MICHAEL BURLEIGH
TRZECIA
RZESZA Nowa historia
Michael Burleigh
Trzecia Rzesza Nowa historia Przekład
Grzegorz Siwek
Wydawnictwo Znak Kraków 2010
Spis treści
Podziękowania
„Niebywały gwałt na duszy”: narodowy socjalizm, polityczne religie i totalitaryzm I REPUBLIKA WEIMARSKA I NARODOWOSOCJALISTYCZNA NIEMIECKA PARTIA ROBOTNIKÓW Wielka wojna i jej pokłosie Weimarskie społeczeństwo i partie polityczne Odyseja dziwaka Wśród wyznawców Masowe bezrobocie W obliczu klęski
II „PANNO BECKER, TU CHODZI O PANI GŁOWĘ. PANI GŁOWA WISI NA WŁOSKU”: KRES RZĄDÓW PRAWA W elitarnym towarzystwie Zdrowy instynkt narodu Policyjny bal Ciemna strona księżyca W krainie szczęśliwości III WYMIANA MOSTU: NOWE CZASY, NOWY CZŁOWIEK Wiara, nadzieja i nieco dobroczynności Polityka zadufania Życie klas pracujących. Czas zapłaty, czas zabawy Brunatny kult a chrześcijanie Agresja i cierpiętnictwo
6
spis treci
IV ŻYCIE BEZ PRZYSZŁOŚCI: NIEMIECCY ŻYDZI I ICH SĄSIEDZI Sprzeczne sygnały Pogrom
V ZDUSZONE IDEAŁY PRZESZŁOŚCI: EUGENIKA I „EUTANAZJA” Rasa panów? Ludobójstwo w białym kitlu
VI „DUŃCZYK TO NIE POLAK, LECZ GERMANIN”: OKUPACJA I KOLABORACJA W EUROPIE Niewidzialni? „Europa dla Europejczyków” Wschód, Zachód i Bałkany
VII O JEDEN BLITZKRIEG ZA DALEKO? NIEMIECKA INWAZJA I OKUPACJA ZWIĄZKU RADZIECKIEGO „Do zobaczenia na Syberii” Zbrodnie bez wojny Zmagania innych narodów
VIII „CZASY ŻELAZA, ŻELAZNA MIOTŁA”: WOJNA RASOWA Z ŻYDAMI Wygnanie i przesiedlenie Radzieccy Żydzi – ofiary urzeczywistniania wizji Spełnienie zapowiedzi: Holocaust w Europie IX „JAK PAN BÓG DOPUŚCI, TO I Z KIJA WYPUŚCI”: RUCH OPORU W NIEMCZECH Lewica odradza się i zdobywa nowych przyjaciół Groza „energicznego prymitywizmu” a prawica Generałowie, którzy zadrżeli Klasa a historia Godzina przeznaczenia pułkowników Ludzie Boga
spis treci X „ZAGRAĆ W FILMIE”: WOJNA I POKÓJ Amerykańskie stulecie Kiedy nadeszli Rosjanie Pod bombami Zabić Żydów za wszelką cenę Narodziny mitu Pokój Skróty Wybrana bibliografia Indeks
7
214
ii. kres rzdów prawa
Ciemna strona księżyca Ludzie zaklasyfikowani jako wrogowie bądź niepożądani tracili wolność na długi albo nieokreślony czas. Odbywało się to rozmaitym trybem, ponieważ obok pozbawienia wolności z wyroku sądu istniały też pozasądowe formy odosobnienia, więźniowie zaś poruszali się między obydwoma systemami. Zdecydowaną większość przetrzymywanych w niemieckich więzieniach i obozach przed wybuchem II wojny światowej stanowili nie Żydzi, lecz niechętni nazistom Niemcy z klas średnich i wyższych, którym zarzucano bardzo szeroko pojętą działalność przestępczą lub nierzadko tylko przynależność do określonej grupy. Liczba więźniów politycznych w „aresztach prewencyjnych” sięgnęła w roku stu tysięcy, zmniejszając się tej samej zimy do kilku tysięcy, gdy reżim nazistowski umocnił się już u władzy. Wzrosła ponownie na fali aresztowań „elementów aspołecznych” i przez parę miesięcy roku dochodziła do sześćdziesięciu tysięcy. Należy dodać, że większość Żydów zatrzymanych po Kristallnacht („nocy kryształowej”) w listopadzie roku wypuszczono już po kilku tygodniach. W sierpniu roku w Rzeszy było nieco ponad dwadzieścia tysięcy uwięzionych i internowanych, później zaś wojna i okupacja zapełniły obozy i więzienia setkami tysięcy ludzi. Opozycjoniści uważali na ogół pobyt w zwykłym więzieniu za znośniejszy od wegetacji w brudnych policyjnych celach lub nowo powstających obozach koncentracyjnych, pod warunkiem jednak, że straży w tych więzieniach nie pełnili członkowie SA bądź SS. Nie zawsze jednak zwyczajne więzienie oznaczało względny spokój. Ci, którzy odwiedzali więźniów we Flensburgu, zauważyli, że ich twarze były posiniaczone, podobno od uderzeń głową w drzwi celi. Więzienia były rozpaczliwie przepełnione – na przykład w Chociebuż na Łużycach było w roku osadzonych o procent więźniów ponad normę – a wyżywienie niewystarczające, strażnicy jednak byli przeważnie realistami, uważając więźniów politycznych za mniejszy kłopot od zatwardziałych kryminalistów. Jeśli więźniowie przestrzegali regulaminów, ich los nie był najgorszy. Próby odgórnego narzucenia surowszych rozporządzeń natrafiały czasem na opór służb więziennych, obawiających się agresywnych reakcji skazańców. Pierwsze obozy powstawały ad hoc z inicjatywy lokalnych bossów partyjnych, policji i SA, którym chodziło o możliwość osadzenia większej liczby więźniów, niż na to pozwalał zwykły system penitencjarny, zanadto zresztą skrępowany przepisami, by mógł stanowić skuteczne narzędzie terroru. Nazywanie W. Sofsky, The Order of Terror, Princeton , s. –. Deutschland-Berichte der SOPADE, /, raport z marca , s. . Ibid., raport z lipca , s. –.
ciemna strona ksiyca
215
tych obozów dzikimi bywa mylące, ponieważ wiele z nich zakładano w ramach istniejących instytucji penitencjarnych, większość zaś włączono do systemu aresztów podległych policji i wymiarowi sprawiedliwości. Nie były to zatem spontaniczne inicjatywy nazistów, lecz integralna część systemu prawnego. Wiele zakładanych w początkowym okresie obozów miało stosunkowo krótki żywot. Na przykład od czerwca roku do marca roku na terenie byłych zakładów w Breitenau (Brodno) przetrzymywano prawie pięćset osób, w tym głównie komunistów z okolic Kassel. Niebawem strażników z SA zastąpili esesmani, których zadanie polegało na selekcji więźniów – niektórzy po częściowej amnestii wrócili w szeregi „wspólnoty narodowej”, resztę przewieziono do głównych obozów koncentracyjnych SS. Obozów nie zakładano początkowo w odludnych miejscach, lecz przeważnie na gęsto zamieszkanych obszarach. Istniały na oczach ludności, która w lokalnych gazetach nierzadko czytywała obłudne relacje o tym, co się dzieje za drutami, na przykład o przybyciu prominentnych więźniów, takich jak syn byłego prezydenta Eberta. Placówki te dosyć regularnie odwiedzali niemieccy lub zagraniczni dygnitarze z przewodnikami, a także urzędnicy państwowi podczas kursów szkoleniowych. Komendant Oranienburga, wobec niemiłego rozgłosu wokół „swojego” obozu po opublikowaniu przez jednego z uciekinierów relacji o panujących tam zastraszających warunkach, ogłosił drukiem własną wersję opisu reedukacji „braci, którzy tylko zapomnieli, że są Niemcami”, i sprowadził ekipę kroniki filmowej. Nakręcony przez nią krótki dokument o obozie wyświetlono we wszystkich pięciu tysiącach niemieckich kin. Tłok w więzieniach w okolicach Bremerhaven i Bremy skłonił nazistów do uruchomienia lokalnych obozów koncentracyjnych. Więźniowie polityczni z tych dosyć zradykalizowanych miast portowych znaleźli się w niemieckim odpowiedniku Alcatraz – na wysepce Langlütjen u ujścia Wezery, gdzie mieścił się dawniej mały fort marynarki wojennej. Zamknięci w podziemnych kazamatach więźniowie z trwogą czekali na przypływy, zalewające cele zimną wodą morską. Miejscowi wędkarze słyszeli krzyki ludzi pośród wrzasków mew, lecz straże odpędzały ostrzegawczymi strzałami łodzie ciekawskich. Inni internowani trafili na pokład tzw. statku widma, więziennej barki zakotwiczonej przy Ochtumsand nad Wezerą w pobliżu Bremy. Więźniowie w strażackich mundurach z białym pasem wymalowanym na nogawkach spodni byli przetrzymywani w dwóch ładowniach. Płot z drutu kolczastego Na temat okresu ich trwania, por.: G. Schwarz, Die nationalsozialistischen Lager, Frankfurt nad Menem , s. –. D. Rrause-Vimlar, Das Konzentrationslager Breitenau /, w: Henning (red.), op. cit., s. ; por. także tegoż autora Das Konzentrationslager Breitenau, Marburg , i G. Richter (red.), Breitenau, Kassel . B. Sosemann, J. Schulz, Nationalsozialismus und Propaganda, w: Mörsch (red.), op. cit., s. –.
216
ii. kres rzdów prawa
okalał pokład i drewniany trap, po którym sprowadzano więźniów na ląd, gdzie zaganiano ich do ciężkich robót ziemnych. Musieli też znosić szykany i częste bicie. Historia głównych obozów koncentracyjnych rozpoczęła się od otwarcia w marcu roku w starej prochowni w Dachau obozu na tysięcy aresztantów. Bawarska policja przeszkoliła jednostki SS, które następnie przejęły od niej straż. Ekscesy, do jakich dochodziło za czasów pierwszego komendanta, oraz tarcia z władzami sądowymi sprawiły, że latem tego samego roku komendanturę objął Theodor Eicke. Ten były skarbnik wojskowy trafił do Dachau z kliniki psychiatrycznej, gdzie profesor Werner Heyde, przyszły organizator programu eutanazji, wystawił mu świadectwo zdrowia psychicznego. Eicke stworzył specjalną formację strażniczą, zwaną od aluminiowych blaszek z czaszką i piszczelami na prawym kołnierzyku trupimi główkami (Totenkopf ). W grudniu roku liczyła ona członków. Tym ściśle odseparowanym od mającej na co dzień do czynienia z więźniami administracji obozowej formacjom wyznaczono dwa główne zadania: pełnienie straży wokół obozów oraz tłumienie zamieszek ludności cywilnej w czasie wojny jako silnie uzbrojone oddziały pomocnicze policji. Począwszy od roku, Heydrich zaczął gromadzić kartotekę z nazwiskami tysięcy osób, które należało niezwłocznie zatrzymać, gdyby w Niemczech doszło do jakichkolwiek niepokojów. W tym samym roku Himmler rozpoczął reformę organizacji sił policyjnych i SS; ich regionalnym szefostwom podlegały odtąd obszary pokrywające się z okręgami wojskowych korpusów armii. Zgodnie z regułami obowiązującymi w powstającym imperium obozowym SS Eicke starał się pod pozorem przepisów porządkowych zaprowadzić maksymalnie brutalne warunki. Zorganizowana brutalność zastąpiła sporadyczne ekscesy. Hasło straży obozowej brzmiało: „Tolerancja oznacza słabość”; na bramach, dachach i ścianach wisiały slogany upominające więźniów. Drobne wykroczenia karano izolatką lub chłostą; wszelkie wykroczenia natury politycznej, do których zaliczano też akty nieposłuszeństwa, pociągały za sobą powieszenie krnąbrnego więźnia bądź rozstrzelanie na miejscu – naturalnie całkowicie bezprawne. Zwoływane naprędce złożone wyłącznie z esesmanów doraźne trybunały, którym przewodniczył komendant obozu, szafowały wyrokami śmierci. Strażnikom nakazywano nie oddawać ostrzegawczych strzałów w powietrze, lecz strzelać wprost do uciekinierów lub zachowujących się podejrzanie więźniów. Sami strażnicy mogli również wymierzać „kary incydentalne”, takie jak bicie, surowa musztra lub wieszanie nieposłusznych za ręce. Dachau stał się główną obok Columbia-Haus akademią terroru, wszyscy zaś późniejsi ko L. Wieland, Die Konzentrationslager Langlütjen und Ochtumsand, Bremerhaven . Koehl, op. cit., s. . Noakes, Pridham (red.), op. cit., s. –.
