Janina Marcewicz; Roman Tomczak; Oświata i Emeryci; O herbie Czaplinka (cz. 2);
In-Tel Spółka z o.o.;
Nachalny telemarketing;
Rajd Pekin-Paryż;
Ryby inwazyjne;
20 lat Powiatu;
Niebezpieczne hulajnogi.
2
<><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><>
Kurier Czaplinecki - Maj 2019
PRYWATNY GABINET OTOLARYNGOLOGICZNY dr n. med. Izabela Kulec-Kaczmarska 78-500 Drawsko Pomorskie ul. Poznańska 1b Rejestracja telefoniczna 500 067 815
UBEZPIECZENIA CZAPLINEK CEZARY RADZISZEWSKI ul. Kościuszki 19, tel. 784-889-303 E-mail: cradzisz@gmail.com
Nici SILHOUETTE ul. Tęczowa 5 - 7 lok. 4 78-600 Wałcz
Kurier Czaplinecki - Maj 2019
<><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><>
3
ZASŁUŻONA DLA GMINY CZAPLINEK lutego b.r. Stowarzyszenie Przyjaciół Czaplinka złożyło do Rady Miejskiej wniosek o nadanie Pani JANINIE MARCEWICZ tytułu „Zasłużony dla Gminy Czaplinek”. Został on pozytywnie oceniony przez Kapitułę. Podczas V Sesji Rady Miejskiej w dniu 28 lutego Tytuł, w uznaniu szczególnych zasług dla naszej Gminy, przyznano jednogłośnie, natomiast podczas VII Sesji RM w dniu 25 kwietnia nastąpiło jego uroczyste wręczenie. Medal i dyplom potwierdzające nadanie Tytułu wręczyli Burmistrz Czaplinka Marcin Naruszewicz i Przewodniczący Rady Miejskiej Michał Olejniczak. Gratulacje Pani Janinie m.in. złożyli: Przewodnicząca Rady Powiatu Drawskiego Urszula Ptak, w imieniu Starosty Drawskiego członek Zarządu Powiatu Zbigniew Dudor, radna Rady Powiatu Genowefa Polak, oraz w imieniu Prezesa SPCz Wacław Mierzejewski. Janina Marcewicz urodziła się w 1936 r. w Bojanowie w woj. poznańskim w rodzinie rolników Stanisławy i Jana Woźniaków, jako jedno z sześciorga ich dzieci. Po wewnątrzrodzinnych decyzjach, wychowaniem 3-letniej Janiny zajęło się bezdzietne wujostwo z Poznania. W 1945 roku, jako dziewięciolatka, rozpoczęła naukę w szkole podstawowej - w drugiej klasie tzw. przyspieszonej. Szkołę ukończyła już po trzech latach i kontynuowała ją w Liceum im. Klaudyny Potockiej. Po maturze, w wieku 17-u lat, podjęła studia na Akademii Medycznej. W 1958 r. wyszła za mąż za Ryszarda Marcewicza. W tym samym roku ukończyła studia i urodziła syna. Po odbyciu obowiązkowych staży Janina Marcewicz otrzymała w 1960 r. dyplom lekarza. Po urodzeniu córki, od września 1961 r. podjęła pracę jako kierownik Ośrodka Zdrowia w Łubowie (pow. Szczecinek). Wieś przyjęła ją bardzo dobrze. Była dla mieszkańców wielkim autorytetem i zawiązała wtedy wiele przyjaźni. W tym czasie robiła specjalizację z pediatrii w szpitalu w Szczecinku. W Łubowie urodziła w 1963 r. trzecie dziecko. 1 września 1965 r. Marcewiczowie przenieśli się do Czaplinka, gdzie Janina podjęła pracę w Ośrodku Zdrowia, z czasem jako jego kierownik. Dwie kadencje była też radną Rady Miejsko-Gminnej w Czaplinku. 1978 r. przeniosła się do pracy w Połczynie Zdroju na stanowisko ordynatora Oddziału Reumatologii w uzdrowisku. Po zrobieniu II stopnia specjalizacji z balneoklimatologii medycyny fizykalnej w 1984 r. objęła stanowisko dyrektora ds. lecznictwa uzdrowiskowego. W 1988 r. była współorganizatorem Światowego Kongresu Immunologicznego w Połczynie Zdroju (jedyny kongres światowy w tym mieście). Jej zasługą było też utworzenie w Połczynie Zdroju Ośrodka Klinicznego Reumatologii Akademii Medycznej w Poznaniu. Mimo przejścia w 1991 r. na
emeryturę nadal pracuje jako lekarz uzdrowiskowy. Ma 25 - łóżkowy oddział i sprawuje nadzór nad bazami zabiegowymi we wszystkich obiektach sanatoryjnych. Janina Marcewicz przepracowała jako lekarz 60 lat i nadal jest czynna zawodowo. Stworzyli z mężem Ryszardem udaną i wartościową rodzinę. Z Ich trójki dzieci, dwoje związało swoje losy z Czaplinkiem. Doczekali się 6 wnuków, z których są bardzo dumni. W latach 1975-1980 małżeństwo Marcewiczów zbudowało w Czaplinku dom, który przez 54 lata stał się ich małą ojczyzną. Wielu mieszkańców miasta zna ich i bardzo szanuje, a dawni współpracownicy z Ośrodka Zdrowia wspominają wspaniałą współpracę. Mimo pracy zawodowej i absorbujących dojazdów, Janina Marcewicz żywo interesuje się sprawami społecznymi, a w szczególności problemami naszego miasta i gminy. Wraz z mężem należy do założycieli i aktywnych członków Stowarzyszenia Przyjaciół Czaplinka. Wpisuje się na stałe do powojennej historii Czaplinka, jako osobowość szanująca ludzi i pomagająca w rozwiązywaniu ich problemów. SPCz
Sukcesy Romana Tomczaka w Chorwacji dniach 14-17 maja br. w Chorwacji w miejscowości Poreč odbyły się Mistrzostwa Europy Darta Federacji FESC, w których brał udział mieszkaniec Czaplinka Roman Tomczak. Ogólnie w turnieju uczestniczyło 14 reprezentacji, w tym m.in.: Czech, Chorwacji, Niemiec, Włoch, Szwajcarii, Słowenii, Austrii i oczywiście Polski. Miło nam poinformować, że pan Roman wraz z kadrą narodową, do której został powołany, zajął III miejsce. Kolejny dzień, to kolejny sukces pana Romana w zawodach drużynowych w ekipie, której na co dzień jest reprezentantem ADAMEX JKG TEAM z Dąbrowy Chełmińskiej i zajęcie III miejsca wspólnie z drużyną. W ostatnim dniu odbył się turniej główny, w którym to pan Roman wywalczył indywidualnie wicemistrzostwo Europy. R. Tomczak w swojej dotychczasowej karierze zawodniczej odniósł także wiele innych sukcesów, w tym: - Puchar Polski POD Poznań 2015 - I miejsce; - Turniej Stell Darta Wałcz 2015 - II miejsce; - Finał super Ligii Koszalin 2016 – I miejsce; - Winmau Polish Open Police 2017 - III miejsce w parach; - Winmau Polish Open Police 2017 Grand Prix Polski - IX miejsce; - Finał super Ligii Koszalin 2017 – I miejsce;
- Indywidualne Mistrzostwa Polski w darta sportowego 2018 Warszawa - III miejsce; - Drużynowe Mistrzostwa Polski w darta sportowego 2018 Warszawa - V miejsce; - II Grand PRIX POD Chorzów 2018 - IX miejsce; - IV Grand PRIX POD Włocławek 2018 - IX miejsce; - Puchar Warmii i Mazur Polish Dart CUP Morąg 2018 - V miejsce; - Mistrzostwa Polski POD 2018 Tarnowo Podgórne - IX miejsce; - Mistrzostwa Polski POD 2018 par deblowych Tarnowo Podgórne – V miejsce; - Puchar Polski POD Poznań 2018 - V miejsce; - Finał super Ligii Koszalin 2018 – I miejsce; - Finał Super Ligi POD Tarnowo Podgórne 2018 - I miejsce; - Nominacja do reprezentacji Polski na Turniej Winmau World Masters 2018; - Grand Prix POD Police 2019 - V miejsce. Serdecznie gratulujemy oraz życzymy dalszych zwycięstw. Agata Tomczak
4
<><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><>
Ryby inwazyjne (cz. I) kład różnych gatunków ryb, które żyją obecnie w naszych wodach zależy od typu wód, panujących w nich warunków, zachodzących w nich procesach fizycznych i chemicznych, oraz co najważniejsze, położenia geograficznego. Skala przystosowań życiowych ryb jest duża, jednak nie może spadać poniżej pewnego minimum umożliwiającego przetrwanie w naszych warunkach, to jest tolerancja na zasób tlenu w wodzie. Drogą ewolucji ryby mogą powoli dostosowywać się do nowych warunków, wędrować dalej, lub po prostu wyginąć. Ryby są najniższymi kręgowcami, przechodziły różne formy przekształceń. Patrząc na zachowane w skamielinach, widzimy że były nawet opancerzone, bez płetw, skrzeli, oddychały suchym powietrzem, posługując się pęcherzem pławnym jako namiastką płuc. Wszystkie te ewolucyjne przekształcenia były rezultatem ukształtowania naszej planety, rzeźby ziemi, składem fauny i flory. Najważniejszym czynnikiem w Polsce i Europie było wiele okresów zlodowaceń, i okresów gdy klimat się ocieplał. Mieliśmy okres klimatu tropikalnego, umiarkowanego, ale też surowego arktycznego. Każdy okres klimatu powodował wypieranie lub zasiedlanie nowych gatunków w środowisku wodnym. Schronem dla wypieranych gatunków ryb w Europie i Polsce były resztki wód tzw. Morza Sarmackiego, sięgającego po Morze Śródziemne, Czarne, Kaspijskie i Aralskie. Zalane były także częściowo niziny na południu Rosji. To właśnie jest wytłumaczeniem, że niektóre gatunki ryb kończą swe występowanie w dorzeczach tych mórz, ale następnie znów są na Dalekim Wschodzie, w dorzeczach Amuru, i aż na Sachalinie, gdyż zaporą były w Azji Himalaje, a w Europie na jej zachodzie Alpy. Drogi wędrówek różnych gatunBabka bycza ków ryb wyznaczały systemy rzek polodowcowych. Drogi wędrówek w różnych czasach i okolicznościach dość trudno było naukowcom rozwikłać, chociaż