Projekt okładki Monika Drobnik-Słociński Opieka redakcyjna Ewelina Olaszek Wybór ilustracji Ewelina Olaszek Tłumaczenie fragmentów wspomnień Sabiny Heller Justyna Kukian Adiustacja Ewa Pensyk-Kluczkowska Korekta Aneta Iwan Joanna Kłos Łamanie i opracowanie map Edycja Copyright © by Mateusz Madejski © Copyright for this edition by SIW Znak Sp. z o.o., 2020 ISBN 978-83-240-7821-9 Znak Horyzont www.znakhoryzont.pl
Książki z dobrej strony: www.znak.com.pl Więcej o naszych autorach i książkach: www.wydawnictwoznak.pl Społeczny Instytut Wydawniczy Znak, 30-105 Kraków, ul. Kościuszki 37 Dział sprzedaży: tel. (12) 61 99 569, e-mail: czytelnicy@znak.com.pl Wydanie I, Kraków 2020. Printed in EU
SPIS TREŚCI Prolog. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
7
Na Wołyniu. . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
13
Gdy przyszła wojna. . . . . . . . . . . . . . . .
55
Przychodzą Niemcy. I zaczyna się rzeź. . . . .
73
Inka, czyli pięć miesięcy w ciemności. . . . . .
85
Wojenna codzienność. . . . . . . . . . . . . . .
135
W drodze do Auschwitz. . . . . . . . . . . . .
149
Koniec wojny?.. . . . . . . . . . . . . . . . . .
161
Żona żołnierza wyklętego. . . . . . . . . . . .
177
Żona żołnierza Armii Berlinga. . . . . . . . . .
203
Rozstanie z Inką . . . . . . . . . . . . . . . . .
215
W poszukiwaniu prawdy. . . . . . . . . . . . .
239
Z perspektywy czasu. . . . . . . . . . . . . . .
271
Epilog. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
277
Spis ilustracji. . . . . . . . . . . . . . . . . . .
285
NA WOŁYNIU Dopiero po wybuchu wojny te wszystkie różnice powstały, między Polakami, Ukraińcami, Żydami [...]. Jak za pstryknięciem palców.
O województwie wołyńskim rzadko się dziś mówi w innym od rzezi kontekście. A mnie zawsze ciekawiło, jak wyglądało tam przed wojną codzienne życie. Zwłaszcza życie nielicznych Polaków, którzy zamieszkiwali tamtejsze wsie. Jak żyli, z czego się utrzymywali? I przede wszystkim – jak układały się ich stosunki z Ukraińcami? Wołyń był przed wojną prawdziwym tyglem narodowościowym, w którym Polacy stanowili mniejszość. Na Ukraińców przypadło 68 procent populacji, na Polaków – niecałe 17 procent, a na Żydów – 10. Moja babcia Zofia Hołub urodziła się w 1927 roku w niewielkiej wiosce Biała Krynica w pobliżu Radziwiłłowa, gdzie Ukraińcy dominowali jeszcze bardziej. Jak wyglądało życie na polskich terenach, gdzie Polacy byli zdecydowaną mniejszością? Jak się żyło w kraju, który po tylu latach powrócił na mapę Europy? Jak to było przed wojną na Wołyniu? Wszyscy żyli razem, w zgodzie? Zofia Hołub: W zgodzie! Wiesz, w domu był język polski, na ulicy ukraiński. Nasz dom był polski, ale ulica 15
ZOSIA Z WOŁYNIA
ukraińska. Niemal wszyscy moi znajomi byli Ukraińcami. Te dwa języki szły w parze. To chyba trochę jak na Śląsku, gdzie był i niemiecki, i polski. Ale szczerze mówiąc, to nie miało żadnego znaczenia, to były nasze języki po prostu. Pamiętasz jeszcze ukraiński? Tak, pewnie. Ale akcent mam już inny. Gdy po przeszło 30 latach wróciłam w rodzinne strony, do Białej Krynicy na Ukrainie, rzucało się to w oczy. Potrafiłam się dogadać bez problemu, ale akcent mi się zupełnie zmienił, zgubiłam go po prostu. M1
W O J E W Ó D Z T W O W O ŁY Ń S K I E Województwo poleskie
Sarny Luboml Kowel Województwo lubelskie
R
Kostopol Włodzimierz
ŁUCK Horochów
R
Równe Zdołbunów
Województwo lwowskie
Krupiec (Biała Krynica) Krzemieniec Radziwiłłów
S
Dubno
Z
Brody
Województwo tarnopolskie
Miasta powiatowe Miasteczka
16
NA WOŁYNIU
