5 minute read
Po co tu jestem?
Aleksandra Matuszewska
Niezobowiązujące rozważania na temat celu pracy nauczyciela/nauczycielki
Advertisement
Z jednej strony klasa powinna być miejscem bezpiecznym, pozwalającym na swobodne rozwijanie wszelkich kompetencji społecznych. Z drugiej zaś zależy mi na tym, by moi uczniowie i uczennice potrafili argumentować swoje stanowiska, dyskutować, szukać kompromisów i osiągać je. Wiedzą, że z reguły unikam rozwiązywania pojawiających się między nimi nieporozumień. Nie taka jest moja rola. Angażuję się dopiero wtedy, gdy widzę, że przestają kontrolować swoje emocje, a muszę przyznać, że czasem poziom ich frustracji jest wysoki. Jednocześnie odsuwanie od nich nieprzyjemnych emocji nie sprawi, iż w przyszłości będą szczęśliwszymi ludźmi. Mam świadomość, że do pełnego funkcjonowania w społeczeństwie potrzebna jest im znajomość wszystkich emocji; z każdą z nich wiąże się jakaś informacja, więc dobrze, jeśli będą potrafili je identyfikować. Tylko dzięki przeżywaniu różnorodnych stanów emocjonalnych nauczą się, jak sobie radzić w życiu społecznym.
OPINIE, REFLEKSJE, DOŚWIADCZENIA REFLEKSJE 3/2022 75
Zbiory bez części wspólnej
W połowie sierpnia każdego roku zaczynam planować. Szukam, porównuję, czytam, sprawdzam, buszuję, spisuję, układam, zbieram, przygotowuję. Zanim rozpocznie się rok szkolny zastanawiam się, co, jak i kiedy zamierzam osiągnąć z moimi szkolnymi dziećmi. Wrześniowe popołudnia są bardzo twórczym czasem w nauczycielskim życiu – z pominięciem sporządzania zasadniczo odtwórczych tabeli czy zestawień.
Na zajęciach edukacji wczesnoszkolnej codziennie dzieje się bardzo dużo. W rękawie chowam różnorodne zabawy edukacyjne, integracyjne harce, pląsy, wyliczanki. Niektóre metody czy techniki sprawdzają się tylko przez krótki okres, inne wcale, zaś kolejne – są nieustannie skuteczne. Ich różnorodność sprawia, że dzieci chętniej podejmują działania. Jednak po latach doświadczeń w pracy ze „szkolniakami” wiem, iż moje plany a możliwość ich realizacji to często zupełnie odrębne zbiory bez najmniejszej części wspólnej. W takich momentach zadaję sobie pytania: po co ja tu jestem? Czemu mają służyć zaplanowane przeze mnie aktywności? Czy moi uczniowie/uczennice są już gotowi/gotowe na osiąganie założonych przeze mnie celów? Co jest ważniejsze – wspomniany cel czy droga do niego? Jak osiągnąć punkt docelowy i nie pogubić się po drodze? Czy wybrane przeze mnie metody są dopasowane do aktualnych możliwości i umiejętności dzieci? Szukanie odpowiedzi na te i wiele innych pytań związanych z sensem pracy nauczyciela zajęło mi parę dobrych lat.
Żadnej nauki – tylko zabawa!
Nieskromnie przyznam: jestem bardzo dumna z ewolucji osobistego celu pracy. Tuż po studiach – kiedy byłam trochę przestraszona ilością obowiązków, oczekiwaniami rodziców i brakiem doświadczenia – na pierwszym miejscu stawiałam wykonywanie zadań czy kart pracy. Codziennie wiedziałam, co chcę zrobić podczas zajęć. I właśnie te zadania były dla mnie najważniejsze. Dopiero ich wypełnienie przynosiło mi satysfakcję. Niestety skutkiem tego było ciągłe działanie w pośpiechu; mocno odczuwałam presję czasu. Myślę, że moi uczniowie i uczennice także nie czuli się bezpiecznie, wciąż „goniąc” bez wyraźnego celu.
Dzisiaj, na szczęście, jest zupełnie inaczej. Przede wszystkim pozwalam sobie na popełnianie błędów. Nie mówię tutaj o błędach merytorycznych, lecz o tym, że bez poczucia porażki oznajmiam dzieciom, iż nie znam odpowiedzi na ich pytania, bądź że się pomyliłam. Dzięki temu one też nie odczuwają leku przed własną pomyłką. Dawanie sobie prawa do słabości, gorszego samopoczucia sprawia, że moje „szkolniaki” podejmują wyzwania, angażują się i wielokrotnie próbują poprawiać swoje wyniki. Nie boją się porażki, wiedzą, że to nic strasznego nie rozumieć lub nie umieć czegoś zrobić.
