Władcy umysłów. Biografie niezwykłych ludzi, którzy wymyślili XXI wiek

Page 1


WŁADCY UMYSŁóW


W imperium kłamstwa jedno wolne słowo ma siłę bomby atomowej. Marcin Wolski


P R Z E M Y S Ł A W

S Ł O W I Ń S K I

WŁADCY UMYSŁóW biografie niezwykłych ludzi, którzy wymyślili XXI wiek

WYDAWNICTWO


Okładka Fahrenheit 451 Portret Steva Jobsa na okładce frontowej: © AFP/EAST NEWS Ilustracje w ksiażce: wolne zasoby Wikipedii Korekta i redakcja Agnieszka Pawlik-Regulska Skład i łamanie Honorata Kozon Dyrektor projektów wydawniczych Maciej Marchewicz

ISBN 978-83-8079-438-2 Copyright © by Przemysław Słowiński Copyright © for Fronda Sp. z o.o., Warszawa 2019

Wydawca Fronda Sp. z o.o. ul. Łopuszanska 32 02-220 Warszawa Tel. 22 836 54 44, 877 37 35 Faks 22 877 37 34 e-mail: fronda@wydawnictwofronda.pl www.wydawnictwofronda.pl www.facebook.com/FrondaWydawnictwo www.twitter.com/Wyd_Fronda


SPIS TREŚCI WSTĘP

Jeżeli jeszcze nie zwariowałeś, to znaczy, że jesteś niedoinformowany . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 7

Człowiek, który przechytrzył Jaruzelskiego

ROBERT MAXWELL . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 15

Imperium, nad którym nigdy nie zachodzi słońce

RUPERT MURDOCH. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 95

Kapitan Zniewaga

TED TURNER . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 135

Bez skrupułów

BILL GATES . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 183

Wizjoner

ELON MUSK . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 241

Syn psychiatry

MARK ZUCKERBERG . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 283

Człowiek, który zmienił naszą rzeczywistość

STEVE JOBS . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 331

Indeks nazwisk. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 401 Bibliografia . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 410



WSTȨP

JEZ· ELI JESZCZE NIE ZWARIOWAL´ EŚ, TO ZNACZY, Z· E JESTEŚ NIEDOINFORMOWANY Jeżeli ktoś sądzi, że światem rządzą politycy, to jest w błędzie. Wbrew mniemaniom niektórych nie rządzą nim również Żydzi ani prezydent Stanów Zjednoczonych. Także nie Władimir Putin ani masoni. Prawdziwymi władcami świata są ludzie decydujący o tym, jak wygląda nasze życie codzienne, dyktujący gusty i obyczaje. Ludzie władający naszymi umysłami: właściciele mediów, komputerowych programów i internetowych portali. Wszyscy zaczynali od zera, a zbudowali imperia… Jak czytamy w Piśmie Świętym: „Na początku było Słowo”. I tak jest do dzisiaj. Słowo jest najważniejsze. Władzę mają przede wszystkim słowa. Mają ją również obrazy i dźwięki, chociaż nie aż tak wielką. Spośród trzech wymienionych składników podstawowego tworzywa manipulacji tylko o słowie mówi się, że ma ogromną siłę sprawczą. Nawet jeżeli najwybitniejszy programista komputerowy Bill Gates twierdzi dziś, że kto rządzi obrazami, rządzi umysłami ludzi, to chce przestrzec świat przed niebezpieczeństwem zawładnięcia ludzkiej myśli, a tym samym zapanowania nad słowem człowieka przez jego współczesnych kolonizatorów, którymi są dysponenci manipulacji politycznej.

