The Adventurer’s Club by Agnieszka Stelmaszyk
- low preview
-
sample translation
Zmora doktora Melchiora - srodek DRUK_klub poszukiwaczy przygod 14-08-04 11:54 Strona 1
Zmora doktora Melchiora - srodek DRUK_klub poszukiwaczy przygod 14-08-04 11:54 Strona 2
Tekst: Agnieszka Stelmaszyk Ilustracje: Katarzyna Nowowiejska i Anna Oparkowska Redaktor prowadzący: Agnieszka Sobich Korekta: Magdalena Adamska Projekt graficzny i DTP: Bernard Ptaszyński Projekt okładki oraz rozpoczęcia rozdziałów: Paweł Zaręba © Copyright for text by Agnieszka Stelmaszyk, 2013 © Copyright for the Polish edition by Wydawnictwo Zielona Sowa Sp. z o.o., Warszawa 2014 All rights reserved Wszystkie prawa zastrzeżone. Przedruk lub kopiowanie całości albo fragmentów książki możliwe jest tylko na podstawie pisemnej zgody wydawcy. ISBN 978-83-7895-985-4 Wydawnictwo Zielona Sowa Sp. z o.o. 00-807 Warszawa, Al. Jerozolimskie 96 tel. 22 576 25 50, fax 22 576 25 51 wydawnictwo@zielonasowa.pl www.zielonasowa.pl
Zmora doktora Melchiora - srodek DRUK_klub poszukiwaczy przygod 14-08-04 11:54 Strona 3
Ilustracje: Katarzyna Nowowiejska i Anna Oparkowska
Zmora doktora Melchiora - srodek DRUK_klub poszukiwaczy przygod 14-08-04 11:55 Strona 4
Zmora doktora Melchiora - srodek DRUK_klub poszukiwaczy przygod 14-08-04 11:55 Strona 5
Zmora doktora Melchiora - srodek DRUK_klub poszukiwaczy przygod 14-08-04 11:55 Strona 6
Zmora doktora Melchiora - srodek DRUK_klub poszukiwaczy przygod 14-08-04 11:55 Strona 7
To jest mój tajny „Zeszyt działań operacyjnych”. Nie mylić z pamiętnikiem, dziennikiem ani niczym podobnym. To jest zeszyt do zadań specjalnych. Nie myślcie też, że jestem jakimś kronikarzem albo coś w tym rodzaju. Nic z tych rzeczy. Po prostu zapisuję tu wszystkie nasze przygody. Fakt, są trochę zwariowane, ale nic na to nie poradzę, że ja i chłopaki ciągle wdajemy się w jakieś awantury. Zaraz, pewnie nie wiecie, kim jestem. Dobra, no więc nazywam się Przemek Więcławski. A tak w ogóle to rodzice mogli wymyślić mi inne imię. Chociaż i tak się cieszę, że nie dali mi na przykład Lesław. Gdybym był Lesławem, miałbym przechlapane. Wciąż by na mnie wołali Lesław-Krzesław, jak na naszego wychowawcę. Raz ten chuderlawy Jarek zawołał tak za naszym panem i musiał stać pół lekcji na baczność, nie wolno mu było usiąść na krześle. Dlatego teraz, gdy ktoś przezywa naszego wychowawcę, robi to bardzo cicho, żeby nauczyciel nie usłyszał. Nikt nie chce tyle stać za karę. Nasza pani od przyrody mówi, że jesteśmy pokoleniem siedząco-jeżdżącym i wciąż się dziwi, że tak prędko
7
Zmora doktora Melchiora - srodek DRUK_klub poszukiwaczy przygod 14-08-04 11:55 Strona 8
się męczymy, gdy idziemy na przykład do parku na lekcję w terenie. Coś w tym może jest, bo mnie też wtedy często nogi bolą i razem z kumplami szukamy najbliższej ławki, żeby usiąść. Aha, zapomniałem jeszcze powiedzieć, jak wyglądam. Chyba jestem dosyć przystojny, ale ponieważ nie chcę być narcystyczny, a moja mama czasem mówi, że jestem, poprosiłem młodszą siostrę, żeby mnie narysowała. Podobno jest utalentowana plastycznie, ale nie wiem, gdzie rodzice widzą ten talent, bo mój portret wyszedł jej tak:
Zmora doktora Melchiora - srodek DRUK_klub poszukiwaczy przygod 14-08-04 11:55 Strona 9
Wcale nie mam trzech włosów na krzyż i to w niebieskim kolorze, ani takiego kulfoniastego nosa. Jestem posiadaczem bujnej, ciemnobrązowej czupryny. Mój nos jest kształtny i akurat taki jak powinien być. Nie mam też ogromniastych uszu jak słoń, tylko zwyczajne, normalne. I pomyśleć, że Zuzia chodzi na kółko plastyczne! Czego oni ich tam uczą? Rysować karykatury? Oczywiście, gdy mama zobaczyła mój portret, od razu zachwyciła się rysunkiem. Pochwaliła Zuzę i jeszcze tę koszmarną amatorszczyznę zawiesiła na lodówce. Teraz cała rodzina, czyli ja, mama, tata, starszy brat, babcia i dziadek, którzy do nas przychodzą, będą go oglądać. Nie wspomnę już o moich kumplach z Klubu Poszukiwaczy Przygód, którzy często wpadają do mnie na naradę, a ponieważ są żarłokami wciąż coś wyjadają z naszej lodówki. Próbowałem ściągnąć ten rysunek, ale mama kategorycznie mi zabroniła. – Skoro sam zamówiłeś u Zuzi portret, nie możesz teraz nie doceniać jej pracy. Dziecko trzeba wzmacniać pozytywnie, aby mogło rozwijać swoje talenty – powiedziała z naciskiem mama. Wciąż czyta te swoje poradniki typu „Jak dobrze wychować dzieci”, albo „Co zrobić, żeby dzieci cię słuchały”. Na moje oko to okropne głupoty. Bo jeśli nie będę chciał słuchać rodziców, to żadne cudowne metody nie pomogą. No ale mama wie lepiej i zażądała, żebym wzmacniał pozytywnie Zuzię, która szczerzyła głupio zęby i robiła tę swoją złośliwą minę. Oczywiście ta cwaniara, obeznana z poradnikowymi mądrościami mamy, wiedziała,
