6 grudnia 2013 Wystawa malarstwa Błażeja Worsztynowicza
AKCJA 27
WARSTWY
1 – galeria PRACA 2 – rezydencja 3 – zespolwespol.org 4 – podwórko Szpitalna 6 5 – klub Sztuki i Sztuczki
obrazek na okładce – Jędrek Owsiński
AKCJA – szybkie wydawnictwo PRACY Warszawa, ul. Szpitalna 6, www.galeriapraca.pl Numer 27, 6 grudnia 2013 Redakcja, projekt i skład: ZESPÓŁ WESPÓŁ (Łukasz Izert, Hanna i Kuba Mazurkiewiczowie)– wezwij@zespolwespol.org Autorzy: Mikołaj Chylak, Ola Mokrzewska, Błażej Worsztynowicz
Błażej Worsztynowicz (ur. 1979) absolwent Wydziału Malarstwa Europejskiej Akademii Sztuk, dyplom pod kierunkiem prof. Barbary Szubińskiej obronił z wyróżnieniem w 2010 roku. Zajmuje się malarstwem, grafiką i rysunkiem. Od 2006 roku działa w Stowarzyszeniu Animacji Kultury Pracownia Wschodnia na warszawskiej Pradze i współtworzy Pracownię Sitodruku SITO.
PODRÓŻ: Czy wiesz czemu malujesz? Czemu ma to służyć?
Zastanawiam się nad tym. Maluję, bo chcę coś powiedzieć albo potrafię to powiedzieć tylko przez malowanie czy rysowanie. Najczęściej chcę wyjaśnić coś sam sobie, ale jak ktoś to zrozumie, nawet podświadomie, to super. Jest to sposób na podzielenie się czymś, jednocześnie jest to cały czas eksperyment. Poruszanie się wąską ścieżką przez las. A umiałbyś odnieść proces malowania do podróżowania? Tak, to jest właśnie ta wąska ścieżka w lesie. Przebijanie się, przechodzenie na kolejne etapy. Też sytuacja samotności w podróży. W podróży zawsze jesteś wyjęty ze swojego środowiska, masz konkretny cel – musisz dotrzeć z punktu A do punktu B, przy czym najlepsze są wycieczki kiedy nie wiesz gdzie dotrzesz, znasz tylko mniej więcej kierunek ale gdzie będziesz spał czy jadł nie wiadomo. Z malarstwem jest tak samo. Tak naprawdę znasz kierunek ale to gdzie znajdziesz się po drodze, na którym etapie się zatrzymasz, to jest kwestia intuicji albo wyczucia. Albo przypadku. Podróżujesz sam czy zawsze z kimś? 2 lata temu byłem na wyprawie po Norwegii motocyklem. Pojechałem sam, to wyszło przypadkiem i okazało się totalnym odkryciem. Zawsze podróżowałem z kimś samochodem. Tu jechałem motocyklem, sam po kraju, w którym nigdy nie byłem. W pewnym momencie wycieczki kompletnie wyluzowałem i zdecydowałem, że będę się zatrzymywał kiedy przyjdzie mi na to ochota, skręcał tam gdzie coś mnie zainteresuje… Czyli na początku miałeś plan? Wiedziałem, że chcę dojechać do Stavanger, bo tam zaczynał się rejs po fiordach, w którym brałem udział. Ponieważ nie jestem orłem w planowaniu, wstępnie zaplanowałem kempingi i trasę na 5 dni ale to wszystko wzięło w łeb przez to, że spóźniłem się na prom w Gdyni. Spałem dwa razy na dziko, z czego raz skończyło się to spotkaniem z łosiem. Wracałem około półtora tygodnia i dopiero ten powrót był przełomowy. Wiedziałem jedyne to, że muszę wrócić do Polski. Wymyśliłem, że wrócę z Karlskrone (Szwecja) promem i to był mój jedyny cel. Wybrałem drogę przez góry, tereny bardziej na północ za Bergen, wybrzeże. To było niesamowite doświadczenie samotności. Nie miałem się tym kompletnie z kim podzielić. Na początku chciałem robić zdjęcia, by potem je pokazać ale szybko przestałem, bo to bez sensu. W samotnej podróży przekraczasz swoje granice. Zostajesz sam ze sobą, drogą i całą tą przestrzenią
