Pilecki. Śladami mojego taty

Page 1





Bezpowrotnie utracony raj W Sukurczach

Młodzi i szczęśliwi – Witold Pilecki z żoną Marią i synkiem Andrzejem w Ostrowi Mazowieckiej, 1933. Ostrów to dla tej opowieści miejsce szczególne. Stąd pochodziła Maria i tu znajduje się symboliczny grób rotmistrza



J

est połowa maja 2014 roku. Grzmi. Burza i siarczysta ulewa zwalniają tempo podróży. Na dzisiaj nie planowaliśmy zdjęć, więc spokojnie posuwamy się naprzód, rozmawiamy. Kiedy zjeżdżamy z Zakopianki w nowotarską równinę, burza ustaje, a nad horyzontem pojawia się tęcza. Uśmiechamy się do siebie, mówimy o symbolice i nadziei, że wszystko pójdzie dobrze i uda się wspaniale. To początek zdjęć i trema męczy nas wszystkich. Łopuszna, jesteśmy na miejscu. Tu wyobraziliśmy sobie Sukurcze, mały przedwojenny raj rodziny Pileckich. Parkujemy tuż przy historycznym dworku Tetmajerów, zgłaszamy nasz przyjazd. Tymczasem Marcina Kwaśnego, filmowego rotmistrza, już ciągnie do koni pasących się w sąsiedztwie zabudowań. Idzie się przywitać: głaszcze po szyi, poklepuje. Zwierzęta rżą przyjaźnie. Atmosfera raju w Sukurczach nabiera kolorytu na naszych oczach. Pogoda utrzyma się jeszcze następnego dnia dla scen z pobytu Pielckiego we Włoszech, ale 15


PILECKI. ŚLADAMI MOJEGO TATY

następnego dnia jest już zimno i wilgotno, jak to w kapryśnym polskim maju bywa. Realizowane w tym dniu ujęcia z czasów dzieciństwa Witolda w Ołońcu mają się pojawić jako przebłyski świadomości snujące się po ścianach celi w więzieniu przy Rakowieckiej. Wnętrza dworku Tetmajera stają się na chwilę ołonieckim mieszkaniem rodziny Pileckich. Opatulona wełnianą chustą Dorota Bochenek, grająca matkę rotmistrza, przygotowuje się do zdjęć, głośno czytając przeredagowany fragment Ogniem i mieczem: „Rok 1647 był to dziwny rok, w którym rozmaite znaki na niebie i ziemi zwiastowały jakoweś klęski i nadzwyczajne zdarzenia…”. Obok niej dzieci w strojach z epoki grzeją się przy przenośnym elektrycznym piecyku. W tym samym czasie Piotr Skąpski, nasz kierownik produkcji, docina jeszcze przygotowane do umieszczenia na ścianie kopie kartonów Grottgera, a Łukasz Klag ustawia światło i kamerę. W tym blasku silnego oświetlenia zrobiło się trochę cieplej. Gromadka dzieci siada u stóp pani Doroty. Klaps i parę dubli. Maluchy zainteresowały się tekstem Sienkiewicza i proszą o więcej. Książka wykorzystana do zdjęć miała tylko ładną, starą oprawę, w środku było zupełnie co innego. Rozbudzona dziecięca wyobraźnia pozostaje niezaspokojona. Na zewnątrz bardzo chłodno. Przestało padać, ale trawa w ogrodzie jest wilgotna. Wracamy do czasów wakacyjnych pobytów Witolda w rodzinnym 16


Bezpowrotnie utr acony r aj

majątku w Sukurczach, które z wielką nostalgią opisywał w swoim poemacie Pod Lidą: Marzyłem o szabli, o szeregach polskich, O koniu w galopie, marszu nocnym, w cwale. Budowałem zamki na konarach drzewa. W alejach ogrodu miałem swe kryjówki. Wyznaczałem kwiatom ich przydział we wojsku: To byli ułani, a tamci – dragoni, Husarzy, semeni, piechota łanowa. Pokrzywa to Niemcy, kwiat żółty – Tatarzy. Szablą z drzewa ciąłem wrogie mi szeregi, Szczędząc od zgniecenia – własne wojsko w trawie. Musimy zrobić wszystko szybko, bo buty z pewnością przemokną małemu Mikołajowi Matusikowi, filmowemu Witoldowi z czasów zabaw w dzieciństwie. Piotr Skąpski przynosi specjalnie przygotowaną drewnianą szabelkę. Łukasz zakłada na siebie ciężki steadicam, asystentka pomaga umieścić na nim przygotowaną do pracy kamerę. Jesteśmy gotowi. Mały Witold ściąga współczesną, sportową kurtkę i mimo stroju z początku XX wieku staje się Małym Rycerzem pędzącym na swoim koniu na Tatarzyna. Szabla wprawiona w ruch ścina wrogie szeregi różnokolorowych kwiatów. Kolejnego dnia pogoda bez zmian: trochę chmur, trochę słońca, trochę deszczu. Zaczynamy od powitania z matką po powrocie młodego 17


