Niedoszłe (?) składowisko śmieci; Historyczna niespodzianka; Eksponat z Izby Muzealnej; Pomoc dla Karoliny;
Płace nauczycieli;
Miłkowo;
Sierpniowa kanikuła;
Kluczewo;
Księga z Bielawy (cz. 2);
Suplement diety.
2
<><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><>
Kurier Czaplinecki - Sierpień 2018
PRYWATNY GABINET OTOLARYNGOLOGICZNY dr n. med. Izabela Kulec-Kaczmarska 78-500 Drawsko Pomorskie ul. Poznańska 1b Rejestracja telefoniczna 500 067 815
ul. Grunwaldzka 4
Nici SILHOUETTE ul. Tęczowa 5 - 7 lok. 4 78-600 Wałcz
Kurier Czaplinecki - Sierpień 2018
<><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><>
Niedoszłe (?) składowisko śmieci możliwości powstania w Czaplinku składowiska niebezpiecznych dla środowiska odpadów pisałem w poprzednim Kurierze Nr 143. Wobec tego, że to zagrożenie nadal istnieje, i że rozgorzała na ten temat dyskusja w przestrzeni publicznej, a zwłaszcza w Internecie, należy o tym napisać znacznie szerzej. 21 maja b.r. do Starostwa Powiatowego w Drawsku Pom. wpłynął wniosek firmy Energa-Operator SA o wydanie zezwolenia na zbieranie odpadów. Z treści wniosku wynika, że odpady powstające w wyniku świadczenia usług konserwacji i napraw urządzeń elektroenergetycznych, będą przywożone z miejsc wytworzenia do Działu Usług Sieciowych w Czaplinku, Łazice 14, czyli na teren dawnego posterunku energetycznego przy wylocie z Czaplinka na Czarne Małe, nad j. Czaplino, gdzie byłyby czasowo przechowywane i magazynowane. W związku z zamiarami Energa-Operatora, 20 czerwca wpłynęło do Gminy pismo ze Starostwa z zapytaniem, czy dla powyższej działki obowiązuje miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego. Plan dla tej działki obecnie nie obowiązuje, więc Starosta może udzielić zezwolenia na składowanie odpadów. We wniosku wymieniono 13 pozycji, w tym tak niebezpieczne jak: - opakowania po bardzo toksycznych i toksycznych środkach ochrony roślin; - sorbenty, materiały filtracyjne, szmaty i ścierki oraz ubrania zanieczyszczone substancjami niebezpiecznymi; - zużyte urządzenia zawierające niebezpieczne elementy; - niebezpieczne elementy lub części składowe usunięte z zużytych urządzeń; - baterie i akumulatory niklowo-kadmowe, alkaliczne i inne; - odpady metali zanieczyszczone substancjami niebezpiecznymi; - kable zawierające ropę naftową, smołę i inne substancje niebezpieczne. 6 lipca odpowiadając Starostwu, wyraziłem zdecydowany sprzeciw wobec zamiaru prowadzenia na terenie gminy Czaplinek tego rodzaju działalności. 23 lipca upowszechniłem tą odpowiedź na moim fb. Jednocześnie wyraziłem publicznie obiekcję: jeżeli Pan Starosta przy każdej okazji deklaruje wielką miłość do ziemi czaplineckiej i bezpieczeństwa ekologicznego mieszkańców, to dlaczego w ogóle dopuszcza myśl i zamiar lokowania w Czaplinku takiego dziadostwa, zamiast natychmiast podziękować inwestorowi za takie dobrodziejstwo? I po co przysyła do Gminy Czaplinek takie pismo? Czy nie jest to znowu kolejna próba wmanewrowania w procedury Burmistrza Czaplinka? Podobnie jak było z Megafermą i ostatnio z masztami telefonii komórkowej? Bez zbędnej zwłoki Pan Starosta zamieścił na swoim fb komentarz o następującej treści: „Szanowni Państwo, Szanowni Przyjaciele. Jakiś tam gdzieś nieudacznik wypisuje jakieś tam. No właśnie co? Żeby powiedzieć prawdę to wypisuje kłamstwa na mój temat. Ileś lat pomówień to już spogląda się w dół z obrzydzeniem. Tak, jak na coś, czego nie chcesz dotknąć, jak coś w czym nie chcesz się znaleźć. Nieudacznik psuje coś ustawicznie, a Stanisław Kuczyński NAPRAWIA. Nieudaczniku Szanowny naprawię jeszcze nie jedną rzecz, nie jedno działanie, które psujesz. Patrzcie na informacje Szanowni Przyjaciele i oceniajcie co jest prawdą, a co jest kłamstwem. Pozdrawiam serdecznie miłego popołudnia. Ps. W naszym czystym środowisku bez mega fermy są już jarzyny. Wczoraj troszeczkę uzbieraliśmy”. Tak Pan Starosta odniósł się do moich wpisów dotyczących masztów telefonii komórkowej i niebezpiecznych śmieci. Sami Państwo możecie ocenić, że nie ma tu ani słowa na powyższe tematy, ani słowa na zadane pytania i wątpliwości. Są natomiast niewybredne inwektywy, godne katolickiej moralności, z którą Pan Stanisław obnosi się na co dzień. Nie każdego stać na tak prostacką i grubiańską formę obrażania, najpewniej związaną z dowartościowaniem własnej osoby. Z doświadczenia wiadomo, że emocje i epitety często skutecznie maskują brak merytorycznych argumentów. Taka retoryka to zapewne ewenement w skali kraju, gdzie urzędujący Starosta w taki sposób wyraża się o urzędującym Burmistrzu. Jak widać zdziczenie obyczajów politycznych na szczeblu krajowym przeniosło się niestety, na szczebel gminny. Po tym wpisie oczekiwałem od Pana Starosty, aby określił, co Kośmider zepsuł, a co Kuczyński zdążył naprawić, i co jeszcze naprawi. Oczywiście żadnej odpowiedzi nie otrzymałem. Chyba, że odpowiedzią jest wyrzucenie mnie z grona znajomych na fb. Nie będzie więcej niewygodnych pytań, a i lepiej czytać tylko peany na swoją cześć, wypisywane przez wiernych pretorian, a przez to poprawiać sobie samopoczucie. Starostwo niemalże natychmiast, bo już 25 lipca ogłosiło w odpowiedzi na moje pytania i wątpliwości Komunikat, postponujący Burmistrza Czaplinka i wybielający działania Starosty Drawskiego. W związku z tym wydałem własny Komunikat, gdzie ustosunkowałem się do treści powyższego dokumentu. Z Komunikatami można się zapoznać na oficjalnych stronach urzędowych Gminy i Starostwa oraz na fb Kośmidra i Kuczyńskiego. Tutaj, z uwagi na ograniczone ramy art. przytoczę tylko niektóre fragmenty mojego Komunikatu. Otóż oświadczyłem tam, iż Burmistrz Czaplinka nie „rozpowszechnia” żadnych informacji, tylko informuje mieszkańców gminy Czaplinek o zagrożeniach, jakich można się spodziewać na skutek działań Starostwa, oraz informuję mieszkańców Gminy o podejmowanych przeze mnie działaniach prewencyjnych. Przekazane informacje nie wywołują wrażenia, jak chce Starostwo, lecz mówią o realnych zagrożeniach. Starostwo twierdzi, że wprowadzam mieszkańców w błąd, ale nie potwierdzono tego żadnymi faktami – jest to nadużycie i nieuczciwość. Starostwo potwierdza, że w związku z wnioskiem firmy Energa Operator prowadzi postępowanie przewidziane prawem. Przypomnę stanowisko Pana Starosty
3