do pokonania. To było „coś”. Wydaje mi się, że każdy powinien raz w życiu pojechać na taką samotną wyprawę. Wiesz, że Potworowski jeździł na motocyklu? Czytałem jego list do żony, w którym opowiadał o swoich podróżach do Włoch. Pisał, że jazda motocyklem to najbardziej konkretny sposób pokonywania przestrzeni, w którym najbardziej jej doświadczasz. Jesteś też najbardziej sam ze sobą. Ogromnie mi się to podobało, bo jest mi bliskie. I to jest fajne, że nie masz się z kim dzielić? Świetne, choć na początku jest denerwujące. Te wszystkie rzeczy zostają w tobie i zaczynają w tobie pracować. Wpływają na ciebie dużo mocniej niż jakbyś był z kimś. Ciekawe jest też zatrzymywanie się po drodze na stacjach. To dziwne poczucie jak zatrzymujesz się na stacji zatankować czy zjeść i spotykasz innych ludzi w tej samej sytuacji – rodziny albo samotnie podróżujących ludzi, robiących sobie przystanek w drodze. Czytałem kiedyś książkę Alaina de Bottona o podróżowaniu1. On nazywał taką sytuację kolektywną samotnością. Jesteśmy sami w grupie. Każdy wyrwany ze swojego środowiska, z całego otaczającego go świata i rzucony w nową sytuację z innymi ludźmi, których nie zna, dzieli z nimi tę szczególną sytuację. Wtedy od razu zmienia się perspektywa siebie i życia. Hopper często malował właśnie taką kolektywną samotność.
PUNKT W PRZESTRZENI:
Jak interpretujesz geometryczne rysunki pojawiające się w twoich obrazach? To się bierze z przestrzeni. W pewnym momencie bardzo interesowałem się perspektywą, iluzją, sposobem zawarcia głębi na płaskiej powierzchni. Cały czas próbuję to przełożyć, przesunąć o krok dalej od klasycznej perspektywy. Zachowując wszystkie własności iluzjonistyczne, staram się ująć przestrzeń nie tylko z jednej strony. Zorientowałem się, że geometryczny kształt architektury można wykorzystać jako element konstruujący przestrzeń w obrazie, dookoła którego zaczyna się coś dziać. A dlaczego jest to architektura modernistyczna? Bo jest ekstra. Idea architektury modernistycznej została przeniesiona do zwykłych budowli – stacji benzynowych czy budek straganowych. To jest dalej pokłosie modernizmu, które jest kompletnie nieświadome ale tak naprawdę osiąga większość założeń twórców Bauhausu. Często są to potworki, bo osiągają kompletną użytko-
wość bez zastanowienia nad formą. Jednocześnie, tak naprawdę, są świetnie osadzone w rzeczywistości. Odzwierciedlają stan ducha ludzi i świata – jakiś bałagan, bazar, miszmasz. Jakby zaczęły żyć własnym życiem, nie do końca zamierzonym. A jak one mają się do tych orientalnych pejzaży? Na zasadzie kontrastu. To bardzo konkretnie osadza tę przestrzeń, również w pamięci. Jest coś takiego, że pamięta się lepiej przestrzenie, w których krajobrazie znajdują się takie obiekty. Dużo zapamiętanych pierwszych obrazów z dzieciństwa nie jest z wnętrz tylko z otwartej, dużej przestrzeni. Rozmawiałem o tym z wieloma osobami. Często pierwszym silnym przeżyciem dziecka jest przeżycie ogromu przestrzeni, jakiś lęk przed ogromnym światem. Budowla wzniesiona ludzką ręką, ludzka ingerencja w przestrzeń, mniej lub bardziej udana czy świadoma osadza Ci to miejsce w głowie, bardzo konkretyzuje w pamięci. Architektura