Niebezpieczne kłamstwa

Page 1



b e c ca fi t zpatri c k f itzpatri

NIEBEZPIECZNE K Ł A m S T WA T ł u m ac z e n i e

M a r i u s z

k r a ków 2 0 1 6

G ą d e k


Tytuł oryginału: Dangerous Lies Copyright © 2015 by Becca Ajoy Fitzpatrick Copyright © for the translation by Mariusz Gądek Opieka redakcyjna: Agnieszka Urbanowska Opracowanie typograficzne książki: Daniel Malak Adiustacja: Magdalena Kędzierska-Zaporowska / d2d.pl Korekta: Anna Woś / d2d.pl, Sandra Trela / d2d.pl Łamanie: Agnieszka Frysztak / d2d.pl Projekt okładki: Eliza Luty Fotografie na okładce: dziewczyna – © Aleshyn_Andrei / Shutterstock.com, krople wody na szybie – © iStockphoto.com / sidsnapper Fotografia autorki: Grzegorz Press / Topress ISBN 978-83-7515-357-6

www.moondrive.pl Zamówienia: Dział Handlowy, ul. Kościuszki 37, 30-105 Kraków, tel. (12) 61 99 569 Zapraszamy do księgarni internetowej Wydawnictwa Znak, w której można kupić książki Wydawnictwa Otwartego: www.znak.com.pl


Przyjaciołom z dzieciństwa



ROZDZIAŁ 1

Gwałtowne pukanie zatrzęsło drzwiami pokoju hotelowego. Leżałam całkowicie nieruchomo na łóżku, skórę miałam rozgrzaną i lepką od potu. Reed przyciągnął mnie do siebie. I to by było na tyle, jeśli chodzi o nasze dziesięć minut, pomyślałam. Starałam się nie rozpłakać, gdy przytulałam głowę do ciepłej szyi Reeda. Chłonęłam umysłem każdy szczegół, próbując utrwalić tę chwilę, aby móc ją później – długo po tym, jak mnie zabiorą – w nieskończoność odtwarzać w pamięci. Nagle naszło mnie szalone pragnienie, żeby z nim uciec. Z pokoju, w którym mnie trzymali, widać było alejkę otaczającą motel. Ale gdzie mielibyśmy się ukryć albo jak uniknęlibyśmy końca na dnie rzeki Delaware z przywiązanymi do nóg cementowymi pustakami? Pukanie stawało się coraz bardziej natarczywe. Wtulając głowę w moje ramię, Reed odetchnął głęboko. On też starał się zapamiętać tę chwilę. 7


–  Pokój jest prawdopodobnie na podsłuchu – szepnął tak delikatnie, że wzięłam to niemal za westchnienie. – Powiedzieli, dokąd cię zabierają? Pokręciłam głową, a na jego pokrytej ranami i opuchniętej twarzy pojawił się wyraz rozczarowania. –  No tak, mnie też nic nie zdradzili. Reed obrócił się ostrożnie, ponieważ całe ciało miał poobijane, i klęknąwszy, zaczął przesuwać dłońmi wzdłuż wezgłowia łóżka. Wysunął szufladę stolika nocnego i przekartkował leżącą w środku Biblię. Zajrzał też pod materac. Nic. Ale pokój na pewno znajdował się na podsłuchu. Nie ufali nam na tyle, by sądzić, że nie będziemy rozmawiać o tamtej nocy, choć moje zeznanie to ostatnia rzecz, o jakiej teraz myślałam. Po tym wszystkim, co zgodziłam się dla nich zrobić, nie mogli mi dać nawet dziesięciu minut n a o s o b n o ś c i z moim chłopakiem, zanim znowu nas rozłączą. –  Jesteś na mnie zły? – zapytałam szeptem. Reed tkwił w tym bagnie przeze mnie i przez moją matkę. To właśnie jej kłopoty zrujnowały mu życie i zniszczyły przyszłość. Jak mógł więc nie czuć do mnie choć odrobiny urazy? Jego wahanie wywołało we mnie głęboką, bezgraniczną złość na matkę. –  No co ty – odparł wreszcie łagodnie, lecz stanowczo. – Nie mów tak. Nic się nie zmieniło. Będziemy razem. Jeszcze nie teraz, ale wkrótce. Odetchnęłam z ulgą. Nie powinnam była w niego wątpić. Reed był tym jedynym. Kochał mnie i właśnie po raz kolejny dowiódł, że mogę na nim polegać. W zamku zazgrzytał klucz. –  Nie zapomnij o naszym koncie mailowym – Reed szepnął mi pośpiesznie do ucha. 8


Wymieniliśmy się spojrzeniami. Delikatnym skinieniem głowy dałam mu znać, że rozumiem. Później objęłam Reeda tak mocno, że niemal pozbawiłam go tchu. Puściłam go dokładnie w chwili, gdy zastępca szeryfa Price otworzył drzwi. Za jego plecami zobaczyłam dwa czarne sedany buicki stojące na parkingu z włączonymi silnikami. Price obrzucił nas oboje wzrokiem.  – Czas ruszać. Drugi z zastępców, którego nie kojarzyłam, wyprowadził Reeda z pokoju. Obejrzawszy się raz jeszcze za siebie, Reed posłał mi długie spojrzenie. Próbował się uśmiechnąć, ale był zbyt zdenerwowany i zdołał unieść tylko kącik ust. Był zdenerwowany. Serce zaczęło mi gwałtownie bić. A więc teraz albo nigdy. To ostatnia okazja do ucieczki.  – Reed! – zawołałam. Ale on już siedział w samochodzie. Za przyciemnioną szybą nie mogłam dojrzeć jego twarzy. Samochód wyjechał z parkingu i przyśpieszył. Dziesięć sekund później całkowicie zniknął mi z pola widzenia. Dopiero wtedy moje serce zaczęło walić jak oszalałe. A więc to się dzieje naprawdę. Ścisnęłam mocno palcami rączkę mojej walizki. Nie byłam na to jeszcze gotowa. Nie umiałam opuścić jedynego znanego mi miasta. Moich przyjaciół, mojego domu, mojej szkoły… oraz Reeda. –  Na początku zawsze jest najtrudniej – odezwał się Price, wyprowadzając mnie delikatnie za łokieć na zewnątrz. – Spójrz na to w ten sposób. Masz szansę rozpocząć nowe życie, stworzyć siebie od zera. Nie myśl na razie o procesie. Nie będziesz musiała oglądać Danny’ego Balando przez wiele miesięcy, może nawet lat. Jego prawnicy 9


