Rękopisy autobiograficzne

Page 1



Święta Teresa od Dzieciątka Jezus i Świętego Oblicza Doktor Kościoła

Rękopisy autobiograficzne przełożył Antoni Bartosz Nowy przekład oraz przypisy na podstawie francuskiego wydania krytycznego: Sainte Thérèse de l’Enfant Jésus et de la Sainte Face Manuscrits autobiographiques Edi ons du Cerf-Desclée de Brouwer, Paryż wydanie II poprawione

Wydawnictwo Karmelitów Bosych Kraków 2013


Tytuł oryginału: Manuscrits autobiographiques © Copyright by Edi ons du Cerf-Desclée de Brouwer, Paryż 2005 © Copyright for the Polish edi on Wydawnictwo Karmelitów Bosych, Kraków 1992 Przekład: Antoni B


WPROWADZENIE

1

1. Okoliczności powstania Rękopisów.

T

o Marii od Najświętszego Serca, najstarszej siostrze Teresy, zawdzięczamy dwa z trzech nieocenionych tekstów świętej z Lisieux (a pośrednio również i ten trzeci, który stanowi ciąg dalszy jednego z nich). Oto co powiedziała o tym Maria w czasie procesu diecezjalnego: „Pewnego zimowego wieczoru, po oficjum, ogrzewałyśmy się wspólnie z siostrą Teresą, siostrą Genowefą i naszą czcigodną matką przeoryszą Agnieszką od Jezusa. Wówczas siostra Teresa opowiedziała nam o dwóch lub trzech wydarzeniach z dzieciństwa. Wtedy zwróciłam się do matki przeoryszy mówiąc: « – Jak to możliwe, że matka każe jej pisać wiersze, by sprawić innym przyjemność, 1

Układ i zasadnicza treść niniejszego rozdziału opierają się na „Wprowadzeniu ogólnym” do francuskiego wydania klasycznego: Sainte Thérèse de I’Enfant-Jésus et de la Sainte Face, Manuscrits autobiographiques, Edions du Cerf-Desclée de Brouwer, Paryż 1992. Również cytaty świadectw, złożonych przez karmelitanki z Lisieux w czasie procesów o beatyfikację i kanonizację Teresy, zaczerpnięte są tu ze wspomnianego „Wprowadzenia ogólnego” [przyp. tłum.].


10

WPROWADZENIE

a nie poleca jej spisać wspomnień z dzieciństwa? Zobaczy matka, że ten anioł nie pobędzie już długo na ziemi i przepadną wszystkie szczegóły, które tak bardzo nas interesują». Matka przeorysza wpierw się zawahała, później jednak wobec naszych nalegań powiedziała do sługi Bożej, że sprawi jej radość, ofiarując jej na [przyszłe] imieniny opowiadanie o swoim dzieciństwie” . [Opowiadanie to nazywane jest dzisiaj Rękopisem A.] Matka Agnieszka potwierdza zeznanie Marii od Najświętszego Serca i uściśla, że było to „na początku , na dwa i pół roku przed śmiercią siostry Teresy”. Dodaje przy tym, że Teresa, słysząc o tym pomyśle, „śmiała się, jakby strojono z niej żarty”. Agnieszka mówi dalej: „Sługa Boża przystąpiła do dzieła z posłuszeństwa, jako że byłam wtedy przeoryszą. Pisała wyłącznie w wolnych chwilach i oddała mi swój zeszyt stycznia , w dniu moich imienin. Byłam wówczas na wieczornej modlitwie. Udając się na swoje miejsce w [chórze], siostra Teresa od Dzieciątka Jezus uklękła i przekazała mi ten skarb… Odpowiedziałam jej skinieniem głowy i położyłam rękopis na ławie, nie otwierając go. Na czytanie znalazłam czas dopiero na wiosnę tego samego roku, po przeprowadzonych wyborach. Zauważyłam przy tym cnotę sługi Bożej, która, spełniwszy swoje zadanie z posłuszeństwa, nie powracała do niego i ani razu nie zapytała, czy przeczytałam jej zeszyt i co o nim sądzę. Któregoś dnia przyznałam się przed nią, że nie miałam w ogóle czasu, aby do niego zajrzeć, ona jednak nie okazała wcale smutku” . W miarę jak Teresa zapisywała kolejne zeszyty, składające się na Rękopis A, dawała je do przeczytania swej rodzonej siostrze Celinie (por. Rkp A r ) . Ta podaje ciekawe szczegóły na 2

3 4

Procès de l’Ordinaire [Proces Diecezjalny], 1909-1911, Teresianum, Rzym, 1973, s. 237 – W tekście głównym, jak i w przypisach, nawiasy kwadratowe oznaczają dopowiedzenia wprowadzone przez redakcję francuskiego wydania lub przez polskiego tłumacza [przyp. tłum.]. Procès de l’Ordinaire, s. 146. W Karmelu Celina przyjęła imię Genowefy od św. Teresy


WPROWADZENIE

11

temat sposobu pracy Teresy: „Rozpoczynając ten rękopis [A], nie miała żadnego planu. Pisała jedynie z posłuszeństwa, choć wśród faktów starała się dobierać takie, które dotyczyły każdego z członków rodziny i wszystkim mogły sprawić przyjemność. Rękopis ten miał być «rodzinną pamiątką», przeznaczoną wyłącznie do użytku jej sióstr, co tłumaczy atmosferę poufałości, w jakiej został napisany, oraz niektóre dziecinne szczegóły, o których [Teresa] nigdy by nie wspomniała, gdyby przewidziała, że wyjdzie on poza krąg siostrzany. Notowała więc to, co przychodziło jej na myśl, i czyniła to w chwilach wolnych, które pozostawiała jej Reguła oraz troska o nowicjuszki” . Opis Celiny słusznie podkreśla, że Rękopisy Teresy mają w sobie więcej z gatunku listów niż z intymnych zapisków, nie mówiąc już o „traktacie duchowym”. Ta ich cecha nie pozostaje bez wpływu na odbiór, gdyż sprawia, że szybko podbijają nas swym spontanicznym stylem. Nade wszystko zaś promieniuje z nich osobowość autorki, ujmująco otwartej na miłość i łaskę Boga. Warto przytoczyć tu również zabawny opis redagowania Rękopisów, jaki podaje sama Teresa: „Pisząc moje małe «dzieje», nie łamię sobie głowy; to tak, jakbym łowiła na wędkę: utrwalam to, co nawinie mi się na haczyk” . Podchodziła jednak do swojego „zajęcia” bardzo poważnie, podobnie zresztą jak do wszystkich innych. W rok później, we wrześniu , Teresa odprawiała doroczne osobiste rekolekcje. Pod wpływem narastających w niej pragnień i sprzeczności napisała spontaniczny list do Jezusa. Maria od Najświętszego Serca, domyślając się czegoś, poprosiła ją, by podzieliła się przeżyciami z tychże rekolekcji. W odpowiedzi Teresa przekazała jej swój list do Jezusa, poprzedzając go dwustronicowym wstępem – wyjaśnieniem. Zadedykowała jej też całość, zaś obydwa składające się na nią teksty 5 6

Procès de l’Ordinaire, s. 274. Żółty zeszyt, 11 czerwca, no 2.


12

WPROWADZENIE

nazywane są dzisiaj Rękopisem B. Sama Maria zeznała na procesie: „Poprosiłam ją w czasie jej ostatnich rekolekcji (w ), by wyjaśniła mi pisemnie swoją «małą doktrynę». Uczyniła to, a później dołączono te strony do Dziejów duszy, jako trzecią ich część” . Więcej szczegółów czytelnik znajdzie w pierwszym przypisie do Rękopisu B, wyjaśniającym okoliczności powstania tego tekstu. W wydaniu polskim dołączyliśmy również aneks w postaci słynnego listu (zwanego listem ), który Teresa napisała do Marii, gdy ta przeczytała Rękopis B i podzieliła się z nią swym odbiorem. Maria bowiem zrozumiała jej list na opak i Teresa poczuła się zmuszona do sprostowania jej interpretacji. Szczęśliwe nieporozumienie, gdyż dzięki temu dysponujemy dziś ważnym komentarzem, pozwalającym i nam uniknąć błędnych odczytań! Rękopis C powstał jako ciąg dalszy Rękopisu A. Oto co mówi o tym Maria od Najświętszego Serca: „Później matka Agnieszka od Jezusa widząc, że siostra Teresa jest ciężko chora, przekonała czcigodną matkę Marię Gonzagę, podówczas przeoryszę, by poleciła Teresie spisać dzieje jej życia zakonnego” . Ze swej strony matka Agnieszka wyjawia ważne szczegóły: „Uważałam, że w jej opowiadaniu [czyli w Rękopisie A] są braki, bowiem siostra Teresa od Dzieciątka Jezus przedstawiła w nim przede wszystkim dzieciństwo i pierwszą młodość, tak jak ją o to prosiłam, lecz swoje życie zakonne ledwie w nim zarysowała. (...) Pomyślałam, że szkoda, iż nie napisała z równym rozmachem o tym, co wiązało się z jej życiem w Karmelu, lecz tymczasem przestałam być przeoryszą i na ten urząd wstąpiła matka Maria Gonzaga. Obawiałam się, że do wypracowania [Teresy] nie będzie przywiązywać tyle samo wagi, i nie śmiałam jej o nim mówić. Widząc jednak, że siostra Teresa zapadła na ciężką chorobę, spróbowałam uzyskać u matki Gonzagi to, co wydawało mi się niemożliwe. Wieczorem czerwca , na cztery mie7 8

Procès de l’Ordinaire, s. 146. Tamże.


WPROWADZENIE

13

siące przed śmiercią siostry Teresy, udałam się około północy do matki przeoryszy i powiedziałam: «Matko, nie zasnę, dopóki nie wyznam ci pewnego sekretu. Kiedy byłam przeoryszą, siostra Teresa spisała kilka wspomnień ze swego dzieciństwa, czyniąc to dla mnie, jak również z posłuszeństwa. Przeczytałam to niedawno raz jeszcze. I owszem, jest to ładne, lecz niewiele z tego przyda się matce do listu okólnego, kiedy [Teresa] umrze, gdyż prawie nic tam nie mówi o swoim życiu zakonnym. Gdyby więc matka zleciła jej o nim napisać, to [Teresa] mogłaby zredagować coś poważniejszego i nie wątpię, że to, co matka wówczas by otrzymała byłoby nieporównanie lepsze od tego, co mam ja». Dobry Bóg pobłogosławił tę prośbę i nazajutrz matka przeorysza poleciła siostrze Teresie, by napisała ciąg dalszy swego opowiadania” . I Agnieszka dodaje jeszcze: „Kiedy matka Maria Gonzaga poleciła jej uzupełnić Rękopis z dziejami jej życia, [Teresa] powiedziała do mnie: «Napiszę o miłości braterskiej. Ach, zależy mi na tym, gdyż otrzymałam zbyt wiele światła na ten temat i nie chcę go zatrzymywać dla siebie. Zapewniam cię, że miłość [braterska] nie jest na ziemi rozumiana, a przecież jest najważniejszą z cnót»” . Przypomnijmy w tym miejscu, że kiedy Teresa otrzymała polecenie od matki Gonzagi, była już obłożnie chora na gruźlicę. Mimo to do pisania nowego zeszytu wzięła się bardzo sumiennie. Według matki Agnieszki, „nawet w czerwcu , kiedy z posłuszeństwa pisała dalej swoje «dzieje», i już nie tylko w chwilach wolnych, jak niegdyś, ale również i w ciągu dnia, traktowała to zajęcie poważnie. W pewne święto powiedziała do mnie: «Dziś pozwoliłam sobie trochę poczytać i odłożyłam swój zeszyt. Zwykle jednak traktuję go jako swoją pracę 9

10

11

Tamże, s. 274, oraz Procès Apostolique, 1915–1917, Teresianum, Rzym 1976, s. 201. Procès Apostolique, 1915–1917, Teresianum Rzym, 1976, s. 173. Por. Procès de l’Ordinaire, s. 147–148. To jest w okresie, w którym jej gruźlica weszła w ostatnie stadium [przyp. tłum.].


