Wiara ze słuchania

Page 1

KS. JÓZEF

Tischner WIARA ZE SŁUCHANIA

Kazania starosądeckie 1980 –1992



Tischner KS. JÓZEF

WIARA ZE SŁUCHANIA Kazania starosądeckie 1980 –1992 Opracowanie Wojciech Bonowicz

W YDAWNICTWO ZNAK

KR AKÓW 2009


WZAJEMNOŚĆ 26 lipca 1981

Istnieje słowo, które ma bardzo głęboki sens – słowo „wzajemność”. Co to znaczy: wzajemność? Wzajemność pojawia się tam, gdzie istnieje wiele osób i między tymi osobami zachodzi wymiana jakichś darów. Wzajemność znaczy: dawać i brać. Wzajemność jest wymianą pewnych darów. Ale co ciekawego jest w tej wzajemności? We wzajemności wymienia się takie dary, których by się nie posiadało, gdyby się żyło na świecie samemu, w odosobnieniu. Wzajemność polega na wymianie takich darów, które w ogóle powstają dopiero wtedy, kiedy przy nas pojawi się drugi człowiek. Oblubienica na przykład może dać oblubieńcowi dom. Ale sama oblubienica domu nie posiada. Może dać dom dopiero wtedy, kiedy się oblubieniec przy niej znajdzie. I tak samo oblubieniec może dać dom oblubienicy, ale w samotności oblubieniec domu nie posiada. We wzajemności ofiarujemy drugiemu człowiekowi coś, co w ogóle powstaje dopiero w momencie, kiedy ten drugi człowiek przy nas się znajdzie. Ofiarujemy drugiemu człowiekowi jakiś odruch, okruch serdeczności, ale nie byłoby tej serdeczności w naszym sercu, gdyby nie widok drugiego człowieka. Wzajemność. Żeby, moi drodzy, zrozumieć ducha tego miejsca, trzeba zrozumieć znaczenie tego słowa:


WZAJEMNOŚĆ

25

wzajemność. Duch tego miejsca jest duchem wzajemności. Jesteśmy w tej chwili w klasztorze Sióstr Klarysek, który, jak wiemy, jest klasztorem franciszkańskim. Co to znaczy, że jest klasztorem franciszkańskim? Co to znaczy: franciszkanizm? Jest to klasztor wywodzący się od świętego Franciszka z Asyżu. W tym klasztorze dzień po dniu dokonuje się odkrywanie Boga. Klasztory są między innymi po to, żeby odkrywać Boga i dawać świadectwo Bogu. Ale we wszystkich klasztorach franciszkańskich, a zwłaszcza w tym klasztorze, panuje wiara, że Bóg jest obecny we wzajemności. Powiedział kiedyś Jezus, że „gdzie jest zebranych w imię moje dwóch albo trzech, tam Ja jestem między nimi”. Kiedy człowiek jest sam, kiedy człowiek ucieka od drugiego człowieka, wtedy nie ma wzajemności – i wtedy nie ma Boga. Kiedy człowiek doświadcza wzajemności, wtedy Bóg znajduje się obok niego, wtedy Bóg znajduje się między ludźmi. Możemy powiedzieć, że ten franciszkański Bóg, Jezus Chrystus, nie przychodzi do nas ani z drzew, ani z burz, ani z pięknej słonecznej pogody. On przychodzi do nas z wnętrza serca ludzkiego, serca otwartego na wzajemność. Tutaj ludzie ofiarują sobie Boga. Ale nie mieliby tego Boga, gdyby byli w samotności. Bóg jest między nimi. Każdy ofiaruje każdemu coś, czego by nie miał, gdyby obok niego nie było drugiego człowieka. Obchodzimy dzisiaj, moi drodzy, siedemset lat tej franciszkańskiej wzajemności*. Franciszkanie budowali swoje klasztory w miejscach ludnych, na skrzyżowaniu dróg, nieomal na środku placów targowych. Postępowali inaczej niż inne, także bardzo czcigodne zakony, * Zob. przypis na s. 16. 26 lipca odbyły się główne uroczystości z okazji siedemsetlecia fundacji klasztoru.


WIARA ZE SŁUCHANIA

26

zakony kontemplacyjne, które się umieszczały z dala od hałasu tego świata, gdzieś na górach, z dala od miejsc burzliwych, hałaśliwych. Benedyktyni zbudowali swój klasztor koło Krakowa, daleko od Krakowa, żeby tam w milczeniu czcić Boga. Franciszkanie szli w sam środek wzajemności. Chcieli być w środku, chcieli być między ludźmi, bo franciszkański Bóg to jest Bóg, który przychodzi z wnętrza wzajemności. Swoistym rysem, możemy powiedzieć, specyfiką tej franciszkańskiej religijności jest to, żeby szukać Boga pomiędzy ludźmi, żeby Go szukać na skrzyżowaniu dróg, żeby Go szukać na rynkach, żeby Go szukać – mówiąc językiem współczesnym – nawet w kolejkach czekających na dostawę żywności. Bo Bóg jest między ludźmi. [...]* Franciszkańska wzajemność trwa. Bo jest to dzieło bardzo ciekawe, dzieło zbudowane na zaufaniu do ludzi. Właśnie to jest tutaj niezwykle ciekawe: zbudowano to dzieło na zaufaniu, na wzajemności. Zbudowano na tej wierze, że człowiek może ufać drugiemu człowiekowi. Jest to klasztor kontemplacyjny. Zatem klasztor, którego podstawowym zadaniem jest modlitwa. Nie byłoby tego klasztoru, gdyby nie wiara. To jest oczywiste. Żeby w tym klasztorze być, trzeba wierzyć. W co wierzyć? Wierzyć w to, że Oblubieniec jest tutaj, między nami. Ludzie szukają czasem po całym świecie swojej miłości. Biegną za nią za oceany, zabijają się, rozpaczają. Tutaj, w tym domu, panuje wiara, że Oblubieniec jest tu. Nie trzeba Go szukać daleko. To, co najcenniejsze, ten skarb, ta ukryta perła, jest tu. I dlatego siostry w tym klasztorze nigdy nie wychodzą z tego domu. Nie wychodzą, bo nie mają po co. Ponieważ to, co najcenniejsze, ich Oblubieniec, znajduje się tutaj. * Brak fragmentu kazania.


WZAJEMNOŚĆ

27

Nie byłoby też, moi drodzy, tego klasztoru, gdyby dookoła niego nie żyli ludzie, którzy są także ludźmi wierzącymi. Ten klasztor żyje dzięki wierze ludzi mieszkających w okolicy. Ci ludzie wierzą w siłę modlitwy, która się tutaj rozwija. Dlatego tu przychodzą, dlatego proszą siostry o to, żeby się modliły w ich sprawach. I gdyby nie było tej wiary, ten klasztor także by nie mógł żyć. Ten klasztor jest dowodem nie tylko wiary tych, którzy w klasztorze mieszkają, ale także wiary tych setek tysięcy ludzi, którzy się przez ten klasztor przewinęli i przewijają. Ten klasztor jest tym ludziom potrzebny. „Nie samym chlebem człowiek żyje, ale słowem Bożym”. Człowiek żyje także z modlitwy braci za niego. Na tym polega wzajemność. I dzięki tej wierze ten klasztor jest i żyje. Oczywiście, ma on także ogromne znaczenie kulturalne. Nie będziemy o tym znaczeniu kulturalnym mówić. Z pewnością będziecie mieli okazję słyszeć na ten temat dużo: co dzięki temu klasztorowi powstało w okolicy, jakie nowe wartości kulturalne w Polsce się narodziły. Nie będę o tym mówił, bo sprawą najważniejszą, moi drodzy, jest to, co się tu dokonuje na płaszczyźnie wiary, na płaszczyźnie wzajemności. Jest w y m i a n a d ó b r: siostry modlą się za tych, którzy tu przychodzą, a ci, którzy tu przychodzą, pomagają, żeby się ten klasztor mógł utrzymać. I na tym polega wzajemność. I dlatego Bóg jest tutaj. Ten franciszkański „Bóg między nami” – Bóg, który przychodzi z wzajemności. Jest to ten Bóg, którego sobie nawzajem darowujemy. My wam, wy nam. Ale nikt z nas nie miałby tego Boga jako daru, gdyby obok niego nie pojawił się drugi człowiek. Tu jest właśnie urzeczywistnione słowo Jezusa: „gdzie dwóch albo trzech jest zgromadzonych, tam Ja jestem między nimi”.


28

WIARA ZE SŁUCHANIA

W tym niezwykłym dniu, w tym dniu, w którym obchodzimy cud wzajemności – siedemset lat tej cudownej franciszkańskiej wzajemności – będziemy prosić siostry tu mieszkające o to, żeby się za nas modliły. Będziemy prosić w imieniu sióstr was, żebyście się za ten klasztor także modlili. Z tej modlitwy przychodzi ku nam franciszkański Bóg. I będziemy życzyć serdecznie temu klasztorowi dalszych siedmiuset lat wzajemności. Będziemy życzyć klasztorowi, a także naszej Ojczyźnie, żeby te następne siedemset lat franciszkańskiej wzajemności nie były tak trudne i tak niebezpieczne jak te lata minione. Żeby te siedemset lat były bez tatarskich najazdów, bez najazdów szwedzkich, bez rozbiorów, bez prób kasaty klasztoru (próby, która miała miejsce w XIX wieku). Żeby ta franciszkańska wzajemność i przychodzący poprzez nią Bóg królowały przez co najmniej następne siedemset lat – mówię: „co najmniej”, co nie wyklucza dłuższego królowania, ale nigdy nie wiadomo, kiedy nastąpi koniec świata, w związku z czym zawsze człowiek takie życzenia musi składać trochę w cudzysłowie – żeby to, co najważniejsze: franciszkańska radość, franciszkańskie zaufanie do człowieka, żyło i królowało nad nami. Amen.