w sprawie sławetnej Megafermy – Nie podpiszę żadnego dokumentu, którego zapisy nie będą zgodne z oczekiwaniami mieszkańców, choćbym miał to przypłacić utratą stanowiska. Zapytałem wobec tego, dlaczego teraz nie realizuje Pan Starosta swojego hasła, zasłaniając się prawem? Wyjaśniłem, że obowiązujące mpzp poprzez swoje zapisy umożliwiają realizowanie określonych inwestycji, lub też zabraniają lokowania wymienionych w planie inwestycji. Żaden samorząd w naszym regionie nie posiada mpzp, który obejmowałby całą gminę, bo jest to niecelowe i kosztowne. Natomiast cała nasza gmina jest objęta „Studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania”, które określa politykę przestrzenną i lokalne zasady gospodarowania. Żadne zapisy w mpzp nie wyeliminują budowy masztów, ponieważ są one budowane na podstawie tzw. megaustawy, która pozwala ignorować zapisy planów. I tu powtarzam – żaden maszt i żadne składowisko odpadów nie powstanie, jeżeli Starosta nie wyrazi na to zgody! W jednym z ostatnich punktów Komunikatu Starostwa dopuszczono się perfidnej manipulacji, które w praktyce dziennikarskiej i filmowej nazywa się efektem Kuleszowa. Zestawia otóż Starostwo dwa dokumenty: moje pismo wyrażające sprzeciw wobec zamiarów zbierania odpadów niebezpiecznych na terenie gminy przez podmiot zewnętrzny i pismo naszego ZGK, które występuje o zgodę na zbieranie takowych. Zgodnie z tzw. ustawą śmieciową właścicielem wszystkich śmieci „produkowanych” przez mieszkańców jest Gmina. Niezależnie od tego ile i jakie śmieci wytwarzają nasi mieszkańcy Gmina musi je odebrać. Gospodarkę śmieciową, czyli zbieranie odpadów, wstępną selekcję i ich transport realizuje w imieniu Gminy nasz Zakład Gospodarki Komunalnej, który robi to od ponad 40 lat. Zezwolenie na zbieranie odpadów wydaje Starostwo. Wobec tego, że wszystkie dotychczasowe zezwolenia traciły ważność 28 lipca b.r., ZGK wystąpił 16 lipca do Starostwa o wydanie zezwolenia na zbieranie odpadów, wymieniając we wniosku, na podstawie wieloletnich doświadczeń, obszerny katalog kilkudziesięciu odpadów, w tym niebezpieczne. Takie odpady w gospodarstwach domowych także powstają, np. kanistry po olejach technicznych, opakowania po farbach, akumulatory, baterie itp. Spółka ma obowiązek takie odpady zebrać i przekazać niezwłocznie do utylizacji (bez opcji składowania), co do tej pory robi z należytą starannością. Natomiast Energa Operator wystąpiła o zezwolenie na zbieranie tylko odpadów niebezpiecznych, jakie powstają w związku z prowadzoną przez nią działalnością. Starostwo celowo nie upubliczniło wniosku tej firmy, bo można z niego wyczytać, że zamierza te odpady czasowo na terenie naszej gminy przechowywać (magazynować)! Nie określono co to znaczy czasowo – jeden dzień, dwa miesiące, czy jeden rok? Firma działa w północnej i środkowej części Polski na terenie 7 województw. Należy zakładać, że do Czaplinka byłyby zwożone i składowane odpady niebezpieczne z tego obszaru, a na pewno z terenu całego powiatu. Wiemy co się obecnie dzieje w kraju ze składowiskami śmieci. Łatwo sobie wyobrazić, jakim zagrożeniem dla Czaplinka byłyby płonące nad j. Czaplino resztki farb, olejów i plastików, czy płonące akumulatory i baterie. Ponadto, dla przyległej działki nad jeziorem jest obecnie opracowywany mpzp, który zakłada lokalizację na tym terenie m.in. zabudowy letniskowej, usług sportowych i turystycznych. Komunikatu ze strony Starostwa nikt nie podpisał. Czy jest to wyrachowanie, czy niedopatrzenie. Czy Pan Starosta, mając świadomość manipulacji nie miał odwagi się podpisać? Czy też urzędnicy Starostwa mając podobną świadomość nie chcieli brać personalnej odpowiedzialności za wprowadzanie w błąd mieszkańców? Czy takim działaniem nie jest narażona na szwank reputacja Starostwa? Po raz kolejny Panowie Czerniawski i Fujarski popisali się ignorancją, która nie przystoi radnym. Wcześniej wykazali się żenującym brakiem wiedzy, broniąc Pana Starosty na fb w kwestii masztów, a tym razem w kwestii składowania śmieci. Zbyt śmiałych, a kłamliwych twierdzeń używa radny Czerniawski, pisząc o nielegalnych decyzjach Burmistrza, wytykając mi, iż za Wabi Marketem istnieje gminne składowisko odpadów. Wyjaśniam Panom, że ustawowo gminy mają obowiązek posiadania Punktu Selektywnego Zbierania Odpadów Komunalnych, czyli PSZOK. Podczas Sesji RM w dniu 29.12.2016 r. podjęta została, także Waszymi głosami, Uchwała, na podstawie której określiliście sposób świadczenia usług przez PSZOK i zobowiązaliście Burmistrza do jego utworzenia. O miejscu funkcjonowania punktu decyduje organ wykonawczy, a regulacje prawne nie precyzują jak powinien on dokładnie wyglądać. Na pewno PSZOK musi się znajdować możliwie blisko dużych skupisk ludności, abyzapewnić możliwość bezproblemowego samodzielnego dostarczania odpadów. PSZOK jest to miejsce odbioru surowców wtórnych oraz innych odpadów, których nie można wyrzucać do pojemnika (np. sprzęt AGD, RTV, odpady wielkogabarytowe, surowce wtórne nie mieszczące się w workach, odpady, których nie wolno składować jak: opony, świetlówki, gaśnice, puszki po farbach, oleje, baterie, odpady zielone, drewno impregnowane itp.). Do czasu rozpoczęcia modernizacji oczyszczalni ścieków taki punkt funkcjonował na jej terenie. Na czas realizacji inwestycji, punkt ten został czasowo przeniesiony właśnie za Wabi Market, i na pewno tutaj nie pozostanie. Teren przy Strudze Czaplineckiej nie jest ani składowiskiem, ani wysypiskiem śmieci. Ma charakter zastępczego PSZOK-u, pełni też funkcję stacji przeładunkowej odpadów zbieranych w sposób selektywny. Jeszcze kilka lat temu na tym terenie kto chciał i kiedy chciał, wysypywał wszelkie śmieci i jakoś to wówczas mieszkańcowi Czerniawskiemu zbytnio nie przeszkadzało. Ten proceder został przeze mnie zahamowany w 2011 r. Trzy lata temu została opracowana koncepcja zagospodarowania tego obszaru jako terenu rekreacji, sportu i wypoczynku, i tak zostanie on zagospodarowany. Trzeba Panowie najpierw pamiętać co się samemu uchwalało i wiedzieć jakie kompetencje posiada Rada Miejska a jakie Burmistrz, a potem zabierać głos. Mimo wszystko jestem optymistą. Wyrażam przekonanie, że pokłady żółci zostały już uwolnione, a rozpoczęta, po ogłoszeniu terminu wyborów, kampania wyborcza będzie wyłącznie merytoryczna. Adam Kośmider
4
<><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><>
Historyczna niespodzianka opracowania L. W. Brüggemanna z 1784 r. pt. "Ausführliche Beschreibung des gegenwärtigen Zustandes des Königl. Preußischen Herzogthums Vor- und Hinter - Pommern" dowiadujemy się, że wyspa Bielawa, (niemiecka nazwa: Kalkwerder), pokryta była lasem bukowym do 1742 r., kiedy to przystąpiono do karczowania lasu, wzniesiono zabudowania gospodarcze i założono tu folwark o areale ponad 117 mórg. Początkowo należał on do majątku ziemskiego w Drahimiu. W 1784 r. był to już odrębny wyspiarski folwark, w skład którego wchodziły grunty rolne na Bielawie, oraz grunty na wyspach Jungfernwerder ("Syreni Ostrów") i Eichenwerder ("Dębowy Ostrów"). Te dwie wyspy, to - jak przypuszczam - dzisiejsze dwa bezimienne półwyspy na zachodnim brzegu Zat. Rzepowskiej znajdujące się po obu stronach małej Zatoki Szymałów. Według opracowania Brüggemanna w 1784 r. na Bielawie znajdowały się 3 mieszkania rybaków, oraz dom zarządcy folwarku. Gromadząc informacje do artykułu "Pamiątkowa księga z Bielawy" (publikowanego w częściach w "Kurierze Czaplineckim"), dokonałem interesującego odkrycia. Jeszcze do niedawna byłem przekonany, że wykarczowanie lasu na Bielawie i założenie tu po 1742 r. folwarku, o którym pisze Brüggemann, było połączone z zasiedleniem wyspy. Tymczasem analizując mapę z 1711 r., opublikowaną w książce Christopha Motscha "Grenzgesellschaft und frühmoderner Staat. Die Starostei Draheim zwischen Hinterpommern, der Neumark und Großpolen (1575-1805)", stwierdziłem z zaskoczeniem, że na mapie tej naniesione są trzy zabudowania na Bielawie. Skojarzyłem je z tym zapisem w opracowaniu Brueggemanna, w którym jest mowa o istnieniu
EKSPONAT Z IZBY MUZEALNEJ każdym markecie i sklepie bez problemu można kupić białe i kolorowe pastylki w różnych smakach. Pakowane w prostokątnym przezroczystym pudełku (TT). Nie jest to nowość, bo już w latach trzydziestych XX wieku w Czaplinku produkowano pastylki miętowe w formie białych kulek. Pakowane były w metalowych