14

WPROWADZENIE

i nie chciałabym stracić ani chwili na coś innego». Matka przeorysza z pewnością nic o tym nie wiedziała, gdyż nie zamierzała powierzać jej jakiegokolwiek zadania za cenę najmniejszego choćby zmęczenia”. 2. Techniczny opis Rękopisów12 Rękopis A „składa się z kartek, w formacie , x , cm, nie numerowanych. Każda ze stron liczy wierszy. [...] Teresa dorzuca często wiersz u góry lub u dołu. Papier, bardzo złej jakości, pochodzi z dwóch szkolnych zeszytów (za dwa centymy każdy). [... ]” Razem daje to trzy małe zeszyciki (choć możliwe, że Teresa podzieliła każdy z nich jeszcze na dwa), oprawione w całość grubym papierem. Rękopis B to „trzy kartki papieru listowego w drobną kratkę. Każda złożona jest na pół, co dało sześć kartek o wymiarze x cm. Pierwsza posłużyła za okładkę całości. Jedynie pierwszych pięć jest zapisanych po obydwu stronach, bez marginesu i bez odstępu między wierszami, gdyż Święta, w duchu ubóstwa wykorzystała wszystkie poprzeczne linie kratek. Tym samym każda ze stron liczy przeważnie wierszy”. Rękopis C to „zeszyt szkolny dobrej jakości, z twardą okładką, pokrytą warstwą ciemnego wosku. [...] Zeszyt ten, o wymiarze , x cm, liczy kartki. jest zapisanych po obydwu stronach, bez marginesu i bez numeracji. Zapisana jest również lewa strona kartki . Jej prawa strona oraz wszystkie pozostałe kartki są czyste. Papier jest kratkowany. Teresa, która z ubóstwa wolałaby wykorzystać każdą linijkę, musiała z posłuszeństwa pisać tu co dwie linijki. Strona liczy wiersze”.

12

Jest on przejęty od ojca Franciszka od św. Marii, autora pierwszego krytycznego wydania Rękopisów Teresy od Dzieciątka Jezus, Manuscrits autobiographiques, Lisieux 1957, t. I, s. 24–27.


Rękopis dedykowany czcigodnej matce Agnieszce od Jezusa Rękopis A



[ r°]

J.M.J.T

Styczeń

Jezus+ Wiosenne dzieje małego białego Kwiatu, przezeń spisane i dedykowane Czcigodnej Matce Agnieszce od Jezusa .

Tobie, kochana Matko, która jesteś moją podwójną Matką, tobie właśnie powierzam dzieje mojej duszy… Kiedy poprosiłaś, bym je spisała, pomyślałam zrazu, że to mnie rozproszy, ponieważ będę zajmować się sobą. Lecz później Jezus dał mi odczuć, że sprawię Mu przyjemność, jeśli okażę ci zwyczajnie posłuszeństwo . Zresztą zajmę się tu tylko jednym: zacznę śpiewać to, co winnam śpiewać wiecznie – „Miłosierdzie Pana!!!”… 1 2

3

4

Skrót J.M.J.T. oznacza: Jezus-Maria-Józef-Teresa. małego białego kwiatu – „Dzieje małego kwiatu, który zerwał Jezus” przewijają się przez cały Rękopis A, aż do opisu herbów (85v ). Miłość do kwiatów (zob. 81v ) jak i w ogóle do piękna przyrody, nabiera u Teresy osobistych akcentów: „mały biały kwiat” to powój, który tato zerwał z muru i jej ofiarował, kiedy powiedziała mu o swoim powołaniu (50v ); ten powój Teresa zachowa jako relikwię, wkładając między kartki Naśladowania Chrystusa (50v ); ona sama jest „małym kwiatem Jezusa” (31v ) oraz kwiatem „Najświętszej Panny” (35v , 77r ), „który Dobry Bóg pragnął zerwać”. I podobnie jak w dzieciństwie, w czasie procesji z Najświętszym Sakramentem, rzucała „kwiaty pod stopy Dobrego Boga” (17r ), tak później będzie rzucać kwiaty małych wyrzeczeń (Ostatnie rozmowy, 17 lipca, n 2; zob. również wspaniałe rozwinięcie w Rękopisie B, 4r /v ); zaś w ostatnim roku życia utożsami się z „odartą różą”, która „daje siebie, by zniknąć”, odzierając się dobrowolnie dla Jezusa. Miała też zwyczaj, by rzucać (wspólnie z nowicjuszkami) płatki róży na Chrystusa wiszącego na krzyżu ustawionym na wewnętrznym dziedzińcu w Karmelu. Na temat okoliczności powstania Rękopisu A zob. Wprowadzenie do niniejszego wydania. Ps 89, 2. – Słowo „Miłosierdzie” (które powraca na tej samej stronie zeszytu, w ważnym nawiązaniu do Rz 9, 15–16) pojawia się dwadzieścia dziewięć razy w Rękopisach autobiograficznych, osiemnaście razy w listach i siedem w Rekreacjach duchowych (n 3, 6 i 8), natomiast tylko raz w Poezjach (Moja broń). Oczywiście należy tu również zacytować wielką modlitwę Teresy, jaką jest „Akt oddania się Miłości Miłosiernej”. Jak pisał o.


36

RĘKOPIS A

Zanim wzięłam pióro do ręki, uklękłam przed figurą Marii (Królowej Nieba, która dowiodła nam tyle razy, że po macierzyńsku czuwa nad naszą rodziną) i błagałam ją, aby tak pokierowała moją ręką, aby każda linijka była jej miła . Następnie otwarłam Świętą Ewangelię i wzrok mój padł na zdanie: „Jezus wyszedł na górę i przywołał do siebie tych, których sam chciał; i ci do Niego przyszli” (św. Marek, rozdz. III, w. ) . Oto tajemnica mojego powołania, całego mojego życia, a nade wszystko tajemnica upodobania, jakie Jezus ma dla mojej duszy..... Nie wzywa tych, którzy są tego godni, lecz tych, których sam chce, lub, jak mówi święty Paweł: „Bóg lituje się nad tym, nad kim zechce, i miłosierdzie okazuje temu, nad kim chce się zmiłować. Nie zależy to więc od trudu tego, kto chce, ani kto się ubiega, ale od litującego się Boga” (List do Rzym. rozdz. IX, w. i ). Długo się zastanawiałam, dlaczego dobry Bóg ma upodobania, dlaczego wszyscy nie otrzymują łask w takim samym stopniu. Ze zdziwieniem stwierdzałam, że szczodrze obdarzył niezwykłymi względami Świętych, którzy wcześniej [ v°] Go obrazili, jak św. Paweł czy św. Augustyn; co więcej, można powiedzieć, że ich przymusił do przyjęcia swych łask. To samo kiedy czytałam żywoty świętych, których Nasz Pan upodobał sobie pieścić od kołyski po grób, samemu usuwając wszelkie przeszkody mogące ich powstrzymać na drodze ku Niemu; tak wspaniałomyślnie wychodził im na przeciw, że nie byli w stanie utracić niepokalanego blasku ich szaty z chrztu. Zastanawiałam się

5

6

Franciszek od św. Marii (w komentarzu do wydania z 1957), „Motyw bożego miłosierdzia, to podstawa do zrozumienia Rękopisów autobiograficznych, a jednocześnie złoty klucz, który otwiera nam duszę Teresy”. przed figurą Marii – W styczniu 1895, czyli w okresie, kiedy Teresa zaczęła pisać Rękopis A, figura ta znajdowała się u wejścia do jej celi. Jest to ta sama „Uśmiechnięta Matka Boska”, która wyleczyła Teresę z nerwicy (zob. 29v /31r ) i która była przy niej w czasie agonii (w infirmerii, od 8 lipca 1897). Rodzice Teresy, państwo Mar n, mieli do niej szczególne nabożeństwo (zob. 29v ). których sam chciał – Teresa podkreśla fakt, że Jezus ma upodobania. Często też będzie do tego wracać (czternaście razy w całych Rękopisach). Darmowość miłości Boga to sedno jej przesłania (zob. Rkp C 2r ).


MIŁOSIERDZIE PANA

37

też, dlaczego tylu biednych ludzi z dzikich plemion umiera, nie usłyszawszy nawet imienia Boga… Jezus raczył pouczyć mnie o tej tajemnicy, ukazując mi księgę przyrody; wówczas zrozumiałam, że piękne są wszystkie stworzone przez Niego kwiaty, że blask róży nic nie ujmuje zapachowi fiołka, a biel Lilii – czarującej prostocie stokrotki...., że gdyby wszystkie małe kwiaty chciały być różami, przyroda straciłaby zdobiący ją strój wiosny, pola nie byłyby już umajone kwieciem… Tak samo jest w świecie dusz, który jest ogrodem Jezusa. Chciał stworzyć wielkich świętych, których można porównać do Lilii i do róż, lecz stworzył również i mniejszych, ci zaś winni zadowolić się tym, że są stokrotkami czy też fiołkami, istniejącymi po to, by radować oczy dobrego Boga, kiedy popatrzy pod stopy. Doskonałość polega na czynieniu Jego woli, na stawaniu się tym, kim On chce byśmy, byli… Zrozumiałam ponadto, że miłość Naszego Pana objawia się zarówno w duszy najprostszej, w niczym nie stawiającej oporu Jego łasce, jak i duszy najsubtelniejszej, bo cechą miłości jest to, że się zniża . Gdyby więc wszyscy mieli być podobni do Świętych Doktorów, którzy oświecili Kościół [ r ] jasnością swej nauki, to wydaje się, że dobry Bóg, przychodząc do ich serc, nie zstąpiłby wystarczająco nisko. Stworzył więc dziecko, które niczego nie umie i ledwie co mówi; stworzył biednych dzikich ludzi, którzy mogą kierować się jedynie prawem natury. I właśnie: raczy zstąpić aż do ich serc, to oni są tymi polnymi kwiatami, których prostota Go urzeka… Zstępując tak nisko, objawia swą nieskończoną wielkość. Tak jak słońce oświeca i cedr, i mały kwiat, jakby ten żył na ziemi sam jeden, tak i Nasz Pan zajmuje się każdą duszą, jakby ta nie miała sobie podobnych. I jak w przyrodzie wszystko przyczynia się do tego, by stokrotka mogła kiedyś zakwitnąć, tak wszystko przyczynia się do dobra każdego. 7

Zob. Rkp B 3v : „ponieważ Miłość, aby się w pełni nasycić, musi się uniżyć, aż do nicości, i przemienić tę nicość w ogień”.


38

RĘKOPIS A

Zastanawiasz się pewnie, kochana Matko, dokąd właściwie zmierzam, gdyż dotąd nie powiedziałam jeszcze nic, co przypominałoby dzieje mojego życia. Poleciłaś mi jednak spisać, co mi przyjdzie do głowy, i to bez ograniczeń, więc nie będę pisać dokładnie o moim życiu, lecz o tym, co myślę o łaskach, którymi Dobry Bóg raczył mnie obdarzyć. Okres życia, w którym się teraz znajduję, pozwala mi popatrzeć wstecz, dusza moja nabrała dojrzałości w tyglu doświadczeń zewnętrznych i wewnętrznych; teraz, niczym kwiat umocniony przez burzę, podnoszę głowę i stwierdzam, że spełniają się we mnie słowa Psalmu XXII („Pan jest moim Pasterzem, niczego mi nie braknie, pozwala mi leżeć na przyjemnych i zielonych pastwiskach, wzdłuż wód mnie łagodnie prowadzi. I nie zna moja dusza znużenia… A choćbym miała iść doliną [ v°] cienia śmierci, zła się nie ulęknę, bo Ty, Panie, jesteś przy mnie!…) „Pan zawsze był dla mnie pełen współczucia i łagodności... Do gniewu nieskory i bogaty w miłosierdzie!.. (Ps CII, w. ) A zatem, Matko, ze szczęściem przychodzę śpiewać przy tobie miłosierdzie Pana... Tylko dla ciebie spiszę dzieje małego kwiatu, zerwanego niegdyś przez Jezusa. Dlatego będę mówić swobodnie, nie troszcząc się ani o styl, ani o liczne dygresje. Serce matki zawsze rozumie swoje dziecko, choć ono potrafi jedynie dukać , jestem więc pewna, że i ty mnie zrozumiesz i odgadniesz, ty, która ukształtowałaś moje serce i ofiarowałaś je Jezusowi!..... Wydaje mi się, że gdyby mały kwiat mógł mówić, to opowiedziałby zwyczajnie o tym, co Dobry Bóg dlań uczynił, nie próbując ukrywać otrzymanych dobrodziejstw. Nie twierdziłby, pod pretekstem fałszywej pokory, że nie ma w nim wdzięku 8

9 10

Ps 23, 1-4 [dosłowny przekład cytatu, jaki przytacza Teresa. Na ten temat zob. Uwagi od tłumacza, punkt 3, zamieszczone po Wprowadzeniu do niniejszego wydania]. Urywek ten jest w czasie przyszłym; jednak w liście 262, z 3.07.1897, ów „cień śmierci” pojawia się już w pobliżu Teresy, która „zeszła” „w dolinę”. Lecz „zła się nie lęka”... Ps 103, 8. Por. Jan od Krzyża, Pieśń duchowa, strofa VII (zob. również użycie słowa „dukać” w Rkp B 1v oraz tamże przypis 5).


