Andersen
Grimm
Andersen
Grimm
ilustrował Tomek Kozłowski
Kraków 2012
spis treści 1. Krótko od wydawcy 6 2. Słowo od skryby – Michał Nogaś, zwany Kronikarzem 8 3. Brzydkie kaczątko (poleca Wojciech Mann)
12
4. Jaś i Małgosia
(poleca Barbar
a Marcinik)
38 5. Paluszek (poleca Marcin Łukawski)
6.
58
Królowa Śniegu (poleca Marek Niedźwiecki)
74 7. Dziewczynka z zapałkami
8.
(poleca Kuba Strzyczkowski)
Nowe szaty cesarza (poleca Agnieszka Szydłowska)
142
150
9. Kopciuszek (poleca Małgorzata Maliborska)
164
10. Czerwony Kapturek (poleca Piotr Stelmach)
11.
182
Śpiąca królewna (poleca Artur Andrus)
194 12. O wilku i siedmiu koźlątkach (poleca Michał Olszański)
13.
204
Śnieżka (poleca Piotr Baron)
214 14.
Księżniczka na ziarnku grochu (poleca Magda Jethon)
236
Krótko od wydawcy
Ręka w górę, kto nie zna Czerwonego Kapturka, Kopciuszka czy Jasia i Małgosi! Chyba wszyscy pamiętają, jak w dzieciństwie przeżywali straszny los pożartej babci czy strach przed okrutną Babą Jagą. Przygotowaliśmy zupełnie nowy, wyjątkowy wybór baśni braci Grimm i Hansa ChristianaAndersena. Wyjątkowy, bo we współpracy z Programem Trzecim Polskiego Radia. W tym roku Trójka obchodzi pięćdziesiąte urodziny, jest więc już bardzo dorosła i postanowiła przypomnieć dzieciom, czym zaczytywała się w dzieciństwie. Baśnie można czytać po kolei lub w zupełnie dowolnym porządku, po cichu lub na głos. Można je czytać samodzielnie lub z rodzicami, z dziećmi, z bratem lub siostrą. Można też tylko oglądać obrazki. Każdą baśń poleca jeden ze znanych dziennikarzy Trójki – dzięki temu możemy się dowiedzieć, co jest w danej baśni tak wciągającego lub ważnego, że dzisiejsze dzieci powinny ją poznać.
6
To książka także dla rodziców, słuchaczy Programu Trzeciego, którzy znają te baśnie z dzieciństwa, i którzy mają szansę nieco bliżej poznać swoje ulubione radiowe głosy. Przed wami świat baśni!
Redakcja Znaku Emotikon :)
Słowo od skryby
Ta bajka mogłaby zaczynać się tak: „Za siedmioma górami, za siedmioma lasami, za siedmioma rzekami, w dużym pięknym mieście, nieopodal parku, stoi zielony budynek…” Albo tak: „Nie tak dawno temu, bo przed pięćdziesięciu laty, gdy piękny zielony budynek był jeszcze szary, pojawiło się w nim Radio…” Gdyby ta opowieść faktycznie była jedynie bajką, to osoby, które współtworzyły tę książkę, trzeba byłoby wymyślić. Jakiś zdolny (bajko)pisarz opowiedziałby o królowej Magdzie – z najbardziej kolorowymi włosami na świecie, o księżniczce Barbarze (znanej na dworze jako Baszka), w której komnacie pełno jest książek i archiwalnych taśm z nagraniami głosów największych pisarzy. Znalazłyby się też w tej bajce: kochająca muzykę Agnieszka, zwana Księżniczką Alternatywną, i Małgorzata, Księżniczka Dobrych Wiadomości. Jak w każdej takiej historii, także i w tej, musiałby się pojawić – skoro jest w niej królowa – również i król. Bajkopisarz miałby nie lada problem – czy byłby nim potężny Wojciech, czy Marek z pięknymi wąsami? Osobne miejsce zająłby pan Baron, prawdziwy arystokrata gitary!