PŁACE NAUCZYCIELI iedługo szkolne dzwonki zaczną odmierzać czas zajęć. Warto spojrzeć na miniony rok szkolny w kontekście płac nauczycielskich. Instytucje międzynarodowe zwracają uwagę na niskie zarobki polskich nauczycieli. Według cyklicznego raportu OECD „Education at a Glance 2016” polski nauczyciel w szkole ponadgimnazjalnej w szczycie swoich możliwości i kariery zarabia ok. 25,8 tys. $ (roczne zarobki przeliczone na dolary z uwzględnieniem siły nabywczej pieniądza w poszczególnych krajach). To mało przy średniej OECD ponad 56 tys. $ i Unii Europejskiej – prawie 55 tys. $. Mniej zarabiają tylko nauczyciele w Czechach – 20,8 tys. $ i na Słowacji – niecałe 18 tys. $. Nauczyciel w Austrii ma pensję trzykrotnie wyższą (74,5 tys. $), jeszcze więcej zarabia jego kolega w Belgii – ok. 75 tys. $, Niemczech – ponad 84 tys. $, nie mówiąc już o Szwajcarii – 103 tys. $, czy Luksemburgu – 137 tys. $. Z kolejnego raportu „Education at a Glance 2017” wynika, że zarobki polskich nauczycieli nadal należą do najniższych w Europie. Choć w latach 2007–2012 wzrosły łącznie o 44 % (6 podwyżek), to do 2017 r. stały w miejscu. W 2017 r. waloryzacja wyniosła 1,3 %. Od
Kurier Czaplinecki - Sierpień 2018
na wyspie 3 mieszkań rybaków ("3 Fischerwohnungen"). Chyba nieprzypadkowo Brüggemann pisze o wzniesieniu na wyspie zabudowań gospodarczych ("Wirtschaftsgebäude"), nie wspominając o budowie budynków mieszkalnych, bo mapa z 1711 r. wyraźnie wskazuje, że już wtedy istniały na wyspie trzy domki (zapewne mieszkalne). Prawdopodobnie nikt wcześniej nie zwrócił na to uwagi. Można przypuszczać, że były to domki rybackie. Sądzę, że w tej sytuacji mapę z 1711 r., sporządzoną przed wykar- Fragment mapy z 1711 r. dokuczowaniem lasu pokrywającego wy- mentującej istnienie 3 budynków na wyspie Bielawie. spę, można uznać jako dowód na to, że Bielawa była zamieszkana przez rybaków jeszcze przed założeniem tu folwarku. Na załączonej ilustracji widzimy fragment tej mapy z widocznymi trzema domkami na Bielawie. Uważam, że opisane wyżej odkrycie, dokonane podczas wędrówek po dawnych mapach, powinno znaleźć swoje odzwierciedlenie w opisach dziejów osadnictwa na Bielawie. Na zakończenie dodam, że autorem mapy z 1711 r., dokumentującej istnienie 3 domków na Bielawie, jest pruski inżynier Peter ďArrest. Mapa ta nosi nazwę "Generalkarte der Starostei Draheim" i powstała w celu sprecyzowania granic starostwa drahimskiego przejętego od Polski przez Brandenburgię w 1668 r. w wyniku traktatów bydgosko-welawskich. Mapa przechowywana jest w Staatsbibliothek Preußischer Kulturbezitz w Berlinie. Zbigniew Januszaniec
pudełkach, które na spodzie w rogu miały otwór, przez który po odsunięciu zasuwki wypadała miętowa kulka. Po wyczerpaniu kulek, pudełko można było nimi uzupełnić. Producentem był Wolf Rietz z Czaplinka. Polecał je między innymi sportowcom i palaczom. Romuald Czapski
kwietnia 2018 r. zarobki rosną – o 5,35 %, jednak w skali roku daje to już tylko 3,75 %, a biorąc pod uwagę inflację (w ustawie budżetowej szacowanej na 2,3 %) – realnie podwyżka wyniesie 1,45 %. W 2018 r. nauczyciele otrzymali miesięczny wzrost wynagrodzeń od 95 do 168 zł w zależności od stopnia awansu zawodowego. Nauczyciel z najwyższym stopniem awansu zawodowego, czyli nauczyciel dyplomowany, po podwyżce zarabia 3317 zł brutto (wzrost o 168 zł). Jednocześnie wprowadzono w Karcie Nauczyciela zmiany związane z likwidacją dodatków socjalnych – dodatek mieszkaniowy (z którego korzysta co trzeci nauczyciel), zasiłek na zagospodarowanie, prawo do lokalu mieszkaniowego, prawo do działki, prawo do mieszkania w budynkach szkolnych i użytkowanych przez szkoły. Więc mimo podwyżek płac, część nauczycieli może jednak na zmianach stracić. Nauczyciele na pewno nie należą do elity finansowej w Polsce. Dynamika wzrostu wynagrodzeń w Polsce cały czas jest wysoka. Według GUS w sektorze przedsiębiorstw w styczniu wynagrodzenie wzrosło o 7,3 %, a w lutym o 6,9 %. Generalnie wydatki na oświatę w Polsce są zbyt niskie. Edukacja młodych pokoleń musi kosztować. UNESCO proponuje, żeby łączne nakłady na oświatę planować na poziomie 4 % PKB. W Polsce mamy jedynie 2,21 %. Jerzy Kotlęga
Kurier Czaplinecki - Sierpień 2018
<><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><>
Miłkowo – tajemnicze grobowce ieś Miłkowo i jej okolice, a zwłaszcza niewielki cmentarz ewangelicki znajdujący się tuż za wioską, wzbudził ostatnio duże zainteresowanie członków Stowarzyszenia i Ekipy „Jeziora Tajemnic”. Największą zagadką były jednak dwa tajemnicze grobowce znajdujące się na tym cmentarzu. W sobotę 07.04.18 r. tajemnicę próbowała rozwikłać grupa członków „Jeziora Tajemnic”, która w tym dniu odwiedziła miejscowy zapomniany cmentarz. Postanowiono zająć się tym cmentarzem, zaprowadzić tam należyty porządek i przywrócić temu miejscu dawny wygląd. „To miejsce może być ciekawym punktem na mapie turystycznej” – stwierdził wówczas Pan Dariusz de Lorm. Pierwsze wzmianki o wsi Miłkowo pochodzą jeszcze z czasów panowania na tym terenie Templariuszy, w 1368 r. Miłkowo zostało zniszczone podczas jednego z konfliktów granicznych i nie zostało już odbudowane. Kilka domów które ocalały włączono do wsi Broczyno, natomiast w 1667 r. po podziale Broczyna, dzisiejsze Miłkowo nosiło nazwę Broczyno B. W 1361 r. Miłkowo wraz z Broczynem i wsią Machliny, mistrz generalny joannitów Herman von Werberg przekazuje na prawie lennym braciom Hermanowi i Henrykowi de Banczen oraz Ludekinowi Goltzowi. Ród Goltzów panował na tych terenach do 1817 r., w późniejszych latach Miłkowo miało wielu zmieniających się właścicieli. Największą rolę w historii tej wsi odegrał kolejny jej właściciel Gustav Brummer, który nabył ten majątek w 1858 r. za sumę 57 tys. talarów. Gustav Brummer był miejscowym dziejopisem, kronikarzem i badaczem historii północnej części powiatu wałeckiego, wydał kilka ciekawych opracowań w temacie gospodarczym i obyczajowym, jak i historycznym. Wprawdzie są to materiały przestarzałe, to jednak wiele mówią o ówczesnych czasach, dziejach i stosunkach międzyludzkich. Ten energiczny właściciel wybudował skromny dworek jako siedzibę rodzinną i założył tuż za nim duży sad, pomagał też mieszkańcom odbudowywać swoje domy. We wsi powstała także fabryczka (Dampfstarkefabrik) oraz za wsią cegielnia (Milkow Abbau-Ziegelei) zarządzana przez Alberta Piocha. Dzięki staraniom Brummera, w 1884 r. wieś powróciła do swojej dawnej nazwy – Miłkowo. Miejscowa gorzelnia oddalona ponad kilometr od samej wsi, często była kojarzona z Miłkowem, lecz w tych czasach należała do posiadłości Motarzewo. Obiekt ten (Brennerei) wybudował Christian von Waldow w latach trzydziestych XIX w., ówczesny właściciel Motarzewa. W niedalekiej odległości za wsią położony jest niewielki cmentarz ewangelicki z dwoma tajemniczymi kryptami grobowymi. W głębi cmentarza jest grobowiec wybudowany w 1871 r., data taka jest widoczna nad wejściem. Ta krypta grobowa została zbudowana przez Gustawa Brummera jako grobowiec rodzinny, jeszcze w latach siedemdziesiątych dało się odczytać to nazwisko wewnątrz na ścianie. Potwierdzają to także byli mieszkańcy wsi Broczyno jak i ich dzieci, odwiedzający wieś po dzień dzisiejszy. Grobowiec posiadał solidne metalowe ozdobne drzwi, po których nie ma już śladu, miał też wmurowane tablice herbowe, które zostały wyrwane. Obecnie obiekt aczkolwiek podniszczony, to jednak jest w niezłym stanie, mając na uwadze okres jego istnienia, to też zabytek ciekawy pod względem architektonicznym.
