Fosforescencja. O rzeczach, które podtrzymują nas na duchu w mrocznych chwilach życia

Page 1



JULIA BAIRD

Fo s fo r e s c e n c j a O rzeczach,

które podtrzymują nas

na duchu

w mrocznych chwilach życia

Przekład Filip Godyń

Wydawnictwo Znak Kraków 2022


Tytuł oryginału Phosphorescence. A Memoir of Finding Joy When Your World Goes Dark Text copyright © 2021 by Julia Baird Projekt okładki Yellena James Adaptacja oryginalnego projektu okładki Patrycja Pączek Redaktor prowadzący Wiktoria Penszkal Opieka redakcyjna Katarzyna Mach Adiustacja Magdalena Granosik Korekta Aleksandra Kiełczykowska Marta Tyczyńska-Lewicka

Copyright © for the translation by Filip Godyń Copyright © for this edition by SIW Znak sp. z o.o., 2022 ISBN 978-83-240-6411-3

Książki z dobrej strony: www.znak.com.pl Więcej o naszych autorach i książkach: www.wydawnictwoznak.pl Społeczny Instytut Wydawniczy Znak, 30-105 Kraków, ul. Kościuszki 37 Dział sprzedaży: tel. (12) 61 99 569, e-mail: czytelnicy@znak.com.pl Wydanie I, 2022. Printed in EU


Część I

Zachw yt, zdumienie i cisza Z tajemniczością za pan brat. O terapii leśnej



„Najpiękniejszym z naszych możliwych doświadczeń – napisał Albert Einstein – jest tajemniczość; to ona daje początek wszelkiej prawdziwej sztuce i wszelkiej nauce. Ten, komu ta emocja jest obca, kto nie potrafi już się zdumiewać, pogrążać w zachwycie, ten na dobrą sprawę już nie żyje, ten zamknął już oczy”1, 2. Zachwyt pomniejsza nas, uczy pokory, uświadamia nam, że stanowimy część wszechświata, który w nieodgadniony sposób nas przerasta; zdaniem badaczy nauk społecznych zachwyt sprawia nawet, że stajemy się milsi i bardziej świadomi potrzeb wspólnoty ludzkiej, do której należymy. Podobnym do zachwytu odczuciem jest zdumienie, często są one ze sobą splecione. Zachwyt sprawia, że 1

2

A. Einstein, Living Philosophies, New York 1931, cyt. za: Einstein on Politics. His Private Thoughts and Public Stands on Nationalism, Zionism, War, Peace, and the Bomb, red. D.E. Rowe, R.J. Schulmann, Princeton 2007, s. 229. Por. A. Einstein, Jak wyobrażam sobie świat. Przemyślenia i opinie, tłum. T. Lanczewski, Kraków 2017, s. 20 (przyp. tłum.). 27


Zachwyt, zdumienie i cisza

zatrzymujemy się i patrzymy. Zdumienie powoduje, że zatrzymujemy się i zaczynamy zadawać pytania o sposób urządzenia świata, napawając się jednocześnie czymś, czego dotychczas nie dostrzegaliśmy, czymś zjawiskowym lub prozaicznym. Doskonale ten stan zdefiniował osiemnastowieczny szkocki filozof moralności Adam Smith, który dzięki głośnemu dziełu z dziedziny ekonomii pt. Bogactwo narodów uznawany jest za „ojca kapitalizmu”. Jego zdaniem człowiek odczuwa zdumienie wówczas, „gdy objawi [mu] się coś zupełnie nowego i niezwykłego […] [zaś] pamięć ze wszelkich swych zasobów nie zdoła podsunąć obrazu, który przypominałby bliżej owo dziwne zjawisko. […] Staje ono przed wyobraźnią samotnie i we własnej postaci”. Smith uważał, że czasem jesteśmy w stanie fizycznie odczuć takie zdumienie: „owo wpatrywanie się, niekiedy przewracanie oczami, wstrzymywanie oddechu, wzbieranie serca”3. Wielcy myśliciele, filozofowie i ekscentrycy – wszyscy oni inspirowali się tym, co tajemnicze i nieodgadnione. W moich poszukiwaniach własnej drogi do fosforescencji – podczas których nieraz zapadałam się w ciemne dziury i grzęzawiska – to właśnie zachwyt i zdumienie były tym, do czego stale powracałam, tak jak powracałam do cichego, leczniczego działania natury. O tym wszystkim piszę w tej książce – o lesie, morzu i stworzeniach, które w nich mieszkają. Tylu z nas ma swoje zaciszne miejsca, gdzie szukamy schronienia i spokoju – pobliską plażę, ławkę w parku, majestatyczne drzewo. Dla mnie takim miejscem jest morze: 3

A. Smith, The Essential Adam Smith, New York 1987, s. 25–26. 28


Zachwyt, zdumienie i cisza

równie dzikie i surowe, jak bezmierne i piękne. Niedawno, kiedy pływałam o poranku, przyszedł mi na myśl fragment z Oscara Wilde’a, kiedy porównuje on świt do „zalęknionej dziewczynki”, która „obuta w srebrne sandały […] skrada się długą i cichą ulicą”4. Ten opis wydał mi się nagle taki nieśmiały, taki brytyjski (Wilde był wprawdzie Irlandczykiem, ale przez wiele lat mieszkał w Londynie). W Australii świt to podpalacz, który na horyzoncie rozlewa benzynę, a potem rzuca zapałkę i przygląda się płomieniom. Wschód słońca i jego odejście na spoczynek to dwa wyznaczające granice naszego dnia momenty zachwytu. Ten rodzaj zachwytu często jest dla nas jak chleb powszedni, ale zarówno współcześni naukowcy, jak i starożytni filozofowie mówią nam, że nie wystarczy go cenić, trzeba go także poszukiwać. Co więcej, moglibyśmy usypać niewielką górkę z prac badawczych z dziedziny nauk o przyrodzie, w których po wielokroć stwierdzono, że sam widok zieleni – roślin, liści, drzew, panoramy za oknem – może sprawić, że będziemy szczęśliwsi i zdrowsi. Z tych wyników badań i tych doświadczeń wzięła się rozkwitająca obecnie, a powstała w Japonii, praktyka leśnych kąpieli, czyli shinrin-yoku. Polega ona na nieśpiesznym spacerowaniu po lesie, dotykaniu drzew, słuchaniu ich odgłosów i odnawianiu więzi z naturą. Jak dobrze wiedzą uprawiający nurkowanie z butlą i freediving, podobnych doznań dostarcza wędrówka po 4

O. Wilde, The Harlot’s House, cyt. za: F. Harris, Oscar Wilde, Ware 2007, s. 52. 29


Zachwyt, zdumienie i cisza

podwodnym lesie: zwalniamy tempo, zaczynamy uważnie patrzeć, a świat otwiera się przed nami. Na całym świecie coraz intensywniej myśli się nad tym, jak mieszkańcy obszarów zurbanizowanych mogliby wyciszyć swoje miasta, ruch uliczny, huk młotów pneumatycznych, by znów usłyszeć śpiew ptaków i szum liści na wietrze. Eliminujemy całe to rozdygotanie, tę nerwowość, by przypomnieć sobie, kim jesteśmy. Poszukujemy ciszy, która jest coraz rzadszym i coraz cenniejszym dobrem. Prawdziwa cisza nie polega jednak na wytłumieniu wszystkich dźwięków, ale na wytłumieniu wszystkich sztucznych, wytwarzanych przez człowieka odgłosów. Jak się dowiedziałam podczas pobytu na Ziemi Arnhema, więź z ziemią to zasadniczy element tożsamości rdzennych mieszkańców Australii, a potrzeba wyciszenia się, wsłuchania z szacunkiem w głos otaczającego nas świata, ma pradawne korzenie. Choć w obecnych czasach eksplorację samych siebie odbywamy w głównej mierze pod hashtagiem #wellness i relacjonujemy wszystko w internecie, to pobyt w odległych zakątkach świętej krainy ognisk i eukaliptusów przekonał mnie, że czasami najlepszym sposobem, by skupić uwagę na matce ziemi, jest zamknięcie ust, otworzenie oczu i po prostu słuchanie.


Rozdział 1

Nauki mątwy

Ci – badacze bądź laicy – którzy bytują wśród cudów lub tajemnic ziemi, nigdy nie bywają samotni ani znużeni życiem. […] Ich myśli potrafią odnaleźć ścieżki wiodące do wewnętrznego zadowolenia i nowej fascynacji życiem. Ci, którzy kontemplują piękno ziemi, znajdują pokłady sił, których starcza dopóty, dopóki trwa życie5. Rachel Carson, The Sense of Wonder

Kiedy pierwszy raz zobaczyłam mątwę pływającą na wolności, zdumiał mnie jej prehistoryczny i nieziemski widok. Mątwy to niesamowite stworzenia o głowie przypominającej łeb słonia, ośmiu ramionach, które czasem się rozczapierzają, a potem ściągają razem na kształt trąby, i drobnym korpusie otoczonym cienkimi, falującymi jak jedwabny szal płetwami. Sunąc tuż ponad dnem oceanu, mątwa zmienia swe ubarwienie odpowiednio do jego kolorystyki, od 5

R.L. Carson, The Sense of Wonder, New York 1956. 31


Zachwyt, zdumienie i cisza

złotawego nad piaskiem po brązowo-czerwone nad wodorostami, a nawet tekstura ciała, od gładkiej po kolczastą, pozwala jej się wtopić w otoczenie tak skutecznie, że czasem zdradza ją wyłącznie poruszenie jedwabistych skrzeli. Nieziemski charakter mątw nie ogranicza się do ich wyglądu. Przywołajmy choćby takie fakty: źrenice mątwy mają kształt litery W; ponadto przypuszcza się, że jej oczy są w pełni ukształtowane, zanim jeszcze się wykluje, co oznacza, że młode zaczynają obserwować otoczenie już w jajku. Krew mątwy jest bezbarwna do chwili kontaktu z powietrzem – wtedy robi się ciemnozielona. Mątwa ma trzy serca i mózg w kształcie obwarzanka, który w proporcji do całego ciała jest większy niż u wszystkich pozostałych bezkręgowców. „Kość” mątwy – biały, owalny kształt, który często można spotkać na plaży lub w klatce dla papug – to właściwie gruba, zwapniała muszla wewnętrzna, która umożliwia pływanie i odróżnia mątwy od pozostałych głowonogów, takich jak kałamarnice i ośmiornice. Na jedną samicę mątwy przypada cztery do pięciu samców – doskonała proporcja moim zdaniem – ale wszystkie osobniki żyją rok, najwyżej dwa lata. Mątwy są dla mnie symbolem zachwytu. Już pierwszy kontakt wzrokowy z nimi na kilka godzin naładował mnie szczególnego rodzaju energią. Wciąż tak na mnie działają. Cieszę oczy ich widokiem regularnie każdej zimy, a potem przeżywam żałobę, kiedy wiosenny przypływ wyrzuca na brzeg ich lekkie białe „kości”. Kiedy nurkuję w morzu, żeby popływać z mątwami – w tym tygodniu robiłam to już kilkakrotnie – mój świat zwalnia tempo, dostosowując się do rytmu ich falujących ciał. Rzadko uciekają, a czasem zachowują się całkiem 32


Nauki mątwy

przyjaźnie. Regularny kontakt z nimi w zatoce leżącej u stóp wzgórza, na którym mieszkam, dał mi nieoczekiwaną okazję do zgłębiania tego, czym jest zachwyt. Gdyby wcześniej przyszło mi do głowy, żeby ze śledzenia mątw sunących wśród raf uczynić codzienny rytuał, poświęciłabym się nurkowaniu w oceanie już kilkadziesiąt lat temu. Peter Godfrey-Smith, profesor filozofii i historii, który również mieszka na moim wzgórzu, porównuje mątwę z gatunku Sepia apama, osiągającą nawet metr długości, do „ośmiornicy przymocowanej do poduszkowca”, o ramionach, które można uznać za „osiem olbrzymich, chwytnych warg”6. Profesor zauważa, że „[u]mysł narodził się w morzu. Wszystkie wczesne etapy ewolucji nastąpiły w wodzie: początek życia, narodziny zwierząt, wytworzenie układów nerwowych i mózgów, pojawienie się złożonych ciał, które sprawiają, że warto mieć mózg. […] Kiedy już zwierzęta wyczołgały się na suchy ląd, zabrały morze ze sobą. Wszystkie podstawowe procesy życiowe dzieją się w wypełnionych wodą komórkach, ograniczonych membraną maleńkich pojemnikach, które przenoszą resztki morza”7. Innymi słowy, morze jest w nas.

Komuś, kto dołączyłby do mojej kilkusetosobowej grupy pływackiej, w pierwszej chwili mogłoby się wydać, że naszym celem jest dostarczenie sobie każdego dnia solidnej 6

7

P. Godfrey-Smith, Inne umysły. Ośmiornice i prapoczątki świadomości, tłum. M. Adamiec-Siemiątkowski, Kraków 2018, s. 131. Tamże, s. 231. 33


Zachwyt, zdumienie i cisza

dawki aktywności fizycznej. Spotykamy się o wschodzie słońca na Manly Beach w Sydney, bierzemy kurs na cypel, a następnie łukiem przez zatokę stanowiącą chroniony obszar morski docieramy na sąsiednią plażę. Nasze czepki pływackie mają kolor jasnoróżowy. Nasza nazwa – The Bold and Beautiful8 – brzmi może nieco idiotycznie, ale przypomina o tym, że grupę założyły przed laty panie w średnim wieku, które obawiały się wypływać samotnie na tak znaczną odległość. W tym porannym pływaniu nigdy nie chodziło o umiejętności, lecz o hart ducha. W którymś momencie na kilkumilowej oceanicznej trasie nasze głowy zbijają się w gromadkę, a ręce wskazują pod wodą ogromne błękitne graniki, mątwy w różnych stadiach kamuflażu (czasami zajęte rozmnażaniem lub pożeraniem się nawzajem), brodatkowate, rogatki australijskie, orleniowate, a nawet malutkie, ruchliwe żółwiki i koniki morskie. Nie dalej niż w tym tygodniu, akurat kiedy opływałam cypel, minęło mnie łukiem stadko delfinów. Wczesną zimą w zatoce roją się zazwyczaj dziesiątkami młode żarłacze ciemnoskóre, które zaczynają wędrówkę, gdy tylko urosną na tyle, żeby człowiek zaczął się ich obawiać – nie bez powodu stado rekinów po angielsku określa się słowem shiver 9. (W czasie mojej pracy nad tą częścią książki pewien pływak został pogryziony przez

8

9

Ang. The Bold and Beautiful – „Śmiali i Piękni” lub „Śmiałe i Piękne” (przyp. tłum.). Ang. shiver – w podstawowym znaczeniu: dreszcz, ciarki (przyp. tłum.). 34


Nauki mątwy

rekina – według własnej relacji mężczyzna wpadł na rybę w ciemnych wodach morskich, pływając o świcie bez latarki czołowej. Ponieważ chodziło o niegroźnego zazwyczaj tawrosza piaskowego, nasza grupa mogła pływać dalej bez obaw). Pewnego dnia do zatoki wślizgnął się wieloryb, który spędził tam godzinę na igraszkach z pływakami – mnie przy tym nie było, więc nie mam nic do opowiedzenia. (Znam jedynie relację w dzienniku „The Daily Telegraph”, gdzie ukazała się pod nagłówkiem „kolosalny ubaw”). Moi znajomi ateiści, którzy tam wówczas byli, opisali to jako coś podobnego do modlitwy, niemal religijne doznanie; na samo wspomnienie ich twarze nagle spoważniały. No dobrze, jak zwał, tak zwał, wiadomo, o co chodzi. Nasze morskie eskapady nie zawsze przebiegają tak, jak byśmy chcieli. Często musimy zmagać się z gąszczem wodorostów, silnymi prądami i zniechęcającymi zwalistymi falami, które wciągają pływaka pod wodę i obracają we wszystkie strony albo wbijają w piaszczyste dno. Niekiedy morze jest tak wzburzone, a prąd powrotny przyboju tak silny, że nie mam odwagi wracać do brzegu bez asysty drugiej osoby. Zdarza się, że nowym członkom grupy trzeba śpieszyć na ratunek. Czasami wracamy z czerwonymi pręgami od parzydełek na twarzy i kończynach. Nigdy nie zapomnę chmary Carybdea rastoni – małych kostkomeduz ciągnących za sobą długie różowe czułki – które pewnego roku na wiele miesięcy tysiącami opanowały zatokę. Chociaż zakładaliśmy kombinezony piankowe i smarowaliśmy twarze, ręce i stopy balsamem z papai, wiele osób do dziś nosi blizny po parzydełkach, a dla niektórych to spotkanie 35


Zachwyt, zdumienie i cisza

skończyło się nawet pobytem w szpitalu. Cały urok w tym, że co dnia warunki się zmieniają. Kiedy dajemy nurka w świat, w którym nie tykają zegary i nie słychać dźwięku przychodzącej wiadomości, zaczyna się dziać coś tajemniczego. W czasie, gdy nasze ręce zataczają kręgi, młócą i zagarniają wodę na krawędzi bezmiernego oceanu, nasze myśli błądzą i umysł otwiera się na zachwyt – jest to doznanie polegające na oglądaniu czegoś zaskakującego, nieodgadnionego bądź większego od nas samych. Badania pokazują, że dzięki przeżywaniu zachwytu możemy się stać bardziej cierpliwi, mniej podatni na zdenerwowanie, pokorniejsi, bardziej ciekawi świata i bardziej kreatywni – nawet jeśli tylko oglądamy filmy przyrodnicze. Takie doznanie może dostarczyć nam tlenu i szerszego spojrzenia na to, czym jest czas – badaczki Melanie Rudd, Kathleen Vohs i Jennifer Lynn Aaker stwierdziły, że „doznawanie zachwytu zbliża ludzi do teraźniejszości, a przebywanie w teraźniejszości to fundament, dzięki któremu zachwyt może regulować percepcję czasu, oddziaływać na procesy decyzyjne i sprawiać, że życie dostarcza większej satysfakcji”10. Analizy przeprowadzone przez psychologa społecznego Paula Piffa i jego kolegów pokazują, że ludzie regularnie doznający zachwytu częściej bywają szczodrzy, pomocni, altruistyczni, etyczni w postępowaniu, zrelaksowani. W jednym z badań odnotowano, że osoby poświęcające 10

M. Rudd, K. Vohs, J.L. Aaker, Awe Expands People’s Perception of Time, Alters Decision-Making, and Enhances Well-Being, „Psychological Science”, 1 stycznia 2012. 36


Nauki mątwy

czas na przyglądanie się strzelistym eukaliptusom wykazywały większą niż inni uczestnicy skłonność do tego, by pomóc komuś, kto potknął się i rozsypał garść długopisów. Innymi słowy, kiedy nasze doznania sprawiają, że czujemy się mniejsi, pokorniejemy, wtedy chętniej dostrzegamy innych ludzi, troszczymy się o nich, silniej odczuwamy łączące nas więzi11. Błędem byłoby uważać aktywność fizyczną wyłącznie za sposób na przyrost mięśni i uwolnienie się od lęków. Jeśli tylko możemy, powinniśmy wyjść z siłowni, porzucić przyrządy do ćwiczeń, by zagłębić się w świat przyrody ze świadomością lub nadzieją, że można tam znaleźć zachwyt.

Naszej grupie pływackiej nie trzeba cytować wyników badań, żeby przekonać nas o radości i korzyściach, jakie daje kąpiel w oceanie. Kilka moich znajomych z grona „Śmiałych i Pięknych” przestało brać leki antydepresyjne. Ocean nazywają „witaminowym morzem”. Jedna z koleżanek, która stworzenia z tętniącej życiem zatoki dokumentuje na przepięknie oświetlonych fotografiach, nazywa te kąpiele swoją „pigułką szczęścia”. Dla innych to sposób na przetrwanie: od kilku osób z grupy, które cierpiały z powodu chorób, rozpadu związków czy dramatów w życiu rodzinnym, słyszałam opowieści, jak płakały 11

P. Piff i in., Awe, the Small Self, and Prosocial Behavior, „Journal of Personality and Social Psychology” 2015, nr 6, s. 883–899. 37


Zachwyt, zdumienie i cisza

w zaparowane gogle w trakcie opływania półwyspu, zanim wróciły na ląd na gorący prysznic i kawę, pełne energii na kolejny dzień. Wallace J. Nichols, autor książki pt. Blue Mind (Błękitny umysł) poświęconej zaletom przebywania w wodzie lub w jej pobliżu, stwierdza, że woda „jest naszym pośrednikiem”12 . W artykule zamieszczonym w czasopiśmie „The British Medical Journal” z sierpnia 2018 roku przedstawiono teorię, zgodnie z którą pływanie w zimnej, otwartej wodzie może być stosowane w leczeniu depresji13. I znów nauka stara się nadążyć za tym, co już wiemy – bo niby czemu ja, nocny marek, miałabym zrywać się przed świtem, żeby wskoczyć w ciemne morskie odmęty, gdyby w grę nie wchodziły euforyczne skutki uzależnienia? Wspomniane badanie opierało się na przypadku dwudziestoczteroletniej kobiety, która dzięki cotygodniowemu pływaniu w zimnej wodzie stwierdziła, że może odstawić leki. Autorzy nie mieli pewności, z czego wyniknęła ta decyzja. Zasugerowano między innymi, że woda zadziałała jak środek przeciwzapalny lub przeciwbólowy; mnie wydało się wiarygodne wyjaśnienie przedstawione przez jednego z autorów badania, Michaela Tiptona: „Przyzwyczajając się do zimnej wody, łagodzimy również nasze reakcje na inne ro12

13

W.J. Nichols, Blue Mind. The Surprising Science That Shows How Being Near, In, On, or Under Water Can Make You Happier, Heal­ thier, More Connected, and Better at What You Do, New York 2014. Ch. van Tulleken i in., Open Water Swimming as a Treatment for Major Depressive Disorder, „bmj Case Reports” 2018-225007, 21 sierpnia 2018. 38


Nauki mątwy

dzaje codziennego napięcia, takie jak furia za kierownicą, stres przed egzaminem czy zwolnienie z pracy”14. Zachwyt, jaki można odnaleźć w codziennym grupowym pływaniu, naprawdę daje poczucie więzi, poczucie jedności. Jesteśmy silną wspólnotą, zbieraniną spajaną wspólnym zamiłowaniem. Rozmowy toczone w naszej różnobarwnej grupie – są w niej sędziowie, stolarze, modelki, duchowni, lekarki, pracownicy socjalni i nauczyciele, a w kategoriach wiekowych cały przekrój od wiosłujących na deseczce pięciolatków po osiemdziesięcioletnich weteranów – to kolejny element radośnie powtarzanego codziennego rytuału. Rozmawiamy o pięknie wschodu słońca, o pojawieniu się parzących meduz, o stworzeniach, które śledziliśmy na dnie oceanu lub w wodorostach, o tym, czy trzeba włożyć piankowy kombinezon, o pogodzie, o temperaturze wody, o widoczności, o sile przyboju. I psioczymy na to, jak ślamazarnie miejscowa kafejka przygotowuje nam gorące napoje. Te same rozmowy powtarzamy kolejnego dnia. W epoce pogłębiającego się rozpadu więzi, utrzymywania większości relacji wyłącznie w świecie wirtualnym oraz postępującej polaryzacji poglądów politycznych prawdziwą frajdą jest siedzieć pośród tak zróżnicowanej grupy ludzi – z którymi w wielu przypadkach tak naprawdę łączy mnie tylko jedno – i gadać sobie o głupstwach i grzywaczach. Co dzień schodkami na południowym końcu docieram do plaży, wiedząc, że zanim zdążę zanurzyć choćby 14

Cyt. za: L. Liverpool, Could Cold Water Swimming Help Treat Depression?, „The Guardian”, 13 września 2018. 39


