Mi³ości Bo¿ej, przebywaj¹c w pobli¿u dusz trudni¹cych siê ich wychowaniem. Przypominam sobie, ¿e wśród moich ptaszków znajdowa³ siê czy¿yk, który zachwycaj¹co śpiewa³, mia³am te¿ maleñk¹ makol¹gwê, któr¹ opiekowa³am siê z macierzyñsk¹ troskliwości¹, poniewa¿ otrzyma³am j¹, zanim zdo³a³a cieszyæ siê szczêściem wolności. Ten biedny ma³y wiêzieñ nie mia³ rodziców, którzy nauczyliby go śpiewaæ, ale od rana do wieczora s³ucha³ czy¿yka wywodz¹cego swoje trele i chcia³ go naśladowaæ… Trudne


8

to by³o przedsiêwziêcie dla makol¹gwy; jej s³aby g³osik nie³atwo upodabnia³ siê do dźwiêcznego g³osu mistrza śpiewu. Uroczy widok przedstawia³y wysi³ki biednego maleñstwa, które ostatecznie zosta³y jednak uwieñczone sukcesem, poniewa¿ jej śpiew, nie trac¹c uroku swej wielkiej delikatności, sta³ siê identyczny ze śpiewem czy¿yka. Matko moja droga! Tyś to uczy³a mnie śpiewaæ… twój to g³os zachwyca³ mnie od dzieciñstwa, a i teraz cieszê siê, s³ysz¹c, ¿e jestem do Ciebie podobna!!! Wiem, jak mi jeszcze do tego daleko, niemniej jednak ufam, ¿e pomimo mej s³abości bêdê przez ca³¹ wiecznośæ powtarzaæ tê sam¹ pieśñ co Ty!…” (Rps A 53r–v). „Dobry Bóg da³ mi tê ³askê, ¿e bardzo wcześnie rozwin¹³ mój umys³ i wspomnienia z dzieciñstwa tak g³êboko utrwali³ w mej pamiêci, i¿ odnoszê wra¿enie, jakby wczoraj mia³o miejsce to, o czym bêdê opowiadaæ. W swej mi³ości Jezus niew¹tpliwie chcia³, abym pozna³a, jak niezrównan¹ da³ mi Matkê, zanim pospieszy³ ukoronowaæ j¹ w Niebie sw¹ Bosk¹ rêk¹!… Spodoba³o siê Dobremu Bogu otaczaæ mnie przez ca³e ¿ycie mi³ości¹, moje pierwsze wspomnienia pe³ne s¹ uśmiechów i najczulszych pieszczot!… ale jeśli On otoczy³ mnie tak wielk¹ mi³ości¹, nape³ni³ ni¹ tak¿e moje ma³e serce, czyni¹c je mi³uj¹cym i wra¿liwym. Ja tak¿e bardzo kocha³am Tatê i Mamê…” (Rps A 4v). „Maj¹c tak¹ naturê, ³atwo sta³abym siê bardzo niedobra, a mo¿e nawet posz³abym na zatracenie, gdyby mnie nie wychowywali rodzice cnotliwi… Ale Jezus czuwa³ nad swoj¹ oblubienic¹ i chcia³, aby wszystko wysz³o jej na dobre. Dozwoli³, ¿e wady wcześnie karcone pos³u¿y³y jej do postêpu w doskona³ości” (Rps A 8v).