np. historia Bałtyku jest już dość dobrze znana. Tworzyły się jeszcze w drodze ewolucji różne gatunki ryb. Nowoczesne badania DNA pomogą stwierdzić czy np. łosoś i troć pochodzą od pstrąga, czy też odwrotnie. Szacuje się, że planeta Ziemia uformowała się ok. 4,5 mld lat temu. Życie bardzo prymitywne liczy sobie ok. 3,8 mld lat. Początkowo były to jednokomórkowe prymitywne organizmy, które zresztą przetrwały do dzisiaj. Ziemia nie była przyjazną planetą, brakowało tlenu, były za to zabójcze gazy, dwutlenek węgla, tlenek węgla i siarki itp. Woda w oceanach była gorącym roztworem różnych kwasów, w którym powstawały mikroorganizmy, emitujące w wyniku fotosyntezy do atmosfery tlen, jako produkt uboczny, co z kolei umożliwiało ze związków nieorganicznych wytworzyć związki organiczne. Ale ten proces trwał miliony lat. Zresztą do dzisiaj w gorących źródłach wulkanicznych żyją bakterie przetwarzające związki siarkowe. Pierwsze organizmy zwierzęce pojawiły się oceanach dopiero 650 mln lat temu. W tym okresie zakończyła się bowiem wielka epoka lodowcowa, która skuła Ziemię lodem na ok. 200 mln lat. Po tym okresie rozdzieliły się linie rozwojowe zwierząt, w tym ryb, jak wskazują wykopaliska zachowane w skałach. Ewolucja ryb nabierała przyspieszenia po każdym okresie przekształceń naszej planety Ziemi. Szacuje się, że prehistoryczne początki ryb sięgają ok. 420 mln lat wstecz. W każdym bądź razie były wcześniejsze od dinozaurów. Całą Polskę przykrywało płytkie i ciepłe morze, z którego wypiętrzył się ląd. Dlatego nie ma co się dziwić, że przodkowie naszych ryb pochodzą z olbrzymiego obszaru sięgającego od Europy po Azję Środkową. Co prawda, różne gatunki zamieszkujące różne dorzecza są zróżnicowane, ale bardzo podobne. Żyją tu spokrewnione ze sobą Bass słoneczny gatunki ryb z rodziny karpiowatych, ale także dominujące w ichtiofaunie okoniowate, bo przecież wyrastały w podobnym środowisku.
Kurier Czaplinecki - Maj 2019
Wg szacunków ichtiologów w naszym kraju żyje 57 gatunków rodzimych ryb. Historia ich, jak na wiek naszej planety, jest młoda, bo co prawda skolonizowały wody słodkie wstępując ze słonych oceanów do rzek ok. 2,5 mln lat teCzebaczek amurski mu, to zaledwie 11 tys. lat temu ustąpiło ostatnie zlodowacenie. Przetrwały tylko gatunki ryb zimnolubnych, takich jak np. głowacz białopłetwy czy lipień, zresztą tak można mówić o całej rodzinie łososiowatych, bo przecież południowa część Polski nie była tym lodem skuta. 12 tys. lat temu dopiero przybyła do nas zdecydowana ilość gatunków występująca obecnie. Szczególnie następowało to między Wisłą a Dnieprem, i tam dalej ze wschodu. Szczególnie tą drogą przybyły ryby z licznej rodziny karpiowatych, które opanowały nasz kraj. To samo zresztą można też powiedzieć o naszym bardzo młodym, uroczym Bałtyku, gdzie ichtiofauna liczy ponad 40 gatunków ryb, bo Bałtyk wypełnia dolinę wielkiej rzeki sprzed zlodowacenia. Dlatego na polskim wybrzeżu napotykamy na bursztyn. Bo ta kopalna żywica niesiona prądem tej rzeki ze skandynawskich lasów osiadała na naszej mulistej delcie (tak dla ciekawości). Proces kształtowania się ichtiofauny trwa cały czas. Trwa on teraz głównie za sprawą działalności człowieka. M.in. widzimy to obecnie za sprawą nie całkiem przemyślanej decyzji przekopania Mierzei Wiślanej, ale czasem decyzje polityczne idą na przekór prawom przyrody, która w ostateczności nie zawsze daje sobie radę. Trwa wymieszanie gatunków morskich ze słodkowodnymi, które ewolucyjnie przystosowują się do zmieniającego się środowiska. Co ciekawe, zasięg występowania niektórych gatunków ryb jest wynikiem okołobiegunowej migracji ptaków, które przenosiły ich lepką ikrę w czasie, i po zlodowaceniach. W naszych wodach zdecydowanie dominują ryby z rodziny karpiowatych, i to pod względem gat. jak i ilości złożonej ikry. W porównaniu do innych regionów świata mamy dosyć mało gatunków ryb. Z roku na rok w naszych wodach wzrasta ilość gatunków obcych, których pochodzenie jest różne. Jedne zostały celowo sprowadzone i zasiedlone w warunkach zamkniętych (stawy hodowlane), ale stamtąd pouciekały. Niektóre ze względów klimatycznych same się nie rozmnażają. Te, które są w naszych wodach mile widziane, są z pomocą człowieka sztucznie zarybiane, bądź poprzez stwarzanie warunków do naturalnego tarła, np. w zbiornikach z ciepłą wodą przy elektrociepłowniach. Są to przede wszystkim - amur, tołpyga biała i pstrąg. ale najwięcej zarybia się narybkiem karpia. Przy okazji importowania narybku, do Polski przywleczono gatunki ryb niechcianych, np. czebaczek amurski, który stał się najbardziej inwazyjny nie tylko w Polsce, ale i w całej Europie. Celowo do Polski sprowadzono sumika karłowatego i karasia srebrzystego. Szczególnie karaś srebrzysty jest najbardziej rozpowszechniony. Łatwo się krzyżuje z naszym rodzimym karasiem złocistym. Przez kanały żeglugowe przywędrowały do nas ryby z obszaru Morza Kaspijskiego. Szczególnie babki: bycza, łysa, szczupła i rurkonosa. Mało tego, babka bycza przystosowała się do niektórych rejonów wybrzeża naszego Bałtyku. Zwłaszcza zasiedlają ujścia dużych rzek i porty. Zostały tam prawdopodobnie przywiezione w wodach balastowych statków. Nie wiemy jak w naszych wodach pojawiły się gatunki ryb z dorzecza Amuru – np. trawianka. Nie są to gatunki mile widziane, ale niestety, rozmnażają się, tak samo jak bass słoneczny, sprowadzony ze względu na walory ozdobne, i przez głupotę wypuszczony do wód otwartych. Ale jednocześnie ok. 60% ryb w Polsce zamieszkujących nasze wody słodkie uważa się za zagrożone w różnym stopniu. Józef Antoniewicz
Kurier Czaplinecki - Maj 2019
<><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><>
O HERBIE CZAPLINKA (cz. 2) I części artykułu, której treść konsultowana była ze znawcą tematyki heraldycznej prof. Piotrem Pokorą, Czytelnicy poznali dawne pieczęcie miejskie z herbami Czaplinka. Zastanawiałem się, dlaczego ptak widoczny na tych pieczęciach nie przypominał wyglądem czapli, chociaż wydawałoby się, że powinien. W II i III części artykułu przedstawię Czytelnikom zachowane w różnych miejscach wizerunki dawnego herbu miasta, pozwalające przyjrzeć się dziejom herbu Czaplinka od ostatnich dziesięcioleci XIX w. do lat trzydziestych XX w. *** Marian Czerner w swej pracy „Herby miast województwa koszalińskiego” z 1989 r., w rozdziale poświęconym dziejom czaplineckiego herbu pisze m.in.: „Od roku 1881 zza zamku wyłania się pruski orzeł ze swoimi atrybutami... /.../”. Autor ten stwierdza również, że znany niemiecki heraldyk Otto Hupp skrytykował taki kształt herbu Czaplinka oceniając, że jest on słaby zarówno pod względem estetycznym jak i heraldycznym. Jak wyglądał ten herb? Jego wygląd dokumentuje m.in. ilustracja nr 1 z wizerunkiem herbu pochodzącym ze strony tytułowej wydawnictwa „Unser Pommerland” zeszyt 5 z 1932 r. („Sonderheft Tempelburg/ Draheim”). Łatwo dojść do wniosku, że faktycznie herb w wersji z orłem może budzić kontrowersje. Zachowane wizerunki herbu z orłem wyłaniającym się zza trzech wież, nieznacznie różnią się między sobą, między innymi kształtami ptaka ze środkowej wieży, co dokumentują ilustracje nr od 1 do 4. Na wszystkich zaprezentowanych w tej części artykułu herbach ptak na środkowej, najwyższej wieży zwrócony jest w stronę przeciwną niż w przypadku herbów na pieczęciach miejskich z 1617 i z 1839 r. opisa1. Herb z wydawnictwa „Unser nych w I części artykułu. NajbarPommerland” zeszyt 5 z 1932 r. dziej czaplę przypomina ptak na widocznym na ilustracji nr 1 herbie z wydawnictwa „Unser Pommerland”, ale z różnych materiałów informacyjnych wyraźnie wynika, że nie była to oficjalna wersja herbu miasta. Przedstawione w tej części artykułu wizerunki herbów nie posiadają symbolicznych zarysów machikułów (ganków obronnych), które widoczne były na odciskach pieczęci z 1617 i z 1839 r. Prof. P. Pokora stwierdził, że likwidacja tego charakterystycznego elementu dawnego herbu – wraz z szeregiem innych zmian w herbie miasta - dokonała się pod wpływem heraldyki pruskiej. Herb z pruskim orłem trafił m.in. do winiety wydawanej od 1896 r. w Czaplinku gazety „Tempelburger Stadt- und Landbote”. Fragment winiety tej gazety (nr 129 z 31 października 1928 r.) z herbem miejskim przedstawia ilustracja nr 2.