ciemna strona ksiyca
217
mendanci obozów praktykowali w obu tych instytucjach. Po podmonachijskim Dachau powstały kolejne obozy – Sachsenhausen (), Buchenwald () oraz Flossenbürg i Mauthausen () – które przejęły więźniów z rozwiązywanych ośrodków odosobnienia; szykowano też miejsce dla tych, których zamierzano pojmać w związku z wybuchem wojny. W odróżnieniu od wcześniejszych obozów, zakładanych na terenie istniejących już więzień albo w budynkach łatwych do zaadaptowania, wymienione nowe obozy SS budowano w konkretnych celach i najczęściej w pobliżu kamieniołomów, cegielni bądź fabryk. Wszystko było drobiazgowo zaplanowane, na gorzką ironię zakrawa zaś, że internowani w Columbia-Haus kreślili techniczne rysunki dla budowniczych Sachsenhausen. Obóz ten został wzniesiony na planie odwróconego trójkąta, a umiejscowione w kluczowych punktach karabiny maszynowe mogły zasypać cały teren gradem kul. W zagranicznych i podziemnych publikacjach ukazywały się wstrząsające opisy tych obozów, jednak wydziały propagandowe SS nie zasypiały gruszek w popiele, rozpowszechniając na przykład zdjęcia wytatuowanych osiłków, co miało sugerować, że wszyscy internowani to kryminaliści. Pod spodem umieszczano następujące podpisy: „Galeria zdeprawowanych przedstawicieli rasy żydowskiej. Czyż ich wygląd nie tłumaczy wszystkiego?”. Himmler, co było dlań typowe, nalegał, aby podkreślać reedukacyjne przeznaczenie tych ośrodków przemocy i terroru. Przemawiając w roku, nakreślił wizję, która jak ulał pasowałaby do opisu amerykańskich bądź brytyjskich domów poprawczych z lat pięćdziesiątych: Obóz koncentracyjny, jak każdy ośrodek karny, jest miejscem, gdzie panują surowe warunki. Metodami wychowawczymi są [tam] ciężka, wydajna praca, uregulowany tryb życia, przestrzeganie wyjątkowej czystości i higieny osobistej, odpowiednie żywienie, surowe, lecz sprawiedliwe traktowanie, ponowne wdrażanie do pracy, możliwość zdobycia fachu. Motto, eksponowane w tych obozach, głosi: Jest tylko jedna droga do wolności. Wiodą do niej: posłuszeństwo, pilność, uczciwość, porządek, czystość, trzeźwość, prawdomówność, samopoświęcenie oraz miłość do ojczyzny.
Na temat obozów por. klasyczne dzieło sprzed lat: E. Kogon, Der SS-Staat; Monachium , quasi-sądowa rozprawa M. Broszata, Nationalistische Konzentrationslager –, w: Broszat i in. (red.), op. cit., s. –; J. Tuchel, Konzentrationslager, Boppard ; A. Kaminski, Konzentrationslager bis heute, Stuttgart ; a także błyskotliwe studium porównawcze Todorowa, Facing the Extremes. Moral Life in the Concentration Camps, Nowy Jork . J. Tuchel, Die Systematisierung der Gewalt, w: Mörsch (red.), op. cit., s. . K.Z. und seine Insassen, SK lutego , s. . Przemówienie Himmlera z za: Smith, Peterson (red.), op. cit., s. .
218
ii. kres rzdów prawa
W rzeczywistości ten zakłamany opis niezbyt odpowiadał prawdzie. W obozach izolowano potencjalnych oponentów i łamano ich ducha. Przedwojenne obozy koncentracyjne były miejscami ponurymi i nieludzkimi, chociaż panowały w nich warunki mniej makabryczne niż w obozach założonych w czasie wojny, a zwłaszcza w ośrodkach eksterminacyjnych na Wschodzie, gdzie przywożonych ludzi często od razu zabijano. Przed wybuchem wojny więźniowie obozów mogli przyjmować wizyty, otrzymywać żywność i pieniądze, choć te ostatnie musieli wymienić po zdzierczym kursie na obozową walutę. Mimo wszystko panowały tam brutalność i przemoc. Jakże mogło być inaczej, biorąc pod uwagę poglądy komendantów tych miejsc? Słynący z pociągu do kieliszka komendant wspominanego już Columbia-Haus, gdzie zakatowano wielu przesłuchiwanych, w następujących słowach opisał Himmlerowi swoje podejście do więźniów (opis ten, przytoczony w trzeciej osobie, przechował się w archiwach Ministerstwa Sprawiedliwości Rzeszy): Żadną miarą jednego życia nie można przyrównywać do innego, należy natomiast chronić to bardziej wartościowe przed, ujmując rzecz delikatnie, mniej cennym – w interesie narodu, zgodnie z racją stanu… Nie był sędzią i nigdy nie ośmieliłby się działać bez rozkazu swoich przełożonych, ani też uczynić czegokolwiek, co mogłoby przynieść uszczerbek państwu i führerowi; nie należy jednak odeń oczekiwać, aby osoby zupełnie bezwartościowe i wciągające innych w bagno zasłużyły na jego uwagę. A na taką właśnie ocenę całkowicie zasługiwali dwaj zastrzeleni.
Więźniowie zatrudnieni w kantynach SS zapamiętali rozmowy, w których strażnicy pokpiwali sobie z maltretowania internowanych lub wymieniali uwagi, że „wszystkie te świnie należało zabić, bo Mutschmann albo ktoś inny z przywództwa NSDAP tego chciał”. To, że w obozach koncentracyjnych obowiązywały przepisy i regulacje prawne, nie miało znaczących skutków. Zasady mają na celu eliminację nieprzewidzianych zdarzeń, nawet jeśli są one nie w smak ich uczestnikom i ograniczają swobodę wyboru, wprowadzając ścisłą kuratelę nad wszelkimi poczynaniami. W obozach logika i przewidywalność kończyły się za murami lub drutami, a rządzące codziennym życiem obozowym niepisane prawa stanowiły odbicie kaprysów panów i władców tych instytucji. Primo Levi, więzień powstałego w czasie wojny obozu Monowitz (Mącice), odkrył, że „tutaj nie istnieje [pytanie] «po co»”. W istocie jednak cel był: zetrzeć w pył ludzi w rodzaju Leviego. Reguły, formalne i nieformalne, nie miały ograniczać liczby Schilde, Tuchel, op. cit., s. . Deutschland-Berichte der SOPADE, /, s. –. P. Levi, If This Is A Man, Londyn , s. .
ciemna strona ksiyca
219
incydentów w obozie, lecz tworzyły scenę teatru okrucieństwa, tak aby obozowa egzystencja nigdy nie była „nudna”, składając się z nieustannego cyklu alarmów i dramatycznych wypadków. Porównania nazistowskich obozów ze współczesnymi instytucjami totalitarnymi, z ich ogłupiającą rutyną, mijają się z celem. Środki ostrożności służyły bowiem czemuś zupełnie innemu, a wszelkie oznaki wyższości pod względem wykształcenia czy społecznym, nie mówiąc o rasowej odmienności, pobudzały strażników do nieludzkich odruchów, do agresji. Komendant Oranienburga, opisując egzystencję w kierowanym przezeń obozie, co rusz przytaczał fałszywe wzmianki o „szlachcie” i „krezusach” oraz o stopniach naukowych, czy wreszcie o gustach aresztantek dotyczących garderoby. Ponieważ liczne „reguły” wymyślali poszczególni strażnicy, posłuszeństwo wobec wszystkich nakazów było niemożliwe. Straże nie składały się z utalentowanych nadzorców, umiejących rozładować napięcie wśród więźniów, zresztą bunty czy zamieszki nie wchodziły w grę, skoro wolno je było szybko uciszyć ogniem z broni maszynowej. Paradoksalnie, podjęta w roku walka z przekupstwem wyraźnie pogorszyła warunki obozowego bytowania. Strażnicy byli bardziej brutalami niż psychopatami, których nie brak w młodzieżowych gangach, dręczących dla zabawy ludzi albo zwierzęta. Więźniowie nie mogli się uskarżać na nudę, a strażnicy, często naprawdę młodzi, wynajdowali coraz to nowe sposoby rozpraszania monotonii zajęć. Na przykład przerzucali czapki więźniów przez druciane ogrodzenie, każąc im następnie biec po nakrycia głowy, a tymczasem snajper na wieżyczce strzelał do nieszczęśników. Ponieważ strażnicy dostawali trzy dni urlopu za zapobieżenie ucieczce, upowszechniła się praktyka malowania tarcz celowniczych na ubraniach internowanych, uznanych za potencjalnych zbiegów. Znudzona załoga kamieniołomów w Mauthausen dla rozrywki czasem zrzucała „skoczków” z uskoków skalnych. Sądząc z wczesnych relacji z obozów, niektórzy strażnicy, powodowani sadystycznymi odruchami, nie zadowalali się wymierzaniem ciosów czy kopniaków, lecz bez specjalnych przyczyn uciekali się do metod stosowanych podczas tortur w celu wymuszenia zeznań. Więźniowie musieli się liczyć z ciężkim pobiciem w ogóle bez powodu. Według znanych relacji z wczesnego okresu istnienia obozów, zwłaszcza pozostawionej przez Benedikta Kautsky’ego, niektórzy osobnicy z załogi czerpali seksualne zadowolenie, wymierzając kary cielesne, gwałcili też zarówno więźniów, jak i więźniarki. Pominiemy tu drastyczne szczegóły.
B. Kautsky, Devils and the Damned, Londyn , s. –. Przykłady w: G. Horowitz, In the Shadow of Death, Londyn , s. . H. Heger, The Men with the Pink Triangle, Londyn , s. . Przykłady sadyzmu na tle seksualnym oraz homo- i heteroseksualnych gwałtów w: D. Hackett (red.), The Buchenwald Report, Boulder , s. –; oraz Heger, op. cit., s. –.
220
ii. kres rzdów prawa
W obozach nie było mowy choćby o cieniu prywatności, o wyznawaniu własnych przekonań czy kultywowaniu wiary religijnej. Po przybyciu do obozu więźniowie musieli się wyzbyć wszystkiego, co posiadali, tłocząc się pod gołym niebem, gdy powolni urzędnicy z SS załatwiali mnóstwo biurokratycznych formalności. Internowani przechodzili znany z książek Orwella proces dehumanizacji, obejmujący odbieranie osobistych drobiazgów i golenie głów. Po mniej więcej dwóch godzinach od przybycia więzień stawał się tylko numerem. Następnie taką odczłowieczoną istotę fotografowano na oddziale politycznym. Przepisowa odpowiedź na pytanie „Kim jesteś?” brzmiała nie np. „murarzem”, ale „marksistowską świnią”, gdyż język obozowy rządził się specyficznymi prawami. Instruktaż, w jaki sposób należy ścielić posłanie – warunki bytowania były bardziej niż surowe – trwał długie godziny, wypełnione wrzaskiem esesmanów. Ci ostatni mogli zaraz potem przewrócić wnętrze baraku do góry nogami. Obozowy dzień rozpoczynał się dla więźniów nienaturalnie wcześnie – o . latem i godzinę później w zimie. Dopiero o dziewiątej wieczorem kończyli zajęcia, po czym mieli godzinę odpoczynku; światła gasły o dziesiątej. Mrok nocy rozpraszał blask reflektorów, a ciszę mąciło ujadanie psów. Apele, ogłaszane bez względu na pogodę o różnych porach, miały dodatkowo pognębić ludzi zrywających się codziennie z prycz przed świtem. Anonimowość stała się mechanizmem przetrwania, bo rzucanie się w oczy czasami narażało na śmierć. Lepiej było schować się w tłumie niż stać w pierwszym albo skrajnym szeregu, na który spadały razy esesmanów. Lepiej było także nie mieć semickich rysów, gdyż np. w Osthofen Żydów zmuszano do biegania w kółko na wydzielonym placu. W tym czasie jednak ich los nie był aż tak tragiczny jak później. Nędzne obozowe łachy pozwalały od razu odróżnić więźnia, a oznakowania wymalowane wodoodporną farbą stanowiły rodzaj więziennego dowodu tożsamości. Więźniów podzielono na grupy: osobników aspołecznych, kryminalistów, Cyganów, homoseksualistów, świadków Jehowy, Żydów i politycznych – co było niezamierzoną antycypacją współczesnych praktyk politycznych, z ich przypisywaniem ludzi do odrębnych kategorii. Życie internowanych w obozach nie miało zbytniej wartości, mimo że stanowili niemal darmową siłę roboczą – bardziej w cenie były owczarki alzackie, boksery i dobermany, patrolujące wraz z wartownikami teren obozu. Gdy pewien esesman zobaczył, że jeden z jego psów oparł łeb na kolanach więźnia – z oczywistych powodów więźniom nie wolno było bawić się z psami – zastrzelił zwierzę i ostrzegł: „Jeżeli rozpuścisz następnego z moich psów, to skończę z tobą, jasne?”. Kolejne dni wypełniał znój – rozbijanie skał, sortowanie torfu, wyrabianie cegieł lub noszenie kamieni, albo też celowo bezsensowne „zajęcia spor M. Hrdlicka, Alltag im KZ, Opladen , s. –. P. Grünewald, Das KZ Osthofen, w: Hening (red.), op. cit., s. . B. Perz, Müssen zu reiszenden Bestien erzogen werden, „Dachauer Hefte”, /, s. –.
