MALEŃKA NIC - Grażyna Pawlaczyk

Page 1

GraĔyna Pawlaczyk

MALEýKA NIC Powieść biograficzna o Małej Arabce (św. Marii od Jezusa Ukrzyżowanego)

Kraków 2017


WSTÊP Dla klasztoru karmelitanek bosych w Betlejem rok 1901 by³ wyj¹tkowy. Mija³o w³aŎnie 25 lat od dnia, w którym szczêŎliwa wspólnota pierwszych mniszek rozpoczê³a regularne ¿ycie zakonne. Karmelitanki powziê³y jednog³oŎnie decyzjê o uroczystych obchodach tej rocznicy. Przeorysza matka Zahra zdecydowa³a, ¿e na pocz¹tek trzeba gruntownie wysprz¹taæ ka¿dy zakamarek klasztoru. Prace zosta³y szczegó³owo zaplanowane i rozdzielone pomiêdzy siostry. Ka¿da z mniszek mia³a przede wszystkim zaj¹æ siê porz¹dkowaniem zamieszkiwanego przez siebie pokoju. Wkrótce zewsz¹d dochodzi³y odg³osy prowadzonych w pocie czo³a prac. Tak¿e w celi znajduj¹cej siê w pó³nocnej czêŎci klasztoru krz¹ta³a siê szybko i sprawnie siostra Leila. O ca³kowitym zaanga¿owaniu w powierzone jej zadanie Ŏwiadczy³ stan za³o¿onego na habit fartucha, który jeszcze godzinê wczeŎniej by³ zupe³nie czysty, a teraz przypomina³ wielobarwny pejza¿. Siostra Leila mia³a dwadzieŎcia dwa lata, by³a najm³odsz¹ mniszk¹ w klasztorze i jedyn¹ nowicjuszk¹. Wst¹pi³a do Karmelu dwa lata wczeŎniej, gdy ju¿ stracono nadziejê na to, czy jeszcze kiedykolwiek wspólnota bêdzie mog³a cieszyæ siê nowymi powo³aniami. Siostra Leila podesz³a do sprz¹tania w sposób pragmatyczny i zaplanowany w najdrobniejszych szczegó³ach. Ju¿ tydzieñ wczeŎniej przemyŎla³a kolejnoŎæ niezbêdnych do wykonania prac naprawczych i porz¹dkowych, spisa³a wszystkie potrzebne do tego materia³y i narzêdzia, przewidzia³a czas, jaki zajmie jej ka¿da z czynnoŎci. Lubi³a byæ dobrze zorganizowana. Gdy nadesz³a odpowiednia pora, przedstawi³a opracowany plan matce przeoryszy, która przyjê³a sw¹ córkê


10

duchow¹ z wielk¹ radoŎci¹ i ciekawoŎci¹ zarazem, gdy¿ siostra Leila zd¹¿y³a ju¿ przyzwyczaiæ wspólnotê do coraz Ŏmielszych i za ka¿dym razem coraz bardziej oryginalnych pomys³ów, które choæ poparte jej dobr¹ wol¹, jednak nie zawsze mog³y byæ zrealizowane. Zatem pewnego razu z wypiekami na kr¹g³ych policzkach przekonywa³a matkê prze³o¿on¹ o koniecznoŎci wykopania drugiej studni, co, zdaniem ma³ej nowicjuszki, znacznie u³atwi³oby pracê w klasztornym ogrodzie. – Zreszt¹ nasza Ŏwiêta Matka SeraÞczna na pewno popar³aby ten pomys³. Grunt to dobra, czysta woda. – Tym, wed³ug niej niepodwa¿alnym, argumentem siostra Leila zakoñczy³a swój wywód. – Jestem przekonana, ¿e Ŏwiêta Teresa pochwali³aby wybudowanie kolejnej studni – przyzna³a z uŎmiechem matka Zahra. – A jednak wydaje mi siê – mówi³a dalej – ¿e zaleca³aby tak¿e ostro¿noŎæ w wydawaniu pieniêdzy, które przeznaczone musz¹ byæ na pilniejsze potrzeby klasztoru. Siostra Leila westchnê³a g³êboko i po namyŎle doda³a: – RzeczywiŎcie, matka ma racjê, jak zwykle. Aurea dicta1. – Zapewniam ciê, ¿e jak tylko bêdzie taka mo¿liwoŎæ, zajmiemy siê budow¹ drugiej studni. – Matka prze³o¿ona próbowa³a pocieszyæ nowicjuszkê. Siostra Leila odzyska³a w³aŎciwy sobie animusz. – To wspaniale! Czyli pomys³ jest dobry? – Jej radoŎæ nie zna³a granic. – Bardzo dobry, zapewniam ciê. Te s³owa matki duchowej w pe³ni zadowoli³y mniszkê. Uklêk³a, uca³owa³a r¹bek habitu przeoryszy i odesz³a uszczêŎliwiona.

1

Z³ote s³owa (³ac.).


11

Innym znów razem, gdy nowicjuszka pe³ni³a funkcjê siostry ko³owej, zauwa¿y³a, ¿e przy choæby najmniejszym obrocie ko³o zacina siê i skrzypi niemi³osiernie, mêcz¹c uszy wszystkich, którzy znajdowali siê w pobli¿u. Jeszcze tego samego dnia siostra Leila poprosi³a przeoryszê o rozmowê. – Droga matko, nasze ko³o okropnie skrzypi. Uszy puchn¹. Tak d³u¿ej byæ nie mo¿e… Czy mog³abym siê tym zaj¹æ? Volenti nihil difÞcile 2. – Co proponujesz? – Matka Zahra uŎmiechnê³a siê do nowicjuszki dobrodusznie. – Sprawa jest bardzo prosta i sama mogê to za³atwiæ. Potrzebujê tylko pozwolenia matki i parê kropel oliwy z oliwek – zapewnia³a Leila. – Zgoda. Zajmij siê wszystkim. Siostra Leila by³a wniebowziêta, natychmiast te¿ wziê³a siê do pracy. Wkrótce ko³o obraca³o siê ju¿ lekko i bezg³oŎnie. Nikomu, kto spotka³by siê z siostr¹ Leil¹, nie przesz³oby przez myŎl, ¿e oto ma przed sob¹ klasztorn¹ „z³ot¹ r¹czkê”. Mniszka by³a nieco pulchna i najni¿sza ze wszystkich bosaczek w klasztorze, co nie przeszkadza³o jej w podejmowaniu prac wymagaj¹cych wiele si³y i starañ. Welon nowicjuszki przysparza³ jej niema³ych k³opotów. Nie doŎæ, ¿e wci¹¿ siê o coŎ zahacza³, to jeszcze z uporem uwalnia³ niezmiennie ten sam pukiel czarnych w³osów opadaj¹cy na czo³o. Z nieco za d³ugich rêkawów habitu wystawa³y smuk³e d³onie, które wci¹¿ by³y czymŎ zajête, zupe³nie tak, jakby nie chcia³y, by ich posiadaczka straci³a choæ chwilkê na pró¿nowanie. Du¿e, piwne oczy, mia³y rzadko spotykan¹ zdolnoŎæ dostrzegania szczegó³ów, na które nikt inny nie zwróci³by najmniejszej uwagi. Ale tym, co w wygl¹dzie siostry Leili zadziwia³o najbardziej, by³y jej jasne 2

Dla chc¹cego nic trudnego (³ac.).


12

i ciemne, du¿e i ma³e, wszêdobylskie, rozsiane nierównomiernie piegi. Mniszki zd¹¿y³y siê ju¿ przyzwyczaiæ do osobliwego wygl¹du swej wspó³siostry, czego bynajmniej nie mo¿na by³o powiedzieæ o wchodz¹cych do rozmównicy goŎciach. Sama siostra Leila nie zajmowa³a siê zbytnio swoimi piegami. Ot, czasem tylko dziwi³a siê, sk¹d wziê³a siê u niej taka osobliwoŎæ w wygl¹dzie. Wiadomo by³o powszechnie, ¿e siostra Leila zawsze i w ka¿dych okolicznoŎciach nosi w kieszeni habitu trzy rzeczy, bez których nie opuszcza celi: scyzoryk, sznurek i zapa³ki. Otrzyma³a na to specjalne pozwolenie przeoryszy od dnia, w którym uratowa³a dobre imiê wspólnoty podczas jednej z wizytacji miejscowego prowincja³a. Odwiedziny ojca karmelity omal nie zakoñczy³y siê katastrof¹ i gdyby nie pomys³owoŎæ siostry Leili oraz jej gotowoŎæ do natychmiastowego dzia³ania, by³yby pasmem mniejszych czy wiêkszych wpadek. DoŎæ powiedzieæ, ¿e tylko dziêki siostrze Leili uda³o siê podgrzaæ obiad dla goŎcia (gdy¿ to w³aŎnie ona znalaz³a zapa³ki, których brak w kuchni stwierdzono nagle ku przera¿eniu mniszek), odblokowaæ scyzorykiem zamek w drzwiach pokoju goŎcinnego, który uwiêzi³ prze³o¿onego, oraz naprawiæ naprêdce sanda³ mistrzyni nowicjatu, gdy¿ ni st¹d, ni zow¹d pêk³ sznurek ³¹cz¹cy podeszwê z wierzchni¹ czêŎci¹ espadryla. Siostra Leila na razie musia³a jednak powŎci¹gn¹æ pomys³owoŎæ i zapa³ do majsterkowania. Ca³¹ sw¹ uwagê skupi³a na przygotowaniu swej celi do uroczystego jubileuszu. W³aŎnie dlatego poprosi³a prze³o¿on¹ o rozmowê, na co przeorysza zgodzi³a siê z wielk¹ serdecznoŎci¹. Mniszki z trudem powstrzymywa³y siê, by nie okazywaæ w sposób przesadnie wylewny przywi¹zania i mi³oŎci, jak¹ darzy³y siostrê Leilê. S³owem, kocha³y j¹ wszystkie. Prze³o¿ona nie stanowi³a w tym wzglêdzie wyj¹tku.


