Okon Waldemar - Wersy dla Orfeusza

Page 1

Waldemar Okoń

ciąg dalszy

Wiersze powstałe w czasie spotkania

Bad Muskau, październik 2000


Zielony jest dzień i bogowie błękitni kolory się nie zgadzają walczą czarna noc je pogodzi ale poranek czy będzie na pewno jasny i twarz nasza w cieniu miłości promienna?

Jeżeli zapominasz świat nie istnieje dłużej jeżeli odnawiasz pamięć wszystko pozostaje takie samo jeżeli śnisz dzień znika tak jest lepiej dla niego dla nas.

Obłoki są dalekie a bliskie są słowa dalekie są miasta a bliskie są nasze miejsca pomiędzy nimi jest świat wypełniony trzepotem gołębim zerwanym z drzewa jak liście zwiędłe jak owoce dojrzałe.

2


Kolebka kołyska kołyszemy nasze ciała rodzimy ją skowyczy coraz głośniej dajmy jej jeść i pić może zaśnie może kolejna będzie niema jak wilki polujące w nocy.

Ilonie Stumpe Speer Bezsenne kwiaty ścinamy o północy ich głowy – nerwowe poruszenie ich płatki – atomowe burze bezsenne kobiety przychodzą nad ranem chcą miodu ciemnego miłości mieszamy napój uważnie miód jest słodki a miłość głęboka i gorzka.

Bettinie Wöhrmann To co jest białe nie podlega przemianie tylko śnieg na twojej twarzy topnieje jak łza albo kawałek przezroczystego szkiełka 3


porzuconego przez dzieci w powietrzu od powietrza lżejszym.

Barbarze Frank Dziedziniec biegnie dalej za polami jest rzeka i las dotyka nieba Bóg stworzył świat w siedem dni w twoim siódmym dniu też było święto na dziedzińcu pojawił się ktoś kto niósł poezję jak lichtarz zapalony w zaciśniętej piąstce.

Urszuli Bence To co mówią o Orfeuszu że zginął rozszarpany przez Menady nie jest prawdą kiedy zabił dobrze zatarł ślady zbrodni – poćwiartowane ciało kobiety wrzucił do Styksu – ale najpierw wszedł w żywe jeszcze mięso po raz ostatni odpoczął teraz biegnie przez las 4


zakrwawiony i nagi ręce jego są spokojne oczy patrzą uważnie i czule.

Wszystko płynie lato droga pod wiatr moja dusza ulatuje jest jej ciepło i dobrze to co pomiędzy i to co ponad nie jest już ważne płynne szkło topi lody gwiazdy są coraz bliżej a niebo równie dalekie.

Tak, to jest właściwy kierunek – głowa demona długie echo ptaków przebijasz się przez czerwony róg przez cieśninę większą od morza fale napływają do nas koniec naszego świata jest piękny coraz bliżej.

Jej usta są jak burzliwe spirale wiosennego morza powracają odpływają drażnią – zapach mokry lśni pod wulkanem 5


Orfeusz powraca do Eurydyki znużony i głodny tym razem – jak powiadają ‒ już na zawsze.

Nieboskłon i jak skłonić twarz w stronę słońca które zachodzi niknie za siedmioma górami jak powiedzieć odległy ląd za oknami widzę domy okna otwierają się drzwi przenikają zwierzęta otwierasz się miękko jak rękawiczka zgubiona na śliskiej łące.

Tęsknoty jest zbyt wiele kamienne naczynia gliniane misy wypełnione mrocznym płynem po brzegi formujemy granice których nie przekroczysz i soki których nie można wycisnąć ‒ nasze błękitne spodnie podarte na kolanach a język suchy jest jak zapałka.

6


Gdzieś musi być łóżko porośnięte bluszczem owiniętym wokół moich nóg o zielonych łodygach i spojrzeniu chmurnym oddanym.

Pożryj serce Wypij krew zabij nieznanego przechodnia który leży pomiędzy jej nogami porusza piramidą Cheopsa wtedy stanie się czysta drogocenna i wiotka będziesz mógł pójść do pracy ogarnąć świat drugim spojrzeniem jej biodra pełne i smutne a oczy post coitum puste.

Mój Bóg na szczęście nie umiera i nikogo nie zbawia bawi się z dziećmi w chowanego i w czarnego luda ze mną stara się rozmawiać o przyszłości chociaż wiem że jej nie będzie gryzie zielone jabłka 7


kąpie się w ciepłych morzach przypomina albatrosa z dawnych wierszy nie czyta zbyt wiele tak jest lepiej – mówi – tak jest lepiej chciałby aby ktoś przeczytał nienapisane może ty to zrobisz albo ktoś podobny do ciebie może ja sam może mój syn przedwcześnie narodzony.

Biały żagiel nasion na szybach na powierzchni twojego oceanu jest nieprzezroczysty i gęsty popłyniemy na nim na drugi brzeg jak na płótnie rozdartym przez czyjeś ręce jak na łodzi prowadzonej przeze mnie wprost do jaskini gdzie Odyseusz i Nauzykaa wywołują deszcz i błyskawice aby zamknąć to co jeszcze otwarte i oświetlić co nadal w ciemności trwamy nieporuszeni biały żagiel odpływa jak pierwsza noc jak najtrudniejsza z nocy.