7


WL´ADCY UMYSL´ÓW

8

Zmarły w 2007 roku francuski filozof Jean Baudrillard wspominał o zjawisku doświadczenia „wirtualnego”. Wirtualne cząstki w fizyce to cząstki elementarne, których istnienie daje się udowodnić jedynie pośrednio, czyli s-ą i „n-i-e s-ą”. Filozof uważał, że telewizja przekształca rzeczywistość w „świat wirtualny”, który wymyka się ludzkim zdolnościom zmysłowego pojmowania. Stąd dezorientacja. Równocześnie nie jest możliwe uniknięcie mediów. Jest to zjawisko paradoksalne. W końcu nawet wojna staje się w-i-r-t-u-a-l-n-a. „Trzeba się liczyć z ludzką obojętnością” – głosił pesymista Baudrillard. „Nagromadzenie elektronicznych przekazów niszczy siłę wyobraźni. Nie można się wczuć ani interpretować widzianego, bo nie ma na to czasu. W świecie obrazków nie ma kryteriów na rozróżnienie prawdy od fałszu, wszystko jest scenariuszem filmowym, w którym jesteśmy zmuszeni się poruszać”. Mimo tego medialni magnaci prawie nigdy nie sięgają po władzę polityczną. Wolą działać w tej materii niejako zza kulis. Jedynym magnatem, który zdobył nie tylko medialną, ale też realną władzę, był rządzący Włochami przez niemal dekadę Silvio Berlusconi. W ciągu dziesięciu lat rządów sprokurował więcej skandali niż cała reszta europejskich przywódców do kupy. Niemieckiego posła do europarlamentu porównał do obozowego kapo; posłanki włoskiego parlamentu poinformował, że „kobiety w polityce najlepiej sprawdzają się w pozycji horyzontalnej”; a gdy jego drużyna piłkarska AC Milan zdobyła klubowy puchar świata, oświadczył: „No to teraz mogę pieprzyć jako mistrz świata”. Do tego doszły niezliczone afery finansowe i korupcyjne, a nawet zmienianie prawa, aby chroniło go przed wymiarem sprawiedliwości. Mimo tego, co napisano powyżej, trzykrotnie już zdołał wygrać wybory i wciąż cieszy się poparciem milionów Włochów. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta. Ponieważ aż trzy z siedmiu głównych stacji telewizyjnych należą właśnie do niego, a ich dziennikarze przekonują widzów, że oskarżenia są wymysłem politycznych przeciwników premiera i prawników komunistów. (Pozostałe kanały to telewizja publiczna – której nie wypada piętnować szefa rządu – oraz stacja należąca do… Ruperta Murdocha). „Jeśli czegoś nie ma w telewizji, to jakby nie istniało” – Berlusconi chętnie powtarza tę maksymę i udowadnia jej prawdziwość na własnym przykładzie. Dzięki temu może czuć się bezkarny. Nawet ostatnią aferę,


Wst ę p

z orgiami i nieletnimi prostytutkami, obrócił w żart, oświadczając: „Opatentowałem zwrot «bunga bunga». Mogę z niego korzystać w całych Włoszech”. „Wiecie, dlaczego zawsze wygrywam?” – zapytał podczas przyjęcia zorganizowanego z okazji jego siedemdziesiątych czwartych urodzin. „Bo ciągle jestem silny i młody”. Zapewne Silvio wierzy święcie, że posiadł najważniejszy boski atrybut – nieśmiertelność. A komputery i świat Internetu? Jak powiedział kiedyś John James Osborne: „Komputer jest logicznym, dalszym rozwinięciem człowieka: inteligencją bez moralności”. Szacuje się, że każdego roku z wyszukiwarek Google’a korzysta się aż 2,1 kwintyliona razy. Jeszcze nigdy w historii ludzkości jedna firma nie miała tak wielkiego wpływu na jej życie. Ulokowanego w amerykańskiej Dolinie Krzemowej informatycznego giganta można bez przesady nazwać najpotężniejszą firmą na świecie. Wprawdzie pod względem uzyskiwanych przychodów, wartości rynkowej czy też liczby zatrudnionego personelu ustępuje wyraźnie innym olbrzymom, zwłaszcza z branży paliwowej, finansowej czy motoryzacyjnej, ale jej znaczenie z politycznego punktu widzenia jest przeogromne. Żadne ze światowych mocarstw nie ma do swojej dyspozycji takiego narzędzia służącego do zdobywania cennych informacji, jakie za sprawą Google’a posiadają Amerykanie. Google to coś znacznie więcej niż tylko wyszukiwarka, o czym doskonale wiedzą współpracujące z firmą amerykańskie służby specjalne. Dane na temat imperium Google’a ukazują całą pełnię jego potęgi. Wyszukiwarka z Mountain Viev odpowiada aż za 78,8% globalnych wyszukiwań. Google uzyskuje rocznie ponad 67 miliardów dolarów przychodów z tytułu reklam, czyli niemal 80% rocznych przychodów budżetowych polskiego państwa. 81% wszystkich smartfonów na świecie jest obsługiwanych przez system Android, który ma wbudowaną platformę Google Play stanowiącą wielki sklep z wszelkiego rodzaju aplikacjami. Według najnowszych danych z Google Play korzysta na całym świecie około miliarda ludzi, którzy w ciągu minionego roku zakupili co najmniej 50 miliardów aplikacji. Całokształt oferowanych przez Google’a usług stanowi ogromne źródło informacji na temat ich użytkowników – pisze Jakub Wozinski. Serwis Google Maps we współpracy z naszym urządzeniem