jest zdecydowanie bardziej punktem odniesienia niż przyroda. To tak, jak ze stacją benzynową. Najczęściej zatrzymujesz się jednak przy niej a nie gdzieś w polu. 90% ludzi zatrzyma się na stacji nie dlatego, że jest ładna czy przyjemna tylko dlatego, że jest punktem w krajobrazie. Takie same punkty występują w pamięci. Pamięć postrzegam również jako ogromną przestrzeń. Po pamięci tak jak i po przestrzeni poruszasz się jak chcesz sobie coś przypomnieć, albo jak obrazy same do ciebie wracają. Po drodze dzieją się różne rzeczy. Spotykasz obrazki czy myśli, które się na siebie nałożyły i wcale nie wiążą się z tym miejscem, którego szukasz. One strasznie na siebie nachodzą i się mieszają. Jak przypominam sobie jakieś obrazy z mojego dzieciństwa, znad morza jak miałem 5 lat, to wszystkie mają kolory jak z kliszy Orwo. Nałożyły mi się na nie inne rzeczy. Choćby filmy z lat 70-80, które też mają swój wyrazisty klimat. Wcale już nie jestem pewien co faktycznie pamiętam a co zostało w moją pamięć wrzucone przez kulturę z zewnątrz. Do tego dokładają się różne rzeczy z pamięci zbiorowej, kulturowej np. znamienny dla naszego klimatu archetyp raju – ziemia obiecana kusząca palmami i lazurową wodą na folderach biur podróży. Jest symbolem szczęścia, spełnienia związanego z przestrzenią. Czujesz, że musisz tam pojechać, a na miejscu okazuje się, że to jest coś innego. Ale sama droga tam jest ważna. Decydujesz się na to, bo idealizujesz sobie w głowie tę przestrzeń, nakładasz wszystkie filmy, które widziałeś i obrazki. A jak już dojedziesz na to miejsce, które miało być spełnieniem okazuje się, że cały bagaż, który masz w głowie zabierasz ze sobą. Z tego wynikają komplikacje i rozczarowania.
TECHNOLOGIA: Czy umiesz sobie wyobrazić wyrażanie tego co mówisz w ja-
kiejś innej formie niż malarstwo? Próbowałem. Jestem wzrokowcem i przemawia do mnie wizualna strona sztuki dlatego robiłem zdjęcia i coś kręciłem, ale nie czuję się w tym pewnie. Więc raczej nie, ale to nie dlatego, że się nie da, bo pewnie się da. Może jednak się nie da? No właśnie mam przeczucie, że pewnego aspektu tego o czym mówię czy próbuję powiedzieć nie da się przekazać. Aspektu nakładania się na siebie, przetwarzania, tego co się dzieje na styku tych przestrzeni w czasie, może się nie dać pokazać w inny sposób niż malując to. Czy korzystasz z jakichś szczególnych technologii w swoim malarstwie? Przeszedłem przez etap fascynacji technologią malarstwa jak zacząłem wkręcać się na poważnie w malowanie i studiować stare obrazy. Niestety nikt nas nie uczył dawnych technologii malarskich bo w XIX-XX wieku zostały uznane za kompletnie nieważne. A to jest element języka, którym się posługujemy i tak naprawdę dobrze go znać. Nie po to, by go używać ale, by się do niego jakoś odnieść. Czytałem Hermeneię Dionizjusza z Furny, który dokładnie opisywał tajniki technologii oraz kanony malarskie mieszając to z chrześcijańską metafizyką, co było niesamowite. Potem czytałem podręcznik Hoplińskiego2, w którym opisał szczegółowo technologię nakładania kolorów i laserunków. Do tego wszystkiego trzeba dochodzić samemu, bo to jest poza regularnym tokiem nauczania. A ja uważam, że to jest bardzo ważne, bo to jest element