BEZ FAŁSZYWEJ POKORY

39

ani zapachu, że słońce pozbawiło go blasku, a burze złamały łodygę, podczas gdy w duchu sądziłby zupełnie na odwrót. Kwiat, który tu przedstawi swoje dzieje, cieszy się, że może głośno opowiedzieć o względach, jakie Jezus z góry mu okazał, i to za darmo; przyznaje, że nie ma w nim nic takiego, co mogłoby przyciągać boskie spojrzenie i że jedynie miłosierdziu Jezusa zawdzięcza wszystko, co ma w sobie dobrego… To On sprawił, że urodził się w ziemi świętej i jakby przesyconej dziewiczą wonią. To On sprawił, że poprzedziło go osiem Lilii o olśniewającej bieli. W swej miłości chciał uchronić swój mały kwiat od trucizny powietrza, w którym żyje świat; więc jak tylko jego korona zaczęła się rozchylać, boski Zbawiciel przesadził go na górę Karmel, gdzie obydwie Lilie, które niegdyś się o niego troszczyły i delikatnie kołysały go w wiośnie jego życia, rozlewały [ r°] już swą miłą woń…. Siedem lat upłynęło, odkąd ów kwiat zapuścił korzenie w ogrodzie Oblubieńca dziewic, i teraz [już] trzy Lilie nachylają ku niemu swe wonne korony. Niewiele dalej inna lilia rozwija się pod spojrzeniem Jezusa, a obydwie błogosławione łodygi, które wydały na świat wszystkie te kwiaty, połączyły się teraz na wieczność w Niebieskiej Ojczyźnie….. Tam odnalazły cztery Lilie, które nie rozwinęły się na ziemi…. Ach, niech Jezus raczy wnet zabrać z obcego brzegu kwiaty żyjące jeszcze na wygnaniu; niech cały ten szczep Lilii połączy się wkrótce w Niebie! W kilku słowach streściłam tu, Matko, to, co dobry Bóg dla mnie uczynił. Teraz przytoczę szczegóły z dzieciństwa. Wiem, że innych mogłoby to nudzić; twoje matczyne serce znajdzie w tym jednak urok… A poza tym, wspomnienia, jakie przywołam, są także twoimi, gdyż dzieciństwo spędziłam przy tobie. Mam też szczęście przynależeć do Rodziców, którzy nie mają równych sobie i którzy otoczyli nas tą samą troską i tą samą czułością… Ach, niech raczą pobłogosławić ostatnim z ich dzieci i pomogą im wysławiać boskie miłosierdzie!…


40

RĘKOPIS A

Do chwili wstąpienia do Karmelu w dziejach mojej duszy wyróżniam trzy wyraźne okresy. Pierwszy, choć trwał krótko, wcale nie pozostawił najmniej wspomnień; rozciąga się on od czasu, w którym rozbudził się mój umysł, do dnia odejścia naszej ukochanej Mamy do ojczyzny w Niebie. [ v°] Dobry Bóg dał mi tę łaskę, że bardzo wcześnie utrwaliłam w pamięci wspomnienia z dzieciństwa, i to tak głęboko, że mi się zdaje, iż rzeczy, o których tutaj powiem, wydarzyły się dopiero co wczoraj. Jezus chciał zapewne, w swojej miłości, bym mogła poznać tę niezrównaną Matkę, ale i spieszno Mu było ją ukoronować w Niebie osobiście!... Spodobało się dobremu Bogu otaczać mnie miłością przez całe życie. Moje pierwsze wspomnienia naznaczone są uśmiechem i niezwykłą serdecznością…. Lecz nie tylko zapewnił mi dużo miłości wokół, ale i wlał mi ją również do małego serca, czyniąc je kochającym i wrażliwym. Tak więc kochałam bardzo Tatę i Mamę i okazywałam im to na tysiąc sposobów, byłam bowiem bardzo wylewna. Tyle że środki, jakich po temu używałam, były niekiedy dziwne, jak świadczy o tym urywek listu Mamy: „Mała, to niezrównany figlarz, okazuje mi serdeczność, życząc śmierci: «– Ach, tak bardzo chciałabym byś umarła, biedna moja Mamo!»…, woła. Skarcona, odpiera: «– Chcę przecież, byś poszła do Nieba, bo mówisz, że trzeba umrzeć, aby tam pójść.» W podobnych porywach miłości życzy śmierci i swemu ojcu!” [ r°] A oto co mama napisała o mnie lipca , kiedy miałam zaledwie miesięcy: „Ojciec twój właśnie zawiesił huśtawkę, Celina ma z tego ogromną uciechę, ale warto przede wszystkim zobaczyć, jak huśta się mała! Jakież to pocieszne, zachowuje się jak dorosła dziewczynka, nie ma się co bać, że puści sznur, a kiedy leci nie dość wysoko, to krzyczy. Trzeba ją przymocować z przodu drugim sznurkiem, a i wtedy nie jestem o nią spokojna, kiedy widzę jak wysoko wzlatuje.


NIEZRÓWNOWAŻONY FIGLARZ

41

Ostatnio przydarzyła mi się z małą dziwna przygoda. Zwykle idę na mszę na piątą trzydzieści. Z początku nie odważałam się zostawiać jej samej, ale ponieważ nigdy się nie budziła, zdecydowałam się na chwilę wychodzić. Kładę ją wtedy do mojego łóżka i przystawiam kołyskę, tak że niemożliwym jest, by wypadła. Pewnego dnia zapomniałam o kołysce. Wracam, a tu małej w łóżku nie ma, w tej samej chwili słyszę krzyk, patrzę i widzę, jak mała siedzi na krześle, które stało naprzeciw wezgłowia łóżka, z głową złożoną na poduszce. I tak spała, choć niespokojnie, było jej bowiem niewygodnie. Nie mogłam pojąć, w jaki sposób znalazła się na krześle i to w pozycji siedzącej, wcześniej przecież leżała w łóżku. Podziękowałam Dobremu Bogu, że nic się jej nie stało, bo to doprawdy Opatrzność, wszak powinna spaść na podłogę. Jej Anioł stróż nad nią czuwał oraz dusze czyśćcowe, które proszę codziennie, by ją chroniły. Oto jak ja to sobie tłumaczę…. Ty wytłumacz to sobie jak chcesz!....”. Na końcu listu mama dorzuciła: „Właśnie mała przyszła pogłaskać mnie po twarzy i ucałować. Biedna, nie chce mnie opuścić, ciągle się mnie trzyma. Bardzo lubi przebywać w ogrodzie, [ v°] lecz jeśli mnie tam nie ma, to nie chce w nim zostać i płacze, dopóty mi jej nie przyprowadzą….” (A oto urywek innego listu:) „Któregoś dnia mała Teresa mnie zapytała, czy pójdzie do Nieba. Odpowiedziałam jej, że tak, jeśli będzie grzeczna. A ona na to: «– Czyli jeśli nie będę milutka, to pójdę do piekła… Lecz wiem, co zrobię: kiedy pójdziesz do Nieba, polecę za tobą, wtedy Dobry Bóg nic na to nie poradzi i nie odłączy mnie już od ciebie … Czy tak? Będziesz trzymać mnie mocno w ramionach?» Zobaczyłam po jej oczach, że naprawdę wierzyła, iż Dobry Bóg nic nie może jej zrobić, jeśli wtuli się w ramiona swej matki…” „Maria bardzo lubi swoją małą siostrę, uważa, że jest bardzo miła. Trudno inaczej, gdyż mała bardzo uważa, aby nie sprawić jej przykrości. Wczoraj chciałam uciąć dla niej różę, wiedząc, że bardzo je lubi, lecz ona zaczęła błagać, żebym tego nie robiła, bo Maria zabroniła; była cała czerwona z emocji.


42

RĘKOPIS A

Pomimo to ucięłam dla niej dwie róże, ona jednak nie śmiała pokazać się w domu. Na próżno starałam się jej wytłumaczyć, że róże należą do mnie, wcale nie, odparła, róże należą do Marii… Łatwo to dziecko ulega emocjom, ledwie coś małego nabroi, a już wszyscy muszą o tym wiedzieć. Wczoraj, kiedy rozdarła przez nieuwagę tapetę, wpadła w stan godny pożałowania, koniecznie też musiał wiedzieć o tym ojciec. Kiedy ten wrócił cztery godziny później, wszyscy już o tym zapomnieli, lecz mała natychmiast przyszła do Marii, prosząc: «– Powiedz szybko Tacie, że rozdarłam tapetę.» Zachowuje się jak przestępca, który czeka na wyrok, lecz ma w głowie i to, że łatwiej jej wybaczą, jeśli sama siebie oskarży”. [ v°, cd.] Bardzo kochałam moją drogą chrzestną matkę . Obserwowałam uważnie wszystko, co wokół mnie się działo i mówiło, choć nie dawałam tego po sobie poznać. Wydaje mi się, że nie oceniałam spraw inaczej niż teraz. Słuchałam z uwagą, czego Maria uczy Celinę, aby postępować podobnie. [ r°] Od czasu, kiedy opuściła szkołę u wizytek, byłam bardzo grzeczna i spełniałam wszystko, czego ode mnie chciała, byleby zgodziła się zabrać mnie do swojego pokoju podczas lekcji dawanych Celinie. Obsypywano mnie też prezentami, które, choć miały niewielką wartość, sprawiały mi dużo przyjemności. Byłam bardzo dumna z moich dwóch starszych sióstr, lecz ideałem w dzieciństwie była dla mnie Paulina…. Kiedy zaczęłam już mówić, a Mama pytała: „– O czym myślisz?”, odpowiedź brzmiała niezmiennie: „– O Paulinie!”… Innym razem wodziłam palcem po szybie, mówiąc: „– Piszę: Paulina!.”. Często słyszałam, że Paulina zostanie oczywiście zakonnicą, wtedy, nie bardzo wiedząc, co to oznacza, myślałam w duchu: Ja też będę zakonnicą. To jedno z moich pierwszych wspomnień. I postanowienia tego nigdy nie zmieniłam!… I tobą, kochana Matko, posłużył się Jezus, abyś mnie z Nim zaręczyła, i choć wówczas nie przebywałyśmy ze sobą często, to ukształtowała 11

Czyli rodzoną siostrę Marię, starszą o trzynaście lat.