93

Ma³y bobasek Teraz Zelia prawie w ka¿dym liście zdawa³a relacje o najm³odszym dziecku – Tereni. Do brata pisze 1 czerwca 1874 roku. „Za wyj¹tkiem pierworodnej nie mia³am dziecka tak silnego. Wydaje siê byæ bardzo inteligentna. Jestem szczêśliwa, ¿e j¹ mam, bêdzie pewno ju¿ ostatnia. Bêdzie ³adna i teraz ju¿ jest pe³na wdziêku. Podziwiam jej ma³e usteczka, o których mamka wyrazi³a siê, ¿e «s¹ wielkie jak oczko»”. 25 czerwca matka pisze do swych najstarszych córek: „Ma³y bobasek przychodzi, by pog³askaæ mnie swoj¹ malutk¹ r¹czk¹ po twarzy i uściskaæ mnie. To maleñstwo nie chce ode mnie odejśæ, stale jest przy mnie. Bardzo lubi przebywaæ w ogrodzie, ale jak mnie tam nie ma, nie chce pozostaæ i p³acze tak d³ugo, a¿ jej do mnie nie przyprowadz¹… Jestem szczêśliwa z tego, ¿e jest do mnie przywi¹zana, ale jest to k³opotliwe!”. 9 sierpnia Zelia powiadamia brata i jego ¿onê o chorobie Tereni: „Terenia by³a bardzo chora w tym tygodniu. Prawda, ¿e to by³ tylko ból zêbów, ale w jakim ona znajdowa³a siê stanie! ¯al by³o patrzeæ na jej buziê, a jêzyczek mia³a opuchniêty i obsypany krostami, tak ¿e nie mog³a nic jeśæ. Radzi³am siê lekarza, który mi kaza³ zmusiæ j¹ do wypicia przynajmniej mleka. Niemo¿liwe, by opowiedzieæ Wam wszystkie trudności, jakie przesz³am. We dnie i w nocy trzeba by³o byæ przy niej. Cierpia³a bardzo. Trwa³o to osiem dni. Teraz jest znacznie lepiej i zaczyna ju¿ jeśæ trochê kleiku. Ale jest jeszcze bardzo s³aba i nic nie robi tylko śpi. Ca³e szczêście, ¿e nie wypad³o


94

to na czas Waszego tu pobytu. Mielibyście w¹tpliw¹ przyjemnośæ!”. 8 listopada Zelia pisze do bratowej: „Terenia staje siê coraz ³atwiejsza, szczebioce od rana do wieczora. Śpiewa nam piosenki, ale trzeba byæ przyzwyczajon¹, by je zrozumieæ. Jest bardzo inteligentna, a modli siê jak anio³ek. To istny idea³!”. Natomiast 14 marca 1875 roku Zelia pisze do bratowej o przejawach pobo¿ności u dwuletniej Tereni: „Terenia trzyma siê dobrze, świetnie wygl¹da, jest bardzo inteligentna i prowadzi z nami zabawne rozmowy. Umie ju¿ modliæ siê do dobrego Boga. W ka¿d¹ niedzielê idzie na czêśæ nieszporów i gdyby, na nieszczêście, zapomnia³o siê j¹ tam zaprowadziæ, p³aka³aby niepocieszona. Kilka tygodni temu wziêto j¹ po po³udniu, w niedzielê, na przechadzkê. Nie by³a wiêc «na Msy», jak ona to powiada. Po powrocie wybuchnê³a g³ośnym p³aczem, mówi¹c, ¿e ona chce iśæ na Mszê świêt¹. Otwar³a drzwi i ucieka³a w rzêsisty deszcz w stronê kościo³a. Pobiegniêto za ni¹, by j¹ zawróciæ. P³aka³a prawie godzinê. Kiedyś odezwa³a siê na g³os do mnie w kościele: «By³am na Msy, prawda? I dobrze siê modli³am do Boga». Kiedy tatuś powróci³ wieczorem, a nie zauwa¿y³a, by odmówi³ swoje pacierze, zapyta³a go: «Tatusiu, dlaczego nie odmawiasz paciorka? Czy by³eś w kościele z paniami?». Od pocz¹tku Wielkiego Postu chodzê na Mszê świêt¹ na szóst¹. Czêsto jest ju¿ rozbudzona. Kiedy wychodzê, mówi do mnie: «Mamusiu, bêdê bardzo grzeczna». I rzeczywiście nie wstaje i zasypia z powrotem”.