A w domu mówiliście czasem po ukraińsku? Nie, absolutnie. Dbaliśmy o to, by używać w domu tylko i wyłącznie języka polskiego. Było to dla nas bardzo ważne, w końcu wokół byli głównie Ukraińcy i język ukraiński. Musieliśmy robić wszystko, by swojego języka nie zapomnieć. Język to tożsamość. I wszyscy domownicy bardzo poważnie do tego podchodzili. Pamiętam, że sama pewnego razu powiedziałam na jakąś rzecz – wydaje mi się, że była to falbanka – używając ukraińskiego słowa. Brat mnie od razu niemal skarcił, powiedział, żeby tak nie robić, że to jest polski dom i używa się tu polskich słów. W swoich czterech kątach posługiwaliśmy się więc wyłącznie językiem polskim. Ale generalnie wy wszyscy – mam tu na myśli Polaków i Ukraińców – znaliście swoje języki, żyliście obok siebie bez żadnych problemów? Moja rodzina mieszkała we wsi, w której mieszkali głównie Ukraińcy, poza naszym były tam tylko trzy inne polskie domy. Ale w okolicy mieszkały też inne rodziny polskie, osadnicze. My jako Polacy oczywiście mieliśmy z nimi kontakt, więc nie mogę powiedzieć, że moja rodzina żyła w izolacji. Ale między Polakami i Ukraińcami było naprawdę normalnie. Istniał polski kościół na przykład. No i nasze ukraińskie koleżanki chodziły z nami do tego kościoła, my z kolei chodziłyśmy z nimi do cerkwi… 17
ZOSIA Z WOŁYNIA
Cerkiew była we wsi Krupiec, gdzie chodziłam do szkoły. Ta wieś miała cztery czy pięć ulic, więc była stosunkowo duża. Kiedyś był tam majątek hrabiowski i ten hrabia miał żonę katoliczkę, więc wybudował jej mały kościółek. Ale za czasów carskich zrobili z tego kościoła cerkiew. I do tej cerkwi mieliśmy pół kilometra, a do kościoła aż pięć kilometrów. Więc czasami, na przykład w pierwszy dzień szkoły, chodziliśmy po prostu do tej cerkwi się modlić. Dla nas, polskich dzieci, była to zupełnie normalna rzecz. A co niedzielę, z rodzicami, chodziliśmy te pięć kilometrów do polskiego, katolickiego kościoła. Gdy chodziliście do tej cerkwi, modliliście się po katolicku? F2 Tak, oczywiście. Dla nikogo nie był to żaden problem. Do szkoły też chodziliście razem z ukraińskimi dziećmi? Razem uczyliście się wszystkich przedmiotów? Ja chodziłam do polskiej szkoły. Akurat do tej placówki chodziły dzieci z kilku wsi, bo przecież w małych wsiach szkół nie było. Uczyły się tam i dzieci polskie, i ukraińskie. Rano mieliśmy polski i rachunki, potem gimnastykę i śpiew. Tak wyglądało to w pierwszej i drugiej klasie. Byłam dobrą uczennicą [śmiech]. A w kolejnych klasach były normalnie lekcje ukraińskiego dla Polaków.
18
NA WOŁYNIU
Wołyń był tyglem nie tylko narodowościowym, ale też religijnym. Na zdjęciu prawosławny duchowny oraz katolicki ksiądz podczas manewrów wojskowych na Wołyniu, 1925 r.
Skoro mieliście lekcje śpiewu, to może pamiętasz, co śpiewaliście i w jakim języku? Oj, nie pamiętam. A czekaj, na pewno był Wlazł kotek na płotek [śmiech]. Ale więcej to ja już naprawdę nie pamiętam. W szkole śpiewaliśmy przede wszystkim po polsku, natomiast w wielu domach to zdarzało się i po ukraińsku. Naprawdę przenikały się te nasze języki. W domu oczywiście uczyliście się i czytaliście przy lampach naftowych? Oczywiście, przecież prądu nie było. Z lampami naftowymi to był taki problem, że się często czadziły
19
ZOSIA Z WOŁYNIA
i trzeba było je regularnie czyścić. Nie było to wcale takie proste, a lampy do wytrzymałych nie należały. Raz rozbiłam taką lampę w trakcie czyszczenia. Do dziś to pamiętam. A co z Żydami? Przecież i oni mieszkali na tych terenach. Moja mama była mieszczanką, wychowała się w Radziwiłłowie, wśród Żydów, znała jidysz. Oczywiście ja tego nie pamiętam, bo mama umarła, jak byłam dzieckiem, ale sąsiadka mi mówiła, że ile razy poszli z mamą do jakiegoś sklepu, to ona normalnie wszystko w ich języku zamawiała [śmiech]. Akurat u mnie w szkole żydowskich dzieci nie było. Mój najstarszy brat natomiast chodził do szkoły w Radziwiłłowie i miał tam całkiem sporo żydowskich kolegów. Był zresztą taki jeden jego kolega, Żyd, który żył dobrze ze wszystkimi – z Polakami i z Ukraińcami. Spotykał się z nami, lubił spędzać czas w naszym ogrodzie. Do ukraińskich rodzin też tak chodził. No ale jak Niemcy w 1941 roku przyszli, to z Ukraińcami przestał rozmawiać, chodził już tylko do Polaków. Później został zamordowany. Szkoda mi go było, fajny chłopak był. W wieku mojego najstarszego brata, więc rocznik 1921. Jakieś 21 lat musiał mieć, jak go zamordowali. Zebrali wszystkich Żydów w mieście i przeprowadzili ich ulicami. Potem za miastem kazali wykopać rowy i wszystkich rozstrzelali.