zrobią wszystko, by jak najdłużej opóźnić sprawę. Widziałem już rozmaite wymówki, za pomocą których obrona odwleka proces, od zagubionej karty opłat drogowych po korki na autostradzie. –  Opóźnić sprawę? – powtórzyłam niczym echo. –  Opóźnienia prowadzą do uniewinnienia. Taka jest generalna zasada. Ale nie tym razem. Dzięki twoim zeznaniom Danny Balando na pewno pójdzie siedzieć. – Price ścisnął moje ramię z przekonaniem. – Ława przysięgłych ci uwierzy. Czeka go dożywocie bez możliwości warunkowego zwolnienia, możesz być tego pewna. –  I przez cały czas trwania procesu pozostanie w areszcie? – spytałam z niepokojem. –  Został zatrzymany bez prawa do kaucji. Nic nie może ci zrobić. Ukrywając się przez minione siedemdziesiąt dwie godziny w pokoju hotelowym w oczekiwaniu, aż diler mojej matki zostanie oskarżony o morderstwo pierwszego stopnia, a także posiadanie i handel dużymi ilościami narkotyków, sama czułam się niemal jak więzień. Przez ostatnie trzy dni nieustannie pilnowało mnie dwóch agentów biura szeryfa: dwóch rano, kolejna para po południu i jeszcze dwóch na nocnej zmianie. Nie wolno mi było ani nigdzie dzwonić, ani odbierać telefonów. Skonfiskowano mi wszystkie urządzenia elektroniczne. Miałam do dyspozycji tylko skromną garderobę składającą się z niepasujących do siebie ubrań, które zastępca szeryfa zdążył zabrać z mojej szafy. A teraz jako kluczowy świadek w federalnej sprawie karnej czekającej na swój finał w sądzie – jako że Danny Balando nie przyznał się do popełnienia stawianych mu zarzutów – miałam zostać przeniesiona do ostatecznego miejsca zesłania. Lokalizacja: nieznana. 10


–  Dokąd mnie zabieracie? – spytałam. Price odchrząknął. –  Do Thunder Basin w Nebrasce. W jego głosie słychać było lekko przepraszający ton, który w zasadzie zdradził mi wszystko, co musiałam wiedzieć. To był bardzo kiepski układ. Pomagałam im wysłać za kratki groźnego przestępcę, a w zamian miałam zostać wysłana poza granice cywilizowanego świata. –  A gdzie trafi Reed? –  Wiesz, że nie mogę ci tego powiedzieć. –  To mój chłopak. –  W ten sposób dbamy o bezpieczeństwo świadków. Wiem, że to nie jest dla ciebie łatwe, ale wykonujemy tylko naszą pracę. Załatwiłem wam dziesięć minut, o które prosiłaś. Wiele mnie to kosztowało. Ostatnia rzecz, jakiej życzyłby sobie sędzia, to żebyście wpływali nawzajem na swoje zeznania. Zostałam zmuszona do rozstania ze swoim chłopakiem, a Price oczekiwał jeszcze ode mnie p o d z i ę k o w a ń? –  A co z moją mamą? – zapytałam wprost, bez cienia emocji. Price potoczył należącą do mnie walizkę na tył buicka, starając się unikać mojego wzroku. –  Została skierowana na odwyk. Nie mogę ci powiedzieć gdzie, ale jeśli się postara, będzie mogła dołączyć do ciebie pod koniec wakacji. –  Oboje wiemy, że nie mam na to ochoty, więc darujmy sobie te gierki. Price nie ciągnął już dalej tego tematu. Jeszcze nie wstał świt, a mnie – choć byłam tylko w szortach i koszulce bez rękawów – już oblewał pot z gorąca. Ciekawe, jak musiał się czuć Price w dżinsach i koszuli z długimi rękawami. Nie widziałam broni 11


w przewieszonej przez ramię kaburze, ale wyczuwałam jej obecność. Przypominała mi o tym, że zagrożenie wcale nie minęło. I nie miałam pewności, czy w ogóle kiedykolwiek to nastąpi. Danny Balando nie przestanie mnie szukać. On wprawdzie siedział w więzieniu, ale reszta członków jego kartelu narkotykowego przebywała na wolności. Każdy z nich za odpowiednią opłatę wykonałby jego zlecenie. Balando mógł liczyć jedynie na to, że zabije mnie, zanim zdążę złożyć zeznania w sądzie. Wsiedliśmy do buicka i Price podał mi paszport, w którym widniało obce nazwisko. –  Nie możesz tu wrócić, Stello. Już nigdy. Dotknęłam czubkami palców szyby. Wyjeżdżając przed świtem z Filadelfii, minęliśmy piekarnię. Chłopak w fartuchu uwijał się z miotłą przed wejściem. Myślałam, że może podniesie głowę, przerwie zamiatanie i odprowadzi mnie wzrokiem, ale on był zbyt zajęty pracą. Nikt nie wiedział, że stąd wyjeżdżam. W tym właśnie problem. Ulice były puste i asfalt lśnił czernią po niedawnym deszczu. Słyszałam wodę rozpryskującą się pod kołami samochodu i próbowałam zachować coś z tej chwili w pamięci. To był mój dom. Jedyne znane mi miejsce. Opuszczając je, czułam się, jakbym rezygnowała z czegoś tak niezbędnego do życia jak powietrze. Nagle zaczęłam się zastanawiać, czy jestem w stanie to zrobić. –  Nie mam na imię Stella – odezwałam się wreszcie. –  Zazwyczaj pozwalamy świadkom zatrzymać ich pierwsze imię, ale twoje jest dość rzadkie – wyjaśnił Price. – Przedsięwzięliśmy więc dodatkowe środki bezpieczeństwa. Twoje nowe imię brzmi podobnie do starego, to powinno pomóc ci się do niego przyzwyczaić. 12


