6 minute read

Kolonijne trudne sprawy

Drużynowemu pod rozwagę

Kolonijne trudne sprawy, czyli zuchowe sytuacje na obozie

Advertisement

hm. Magdalena Kostecka

Członek Zespołu Zuchowego Wydziału Wsparcia Metodycznego GK. Namiestnik Zuchowy Hufca ZHP Kalisz Z wykształcenia Fizjoterapeuta, Terapeuta Integracji Sensorycznej oraz oligofrenopedagog.

Czerwiec: ciepełko, termometry w końcu pokazały powyżej 25 stopni Celsjusza i chciałoby się zanucić: „Lato, lato, lato czeka…” i dodać, że my razem z nim. Plecaki czekają na spakowanie, a zuchy wraz z drużynowymi przebierają nogami, by zostawić pandemię w domu i wreszcie uciec w las. Żeby jednak nie było tak różowo to o wirusie zapomnieć nie możemy, bo przepisy państwowe nie pozwalają. A jak już o pandemii mowa to warto pomyśleć z czym przyjdzie się zmierzyć podczas upragnionego zuchowego wyjazdu. Cofnijmy się do ubiegłego roku. Zima 2019/2020 – ostatnie beztroskie zuchowe eskapady przed globalnym lockdownem. Od marca każde spotkanie uzależnione było od wytycznych i odbywało się z zachowaniem zasady DDM (dystans, dezynfekcja, maseczka). Przez ostatnie 365 dni ze względów bezpieczeństwa znacznie ograniczyliśmy wyjazdy zuchowe, wycieczki oraz biwaki. Zeszłoroczna akcja letnia też nie była taka jak poprzednie. „No i co z tego?” – zapytamy. Przecież teraz jest inaczej, mamy 2021 rok i już wiemy,

jak działać w pandemii. Zgoda, ale ja Wam odpowiem, że rok pracy zdalnej, przed komputerem i w domu dla wielu dzieci siedmio-, ośmioletnich to ogromny krok w tył w dziedzinie życia, która jest niezbędna do udanego wyjazdu. Mowa tu o samodzielności. Większość kończącego się właśnie roku szkolnego upłynęła naszym zuchom w domu. Niejednokrotnie dzieciom ktoś towarzyszył podczas lekcji: mama, tata, babcia czy też starsze rodzeństwo. W związku z tym zuchy nie musiały pakować plecaka, pokonywać trasy do szkoły, bo tę miały w domu. Rzeczy te, choć błahe, są niezmiernie ważne dla ich rozwoju. Dzieci nie zdążyły poczuć, że są głodne, a już miały podany posiłek. Nie zdążyły zastanowić się nad zadanym przez nauczyciela pytaniem, a już zza pola widzenia kamery otrzymywały prawidłową odpowiedz od pozostałych domowników. Pod pozorem ułatwienia dziecku nauki zdalnej nastąpiło ograniczenie jego samodzielności i to nie tylko w sferze intelektualnej, ale też czynności samoobsługowych, których i tak już było mało. Już od dawna dzieci nie szykują sobie same posiłków, nie pakują plecaków ani nie szykują ubrań na następny dzień. Niestety bywa

również i tak, że nie ubierają się rano same, gdyż ich tempo jest wolniejsze i rodzicowi łatwiej i szybciej jest je wyręczyć. Buty sznurowane zastępowane są tymi na rzep – bo szybciej. Takich sytuacji można wymieniać wiele. Z pozoru takie działania usprawniają codzienną rutynę.

Drugą stroną medalu są dzieci, które były pozostawione same sobie. Dzieci te, bez wyważonego nadzoru rodzicielskiego, zwyczajnie nauczyły się odcinać od tego co się wokół nich dzieje, zajmowały się wszystkim tylko nie lekcjami, a nauczyciele stali się jedynie głosem w tle. Jeszcze pół biedy, jeżeli wyraźnym. Najczęściej tylko kolejnym szumem towarzyszącym grom komputerowym czy filmom. Co się więc z takimi młodymi ludźmi dzieje w świecie realnym, pozapandemicznym, kiedy bez rodzica czy bez elektroniki wyjeżdża na kolonie? Może to oznaczać poważny kłopot.

Ale jedziemy! W te wakacje wytyczne nam nie straszne, wszystko zaplanowane, spakowane, pogoda i dobry humor dopisują. To do dzieła! Zuchowanie to wyjątkowa i wspaniała przygoda dla dzieci. Pierwsze przyjaźnie, pierwsze sukcesy i pierwsze wyjazdy bez rodziców. Pierwsze, czyli najtrudniejsze. Wszystko ekscytujące, ale też nowe. Według mnie to jest najtrudniejszy element pracy dla zuchowego wodza. Jest tyle różnych sytuacji, które się mogą wydarzyć, że to się nawet najstarszym zuchmistrzom nie śniło.