8
Byliby też rycerze: szlachetny (choć jeszcze bardzo młody) Marcin (zwany Marcelem), rozkochujący w sobie wszystkie damy Jakub (zwany Kubą) i nie mniej miłujący piękne panie, dbający o sprawność fizyczną Michał (na którego wszyscy wołają Misiek). Byłby też rycerz-śmieszek Piotr (zwany Stelką), choć on zapewne musiałby ustąpić miejsca – przynajmniej w tej dziedzinie – nadwornemu komikowi, Arturowi – zawsze w czapce z dzwoneczkami. W długie wieczory każdy z tych bajkowych bohaterów chciałby opowiedzieć innym swoją ukochaną baśń… Ale takiej opowieści wymyślać, na szczęście, nie trzeba. Zielony budynek istnieje, a wymienione powyżej osoby pracują w nim od lat. Teraz, z okazji 50-lecia Programu 3 Polskiego Radia, dwanaścioro dziennikarzy postanowiło sprawić prezent Małym Słuchaczom (a zapewne także i ich rodzicom). Ta książka zawiera najbardziej znane baśnie, od lat czytane dzieciom do snu. Pięknie wydana, z osobistymi wprowadzeniami, chętnie stanie na półce – obok innych wydawnictw dla najmłodszych. Jesteśmy pewni, że ucieszy całe rodziny i połączy pokolenia. Tak jak Trójka, na której urodzinowym torcie zapalamy właśnie pięćdziesiąt świeczek. Pięknej i mądrej lektury! Michał Nogaś, zwany Kronikarzem
Pana Manna znają wszyscy. To człowiek instytucja. Dziennikarz muzyczny, prezenter, konferansjer, tłumacz, erudyta. Zdaniem wielu, jeden z największych talentów komediowych w Polsce. Choć nie jest aktorem, przynajmniej z wykształcenia. W Trójce pracuje (z przerwami) od lat siedemdziesiątych. Czasem wystarczy, że powie jedno zdanie… zzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzz A czasem tak o sobie napisze: „Wiele osób, opowiadając o sobie jako o dziecku, nie może powstrzymać się przed fantazjowaniem – upiększają swój dziecięcy wizerunek, idealizują go i lukrują. Ja postanowiłem napisać brutalną, trudną, ale jednak prawdę. Otóż byłem dzieckiem pięknym. Złote loki wiły mi się wokół rezolutnej buzi, z której patrzyły na świat wielkie, niewinne, błękitne oczy. Sylwetkę miałem harmonijną, ruchy gibkie, krok sprężysty. W parze z urodą szedł intelekt i zdolności. Już w wieku pięciu lat czytałem w kilku językach, grałem na klawesynie i miałem prawo jazdy kategorii C1, uprawniające do kierowania pojazdem samochodowym o dopuszczalnej masie całkowitej przekraczającej 3,5 t i nieprzekraczającej 7,5 t – z wyjątkiem autobusu, bo nie sięgałem nóżkami do pedałów. Minęły lata i z dziecka stałem się dorosłym. Życie stopniowo weryfikowało moją zewnętrzność i umiejętności. Dziś z tego, jakim byłem dzieckiem, pozostała mi jedynie umiejętność gry na klawesynie”. I to tyle o panu Mannie.
Wojciech MANN
zątku skłoniła mnie jej wzruszająDo wybrania bajki o brzydkim kac il toria o przetrwaniu ciężkich chw his To . wa mo wy na ycz ist tym i op ca Ta opowieść mówi również o ła. los ać tow zgo że mo rą któ e, dzi i o nagro erając się jedynie na pierwszych, potwości, z jaką ferujemy wyroki, opi wierzchownych wrażeniach. tylko bajka, a więc historia zmyślonak jed t jes to że , ślić kre pod rto Wa e rozwiązania w realnym życiu. obn pod a jąc ntu ara gw e zni iec kon na, nie aim oczarować, ale też planować wł Radziłbym czytać bajki i dawać się wiązania. sne życie, nie licząc na bajkowe roz kaczki – otóż może się tak zdarzyć, Przestrzegam więc wszystkie małe i kaczkami i bez względu na to, ym tow cen pro stu ę wd pra na cie że jesteś ć na przemianę, kaczkami pozostajak długo będziecie łudzić się i czeka dobra wiadomość. Powszechnie wia niecie. To wcale nie znaczy, że to nie nastawiona do świata kaczka wcale nie yw zyt i po na ent elig int że o, dom ie, znane są przypadki kaczek luwn eci Prz w. ksó ple kom eć mi si nie mu co się od razu załamywać i obrażać bianych i szanowanych, więc nie ma na wszystko i wszystkich.
H.Ch. Andersen
Brzydkie kaczątko
przełożyła Ilona Meriluoto
Tak pięknie i spokojnie było na wsi. Przecudne lato, pola porośnięte żółtym jak słońce jęczmieniem, jaśniejącym łagodną zielenią owsem. Stogi siana równiutko poustawiane na soczystozielonych łąkach. Bociany chodziły dostojnie i niespiesznie na długich, czerwonych nogach i klekotały do siebie po egipsku, bo tego właśnie języka nauczyły się od swoich matek. Wokół pól i łąk rozpościerały się szumiące lasy, a wśród nich piękne, głębokie jeziora. Naprawdę cudownie i rozkosznie było na wsi. Na małym wzgórzu, w promieniach gorącego słońca, stał stary dwór, otoczony głębokimi kanałami i murem, po którym uparcie wspinały się pnącza roślin. Wielkie liście rosnącego tuż przy murze łopianu sięgały tak wysoko, że dzieci mogły chować się pod nimi, w ogóle się przy tym nie pochylając. Pod wielkimi liśćmi było cicho i spokojnie, jak w najgęstszym lesie. Właśnie pod jednym z takich liści młoda kaczka założyła gniazdo i wysiadywała w nim jajka, z których już wkrótce miały się wykluć małe kaczątka.