9
Zmora doktora Melchiora - srodek DRUK_klub poszukiwaczy przygod 14-08-04 11:55 Strona 10
jak wzmacniać pozytywnie rodziców, żeby robili dokładnie to, czego ona chce. Muszę teraz patrzeć na ten kicz, który rodzice nazywają szumnie dziełem sztuki. Nawet nie mam przecież zielonych oczu, tylko brązowe i wcale nie jestem aż tak chudy, no i nie mam takich witek zamiast rąk. Jestem przeciętnego wzrostu jak na piątoklasistę i przeciętnej postury. Co wcale nie oznacza, że jestem przeciętniakiem. O nie, wręcz przeciwnie. Nikt nie potrafi rozwiązywać wszelkich zagadek i tajemnic jak ja. Dlatego to ja jestem szefem naszego klubu. Jesteście pewnie ciekawi, czym się ostatnio zajmujemy? Wiem, że to zabrzmi głupio ale… zmorą! A wszystko zaczęło się po rozpoczęciu roku szkolnego. Rodzice kazali mi zapisać się na jakieś zajęcia pozalekcyjne. Jakby lekcji było za mało! Tłumaczyłem, że po szkole jestem bardzo zmęczony i nie mam już sił na żadne dodatkowe kółka. – Koła zainteresowań są doskonałą formą rozwijania talentów i pogłębiania wiedzy. – Mama dała mi wykład. – Ale ja nie chcę pogłębiać mojej wiedzy, uważam, że jest dość głęboka – odparłem z pełnym przekonaniem. – Jak studnia bez dna! – zarechotał Michał, mój doskonały brat gimnazjalista, który na pewno będzie kiedyś studiował w Oksfordzie, taki jest mądry. Wiedza dosłownie wychodzi mu uszami. Może dlatego ma takie odstające. Pokazałem mu język za kpinę z mojego intelektu. Mama oczywiście nie słyszała szkalującego sarkazmu w głosie Michała i ciągnęła:
10
Zmora doktora Melchiora - srodek DRUK_klub poszukiwaczy przygod 14-08-04 11:55 Strona 11
– Masz doskonałą okazję, przecież blisko szkoły jest Miejski Dom Kultury i ma bogatą ofertę zajęć. Sprawdzałam, na pewno coś dla siebie znajdziesz. A nie muszę ci chyba przypominać, że za uczestniczenie w takich zajęciach otrzymuje się dodatkowe punkty. A ty, Przemku – mama zniżyła głos i zajrzała mi głęboko w oczy – pod koniec roku nie cierpisz zwykle na nadmiar punktów dodatnich. I kiedy trzeba wystawić ocenę ze sprawowania, robi się nerwowo – przypomniała. Co ja na to poradzę, że czasem się spóźniam na lekcje albo gadam i wtedy nauczyciele odejmują mi punkty? Kto w ogóle wymyślił ten głupi system z punktami? Łatwiej złapać ujemne niż dostać dodatnie. Moje spóźnienia często mają związek z różnymi sprawami, które prowadzę. Niestety, to nie jest wystarczające tłumaczenie dla mojej mamy. Chcąc nie chcąc, musiałem się na coś zapisać. We wtorek, czyli parę dni po rozpoczęciu roku szkolnego, po lekcjach poszliśmy do emdeku, żeby coś wybrać. Staliśmy z chłopakami jak te głupki i na nic nie mogliśmy się zdecydować. – Kółko plastyczne? – Bazyl spojrzał na mnie pytająco. – O nie! – zaprotestowałem żywo. – Tam chodzi moja siostra. To dla maluchów, jesteśmy w piątej klasie, a nie w drugiej i nie będziemy siedzieć z dzieciakami, którym lecą gile z nosa, a one rozsmarowują je po kartce zamiast farbki! Nic z tego! – Blee... – Bazyl otrząsnął się z obrzydzeniem. – Pfuj.
11
Zmora doktora Melchiora - srodek DRUK_klub poszukiwaczy przygod 14-08-04 11:55 Strona 12
– Wierz mi, sam to widziałem – dodałem grobowym głosem, bo taka też była prawda. Musiałem kiedyś odebrać Zuzię i byłem świadkiem, jak jakieś zasmarkane dziecko wycierało nos w swój rysunek. Potem pół dnia odkażałem Zuzę, a i tak się bałem, że wniosła zarazę do domu. – Szkoda, że plastyka odpada – westchnął Bazyl. – Nie musielibyśmy się za wiele narobić, a na koniec semestru wpadłoby parę punktów. – Wybierzmy coś innego. – Przesuwałem palcem po liście zajęć. Było ich całe mnóstwo, ale spróbujcie wybrać coś dla takiej młodzieży jak my! – Koło z języka polskiego, z matematyki – czytałem na głos. – Ludzie, przecież to mamy w szkole na co dzień, litości – jęknąłem ze wzgardą. – Może organki? – wyskoczył Muffin. – Nauczylibyśmy się grać na organkach, to byłoby rozwijające, nie? – Tak, i dawalibyśmy koncerty organkowe. – Wyobraziłem sobie naszą paczkę i popukałem się w głowę. – Są jeszcze flety. – Muffin nie zraził się. – Flety są dobre dla dziewczyn! – odparłem czym prędzej. – Odpada. – Szkoda – westchnął Muffin. Przez kilka następnych minut wciąż staliśmy przed tablicą z zajęciami i na nic nie mogliśmy się zdecydować. Zespoły taneczne odpadały, tak samo chór i kółko teatralne, zespół pantomimy i warsztaty origami. Przy tym ostatnim upierał się zwłaszcza Bazyl, bo on ma świra na punkcie składania papieru. Ja jednak uznałem, że to nadal zajęcie mało rozwijające.