8


Elektryczne Antygony są pełne napięcia kopią nogami miarowo pogrzeb Kreona nigdy się nie kończy seks bywa łatwiejszy niż łyk powietrza potem umieramy dwa razy ‒ nasze ciała są bardziej głębokie niż myśl o ostatecznym zwycięstwie.

Wielki kot siedzi na popękanym murze jest gorąco zakonnice wyglądają deszczu demony podglądają zakonnice patrzą pod ich habity i wyżej wielki kot przeciąga się leniwie mur kruszy się od naszych spojrzeń kościoły dzwonią jak na trwogę na ból gorący pod skórą ożywasz na chwilę krańce wyspy są niedaleko podniesione przez tysiące lat powyżej piersi naszych.

Pamięci Ani Lubienieckiej Błękitna klamra spina niebo z niebem upadamy na gorzkie chmury 9


na ciernie które zgubiły różę kto nas odnajdzie kto nakarmi ziemią jesteśmy wolni manieryczni dojrzali możemy już umierać zajęci śmiercią nie dostrzegają czasu przechodzą obok złotego wieku i gorzki żal nie łączy ich już z nikim.

Cyklop z belką w oku męczy się przez wieczność dzielącą nas od jego klęski ręce uderzają powietrze łzy pomieszane z krwią nie pozwalają jasno ocenić sytuacji – ludzie tryumfują nad bestią do znanego końca zło jest ukarane przebiegłość nagrodzona jeżeli warto o tym wspominać to jedynie dla podkreślenia że ludożerstwo musiano zastąpić innymi sposobami zaspokajania głodu wyspa płonie morze pieni się jak wściekły pies ślepiec niezdarnie poszukuje drogi jutro zdobędziemy nowe lady niepomni na przekleństwo bogów 10


na łzy wylewane z formy skazanej na zło na zagładę.

Jest jak sieć w ławicach na łąkach rzucona pewna ręką jej sploty zwężają rozszerzają dążąc do całości pokrywa ściśle jak pończochy jak pleśń zdjęta z chleba jej imię wymawiamy trwożnie jej szept cichy stanowczy nie pozwala ogłuchnąć w ławicach na łąkach jej wysłańcy spieszą się pracują nieustannie rozplatając włókna drążąc jamy bolesne boleściwe.

Danusi Należysz do tych które powinny przeżyć dłużej niż jedno życie należysz do tych łąk 11


które powinny rosnąć wyżej niż drzewa należysz do tych miast które zapadną się w drugim stuleciu aby przechować skarby zgromadzone przez innych należysz do mnie i to wyjaśnia skąd przychodzi siła i dlaczego nie zabiła nas dotąd wiara w nadmierne przetrwanie bezpańska zrodzona bez naszego w niej udziału.

Wiesz jak jest kiedy proszę ‒ w zeszycie ślady liści myśl zaklęta w królewnę ‒ wiesz jak jest kiedy czekam ‒ w zeszycie drogi przecięte martwi o różowych paznokciach ‒ wiesz jak jest kiedy odchodzę kroki coraz głośniejsze boski wiatr wieje dokąd chce a ja co ze mnie pozostaje kiedy zsuwam się z ciebie po najdłuższych schodach.

12


Ten wiersz zabijany przed narodzeniem mdlący zapach spalonej opony ten wiersz ‒ homunkulus o drobnych piersiach i zaciśniętych piąstkach w mgle u powicia na ołtarzu dobrego boga nadużywa imienia nadaremno przegryza pępowinę łączącą go z poetą istnieje poza śmiercią rozwija blask i ciepło młodej krwi ten wiersz nie wie że jest wpatrzony w lustro w nieskończoność zbyt łatwą by mogła doprowadzić nas do kłamstwa.

Jest niedosyt w nasyceniu niepokój w uspokojeniu cisza w dźwięku człowiek w klatce czyści kraty szlifuje deski ogląda niespokojnie jest niegotowy na śmierć która może zamknąć drzwi uwolnić zwierzę 13


zabić jednym uderzeniem nieba miedzianą tarczą pod tym ciężarem zamiera ziemia nie mogąc unieść rąk świętych modlitwy odpowiedzialności.

Złote węże pełzają po skórze oślepiają mnie suchą śliną kosmiczny deszcz zapada w kanały niszczy mury pałaców i ruder małe piekło dopiero się zaczyna a miało być ciepło i łagodnie jest nam zimno na ostrzu szpilki bezradny anioł suszy skrzydła chce uciec znalazł się tu przez pomyłkę ironię jak my ‒ opętani powierzchowni zmysłowi.

Od pewnego czasu piszę wiersz własnej pamięci, idę za sobą w kondukcie o rozszerzonych źrenicach i ciężkich krokach; ciągle jest dzień i nigdy nie zapadnie noc. Tak w świetle idziemy wpółobjęci ‒ derwisz i śmierć, człowiek i wyobrażenie, lekkomyślny taniec narusza równowagę zapomnienia. Mogę odejść dalej, nie mogę porzucić siebie, zdobywam pewność, że jeszcze żyję za cenę zapisu, który zostawi mnie na drodze i tylko on, tylko światło oczu moich, którego więcej jest i więcej. 14


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.