Zachwyt, zdumienie i cisza

palec w wodzie, napotkam pogodne twarze kilkudziesięciu osób, z których każda jest świadoma szczęścia zachwytu i możliwości dzielenia go z innymi. Często organizujemy kiermasze wypieków albo zbiórki środków dla miejscowego klubu surfingowego i na różne inne cele charytatywne. Kiedy wróciłam ze szpitala, znajomi z grupy pływackiej przez kilka miesięcy sami z siebie zostawiali mi na wycieraczce obiad, wyprowadzali psa, karmili kota, sadzili drzewka w ogrodzie i wykonywali najróżniejsze drobne prace. Istotność codziennego kontaktu z ludźmi – tego staroświeckiego, twarzą w twarz – jest dobrze udokumentowana przez badaczy. Jeden z nich, amerykański socjolog Robert Putnam, w swojej książce Samotna gra w kręgle. Upadek i odrodzenie wspólnot lokalnych w Stanach Zjednoczonych z 2000 roku15 ubolewa nad upadkiem w Ameryce organizacji społecznych, takich jak kościoły, związki zawodowe i grupy wspólnotowe. W ciągu ostatnich lat gwałtownie wzrosła liczba ludzi, którzy według własnej relacji mają bardzo niewielu powierników lub nie mają nikogo takiego. Skutki tego mogą być opłakane dla naszego dobrostanu: wskazuje się na zależność między wzrostem izolacji i samotności a wzrostem ryzyka chorób przewlekłych i demencji, nadużywania alkoholu, problemów ze snem, otyłości, cukrzycy, nadciśnienia, utraty słuchu i depresji. 15

R. Putnam, Samotna gra w kręgle. Upadek i odrodzenie wspólnot lokalnych w Stanach Zjednoczonych, tłum. P. Sadura, S. Szymański, Warszawa 2008 (przyp. tłum.). 40


Spis treści

Preludium. Wewnętrzne światło. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

9

Część I Zachwyt, zdumienie i cisza Z tajemniczością za pan brat. O terapii leśnej Rozdział 1. Nauki mątwy. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Rozdział 2. „Na dworze leci lepszy film” . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Rozdział 3. Overview effect . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Rozdział 4. Zespół deficytu natury. O biofilii . . . . . . . . . . . . . . . . Rozdział 5. Dlaczego potrzebujemy ciszy . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

31 49 63 72 99

Część II Wszyscy jesteśmy nieregularni Dlaczego powinniśmy opowiadać swoje dalekie od doskonałości historie Rozdział 6. Strych aktywistki. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Rozdział 7. Docenić chwilowość. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Rozdział 8. Zaakceptować niedoskonałość. . . . . . . . . . . . . . . . . . Rozdział 9. Zerwać się z uwięzi . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Rozdział 10. List do młodej kobiety. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

333

121 141 149 165 174


Spis treści

Część III Wzajemne odprowadzanie się do domu Sztuka przyjaźni. „Jestem tu” Rozdział 11. Freudenfreude. O dzieleniu się radością . . . . . . . . . . 189 Rozdział 12. Ścięła swoje złote pukle. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 200 Rozdział 13. Błysk w mroku: Candy Royalle . . . . . . . . . . . . . . . . 218 Część IV Niezniszczalne lato Regarde! Patrz i smakuj Rozdział 14. Myśli dla mojego syna. O sztuce smakowania . . . . . Rozdział 15. Ercja, czyli poczucie celu . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Rozdział 16. Wzrastać przy świetle księżyca. . . . . . . . . . . . . . . . . Rozdział 17 „Hanoi Hilton”. Lekcja nadziei . . . . . . . . . . . . . . . . Rozdział 18. W natarciu na niewypowiadalne . . . . . . . . . . . . . . . Rozdział 19. Uznać wątpliwości. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

232 246 258 268 279 300

Koda. O unoszeniu się w bardo . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Podziękowania. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Informacja o uzyskaniu zgody na przedruk . . . . . . . . . . . . . . . . . O autorce . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

310 325 329 331




Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.