STARSZE SIOSTRY

43

się między nami więź…. Byłaś moim ideałem, chciałam być do ciebie podobna i to twój właśnie przykład mnie pociągnął ku Oblubieńcowi dziewic…. Ach, ileż serdecznych myśli chciałabym ci wyjawić! – lecz trzeba mi powrócić do dziejów małego kwiatu, które przedstawiam w całości, a zarazem ogólnie, bo gdybym chciała mówić w szczegółach o więzach z „Pauliną”, to musiałabym zrezygnować z całej reszty! .... Dużo miejsca w moim sercu zajmowała również droga Leonia. Kochała mnie bardzo, to ona właśnie zostawała przy mnie wieczorem, kiedy cała rodzina wychodziła na spacer…. Wydaje mi się, że wciąż słyszę miłe piosenki, które śpiewała mi na dobranoc…. Starała się sprawić mi przyjemność we wszystkim, toteż i ja unikałam wyrządzania jej przykrości. [ v°] Pamiętam dobrze jej pierwszą komunię , zwłaszcza chwilę, kiedy wzięła mnie na ramiona, by wejść wraz ze mną do prezbiterium; było dla mnie czymś pięknym, że niosła mnie starsza siostra, cała w bieli, podobnie jak i ja!.... Wieczorem położono mnie wcześnie spać, gdyż byłam za mała, by uczestniczyć w uroczystym posiłku, lecz widzę jeszcze jak tato przyszedł do mnie z deserem, przynosząc swojej królewnie kawałek tortu w kształcie piramidy…… Nazajutrz, lub może w kilka dni później, poszłyśmy z mamą do koleżanki Leonii. I chyba również tego samego dnia nasza dobra Mama, odciągając nas dyskretnie za mur, dała nam skosztować wina po posiłku (który podała nam uboga pani Dagorau), nie chciała bowiem sprawić jej przykrości, a jednocześnie dopuścić, by czegoś nam brakowało….. Ach! jak delikatne jest serce Matki, jak potrafi okazać swą serdeczność w tysiącach gestów przewidującej troski, o której nikt inny by nie pomyślał! Teraz pozostaje mi powiedzieć o drogiej Celinie, przyjaciółce z dzieciństwa, lecz wspomnień w tym względzie mam tyle, 12 13

23 maja 1875; Teresa miała więc wtedy dwa i pół roku. swojej królewnie – W rodzinie Mar n używano żartobliwie tytułów. Teresa była „małą Królewną” (zob. 11v ; 14v itd.), ojciec zaś „królem Francji i Nawarry” (zob. 19v ; 21v itd.)


44

RĘKOPIS A

że nie wiem, które z nich wybrać. Zacytuję urywki listów, które Mama pisała do ciebie, kiedy byłaś w szkole u wizytek, lecz nie będę przepisywać wszystkiego, zabrałoby to zbyt wiele czasu… Oto, co pisała lipca (w roku moich urodzin): „– W czwartek karmicielka przyniosła nam Teresę . Ta chichotała bez przerwy, a ponieważ Celina spodobała się jej szczególnie, chichotały głośno obydwie. Wygląda, że chciałyby się już bawić i niebawem to przyjdzie, gdyż na nogach trzyma się prosto jak kołek. Myślę, że zacznie chodzić wcześnie i że będzie miała dobry charakter. Sprawia też wrażenie bardzo inteligentnej, a na jej twarzy można wyczytać wybraństwo…” [ r°] Jednak dopiero kiedy wróciłam od karmicielki, mogłam okazać drogiej Celinie moje przywiązanie. Rozumiałyśmy się bardzo dobrze, byłam tylko od niej żywsza i mniej naiwna. Pomimo że miałam trzy i pół roku mniej, to zdawało mi się, że jesteśmy w tym samym wieku. Oto urywek listu Mamy, który ci pokaże, jak bardzo Celina była łagodna, a ja złośliwa. „Celina skłania się ku cnocie sama z siebie, jest to w niej głęboko zakorzenione, duszę ma niewinną i zło budzi w niej odrazę. Co się zaś tyczy małego trzpiota, to nie wiadomo, co z niego będzie, takie to małe i rozkojarzone, a inteligencją przewyższa Celinę. Ma też twardszy charakter, a uparta jest do upadłego; kiedy mówi «nie», to za nic w świeci nie zmieni zdania i nie ustąpi, można ją zamknąć w piwnicy na cały dzień, a gotowa jest raczej w niej spać, niźli powiedzieć «tak»… „Ma jednak złote serce, jest bardzo życzliwa i bezpośrednia; to ciekawe jak biega za mną, by się wyspowiadać: «– Mamusiu, raz tylko popchnęłam Celinę, raz ją uderzyłam, ale już więcej nie będę.» (I tak jest ze wszystkim.) W czwartek wieczór 14 15

W rzeczywistości 1 lipca 1873. karmicielka – Róża Taillé (1838–1908), która mieszkała w Semallé, w wiosce oddalonej od Alençon o około dwie godziny drogi pieszo. Powierzono jej Teresę 15 (lub 16) marca 1873, do kwietnia 1874.


CELINA I JA

45

poszłyśmy na spacer w stronę dworca, a ta koniecznie chciała usiąść w poczekalni, aby pojechać do Pauliny. Popędziła więc przed siebie z radością, na którą przyjemnie było popatrzeć, lecz kiedy spostrzegła, że trzeba wracać, miast wsiąść do pociągu, zaczęła płakać i w drodze powrotnej ryczała bez przerwy”. Ta ostatnia część listu przypomniała mi chwile szczęścia, kiedy wracałaś ze szkoły. Brałaś mnie wtedy na ręce, a Maria brała Celinę; zasypywałam cię wówczas pieszczotami i odchylałam się [ v°] do tyłu, by móc podziwiać twój wielki warkocz…. Potem dawałaś mi tabliczkę czekolady, trzymaną dla mnie od trzech miesięcy. Pomyśl, jaką miała dla mnie wartość!.. Przypominam sobie też podróż, jaką odbyłam do Le Mans ; pierwszy raz jechałam wtedy pociągiem. Co za radość podróżować samej z Mamą!... Tymczasem – już nie pamiętam dlaczego – zaczęłam w pociągu płakać, tak że biedna moja mama musiała pokazać cioci w Le Mans małego brzydala, czerwonego od łez…. Z rozmowy z ciocią nie pamiętam nic, poza chwilą, kiedy ofiarowała mi białą myszkę i koszyczek z białego kartonu. Wypełniony był słodyczami, a na nich królowały dwa piękne, cukrowe pierścionki, wielkości dokładnie mojego palca. Natychmiast mi się wyrwało: „– Co za szczęście! jeden pierścionek będzie dla Celiny”. Biorę ten koszyk za ucho, drugą rękę podaję Mamie i wychodzimy. Po kilku krokach spoglądam na koszyk i… co za ból! Wszystkie niemal słodycze rozsiałam po ulicy, niczym kamyki Tomcia Palucha….. Przyglądam się koszykowi bliżej i widzę, że jeden z cennych pierścionków podzielił los nieszczęsnych słodyczy… Nie miałam już prezentu dla Celiny!... Wówczas wybuchłam płaczem i błagałam mamę, byśmy zawróciły, lecz zdawała się nie zwracać na mnie uwagi. Tego już było za wiele, po łzach przyszedł krzyk… nie mogłam zrozumieć, że nie podziela mojego zmartwienia i to bolało mnie jeszcze bardziej… 16

29 marca 1875, w odwiedziny do starszej siostry pani Mar n (Marii-Ludwiki Guérin), która była w zakonie wizytek.


46

RĘKOPIS A

Teraz wracam do listów Mamy, w których mówi o Celinie i o mnie; to najlepszy sposób, byś mogła poznać mój charakter. Najpierw urywek, w którym moje wady błyszczą żywym blaskiem: „Oto [ r°] Celina bawi się z małą klockami, od czasu do czasu dochodzi do sprzeczki, wówczas Celina ustępuje, by zdobyć perłę do korony. Ja zaś muszę karcić biedne maleństwo. Kiedy sprawy nie układają się po jej myśli, wpada w okropną złość; tarza się wtedy po ziemi, jakby wszystko utraciła i popadła w zupełną rozpacz; są chwilę, kiedy ponosi ją do tego stopnia, że zaczyna się dusić. Nerwowe z niej dziecko, tym niemniej przemiłe i bardzo pojętne, wszystko pamięta” . Widzisz, Matko, jak daleko mi było do ideału! Nie można było o mnie powiedzieć nawet tego, że „byłam grzeczna [przynajmniej] w czasie snu”, gdyż w nocy wierciłam się jeszcze bardziej niż w dzień, zrzucałam wszystkie nakrycia i (wciąż przez sen) uderzałam głową o brzeg łóżka. Kiedy budziłam się z bólu, wołałam: „Mamo, jestem stuknięta!.. I biedna mama musiała wstać i stwierdzić, że rzeczywiście miałam na czole guza, że byłam stuknięta, po czym przykrywała mnie porządnie i kładła się z powrotem. Lecz po chwili zaczynało się to samo, aż trzeba było przywiązać mnie do łóżka. Co wieczór Celina przychodziła mocować różne sznurki, by skrzat przestał stukać się w czoło i budzić mamę. Środek ten okazał się skuteczny i odtąd w czasie snu byłam grzeczna… Miałam też inną wadę (tym razem na jawie), o której Mama nie mówi jednak w swoich listach, chodzi o moją wielką miłość własną. Przytoczę ci dwa tylko przykłady, by nie przedłużać moje opowieści. Pewnego razu Mama mówi do mnie: „– Teresko jeśli zechcesz ucałować ziemię, to dam ci pieniążek”. Pieniążek oznaczał dla mnie całe bogactwo, a żeby go zdobyć, nie musiałam nawet uniżać mojego majestatu, gdyż mały wzrost skracał mi odległość do ziemi. Jednak duma zaraz doszła do głosu; [ v°] słysząc o ucałowaniu ziemi, 17

18

wszystko pamięta – Zob. 4v i 13v , jak również Żółty zeszyt, 5 sierpnia, n 7. Gra słów, podobnie jak w języku polskim [przyp. tłum.].


MOJE WADY

47

wyprężyłam się dumnie i odparłam: „– O nie, Mamo, wolę go nie mieć!”… Innym razem wybraliśmy się do Grogny, z wizytą do pani Monnier. Mama poleciła Marii, by ubrała mnie w śliczną błękitną sukienkę, zdobną w koronki, i by okryła mi ramiona w obawie przed Słońcem. Pozwoliłam się ubrać z obojętnością dzieci w tym wieku, lecz w duchu myślałam, że byłoby mi o wiele bardziej do twarzy z ramionami odkrytymi… Gdybym nie miała szlachetnych Rodziców, lub gdybym, tak jak Celina, była rozpieszczana przez Ludwikę, to przy mojej naturze nie wyrosłabym na nikogo dobrego, a może nawet poszłabym na zatracenie…. Lecz Jezus czuwał nad swą małą narzeczoną, chciał, by wszystko wyszło jej na dobre, nawet jej wady, które – zwalczane od dzieciństwa – pomogły jej wzrastać w doskonałości… A ponieważ żywiłam w sobie i miłość własną i miłość do dobra, to od czasu, kiedy zaczęłam myśleć poważnie (co nastąpiło, gdy byłam bardzo mała), wystarczało, by mi powiedziano, że coś nie jest dobre i nie musiano mi już tego powtarzać… Z przyjemnością stwierdzam w listach mamy, że kiedy wzrastałam, to przynosiłam jej więcej pociechy. Mając wokół siebie tylko dobre przykłady, chciałam naturalnie je naśladować. Oto, co Mama pisała w roku: „Niekiedy Teresa już bierze się za praktyki … Urocze z niej dziecko, subtelne jak cień, ogromnie żywe i o wrażliwym sercu. Z Celiną lubią się bardzo, w dwie wystarczają sobie zupełnie i nigdy się nie nudzą. Każdego dnia, natychmiast po obiedzie, Celina bierze swojego koguta, a dla Teresy chwyta jednym ruchem kurkę (choć ja sama jej złapać nie potrafię; Celina jest jednak tak zwinna, że ją chwyta za jednym zamachem). Siada potem z Teresą przy [ r°] kominku i zabawiają się tymi zwierzątkami bardzo długo. (Kurkę i koguta podarowała mi Róża, ja zaś koguta podarowałam 19

„Praktyki”, czyli wyrzeczenia (zob. świadectwo Marii do Najświętszego Serca, Procès Apostolique, 1915–1917, wydany przez Teresianum, Rzym 1976, s. 227).