2. Fragment winiety gazety „Tempelburger Stadt- und Landbote” nr 129 z 31.10. 1928 r. z herbem miasta.
5
W czaplineckiej Izbie Muzealnej wyeksponowane są plansze z wzorami dawnych pieczęci urzędowych, na których herb miasta przedstawiony jest z wizerunkiem orła. Dwie z nich możemy zobaczyć na załączonych fotografiach. Na fot. nr 3 widzimy pieczęć magistratu z napisem: DER MAGISTRAT DER STADT TEMPELBURG. Co ciekawe, na planszy znajduje się informacja mówiąca, że pieczęć ta była w użyciu w latach 18681899. Informacja ta stoi Pieczęć magistratu z lat 1868-1899 (?) i w sprzeczności z zacytowanym 3. 1922 – 1934 (źródło: plansze w Izbie Muwcześniej fragmentem pracy zealnej w Czaplinku). M. Czernera, gdzie czytamy, że pruski orzeł w herbie naszego miasta pojawił się w1881 r. Nie można wykluczyć błędu w napisie na planszy z Izby Muzealnej, tym bardziej że pod innym wizerunkiem identycznej pieczęci umieszczona jest informacja mówiąca, że pieczęć ta była w użyciu w latach 1922 – 1934. A może jednak błąd wkradł się do pracy M. Czernera? Niestety, nie udało mi się wyjaśnić opisanych wyżej wątpliwości. Na fot. nr 4 widzimy z kolei urzędową pieczęć miejską opatrzoną napisem „Stadt Tempelburg”. Według informacji podanej na planszy, pieczęć ta również była stosowana w latach 1922 – 1934. Jeszcze inną postać herbu miasta widzimy na ilustracji nr 5. Nie jest to jednak oficjalna wersja herbu. Ilustracja 4. Pieczęć miejska z lat 1922 – 1934 (źródło: przedstawia znaczek z herbem plansza w Izbie Muzealnej w Czaplinku). opracowanym przez znanego już nam heraldyka Huppa. To jego inicjały widzimy na zaprezentowanym znaczku. Narysowany przez Huppa ptak na środkowej wieży herbu kształtem przypomina bociana. Ten wzór znaczka budzi duże zainteresowanie miłośników dziejów Czaplinka. Niektórzy mylnie sądzą, że jest to znaczek urzędowy. W rzeczywistości jest to znaczek reklamowy, który powstał w dość nietypowych okolicznościach. Otto Hupp był nie tylko specjalistą od heraldyki, ale także zawodowym grafikiem. Był twórcą ponad 6000 rysunków herbów. Nawiązał współpracę z producentem kawy - firmą KAFFE HAG, która uruchomiła dużą akcję reklamową polegającą na dodawaniu do sprzedawanego produktu znaczków z wizerunkami herbów miast wraz z opisami. W dwóch seriach, wydanych w Niemczech w latach 1913–1918 oraz 1926– 1938 ukazało się łącznie 2811 wizerunków herbów miast autorstwa Otto Huppa w formie znaczków, które kolekcjonowano w specjalnych albumach. Według informacji z Wikipedii (https:// pl.wikipedia.org/wiki/ Albumy_Coffee_Hag) łącznie z różnymi wariantami znanych jest 3010 wzorów takich znaczków. Znaczek reklamowy z herbem Tempelburga występuje w dwóch wariantach różniących się napisem 5. Herb na znaczku reklamowym firmy nad herbem, a ponadto tylko jeden KAFFE HAG. z tych wariantów posiada inicjały Otto Huppa (O H). Znaczek reklamowy identyczny z tym, który widzimy na ilustracji nr 5, zdobi pierwszą kartę albumu „Czaplinek – dawniej Tempelburg na pocztówkach” z 2010 r. autorstwa Władysława Piotrowicza. (cdn) Zbigniew Januszaniec
6
<><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><>
Kurier Czaplinecki - Maj 2019
Z HISTORII CZAPLINECKIEGO PRZEMYSŁU Zakład pracy chronionej In-Tel Spółka z o.o. owstanie spółki In-Tel ściśle wiąże się z historią Telczy i jest ona w pewnym sensie jej córką. W końcu 1990 r. zakłady Telkom-Telcza były bankrutem i tylko utworzenie spółki z o.o. Granek-Telcza zapobiegło ich upadłości. Nowy podmiot odziedziczył jednak po Telczy jej "grzech pierworodny” - olbrzymi dług sięgający 1,5 mln dolarów. Uniemożliwiał on nowej spółce normalne funkcjonowanie, ponieważ wierzyciele prowadzili przeciw niej postępowania egzekucyjne, a nawet zgłaszali wnioski o jej upadłość. Konta bankowe spółki zostały zablokowane przez komorników, co uniemożliwiało zakupy materiałów produkcyjnych, a więc i jakąkolwiek działalność produkcyjną. W tej sytuacji powstała w spółce koncepcja powołania odrębnego podmiotu gospodarczego, który nie będąc zadłużony mógłby kupować materiały produkcyjne i powierzać je spółce do przerobu, sprzedawać jej produkty i realizować najważniejsze zobowiązania finansowe. Zaproponowano polskiemu udziałowcowi, którym było Ministerstwo Przemysłu, aby podległa mu Agencja Rozwoju Przemysłu SA powołała ten podmiot. Gdy ta odmówiła, roli tej podjął się Jakub Granek, którego spółka Granek GmbH+Co. była wówczas większościowym udziałowcem Granek-Telczy. 7 stycznia 1993 r. została zarejestrowana spółka z o.o. Telin (TELczaINwalidzi), w której 100 % udziałów objął Jakub Granek i powołał na prezesa Zarządu Andrzeja Rosiaka, a na jego zastępczynię Danutę Puśledzką. Telin przejął do końca roku z Granek-Telczy 71 pracowników, w tym 36 niepełnosprawnych. Od początku tworzenia nowej spółki zakładano, że będzie ona zakładem pracy chronionej, bo dawało to wiele istotnych przywilejów i ulg. Warunkiem podstawowym było zatrudnienie odpowiedniej liczby osób niepełnosprawnych. Zakładowy lekarz dr Anna Goździelewska przebadała pracowników zakładu i „znalazła” 40 takich osób. Cóż, kiedy bali się oni wystąpić o grupy inwalidzkie, gdyż sądzili, że zamierza się ich zwolnić. Po długich namowach większość dała się przekonać, że nie mamy takich niecnych zamiarów. Także pracownicy pełnosprawni z oporami przechodzili do nowej firmy. Nowa spółka wydzierżawiła pomieszczenia i urządzenia produkcyjne Wydziału Transformatorów i wykonywała transformatory i zasilacze dla Telczy i innych odbiorców. Zajęła się też obrotem materiałowym i finansowym obu spółek. Z dniem 20 grudnia spółka uzyskała status zakładu pracy chronionej, co umożliwiło uzyskanie refundacji z Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych (PFRON) 30% kosztów organizacji stanowisk pracy dla inwalidów oraz szeregu istotnych ulg podatkowych.
