p OŁ ec Z e ŃS t WO
S
Lockdown – samotność starych, chorych ludzi w domach, covidowa samotność umierających w szpitalach i bolesne myśli bliskich… To wszystko kojarzy się nam z pandemią. Samotność przecież nie tylko ofiar koronawirusa, ale wszystkich, którym w tym okrutnym czasie przyszło znaleźć się w szpitalu albo w hospicjum, albo w domu pomocy społecznej – „depeesie”.
I wspomnienie czasu pandemii: szpital. Lekarz, życzliwy człowiek, tłumaczy, że operacja nic nie dała, bo nowotwór jest zbyt zaawansowany i że już nic nie da się zrobić. Naprawdę jest mu przykro i ten dobry człowiek radzi, żeby chorą prosto ze szpitala przewieźć do hospicjum. „Same nie dacie rady” –mówi do stojących przed nim kobiet. One odpowiadają, że nie, że dadzą radę i zabierają chorą do domu.
Pierwsze w Warszawie hospicjum – Archidiecezjalny Zespół
Domowej Opieki Paliatywnej, istnieje już 25 lat. Rocznie opieką obejmuje około 500 pacjentów. Rozmawiamy przez telefon.
17 Sp OŁ ec Z e ŃS t WO
SAMO t NO ś Ć p OKONANA
Pierwsze pytanie dyrektora, księdza Władysława Dudy: „Czy nie przysłać łóżka?”. Odpowiedź: „Przysłać”. Po godzinie łóżko z elektrycznym ustawianiem w odpowiedniej pozycji oczekuje na wracającą ze szpitala chorą w jej pokoju. Odtąd, przez długie miesiące lekarka i pielęgniarka z hospicjum będą systematycznie ją odwiedzały.
Dzięki hospicjum rodzina chorej przeżyła ten czas jej odchodzenia, z miłością ją pielęgnując, uśmierzając ból i towarzysząc jej do końca. To ludzie z hospicjum uratowali chorą przed samotnością odejścia.
Zauważcie: wszystko to działo się w czasie, kiedy telefoniczne porady musiały zastąpić wizyty u lekarza! Damy radę… Decyzja byłaby ponad siły rodziny chorego, zdanej tylko na siebie, przytłoczonej chorobą, zaskakiwanej jej kolejnymi przejawami, których sami nie potrafią zinterpretować – gdyby nie hospicjum. Nie daliby rady. Ludzie w nim pracujący cierpliwie przychodzili, służyli radą i pomocą. Dzięki hospicjum rodzina chorej przeżyła ten czas jej odchodzenia, z miłością ją pielęgnując, uśmierzając ból i towarzysząc jej do końca. To ludzie z hospicjum uratowali chorą przed samotnością odejścia, a ich od odcięcia, skazującego na bezczynność i bezradność.
Różewicz przed laty pisał: „zaczynamy żyć coraz samotniej / odległość od człowieka do / / rośnie pod neonami / w przeludnionych miastach / ocierając się o siebie do krwi / żyjemy jak na wyspie / zamieszkanej przez nieliczne istoty…”.
18
Z MIŁOŚCI
SPRAWDZIAN
Przed samotnością ratują także oni: „Jesteśmy grupą dziewięciu pracowitych i otwartych na ludzi nastolatków z różnych krakowskich szkół (II LO, V LO, VI LO, VIII LO) – napisali. –
Osoby z zaburzeniami są często odrzucane i nietolerowane przez społeczeństwo. Pragniemy im pomagać, gdyż często nie mają się do kogo zwrócić”. Na olimpiadę „Zwolnieni z Teorii” przygotowali projekt DePresja Społeczeństwa. Zwracają się głównie do swoich rówieśników. Ich strony są odwiedzane przez młodzież. Publikują wywiady z psychologami, do których kierują pytania nurtujące uczniów, dyskutują o zaburzeniach psychicznych, prowadzą na żywo rozmowy i wywiady z psychologami i ekspertami, a także z koleżankami i kolegami walczącymi z depresją i innymi chorobami. Oto niektóre tematy: myśli samobójcze, autoagresja, anoreksja, bulimia, ednos (obsesja na punkcie zdrowej żywności), choroba afektywna dwubiegunowa, OCD (zaburzenia obsesyjno-kompulsywne), schizofrenia. Współpracują z różnymi instytucjami, między innymi z Akademią Ignatianum. Publikują na Facebooku i Instagramie na stronie DePresja Społeczeństwa. Organizują konkursy.
Teraz przygotowują wielki koncert. Wciąż mają nowe pomysły i wszystko to robią z wielkim zaangażowaniem i zapałem.
Kiedy w „Tygodniku” piszemy o dramatycznej, narzuconej przez pandemię samotności, wspominam też tych, którzy nas przed samotnością ratują.
19 Sp OŁ ec Z e ŃS t WO
SZ c Z epi ONKA i AU t O r Y tet
Kilkakrotnie pytaliśmy już na tych łamach podczas pandemii o jasne i klarowne stanowisko Konferencji Episkopatu Polski (KEP) w sprawie szczepień. W kontekście niefortunnych – delikatnie mówiąc – wypowiedzi niektórych duchownych wydawało nam się ono bardzo ważne.
Sam papież Franciszek powiedział, że „z etycznego punktu widzenia wszyscy powinni się zaszczepić”.
Fakt, biskupi dotąd akceptowali zalecenia władz związane z pandemią, ze względu na zarządzone restrykcje dyspensowali wiernych z obowiązku obecności w kościele na niedzielnej mszy, wymagali przestrzegania zarządzeń dotyczących dystansu, maseczek itd. Uznając kompetencję władz, sami nie ogłaszali dodatkowych obostrzeń, jak bywało w innych krajach, w których na przykład zarządzono udzielanie komunii wyłącznie na rękę. Choć sam papież Franciszek powiedział, że „z etycznego punktu widzenia wszyscy powinni się zaszczepić”, że jest to „opcja etyczna, bo stawką jest zdrowie, własne życie, a także życie innych”, i wyznał, że nie rozumie tych, którzy utrzymują, że „szczepionka na koronawirusa jest niebezpieczna”, to zachęta do szczepień ze strony biskupów (choćby taka jak w grudniu 2020 roku arcybiskupa Wojciecha Polaka) była czymś absolutnie wyjątkowym.
20
MIŁOŚCI
SPRAWDZIAN Z
Teraz to się zmieniło. Za namową ministra zdrowia – co podkreślano w mediach – przewodniczący KEP arcybiskup Stanisław Gądecki ogłosił 8 lipca 2021 roku „Oświadczenie w kwestii szczepień przeciw COVID-19”, w którym przypomniał, że „Kościół już wielokrotnie wypowiadał się w tej sprawie”. Zacytował, co prawda, tylko „Stanowisko Zespołu Ekspertów ds. Bioetycznych Konferencji Episkopatu Polski dotyczące szczepionek” – dokument, który wywołał sporo zamieszania, lecz jednak, przyznajmy to, zachętę do szczepień zawierał. Przewodniczący KEP napisał też – przywołując przykład Franciszka – że „Kościół wspiera wszystkich, którzy podejmują decyzję o zaszczepieniu się”. W tym samym czasie (11 lipca), we wszystkich parafiach Archidiecezji Warszawskiej odczytano apel kardynała Kazimierza Nycza o „podejmowanie akcji szczepień dla dobra całej społeczności”. Metropolita warszawski poinformował, że „przy Świątyni Opatrzności
Bożej w Warszawie-Wilanowie otwarto powszechnie dostępny
punkt szczepień”, co ma służyć jako „przykład konkretnej troski o dobro bliźniego”. Także kardynał Nycz nie krył, że apel ogłosił na prośbę wojewody mazowieckiego Konstantego Radziwiłła.
W kościołach diecezji kieleckiej odczytano z kolei komunikat, w którym na prośbę wojewody świętokrzyskiego biskup Jan Piotrowski zwrócił się do „czcigodnych księży, osób konsekrowanych i wiernych świeckich” swojej diecezji z zachętą do korzystania z zainicjowanego przez wojewodę programu „Zaszczep się w wakacje”. Już wcześniej na stronie Ordynariatu
Polowego Wojska Polskiego ukazał się apel arcybiskupa Józefa
21 Sp OŁ ec Z e ŃS t WO
Guzdka do żołnierzy i służb mundurowych: „Szczepimy się!
Niech ten apel o zdrowy rozsądek, rozumne i odpowiedzialne podejście do akcji szczepień w szeregach Wojska Polskiego
i służb mundurowych będzie przykładem dla reszty społeczeństwa. Jeżeli chcemy służyć, trzeba się zaszczepić”.
Przytoczyłem tu cztery apele biskupów zachęcające do szczepień. Prawdopodobnie było ich więcej. W tym trudnym dla Kościoła czasie, gdy już odtrąbiono upadek jego autorytetu, władze – wobec szczepieniowego impasu – oczekują od tego autorytetu pomocy. Wojewoda Radziwiłł pisał do kardynała Nycza: „Wierzę, że osobisty autorytet Księdza Kardynała i pozostałych duchownych oraz wywodzące się wprost z Ewangelii wezwania do troski o bliźniego i współodpowiedzialności za wspólnotę będą (…) przekonującymi argumentami do podjęcia decyzji o zaszczepieniu siebie i bliskich, w tym młodzieży”. Oby były.
c O BÓG ZŁĄ c ZYŁ
W Polsce rozpada się mniej więcej co trzecie małżeństwo.
W Polsce jest dzisiaj ponad milion rodzin patchworkowych zwanych u nas rodzinami zrekonstruowanymi. W znacznym stopniu są one efektem rozwodów. W Polsce rozpada się mniej więcej co trzecie małżeństwo (nie licząc związków niesformalizowanych) i rozwiedzeni, często mając
SPRAWDZIAN Z MIŁOŚCI
22
dzieci, wchodzą w kolejne związki z partnerami, którzy też mają dzieci z poprzednich związków. Ten odbiegający od klasycznego modelu („dwoje rodziców + ich dzieci”) kształt rodziny niesie tyle komplikacji, że aż dziw, iż istnieje. Lecz istnieje, tak jak istnieją rozwody.
Kościół, trwając przy nauce Chrystusa o nierozerwalności małżeństwa (Mt 19, 3–6) i przekonaniu, że chrześcijańskie małżeństwo jest obrazem, sakramentem i świadectwem nierozerwalnego zjednoczenia Chrystusa i Kościoła, musiał się mierzyć z często dramatycznymi sytuacjami życiowymi.
Już Święty Paweł ogłosił prawo (Przywilej Pawłowy) do rozwiązania małżeństwa przez osoby, które zostały chrześcijanami, będąc wcześniej w związku małżeńskim, w sytuacji gdy dotychczasowy małżonek nieochrzczony nie chce utrzymywać związku (1 Kor 7, 12–15; por. KPK, kanony 1143–1150). Pojawił się też Przywilej Piotrowy – zarezerwowane wyłącznie dla
biskupa Rzymu prawo do rozwiązania małżeństwa, w którym przynajmniej jedna ze stron jest ochrzczona, a małżeństwo nie zostało skonsumowane. Podstawą jest uznanie „władzy kluczy”: papież jako następca Piotra sprawuje władzę we wszystkim, co dotyczy religii i Kościoła. Według Ewangelii Świętego
Mateusza (Mt 16, 19) Jezus taką władzę przekazał Piotrowi (kan. 1697–1706 KPK). Pojawiały się zresztą głosy, by wykonywanie tej władzy papież rozszerzył na inne sytuacje. Bardzo
wcześnie też zaczęto precyzować, kiedy ma się do czynienia z rzeczywistym małżeństwem, ustalając warunki jego ważności,
23 Sp OŁ ec Z e ŃS t WO
tak zwane przeszkody małżeńskie. Ustalanie tych warunków, początkowo lokalne, pod koniec XII wieku stało się bardziej precyzyjne i obowiązujące w całym Kościele. Prawo Kościoła do ich ustanawiania ogłosił dopiero Sobór Trydencki, zaś jednolity katalog przeszkód pojawił się dopiero w Kodeksie Prawa Kanonicznego z 1917 roku (1058–1080). Kodeks z 1983 roku przyniósł nową ich redakcję. Do ważności zawartego małżeństwa, poza brakiem przeszkód, wymagana jest zdolność do podjęcia zobowiązań małżeńskich oraz „forma kanoniczna”, to jest zachowanie procedur (np. że związek błogosławi ksiądz).
To, co w wielkim uproszczeniu tu opisałem, było wysiłkiem pogodzenia nauki Chrystusa z problemami, które niesie życie. W przypadku faktycznego rozpadu związku służy orzeczeniu, że małżeństwo od początku nie było ważne (bo w Kościele nie ma rozwodów!).
Choć wszystkie wyroki kościelnych trybunałów w tych sprawach posiadają klauzulę si preces veritate nitantur (jeżeli prośba opiera się na prawdzie), to skrzyżowanie porządku jurydycznego i moralnego kusi do rozmijania się z prawdą. Ciągłe doskonalenie procedur nie jest w stanie temu zapobiec.
Papież Franciszek podszedł do sprawy z innej strony, zresztą nie całkiem zgodnie z orzeczeniem Międzynarodowej Komisji Teologicznej Doktryna Katolicka o Sakramencie Małżeństwa z 1977 roku. W adhortacji Amoris laetitia zachęca do odpowiedzialnego duszpasterskiego rozeznania każdego przypadku, przenosząc problem z płaszczyzny kanonicznej na czysto
SPRAWDZIAN Z MIŁOŚCI
24
sakramentalną, opartą na nauczaniu teologii moralnej i praktyce penitencjarnej. Przyjmując do wiadomości fakt rosnącej liczby rozwodów i doceniając pracę kościelnych trybunałów, kieruje uwagę osób rozwiedzionych i powtórnie poślubionych na relację z Bogiem. Pisze więc, iż „nie można już powiedzieć, że wszyscy, którzy znajdują się w sytuacji tzw. nieregularnej, żyją w stanie grzechu śmiertelnego, pozbawieni łaski uświęcającej” (AL 301). Jan Paweł II zatroszczył się o to, żeby ci ludzie „nie czuli się odłączeni od Kościoła, skoro mogą, owszem, jako ochrzczeni, uczestniczyć w jego życiu” (Familiaris consortio 84). Papież Franciszek poszedł krok dalej.
Przyjmując do wiadomości fakt rosnącej liczby rozwodów i doceniając pracę kościelnych trybunałów, kieruje uwagę osób rozwiedzionych i powtórnie poślubionych na relację z Bogiem.
Nigdy nie sądziłem, że pierwszym będzie B. Przez dwa lata byliśmy szkolnymi kolegami. Tylko dwa, bo gdy w 1949 roku władze zlikwidowały szkołę (prywatną, katolicką), nasze drogi się rozeszły, widywaliśmy się bardzo rzadko. Potem ja wstąpiłem do zakonu i w 1960 roku zostałem księdzem. Skąpe
25 Sp OŁ ec Z e ŃS t WO
NASZ e p OG r Z e BY
wiadomości o B. miałem od jego babki. Jako młoda dziewczyna walczyła w legionach. Kiedy ją poznałem, była już starszą panią i wybitną artystką. To ona poprosiła mnie, bym pochował B. Opowiedziała, jak B. wrócił do domu w nocy, że był „pod wpływem”, że na gazowej kuchence postawił wodę na herbatę i zasnął. Woda zalała palnik i B. umarł zatruty gazem. Tak mi to opowiedziała. Ale szybko dotarła do mnie inna wersja wydarzeń. Nie było żadnej wody. B. po prostu otworzył gaz i umarł.
Możliwość innego traktowania ludzi, którzy się targnęli na swoje życie, Kościół dopuścił w roku 1972.
Jeżeli druga wersja byłaby prawdziwa, to w tamtych czasach nie mógłbym po katolicku pochować B. Możliwość innego traktowania ludzi, którzy się targnęli na swoje życie, Kościół dopuścił w roku 1972. Polski Episkopat instrukcję w tej kwestii wydał 5 maja 1978 roku. Był to czas, kiedy w kościele Świętego Karola Boromeusza na warszawskich Powązkach znajdowała się dyskretnie umieszczona na ołtarzu karteczka informująca, że zabrania się księżom odprawiania mszy świętej pogrzebowej krócej niż 15 minut (w rycie przedsoborowym msza święta śpiewana trwała około 30 minut, zmiany liturgii zaczęto u nas wprowadzać w połowie lat 60. ubiegłego wieku). Z tego pierwszego „mojego” pogrzebu najostrzej wrył mi się w pamięć obraz taty B., którego wcześniej nie znałem. Przyszedł przed mszą do zakrystii. Zrozpaczony i bezradny. Wyjął z kieszeni gruby plik banknotów: „Niech
26
MIŁOŚCI
SPRAWDZIAN Z
ksiądz to weźmie, niech ksiądz tak zrobi, żeby mu tam było dobrze”. Najłagodniej jak umiałem, powiedziałem, że to nie jest kwestia pieniędzy. Z rezygnacją schował je do kieszeni.
I ostatni – do tej pory – „mój pogrzeb”. J. zmarła poza Polską, w kraju, w którym przez ostatnie lata mieszkała. W starym, wiejskim kościele, przy którym na cmentarzu jest grób jej rodziny, zebrali się bliscy zmarłej. Po złożeniu do grobu prochów było jedno tylko przemówienie. Kilka słów o ludziach, którzy tam, w ostatniej chorobie, otaczali ją czułą troską. I że opiekunka społeczna, która zajmowała się J., pochodząca z Etiopii Erytrejka, kiedy po śmierci J. jej najbliżsi z powodu pandemii nie mogli przyjechać, wzięła na siebie ich obowiązki. Dziękowali jej za to i chcieli jakoś wynagrodzić. Nie zgodziła się, powiedziała ze wzruszeniem: „J. była dla mnie jak matka”. J. nie miała dzieci i chyba nigdy nikomu nie matkowała. Miała opinię osoby raczej
skupionej na sobie. I teraz to zdanie… Pomyślałem: ta opowieść jest jak snop światła, jak niepełna bywa nasza wiedza o najbliższych.
Ta opowieść jest jak snop światła, jak niepełna bywa nasza wiedza o najbliższych.
Bywają pogrzeby-manifestacje. Uczestniczyłem w takich czterech. Pogrzeb kardynała prymasa Augusta Hlonda – 26 października 1948 roku. Cały był antykomunistyczną i prokościelną manifestacją. Na ulicach dziesiątki tysięcy ludzi, złożenie do grobu w murach częściowo zburzonej, pozbawionej dachu i stropu katedry Świętego Jana, Episkopat z kardynałem
27 Sp OŁ ec Z e ŃS t WO