13

Do tego dochodzi³o jeszcze szczere oddanie, z jakim ojcowie karmelici pos³ugiwali mniszkom. Mieli oni szczególn¹ s³aboŎæ do siostry Leili. Powodem ku temu by³y niezwyk³e poczucie humoru i wdziêk, z jakim mniszka ubarwia³a swoje wypowiedzi wtr¹ceniami z ³aciny. Sypa³a jak z rêkawa powiedzonkami i sentencjami, które trafnie puentowa³y zaistnia³e sytuacje. Pomys³owoŎæ siostry Leili by³a w tym wzglêdzie doprawdy wyj¹tkowa i wzbudza³a zarazem podziw i sympatiê. Przeorysza wskaza³a zapraszaj¹cym gestem krzes³o, na którym siostra Leila usiad³a bez zbêdnych ceregieli. – Z czym przychodzisz do mnie, córko? – Prze³o¿ona, widz¹c sporych rozmiarów kartkê, zapisan¹ drobnym pismem, s³usznie spodziewa³a siê us³yszeæ o kolejnych technicznych nowinkach, maj¹cych udoskonaliæ ¿ycie w klasztorze. – Droga matko – zaczê³a siostra Leila – pragnê wykonaæ w celi, w której mieszkam, pewne prace. Wymaga³oby to nie tylko wielkiego wysi³ku, czego siê nie bojê, ale i poniesienia pewnych kosztów. Nie wiem, czy klasztor staæ na takie wydatki. Postanowi³am jednak spytaæ, bo jak wiemy: audentes fortuna iuvat 3. Matka Zahra wiedzia³a, jak wygl¹da pokój zajmowany przez nowicjuszkê. Wprawdzie karmelitanki nie wchodz¹ do cel wspó³sióstr, jednak z chwil¹ wstêpowania siostry Leili do zakonu przeorysza musia³a obejrzeæ cele, jakimi dysponowa³ klasztor, i wybraæ dla nowicjuszki jedn¹ z nich. Pragn¹c wypróbowaæ pokorê i prawdziwoŎæ powo³ania nowej siostry, postanowi³a przydzieliæ jej celê najbardziej niedogodn¹ i powa¿nie nagryzion¹ zêbem czasu. Nowicjuszka przyjê³a pokój bez szemrania, jakby otrzyma³a bogato urz¹dzon¹ komnatê. Nigdy te¿ nie prosi³a o zmianê celi.

3

Odwa¿nym los sprzyja (³ac.).


14

Przeorysza by³a niezmiennie zbudowana postaw¹ najm³odszej mniszki. Teraz jednak przyzna³a w duchu racjê siostrze Leili – ju¿ najwy¿sza pora na wyremontowanie celi nowicjuszki. Czas by³ ku temu dogodny. Mniszka przypisze odnowienie swego pokoju obchodzonemu jubileuszowi, a nie w³asnej pomys³owoŎci. To zaŎ uchroni j¹ od pokusy zaspokojenia w³asnej pró¿noŎci. – Mów Ŏmia³o – zachêci³a siostrê Leilê przeorysza. – Powiedz mi dok³adnie, jakie prace przewidujesz. Matka Zahra s³ucha³a z wielk¹ uwag¹ s³ów córki duchowej. Musia³a zgodziæ siê z nowicjuszk¹, ¿e trzeba by³o koniecznie wymieniæ zniszczone okiennice, uzupe³niæ deski w pod³odze i odmalowaæ Ŏciany. – Rozumiem – rzek³a przeorysza, gdy ju¿ siostra Leila przedstawi³a wszystkie szczegó³y zwi¹zane z remontem. – Prosi³abym ciê, byŎ przekaza³a mi plan przeprowadzenia tych wszystkich prac. Muszê zorientowaæ siê w cenie materia³ów i kosztach wynagrodzenia robotników. Z okazji jubileuszu znaleŬli siê darczyñcy, dziêki którym karmelitanki mog³y pewne sumy pieniêdzy wykorzystaæ na w³asne potrzeby, ¿eby jak najlepiej przygotowaæ wspólnotê do uroczystoŎci. Przeorysza by³a wiêc przekonana, ¿e pieni¹dze siê znajd¹. Chcia³a jednak poddaæ próbie bezinteresownoŎæ dzia³ania siostry Leili. – Matko, nie trzeba wydawaæ pieniêdzy na robotników. Sama mogê wszystko zrobiæ. Potrzebne mi jedynie materia³y i narzêdzia. A tu jest lista prac. By³abym matce ogromnie wdziêczna za pomoc. Non omnia possumum omnes4. Przeorysza uŎmiechnê³a siê dobrotliwie. Spodziewa³a siê takiej odpowiedzi. Jeszcze tego samego dnia upewni³a siê, czy klasztor dysponuje Ŏrodkami, które 4

Nie wszyscy mo¿emy wszystko (³ac.).


15

móg³by przeznaczyæ na remont celi zamieszkiwanej przez nowicjuszkê. Siostra Leila otrzyma³a ostatecznie pozwolenie na prace oraz zapewnienie, ¿e dostanie wszystko, co bêdzie jej potrzebne, by odnowiæ zajmowany przez siebie pokoik.


DZIEÑ DRUGI Ma³a s³u¿¹ca Siostra Leila jeszcze nigdy nie czeka³a z takim utêsknieniem na popo³udniow¹ rekreacjê. Musia³a przecie¿ zrozumieæ wskazówkê, na rozwik³anie której nie starczy³o jej czasu poprzedniego dnia. Gdy nadesz³a odpowiednia chwila, nowicjuszka wyjê³a ze skrzyneczki odnaleziony rêkopis i zaczê³a czytaæ pogrubiony fragment tekstu:

Cztery Imiona drogie bosemu sercu. Ty stañ przed pierwszym po krzy¿u. Ile lisków zielonych, tyle od drzwi kroków. Zbyt ma³ych – nie dojdziesz. Zbyt du¿ych – wpadniesz w otch³añ smoczego oddechu.

Leila zaczê³a cicho szeptaæ. Wszak na g³os myŎli siê znacznie lepiej. – Bose serce? Serce bose… a mo¿e serce bosacze, czyli serce karmelitanki?… imiona niektóre przed, inne po krzy¿u… Wiem! – zawo³a³a uszczêŎliwiona. Wyjê³a z kieszeni habitu notatnik i zaraz zapisa³a: JM†JT – Jezus, Maryja, Józef, Teresa… pierwszy po krzy¿u jest Ŏw. Józef, i to przed nim mam stan¹æ. Tyle tylko, ¿e najpierw muszê wiedzieæ, gdzie on jest. Na tamten Ŏwiat nie spieszy mi siê zbytnio, wiêc Ŏw. Józefa trzeba szukaæ na ziemi. Figura Ŏw. Józefa w ogrodzie… Kilka chwil póŬniej sta³a ju¿ przez Þgur¹ Opiekuna Syna Bo¿ego.


46

– Listki na twojej lilii ju¿ dawno przesta³y byæ zielone. CoŎ z tym muszê zrobiæ. – W swoim notesie zapisa³a, co nastêpuje: Praca 1 – pomalowaæ listki lilii Ŏw. Józefa Potrzebne materia³y: farba zielona (jasna i ciemna), pêdzelki (gruby i cienki). Czas wykonania pracy: oko³o godziny. Termin: do uzgodnienia z matk¹, koniecznie przed wspomnieniem liturgicznym 19 marca! TrudnoŎæ pracy: ³atwa. Napisawszy to, kontynuowa³a swoje dochodzenie: – Wygl¹da na to, ¿e na szczêŎcie ¿adnego listka nie brakuje… piêæ. Tyle kroków od drzwi. Ale których? Chodzi o pomieszczenie, gdzie mo¿na wpaŎæ w otch³añ smoczego oddechu. Smok, jak to smok, oddychaæ musi, inaczej siê udusi. Przy okazji zieje ogniem. Gdzie w klasztorze jest du¿o otwartego ognia? Kuchnia! Piec! Na szczêŎcie w kuchni nie by³o nikogo. Siostra Leila mog³a spokojnie zaj¹æ siê zagadk¹. Zamknê³a za sob¹ drzwi. Sz³a w kierunku pieca, licz¹c przy tym: – Pierwszy Ŏredni krok… drugi Ŏredni krok… Po trzecim kroku musia³a siê zatrzymaæ, gdy¿ na jej drodze pojawi³ siê stó³. Odsunê³a go nie bez wysi³ku. By³ to masywny mebel dêbowy. Teraz ju¿ mog³a iŎæ dalej. Stanê³a po pi¹tym kroku. Zaczê³a siê wokó³ rozgl¹daæ. Spojrza³a tak¿e pod stopy. Jej wzrok pad³ na nierównoŎci kafelków. Na jednym z nich widnia³ herb karmelitañski, a do ka¿dego z rogów przymocowane by³y maleñkie, ledwo widoczne haczyki. Prze³o¿y³a przez nie sznurek i szarpnê³a z ca³ych si³. Kafelek ust¹pi³. W zag³êbieniu ukryte by³o zawini¹tko.