Stella Gordon. Stel-la, Stel-la, Stel-la. Powtarzałam to w głowie tyle razy, aż sylaby wreszcie się ze sobą połączyły. Nienawidziłam tego imienia. Buick przyśpieszył i wyjechaliśmy na autostradę między­stanową. Po chwili zobaczyłam drogowskazy na lotnisko i ostry ból ścisnął mi klatkę piersiową. Mój samolot odlatywał za cztery godziny. Trudno mi się oddychało, powietrze nie chciało wpłynąć do płuc, miałam wrażenie, jakby zamieniło się w ciężką bryłę. Wytarłam dłonie o uda. Zupełnie nie czułam, że to nowy początek. Odwróciłam głowę, aby jak najdłużej widzieć światła Filadelfii. Gdy wreszcie zostawiliśmy je za sobą w oddali, poczułam się, jakby moje życie dobiegło końca.


ROZDZIAŁ 2

Słońce rozświetlało niebo nad Nebraską, przedzierając się różowozłocistymi promieniami przez obłoki na horyzoncie. Zbliżał się już wieczór, a przed nami rozciągały się bezkresne pola kukurydzy, nad którymi wznosiły się tylko gdzieniegdzie pojedyncze sylwetki wiatraków i silosów ze zbożem. Zniknęły rozjarzone światłami, smukłe drapacze chmur, oraz upstrzone kolorowymi reklamami zabytkowe ceglane fronty sklepów z Main Line. Z oczu straciłam także okazałe i starannie wypielęgnowane ogrody oraz kręte podmiejskie drogi. Nie było tu ludzi śpieszących się, by złapać metro do centrum, zamilkła kakofonia klaksonów samochodowych, która wybuchała, gdy w mieście tworzyły się korki. Razem z Price’em minęliśmy stado bydła pasące się wzdłuż opustoszałej autostrady. Krowy opędzały się ogonami od much, a kilka z nich podniosło swe duże, trójkątne głowy, spoglądając z zaciekawieniem w naszym kierunku. Ciekawe, kiedy po raz ostatni widziały samochód. 14


Opuściłam lekko szybę. Wpadające ze świstem do środka powietrze pachniało trawą, życiem i czymś nieznanym. Trzech chudych jak kije od miotły chłopców szło boso i bez koszulek wzdłuż drogi, niosąc wędki wsparte na opalonych ramionach. Nagle usłyszałam w głowie głos mojej najbliższej przyjaciółki Tory Bell: „Wysyłają cię do jakiejś dziury niczym z Dzieci kukurydzy. Zapomnij o włoskich bossach narkotykowych, wytrzymasz tam góra dwadzieścia cztery godziny”. –  Szkoła się skończyła – powiedział Price. – Całe lato możesz robić, na co tylko masz ochotę. Ty to masz szczęście. –  No, ale ze mnie szczęściara – mruknęłam. –  Będziesz tutaj bezpieczna. Price czekał na moją odpowiedź, ale oboje dobrze wiedzieliśmy, że wcale nie byłam bezpieczna. Każdego ranka budziłam się, zastanawiając się, czy dzisiaj Danny mnie znajdzie. –  Zamieszkasz z Carminą Songster. To emerytowana policjantka. Świetna profesjonalistka. Zna twoją prawdziwą tożsamość i będzie cię chronić. –  A co jeśli jej nie polubię? –  Wszyscy lubią Carminę. Nazywają ją Babcią. Całe miasteczko tak się do niej zwraca. –  I ona ma mnie chronić? Price obrócił głowę i spojrzał na mnie zza swych ray banów. –  Mam dla ciebie przyjacielską radę. To od ciebie zależy, jak upłyną ci te wakacje. Mogą być okropne, ale mogą też okazać się całkiem znośne. Do diabła, być może nawet więcej niż znośne. Wiem, że jesteś wściekła na swoją mamę… W jednej chwili znieruchomiałam. –  Nie mieszaj jej do tego. 15


–  Carmina może do niej zadzwonić, gdy tylko będziesz gotowa. Zna numer do kliniki. Zmierzyłam go lodowatym spojrzeniem. –  Powiedziałam, że nie mam ochoty o niej rozmawiać. –  Masz prawo czuć się zraniona i zdradzona, ale twoja mama wyzdrowieje. Naprawdę w to wierzę. Nie możesz jej teraz skreślać. Potrzebuje cię bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. –  A gdzie była, kiedy to ja jej potrzebowałam? – odwarknęłam. – Już dawno przestałam robić sobie nadzieję, że w ogóle z tego wyjdzie. To właśnie przez nią jestem tutaj, a nie w domu razem z moimi przyjaciółmi, w jedynym miejscu, które ma dla mnie sens… – nagle głos uwiązł mi w gardle. Price milczał przez kilka minut, aż w końcu się odezwał: –  Gdy odstawię cię do Carminy, będę musiał wrócić. Ale ona wie, jak się ze mną skontaktować. Dzwoń o każdej porze. –  Ona nie jest moją rodziną. Zresztą tak samo jak ty. Dajmy sobie z tym spokój. Price cały zastygł, moje słowa wyraźnie go zabolały. Ryzykował przecież własne życie, aby mnie chronić, mogłam mu więc okazać choć trochę wdzięczności. Ale powiedziałam prawdę. Stanowiłam dla niego tylko zadanie do wykonania. Nie byliśmy dla siebie rodziną, zresztą ja nie miałam rodziny. Mój ojciec odrzucił ofertę biura prokuratora, które proponowało umieścić go razem ze mną w programie ochrony świadków. Już nigdy więcej go nie zobaczę. No i miałam też matkę na odwyku, której nie chciałam widzieć na oczy. Rodzina oznaczała miłość, przywiązanie, poczucie wspólnoty. A przynajmniej mieszkanie pod jednym dachem. 16