Teraz także jestem świadoma, jak dużą wartość ma proces osiągania umiejętności. Gdy podczas podsumowania zajęć dzieci mówią: „dziś nie było wcale nauki, tylko sama zabawa”, wtedy wiem, że to był bardzo dobry i produktywny dzień. One odczuwają jedynie pozytywne emocje, a ja wiem, że się uczyły (i pewnie czegoś nauczyły). Potrafię osiągać zamierzone cele w atrakcyjny dla dzieci sposób, bo biorę pod uwagę ich aktualny stan i możliwości. Kreatywność, czujność i skupienie się na potrzebach uczniów to cechy nauczyciela, które w pracy z dziećmi traktuję jako obowiązkowy kanon. Teraz już rozumiem – gdy dzieci nie są na coś gotowe, to nie osiągniemy wspólnego celu.
Czego potrzebujesz?
Dążę do tego, aby klasa była bezpiecznym miejscem, w którym dzieci będą mogły swobodnie
76 OPINIE, REFLEKSJE, DOŚWIADCZENIA REFLEKSJE 3/2022
rozwijać wszelkie umiejętności społeczne. Zależy mi na tym, by moi uczniowie i uczennice potrafili argumentować swoje stanowisko, dyskutować, szukać i osiągać kompromisowe rozwiązania. Staram się unikać rozwiązywania pojawiających się między nimi nieporozumień. Angażuję się dopiero wtedy, gdy widzę, że są na granicy bezsilności lub przestają kontrolować własne emocje. Czasem ich frustracja osiąga niebezpiecznie wysoki poziom. Jednocześnie wiem, że odsuwanie od nich nieprzyjemnych emocji nie sprawi, iż w przyszłości będą szczęśliwszymi ludźmi. Wszystkie emocje są im potrzebne do funkcjonowania w społeczeństwie. Za każdą odczuwaną emocją idzie jakaś informacja, dobrze więc, jeśli będą potrafili ją zidentyfikować. Tylko dzięki przeżywaniu różnorodnych stanów emocjonalnych nauczą się, jak sobie radzić w życiu społecznym.
Szalenie ważna jest dla mnie także umiejętność komunikowania swoich potrzeb. Pamiętam, jak trzy lata temu, gdy dopiero zaczynałam współpracę z aktualnymi trzecioklasistami i trzecioklasistkami, niektórzy z nich podchodzili do mnie i dawali mi butelkę wody. Domyślałam się, czego chcą, ale skoro nic nie mówili, po prostu dziękowałam i czekałam. „Dlaczego zabiera mi pani butelkę?” – niejednokrotnie tak reagowali na moją reakcję. „Myślałam, że to prezent dla mnie” – odpowiadałam i wciąż czekałam. Niebawem wszyscy wiedzieli: jeśli potrzebują mojej pomocy – powinni starać się to wyrazić, najlepiej prostymi słowami.
Teraz już coraz częściej mówią o tym, czego potrzebują, a przed rozpoczęciem jakiejś gry wspólnie ustalają zasady oraz opowiadają o tym, jak się czują, gdy ktoś je złamie. I najważniejsze – starają się mówić o konkretnych zachowaniach, a nie o osobach. To nie znajomość tabliczki mnożenia czy części mowy sprawia, iż są gotowi do pójścia do czwartej klasy, ale właśnie ich wciąż rozwijane umiejętności społeczne czy radzenie sobie w trudnych sytuacjach. To one spowodują, że odnajdą się w tak odmiennych niż dotychczasowe warunki, w jakich znajdą się w najbliższej przyszłości.
Wychowanie do wolności
Moim pedagogicznym celem jest więc przede wszystkim wyposażenie dzieci w umiejętność patrzenia na świat, a zwłaszcza na nich samych, z wrażliwością i czujnością. Chcę, by miały sprawczą siłę i ochotę na zmienianie siebie, a w konsekwencji – otaczającej je rzeczywistości.
Tak naprawdę nie potrafię wyobrazić sobie, jak będzie wyglądał świat, gdy moi aktualni wychowankowie staną się dorośli. Nie jestem w stanie także określić potrzeb czekającego na nich rynku pracy. Do czego więc mam ich wychowywać? Z pewnością do wolności, do dawania sobie prawa na przesuwanie swoich granic, do wiary we własną moc i możliwości. Do poszukiwania siebie i swoich potrzeb. Do szukania różnych rozwiązań. Do szanowania różnorodności. Chcę, by moi uczniowie i uczennice wiedzieli, że zdecydowanie wartościowsze jest dążenie do celu niż bezrefleksyjne jego osiągnięcie. Wspólne dążenie do różnorodnych rozwiązań, częste stawianie ich w problemowych sytuacjach – może być środkiem do osiągnięcia i przeze mnie, i przez nich obranego celu.
Aleksandra Matuszewska
Nauczycielka edukacji wczesnoszkolnej w Szkole Podstawowej nr 21 z Oddziałami Integracyjnymi w Szczecinie.