wypowiedzi. A które z technologicznych rozwiązań, do których sam doszedłeś są dla ciebie szczególnie ważne? Laserunki. Jak przyjrzysz się XV czy XVI wiecznym obrazom to one wszystkie są malowane tą metodą. Dla mnie dojście do takich laserunkowych spraw było odkryciem, które mogę wykorzystać w bardziej nowoczesny sposób. Mogę używać tego samego sposobu ze świadomością, że robię to po coś – nie dla samej technologii, tylko po to, by o czymś powiedzieć. Tak więc siedzę i kombinuję, badam. Szukam możliwości wykorzystania ich do tego co chcę powiedzieć. A jakie znaczenie ma dla twojego malowania sitodruk, którym się też zajmujesz? Czy jakbyś nie robił sitodruku to malował byś tak samo czy ma on jednak wpływ na twoją twórczość? Miał wpływ i to duży. Od czasu kiedy zacząłem się zajmować
sitodrukiem, zacząłem inaczej malować. Inaczej o tym myśleć. Miałem przez to przerwę od malowania, bo się kompletnie wkręciłem w sitodruk. To jest takie łatwe, dobre do powielania, odpowiadające naszym czasom. Może być tanie co znaczy, że dużo ludzi może dostać coś autorskiego w dosyć dostępny sposób, plus możesz to powiesić na ścianie lub na mieście. Do tego możliwości formalne multiplikują się w nieskończoność. Farba może być laserunkowa albo kryjąca, można użyć rastra, rysunku itp. Ale już po paru miesiącach wróciłem do malowania bo okazało się, że poszerzyło się moje pole widzenia. A byłbyś w stanie nazwać to co przeszło z sitodruku do twojego sposobu widzenia malarstwa? To te warstwowe widzenie obrazu. Każdy kolor układasz osobno i one się przenikają albo nie. Zmienił się mój sposób widzenia tego co składa się na obraz. Dlatego zatytułowałeś swoją wystawę „Warstwy”? Tak. Z jednej strony przez stopniowe dochodzenie do czegoś. Z drugiej strony, technologicznie w każdym moim obrazie jest mnóstwo warstw. Przemalowuję je wiele razy. Jakiś czas temu doszedłem do tego, że można to świadomie wykorzystać. Nie jako zwykła poprawka tylko jako kolejne poziomy zawarcia jakiejś myśli i przestrzennych rzeczy na płaskiej powierzchni. A jakie znaczenie ma w tym czas? Obraz dzieje się w czasie, w przeciwieństwie do fotografii, która dzieje się w ułamku sekundy, jest wycinkiem rzeczywistości. Obraz trzeba wymyślić, namalować. Przez to, że proces malowania trwa, w twojej głowie pojawiają się kolejne pomysły, które przekładają się na następne warstwy obrazu. Czas w tym wszystkim jest kluczowy. Podobnie jak w przemieszczaniu się w przestrzeni. Wszystko z czasem się nawarstwia i wtedy zaczyna się dziać coś fajnego. Myślisz, że jesteś dużo dalej niż kiedy zaczynałeś świadomie malować? Tak, nie wiem tylko czy poruszam się w dobrym kierunku. A jesteś zadowolony z szybkości poruszania się? Nie zastanawiałem się czy jestem zadowolony. Może ta wystawa, to dobry moment żeby się nad tym zastanowić (śmiech). Z autorem wystawy Błażejem Worsztynowiczem rozmawiali Mikołaj Chylak i Ola Mokrzewska
w najbliższym czasie w pracy: do 4 stycznia 2014, od wtorku do soboty 16.00-20.00 Warstwy - wystawa Błażeja Worsztynowicza 12 grudnia, godz. 20.30 Wolne Loty 16 - Ciemność, koncert zespołu Pokusa z wizualizacjami 14 grudnia, 16.00-20.00 Prace ręczne 9 - Ozdoby choinkowe, warsztat dla amatorów i specjalistów