95

„Chodź do mnie, skarbie” Schody. Na górze Zelia, na dole gramol¹ca siê najmniejsza pociecha. – Tereniu, przyjdź do mnie! Ma³e dziecko nie umie jeszcze chodziæ, dopiero raczkuje. Podnosi nó¿kê na stopieñ, pomaga sobie r¹czkami, czyni wysi³ek i… bêc. Le¿y i wo³a g³ośno: „Mamo, mamo!”. Zelia nie ustêpuje w zachêcaniu dziecka do nowych wysi³ków: – Mój skarbie, spróbuj jeszcze raz! Tym razem Terenia podnosi drug¹ nó¿kê i znowu… bêc. Nowe wo³anie: „Mamo! mamo!” by³o bardziej b³agalne i ¿a³osne. – Tereniu, spróbuj, jeszcze raz! No, s³oneczko moje, chodź. Kiedy i tê próbê koñczy pozorna klêska dziecka, a wo³anie „Mamo” zaczyna przypominaæ tr¹bienie anielskie w dniu ostatecznym, Zelia zbiega po schodach, podnosi z ziemi maleñstwo, ca³uje jego mokre od ³ez policzki. Terenia z pe³nym zaufaniem po³o¿y³a g³ówkê na sercu matki, która na rêkach wynios³a po schodach swój najwiêkszy skarb. – Ciekaw¹ masz metodê pedagogiczn¹ – zagadn¹³ Ludwik ¿onê, który obserwowa³ ca³e zajście. – W ten sposób uczê Tereniê samodzielności i pokory. – Ha, ha, dziewczynka ma dopiero rok, a mamusia uczy je pokory. Czy to nie gruba przesada? – Nie śmiej siê, Ludwiku! Tak jest, uczê Tereniê pokory. Przecie¿ to jest prawda ¿yciowa, ¿e cz³owiek, ustawicznie, przez ca³e ¿ycie, nie jest istot¹ samowystarczaln¹, ¿e jest zdany na pomoc otoczenia, wspólnoty, i sam


96

powinien tej pomocy udzielaæ innym. Dziecko musi odczuæ tê zale¿nośæ i nauczyæ siê wdziêczności za pomoc. Inaczej bêdzie uwa¿a³o, ¿e jest pêpkiem świata, wiêc na ka¿de zawo³anie i widzimisiê, ka¿dy, pocz¹wszy od matki i ojca, musi spe³niaæ jego pragnienia. – Przysz³a mi dziwna myśl, Zelio, ¿e dobry Bóg postêpuje z nami, podobnie jak ty z Tereni¹. Wo³a: „Przyjdźcie do Mnie wszyscy… b¹dźcie doskonali, jak doskona³y jest Ojciec wasz niebieski”. A my? Robimy wysi³ek, ¿eby zbli¿yæ siê do Boga, podnosimy siê po stopniach doskona³ości, a tu bêc… upadek, grzech. Dobry Bóg w swej dobroci nie rezygnuje z nas i na nowo przyzywa swoj¹ mi³ości¹. A my, wo³aj¹c: „Bo¿e, zmi³uj siê”, znowu podnosimy siê przez spowiedź, wspinamy siê na górê świêtości i… znowu upadamy. – D³ugo rozwa¿a³am s³owa św. Paw³a: „Któ¿ mnie wyzwoli z cia³a, [co wiedzie ku] tej śmierci?”. Jaki¿ dramat kryje to pytanie zadane przez jednego z najwiêkszych świêtych? Dobrze, ¿e zostawi³ odpowiedź: „£aska Bo¿a przez Jezusa Chrystusa”. – Tak, kiedy cz³owiek zrozumie swoj¹ niemoc, wtenczas pochyla siê nad nami Jezus, podnosi nas, przytula do swojego Bo¿ego Serca, tak jak ty teraz Tereniê, i unosi nas do nieba. Bezbronne dziecko spokojnie spa³o w ramionach matki. Widaæ, ¿e by³o mu dobrze i bezpiecznie przy tej, która by³a gotowa daæ za nie ¿ycie.

Kto mnie najwiêcej kocha? Terenia z ka¿dym dniem rozwija³a siê nie tylko fizycznie, ale i umys³owo. Teraz ju¿ wiedzia³a, ¿e nikt z ludzi jej tak nie kocha jak rodzice. St¹d pragnê³a zawsze byæ przy


97

nich. Nie odstêpowa³a Zelii ani na krok. Po po³udniu robi³a tylko jeden wyj¹tek. Wybiega³a przed dom i oczekiwa³a na ojca wracaj¹cego z pracy. Ju¿ idzie! I oto za chwilê Terenia staje mu na bucie, a Ludwik obnosi j¹ w ten sposób po ogrodzie i po wszystkich pokojach. – Ludwiku, nie rozpieszczaj dziecka! – karci³a mê¿a roześmiana Zelia. – Có¿ chcesz! Przecie¿ to moja królewna! Ludwik nastêpnie bra³ Tereniê na rêce, podnosi³ wysoko, sadza³ sobie na ramieniu, ca³owa³ i czule pieści³. – Tatusiu, bardzo mnie kochasz? – zapytywa³a filuternie Terenia. – Tak! Bardzo mocno ciê kocham, moja królewno. – A jak? – Nad ¿ycie. – Co to znaczy nad ¿ycie? – ¯e gotów jest oddaæ w³asne ¿ycie, abyś by³a szczêśliwa. – To mnie nikt mocniej nie kocha ni¿ ty? – Jest ktoś, kto jeszcze mocniej ciê kocha ni¿ ja. – Mamusia? – Nie, mamusia ciebie kocha tak samo jak tatuś. – Wobec tego, kto to jest? – Ten, kto stworzy³ mamusiê i tatusia, a potem rzuci³ w nasze serca iskrê mi³ości rodzicielskiej ze swojego Serca, które jest samym ogniskiem wszelkiej mi³ości. – To dobry Bóg? – Tak, kochane dziecko, dobry Bóg, do którego modlimy siê s³owami: Ojcze nasz, i od którego, jak mówi św. Pawe³, pochodzi wszelkie ojcostwo. – To Bóg tak bardzo nas kocha?