9


WL´ADCY UMYSL´ÓW

10

mobilnym może dokładnie wskazać naszą lokalizację, usługi mailowe gmail to wielkie archiwum naszych poufnych danych i wiadomości, zaś internetowa wyszukiwarka to nie tylko źródło wiedzy o nas i naszych potrzebach, lecz także użyteczne narzędzie kształtowania naszej opinii oraz wiedzy na wiele istotnych tematów. Pod wieloma względami Google wciela w życie pomysły, które można było niegdyś znaleźć w powieściach i filmach z gatunku science fiction. Co jednak niezwykle istotne, czyni to przy aktywnej pomocy amerykańskiego imperium. […] Twórcy Google współpracowali zresztą z wywiadem, jeszcze zanim założyli swoją niezwykle dochodową spółkę. Tak naprawdę samo Google powstało w wyniku projektu, który przygotowali m.in. dzięki finansowaniu DARPA, czyli Agencji ds. Badań nad Zaawansowanymi Projektami Obronnymi. Kontakty Google z amerykańskim wywiadem pozostają niezmiernie bliskie, czego dowodem były chociażby ujawnione przez Edwarda Snowdena dowody na budowę wielkiego systemu szpiegowskiego przez National Security Agency. Firma […] miała od 2009 roku przystąpić do programu PRISM, który w oparciu o gigantyczną bazę komputerową Utah Data Center pozwala obecnie szpiegować praktycznie cały świat. Oprócz Google w programie miały brać udział także m.in. Yahoo, Microsoft, Facebook, Skype, Dropbox i wiele innych powszechnie znanych wszystkim internautom informatycznych firm. […] Twórca portalu wikileaks.org Julian Assange poświęcił nawet niedawno Google całą książkę, którą zatytułował Kiedy Google spotkało Wikileaks. Opisuje w niej gęstą sieć powiązań łączących informatycznego giganta z amerykańskimi służbami specjalnymi oraz zdemoralizowanymi elitami władzy. […] Assange twierdzi, że „ludzie, którzy korzystają z Google, są produktem”. Co dokładnie ma na myśli? Przede wszystkim to, że przy pomocy takich firm jak Google amerykański wywiad osiąga zamierzony przez siebie rezultat w sposób najprostszy z możliwych. Jako nałogowi użytkownicy aplikacji i programów firmy Google bezwiednie udostępniamy tysiące informacji o sobie samych, dając się szpiegować niejako za własną zgodą. Rzecz jasna nie oznacza to, że każdy z nas ma przydzielonego osobistego szpiega, który czuwa nad naszymi poczynaniami. Tę rolę pełnią komputery o potężnej mocy. Ogrom-


Wst ę p

nej większości z nas zapewne nigdy nie będzie dane mieć bezpośrednio do czynienia z efektami tego rodzaju inwigilacji. Służby specjalne ścigają jedynie tych, którzy jak Edward Snowden czy Julian Assange ośmielają się ujawnić prawdę. Natomiast zdecydowana większość z nas nawet nie przyjmuje do wiadomości, że jesteśmy „produktem Google”, twierdząc usilnie, że sieć internetowa jest kontrolowana i inwigilowana jedynie w takich krajach jak Chiny.

Zbigniew Brzeziński, były doradca ds. bezpieczeństwa narodowego prezydenta Jimmy’ego Cartera oraz założyciel Komisji Trójstronnej, już w 1970 roku przewidywał: Era technologiczna powoduje stopniowe zjawisko coraz większej kontroli społeczeństwa. Takie społeczeństwo poddane zostanie władzy elit, nieograniczonej tradycyjnymi wartościami (jak wolność, demokracja). Wkrótce możliwy będzie stały nadzór nad obywatelami oraz utrzymywanie akt zawierających bieżące informacje o każdym obywatelu […]. Tempo rozwoju zaawansowanych technologii jest tak szybkie, że przeciętna Ameryka nic nie wie o ich osiągnięciach. Jesteśmy „obcymi na obcym lądzie”, jak to ujął Robert Henlein, pisarz science fiction.

W 1980 roku Yoneji Masuda, japoński socjolog i informatyk zajmujący się problematyką związaną z informatyzacją społeczeństwa ostrzegał, że nasza wolność jest zagrożona przez „orwellizm” z powodu ekspansji technologii cybernetycznej zupełnie nieznanej większości ludzi. Ta technologia może połączyć ludzkie mózgi, w które wszczepione zostaną implanty z satelitami kontrolowanymi przez gigantyczne naziemne komputery. Ten, kto będzie miał dostęp do tych megakomputerów, będzie miał władzę absolutną nad ludźmi. Na obecnym etapie zaledwie kilku dekad mentalność przeciętnego Amerykanina uległa głębokiej zmianie – twierdzi Robert Kościelny w artykule Czy jesteśmy przygotowani na czipowanie. Przeobrażenia te widać zarówno w sposobie myślenia, systemie wartości moralnych, jak i w zachowaniu oraz religii. Dzisiejszy obywatel Ameryki jest antychrześcijański, antyamerykański, a zamiast wiary w Boga wyznaje

11


WL´ADCY UMYSL´ÓW doktrynę marksizmu kulturowego. Jednak ideologiczne pranie mózgów, jakiemu poddawani są mieszkańcy USA od kilku powojennych pokoleń, to za mało dla tych, którzy chcą wprowadzić w Ameryce, a następnie na całym świecie, Nowy Porządek Świata. Inżynieria społeczna to jedna, a swego rodzaju „ręczne sterowanie” człowiekiem w oparciu o nowoczesne technologie to druga strona tego samego medalu – planu uczynienia z ludzi bezrozumnego, pozbawionego wolnej woli stada, które za podstawową ambicję i cel życia uzna pracę w kieracie dla obecnych i przyszłych pokoleń swych nadzorców.