5
Drugi grobowiec, znacznie młodszy o monumentalnej sylwetce, dość kunsztownie wykonany, po dzień dzisiejszy zwraca uwagę zwiedzających swoją niezwykłą architekturą. Ta krypta grobowa została wybudowana w latach początkowych XX w. przez Louisa Bordta, ostatniego właściciela Miłkowa, który gospodarzył tu po 1922 r. Tu także były żelazne drzwi, ozdobne znaki rodowe i inne dodatki, które zostały zdewastowane i zniszczone, pomimo tego do dzisiaj obiekt budzi podziw dla jego twórcy. Według informacji jaką uzyskałem od byłego mieszkańca dawnego Broczyna pana Gerharda Polleya, w tej krypcie spoczywały dzieci Louisa Bordta, właściciela Miłkowa. Z kolei kilkanaście lat temu, były mieszkaniec wsi Łysinin pan Arnold Eckert, zamieszkały po wojnie w Bochum opowiedział mi o pewnej makabrycznej historii. Grobowiec ten spełniał też rolę miejscowej kaplicy cmentarnej. W ostatnich dniach lutego, bądź pierwszego marca 1945 r. dokładnie nie mógł sobie przypomnieć, miał odbyć się pogrzeb młodej kobiety, która zginęła tragicznie, ale na wieść że wojska polskie i Rosjanie są już blisko, w okolicach wioski, ceremonię przerwano i rzucono się do ucieczki, pozostawiając trumnę ze zwłokami w środku… Wiele razy byłem przy tych grobowcach, zawsze budziły ciekawość, pamiętam resztki białego materiału walające się po zdewastowanej już krypcie, bezpańsko porzucone kości, dziwna ażurowa trumna, a w niej umieszczona drewniana. Tuż przy grobowcach jest niewielki cmentarz, na którym chowano zmarłych mieszkańców, świadczą o tym odkryte tablice z nazwiskami zmarłych osób – August Mullern, Joanna Hintz z domu Goltz pochowana tu w 1926 r. Jest z pewnością jeszcze niejedna tablica ukryta w ziemi. Kilka lat temu jeden
z mieszkańców znalazł żeliwną tablicę w okolicy cmentarza, którą przekazałem do Izby Muzealnej w Czaplinku. Inskrypcja na tablicy mówi o śmierci trojga rodzeństwa z rodziny Schultz, pisana gotykiem. Pasuje do miejsca po wyrwanej tablicy na młodszej krypcie, czyżby z niej pochodziła? Ale nazwisko jest inne, to też jest pewna zagadka… W 2008 r. mieszkańcy Miłkowa uporządkowali ten cmentarz, wycięto chwasty, krzaki dzięki czemu odsłonięto obydwa obiekty, stanowią one rzadkość nie tylko w skali gminy. Walory tych zabytków powinny być wykorzystane jako atrakcja turystyczna, zwłaszcza dla gości zza Odry. Zgadzam się z opinią Stowarzyszenia i Ekipy „Jeziora Tajemnic”, że miejsce to wymaga szacunku dla ludzi tam spoczywających. Należy zrobić tu porządek, fachowo zabezpieczyć te obiekty, oznakować i stworzyć atrakcję turystyczną, a jest co pokazać… Także nasz szacunek do tych co odeszli, no i oczywiście kulturę. Ryszard Mrówka
6
<><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><>
Kurier Czaplinecki - Sierpień 2018
Pamiątkowa księga z Bielawy (cz. 2) pierwszej części artykułu zaprezentowane zostały wpisy z pamiątkowej księgi prowadzonej przez mieszkańca wyspy Bielawy - Jana Kujawskiego, pochodzące z lat 1959 – 1964. Druga część poświęcona jest wpisom z 1965 r. *** Z zapisów w pamiątkowej księdze Pana Kujawskiego wynika, że w 1965 r. w jego wyspiarskim gospodarstwie miało miejsce kilka ciekawych wydarzeń. Pierwszym wydarzeniem było zainstalowanie małej przydomowej elektrowni wiatrowej przeznaczonej do oświetlenia mieszkania. Fakt ten dokumentuje wpis z 11 kwietnia, z którego dowiadujemy się, że elektrownia zainstalowana została przez 3-osobową ekipę z Wrocławia. Wpis dokumentujący to wydarzenie opatrzony jest nagłówkiem "DAR WROCŁAWIA". Widzimy go na ilustracji nr 1. Z wpisu wynika, że założono wtedy również przyrządy do pomiaru
1. Wpis z 11.04.1965 r. dokumentujący montaż elektrowni wiatrowej w gospodarstwie Jana Kujawskiego.
elektryczności oraz instalację elektryczną, a termin ostatecznego uruchomienia elektrowni wiatrowej wyznaczono na maj. Było to ważne wydarzenie w życiu mieszkańców Bielawy, gdyż na wyspę nigdy nie była doprowadzona elektryczność. Brak elektryczności stanowił jedną z największych niedogodności życia na Bielawie. Montaż elektrowni wiatrowej nie rozwiązał jednak tego problemu w sposób trwały. Magda Omilianowicz, w artykule pt. "Wyspiarze" napisanym, jak wynika z jego treści, przed 1995 r., a opublikowanym 11 października 1997 r. w wychodzącym w USA polskojęzycznym czasopiśmie "Kurier Plus" (nazwa czasopisma i data publikacji – wg opracowania I. Skrzypka, zacytowanego w I części artykułu), w opisie życia mieszkańców Bielawy umieściła m.in. taką oto wypowiedź Pana Kujawskiego: "To moja pralka – wskazuje na żonę pochyloną nad miską z zimną wodą /.../ mieszkaniec wyspy, Kujawski. - A tam lodówka, w ziemi (zapewne chodziło o wykopaną w ziemi piwniczkę – przyp. Zb. J.). Swój prąd miałem, bo była i elektrownia, ale się zepsuła – pokazuje wysoką konstrukcję, zwieńczoną na górze wiatrakiem". W tym miejscu dodam, że cytowany wyżej artykuł M. Omilianowicz pt. "Wyspiarze" pierwotnie opublikowany był (zapewne w 1994 r.) w jednym z poznańskich tygodników. Wyspiarskie życie bez elektryczności musiało również zrobić wrażenie na redaktorze Krzysztofie Bednarku, skoro już we wstępie do swojego artykułu "Robinsonowie z Bielawy" opublikowanego w grudniu 1998 r. w "Głosie Koszalińskim", napisał m.in. "Na wyspie nie ma prądu. Telewizor i dwunastowoltowe żarówki w mieszkaniu zasilane są przy pomocy akumulatora". (Przy okazji koryguję błąd, który wkradł się do części I. Wspomniany wyżej artykuł "Robinsonowie z Bielawy" ukazał się w "Głosie Koszalińskim" z 23-27.12.1998 r. W poprzedniej części omyłkowo podano datę: 22-27.12.1998.) Bielawa, mimo że nie była zelektryfikowana, osiągnęła w latach 60-tych dużą popularność wśród turystów. Informacje o turystycznych walorach wyspy Bielawy i o agroturystycznej działalności Jana Kujawskiego z pewnością musiały dotrzeć do ówczesnych koszalińskich władz wojewódzkich, skoro w 1965 r. do tego spokojnego miejsca przyjechała z Koszalina komisja w celu przeprowadzenia lustracji. W księdze pamiątkowej Pana Kujawskiego znajduje się notatka z lustracji przeprowadzonej 6 maja 1965 r. przez 6-osobową "Społeczną Komisję Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej w Koszalinie do spraw przygotowania sezonu turystycznego". W składzie Komisji znajdowało się dwóch przedstawicieli Wojewódzkiego Komitetu Kultury