PILECKI. ŚLADAMI MOJEGO TATY

Witolda z wojny bolszewickiej. Ścinanie szablą chwastów nawiązujące do zabaw z dzieciństwa nie jest przypadkowym pomysłem. To początek gospodarowania w Sukurczach, dla których zaczyna się odtąd dobry czas. Niestety nie okazał się dobry dla oryginalnych spodni legionisty, które włożył na siebie Marcin. Przy zeskakiwaniu z konia rozdarły się tak paskudnie, że Krzysiek Musielak, odpowiedzialny za stroje z epoki, rwie sobie włosy z głowy. „To przecież oryginał, autentyczna rodzinna pamiątka! Co ja teraz powiem właścicielowi?” – jest bardzo przejęty, chociaż według niektórych wygląda nieco komicznie z podartymi portkami w rękach. Do zatroskanego Krzysztofa podchodzi Paulina Wądrzyk, prezeska Stowarzyszenia Auschwitz Memento, a obecnie prawa ręka producenta Bogdana Wasztyla i reżysera Mirosława Krzyszkowskiego. W ręce ma igłę z nitką, próbuje pomóc, ale nie wygląda to dobrze. Materiał sprzed prawie stu lat nie wytrzymał. Rozszedł się nie tylko na szwach. Zostawiamy Krzyśka ze spodniami (Paulinie udało się je pięknie naprawić już po zakończeniu zdjęć do filmu). Marcin wkłada inne z epokowej kolekcji, którą mamy na planie, i już wchodzimy w krainę dzieciństwa Andrzeja, syna Witolda. Małgorzata Kowalska, młoda aktorka z Krakowa, jest już ucharakteryzowana na Marię Pilecką z najszczęśliwszego okresu małżeństwa z Witoldem. Koncentruje 18


Bezpowrotnie utr acony r aj

się poza zasięgiem gwaru ekipy w zacisznym kącie ogrodu. Po krótkim poszukiwaniu przez nawołujących asystentów reżysera pojawia się przed kamerą i uśmiechem sygnalizuje swoją gotowość. Realizujemy magiczne dla nas sceny: Witold i Maria w prostym miłosnym dialogu; słynne przedstawienia reżyserowane przez Pileckiego dla żony, w których główne role grały ich poprzebierane dzieci; wspólna zabawa ojca z dziećmi. Przejażdżka na białym koniu, na którym siedzą mali aktorzy, nabiera dla nas charakteru symbolicznego, co w pełni zrozumiemy tak naprawdę dopiero w trakcie montażu. To ujęcie, którego nie było w planie, ale zostało zarejestrowane, teraz jest jak senne marzenie o niewinnej krainie dzieciństwa, gdzie Andrzej i Zosia mieli na zupełną wyłączność dwoje kochających się rodziców.

*** Andrzeju, w Sukurczach żyłeś do siódmego roku życia. Pamiętasz je?

Oczywiście! I to jak pamiętam! Ja je mam ciągle przed oczami, jakby wyjęte z tamtego czasu. Nieopodal płynęła Dzitwa, ciągnęły się bagna i łąki. Wszędzie pusto. I nagle z tych łąk wyrastały Sukurcze, niczym taka wysokopienna wyspa. Musiały pokolenia poprzednie tę wyspę utworzyć, sporo się przy tym utrudziwszy. 19