ŚWIĘTY FRANCISZEK I KAROL WOJTYŁA Wspomnienie świętego Franciszka z Asyżu, 4 października 1981

Tak się złożyło, że formularz Mszy dzisiejszej jest poświęcony postaci świętego Franciszka. Otóż mam takie wspomnienie, związane zarówno ze świętym Franciszkiem, jak i z obecnym Ojcem świętym, którym chciałbym się dzisiaj z wami podzielić. Otóż w roku 1952, a może 1953, zaszła u nas na wydziale teologicznym w Krakowie taka sytuacja, że zmarł profesor wykładający etykę społeczną*. Wykłady po tym profesorze miał objąć młody wówczas doktor teologii ksiądz Karol Wojtyła. Właściwie do tych wykładów nie był wówczas dobrze przygotowany. Przedmiotem jego zainteresowań było co innego. Doktorat zrobił ze świętego Jana od Krzyża, a zatem z mistyki. Tymczasem przyszło mu wykładać etykę społeczną. Często tak się w życiu dzieje, że człowiek musi robić nie to, co potrafi najlepiej. Musiał się do tych wykładów z dnia na dzień przygotowywać. I śmiał się, że jest od swoich studentów mądrzejszy tylko o jeden wykład. Otóż pisał te wykłady, dawał nam skrypt maszynowy, żeby się łatwiej było uczyć, ale pewnego dnia – było to właśnie w dzień świętego * Chodzi o ks. Jana Piwowarczyka, który nie zmarł, lecz w 1953 został przez władze państwowe zmuszony do opuszczenia Krakowa i porzucenia wykładów.


30

WIARA ZE SŁUCHANIA

Franciszka – odłożył skrypt i zaczął mówić od siebie. Mówił mniej więcej w ten sposób: my tutaj, na tych wykładach, dużo mówimy o ekonomii, o polityce, dużo mówimy o gospodarce, o krążeniu towarów, jak gdyby to wszystko było najważniejsze. Tymczasem dzień dzisiejszy, dzień świętego Franciszka z Asyżu, mówi nam, że nie to jest najważniejsze. Świat – mówił doktor Karol Wojtyła – stoi na głowie, bo to, co naprawdę cenne, ceni najmniej, a to, co mało cenne, stawia na szczycie wartości. A cóż jest najcenniejsze? Najcenniejsze jest ubóstwo. Gdzie jest ubóstwo, tam jest wolność. Powtórzył to kilka razy: gdzie jest ubóstwo, tam jest wolność! Do dnia dzisiejszego pamiętam właśnie ten wykład, podczas kiedy wszystkie inne, do których tak się przygotowywał, jakoś już mi uleciały z pamięci. Było to w czasach, kiedy Kościół stracił swoje ziemskie i nieziemskie majątki, gdy Kościół musiał płacić olbrzymie podatki, w czasach, w których wielu księży sądziło, że są właśnie dlatego ciężkie, bo są czasami ucisku nie tylko politycznego, ale i gospodarczego. Karol Wojtyła odkrył wtedy, że prawdziwa wartość chrześcijaństwa, prawdziwa szansa chrześcijaństwa leży właśnie nie gdzie indziej, ale w ubóstwie. I zakończył ten wykład powiedzeniem, że ponieważ świat stoi na głowie, potrzeba, aby chrześcijanie z powrotem ten świat z głowy postawili na nogi. Kiedy dzisiaj patrzymy na jego działalność, często wydaje się nam, że rzeczywiście stawia ten świat z powrotem na nogi. Może jeszcze jedno wspomnienie, może jeszcze jeden obraz, który charakteryzuje nam postać obecnego Ojca świętego. Wiele się mówi o jego udziale w życiu kulturalnym, wiele się mówi o jego związku z teatrem. Podczas spotkania na Skałce, w Krakowie, podczas spotka-


ŚWIĘTY FRANCISZEK I KAROL WOJTYŁA

31

nia z pracownikami nauki wyższych uczelni Krakowa*, ten moment, ten motyw bardzo wyraźnie się zaznaczył. W pewnym momencie powiedział: jakże bym chciał, aby pani Danuta Michałowska znowu zarecytowała tutaj swoje wiersze. Oczywiście, nie chodziło o wiersze Danuty Michałowskiej, chodziło o to, co ona zazwyczaj recytowała: Słowackiego, Mickiewicza, Norwida. Po chwili pani Danuta wyszła z tłumu, niosąc pod pachą płyty z nagranymi jej recytacjami, które Papież wziął z sobą do Watykanu. Otóż może parę słów na temat tego teatru. Bo mówi się dużo o teatrze, a nie wiadomo bliżej, co to był za teatr. Był to teatr dziwny. Jego dyrektorem był pan Mieczysław Kotlarczyk, który spędzał okupację w Wadowicach**. (Oczywiście, potem poznałem także profesora Kotlarczyka, ale już wcześniej poznałem jego brata, który uczył łaciny w liceum w Nowym Targu zaraz po wojnie, i jego siostrę, która także tam przebywała). Otóż profesor Kotlarczyk postanowił stworzyć za okupacji teatr konspiracyjny, teatr, w którym będzie się przypominało ludziom wielkie teksty naszych poetów romantycznych, a zatem takie teksty, których zazwyczaj w teatrze się nie grywa. Nie były to normalne sztuki teatralne. Były to poezje, na przykład Pan Tadeusz. Pan Tadeusz nie jest sztuką teatralną, tego się na scenie nie pokazuje zazwyczaj; w każdym razie dotąd się nie pokazywało. Tymczasem aktorzy ci chcieli właśnie to pokazać na scenie. Chcieli pokazać na scenie poezję romantyków, to znaczy tę poezję, która w Polsce powstawała wtedy, kiedy Polska utraciła niepodległość. Kiedy chodziło o to, ażeby podnieść Polskę na duchu, by nauczyć Polskę patriotyzmu, * Chodzi o spotkanie, które odbyło się 8 czerwca 1979, podczas pierwszej pielgrzymki papieża Jana Pawła II do Polski. ** Ściślej: mieszkał w Wadowicach do lata 1941. W lipcu tego roku przeprowadził się do Krakowa.


32

WIARA ZE SŁUCHANIA

przywiązania do ziemi, do historii, aby nauczyć ją także wiary w Boga – głębszej wiary w Boga – aby Polska zrozumiała sens cierpienia, aby także zrozumiała swoją rolę w dziejach, swoje miejsce w historii. Wychodziło się w tym teatrze na scenę najczęściej zupełnie bez kostiumu, to znaczy w normalnym, codziennym stroju. Potem profesor Kotlarczyk (zresztą za okupacji też) wprowadził pewne kostiumy, ale były to bardzo proste kostiumy, na przykład kiedy się recytowało poezję romantyczną, to ludzie byli ubrani wtedy w stroje odpowiednie dla tamtej epoki. A zatem nie był to żaden teatr, że się tak wyrażę, przebierany, tylko były to stroje ubierane do poezji. I co jeszcze było ciekawe – że chodziło o to, ażeby w tym teatrze było jak najmniej gestu, jak najmniej ruchu. Wszystko trzeba było wypowiedzieć słowem, recytacją, odpowiednim akcentem w zdaniu. Jest to teatr, w którym do szczytu została podniesiona perfekcja słowa. Słowo żyje. Wtedy w Polsce za okupacji nie można sobie było pozwolić na nic więcej, nie można było zbierać ludzi, kostiumy nosić po ulicy, przenosić – to wszystko było niebezpieczne. Ale przecież pozostało słowo. I rzeczywiście potem, kiedy ten teatr zaczął działać normalnie w Krakowie, przyciągał tłumy widzów przez to, że była znakomita recytacja. Tak znakomita, jakiej w ogóle w teatrze poprzednio nie było. Poza tym był to teatr, który wyszedł spod ręki wielkiego mistrza teatru, Osterwy, narzucającego aktorom niemal klasztorny tryb życia. Wymagał od aktorów niezwykłej ascezy. Nie dopuszczał na przykład do tego, ażeby aktor niereligijny recytował religijne teksty, dlatego że taki aktor, jego zdaniem, nie będzie się mógł dobrze wczuć w to, co te teksty mówią. I to był teatr, powiedziałbym, niezwykły przez to, że była w nim ta


ŚWIĘTY FRANCISZEK I KAROL WOJTYŁA

33

niezwykła cześć dla słowa, cześć dla kultury polskiej, no i ten niezwykle głęboki patriotyzm. Potem ten teatr działał po wojnie, długo jeszcze działał po wojnie, aż się nie spodobał naszym władzom. I w czasach stalinowskich ten teatr został zamknięty ze względu na jego ideologię. Potem po 1956 roku znowu zaczął działać, ale już profesor Kotlarczyk, no, co tu dużo mówić, troszeczkę się zestarzał, jego gwiazda już prawie minęła i nie mógł wychować nowego pokolenia aktorów. Bo trzeba lat całych, żeby ci aktorzy odpowiednio się do takiego teatru wyszkolili. Niemniej wiemy już, skąd nasz obecny Papież tak znakomicie recytuje poezję romantyczną, skąd ją przede wszystkim zna i skąd bierze się jego doskonała dykcja, doskonałe operowanie słowem, nie tylko polskim, ale i obcym. Właśnie znać tutaj rękę, sztukę profesora i dyrektora teatru Kotlarczyka. A pani Danuta Michałowska była także jedną z bardzo ważnych postaci owego teatru. Dzisiaj jest prorektorem Wyższej Szkoły Aktorskiej w Krakowie. Może jeszcze, proszę sióstr, jedna sprawa, która także jest ogromnie charakterystyczna dla Ojca świętego. Mianowicie wiemy o tym, że pracował w Solvayu, w Krakowie, za okupacji. Solvay były to kamieniołomy wapienne, zakłady sody związane z kamieniołomami, i Karol Wojtyła wtedy pracował właśnie w kamieniołomach. Mieszkał [w tym czasie na Dębnikach, najpierw razem z ojcem, ale]* ojciec jego potem zmarł. Otóż [w 1979 roku Ojciec święty] odwiedził grób swoich rodziców, rzeczywiście był na tym grobie... Było tak śmiesznie, bo to miało być odwiedzenie grobu prywatne, nikt nie miał o tym wiedzieć. No ale jeśli rano milicja obstawiła cmentarz * Brak fragmentu kazania. Wszystkie wstawki w nawiasach kwadratowych zawierają uzupełnienia pochodzące od redakcji.