Najprostsza sytuacja: “Druhno, druhu, bo mi się zgubiło… (tu wpisz dowolną rzecz)”. Oczywiście zuchom wszystko się gubi samo, bo to taka złośliwość rzeczy martwych. Szczęście jak zuch przyjdzie powiedzieć, a nie zacznie płakać gdzieś schowany i trzeba wyciągnąć z niego co się stało. Najczęstszą pierwszą reakcją zucha zaczynającego swoją przygodę z gromadą będzie płacz, bo to najprostszy dla niego sposób radzenia sobie z ekstremalnymi emocjami. Układ nerwowy dzieci jeszcze się kształtuje i często one same nie umieją nazwać uczuć, których doświadczają. Jako instruktorzy musimy zawsze pamiętać, że mimo, iż problem z którym boryka się zuch jest dla

nas, dorosłych już ludzi, banalny i potrafimy rozwiązać go od ręki to dla naszego podopiecznego, może to być pierwsza taka sytuacja w życiu i nigdy nie musiał radzić sobie z takimi odczuciami, a problem wydaje się być największym jakiego doświadczył w życiu. Pamiętajmy jednak, aby nie bagatelizować jego uczuć i pozwolić mu przeżyć sytuację tak jak ją widzi. Nie przekonujmy dziecka, że nic się nie stało, bo dla niego najzwyczajniej w świecie nie jest to prawdą, a utracony przedmiot ma wartość emocjonalną i sentymentalną. Oczywiście, jak to ze sprytnymi „zgubiłosiami” bywa najczęściej znajdują się w plecaku lub na łóżku, ale kiedy zuch szukał to magicznie się przed nim wszystko pochowało. Żeby jednak ustrzec się przed zagubieniem lub zniszczeniem wartościowych przedmiotów najlepiej przekonać dzieci, a może nawet bardziej ich rodziców, by rzeczy takich po prostu nie zabierać ze sobą na wyjazd.

Jak już wspomniałam, dzieci w domu rzadko kiedy uczestniczą w przygotowaniu posiłków i sprzątaniu po nich to tak samo będzie na wyjeździe. Oprócz

niedomytych naczyń, spotkamy się trudnościami w krojeniu nożem lub smarowaniu kanapki. Dzieci są też niejadkami i nie będą chciały jeść innych posiłków niż te przygotowane przez mamę. Więc trzeba je będzie namawiać i zachęcać do jedzenia. A w upalne dni przypominać o piciu wody.

Sporym wyzwaniem dla zuchów będą też czynności higieniczne. Sześcioletnie dziecko powinno umieć się umyć samo. Ale będzie umiało to zrobić w domu, w znanej sobie łazience. Obozowa umywalnia będzie czymś nowym, z czym też trzeba będzie sobie poradzić. A jeśli ręcznik spadnie na ziemię? Lub kiedy spadnie żel i cały wyleje się na podłogę? A jak zuch poślizgnie się na pianie? Jako opiekunowie odbierając dzieci od rodziców stajemy się za nie odpowiedzialni. Jak zapewnić im bezpieczeństwo i pomoc w łazience na kolonii, a jednocześnie nie naruszyć granic intymności? Take same wyzwania stoją przed instruktorami zuchowymi w sytuacji problemów z toaletą czy trudności w poradzeniu sobie z higieną po skorzystaniu z niej czy w przypadku, gdy zuch z jakiegoś powodu zmoczy się w nocy. W celu zabezpieczenia dzieci i młodzieży przed przekroczeniem sfery bliskości i intymności powstał dokument: „Polityka bezpieczeństwa dzieci w ZHP”. Znajduje się tam zbiór zachowań i dobrych praktyk jakimi powinien się kierować opiekun. Musimy wypracować sobie takie rozwiązania, które zapewnią dzieciom bezpieczeństwo fizyczne i psychiczne, a jednocześnie nie spowodują przekroczenia ich bariery intymnej.

Kolejnym wyzwaniem staje się sprawdzenie czy któregoś z naszych podopiecznych nie zaatakował kleszcz. Dziecko nie jest w stanie obejrzeć się dokładnie, a co dopiero rozpoznać insekta wgryzionego w skórę.

Gdy dziecko się przestraszy albo zrani instynktownie będzie szukało pocieszenia w postaci kontaktu fizycznego, na przykład przytulenia. Jednak od zaspokojenia potrzeby miłości są rodzice, a nie opiekun na kolonii, nawet taki, z którym zuch jest bardzo związany emocjonalnie. Zawsze będzie to dla niego obca osoba.

Ja jestem zdania, że przed każdym wyjazdem z gromadą trzeba szczerze porozmawiać z rodzicami dzieci. I z nimi ustalić rozwiązania pewnych trudnych sytuacji. Rodzicom dziewczynek z długimi włosami można zaproponować, by pojechały na kolonię ze świeżo umytą głową i dzięki temu nie będzie już takiej konieczności podczas wypoczynku. Przy zranieniu można zaproponować, żeby najbliższa koleżanka potrzymała za rękę. Natomiast podczas trudności w zasypianiu być w pobliżu. Są sytuacje w których musimy uczestniczyć w celu zapewnienia bezpieczeństwa. Bądźmy w pobliżu łazienki podczas kąpieli zuchów, jednak tak by dać im pole do samodzielności przy jednoczesnej kontroli, by nie wydarzył się żaden nieszczęśliwy wypadek. Mimo wszelkich trudności jakie napotkać można podczas zuchmistrzowskiej pracy, to uważam, że bycie zuchowym wodzem to najpiękniejsza rzecz jaka może się przytrafić. To my pomagamy dzieciom wejść na harcerską drogę, z nami zdobywają swoje pierwsze ważne odznaczenie – Znaczek Zucha, uczą się zasad, ale też przeżywają swoje pierwsze przygody. Ogromnie satysfakcjonujące jest widzieć radość powracających do rodziców szczęśliwych dzieci oraz ich dumę ze swoich osiągnięć. To w gromadzie najbardziej usamodzielniają się nasi podopieczni i przechodząc do drużyny harcerskiej są już w pełni gotowi do dalszych wyzwań..

This article is from: