LifeIN Łódzkie Nr (14) 4/2019

Page 1

4(14) / 2019 sierpień – wrzesień

ZOFIA NAWROCKA Jak zrobić makijaż pod okulary

RAFAŁ LEŚNIAK Zmieniamy Łódź, by była piękniejsza

MACIEJ TRZEBEŃSKI Fabryka Sztuki miejscem otwartym dla wszystkich

Magdalena Michalak

Nie tęsknię, nie płaczę


K

...

15 września - 15 października 2019 r. W ramach ramachkampanii kampanii w Łodzi planujemy: W w Łodzi planujemy: - konkurs na Facebooku "HIT rynku usług rozwojowych", do udziału w którym serdecznie zapraszamy wszystkie rmy z tej branży już od dziś (regulamin na stronie BRITISH CENTRE w zakładce PROJEKTY pod hasłem DNI UCZENIA SIĘ DOROSŁYCH) - konferencja inauguracyjna 17.09.2019 godz.12.00 (w ramach Europejskiego Forum Gospodarczego Łódzkie 2019) - piknik edukacyjny na Rynku Manufaktury - 28 września 2019 r. w godzinach 10.00-20.00 - konferencja podsumowująca - 8.10.2019 r. godz.12.00 w Wojewódzkim Centrum Przedsiębiorczości, Narutowicza 34 Przy okazji każdego wydarzenia można będzie zasięgnąć informacji na temat pożyczek na kształcenie (Konkurs nr POWR.04.01.00-IZ.00-00-009/16)

Chcesz skorzystać z fantastycznego szkolenia? Potrzebne Ci kosztowne doradztwo? Pragniesz zmienić swoje żyć? Jest Ci niezbędny coaching, który przeprowadzi Cię przez zmianę i pomoże osiągnąć sukces? Jeśli TAK, to mamy dla Ciebie sposób na snansowanie Twoich potrzeb: POŻYCZKA NA KSZTAŁCENIE! W ramach Działania 4.1 Innowacje społeczne Programu Operacyjnego Wiedza Edukacja Rozwój realizowane są projekty zakładające udzielanie pożyczek na kształcenie (Konkurs nr POWR.04.01.00IŻ.00-00-009/16) Możesz otrzymać nawet 100 tysięcy zł nieoprocentowanej pożyczki na 60 miesięcy na każdą formę kształcenia (z wyłączeniem studiów I, II i III stopnia) trwającą nie dłużej niż 24 miesiące. Istnieje możliwość umorzenia nawet 25% pożyczki. Warunki umorzenia zależne są od projektu i dostępne w regulaminach: https://inwestujwrozwoj.pl/; https://open.frp.pl/do-pobrania

pomorska@british-centre.pl; tel. 42/ 678 64 44


BC TRAINING

szkolenia coaching doradztwo

programy rozwojowe dla firm sprzedaż, marke�nn, obsługa klienta, budowa i rozwój zespołów, doskonalenie umiejętności menedżerskich i inne

BRITISH CENTRE

rozwój osobisty komunikacja interpersonalna, kształtowanie wizerunku, etykieta, warsztaty rozwoju kreatywności, design thinking i inne

doradztwo biznesowe, coaching indywidualny i zespołowy biznesowy, life coaching

szkoła języków obcych

angielski niemiecki hiszpański włoski i inne

kursy języka ogólnego i specjalistycznego, konwersacje, przygotowanie do egzaminów językowych i matury

bezpłatne: diagnostyka wstępna, konsultacje dla słuchaczy i egzaminy próbne

pisemna gwarancja skuteczności i egzaminacyjna

program lojalnościowy OPŁACA SIĘ POLECAĆ (możliwość uczenia się za darmo)

bezpłatne lekcje pokazowe i dodatkowe eventy kulturowe

dla dzieci: program Na�oonal Geogaphic Learning

małe grupy, zajęcia indywidualne, zajęcia on-line za pośrednictwem różnych komunikatorów

BRITISH CENTRE

Autoryzowane Centrum Egzaminacyjne Zapraszamy kandydatów na nasze kameralne sesje egzaminacyjne prowadzone w miłej, serdecznej atmosferze!