Już w średniowieczu pojawili się ludzie pragnący w różny sposób realizować wizję idealnego świata, bezkonfliktowego raju na ziemi, w którym uśmierzone zostaną wszelkie konflikty (zwłaszcza pomiędzy władzą a poddanymi). Najpierw ten idealny świat miał mocno zaznaczone sakralne oblicze. Jego włodarzem miał być sam Chrystus, a z powodu jego – chwilowej – nieobecności ktoś przez niego wyznaczony: cesarz, król bądź prorok. Od czasu oświecenia państwo idealne zaczęło jednak nabierać zdecydowanie świeckiego charakteru. Joachima z Fiore czy Thomasa Müntzera zastąpili Robespierre, Hitler, Lenin, Stalin, Mao czy Pol Pot – „prorocy” nowej ery, jeszcze bardziej śmiali w swych rojeniach i jeszcze bardziej stanowczy w ich urzeczywistnianiu. Realizacja ich szalonych idei stworzenia raju na ziemi doprowadziła do śmierci i niewyobrażalnych cierpień setek milionów ludzi na całym świecie. A to, że im się nie udało – czy to w wersji NSDAP czy WKP(b) – wcale nie przekreśliło samej idei niewolenia i niszczenia ludzi w imię wzniosłych haseł wojny z opresją i niewolą oraz dalszych prób zaprowadzenia powszechnej miłości, sprawiedliwości i pokoju. Skoro nie udała się rewolucja w sferze materii, należy ją przeprowadzić w sferze ducha. Nad nią pracowali Antonio Gramsci, György Lukács czy Theodor Adorno, kładąc podwaliny pod tak zwany marksizm kulturowy, z wielką pasją rozwijany dziś przez kontynuatorów ich myśli takich jak George Soros.

12

Powolne, stopniowe, ale metodyczne wykręcanie ludzkich umysłów poprzez rozszerzanie wpływów marksizmu kulturowego w szkolnictwie, mediach, instytucjach prawodawczych to środki mające doprowadzić do upragnionego celu – twierdzi Robert Kościelny. Jest


Wst ę p

nim zorganizowany w sposób naukowy świat rządzony przez elitę. Taki świat stanie się wprawdzie globalnym matrixem, w którym ludzkie umysły będą poddane totalnej kontroli, ale za to zapanuje powszechna zgoda. Bowiem pojęcie „niezgody” zostanie usunięte ze słownika i pamięci ludzkiej. Podobnie jak wiele innych słów, wrażeń, pragnień, chęci.



CZOWIEK, KTÓRY PRZECHYTRZYL- JARUZELSKIEGO ROBERT MAXWELL

Jego barwne życie i tajemnicza śmierć przypomina scenariusz filmu sensacyjnego. Ekscentryczny multimilioner słynął ze swego upodobania do luksusowych panienek, wykwintnego jedzenia i trunków, a także ostentacyjnego braku manier. Despotyczny i nieprzewidywalny był prawdziwym postrachem dla personelu zatrudnionego w jego redakcjach i rezydencjach. Obok zarządzania koncernem medialnym Robert Maxwell uprawiał pranie brudnych pieniędzy, handlował artykułami objętymi embargiem i sprzedawał szpiegowskie oprogramowanie. Maxwell nie był zwyczajnym milionerem – scharakteryzował potentata Gordon Thomas w swojej książce Zarzewie ognia. Chiny i kulisy zamachu na Amerykę. Fizycznie przypominając Falstaffa, miał olbrzymi apetyt na wszystko: jedzenie, wino i kobiety. Nie chcąc nawiązywać stałego romansu, wolał zaspokajać potrzeby seksualne usługami luksusowych prostytutek. W każdym odwiedzanym mieście jego asystenci trzymali w pogotowiu call girls, by móc je w każdej chwili sprowadzić. Jak wielu despotów, Maxwell pracował zwykle o dziwnych porach. Budził wykończonych asystentów w środku nocy, by spełnili jakiś błahy kaprys, który przyszedł mu właśnie

15


WL´ADCY UMYSL´ÓW do głowy. Jego szofer musiał kiedyś przejechać cały Londyn, żeby zdobyć dla Maxwella rodzaj lodów, na które miał ochotę. Czasem zjawiał się w redakcji swego sztandarowego brukowca „Daily Mirror” i terroryzował nocną zmianę, przejmując kontrolę nad produkcją. Zwalniał ludzi bez ostrzeżenia, innych nagradzał niespodziewanymi podarunkami. Nieprzewidywalny, o wybuchowym charakterze budził strach, nikt się nie czuł bezpieczny. Jego właśni synowie byli przez niego publicznie znieważani, a żonę traktował jak niewolnicę. Ale dla bogatych i wpływowych jego brak manier, erotyczne wybryki, nawyki żywieniowe, często niedbały sposób ubierania się – to wszystko nie miało znaczenia wobec władzy, jaką posiadał dzięki swemu światowemu imperium wydawniczemu. Podobnie jak William Randolph Hearst kroczył po świecie prasy niczym cesarz; tak jak Hearst Maxwell pozostał ksenofobem, niechętnie odnosił się do Stanów Zjednoczonych. Był syjonistą. [...] Ale tak jak wiele innych rzeczy utrzymywał te poglądy w tajemnicy. Przez całe życie Maxwell starał się o względy bogatych i sławnych, by pomogli mu w realizowaniu jego wydawniczych zainteresowań i politycznych aspiracji.

***

16

W drugiej połowie lat osiemdziesiątych robił interesy z komunistycznymi władzami Polski, namawiając Wojciecha Jaruzelskiego do zakupu kosztownego programu komputerowego, który miał mu pomóc w zdławieniu opozycji. Program nazywał się PROMIS – od Prosecutor’s Management Information System. Przy odrobinie dobrej woli nazwę tę można by również odczytać jako skrót angielskiego słowa promisculity oznaczającego rozwiązłość, bezład, galimatias, a w jeszcze innym kontekście – zdradę… Zimą 1986 roku, kiedy Maxwell leciał swoim odrzutowcem po raz pierwszy do Polski, był u szczytu kariery, obracał miliardami dolarów. Gdy na Kremlu pojawił się nowy charyzmatyczny władca – Michaił Gorbaczow – nie mógł sobie wyobrazić lepszego momentu do robienia interesów na Wschodzie, w tym także i w Polsce. Poprzednio działał w rządzonej przez Todora Żiwkowa Bułgarii, ściśle współpracując z tamtejszym Komitetem Bezpieczeństwa Państwowego (KDS, Комитет за Държавна


ROBERT MAXWELL

Сигурност). Bułgarskiego satrapę Maxwell nazwał w jednej z publikacji „twórcą znakomicie prosperującego i szczęśliwego narodu”. Ten odwdzięczył mu się, nagradzając magnata orderem Starej Płaniny pierwszej klasy. Dzięki znakomitym kontaktom z reżimem Żiwkowa Maxwell zamienił dwa sofijskie banki w pralnie pieniędzy. W Polsce miał zamiar postępować wedle podobnego schematu. Bułgarzy przynajmniej oficjalnie przyznają dziś, że wszystkie firmy z udziałem kapitału zagranicznego założone w tym kraju po upadku reżimu komunistycznego zostały opanowane przez bezpiekę. W Polsce zakładali je oczywiście jedynie uczciwi i przedsiębiorczy ludzie – czyści jak w „krysztale pomyje”. Kiedy Maxwell wylądował w Warszawie, Jaruzelski kazał rozścielić przed nim czerwony dywan, witając go w towarzystwie kompanii honorowej. Generałowi towarzyszyli wysocy funkcjonariusze SB, przede wszystkim eksperci do spraw podsłuchu elektronicznego, o obecność których poprosił wcześniej sam dostojny gość z Londynu. Zasadnicze rozmowy odbyły się w gabinecie generała armii Wojciecha Jaruzelskiego herbu Ślepowron, I Sekretarza KC PZPR, premiera, przewodniczącego Rady Państwa, przewodniczącego Komitetu Obrony Kraju, Zwierzchnika Sił Zbrojnych, Naczelnego Dowódcy Sił Zbrojnych na wypadek wojny, współtwórcy Patriotycznego Ruchu Odrodzenia Narodowego i szefa Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego – żeby wymienić tylko najważniejsze sprawowane przez wymienionego w opisywanym czasie funkcje. Garnitury zamawiał w najdroższej na świecie firmie krawieckiej Lord & Stewart – wspominał spotkanie z królem prasy doradca Jaruzelskiego Wiesław Górnicki. Ale kiedy wszedł do gabinetu, sznurowadła obu jego szytych ręcznie butów były rozwiązane, krawat od Cardina – splątany w obrzydliwy supeł, a chusteczka w kieszonce silnie zmięta.

Oficjalnym powodem wizyty prasowego magnata w komunistycznej Polsce były negocjacje dotyczące wydania w Wielkiej Brytanii zbioru przemówień Wojciecha Jaruzelskiego. To było bardzo ważne dla reżimu – książka miała dowieść, że generał jest liczącą się w świecie figurą. Wśród innych wielkich przywódców opiewanych wcześniej przez otyłego,