kontrolę nad spółką, która przyjęła nazwę Telcza. Wówczas podjął próbę doprowadzenia do jej upadłości poprzez wrogie działania należącego do niego Telinu. Wydał pisemne polecenia wstrzymania dostaw materiałów i usług kooperacyjnych dla Telczy, a gdy Andrzej Rosiak ich nie wykonał, odwołał go ze stanowiska Prezesa i powołał w jego miejsce byłego dyrektora ekonomicznego Diory. Ten, starając się wykonać polecenia właściciela, doprowadził Telin do niewypłacalności. Gdy załodze nie wypłacono wynagrodzenia, zaczęła się burzyć i nowy prezes zrezygnował ze stanowiska. Kolejnym został kierownik wydziału transformatorów, ale długo miejsca nie zagrzał, bo zaczął robić różne przekręty i prezes Telczy zakazał wpuszczać go na teren zakładu. Sytuacja stał się patowa, a wyjście z niej znalazł Kierownik Działu Egzekucji Urzędu Skarbowego, który uznawszy, iż za zobowiązania podatkowe Telczy odpowiada Jakub Granek, zajął jego udziały w spółce Telin i wystawił je na publiczną licytację. Na wniosek banku na publiczną licytację wystawiono też maszyny i urządzenia produkcyjne Telinu objęte zastawem bankowym. Aby uratować tę spółkę 39 pracowników Telczy i Telinu oraz kilku z dostawców spontanicznie „skrzyknęło się” i zawiązało oraz zarejestrowało spółkę z o.o. In-Tel (INwalidzi-TELcza) z kapitałem założycielskim w wysokości 62 tys. zł. Nowa spółka przystąpiło do przetargu ogłoszonego przez Urząd Skarbowy i zakupiła udziały i majątek Telinu. Na Prezesa Intelu udziałowcy powołali Danutę Puśledzką. Naprawie uległy stosunki z Telczą, ruszyła produkcja, załoga otrzymała zaległe wynagrodzenia. W połowie czerwca Walne Zgromadzenie Wspólników Intelu przyjęło 2 nowych udziałowców, podwyższyło kapitał zakładowy do kwoty 103,5 tys. zł oraz podjęło uchwałę o inkorporacji Telinu i wykreślenie go z rejestru spółek handlowych. Prezesem nowej spółki został Andrzej Rosiak, a D. Puśledzka objęła stanowisko Głównej Księgowej i prokurenta. Utworzony został Zakładowy Ośrodek Zdrowia z gabinetami: ogólnomedycznym, reumatologicznym, laryngologicznym i psychiatrycznym (2 i ½ etatu lekarskiego oraz 1 pielęgniarka). Przejęta została z Telczy produkcja następnych wyrobów jak: zasilacze, zestawy bramofonowe, unifony i inne. Podjęto z polsko-japońską spółką Kokusai-Koeki uruchomienie produkcji nawilżaczy ultradźwiękowych. Zatrudnienie wzrosło do 181 osób, w tym 81 niepełnosprawnych.
1995 r. Spotkanie zarządów Telczy i In-tel Od lewej M. Truskowski, W. Krzywicki, D. Puśledzka
Zaczęto tworzyć w tym czasie w spółce zaplecze techniczne, które usprawniło modernizację i wdrażanie nowych wyrobów. Produkowała ona już, oprócz transformatorów i zasilaczy stabilizowanych i sieciowych, także nawilżacze ultradźwiękowe, opakowania kartonowe, zasilacze lamp halogenowych Telin sp z o.o. Wydział Transformatorów
Spółka rozwijała się zgodnie z założeniami. W 1994 r. Telin kupił od Telczy następne maszyny i urządzenia produkcyjne (w 75% zrefundowane przez PFRON). Na koniec tego roku w Telinie pracowało już 181 osób, w tym 82 osoby niepełnosprawne. W II półroczu TELIN uzyskał promesę banku otrzymania kredytu obrotowego, pod warunkiem zabezpieczenia go na hipotece Granek-Telczy. Jednak Jakub Granek, który zamierzał przejąć za bezcen udziały skarbu państwa w Granek-Telczy, zablokował taką możliwość, ustanawiając z naruszeniem prawa własną hipotekę. To jego działanie wywołało ostry konflikt między wspólnikami. Konflikt ten zakończył się zajęciem i sprzedażą części udziałów J. Granka w spółce Granek-Telcza w drodze egzekucji skarbowej. Utracił on
1996 Reklama wyrobów In-Tel
Kurier Czaplinecki - Maj 2019
<><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><>
i inne wyroby. Bardzo liczono przy tym na dofinansowanie ze strony Wojewódzkiego Ośrodka Zatrudnienia i Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych, który niestety wycofał się ze złożonych deklaracji. To, oraz inne przyczyny spowodowały, że w połowie roku Andrzej Rosiak złożył rezygnację ze stanowiska Prezesa. Bardzo dobrze zasłużył się on dla Spółki i to dzięki niemu można było ją tak szybko zorganizować i uzyskać status zakładu pracy chronionej. To także dzięki Niemu stosunki z Telczą układały się do1997 r. - In-Tel sp z o.o. K. Grzybowicz brze. To on zachował się godnie, kiedy J. Granek polecił mu ją na stanowisku termodrukarki „wykończyć”. Posiadał głęboką znajomość prawa pracy i szybko posiadł znajomość prawa handlowego. Następca A. Rosiaka niestety nie posiadał jego przymiotów. W tym czasie (1995 r.) do spółki przystąpiła Koszalińska Agencja Rozwoju Regionalnego obejmując 40 udziałów o wartości 20 tys. zł. To nie był wysoki kapitał, lecz w pewnym sensie „nobilitował” In-Tel, ponieważ jako spółka pracownicza była traktowana z rezerwą przez banki i większych kontrahentów. Przewodniczącym Rady Nadzorczej został Prezes Koszalińskiej Agencji Rozwoju Regionalnego Grzegorz Zabłocki, do jej składu wszedł też Rektor Wyższej Szkoły Inżynierskiej w Koszalinie dr Wojciech Kacalak. W 1996 r. sytuacja TELCZY zaczęła się gwałtownie pogarszać. Zbankrutował jej duński wspólnik Dann Access, który miał podwyższyć kapitał zakładowy o 2 mln, a który nie zapłacił nawet za dostawy telefonów. W związku z niedotrzymania przez Spółkę warunków ugody o spłacie zadłużenia ZUS naliczył jej astronomiczne odsetki. Dramatyczna sytuacja Telczy była omawiana na Walnych Zgromadzeniach Wspólników w czerwcu, październiku i w grudniu. Ostatecznie podjęto decyzję o tzw. upadłości kontrolowanej, tj. sprzedaży za zgodą sądu, majątku upadłej Telczy dla In-Telu, który przejmie także jej załogę.