ciemna strona ksiyca
221
towe”, do których zmuszano niedożywionych i zmaltretowanych, zarówno dwudziesto- jak i sześćdziesięciolatków. Zawsze też można się było spodziewać bezmyślnych szykan. Strażnicy mogli dowolnie ukarać każdego więźnia za rzekomą zniewagę. Na oczach internowanych wymierzano chłostę wybranym więźniom, a krzyki bólu, przerywające odliczanie razów, doprowadzały do tego, że bicie rozpoczynało się od początku. Dodatkowe upokorzenie polegało na przymusowym śpiewaniu nazistowskich pieśni. Poza lubowaniem się w tego rodzaju okrutnych rozrywkach, esesmani z załóg obozów, zapełnianych przez coraz bardziej zróżnicowane gromady więźniów, stosowali zasadę „dziel i rządź”, napuszczając kryminalistów („zielonych”) na politycznych („czerwonych”), choć ci ostatni odznaczali się większym zdyscyplinowaniem i zdolnością do samoorganizacji. Kontrolę nad więźniami ułatwiało istnienie hierarchii obozowej, a także wygrywanie niechęci większości więźniów do homoseksualistów i innych „odszczepieńców”, którzy dla odmiany nie trzymali się razem. Więźniowie polityczni starali się nie spoufalać z pospolitymi przestępcami, przy tym we własnym gronie dzielili się na lepszych i gorszych – na przykład komuniści nawet w obozach kontynuowali walkę z trockistami. Podczas wojny do owych antagonizmów doszły jeszcze podziały narodowo-ideologiczne: katoliccy Polacy, wcześniej popierający Franco, ścierali się w austriackim Mauthausen z hiszpańskimi republikanami. Doświadczenia obozowe nie zawsze bowiem uszlachetniały, o czym świadczy przykład stalinistów, którzy po roku przejęli nazistowskie metody prześladowań, czasem wręcz wykorzystując opuszczone poniemieckie obozy do eksterminowania konserwatywnych, liberalnych i socjaldemokratycznych opozycjonistów, a także byłych nazistów. Cierpienie nie zawsze czyniło z ofiar świeckich świętych, a skrajne doświadczenia nierzadko odsłaniały wcale nie tę najbardziej wzniosłą część ludzkiej natury – wbrew utartemu poglądowi, głoszonemu zwłaszcza przez tych, którzy chcieli zdobyć moralny autorytet, propagując fałszywą wizję obozowej martyrologii. Zwalniani z obozów podpisywali specjalny dokument, zabraniający rozmawiania o swoich przeżyciach pod karą ponownego nałożenia „aresztu prewencyjnego”. Innymi słowy, było to zwolnienie warunkowe, podszyte ciągłym stanem niepewności. Wielu byłych więźniów obozów nie znajdowało w sobie siły, by mówić o tym, co przeszli – choć z pewnością ich relacje mogły sparaliżować wszelką myśl o oporze wobec nazistowskiego systemu; nieliczni decydowali się na złamanie zakazu. Sprawa ta dotyczy szerszego problemu kontrolowania i kształtowania opinii społecznej wykraczającego poza prześladowanie ludzi za dowcipy, rozpuszczanie pogłosek i uszczypliwe komentarze. Wbrew słyszanym czasami poglądom, egzystencja w Trzeciej Rzeszy nie była bowiem Relacje z kilku obozów w: Deutschland-Berichte der SOPADE, /, s. –. H. Langbein, Against All Hope, Londyn , s. . Por. zwłaszcza znakomita książka M.A. Bernsteina, Foregone Conclusions, Berkeley .
222
ii. kres rzdów prawa
nieco wypaczoną wersją życia w wolnej społeczności, ale raczej bytowaniem w warunkach braku tego, co stanowi normę dla obywateli współczesnych państw demokratycznych – wolności w ramach prawa.
W krainie szczęśliwości Państwową kontrolę niemieckich rozgłośni radiowych wprowadził w roku Papen. Od marca roku decydujący wpływ na treść audycji i obsadę stanowisk w radiu miał Goebbels, a większość pieniędzy z opłat abonamentowych popłynęła do jego Ministerstwa Propagandy. Jeden z jego departamentów rozsyłał biuletyny informacyjne wprost do regionalnych stacji radiowych. Goebbels z dużą pewnością siebie przewidywał, że ów „najnowocześniejszy instrument wpływania na masy” zastąpi z czasem gazety, antycypując dzień, gdy telewizja zmarginalizuje lub wręcz zdominuje przekaz prasowy. Jeden z tych, którzy najbardziej przyczynili się do zmodernizowania sieci radiowej w okresie weimarskim, pionier transmisji na żywo i audycji z udziałem słuchaczy Hans Flesch, znalazł się w obozie koncentracyjnym. Pojawienie się tanich odbiorników wpłynęło w latach – na wzrost liczby posiadaczy radia z czterech do szesnastu milionów. Same urządzenia były w jakimś sensie przedsięwzięciem propagandowym, gdyż ich nazwa – VE (ludowy odbiornik ) – upamiętniała najważniejszy z nazistowskiego punktu widzenia dzień w niemieckiej historii – stycznia roku. Dla tych, których nie było stać na własne radio, a także dla chcących słuchać wiadomości nie tylko w domu zainstalowano w miejscach publicznych sześć tysięcy głośników. Zachęcano do zbiorowego słuchania transmisji, co miało być namiastką uczestnictwa w wielkich zlotach i innych oficjalnych uroczystościach. Czołowy propagandysta radiowy porównał nawet zbiorowe słuchanie przekazów do udziału w kościelnym nabożeństwie. Specjalni nadzorcy kontrolowali uwagę słuchaczy, a w biurach nie wolno było odejść od stanowiska pracy przed końcem nadawanej audycji. Komentarze, fanfary i marszowa muzyka nadawały przekazom emocjonalny ton. By urozmaicić program, audycje o treści jednoznacznie ideologicznej przeplatano cyklami poświęconymi twórczości Beethovena czy Wagnera, opatrzonymi przy tym pretensjonalnymi komentarzami, które miały pobudzić niemrawą muzę ówczesnych kompozytorów. Coraz więcej serwowano też rozrywek lżejszego kalibru. Pod koniec lat trzydziestych dwie trzecie oferty programowej radia stanowiły audycje czysto muzyczne. Noakes, Pridham (red.), op. cit., s. –. P. Reichel, Der schöne Schein des Dritten Reiches, Monachium , s. . Por. zwł. A. Diller, Rundfunkpolitik im Dritten Reich, Monachium ; J. Wulf, Presse und Funk im Dritten Reich, Gütersloh .
w krainie szczliwoci
223
Jako były dziennikarz Goebbels interesował się też żywo gazetami. Niemiecka prasa była zróżnicowana i bogata – w roku ukazywało się niemal , tysiąca rozmaitych gazet oraz tysięcy periodyków. Jednakże statystyka nie oddawała problemów, z jakimi borykali się wydawcy prasowi, poza tym wiele tytułów ukazywało się w minimalnych nakładach i miało lokalny zasięg. Z bawarskich gazet trzy czwarte miało mniej niż tysiące czytelników, jedna trzecia zaś – poniżej tysiąca. Zaledwie procent mogło się poszczycić ponad piętnastotysięcznym nakładem. Liczne tytuły drobni wydawcy drukowali sami na prymitywnych powielarkach, zamieszczając w nich wiadomości agencyjne, reklamy, ogłoszenia oraz teksty wychodzące spod piór amatorów. Kryzys przeżywały również główne codzienne gazety ogólnokrajowe, które sprzedawały się coraz gorzej – po części z powodu konkurencji ze strony radia, częściowo zaś wskutek niekompetencji kierownictwa w okresie kryzysu gospodarczego. Niektórzy czołowi magnaci prasowi, na przykład Mosse i Ullstein, byli Żydami i mieli się wkrótce przekonać, iż w warunkach dyktatury ich wpływ na opinię publiczną jest iluzoryczny. Bankrutujące gazety trafiały w ręce finansistów, którzy sądzili, że potrafią nimi lepiej pokierować, lub chcieli prezentować na ich łamach własne poglądy. Proces wykupywania tytułów prasowych rozpoczął się jeszcze przed rokiem. Istniało „multimedialne” imperium Alfreda Hugenberga, Paul Reusch z Gutehöffnungshütte miał pakiet kontrolny akcji największego dziennika monachijskiego, podobnie Carl Bosch z IG Farben kontrolował „Frankfurter Zeitung”, Hugo Stinnes berlińską „Deutsche Allgemeine Zeitung” itp. Choć prasa nazistowska rozchodziła się początkowo w raczej niewielkim nakładzie, to po roku narodowi socjaliści zamknęli dwieście gazet należących do SPD oraz dwadzieścia pięć komunistycznych, przejmując ich biura i drukarnie, aktywa zaś przekazując Eher Verlag – nazistowskiemu koncernowi wydawniczemu Maksa Amanna. Ponieważ wspomniane przedsiębiorstwo otrzymało także skonfiskowane fundusze związkowe, rychło stało się głównym graczem na rynku gazetowym, tym bardziej że do nazistowskich czasopism trafiła większość wpływów z reklam, co dodatkowo osłabiało kulejącą już konkurencję. Firmy wydawnicze należące do Żydów zostały skonfiskowane w ramach walki z żywiołem „niearyjskim”, a Goebbels nie odmówił sobie przyjemności wysadzenia z siodła Mossego, który niegdyś nie zatrudnił go na posadzie dziennikarskiej. Warte milionów marek imperium prasowe Ullsteina kupił koncern Amanna za jedną dziesiątą tej sumy, przy czym rodzina Ullsteinów nie dostała nawet tych pieniędzy, mogąc opuścić Niemcy z przepisowymi dziesięcioma
Dobra analiza ówczesnej prasy w: O. Hale, The Captive Press in the Third Reich, Princeton .
224
ii. kres rzdów prawa
markami w portfelu. W połowie lat trzydziestych holding Eher Verlag Phoenix nabył większość regionalnej prasy katolickiej, która przetrwała jako tolerowane medium ośrodków wyznaniowych. Ten sam los czekał mieszczańską „Frankfurter Zeitung”, czytywaną przez przedstawicieli obcych placówek dyplomatycznych. Eher Verlag kupiło tę gazetę w kwietniu roku – oficjalnie w prezencie Hitlerowi na jego pięćdziesiąte urodziny. Nie zmieniano radykalnie liternictwa ani stylu dziennikarskiego przejmowanych czasopism, rzekomo w celu zachowania „ciągłości”. W końcu jednak holding Eher Verlag kontrolował aż , procent niemieckiej prasy. Pod kontrolą partii znajdowało się gazet. pozostawało w rękach prywatnych, niemniej ich łączny udział na rynku prasowym wynosił zaledwie , procent. Wśród beneficjantów korzystających z niezmiernego wzrostu dochodów koncernu Eher Verlag był sam Goebbels, który w roku otrzymał od firmy zaliczkę w wysokości ćwierć miliona marek, a następnie po tysięcy marek rocznie za zgodę na opublikowanie prowadzonych przezeń dzienników dwadzieścia pięć lat po swojej śmierci. Zaliczka poszła na budowę komfortowego „domu letniskowego” Goebbelsa na berlińskiej wyspie Schwanenwerder. Dom ów wyposażono w tak luksusowe urządzenia jak otwierane automatycznie, za pomocą mechanizmu elektrycznego okna. Było to miejsce najbardziej snobistycznych przyjęć w latach trzydziestych. Inny sposób zdobywania kontroli nad środkami przekazu polegał na wywieraniu nacisku na wydawców i dziennikarzy. Amann, jako największy potentat na rynku prasowo-wydawniczym, został przewodniczącym związku wydawców, podczas gdy szef nazistowskiej prasy Otto Dietrich stanął na czele nowego Związku Prasy Niemieckiej, do którego musieli wstąpić wszyscy dziennikarze. No, może niezupełnie wszyscy – do roku dziennikarzy żydowskich i „marksistowskich” straciło pracę albo uciekło z Rzeszy. Goebbels czasami osobiście zwalniał z posad ludzi pióra, wezwawszy ich uprzednio do siebie – tak było na przykład z pewnym krytykiem, który pod wpływem opinii dyrygenta Wilhelma Furtwänglera napisał pozytywną recenzję o nowym utworze Hindemitha. Dziennikarze cieszyli się wprawdzie pewną estymą, mieli swój kodeks honorowy i sąd koleżeński, niemniej tylko osoby „poprawne” rasowo i politycznie mogły wykonywać ten zawód. Ustawa z października roku o prawie wydawniczym zredukowała uprawnienia właścicieli gazet wobec kierownictwa tychże, niemniej zostało ono całkowicie podporządkowane władzom. Punkt dwudziesty ustawy brzmiał: „Zespół redakcyjny czasopisma ponosi odpowiedzialność zawodową, a także wynikającą z przepisów prawa karnego i cywilnego za intelektualną treść publikacji, czy to napisanych przez zatrudnionych w redakcji dziennikarzy, czy to Na ten temat por. W. Wippermann, „Machtergreifung” Berlin , Berlin , s. . N. Frei, J. Schmitz, Journalismus im Dritten Reich, Monachium , s. –.