2. Notatka z lustracji przeprowadzonej na Bielawie 6.05.1965 r.
Fizycznej i Turystyki, przedstawiciel Komendy Wojewódzkiej Milicji Obywatelskiej, przedstawiciel Wojewódzkiej Komisji Planowania Gospodarczego oraz dwie osoby z Wojewódzkiego Ośrodka Informacji Turystycznej w Koszalinie. Podsumowaniem lustracji były dwa ostatnie zdania notatki: "Wnioski z dzisiejszej lustracji, to stworzenie pola biwakowego albo ośrodka campingowego. Na razie życzymy pp. Kujawskim i Terleckiemu pomyślnych wyników w propagowaniu dobrego odpoczynku dla turystów". Notatkę tę prezentuje ilustracja nr 2. W notatce tej wymienione jest nazwisko Pana Stanisława Terleckiego, właściciela drugiego gospodarstwa funkcjonującego w tamtym czasie na Bielawie. W tym 15-hektarowym gospodarstwie prowadzono m.in. hodowlę bydła. Sprzedaż mleka i przetworów mlecznych własnej produkcji była istotnym źródłem stałych przychodów tego gospodarstwa. Turyści przebywający na wyspie z pewnością często zaopatrywali się w żywność u Pana Terleckiego. Nie znajduje to jednak wyraźnego potwierdzenia w pamiątkowej księdze, w której wpisywali się goście Pana Kujawskiego. Notatka lustracyjna jest w zasadzie jedynym wpisem, w którym tak jednoznacznie podkreślono znaczenie obu gospodarstw dla rozwoju ruchu turystycznego na Bielawie. W tym samym roku w księdze pamiątkowej Pana Kujawskiego pod datą 11 czerwca odnotowano jeszcze inną niecodzienną wizytę. "Robinsonowie z Bielawy" gościli w tym dniu biskupa. Jak do tego doszło? W kronice parafialnej opublikowanej w książce "Czaplinek 1945-2009. Cz. II Trud wrastania", przy dacie 10 czerwca 1965 r. umieszczona jest następująca informacja: "10 czerwca – przyjeżdża z Wizytacją Arcypasterską J. Eks. Ks. Biskup Ignacy Jeż – sufragan gorzowski". Co ciekawe, następnego dnia ks. biskup w ramach wizytacji wraz z trzyosobową asystą, w skład której wchodził m.in. ówczesny czaplinecki proboszcz ks. Bernard Zawada, popłynął na wyspę Bielawę, by odwiedzić mieszkańców tej wyspy. Biskup udokumentował swój duszpasterski pobyt na wyspie wpisem dokonanym w pamiątkowej księdze znajdującej się w wyspiarskim gospodarstwie Jana Kujawskiego. Ten ciekawy wpis zaprezentowany jest na ilustracji nr 3. W tym miejscu warto przypomnieć postać ks. Bernarda Zawady. Był on proboszczem czaplineckiej parafii od 1945 r. aż do śmierci w 1966 r. Był on człowiekiem wyjątkowo przedsiębiorczym. Przeprowadził cały szereg prac remontowych w parafialnych kościołach. To z jego czasów pochodzą efektowne polichromie autorstwa wybitnego polskiego
Kurier Czaplinecki - Sierpień 2018
<><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><>
7
malarza ściennego Władysława Drapiewskiego, zdobiące sufit i ściany kościoła pw. Podwyższenia Krzyża Św. w Czaplinku. Rejs na Bielawę z biskupem wizytującym parafię można uznać za przykład nieprzeciętnej aktywności ks. Zawady. Już na podstawie przedstawionych wyżej wpisów w księdze Pana Kujawskiego można byłoby uznać, że rok 1965 był dla mieszkańców Bielawy rokiem wyjątkowym. Ale to jeszcze nie koniec! Jak wynika z wpisów, w tym roku latem nie zawsze dopisywała pogoda, ale mimo to, do księgi pamiątkowej wpisało się aż 71 turystów (w tym: 14 z Warszawy, 7 z Nysy, 6 z Wrocławia i 6 z Krakowa). Powyższe liczby mogą być obarczone niewielkim błędem wynikającym z nieprecyzyjności niektórych wpisów. Podobnie jak w latach poprzednich, turyści wpisujący się do księgi przede wszystkim zachwalali uroki wyspy i dziękowali gospodarzom za miły pobyt. W 1965 r. w księdze pamiątkowej po raz pierwszy pojawiły się wpisy turystów zagranicznych. Były to dwa wpisy turystów z Czechosłowacji. (cdn.) 3. Wpis z 11.06.1965 r. dokumentujący pobyt na Bielawie ks. biskupa Ignacego Jeża z asystą.
Zbigniew Januszaniec
KLUCZEWO est to wieś sołecka położona w województwie zachodniopomorskim, w powiecie drawskim, w gminie Czaplinek. Obecnie wieś liczy 309 mieszkańców. Wieś – owalnica leży na północ od Czaplinka, między jeziorami – Drawsko a Prosino. Dojeżdżając do położonego na wzgórzu Kluczewa pierwszą rzeczą, jaką widzimy, jest zakończona iglicą wieża kościelna. Jest to kościół parafialny, rzymskokatolicki pod wezwaniem Narodzenia Św. Jana Chrzciciela. Na tylnym szczycie Świątyni tkwi potężne bocianie gniazdo, zasiedlane rok w rok od sześćdziesięciu lat przez naszych stałych gości. Na południowy wschód od Kluczewa leży faunistyczny rezerwat przyrody „Jezioro Prosino”. W Kluczewie rozpoczyna się Szwajcaria Połczyńska. Jest to najwyższa część wzniesień, charakteryzująca się kombinacją wysokich wzgórz, jezior, rzek i lasów. W lasach tych można wybrać się na zbiór grzybów, oraz podziwiać piękno przyrody. Słuchać śpiewu ptaków i gruchania dzikich gołębi. Na pobliskich łąkach i pastwiskach można zaobserwować stado dzikich koni, którego właścicielem jest pan Marek Serafin. Pana Marka można spotkać na pastwisku doglądającego swego stada, ja wraz z koleżanką miałam szczęście poznać pana Marka przy pracy na pastwisku. Stado dzikich koni liczy ponad 300 sztuk. Jest to najprawdopodobniej największe tego typu stado nie tylko w Polsce, ale i w Europie. W Kluczewie nad
jeziorem Drawsko wybudowano pomost. Z pomostu mogą korzystać żeglarze, wędkarze i turyści, którzy przybywają do nas, aby wypocząć nad jeziorem. Obok pomostu na brzegu wybudowano wiatę, ławo-stoły i drewniane ławki, na których można przysiąść i odpocząć. Jest też bezpieczne miejsce na rozpalenie ogniska, przy którym można biesiadować. Znajduje się również tablica informacyjna, z której dowiemy się jakie gatunki ryb żyją w Jeziorze Drawsko. A przy odrobinie szczęścia można zaobserwować orła bielika w locie.
8
<><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><>
W Kluczewie mamy także nowo wybudowany plac zabaw dla dzieci. Są tam huśtawki, karuzela oraz domek z drabinkami. Teraz dzieci mogą miło i bezpiecznie spędzać wolny czas. O bezpieczeństwo w Kluczewie dba Ochotnicza Straż Pożarna. Jednostka ta włączona została do Krajowego Systemu RatowniczoGaśniczego. Oprócz OSP mamy także zakład produkcyjny „Gniewko”, który ma w swojej ofercie przepyszne krówki wielosmakowe, krówki w czekoladzie, trufle i śliwki w czekoladzie. Można również zaopatrzyć się w miód pszczeli wprost z pasieki państwa Fujarskich. W Kluczewie odbywają się różne imprezy, np. festyny odpustowe, festyny rodzinne, dożynki oraz inne związane z rocznicami. Zabawy te odbywają się na świeżym powietrzu, na wiejskim boisku, gdzie znajduje się podest wyłożony z kostki brukowej, specjalnie po to, aby można było bezpiecznie tańczyć. Na boisku odbywają się również ćwiczenia strażaków przed zawodami. Boisko znajduje się na końcu wsi. Na uboczu boiska, wzdłuż ścieżki rowerowej znajduje się biesiadna altana ze stołami i ławkami. Tutaj strudzeni turyści mogą odpocząć przed dalszą drogą. Tuż przy altanie znajduje się palenisko, gdzie można rozpalić ogień. Wokół paleniska znajdują się nowe ławki, a obok stoły z ławkami, gdzie można w pogodny wieczór przysiąść przy ognisku.
innymi takie gatunki grzybów jak: koźlarz pospolity, koźlarz czerwony, kurki, maślaki, borowiki szlachetne, podgrzybki, kanie, gąski szare i zielone oraz opieńki. Do roku 2004 w Kluczewie znajdował się również Urząd Pocztowy, obecnie został budynek, który jest budynkiem mieszkalnym. W budynku tym mieszkam ze swoimi rodzicami i dziadkami. Sklepy wysyłkowe oferują zegary pamiątkowe z wizerunkiem Kluczewa. Znajdują się na nim budynki związane z historią Kluczewa. Na zegarze znajdują się: Urząd Pocztowy, plebania, kościół, Szkoła Podstawowa, sala wiejska i Ośrodek Kultury. Serdecznie zapraszam na wypoczynek do Kluczewa mieszkanka Marika Pietniczka, uczennica kl. VIII.