98

– Tak nas ukocha³, ¿e Syna swego Jednorodzonego da³, aby kto w Niego wierzy, nie zgin¹³, ale ¿eby mia³ ¿ycie wieczne, to znaczy, aby znalaz³ siê w niebie. – A co to znaczy, ¿e dobry Bóg da³ swego Syna? – „Da³” to znaczy, ¿e pozwoli³, aby Jezus Chrystus, Jego Syn, wzi¹³ cia³o ludzkie z przeczystej swej Matki Maryi, i sta³ siê naszym bratem i przyjacielem. – A Jezus bardzo nas kocha? – Sam powiedzia³, ¿e nie ma wiêkszej mi³ości, jak duszê, czyli swoje ¿ycie, daæ za przyjació³. Otó¿ Jezus nie tylko oznajmi³ nam swoj¹ mi³ośæ, ale umar³ za nas na krzy¿u. Widzisz ten krzy¿, Tereniu, który w pokoju jest zawieszony na honorowym miejscu. Oto dowód mi³ości Boga do cz³owieka i tak¿e do ciebie. – A jak mam siê odwdziêczyæ Jezusowi za tê mi³ośæ? – Za mi³ośæ p³aci siê tylko mi³ości¹. Ukochaj Jezusa nie tylko s³owami, ale ¿yciem, spe³niaj¹c Jego wolê. Wtedy zostaniesz świêt¹ i w ten sposób udowodnisz Bogu swoj¹ mi³ośæ. – A czy mogê uca³owaæ Jezusa Ukrzy¿owanego? – Mo¿esz, drogie dziecko. Tatuś podniós³ Tereniê na rêkach, a ona z³o¿y³a delikatny, ale jak¿e gor¹cy poca³unek na ranach Tego, który jest sam¹ Mi³ości¹.

Niegrzeczna królewna – Królewno moja, chodź mnie uściskaæ. – To ty, tatusiu, pofatyguj siê do mnie – odpowiedzia³a buñczucznie Terenia z wy¿yn huśtawki. Te s³owa tak zdumia³y Ludwika, ¿e na moment przystan¹³, a potem zdecydowanym krokiem uda³ siê do domu.


99

– Tereniu!… Jak mog³aś tak brzydko odpowiedzieæ tatusiowi – skarci³a m³odsz¹ siostrê Maria. B³yskawiczna refleksja, skok z huśtawki i ju¿ Terenia biegnie do domu tak szybko, jak tylko na to pozwalaj¹ jej maleñkie nó¿ki, i krzyczy z ca³ych si³ przejmuj¹co: – Tatusiu! Tatuniu! Dobiega do ojca, krótkie r¹czki obejmuj¹ jego nogi, a usta szepcz¹: – Tatusiu, przebacz, przebacz… Ludwik nie móg³ w¹tpiæ w szczerośæ ¿alu córki. Podniós³ j¹, przytuli³ do siebie mocno i zacz¹³ uspokajaæ. – Tereniu, ju¿ dobrze, dobrze… Przebaczam ci, tylko ju¿ nie p³acz. Jeszcze d³ugo Terenia poci¹ga³a noskiem i chwyta³a gwa³townie powietrze. Wieczorem Ludwik, trzymaj¹c swoj¹ „królewnê” na kolanach, mówi³ ³agodnie: – Tereniu, a teraz przeprosimy wspólnie dobrego Ojca niebieskiego za nasze winy. – A jakie? – Widzisz, mój skarbie, ja ci ju¿ przebaczy³em. Jednak swoim zachowaniem obrazi³aś nie tylko mnie, ale i Pana Boga, którego tak bardzo chcesz kochaæ. Dlatego teraz uklêkniemy i wspólnie przeprosimy Jezusa Ukrzy¿owanego. Poprosimy o przebaczenie i przyrzekniemy poprawê. Chcesz byæ dobr¹ królewn¹? – Tak tatusiu – odpowiedź by³a krótka, ale tonacja g³osu nie budzi³a najmniejszej w¹tpliwości w prawdziwośæ przyrzeczenia. A jednak. Pewnego ranka Zelia wychodzi³a do miasta po pieczywo na śniadanie. Zagl¹dnê³a do pokoju dziewczynek. Pochyli³a siê nad beniaminkiem, aby z³o¿yæ poca³unek na czole. Terenia mia³a zamkniête oczy,