34

WIARA ZE SŁUCHANIA

Rakowicki, to wszyscy wiedzieli, że coś będzie. Wobec tego, mimo wielkiej tajemnicy – jak widać z tego, najgorszą przechowalnią tajemnic jest milicja – około tysiąca pięciuset ludzi zgromadziło się na cmentarzu Rakowickim koło grobu jego rodziców. No, oczywiście, musiała być również jakaś kamera filmowa, i nawet zachodnie gazety pisały, że jest coś okropnego w tym dzisiejszym świecie, że wszystko musi być na pokaz, że nawet mu tej chwili z rodzicami nie oszczędzono, że nawet wtedy kiedy taka wewnętrzna, intymna sytuacja, ci ludzie tam byli, była także telewizja i inni. No, mniejsza o to... W każdym razie – jak było z tym Solvayem. Otóż w 1966 roku – niektóre siostry pamiętają, niektóre, na szczęście, nie pamiętają, bo są młode – było Milenium i ukazał się wtedy słynny list biskupów polskich do biskupów niemieckich. List, w którym było napisane: przebaczamy i prosimy o przebaczenie. Niemców! Z powodu tego listu rozpętała się ogromna burza przeciwko Prymasowi i episkopatowi. Wydawało się, że znowu Prymas zostanie zaaresztowany. Gomułka wypowiedział wtedy ogromnie ostre przemówienie przeciwko Prymasowi, a w całej Polsce pojawiły się nawet afisze z napisami: „Nie zapomnimy”, a na afiszach były obrazy z ostatniej wojny. W każdej prawie fabryce, w każdym zakładzie pracy odbywały się masówki, na których trzeba było potępiać biskupów za ten list. I między innymi list potępiający biskupów mieli napisać robotnicy z Solvayu, tam gdzie kiedyś Kardynał pracował. Władzom szczególnie na tym zależało, żeby pod listem robotników znalazły się nazwiska tych, z którymi Kardynał wówczas w Solvayu pracował – jego najbliższych towarzyszy pracy – i z którymi ciągle utrzymywał kontakty. (Utrzymywał kontakty w ten sposób, że jak była jakaś uroczystość rodzinna, to o tym pamiętał,


ŚWIĘTY FRANCISZEK I KAROL WOJTYŁA

35

na przykład o imieninach, i już się tak złożyło, że jak dzieci się żeniły, wychodziły za mąż, to już wiadomo było, że to się odbędzie w kaplicy u Kardynała). Wszyscy odmówili, no ale jeden dał się złamać i rzeczywiście ten list podpisał. Na ten list robotników Solvayu Kardynał wtedy odpowiedział listem wyjaśniającym, że czasy są takie, iż narody muszą żyć z sobą razem, muszą sobie przebaczyć, nie można w nieskończoność w sercu żywić nienawiści. Napisał bardzo ładny, wyjaśniający list. Ale sprawa na tym się nie skończyła. Jakiś czas później córka bodaj tego robotnika, który list podpisał, wychodziła za mąż. No i wszyscy byli zaciekawieni, co będzie. Kardynał jakoś się o tym dowiedział, że tak jest, i wszyscy czekali, co też będzie. No wiadomo, ojciec się nie spisał jakoś w czasie tej trudnej sytuacji. I właściwie nikt dokładnie nie wie, jak do tego doszło – jak to tam Kardynał kręcił, wykręcał, coś tam robił, nie wiadomo jak – dość, że ślub tej córki odbył się w kaplicy Kardynała. Cała rodzina z ojcem była obecna. Kardynał przeszedł ponad tym wszystkim, jak gdyby się nic nie stało. No, taki był Karol Wojtyła: zawsze umiał popatrzeć na człowieka od takiej strony, że ten człowiek jakoś nie czuł, że go Kardynał dobija, że nim pogardza. Zawsze miał dla każdego ogromne, ogromne zrozumienie. Moi drodzy, może tyle tych wspominków na dzisiaj, takich trochę nieskoordynowanych, ale są one o tyle ważne, że dziś wszyscy o tym mówią, wszyscy o tym piszą, wszyscy chcą wiedzieć jak najwięcej, jaki ten nasz Ojciec święty jest – i jaki będzie. Na zakończenie tylko jedna sprawa: sprawa dotycząca tego, jaki będzie. Pytanie to postawili dziennikarze takiej pani Marysi, starszej osobie, bardzo prostej, która sprzątała u kardynała Wojtyły. Jaki on będzie? A ona mówi: „A jaki ma być? Jaki był, taki będzie”. No, to może – amen.


CZY WARTO BYĆ DOBRYM? Wielkanoc, 3 kwietnia 1988

Kiedy w XIX wieku Polska utraciła niepodległość i była podzielona między zaborców, słowo „zmartwychwstanie” ukazało jakby nowe znaczenie. Ponieważ Chrystus zmartwychwstał, zmartwychwstaniemy także my – i zmartwychwstanie nasza Ojczyzna. W ten sposób dzień dzisiejszy w okresie zaborów był także dniem wielkiej nadziei dla naszego narodu. Dzisiaj czasy się nieco zmieniły i święto dzisiejsze ukazuje jeszcze nowe znaczenie, jeszcze inny – powiedziałbym nawet – głębszy sens. Wiąże się ono z pytaniem: czy warto być dobrym? Czy dobro w życiu zwycięży, czy też jest skazane na przegraną? Dzisiejsze święto jest odpowiedzią na to bardzo ważne głębokie pytanie. Nazywano Jezusa Chrystusa „człowiekiem dobrym”. Jeden z uczniów przyszedł raz do Niego i powiedział: „Nauczycielu dobry, co mam czynić?”. Kiedy indziej powiedziano o Nim, że „przeszedł przez życie, dobrze czyniąc”. To słowo „dobro” ma tutaj szczególne znaczenie. Nie rozumiemy często, co to słowo znaczy, ale kiedy spotkamy człowieka, mówimy: dobry człowiek. Z Chrystusem było podobnie. Ktokolwiek Go spotykał, mówił: to jest ktoś dobry. „Przeszedł przez życie, dobrze czyniąc”. Uzdrawiał chorych, wskrzeszał umarłych, pocieszał płaczących, a to, co mówił, nazywano „dobrą no-


CZY WARTO BYĆ DOBRYM?

193

winą”. Dlaczego zatem ktoś, kto przeszedł przez życie, dobrze czyniąc, został skazany na śmierć i ukrzyżowany? Jak się to dzieje, że ci, którzy przechodzą przez życie, czyniąc źle, nie umierają na krzyżu, a ten, kto przeszedł przez życie, dobrze czyniąc, został ukrzyżowany? Los Jezusa Chrystusa stawia przed nami to pytanie bardzo ważne i ostre: czy warto w życiu być dobrym? Czy jeśli będziesz dobrym człowiekiem, nie zaprowadzi cię to na męczeństwo, na krzyż? Mieliśmy niedawno przykład księdza Jerzego, o którym także mówiono: to jest dobry człowiek. Ten dobry człowiek zginął przy drodze, tak jak giną złoczyńcy. Czy warto być dobrym? Ludzie często zadają sobie to pytanie. Bo w gruncie rzeczy ludzie boją się być dobrymi. Ludzie nie chcą być także złymi. Ale ich życie toczy się gdzieś na pograniczu dobra i zła. Są dobrzy wtedy, kiedy to nie wiąże się z żadnym niebezpieczeństwem, z żadną ofiarą, wtedy kiedy to nic nie kosztuje. Ale kiedy zaczyna to kosztować, idą na kompromisy ze swoją własną dobrocią. Co znaczy: być dobrym? Co znaczyło dla Chrystusa: być dobrym? Uzdrawiać chorych, pocieszać – tak, to racja. Ale przede wszystkim znaczyło: odpłacać dobrym za złe. Tutaj Chrystus wniósł jakby największą rzecz w historię świata. Chrystus pokazał, jak w życiu należy wznieść się ponad zasadę odwetu: „Oko za oko, ząb za ząb”. Ta zasada odwetu jest głęboko zakorzeniona w ludzkiej naturze: oko za oko, ząb za ząb, złe słowo za złe słowo. Ale jeśli tak człowiek będzie postępował, wtedy nigdy nie będzie końca złu. Ktoś musi pierwszy powiedzieć: dość. Ktoś pierwszy musi za kamień odpłacić chlebem. Jezus Chrystus to właśnie czynił i chciał, aby Jego uczniowie czynili to samo. Ale sprawa szła jeszcze głębiej. Tutaj, w przypadku Jezusa Chrystusa, chodziło nie tylko o to, żeby chlebem