w krainie szczliwoci
225
przyjętych do druku”. Wydawcy gazet, tacy jak Hermann Ullstein, przekonywali się, że ich służbowe telefony są na podsłuchu, znaczna część personelu to naziści, wreszcie, iż muszą zatrudnić nowych doradców, umiejących porozumieć się z nowymi władzami. Uniżony niegdyś odźwierny krzyczał teraz: „Żydzi precz!”. Zastąpienie agencji telegraficznych przez państwową DNB, rozsyłającą świeże wiadomości do lokalnej prasy, także pozwalało na skuteczniejszą kontrolę treści przekazywanych informacji. Na swojej pierwszej konferencji prasowej w charakterze ministra Goebbels wyjaśnił, że prasa musi sprawić, by ludzie „myśleli tak samo, reagowali tak samo oraz oddawali się ciałem i duszą do dyspozycji władz”. To właśnie na południowych konferencjach prasowych w Ministerstwie Propagandy władze oznajmiały, że należy dobrze pisać o Grecie Garbo, natomiast Tomasz Mann „musi zostać wymazany z pamięci każdego Niemca”. Instrukcje dotyczyły nawet miejsca poświęcanego na taki lub inny artykuł, rozmiarów czcionek w tytule, a także kwestii, czy dana fotografia winna się ukazać. Tak więc nigdy nie opublikowano w gazetach Trzeciej Rzeszy żadnego zdjęcia przedstawiającego członków rządu za zastawionym drogimi trunkami stołem, nie pojawiło się też żadne zdjęcie płonących w listopadzie roku synagog. Z kolei magazyny ilustrowane bądź kobiece rozpisywały się o gwiazdach filmowych, pokazywały roześmianego führera podczas rozmowy telefonicznej lub oglądającego pokaz samochodowy, a także żony i dzieci innych przywódców nazistowskich. W pismach dla pań zdarzały się – obok zdjęć blond modelek i porad, jak prowadzić dom – fotografie niemal radosnych więźniów obozów koncentracyjnych, rozkoszujących się kawą. Ponieważ takie plotkarskie wiadomości nie znają granic, nic dziwnego, że w roku Ignatius Phayre z brytyjskiego czasopisma „Homes and Gardens” pokazał Hitlera pośród kaktusów w majolikowych donicach w Berchtesgaden, zapewniając angielskich i szkockich czytelników, że führer to „dowcipny gawędziarz”, a „kaczka z brzoskwiniami oraz pstrąg łososiowy à la Monseigneur były całkiem znośne”. Kiedy nieustanna propagandowa papka nie przynosiła spodziewanych wyników, Goebbels przyjął formułę „jedności pryncypiów” przy „wielości niuansów”. Polityczne przesłanie chciano zakamuflować pozornym nawiązywaniem do przeszłości lub ukryć pod stosem niewinnych nieistotnych spraw. Dziennikarze dostali do dyspozycji więcej miejsca na szpaltach sportowych oraz H. Ullstein, The Rise and Fall of the House of Ullstein, Londyn , s. –. Frei, Schmitz, op. cit., s. . J. Schamash, At Home with Hitler, „Evening Standard” z listopada , na podstawie „Homes and Gardens” z listopada . R.G. Reuth, Goebbels, Londyn , s. .
226
ii. kres rzdów prawa
w rubrykach poświęconych sztuce, by między wierszami przemycać przesłanie, formułowane wprost przez reporterów czy komentatorów politycznych. Gazety tradycyjnie nazistowskie miały jednak kłopoty z nagłym przejściem od atakowania do obrony rządu. O ile ordynarny ton i agresja „czasu walki” była dla nich czymś naturalnym, o tyle trudniej przychodziło stałe i obowiązkowe wychwalanie reżimu Hitlera. Tylko tematy związane z Żydami i katolikami pozwalały wylać nieco żółci. Główny organ NSDAP „Völkischer Beobachter” miał coraz większy nakład i dostawali go wszyscy urzędnicy państwowi. Ukazywał się w całych Niemczech w nieco odmiennych edycjach regionalnych, charakteryzował się dwubarwnym drukiem i dużym formatem, podówczas niezbyt rozpowszechnionym w Rzeszy. Jeśli ma to jakiekolwiek znaczenie, był to bardzo nowoczesny produkt. Obok „Beobachtera” nie brakło też czasopism wydawanych przez poszczególne organizacje, takich jak „Schwarze Korps”, organ SS, „Die Deutsche Arbeitsfront” itp. Inne gazety spadły do roli biuletynów poszczególnych liderów nazistowskich, np. Göring kształtował profil „National-Zeitung” z Essen. Półpornograficzny „Der Stürmer” był w zasadzie prywatną gazetą gauleitera Frankonii Juliusa Streichera, zwolnionego w roku z posady nauczycielskiej za wydanie uczniom polecenia, aby pozdrawiali go okrzykiem „Heil Hitler”. „Stürmer”, będący zwykłym brukowcem, specjalizował się we wszelkich sprośnościach, publikował nazwiska i adresy osób utrzymujących przyjazne stosunki z Żydami, wietrzył też żydowski spisek w katastrofie sterowca „Hindenburg”, który rozbił się w roku w Lakeside w stanie New Jersey. Czasami Goebbels i Hitler besztali Streichera za treść artykułów w jego gazecie, było to jednak raczej strofowanie kamrata słynącego ze skomplikowanego „charakteru” niż krytyka poglądów głoszonych w „Stürmerze”. Streicher twierdził, że jedyną gazetą, którą Hitler czyta od deski do deski, jest właśnie „Der Stürmer”. Treść gazet w coraz większym stopniu wypełniały ekscytujące wydarzenia, którymi reżim starał się zastąpić codzienną rutynę. Zdaniem wielu historyków polityka została sprowadzona do zbiorowego spektaklu, w którym wciąż ten sam gwiazdor usuwał w cień pomniejszych aktorów. Jednomyślność, widowiskowość, dyscyplina i – przede wszystkim – rozbudzone emocje zastąpiły wcześniejsze spory i rozsądne argumenty. Jednakże porównania z teatrem na tym się muszą kończyć. Bez względu bowiem na to, do jakiego stopnia poddajemy analizie ten wycinek historii w kategoriach racjonalno-ideowych, należy rzecz uzupełnić uwagą o potrzebie spełnienia religijnych pragnień. Kimże był führer, jeśli nie mesjaszem? Czym była wybrana rasa, przewodzące klasy społeczne i awangardowe partie, jeżeli nie posłaniem przeznaczenia? Co tkwiło za pozornie naukowym przekonaniem, że – po pokonaniu demonicznych wrogów klasowych czy rasowych – ludzkość wejdzie w okres doskonałości?
w krainie szczliwoci
227
Czymże była „wspólnota narodowa”, jeśli nie powrotem do czasów, kiedy nie istniał rozdział Kościoła od państwa, gdy oba te terminy można było stosować wymiennie? Całość była wszak przesączona sentymentalizmem, odmiennym od postmodernistycznej otwartości na wiedzę i nieco różnym od nazistowskich technik manipulowania tłumami – sentymentalizmem wolnym od reguł psychologii. Sentymentalizm stanowił bezsprzecznie najbardziej współczesną cechę narodowego socjalizmu, a jest nim przesiąknięta również polityka przełomu XX i XXI wieków. Nawet jeśli nie mamy do czynienia z wieszczeniem apokalipsy, to z pewnością zachodzi zjawisko nakładania się ról polityków i kaznodziei oraz wzrostu znaczenia autoreklamy, oficjalnej szczerości, cierpiętnictwa. Pod tym względem (a także pod jeszcze innym: niezwykłej fascynacji techniką) nazizm wyprzedził swoje czasy. Była to polityka polegająca na igraniu z odczuciami i emocjami. Masowe zjazdy, takie jak te organizowane w Norymberdze od do roku, spełniały wielorakie funkcje, a jednym z bardzo ważnych było odwrócenie uwagi ogółu od ponurych przejawów panowania policyjnej dyktatury poprzez spektakularne widowiska. Każdy ze zjazdów miał hasło przewodnie, choć w roku trzeba było odwołać „zjazd na rzecz pokoju”. Właśnie tak chciał być postrzegany sam reżim, apogeum owego nurtu stanowił zaś film Leni Riefenstahl Triumf woli, propagandowe dzieło będące najdoskonalszym osiągnięciem gatunku. Zjazdy były kombinacją ludowych festynów, defilad wojskowych, politycznych wieców oraz parareligijnych ceremonii, mających na celu sakralizację najbardziej czczonej wartości – wspólnoty narodowej, która miała być ucieleśnieniem woli narodu. Naród stawał się tam rzeczywistością, a niezliczone pojedyncze istnienia nabierały sensu. Hitler wyjaśnił to we wrześniu roku: Chłop na wsi, robotnik w warsztacie albo w fabryce, urzędnik w biurze – jak oni wszyscy mogą odczuć łączny efekt osobistego poświęcenia, rezultat własnych starań? Oto jednak raz w roku, podczas tłumnych uroczystości partyjnych, wystąpią ze skromnych realiów swego codziennego bytowania, uniosą wzrok i pojmą chwałę walki i triumfu! […] A kiedy w ciągu tych paru dni setki tysięcy pomaszerują znowu do Norymbergi z wszystkich niemieckich okręgów, do miasta tego napłynie nieskończony potok gorącego życia, wszyscy oni […] wyciągną ten sam wniosek: Jesteśmy naprawdę świadkami przemiany głębszej, niż doświadczył dotąd którykolwiek z niemieckich krajów.
Podstawowe źródło to książka Erica Voegelina z , Die politischen Religionen, wyd. II, Monachium . Domarus (red.), op. cit., s. .