12
Zmora doktora Melchiora - srodek DRUK_klub poszukiwaczy przygod 14-08-04 11:55 Strona 13
– Już wiem! – wykrzyknął nagle Rodzynek (ma trzy siostry i jest w swojej rodzinie jedynym chłopakiem oprócz taty). – Wybierzmy zajęcia sportowe. To coś w sam raz dla chłopaków. – Chyba ci odbiło? – Popatrzyłem z niedowierzaniem. – Mamy wuef cztery razy w tygodniu, w tym basen, a ty chcesz, żebym męczył się jeszcze dodatkowo? Aż mnie ciarki przeszły na myśl o takim wysiłku. – No to klops – westchnął Bazyl, który chodził na judo i chyba lubił wysiłek fizyczny. – Nie stworzyli żadnych zajęć dla nas. – Z rezygnacją podrapał się po piegowatym nosie. – Hej, zaraz… czekaj, czekaj… Coś mi przyszło do głowy. – Skoro nie ma zajęć dla nas, to sami musimy je sobie wymyślić. Założymy klub – oświadczyłem. – Ale za to nie dadzą nam punktów – przytomnie zauważył Rodzynek. To trochę popsuło mój genialny plan. – No to zapiszemy się na coś takiego, co będzie łatwe do odbębnienia, a rozwijać będziemy się w naszym klubie – wymyśliłem doskonałe rozwiązanie. – Tylko co będziemy robić w tym klubie? I jak się on będzie nazywał? – Muffin najchętniej zajmowałby się w nim jedzeniem, ponieważ był z nas wszystkich największym łasuchem. Miał pyzate policzki, a przez te swoje niebieskie oczy i kręcone blond włosy, jego rodzice nazywali go swoim cherubinkiem. Brakowało mu tylko skrzydełek. Muffin był jednak bardzo fajnym kolegą
13
Zmora doktora Melchiora - srodek DRUK_klub poszukiwaczy przygod 14-08-04 11:55 Strona 14
i znaliśmy się od przedszkola, dlatego chciałem, żeby też był w mojej paczce. Bazyl i Rodzynek wysunęli kilka bzdurnych propozycji dla działalności naszego klubu, ale ja od razu wpadłem na najlepszy pomysł: – To będzie Klub Poszukiwaczy Przygód. – Fajnie. – Bazyl pokiwał głową. – Tylko jak my znajdziemy te przygody? – Nie martw się, same nas znajdą. – Machnąłem ręką. Postanowiłem też od razu pójść za ciosem: – Pierwsze spotkanie odbędzie się dzisiaj po południu. – A co będziemy na nim robić? – zainteresował się Rodzynek. Wyciągnąłem z kieszeni wycięty artykuł z porannej gazety. W oczy rzucał się krzykliwy nagłówek:
Zmora doktora Melchiora - srodek DRUK_klub poszukiwaczy przygod 14-08-04 11:55 Strona 15
– Zajmiemy się sprawą skradzionej kolekcji – oznajmiłem. – Przecież to wielka afera! – Rodzynek wybałuszył oczy. – No właśnie, tylko pomyśl, jeśli wytropimy gang złodziei, będziemy sławni na całym świecie. Kumple popatrzyli na mnie z uznaniem. – Ty to masz łeb. – Jasne, że mam – prychnąłem z wyższością. – No to narka! Spotkamy się po szkole w mojej piwnicy. Tam będą się odbywać spotkania klubu – poinformowałem, po czym zarzuciłem na ramię plecak, pożegnałem się z chłopakami i pognałem do domu. Na zajęcia dodatkowe postanowiłem zapisać się później. Musiałem najpierw przygotować piwnicę przed pierwszym spotkaniem. Tak właśnie narodził się nasz klub. Nie mogłem jednak przewidzieć, ile kłopotów z tego wyniknie.
Zmora doktora Melchiora - srodek DRUK_klub poszukiwaczy przygod 14-08-04 11:55 Strona 16
Kiedy wróciłem po lekcjach do domu, rzuciłem torbę w korytarzu, wyciągnąłem z szuflady klucz do piwnicy i zszedłem na dół. Mieliśmy z bratem i tatą już dawno w niej posprzątać, mama wciąż nas o to prosiła, ale ciągle nie było czasu. W efekcie, kiedy tylko wszedłem, runął na mnie cały stos kartonów z zimowymi i letnimi butami oraz najprzeróżniejszymi rzeczami, których przeznaczania nawet nie próbowałem odgadnąć. Ledwo się spod tego wydostałem. Upchnąłem wszystkie kartony na bok i to, co się z nich wysypało, również. Nie miałem teraz czasu na porządki, uznałem, że potem się tym zajmę. Znalazłem stary okrągły stolik z kulawą nogą. O tak, on się nada. Spod sterty makulatury, którą zbierałem do szkoły, i worków plastikowych nakrętek, wydobyłem stół na powierzchnię. Oparłem na zakurzonym blacie ręce i sprawdziłem jego wytrzymałość. – Całkiem dobry – zamruczałem zadowolony. Pod tę przykrótką nogę podłożyłem kawałek cegły. Nie wiedziałem, skąd się wzięła cegła w naszej piwnicy, ale najwidoczniej kiedyś do czegoś służyła albo już nie zdążyła posłużyć.
16
Zmora doktora Melchiora - srodek DRUK_klub poszukiwaczy przygod 14-08-04 11:55 Strona 17
Miałem już stół, ale nadal to wszystko nie przypominało miejsca, w którym mógłby działać klub. Musieliśmy przecież na czymś siedzieć, a było nas aż czterech. Przypomniałem sobie o rozkładanych krzesełkach na ryby. Mój tata czasem zabierał mnie i brata nad rzekę. Ale minęło już sporo czasu, odkąd byliśmy tam po raz ostatni. Krzesełek było więcej, bo czasem na ryby jeździła z nami mama z Zuzią. Właściwie nie wiem, po co one jeździły. Mama przez cały czas zagadywała tatę, a Zuzia darła się wniebogłosy, strasząc nie tylko ryby w rzece, ale i wszystkich okolicznych rybaków. Przy okazji szukania krzeseł, znalazłem coś wspaniałego: wojskową siatkę w maskujących, ciemnozielonych kolorach. Kiedyś tata zabrał mnie i brata do lasu, żebyśmy obserwowali jelenie – to kolejna pasja taty. Mówi, że to piękne i dostojne zwierzęta. Ja tam nie wiem, bo kiedy nas wtedy zabrał, kazał nam siedzieć w kryjówce przykrytej tą maskującą siatką pół nocy aż do świtu. Ciemno było w tym lesie, choć oko wykol, komary pogryzły nas niemiłosiernie, miałem bąble na twarzy, a kiedy wreszcie wstał świt i myślałem, że w końcu zobaczymy te jelenie i nasza udręka się skończy, nad lasem uniosły się takie mgły, że już wcale nic nie było widać. Żadnych jeleni, borsuków, zajęcy, wiewiórek, dosłownie nic! Na dodatek potem zabłądziliśmy i tata przeciągnął nas chyba przez pół lasu. Złapałem nawet kleszcza. Mama jak go zobaczyła, wpadła w histerię, że na pewno teraz zachoruję
17
Zmora doktora Melchiora - srodek DRUK_klub poszukiwaczy przygod 14-08-04 11:55 Strona 18
na boreliozę albo zapalenie mózgu, bo ojciec jest nieodpowiedzialnym człowiekiem. – Naprawdę mózg ci się zapali? – Zuzia łaziła ciągle za mną z wystraszoną miną. Tym razem ta smarkata naprawdę się o mnie martwiła. – Nie zapali. Zapalenie mózgu to taka choroba, bardzo poważna – tłumaczył jej mój przemądrzały brat Michał. – Przed kleszczami należy się odpowiednio chronić. Ja użyłem płynu odstraszającego, a Przemek nie. – Ojej... – Mała się przejęła. Rzeczywiście Michał miał rację, nie chciało mi się używać płynu, a brat spryskał się tak, że nawet muchy pół metra od niego padały. Jasne, jemu nigdy nic nie groziło. Przez następnych kilka godzin z niepokojem wypatrywałem u siebie objawów tych wszystkich strasznych chorób. Po usunięciu kleszcza mama solidnie zdezynfekowała ugryzione miejsce, a samego kleszcza wyciągnęła specjalną pompką, żeby nie uszkodzić pajęczaka. Podobno, gdyby go źle wyciągnęła, on mógłby zwymiotować do mojej krwi i przekazać mi zarazki. No wiecie? Muffin powiedział, że znał chłopaka, który też został ugryziony przez kleszcza i u niego lekarze wykryli boreliozę. Musiał dostawać mnóstwo zastrzyków! Przeraziłem się jeszcze bardziej. Cały dzień spędziłem w łóżku. Wszyscy domownicy chodzili wokół mnie na palcach z zatroskanymi minami, a ja czekałem na przyjście najgorszego. Studiowałem objawy w książce i już pod wieczór zauważyłem u siebie większość z nich.
18
Zmora doktora Melchiora - srodek DRUK_klub poszukiwaczy przygod 14-08-04 11:55 Strona 19
Tata chodził jak struty, wyrzucając sobie, że to jego wina. W sumie miał rację, przecież to była jego wina. To on kazał mi siedzieć w tym lesie i nie dopilnował, czy spryskałem się płynem odstraszającym. Uznałem, że należy mi się odszkodowanie za utratę zdrowia i straty moralne. – Kupisz mi nową konsolę? Najlepiej Xboxa, tak o tym marzę – z przymglonym wzrokiem wyszeptałem tacie omdlewającym głosem. Tak naprawdę nie czułem się aż tak źle, ale przecież w każdej chwili mogłem naprawdę śmiertelnie ZACHOROWAĆ. Tata odgarnął moje wilgotne włosy z czoła, pocałował mnie w policzek i obiecał: – Dobrze, kupię ci. Tylko mi już wyzdrowiej. Jak więc widzicie, to chorowanie nie było takie złe. Tyle że mama zabrała mnie w końcu do lekarza na badania. Okazało się, że miałem szczęście i kleszcz niczym mnie nie zaraził. Kamień spadł mi z serca, ale gdy po powrocie do domu w ramach relaksu usiadłem przed komputerem, mama stanowczo zabroniła mi grać. Powiedziała, że skoro jestem zdrowy, czas skończyć z rekonwalescencją i symulowaniem. Też coś, wcale nie symulowałem. Naprawdę poczułem się chory, gdy pomyślałem, że kleszcz mógł zwymiotować do mojego krwiobiegu. No ale zboczyłem z tematu. Wszystko przez tę siatkę, którą wyciągnąłem z kąta piwnicy i przypomniałem sobie o tamtej historii.
19
Zmora doktora Melchiora - srodek DRUK_klub poszukiwaczy przygod 14-08-04 11:55 Strona 20
Rozwiesiłem ją nad stołem i pozaczepiałem o rury biegnące pod sufitem, tworząc coś w rodzaju namiotu. Wewnątrz tego namiotu znajdował się stół i krzesełka rybackie. Kiedy popatrzyłem na swoje dzieło, byłem naprawdę zadowolony. Zerknąłem na zegarek. Do spotkania naszego klubu została jakaś godzina. Musiałem odrobić lekcje, żeby mi potem mama nie suszyła głowy. Nie chciałem, żeby przerwała nam inauguracyjne spotkanie Klubu Poszukiwaczy Przygód. Na szczęście tego dnia nie było zbyt wiele lekcji do odrobienia. Prędko uwinąłem się z matmą – postanowiłem rozwiązać zadania następnego dnia rano – i odfajkowałem pracę z polskiego. Polecenie brzmiało: Wykonaj opis tortu. Pamiętaj o wstępie, rozwinięciu i zakończeniu. A moja praca wyglądała tak: Nie mogę opisać tortu, ponieważ go zjadłem. Tort był bardzo dobry. To koniec. Prościzna, prawda? Wstęp, rozwinięcie, zakończenie, wszystko się zgadza. Zadowolony z siebie wrzuciłem zeszyt do torby i na dźwięk dzwonka do drzwi, wybiegłem z pokoju.