194

WIARA ZE SŁUCHANIA

odpłacić za kamień, ale także o to, aby się wstawiać za zło czyniącymi. Kiedy Chrystus modli się na krzyżu, mówi do Boga: „Przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią”. Chrystus jakby tłumaczył swoich prześladowców, tłumaczył swoich zabójców. Jakby chciał swojemu Ojcu Niebieskiemu pokazać, że są zaślepieni, że to nie ich wina, że Go krzyżują. Są zbyt głupi na to, aby zrozumieć, aby pojąć prawdę. Wrogiem dobroci człowieka jest często jego własna głupota, jego własna ślepota. Głupi, zaślepieni, niezdolni do widzenia tego, co naprawdę jest. Krzyżują, zabijają, myśląc, że Bogu wyrządzają przysługę. „Przeszedł przez życie, dobrze czyniąc”. Porównywał siebie do siewcy, który idzie przez pole i sieje ziarno. Czynił dobrze. Dlaczego zatem miał tylu wrogów? Nie pytamy, dlaczego ukrzyżował Go Piłat, dlaczego ukrzyżowali Go ówcześni przywódcy religijni narodu izraelskiego. Tym wydawało się, że odbiera im władzę. Ale można by zapytać, skąd się wziął ten tłum, który wołał: „Ukrzyżuj go!”. Bo przecież to tłum wołał, to ludzie wołali: „Krew jego na nas i na syny nasze”. Gdzie i kiedy ich skrzywdził? Tutaj, moi drodzy, dochodzi do głosu jedna z najbardziej smutnych tajemnic natury ludzkiej. Kto był w tym tłumie? Nie wiadomo, ale możemy się domyślać. Chrystus uzdrowił pewnego razu dziesięciu trędowatych. Ale w ówczesnej Palestynie było trędowatych o wiele więcej. Ilu pozostało nieuzdrowionych? Może dziesięć, może dwadzieścia tysięcy. I kto wie właśnie, czy to nie ci nieuzdrowieni nie krzyczeli: „Ukrzyżuj go!”. Chrystus nakarmił chlebem pięć tysięcy ludzi. Ale sto tysięcy zostało nienakarmionych. I to ci krzyczeli: „Ukrzyżuj go!”. Chrystus uleczył ślepych, jednego, drugiego, ale na świecie było wtedy tysiące ślepych i to oni krzyczeli: „Ukrzyżuj go!”. Nie dlatego krzyczeli, żeby ich


CZY WARTO BYĆ DOBRYM?

195

Chrystus skrzywdził, ale dlatego, że nie zrobił im tego, co innym zrobił. Kiedyś, przed paroma laty, kiedy do Polski napływały dary z Zachodu, jeden z moich przyjaciół proboszczów był obciążony obowiązkiem rozdawania tych darów. Powiedział mi potem, że były to najcięższe chwile w jego życiu parafialnym. I mówi tak: bo jeżeli człowiek, proboszcz, skrzywdzi w parafii jedną osobę, to ma sprawę z tą jedną osobą skrzywdzoną. Ale jeżeli dobrze zrobi jednej osobie, to ma sprawę z całą parafią. I kto wie, czy nie to właśnie było u źródła ukrzyżowania Chrystusa. Chrystus przeszedł przez życie, uzdrawiając, pocieszając, wskrzeszając. Ale przecież nie wszystkich chorych uzdrowił, nie wszystkich nakarmił, nie wszystkich pocieszył. I oto ci, którym sprawił zawód, wołali: „Ukrzyżuj go!”. Tak kończy się historia „dobrego człowieka”. Historia dobrego człowieka kończy się ukrzyżowaniem. Historia ludzkiej dobroci, dobroci księdza Jerzego Popiełuszki, kończy się zabójstwem. Historia ojca Maksymiliana Kolbego kończy się śmiercią w obozie koncentracyjnym. Stąd pytanie: czy warto być w życiu dobrym? Jeśli będziesz dobry, zginiesz jak Chrystus, jak ksiądz Jerzy, jak ojciec Maksymilian. A więc raz jeszcze: po co być dobrym? Ale dzisiejsze święto przynosi nam odpowiedź na to wielkie pytanie człowieka. „Dobry człowiek” zmartwychwstał – taka jest radosna nowina dzisiejszego święta. Ten, który przez całe życie był d o b r y, zmartwychwstał. Z tego widać, że dobra nie można zabić. Dobro zabite w piątek w niedzielę z martwych powstanie. Dobro jest wieczne, ono ciągle zmartwychwstaje. Dobro jest jak to życie, które budzi się na wiosnę z zimowego snu. Życia zabić nie można. Nie można także zabić dobra.


196

WIARA ZE SŁUCHANIA

Czegóż nas zatem uczy dzisiejsze święto? Uczy nas tego, abyśmy umieli się wyzwolić z naszej ciasnoty, z naszej głupoty. Żebyśmy umieli przezwyciężyć naszą zawiść, żebyśmy umieli wznieść się ponad ducha odwetu. Uczy nas tego, abyśmy we wszystkich okolicznościach życia po prostu byli dobrzy. Uczy nas zwykłej, najprostszej ludzkiej dobroci. Mieć odwagę być dobrym. Bo to, co w człowieku jest dobrocią, to także jest nieśmiertelnością.


POCHWAŁA STWORZENIA Poniedziałek Wielkanocny, 4 kwietnia 1988

Dzisiejszy dzień, drugi dzień świąt Wielkiej Nocy, jest w naszym kościele poświęcony upamiętnieniu dzieła błogosławionej Kingi. Aby zrozumieć to dzieło, musimy się cofnąć w przeszłość, w XII i XIII wiek, i zapytać, co właściwie wniósł święty Franciszek i jego rodzina w życie Kościoła. Święty Franciszek. Przyszła pewnego razu na niego chwila, która była decydująca dla całego jego życia. Była to chwila wewnętrznego olśnienia. Jakby nowe światło w nim się zapaliło. Odkrył prawdę prostą: miłość nie jest miłowana. Odkrył, że Bóg jest miłością, że Bóg pierwszy miłuje człowieka, wybiera człowieka, szuka człowieka, umiera za człowieka – i że dramatem Boga jest to, że nie jest miłowany. Podobne odkrycie pojawiło się w Piśmie świętym już o wiele wcześniej. Bodaj po raz pierwszy na podobne odkrycie natrafiamy w Starym Testamencie w słynnej księdze Pieśni nad pieśniami. Księga ta opowiada o stosunku duszy ludzkiej do Boga. Mówi o tym, że stosunek ten jest taki jak stosunek między oblubieńcem a oblubienicą. Wyraża ten stosunek powiedzenie: „Miły mój mnie, a ja jemu”. Te słowa wskazują na tę samą treść, na którą potem wskaże także święty Franciszek. „Miłość nie jest miłowana”. Ale co te słowa znaczą? Jeżeli się wmyśleć w sens tych słów, pociągają one za


198

WIARA ZE SŁUCHANIA

sobą bardzo daleko idące konsekwencje. Oblubieniec i oblubienica. Kiedy oblubieniec przychodzi do oblubienicy, to wraz z oblubieńcem przychodzi do niej jakby cały świat. A kiedy oblubieniec od oblubienicy odchodzi, to jakby cały świat od niej odchodził. Spotkanie oblubieńca i oblubienicy jest nie tylko spotkaniem dwóch miłujących się istot, ale jest także nowym spotkaniem człowieka z całym światem. Ci, którzy się miłują, mają u swoich stóp cały świat. Ci, którzy się nienawidzą, czują się na tym świecie obco i wrogo. Poprzez Boga człowiek staje się jakby właścicielem całego świata. Święty Franciszek mówi: kto ma Boga, ten wraz z Bogiem ma wszystko to, co ma Bóg. A ponieważ Bóg jest jak gdyby właścicielem całego świata – i dni, i nocy, i godzin ciemności, i godzin jasności – człowiek, który odzyskuje Boga, odzyskuje jednocześnie cały świat. Jesteśmy w okresie średniowiecza. Ten świat średniowiecza jest światem dla człowieka groźnym. Musimy pamiętać: jest to jeszcze świat dziki, świat dzikich zwierząt, nieopanowanych sił przyrody, świat trzęsień ziemi, mrozów, powodzi, na każdym kroku w tym świecie czyha jakieś niebezpieczeństwo. Ludzie wierzą jeszcze w rozmaite zabobony, za każdym drzewem ukrywa się jakiś demon. Dla ludzi ówczesnych świat jest światem nieprzyjaznym, wrogim, groźnym. Tymczasem święty Franciszek wnosi z sobą zupełnie nowe odczuwanie świata. Odkrył Boga, który miłuje. A kto odkrył Boga, który miłuje, ten już inaczej żyje na tym świecie. „Miły mój mnie, a ja jemu”. Kto ma przy boku swoim ukochanego, ten wraz z ukochanym ma cały świat, który do ukochanego należy. I tutaj należy szukać źródła tego, co się później będzie nazywać ubóstwem franciszkańskim. Ubóstwo franciszkańskie wcale nie polega na tym, żeby nic nie