PILECKI. ŚLADAMI MOJEGO TATY

Majątek był stary. Mająteczek właściwie, nie była to wielka posiadłość. Liczył sobie ponad czterysta lat i – według rodzinnej tradycji – pamiętał jagiellońskie sejmiki szlacheckie. Przed wiekami Sukurcze, położone jakieś sto kilometrów na południe od Wilna, były siedzibą Narbuttów, następnie Domeyków, od XIX wieku Pileckich. Dwór był posadowiony na olbrzymich głazach, które stanowiły fundament. Z racji wieku miał swój specyficzny zapach. Dom mieścił kilkanaście pokoi. Największą osobliwością był sekretny pokój błękitny, który zawsze rozbudzał moją ciekawość kilkuletniego szkraba. Był, a jakby go nie było. Dobrze pamiętam to zamaskowane pomieszczenie, usytuowane w długim ciągu innych pokojów. Ściany były obite błyszczącą tkaniną, może jedwabiem, drzwi były zupełnie niewidoczne, trzeba się było dobrze przypatrzeć, by zauważyć cienką kreskę na ścianie. Klamki nie było, trzeba było znać sposób, aby wejść do środka. Pokój ten odegrał istotną rolę w czasie powstania styczniowego. Podczas gdy we dworze stacjonował rosyjski generał czy wyższy oficer z całą sotnią, w tajemnym pokoju ukrywali się powstańcy, w tym jeden poważnie ranny. Nie pamiętam dokładnie, czy przeżyli, ale wydaje mi się, że tak. Skoro o pokoju tym wspominano jako o zalecie domu, było to widocznie bezpieczne schronienie. Był też pokój ciemny – duża wędzarnia w samym środku domu, sąsiadująca bezpośrednio z kominem. 20


Bezpowrotnie utr acony r aj

Za moich czasów nie była używana. Znajdował się tam skład rupieci: siodła, oprzyrządowanie. Nie było podłogi, tylko polepa. I jak się pogrzebało, to można było coś znaleźć, na przykład stare kopiejki. Bardzo ciekawa była sypialnia. W jej rogu stał piec, kafle miały wzory w kwiaty, chyba róże. Piec furę drzewa połykał – tak mówił ojciec. Ponieważ w sypialni były duże okna a po zewnętrznych ścianach domu wiła się winorośl, najczęściej było tu bardzo chłodno. Któregoś roku ojciec zamurował część okien. Zostały po nich wnęki i aby je jakoś wypełnić, namalował w nich obrazy. W jednej Matkę Bożą Karmiącą w błękicie, w drugiej – Świętą Rodzinę w brązach. W salonie na jednej ze ścian wisiał wielki gobelin, a na nim biała broń do fechtunku: szpady, rapiery, szable, maski do szermierki. Do ojca przyjeżdżał Aleksander Żeligowski, też wojskowy, przyjaciel z Lidy, i razem fechtowali. Ja kiedyś z ciekawości pociągnąłem za gobelin i całe to żelastwo na mnie spadło. Strzeliłem też raz z pistoletu. Znalazłem go w rzeczach ojca, był nabity. Potajemnie wyniosłem na zewnątrz, ukryłem się między georginiami a ścianą dworu, położyłem na ziemi broń i pociągnąłem za spust, a pistolet wypalił jak cholera. Mama od razu wyjrzała przez okno przestraszona, a ja mówię: „To nie ja, to kuzyn”. Taki bezczelny byłem. Bo mieliśmy obok kuzynostwo ojca, kuzyn strzelał często w swoim obejściu. 21


PILECKI. ŚLADAMI MOJEGO TATY

Mieliście elektryczność?

Nie, w Sukurczach nie było prądu, używaliśmy lamp naftowych. Ale mieliśmy radio kryształkowe. Radio było w pokoju babci Ludwiki, którą nazywaliśmy Bunią. Ona najbardziej lubiła go słuchać, a mnie z kolei nie interesowała treść, tylko jak to radio działa, jak jest zrobione. Zawsze ciągnęło mnie do techniki. Chyba w 1937 roku pojawiło się we dworze radio lampowe – duże, z akumulatorem, z baterią anodową i wielką anteną na dachu. Zawsze po wysłuchaniu audycji trzeba było antenę uziemić specjalnym przełącznikiem, żeby nie ściągała piorunów. Wyjdźmy przed dom.