20-lecie Powiatu Drawskiego owiat drawski po zmianach ustrojowych powstał na mocy ustawy wprowadzającej w podziale administracyjnym Polski, województwa i powiaty od 1 stycznia 1999 r. W zasadzie było to wskrzeszenie powiatu, bo jak stwierdził na poprzednim jubileuszu historyk prof. Waldemar Łazuga, „na ziemiach powiatu drawskiego, obecne starostwo w 1407 r. założył Władysław Jagiełło. Wtedy stolicą był Drahim, a nie Drawsko”. Tak więc mamy tu do czynienia z wielowiekową tradycją. Od tego czasu funkcjonowanie powiatów przechodziło różne koleje, aż do obecnego stanu. 11 października 1998 r. odbyły się po raz pierwszy wybory do wszystkich samorządów: gminnych, powiatowych i wojewódzkich. Rada powiatu pierwszej kadencji składała się z 30 radnych, reprezentujących wszystkie gminy naszego powiatu. Pierwszy starosta drawski pan Wiktor Woś odebrał z rąk premiera Jerzego Buzka certyfikat, zaświadczający o ustanowieniu powiatu drawskiego. Jak wspominał ówczesny starosta, konieczne było zaangażowanie władz w płynnym przejęciu zadań administracji rządowej przez samorząd powiatowy. Od tej chwili powiat realizuje zadania mu przypisane. Następuje praca organiczna od podstaw. Wówczas pracownicy starostwa nie mieli jednej siedziby. Starostwo mieściło się w byłym urzędzie rejonowym przy ul. Obrońców Westerplatte 11. Pod tym adresem miejsce pracy znalazła tylko część pracowników. Pozostali urzędowali w pomieszczeniach wydzierżawionych lub użyczonych przez Urząd Miasta w Drawsku Pom., który zajmował obecną siedzibę starostwa i powiatu. Rozpoczęte z Burmistrzem Drawska negocjacje, w sprawie odzyskania historycznej siedziby powiatu, napotykały wiele przeszkód i po ponad rocznych utarczkach powiat odzyskał budynek, partycypując w kosztach przebudowy i modernizacji obiektu dla potrzeb Urzędu Miasta i Gminy. Przez te wszystkie lata przeszliśmy wspólnie trudną drogę budowania lokalnej demokracji i tworzenia struktur nowego modelu samorządu powiatowego. Rada Powiatu, Zarząd i pierwsi pracownicy tworzyli fundamenty przyszłej konstrukcji nowo powołanej placówki samorządowej. Ich następcy doskonalili formy działania wszystkich ogniw powiatu i nabierali doświadczenia w poruszaniu się w gąszczu skomplikowanych ustaw, przepisów czy administracyjnych pułapek. Była to też lekcja w kontaktach z władzą rządową, z samorządem województwa i gminami. Równolegle z tym procesem należało rozwiązywać problemy bieżące i realizować zadania przypisane powiatowi. Nie było to łatwe, gdyż przez cały
7
We wrześniu 1996 r. In-Tel dostał ofertę przystąpienia Agencji Rozwoju Przemysłu do Spółki i udzielenie jej pomocy w finansowaniu produkcji pod warunkiem odkupieniem przez Spółkę udziałów Agencji w Telczy. W lutym 1997 r. ARP objęła w spółce 2147 udziałów o wartości 1.073.500 zł, a In-Tel za tą sumę odkupił od Agencji jej udziały w Telczy. Był to dla Agencji doskonały interes, a wobec udziałowców In-Telu zwykłe świństwo. Otóż, kupiła ona w 1995 r. w dwóch publicznych przetargach 10.784 udziałów w Telczy za ¼ ich wartości nominalnej, a więc kwotę nie przekraczającą 300 tys. zł. Udziały te całkowicie utraciły swą wartość, ponieważ Telcza była w przededniu upadłości. W ten sposób agencja nie tylko uratowała zainwestowane w upadającą Spółkę kapitały, ale jeszcze zarobiła na tym 770 tys. zł! Niezadługo potem zarobione na tej transakcji pieniądze ARP pożyczyła In-Telowi na bankowych, czyli drakońskich warunkach. Chodziły słuchy, że uczestnicy tego „dealu” otrzymali niemałe nagrody. Dotychczasowi udziałowcy In-Telu, którzy zainwestowali w spółkę własne, realne pieniądze, stali się mniejszościowymi udziałowcami, z którymi agencja przestała się liczyć, a z czasem ich udziały utraciły całkowicie swą wartość. W dwa miesiące, po upadku Telczy musiał In-Tel spisać jej udziały kupione za 1.073.500 zł w ciężar straty. To była w dużej mierze „zasługa” ówczesnego prezesa In-Telu. W kwietniu, zgodnie z opracowanym przez ARP scenariuszem nastąpiło ogłoszenie upadłości Telczy. Agencja wynegocjowała wcześniej z głównymi wierzycielami spółki i z sekcją upadłościową Sądu Gospodarczego, że In-Tel kupi zorganizowaną część upadłej spółki wraz z załogą za 1,2 mln zł, i o taką kwotę podwyższony został jej kapitał zakładowy. Sędzia Komisarz, kierując się względami społecznymi i ekonomicznymi, wyraził zgodę na kontynuowanie działalności upadłej Telczy do 31 sierpnia 1997 r. Do końca czerwca trwały negocjacje przedstawicieli Agencji Rozwoju Przemysłu z syndykiem, w których wyniku powstał szczegółowy wykaz majątku trwałego i obrotowego podlegającego sprzedaży oraz lista przejmowanych pracowników. Transakcja sprzedaży nastąpiła 29 sierpnia i z końcem tego miesiąca zakończona została produkcja w upadłej TELCZY. Transakcja ta była obarczona poważnym błędem, co uniemożliwiło IN-TELOWI swobodne zarządzanie kupionymi nieruchomościami przez dziesięć następnych lat. Wiesław Krzywicki
ten okres pojawiały się trudności wynikające z niedostatecznego finansowania zadań, nakładanych na jednostki samorządu terytorialnego, w tym powiaty. Był też w tym okresie czas względnej poprawy, ale trudności wynikające z niedofinansowania przekazywanych zadań występują do dzisiaj. Wraz z wejściem naszego kraju do Unii Europejskiej pojawiła się przed samorządami ogromna szansa sięgnięcia po środki unijne. My, we współpracy z samorządami gminnymi naszego powiatu, przygotowaliśmy się do tego bardzo dobrze. Pozyskiwanie środków unijnych było dla nas priorytetem, a w oparciu o opracowane projekty i programy podczas konwentów starosty, burmistrzów i wójtów realizowaliśmy wiele wspólnych przedsięwzięć. Były lata, że projekty realizowane z dofinansowania zewnętrznego przekraczały rocznie kilkudziesięciomilionowe kwoty. Był to też okres, że nasze projekty były najlepsze w województwie, czy też w czołówce krajowej. W wyniku tych działań powiat drawski piął się systematycznie w górę w rankingach prowadzonych przez Związek Powiatów Polskich. W tym okresie trzy lata z rzędu był najlepszy w kraju, wśród powiatów do 60 tys. mieszkańców. Dwukrotnie w klasyfikacji generalnej ustępował jedynie powiatowi kieleckiemu (260 tys. mieszkańców) i raz uplasował się na trzeciej pozycji. Dla przypomnienia, jest to ranking prowadzony przez cały rok kalendarzowy i obejmuje ponad 90 kryteriów. Z ważniejszych przedsięwzięć inwestycyjnych, które powstały jako nowe jednostki w okresie od ostatniego jubileuszu możemy wymienić: 1. Powiatowy Dzienny Dom Samopomocy – Ośrodek RehabilitacyjnoKulturalny w Drawsku Pom. 2. Ośrodek Wspierania Dziecka i Rodziny w Drawsku Pom. (obecnie Placówka Opiekuńczo – Wychowawcza). 3. Młodzieżowy Ośrodek Wychowawczy w Czaplinku. 4. Powiatowy Dzienny Dom Samopomocy Filia w Złocieńcu. 5. Centrum Sercowo-Naczyniowe w Drawsku Pom. 6. Stacja Dializ w Drawsku Pom. 7. Warsztaty Terapii Zajęciowej w Czaplinku. 8. Przedszkole Specjalne w Drawsku Pom. i w Czaplinku. We wszystkich tych działaniach organy powiatu drawskiego, Rada i Zarząd, kierowały się merytorycznym podejściem do zadań samorządu powiatowego, co oznaczało w praktyce, rozpoznawanie potrzeb i oczekiwań mieszkańców i ich realizowanie. Drawskie Powiatowe Centrum Przedsiębiorczości realizowało m.in. dwa projekty pod nazwą „Własny biznes szansą mieszkańców powiatu drawskiego”. W pierwszym okresie było to dofinansowanie dotacją 25 podmiotów,
8
<><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><>
Fot. Agata Kasperek
tworzących nowe firmy, a w drugim 40 podmiotów i obejmowało inne powiaty ze strefy centrum, czyli mieszkańców powiatów łobeskiego i świdwińskiego. Było to włączenie się, poza strukturami Powiatowego Urzędu Pracy, w ustawowe zadania w zwalczaniu bezrobocia. W momencie kiedy powiat przejął odpowiedzialność za rynek pracy, to bezrobocie w powiecie drawskim wynosiło prawie 42%. Dzisiaj to jest poniżej 30% tej wielkości. Oprócz wyżej zrealizowanych projektów w ramach Centrum, pomogliśmy kilkuset podmiotom w uzyskaniu kredytów i pożyczek dzięki współpracy z Regionalnym Centrum Pożyczkowym i Regionalnym Centrum Kredytowym w Szczecinie. Odpowiednio 100 wniosków na ponad 8 mln zł i 183 poręczenia kredytowe na kwotę ponad 11 mln zł. Było to bardzo ważne, bo dotyczyło nowo powstających podmiotów gospodarczych, które najczęściej nie dysponują środkami na działalność i jest im bardzo ciężko aplikować o środki zewnętrzne. W ramach wsparcia przedsiębiorczości, powiat pomógł firmie Kabel Technik Polska utworzyć filię w Drawsku Pom. W wyniku podpisania umowy z Ministerstwem Pracy i Polityki Społecznej, w okresie dwóch lat przygotowano