47

– Czy¿by ci¹g dalszy historii? W rzeczy samej… – próbowa³a odgadn¹æ, co to za zwitek kartek, gdy znalezisko by³o ju¿ w jej rêkach. Oto, co chwilê potem przeczyta³a siostra Leila:

k Dla trzynastoletniej Mariam rozpoczÃÊ siÇ czas pokornej pracy. WÇdrowaÊa od miasta do miasta zb maÊym toboÊkiem, wb którym znajdowaÊy siÇ tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Wszystko, co uwa×aÊa za zbÇdne, rozdawaÊa napotkanym po drodze ubogim. Wprawdzie zawsze miaÊa przy sobie parÇ groszy, ale nie wydawaÊa ich po to, aby zaspokoiÅ wÊasne potrzeby, lecz by kupiÅ trochÇ oliwy do lampki, którà zwykÊa zapalaÅ przed wizerunkiem Maryi. Pierwszym miastem, wbktórym podjÇÊa siÇ pracy sÊu×Ãcej, byÊa wÊaÐnie Aleksandria. Szybko zyskaÊa sobie uznanie ub pracodawców. UjÇÊa ich swojà pracowitoÐcià ibdobrocià serca. – Mariam, jesteÐ najlepszà ze sÊu×Ãcych, jakie kiedykolwiek miaÊam – przyznaÊa przy jakiejÐ okazji pani Raszida. Dziewczynka byÊa wyjÃtkowà pracownicÃ: przyjazna dla wszystkich, uczynna, ab do tego posÊuszna ib zb oddaniem wypeÊniajÃca powierzone jej obowiÃzki. PochwaÊa jednak zaniepokoiÊa maÊà sÊu×ÃcÃ. WidziaÊa wb niej niebezpieczeÌstwo popadniÇcia wb pychÇ ibsamouwielbienie. PostanowiÊa opuÐciÅ dom, wb którym byÊo jej tak dobrze. Ponadto wbAleksandrii mieszkaÊo zbyt wiele osób, które mogÊy jà rozpoznaÅ. Rodzina, ub której pracowaÊa, tak×e znaÊa jej krewnych. Mariam baÊa siÇ, ×e pomimo


48

stroju Turczynki, który postanowiÊa nosiÅ, zostanie zdemaskowana ibzmuszona do powrotu do domu stryja. ByÊ tak×e inny powód, który ostatecznie przypieczÇtowaÊ jej odejÐcie. – Bardzo dziÇkujÇ za mo×liwoÐÅ pracy – usÊyszaÊa od dzielnej dziewczynki pewnego dnia pani domu. – Jednak ju× nadszedÊ czas, bym udaÊa siÇ wbdalszà drogÇ. – Czy byÊo ci ubnas Õle? Czy brakowaÊo ci czegoÐ? – dopytywaÊa pani Raszida. StaraÊa siÇ zatrzymaÅ tak wzorowà sÊu×ÃcÃ, abprzy tym ju× zdÃ×yÊa siÇ do niej szczerze przywiÃzaÅ. – SkÃd×e znowu! ByÊo mi tutaj bardzo dobrze ibmiaÊam tu wszystko. – Nie chciaÊa robiÅ przykroÐci pani domu, zresztà naprawdÇ tak myÐlaÊa. – Ab wiÇc dlaczego? – Kobieta chciaÊa koniecznie poznaÅ przyczynÇ, jaka zmuszaÊa Mariam do odejÐcia. Dziewczynka staraÊa siÇ wyjaÐniÅ najogólniej, jak to byÊo mo×liwe: – CzujÇ, ×e muszÇ ruszaÅ dalej. Jeszcze raz dziÇkujÇ za dobroÅ ibopiekÇ. Teraz chciaÊabym pomóc pewnej rodzinie, która znalazÊa siÇ wb strasznej biedzie. Zamieszkam zbnimi ibpomogÇ, na ile tylko bÇdÇ wbstanie. – PrzedkÊadasz usÊugiwanie jakiejÐ biedocie nad pracÇ ubmnie? – Stosunek kobiety do niej zmieniÊ siÇ wbjednej chwili. Dziewczynka dostrzegÊa, jak chwiejni sà ludzie, zwÊaszcza gdy zostanie zadraÐniÇta ich miÊoÐÅ wÊasna. Ura×ona pani Raszida kontynuowaÊa coraz bardziej zagniewanym gÊosem. – Ty, analfabetko, oÐmielasz siÇ gardziÅ pracà ubmnie? PomyÐl, co ciÇ czeka, ciebie, dziewczynÇ niezamÇ×nÃ, bez wyksztaÊcenia, bez staÊych dochodów? Czy jesteÐ pewna swej gÊupiej decyzji? – Tak, pani – potwierdziÊa Mariam. – ChciaÊabym przyjaÕnie zakoÌczyÅ tÇ pracÇ.


49

– Mam pozwoliÅ ci odejÐÅ, ab do tego pobÊogosÊawiÅ na drogÇ? Po tym, gdy wzgardziÊaÐ moim domem ibdobrà pracÃ, jakà ci daÊam? – ×achnÇÊa siÇ. Pokorna sÊu×Ãca nie tÊumaczyÊa ju× wiÇcej. UznaÊa, ×e to nie przyniesie nic dobrego. WziÇÊa wiÇc swój ubogi toboÊek ibskierowaÊa siÇ wbstronÇ gÊównych drzwi. ByÊa ju× na schodach, kiedy spostrzegÊa, ×e jej byÊa chlebodawczyni pojawiÊa siÇ tu× za niÃ. Dziewczynka poczuÊa nagle silne uderzenie wbgÊowÇ. Jednak to nie zabolaÊo jej tak mocno, jak sÊowa, którymi po×egnaÊa jà pani Raszida. – WynoÐ siÇ wiÇc zbmojego domu, ty niewdziÇcznico! – Kobieta krzyczaÊa coraz bardziej rozgorÃczkowana. – No idÕ sobie wreszcie! Przekonasz siÇ, co to znaczy ×yÅ wbbiedzie ibgÊodzie. Mariam ju× nie sÊuchaÊa. CieszyÊa siÇ, ×e oto jest godna cierpieÅ dla swego OblubieÌca, upodobniÅ siÇ do Niego wbodrzuceniu, wzgardzie ibniesÊusznym oskar×eniu. Nie oglÃdaÊa siÇ za siebie. Zatem nie mogÊa widzieÅ, ×e dwie córki pani Raszidy staÊy przy oknie, odprowadzajÃc jà wzrokiem. – Ona byÊa najlepszà zb naszych przyjacióÊek – westchnÇÊa Salma. – Mo×e jeszcze wróci? – zastanawiaÊa siÇ Rim. Ich maÊa towarzyszka ju× nigdy tam nie powróciÊa. Wkrótce stanÇÊa przed domem rodziny, która tak bardzo potrzebowaÊa jej pomocy. ZapukaÊa delikatnie do drzwi, nie chcÃc nikogo przestraszyÅ. – Witajcie, dobrzy ludzie. Nikt nie odpowiedziaÊ. Dziewczynka odczekaÊa chwilÇ, majÃc pewnoÐÅ, ×e ktoÐ musi byÅ wewnÃtrz. – Witajcie! – powtórzyÊa gÊoÐniej. – Czy mogÇ wejÐÅ? UsÊyszaÊa, jak ktoÐ krzÃta siÇ po mieszkaniu. Nagle drzwi powoli siÇ uchyliÊy ibMariam zobaczyÊa parÇ ogromnych, chÊopiÇcych oczu.


50

– DzieÌ dobry – przywitaÊa siÇ. – Jak ci na imiÇ? – Basam. – PiÇcioletni malec byÊ nieufny. – Czy wpuÐcisz mnie do Ðrodka? – zwróciÊa siÇ do chÊopca Êagodnie. Po chwili niepewnoÐci Basam otworzyÊ szerzej drzwi. Dziewczynka weszÊa do izby. Wprawdzie urodziÊa siÇ wbubogiej rodzinie ibnieobca jej byÊa bieda, ale to, co zobaczyÊa, przeszÊo jej najgorsze wyobra×enia. Oto na klepisku, pokrytym brudnymi kawaÊkami sukna ibwojÊokami, gnieÕdziÊy siÇ trzy osoby. Ïciany izby byÊy gdzieniegdzie popÇkane, ab wilgoÅ panujÃca wb pomieszczeniu sprawiÊa, ×e wbwielu miejscach pojawiÊ siÇ grzyb. Pomieszczenie byÊo ponure, ciemne ibzimne. MÇ×czyzna le×Ãcy na ziemi uniósÊ lekko gÊowÇ zb widocznym wysiÊkiem. – Kim jesteÐ? – wypowiadaÊ sÊowa zb wyraÕnym trudem. Zaraz potem kaszel zmusiÊ go, by poÊo×yÊ bolÃcà gÊowÇ na maÊym zawiniÃtku, sÊu×Ãcym za poduszkÇ. – PrzyszÊam wam pomóc. Mam na imiÇ Mariam. – Nam ju× siÇ nie da pomóc. – Do rozmowy wÊÃczyÊa siÇ kobieta. – Pomrzemy tu jedno po drugim. Jasne byÊo, ×e wbtym domu rozpanoszyÊa siÇ choroba. Ojciec nie mógÊ wiÇc pracowaÅ na utrzymanie rodziny, abmatka nie byÊa wbstanie zajmowaÅ siÇ dzieÅmi. – Basam jest zdrowy. Razem coÐ wymyÐlimy – zapewniaÊa dziewczynka. ChÊopiec lekko siÇ uÐmiechnÃÊ. ByÅ mo×e byÊ to pierwszy uÐmiech, jaki pojawiÊ siÇ na twarzy chÊopca od bardzo dawna. – Jeszcze jest zdrowy, ale niedÊugo zarazi siÇ od nas, tak jak D×ala. – Kobieta nie wierzyÊa, ×e los jej rodziny mo×e siÇ odmieniÅ. NowoprzybyÊa spojrzaÊa teraz na ÐpiÃcà niespokojnie dziewczynkÇ. MiaÊa okoÊo dziewiÇciu lat. Jej twarz pÊonÇÊa wbgorÃczce, otwarte usta zbtrudem ÊapaÊy powietrze.