100

wiêc mama s¹dzi³a, i¿ córka śpi. Nie chc¹c jej budziæ, podnios³a siê i ju¿ mia³a wyjśæ z pokoju, gdy Maria roześmia³a siê: – Ale¿, mamusiu! Terenia tylko udaje, ¿e śpi. – To taki z ciebie figlarz, Tereniu? – i znowu matka pochyli³a siê nad dzieckiem. Wtem b³yskawicznie Terenia schowa³a siê pod ko³drê i odezwa³a siê rozkapryszonym g³osem: – Nie chcê, aby mnie widziano. Nie spodoba³o siê to Zelii. Kocha³a nad ¿ycie swoje córki i mo¿e w³aśnie dlatego pragnê³a je wychowaæ na mê¿nych ludzi z charakterem, a nie na rozpieszczone kokietki. Nie skarci³a dziecka, lecz bez s³owa skierowa³a kroki ku drzwiom. Tymczasem pod ko³derk¹ rozegra³a siê dramatyczna walka. Do Tereni dotar³o, ¿e obrazi³a mamusiê, a przecie¿ tak szczerze pragnê³a byæ grzeczna. W u³amku sekundy odrzuci³a ko³derkê i ju¿ w koszulce d³u¿szej ni¿ w³aścicielka biegnie do mamy. Zapl¹ta³o siê biedactwo w falbankach, podnosi siê i drepcze dalej. – Mamusiu, przebacz! – Naprawdê ¿a³ujesz, kochanie? – Szalenie! – A jak bêdzie na przysz³ośæ? Terenia ju¿ teraz pamiêta, jak ³atwo z³ama³a przyrzeczenie dane ojcu. Dlatego mówi g³osem cz³owieka, który odkry³ tê prawdê, ¿e nie zawsze czyni to, co chce, ale czasem robi to, czego nie chce: – Postaram siê byæ dobr¹ królewn¹! Tylko poca³uj mnie, mamusiu.


Spis treści Przedmowa . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Wstêp . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Fragmenty z pism św. Teresy od Dzieci¹tka Jezus . . . . „Dzieje duszy” . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Listy . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Rodziny Martin i Guérin . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Rodzina Martin . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Rodzina Guérin . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

5 7 7 7 9 13 13 15

Szukanie drogi . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Historia siê powtarza . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Odpowiedzialnośæ za ¿ycie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . „Starajcie siê naprzód o Królestwo Bo¿e” . . . . . . . . . . . . Pokusy Pary¿a . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Śmieræ puka do drzwi ¿ycia . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Powalony d¹b . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Upragniony syn . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Podwojona mi³ośæ . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Nowy anio³ . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Schy³ek ludzkiego ¿ycia . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Pierwsze rozstania . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Krañcowe rzeczywistości . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Bardziej ni¿ w³asne ¿ycie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Dziecko w oczach wierz¹cej matki . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Wojna . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Okupacja . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Nie samym chlebem cz³owiek ¿yje . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Decyzja . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Ty bêdziesz kiedyś ró¿¹ . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Narodziny z ducha . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Walka o ¿ycie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Cena zbawienia . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Wakacje . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Kim bêd¹ dzieci? . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