Jednak kaczce dłużył się czas i strasznie się nudziła. Brakowało jej ruchu i ciekawa była, co też się dzieje w kaczym świecie. Niestety nikt jej nie odwiedzał, bo inne kaczki wolały pływać sobie po kanałach i cieszyć się chłodną wodą, niż wychodzić na brzeg, siedzieć z nią pod liściem łopianu i tracić piękną pogodę na rozmowy. W końcu jednak jajka zaczęły pękać. Raz po raz ze skorupek wysuwała się mała główka i słychać było ciche popiskiwanie piskląt. – Pip! Pip! – wołały pisklęta. – Kwa, kwa – odpowiadała kaczka, a pisklęta próbowały naśladować jej głos. Rozglądały się dokoła i wychylały główki spod zielonych liści, a matka pozwalała im patrzeć do woli, bo wiedziała, że zieleń jest zdrowa dla oczu. – Ależ ten świat jest wielki – mówiły wszystkie pisklęta, gdy już wydostały się ze swoich skorupek i mogły rozprostować ściśnięte do tej pory skrzydełka i nóżki. – Myślicie, że to, co widzicie wokół, to cały świat? – zapytała matka. – O, nie, świat jest o wiele większy. Ciągnie się daleko, hen za ten ogród i za ziemie należące do pastora. Ale ja nigdy tam nie byłam. Wyszłyście już wszystkie ze skorupek? – zapytała i podniosła się powoli. Wtedy zobaczyła, że tylko z największego jajka nadal nie wykluło się kaczątko. – Jak długo to jeszcze potrwa?
14
Mam już dosyć tego siedzenia – mruknęła do siebie z niezadowoleniem i znów usiadła w gnieździe, dokładnie przykrywając jajko. – Cóż u ciebie słychać? – zapytała stara kaczka, która właśnie przyszła w odwiedziny do młodej kaczej mamy. – Ach, to jedno jajko nie chce pęknąć – powiedziała młoda kaczka. – Ale spójrz tylko na moje maluchy, które już się wykluły. Takie rozkoszne, najpiękniejsze na świecie. W dodatku wszystkie podobne do ojca, a ten łobuz nawet nie przyjdzie mnie odwiedzić. – Pokaż mi to jajko, które nie chce pęknąć – powiedziała stara kaczka. – Ojej, jakie ono duże. To na pewno indycze jajo. Mnie też się kiedyś zdarzyło wysiadywać takie jaja, a potem miałam wiele kłopotów z pisklętami. Wody się boją, żebyś to widziała! Nie mogłam ich namówić, by wskoczyły do jeziorka. Namęczyłam się straszliwie, a nic to nie pomogło. Pokaż no jeszcze raz to jajko. Tak, to na pewno indycze. Zostaw je tutaj i zajmij się lepiej swoimi kaczętami, czas nauczyć je pływać.
– Chyba jednak jeszcze trochę tu posiedzę – odpowiedziała młoda kaczka. – Wytrzymałam tak długo, to wytrwam jeszcze trochę. – Jak tam sobie chcesz – odparła stara kaczka i poszła. Wreszcie duże jajko pękło i wysunęła się z niego mała główka. – Pip! Pip! – powiedziało pisklę. Kiedy wydostało się z jajka, kaczka popatrzyła na nie z przerażeniem. Było duże i bardzo brzydkie. – To dopiero wielka kaczka… – powiedziała cicho do siebie. – Jeszcze takiej nie widziałam. Żadne z moich piskląt tak nie wygląda. Czy to naprawdę mogło być indycze jajo? Cóż, zobaczymy. Jak pójdziemy nad wodę, musi do niej wejść, choćbym sama miała tego malucha tam wepchnąć. Następnego dnia była przepiękna pogoda. Promienie słońca odbijały się w gładkich, zielonych liściach łopianu, a woda połyskiwała zachęcająco. Kaczka zabrała wszystkie kaczęta nad kanał. Gdy wskoczyła do wody, rozległ się radosny plusk. – Kwa, kwa! – zawołała do swoich piskląt i jedno po drugim zaczęły wskakiwać do wody. Najpierw zalewała im ona łebki, ale po chwili wychylały się ponad powierzchnię i pięknie unosiły się na wodzie. Nóżki
16
same ładnie się poruszały i wszystkie kaczątka pływały sobie radośnie. Nawet brzydkie kaczątko pływało razem z nimi. – Nie, nie, to nie jest indyk – powiedziała kaczka. – Zobaczcie tylko, jak pięknie porusza nogami, jaką ma ładną sylwetkę. To moje własne dziecko! Właściwie jest całkiem ładne, jak tylko dobrze się przyjrzeć. Kwa, kwa! Chodźcie dzieci, muszę wam pokazać świat i przedstawić was na kaczym podwórzu, ale trzymajcie się blisko mnie, żeby nikt na was nie nadepnął i uważajcie na koty! Kaczka i jej kaczęta wyszły na brzeg i wszyscy podreptali razem na kacze podwórze. Panował tam straszny hałas, bo dwie rodziny kłóciły się właśnie o głowę węgorza, którą dzięki panującemu zamieszaniu pochwycił kot. – Tak to już bywa na tym świecie – powiedziała kaczka i poczuła, jak jej ślinka leci, bo też miała wielką ochotę na główkę węgorza. – No, ruszamy dalej! – powiedziała. – Maszerujcie ładnie i ukłońcie się grzecznie tej starej kaczce. To znakomita osoba, w jej żyłach płynie hiszpańska krew, dlatego jest taka duża i dorodna. Widzicie tę czerwoną tasiemkę na jej nodze? To coś bardzo szczególnego! Najlepsze odznaczenie, jakie może otrzymać kaczka. Czerwona tasiemka
17
oznacza, że nie wolno jej zrobić krzywdy. Ta kaczka cieszy się naprawdę wielkim szacunkiem. No, uwaga, kwa, kwa! Nie stawiać nóg do środka. Dobrze wychowana kaczka rozstawia szeroko nogi. Patrzcie na mnie i naśladujcie mój chód. A teraz ładnie się ukłońcie i powiedzcie: kwa! Kwa! Kaczątka zrobiły tak, jak kazała im matka, ale inne kaczki oglądały się za nimi i mówiły dość głośno: – Zobaczcie tylko! Jakby nas tu było mało! A cóż to znowu! Jakie brzydkie kaczątko! Nie mam ochoty go tu oglądać! Jedna z kaczek podleciała do kaczątka i uszczypnęła je z całej siły w szyję. – Zostaw je w spokoju! – powiedziała matka. – Przecież nikomu nic złego nie zrobiło! – Możliwe, ale jest za duże i jakieś dziwne – powiedziała kaczka, która uszczypnęła kaczątko. – I będziemy mu dokuczać, i okładać je, jak tylko się da! – Masz bardzo ładne dzieci – powiedziała kaczka z czerwoną tasiemką na nodze. – Wszystkie bardzo udane, z wyjątkiem tego dużego. Nie można go trochę przerobić? – Niestety nie można, proszę łaskawej pani – powiedziała matka kaczątek. – Może nie jest takie urodziwe, ale tak cudownie pływa, piękniej i lepiej od pozostałych. Jest nadzieja, że jeszcze wypięknieje, a może z czasem stanie
20
się trochę mniejsze. Za długo siedziało w jajku i pewnie dlatego nie jest takie zgrabne i drobne jak jego rodzeństwo. – To mówiąc, pogładziła kaczątko dziobem po szyi i poprawiła kilka piórek na jego skrzydełkach. – Poza tym to przecież kaczor – powiedziała. – Więc brak urody nie powinien mu za bardzo przeszkadzać. Zresztą na pewno będzie bardzo silny i mądry i świetnie da sobie w życiu radę! – Twoje pozostałe pisklęta są doprawdy bardzo ładne – powiedziała stara kaczka. – Czujcie się tu jak u siebie, a jeśli znajdziecie gdzieś główkę węgorza, to możecie mi ją przynieść. Kaczęta posłuchały rady hiszpańskiej kaczki i czuły się jak u siebie w domu. Tylko biedne kaczątko, które ostatnie wykluło się z jajka i było teraz takie brzydkie, cierpiało, bo stare kaczki popychały je, dziobały, szczypały i śmiały się z niego okrutnie. W dodatku znęcały się nad nim nie tylko kaczki, ale także kury. – Jest o wiele za duże! – mówiły wszystkie, a stary indyk, który wykluł się z ostrogami i z tego powodu wydawało mu się, że jest cesarzem, stroszył wszystkie pióra, podchodził blisko do kaczątka i gulgotał z oburzeniem, czerwieniejąc przy tym okropnie. Biedne małe kaczątko zupełnie nie wiedziało, czy ma stać w miejscu, czy może powinno uciekać. Było takie smutne i zrozpaczone, ale cóż mogło poradzić,