20
NA WOŁYNIU
Niemcy? Tak, ale ukraińscy nacjonaliści pomagali im w tym wszystkim. Później, po 30 latach, odwiedziłam to miejsce. Sowieci tam las zasadzili. Wtedy mnie niemal zmroziło ze strachu. Wołyń to były tereny zamieszkane głównie przez Ukraińców. Skąd się tam w ogóle Polacy wzięli? Rdzennych Polaków to faktycznie w moich okolicach zbyt wielu nie było. Byli głównie osadnicy wojskowi, legioniści, którzy dostali ziemie po wojnie z bolszewikami. Piłsudski im po prostu dał te ziemie. Coraz częściej pojawiali się też zwykli osadnicy. Ale Ukraińców zawsze było tam więcej niż Polaków. Polska była – jak byśmy to dziś ujęli – wielokulturowa. Jak to dokładnie wyglądało u was? Normalnie. Odwiedzaliśmy się, młodzież się spotykała w domach. Wieczorami spotykaliśmy się na placu i śpiewaliśmy razem. Normalne życie, nie było wielkich podziałów. Oczywiście „normalne” oznaczało wtedy zupełnie coś innego niż dzisiaj. Razem bawiliśmy się na dworze, spotykaliśmy się w domach czy chodziliśmy na niedzielne msze. Jak była pogoda, to jak najdłużej siedzieliśmy na dworze. W każdym razie nie było czegoś takiego jak „ty Ukrainiec, a ja Polak”.
21
ZOSIA Z WOŁYNIA
A „ja Polak, a ty Żyd”? Nie, nie. Jak ktoś był Żydem, to my to oczywiście wiedzieliśmy. Ale nie mówiliśmy niczego takiego, nie przypominam sobie jakichś wielkich napięć w naszej wsi czy okolicach na tym polu. Szanowaliśmy się po prostu. Dopiero jak wojna wybuchła, to ta różnica powstała.
F3 Tak po prostu? Dokładnie tak. Jak za pstryknięciem palców. A jak wyglądało międzywojenne społeczeństwo? Odczuwałaś silne podziały klasowe – na przykład na bogatych i biednych, na wykształconych i niewykształconych? Oj, tak. Urzędnik to był na przykład wielki pan. A chłop był jedynie chłopem. Różnica była wielka, gigantyczna wręcz. Dzisiaj te różnice są zatarte, nie widać tego tak mocno. Społeczeństwo było silnie podzielone i bardzo trudno było gdzieś zajść, gdy się nie pochodziło z odpowiedniej rodziny. Ciocia mi na przykład kiedyś mówiła, że jak jej syn poszedł go gimnazjum, to powiedzieli: „Co?! Dzieci kolejarzy chodzą do gimnazjum?”. A ja myślałem, że kolejarze byli stosunkowo wysoko postawioną grupą przed wojną. Widocznie nie. To znaczy oczywiście, mieli jakiś prestiż społeczny, ale widocznie nie taki, żeby ich dzieci 22
NA WOŁYNIU
Ukraińcy i Polacy żyli ze sobą we względnej zgodzie – na zdjęciu personel i uczniowie szkoły powszechnej ze wsi Basowy Kąt (powiat Równe). Spośród uczniów czworo to dzieci polskich osadników wojskowych, pozostali to Ukraińcy, 1931 r.