17


WL´ADCY UMYSL´ÓW

18

urodzonego w Czechach władcę prasowego koncernu znaleźli się już Jurij Andropow i Nicolae Ceauşescu. Jego książkę o rumuńskim dyktatorze otwierało pytanie: „Panie prezydencie, proszę mi powiedzieć, dlaczego cieszy się pan takim poparciem?”. Były jednakowoż i inne powody tej wizyty. Po pierwsze: zaopatrywanie w broń Iranu prowadzącego wtedy wojnę z Irakiem. Maxwell pełnił tu funkcję pośrednika, aby udział władz PRL w tym nielegalnym procederze pozostał tajemnicą. Po drugie: brytyjski magnat medialny podjął się prania brudnych pieniędzy poprzez polskie banki oraz nieoficjalnego inwestowania pieniędzy nomenklatury, między innymi w ulubionym przez PRL-owskie służby wojskowe Luksemburgu. No i wspomniany program komputerowy… – Program PROMIS pozwoli kierowanej przez pana służbie bezpieczeństwa śledzić Lecha Wałęsę i innych przywódców „Solidarności” – powiedział ubrany w niebieski garnitur Lorda & Stewarta, śnieżnobiałą koszulę od Diora i srebrny krawat Pierre’a Cardina Robert Maxwell. – Naszą służbą bezpieczeństwa kieruje nasz nieoceniony generał Czesław Kiszczak – poprawił go delikatnie Jaruzelski. – Oczywiście, wiem to doskonale, panie generale – usprawiedliwił się natychmiast Maxwell. – Mówiąc „kierowanej przez pana”, miałem na myśli ogólne kierownictwo całości. Usiłował przy tym spojrzeć swojemu rozmówcy w oczy, ale te, skryte za ciemnymi okularami, były dla niego zupełnie niewidoczne. Odniósł jednak wrażenie, że zza czarnych szkieł biją w niego dwa laserowe promienie. Przypomniał sobie dowcip, który jakiś czas temu słyszał u siebie w Anglii: „Kiedy Jaruzelski przestanie nosić ciemne okulary? Kiedy przyspawa Polskę do ZSRS”. Prawdziwy powód, dla którego generał skrywał oczy za grubymi, czarnymi szkłami, był jednak zupełnie inny. Po wybuchu wojny rodzina Jaruzelskich została zapakowana do bydlęcych wagonów i wywieziona na Syberię, na Ałtaj. W 1939 roku Wojciech Jaruzelski miał 16 lat. Po miesięcznej podróży czekała go ciężka praca przy wyrębie drzew w tajdze. Tam nabawił się tak zwanej śnieżnej ślepoty, która doskwierała mu już nieustannie. Stąd właśnie te ciemne okulary, które wciąż nosił. Po prostu zbyt silne światło drażniło jego oczy.


ROBERT MAXWELL

W pokoju znajdowało się jeszcze kilku innych mężczyzn podobnymi „ozdobami” przysłaniających oczy. Takich, którzy zwykle „przychodzą nad ranem”. Mrukliwych, milczących, w płaszczach z podniesionymi kołnierzami, mężczyzn zwanych na całym świecie „smutnymi panami”. – Ten, kto zainstaluje sobie program w komputerach w swojej głównej siedzibie, za pomocą modemu będzie mógł podłączyć się do systemów komputerowych takich usługodawców jak firmy telefoniczne, wodociągi, inne media czy banki – Maxwell kontynuował rozpoczęty wcześniej wywód. – PROMIS będzie wtedy wyszukiwał konkretnych informacji… – Żeby uzyskać tego rodzaju informacje, w naszym kraju nie musimy bynajmniej uciekać się do pomocy takich programów – przerwał mu Jaruzelski. – A te wszystkie komputery… Wykonują milion obliczeń na sekundę, a w rezultacie wysyłają noworodkowi tysiącdolarowy rachunek za elektryczność. – Czasami i tak się zdarza – wyjaśnił cierpliwie Maxwell. – Ale PROMIS dodatkowo jeszcze analizuje uzyskane informacje w pożądany przez właściciela sposób. Mówiąc to nie spuszczał z generała swych głęboko osadzonych oczu. Jeszcze bardziej przypominał teraz niedźwiedzia wyglądającego z jaskini. – To znaczy… – generał, premier, sekretarz etc. wyraźnie nie wydawał się być zachwycony różnorodnymi możliwościami „rewelacyjnego” programu. Angielski gość wiedział jednak, co mówi i po co przede wszystkim przyjechał do pięknego, choć przeraźliwie zimnego kraju nad Wisłą. – To znaczy, że na przykład jeśli ktoś nagle zacznie zużywać więcej wody i elektryczności, dzwonić częściej niż zwykle, będzie można podejrzewać, że zatrzymali się u niego goście – podjął przerwany wątek. – PROMIS zacznie wtedy wyszukiwać danych dotyczących jego przyjaciół i wspólników. Jeśli wykryje, że któryś przestał używać elektryczności i wody, będzie można założyć, w oparciu o inne dane przechowywane w programie, że zatrzymał się u sprawdzanej osoby. To wystarczy, by zlecić obserwowanie delikwenta, jeśli kiedyś był zamieszany w jakieś tajne działania. PROMIS przeszuka swoje archiwa i znajdzie szczegóły tych działań, nawet jeśli ta osoba w przeszłości używała innego nazwiska.

19


WL´ADCY UMYSL´ÓW Program jest w stanie znaleźć każdy szczegół ujawniający jej prawdziwą tożsamość. – To zaczyna brzmieć interesująco – rzucił z kamienną twarzą Jaruzelski. Maxwell śmiało spojrzał w znajdujące się naprzeciwko niego ciemne okulary. – A nie mówiłem – uśmiechnął się szeroko.