48

RĘKOPIS A

Celinie). Pewnego dnia Celina spała w moim łóżku, a Teresa w łóżku Celiny, na drugim piętrze. Błagała Ludwikę, by zniosła ją na dół do ubrania. Ludwika idzie więc po nią na górę, a tu łóżko jest puste. Teresa, usłyszawszy Celinę, zeszła na dół. Mówi Ludwika do niej: – To jak chcesz się ubrać? – O nie, Ludwiko, odparła, my jesteśmy jak dwie kurki, nie możemy się rozłączyć! I mówiąc to, całowały się i ściskały nawzajem… Wieczorem Ludwika, Celina i Leonia poszły na zebranie kółka katolickiego, zostawiwszy biedną Teresę samą . Ta jednak rozumiała, że jest zbyt mała, by udać się razem z nimi, i mówiła jedynie: – Gdyby tylko zechciano położyć mnie w łóżku Celiny!... Lecz cóż, nie zechciano… Nic na to nie powiedziała i została sama przy nocnej lampce; w kwadrans później głęboko spała…” Innego dnia Mama pisała jeszcze: „Celina i Teresa są nierozłączne, żadne dzieci nie kochają się mocniej. Kiedy Maria przychodzi po Celinę, by odrobić z nią lekcje, biedna Teresa jest cała we łzach!.. Co teraz z nią będzie? Jej przyjaciółka ją opuszcza!.. Maria lituje się więc nad nią i zabiera ze sobą, a mała siada na krześle i tak przez dwie, trzy godziny; dostaje koraliki do nanizania albo gałganek do szycia, ale nie odważa się ruszyć, czasem tylko głęboko westchnie. Kiedy nitka wypada jej z igły, próbuje ją nawlec na nowo; ciekawy to wtedy widok, ponieważ nie radzi sobie z tym wcale, a Marii nie chce przerywać; w chwilę później w jej oczach stają dwie wielkie łzy i spływają po policzku… Wtedy Maria [ v°] spieszy, by ją pocieszyć, nawleka nitkę i biedny aniołek przez łzy się uśmiecha...” Przypominam sobie, że rzeczywiście bez Celiny nie mogłam się obejść, gotowa byłam nawet nie skończyć deseru, byle udać się za nią, jak tylko wstała od stołu. Obracałam się wówczas na swoim podwyższonym krześle, prosząc, by mnie zsadzono, i zaraz szłyśmy się bawić. Czasem bawiłyśmy się z córką prefekta 20

Kółka katolickie istniały w ważniejszych miastach Francji. Powstały z inicjatywy hrabiego Alberta de Mun. Na spotkaniach dawano koncerty i recytowano poezje.


MÓJ CHARAKTER

49

i nawet to lubiłam z powodu jej parku i pięknych zabawek, które nam wtedy pokazywała . Lecz po prawdzie, to szłam tam raczej dla Celiny, aby sprawić jej radość. Zwykle wolałam zostać w naszym ogródku i skrobać mur, wyłuskując błyszczące ziarenka; sprzedawałyśmy je potem tacie, który kupował je z niezwykłą powagą. W Niedzielę, ponieważ byłam zbyt mała, by uczęszczać na nabożeństwa, mama zostawała przy mnie; byłam wtedy bardzo grzeczna i chodziłam na palcach. Lecz jak tylko otwierały się drzwi, wybuchałam niespotykaną radością, pędziłam naprzeciw mojej ślicznej Siostry, wystrojonej niczym kaplica… i wołałam: „– Celinko, daj mi prędko święconego chleba!” Ta niekiedy go nie miała, spóźniwszy się na mszę… Co wtedy? Wszak nie mogłam bez niego się obejść, to była „moja msza”… Sposób na to szybko się znajdował. „– Nie masz święconego chleba? No to go zrób!” Słowo się rzekło i Celina wchodziła na krzesło, otwierała szafę, brała chleb i, odkroiwszy kawałek, z wielką powagą odmawiała nad nim Zdrowaś Mario. Po czym mi go podawała. A ja, uczyniwszy nim znak krzyża, spożywałam go bardzo pobożnie, uważając, że ma dokładnie smak [ r°] święconego chleba… Często urządzałyśmy sobie konferencje duchowe, oto przykład zapożyczony z listów mamy: „Nasze dwie ukochane, Celina i Teresa, są błogosławionymi aniołami, anielskimi naturami. Teresa jest radością, szczęściem i chwałą Marii, to nie do wiary, jak jest z tego dumna. Ma odpowiedzi absolutnie rzadkie w jej wieku i przewyższa w tym Celinę, podwójnie od niej starszą. Raz Celina zapytała: «– Jak to możliwe, aby Bóg mieścił się w tak małej hos i?» Mała odparła: «– To nic takiego dziwnego, przecież Bóg jest wszechmocny». «– Ale co to znaczy, wszechmocny? » «– Ależ to znaczy, że robi, co chce!»”… 21

22

Prefektura, w stylu Ludwika XIII, przy ulicy św. Błażeja, naprzeciw domu państwa Mar n. „Określenie, którego żartobliwie używał nasz ojciec” – wyjaśnia matka Agnieszka.


50

RĘKOPIS A

Jednego dnia Leonia, uważając, że wyrosła już z lalek, przyszła do nas z koszykiem pełnym sukienek oraz ślicznych kawałków, na samym wierzchu zaś leżała jej lalka. „– Proszę, siostrzyczki, wybierajcie, powiedziała, to wszystko jest wasze”. Celina wyciągnęła rękę i wzięła kłębek jedwabnych sznurków, który się jej spodobał. Po chwili zastanowienia i ja wyciągnęłam rękę, mówiąc: „Wybieram wszystko!” I zabrałam koszyk bez większych ceremonii . Świadkowie sceny uznali to za słuszne i nawet Celina nie zamierzała wnosić skargi (zresztą zabawek jej nie brakowało, ojciec chrzestny zasypywał ją prezentami, a Ludwika znajdowała sposób, by Celina miała wszystko, czego zapragnie). Ten drobny szczegół z dzieciństwa streszcza moje życie. Później, kiedy zetknęłam się z pojęciem doskonałości, zrozumiałam, że aby zostać świętą, trzeba dużo wycierpieć, szukać zawsze tego, co doskonalsze, i zapomnieć o sobie. Zrozumiałam, że doskonałość ma wiele stopni i że każdy [ v°] decyduje w sposób wolny, na ile odpowie na zaproszenie Naszego Pana. Może dla Niego uczynić mało lub dużo, mówiąc krótko: może przebierać pośród wyrzeczeń, których On od nas wymaga. Wówczas, podobnie jak dzieciństwie, wykrzyknęłam: „– Boże mój, wybieram wszystko. Nie chcę być świętą na pół, nie boję się dla ciebie cierpieć, jedyne czego się boję, to że zachowam swoją wolę. Więc mi ją zabierz, ponieważ «wybieram wszystko», czego Ty chcesz!”….

23

wybieram wszystko – To jeden z najważniejszych czasowników w słowniku Teresy (we wszystkim, co napisała, używa go 95 razy!). Jest rzeczą zadziwiającą, ze ów gest z dzieciństwa nabiera tu natychmiast wymiaru przypowieści, gdyż – jak Teresa napisze niżej – „streszcza [on] moje życie”. – W książce na temat Leonii o. Piat przytacza kontekst wydarzenia, o którym wspomina Teresa: „Jedynym cennym przedmiotem były tu jedwabne sznurki, które zabrała Celina. Kawałki szmat, które zostawiła najmłodszej i które nazwała z pompą «koszykiem», nie miały najmniejszej wartości. Lecz Teresa nie dała po sobie poznać, że jest tą resztką rozczarowana, i wybrnęła z tego w sposób niezwykle delikatny (…), tak, by sprawić przyjemność ofiarodawczyni” (Leonia, OCL, 1966, s. 37).


WYBIERAM WSZYSTKO

51

Muszę się tutaj powstrzymać, by nie zacząć opowiadać o młodości, i powrócić do czteroletniego skrzata. Otóż, pamiętam sen, który miałam mniej więcej w tym wieku, jak sądzę. Zapamiętałam go bardzo dobrze. Pewnej nocy zaczęłam śnić, że szłam do ogrodu na spacer, sama. Doszedłszy do schodów, które wiodły na zewnątrz, znieruchomiałam nagle z przerażenia: przede mną, na stojącej obok altany beczce wapna, tańczyły dwa obrzydliwe diablęta. Czyniły to z zadziwiającą zwinnością, pomimo żelazek do prasowania, które pałętały się im u nóg. Nagle, rzuciwszy na mnie ogniste spojrzenia, skoczyły w dół, niemal bardziej przerażone ode mnie, i pobiegły ukryć się w pomieszczeniu na bieliznę, które było naprzeciw. Widząc, jak są strachliwe, chciałam zobaczyć, co robią, i zbliżyłam się do okna. Biedne diablęta biegały po stołach, nie wiedząc, jak umknąć przed moim spojrzeniem; od czasu do czasu podchodziły do okna i sprawdzały z niepokojem, czy jeszcze tam jestem, a zauważywszy mnie, znów rzucały się do desperackiej gonitwy. Sen ten nie jest niczym nadzwyczajnym, sądzę jednak, że Dobry Bóg pozwolił mi go sobie przypomnieć, by mi pokazać, że dusza w stanie łaski uświęcającej może nie obawiać się niczego ze strony demonów, tak bardzo tchórzliwych, że uciekają nawet przed spojrzeniem dziecka… [ r°] Oto jeszcze jeden urywek, który znalazłam w listach mamy. Już wtedy, biedna, przeczuwała koniec wygnania : „Nie obawiam się o obydwie małe, są tak porządne. Maria i ty potraficie je doskonale wychować. Celina dobrowolnie nie uczyni nic złego. Z małej też będzie dobry człowiek, nie skłamie za żadne skarby świata, a umysł ma taki, że podobnego nie widziałam u żadnej z was”. „Któregoś dnia poszła do sklepu z Celiną i Ludwiką i dyskutowała zawzięcie na temat swoich praktyk. Sprzedawczyni pyta Ludwikę: «– O czymże rozprawia ta mała? Bo kiedy mówi 24

Po raz pierwszy jej choroba nowotworowa dała o sobie znać w 1865; w sposób zdecydowany zaatakowała w październiku 1876.


52

RĘKOPIS A

o swoich zabawach w ogrodzie, to ciągle słyszę o jakichś praktykach…» I Pani Gaucherin wyjrzała przez okno, aby zrozumieć, czego dotyczy debata… Ta mała jest naszym szczęściem, będzie dobrym człowiekiem, widać już tego zalążki; mówi jedynie o Bogu i za nic nie opuściłaby modlitwy. Warto zobaczyć, jak recytuje bajki! Nigdy nie widziałam czegoś równie uroczego, sama znajduje właściwy wyraz i ton, zwłaszcza wtedy, kiedy mówi: «– Dziecię małe, jasnowłose, jak myślisz, gdzie mieszka Bóg?» I kiedy dochodzi do: «– On mieszka tam, w błękitnym Niebie», zwraca oczy ku górze z anielskim wyrazem. Nie przestajemy jej prosić, by powiedziała to raz jeszcze, tak bardzo to jest piękne, jej spojrzenie ma coś tak niebiańskiego, że nas po prostu urzeka!...”. Matko moja! Jakże byłam szczęśliwa w tym wieku, już wtedy zaczynałam cieszyć się życiem, cnota miała dla mnie urok i miałam, jak mi się zdaje, to samo nastawienie co dziś, panując już mocno nad moimi czynami. Ach, jak prędko minęły słoneczne lata mojego dzieciństwa, ale też jak wdzięczne znamię pozostawiły na mojej duszy! Ze szczęściem wspominam dni, kiedy tato zabierał nas do pawilonu , najdrobniejsze szczegóły utkwiły mi w sercu…. Pamiętam zwłaszcza niedzielne przechadzki, w których towarzyszyła nam mama… Wciąż odnajduję w sobie głębokie i poetyckie wrażenia, jakie wzbudzał we mnie widok łanów zboża, przybranych w bławaty i w polne kwiaty. Już wówczas kochałam dal… Przestrzeń i gigantyczne sosny, dotykające ziemi, poruszały mnie podobnie jak porusza mnie dziś przyroda… Często w czasie tych długich spacerów spotykaliśmy ubogich i ofiarowywanie jałmużny przypadało małej Teresie, z czego ta bardzo się cieszyła. Lecz często też, uważając, że droga jest zbyt długa dla jego małej królewny, tato wracał z nią wcześniej od innych (ku wielkiemu jej niezadowoleniu). Wówczas Celina, aby ją pocieszyć, wypełniała fiołkami swój śliczny koszyk i ofiarowywała go jej po powrocie. Niestety, 25

Niewielka posiadłość, którą pan Mar n zakupił jeszcze przed ślubem.