51

– Basam jest zbyt maÊy, by nam pomagaÅ. Kiedy mam wiÇcej siÊ, idÇ, ×eby przynieÐÅ wodÇ albo wy×ebraÅ kawaÊek chleba. To wszystko. Ab ty, có× mo×esz zrobiÅ? Nie wyglÃdasz na bogatÃ. – MÇ×czyzna przyglÃdaÊ siÇ dziewczynce. Prawdà byÊo, ×e caÊy dobytek Mariam mieÐciÊ siÇ wbtoboÊku. MiaÊa za to kochajÃce serce, odwagÇ ibzaufanie do Boga. To wystarczyÊo, by zaczÇÊa dziaÊaÅ. – CieszyÊabym siÇ, gdybym mogÊa poznaÅ wasze imiona – zwróciÊa siÇ do nieco zdezorientowanych domowników. PragnÇÊa tu zostaÅ, by ich wspieraÅ, wiÇc chciaÊa wiedzieÅ, jak ma siÇ zwracaÅ do tych biednych ludzi, zbka×dà chwilà dro×szych jej sercu. – Jestem Galib. Moja ×ona ma imiÇ Jasira – rzekÊ mÇ×czyzna, ledwo opanowujÃc kaszel. – To dla mnie wielka radoÐÅ, ×e was poznaÊam. Basamie, pójdziesz ze mnà ibpomo×esz mi? WziÇÊa chÊopca za rÇkÇ ibwyszli razem wbstronÇ miasta. Mariam miaÊa ju× wszystko zaplanowane. Najpierw sprzedaÊa swojà wierzchnià sukniÇ, pamiÇtajÃcà jeszcze sÊu×bÇ ubpani Raszidy. Za zdobyte pieniÃdze dziewczynka kupiÊa pieczywo ibtrochÇ owoców. Zaraz daÊa Basamowi kawaÊek chleba ibpomaraÌczÇ. ChÊopiec byÊ zachwycony. Po drodze zebrali jeszcze pÇk suchych gaÊÇzi ibzaczerpnÇli wody ze studni. – Ïwietnie nam idzie! – zauwa×yÊ wesoÊo chÊopiec. NajwyraÕniej do jego serca zaczÇÊa wstÇpowaÅ dawno utracona nadzieja. – Mo×emy wiÇc wracaÅ do domu – odparÊa zb uÐmiechem dziewczynka. Po powrocie do ubogiej izby od razu zabraÊa siÇ do pracy. RozpaliÊa ogieÌ, nastawiÊa wb garnku wodÇ. Dom wypeÊniÊ siÇ miÊym ciepÊem. PóÕniej przygotowaÊa dla ka×dego posiÊek. Gdy chorzy siÇ nieco pokrzepili, postanowiÊa bli×ej przyjrzeÅ siÇ, jaka choroba odbieraÊa im siÊy.


52

– MogÇ sprawdziÅ, czy nie ma pani jakichÐ ran na ciele? – zwróciÊa siÇ do pani Jasiry. – Dziecko, uwa×aj, ×ebyÐ siÇ nie zaraziÊa… – martwiÊa siÇ kobieta. Mariam jednak ob tym nie myÐlaÊa. Najdelikatniej, jak potraÞÊa, zaczÇÊa obmywaÅ ciaÊo chorej. Na szczÇÐcie nie zauwa×yÊa ×adnych ran, wrzodów czy wysypki. PóÕniej takà samà przysÊugÇ oddaÊa maÊej D×ali ibpanu Galibowi. Basam dzielnie jej we wszystkim pomagaÊ. OdetchnÇÊa wbduchu zbulgÃ. Na ciaÊach tych dwojga tak×e nie byÊo ×adnych zmian skórnych, które mogÊyby ÐwiadczyÅ obinfekcji zakaÕnej. MaÊa opiekunka ju× dÊu×ej nie mÇczyÊa chorych. UznaÊa, ×e muszà siÇ wyspaÅ. Sama zaÐ zajÇÊa siÇ porzÃdkowaniem pomieszczenia. UmyÊa naczynia. WypraÊa ibzÊo×yÊa ubrania ibchusty, które walaÊy siÇ po podÊodze. Gdy nadszedÊ wieczór, przygotowaÊa dla siebie posÊanie ibnatychmiast zasnÇÊa, zmÇczona trudami mijajÃcego dnia. Poranek przywitaÊ jà nastÇpnymi wyzwaniami, których nie baÊa siÇ podjÃÅ. ByÊo dla niej jasne, ×e musi ×ebraÅ. Tym razem zostawiÊa Basama wbdomu, powierzajÃc mu opiekowanie siÇ rodzinÃ. – JesteÐ tutaj bardzo potrzebny – przekonywaÊa chÊopca. – Bez ciebie sobie nie poradzÇ. Nie mogÊabym spokojnie wyjÐÅ, gdybym wiedziaÊa, ×e chorzy sà sami. Abtak, ty siÇ na pewno zajmiesz rodzicami ibsiostrÃ. Mariam wybraÊa siÇ sama na miasto, gdy× nie chciaÊa, by to doÐwiadczone przez los ibjeszcze sÊabe dziecko znów musiaÊo ×ebraÅ. To teraz byÊo zadanie dla niej. – Jasne! Nie martw siÇ, bÇdÇ ich dobrze pilnowaÊ – obiecaÊ zbzapaÊem Basam. UÐmiechnÇÊa siÇ, objÇÊa spojrzeniem chorych, abprzekonawszy siÇ, ×e spokojnie ÐpiÃ, wyszÊa.


53

Tak byÊo przez kolejnych czterdzieÐci dni. Rano doglÃdaÊa chorych, potem zaÊatwiaÊa pilne sprawy wbsobie znanych zakÃtkach Aleksandrii, ab wracaÊa po poÊudniu zbchlebem, warzywami, czasem zbjakÃÐ rybÃ. Sama jadÊa niewiele. Wkrótce choroba zaczÇÊa opuszczaÅ domowników. Najpierw wydobrzaÊ pan Galib. Od razu podjÃÊ siÇ towarzyszenia dziewczynce wb zdobywaniu po×ywienia ibwbprowadzeniu domu. Po pewnym czasie odzyskaÊ siÊy na tyle, by rozejrzeÅ siÇ za pracÃ. Wreszcie znalazÊ zajÇcie przy wypasie owiec. Do domu zaczÇÊy napÊywaÅ skromne pieniÃdze, które pokrywaÊy podstawowe potrzeby rodziny. Pani Jasira wyzdrowiaÊa jako druga. Zaraz te× przejÇÊa od dzielnej sÊu×Ãcej gotowanie ibsprzÃtanie. Niestety, D×ala wciÃ× gorÃczkowaÊa. Nic nie pomagaÊo: ani coraz lepsze jedzenie, ani ciepÊo, które ju× na staÊe zagoÐciÊo wb ubogiej izbie. Dla Mariam staÊo siÇ jasne, ×e potrzebne jest lekarstwo. Tylko jak je zdobyÅ? Na sprowadzenie lekarza rodzina nie mogÊa sobie pozwoliÅ. Rodzice byli coraz bardziej zaniepokojeni. WydawaÊo siÇ, ×e sytuacja jest bez wyjÐcia. Nie dla odwa×nej maÊej pielÇgniarki. PostanowiÊa udaÅ siÇ do pobliskiego szpitala. StanÇÊa przed doktorem Luftim bez pieniÇdzy ibbez znajomoÐci. Taka maleÌka nic. PrzedstawiÊa lekarzowi caÊà sprawÇ jak najkrócej, nie chcÃc nadu×ywaÅ jego uprzejmoÐci. Doktor Lufti sÊuchaÊ bardzo uwa×nie, po czym rzekÊ: – Twierdzisz, ×e to tylko gorÃczka. Wbtakim razie dam ci odpowiednie lekarstwo. Gdyby jednak temperatura nie spadÊa po trzech dniach, musisz koniecznie do mnie przyjÐÅ. Wówczas potrzebne bÇdzie inne leczenie, byÅ mo×e nawet wb szpitalu. – PodszedÊ do szklanej witryny ibwyciÃgnÃÊ zbniej buteleczkÇ wypeÊnionà jakimÐ pÊynem.