17 22 26 30 33 37 39 41 45 47 50 54 57 59 60 65 68 70 74 77 79 82 86 88 91


360 Ma³y bobasek . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . „Chodź do mnie, skarbie” . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Kto mnie najwiêcej kocha? . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Niegrzeczna królewna . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Terenia chce byæ piêkna . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Przedziwne ¿yczenie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . „Moje imiê zapisane jest w niebie” . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Norma modlitwy . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . „Ja wybieram wszystko” . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Si³a wzroku dziecka . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Wtajemniczenie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Zwierzenia matki . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Jest jeszcze tyle do zrobienia . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Wyj¹tek w regule . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Zburzona wie¿a . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Ograniczenie nocnej swobody . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Sprawdzian świêtości . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Nie³atwo byæ anio³kiem . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Nie mam czasu chorowaæ . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Ub³ocona twarz cz³owieka . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Sk¹d siê bierze si³a do pracy? . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Do zobaczenia w domu Ojca . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Mali pasa¿erowie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Dzielny stra¿ak . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Doświadczony pedagog . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Dosyæ ma dzieñ swojej biedy . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Budz¹ce siê powo³ania . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Wyrok . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Jestem bardzo spokojna . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Siostra wyprzedza Zeliê . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Przemiana . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Plany ¿yciowe Teresy . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Potrzeba ¿yczliwości . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Próba wiary . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Ostatnie ukojenie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Dni zbawienia . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

93 95 96 98 101 104 105 108 111 113 116 118 119 126 130 133 135 139 140 142 143 145 149 152 155 157 160 162 165 167 170 173 177 179 182 184


361 Przede wszystkim obowi¹zek . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Przekazanie klejnotów . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Wiara zmienia siê w widzenie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Ostatni poca³unek . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Trudna decyzja . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Les Buissonnets . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Dzieñ powszedni . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Brylanty we w³osach . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . S¹d z mi³ości . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Szklanki pe³ne wody . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . ¯ywe srebro . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Tajemnicza postaæ . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Morze . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . ¯ycie pustelnicze . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Lalki te¿ maj¹ swoje ciocie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Korona bia³a i czerwona . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Pustynia poci¹ga . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . „Na wieki, na wieki…” . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Prawdziwi przyjaciele . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Spisek . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Nowe rozstanie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Kapelusz zamienia siê w potwora . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Zachwycaj¹cy uśmiech . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Refleksje na cmentarzu . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Ozdabianie serca . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Najpiêkniejszy dzieñ ¿ycia . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Mi³ośæ uprzedzaj¹ca . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Czar Wiednia . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Bajka o ośle i piesku . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Rozmaite drogi powo³ania . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Nowi opiekunowie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Prze³om . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Bóg zaszczyca Ludwika . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Pragnê . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Nowa przeszkoda . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . I znowu przeszkoda . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

186 188 191 193 194 198 200 203 205 208 211 213 215 217 219 222 224 228 231 234 237 240 242 245 248 250 253 255 259 261 264 266 268 271 274 278


362 Przedzia³ świêtego Marcina . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . „Wst¹pisz, jeśli Pan Bóg zechce!” . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Podró¿e kszta³c¹ . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Sól ziemi . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Faryzeusz? . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Pukania ci¹g dalszy . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Cicha Noc Bo¿ego Narodzenia . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Jagni¹tko . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Przekroczony próg . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Abraham . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Honor i zaszczyt . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Apetyt postulantki . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Śmieræ pocz¹tkiem ¿ycia . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Uciekinier . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Imieniny . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Przygotowanie tronu . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Ob³óczyny . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . „Dom Dobrego Zbawiciela” . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Dialogi pod Krzy¿em . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Zaślubiny z Bogiem . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Do widzenia w niebie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Jak mocne dêby . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Jezus, Maryja, Józef . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Alabastrowe naczynia . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

282 286 291 295 298 300 303 306 308 310 312 314 316 318 321 324 326 328 330 341 345 346 349 350

Epilog

355

................................................

Dodatek: Świêci Zelia i Ludwik Martin

..............

357


© Copyright for the Polish edition Wydawnictwo Karmelitów Bosych, Kraków 2016 Redakcja i korekta Iwona Pawłowska Dtp Tomasz Kuzara OCD Okładka Paweł Matyjewicz Imprimi potest Tadeusz Florek OCD, prowincjał Kraków, dnia 18 marca 2016 r. nr 60/2016 Wydawnictwo Karmelitów Bosych 31-222 Kraków, ul. Z. Glogera 5 tel.: 12-416-85-00, 12-416-85-01 fax: 12-416-85-02 www.wkb-krakow.pl www.karmel.pl e-mail: wydawnictwo@wkb.krakow.pl

ISBN 978-83-7604-391-3 Druk i oprawa: OZGraf – Olsztyn


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.