ŚMIERĆ MAMY

53

babcia uważała, że jej wnuczka ma ich za dużo i zabierała sporą część dla Najświętszej Panny…. Nie podobało się to małej Teresie, ale nie pokazywała tego po sobie, powziąwszy kiedyś mocne postanowienie, że nigdy nie będzie się skarżyć, nawet wtedy, kiedy jej zabierają, co do niej należy. Lub też, kiedy niesłusznie ją posądzano, wolała milczeć, z niczego się nie tłumacząc, co nie było wcale jej zasługą, lecz po prostu przyrodzoną zaletą…. Jaka szkoda, że to dobre nastawienie zniknęło!.. [ r°] Ach, wtedy doprawdy uśmiechało się do mnie wszystko, na każdym kroku znajdowałam kwiaty, a mój szczęśliwy charakter uprzyjemniał mi życie. Wkrótce jednak miał nastać nowy okres, w którym już wówczas, w dzieciństwie, miałam zostać wrzucona w tygiel utrapień i cierpień; dzięki temu mogłam być złożona w ofierze Jezusowi przed czasem. Podobnie jak wiosenne kwiaty kiełkują pod śniegiem i rozkwitają w pierwszych promieniach Słońca, tak i mały kwiat, którego wspomnienia piszę, musiał przejść przez zimową próbę… Wszystkie szczegóły choroby naszej kochanej mamy są wciąż we mnie obecne. Pamiętam zwłaszcza jej ostatnie tygodnie na ziemi. Z Celiną żyłyśmy wtedy jak na wygnaniu, co rano pani Leriche przychodziła i zabierała nas do siebie na cały dzień. Któregoś dnia nie zdążyłyśmy się w domu pomodlić i w drodze Celina szepnęła mi do ucha: „– Powiedzieć, że nie odmówiłyśmy pacierza?...” – „O tak!”, ja na to. Wtedy Celina nieśmiało powiedziała pani Leriche, a ta odparła: „– No to go zmówicie”. I zostawiając nas w dużym pokoju, wyszła…. Celina spojrzała na mnie i rzekłyśmy do siebie: „– Ach, to nie to, co Mama… Ona zawsze modliła się z nami!...”. Kiedy bawiłyśmy się z dziećmi, myśl o Mamie nas nie opuszczała, raz Celina, otrzymawszy piękną morelę, pochyliła się i szepnęła mi na ucho: „– Nie zjemy jej, ale damy Mamie”. Niestety! biedna Mama była już zbyt chora, by móc spożywać owoce ziemi, mogła 26

Babcia – Matka pani Mar n, która często przychodziła w odwiedziny w niedzielę wieczór.


54

RĘKOPIS A

nasycić się dopiero w Niebie chwałą Boga i pić z Jezusem tajemnicze wino, o którym mówił w czasie Ostatniej Wieczerzy, zapowiadając, że będzie je dzielił z nami w królestwie swojego Ojca . Wzruszająca ceremonia ostatniego namaszczenia również utkwiła mi w duszy, wciąż widzę miejsce, w którym stałam obok Celiny. Byłyśmy obecne wszystkie pięć, ustawione w [ v°] rzędzie według wieku. I był biedny Tato, który szlochał…. W dzień lub nazajutrz po zgonie Mamy , wziął mnie na ręce, mówiąc: „Chodź ucałować po raz ostatni twą Matkę”. Bez słowa zbliżyłam wargi do czoła mojej kochanej Mamy…. Nie pamiętam, bym dużo płakała, nikomu też nie mówiłam o tym, co czułam w głębi… Patrzyłam i słuchałam w milczeniu…. Nikt nie miał czasu, by zająć się mną, toteż widziałam wiele rzeczy, które lepiej byłoby przede mną ukryć. Raz natknęłam się na wieko od trumny… zatrzymałam się, by mu się dłużej przypatrzyć, nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziałam. Wtedy jednak zaczynałam rozumieć… Byłam tak mała, że pomimo niewielkiego wzrostu Mamy musiałam unieść wysoko głowę, aby dojrzeć wierzchołek. Wydał mi się on bardzo duży.... bardzo smutny…… Piętnaście lat później znalazłam się przed inną trumną, przed trumną Matki Genowefy , miała te same rozmiary co trumna Mamy. Jakbym wróciła do tamtych dni!.... Odżyły wszystkie wspomnienia, na wszystko patrzyła ta sama mała Teresa, tyle że tymczasem urosła i trumna wydała się jej tym razem mała, już nie musiała unosić głowy, by zobaczyć ją całą, głowę unosiła już tylko po to, by wpatrywać się w Niebo, a ono wydawało się

27 28

29

Mt 26, 29. Pani Mar n umarła niedługo po północy. 28 sierpnia 1877, w wieku czterdziestu sześciu lat. Nie „piętnaście”, lecz czternaście lat później (1877–1891). – Matka Genowefa: była jedną z założycielek Karmelu w Lisieux; zob. 69 v , 78 v .


MAMĄ BĘDZIE PAULINA

55

jej radosne, wszystkie jej próby dobiegały bowiem końca i zima w jej duszy minęła na zawsze… W dniu, w którym Kościół pobłogosławił doczesne szczątki naszej Matki, będącej już w Niebie, dobry Bóg raczył dać mi inną na ziemi i chciał, bym wybrała ją w sposób wolny. Siedziałyśmy razem wszystkie pięć, spoglądając na siebie smutno. Ludwika też z nami była i, patrząc na Celinę i na mnie, powiedziała: „– Biedne małe, nie macie już Matki!...’’ Wówczas Celina rzuciła się w ramiona Marii, wołając: „– Teraz ty będziesz mi Mamą!’’ Ja, która zwykle szłam w jej ślady, tym razem skierowałam się do ciebie, Matko, i – jakby przyszłość już uchyliła zasłony – rzuciłam się w twoje ramiona, krzycząc: „– A dla mnie Mamą będzie Paulina!’’ …………………………………………....…………………………… Jak już wspomniałam, począwszy od tych wydarzeń rozpoczął się drugi okres w moim życiu, najboleśniejszy ze wszystkich, zwłaszcza kiedy ta, którą wybrałam na drugą „Mamę’’, wstąpiła do Karmelu. Okres ten rozciąga się od czterech i pół roku do roku czternastego, kiedy to odzyskałam swój charakter z dzieciństwa, wchodząc przy tym w wiek dojrzały . Muszę powiedzieć, Matko, że począwszy od śmierci Mamy mój radosny charakter odmienił się zupełnie. Ja, która byłam tak żywa, tak wylewna, stałam się odtąd nieśmiała i łagodna, wrażliwa aż do skrajności. Wystarczyło jedno spojrzenie, bym od razu zalała się łzami, byłam spokojna tylko wtedy, kiedy nikt się mną nie zajmował; nie mogłam też znieść towarzystwa

30

31

32

Por. Pnp 2, 10–11. – W 1895 roku Teresa nie wie oczywiście o czekającej ją bolesnej próbie, która zacznie się od Wielkanocy 1896. Zob. też 80v°. – Ciekawe w tym względzie jest świadectwo Celiny, złożone na procesie kanonizacyjnym: „[Teresa] powiedziała mi później, że postąpiła tak ze względu na Paulinę, by ta nie doznała przykrości i nie czuła się odtrącona. Byłam zdumiona podobną przytomnością umysłu, gdyż to Maria, jej chrzestna matka, troszczyła się dotąd o nas, z Pauliną zaś widywałyśmy się rzadko, była bowiem wtedy na stancji w szkole’’ (Procès Apostolique, s. 287–288). Aluzja „do łaski Bożego Narodzenia” 1886. Zob. 45v°.


56

RĘKOPIS A

osób obcych, wesołość odzyskiwałam jedynie w gronie rodzinnym…… A przecież nie przestawano otaczać mnie ogromną serdecznością. Tato, tak bardzo czuły, dołączył do swojej miłości miłość prawdziwie macierzyńską!... A czy ty, Matko, oraz Maria, nie byłyście dla mnie najbardziej serdecznymi i bezinteresownymi z matek?... Ach, gdyby mały kwiat nie otrzymał od Boga tylu dobroczynnych promieni, to nigdy nie mógłby przystosować się do ziemi; był jeszcze zbyt słaby, by znieść deszcze i burze, trzeba mu było ciepła, delikatnej rosy i wiosennego wietrzyka. I nigdy nie brakło mu [ r°] wszystkich tych dobrodziejstw, które Jezus pozwala mu odnaleźć nawet pod śniegiem utrapień! ........................................................................... ........................................................................................................ Alençon opuszczałam bez smutku – dzieci lubią zmiany – i do Lisieux przybyłam z przyjemnością . Pamiętam podróż i wieczorny przyjazd do cioci, widzę jeszcze Joannę i Marię czekające na nas u drzwi… Cieszyłam się, że miałam tak miłe kuzynki, lubiłam je bardzo, tak samo jak i ciocię, a zwłaszcza wuja, tyle że się go bałam i nie czułam się u niego tak swobodnie jak w Buissonnets. Tam moje życie było prawdziwie szczęśliwe… Zaraz z rana przychodziłaś do mnie, pytając, czy oddałam swe serce dobremu Bogu, później ubierałaś mnie, mówiąc mi o Nim, potem odmawiałam przy tobie pacierz. Następnie przychodziła kolej na lekcję czytania. Pierwszym słowem, które odczytałam sama, było słowo „Niebiosa’’. Moja droga matka chrzestna wzięła na siebie lekcje pisania, a ty, Matko, lekcje pozostałe. Nie miałam dużej łatwości w nauce, ale miałam dobrą pamięć. Katechizm, a szczególnie biblijne dzieje, miały u mnie pierwszeństwo, uczyłam się ich z radością. 33

Nastąpiło to 15 listopada 1877. Pan Mar n zdecydował się zamieszkać w Lisieux, aby przybliżyć swoje córki do ich rodziny ze strony matki. Państwo Guérin mieli dwoje dzieci: dziewięcioletnią wówczas Joannę i siedmioletnią Marię. Pan Guérin posiadał aptekę na placu św. Piotra. To on przybył po swoje siostrzenice do Alençon.