54

Mariam zabraÊa lekarstwo zbwielkà radoÐciÃ, wdziÇcznoÐciÃ, ale ib ze zdumieniem. ZastanawiaÊa siÇ, jak to mo×liwe, ×e gÊówny lekarz wb szpitalu od razu jej zaufaÊ ib podarowaÊ zupeÊnie bezinteresownie lek, którego tak bardzo potrzebowaÊa D×ala. Abponadto kazaÊ siÇ zgÊosiÅ, gdyby jej choroba nie ustÃpiÊa. Dziewczynka po×egnaÊa siÇ serdecznie ibwyszÊa uszczÇÐliwiona. Tymczasem doktor Lufti usiadÊ przy swoim biurku ibukryÊ twarz wbdÊoniach. Nagle przypomniaÊ sobie, jak wiele lat wczeÐniej umarÊ jego maÊy braciszek, poniewa× odmówiono mu pomocy wb pobliskim szpitalu. Pan Lufti wÊaÐnie dlatego zostaÊ lekarzem, który nigdy nie zostawiÊ nikogo bez pomocy – choÅby najbiedniejszego ibnajmniejszego. D×ala szybko wróciÊa do peÊni siÊ. Mariam uznaÊa wiÇc, ×e wykonaÊa ju× swoje zadanie ib×e czas wyruszyÅ dalej. Wprawdzie wszyscy, abzwÊaszcza maÊy Basam, namawiali jà do pozostania, lecz ona zdecydowanie oÐwiadczyÊa, ×e musi siÇ zbnimi rozstaÅ. ZostawiÊa ich wbdobrym zdrowiu ibzbnadziejà na dalsze godne, chocia× ubogie ×ycie. ZachÇciÊa ich do oddania siÇ wbopiekÇ Matce Bo×ej ibmimo wszystko zb uczuciem ×alu po raz ostatni zamknÇÊa za sobà drzwi, opuszczajÃc powierzonà jej przez OpatrznoÐÅ rodzinÇ. Traf chciaÊ, ×e maÊa sÊu×ka podjÇÊa kolejnà pracÇ ub swych dalszych krewnych. Zb jakim bólem przysÊuchiwaÊa siÇ rozmowom, wb których na ka×dym kroku jà wspominano. – Ciekawe, co dzieje siÇ zb Mariam? – zapytaÊa nagle podczas kolacji jedna zbjej kuzynek. – Nie wiadomo, czy wbogóle jeszcze ×yje… – stwierdziÊa inna. – PrzestaÌcie nawet tak myÐleÅ! Nie mo×emy traciÅ nadziei, ×e siÇ wbkoÌcu znajdzie… – odezwaÊ siÇ ich ojciec.


55

Mariam zb trudem powstrzymywaÊa Êzy. Nie mogÊa przecie× zdradziÅ, ×e to ona ib ×e jest tak blisko nich wszystkich. – Dlaczego pÊaczesz? – zatroszczyÊa siÇ pani domu. – Bo wy tak×e pÊaczecie, mówiÃc obdrogiej wam osobie – odparÊa wymijajÃco. Te ibtym podobne rozmowy stawaÊy siÇ coraz czÇstsze, dlatego postanowiÊa niezwÊocznie opuÐciÅ tÇ rodzinÇ. Pewnego ranka zebraÊa naprÇdce kilka drobiazgów, które stanowiÊy caÊy jej dobytek, zawiÃzaÊa wb toboÊku ibruszyÊa wbstronÇ gÊównej bramy. DoszÊy do niej jeszcze sÊowa, które ciotka skierowaÊa do mÇ×a. – WÊaÐciwie to kim jest ta dziewczyna? Ju× najwy×szy czas porozmawiaÅ zbnià powa×nie. Mariam poprawiÊa wiÇc chustÇ, dokÊadniej zasÊaniajÃc twarz, ibprzyspieszyÊa kroku. PodjÇÊa decyzjÇ wbostatniej chwili. PostanowiÊa drugi raz wb×yciu pojechaÅ do Jerozolimy, by Panu, cierpiÃcemu, ale ibzmartwychwstaÊemu, powierzyÅ zbufnoÐcià dalszà drogÇ swej ziemskiej wÇdrówki. WbJerozolimie czuÊa siÇ bezpiecznie do czasu, gdy zauwa×yÊa, ×e ktoÐ jà Ðledzi. Czy×by zostaÊa zdemaskowana? ZdecydowaÊa mimo obaw odwa×nie stawiÅ czoÊa kolejnemu wyzwaniu. Gdy tylko przekonaÊa siÇ, ×e tajemniczy nieznajomy znów podÃ×a tu× za niÃ, zatrzymaÊa siÇ nagle, odwróciÊa ibstanowczo zapytaÊa. – Kim jesteÐ? Dlaczego wciÃ× za mnà chodzisz? – Nie bój siÇ… Nazywam siÇ Jan Jerzy. – GÊos nieznajomego brzmiaÊ uspokajajÃco. – PrzysÊaÊ mnie Pan, by ciÇ ochraniaÅ. JesteÐ caÊy czas pod wejrzeniem dobrego Boga. NastÇpnie zaprowadziÊ jà do kaplicy Grobu PaÌskiego. – To wÊaÐnie tu zostaÊo zÊo×one NajÐwiÇtsze CiaÊo Zbawiciela. Czy nie byÊoby wspaniale oddaÅ Bogu nie tylko swojà duszÇ, ale ib ciaÊo? ZachÇcam ciÇ, byÐ zÊo×yÊa dozgonny Ðlub czystoÐci – radziÊ nieznajomy.


56

– ChÇtnie to uczyniÇ – odparÊa dziewczynka – ale pod warunkiem, ×e ibty zÊo×ysz podobny Ðlub. – Zgoda. – Jan Jerzy uÐmiechnÃÊ siÇ. Oboje wiÇc zÊo×yli wieczysty Ðlub czystoÐci. MÊody czÊowiek zaczÃÊ potem odkrywaÅ przed Mariam jej przyszÊoÐÅ. Dziewczynka sÊuchaÊa uwa×nie. Czy sÊowa nieznajomego siÇ sprawdzÃ? Czas poka×e. Tymczasem musiaÊa przecie× zarobiÅ na wÊasne utrzymanie. PodjÇÊa decyzjÇ, by znów ubiegaÅ siÇ ob pracÇ sÊu×Ãcej. Poniewa× poleciÊ jà znajomy kapÊan, otrzymaÊa zatrudnienie wbpewnej znakomitej rodzinie. Niebawem okazaÊo siÇ, ×e jej pobyt wÐród tych ludzi byÊ opatrznoÐciowy. Pani domu rozmawiaÊa wÊaÐnie ze swojà nowà sÊu×ÃcÃ, gdy nagle im obu ukazaÊ widok mro×Ãcy krew wb ×yÊach. Do krawÇdzi tarasu niebezpiecznie zbli×yÊo siÇ osiemnastomiesiÇczne dziecko tej pani, straciÊo równowagÇ ibspadÊo. – Bo×e drogi! – zawoÊaÊa wbrozpaczy matka malca. ZbiegÊa siÇ reszta domowników. Nikt nie miaÊ wÃtpliwoÐci: upadek zbtakiej wysokoÐci byÊby Ðmiertelny dla dorosÊego czÊowieka, wiÇc tym bardziej musiaÊ byÅ groÕny dla tak maÊego dziecka. Mariam wb porywie miÊoÐci podbiegÊa do le×Ãcego chÊopczyka ibwziÇÊa go na rÇce. Podczas gdy szÊa zbdzieckiem wbstronÇ swej pani, szeptaÊa sÊowa modlitwy: – Maryjo, NajÐwiÇtsza Dziewico, uratuj to maleÌstwo… – UcaÊowaÊa jeszcze czoÊo chÊopczyka ibzÊo×yÊa go wbramionach matki. Kobieta, przygotowana na najgorsze, najpierw przytuliÊa malca, po czym zaczÇÊa mu siÇ uwa×nie przyglÃdaÅ. – To niesamowite! Wydaje siÇ, ×e wszystko jest wbporzÃdku! Ma tylko kilka zadraÐniÇÅ. Mariam, sÊyszysz? To cud! Jednak dziewczynka ju× nie sÊuchaÊa. PobiegÊa zaraz do zajmowanego przez siebie pokoju, zabraÊa swe rzeczy


57

ibszybko siÇ oddaliÊa. Nie do zniesienia byÊa dla niej myÐl, ×e mogà jà uznaÅ za cudotwórczyniÇ. Droga ×ycia zaprowadziÊa jà do portu wb JafÞe, skÃd wypÊywaÊ statek do Hajfy. ChciaÊa koniecznie odnaleÕÅ PawÊa. ByÊa ju× prawie na pokÊadzie, gdy usÊyszaÊa peÊen gniewu gÊos. – Hej, ty! – krzyknÃÊ jakiÐ mÇ×czyzna. – Stój! OdwróciÊa siÇ odruchowo, chocia× nie spodziewaÊa siÇ, ×e te sÊowa skierowane sà do niej. – Tak, ty! – potwierdziÊ drugi mÇ×czyzna ibchwyciÊ jà za ramiÇ. – Pójdziesz zbnami! – Ale ob co chodzi? – Dziewczynka byÊa zupeÊnie zdezorientowana. – Dowiesz siÇ wbswoim czasie – burknÃÊ jeden zbnich. Mariam znalazÊa siÇ znów wbJerozolimie. Poprowadzili jà do jakiegoÐ wielkiego budynku. Wkrótce domyÐliÊa siÇ, ×e jest wbwiÇzieniu. Wbobszernej sali za wielkim stoÊem siedziaÊ ubrany na czarno ponury, starszy urzÇdnik. – Sprawa jest bardzo prosta – zaczÃÊ mÇ×czyzna. – UkradÊaÐ bi×uteriÇ. Ib to komu? Pani, która zapewniÊa ci nie tylko pracÇ, ale równie× opiekÇ. – Ja niczego nikomu nie ukradÊam! – zapewniaÊa zdumiona dziewczynka. – To musi byÅ jakieÐ nieporozumienie. – Wszyscy zÊodzieje tak twierdzÃ. To oczywiste! Kradzie× prowadzi do celi wiÇziennej. WÊaÐnie tam teraz traÞsz. – Ale× jestem zupeÊnie niewinna! – zatrzymana jeszcze próbowaÊa siÇ broniÅ. – DoÐÅ! WyprowadziÅ jÃ! Po chwili znalazÊa siÇ wbceli. Teraz rozumiaÊa, jak czuÊ siÇ jej ojciec, gdy po bezpodstawnym oskar×eniu zostaÊ wtrÃcony do wiÇzienia. Nie to jednak byÊo najwiÇkszym powodem cierpienia Mariam. Przeciwnie, byÊa wdziÇczna Bogu, ×e oto wÊaÐnie