Kurier Czaplinecki - Maj 2019
ponad 80 pracowników do podjęcia pracy w nowo tworzonej filii. Wspólnie z samorządami Złocieńca, Kalisza Pom. i Wierzchowa utworzyliśmy Przedsiębiorstwo Komunikacji Samochodowej w Złocieńcu, w miejsce istniejącej filii PKS Szczecinek, której groziła likwidacja. Firma utrzymała zatrudnienie oraz dała możliwość korzystania z usług komunikacyjnych nie tylko mieszkańcom powiatu drawskiego, ale również mieszkańcom powiatu łobeskiego i świdwińskiego. W ramach różnych projektów unijnych współpracowaliśmy z wieloma państwami. Były to: Niemcy, Estonia, Irlandia, Ukraina, Czechy. Z powiatem Segeberg w Niemczech i powiatem Ripky na Ukrainie mamy podpisaną umowę o współpracy. Współpraca ta rozwija się dynamicznie W wyniku współpracy z gminami naszego powiatu zrealizowaliśmy kilkadziesiąt znaczących projektów. Współpraca ta dotyczyła: modernizacji i przebudowy dróg, bezrobocia, termomodernizacji, budowy i przebudowy obiektów kultury, budowy obiektów sportowych, modernizacji obiektów szkolnych, doposażenia w sprzęt służb i straży, ochrony i promocji zdrowia (karetki pogotowia), promocji regionu, ochrony środowiska oraz wsparcia stowarzyszeń i organizacji pozarządowych. Ogółem na projekty ze środków zewnętrznych pozyskaliśmy ponad 150 mln zł. Było to możliwe dzięki bardzo dobrej współpracy z samorządami miejskimi i gminnymi z naszego i ościennych powiatów, z samorządem wojewódzkim, z administracją rządową, z podmiotami gospodarczymi i jednostkami organizacyjnymi powiatu. Sukcesem było utworzenie Strefy Centrum (jest to strefa zapisana w strategii rozwoju województwa zachodniopomorskiego), która obejmuje samorządy z powiatu drawskiego, świdwińskiego i łobeskiego. W ramach tego porozumienia aplikujemy o środki na projekty z tzw. „Kontraktu Samorządowego”. Projekt ten jest uwzględniony w strategii Komisji Europejskiej. Jesteśmy wdzięczni za współpracę stowarzyszeniom i organizacjom pozarządowym. Po prostu mieszkańcom. Za to im serdecznie dziękujemy. Dziękujemy również Radnym wszystkich kadencji i pracownikom, bo bez nich byłoby to niemożliwe. Są to oddani samorządowcy, potrafiący budować trwałą zgodę i wspólnie wytyczać śmiałe, czasem wręcz wizjonerskie cele, konsekwentnie dążąc do ich realizacji. Serdecznie im za to dziękujemy. Starosta Drawski Stanisław Cybula
Już za kilka dni rusza Pekin – Paryż! uż za kilka dni rozpocznie się największa na świecie impreza motoryzacyjna pojazdów zabytkowych, VII edycja Rajdu Pekin - Paryż 2019. Od 2 czerwca do 7 lipca 2019 r. prawie 120 załóg będzie rywalizować przez 36 dni, mając do przejechania ponad 13840 km. 3 lipca będziemy ich gościć na Pojezierzu Drawskim! Dziś parę słów o organizatorach… Głównym organizatorem Rajdu Pekin - Paryż (właściciel marki rajdu) jest angielskie Stowarzyszenie Rajdowe The Endurance ERA, które w swoim dorobku ma organizację ponad 70 imprez na obszarze ponad 50 krajów, m.in.: - 11 edycji „Latający Szkot” od 2009 r.; - 4 edycje „Próba Alpejska” - 4 edycje „Klasyczne Safari” co 3 lata od 2008 r. - Londyn - Dakar 2005 - The Nile Trial 2009 - Londyn - Casablanca 2009 - Challenge Trans-America 2012 - Challenge Trans-America 2015 - Sahara Challenge 2015 - Rajd Inków 2016 - The Blue Train Challenge 2017 - Droga do Sajgonu 2018 - Challenge Trans America 2018 - Challenge Himalayan 2018 Organizacja tego typu imprez to wielkie wyzwanie logistyczne, które wymaga planowania z kilkuletnim wyprzedzeniem i działań poprzedzających nim nastąpi start. Już na początku marca zespół wsparcia ERA, pod czujnym okiem dyrektora ds. Konkurencji Guy'a Woodcocka, załadował 16 ciężarówek Toyota Hi-Lux, które drogą morską dotarły do Pekinu, by dotrzymać kroku uczestnikom w czasie
M.in. takie pojazdy zobaczymy na trasie Rajdu!
trwania imprezy. Lista pojazdów obejmowała dziewięć ciężarówek pomocniczych, dwa dedykowane pojazdy medyczne i pięć mechanicznych wózków pomocniczych, które wraz ze swoimi załogami będą robić wszystko, co w ich mocy, aby zapewnić zawodnikom bezpieczeństwo, utrzymanie i poruszanie się we właściwym kierunku na uciążliwej 9000 milowej trasie. European Trilogy – September 2022 – 14 days – Vintage & Na terenie naszego województwa odpowiedzialna za organizację tego odcinka jest Fundacja Baja Poland. Miała już przyjemność współpracy z ERA, choćby podczas pamiętnej jubileuszowej edycji rajdu w 2007 roku, bądź w roku 2017 podczas organizacji i przejazdu The Balic Classic Rally przez województwo Zachodniopomorskie (w tym Czaplinek!) wraz z metą w Szczecinie. Wówczas z powierzonych zadań wywiązała się znakomicie. Sądzę, że i tym razem nie zawiedzie - powodzenia! Źródło: www.endurorally.com Zbigniew Dudor
Kurier Czaplinecki - Maj 2019
<><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><>
„Reforma oświaty” z Emerytami w tle marcowym numerze Kuriera (Nr 151) pisałem o ponownej reformie oświaty w naszej Gminie. Sygnalizowałem tam pomysł obecnych Włodarzy, jako zobowiązanie wyborcze wobec przede wszystkim nauczycieli byłego Gimnazjum, aby w tym budynku umieścić klasy 7 i 8 SP, przenosząc je z budynku przy ul. Wałeckiej. Rodzice uczniów z okolic Gimnazjum, szczególnie z Osiedla Wiejska, oczekiwali przy tej „reformie”, że powstanie druga SP, a dzieci, zwłaszcza z klas najmłodszych, będą miały blisko do szkoły. Jednym z argumentów za dwiema SP podczas konsultacji społecznych w 2017 r., była właśnie kwestia odległości do szkoły. Niestety, można przyjąć, że rodzice przy tych zmianach zostali oszukani! Interes nauczycieli klas starszych, uczących dotychczas w Gimnazjum, i różne resentymenty, wzięły górę nad interesem najmłodszych uczniów. Ponadto, Rada Miejska bez mrugnięcia okiem „przyklepała” uchwałę o nowym ustroju szkolnym, nie mając wiedzy jakie będą koszty tej decyzji!? Co to ma wspólnego z oszczędzaniem, czy racjonalnym gospodarowaniem funduszami? Radny W. Mierzejewski dwukrotnie pytał o kalkulacje finansowe tego przedsięwzięcia, ale do dzisiaj nie otrzymał odpowiedzi. Ponadto, decyzja o SP w dwóch budynkach została podjęta na podstawie fałszywej przesłanki. Na ostatniej sesji Pan Burmistrz stwierdził, że utrzymując funkcję oświatową w budynku Gimnazjum, nie utracimy części subwencji oświatowej! Jeżeli na podstawie takiej wiedzy prawnej podejmuje się decyzje w oświacie – to tylko pogratulować! Subwencja oświatowa naliczana jest wyłącznie na ucznia – ilu jest uczniów, tak wysoka jest subwencja. Niezależnie od ilości nauczycieli, budynków, klas lekcyjnych, świetlic itp. Za nieszczęsną decyzją o utrzymaniu funkcji oświatowej w budynku Gimnazjum idzie następna – wyrzucenie stąd, z dotychczasowej siedziby, Koła Terenowego PZERiI. W ub.r. Seniorzy otrzymali w budynku byłego Gimnazjum lokal, godną siedzibę, do wspólnego użytkowania z innymi organizacjami pozarządowymi. Dotychczas gnieździli się kątem na korytarzu w szkole przy ul. Wałeckiej, które to miejsce urągało powadze i szacunkowi, jakie winniśmy emerytom, rencistom i weteranom pracy oraz osobom niepełnosprawnym. Koło Emerytów dużym wysiłkiem finansowym, organizacyjnym i fizycznym zagospodarowało lokal, i organizacja bardzo dobrze w nim funkcjonowała. Po zmianie władz w Ratuszu zmieniła się chyba optyka postrzegania ludzi trzeciego wieku. Bez zbytnich ceregieli przenosi się Ich na miejsce Izby Muzealnej, a do Gimnazjum Izbę. Celu takiego manewru racjonalnie nie uzasadniono. Mało tego, na nowej lokalizacji planuje się obciążenie Koła czynszem i opłatami za media. Jak Pan Burmistrz wyliczył, na ten haracz wystarczy comiesięczna składka w wysokości 5 zł od osoby. Nigdy jeszcze w historii czaplineckiego samorządu żaden Burmistrz nie wpadł na pomysł, aby pobierać jakiekolwiek opłaty od organizacji pozarządowych. Cała ta zadyma, w powiązaniu z obcinanymi dotacjami pokazuje, jak się dzisiaj traktuje trzeci sektor.