BUISSONNETS

57

Przy gramatyce, przeciwnie, często płakałam… Przypomnij sobie rodzaj męski i żeński! Po skończonych lekcjach szłam natychmiast na górę, do belwederu , by pokazać tacie kokardkę i stopnie. Jakże byłam szczęśliwa, kiedy mogłam mu powiedzieć: „Mam równą piątkę i Paulina pierwsza to powiedziała!...’’ Ponieważ, kiedy to ja ciebie pytałam, czy mam „równe ’’, a ty jedynie to potwierdzałaś, znaczyło to dla mnie jakby o stopień niżej. Przyznawałaś mi również punkty. Kiedy nazbierałam ich pewną ilość, otrzymywałam nagrodę i dzień przerwy. Pamiętam, że takie dni [ r°] dłużyły mi się bardziej, co sprawiało ci radość, bo świadczyło, że nie lubię bezczynności. Po południu szłam z tatą na mały spacer; składaliśmy przy tym wizytę w kościele, co dzień w innym, aby pozdrowić Najświętszy Sakrament. Tym właśnie sposobem weszłam po raz pierwszy do kaplicy Karmelu. Tato, pokazując na kraty chóru, wyjaśnił mi, że z drugiej strony żyją zakonnice. Ani przez chwilę nie przyszło mi do głowy, że w dziewięć lat później znajdę się pośród nich!… Po spacerze (podczas którego tato kupował mi prezent za parę groszy) wracałam do domu i odrabiałam lekcje. Resztę czasu spędzałam później w ogrodzie, podskakując wokół taty, gdyż nie umiałam bawić się lalką. Z wielką radością parzyłam herbatę z ziaren piasku albo z kawałków leżącej na ziemi kory i zanosiłam ją tacie w ślicznej filiżance, a on przerywał pracę i udawał z uśmiechem, że pije. Przed zwróceniem mi filiżanki pytał ukradkiem, czy należało wyrzucić zawartość; czasem mówiłam „tak’’, lecz częściej zachowywałam moją cenną herbatę, by móc podać ją kilka razy… Lubiłam hodować kwiatki w ogródku, podarowanym mi przez tatę. Zabawiałam się też stawianiem ołtarzyków, wykorzystując zagłębienia w murze. Kiedy kończyłam, biegłam po tatę i biorąc go za rękę, prosiłam, by zamknął oczy i otwarł je dopiero wtedy, kiedy mu powiem. Robił wszystko, jak chciałam i pozwalał zaprowadzić się przed 34

Który znajdował się na poddaszu, wychodząc na fasadę domu.


58

RĘKOPIS A

ogródek. Wówczas wołałam: „– Tato, otwórz oczy!’’. Wtedy otwierał je [ v°] i wpadał w zachwyt, podziwiając uprzejmie moją twórczość, którą uważałam za arcydzieło!.. Lecz cóż, gdybym chciała opowiedzieć tysiące takich szczegółów, które tłumnie wynurzają się z mej pamięci, to nigdy nie skończyłabym pisać… Ach, jak wypowiedzieć całą serdeczność, którą „Tato’’ obdarzał swoją królewnę? Są rzeczy, które serce czuje, lecz których słowo, ani nawet myśl, nie potrafi oddać… To były dla mnie wspaniałe dni, kiedy kochany mój król zabierał mnie ze sobą na ryby, tak bardzo lubiłam wieś, kwiaty i ptaki!.. Czasem próbowałam sama łowić, posługując się małą wędką , zwykle jednak wolałam usiąść samotnie na ukwieconej łące. Zamyślałam się wówczas głęboko i, choć nie wiedziałam, co to jest medytacja, pogrążałam się w rzeczywistej modlitwie…. Wsłuchiwałam się w odległe hałasy… Poszum wiatru, a nawet niewyraźna muzyka, której dźwięk dochodził mnie od strony koszar, wprawiały mnie w rzewny nastrój. Ziemia wydawała mi się miejscem wygnania, marzyłam o niebie … Popołudnie upływało szybko i wnet trzeba było wracać do Buissonnets. Lecz przed odejściem zjadałam jeszcze podwieczorek, który miałam w koszyku. Śliczna kromka z konfiturą, przygotowana przez ciebie, wyglądała wtedy już zupełnie inaczej: miast żywego koloru, widoczny był jedynie lekki odcień różu, nieświeży i cały rozlany… Wówczas ziemia wydawała mi się jeszcze smutniejsza i uświadamiałam sobie, że dopiero w Niebie żadna chmura nie przesłoni radości… A jeśli już 35

36

Celina opowiada, jak pewnego razu ojciec nadział dyskretnie na ich haczyki ryby, tak by córki myślały, że je złowiły. Wyciągnęła z tego duchowe wnioski: „Jakże Dobry Bóg jest dobry dla tych, którzy go miłują! (…); podobnie jak Tato, który pragnął, byśmy uwierzyły, że same złowiłyśmy te dziwne ryby, tak i Jezus zostawi nam z upodobaniem całą chwałę ze zdobyczy, do których On tylko jest zdolny” (siostra Genowefa, Cahier autobiographique, s. 43–44). „Niebo”, w podwójnym tego słowa znaczeniu, odgrywa ogromną rolę w myśleniu i wyobraźni Teresy (we wszystkim, co napisała, używa tego słowa nie mniej niż 681 razy!).


OFIARA DLA UBOGICH

59

mowa o chmurach, to przypominam sobie, że pewnego dnia owo piękne, błękitne Niebo nad wioską pokryło się nimi zupełnie. Wnet rozpętała się burza, błyskawice przeszywały ciemne obłoki. Wtem, z dość dużej odległości, ujrzałam uderzenie pioruna. Daleka od przerażenia, byłam nim zachwycona, wydawało mi się, że Dobry Bóg [ r°] jest tak blisko!... Tato niezupełnie podzielał zachwyt swojej królewny, nie żeby bał się burzy, lecz trawa i wysokie stokrotki (wyższe ode mnie) pobłyskiwały niczym szlachetne kamienie . Musieliśmy przebyć wiele łąk, zanim wyszliśmy na drogę, toteż kochany tato, obawiając się, że brylanty umoczą jego córkę, wziął ją na barana, pomimo własnego bagażu wędek . Podczas naszych przechadzek tato lubił posyłać mnie z pieniężną ofiarą do ubogich, których spotykaliśmy. Któregoś dnia zobaczyliśmy jednego z nich, wlokącego się z trudem o kulach. Zbliżyłam się doń z pieniążkiem, lecz on, nie uważając się za wystarczająco biednego, popatrzył na mnie smutno i odmówił. Trudno opisać, co wtedy odczułam, chciałam go przecież pocieszyć, ulżyć mu, miast tego wyglądało, że sprawiłam mu przykrość. Ów biedny kaleka chyba odgadł moje myśli, gdyż zobaczyłam, jak się odwrócił i uśmiechnął. Przez ten czas tato kupił mi ciastko, więc bardzo chciałam mu je dać, ale nie śmiałam. Tym niemniej pragnęłam podarować mu coś, czego nie byłby w stanie mi odmówić, czułam do niego ogromną sympa ę. Wtedy przypomniałam sobie, co raz usłyszałam, że w dzień pierwszej komunii otrzymuje się wszystko, o co się prosi. Ta myśl dodała mi otuchy i chociaż miałam zaledwie sześć lat, powiedziałam sobie w duchu: „W dzień pierwszej komunii pomodlę się za mojego ubogiego”. Pięć lat później dotrzymałam obietnicy i żywię nadzieję, że Dobry Bóg wysłuchał

37

38

Wysokimi stokrotkami Teresa nazywa tu zapewne rumianki, których korona jest do stokrotek podobna; osiągają od 30 do 60 cm wysokości. brylanty – u Teresy mogą to być krople deszczu albo łzy, zob. 54r°/v°; 63v°; 78v°.


60

RĘKOPIS A

modlitwy, do której mnie natchnął, za jednego ze swych cierpiących członków… [ v°] Kochałam bardzo Dobrego Boga i często oddawałam Mu serce, posługując się modlitwą, której nauczyła mnie mama . Tym niemniej pewnego dnia lub raczej pewnego wieczoru (a było to w pięknym miesiącu maju) zachowałam się bardzo nieładnie, o czym warto opowiedzieć, upokorzyło mnie to bowiem ogromnie, a mój żal, jak sądzę był doskonały. Ponieważ byłam zbyt mała, by chodzić na majówkę, zostawałam w domu z Wiktorią i z nią odprawiałam nabożeństwo przed moim majowym ołtarzykiem. Urządziłam go na swój sposób, a wszystko było w nim tak małe, i lichtarze, i flakony na kwiaty, że dwie zapałki, służące za świeczki, oświetlały go w zupełności. Niekiedy Wiktoria robiła mi niespodziankę i przynosiła resztki knota, lecz to zdarzało się rzadko. Któregoś wieczoru, gdy wszystko było gotowe, powiedziałam do niej: „– Wiktorio, bądź tak dobra i zacznij modlitwę Pomnij…, a ja zapalę zapałki.’’ Wiktoria udała, że zaczyna, ale nic nie powiedziała i spoglądała na mnie z uśmiechem, podczas gdy moje cenne zapałki prawie się już wypalały. Błagałam ją, by odmówiła wreszcie modlitwę, lecz ona ciągle milczała. Wówczas, wstając z klęczek, zrobiłam jej awanturę, krzycząc na nią, że jest złośliwa. I choć zwykle się nie unosiłam, tupnęłam nogą z całych sił…. Biednej Wiktorii przeszła ochota do śmiechu, patrzyła na mnie zdumiona i pokazała kawałek knota, który ze sobą przyniosła… Po łzach wściekłości wylałam szczere łzy żalu, po czym stanowczo obiecałam, że już nigdy się to nie powtórzy!… Innym razem też miałam z Wiktorią przygodę, lecz po niej nie czułam się winna, gdyż zachowałam zupełny spokój. 39

40

Według matki Agnieszki, Teresa „w ciągu dnia często powtarzała następujący akt oddania: Mój Boże, oddaję Ci moje serce: weź je, proszę, aby żadne stworzenie nie mogło go posiąść, a tylko Ty, mój dobry Jezu” (zob. Procès de l’Ordinaire [Proces Diecezjalny], s. 156, oraz o. Piat, Historie d’une famille [Historia pewnej rodziny], OCL, 1946/1965, s. 189). Wiktoria Pasquer, pracująca w domu państwa Mar n jako pomoc domowa.


PIERWSZA SPOWIEDŹ

61

Potrzebowałam kałamarza, który stał na kominku, a będąc zbyt mała, by go dosięgnąć, poprosiłam bardzo uprzejmie Wiktorię, aby [ r°] mi go podała. Ta jednak odmówiła, mówiąc, bym weszła sobie na krzesło. Uczyniłam to bez słowa, lecz uznałam w duchu, że Wiktoria jest niesympatyczna. A chcąc jej to dać do zrozumienia, szukałam w pamięci czegoś, co było dla mnie największą obelgą. Otóż, kiedy Wiktoria miewała mnie dosyć, wyzywała mnie od „smarkuli’’ i było to dla mnie dużym upokorzeniem. Tak więc zanim zeskoczyłam z krzesła, odwróciłam się do niej z godnością i wyrzuciłam: „Wiktorio, jesteś smarkulą!’’, po czym uciekłam, pozwalając jej rozważać głębokie słowo, które do niej właśnie skierowałam…. Na rezultat nie trzeba było czekać, wkrótce usłyszałam wołanie Wiktorii: „Panno Mario… Przed chwilą Teresa nazwała mnie smarkulą!’’. Maria przyszła i kazała mi Wiktorię przeprosić, co uczyniłam, ale bez skruchy, uważając, że jeśli Wiktoria nie chciała wyciągnąć swej długiej ręki, by wyświadczyć mi małą przysługę, to zasługiwała na tytuł smarkuli….. Tym niemniej lubiła mnie bardzo i ja również ją lubiłam. Któregoś dnia wyciągnęła mnie z wielkiej opresji, w jaką wpakowałam się z własnej winy. Wiktoria wtedy prasowała, mając w pobliżu wiadro z wodą, ja zaś przyglądałam się jej, huśtając się (jak zwykle) na krześle. Nagle krzesło się przechyliło i zleciałam nie na podłogę, ale dokładnie w sam środek wiadra!!!... Wypełniałam je niczym kurczę wypełnia jajko, dotykając stopami głowy!.. Biedna Wiktoria patrzyła na to z bezgranicznym zdziwieniem, ponieważ nigdy nie widziała czegoś podobnego. Próbowałam się natychmiast wydostać, lecz na próżno, gdyż wpasowałam się w wiadro tak dokładnie, że nie mogłam uczynić ruchu. Nie bez wysiłku Wiktoria wyratowała mnie z wielkiej opresji, ale nie ocaliła już sukienki ani całej reszty i musiała mnie przebrać, gdyż nie było na mnie suchej nitki… Innym znów razem wpadłam do kominka, na szczęście nie było w nim [ v°] ognia, Wiktoria musiała jedynie postawić mnie na nogi i otrząsnąć z popiołu, którego miałam na sobie