Resztę drogi spędziliśmy w milczeniu. Odsunęłam się od Price’a, obserwując, jak słońce rozlewa się nad horyzontem. Nigdy nie sądziłam, że może ono zajmować na niebie tyle miejsca. Bez żadnych budynków, lasów czy wzgórz, które zasłaniałyby widok, słońce wyglądało tu prawie jak kula, zdawało się rozpływać po niebie niczym lśniące, płynne złoto, a jego promienie przypominały grube pociągnięcie pędzla powyżej linii widnokręgu. Krajobraz ten był dla mnie w równym stopniu obcy, co zachwycający. Po zapadnięciu zmroku Price skręcił w wiejską drogę. Widok zasłaniały nam tumany kurzu. Koła samochodu podskakiwały na wybojach, podrzucając mnie za każdym razem na siedzeniu. Wzdłuż poboczy ciągnęły się dwa rzędy wysokich, sękatych topoli amerykańskich i przez chwilę zastanawiałam się, jak by to było wspiąć się po ich grubych, pochyłych gałęziach aż na sam czubek drzewa. Jako mała dziewczynka marzyłam o tym, żeby mieć własny domek na drzewie z przywiązaną do niego huśtawką zrobioną z opony. Ale teraz byłam już za duża na takie dziecięce zachcianki. W ciemnościach zdołałam dojrzeć jedynie kontur dwupiętrowego domu. Przed nim rozciągał się największy trawnik, jaki widziałam w życiu, a zza jego dachu wystawały kolejne topole. Trawnik płynnie przechodził w otwarte pola, a za nimi nie widziałam już nic poza usianym gwiazdami szafirowym niebem. Otaczający nas pejzaż wręcz przytłaczał mnie samym swym bezmiarem. Czułam się kompletnie osamotniona. Jakbym dotarła na skraj świata i poza tym miejscem zaczynała się pustka. Jeszcze kilka kroków, a mogłabym spaść z krawędzi Ziemi. Przerażona tą myślą uchyliłam szybę, żeby zaczerpnąć świeżego powietrza, ale na zewnątrz było parno i wilgotno. 17


Dochodziło mnie delikatne, monotonne bzyczenie nocnych owadów. Wokół panowała dziwna, głucha cisza, nieprzypominająca niczego, co kiedykolwiek dotąd słyszałam. Nagle zatęskniłam za znajomymi dźwiękami moich rodzinnych stron i pomyślałam, że chyba nigdy nie przyzwyczaję się do tego miejsca. Price zwolnił przy skrzynce na listy i porównał widniejący na niej numer domu z pismem, które trzymał w dłoni. Upewniwszy się, że trafiliśmy pod właściwy adres, zatrzymał się na podjeździe przed okazałym białym wiejskim domem. Dom miał werandę zarówno na parterze, jak i na piętrze, a wzdłuż całej szerokości fasady biegły dwie białe balustrady. Na wysokości piętra wisiała duża amerykańska flaga, marszcząca się delikatnie na lekkim wietrze. Kilka mniejszych flag było wbitych w trawę, tworząc ścieżkę od prowadzących na werandę schodów do biegnącego wzdłuż domu podjazdu. U szczytu podjazdu znajdowały się stare beczki po whiskey, z których wyrastały pęki kolorowych kwiatów. –  Jesteśmy na miejscu – oznajmił Price, gasząc silnik. Następnie nacisnął przycisk otwierający klapę bagażnika, w którym leżała moja walizka. Wiedziałam, że muszę wysiąść z samochodu, ale nie mogłam się ruszyć. Wpatrywałam się w dom, nie potrafiąc zupełnie wyobrazić sobie, że mam do niego wejść. Pomyślałam o moim prawdziwym domu. W zeszłym roku mama w ramach prezentu urodzinowego – lub też raczej przeprosin za to, że nie zapisała mnie na kurs prawa jazdy, bo była zbyt zajęta ćpaniem, a urodziny okazały się jedynie wygodnym pretekstem – zatrudniła dekoratora, aby odnowił moją sypialnię. Mogłam sama wszystko wybrać. Pomalowane na biało regały, stary żyrandol, bladoniebieskie ściany i wiktoriańskie biurko z mahoniu, które kupiłyśmy 18


z mamą podczas naszej ostatniej wspólnej wyprawy do Nowego Jorku. W jego górnej szufladzie wciąż leżał mój pamiętnik. Zostawiłam tam całe moje życie. Gdy wysiedliśmy z samochodu, z huśtawki na werandzie podniosła się kobieta i ruszyła w dół po schodach. Obcasy jej czerwonych kowbojek stukały głośno na wysuszonym drewnie.  – Trafiliście! – zawołała. Miała na sobie dżinsy włożone do butów oraz dżinsową koszulę z kilkoma guzikami rozpiętymi u góry. Siwe włosy sięgały jej tuż powyżej ramion. Przyglądała nam się z uwagą czujnymi, niebieskimi oczami. –  Właśnie piłam sobie lemoniadę i słuchałam cykad. Macie ochotę czegoś się napić? –  Ja na pewno nie odmówię – odparł Price. – A ty, Stello? Obrzuciłam ich oboje wzrokiem. Przyglądali mi się z ostrożnymi, niepewnymi uśmiechami. Zakręciło mi się w głowie, mrugnęłam kilka razy, próbując nad tym zapanować. Czerwone buty kobiety zaczęły wirować mi przed oczami jak w kalejdoskopie i już wiedziałam, że przegrałam tę walkę. Nagle znalazłam się z powrotem w Fila­delfii, na podłodze naszej biblioteki wykrwawiał się człowiek, a na ścianie za nim widniała rozbryzgana plama krwi. Na kolanach czułam ciężar głowy mamy, a z mojego gardła wydobywało się histeryczne łkanie. Słyszałam syreny policyjne wyjące na ulicy oraz łomoczące mi w uszach tętno. –  Może wolałabyś, żebym pokazała ci twój pokój… Stello? – zapytała kobieta, wyrywając mnie ze wspomnień. Czułam, że się chwieję. Price złapał mnie za łokieć. –  Zaprowadźmy ją do środka. Za nami długa podróż. Jedna przespana noc dobrze jej zrobi. –  Nie chcę! – Odzyskawszy część sił, wyrwałam się z jego uścisku. 19


–   Stella… –  Czego ode mnie chcesz? – Odwróciłam się gwałtownie do Price’a. – Mam popijać sobie lemoniadę i udawać, że to wszystko jest normalne? Nie chcę tutaj mieszkać. Nie prosiłam się o to. Wszystko, co było mi bliskie, przepadło. Nigdy… nigdy jej tego nie wybaczę! – wyrzuciłam z siebie te słowa, zanim zdołałam nad sobą zapanować. Wszystkie mięśnie miałam napięte. Przetarłam dłonią oczy, próbując się nie rozpłakać. Przynajmniej do czasu, kiedy znajdę się sama i będę sobie mogła na to pozwolić. Wbiłam paznokcie głęboko w dłonie, aby odwrócić uwagę od bólu, jaki czułam w piersi, i skupić się na czymś innym. Zanim zaciągnęłam walizkę do domu, zauważyłam, jak usta tej kobiety – Carminy – się zacisnęły, a Price posłał jej przepraszające spojrzenie, jakby chciał powiedzieć, że dla niektórych zachowań nastolatków nie ma wyjaśnienia. Miałam gdzieś, co sobie o mnie myśleli. Jeśli uważali, że jestem samolubna i niewychowana, to pewnie mieli rację. A jeśli zamienię Carminie to lato w prawdziwe piekło, może pozwoli mi wcześniej się wyprowadzić i zacząć żyć samodzielnie. Nie był to wcale taki zły pomysł. Price wbiegł po schodach, aby przytrzymać mi drzwi. –  Odłóżmy zwiedzanie domu na jutro – powiedziała Carmina. – Teraz pewnie marzycie o tym, żeby położyć się do łóżka. –  Chyba nie ja jeden padam tutaj z nóg – zgodził się ochoczo Price. Nie byłam zmęczona, pragnęłam tylko jak najszybciej zamknąć za sobą drzwi i zostać sama, dlatego też nie protestowałam. Nie obchodziło mnie, czy potraktują to jako uległość z mojej strony. Zresztą Carmina niebawem się przekona, że chociaż Departament Sprawiedliwości 20


wyposażył mnie w nową tożsamość i nowe życie, to wcale nie zamierzałam udawać, że to wszystko mi się podoba. Wnętrze domu pachniało wodą różaną. Tapety z misternymi kwiatowymi motywami odklejały się od ścian, a w salonie dostrzegłam kanapy z wytartym obiciem z niebieskiego sztruksu. Nad kominkiem wisiało poroże jelenia. Nigdy w życiu nie widziałam czegoś tak wieśniackiego i tandetnego. Carmina poprowadziła mnie na górę po zniszczonych schodach. Na ścianie widniały ślady po gwoździach, ale wszystkie portrety zostały zdjęte, co po raz pierwszy skłoniło mnie do zastanowienia się, kim naprawdę była Carmina. Dlaczego mieszkała sama? Czy miała rodzinę, a jeśli tak, to co stało się z jej bliskimi? Zaraz jednak odsunęłam od siebie te pytania. Ta kobieta nic dla mnie nie znaczyła. Była tylko przydzieloną mi przez rząd zastępczynią mojej matki do czasu, aż skończę osiemnaście lat, co miało nastąpić pod koniec sierpnia. Wtedy będę mogła zgodnie z prawem stać się samodzielna. Carmina zatrzymała się na szczycie schodów i otworzyła drzwi. –  Tutaj będziesz spać. Świeże ręczniki są na komodzie, podstawowe przybory toaletowe znajdziesz w łazience za następnymi drzwiami. Jutro możemy podskoczyć do sklepu i kupić to, czego ci brakuje. Śniadanie jest punkt siódma. Masz jakieś specjalne wymagania dietetyczne, o których powinnam wiedzieć? Nie jesteś chyba uczulona na orzeszki ziemne? –   Nie. Carmina skinęła z zadowoleniem głową. –  W takim razie do zobaczenia rano. Śpij dobrze. Carmina zamknęła drzwi, a ja opadłam na skraj podwójnego łóżka. Sprężyny jęknęły przeraźliwie. Przez 21