że było brzydkie i wszyscy na podwórzu naśmiewali się z niego i dokuczali mu bez przerwy? Tak minął pierwszy trudny dzień na kaczym podwórzu, ale każdy kolejny był jeszcze gorszy. Wszyscy przeganiali biedne kaczątko, nawet jego rodzeństwo stroniło od niego i często źle mu życzyło. – Żeby cię tak kot porwał, ty wstrętny brzydalu! – wołało za nim. W końcu nawet jego matka zaczęła się go wstydzić i mówiła do niego: – Trzymaj się z dala ode mnie! Nie podchodź tak blisko! Kaczki je szczypały, kury dziobały, nawet dziewczyna, która karmiła ptactwo i trzodę, kopała je i odpędzała. Kaczątko uciekło w końcu i przefrunęło niezdarnie nad płotkiem. W krzakach po drugiej stronie siedziały małe ptaszki, które przestraszone nagłym ruchem zerwały się i odfrunęły. To dlatego, że jestem takie brzydkie – pomyślało kaczątko i zamknęło oczy, aby choć przez chwilę nic nie widzieć i zapomnieć o tym, co dzieje się wokół niego. Posiedziało chwilę schowane w krzakach, a gdy już sobie odpoczęło i nabrało sił, wstało i pobiegło dalej na swoich małych, kaczych
22
nóżkach. W końcu dobiegło nad rozległe moczary, gdzie mieszkały dzikie kaczki. Było bardzo, bardzo zmęczone i wyczerpane, postanowiło zatem spędzić noc w wysokim sitowiu. Następnego ranka dzikie kaczki podleciały do niego i przyglądały mu się ciekawie. – A ty co za jedno? – pytały ze zdziwieniem, a kaczątko kłaniało się na wszystkie strony najpiękniej, jak umiało. – Jesteś okropnie brzydkie – stwierdziły dzikie kaczki. – Ale nam to nie przeszkadza, jeśli nie zamierzasz ożenić się z którąś z nas. Biedne kaczątko! Nawet nie myślało o małżeństwie! Pragnęło tylko odpocząć sobie spokojnie w sitowiu i napić się wody. Kaczątko spędziło nad moczarami dwa dni, a potem pojawiły się tam dwie dzikie gęsi, a raczej dwa gąsiory, były to bowiem samce. Nie tak dawno temu wykluły się z jajek i były bardzo ożywione, pewne siebie i ciekawe świata. – Posłuchaj, kolego – powiedział jeden z gąsiorów. – Jesteś taki brzydki, że aż mi ciebie żal! Twoja brzydota sprawia, że nawet cię lubię. Jeśli chcesz, możesz polecieć z nami. Zostaniesz wędrownym ptakiem, co ty na to? Polecimy nad inne moczary, gdzie mieszkają śliczniutkie
23
i bielusieńkie dzikie gęsi, same panny! Potrafią tak ładnie mówić: gę, gę! Jesteś taki brzydki, że nawet z tego powodu mógłbyś spodobać się którejś z nich. Kto wie, może ci się poszczęści… Nagle rozległ się strzał i oba gąsiory padły martwe w sitowie, a woda wokół nich zrobiła się czerwona od ich krwi. – Pif-paf! – znów zabrzmiało w powietrzu. Całe stado dzikich kaczek zerwało się do lotu i wzniosło nad moczary. – Pif-paf! – padł kolejny strzał. Nad moczarami rozpoczęło się właśnie wielkie polowanie. Myśliwi czatowali na brzegu, chowali się w sitowiu, a niektórzy z nich siedzieli na drzewach rosnących nieopodal. Niebieski dym unosił się niczym obłoczki i tańcząc między drzewami, wypłynął nad wodę i zawisł szaroniebieskimi smugami nad jej powierzchnią. Po chwili rozległ się plusk. Psy myśliwskie brodziły w mulistej wodzie, szukając ptactwa i wprawiając w kołysanie wysokie trzciny. Przerażone kaczątko odwróciło głowę, by schować ją pod skrzydło, ale w tej właśnie chwili zobaczyło przed sobą olbrzmiego psa. Jego wielki język zwisał nisko, a oczy błyskały złowrogo. Nagle psisko pochyliło łeb i jego pysk pełen ostrych i mocnych zębów znalazł się tuż przy głowie kaczątka. Wtem rozległ się plusk wody – pies odwrócił się od kaczątka i odszedł.