Pod koniec lata na boisku swój sejmik mają bociany, zbierają się tutaj w kolonie i szykują do odlotu. Dbamy o to, aby było u nas ładnie i czysto. Liczne klomby obsadzone są kwiatami i krzewami ozdobnymi, które wspólnie pielęgnujemy. Mamy kącik, w którym można przysiąść i odpocząć. Czasem spotykamy się, i w gronie mieszkańców omawiamy, co jeszcze można u nas zmienić aby było ładniej. Sami staramy się także zagospodarować niepotrzebne rzeczy i tak powstaje coś nowego i przydatnego, tj. wieszak na kwiaty ze starego roweru oraz ławki i stół z niepotrzebnych palet. Jesienią gdy jest czas grzybobrania, mieszkańcy chętnie wybierają się do pobliskich lasów na zbiór grzybów. Rosną między
Kurier Czaplinecki - Sierpień 2018
Kurier Czaplinecki - Sierpień 2018
<><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><>
Sierpniowa kanikuła rodek lata jest zarazem pełnią sezonu wędkarskiego. Na ryby ciągną w plener rzesze wędkarzy hobbystów, tych, co już wędkowanie traktują jak narkotyk, ale także początkujących. Nie brak też takich, którzy wędkują od przypadku, bo akurat jest urlop. Dla niektórych to chwilowy odpoczynek od wciąż gdaczącej żony. Nie da się ukryć, że wędkowanie to najlepsze lekarstwo na zmęczenie psychiczne. Żadne piguły nie zastąpią relaksu nad wodą – a gdy jeszcze ryby biorą, to frajda niebywała. W naszym Czaplinku możemy dostać zawrotu głowy od nadmiaru atrakcji, bo bogate Pojezierze Drawskie kusi. Jest więc dylemat, gdzie się wybrać? Na jaką rybę zapolować, jaki wziąć sprzęt? Bo nie na każde jezioro, każda wędka jest przydatna. Czy będziemy łowić z brzegu, z kładki czy z łódki. Pontonu raczej nie zalecam, jest niebywale niebezpieczny i zdradliwy. Jeśli planujemy wypad na białą rybę spokojnego żeru, nie zapominajmy zanęcić i zabrać przynęty, i najważniejsze – podbieraka. A nuż będzie nam potrzebny. Dobrze przynęty mieć tak żywe, jak i pochodzenia roślinnego, ale gotowane szybko się psują. Piszę jakby wędkarz jechał nie na ryby, a po ryby. Bo gdzie te czasy, kiedy to na widok stada kilogramowych „garbusów” zarówno doświadczonemu, jak i młodemu wędkarzowi ręce drżały z emocji. Wystarczyło rzucić byle jaką błystkę, żywczyka czy rosówkę i pręgowany tygrys naszych wód łapał się natychmiast. Pechowego okonia zahaczonego na kotwiczce odprowadzała do burty łodzi cała wataha okoni. Ryby łowiłem, można powiedzieć „od zawsze” przeważnie tylko w wakacje, to był właśnie środek lata. Jak na swój wiek, amatorszczyznę, ówczesny sprzęt, to teraz nie musiałbym się wstydzić. Ale już od lat dojrzałych mój ulubiony sposób wędkowania to spinningowanie. Dlatego przeproszę wędkarzy amatorów wędkujących spławikowo, że tylko marginalnie poruszam ten temat. Mam za mało wiedzy i doświadczenia, aby wymądrzać się o polowaniu na ryby spokojnego żeru. Zwłaszcza, że w Czaplinku są wspaniali fachowcy, doświadczeni wędkarze spławikowi, którzy mogą się chwalić rybami nawet medalowymi. Czasem w sierpniu żar się leje z nieba, jak w tym roku, rolnicy kończą już żniwa, a tu nadeszła chęć na ryby, do tego z blachą. Sąsiad pyta, czy nie lepszy byłby „browarek”, a już jak na łodzi, to zacumować ją gdzieś w cieniu, w oczeretach lub pod olchą nad wodą. Obiegowa opinia faktycznie jest taka, że szczupaki i inne drapieżniki w taką pogodę nie biorą. Dlatego też niektórzy szykują sprzęt na drapieżniki wiosną lub jesienią. Latem zaś jeżdżą „gruntowcy” i zwolennicy pełnego relaksu na wodnym łowisku. Mówią, że jak wędkarz nie stoi, ino leży, to się maskuje i ryby go nie widzą, tak twierdzi jeden z moich znajomych kolegów, zagorzały zwolennik relaksowego łowienia. No cóż, albo relaks albo łowienie, jak mówi przysłowie „jeden woli córkę a drugi teściową”. Czy słusznie? Na przekór powielanym stereotypom, łowiłem w środku lata od dawien dawna. Oczywiście na spinning. Wyniki różne, ale największego w życiu szczupaka złowiłem właśnie w upalne sierpniowe południe. Rzecz cała w tym, że podczas letnich upałów szukałem ryb drapieżnych gdzie indziej jak wiosną czy jesienią. Ten wspomniany wyżej przypadek zdarzył się na j. Pławieńskim. Motorowerem „Jawka” wybrałem się z przyjacielem Zbyszkiem Ludwiczakiem popływać. Dla relaksu, jak zwykle zabrałem spinning. Toporne wędzisko z włókna szklanego, tudzież toporny kołowrotek, cud świata na owe czasy produkcji NRD. Kolega „poznaniak” dogadywał mi, „co ty chcesz złapać na tę lolę (tak nazywał spinning)?” Upał, gładka toń jeziora, bo było bezwietrznie, pogoda antyrybna. Po paru rzutach poczułem jakiś twardy zaczep. Już chciałem sięgać po odczepiaczkę, ale coś się dzieje. Żyłka razem z tym mniemanym zaczepem zaczęła wędrować wzdłuż brzegu. Wiedziałem, że jest coś większego na haku. Na całe szczęście żyłka była bardzo gruba a ryba skręciła w kierunku toni pelagicznej. Kołowrotek „Rex” (wędkarze go pamiętają) trzeszczał, bo nie miał hamulca i nie zwalniał żyłki. Całe szczęście, że łódź nie była zacumowana i szczupak ciągnął nas w głąb jeziora. Byliśmy pewni, że się zmęczy i tak po prawie 20 min. się stało. Tak duży szczupak się nie szarpie. Majestatycznie prowadzi tak jak chce. Został zmęczony, doholowany do burty, ale jak go wyciągnąć? Nie mieliśmy podbieraka. W końcu Zbyszek chwycił go za oczy, wciągnął do łodzi, wówczas zaczął wariować. W ogrodnictwie (dzisiaj „Netto”) Zbyszek u siebie go zważył. Odważników miał do 10 kg. Nie starczyło, dołożył dwie torebki kg cukru na szalkę, było za mało, mógł mieć około 14 kg. Najlepsza ze szczupaka była wątróbka, uwielbiam. Cała rzecz w łowieniu ryb na spinning latem polega na tym, że podczas upałów szukam ryb, gdzie indziej jak zwykle. W swoim samochodzie miałem hak, zaczepiałem przyczepkę z łódką sklejką, mogłem dojechać wszędzie. Można więc zapolować na szczupaka, najpewniejsze niewielkie bagienka porośnięte roślinnością wodną, jeziorka, najlepsze są takie, jak je nazywałem dziury wodne. Śródleśne drapieżniki są na ogół głodne, bo tam drobnicy w ogóle mało, bo została już w pień wycięta. Zawsze patrzyłem, co w wodzie pływa. Jeżeli
9
np. w niewielkim zbiorniczku lub rowie melioracyjnym jest dużo żab, to na pewno będzie tam mało szczupaka i innych drapieżników. Łowiłem w najmniejszych nawet lukach, pomiędzy roślinnością, prawie dosłownie w zielsku. Bywało, że blaszka miała do przebycia nie więcej jak parę metrów. Zdarza się, że błystka lekko dotknie lustra wody i spod liścia, niczym z katapulty wyskakuje szczupak. Czasem nie trafi. To nic, za pewien czas wracam i w tym samym miejscu ponowny rzut, jest, ale wówczas problem jak go wyciągnąć. Czym mniejszy to gorzej, bo zaplątuje się albo w rosnącą moczarkę kanadyjską, to pół biedy, gorzej jak owinie się wokół łodyg trzciny, pałki, sitowia lub rosnących w wodzie nenufarów lub grzybienia białego. Także trudno wyjąć z rdestnicy. Również w większych jeziorach cętkowane drapieżniki przebywają chętnie w czasie upałów w nieprawdopodobnie płytkich, mocno zarośniętych miejscach. Aż się nie chce wierzyć, żeby pół metra wody nad grzbietem wystarczyło, by wśród kłębów moczarki i pod liśćmi nenufarów krył się nawet kilkukilogramowy szczupak. To nie żadna przesada, bo w taki sposób zaliczyłem ogromną ilość tych