20
Zmora doktora Melchiora - srodek DRUK_klub poszukiwaczy przygod 14-08-04 11:55 Strona 21
– Przemku, odrobiłeś lekcje? – dogonił mnie głos mamy, krzątającej się w kuchni. – Jasne, mamo! Przyszli do mnie chłopacy. Będziemy od tej pory spotykać się w naszej piwnicy. To będzie siedziba klubu, który dzisiaj założyłem. – Klubu? – zainteresowała się mama. – Tak, Klubu Poszukiwaczy Przygód. Wziąłem sobie do serca twoje zalecenia i będziemy się razem z chłopakami rozwijać – odparłem, równocześnie otwierając drzwi wejściowe. Jeden za drugim weszli jak zwykle rozczochrany Bazyl, Rodzynek ze swoją idealnie uczesaną fryzurą i Muffin z nieodłączną lukrowaną babeczką w dłoni. – Bry, bry – mamrotali do mojej mamy słowa powitania. – Dzień dobry, chłopcy. – Mama była ogromnie przejęta. – Jestem z was dumna, że wreszcie obudziły się w was ambicje i pragniecie nabywać nowych, rozwijających umiejętności. Chłopacy stali z rozdziawionymi ustami i gapili się na moją mamę, jakby mówiła do nich po chińsku. – Jak mamy się tutaj uczyć, to ja nie chcę! – Muffin odwrócił się na pięcie i już zamierzał zwiać, gdy pociągnąłem go za koszulę i mrugnąłem okiem. – Przecież musiałem coś powiedzieć mamie, żeby pozwoliła nam się spotykać w piwnicy – szepnąłem. – A, chyba że tak – bąknął Muffin i zawrócił. Zachwycona mama pewnie myślała, że my będziemy czytać jakieś książki przygodowe albo coś. Odprowa-
21
Zmora doktora Melchiora - srodek DRUK_klub poszukiwaczy przygod 14-08-04 11:55 Strona 22
dziła nas do samych drzwi piwnicy i zapaliła światło, żebyśmy przypadkiem nie spadli ze schodów. – Przyniosę wam ciasteczka! – Klasnęła w dłonie. – Ja też chcę ciasteczka i chcę iść z Przemkiem! – zawyła moja siostra. Już myślałem, że nici z naszego spotkania klubowego, bo gdy ta smarkula zaczyna ryczeć i wyć, rodzice na wszystko jej pozwalają. Ale ku mojemu zdumieniu, mama złapała beksę za rękę i poprowadziła do kuchni. Na nic zdało się histeryczne rzucanie się Zuzi na podłogę. Tym razem ja byłem górą! To był jednak genialny pomysł z tym klubem. Musiałem tylko przejąć ciasteczka, zanim mama zejdzie z nimi do piwnicy. To miał być męski klub, bez żadnych bab. Moja mama jest całkiem fajną babką, ale skoro wymyśliłem taki regulamin, trzeba się go trzymać. – Dzięki! – Wziąłem z rąk mamy talerz z ciastkami owsianymi i pognałem z nimi na dół. Sprawa gangu złodziei obrazów nie mogła przecież czekać.
1
This is my secret "Notebook of Operational Conduct". It shouldn't be confused for a diary, journal, or any other similar thing. It is a special mission notebook. Don't think I'm some kind of a chronicler or such. No way. I just happen to write down all our adventures. I admit, they tend to be pretty crazy, but what can I do about the fact that me and the boys always get in some monkey business. Wait a minute, you probably don't even know who I am. All right, My name is Podrick Southend. By the way, I wish my parents had thought of a different name for me. Still, I'm glad they didn't call me Pear. Life of a boy named Pear would suck. They would all call me Pear-Chair, like they call our head teacher. Once, that skinny Jared shouted it behind the teacher's back and he had to stand upright for half a lesson. He couldn't sit in his chair. That's why now, if someone wants to call him names, they need to do it quietly, so that the teacher can't hear. No one wants to be standing up for so long. Our science teacher says we belong to a sitting-riding generation and she is always surprised how quickly we get tired when walking to the park or having an outdoor lesson. She might be right, now that I think about it, as I tend to feel pain in my legs then and, together with my mates, I try to find the nearest bench to sit on. Oh, I forgot to mention what I look like. I guess I'm pretty handsome, but because I don't want to appear narcissistic (as my Mom sometimes calls me), I asked my younger sister to draw my picture. People say she has a gift for arts but I don't understand where that talent is supposed to lie. My portrait came out like this:
In fact, I have more than three hairs on my head and they aren't blue. Neither do I have such a supersized nose. I enjoy having a thick mop of dark-brown hair. My nose has a nice shape and looks just like a nose should. Plus, my ears are not as big as elephant's. They are normal. And to think Susie has joined arts club! What do they teach them there? Drawing caricatures? Of course, when my Mom saw the portrait, she was very impressed with it. She praised Susie and even hung that terrible amateurish piece on our fridge. Now, our whole family, that is me, Mom, Dad, my older brother, Grandpa and Grandma who visit us, will all look at it. Not to mention my colleagues from the Adventurer's Club who often pop in for briefing and, because they are horrible gluttons, they always empty our fridge. I tried taking the picture down but Mom forbid me. "If you asked Susie to draw your portrait, you shouldn't criticize her work now. A child needs positive reinforcement to be able to develop their talents", Mom had said with emphasis.
She is constantly reading all those how-to books, like "How to raise children well", "How to make children listen to you". Complete rubbish, if you ask me. If I don't want to listen to my parents, no wonderful methods will help to change it. But apparently Mom knows better and she demanded I positively reinforced Susie, who only smiled, exposing her teeth, and pulled that vicious face of hers. Of course, that little smart brat knows Mom's guidebook tips well, so she knew how to positively reinforce her parents so that they do exactly what she wants. And now I have to watch this piece of kitsch the parents proudly call art. But my eyes are not green at all and I'm not that skinny, and I don't have twigs instead of arms. I am of average height and posture for a 5-grader. This doesn't mean I'm your average guy. Definitely not. No one solves riddles and puzzles as well as I do. That's why I am the boss of our club. Do you want to know what's been on our minds recently? I know it will sound stupid but it's... a curse! It all began at the start of the school year. My parents made me join some extracurricular classes. As if regular lessons were not enough! I explained that school made me very tired and I had no power for any other clubs. "Interest clubs are a great way of developing talents and enriching knowledge", Mom lectured. "But I don't need to enrich my knowledge. I believe it is rich enough", I replied, with absolute confidence. "Like a bottomless well!", Michel, my perfect middle-school brother chuckled. He's so smart he's bound to end up at Oxford one day. Knowledge literally spills out of his ears. Maybe that's why they protrude so much. I stuck out my tongue at him for mocking my intellect. Obviously, Mom hadn't heard Michael's critical, sarcastic tone, so she went on: "You have great opportunities. There is that Culture Centre next to your school with wide range of classes. I have checked, you will surely find something for yourself. Do I have to remind you that membership in such clubs grants you extra points? And you, Podrick", Mom lowered her voice, looking me deep in
the eyes. "Never suffer from extensive numbers of points near the end of the school year. And when you have to work on your conduct mark, things usually get restless", she reminded. What can I do? I sometimes run late for classes or chat during lessons so teachers take away my points. Whoever came up with this ridiculous idea with points? Getting negative is easier than getting positive ones. My lateness is often to due different cases I run. However, Mom doesn't take it as proper justification. So, whether I wanted it or not, I had to join something. On Tuesday, that is a couple of days after the start of school, we went to the centre after school to choose something. So we stood there, me and a bunch of guys, not knowing what to pick. "Arts club?", Basil looked at me questioningly. "Oh no!", I protested lively. "My sister goes there. It's for babies. We are already in grade five, not two, so we won't sit there with children who pick their noses and spread snot on sheets instead of using paint! No way! "Yuck...", Basil shook with repulsion. "Bleeh." "Believe me, I've seen it", I added, gravely, as I was telling the truth. I'd once had to collect Susie and witnessed some snotty-kid wipe their nose in their picture. Then I spent half a day disinfecting Susie for fear she might have brought some plague home. "It's a pity art is out", Basil sighed. "We wouldn't have to do much, and we would get some extra points at the end of semester." "Let's choose something else", I ran my finger down the list of classes. There were many of them but just imagine how hard it was to choose something for the youngsters we were! "English club, maths club", I read aloud. "My gosh, this is what we do everyday at school, have mercy!", I groaned with contempt. "Maybe harmonica?", Muffin proposed suddenly. "If we learnt to play the harmonica, that would be quite developing, wouldn't it?"