otwarte okno wpadało do środka duszne powietrze. Czemu Carmina nie włączyła klimatyzacji? Przecież chyba nie zamierzała spać przez całą noc przy otwartych oknach? Czy to w ogóle bezpieczne? Zamknęłam okno i zaciągnęłam niebieskie bawełniane zasłony, lecz od razu oblepiło mnie gorące, parne powietrze. Uniosłam włosy, aby ochłodzić sobie kark, po czym ściągnęłam z siebie ubranie i opadłam z powrotem na pościel. Pokój był mały, ledwo mieściły się w nim łóżko i dębowa komoda. Opadający pod skosem dach pogłębiał jeszcze poczucie klaustrofobii – miałam wrażenie, jakby ściany zewsząd na mnie napierały. Na wyblakłym suficie zauważyłam mozaikę niebieskich prostokątów. Były to ślady po wiszących tu dawniej plakatach, pod którymi zachował się pierwotny kolor farby. Niebieskie ściany, niebieskie zasłony, niebieska pościel. Do tego zakurzona rękawica baseballowa leżąca na górnej półce otwartej szafy. Musiał tu mieszkać jakiś chłopiec. Ciekawe, co się z nim stało. Na pewno wyjechał gdzieś daleko stąd. Zrobię to samo, gdy tylko skończę osiemnaście lat. Sięgnęłam do przedniej kieszeni walizki i wyjęłam z niej małą paczkę listów. Kontrabanda. Nie powinnam była zabierać ze sobą nic z mojego dawnego życia, żadnego dowodu na to, że pochodzę z Filadelfii, i dlatego ten drobny akt buntu – choć zupełnie niezamierzony – sprawiał mi tyle radości. Może jestem sentymentalna, ale ostatnio nosiłam ze sobą listy od Reeda praktycznie wszędzie. Im bardziej nieciekawa stawała się moja sytuacja domowa, tym większą pociechę znajdowałam w ich lekturze. Za każdym razem, gdy czułam się samotna, przypominały mi, że przecież mam Reeda, który się o mnie troszczy i który mnie wspiera. Jeszcze przed trzema dniami 22


trzymałam wszystkie listy w torebce, ale przeniosłam je do walizki, żeby nikt ich nie odkrył. Niektóre z nich pochodziły z ostatnich tygodni, ale były i takie sprzed dwóch lat, kiedy Reed i ja zaczęliśmy dopiero ze sobą chodzić. Przyrzekłam sobie racjonować ich lekturę, dlatego wzięłam jeden list z wierzchu, a resztę włożyłam z powrotem do mojej skrytki. Estello, nie wiem, czy ktoś zostawił Ci kiedyś liścik pod wycieraczką samochodu, ale wydaje mi się, że możesz to uznać za romantyczne. Pamiętasz tę noc w pociągu, kiedy się poznaliśmy? Nigdy Ci tego nie mówiłem, ale zrobiłem Ci wtedy ukradkiem zdjęcie. Stało się to, zanim jeszcze zostawiłaś telefon na siedzeniu, a ja dogoniłem Cię, żeby ci go oddać (ależ ze mnie bohater). W każdym razie udawałem, że piszę SMS-a, żebyś nie zorientowała się, że robię Ci zdjęcie. Wciąż mam je w swoim telefonie. Kocham Cię. A teraz zrób mi przysługę i zniszcz ten list, żebym mógł ocalić moją godność. xoxo Reed

Przycisnęłam kartkę do piersi, czując, jak mój oddech się uspokaja. Błagam, obym tylko mogła go wkrótce znów zobaczyć, poprosiłam cicho. Nie wiedziałam, jak długo te listy pozwolą mi przetrwać bez Reeda. Ale dzisiejsza lektura przyniosła zamierzony efekt: samotność przestała mi tak doskwierać i na chwilę największym moim zmartwieniem stało się potężne zmęczenie. Przewróciłam się na bok, spodziewając się, że sen szybko nadejdzie. Jednak już po chwili otaczająca mnie cisza stała się wprost nieznośna. Wydawało mi się, że zatopiłam 23


się w głuchy dźwięk, który czeka, aż coś go wypełni. Moja wyobraźnia natychmiast zaczęła mi podsuwać różne wyjaśnienia dla cichego trzeszczenia ścian kurczących się po ustaniu dziennych upałów oraz rozlegających się co jakiś czas tępych stukotów na deskach podłogowych. Pogrążając się powoli w niespokojnym śnie, wciąż nie mog­łam jednak wyrzucić z głowy obrazu ciemnych oczu Danny’ego Balando.


ROZDZIAŁ 3

Huk kosiarki wpadał przez okno sypialni, które otworzyłam w środku nocy półprzytomna i cała zlana potem. Warkot silnika stawał się coraz głośniejszy, przybliżał się, aż w końcu przemknął tuż pod moim oknem i oddalił się na przeciwległy kraniec trawnika. Zaspana uniosłam lekko jedną powiekę i spojrzałam na stojący na nocnym stoliku budzik. W jednej chwili oburzona i wściekła zerwałam się na nogi. Odrzuciwszy na bok kołdrę, wysunęłam głowę przez okno i zawołałam: –  Hej! Wiesz, która godzina!? Facet z kosiarką jednak mnie nie usłyszał. Zasunęłam więc z trzaskiem rozklekotane okno. Tylko odrobinę stłumiło ono dobiegający z zewnątrz hałas. Pokazałam kosiarzowi środkowy palec, ale tego nie zauważył. Popychał kosiarkę po podwórku Carminy, mając za plecami pierwsze promienie słońca, które podświetlało tysiące drobinek pyłków kwiatowych oraz komarów tworzących wokół jego głowy aureolę. Czubki butów miał 25