58

wbmieÐcie, wbktórym Pan byÊ umÇczony ibzabity, ale wbktórym tak×e zmartwychwstaÊ, ona mo×e ÊÃczyÅ siÇ ze swym Zbawicielem wbcierpieniu ibponi×eniu. Najgorsze byÊo to, co spotkaÊo jà od wspóÊwiÇÕniarek. – Kogó× my tu mamy? Co zrobiÊaÐ, niewiniÃtko? – naigrywaÊa siÇ jedna zbnich. – Abkto jà tam wie, co zbroiÊa? Wbka×dym razie za nic jej nie zamknÇli – odezwaÊa siÇ inna wiÇÕniarka. Lecz Mariam milczaÊa. CierpiaÊa ib cieszyÊa siÇ jednoczeÐnie. ByÊa wbtym choÅ trochÇ podobna do swego Pana! Po nocy, którà spÇdziÊa na modlitwie ibczuwaniu, nadszedÊ nowy dzieÌ. Dziewczynka przywitaÊa go zbpokojem wbsercu ibulegÊoÐcià wobec woli Boga. Drzwi celi wiÇziennej otwarÊy siÇ zbtrzaskiem. – Ty, maÊa! – krzyknÃÊ mÇ×czyzna, jak tylko stanÃÊ wbprogu. – WychodÕ! Mariam posÊusznie wstaÊa zbpodÊogi ibposzÊa za stra×nikiem. SpodziewaÊa siÇ dalszych pytaÌ, abmo×e ibsurowszej kary. – JesteÐ wolna – oznajmiÊ ten sam mÇ×czyzna, który jeszcze dzieÌ wczeÐniej skazaÊ jà na wiÇzienie. – Jak to? Tak po prostu? – zdziwiÊa siÇ. UrzÇdnik nie byÊ skÊonny do udzielania ×adnych wyjaÐnieÌ, gdy× tym samym jawnie potwierdziÊby, ×e siÇ pomyliÊ. WbkoÌcu jednak oÐwiadczyÊ: – Znaleziono prawdziwà winowajczyniÇ. To Murzynka, która pracowaÊa razem zb tobà wb tym samym domu. PrzyznaÊa siÇ do kradzie×y. Pewnie ruszyÊo jà sumienie… – mruczaÊ pod nosem. – JesteÐ wolna. Przepraszamy. Mo×esz ju× iÐÅ – skoÌczyÊ tonem nieznoszÃcym sprzeciwu. NiedÊugo potem znów byÊa wb drodze. Tym razem dziewczynce udaÊo siÇ bez przeszkód wejÐÅ na pokÊad statku pÊynÃcego do Hajfy. SpacerowaÊa wÊaÐnie po górnym deku, gdy jakaÐ wytworna pani rozpoczÇÊa zbnià rozmowÇ. Zapewne zaintrygowaÊ jà mÊody wiek dziewczynki ibubóstwo, jakie byÊo widaÅ goÊym okiem.


59

– PiÇkny statek. Wbdodatku mo×emy nim podró×owaÅ. To naprawdÇ wspaniaÊe – zaczÇÊa dama. Mariam chÇtnie podjÇÊa rozmowÇ, zwÊaszcza ×e stojÃca przed nià kobieta wydawaÊa siÇ przyjazna. – DokÃd pÊyniesz? – znów zagadnÇÊa dama. – Do Hajfy. – Czy ktoÐ tam czeka na ciebie? – Mam nadziejÇ, ×e odnajdÇ wbGalilei mojego brata. – Dziewczynka uzmysÊowiÊa sobie nagle, jak bardzo pragnÇÊa spotkania zbPawÊem, zbktórym jà tak nagle rozdzielono. – No ibgóra Karmel – westchnÇÊa zbutÇsknieniem. – PÊyniesz tak zupeÊnie sama? – Dama koniecznie chciaÊa poznaÅ wiÇcej szczegóÊów. – Nie jestem sama – uÐmiechnÇÊa siÇ maÊa podró×niczka. – Zawsze jest ze mnà dobry Bóg! – dodaÊa zbmocÃ. Abjednak nie byÊo jej dane ani stanÃÅ ubstóp góry Karmel, ani odnaleÕÅ brata. Sztorm, jaki wstrzÃsnÃÊ statkiem, na który weszÊa Mariam, by popÊynÃÅ wb swe rodzinne strony, byÊ potÇ×ny. Kapitan szybko podjÃÊ decyzjÇ obewakuacji wszystkich pasa×erów. – Do szalup ratunkowych! Szybko! – krzyczaÊ przeraÕliwie. PostanowiÊ dla pewnoÐci policzyÅ podró×ników, którzy zgromadzili siÇ na pokÊadzie. BrakowaÊo jednej osoby. – Nie ma Mariam! – zawoÊaÊa pewna kobieta, zbktórà dziewczynka dzieliÊa kajutÇ. Kapitan bez namysÊu pobiegÊ pod pokÊad. – Co ty robisz? Wstawaj! Pospiesz siÇ! Toniemy! Na pokÊad! Jak mo×esz spaÅ wbtakiej chwili?! Dziewczynka wyskoczyÊa zbÊó×ka, zarzuciÊa pospiesznie chustÇ ibpobiegÊa za kapitanem. To, co zobaczyÊa, byÊo pora×ajÃce: naprÇdce spuszczane Êodzie ratunkowe, panika, krzyki ibpÊacz dzieci.


60

– Ludzie! Opanujcie siÇ! – staraÊa siÇ przekrzykiwaÅ tumult, jaki panowaÊ wokóÊ niej. – Módlcie siÇ! Gdzie jest wasza wiara? Wbtym samym momencie padÊa na kolana ibzaczÇÊa siÇ gÊoÐno modliÅ. – Panie Jezu, Ty, który uciszyÊeÐ burzÇ na jeziorze, ulituj siÇ nad nami iburatuj nas! Wtem, ku zaskoczeniu wszystkich podró×ników, burza ustaÊa, sztorm ucichÊ. Kapitan mógÊ bezpiecznie doprowadziÅ statek do Bejrutu, by tam oszacowaÅ ewentualne straty ibopatrzyÅ rannych. Wb Bejrucie Mariam poczÃtkowo podejmowaÊa jedynie dorywczà sÊu×bÇ wb wielu ró×nych domach. Dopiero po kilku latach udaÊo jej siÇ znaleÕÅ bardziej stabilne zatrudnienie ub pani Atalli. ByÊa to praca peÊna radoÐci ib smutków. Dziewczyna jednak ju× dawno nauczyÊa siÇ zbtakim samym spokojem ibzawierzeniem Bogu przyjmowaÅ pora×ki ibpowodzenia, dni trudne ibpeÊne beztroski. Ju× nazajutrz po rozpoczÇciu sÊu×by po raz drugi wb swym krótkim ×yciu zostaÊa posÃdzona ob kradzie× cennego przedmiotu. Na nic zdaÊy siÇ jej zapewnienia ob niewinnoÐci ib pomyÊce. Pani domu byÊa nieprzejednana ibmyÐlaÊa, by jà oddaliÅ. Brat pani Atalli, zapewne poruszony widokiem tak gorÃco przemawiajÃcej dziewczyny, przyznaÊ siÇ wbkoÌcu, ×e to on sam, potrzebujÃc pilnie pieniÇdzy, ukradÊ ibsprzedaÊ cenny przedmiot. Mariam zostaÊa oczyszczona zb zarzutów. PracowaÊa zbniezmiennym dla siebie zapaÊem iboddaniem. Zarówno pani domu, jak ibpozostali czÊonkowie rodziny byli nie tylko bardzo zadowoleni zb jej sÊu×by, ale równie× szczerze do niej przywiÃzani. Zmartwienie pojawiÊo siÇ póÊ roku po rozpoczÇciu sÊu×by. Pani Atalla, zaniepokojona nieobecnoÐcià Mariam wbkuchni, poszÊa do jej pokoju. Dziewczyna siedziaÊa na Êó×ku ibprzecieraÊa oczy dÊoÌmi.


DZIEÑ SZÓSTY Karmel w Mangalore Siostra Leila obudzi³a siê rankiem wypoczêta i ze zdwojonym zapa³em do modlitwy i pracy. Nie w¹tpi³a ju¿ w powodzenie swojej misji. Wszak nieznajoma karmelitanka zachêci³a j¹ do wytrwa³oŎci. Zapewne nie posk¹pi jej te¿ pomocy. Wiedzia³a jednak, ¿e czeka j¹ jeszcze nie lada wysi³ek, zanim odnajdzie ostatni fragment rêkopisu. Zreszt¹ któ¿ móg³ wiedzieæ, ile kawa³ków tego niesamowitego opowiadania czeka³o wci¹¿ na odkrycie? Dociekliwej siostrze pozosta³y tylko cztery godziny. Czy zd¹¿y? Gdy tylko zabrzmia³ dzwonek, który wo³a³ siostry na popo³udniow¹ rekreacjê, siostra Leila pospieszy³a do celi, usiad³a na niskim sto³ku i pochyli³a siê nad kalamburem. – Teraz siê skup, siostrzyczko. Od twojej koncentracji zale¿y tak wiele, a i matka prze³o¿ona na ciebie liczy. Z czym staniesz przed ni¹, gdy minie dany ci czas? Tylko siê nie poddawaj! – mobilizowa³a sam¹ siebie. – Wszak vivere militare est21. Okaza³o siê, ¿e zadanie nie by³o ³atwe. Ma³a nowicjuszka czyta³a z wielkim skupieniu: Oczy niewidomego czytaj¹. Palce marynarza informuj¹. Napisz. Czytaj. ZnajdŠ.