"Yeah, we could play harmonica concerts", I imagined our crew and tapped my finger against my forehead. "They also have flutes", Muffin persisted. "Flutes are for ladies", I replied quickly. "Out of the question." "So sad", Muffin sighed. We'd stood next couple of minutes in front of the board with the list, unable to decide. Dancing groups were unacceptable, so was the choir and theatre group as wall as origami workshops. Basil was quite determined to join the latter as he was crazy about folding paper. However, I decided it wasn't developing enough. "I know!", Only cried suddenly (he has three sisters and he is the only boy in his family, apart from his father). "Let's pick some sports activities. This is a good choice for boys. "You must be out of your mind", I looked at him with disbelief. "We have PE four times a week, including swimming pool and you expect me to get even more tired? Thinking of extensive exhaustion gave me chills. "Well, that's a bummer", Basil sighed. He practiced judo and seemed to enjoy physical exercises. "They made no classes right for us", he said, scratching his freckled nose with resignation. "Hey, wait a minute..." Something dawned on me. "If there are no classes which are right for us, we will have to create them ourselves. Let's start a club", I proposed. "But they won't give us points for that", Only noticed, alert. I must admit that ruined my genius plan a bit. "Well, then we'll join some class easy to get credit for and we'll focus on our own club", I came up with excellent solution. "But what will we do in that club? And what will we call it?", Muffin would deal with food, as he was the greatest glutton of all. His cheeks were pouchy and
because of his blue eyes and curly blond hair, his parents called him cherub. He only missed wings. Still, muffin was a cool guy and we had known each other since preschool. That's why I wanted him in my crew. Basil and Only put forward some miserable proposals about our club's activity but my idea was the best. "It will be Adventurers' Club". "Cool", Basil nodded. "But how will we find the adventures?" "Don't worry. They will find us themselves", I waived dismissively and decided to cast iton while it was hot. "The first meeting will take place this afternoon." "And what will we do?", Only was curious. I took out a piece of paper cut out from morning newspaper. A flashy headline was what caught the reader's attention:
"Let's take on the lost paintings' case", I announced. "But this is some serious business", Only's eyes opened wide. "Yeah, come to think about it, if we track down a gang of thieves, we will be famous all around the world." My mates eyed me with appreciation. "You're the man." "You bet I am", I snorted haughtily. "See you, then! I will meet you after school in my basement. We will hold our club meetings there", I informed, hanging the backpack on my shoulder, then I said goodbye and rushed home. I decided that I would enlist for extracurricular classes later. First, I had to prepare the basement for our first meeting. So this is how the club was created. Still, I could never have imagined how many problems it will lead to.
2
When I returned home after classes, I dropped my bag in the hall, took out the basement key from the drawer and went down. We'd been supposed to tidy it long ago with my brother and Dad as Mom had kept nagging but we could never find the time. As a result, just as I entered, a whole stack of cardboard boxes full of winter shoes and lots of other stuff I couldn't even guess what it was for. I could hardly get myself free from that pile. I moved all the boxes aside, including their contents. There was no time for tidying so I decided to deal with it later. I found an old round table with a rickety leg. Yeah, it looked appropriate. I had to retrieve it onto the surface from a pile of wastepaper I had been collecting for school, as well as plastic bags and bottle caps. Then I leaned on the dusty table top to check how strong it was. "Quite good", I whispered, satisfied. I placed a piece of brick underneath the shorter leg. I didn't know what that brick was doing in our basement, but I must have been useful once or never had the chance to prove useful. So I had the table but the place still looked nothing like a club headquarters. We needed something to sit on and there were four of us. I remembered the fold-out fishing stools. My dad sometimes took me and my brother to the riverside but a long time had passes since we last went there. There were more chairs as sometimes we took Mom and Susie with us. Actually, I don't know why they even joined us. Mom kept talking to Dady and Susie cried at the top of her voice which not only scared the fish away, but also all other fishermen. When searching for chairs, I accidentally found something amazing: a military net with green, camouflage pattern.
Dad once took me and my brother to the forest to spot deer, which was another passion of his. He claims they are beautiful and graceful animals. I couldn't tell cause then he took us there, he made us sit under that net all night long, until dawn. It was pitch black all around, mosquitoes bit us all over so I had blisters on my face and right when the dawn came and I thought we were finally going to see some deer and it would be all over, mist rose in the forest and it was so thick we couldn't see a thing. No deer, no badgers, hares, or squirrels. Literally nothing! To make matters worse, we later got lost and Dad made us trudge through half of the forest. I even found a tick in my body. When Mom saw it, she was hysterical and said I would definitely contract Lyme disease or encephalitis and that Dad was an irresponsible man. "Will you really die?", Susie kept asking me, looking scared. That time the little brat was really worried about me. "He won't. Those illnesses happen rarely", my smart older brother Michael explained. "One needs to protect well from ticks. I used a special insect repellent, while Podrick didn't. "Oh dear", Mom was upset. Michael was right, I didn't feel like spraying repellent onto my body but he got so much of it on himself that flies died when they came close to him. Sure, he was safe. For the next couple of hours, I'd been anxiously looking for symptoms of all those horrid diseases. Mom disinfected the tick bite and removed the insect using a special pump, careful not to damage it. Apparently, had she made a mistake, it could have vomited into my blood and leave some germs there. Give me a break! Muffin said he too knew a boy who'd been bitten by a tick and had Lyme disease diagnosed. He needed loads of injections! I got scared even more.