62

RĘKOPIS A

pełno. Wszystkie te historie przydarzyły mi się w środy, kiedy ty byłaś na próbie śpiewu z Marią. Również w środę zjawił się raz ks. Ducellier . Usłyszawszy od Wiktorii, że w domu jest tylko mała Teresa, przyszedł do mnie, do kuchni, i przyjrzał się odrabianym lekcjom. Byłam dumna, że przyjmowałam swojego spowiednika, gdyż to u niego niewiele wcześniej byłam u pierwszej spowiedzi. Jak wdzięczne to dla mnie wspomnienie!... Matko kochana, jakże starannie przygotowałaś mnie do niej, mówiąc, że swoje grzechy wyznam nie przed człowiekiem, lecz przed Bogiem. Byłam o tym przekonana naprawdę, toteż wyspowiadałam się z żywą wiarą, przedtem nawet cię zapytałam, czy nie należy powiedzieć księdzu Ducellier, że kocham go całym sercem, wszak poprzez niego miałam mówić do Pana Boga….. Pouczona o wszystkim, co miałam mówić i czynić, podeszłam do konfesjonału i uklękłam. Ks. Ducellier, otwierając okienko, nie ujrzał jednak nikogo, byłam bowiem tak mała, że moja głowa znajdowała się niżej podpórki. Powiedział mi więc, żebym spowiadała się na stojąco. Posłuchałam natychmiast i stając naprzeciw niego, tak aby dobrze go widzieć, wyspowiadałam się jak dorosła dziewczyna. W wielkim skupieniu przyjęłam błogosławieństwo, wszak powiedziałaś mi wcześniej, że w tej właśnie chwili łzy małego Jezusa obmyją mi duszę. Pamiętam, że pierwsze pouczenie, jakie otrzymałam [na spowiedzi], zachęcało mnie przede wszystkim do nabożeństwa do Najświętszej Panny. Obiecałam sobie, że okażę jej wzmożoną serdeczność. Kiedy odeszłam od konfesjonału, było mi tak radośnie i lekko, że nigdy dotąd nie czułam tyle radości. [ r°] Odtąd przystępowałam do spowiedzi z okazji wszystkich wielkich świąt, a i dla mnie, za każdym razem, było to prawdziwe święto. Święta!... Ach, ileż wspomnień przywołuje to słowo!.... Święta, jakże je lubiłam!... Umiałaś tak dobrze mi wyjaśnić, kochana matko, tajemnice ukryte w każdym z nich, że były to dla 41

Wikary w katedrze św. Piotra w Lisieux.


NIEDZIELA I ŚWIĘTA

63

mnie doprawdy dni Niebiańskie. Lubiłam zwłaszcza procesje Najświętszego Sakramentu. Co za radość sypać kwiaty pod stopy Dobrego Boga!... Lecz, nim pozwoliłam im opaść, rzucałam je najwyżej jak mogłam, i nigdy nie byłam tak szczęśliwa jak wtedy, gdy widziałam, że moje płatki z odartych róż dotknęły Monstrancji… Święta! Ach! O ile te wielkie przypadały rzadko, to każdy tydzień przynosił święto bardzo mi drogie: „Niedzielę”. Jak niezwykły to dzień, Niedziela!.. To było święto Dobrego Boga, święto odpoczynku. Najpierw mogłam dłużej pospać, potem mama Paulina rozpieszczała swoją córkę, przynosząc jej kakao do łóżka, po czym ubierała ją jak królewnę.... Chrzestna mama zaś przychodziła ufryzować włosy swojej chrzestnej córce, choć ta nie zawsze była grzeczna, kiedy ją za włosy ciągnięto. Później jednak z ogromnym zadowoleniem brała za rękę swojego Króla, który tego dnia całował ją jeszcze serdeczniej. Po czym rodzina wyruszała na mszę. W czasie drogi, a nawet i w kościele, królewna trzymała Tatę za rękę, jej miejsce zawsze było przy nim, a kiedy musieliśmy zejść na kazanie, trzeba było znaleźć dwa wolne krzesła, stojące oczywiście obok siebie. Nie było to trudne, wszyscy bowiem zdawali się patrzeć życzliwie na tak pięknego Starca i jego maleńką córkę i chętnie ustępowali im miejsca . Wuj, który zasiadał w ławie rady parafialnej, cieszył się na nasz widok. Mawiał, że jestem dla niego [ v°] promykiem Słońca... Mnie zaś spojrzenia ludzi zupełnie nie krępowały, słuchałam bowiem uważnie kazań, choć nie rozumiałam z nich wiele. Pierwszym, które pojęłam i które mnie do głębi wzruszyło, było kazanie o Męce Pańskiej, wygłoszone przez ks. Ducellier. Odtąd rozumiałam wszystkie kazania. Kiedy kaznodzieja mówił o św. Teresie, tato nachylał się ku mnie i szeptał: „Słuchaj dobrze, królewno, mówią o twojej św. Patronce”. I słuchałam rzeczywiście uważnie, lecz częściej patrzyłam na tatę niż na kaznodzieję, jego piękna twarz mówiła mi tak 42

na tak pięknego Starca – W 1880 pan Mar n miał pięćdziesiąt pięć lat.


64

RĘKOPIS A

wiele!... Niekiedy oczy jego wypełniały się łzami, które próbował daremnie powstrzymać. Zdawał się nie należeć już do ziemi, z tak wielkim upodobaniem pogrążał się w odwiecznych prawdach... Tym niemniej był daleki od ukończenia biegu, wiele lat miało jeszcze upłynąć, nim jego oczy zachwyciły się pięknym Niebem, a Pan otarł łzy dobremu i wiernemu słudze!… Wracam jednak do Niedzieli. Ten radosny dzień, który mijał tak szybko, miał w sobie nutkę melancholii. Pamiętam, że mego szczęścia nic nie mąciło do czasu komplety , lecz w czasie tego oficjum myślałam już o tym, że dzień odpoczynku się kończy.... że nazajutrz trzeba będzie wrócić do codzienności, pracować, uczyć się. I znów czułam, że ziemia jest miejscem wygnania... wzdychałam za wieczornym odpoczynkiem w niebie, za Niedzielą bez zachodu słońca w Ojczyźnie!..... Wieczorem wszystko napawało mnie uczuciem smutku, nawet przechadzki, które odbywaliśmy przed powrotem do domu, bo nie byliśmy już razem; Tato, ku radości Wuja, pozwalał zostać u niego Marii lub Paulinie. [ r°] Byłam szczęśliwa jedynie wtedy, gdy zostawałam z nimi. Wolałam to, niż kiedy Wuj zapraszał mnie samą, gdyż przy innych zwracano na mnie mniej uwagi. Najbardziej lubiłam Wuja słuchać, lecz nie lubiłam, kiedy mnie o coś pytał i bałam się bardzo, kiedy sadzał mnie na tylko jednym kolanie, śpiewając wspaniałym głosem Barbe-bleu. Cieszyłam się za to, kiedy Tato już po nas wracał. W drodze do domu wpatrywałam się w gwiazdy, migoczące łagodnie; ich widok był dla mnie czarujący..... Wśród nich było zwłaszcza skupisko złotych pereł, które rozpoznawałam z radością, uważałam ** ). Pokazywabowiem, że tworzą T (oto mniej więcej jej kształt*** * łam ją Tacie, mówiąc, że moje imię wypisane jest w Niebie , po czym nie chcąc patrzeć na brzydką ziemię, prosiłam, by mnie prowadził za rękę. Wtedy nie zważając, gdzie stawiam kroki, 43 44

45

Por. Ap 21, 4; Mt 25, 21. Odprawianej wtedy wczesnym popołudniem, bezpośrednio po nieszporach. Por. Łk 10, 20.


MOJE IMIĘ ZAPISANE NA NIEBIE

65

zadzierałam głowę do góry, podziwiając bez końca gwieździsty nieboskłon!… Co mogę powiedzieć o zimowych wieczorach, zwłaszcza o tych niedzielnych? Ach, jak dobrze było usiąść z Celiną na kolanach Taty, po rozegraniu partyjki warcabów.... Swoim pięknym głosem śpiewał pieśni, przy których rodziły się w nas głębokie myśli... Albo też, kołysząc nas łagodnie, recytował poezje pełne odwiecznych prawd..... Następnie w pokoju na górze odmawialiśmy razem modlitwę, królewna u boku swojego Króla, i wystarczyło, że na niego popatrzyła, by widzieć, jak modlą się Święci... Na końcu ustawiałyśmy się wszystkie do Taty, by kolejno, według wieku, życzyć mu dobrej nocy i otrzymać od niego pocałunek. Królewna podchodziła oczywiście ostatnia, król zaś podnosił ją pod pachy, by ją uściskać, [ v°] a ta wołała: „Dobranoc Tato, śpij dobrze”. Co wieczór następowała powtórka... Później [przybrana] mama brała mnie na ręce i zanosiła do łóżka Celiny, a ja pytałam: „– Paulino, czy byłam dziś bardzo grzeczna?.. Czy będą latać wokół mnie aniołki?” Odpowiedź brzmiała zawsze tak, w przeciwnym bowiem razie spędziłabym noc we łzach... Kiedy mnie ucałowała, podobnie jak moja droga chrzestna mama, schodziła na dół, a biedna mała Teresa zostawała w ciemnościach. Na próżno wyobrażała sobie latające wokół aniołki, wnet ogarniał ją lęk, bała się nocy, ponieważ ze swojego łóżka nie widziała już gwiazd, migoczących łagodnie na Niebie.... A jednak przyzwyczaiłaś mnie do pokonywania moich lęków, co uważam, kochana Matko, za prawdziwą łaskę. Niekiedy wieczorem posyłałaś mnie, bym poszukała czegoś w odległym ciemnym pokoju; gdybyś nie prowadziła mnie tak roztropnie, byłabym wciąż bardzo lękliwa; a dziś bardzo trudno mnie wystraszyć... Czasem stawiam sobie pytanie, jak to się stało, że umiałaś wychować mnie z taką miłością i delikatnością, zupełnie nie rozpieszczając, gdyż prawdą jest, że nie przepuszczałaś mi żadnego uchybienia. Nigdy też bez powodu nie czyniłaś mi wyrzutów, lecz i nigdy nie zmieniłaś podjętej decyzji. Było


SPIS TREŚCI

Teresa Doktorem Kościoła! . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 5 Wprowadzenie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 9 1. Okoliczności powstania Rękopisów . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 9 2. Techniczny opis Rękopisów . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 14 3. Sprawa publikacji Rękopisów . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 15 4. Stopniowa ewolucja kolejnych wydań . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 17 Uwagi od tłumacza . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 1. Słowa pułapki . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 2. Sprawa przytaczanych przez Teresę cytatów . . . . . . . . . . . . . . . . 3. Sprawa zwracania się Teresy do Boga . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 4. Oznaczenia i typografia w niniejszym wydaniu . . . . . . . . . . . . . .

21 21 25 29 30

RĘKOPIS A . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 35 RĘKOPIS B . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 209 Od Redakcji polskiego wydania: aneks do Rękopisu B . . . . . . . . . . . . 229 RĘKOPIS C . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 235


Tytuł oryginału Manuscrits autobiographiques © Copyright by Edi ons du Cerf-Desclée de Brouwer, Paryż 2005 © Copyright for the Polish edi on Wydawnictwo Karmelitów Bosych, Kraków 1992 Przekład: Antoni B Współpraca: Janina L Anna Ł ks. Andrzej M ks. Franciszek P Aleksander Leszek M Krzysztof K Projekt okładki: Krzysztof K Dtp & design: Paweł M Imprimi potest: Andrzej R OCD, prowincjał Kraków, dnia 13 lutego 2013 r. nr 40/2013 Reimprimatur: + bp Jan S nr 2560/97 Kraków, dnia 19 września 1997 r. Wydawnictwo Karmelitów Bosych 31-222 Kraków, ul. Z. Glogera 5 tel.: 12-416-85-00, 12-416-85-01 fax: 12-416-85-02 www.wkb-krakow.pl www.karmel.pl e-mail: wydawnictwo@wkb.krakow.pl Wydanie II

ISBN 978-83-7604-254-1 Druk: Zakład graficzny Colonel S.A.



Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.