·· · 21

·

·

·

¯yæ to znaczy walczyæ (³ac.).

· ·· ·

·

·

· ·

·

·


160

|_.|..|.||__|._|._.._|._

Bosaczka dok³adnie przyjrza³a siê dziwnym rysunkom. Wszystko, co na razie widzia³a, to kropki i kreski, z których jedne by³y wypuk³e, inne zaŎ nie. Tylko tyle. Siostra Leila postanowi³a jeszcze raz odczytaæ tekst zagadki. – Niewidomy, który czyta… Ciekawe… Toby by³ albo cud, albo… No jasne! Jest przecie¿ specjalny alfabet dla niewidomych. Palce marynarza informuj¹… Alfabet marynarski, proste! Proste jednak nie by³o. Siostra Leila wiedzia³a, ¿e wiadomoŎæ napisana jest alfabetem Braille’a i Morse’a. Jak j¹ jednak odszyfrowaæ? Czy w klasztorze jest ktoŎ lub coŎ, co mog³oby jej w tym pomóc? Zaczê³a intensywnie myŎleæ, czy w bibliotece klasztornej mog³aby znaleŬæ odpowiednie informacje. Przejrzenie wszystkich ksi¹¿ek i podrêczników zajê³oby mnóstwo czasu. Siostra Leila nie mia³a go na tyle, by zaj¹æ siê tak ¿mudnymi poszukiwaniami. Nagle popuka³a siê wymownie w czo³o. – Leila, nad czym tak sobie ³amiesz g³owê? – Tamtego dnia myŎla³a szybko i w mgnieniu oka znalaz³a rozwi¹zanie. Sz³a w stronê sali rekreacji z wewnêtrzn¹ pewnoŎci¹, ¿e tam znajdzie pomoc w rozwi¹zaniu pierwszej czêŎci zagadki. Gdy przywita³a siê ze wspó³siostrami, przykucnê³a przy siostrze Makarim i szepnê³a jej prosto do ucha: – Kochana siostro, proszê ciê o pomoc – zaczê³a. Siostra Makarim zapraszaj¹cym gestem pochyli³a siê w stronê, z której dochodzi³ g³os. By³a to zakonnica bardzo podesz³a w latach. Krótko po z³o¿eniu Ŏlubów wie-


161

czystych zaczê³a stopniowo traciæ wzrok. Lekarze nie mogli znaleŬæ ani przyczyny choroby, ani skutecznego lekarstwa. Siostra Makarim nauczy³a siê wiêc czytaæ alfabetem Braille’a. – Proszê, byŎ odczyta³a dla mnie ten jeden wyraz, który zosta³ napisany nieznanymi dla mnie znakami – szepta³a dalej siostra Leila. Mniszka wziê³a do rêki podan¹ jej kartkê i zaczê³a delikatnie wodziæ po niej palcami. To, co dla innych by³o tylko nieuporz¹dkowanym zbiorem drobnych, wypuk³ych kropek, dla niej uk³ada³o siê w sylaby i s³owa. Mniszka po chwili odda³a siostrze Leili kartkê i zwróci³a siê do niej najciszej, jak umia³a: – TERESA. Kolejna czêŎæ zadania okaza³a siê o wiele trudniejsza. W jaki sposób odczytaæ drugi wyraz? Tym razem mniszka musia³a z pokor¹ przyznaæ, ¿e nie przychodzi jej do g³owy nic sensownego. Siostra Leila postanowi³a pójŎæ do ogrodu. PomyŎla³a, ¿e spacer na Ŏwie¿ym powietrzu dobrze jej zrobi. Chodzi³a po w¹skich Ŏcie¿ynkach g³êboko zamyŎlona. Nie poci¹ga³y jej jakoŎ tego dnia ró¿e, które zwykle wzbudza³y w niej tyle zachwytu. Nawet klasztorny kot Fahad, ulubieniec wszystkich mniszek, nie zosta³ zaszczycony choæby jednym jej spojrzeniem. Kocur ten, co tak dziwi³o bosaczki, by³ bardzo podobny do rysia nie tylko ze wzglêdu na barwê sierŎci, lecz tak¿e, co jeszcze bardziej zdumiewaj¹ce, z powodu maleñkich pêdzelków stercz¹cych dumnie na koniuszkach uszu. Fahad zjawi³ siê pewnego jesiennego poranka przy bramie klasztoru. By³ g³odny i wyziêbiony. NajwyraŬniej postanowi³ pozostaæ z mniszkami na dobre i na z³e, gdy¿ od tamtego dnia nie opuŎci³ klasztoru ani na chwilê.


162

– Dlaczego siostrzyczka jest dziŎ taka smutna? – Nag³e pytanie zatrudnionego w klasztorze kamieniarza wytr¹ci³o j¹ z zadumy. ZaprzyjaŬniony z karmelitankami pan Szihab przerwa³ naprawianie chodnika. Mê¿czyzna by³ nie tylko cenionym i wprawnym w swym fachu pracownikiem, lecz tak¿e mi³ym bywalcem Karmelu. Matka przeorysza wyda³a szczególne pozwolenie na to, ¿eby ka¿da z mniszek mog³a raz dziennie z nim porozmawiaæ. Pan Szihab by³ od wielu lat wdowcem, nie mia³ dzieci ani ¿adnych krewnych. Mieszka³ w przylegaj¹cej do klasztoru chatce. Matka Zahra uzna³a wiêc za przejaw mi³oŎci bliŬniego wydanie takiego pozwolenia, gdy¿ pan Szihab by³ kochany przez wszystkie zakonnice. – Nie mogê rozwik³aæ pewnej zagadki – zwierzy³a mu siê nowicjuszka. – Przecie¿ w koñcu mi siê uda – doda³a ju¿ znacznie raŬniej. Nie lubi³a siê nad sob¹ u¿alaæ. – Mo¿e potraÞê w czymŎ pomóc? – zainteresowa³ siê pan Szihab, siadaj¹c na pobliskiej ³awce. Siostra Leila zajê³a miejsce obok niego. Cieszy³a siê z tej rozmowy, choæ w¹tpi³a, czy kamieniarz jest w stanie odczytaæ ten zagadkowy tekst. – No có¿, ¿eby rozwi¹zaæ mój problem, by³by tu potrzebny marynarz, a gdzie ja takiego znajdê w klauzurze, z dala od morza? – zada³a retoryczne pytanie. – P³ywa³o siê kiedyŎ po morzach i oceanach… – westchn¹³ z rozmarzeniem pan Szihab. – Wprawdzie ju¿ niewiele pamiêtam i nie umia³bym dzisiaj sterowaæ statkiem, ale mo¿e siê na coŎ przydam… – Chcia³ nie tylko pomóc siostrze Leili, ale te¿ choæ na chwilê wróciæ myŎlami do czasów beztroskiej m³odoŎci. Mniszka nie wierzy³a w³asnym uszom. O¿ywi³a siê zaraz i odzyska³a animusz. – Na pewno bêdzie mi móg³ pan pomóc, dobry, kochany panie Szihabie. Proszê tylko spojrzeæ na ten


163

zapis. Czy umie go pan rozszyfrowaæ? – Bosaczka odezwa³a siê pe³na nadziei. Pan Szihab przygl¹da³ siê przez chwilê tajemniczym znakom w wielkim skupieniu. Na koniec szeroki uŎmiech zagoŎci³ na jego twarzy. – Tych znaków nie zapomnê do koñca ¿ycia Do mnie nale¿a³o wysy³anie i odczytywanie informacji podczas ka¿dego rejsu. Chwila cierpliwoŎci. Mê¿czyzna nie musia³ siê zbytnio wysilaæ, by odszyfrowaæ tekst. – NIEMA£A – odczyta³ najpierw. Zaraz potem jednak doda³: – Chwileczkê, drobna zmiana. Mamy dwie pionowe kreski, co oznacza rozdzielenie jednego wyrazu od nastêpnego. A wiêc oznacza to, ¿e chodzi tu o dwa wyrazy: NIE MA£A. Siostra Leila by³a zachwycona. Uca³owa³a pana Szihaba w oba policzki. Nie mia³a wprawdzie na to pozwolenia przeoryszy, ale by³a pewna, ¿e otrzyma³aby je, gdyby matka Zahra wiedzia³a, jak bardzo ten oddany i wypróbowany przyjaciel bosaczek przyczyni³ siê dla dobra sprawy. Sam pan Szihab nie wiedzia³, o co chodzi. JakiŎ czas siedzia³, wpatruj¹c siê w biegn¹c¹ ju¿ w stronê klasztoru mniszkê. PóŬniej wsta³ i powróci³ do przerwanej pracy, szepcz¹c do siebie: – Chyba nigdy nie zrozumiem karmelitanek. Ale i tak je kocham, zw³aszcza tê ma³¹. – I uŎmiechn¹³ siê z rozczuleniem. Siostra Leila wróci³a do celi. Potrzebowa³a samotnoŎci i ciszy. Musia³a och³on¹æ i pomyŎleæ. – NIE MA£A TERESA… – szepta³a do siebie nowicjuszka. – Magnum in parvo22… JeŎli nie ma³a, to jaka?… Du¿a, ogromna, wielka… No tak, Teresa Wielka! ōwiêta 22

Ma³o napisane, du¿o przekazane (³ac.: du¿o w ma³ym).