228
ii. kres rzdów prawa
Arena zjazdu przywoływała na myśl średniowieczne tradycje i opery Wagnera. Mimo wszystko było to zaledwie ekscentryczne tło dla bardzo współczesnej gali, podkreślającej cesarską wyższość przywódcy na trybunie bądź scenie. Tłumy gromadziły się powoli, niecierpliwie wyczekując na samolot führera, niby zstępujący z zachmurzonego nieba ponad dachami szacownego miasta. Zgodnie z antyczną tradycją wódz nadchodził na promieniach słońca – lub tak przynajmniej przedstawiła to Riefenstahl. Za dnia maszerowała umundurowana młodzież. Z całych Niemiec przybywali robotnicy, chóralnie odpowiadając na pytanie: „Towarzysze, skąd jesteście?”, okrzykami: „Z Fryzji… Z Bawarii… Znad Dunaju, znad Renu, ze Śląska” itp. Więź świata pracy zastąpiła klasową rywalizację, a quasi-militarny aspekt tej więzi skłonił pewnego brytyjskiego obserwatora do refleksji: „O dziwo, salutowanie łopatami nie wygląda tu absurdalnie”. O ile jednak Brytyjczycy patrzyli na widowisko z ostrożnym sceptycyzmem, o tyle wysłannik gazety „New York Times” dał się ponieść entuzjazmowi. Inni korespondenci rozpisywali się o wielkich defiladach, na których żołnierze maszerowali obok postawnych esesmanów w czarnych mundurach i białych rękawiczkach, idąc krętymi ulicami Norymbergi w ślad za chorążymi ze sztandarami, a dźwięki orkiestr dętych odbijały się od ścian budynków. Po zapadnięciu zmroku odbywały się nocne ceremonie, których emocjonalny nastrój podkreślało brzmienie największych na świecie organów elektrycznych oraz świetlny spektakl Speera – reflektory wysyłały w mrok strugi światła, tworząc niby-katedralne, niematerialne sklepienie. W świetle ulubionych przez Hitlera pochodni pojawili się starzy bojownicy partyjni, którzy wysypali się z baru w hotelu „Deutscher Hof ”. Można ich było bezpiecznie pokazać publiczności, chociaż Speer miał kłopoty z zakamuflowaniem ich rozdętych od piwa brzuchów. Czuła wzmianka Hitlera o „moich przygarbionych starcach” wyrażała trudności z przedstawieniem tej zapyziałej pijackiej zgrai jako nadludzi. Sam führer starał się wycisnąć ze zjazdów partii jak najwięcej patosu. Wchodził samotnie w szeregi, by porozmawiać od serca z partyjnymi męczennikami, następnie konsekrował nowe sztandary „krwawym sztandarem”, po czym następował uścisk dłoni i długie męskie spojrzenie prosto w oczy. Homoerotyczne uczucie braterstwa pojawiało się na przemian z oddawaniem czci zmarłym i poległym, führer zaś ze śmiertelnika stawał się półbogiem. Starych bojowników otaczał nimb pierwszych uczniów przywódcy, który uważał się za mesjasza. Gdy września roku Hitler przemawiał do A. Schwarz, Die Reise ins Dritte Reich, Getynga , s. . A. Speer, Inside the Third Reich, Londyn , s. . Na ten temat pisze przekonująco w swej (dość pretensjonalnej) książce J.P. Stern, Hitler. The Führer and the People, Londyn . Reichel, op. cit., s. i nast.
w krainie szczliwoci
229
politycznej elity nazistowskiej, w jego słowach pobrzmiewało echo Ewangelii św. Jana: Jestem tak rad, mając znów przed sobą jak co roku swoich starych bojowników. Nie opuszcza mnie uczucie, że dopóki istota ludzka ma dar życia, powinna tęsknić do tych, wśród których się ukształtowała. Czymże byłoby bez was moje życie? Fakt, że niegdyś odnaleźliście drogę do mnie i uwierzyliście we mnie, nadał waszemu żywotowi nowego znaczenia, wam zaś nowy cel! To, że ja was odnalazłem, było niezbędne dla mojego życia i mojej walki.
Nie był w stanie zapanować nad pogodą, gdyż zjazd partii w roku tonął w ulewnym deszczu, niemniej zdołał obrócić brak „hitlerowskiej pogody” w polityczną alegorię na użytek audytorium z Hitlerjugend: Dziś rano dowiedziałem się od naszych meteorologów, że aktualny stan pogody określa się skrótem „b.z.” Ma to znaczyć „zły”, lub nawet „bardzo zły”. Moi chłopcy i dziewczęta, Niemcy miały taką pogodę przez piętnaście lat! Takie warunki meteorologiczne miała też partia! Na przestrzeni dekady słońce nie świeciło dla tego ruchu. Był to bój, w którym tylko nadzieja mogła być zwycięska. Nadzieja, że w końcu słońce wzejdzie przecież nad Niemcami. I w istocie wzeszło! I dobrze też, gdy stoicie tu dzisiaj, że słońce się do was nie uśmiecha. Chcemy bowiem przygotować nasz lud nie tylko na słoneczne, ale też burzowe dni!
Gdy bowiem Niemcy odczuwały korzystne skutki ożywienia gospodarczego i anulowania narzuconych im poniżających obciążeń, wiele osób (łącznie z samym zainteresowanym) przypisywało całą zasługę tej niemal cudownej postaci zesłanej przez Opatrzność. Co więcej, Hitler nie był jakimś niedostępnym bogiem-królem, rodem ze starożytnego Egiptu, którego religia przeznaczona była dla elit, podczas gdy śmiertelnicy musieli się zadowolić Ozyrysem. Był natomiast zawdzięczającym sobie wszystko zwykłym człowiekiem, cudownie uratowanym z rzezi flandryjskich okopów, przemawiającym w imieniu tych, którzy tam polegli. Niemcy stały się krainą wybraną. Nadzieje i tęsknoty wiązano z jedynym człowiekiem, którego ludzkie niedostatki – „artystyczne”
Domarus (red.), op. cit., s. . Ibid., s. . Na ten temat por. zwł. I. Kershaw, The „Hitler Myth”. Image and Reality in the Third Reich, Oksford , zwł. s. –.
230
ii. kres rzdów prawa
podejście do pracy czy kłopoty w stosunkach z kobietami – specjaliści od propagandy pracowicie przedstawiali jako atrybuty geniusza lub skłonnego do wyrzeczeń bohatera. Hitler był ostatnią deską ratunku dla obłąkanych, desperatów, oportunistów czy bufonów. Ludzie wyobrażali sobie, co on czuje, mając z nim kontakt tylko za pośrednictwem ekranu kinowego – trochę jak nastoletnie dziewczęta, które są przekonane, że markotny ostatnio młodzieżowy idol jest samotny czy smutny. Ponury Hitler świetnie się nadawał do tej roli, choć zamiast chłopięcej czupryny miał przetłuszczoną grzywkę. Cukiernicy, hodowcy róż i producenci pasty do butów chcieli umieszczać jego nazwisko na swoich wyrobach, na co nie wyrażano zgody z obawy przed niebezpieczeństwem obrazy majestatu. Jednym z rozczarowanych był Brunon z Marienwerder (Kwidzyn), który upiekł „tort Adolfa Hitlera”, nawet bowiem kucharze mieli wielkie aspiracje. Kościoły pragnęły umieszczać nazwisko Hitlera na nowych dzwonach, a dosłownie co druga wieś chciała sadzić na jego cześć drzewa bądź zmienić swą historyczną nazwę na Hitlerhöhe. To samo dotyczyło nowych mostów oraz szos. Dumni ojcowie żądali pozwolenia na nadanie córkom imienia „Hitleryna” – zalecanym kompromisem było imię „Adolfina”. Nie brakło przykładów dziwacznego rękodzieła, takich jak wykonane ręcznie skrzypce lub swastyka spleciona z ludzkich włosów. Znamienne, że podarowany przez profesora z niemieckiego etnicznie regionu Rumunii kunsztowny dywan musiał zaczekać na akceptację, ponieważ niepokój pracowników konsulatu wzbudziło nazwisko ofiarodawcy (Kornfeld). Stare panny proponowały Hitlerowi swe wdzięki, choć zapewne zbyt daleko w entuzjastycznym poświęceniu posunął się pewien człowiek, który chciał oddać Mussoliniemu siatkówki, gdyby jedyny przyjaciel Hitlera przypadkiem oślepł na starość. Skoro już mowa o oczach, gdy zdechł pies Hitlera, pewna austriacka para chciała oddać wodzowi swojego Mitgarda, którego „wierne oko” czuwałoby nad „wielkim panem”, a on sam gotów był „walczyć za Waszą Ekscelencję do ostatniego tchu”. W tej powodzi sentymentalnych bzdur, których ckliwy charakter da się oddać nie w każdym języku, zdarzało się niekiedy miejsce na łaskę. Oto w roku Hitler przychylił się do prośby pewnej dziewczynki (dziecko nie mogło być tęgie, niezgrabne, mieć pryszczy ani nosić okularów z grubymi szkłami), która wręczyła mu kwiaty, prosząc o zwolnienie jej ojca z więzienia. Führer w istocie anulował jego przeniesienie do obozu koncentracyjnego. Dzieci stanowiły bowiem kluczowy komponent kultu wodza, wykorzystywano je zaś do lansowania wizerunku jego postaci promieniującej aurę dobrotliwości i uosabiającej mglistą nadzieję na przyszłość. Choć wyrzuciliśmy ten fakt z pamięci, były równie wszechobecne jak posągowi esesmani. kwietnia roku Hitler przyjął delegację dzieci występujących w imieniu Związku Producentów Żywności Rzeszy. Był to dzień jego urodzin. Program spotkania przewidywał:
w krainie szczliwoci
231
Dzieci, młodzi rolnicy i dziewczęta wiejskie występują w chłopskich strojach. Dziewczęta mają w dłoniach niewielkie naręcza kwiatów. Dziewczynka wygłaszająca przemówienie trzyma większy bukiet, który wręcza führerowi po swoim wystąpieniu.
Tekst wystąpienia: Drogi wodzu! My, chłopcy i dziewczęta z niemieckich zagród chłopskich, przyszliśmy dziś do ciebie. Nasi ojcowie, matki i wszyscy sąsiedzi ze wsi gorąco cię pozdrawiają. Wszyscy bardzo cię kochają i życzą ci bardzo, bardzo radosnych urodzin. Tato nam powiedział, że masz wielkie gospodarstwo. Jest tak wielkie jak pola wszystkich rolników. Tatuś mówi, że jego pole jest tylko malutką częścią twojego gospodarstwa. Mówi, że to wielkie gospodarstwo to nasze Niemcy, a ty jesteś jego gospodarzem. Tato powiedział, że w tym wielkim gospodarstwie działo się bardzo źle. Pewnego razu zagraniczni sąsiedzi napadli na gospodarstwo i zabrali konie, krowy i ziarno. Ale ty znowu zaprowadziłeś porządek. Tato, mama i wszyscy sąsiedzi są z ciebie dumni. Mówią, że musimy cię bardzo kochać, tak jak kochamy mamę i tatę. I pewnego dnia, kiedy dorośniemy, będziemy tak gospodarować na naszej ziemi, jak ty zarządzasz wielkim gospodarstwem – naszymi Niemcami. A teraz chcemy cię trochę zabawić. Zaśpiewamy piosenkę dla naszego wodza. Czas wystąpienia: minuty.
Następnie wszystkie dzieci śpiewają piosenkę: Drogi, dobry wodzu Bardzo cię kochamy, Chcemy ci dać kwiaty Z naszych małych rąk Wtedy też nas pokochasz. Drogi, dobry wodzu Bardzo cię kochamy Zajmujesz najlepsze miejsca W naszych serduszkach. Bardzo cię kochamy. Czas trwania piosenki: , minuty. Na podstawie B., H. Heiber (red.), Die Rückseite des Hakenkreuzes, Monachium , dok. , s. –.
232
ii. kres rzdów prawa
Hodując swoje stada „tatuś” najwyraźniej nie zwracał uwagi na fakty, gdyż to właśnie „sąsiedzi” padli ofiarą najazdu. Totalitarne aspiracje, ukryte za podobnymi sentymentalnymi głupstwami, Hitler wyjawił w swoim przemówieniu z roku, w którym wyraziście nakreślił los oczekujący niemiecką młodzież: […] ci chłopcy wstępują do naszej organizacji w wieku dziesięciu lat i [tam] po raz pierwszy oddychają świeżym powietrzem; cztery lata później przechodzą z Jungvolku do Hitlerjugend i tam trzymamy ich przez kolejne cztery lata. Wtedy tym bardziej nie zechcemy przekazać ich w ręce tych, którzy tworzą bariery klasowe i majątkowe, tylko natychmiast weźmiemy ich do SA albo do SS, do NSKK [nazistowskiego korpusu samochodowego] i tak dalej. A jeżeli pozostaną tam przez osiemnaście miesięcy lub przez dwa lata i wciąż jeszcze nie będą prawdziwymi narodowymi socjalistami, wtedy trafią do Służby Pracy na sześć czy siedem miesięcy obróbki, w czasie których będą mieć przed oczami jedyny symbol – niemiecką łopatę. Jeśli, po [tych] sześciu czy siedmiu miesiącach nadal pozostaną [w nich] resztki klasowej świadomości albo dumy ze statusu, wówczas Wehrmacht przejmie ich na dalsze szkolenie przez dwa lata; kiedy wrócą, po tych dwóch, czterech latach, wciągniemy ich bez zwłoki do SA, SS etc, aby zapobiec ich powrotowi do starych nawyków i żeby nie byli swobodni przez resztę życia. Wielu młodych Niemców tylko czeka, by odebrano im wolność, bo w ten sposób odnajdą sens i cel, których im brak.
Noakes, Pridham, op. cit., dok. , s. .