zielone od trawy, a jasnobrązowy kowbojski kapelusz nasunął głęboko na oczy. W jego uszach tkwiły słuchawki i widziałam, jak poruszał ustami, podśpiewując sobie słuchaną właśnie piosenkę. Założyłam koszulę nocną i wyszłam z pokoju. –  Carmina? – Podeszłam cicho do jej sypialni na końcu korytarza i zapukałam. Drzwi się uchyliły. –  O co chodzi? Co się stało? W pokoju Carminy panowała taka ciemność, że nie byłam w stanie dojrzeć jej twarzy. Ale usłyszałam niepokój w jej głosie i domyśliłam się, że szuka czegoś po omacku na podłodze, najprawdopodobniej ubrania. –  Ktoś kosi twój trawnik. Carmina upuściła ubranie i się wyprostowała.  – I co z tego? –  Jest dopiero piąta. –  Obudziłaś mnie, żeby mi powiedzieć, która jest godzina? –  Nie mogę spać. Jest za głośno. Sprężyny materaca skrzypnęły, gdy Carmina usiadła z powrotem na łóżku. Westchnęła wyraźnie poirytowana. –  To Chet Falconer. Mieszka na końcu ulicy. Chce dokończyć robotę, zanim zrobi się zbyt gorąco. Mądrze z jego strony. Nie masz ze sobą jednego z tych małych muzycznych gadżetów? Włącz sobie jakąś muzykę, a nic nie będziesz słyszeć. –  Nie pozwolono mi zabrać ze sobą iPhone’a. –  Nie tylko na iPhonie możesz tu słuchać muzyki. Zajrzyj do dolnej szuflady w komodzie w twoim pokoju. A teraz wracaj do łóżka, Stello. Wychyliła się lekko ze swojego łóżka i pchnęła drzwi, które zamknęły się tuż przed moim nosem. 26


Wyprostowałam się odruchowo i pomaszerowałam do swojego pokoju. Rzuciłam oburzone spojrzenie przez okno i zobaczyłam, jak Chet Falconer kończy kosić kolejny pas trawy i zawraca kosiarkę. Z tej odległości nie byłam w stanie dostrzec jego twarzy, widziałam za to małą plamę potu na przodzie białego T-shirtu. Gdy zatrzymał się, żeby wytrzeć policzek w rękaw, brzeg jego koszulki podjechał do góry, odsłaniając wyrzeźbiony brzuch. Do tego miał opalone i umięśnione ramiona. Stukał kciukiem o rączkę kosiarki w takt słuchanej muzyki. Najwyraźniej musiał zacząć ranek od wypicia całego dzbanka kawy. Jako że nie mogłam powiedzieć tego samego o sobie, spojrzałam tylko na niego z wściekłą miną. Kusiło mnie, żeby otworzyć okno i krzyknąć do chłopaka coś obraźliwego, ale z słuchawkami w uszach i przy ryku kosiarki i tak by tego nie usłyszał. Rzuciłam się na łóżko twarzą w dół i szczelnie zakryłam głowę poduszką. Bez rezultatu. Kosiarka dalej zawodziła za szybą niczym rozzłoszczony owad. Postanowiłam więc skorzystać z rady Carminy. Wysunęłam dolną szufladę komody i omal nie udusiłam się ze śmiechu. Leżał tam walkman Sony na kasety magnetofonowe z radiem. Zdmuchnęłam z niego kurz, myśląc sobie, że wcale nie przybyłam wczoraj do Nebraski, lecz raczej odbyłam podróż w minione stulecie. Przejrzałam porozrzucane po dnie szuflady kasety z wypisanymi ręcznie nazwami zespołów: Poison, White­ snake, Van Halen, Metallica. Czy Carmina miała syna? Czy mieszkał w tym pokoju, zanim posłuchał głosu rozsądku i ulotnił się z Thunder Basin? Wybrałam Van Halen, ponieważ była to jedyna kaseta, która nie wymagała przewinięcia. Włączyłam muzykę, 27


zakopałam się pod kołdrą i podkręciłam dźwięk tak mocno, aż w końcu przestał mnie dobiegać warkot kosiarki Cheta Falconera.

* O dziesiątej zeszłam na dół do kuchni. Trafiłam tam, podążając za zapachem bekonu i jajek. Nie mogłam sobie przypomnieć, kiedy po raz ostatni jadłam jajka na bekonie. Prawdopodobnie w Disneylandzie, gdy miałam siedem lat, razem z naleśnikami w kształcie Myszki Miki. Myśl, że mogłabym zjeść śniadanie przy stole na prawdziwych talerzach – nie mówiąc o tym, by ktoś miałby je dla mnie przygotować – była dla mnie nie do pojęcia. Moje zwyczajowe śniadanie składało się z latte z chudym mlekiem i pełnoziarnistej owsianki ze Starbucksa. Jadłam ją w samo­chodzie w drodze do szkoły. Gdy weszłam do kuchni, zobaczyłam, że stół jest uprzątnięty i nigdzie nie było śladu jedzenia. Przez zasłaniającą tylne wejście do domu siatkę zauważyłam Carminę, która na klęczkach wyrywała chwasty z ogródka warzywnego. Sądząc po leżącej obok dużej stercie zielska, była tym zajęta już od dłuższej chwili. –  Chyba spóźniłam się na śniadanie – zagadnęłam, idąc w jej kierunku. –  Chyba tak – odparła Carmina, nie podnosząc nawet wzroku. –  Zostało coś dla mnie? –  O ile wiem, jajka na bekonie nie smakują zbyt dobrze na zimno. –  Dobra, rozumiem. Kto późno przychodzi, ten sam sobie szkodzi – stwierdziłam ze wzruszeniem ramion. Jeśli sądziła, że postawi na swoim, próbując mnie głodzić, to 28