POCHWAŁA STWORZENIA

199

mieć. Wręcz przeciwnie: ubóstwo franciszkańskie polega na głębokim przeświadczeniu, że człowiek wszystko ma, że wszystko jest człowieka – i dzień i noc, i drzewo, i łąki, i pola. Bo kto ma Boga, ten ma wszystko. Dlatego synowie świętego Franciszka nie troszczą się o to, co by jedli, nie zamartwiają się, że mogą stracić kromkę chleba – bo wszystko jest ich. Na tym polega także franciszkańska wolność, franciszkańska swoboda. Święty Augustyn powiedział kiedyś: „Kochaj i rób, co chcesz”. Kto kocha, ten nie potrzebuje przykazań, bo sama miłość dyktuje mu, co ma robić. On robi nawet więcej, niż nakazują przykazania. Dlatego u świętego Franciszka nie ma skończonej reguły, dokładnej reguły codziennego życia klasztornego. Reguła nie jest im potrzebna, dlatego że mają regułę, która polega na miłości. I z tego – z tego przeżycia ubóstwa, które jest jednocześnie przeżyciem bogactwa, z tego przeżycia wolności, które jest jednocześnie przeżyciem miłości – płynie chrześcijańska, franciszkańska radość. Franciszkanie byli w XII, XIII, XIV wieku przede wszystkim ludźmi, którzy promienieli wielką radością. Dla nich religia, chrześcijaństwo, była źródłem nieustającego optymizmu, żarliwego uśmiechu. Cieszyło ich wszystko, bo wszystko było przejawem chwały Bożej. Jakżeż dzisiaj jesteśmy dalecy od tego ducha franciszkańskiego w naszym przeżywaniu religii! Kiedy znajdujemy się w kościele, przynosimy do kościoła sam smutek, wynosimy z kościoła smutek. Religia często jest dla nas jeszcze jednym utrapieniem, jeszcze jednym źródłem lęku. Dla nich religia była źródłem nieustającej radości. I dlatego franciszkanie mogli poczuć się na świecie jakby u siebie w domu. Inni bali się wilków, święty Franciszek z wilkami rozmawia. Bali się złoczyńców, bo złoczyńcy mogą ich zabić, mogą ich obrabować – ale


200

WIARA ZE SŁUCHANIA

święty Franciszek nie miał niczego, co by mu można było wziąć, nie bał się złych ludzi. Bano się wtedy niezwykle wojen z muzułmanami, była to wielka groźba dla Europy. Święty Franciszek idzie w samą paszczę lwa, rozmawia z nimi, usiłuje nawrócić jednego z władców krajów muzułmańskich. Nie ma dla nich lęku, nie ma dla nich smutku, jest wielka radość – bo miłość nie [jest] miłowana, a oni umiłowali miłość. Wyrazem ducha franciszkańskiego jest bardzo wiele tekstów, które powstały w owym czasie i tradycja nam je przekazała. Mamy piękne fragmenty opowieści o świętym Franciszku, mamy jego cudowny testament. Ale chciałbym dzisiaj zwrócić uwagę na inny tekst. Tekst, który znakomicie oddaje ducha franciszkańskiego. Jest to słynny Hymn do słońca. Hymn, w którym ukazuje się, jak bardzo głęboko ci ludzie czuli się na świecie jak u siebie w domu. Słońce nie było im wrogiem, mimo że żyli w krajach gorących, upalnych. Zima była ich przyjacielem, księżyc był przyjacielem, nawet śmierć była dla nich siostrą – bo we wszystkim upatrywali śladów miłości, która ich umiłowała. Hymn do słońca brzmi następująco: Najwyższy, wszechmocny i dobry Panie, Tobie sława, chwała, uwielbienie i wszelkie błogosławieństwo. Tylko Tobie, Najwyższy, one przystoją i żaden człowiek nie jest godzien wzywać Twojego imienia. Pochwalony bądź, Panie, z wszystkimi Twoimi stworzeniami, a przede wszystkim z naszym bratem słońcem, które dzień daje, a Ty przez nie świecisz.


POCHWAŁA STWORZENIA

201

Ono jest piękne i promieniste, a przez swój blask jest Twoim wyobrażeniem, o Najwyższy. Panie, bądź pochwalony przez naszego brata księżyc i nasze siostry gwiazdy, które stworzyłeś w niebie jasne i cenne, i piękne. Panie, bądź pochwalony przez naszego brata wiatr, przez powietrze i obłoki, przez pogodę i wszelkie zmiany czasu, którymi karmisz swoje stworzenia. Panie, bądź pochwalony przez naszą siostrę wodę, która jest wielce pożyteczna i pokorna, i cenna, i czysta. Panie, bądź pochwalony przez naszego brata ogień, którym rozświetlasz noc, a on jest piękny i radosny, i żarliwy, i mocny. Panie, bądź pochwalony przez naszą siostrę matkę ziemię, która nas żywi i chowa, i rodzi różne owoce, barwne kwiaty i zioła. Panie, bądź pochwalony przez tych, którzy przebaczają wrogom dla miłości Twojej, i znoszą niesprawiedliwość i prześladowanie. Błogosławieni, którzy trwają w pokoju i prawdzie, gdyż przez Ciebie, Najwyższy, będą uwieńczeni. Panie, bądź pochwalony przez naszą siostrę śmierć cielesną,


202

WIARA ZE SŁUCHANIA

której żaden żyjący człowiek ujść nie zdoła. Biada tym, którzy w grzechu śmiertelnym konają. Błogosławieni ci, którzy odnajdują się w Twojej świętej woli, albowiem po raz wtóry śmierć im krzywdy nie uczyni. Czyńcie chwałę i błogosławieństwo Panu i składajcie Mu dzięki, i służcie Mu z wielką pokorą.

Ten przepiękny Hymn do słońca ukazuje nam franciszkańskiego ducha. Wszystko jest dla świętego Franciszka źródłem nieustannej radości. Święty Franciszek przeżywa Ewangelię jako Dobrą Nowinę, jako naprawdę D o b r ą Nowinę. I dlatego cały świat jest dla niego jakby domem, w którym może mieszkać. Wszystko jest jego: gwiazdy są jego siostrami, księżyc jego bratem, słońce to także brat. „Pochwalony bądź […] przede wszystkim z naszym bratem słońcem, / które dzień daje, a Ty przez nie świecisz”. Patrząc na słońce, czując jego ciepło na skórze, święty Franciszek widzi Boga, który świeci przez słońce. „[…] bądź pochwalony przez naszego brata ogień”… Ogień jest także bratem. A siostrą jest matka ziemia. Matka ziemia to jakby siostra człowieka, która pomaga mu przeżyć, „która nas żywi i chowa, / i rodzi różne owoce, barwne kwiaty i zioła”. Przede wszystkim jednak na końcu pokazuje się, że dwie rzeczy szczególnie świętego Franciszka napawają radością: „[…] bądź pochwalony przez tych, / którzy przebaczają wrogom dla miłości Twojej, / i znoszą niesprawiedliwość i prześladowanie”. To są ci, którzy nawet ze zła potrafią dobro wyciągnąć. Ci, którzy w pewnym sensie cieszą się, że spotyka ich w życiu jakaś krzywda, bo dzięki temu oni mogą coś dobrego


POCHWAŁA STWORZENIA

203

zrobić: z tej krzywdy zbudować coś dobrego. Bo kiedy człowieka spotyka samo dobro na świecie, to nie ma tej szansy. Dobro, które rodzi następne dobro, to normalna rzecz. Jeśli życzliwością odpowiadasz na życzliwość, to także poganie tak robią. Ale jeżeli spotykasz się z nieżyczliwością, a odpowiadasz na to życzliwością – to jest dopiero powód do największej radości. I wreszcie ostatnie zwrotki owego hymnu: „siostrę naszą śmierć cielesną”. Te słowa szczególnie nadają się na dzisiejszy dzień. Przeżywamy przecież jeszcze ciągle tajemnicę Zmartwychwstania. Śmierć cielesna – jakżeż człowiek boi się tej śmierci cielesnej! Ile troski, ile wysiłku wkłada w to, żeby się od tej śmierci uwolnić, żeby przynajmniej trochę oddalić od siebie dzień umierania. Człowiekowi się wydaje, że śmierć jest największym jego wrogiem. Ale kto tak myśli, ten będzie w życiu zawsze nieszczęśliwy. Święty Franciszek odkrywa, że śmierć to jest także siostra człowieka. „Panie, bądź , pochwalony przez naszą siostrę śmierć cielesną, / której żaden żyjący człowiek ujść nie zdoła” – ale to jest siostra, to nie jest wróg, to jest nasza siostra. I stąd ta ogromna franciszkańska radość. Franciszkanie byli wtedy najszczęśliwszymi ludźmi na świecie. Nie mieli nic – nie mieli klasztorów, nie mieli majątków, nie mieli nawet porządnego ubrania – a naprawdę mieli wszystko. Bo cały świat był ich, do nich należał. Oni to dali wyraz temu niezwykłemu, głębokiemu doświadczeniu religijnemu: kto ma Boga, ten wraz z Bogiem ma cały świat. A kto nie ma Boga, ten choćby nie wiem co miał, naprawdę nic nie ma, bo przyjdzie dzień, że to wszystko straci. Oni też pokazali – właśnie franciszkanie pokazali – że miarą chrześcijaństwa jest nie tylko to, że człowiek żyje bez grzechu, ale także to, że nie ma w sobie poczucia nieszczęścia. Że nie przechodzi


204

WIARA ZE SŁUCHANIA

przez życie ze świadomością, iż ciągle go coś nieszczęśliwego spotyka. Właśnie wedle franciszkanów, wedle tego ducha, miarą chrześcijaństwa w człowieku, miarą Ewangelii jest to, że człowiek czuje się w życiu szczęśliwy. A oni byli właśnie żywym przykładem tej szczęśliwości. I do dnia dzisiejszego duch franciszkański jest żywy, i panuje w Kościele wtedy, kiedy ten Kościół i to chrześcijaństwo tworzy i rodzi ludzi szczęśliwych. Ludzi, którzy czują się na świecie jak u siebie w domu, ludzi, dla których wszystko jest powodem do radości: i słońce, i księżyc, i deszcz, i pogoda – a przede wszystkim powodem do radości jest to, że są krzywdzeni, że są niesprawiedliwie osądzani. Bo wtedy dla nich powstaje wielka okazja: okazja przemiany zła w dobro. Dlatego raz jeszcze powtórzmy tę zwrotkę z Hymnu do słońca: „Panie, bądź pochwalony przez tych, / którzy przebaczają wrogom dla miłości Twojej, i znoszą niesprawiedliwość i prześladowanie. Błogosławieni, którzy trwają w pokoju i prawdzie, / gdyż przez Ciebie, Najwyższy, będą uwieńczeni”. Amen.


DOBRO, KTÓRE NIE GINIE II Niedziela Wielkanocna, 10 kwietnia 1988

Główną postacią dzisiejszej Ewangelii jest święty Tomasz Apostoł. Ten Tomasz Apostoł zwany jest niekiedy w naszym języku Tomaszem niewiernym, Tomaszem, który nie mógł uwierzyć w zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa. Dzisiejsza Ewangelia opowiada o tym, na jakiej drodze Tomasz Apostoł uwierzył w Zmartwychwstałego Chrystusa. Ale dzisiejsza Ewangelia opowiada także o innej sprawie: o powrotach Jezusa do swoich uczniów. Za każdym razem Chrystus wraca, witając uczniów tymi samymi słowami: „Pokój wam”. Te słowa to bardzo charakterystyczne słowa dla powracającego do swoich uczniów Pana. „Pokój wam”. Dlaczego pokój? Dlatego że byli pełni niepokoju. Początek Ewangelii opowiada o tym, że uczniowie byli pełni strachu, zamykali się w pomieszczeniu, gdzie przebywali. „Zamknięte drzwi z obawy przed Żydami”. Przerażeni, pozamykani, spodziewali się czegoś najgorszego. W pewnym momencie – kiedy oczekiwali tego, co najgorsze – pojawia się między nimi ktoś, kogo na pierwszy rzut oka nie mogą rozpoznać. Dlatego odwiedzający ich przybysz musi powitać ich słowami: „Pokój wam”. Chrystus jakby uspokaja swoich uczniów. Ciągle powtarza te słowa: „Pokój wam”. W ten sposób dzisiejsza Ewangelia rysuje przed nami jakby dwie drogi. Jedna droga to droga Chrystusa


206

WIARA ZE SŁUCHANIA

do swoich uczniów. A druga droga to droga Tomasza do wiary w Chrystusa. Chrystus wraca do swoich uczniów poprzez zmartwychwstanie. Chrystus przed kilkoma laty spotkał swoich uczniów – jednego nad jeziorem, drugiego gdzieś przy drodze, na cle – wezwał tych uczniów, przytrzymał przy sobie, pociągnął za sobą. Uczynił ich świadkami tego, co robił. A co robił? Ewangelia mówi o Nim: „Przeszedł przez życie, dobrze czyniąc”. Uzdrawiał chorych, pocieszał nieszczęśliwych, wskrzeszał umarłych, nauczał – dobrze czynił. Można powiedzieć, że był żywym wcieleniem dobra. Został ukrzyżowany. Wtedy w uczniach narodziła się wielka wątpliwość, tragedia. Dobro zostało ukrzyżowane. Ten najlepszy z ludzi, najlepszy z dobrych, umarł śmiercią zbrodniarzy. Było im żal nie tylko nauczyciela, nie tylko człowieka, ale było im żal jeszcze czegoś głębszego: tej wiary, którą w ich sercach obudził, wiary, że dobro jest nieśmiertelne, że dobro jest zawsze zwycięskie. Tymczasem na krzyżu Chrystus, chodzące dobro, przegrał. Ta przegrana dobra była dla nich największą tragedią. Byli świadkami zwycięstwa zła. Ale teraz oto ukazuje się coś zupełnie innego. Chrystus zmartwychwstał. Chodzi nie tylko o to, że zmartwychwstał jako człowiek, ale chodzi o to, że wraz ze zmartwychwstaniem człowieka odsłoniło swoją moc, swoją siłę dobro, które ten Człowiek sobą przedstawiał. Nie można krzyżować dobra, nie można dobra złożyć do grobu. Dobro zmartwychwstaje. Taka była prawda, która do nich zaglądała przez drzwi Wieczernika. Dobro jest nieśmiertelne. I tej prawdy nie mógł uznać Tomasz. Chodziło nie tylko o to, czy Chrystus żyje, czy nie żyje. Chodziło o coś o wiele głębszego. Chodziło o to, co się dzieje z dobrem, którego człowiek w życiu dokonuje. Czy ono także jest skazane na śmierć? Święty


DOBRO, KTÓRE NIE GINIE

207

Tomasz dotknął Jezusa Chrystusa. Wtedy powiedział: „Pan mój i Bóg mój”. Wtedy uwierzył. Uwierzył nie tylko w człowieka, ale wtedy uwierzył także w sprawę, którą ten człowiek reprezentuje. Podobne, moi drodzy, są drogi naszej wiary w zmartwychwstanie. Bo co to znaczy uwierzyć w zmartwychwstanie Chrystusa? Nie chodzi o to tylko, żeby uznać taki czy inny historyczny fakt. Uwierzyć w zmartwychwstanie Chrystusa to w jakimś stopniu także uwierzyć w siebie. Nie można wierzyć w Chrystusa, nie wierząc jednocześnie w siebie. I nie można wierzyć w siebie, nie wierząc w Chrystusa. A co znaczy: wierzyć w siebie? Znaczy – wierzyć, że dobro, które człowiek w życiu urzeczywistnia, jest dzięki Chrystusowi nieśmiertelne. Uwierzyć w Chrystusa to uwierzyć także we własne zdolności do czynienia dobra. Z życia Chrystusa nic nie zostało wymazane. Na zmartwychwstanie Chrystusa składały się cegiełka po cegiełce uzdrowienia, nauki, które głosił, pociechy, które rozdawał, wskrzeszenia, których dokonywał. I tak samo na zmartwychwstanie każdego człowieka składają się cegiełka po cegiełce jego dobre uczynki. Sens zmartwychwstania na tym polega, że nic, cokolwiek w życiu człowiek dobrego zrobił, nie będzie zmarnowane. I stąd: „Pokój wam”. Pokój wam, ludziom dobrej woli. Pokój wam, ludziom czyniącym dobro. Pokój wam – dlatego że potraficie przebaczać. Pokój wam – dlatego że jesteście ubodzy, a ubodzy staną się posiadaczami świata. Pokój wam, boście są prześladowani dla sprawiedliwości. Pokój wam, bo i w życiu każdego z was dzieje się zmartwychwstanie. Dzieje się codziennie, co chwila, za każdym razem kiedy ze zła, które was otacza, potraficie wyciągnąć jakiś okruch dobra. Pokój wam, ponieważ umiecie za kamień oddawać chleb. A jeśli tego


208

WIARA ZE SŁUCHANIA

nie umiecie, zmartwychwstanie nie jest waszym udziałem. Zmartwychwstanie jest udziałem tych, którzy jak Chrystus potrafią mówić: przebacz, bo nie wiedzą, co czynią. Zmartwychwstanie to nie jest coś takiego, co dopiero przyjdzie po śmierci człowieka. Zmartwychwstanie to jest coś takiego, co dzieje się już, dzieje się teraz. Ilekroć w duszy człowieka z popiołów, jakie życie w tę duszę wciska, powstaje płomień dobrego uczynku, tylekroć zmartwychwstanie powtarza się w życiu każdego człowieka.


PROBLEMY POLSKIEJ PRACY V Niedziela Wielkanocna, 1 maja 1988

W dzisiejszej Ewangelii słyszeliśmy, jak Pan Jezus mówi o latorośli i winnym krzewie. Pan Jezus, chodząc ścieżkami Galilei, musiał widzieć pracę w winnicy. Kiedy przychodzi wiosna – także czasem jesienią, ale przede wszystkim na wiosnę – robotnicy wychodzą do winnicy, obcinają stare gałązki, ażeby krzewy wypielęgnowane przyniosły jesienią swój owoc. Widać, jak bardzo Pan Jezus miał wyostrzone oko na pracę ludzką. Przyglądał się tej pracy i bardzo często z ludzkiej pracy brał przykłady, aby ludziom wytłumaczyć tajemnice Boże. Dzisiaj Pan Jezus patrzy na pracę w winnicy. Jest to bardzo trudna praca. Wymaga ogromnego wysiłku, wielkiej cierpliwości. Każdy krzew trzeba pielęgnować, zanim będzie można z niego uzyskać owoc. Także i my dzisiaj mamy się przyjrzeć ludzkiej pracy. Dzisiaj jest Święto Pracy. Pracy ludzkiej została także poświęcona encyklika Jana Pawła II Laborem exercens – encyklika, która jest jakby ewangelią ludzkiej pracy. Każdy z nas gdzieś pracuje. Jedni pracują na polach, na roli, może są między wami tacy, którzy pracują na kolei, może są także tacy, którzy pracują w szkole, pracują w biurach. A wy, matki, pracujecie przede wszystkim w domu. Praca człowieka zawsze była, jest i będzie dla niego jakimś ciężarem. „W pracy w pocie czoła


210

WIARA ZE SŁUCHANIA

będziesz pożywał swój chleb”, powiedział Bóg do Adama. I cokolwiek by się powiedziało – można wiele mówić o radościach, o przyjemnościach, jakie niesie człowiekowi praca – to jednak przyjemność i radość są jakby jej marginesem, a tym, co przede wszystkim w ludzkiej pracy uderza, jest trud. Ma swoją radość rolnik, kiedy zbiera obfity plon. Ma swoją radość kolejarz, kiedy pociągi kursują punktualnie i bez katastrof. Ma swoją radość nauczyciel, kiedy widzi, jakie owoce przynosi jego nauka. Ale przecież żeby mieć tę przyjemność, potrzeba przeżyć wiele trudu, wiele udręki. Praca jest krzyżem człowieka. Krzyżem, który człowiek niesie razem z Chrystusowym krzyżem. Przez ten krzyż ma człowiek stawać się bardziej człowiekiem. Przez ten krzyż ma dochodzić do zbawienia. W dzisiejszym świecie praca jest krzyżem szczególnym. Zwłaszcza w dzisiejszym polskim świecie. Wiemy, że dzisiaj właśnie trwa ogromny strajk robotników Nowej Huty. Kilka, może kilkanaście tysięcy ludzi strajkuje. Ogłoszone zostały także pogotowia strajkowe w wielu innych polskich fabrykach. Wczoraj zakończył się, prawdopodobnie szczęśliwie, strajk w Stalowej Woli. Widać, że problem pracy jest dzisiaj znowu naszym bolesnym problemem. Skąd się to bierze? Jak do tego dochodzi? Moi drodzy, wiemy, że w ostatnich latach praca człowieka bardzo się zmieniła. Widzą to rolnicy: inaczej pracowali wasi pradziadowie na polach, inaczej wy pracujecie. Widzą to kolejarze, widzą to robotnicy w każdej fabryce, na każdym miejscu pracy. Także w szkole uczy się dzisiaj inaczej niż przed wieloma laty. Praca uległa wielkim przemianom, wielkiemu postępowi. Kiedy się porównuje to, co jest dziś, z tym, co było przed pięćdziesięcioma laty, wydaje się – skok ogromny. A jednak


PROBLEMY POLSKIEJ PRACY

211

mimo tego skoku, mimo tych ogromnych przemian w Polsce praca jest szczególnie ciężka. Jest ciężka, bo mimo wszystko jest szczególnie zacofana. Należymy, niestety, do najbardziej zacofanych krajów w Europie, jeśli idzie o poziom naszej pracy. [O ciężarze naszej pracy decyduje to, że wciąż ważnym jej składnikiem pozostaje] wysiłek fizyczny. A nawet jeśli nie jest to wysiłek fizyczny, to z rozmaitych powodów w naszym kraju praca bardzo często jest po prostu marnowana. Marnuje się pracę rolnika, marnuje się pracę robotnika, marnuje się pracę uczonego. Mówimy dzisiaj: ogromny postęp. Tak, to racja. Ale na przykład w Polsce, ażeby wyprodukować w fabryce jakąkolwiek rzecz – widelec, pług czy cokolwiek – potrzeba dwa albo trzy razy więcej energii niż w krajach zachodnich. Mówimy: postęp, młodzież idzie do szkół. To racja. Wiele młodzieży jest w szkołach. Ale jeśli się weźmie pod uwagę porównanie z innymi krajami, okazuje się, że jesteśmy pod tym względem na miejscu ostatnim. I tak na przykład mniej więcej 10 procent młodzieży polskiej idzie do szkół średnich, a w takiej Nigerii w szkołach średnich znajduje się 36 procent młodzieży. Podobnie wygląda sprawa ze studiami wyższymi. Na 10 tysięcy mieszkańców w NRF-ie mniej więcej 250 to studenci. Podobnie we Francji. U nas liczba waha się mniej więcej od 96 do 120. Dlaczego tak jest? Dlaczego młodzież nie garnie się tak mocno do szkół średnich czy na uniwersytet? Dlatego że jej się to nie opłaca. Bo praca prymitywna, praca rąk i nóg, jest u nas bardziej ceniona niż praca głowy. A to właśnie dowodzi ogromnego zacofania. I stąd u nas te niepokoje w świecie pracy. Chodzi nie tylko o to – wśród tych niepokojów – żeby płace były sprawiedliwe, ale chodzi o to, żeby pracę ruszyć


212

WIARA ZE SŁUCHANIA

z miejsca, żeby ta praca stawała się bardziej pracą głowy niż pracą rąk. I tu leży źródło rozmaitych problemów i trudności, jakie przeżywa polska praca. Problem: co włożyć na talerz, problem: w co się ubrać – to są ciągle polskie problemy. Jak związać koniec z końcem – to są ciągle nasze codzienne problemy. Kraje o wiele uboższe już dawno wyszły z tych problemów. Austria nie ma kopalni węgla, nie ma tak wielkich pól i łąk, a ludzie żyją tam o wiele spokojniej i lepiej. Był nawet taki czas, że z Austrii importowaliśmy zboże, bo naszego zboża brakowało. Austria, Szwajcaria – przecież to są kraje pod względem ziemi, pod względem bogactw naturalnych niezwykle ubogie, a należą dzisiaj do najbogatszych krajów świata. Dlaczego? Bo ich praca jest mądrzejsza. Bo postawili nie na ręce, nie na wysiłek mięśni, ale postawili na wysiłek głowy. A przede wszystkim ważne jest to, że się tam tego wysiłku n i e m a r n u j e. Że to, co ludzie wypracują, to, co ludzie wymyślą, zostaje w kraju. Dzisiaj ogromną karierę robi tak zwany osobisty komputer, przyrząd bardzo potrzebny w dzisiejszej administracji. Robi ogromną karierę: każdy urząd chciałby być w coś takiego zaopatrzony. Zapominamy, że jednym z jego wynalazców jest Polak z Wrocławia, który nie mógł znaleźć pracy we Wrocławiu. Wyjechał do Ameryki i zrobił to, co zrobił. I tak się często marnuje ludzki trud. I stąd, moi drodzy, te protesty, podobne do protestów w Nowej Hucie, w Stalowej Woli i gdzie indziej. Módlmy się dzisiaj, moi drodzy, szczególnie za tych strajkujących, ponieważ ich strajk i ich walka to nie tylko walka dla nich i o nich. Oni strajkują także w naszej sprawie. Oni strajkują i narażają się także za nas. Przynajmniej modlitwą starajmy się wesprzeć ich trudne wysiłki i dzisiejszego dnia, w Święto Pracy, spójrzmy na


PROBLEMY POLSKIEJ PRACY

213

pracę tak, jak patrzył Jezus Chrystus – jako drogę miłości bliźniego, jako drogę do zbawienia. Bo praca, drodzy moi, jak powiedział pięknie Jan Paweł II w swojej encyklice, „wyrasta z porozumienia i służy porozumieniu”. Praca wyrasta z porozumienia i służy porozumieniu. Jeżeli nie ma w społeczeństwie porozumienia, nie będzie też dobrej pracy. Jeśli rządzący będą rządzić wbrew woli rządzonych, to wtedy dalej będziemy żyć w zacofaniu. W dzisiejszym dniu powierzmy Panu Bogu wszystkie trudne sprawy naszej polskiej pracy.


NASZE ZMARTWYCHWSTANIE Wielkanoc, 31 marca 1991

Kiedy święty Paweł pisze o zmartwychwstaniu Jezusa Chrystusa, dodaje, że powstał z martwych „jako pierwszy z ludzi”. Oznacza to, że za Chrystusem pójdą również inni. Dzisiejsze święto Zmartwychwstania jest dla nas wszystkich ważną propozycją. Proponuje ono, abyśmy spojrzeli na nasze życie zupełnie inaczej, niż patrzymy na co dzień. Mamy stanąć jakby poza tym życiem. Mamy popatrzeć na własne życie jakby od zewnątrz, objąć je jednym spojrzeniem. Mamy popatrzeć na siebie jak na pielgrzymów na tej ziemi. Jesteśmy pielgrzymami. W pewnym momencie pielgrzymka nasza się skończy i trzeba będzie z tej pielgrzymki zdać sprawę. Ewangelia mówi, że zakończeniem życia ludzkiego będzie sąd, że w tym dniu sądu ludzie zdadzą rachunek ze swoich uczynków, że rozliczą się z posiadanych talentów, z posiadanych możliwości. Życie ludzkie kończy się sądem, na którym sędzią będzie Chrystus – sumienie całej ludzkości. I to jest bardzo ważne spojrzenie. Bo na ogół wśród codziennych utrapień nie patrzymy na siebie w ten sposób. Jesteśmy pochłonięci troskami, krzątaniną. Mamy ciągle zbyt mało czasu i zbyt wiele spraw do załatwienia. Zmartwychwstanie, życie wieczne jest rozważane przez rozmaitych ludzi. Ludzie wierzący po prostu wie-