„europa dla europejczyków”
447
„Europa dla Europejczyków” Większość kolaborantów okresu drugiej wojny stawiała na zwycięstwo Niemiec i klęskę aliantów. Holenderski polityk Colijn pisał: „Europa i Niemcy, Niemcy i Europa – oto jedność teraz i w przewidywalnej przyszłości. Należy odrzucić wszelkie dotychczasowe osobiste preferencje; zazwyczaj wpływ jednostki na bieg rzeczy jest minimalny, ale w tym szczególnym wypadku sprowadza się do zera”. Kolaborantów obchodziło zatem przede wszystkim to, jakie miejsce zaoferują im niemieccy triumfatorzy w powojennym układzie. Tymczasem niemieccy protektorzy zbywali nagabywania na ten temat banałami o konieczności przebudowy Europy na modłę faszystowską. Sam Hitler, który uważał to za czczą gadaninę, na ogół nie negocjował bezpośrednio z kolaborantami, lecz trzymał ich na dystans albo w razie potrzeby – czyli kiedy poczynali sobie zanadto samodzielnie – szczuł na nich lokalnych bojówkarzy faszystowskich. Tak więc europejscy faszyści byli zaledwie pionkami na wielkiej Hitlerowskiej szachownicy. Pisząc do Mussoliniego maja roku, Hitler pomylił nawet Walończyka Leona Degrelle’a z flamandzkim faszystą Jorisem van Severenem, zastrzelonym nieco wcześniej przez Francuzów, a także wziął niefaszystowskiego pułkownika J.A. Musserta za jego brata Antona, przywódcę holenderskiej NSB, którego poznał w roku. Według Ottona Abetza, niemieckiego ambasadora w Paryżu, Hitler zawsze miał problemy z prawidłowym wymówieniem zapożyczonego do niemczyzny słowa „Kollaboration”, tak jakby nie mógł przywyknąć do terminu ukutego i wyposażonego w rozmaite znaczenia przez cudzoziemców. Mussert czy Quisling musieli bardzo długo zabiegać o spotkanie z nowym panem Europy, do którego byle nazistowski gauleiter miał względnie swobodny dostęp. W popularnych biografiach Hitlera rzadko wymienia się nazwiska faszystowskich kolaborantów. Führer czasami tłumaczył swoim najbliższym współpracownikom to, czego europejscy faszyści najwidoczniej nie pojmowali. Według Goebbelsa, miał powiedzieć kwietnia roku: Brinks, op. cit., s. . ADAP D, IX, nr , s. . O. Abetz, Das offene Problem. Ein Rückblick auf zwei Jahrzehnte deutscher Frankreichpolitik, Kolonia , s. . Na przykład I. Kreshaw, Hitler, Poznań .
448
vi. okupacja i kolaboracja w europie 1939–1943 Gadanie o kolaboracji ma się niebawem zakończyć. Swoją drogą, on [Hitler] wolałby najpierw widzieć uczynki, a nie słyszeć słowa. Powiedział, że jeśli wojna potoczy się zgodnie z jego życzeniami, wtedy Francja musi drogo za nią zapłacić, bo ją spowodowała i wywołała. Powróci do granic z roku; oznacza to, że Burgundia ponownie wejdzie w skład Rzeszy. W ten sposób odzyskamy krainę, z którą pod względem bogactwa i uroku nie może się chyba równać żadna z niemieckich prowincji.
Dla kolaborantów oraz „kolaboracjonistów” największe rozczarowanie stanowił zapewne fakt, że Hitler nie proponował utworzenia paneuropejskiej federacji faszystowskiej zgodnie z wymyśloną przez Włochów w latach trzydziestych koncepcją Międzynarodówki Faszystowskiej; nie miał też specjalnego zamiaru poprawiać warunków życia i pracy swoich rozsianych z rzadka po okupowanym kontynencie wyznawców ani poprawiać doli zwolenników, których nazwisk nie umiał spamiętać. Były socjalistyczny polityk Pierre Laval, wstąpiwszy na drogę kolaboracji, nie widział żadnych „widocznych rezultatów”. Jałowość dialogu i naiwność kolaboranckich petentów można dostrzec w relacji z rozmów Lavala z Hitlerem, do których doszło w roku, na krótko przed alianckim desantem w Afryce Północnej: W przeszłości wojny toczyły pojedyncze osady, a potem kraje, teraz zaś trzeba zorganizować w celach pokojowych cały kontynent. To jednak niemożliwe, jeżeli każdy kraj będzie się upierał przy pewnych żądaniach w celu zaspokojenia własnej zachłanności […] Nie chciałby, aby egoistyczne cele zahamowały tworzenie struktury pożądanej przez narody Europy [miał na myśli Włochów] […] Ta rozmowa pokazała […] że pragnąłby uczynić wszystko dla przyspieszenia zwycięstwa Niemiec. Jednak dla realizacji tego zadania trzeba stworzyć pewne uwarunkowania moralne i polityczne, tj. zwycięzcy muszą mu dopomóc w wykreowaniu odpowiedniej atmosfery.
Wielu Francuzów postrzegało kolaborację jako „jednokierunkową ulicę”; Laval domagał się „jakichś gestów lub deklaracji, które uprościłyby jego zadania we Francji”. Kilka godzin po tej rozmowie Hitler, który nie był stworzony do realizacji zaciągniętych zobowiązań, nakazał niemieckim wojskom zajęcie reszty Francji. Z powodu tej bezkompromisowości nonsensem okazały się twierdzenia kolaborantów, że ich działania chronią ich kraje przed najgorszym, polskim scenariuszem nazistowskiej okupacji. Kolaboranci dawali do zrozumienia, że znają ukryte zamiary Niemców, co naturalnie mijało się z prawdą. Pomijając to, iż Niemcy patrzyli na ludność Niderlandów, Francji i Skandynawii inaczej Reuth (red.), op. cit., s. . Na temat Międzynarodówki Faszystowskiej, por. M. Leeden, Universal Fascism. The Theory and Practice of the Fascist International –, Nowy Jork . G. Warner, Pierre Laval and the Eclipse of France, Londyn , s. –.
„europa dla europejczyków”
449
niż na Słowian, niewiele świadczy o tym, że dzięki reżimowi Vichy egzystencja Francuzów była znośniejsza od tej, która była udziałem niektórych narodów, rządzonych bezpośrednio przez niemiecką administrację cywilną bądź wojskową. Czymże bowiem różniło się na korzyść życie w vichystowskiej Francji od tego w okupowanej Danii, Holandii czy Norwegii? Twierdzenie, że Vichy stanowiło „tarczę”, to fałsz i hipokryzja. Jeszcze mniej wiarygodne były wywody niektórych intelektualistów. Według Ninetty Jucker niektórzy z nich uważali, że okupowana Francja odegra rolę antycznej Grecji zajętej przez Rzymian. Podobne złudzenia żywił po latach Harold Macmillan, mając na myśli relacje angielsko-amerykańskie w okresie prezydentury Eisenhowera i Kennedy’ego. W burzliwych latach dwudziestych oraz na początku następnej dekady w licznych kręgach popularność zdobyły nowe idee postliberalnego ładu ekonomicznego. Dlatego w okresie – mówiło się sporo o tzw. nowym porządku europejskim, planach zniesienia paszportów, wprowadzenia na całym kontynencie wspólnej waluty – marki niemieckiej – oraz jednolitych znaczków pocztowych, jednym słowem tego, co stanowi zmorę współczesnych eurosceptyków. W istocie jednak koncepcje te bardziej przypominały zabiegi Japończyków na podbitych terytoriach Azji Południowo-Wschodniej i Oceanii niż warunki, jakie starały się tworzyć po roku demokratyczne rządy zachodnioeuropejskie. Porównywanie obecnych trendów do tego, co działo się w Europie pod niemiecką okupacją, to oczywiście oburzające uproszczenie, które pomija fakt, że zręby przyszłej Unii Europejskiej stworzono na ideałach propagowanych przez wojenny ruch oporu i ignoruje również zasadniczą różnicę między wtopieniem współczesnych Niemiec w „Europę regionów” a brutalną niemiecką dominacją na kontynencie. Na początku lat czterdziestych chodziło bardziej o powrót do staroświeckiego imperializmu gospodarczego – rozwinięte pod względem przemysłowym centrum miało rozkwitać w otoczeniu satelitów, dostarczających żywności i surowców; Niemcy myśleli o stworzeniu własnej wersji wiktoriańskiego imperium brytyjskiego. W istocie już w roku gadatliwy Göring wyznał swemu angielskiemu przyjacielowi kapitanowi Christie’mu; „Pragniemy imperium”. Paradoksalnie głosy o potrzebie integracji ekonomicznej z Niemcami jako przemysłowym sercem bezcłowej strefy europejskiej były najbardziej donośne R. Paxton w Vichy France. Old Guard and New Order –, Nowy Jork , s. i nast., zwraca uwagę na te względnie spekulatywne opcje. N. Jucker, Curfew in Paris. A Record of the German Occupation, Londyn , s. . K. Megerle, Tematy dla prasy i propagandy z września : M. Salewski. Ideas of the National Socialist Government and Party, w: W. Lipgens (red.), Documents on the History of European Integration, Berlin–Nowy Jork , , dok. , s. . Niektóre z tych kwestii poruszają książki R. Herzsteina, When Nazi Dreams Came True, Londyn , i R. Giordano, Wenn Hitler den Krieg gewonnen hätte, Hamburg , oraz nieco mniej interesująco H.W. Neulena, Europa und das Dritte Reich, Monachium .
450
vi. okupacja i kolaboracja w europie 1939–1943
w latach –, kiedy Niemcom chodziło raczej o złupienie niż rozwój gospodarczy podbitych krajów. A jednak sprawa nie pozostała tylko w sferze teorii, gdyż Niemcy podjęły konkretne kroki w celu przejęcia roli londyńskiego City, wyrażając w markach wartość wszelkich międzynarodowych transakcji. Oznaczało to, iż Berlin stawał się w coraz poważniejszym stopniu kanałem przepływu kapitału, praw patentowych, rent i zamówień produkcyjnych. Niemcy coraz intensywniej penetrowali rynek kapitałowy, gdyż Reichswerke Hermann Göring oraz prywatny sektor bankowy i korporacyjny nabywały pakiety kontrolne akcji banków i przedsiębiorstw w okupowanych krajach. Niemieckie towarzystwa ubezpieczeniowe rychło wyparły Brytyjczyków z sektora ubezpieczeń motoryzacyjnych, od pożaru i kradzieży, a także od ryzyka ubezpieczeniowego znacznej wartości, a nowo utworzone towarzystwo reasekuracyjne zamierzało przejąć funkcje londyńskiego Lloyda. Jeden z czołowych historyków zauważył: „Nowy ład ekonomiczny nie pozostał jedynie w sferze planów; jego podstawy i znaczną część rusztowań stworzono w czasie wojny”. Pierwsze niepowodzenia Wehrmachtu na froncie wschodnim skłoniły Niemcy do zastąpienia ograniczonej koordynacji polityki gospodarczej i pewnej części inwestycji gospodarczych w kraju brutalną eksploatacją; ucichły rozmowy o ekonomicznej integracji, coraz częściej słyszało się natomiast nieszczere slogany o obronie zachodniej cywilizacji przed bolszewickimi armiami i anglosaskimi nalotami. Nie należy wszak przesadzać z podkreślaniem niemieckiej dominacji w tym dialogu, w którym, co więcej, uczestniczyło wielu partnerów, rozczarowanych zaburzeniami gospodarczymi w latach trzydziestych i niechętnie spoglądających na wiodącą pozycję Wielkiej Brytanii oraz Stanów Zjednoczonych na światowej arenie gospodarczej. Europa stanowiła kwestię zarówno polityczną, jak i gospodarczą, bez względu na to, jak zapatrywali się na to bankierzy i szefowie firm ubezpieczeniowych. Paneuropejską retoryką szafowali przede wszystkim kolaboranci Rzeszy na Starym Kontynencie, ochoczo podkreślając znaczenie mniejszych krajów o chlubnych tradycjach historycznych w ramach narodowosocjalistycznego „nowego porządku”. Godząc się z niemiecką hegemonią, Degrelle uwypuklał rolę Belgii jako „falochronu” przed zalewem amerykańskich towarów i „obrotnicy” całej Europy, przywołując tradycję dialogu kulturowego bogatej Północy z Południem, którego areną bywała Antwerpia. Do października roku jego norweski odpowiednik Quisling A. Milward, War, Economy and Society –, Londyn , s. . R. Overy, „German Multi-Nationals and the Nazi State in Occupied Europe”, w tegoż autora (red.), op. cit., s. i nast. Por. także Richard Overy, Göring: „żelazny człowiek”, Warszawa (wyd. polskie). Dziękuję Richardowi Overy’emu za kopię jego niepublikowanego wykładu pt. The Economy of the German „New Order” (), z którego zaczerpnąłem te komentarze o przedsiębiorstwach i ubezpieczeniach. L. Degrelle, Belgium’s Role in the New Europe, ADAP D, XI, s. –.