24
– O, dzięki Bogu! – westchnęło z ulgą kaczątko. – Jestem takie brzydkie, że nawet pies nie chciał mnie dotknąć. Kaczątko przycupnęło cichutko, a nad nim świszczał śrut i rozlegały się kolejne strzały. Po wielu godzinach nastała cisza, ale biedne kaczątko nie miało odwagi się podnieść i czekało jeszcze bardzo długo, zanim rozejrzało się wokół. W końcu odważyło się opuścić moczary. Wiał bardzo silny wiatr i utrudniał mu wędrówkę, gdy pokonywało rozległe łąki i pola. Wieczorem kaczątko dotarło do małego, ubogiego gospodarstwa. Niewielka, zniszczona chatka ledwo stała i to zapewne tylko dlatego, że nie wiedziała, w którą stronę powinna się przewrócić. Wiatr wiał ze wszystkich stron i kaczątko musiało usiąść, żeby oprzeć się wichurze, która wzmagała się z minuty na minutę. Nagle kaczątko zauważyło, że drzwi chatki były wykrzywione i wisiały tylko na jednym zawiasie. Podeszło do chatki i przez szparę w drzwiach wsunęło się do środka. W chatce mieszkała stara kobieta, która miała kurę i kota. Kociak, którego nazywała Synusiem, potrafił wyginać grzbiet w pałąk, prężyć się i mruczeć, a nawet sypać
25
iskrami, ale tylko wówczas, gdy głaskało się go pod włos. Kura natomiast znosiła wyśmienite jajka, a że miała bardzo krótkie nóżki, kobieta nazywała ją po prostu Kurką Krótkonóżką. Kobiecina bardzo kochała swoją kurkę i traktowała ją niemal jak własne dziecko. Rankiem domownicy od razu zauważyli, że w chatce jest ktoś jeszcze. Kot zaczął mruczeć, a kura gdakała niespokojnie. – Co się dzieje? – zapytała staruszka i rozejrzała się wokół. Zobaczyła przybysza, ponieważ jednak nie miała zbyt dobrego wzroku, sądziła, że kaczątko było tłustą kaczką, która zabłądziła podczas niepogody. – A to ci dopiero zdobycz! – powiedziała. – Teraz będę miała także kacze jaja, oczywiście jeśli to nie jest kaczor. Cóż, musimy się przekonać. Kaczątko zostało zatem przyjęte na próbę i dostało nawet własny koszyk. Przez trzy tygodnie staruszka obserwowała kaczątko i sprawdzała, czy znosi jajka. Oczywiście żadnych jajek w koszyku nie znalazła. Kot, który był panem domu, i kura uważająca się za wielką damę, powtarzali tylko bez przerwy „my i świat”, sądzili bowiem, że byli bardzo ważni i stanowili lepszą część świata. Kaczątko uważało, że można mieć odmienne zdanie, ale kura nie chciała tego w ogóle słuchać i bardzo się zdenerwowała. – Potrafisz znosić jajka? – zapytała.
26
– Nie – odpowiedziało zgodnie z prawdą kaczątko. – W takim razie siedź cicho! Kot wyprężył się i zapytał: – Potrafisz wyginać grzbiet w pałąk, mruczeć i sypać iskrami? – Nie – powiedziało kaczątko. – Wobec tego nie wtrącaj się, gdy rozmawiają mądrzejsi od ciebie! Kaczątko zasmuciło się i usiadło cichutko w swoim koszyku. Kiedy tak siedziało, pomyślało o świeżym powietrzu i ciepłych promieniach słońca i poczuło nieprzepartą chęć, by popływać sobie po spokojnej wodzie. W końcu nie wytrzymało i zwierzyło się kurze ze swoich marzeń. – A tobie co do głowy przychodzi? – zapytała kura. – Nie masz co robić i stąd pewnie takie dziwne pomysły. Znoś jaja, albo zacznij mruczeć, to od razu ci przejdzie.
– Kiedy to takie rozkoszne pływać sobie, pluskać i unosić się na wodzie – powiedziało kaczątko rozmarzonym głosem. – To cudownie, gdy woda zakrywa głowę, można nurkować i dopłynąć do samego dna! – Tak, to na pewno wielka przyjemność – powiedziała kura z ironią. – Chyba zupełnie straciłeś rozum. Zapytaj zresztą kota, który jest najmądrzejszym stworzeniem, jakie znam, czy lubi pływać lub zanurzać się w wodzie. O sobie nawet nie wspomnę! Możesz zresztą zapytać naszej pani, staruszki. Nie ma drugiej takiej mądrej na świecie jak ona. Naprawdę myślisz, że chciałaby pływać, unosić się na wodzie albo się w niej zanurzyć? – Zupełnie mnie nie rozumiecie – powiedziało kaczątko. – Jeśli my ciebie nie rozumiemy, to któż inny by to potrafił? Nie sądzisz chyba, że jesteś mądrzejszy od kota i od naszej pani. O sobie nawet nie wspomnę! Nie schlebiaj sobie, drogie dziecko! Lepiej dziękuj Bogu za wszystkie dobrodziejstwa, jakie cię tutaj spotkały! Wpuszczono cię do ciepłej chatki i spędzasz czas w wybornym towarzystwie, od którego możesz się wiele nauczyć. Jesteś głuptasem, który mówi od rzeczy i przebywanie z tobą wcale nie sprawia nam przyjemności. Dobrze ci życzę, dlatego mówię o tym wprost, choć to nieprzyjemna prawda. Jednak