drapieżników na j. Młotowo, właśnie w środku lata. Wydawałoby się, że upalnie, woda gorąca, jeziorko zarośnięte a drapieżniki takie nabuzowane. Tajemnica w tym, że wędkarz odczuwa słońce w całej krasie, ale ryba przebywa w cieniu tych roślin, w dobrej kondycji, bo i woda w tym miejscu jest dobrze natleniona. Gdyż zachodzi tam stały proces fotosyntezy. Pod wpływem słońca roślina wydziela tlen pobierając jednocześnie dwutlenek węgla. O ile więc przy dnie nie ma procesów gnilnych, to nie ma przyduchy i ryby są w doskonałej kondycji. Latem także można odwiedzić j. Drawsko. Obfituje w stynkę i sielawę. W czasie kanikuły okonie chodzą za ławicami tych ryb nawet na głębokości kilkunastu metrów i tam trzeba je łowić, ale na pokaźne, ciężkie wahadłówki. Bardzo daleki rzut, chwila odpoczywania aż przynęta opadnie na dno. Potem energicznie podrywamy, przerwa – blacha opada – skręcamy powoli, aby przynęta (blacha), bo wówczas mamy pewność, muskała niemal dno. To nie żadna tajemnica – ale jak skuteczna. W taki sposób, w jeden sierpniowy podwieczór na j. Krzemienko złowiłem kilkadziesiąt wielkich okoni na Mepsa Long. W czasie upałów ryby chętnie gromadzą się w pobliżu podwodnych źródlisk. Woda tam jest zimniejsza, lepiej natleniona. Dowiedzieć się o takim miejscu nie trudno – zimą słabo, później zamarzają. W upały dobrze brały okonie. Często żerują w stadach w okolicach podwodnych górek, na stokach spadów, w okolicach zwalonych wiatrołomów. Na głębi, w cieniu zatopionych konarów czają się czasem nawet medalowe garbusy. Jeśli uganiały się na powierzchni to łowiłem płytko, jak nie brały próbowałem głęboko, podaną metodą przerywanego skręcania od dna. Bogactwo rybostanu wiąże się z obfitością świata roślin. Jeżeli staw czy dno tego zbiornika nie jest żyzne to i także ryby nie mają tam korzystnych warunków do życia. Również nadmiar roślin szczególnie wynurzonych np. trzcin, sitowia, strzałki, tataraku ogranicza dostęp do światła. Bardziej doświadczony wędkarz szuka roślin, które pomogą ustalić gdzie i jakie „trzymają” się gatunki ryb. Wiadomo, że w okolicy rdestnicy połyskującej zawsze czai się szczupak. Nasze jeziora w nie obfitują. Na Krzemienku wystarczyło nieraz przeciągnąć blachę równolegle na spadzie do nich. Na „Bąblu” warto było podpłynąć pod rzadką kępę trzcin, tam zawsze dyżurował szczupak. Na „Pustkach” małe zacisza, porośnięte brzegi liśćmi nenufarów i grzybieni wskazywałyby, że może być tam drapieżnik. Tam w środku lata odnosiłem niezapomniane sukcesy. Porośnięte rogatkiem i osoką aloesową płytkie jezioro małe Pławno właśnie w sierpniu było najszczęśliwsze. Właśnie spod kępy pływającej osoki (inaczej mówiąc ostu wodnego) wyszedł mi kiedyś szczupak jak kłoda. Otworzył mordę i nie trafił w blachę. Stał ogłupiały jeszcze chwilę koło łodzi, ale szybciej ode mnie oprzytomniał, machnął ogonem i majestatycznie wolno odpłynął. Serce podeszło mi pod gardło, ręce dygotały, nie mogłem wiosłować, ale takich przypadków latem i to już zerwanych było wiele. O tych wszystkich sierpniowych przygodach mógłbym napisać nawet książkę, tyle ich było. Jak wynika z powyższego opisu, w sierpniu, w czasie największej kanikuły można połączyć z powodzeniem swe pasje wędkarskie z czynnym odpoczynkiem nad naszymi pięknymi, małymi bajorkami na Pojezierzu Drawskim. Józef Antoniewicz
10
<><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><>
Suplementy diety – dilerzy złudzeń uplement diety to – zgodnie z Ustawą o bezpieczeństwie żywności i żywienia - produkt złożony z substancji odżywczych (m.in. witamin, minerałów, przeciwutleniaczy itp.), którego funkcją jest uzupełnianie niezbilansowanej diety o brakujące składniki. Suplementy diety nie mogą zawierać substancji o właściwościach leczniczych. Po suplementy diety sięga 72% Polaków. Rynek suplementów rośnie. Obecnie jest szacowany na 4,35 mld zł. Eksperci spodziewają się, że w 2020 r. przekroczy 5 mld zł. Do stosowania suplementów przyznaje się 72% Polaków – ja również, z czego prawie połowa zażywa je regularnie, jak wynika z sondażu agencji Badań Rynku i Opinii przeprowadzonego w lutym 2017 r. Najsmutniejsze jest to, że aż 41% rodaków przypisuje suplementom właściwości lecznicze. Właściwości, których te produkty nie mają. Połowa z nas uważa, że suplementy są tak samo kontrolowane jak leki. A nie są. I to bardziej, niż nam się wydaje. Główny Inspektor Sanitarny dostając powiadomienie o wprowadzeniu substancji do obrotu, czytał tylko podany przez producenta skład. I ponieważ nie było tam niczego, co wyglądałoby groźnie, przybijał pieczątkę. Poddano parę suplementów badaniom laboratoryjnym. I wyszły niezłe kwiatki. Na 11 badanych substancji w czterech próbkach suplementów diety z grupy probiotyków (probiotyki, czyli tzw. dobre bakterie, które wspomagają m.in. leczenie biegunek, alergii, chorób zapalnych jelit i wątroby, wzmacniają odporność organizmu) - stwierdzono obecność niewykazanych w składzie szczepów drobnoustrojów. W kolejnych czterech stwierdzono niższą niż deklarowana na opakowaniu liczbę bakterii pro- biotycznych. W jednej próbce wykryto zanieczyszczenie produktu bakteriami kałowymi. I to takimi, które zdaniem ekspertów stwarzały zagrożenie dla zdrowia, a nawet życia konsumentów. Suplementy i ich właściwości mogą być kontrolowane, ale jest to przeprowadzane wyrywkowo. Państwowa Inspekcja Sanitarna i Sanepid sprawdzają produkty pod kątem prawidłowości oznakowania, mikrobiologicznym i zanieczyszczenia metalami. W 2017 r. Sanepid zdyskwalifikował pod tym względem 79% przebadanych produktów. Do GIS trafiło w ub.r. 4280 suplementów. W przypadku 211 zakwestionowano ich etykietowanie. Od lat medycy walczą o zakaz wciskania ludziom miksturowej ciemnoty. Od lat posłowie odgrażają się, że w sferę dystrybucji parafarmaceutyków powinno wkroczyć państwo i skończyć z oszukiwaniem Polaków. Od ostatnich wyborów Ministerstwo Zdrowia i sejmowe komisje debatują nad ucywilizowaniem niespotykanego w cywilizowanym świecie manipulowania ludźmi. Najwyższa Izba Kontroli z własnej nieprzymuszonej woli zrobiła to, co należy do Sanepidu. To, co wyszło NIK, nie jest dla nikogo myślącego zaskoczeniem. Może poza skalą zjawiska. Polskie prawo pozwala rozpocząć sprzedaż suplementu diety w momencie wysłania powiadomienia o tym fakcie do Głównego Inspektoratu Sanitarnego. W GIS sprawdzaniem, czy zgłoszone coś jest cacy, czy trutką zajmuje się 7 osób (dane z ub.r.). Przeciętny czas, który mija od zgłoszenia do przebadania substancji, waha się od roku do trzech lat. I dlatego ze zgłoszonych w GIS 30 tys. specyfików zweryfikowanych jest ledwie co trzeci. NIK stwierdziła, że „rynek suplementów diety wymaga pilnej poprawy regulacji dotyczących tych produktów. Polscy konsumenci spożywają coraz więcej suplementów diety, traktując je nierzadko jako panaceum na różne dolegliwości. Nie wiadomo jednak dokładnie, co spożywamy, gdyż wprowadzanie do obrotu i sprzedaż są praktycznie poza skuteczną kontrolą. Badania laboratoryjne suplementów diety zlecone przez NIK wykazały, że wiele z nich nie wykazuje cech deklarowanych przez producentów, a zdarzają się też po prostu szkodliwe dla zdrowia.
