4 minute read
Q Fotorelacja z zasiedlenia obory w Kocach Basiach str
Wracamy do tematu: Nową oborę u Moniki i Mariusza Moczulskich już zamieszkuje stado krów mlecznych
Krok po kroku
Advertisement
W poprzednim wydaniu pokazaliśmy gospodarstwo Moniki i Mariusza Moczulskich z miejscowości Koce Basie w gm. Ciechanowiec. Nowiutka obora, która stanęła u nich, była jeszcze wtedy pusta. Trwały ostatnie poprawki, żeby wszystko było idealne na wprowadzenie mieszkańców, czyli 60 krów mlecznych. 60 na początek, bo planowane jest powiększenie stada.
8 czerwca to pierwszy dzień, kiedy w oborze usłyszeć można było muczenie. Wtedy też popłynęły pierwsze strumienie mleka przez aparaty udojowe hali 2x10 bok w bok firmy Sac. A widok krów w oborze wolnostanowiskowej wywołał uśmiech na twarzach gospodarzy. To bowiem zapewnienie odpowiednich warunków i poprawa dobrostanu krów była głównym powodem zmian, na które zdecydowali się państwo Moczulscy. Oborę o wymiarach 63mX22m, postawiła firma UBR Tomasz Powierza. Gospodarze bardzo chwalą sobie kompleksowe jej wykonanie, wszystko zostało zrobione tak jak wcześniej to uzgodnili. Na pytanie o pierwsze chwile i dni w nowej oborze, gospodyni odpowiada: – Było ciężko. Chociaż krowy od początku bardzo dobrze się tu czuły, to nauczenie ich wchodzenia na halę nie było łatwe. To prawda, całe stado musiało przyzwyczaić się do nowych warunków. Krowy przeszły ze starej obory. W tym samym czasie 24 nowe sztuki przyjechały z Danii. Wszystkich razem do nowej obory weszło w przeciągu kilku dni aż 60! To dwie zwykłe zmiany, które musiały się pomieścić w tym samym czasie. – Ciężko było nam to wszystko ogarnąć – opowiada pani Monika. – Powoli jednak, krok po kroku udawało się zapanować nad sytuacją. Teraz już jest bardzo dobrze.
W starym budynku zostawili 16 zasuszonych krów z jałówkami. Pod opieką więc mają dwie obory. Ale patrząc na cały proces już z perspektywy kilku tygodni, bez chwili wahania gospodarze twierdzą, że krowy nauczyły się odnajdować w nowych warunkach bardzo szybko. A całość zmian w gospodarstwie zaliczają do udanych. Nadal do nowej obory wprowadzają kolejne krowy, czyli ich własne jałówki po wycieleniu. One też szybko się aklimatyzują. Skąd gospodarze to wiedzą? Jedną z oznak jest to, że krowy dobrze jedzą. - Hala udojowa i obora spisują się rewelacyjnie - uśmiecha się gospodyni. - Na razie tylko same dobre rzeczy mogę powiedzieć.
Gospodarze od początku mogli liczyć na pomoc w obsłudze nowych urządzeń. Pracownicy firmy Sac uczestniczyli w pierwszym, wieczornym udoju. Pokazali jak wszystko działa w praktyce i tłumaczyli zasady użytkowania hali. – Naprawdę pomogli nam to wszystko ogarnąć, dokładnie tak, jak byliśmy umówieni – słychać zadowolenie w głosie gospodarzy. – Po takiej pomocy i udanych pierwszych chwilach mieliśmy już zaufanie i wiarę w ten proces i siebie samych, a dzięki temu łatwiej było pociągnąć to dalej. Radzimy sobie.
Wspominają, że trzy dni trwało dostosowanie się do nowych warunków i obowiązków. W czwartek wprowadzili pierwsze sztuki do nowej obory, a w poniedziałek poczuli, że wszystko nabiera prawidłowego rytmu. I oni, i krowy zaczęli czuć się swobodniej. Nowe zwyczaje spowszedniały, a sytuacja doszła do normy. W sobotę dołączyły nowe sztuki. Było kilka nowości, do których trzeba było przywyknąć. Za to w poniedziałek w godzinę i 15 min wydoili 60 sztuk. – To naprawdę szybko idzie – cieszy się z postępów gospodyni. – Pomimo tego, że przecież krowy są różne. Pierwsza grupa pcha się na halę, więc nie trzeba jej zachęcać. Druga przychodzi do nas powoli, spacerkiem i czeka na swoją kolej. Natomiast trzecią zmianę to trzeba „zapraszać”.
Jak mówią gospodarze, nawet różne temperamenty poszczególnych krów nie sprawiły problemów. Wszystko poszło i dalej idzie sprawnie.
Ale na tym zmian nie koniec. Gospodarze planują kolejne ulepszenia. Tak, jak mówili podczas naszej pierwszej wizyty, że obora to początek, bo bez tego trudno zadbać o żywienie czy zapewnienie komfortowych warunków. Chcą, aby do końca lipca w oborze była pełna obsada, czyli 87 szt. bydła. Dokupionych będzie jeszcze dziesięć, a reszta to ich, które obecnie są zasuszone. Dołączą one do grupy po wycieleniu. I to nie koniec zmian. Teraz hodowcy wezmą „na tapetę” żywienie. Zapewnienie odpowiedniego dobrostanu to fundament do budowania zdrowego i wydajnego stada. Zamówili respondery z firmy Gea, dla wszystkich krów z identyfikacją, przeżuwaniem, pobieraniem paszy. – Trzeba trochę poczekać na ten sprzęt – mówi pani Monika. – Ale to ważne, bo dzięki tej technologi dowiemy się, czy wszystkie sztuki odpowiednio pobierają pasze, czy żują prawidłowo.
Identyfikacja będzie potrzebna do stacji paszowej, którą planują zamontować już wkrótce. Najkorzystniej byłoby, gdyby to się stało w tym samym czasie co montaż responderów. Moczulscy rozważali również zakup robota do zgarniania rusztu – jakoś może w październiku lub listopadzie br. Jednak specjaliści od korekcji racic z firmy Bovi-Kor, którą gospodarze bardzo sobie chwalą, doradzili im, że to za wcześnie, bo kopyta zwierząt będą jeszcze zbyt miękkie. Sprzątanie rusztów, gdy kopyta są nie wystarczająco utwardzone, możne mieć negatywne zdrowotne konsekwencje dla krów w postaci chorób racic. Za to w osiągnięciu zamierzonych rezultatów już teraz pomoże im odpowiednio dobrana dawka żywieniowa, zwiększenie ilości podawanych witamin.
Coraz częściej konsumenci zwracają uwagę na to, skąd pochodzi mleko, które piją i w jakich warunkach hodowane jest bydło mleczne. Klienci podejmują coraz bardziej świadome decyzje. Gospodarstwo państwa Moczulskich idzie z duchem czasu. Zapewnia zwierzętom godne warunki, jednocześnie podtrzymuje wielopokoleniową rodzinną tradycję życia w zgodzie w przyrodą i darzenia swoich zwierząt należytym szacunkiem. Trzymamy kciuki za kolejne sukcesy gospodarzy.