„europa dla europejczyków”
451
porzucił wcześniejsze pomysły powołania Wielkiej Unii Nordyckiej, mającej doprowadzić do zgody między Wielką Brytanią a Niemcami, na rzecz koncepcji „pangermańskiej federacji”, z własną flagą oraz führerem jako prezydentem. Mussert wolał „germańską Rzeszę”, złożoną ze skonfederowanych państw; formacje Waffen-SS stanowiłby siły zbrojne tego tworu, a Holendrzy mieli wziąć udział w kolonizowaniu Wschodu – gdzie mogli wykorzystać doświadczenia z Jawy i Sumatry – a przy tym zachować zamorskie posiadłości. Quisling, Mussert i im podobni przyznawali Niemcom prawo do przebudowy porządku europejskiego. Jednakże ich gotowość do współtworzenia wielonarodowego mocarstwa faszystowskiego kolidowała z podszytym rasizmem opętaniem Hitlera niemieckością. Chcieli zgarnąć okruszki z pańskiego stołu, lecz Hitler nie miał zamiaru się z nikim dzielić. Hitler nie był zainteresowany powierzeniem kolaborantom nawet drugorzędnych ról, ponieważ to Niemcy, a nie Europa, stanowiły oś jego systemu myślowego. Jak wynika z jego okazjonalnych uwag o Europie, pewne rozległe obszary kontynentu zupełnie go nie obchodziły, jeśli pominąć możność pozyskiwania z nich węgla, siły roboczej, rudy żelaza czy wolframu. Odnosił się z nienawiścią do ruchu na rzecz zjednoczenia Europy, nazywając jego czołowego eksponenta Coudenhove-Kalergiego „pospolitym bękartem”. Paneuropeizm kojarzył mu się z pacyfizmem i mechanicznym ekonomizmem, przywodząc na myśl Związek Niemiecki sprzed zjednoczenia albo cesarstwo Habsburgów; wewnętrzne konflikty tych państw w znacznym stopniu redukowały ich ekspansywność na arenie międzynarodowej. Hitler chciał dominacji Niemiec na kontynencie, ażeby wykorzystać europejskie zasoby do podboju Wschodu, nie zaś do rozwijania przyjaznej współpracy. Niemcy nie potrzebowały „europejskiej” asysty do pokonania Wielkiej Brytanii. Gdy Laval wspomniał feldmarszałkowi Brauchitschowi, że Francja (vichystowska) mogłaby przystąpić do wojny, usłyszał na to: „Niepotrzebna nam wasza pomoc, która zresztą i tak niewiele by znaczyła”. U szczytu swej potęgi nazistowscy przywódcy nie tyle potrzebowali sojuszników, ile rozważali likwidację niektórych mniejszych państw Europy oraz drastyczne okrojenie Francji, którą uważali za odwiecznego wroga Niemiec, współtwórczynię traktatu wersalskiego, wreszcie źródło demokratycznych Por. Hoidal, op. cit., s. i nast., oraz Memorandum concerning Settlement of Relations between Norway and Germany z października , ADAP D, XI, s. –. A. Mussert, The Dutch State in the New Europe, sierpień : Salewski, op. cit., dok. , s. –. Hitler’s Secret Book, ze wstępem Taylora, Nowy Jork , zwł. s. –. W kwestii poglądów Hitlera na Europę, por. P. Krüger, Hitlers Europapolitik, w: W. Benz, H. Buchheim, H. Mommsen (red.), Der Nationalsozialismus, Frankfurt nad Menem, zwł. s. i nast. P. Kluke, Nationalsozialistische Europäideologie, VfZ /, s. .
452
vi. okupacja i kolaboracja w europie 1939–1943
ideałów, dopiero co całkowicie stłumionych. Czołówka nazistów postępowała brutalnie i obcesowo, nie wzdragając się przed myślą o likwidacji istniejących organizmów państwowych. Na przykład lipca roku podczas dyskusji w siedzibie Göringa była mowa o zniesieniu niezależności gospodarczej Holandii, inkorporacji do Rzeszy Alzacji i Lotaryngii, Luksemburga oraz Norwegii, a także utworzeniu niepodległego państewka w Bretanii. Uczestnicy narady doszli do takiej oto konkluzji: „Padły także pomysły dotyczące Belgii, specjalnego potraktowania tamtejszych Flamandów, powołania do życia suwerennej Burgundii”. Główny powód troski stanowiła odmienność krwi niemieckiej od obcej, ale w grę weszły i inne prymitywne uprzedzenia. Belgię zamierzano podzielić na „germańskich” Flamandów i „niegermańskich” Walonów, następnie tych pierwszych miano włączyć do Rzeszy. Połowa Francji była rzekomo „nordycka”, ale istniało jeszcze „klerykalno-masońskie południe” tego kraju, czyli „krew, która zawsze będzie nam obca”. Północna część Włoch, z Florencją, Rzymem i Wenecją – oraz rzecz jasna z włoskimi faszystami – odpowiadała Hitlerowi, niemniej południe Italii wydawało się pozostawać pod wpływem zdegenerowanej arystokracji, którą Mussolini powinien był pozwolić unicestwić „czerwonym”. Co się zaś tyczyło katolickiej i peryferyjnej Hiszpanii, gdzie Franco nadał sobie niedawno rangę generalissimusa za „cudowne” zwycięstwo w wojnie domowej, Hitler demonstracyjnie oświadczył, że nigdy nie zamierza złożyć wizyty w tym kraju. Uważał Franco za tępego, a zarazem chytrego wieśniaka. W wizji Hitlera Wielka Rzesza miała się rozciągać na obszarach środkowej, północnej i północno-zachodniej Europy, podczas gdy „Wschód” pełniłby funkcję odpowiednika brytyjskich Indii, a tamtejszą ludność zamierzano terroryzować bądź przekupywać „szklanymi paciorkami”. Kiedy wódz Rzeszy mówił o przyszłej unifikacji Europy, miał na myśli proces analogiczny do zjednoczenia Niemiec przez Bismarcka, skutkiem którego było zresztą rozbicie narodu niemieckiego poprzez wyłączenie z Rzeszy Austrii. Nawet nie wspominał o południu kontynentu: „Wielki wysiłek, związany ze spojeniem północnej, zachodniej, centralnej i wschodniej Europy w jeden organizm, szybko pójdzie w zapomnienie”. Innymi słowy, Europa nic nie znaczyła dla Hitlera, którego poglądy stanowiły amalgamat brutalnego imperializmu, szowinistycznych uprzedzeń i prymitywnego rasizmu. Interesowało go jedynie zapewnienie permanentnej dominacji Niemiec na północy i wschodzie kontynentu; resztę zamierzał pozostawić swemu włoskiemu sojusznikowi. W porównaniu z obsesyjną, gorączkową nienawiścią do Żydów i bolszewików,
Stenogram dyskusji w kwaterze Göringa z – czerwca , IMT , s. –. H. Trevor-Roper (red.), Hitler’s Table Talk –, Oksford , s. –. Ibid., s. i . Ibid., s. .
„europa dla europejczyków”
453
jego słowa o „nowym porządku” europejskim wydawać się mogą banalne, cyniczne i płytkie, gdyż najwyraźniej ten temat nie skłaniał go do częstych i intensywnych przemyśleń. Jego wrogość wobec Europy wyszła na jaw w czerwcu roku, kiedy przywódcy kolaborujących z Rzeszą reżimów spodziewali się, że niemiecka napaść na radziecką Rosję przeobrazi się w ogólnoeuropejską krucjatę. Jednak w tym samym miesiącu Hitler odrzucił „ocenę pewnej nieostrożnej vichystowskiej gazety, że wojna przeciwko Związkowi Radzieckiemu jest wojną europejską i dlatego powinna się w nią zaangażować cała Europa”. Zmienił podejście dopiero wtedy, gdy Niemcy zaczęły ponosić klęski i konieczna była inna retoryka w celu mobilizacji ludzkich zasobów. Hitler wyrażał dobitnie swe poglądy, inni jednak także mieli własne plany. Jak już wspominaliśmy, nazistowscy propagandyści, przedsiębiorcy, historycy i eksperci w dziedzinie stosunków międzynarodowych (czasem te specjalizacje się zazębiały) tworzyli w wielkiej obfitości plany przyszłej Europy. Warto podkreślić, że koncepcje te były podporządkowane obowiązującym w tych kręgach kryteriom rasowo-politycznym, a przyszli „partnerzy” Niemiec nie mieli prawie nic do powiedzenia w tych sprawach. Wypada też dodać, iż plany dotyczące Europy Zachodniej były zarówno bardziej konwencjonalne, jak i znacznie mniej usystematyzowane od tych, które odnosiły się do wschodniej połowy kontynentu, gdzie de facto władzę sprawowało SS. Nie istniał zachodnioeuropejski odpowiednik Generalplan Ost, czyli koncepcji przeobrażenia całej europejskiej części Rosji, z wyjątkiem drewnianych makiet miasteczek i wiejskich zagród. Zachód nie inspirował nazistowskiej imaginacji w takim stopniu jak Wschód. Wschód był bowiem tabula rasa, na której można było kreślić do woli, i to na podstawie nieraz całkowicie błędnych wyobrażeń, natomiast na Zachodzie trzeba się było trochę liczyć z kolaborującymi reżimami i powiązaniami etnicznymi; poza tym kraje zachodnie, z rozwiniętym aparatem biurokratycznym i bazą przemysłową, dawało się względnie łatwo eksploatować bez radykalnej ingerencji w bieg rzeczy. Plany integracji francusko-niemieckiego przemysłu wydobywczego nie były tym samym co plany wypędzenia Polaków do Brazylii bądź na Syberię. Nazistowskie koncepcje dotyczące Europy obejmowały realistyczne pomysły usprawnienia ekonomicznej eksploatacji zasobów kontynentu, pompatyczne traktaty prawne stanowiące europejski odpowiednik doktryny Monroe’a, pseudohistoryczne wywody wysławiające ahistoryczną wersję średniowiecznego Świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego; wreszcie na poły etnograficzne próby zniesienia tradycyjnych granic między narodami i utworzenia w to miejsce rozdrobnionych regionów. Por. K. Dreschler, H. Dress, G. Hass, Europapläne des deutschen Imperialismus im zweiten Weltkrieg, w: „Zeitschrift für Geschichtswissenschaft”, oraz L. Gruchmann, Nationalsozialistische Grossraumordnung, Stuttgart .
454
vi. okupacja i kolaboracja w europie 1939–1943
Europa stanowiła nie tylko rodzaj ekonomicznej organizacji, ale i źródło wartości kulturowych o sporym potencjale propagandowym. „Ideę europejską”, czyli pewien konglomerat wspólnej przeszłości, mitów i tradycji, wykorzystywano zrazu do negacji – do odstręczenia „Europejczyków” od mocarstw „pozakontynentalnych”: Wielkiej Brytanii, Związku Radzieckiego i Stanów Zjednoczonych, lub do uzasadnienia ataku nazistów na kraje uciskane przez agresywne reżimy. Naziści utrzymywali, że przynoszą pokój i harmonię kontynentowi zagrożonemu bolszewizmem ze wschodu, finansową i kulturową „amerykanizacją”, wreszcie zaś, podkreślali, przewrotną ingerencję wyspiarskich Brytyjczyków, twórców dziewiętnastowiecznej polityki równowagi mocarstw. Znajdowało to oddźwięk we Francji, gdzie już w latach trzydziestych pewne kręgi odnosiły się wrogo do Ameryki, a Brytyjczyków postrzegano jako wcielenie arogancji i perfidii. Także holenderskie elity były antybolszewickie, między innymi dlatego, że wskutek odmowy spłaty długów przez bolszewików utraciły łącznie miliard guldenów, należnych głównie inwestorom indywidualnym, nie zaś wielkim bankom. Koncepcja samowystarczalnej Europy znalazła teoretyczny wyraz w nakreślonej przez Carla Schmitta niemieckiej wersji doktryny Monroe’a, w świetle której główne mocarstwo, w tym wypadku Niemcy, przyznawało sobie prawo do wyrugowania innych potęg ze Starego Kontynentu, traktowanego jako jego wyłączna strefa wpływów, uznawało też, że ma wolną rękę w rozstrzyganiu kluczowych spraw, mogąc między innymi decydować, który naród zasługuje na zachowanie niepodległości. Jedynie Rzesza, z jej niejasno określonymi granicami historycznymi, miała się cieszyć pełną suwerennością, w otoczeniu paru pomniejszych nacji, pozostających na orbicie Niemiec niczym planety wokół Słońca. W ten sposób Hitler usiłował odwołać się do amerykańskich izolacjonistów, a następnie, gdy USA już przystąpiły do wojny, umotywować antyamerykańską propagandę. Hasło brzmiało: „Europa dla Europejczyków!”. Kiedy blitzkrieg przeciwko Związkowi Radzieckiemu przeobraził się w wojnę na wyczerpanie, do której Niemcy nie były przygotowane w sensie ekonomicznym i militarnym, europejska retoryka posłużyła do zmobilizowania zasobów gospodarczych całego kontynentu. Wtedy nareszcie nazistowska pro Por. zwł. M. L. Smith, P.M. Stirk (red.), Making the New Europe, Londyn . J. v. Ribbentrop, Speech on the Prolongation of the Anti-Comintern Pact ( listopada ), „Monatshefte für Auswartige Politik”, /, s. i nast.; K. Megerle, European Themes (jesień ) w: Salewski, op. cit., dok. , s. ; W. Daitz, „Genuine and Spurious Continental Spheres. Laws of Lebensraum” (koniec ): Salewski, op. cit., dok. , s. . Fascynujący opis w: E. Weber, The Hollow Years. France in the s, Londyn , s. i nast. P. M. Stirk, Anti-Americanism in National Socialist Propaganda, w: Smith, Stirk (red.), op. cit., s. .