28
przyjaciele powinni być wobec siebie szczerzy. Dlatego dobrze ci radzę: naucz się znosić jajka albo mruczeć, albo sypać iskry. Inaczej nic z ciebie nie będzie. – Chyba pójdę sobie w świat! – odparło kaczątko. – Ależ proszę bardzo, nikt cię tu nie zatrzymuje – powiedziała urażona kura. Kaczątko wyszło z chatki i poszło przed siebie. Dotarło nad wodę, pływało, pluskało, nurkowało sobie do woli, ale cały czas w samotności, bo wszystkie inne ptaki unikały go z powodu jego brzydoty. Minęło gorące lato i nadeszła piękna jesień. Drzewa w lasach świeciły ciepłą żółcią liści, które wkrótce jednak ciemniały, robiły się brązowe, by w końcu cicho opaść na ziemię. Wiatr porywał je i unosił wysoko w powietrzu. Robiło się coraz zimniej, ciemne chmury ciężko zwisały nad ziemią, zwiastując śnieg i grad. Kruki na polach krakały z zimna. Na samą myśl o takiej pogodzie przechodziły dreszcze. Biedne kaczątko, było mu teraz tak ciężko, smutno, zimno i samotnie. Pewnego pięknego wieczoru o zachodzie słońca od strony lasu nadleciało całe stado niezwykłych, dużych ptaków. Kaczątko nigdy jeszcze nie widziało tak smukłych
29
i wspaniałych stworzeń. Były cudowne, jaśniejące najczystszą bielą. Miały giętkie, długie szyje i duże, rozłożyste skrzydła. Kaczątko nie wiedziało, że były to łabędzie. Wydawały z siebie dziwne dźwięki, rozłożyły swoje ogromne, silne skrzydła i majestatycznie szybując nad wodą, wzbiły się wysoko i skierowały swój lot w kierunku ciepłych krajów, gdzie zawsze świeci gorące słońce, a woda nigdy nie zamarza. Brzydkie kaczątko patrzyło za nimi z dziwnym uczuciem w małym serduszku. Kręciło się w kółko na wodzie, wyciągało za nimi szyję, rozpostarło swoje małe, niezgrabne skrzydełka i wydało z siebie okrzyk tak głośny i przejmujący, że samo się go przestraszyło. Ach, nie mogło zapomnieć tych przecudnych ptaków, które wyglądały na bardzo szczęśliwe. Kiedy piękne ptaki zniknęły mu z oczu, zanurkowało do samego dna, a kiedy znów wypłynęło na powierzchnię, poczuło się bardzo zagubione. Nie wiedziało, jak nazywały się te wspaniałe ptaki ani dokąd poleciały. Czuło tylko, że bardzo je polubiło, jak jeszcze nigdy dotąd nikogo. Nie odczuwało wcale zazdrości i nawet mu do głowy nie przyszło, żeby marzyć o takim wyglądzie. Cieszyłoby się, gdyby chociaż kaczki zechciały z nim rozmawiać i przyjąć je do swojego grona. Biedne brzydkie kaczątko!
30
Po pięknej jesieni nastała mroźna, surowa zima. Kaczątko musiało bez przerwy pływać w zamarzającej wodzie, żeby chociaż wokół niego nie powstał lód. Jednak każdej nocy otwór w lodzie stawał się coraz mniejszy, a lodowa pokrywa wokół trzaskała od mrozu. Kaczątko musiało bezustannie poruszać nóżkami, by nie przymarznąć i żeby otwór, w którym pływało, nie zamarzł całkowicie. W końcu jednak nie miało już siły. Bardzo słabe i wyczerpane przestało się ruszać i zaczęło przymarzać do lodu. Wczesnym rankiem nieopodal przechodził gospodarz. Zobaczył biednego ptaka uwięzionego w lodzie i podszedł do niego po zamarzniętej tafli. Rozbił lód drewniakiem, wyłowił ptaka z przerębla i zabrał go do domu, gdzie czekała na niego żona i dzieci. W cieple wiejskiej chaty kaczątko zaczęło przychodzić do siebie. Dzieci gospodarza chciały się z nim bawić, ale kaczątko myślało, że zamierzają zrobić mu krzywdę. Przerażone postanowiło uciekać i wpadło do miski z mlekiem, które wylało się na podłogę. Na ten widok gospodyni zaczęła krzyczeć i wymachiwać rękami. Kaczątko było coraz bardziej przerażone i w popłochu wpadło do maselnicy, a zaraz potem do misy z mąką. Ależ teraz okropnie wyglądało. Gospodyni krzyczała coraz głośniej i zaczęła gonić biedne kaczątko, machając za nim pogrzebaczem.