nie miała zbyt dużego doświadczenia jako rodzic. Wystarczy mi sam kubek kawy. Nieraz zdarzało mi się takie śniadanie. – Kiedy będzie obiad? –  Po tym, jak zrobimy rundkę, żebyś mogła złożyć podania o pracę. –  Nie potrzebuję pracy. –  Szkoła się skończyła, więc większość dobrych posad jest już zajęta, ale na pewno znajdziemy coś dla ciebie na wakacje – ciągnęła Carmina. –  Ale ja nie potrzebuję pracy – powtórzyłam stanowczo. Nigdy w życiu nie pracowałam. Moja rodzina nie dysponowała wprawdzie wielką rodową fortuną – nie mieszkaliśmy w wiejskiej rezydencji, a ja nie ubierałam się w luksusowe stroje jak Jackie Kennedy Onassis – ale nie żyliśmy też od wypłaty do wypłaty. Moja mama była młodą damą pochodzącą z Knoxville i kiedy przepuściła już cały swój tak zwany posag, bardzo istotne było dla niej zachowywanie pozorów. Dlatego też nie mogłaby zdzierżyć tego, że miałabym iść do pracy. Tata był dyrektorem w funduszu inwestycyjnym i po tym, jak ponad dwa lata temu rozwiódł się z mamą, zostawił jej tyle pieniędzy, że nie musiała pracować. Od tamtego czasu mieszkałam z nią na przedmieściach, w pięknym domku z szarego kamienia, na końcu długiej, wysadzanej drzewami ślepej uliczki. Nasza sytuacja materialna była na tyle dobra, że nigdy nie miałam motywacji ani też chęci, żeby harować za minimalną stawkę. A już na pewno nie byłam przyzwyczajona do słuchania czyichś poleceń. Mama była dla mnie bardziej współlokatorką niż rodzicem, w zasadzie każda z nas żyła osobno. Od lat nikt mi nie mówił, co mam robić. Carmina usiadła na piętach i spojrzała mi prosto w oczy. –  A co zamierzasz robić przez całe lato, dziecko? Siedzieć i użalać się nad sobą? Na pewno nie pod moim 29


dachem. Dziewczyna w twoim wieku powinna wreszcie nauczyć się, jak o siebie zadbać. Przesunęłam językiem po zębach, zastanawiając się, co mam jej odpowiedzieć. Jeśli Carmina prosiła się o kłótnię, to proszę bardzo. Ale równie dobrze mógł to być wybieg z jej strony, za którym stał jakiś konkretny plan. Może myślała, że jeśli po prostu wykrzyczę się na nią i wyrzucę z siebie cały ból, nagle stanę się zupełnie nową osobą. Taką, która zechce zostać w Thunder Basin na całe lato. Taką, która zechce ułatwić Carminie życie. –  W porządku – powiedziałam, z trudem zachowując spokój. – Jaką pracę twoim zdaniem mogę dostać? Carmina zrobiła zdziwioną minę, dowodząc tym samym słuszności moich podejrzeń. Spodziewała się, że będę z nią walczyć, dam upust swojej wściekłości. Miała nadzieję, że tak zrobię. Ale najwyraźniej na emeryturze straciła swój policyjny instynkt. Nie potrafiła mnie przejrzeć. A dla mnie było to najsłodsze zwycięstwo. –  No cóż – odezwała się w końcu z namysłem – warto spróbować w gastronomii. Słyszałam, że w Sundown Diner szukają kelnerek. Albo możesz pracować przy zbiorach kukurydzy, tam zawsze potrzebują pomocy. Ale to ciężka praca, w upale, z długimi zmianami, a pieniądze nie są zbyt duże. –  Dobrze – odparłam spokojnym, opanowanym głosem. – Wezmę tylko prysznic i się ubiorę. Jednak gdy wchodziłam po schodach na piętro, zmieniłam zdanie w kwestii pracy. Prawdopodobnie ją znienawidzę, ale to na pewno nie może być gorsze od siedzenia przez cały dzień w domu z Carminą. A ponieważ miałam przeczucie, że traktuje mnie jak rozwydrzoną, nienawidzącą wszystkich dookoła nastolatkę, która nie poradzi 30


sobie z pracą fizyczną, postanowiłam udowodnić jej, że się myli. Jak trudna może być wakacyjna praca? Smażenie hamburgerów jest obrzydliwe, ale to przecież nie fizyka kwantowa. A jeśli dostanę pracę w restauracji, przynajmniej będę tam miała klimatyzację. Takie nowoczesne udogodnienia na pewno już zawitały do Nebraski. Zakrawało to na ironię, że ja – księżniczka z zamku na wysokim wzgórzu – zostałam zmuszona do założenia przebrania, którego najbardziej się brzydziłam, czyli ubogiej, ciężko pracującej służącej. Ciekawe, czy Price i reszta jego kumpli z Departamentu Sprawiedliwości planowali zaserwować mi taką gorzką lekcję pokory. Pewnie uznaliby to za bardzo zabawne. Proszę bardzo, chłopcy. Śmiejcie się, ile tylko chcecie. Ale gdy to się skończy, nadal będziecie nosić tanie garnitury i użerać się z najgorszymi szumowinami na ziemi. Tymczasem rząd będzie musiał odblokować konta mojej rodziny, a ja odzyskam moje pieniądze i to upokarzające lato stanie się tylko odległym wspomnieniem. Pół godziny później wyszłam z łazienki z mokrymi włosami i podłym zapachem mydła Ivory na skórze. Miałam na sobie krótko obcięte dżinsowe szorty i białą bawełnianą koszulkę. Darowałam sobie makijaż, nałożyłam tylko odrobinę koloryzującego kremu nawilżającego i pociągnęłam usta błyszczykiem. Choć na zewnątrz panowała taka wilgoć, że w zasadzie to też mogłam sobie odpuścić. Carmina przeniosła się z pieleniem na podwórko przed domem. Klęczała przy rabatce z kwiatkami u podnóża podjazdu i wrzucała chwasty do wiadra. Kiedy drzwi wychodzące na werandę zatrzasnęły się za mną, Carmina podniosła głowę i spojrzała na mnie spod szerokiego ronda swego słomkowego kapelusza. 31



Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.