Kurier Czaplinecki - Sierpień 2018
Co prawda w Ministerstwie Zdrowia trwają prace nad zmianą przepisów związanych z suplementami diety. Planowane są ograniczenia w ich reklamie, zaostrzenie kar dla firm nieprzestrzegających przepisów związanych z ich wprowadzaniem do obrotu, oraz wprowadzenie opłaty za przeprowadzone postępowanie. Ale upłynęło bardzo dużo czasu, a w sprawie ustawy nic nie drgnęło. Naczelna Rada Lekarska oświadczyła: „Należy rozważyć wprowadzenie w Polsce zakazu reklamy leków dostępnych bez recepty, wyrobów medycznych oraz suplementów diety. Jeżeli wprowadzenie takich zmian musiałoby wymagać zmian przepisów prawa Unii Europejskiej, to z uwagi na wagę problemu należy niezwłocznie podjąć działania zmierzające do zmiany tych przepisów, aby dawały one państwom członkowskim prawo do wprowadzenia ograniczeń reklamy takich produktów, w tym również całkowitego zakazu reklamy kierowanej do społeczeństwa”. Co roku sprzedaje się u nas suplementy diety za ponad 4 mld zł. Podobno wprowadzenie zakazu reklamy suplementów zubożyłoby skarb państwa o ledwie 60 mln zł. Rząd pochylił się zatem nie nad budżetem, ale nad wciskającymi paramedyczny kit producentami i aptekarzami. Oczywiście lobby producencko – aptekarskie zasponsorowało raport. Napisał go Instytut Badań nad Gospodarką Rynkową. Dlatego nie ma się co dziwić, że napisano, iż „możliwe zmiany legislacyjne byłyby niekorzystne dla krajowych producentów leków, negatywnie wpłynęłyby na dochody budżetu państwa, spowodowałyby wzrost cen leków, jeszcze bardziej utrudniłyby działalność branż pokrewnych funkcjonujących na progu rentowności, przede wszystkim aptekarskiej i reklamowej”. Jak widać, według IBnGR na zakazach stracą też pacjenci. Dlatego, że producenci nie będą mieli pieniędzy na badania. „Brak badań nad nowymi lekami odbije się na jakości dostępnych produktów. A ściąganie nowych leków z zagranicy będzie kosztowne”. Czy oni naprawdę sądzą, że ktoś oprócz urzędników, posłów oraz ministrów uwierzy w taki kit? Prawda tymczasem jest zupełnie inna. W kieszeniach biednych, ogłupiałych od reklamy ludzi zostałoby kilka miliardów złotych. A stan zdrowia tej populacji nie uległby najmniejszej zmianie. Ale takiego przekazu znikąd nie dostaniemy. Po prostu na pieniądzach z branży farmaceutycznej i parafarmaceutycznej opiera się cały sektor medialny. A on nie będzie podcinał gałęzi, na której siedzi. Według raportu lekarzy naukowców z Uniwersytetu Medycznego w Łodzi przedstawionego już w resorcie zdrowia, ponad 11% sięgających po suplementy zgłasza działania niepożądane. Najczęściej są to podrażnienia przewodu pokarmowego, reakcje skórne, dolegliwości układu sercowo – naczyniowego, zaburzenia psychiczne. Inne dane UMŁ pokazują, że 55,5% Polaków uważa dostępne na rynku suplementy za bezpieczne dla zdrowia, a tylko 13,5% jest zdania, że mogą być szkodliwe. Najgorsze jest to, że pacjenci garściami łykają różne suplementy, nie mówiąc o tym lekarzowi. Zamiast przedłużyć sobie życie, biorąc sprawdzone i skuteczne leki, pacjenci kupują jakieś grzybki w nadziei, że im to pomoże. Otóż nie pomoże. A szansę na leczenie stracili. W polskich aptekach można np. nabyć odpowiedniki Viagry, które kosztują kilkanaście złotych i cokolwiek by powiedzieć, pewne jest, że działają. Ale obok nich stoją suplementy diety na potencję o niejasnym działaniu i składzie, na które trzeba wydać 100 zł, i te lepiej się sprzedają. Dlaczego? Bo konsument uważa, że jak coś jest drogie, to znaczy, że dobre. A przecież często bywa na odwrót, dobre okazuje się to, co mniej kosztuje, jest lepiej sprawdzone, a cenę dodatkowo obniża konkurencja. Nie należy wylewać dziecka z kąpielą. Lekarze nie są przeciwnikami suplementów, sami czasami po nie sięgają. Chodzi o to, aby były one bezpieczne, byśmy byli co do tego przekonani. Na razie narodowe łykanie kitu trwa. Opracował: Brunon Bronk
W dniu 19 sierpnia na czaplineckim Rynku odbył się Piknik Rodzinny, którego celem było zebranie funduszy na leczenie 38-letniej Karoliny, matki dwóch synów, chorej na glejaka. Kto chce pomóc Karolinie może dokonać wpłaty na konto: Fundacja Pomocy Dzieciom i Osobom Chorym „Kawałek Nieba” Bank BZ WBK 31 1090 2835 0000 0001 2173 1374 Tytułem: „1630 pomoc dla Karoliny Marcinkowskiej”
KURIER CZAPLINECKI - miesięcznik lokalny, kolportowany bezpłatnie, dostępny w formie elektr.: www.dsi.net.pl; wwwczaplinek.pl. Tel. Redakcji 603 413 730, e-mail: redakcja.kuriera@wp.pl. Redaguje zespół. Wydawca: Stowarzyszenie Przyjaciół Czaplinka. Konto: Pomorski Bank Spółdzielczy O/Czaplinek 93 8581 1027 0412 3145 2000 0001, NIP 2530241296, REGON 320235681, Nr rej. sąd.: Ns-Rej Pr 25/06. Nakład 1700 egz. Druk: Przedsiębiorstwo Prywatne „Grażyna” - Waldemar Sopoćko, tel. 502 532 969. Redakcja zastrzega sobie prawo zmiany tytułów, skracania redakcyjnego, opracowania i adiustacji otrzymanych tekstów, selekcjonowania i kolejności publikacji. Nie zwracamy materiałów nie zamówionych i nie ponosimy odpowiedzialności za treść listów, reklam, ogłoszeń. Drukujemy tylko materiały podpisane, można zastrzec personalia tylko do wiadomości redakcji. Nadesłane i publikowane teksty i listy nie muszą odpowiadać poglądom redakcji. Ceny reklam: moduł podstawowy (10,3 x 4,5) w kolorze - 60 zł, czarno-biały - 30 zł, ogłoszenie drobne - 10 zł, kolportaż ulotek - 200 zł.
Kurier Czaplinecki - Sierpień 2018
<><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><>
11
Nabór do SZKÓŁ ZAOCZNYCH „EDUKACJA” - dla Dorosłych na semestr jesienny 2018/2019 tel. 606 483 438, edukacjaczaplinek.pl Nabór do szkół na rok 2018/2019 • LICEUM OGÓLNOKSZTAŁCĄCE • po gimnazjum i szkole podstawowej - 3-letnie • po ZSZ - nauka trwa 2 lata • SZKOŁA POLICEALNA 2-letnia po szkole średniej • Technik rachunkowości • Technik BHP (nowy kierunek) Wszystkie szkoły posiadają uprawnienia szkół publicznych. Zajęcia co 2 tygodnie (piątek od 15:15 i sobota od 8:00). Dodatkowe informacje: Telefon: 606 483 438 www.edukacjaczaplinek.pl (podanie do pobrania) PRZYJDŹ, ZAPISZ SIĘ - BEZ EGZAMINÓW WSTĘPNYCH!!! Nabór trwa od maja do września.
2018-2019