9
Podobno, po przeprowadzonej „reformie oświaty”, prawo oświatowe nie zezwala na funkcjonowanie Emerytów w tej placówce? Natomiast Izba Muzealna ma tam ponoć pełnić funkcję edukacyjną. Chociaż w obecnej lokalizacji z założenia i istoty swego działania, też taką funkcję pełni! I przy obecnej obsadzie etatowej, złożonej z pasjonatów naszej lokalnej historii, znakomicie się z niej wywiązuje. Co naprawdę się kryje za tą zamianą, dowiemy się niebawem. Tutaj należy przytoczyć refleksję związaną z funkcjonowaniem CzOK-u pod kierownictwem obecnego Burmistrza. Kiedy 4 lata temu, jako Burmistrz Czaplinka, podpisywałem Marcinowi Naruszewiczowi angaż na Dyrektora, jednym z zadań do realizacji, które zaproponował także Pan Marcin, było utworzenia Uniwersytetu Trzeciego Wieku. Do dzisiaj to zadanie nie zostało wykonane. Gdyby obecnie ta instytucja funkcjonowała, szczególnie na bazie Koła Emerytów, to żadnego problemu prawnego, prawdziwego czy wydumanego, z utrzymaniem obecnej lokalizacji siedziby Emerytów nie byłoby. I nie jest jeszcze za późno, aby Uniwersytet powołać. Kolejna refleksja związana jest z wyprowadzeniem Izby Muzealnej poza centrum miasta. Czym jest rynek dla miasta i jakie funkcje spełnia wiemy już od starożytności. Znakomicie to opisywał już dość dawno Andrzej Szwaja, szczególnie w Kurierze Nr 12. Nasz rynek jest naturalnym centrum Czaplinka, gdzie koncentruje się życie małego miasteczka, i zgodnie z jego założeniami funkcjonalnymi, znakomicie swoją rolę wypełnia. Znajdują się przy nim tak ważne dla życia miasta instytucje jak: Ratusz, kościół z plebanią, bank, hotel, poczta; ponadto: sklepy różnych branż, punkty usługowe, knajpka, czy wreszcie Informacja Turystyczna (o czym dalej) i Izba Muzealna. Rynek jest udostępniony dla ruchu samochodowego, jest wiele miejsc parkingowych, a opłata parkingowa zwiększa ich dostępność. Bez problemu, nawet w godzinach szczytu, można do powyższych miejsc się dostać, wszędzie jest blisko. Taki właśnie funkcjonalny rynek jak nasz, trudno znaleźć w regionie. Tego nie potrafią zrozumieć obecni decydenci. Wyrzucanie Izby Muzealnej poza rynek, to dla niej „śmierć cywilna”. Natomiast organizacyjne połączenie jej w kompleks (jak w moim programie wyborczym) z Małym Kościółkiem i wikarówką, podniosłoby atrakcyjność Izby. Dalszym fatalnym krokiem jest planowane przeniesienie Informacji Turystycznej na teren Dworca PKS przy rondzie. Taki eksperyment już miał miejsce, i upadł z hukiem. Zapewne pies z kulawą nogą tam nie zajrzy, a zwłaszcza turyści, którzy chcą wszystko mieć w jednym miejscu. Taka decyzja to „śmierć” dla Informacji. Oczywiście, podobnie jak przy „reformie oświaty”, tak i w przypadkach: przenoszenia Emerytów i adaptacji pomieszczeń przy Rynku, przenoszenia Izby Muzealnej i planowanej nowej lokalizacji Informacji Turystycznej, nie przedstawiono żadnych kalkulacji finansowych. Nie znamy także analiz, argumentów, czy przyczyn, dla których podejmuje się takie decyzje. Ekipa obecnie zasiadająca w Ratuszu za jeden z celów obrała zmniejszanie zadłużenia i oszczędzanie. O długach będę jeszcze pisał, natomiast co do oszczędzania, to widać na przykładach powyższych. Szafuje się pieniędzmi podatnika nader niefrasobliwie, na bieżące zapotrzebowanie „lobbystów”, mających na względzie własne interesy, niekoniecznie zbieżne z interesami Gminy i większości mieszkańców. Adam Kośmider
Nachalny telemarketing – jak się go pozbyć esteś bombardowany nieustannymi telefonami z zaproszeniami na spotkania, pokazy lub różne oferty itp. Nie chcesz ich otrzymywać? Przeczytaj jak to zrobić. Po pierwsze, numer telefonu to twoje dane osobowe i nie wolno ich wykorzystywać w dowolny sposób bez twojej zgody. Zapewniają to przepisy RODO, a nad ich przestrzeganiem czuwa Urząd Ochrony Danych Osobowych. Jeśli odbierasz telefon z telemarketingu zapytaj, z jakiej firmy dzwonią i kto jest administratorem twoich danych osobowych - numeru telefonu. Wymaga ujawnienie tego przepis RODO. Warto nagrać tę rozmowę. Jeśli nie chcesz takich telefonów wystarczy powiedzieć: „Żądam wykreślenia mojego nr telefonu z bazy danych”. Zapisać nr tel., dzień i godzinę (do odczytania w smartfonie). WAŻNE: Osoba, której dane dotyczą, ma prawo żądać od administratora niezwłocznego usunięcia dotyczących jej danych osobowych. Gdyby sytuacja się powtórzyła, zapytaj: jaka to firma, kto jest administratorem danych osobowych i skąd ma twój nr telefonu. Zapisać. Otrzymane dane zgłoś jako skargę do Prezesa Urzędu Ochrony Danych Osobowych, podając kto dzwonił (jeśli udało się zapamiętać lub nagrać), lub podać tylko - numer telefonu, jaki to był dzień(data) i godzinę rozmowy.
Skargi można wnosić drogą elektroniczną na stronie UODO (kancelaria@uodo.gov.pl.) lub tradycyjnie listem na adres: Urząd Ochrony Danych Osobowych, ul. Stawki 2, 00-193 Warszawa. Tą drogą nie można żądać odszkodowań i wnioskować o ukaranie firmy, jest to w gestii urzędu. A skąd twój numer w telemarketingu? Jeśli nie podałeś go sam „kiedyś tam” na spotkaniu „handlowym”. Albo podał go ktoś z rodziny lub znajomy na podobnym spotkaniu „handlowym” i „medycznym z prezentacją” itp., za co otrzymał „gustowny” prezent. Firmy telemarketingowe kupowały bazy z numerami telefonów od innych firm i osób prywatnych. Obecnie jest to nielegalnie. Biorąc udział w loteriach, konkursach - wszelkich rozrywkach internetowych i gazetowych, gdzie odpowiadając podajemy swoje dane osobowe, sprawdzajmy kto i jak będzie przetwarzał nasze dane osobowe. Również podając swój numer telefonu innym osobom zastrzegajmy, że nie można podawać go osobom trzecim. Chociaż w praktyce tego nie robimy. Obecnie za niedozwolony telemarketing została ukarana firma z Poznania sprzedająca garnki. Więc nie jesteśmy bezbronni wobec niechcianego marketingu. Romuald Czapski
10
<><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><>
NIEBEZPIECZNE HULAJNOGI edne źródła twierdzą, że pierwsza hulajnoga (oczywiście nie wyglądała jak ta dzisiaj!) została skonstruowana w 1817 r. w Niemczech. Na ulicach miast Stanów Zjednoczonych pojawiła się w czasach Wielkiego Kryzysu, kiedy dzieci budowały sobie same tę zabawkę z odzyskanego drewna. Inni uznali, że pierwszą hulajnogę (w gotowej postaci) wymyślił dopiero w 1897 r. zaledwie piętnastoletni wówczas Walter Lines z Wielkiej Brytanii. Konstrukcja nie została jednak opatentowana, ponieważ jego ojciec sądził, że sprawa nie jest warta zachodu. W latach pięćdziesiątych XX w. hulajnoga była bardzo popularna, została jednak później wyparta przez deskorolki. Dzisiaj, w nieco zmienionej formie powraca do łask. I trudno się dziwić: przy masie własnej około 4 kilogramów, jest w stanie przetransportować na poliuretanowych 10 centymetrowych kółeczkach osobę do 100 kg wagi. Jest podręczna – w dosłownym tego słowa znaczeniu: można ją wnieść do restauracji, sklepu, itp., gdyż w 15 sekund można ją złożyć i schować do plecaka; nie ma więc problemu z parkowaniem. Dziecięca zabawka zrobiła światową karierę dzięki rewolucji, która zaczęła się w Dolinie Krzemowej. To tam w 2017 r. powstały pierwsze start-upy (start-up – nowo utworzone przedsiębiorstwo lub tymczasowa organizacja poszukująca modelu biznesowego, który zapewniłby jej zyskowny rozwój), stworzone przez młodych ludzi, którzy wpadli na pomysł, jak zabawkę zamienić w miejski środek transportu. Bo same elektryczne hulajnogi nie są