Przed domem był dziedziniec z podjazdem pod ganek. Na środku dziedzińca rósł potężny kasztanowiec. Za domem były ogrody, a właściwie sady. Jeden nazywaliśmy sadem starym, drugi – małym. Owoców było mnóstwo. Nie mogliśmy wszystkiego przejeść ani zakonserwować, jeden z dwu sadów był więc odnajmowany. Dzierżawca wzniósł tam krytą słomą szopę, w której trzymał posegregowane jabłka, pachniało cudownie. Potem te skrzynki z jabłkami były wysyłane do niedalekiej Lidy. Były też śliwy, grusze sapieżanki i cytrynówki. Cytrynówki szybko spadały i przyciągały mnóstwo os. Posiadłość okalało kilka alei. Według mnie najpiękniejsza była aleja lipowa, chroniąca dwór od wiatrów 22


Bezpowrotnie utr acony r aj

od wschodu i północy. Małemu dziecku wydawała się ogromna. Pamiętam też aleję brzozową, którą dojeżdżało się do dworu, i wierzbową, prowadzącą do zabudowań gospodarczych. Obie były bardzo mroczne – splecione gałęzie drzew tworzyły chłodne tunele. Przy jednej z nich ulokowano tak zwaną lodownię z blokami lodu zwożonego zimą. A w alei lipowej znajdowała się naturalna altana ze splecionych krzewów jaśminu, bzu, innych nieznanych mi krzewów, które kwitły w różnym czasie. Stamtąd było widać pobliską Krupę, słychać było bicie dzwonów. Młodzi w tej altanie coś tam sobie szeptali, pewnie się i czasem całowali. A babki klepały pacierze, patrząc na wieże kościelne. Pisał o tym ojciec w swoim poemacie Pod Lidą. Aleja lipowa, która zakręcała pod kątem prostym i w miarę oddalania się od dworu stawała się coraz bardziej dzika, kończyła się na łąkach, od których biło niesamowite światło – można było odnieść wrażenie, że na końcu alei jest okno. Nieco dalej płynęła rzeczka Krupka, w której można było się kąpać, pławiliśmy też w niej konie. Dużo w Sukurczach było drzew?

Ojciec niemal wszystkie opisał w swojej poezji, niektóre bardzo szczegółowo. Przy wjeździe od strony Krupy witały nas brzozy. Dalej, w stronę zabudowań gospodarczych, stawów oraz nad krynicą, której wody miały ponoć lecznicze właściwości i stawiały ludzi na nogi, były wierzby. Idąc z kolei w kierunku dziedzińca, napotykało 23


PILECKI. ŚLADAMI MOJEGO TATY

się siedlisko brzostów, czyli wiązów. Przy bramie rosły dwa największe, reszta chyba wysiewała się od nich, bo w miarę oddalania się od bramy były coraz mniejsze. Za brzostami były zabudowania folwarczne: czworaki, obory, chlewnie, które okalały osobne podwórko. Był tam też ogrodzony cielętnik. W stajniach były konie?

Oczywiście. Koni było dużo. Pamiętam nawet ich imiona: Loncia była biała, a Bajka, ulubiona klacz ojca pod wierzch, kara, gniady Emir i ciemniejszy Figlarz, który śmiał się, jak się go wzięło za pysk. To było takie cichutkie rżenie, nie pełnymi płucami, jak to zwykle konie robią. Był też Krakowiak – piękny, wielki ogier, który marnie skończył, bo wilki go rozszarpały. Z niego był wędrownik, lubił oddalać się i znikać, więc czasami go pętano. I pod koniec jednej z zim zaatakowały go wilki, a on nie mógł uciec. Na nielicznych zachowanych zdjęciach z tamtego okresu Witold Pilecki najczęściej występuje w mundurze. Bardziej czuł się żołnierzem niż ziemianinem?

Kochał i jedno, i drugie, ale mnie się wydaje, że bardziej jednak ten swój majątek i pracę w nim. Przecież nie musiał zostawać w Sukurczach, na zapadłej prowincji. Mógł szukać kariery w wojsku, mógł rozwijać 24