NASZE ZMARTWYCHWSTANIE

279

rzą, że tak jest – bo Chrystus objawił. Ale o zmartwychwstaniu mówią także ludzie niewierzący w Chrystusa. I mówią, że ono jest potrzebne. Po co jest potrzebne? Po to żeby wymierzyć całej ludzkości sprawiedliwość. Żeby źli otrzymali zasłużoną karę, a dobrzy zasłużoną nagrodę. Samo sumienie człowieka domaga się takiego sądu. Kiedy się bowiem popatrzy na świat, na ludzi, widzi się bardzo wiele przypadków życia jakby niedokończonego, przedwcześnie podciętego – i to przez ludzi, z winy ludzi. Na naszej ziemi jest Oświęcim. W Oświęcimiu – miliony ofiar, nie tylko dorosłych, ale i młodych, nawet dzieci. Ci ludzie nie dokończyli swojego życia. Mieli jakieś bogactwa wewnętrzne, mieli swoje sprawy, swoje miłości. Odebrano im życie przedwcześnie. Są liczni męczennicy, więźniowie obozów pracy, umierający podczas wojen, podczas powstań, umierający na zesłaniu. Ile tysięcy ofiar pochłonęła chociażby ostatnia wojna w Iraku! Dzieje się na świecie ogromna niesprawiedliwość. Niesprawiedliwość ta nie przychodzi z nieba. Ona przychodzi od ludzi. To ludzie ludziom zgotowali taki los. Kiedy myślimy na przykład o powstaniu warszawskim, możemy sobie przypomnieć postać słynnego polskiego poety Krzysztofa Kamila Baczyńskiego. Jeden z największych talentów poetyckich, jakie wydała polska ziemia. Zginął, mając trochę ponad dwadzieścia lat, w pierwszych dniach powstania. Niczego w życiu nie dokończył. Miał narzeczoną, która go kochała, którą on kochał. Tej miłości nie dokończyli. Miał swoje poetyckie natchnienia. Tego także nie dokończył. Chciał odbudować wolną Polskę, Ojczyznę. Tego też nie dokończył. Odszedł jako znakomicie zapowiadający się człowiek, ale niczego w życiu nie mógł dokończyć. A ilu takich było podczas wojen rozmaitych,


280

WIARA ZE SŁUCHANIA

podczas prześladowań? Ilu takich jest dziś? Nie mogą dokończyć swojego dzieła. Z czyjej winy? Nie z własnej winy, z winy ludzi. Z winy tych, którzy się nienawidzą, którzy budują świat obozów, więzień, prześladowań czy nawet mały świat domowego piekła. Bo czasem w domu niejednego człowieka można stworzyć piekło – przez pijaństwo, przez złośliwość, przez mściwość, przez zazdrość, nienawiść. W ten sposób jakby sumienie świata domaga się zmartwychwstania. I chodzi o to, żeby ci wszyscy powstali z martwych i żeby dane im było raz jeszcze dokończyć tego dzieła, które zostało im przerwane. I dlatego nie tylko ci, którzy wierzą w Chrystusa, ale także ci, którzy mają moralne poczucie prawa, którzy wierzą, że światem rządzi jakieś sumienie – także ci ludzie wierzą i uznają zmartwychwstanie. I mówią o tym, że nasze doczesne życie jest tylko wstępem, że ono jest tylko zapowiedzią, że to, co naprawdę ważne, dopiero przyjdzie. Że śmierć to nie jest śmierć, to jest nowe narodzenie. Że tylko widziana z tej strony świata śmierć wygląda tak, jakby była śmiercią. Mówią ci ludzie, że gdyby niemowlęciu przed urodzeniem dano [wybór, czy chce przyjść na ten świat, być może wolałoby się nie urodzić. Dziecko, rodząc się], opuszcza swój świat, swoje ciepło, miejsce, gdzie dziecko ma pokarm, gdzie może bezpiecznie przebywać, przychodzi na świat, nie wie na jaki, gdzie. Dziecku wydawałoby się zapewne, że umiera, ale naprawdę ono się rodzi. I coś podobnego, twierdzą oni, jest ze śmiercią człowieka. Człowiek myśli, że odchodzi, gdy tymczasem przychodzi do prawdziwego świata. Świata, gdzie nie ma śmierci, nie ma cierpień, gdzie sprawiedliwość jest sprawiedliwością, gdzie nie ma kłamstwa, nie ma prześladowań człowieka przez człowieka.


NASZE ZMARTWYCHWSTANIE

281

Dzień Zmartwychwstania, moi drodzy, jest takim dniem, w którym człowiek powinien popatrzeć na swoje życie zupełnie inaczej, niż patrzy na co dzień. Powinien popatrzeć jakby z zewnątrz – jakby stanął obok siebie – i powinien zapytać: po co to wszystko? Po co ta krzątanina, po co te troski, po co te ludzkie krzywdy? Powinien zdać sobie sprawę z tego, że nadejdzie taka chwila, w której będzie sąd i każdy dobry uczynek, dobre słowo uzyska nagrodę, a każda krzywda będzie sprawiedliwie ukarana. Amen.


SPIS TREŚCI

Bóg jest blisko . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 5 Rozmowa ze zmarłymi . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 9 Owoc nadziei . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 12 Świątynia – miejsce spotkania . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 16 Kultura i Ewangelia . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 20 Wzajemność . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 24 Święty Franciszek i Karol Wojtyła . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 29 Nauczyciel prawdy . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 36 „Nie wiedzą, co czynią” . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 39 Kiedy przychodzi nieszczęście . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 45 Dni próby . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 49 Żyć w Słowie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 52 Pamięć serca . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 57 Cenniejsi niż wróble . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 61 Prawdziwe życie jest nieobecne . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 64 Chrystus i jawnogrzesznica . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 67 Obumieranie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 71 „Zamieszkało między nami” . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 76 Dwie wolności . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 80 Pokonać śmierć . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 85 W noc Bożego Narodzenia . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 90 Wybór miłości . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 94 Męczeństwo . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 98 Uwierzyć w życie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 103


358

WIARA ZE SŁUCHANIA

Nasze krajobrazy . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . „Pokój ludziom dobrej woli” . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Wiara w Boga, wiara w człowieka . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . „Jak Ja was umiłowałem” . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Z kim niesiesz krzyż? . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Wiara – pragnienie serca . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Nadzieja – akt powiernictwa . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . W imię miłości . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . „Oto jestem” . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . „Słowo stało się ciałem” . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Słowo i gest w liturgii . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Wewnętrzne zwycięstwo . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Zadatek nieba . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . „Ogołocił samego siebie” . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Odczytać Boże znaki . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Dar dla Boga . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Polskie świadectwo . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Dom . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Ofiara . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Czy warto być dobrym? . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Pochwała stworzenia . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Dobro, które nie ginie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Problemy polskiej pracy . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Być dobrym jak Bóg . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Błądzące serca . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Szczepan – ofiara ludzkich iluzji . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Podziękowanie za Polskę . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Ludzie pokoju . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Modlitwa za Ojczyznę . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Wolność jest imieniem człowieka . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Narodzić się na nowo . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Godzina prawdy . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Słowa życia . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Zniewoleni . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

108 111 116 120 123 127 134 139 146 150 154 161 165 168 172 176 180 186 189 192 197 205 209 214 219 224 230 236 242 247 251 255 261 267


SPIS TREŚCI

359

Kościół wobec przemian . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Nasze zmartwychwstanie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Zmysł Boga, zmysł dobra . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Betlejemskie spotkanie z Bogiem . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Czas dialogu . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . „Kto chce zachować życie” . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Wolność ducha – odkrycie Ewangelii . . . . . . . . . . . . . . . . . . Radość doskonała – radość franciszkańska . . . . . . . . . . . . . . Ubóstwo franciszkańskie – „wszystko nasze!” . . . . . . . . . . . Pokora franciszkańska . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Błogosławieni „czystego serca” . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Natura miłości . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Franciszkańskie odkrycia . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

272 278 282 285 287 291 296 302 307 315 321 328 337

Wojciech Bonowicz, Posłowie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 349


W TEJ SERII PISM KSIĘDZA JÓZEFA TISCHNERA DOTYCHCZAS UKAZAŁY SIĘ:

Miłość nas rozumie. Rok liturgiczny z księdzem Tischnerem Polski kształt dialogu W krainie schorowanej wyobraźni Myślenie w żywiole piękna Idąc przez puste Błonia Etyka solidarności oraz Homo sovieticus Ksiądz na manowcach


Wiara za słuchania to niezwykły zbiór kazań, które ksiądz Józef Tischner głosił w latach 1980–1992 w starosądeckim klasztorze Sióstr Klarysek. Ocalone za jego murami teksty, osobiste i bardzo poruszające, są jednocześnie pełne charakterystycznego dla Tischnera poczucia humoru. Wybitny kaznodzieja mówi m.in. o tym, co jest istotą wiary, jak nadać sens ludzkiemu cierpieniu, co znaczy „kochać” i „być dobrym” i do czego się odwoływać w obliczu życiowych wyborów. Inspirowane Ewangelią i dziedzictwem św. Franciszka homilie uczą odpowiedzialnej wolności, miłości, ale przede wszystkim życia przepełnionego nadzieją.

ISBN 978-83-240-1173-5

9 788324 011735

Cena detal. 32,90 zł


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.