31
Rozbawione dzieci biegały po chałupie i potykając się o siebie nawzajem, próbowały złapać uciekającego ptaka. Na szczęście drzwi były otwarte i kaczątku udało się wymknąć. Schowało się w krzakach pokrytych świeżym śniegiem i tam padło jak nieżywe. Nie będziemy jednak opowiadać o wszystkich przykrościach i cierpieniach, których biedne kaczątko musiało doświadczyć tej zimy. Po srogiej, mroźnej zimie nadeszła kolejna wiosna. Kiedy słońce znów zaczęło przygrzewać, a wokół rozlegały się radosne słowicze trele, w sitowiu nad moczarami leżało wymęczone kaczątko. Kiedy znów nabrało sił, udało mu się rozprostować skrzydła, które nie były już takie jak dawniej. Załopotały mocno i uniosły je szybciej i wyżej niż poprzednio. Już po chwili szybowało nad wielkim ogrodem, w którym rozkwitały jabłonie i kolorowe kwiaty, a wokół unosił się słodki zapach bzów zwisających na długich, zielonych gałązkach, chylących się nad krętymi kanałami. Wokół było tak pięknie i bajecznie. Po chwili z pobliskich zarośli wyłoniły się trzy przecudne, bielusieńkie łabędzie. Nastroszyły pióra i płynęły powoli, pełne wdzięku i godności. Kaczątko rozpoznało te przepiękne ptaki i poczuło, jak ogarnia je nieopisany smutek.
32
Polecę do tych wspaniałych, królewskich ptaków – pomyślało kaczątko. – To nic, jeśli zadziobią mnie z powodu mojej brzydoty. Lepiej, żeby napadły mnie te piękne istoty, niż miałbym narażać się na bezustanne szczypanie kaczek, dziobanie kur i kopniaki dziewczyny, która pracuje w gospodarstwie. I jeszcze do tego cierpieć przez całą zimę. Kaczątko poleciało nad wodę, osiadło na niej i zaczęło płynąć w stronę wspaniałych łabędzi, które zauważyły ptaka i jeszcze bardziej nastroszyły pióra. – Zabijcie mnie! – powiedziało biedne kaczątko, pochyliło głowę nisko nad taflą wody i czekało na śmierć. Nagle jednak zobaczyło w wodzie swoje odbicie. Nie było już brzydkim, ciemnoszarym, żałosnym kaczątkiem, tylko pięknym łabędziem! Urodziło się co prawda na kaczym podwórku, ale przecież wykluło się z łabędziego jaja. Nagle kaczątko poczuło wielką radość, że podołało wszystkim trudnościom, jakie go spotkały. Czuło teraz, jak rozpiera je szczęście, i pomyślało o tym, jakie cudowne czeka go życie. Duże łabędzie podpłynęły bliżej, krążyły wokół niego i delikatnie gładziły jego pióra swoimi dziobami. Z ogrodu wybiegły dzieci, które przyszły nakarmić łabędzie. Najmniejsze z nich zawołało:
34
– Zobaczcie! Ten jest nowy! Mamy jeszcze jednego łabędzia! Pozostałe dzieci ucieszyły się i zaczęły klaskać i tańczyć na brzegu. Pobiegły potem po rodziców i wszyscy razem rzucali łabędziom chleb. – Ten nowy jest najpiękniejszy – mówili wszyscy. – Taki młody i cudowny! Popatrzecie tylko, jaki wspaniały! Stare łabędzie pochylały przed nim głowy, a on zawstydził się i schował swoją pod skrzydło. Był taki szczęśliwy! Nie odczuwał jednak dumy, miał bowiem bardzo dobre, czyste i pokorne serce. Myślał o tym, jak jeszcze nie tak dawno temu był prześladowany i wyśmiewany, a teraz słyszał, jak wszyscy wokół wychwalali jego piękno. Rosnące nad brzegiem bzy pochylały się ku wodzie, słońce świeciło tak ciepło i jasno, woda muskała jego skrzydła. Wyprostował się, nastroszył pióra i rozpostarł piękne skrzydła. Wyciągnął długą, zgrabną szyję i zawołał radośnie z głębi serca: – Nie marzyłem o takim szczęściu, gdy byłem brzydkim kaczątkiem!
NAJPIĘKNIEJSZE BAŚNIE WASZEGO DZIECIŃSTWA NA 50-LECIE TRÓJKI
Z okazji 50-lecia Programu Trzeciego dziennikarze radiowej Trójki:
Wojciech Mann • Barbara Marcinik Artur Andrus • Marek Niedźwiecki Marcin Łukawski • Kuba Strzyczkowski Agnieszka Szydłowska • Małgorzata Maliborska Piotr Stelmach • Michał Olszański Piotr Baron • Magda Jethon polecają najsłynniejsze baśnie braci Grimm i Hansa Christiana Andersena.
To książka dla dzieci, ale także dla rodziców – słuchaczy Programu Trzeciego – którzy mają szansę nieco bliżej poznać swoje ulubione radiowe głosy.
Cena detal. 39,90 zł