164

Teresa od Jezusa! Gdzie jest nasza Matka Reformatorka? OczywiŎcie w swojej pustelni. Za chwilê pan Szihab znów ujrza³ siostrê Leilê, która tym razem bieg³a g³ówn¹ Ŏcie¿k¹ ogrodu w stronê ceglanego domku. W pustelni wisia³ obraz Ŏwiêtej Matki Karmelu. Przekazywano, ¿e namalowa³a go jedna z sióstr, ale nigdy nie ujawniono jej imienia, aby nie naraziæ jej na pokusê popadniêcia w pró¿noŎæ i wywy¿szania siê wobec innych mniszek. Siostra Leila by³a pewna, ¿e obraz skrywa rozwi¹zanie nowej zagadki. Zaczê³a siê bacznie przygl¹daæ wizerunkowi Ŏwiêtej Teresy, ale nie znalaz³a niczego, co mog³oby przykuæ jej uwagê. Mniszka postanowi³a skupiæ siê na ramie obrazu. Intuicja nie zawiod³a jej i tym razem. Zauwa¿y³a, ¿e kawa³ek drewna, z którego wykonano ramê obrazu, wyraŬnie ró¿ni siê od reszty. By³ nieco jaŎniejszy, czego nie mo¿na by³o dostrzec z daleka, gdy¿ najwidoczniej do³o¿ono wszelkich starañ, by zatuszowaæ inny odcieñ koloru. Siostra Leila wyjê³a scyzoryk i ostro¿nie w³o¿y³a jego najcieñsze ostrze w w¹sk¹ szczelinê powsta³¹ po wymianie czêŎci ramy. Jej oczom ukaza³ siê widok, który rozjaŎni³ jej twarz w jednej chwili: zwiniêty rulon papieru. Wyjê³a go delikatnie i umieŎci³a fragment usuniêtej ramy na swoim miejscu. Mniszka postanowi³a przeczytaæ tekst w obecnoŎci Teresy od Jezusa, która zapewne pomog³a jej w odnalezieniu rêkopisu. Siostra Leila przysiad³a wiêc na niewielkiej ³aweczce ustawionej naprzeciwko wizerunku ōwiêtej i odda³a siê lekturze:


165

k Do Mangalore dotarÊy tylko trzy karmelitanki. ByÊo to zbyt maÊo, ×eby mogÊa powstaÅ wspólnota. Dlatego ojciec Efrem podjÃÊ decyzjÇ ob natychmiastowym wysÊaniu do Francji wa×nego listu. RozmawiaÊ wÊaÐnie ob tym zbMaÊà ArabkÃ, zbktórà spotkaÊ siÇ po nieszporach. – Mam nadziejÇ, ×e siostry zb Pau ib Bayonne przyjadà do nas caÊe ibzdrowe. Oby nie spotkaÊo ich po drodze nic zÊego – zatroskaÊ siÇ karmelita, gdy poinformowaÊ Mariam ob tym, ×e zwróciÊ siÇ do francuskich Karmeli zb proÐbà ob przysÊanie kilku mniszek wypróbowanych wbpowoÊaniu. – Siostry na pewno szczÇÐliwie do nas dotrà – zapewniaÊa karmelitanka. – Dobry Bóg widzi, ×e nie szczÇdzimy oÞar dla dobra nowej wspólnoty. NiedÊugo potem ojciec Efrem zb radoÐcià zamykaÊ za zakonnicami kraty klauzury. – UroczyÐcie ibzbwielkà radoÐcià ogÊaszam powstanie Karmelu NajÐwiÇtszego Serca wbMangalore… – oznajmiÊ wzruszony podczas tego doniosÊego wydarzenia. Dla mniszek rozpoczÃÊ siÇ czas regularnego ×ycia zakonnego. Pierwsze spotkanie wbrozmównicy staÊo siÇ zarazem okazjà do po×egnania ojca Efrema, który musiaÊ wracaÅ do swoich obowiÃzków. – DziÇkujÇ za wasze Ðwiadectwo wiary ibodwagi, drogie córki. – Karmelita byÊ bardzo wzruszony. – Kolejny goÊÇbnik Matki Bo×ej mógÊ powstaÅ dziÇki wam. Ib to gdzie? Wbdalekich Indiach. – To równie× zasÊuga drogiego ojca – odrzekÊa matka Maria od Zbawiciela, przeorysza nowej wspólnoty. – No ibnaszej Marii Arabki – dodaÊa siostra Maria od DzieciÃtka Jezus, podprzeorysza.


SPIS TREōCI

WSTÊP . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

9

DZIEÑ PIERWSZY Pani spowita w b³êkit . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

17

DZIEÑ DRUGI Ma³a s³u¿¹ca . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

45

DZIEÑ TRZECI Pod p³aszczem Ŏw. Józefa

...........................

73

DZIEÑ CZWARTY Córka Ŏw. Teresy . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

99

DZIEÑ PI¥TY W drodze do Indii

.................................

DZIEÑ SZÓSTY Karmel w Mangalore

137

...............................

159

DZIEÑ SIÓDMY W ciemnoŎciach . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

177

DZIEÑ ÓSMY Powrót do Pau . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

189

DZIEÑ DZIEWI¥TY Karmel w Betlejem . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

205

DZIEÑ DZIESI¥TY Lot ducha . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

235

ZAKOÑCZENIE

..................................

255

UWAGI OD AUTORKI . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

257


Grażyna Pawlaczyk CZCIGODNA MATKA WŁÓCZĘGA „Kobieta niespokojna, włóczęga, nieposłuszna, uparta” – takimi słowami nuncjusz Filip Sega odniósł się do Teresy od Jezusa podczas rozmowy z ojcem Janem Roca około 1578 roku. Święta wywoływała silne i spolaryzowane emocje: postawiła na nogi prawie całą współczesną sobie Hiszpanię. Jej nietypową historię opowiada Grażyna Pawlaczyk. Autorka jest iberystką i pedagogiem specjalnym. Na co dzień pracuje z dziećmi z niepełnosprawnością intelektualną w jednej z poznańskich szkół. Zafascynowana duchowością karmelitańską, w wolnych chwilach zgłębia dzieła świętych Karmelu. Jej debiutancka powieść Czcigodna Matka Włóczęga została wyłoniona w konkursie literackim z okazji jubileuszu 500-lecia urodzin świętej Teresy. Czytelnik od pierwszych stron dostrzeże dbałość autorki o szczegóły, przez które przenosi nas w czasie i przestrzeni do późnorenesansowej Hiszpanii. Powieść jest wspaniałym prezentem dla tych, którzy jeszcze nie znają reformatorki i fundatorki Karmelu, a dla tych, którzy już sięgnęli po Księgę życia, Twierdzę wewnętrzną czy Drogę doskonałości – okazją do skonfrontowania jej słów z życiem. Damian Sochacki OCD, redaktor naczelny „Głosu Karmelu”


Sykstus Adamczyk OCD NIESPOKOJNE SERCE Biografię św. Rafała Kalinowskiego czyta się jak powieść. Ojciec Sykstus Adamczyk żywym, potoczystym językiem odmalował przed naszymi oczyma portret jednej z najbardziej niezwykłych postaci polskiego Kościoła czasów nowożytnych. Z jednej strony osadził ją w realiach historycznych opisywanej epoki, z drugiej zaś ukazał w wymiarze duchowości chrześcijańskiej, bez której bohater książki pozostałby niezrozumiały. Nad jego życiem bowiem nieustannie czuwa dłoń Niewidzialnego, której lekkie muśnięcia czujemy, zagłębiając się w kolejne strony tej pasjonującej lektury. Grzegorz Górny, dziennikarz, publicysta


Władysław Kluz OCD DOBRE DRZEWO Małżeństwo Martin ukazuje nam ponadczasowe cechy wspaniałych małżonków i rodziców: ich cierpienie i codzienny trud, które są wpisane w ludzkie życie, wskazują poprzez codzienność drogę do świętości. Książka może stać się pomocna dla wielu współczesnych małżonków w podejmowaniu życiowych decyzji. Renata i Dariusz Górka, para diecezjalna Domowego Kościoła Archidiecezji Krakowskiej

Dorota Krawczyk JESIEŃ W UBEDZIE Jesień w Ubedzie to powieść o św. Janie od Krzyża, a konkretnie o ostatnich miesiącach jego życia. Nie znajdziemy w niej jednak szczegółowej chronologii czy suchej biografi i Świętego. To raczej podróż w świat Jana od Krzyża, świat miłości Boga i bliźniego, w końcu także świat poezji oraz szczypty prozy. „Doktor nocy ciemnej” – tak bowiem został nazwany św. Jan od Krzyża, na kartach tej książki ujawnia się przede wszystkim jako człowiek zakochany – „dusza rozmiłowana” – jak powiedziałby sam święty. Rafał Myszkowski OCD, autor książki Klucz do lektury „Pieśni duchowej”


© Copyright by Wydawnictwo Karmelitów Bosych, Kraków 2017 Redakcja i korekta Iwona Pawłowska Okładka & dtp Paweł Matyjewicz Opracowanie mapy Dariusz Matczuk Imprimi potest Tadeusz Florek OCD, prowincjał Kraków, dnia 9 marca 2017 r. nr 56/2017 Wydawnictwo Karmelitów Bosych 31-222 Kraków, ul. Z. Glogera 5 tel.: 12-416-85-00, 12-416-85-01 fax: 12-416-85-02 www.wkb-krakow.pl www.karmel.pl e-mail: wydawnictwo@wkb.krakow.pl

ISBN 978-83-7604-441-5 Druk i oprawa: OZGraf – Olsztyn


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.