nowością. Chińczycy od dawna zalewają nimi świat, można je kupić we wszystkich sklepach z elektroniką i sprzętem AGD. W Polsce należą do kanonu prezentów komunijnych, obok innych podobnych urządzeń, jak elektryczne deskorolki albo jednokołowe motocykle. Młodzi start-upowcy z Doliny Krzemowej doszli do wniosku, że ehulajnogi znakomicie sprawdzą się jako uzupełniający środek miejskiego transportu. Hulajnogi elektryczne są ekologiczne, niedrogie w eksploatacji i pozwalają na szybkie przemieszczanie się po mieście – przekonują operatorzy. Ponadto są bardzo modne – ich sprzedaż rośnie w lawinowym tempie. Chodzi o to, że wielu mieszkańców wielkich aglomeracji jest gotowych porzucić własny samochód, ale nie robi tego ze względu na niewygodę związaną z koniecznością dotarcia z domu do najbliższego środka miejskiej komunikacji, a potem pieszej wędrówki z końcowego przystanku do celu podróży. Na tych krytycznych odcinkach ma im pomóc e-hulajnoga – prosta i łatwa w obsłudze, zawsze pod ręką. Wystarczy na niej stanąć i dowiezie do celu. Pozycja stojąca jest istotna, bo wiele osób, zwłaszcza kobiet, ze względu na strój rezygnuje z jazdy rowerem miejskim. Dlatego nie brakuje głosów, że e-hulajnoga to ważny element tzw. mikromobilności. Mobilność to dziś słowo klucz. Koncerny motoryzacyjne zrozumiały, że to, czym będą musiały teraz handlować, to nie samochody, a mobilność, czyli różne rozwiązania służące przemieszczaniu się. Hulajnogowi operatorzy zdecydowali się, by zastosować rozwiązanie bezstacyjne. E-hulajnogę bierze się tam, gdzie się ją znajdzie, a zostawia gdziekolwiek. Wszystko to jest możliwe dzięki rewolucji w telekomunikacji, która stworzyła internet rzeczy. Każda hulajnoga jest wyposażona w elektroniczny moduł kontrolujący nie tylko funkcjonowanie pojazdu, ale także mający stałą łączność z komputerem sterującym systemem. Dzięki temu cały czas wiadomo, gdzie są hulajnogi – czy stoją rozładowane, czy też używane i przez kogo. Użytkownicy mogą odnaleźć maszyny, a pracownicy serwisujący wiedzą, którą hulajnogę trzeba już zabrać do ładowania i skąd. E-hulajnogi stały się elementem rozwijającej się gospodarki współdzielenia, która głosi, że nie trzeba posiadać rzeczy, żeby z nich korzystać. O wiele racjonalniejsze jest dzielenie się i wynajmowanie tego, co jest nam w danej chwili potrzebne. Zimnym prysznicem są jednak wyciągi z karty, kiedy okazuje się, że krótka przejażdżka kosztowała kilkanaście złotych. Trzy złote za rozpoczęcie jazdy i 50 gr za minutę to dla wielu jest za drogo. Pierwszymi miastami, w których testowano e-hulajnogi, były aglomeracje Los Angeles i San Francisco. Wtedy okazało się, że o ile teorie na temat gospodarki współdzielenia i mikromobilności brzmią nieźle, to z praktyką bywa różnie. Na chodnikach i ulicach zapanował chaos, bo użytkownicy hulajnóg
Kurier Czaplinecki - Maj 2019
jeździli, jak im w duszy grało, i porzucali je gdzie popadło. Ulice, place, parki usłane były stosami poprzewracanych hulajnóg, utrudniając poruszanie się. Wiele maszyn padało ofiarami złodziei i wandali. Łamano je, wrzucano do morza, wieszano na drzewach, smarowano odchodami. Władze miast były zaskoczone, gdy fale hulajnóg niespodziewanie pojawiały się w publicznych miejscach. Nikt nikogo nie pytał o zgodę. Start-upowcy działali zgodnie z zasadą, że lepiej po fakcie prosić o wybaczenie, niż wcześniej zabiegać o pozwolenie. San Francisco bombardowane skargami mieszkańców czasowo zakazało wynajmu e-hulajnóg, a następnie wyrzuciło z miasta trzy największe sieci: Bird, Lime i Spin, podpisując umowę z dwiema mniejszymi i mniej przebojowymi Scoot i Skip. Podobnie było w Polsce. Kiedy sieć Lime pojawiła się w Warszawie, stołeczny Zarząd Dróg Miejskich został zasypany skargami mieszkańców na porozrzucane na chodnikach, blokujące przejście hulajnogi. Służby miejskie początkowo nie wiedziały nawet, z kim o tym rozmawiać. Dlatego zaczęły zbierać leżące urządzenia, traktując je jako mienie porzucone i zagrażające bezpieczeństwu. W magazynie ZDM zebrało się ich już około 200 sztuk. Operator może je odebrać po zapłaceniu kary za zajęcie pasa drogi. Rzeczniczka warszawskiego ZDM Karolina Gałecka podkreśla, że co do zasady miasto nie ma nic przeciw e-hulajnogom, pod warunkiem że operatorzy będą pilnowali porządku. Jesteśmy zainteresowani każdym rozwiązaniem, które może ograniczyć ruch samochodowy. Operatorzy hulajnogowi zmienili strategię i deklarują gotowość współpracy z miastami. Apelują do użytkowników, by pozostawiali urządzenia tak, by nie utrudniać ruchu. Zapewniają, że są w stanie zdalnie wykryć, czy hulajnoga leży przewrócona, i wysłać serwis, by ją ustawił. Prędkość urządzeń została ograniczona do 15 km/godz., by nie stworzyć zagrożeń dla pieszych – wylicza Marek Żółtowski z agencji Grailing Poland. Mimo tych zapewnień szybko rośnie liczba wypadków, bo hulajnogi pędzą nawet 25 km/godz. A będzie jeszcze gorzej, jeśli Ministerstwo Infrastruktury nie podejmie konkretnych działań. Na razie trwa chaos. O braku jednoznacznych przepisów wypowiedział się rzecznik Komendanta Głównego Policji. Inspektor Mariusz Ciarka napisał: „hulajnoga elektryczna itp. urządzenie, nie daje się zaklasyfikować do żadnego rodzaju ze zdefiniowanych pojazdów, które muszą spełniać określone warunki techniczne. Dlatego trudno uznać użytkownika takiego urządzenia za kierującego pojazdem w świetle regulacji ustawy”. Co więcej, Policja pisze również, że „nie można wyprowadzić jednoznacznego wniosku co do tego, czy w stosunku do użytkownika takiego urządzenia stosować przepisy odnoszące się do pieszych czy też kierującym pojazdem”. Widać więc, że policja ma problem, czy użytkownika hulajnogi traktować jako pieszego, czy jako kierującego pojazdem i nie wie, na jakich zasadach poruszają się oni po drogach publicznych. Popularyzacja hulajnóg elektrycznych w istocie stworzyła sytuację, w której przepisy prawa nie nadążyły za postępem technicznym. Obecnie w resorcie infrastruktury trwają prace legislacyjne nad uregulowaniem kwestii dotyczących hulajnóg elektrycznych. E-hulajnoga to oferta dla ograniczonej wiekowo grupy odbiorców, a nasze społeczeństwo się starzeje. Kto pierwszy zaoferuje e-wózki inwalidzkie na minuty? Opracował: Brunon Bronk
KURIER CZAPLINECKI - miesięcznik lokalny, kolportowany bezpłatnie, dostępny w formie elektr.: www.dsi.net.pl; www.czaplinek.pl. Tel. Redakcji 603 413 730, e-mail: redakcja.kuriera@wp.pl. Redaguje zespół. Wydawca: Stowarzyszenie Przyjaciół Czaplinka. Konto: Pomorski Bank Spółdzielczy O/Czaplinek 93 8581 1027 0412 3145 2000 0001, NIP 2530241296, REGON 320235681, Nr rej. sąd.: Ns-Rej Pr 25/06. Nakład 1500 egz. Druk: Drukarnia Waldemar Grzebyta, tel. +48 67 2158589. Redakcja zastrzega sobie prawo zmiany tytułów, skracania redakcyjnego, opracowania i adiustacji otrzymanych tekstów, selekcjonowania i kolejności publikacji. Nie zwracamy materiałów nie zamówionych i nie ponosimy odpowiedzialności za treść listów, reklam, ogłoszeń. Drukujemy tylko materiały podpisane, można zastrzec personalia tylko do wiadomości redakcji. Nadesłane i publikowane teksty i listy nie muszą odpowiadać poglądom redakcji. Ceny reklam: moduł podstawowy (10,3 x 4,5) w kolorze - 60 zł, czarno-biały - 30 zł, ogłoszenie drobne - 10 zł, kolportaż ulotek - 200 zł.
Kurier Czaplinecki - Maj 2019
<><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><>
11