Bezpowrotnie utr acony r aj

się artystycznie, miał ku temu zdolności. A on porzucił wojsko, porzucił studia na Wydziale Sztuk Pięknych Uniwersytetu Stefana Batorego w Wilnie i uparł się, że doprowadzi Sukurcze do świetności. Bo w mająt­ ku działo się źle. Sukurcze zaczęły upadać właściwie już od klęski powstania styczniowego. Pradziadek Józef po powrocie z siedmioletniego zesłania nie miał głowy do gospodarowania. Ziemię puścił w dzierżawę. Nie pielęgnował też specjalnie więzi rodzinnych. Zadbał co prawda o wykształcenie dzieci, ale nic ponadto. W końcu jego żona Flawia z Żórawskich zamieszkała w swym rodzinnym majątku w Jaryłówce, a w Sukurczach pozostał Józef. Córkę Salomeę wyklął za mezalians, ale dał jej kawałek Sukurcz i wiodła tam w miarę spokojne rodzinne życie u boku męża Józefa Tumielewicza. Syn Wandalin był administratorem kamienicy czynszowej w Wilnie i z ojcem nie utrzymywał kontaktu. Podobnie Stanisław, który gospodarował w Jaryłówce. Seweryn zginął tragiczną, przypadkową śmiercią z własnej broni, nie założywszy rodziny. Kontaktów z Józefem nie utrzymywał także Ludwik, który osiadł w dalekim Czelabińsku, gdzie nadzorował budowę jednego z odcinków Kolei Transsyberyjskiej. Jedynym, który bywał w Sukurczach, był Julian, ojciec Witolda, a mój dziadek. Kiedy Józef zmarł samotnie w Sukurczach w 1906 roku, dom niszczał, a wydzierżawiony majątek ziemski podupadał. Sytuacja zmieniła się dopiero w 1918 roku, kiedy to po wysłużeniu emerytury dziadek Julian 25


PILECKI. ŚLADAMI MOJEGO TATY

opuścił Ołoniec i uciekając przed bolszewickimi prześladowaniami, schronił się w Sukurczach. Tam również zjechała z Wilna, które było jeszcze pod niemiecką okupacją, babcia Ludwika z młodszym rodzeństwem taty. W Sukurczach bezpieczną przystań chciał też odnaleźć Ludwik z żoną i dwoma synami. Wtedy prababcia Flawia podzieliła pięciusethektarowy majątek równo między Juliana i Ludwika, z tym że dwór przypadł mojemu dziadkowi, a Ludwik wybudował dom w pobliżu. I dziadek Julian zaczął mozolnie odbudowywać Sukurcze?

Właśnie nie. Dziadek Julian nie był rolnikiem, tylko leśnikiem, nie potrafił zająć się dwustu pięćdziesięcioma hektarami ziemi, więc wydzierżawił pola sąsiadowi. Ale zaraz po wojnie w Polsce szalała inflacja i dzierżawa okazała się fatalnym błędem. Rodzinny majątek wciąż podupadał, dziadkom brakowało pieniędzy nawet na codzienne utrzymanie. Zresztą mówiło się w rodzinie, że dziadek Julian chorował na „czarną melancholię”, tak w owym czasie określano depresję. Nie interesował się niczym, praktycznie nie wychodził z pokoju, nie rozmawiał, nie dbał o siebie. Co było tego przyczyną? Nie wiem. Może fakt, że na skutek rewolucji utracił wypracowaną emeryturę, a może kilka miesięcy spędzonych w bolszewickim więzieniu, gdy podczas wojny polsko -bolszewickiej Sukurcze znalazły się pod sowiecką okupacją… A może jedno i drugie. 26


Spis treści Wstęp czyli to była i jest wielka przygoda   5 Bezpowrotnie utracony raj W Sukurczach  13 Męskie powinności Z ucznia i harcerza ułan i gospodarz   49 Dwa wrześnie Droga na wojnę i ucieczka przez zieloną granicę   75 Otrzymał numer 4859 Z Warszawy do Auschwitz i z Auschwitz do Koryznówki   97 Mówili do niego „Tato” W powstaniu, w Murnau i we Włoszech   133 Nie ty dałeś im życie, nie ty będziesz im je odbierał Ojciec i wychowawca   159 315


PILECKI. ŚLADAMI MOJEGO TATY

Prostą drogą Śmierć ojca i syn „wroga ludu”   187 Miłość wśród dzieci ulicy Ognisko „Dziadka” Kazimierza Lisieckiego i późniejsze życie   215 Wciąż czekanie Pamięć rodzinna i poszukiwania grobu   237 Epilog czyli spełnione marzenie 271 Kalendarium  279 Indeks nazwisk  305 Źródła ilustracji  313




Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.