So I'd spent all day in bed. All household were tiptoeing around me with solemn expressions and I was expecting the worst to come. Having studied all symptoms in the book, I had managed to find most of them by evening. Dad was crestfallen, blaming himself for all that. Actually, he was right. It was his fault. It was he who made me sit in the forest and he didn't make sure I spray myself with insect repellent. I decided I deserved damages for health loss and moral loss. "Will you buy me a new gaming console? I would like an X-Box. I've been dreaming about it", I whispered shakily, my eyes misty. In fact, I didn't feel that bad, but I really could fall terminally ILL. Dad brushed his moist fringe of his forehead, kissed me in the cheek and said: "Okay, you'll get it. Just be healthy. As you can see, being sick was not that bad. The problem was that Mom soon took me to the doctor to have me examined. It turned out I was lucky and the tick hadn't infected me with anything. The burden was off my chest but when I came home and wanted to relax by playing video games, Mom strongly forbade me do it. She said that since I was healthy, I could end my recovery and simulating. That was unfair, I wasn't simulating at all. I really felt sick when I imagined a thick might have vomited into my blood system. But I digress. And because of that net I found in the corner of the basement which reminded me of the story. I hanged the net above the table and fastened it to the pipes running underneath the ceiling, forming a kind of tent. Inside of the tent, there was the table and fishing stools. When I watched the results of my work, I was truly satisfied. I glanced at the watch. Still one hour until our club meeting. I needed to do my homework so that Mom wouldn't scold me. I really didn't want to have our Adventurers' Club inauguration meeting interrupted. Fortunately, there wasn't much to do that day.
I was done with maths quickly - I decided I would tackle it the following morning. I also dealt with English in a flash. The instruction went like this:
Write description of a cake. Remember about introduction, main body and ending.
My composition went like this:
I can't describe the cake, because I have eaten it. The cake was very tasty. This is it.
Easy pease, wasn't it? Introduction, main body and ending, all there. Satisfied, I threw my notebook in the bag and ran out of my room, as I heard the doorbell. "Have you done your homework, Podrick?", Mom's voice came from the kitchen. "Sure, Mom! Boys have come. From now on, we'll be meeting in our basement. It will be the seat of the club I started today. "A club?", Mom was curious. "Yeah, the Adventurers' Club. I took your advice and we are going to develop", I announced, opening the door. One by one, my friends entered, led by Basil, scruffy as always, Only, with his perfect hairdo, and Muffin with his inseparable iced muffin in hand. "Hello, hello", they mumbled, greeting my Mom. "Good day, boys", Mom was extremely excited. "I'm so proud that you finally found some ambition to achieve new skills and develop. My mates stood there, mouth gaping, eyes fixed on my Mom as if she spoke Chinese.
"If this is about education, I don't want it!", Muffin announced, and turned around, as if he wanted to leave, but I grabbed his shirt and winked at him. "I had to tell Mom something to make her let us meet in the basement", I whispered. "Oh, I see", Muffin mumbled, stopping. Mom was amazed and must have thought we are going to read adventure stories or something. She walked us right to the basement door and turned the light on for fear we should fall down the stairs. "I will bring you some cookies!", she clapped her hands. "I want cookies, too, and I want to come with Podrick!", my sister cried. I was starting to feel our club meeting was at risk because when that brat starts bawling, parents let her do anything. But to my amazement, Mom finally grabbed her hand and took her to the kitchen. Even Susie's hysterical lashing on the floor didn't help. This time I was the boss! The club was a brilliant idea. I only needed to intercept the cookies before Mom brings them downstairs. It was supposed to be an all boys club, no ladies allowed. My Mom is a pretty cool person, but I'd come up with the rules and now I had to observe them. "Thanks", I took the plate with oat cookies and rushed downstairs. The painting-robbers case could not wait any longer, could it?
3
When I announced that our first club meeting was going to be devoted to works of art, Mom was so happy she ran to her bedroom and when she was back, she was carrying a gigantic volume called "History of Art". I almost collapsed under its weight when I was trying to take it to the basement. I didn't have the slightest intention to use any of that book. We only had to retrieve the stolen paintings. No point studying a thousand pages. Yes, you heard it, a THOUSAND! I threw the volume in the corner and grabbed Dad's tablet. What's Internet for? Especially if I could use wi-fi everywhere. I hoped it would work in the basement, too. I left the plate full of cookies with the boys and tested the network. "All good, Internet's working", I said, satisfied, as I reached for cookies. However, my fingers only touched some crumbles. "Have you already eaten everything?" I looked at my friends in disbelief. Of course, Muffins cheeks were stuffed like a hamster's and some crumbs were stuck to his chin. "He's eaten it all", Only pointed at the culprit, though he was no better, as his mouth was full of unchewed cookies. "What? I didn't manage to have dinner", Muffin explained, spitting oat all over us. "You shouldn't speak with full gob, show some manners!", I snapped, wiping his spit off my nose. "If my Mom had seen that!", I looked at the ceiling with terror. "You got some more?", Basil asked, looking innocent. "No, I don't! You will get more later!", I shouted. "Get yourselves together, we need to get busy." Muffin didn't give up.
"I would like to say you shouldn't say "gob", it isn't nice. Better say "mouth". If you want to teach us manners, better learn some yourself. These guys will make me go crazy! "Listen up", it was time to address some more important things", our only source of knowledge about the theft", I started, speaking with all-knowing tone, "is the article in the paper", I lay the piece of newspaper I'd previously shown them on the table. "Five paintings have been stolen. Apparently, the museum has some state-of-the-art security devices and still the robbery was successful. "Do you think it was someone from town?", Basil was already involved. "I don't know but I guess the thieves had been preparing the job for a long time. "So how do you expect to find those guys?", Muffin got discouraged even before we started the investigation. "So little faith in you, man.", I shook my head, disapprovingly. "Firstly, they knew police would be after them. But...", I paused knowingly. "they never suspected they would be followed by someone like us!" "So what? I don't see what you mean...", Basil had trouble following my train of thought. "Think about it", I asked, with a pleading voice and waited a moment, hoping for some enlightenment. "Don't you get it?", I gave them one more minute before I gave up and explained everything. "If this gang is not prepared for being chased by us, they will surely make mistakes and we'll be able to track them down. They are hiding from the police, not some teenagers like us. "Maybe like you", Muffin grumbled. He'd officially announced it once that he didn't want to be called teenager as they are weird like his older brother and that he would never become a teenager. "I'm not going to experience neither rebellion, identity crisis, or weltschmerz.", he used to say. It's true that his older brother is a little strange and one of Only's sisters is Emo - also pretty weird. I personally don't mind being a teenager. I believe it's so much more fun that being a kid like Susie, for that matter.