szły do gimnazjum. To było coś bardziej elitarnego. A gimnazja były wtedy płatne. Tylko siedem klas podstawówki było bezpłatnych. Jak ktoś chciał iść dalej, to już musiał za to płacić. A co z przedszkolami? Pamiętam, że były w okolicy przedszkola dla dzieci rolników. Rodzice mogli tam oddać swoje pociechy, by móc pracować na roli. Jedno takie przedszkole przypadało na co najmniej kilka wsi. Na przykład moje kuzynki chodziły do takiego przedszkola rolniczego. Z tego, co wiem, to chyba były one darmowe. 23
ZOSIA Z WOŁYNIA
Czym się zajmowali twoi rodzice? Mój tata, Julian Stramski, był mechanikiem kowalem, ale później utrzymywał się głównie z prowadzenia gospodarstwa. Dostał je w spadku po swoim ojcu, który miał spory majątek i podzielił go między czterech synów. Ojciec dostał ziemie, pola, niemały las, więc trochę tego było. Moja mama, Maria Stramska (z domu Semen), pochodziła z miasta, jej ojciec miał masarnię w Radziwiłłowie, całkiem sporą, zatrudniał trochę osób. Małżeństwo moich rodziców było więc mieszczańsko-chłopskie. Rodziny były wtedy większe niż dziś, prawda? To w ogóle nie ma porównania! U mojej matki w rodzinie było dziesięcioro dzieci, u mojego ojca również! Kiedyś rodziny były naprawdę liczne. Zatem wasza – sześcioro dzieci – nie sprawiała wrażenia wyjątkowej? Niespecjalnie. Choć od śmierci mamy stanowiliśmy bardzo ciekawą rodzinę – sześcioro dzieci i ojciec. Mama, gdy żyła, to u nas się przede wszystkim domem zajmowała, a ojciec gospodarstwem. Każdy z nas miał zupełnie inny charakter, ale w sumie
Mama Zosi, Maria Stramska, była piękną i zaradną kobietą. Niestety zmarła, gdy Zofia miała zaledwie pięć lat. Na zdjęciu Maria z mężem Julianem
NA WOŁYNIU
25
ZOSIA Z WOŁYNIA
dobrze się dogadywaliśmy. Wszyscy na szczęście przeżyliśmy wojnę, ale nasze drogi trochę się potem rozeszły. Najbliżej byłam chyba z Bolkiem, najstarszym z naszego rodzeństwa. Miał niesamowity talent, jeśli chodzi o elektrykę i takie sprawy. Osiadł po wojnie w okolicach Przemyśla i zmarł kilka lat temu. Dziś leży w grobie obok ojca, ale nadal żyje jego syn. Dzisiaj z tej rodziny zostałaś już tylko ty. Tak, to dziwne uczucie, jak wszyscy wokół odchodzą i z roku na rok robi się coraz puściej. Koleżanek zresztą też już mam mniej, wszystkie najbliższe umarły w ostatnich latach. Ale nie narzekam, rodzina mnie przecież odwiedza. A co się stało twojej mamie? Wiesz, na co umarła? Nie, nigdy się tego nie dowiedziałam. Wtedy byłam bardzo mała i zapewne ojciec chciał mnie chronić przed takimi informacjami. Rozumiem, że musiało to być coś dramatycznego. Szczegółów jednak nigdy nie poznałam. Może to i dobrze. F4 Ale jako dziecko nie miałaś żadnej taryfy ulgowej, prawda? Ja się urodziłam w 1927 roku, a moja matka umarła pięć lat później. Lekko nie było, wszystko na barkach ojca. I zwyczajnie nie było możliwości, że jak ktoś się
26
NA WOŁYNIU
źle czuje, to niech nie idzie na pole, niech nie pracuje. Nawet nam to do głowy nie przyszło. Jeść przecież trzeba było, więc musieliśmy pracować. Domyślam się, że to było olbrzymie wyzwanie dla ojca, wychować was wszystkich samemu. Pamiętam, że gdy mama umarła, to wzięła mnie i moich dwóch braci do miasta rodzina znajomego policjanta, takiego starszego stopniem. Oni wtedy chcieli mnie adoptować. Adoptować? Brzmi to naprawdę drastycznie! Tak, mieszkałam w ich domu, ale czułam się tam potwornie, cały czas sama siedziałam, nie chciałam jeść, nie chciałam nic robić. A oni zaczęli mnie bić. No i szybko z powrotem trafiłam do ojca. W moim domu było, jak było – skromnie, ale dom to zawsze dom. Dlatego cieszyłam się niezmiernie, gdy byłam znów u taty.
* * * Czuję, że to moment na przerwę. Babcia proponuje herbatę. Widzę, że wspominanie historii rodzinnych jest dla niej bolesne. Trudno się zresztą dziwić. Przez chwilę odpoczywamy, jednak po kilkudziesięciu minutach przychodzi czas na kolejny trudny temat – wracam do relacji polsko-żydowskich.