***

Na przełomie 1985 i 1986 roku leżąca w sercu sowieckiego imperium Polska stanowiła pole bitwy pomiędzy dwoma światowymi supermocarstwami. Moskwa popierała Jaruzelskiego, udzielając mu gospodarczej, militarnej i wywiadowczej pomocy. Waszyngton natomiast kontynuował tajną akcję udzielania polskiemu podziemiu finansowej i rzeczowej pomocy, przesyłając również „Solidarności” niektóre informacje wywiadu mogące okazać się użytecznymi. Ogłoszona przez rząd Jaruzelskiego 22 lipca 1984 roku amnestia wpłynęła na podziemie w sposób zróżnicowany. Zwolniono wprawdzie z więzień kilkuset działaczy, ale despotyczne prześladowania nadal trwały, a nawet się wzmogły. Władze starały się za wszelką cenę odebrać opozycji poparcie społeczne. Niepodporządkowanie się surowym przepisom groziło natychmiastowym aresztowaniem. 19 października tego roku zginął zamordowany przez funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa ksiądz Jerzy Popiełuszko – kapelan warszawskiej „Solidarności”. Nowa faza ataków na bohaterskiego księdza rozpoczęła się 12 września artykułem w radzieckiej „Izwiestiji”, w którym Leonid Toporkow napisał między innymi: [...] przekształcił swoje mieszkanie w składnicę literatury nielegalnej i ściśle współpracuje z zaciekłymi kontrrewolucjonistami. Ma się wrażenie, że nie czyta z ambony kazań, lecz ulotki napisane przez Bujaka. Zieje z nich nienawiść do socjalizmu.

20

13 września odbyło się spotkanie Wojciecha Jaruzelskiego z Czesławem Kiszczakiem oraz kilkoma innymi wysokimi urzędnikami państwa, podczas którego Jaruzelski miał podobno powiedzieć do Kiszczaka: „Załatw to, niech on nie szczeka”. Wkrótce potem Jerzy Urban, piszący pod


ROBERT MAXWELL

pseudonimem Jan Rem, nazwał kazania Popiełuszki „seansami nienawiści”. 17 września Urząd do Spraw Wyznań wystosował ostre pismo do Episkopatu, w którym naciskał na zaprzestanie tolerowania przez biskupów wystąpień niektórych duchownych. Wymieniono w nim wprost nazwisko księdza Jerzego. Wzmogły się anonimy kierowane do kapłana: „Zostaniesz bohaterem narodowym numer dwa – po Przemyku” – pisano. Z drugiej strony do 1 stycznia 1985 roku około 350 działaczy przyjęło ofertę rządu, zaprzestając opozycyjnej pracy. Kierownictwo pozostało jednak nieugięte. Zgodnie z obietnicą złożoną przez Lecha Wałęsę w przemówieniu noworocznym podziemie miało „toczyć walkę aż do ostatecznego zwycięstwa”. Niepowodzenie amnestyjnego gambitu zmusiło władze do zdwojenia wysiłków zmierzających do zdławienia opozycji siłą. Policja organizowała regularne obławy w poszukiwaniu podziemnych drukarń i zorganizowanych zebrań. 13 lutego 20 funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa wdarło się do mieszkania na gdańskiej Zaspie, gdzie Lech Wałęsa odbywał spotkanie z kilkoma innymi przywódcami podziemia. W listopadzie 1985 roku za kratkami przebywało około 340 działaczy opozycji. Funkcjonariusze polskiego wywiadu, wspomagani przez kolegów z KGB, pracowali usilnie nad zdemaskowaniem i odcięciem dopływu pieniędzy oraz materiałów dostarczanych podziemiu z Zachodu. Uważnym okiem spoglądano na posunięcia CIA, a także Watykanu. Ponury szef KGB Wiktor Czebrikow karcił Polaków za to, że są „najsłabszym ogniwem” w radzieckim bloku i zbyt pobłażliwie postępują z opozycją. Zachęcał polskie służby bezpieczeństwa do wzmożonej infiltracji podziemia i przekupywania działaczy w celu zdobywania od nich informacji. Zwiększył także udział KGB w wykrywaniu „prowokatorów”, którzy „zagrażają Polsce i finansują działalność wywrotową”.

Wiktor Czebrikow (1923–1999) – sowiecki generał armii, funkcjonariusz Komitetu Bezpieczeństwa Państwowego (za Breżniewa szef zarządu kadr tej instytucji, później zastępca szefa KGB Jurija Andropowa). W grudniu 1982 roku Czebrikow niespodziewanie zastąpił na stanowisku przewodniczącego KGB Witalija Fedorczuka, który po zaledwie kil-