"This way or the other", I resumed our main topic, "we still have a chance to locate them". "I heard they'd left a letter in the museum", Only added. "Yeah, newspaper didn't mention it but today on of the portals they published a leak with the address of the website it was published on. Look", I said, handing the tablet to the boys. "You won't believe, they left a map with tips. Whoever solves the puzzle will find one of the paintings.
This is us, the Black Panther. we have stolen William Turner's paintings. We are masters of thievery and no one can match us. We can rob everything and everyone. We will give your paintings back if you are able to find them. Here are some tips:
Still life with oranges is in thick wall. Protected by historic dust. Where rustle of winds blends with echoes of battle.
"Weird thieves. So cocky", Basil snapped, having scanned the letter. "If they left the hints, the police will find them in no time now", Muffin observed. "Someone has stolen paintings to pull a stupid joke", Only added. Guys were right in a way. But something told me that it would have been too simple. "I don't think it's a stupid prank. They must aim at something. Maybe they got scared of the consequences and they simply wish to give the paintings back? And they chose such way not to be discovered? "So they have guilt conscience?", Basil asked. "Hmm, sounds iffy to me", Only said. "I can't imagine they felt guilty. Anyway, I have no idea what we should do.
"We'll try finding the painting and the rest of the collection before anyone else does", I declared. "This riddle must be a trick. They aren't fools to leave real traces", Basil said. "I'm not to judge if they are foolish or not, but so far this letter is the only piece of evidence we have", I observed. "The police surely have more and they will find them a lot faster", Only was skeptical. "The police know nothing", I said with confidence. "The criminals had left no fingerprints or any other traces. They only published that letter on the internet. They also inform more hints may appear soon. "Hey, maybe it's some kind of game?", Basil said, enthusiastically, as he was a game lover. "If so, then we shall win the game!", I declared, like a real leader. Well, I made myself leader but it was me who came up with the idea of the club. "Let's try solving our first puzzle", I placed the tablet in the middle of the table so that each of us could see it well. "To begin with, we should check what the painting actually looks like. I googled the painter and the title of the painting. Many headlines appeared in a second. I scanned a few lines concerning the artist himself: Joseph Mallord William "J. M. W." Turner, RA (baptised 14 May 1775[a] – 19 December 1851) was an English Romanticist landscape painter, water-colourist, and printmaker. Turner was considered a controversial figure in his day, but is now regarded as the artist who elevated landscape painting to an eminence rivalling history painting.[1]Although renowned for his oil paintings, Turner is also one of the greatest masters of British watercolour landscape painting. He is commonly known as "the painter of light"[2] and his work is regarded as a
Romantic preface to Impressionism. Some of his works are cited as examples of abstract art prior to its recognition in the early 20th century.
I also found some self-portraits of the artist. I myself liked this one the most:
Then I found his painting called "Still Art with Oranges". It turned out to be watercolour.
"An old painting", Only said. "Yeah, a century old", I shrugged. "I guess that's why it's so precious", I added, as I knew a lot about art. When we had a good look at the painting, I switched to the letter with clues. "I don't understand anything", Muffin was puffin loudly from intellectual efforts and made the tablet screen go misty. "Stop puffing like that!", I pushed him away. I didn't want Dad to realize I had taken his tablet without permission. Then I thought for a while and decided the riddle was a piece of cake. "I think it's about old city walls", I looked down on my mates and expected them to understand my glimpse of genius. "Walls?", Only said, thoughtfully. "Sure, they are thick so it's easy to hide something inside. For example some crumpled cloth, you only need to remove a few bricks. "Right! This might be about the walls", other boys finally agreed with me. "So what are we waiting for? Let's run before someone else beats us to it!", I exclaimed. We darted out of the basement and when my Mom asked where we were heading, I only managed to say we were planning to attend some field classes at District Museum. "That's wonderful", Mom said, pleased, and waved us goodbye. We didn't head for the museum but towards historic part of city walls. And you won't believe what we found there! A crowd of people so thick the police had to fend them away. "You said we were going to be first...", Only mumbled, horrified. "Where did they all come from?", I looked at the faces of all those mad people. "Are you looking for the treasure, too?", some old hunched lady with a cane stood in front of us, eying us suspiciously. "What treasure?", Only asked, confused.
"So you're pretending not to know anything", the woman waved a finger at them. 'Shoo!", she swiped her cane. "I'm gonna beat you, anyway!", she panted right in my nose. 'What do you mean?", I got nervous. "Don't you know?", some girl wearing a pink tracksuit overheard our conversation. She was polishing her pink nails as if she didn't care at all what was going on. "There has been rumor that some treasure has been hidden in the city walls", she explained, blowing at her nail. "Now everyone is looking for it." "Treasure? But it's just a... ouch!", Muffin looked at me squarely as I stepped on his foot. He was going to say "painting" but I thought that if the gossip made it so big, it might as well remain so. "Aren't you looking?", I asked the girl. "Nah, that whole treasure is a foolish idea. But I have to keep an eye on my grandma", she added, pointing at the lively old lady who used the tip of her cane to investigate the bricks of old city walls. "She believes she will find that imaginary treasure", the pink girl rolled her eyes. "I wish you luck, then", I smiled, nodding at the boys to move away for a while. We spent some time observing the invasion of treasure seekers. Amazing things were happening around us. Some person was digging in the ground with a crowbar, another used a shovel to dig in flower beds. One fat guy even climbed the walls and the police were trying to take him out, trying to explain it was a historic sight one must not climb onto. Basil only sighed and looked at me. "You're not the only person with the internet." Grrrr...
For more information, please visit our Rights Catalogue:
http://issuu.com/zielonasowa/docs/rights_ca talogue_2015 OR write an email: marta.broniarek@zielonasowa.pl Marta Broniarek-WoĹşniak Rights Specialist