„europa dla europejczyków”
455
paganda podjęła melodię miłą uszom europejskich faszystów oraz szerszych kręgów, w tym konserwatystów związanych z ruchem oporu, którzy zdawali sobie sprawę, że klęska nazizmu może przynieść znaczny wzrost potęgi Związku Radzieckiego. Zaciekły antybolszewizm skłonił hałaśliwych kolaborantów w rodzaju Degrelle’a czy Doriota do osobistego udziału w walkach na froncie wschodnim, a ich ostrożniejszych popleczników do przejścia od werbalnego wyrażania poparcia dla Niemców do aktywniejszych poczynań. Walka z bolszewikami w Rosji stanowiła nie tylko test lojalności wobec nazistów, ale przydawała kolaborantom pewnego moralnego splendoru, poza nadziejami na pewien udział w niemieckich łupach po ostatecznym zwycięstwie Rzeszy. Antybolszewizm był czymś realnym, o czym świadczy fakt, że na froncie wschodnim walczyło łącznie pięćdziesiąt tysięcy żołnierzy z Europy Zachodniej – a także znaczne siły ekspedycyjne z Finlandii, Włoch, Hiszpanii i Rumunii – zatem znacznie więcej, niż wynosiła liczebność niewielkich brygad międzynarodowych podczas hiszpańskiej wojny domowej w latach trzydziestych. Ludzie ci uznali, że tylko nazistowskie Niemcy mają polityczną wolę przewodzenia Europie, i zdradę własnych narodów przedstawiali jako „patriotyczny” wysiłek na rzecz Europy zagrożonej przez bolszewizm. Reżimy, które nawoływały swoich obywateli do podjęcia walki w Rosji, starały się cynicznie i niejako przy okazji wytargować u Niemców zaspokojenie własnych roszczeń terytorialnych, a także inne koncesje. Twierdzenie o obronie cywilizacji europejskiej przed armiami Stalina nie brzmiało w istocie przekonująco, gdyż elementami owej „cywilizacji” były Auschwitz i niezliczone inne miejsca, świadectwa nazistowskiego barbarzyństwa. Nazistowska retoryka europejska miała również zneutralizować wygłaszane przez Churchilla i Roosevelta deklaracje dotyczące ery powojennej, była jednak dość żałosną próbą zdezawuowania moralnego kapitału aliantów. W marcu roku zdesperowany Goebbels oznajmił zagranicznym dziennikarzom, że „spoiwem nowej Europy nie będzie przymus, ale dobrowolne uczestnictwo. Żadnych dyktatur w krajach europejskich […] Żaden kraj nie będzie zmuszony do przyjmowania określonej formy rządów. Jeśli kraje chcą zachować tradycyjną demokrację, to ich sprawa”. W tym samym miesiącu z polecenia ministra spraw zagranicznych Ribbentropa przygotowano szkic dokumentu założycielskiego tzw. Konfederacji Europejskiej, który rozpoczynał się od słów: „Aby dać jasny wyraz wspólnemu losowi europejskich narodów i zapewnić, że nigdy już nie wybuchnie między nimi wojna, reprezentowane M.L. Smith, The Anti-Bolshevik Crusade and Europe, w: Smith, Stirk (red.), op. cit., s. i nast. Warner, op. cit., s. . Na temat na ogół pomijanych moralnych aspektów II wojny światowej, por. znakomita książka R. Overy’ego, Why the Allies Won, Londyn , zwł. s. i nast. W. v. Blucher, Goebbels’s „Principles” for the Reorganisation Europe, ADAP E, V, s. –.
456
vi. okupacja i kolaboracja w europie 1939–1943
tu państwa ustanawiają na wieczność Konfederację Europejską”. Komentując ów dokument, dyplomata Cecil Renthe-Fink zauważył: „Wobec przyjęcia wspólnych celów oraz w interesie przyszłości Francji czujemy się upoważnieni do wysunięcia dodatkowych żądań, do których zaakceptowania rząd francuski zostanie uroczyście zobligowany. Francja będzie musiała, między innymi, dostarczyć znacznych kontyngentów [wojskowych] na rzecz europejskiej wojny wyzwoleńczej, tym samym oszczędzając bezcenną niemiecką krew”. Gottlob Berger, czołowy eksponent europeizmu w szeregach Waffen-SS, wyraził ten pogląd jeszcze dobitniej w liście do Himmlera: „Żadna niemiecka matka nie opłakuje obcokrajowców, którzy giną w boju”. Innymi słowy, rzekoma wspólnota europejskich celów była przykrywką dla realizacji partykularnych, agresywnych zamierzeń Niemiec. Wysunięto wszak jeszcze jedną osobliwą, odnoszącą się do przyszłości Europy propozycję, która dość niespodziewanie trafiła do wyobraźni romantycznie usposobionych młodzieńców z całego kontynentu. Oto w planach reichsführera SS bardzo ważne miejsce zajmowała koncepcja rasy i zdesakralizowanej „Rzeszy”, opartej na „germańskiej” krwi, a pomieszana z historią mitologia znalazła odzwierciedlenie w nazwach dywizji Waffen-SS, np. „Charlemagne” czy „Hohenstaufen”, które miały nadać narodowemu państwu niemieckiemu pozory imperialne. Pod ową historyczną fasadą czaiła się troska o „czystość krwi”, będąca obsesją tego dziwnego człowieczka stojącego na czele SS. Himmler dążył do wyodrębnienia „germańskiej” krwi, w tym celu stworzył w roku formację SS-Standarte „Germania”, do której przyjmowano „germańskich” obcokrajowców; patronował również „germańskim” odłamom europejskich partii faszystowskich, które, jak wszystkie partie polityczne, nie były bynajmniej jednolite. SS z niezwykłą konsekwencją prześladowało elementy niepożądane rasowo i równie uparcie dążyło do zintegrowania wszystkich Germanów na bazie wewnątrzrasowej równości. Himmler mówił poważnie, gdy ostrzegał esesmanów, by odnosili się z respektem do ziomków swej rasy z zagranicy. SS miało się stać wyselekcjonowaną według kryteriów rasowych elitą w ramach czystej rasowo Wielkiej Rzeszy Niemieckiej w rozszerzonych granicach niemieckiego państwa. Pominąwszy wspomnianą kwestię czystości krwi, snuto też bardziej pragmatyczne koncepcje. Wojsko miało monopol na zaciąg rekruta w Niemczech, tak więc SS musiało ogłaszać pobór wśród etnicznych Niemców poza granicami Rzeszy, a także pośród obcokrajowców pochodzenia germańskiego. W roku SS zgłosiło zapotrzebowanie na osiemnaście tysięcy ludzi w celu uzupełnienia oddziałów. Ponieważ armia była gotowa zrezygnować tylko J. v. Ribbentrop, European Confederation, ADAP E, V, nr , s. –. C. Renthe-Fink, Note on the Establishment of a European Confederation, w: Salewski, op. cit., dok. , s. –. B. Wegner, Hitlers politische Soldaten. Die Waffen-SS –, Paderborn , s. .
wschód, zachód i bałkany
457
z dwóch procent niemieckich poborowych, czyli dwunastu tysięcy ludzi, oznaczało to niedobór sześciu tysięcy rekrutów. Berger, szef pionu rekrutacyjnego SS, zaczął przyjmować ochotników z Węgier, Rumunii i Jugosławii, a następnie także z Belgii, Danii, Holandii oraz Norwegii. Holendrzy i Norwegowie mieli rozwinąć poczucie własnej „germańskości”, podczas gdy etnicznych Niemców z zagranicy uświadamiano co do ich „germańskiej” tożsamości. By przedstawić SS jako atrakcyjną możliwość dla powoływanych pod broń, Berger mówił im o rasowej i kulturowej wspólnocie, a potem, po ataku na Związek Radziecki, propagował krucjatę przeciwko bolszewizmowi. Po niekorzystnym rozwoju wypadków na froncie rosyjskim zarzucono, wprawdzie niechętnie, przestrzeganie ścisłych kryteriów rasowych, by łatwiej można było uzupełniać straty w ludziach; w końcu nawet bośniaccy Muzułmanie i Ukraińcy mieli własne formacje SS o takich nazwach jak „Miecz” czy „Galicja”. Głoszenie przez SS idei Wielkiej Rzeszy Niemieckiej nie stanowiło wyłącznie sposobu na przyciąganie żołnierzy do Waffen-SS, lecz także było metodą powiększania wpływów w okupowanych krajach Europy oraz w zmaganiach o władzę i znaczenie w samym kierownictwie nazistowskim. Oskarżając partyjnych pełnomocników w okupowanej Norwegii o quasi-separatystyczne tendencje – a nawet o „odszczepieństwo” – SS promowało siebie jako siłę, która jest w stanie związać „germańskie” elity Niemiec z tymi w zajętych krajach. Komisarze Rzeszy nie tylko bywali atakowani przez wszechmocne kierownictwo SS i policji, ale także odsuwani przez Himmlera od stołów rokowań z „grupami narodowości germańskiej” w krajach, którymi formalnie zarządzali. Jednakże nawet w łonie SS nie istniała zgodność opinii, bo poza rasowym germanocentryzmem Himmlera istniało także ogólniejsze podejście etnocentryczne, obejmujące ludzi o niegermańskim pochodzeniu, którymi Himmler niezbyt się interesował.
H.-D. Loock, Zur „Grossgermanischen Politik” des Dritten Reiches, VfZ /, s. . J. Ackermann, Heinrich Himmler als Ideologe, Getynga , s. . Loock, op. cit., s. –.
„To nie jest budująca historia”. Makabryczną konkurencję o tytuł najbardziej zbrodniczego państwa w historii wygrywa Trzecia Rzesza. Niemcy najpierw zmienili swój kraj w gigantyczny obóz koncentracyjny, a potem rozpętali piekło w całej Europie. Liczba ofiar tego zbiorowego szaleństwa to kilkadziesiąt milionów osób. Ludzie byli rozstrzeliwani, męczeni na setki wymyślnych sposobów, zagazowywani, bombardowani, topieni i okaleczani; marli z głodu i chorób. Ceną za obalenie Hitlera był bezprecedensowy przelew krwi i miliony osobistych tragedii. Skala grozy kilkunastu lat historii Trzeciej Rzeszy jest tak ogromna, że każda próba jej całościowego opisania jest zadaniem karkołomnym. Ale nie niemożliwym – dowodzi tego ceniony i nagradzany brytyjski historyk Michael Burleigh. Sugestywnie i zwięźle opisał historię Niemiec od przegranej pierwszej wojny światowej do klęski w drugiej. Nie zapomniał przy tym ani o ofiarach nazizmu, ani o politycznych rozgrywkach, ani o przemianach w społeczeństwie i gospodarce. W tej niesamowitej książce autor w pełni ujawnił swój pisarski dar. Jak nikt potrafi ubrać w słowa tak wiele trudnych i bardzo bolesnych zagadnień. Trzecia Rzesza dzięki bezpośredniemu stylowi, przejrzystości myśli i uderzającej dbałości o historyczną sprawiedliwość pozwala zrozumieć przerażenie i trwogę, jakie wzbudzali Hitler i jego zastępy. Lektura tej książki to nie tylko czytanie o historii, to jej prawdzie przeżywanie. W serii ukazały się także:
Cena detal. 69,90 zł