21


WL´ADCY UMYSL´ÓW ku miesiącach sprawowania tej funkcji został mianowany ministrem spraw wewnętrznych. Od 1983 roku zastępca członka Biura Politycznego KC KPZR, a od roku 1985 pełny członek. Z KGB został usunięty przez Michaiła Gorbaczowa w październiku 1988 za „odmienne od polityki I sekretarza cele wobec Zachodu”. Przez następny rok Czebrikow pracował jako członek komisji KC do porządku prawnego, po czym przeszedł na zasłużoną emeryturę. Na przełomie lat 1979/1980 w sowieckiej prasie pojawiła się seria artykułów atakujących papieża jako „sojusznika zachodnich imperialistów”. 13 listopada 1979 roku sekretariat KC KPZR, a więc kierownicze gremium sowieckiej partii komunistycznej, zaakceptowało składające się z sześciu punktów Wytyczne do działań przeciwko polityce Watykanu w stosunku do krajów socjalistycznych, opracowane przez ówczesnego szefa KGB Jurija Andropowa i jego zastępcę Wiktora Czebrikowa. Była to dyrektywa nakazująca instytucjom sowieckiego państwa zwalczanie Jana Pawła II „wszelkimi sposobami”. Rolę, jaką w tym miało odgrywać KGB, określała tajna depesza kierownictwa sowieckiego wywiadu do zagranicznych rezydentur. Funkcjonariuszom KGB zalecono podjęcie różnorakich działań operacyjnych przeciwko papieżowi, w tym także za pomocą „środków aktywnych”. Treść tajnej instrukcji ujawnił w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku szyfrant Wiktor Szejmow, który przeszedł na stronę Zachodu. Wiele osób, w tym amerykański dziennikarz John O. Koheler, interpretuje ten dokument jako rozkaz zabicia papieża.

22

Jak już dzisiaj wiadomo, na początku 1985 roku dopływ gotówki dla „Solidarności” z Zachodu osiągnął wysokość ośmiu milionów dolarów. Wczesną wiosną większość przywódców opozycji znalazła się znowu pod kluczem, ale ruch oporu ciągle działał. Czyż można dziwić się Wojciechowi Jaruzelskiemu, że w tej sytuacji niczym tonący brzytwy chwycił się programu komputerowego, który miał mu pomóc w zdławieniu opozycji i zyskaniu uznania w oczach radzieckich mocodawców? Po krótkiej dyskusji Jaruzelski zamówił kopię oprogramowania dla SB – za sumę 20 milionów dolarów amerykańskich. Tanio jak barszcz. Przekaz telegraficzny na taką kwotę wyszedł z polskiego banku do Narodowego Banku Bułgarii, gdzie Maxwell miał specjalne konto do obsługi transakcji


ROBERT MAXWELL

dotyczących PROMIS-a. Pieniądze zostały następnie przekazane do Credit Suisse w Szwajcarii. Konto Maxwella w tym banku zasiliły dwa miliony dolarów prowizji. Sześć milionów przesłano do izraelskiego Discount Banku w Tel Awiwie, pozostałe dwanaście milionów „zielonych” trafiło ostatecznie na konto rządu Izraela… Program miał być użyty przeciwko „Solidarności”. I rzeczywiście został użyty. Pieniądze dla polskiego podziemia – dzięki rozpoznaniu sposobu ich transferowania przez PROMIS – mogły zostać przejęte przez służby specjalne, które z niego korzystały: od polskich po sowieckie. O tym, że program spełniał jeszcze jedną, drobną funkcję, komunistyczny satrapa nie miał zielonego pojęcia. Zupełnie nie zdawał sobie sprawy, że podejmując decyzję o jego zakupie, wchodzi tym samym w szambo, którego smród będzie czuć jeszcze przez długie lata. Na komputerach znał się niczym szewc na podkuwaniu koni. Podobnie zresztą jak najwybitniejsi w kraju specjaliści, którzy pozytywnie zaopiniowali możliwość zakupu. W dziedzinie komputeryzacji Polska przecież dopiero raczkowała. Na stosowany z powodzeniem przez Maxwella „numer z PROMIS-em” dali się zresztą nabrać nie tacy kozacy jak Jaruzelski. Rok później program sprzedano nawet do Związku Sowieckiego. Zezwolenie na transakcję wydał sam szef CIA Robert Gates, co spowodowało, że mimo embarga na zaawansowane technologie komputery w ogóle mogły dotrzeć do wschodniego bloku. Podobno sowiecki wywiad wojskowy GRU wykorzystywał tę wspaniałomyślnie przekazaną technologię aż do roku 1991. PROMIS nie był dostarczany jako osobny pakiet, lecz zawsze razem ze sprzętem. Pozwalało to selekcjonować komputery do celów szpiegowskich i odpowiednio je preparować. Nie wszędzie bowiem dysponowano urządzeniami, na których mógł działać poprzez łącza zdalnego przekazywania danych. Często konieczny był dodatkowy, specjalny zabieg techniczny. W programie umieszczona była tajna furtka pozwalająca na zdalne odczytywanie bazy danych zebranej przez każdego jego użytkownika. W ten sposób CIA i Mosad znał wszystkie informacje, jakie zbierał użytkownik. Ponadto PROMIS sam automatycznie informował jeden z serwerów CIA o tym, że ktoś zaczyna śledzić instytucje rządowe lub wojskowe USA. Wprowadzona do programu trzecia sekwencja umożliwiała jego zdalne zniszczenie oraz uniemożliwiała ponowną instalację…

23


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.