Dla dzieci i młodzieży szkolnej Pre-A1 Starters (YLE Starters) A1 Movers (YLE Movers) A2 Flyers (YLE Flyers) A2 Key for Schools (KET) B1 Preliminary for Schools (PET) B2 First for Schools (FCE)

Dla dorosłych i młodziedży A2 Key (KET) B1 Preliminary (PET) B2 First (FCE) C1 Advanced (CAE) C2 Proficiency (CPE)

Zapraszamy do współpracy firmy i instytucje edukacyjne! Kontakt: bc1@bri�ssh-cetre.pl, tel. 601 337 222, 42 678 6 444 Oddziały stacjonarne: Łodź, al. Kościuszki 93 Zgierz, ul. 3 Maja 41/47 ul. Pomorska 140


Dzień dobry

Foto: Agnieszka Cytacka

1440 – mała, wielka liczba Zapewne zastanawiacie się, co oznacza liczba z tytułu – data jakiegoś wydarzenia, odległość z Łodzi do Paryża, a może wczasy na Costa Brava kupione w ofercie last minute? Nic z tych rzeczy. To jest magiczna liczba, która może zmienić całe nasze życie! Jak? Za każdym razem, gdy rano budzi nas dźwięk budzika, możemy sobie powiedzieć: przed nami nowy dzień, kolejne 1440 minuty, z którymi możemy zrobić wszystko, co przyjdzie nam do głowy. 1440 minuty… Aż tyle dostajemy każdego dnia i tylko tyle. Dlaczego minuty, a nie na przykład 24 godziny albo 86 400 sekund? Sekundy upływają bardzo szybko, godziny wloką się czasami bez końca. A minuty? Pomyślcie, na ile sposobów można wykorzystać każdą. W minutę można zjeść jabłko, wypić szklankę wody, przytulić kogoś bliskiego, uśmiechnąć się, zrobić 20 przysiadów, napisać SMS-a, odpowiedzieć na e-mail, podjąć decyzję o rzuceniu palenia i wiele innych. Chyba zgodzicie się, że minuta jest właściwym wskaźnikiem pokazującym upływ czasu. W życiu każdego człowieka są rzeczy cenne i cenniejsze. Takie, którym nadajemy większą wartość i takie, bez których nasze życie nie jest ani uboższe, ani bardziej udane. Podczas wielu spotkań i rozmów z bohaterami kolejnych wydań LIFE IN. Łódzkie, osobami, które osiągnęły w życiu sukces i dla których nie ma rzeczy niemożliwych, często rozmawiamy o tym, co jest dla nich ważne. Obok zdrowia, rodziny, przyjaciół, firmy i pieniędzy to właśnie czas zawsze trafia na ich listę priorytetów. Zwykle na najwyższą pozycję. Oni doskonale wiedzą, że jak pozwolą sobie na stratę choćby części z tych 1440 minut, to stracą znacznie więcej. Z pewnością nie raz stawialiście sobie pytanie, co by było, gdybyśmy dostali od losu dodatkową godzinę dziennie? Na co byście ją przeznaczyli, jak wykorzystali, co przeczytali, z kim się spotkali...? I choć wiemy, że to niemożliwe, to wciąż marzymy o tych dodatkowych chwilach. Ale nic z tego! Akurat w tym aspekcie czas jest bezwzględny – każdego dnia, każdy z nas dostaje go tyle samo. Można mieć więcej pieniędzy albo z trudem wiązać koniec z końcem, studiować na doskonałej uczelni lub z braku środków skończyć edukacją na gimnazjum, nosić ubrania wielkich projektantów lub z tanich sieciówek. Los nigdy nie traktuje ludzi jednakowo. Ale czas… 1440 – tyle minut dziennie dostaje każdy z nas. Skoro dotarliście do tego miejsca, to oznacza, że pięć minut z tej puli przeznaczyliście dla mnie. Dziękuję za to i proszę o więcej! Uwierzcie, że czas przeznaczony na lekturę tego wydania LIFE IN. Łódzkie nie będzie czasem straconym! Zapraszam do lektury! Redaktor naczelna



MAGDALENA MICHALAK Nie płaczę, nie tęsknię

16

52

EDYTA I PRZEMYSŁAW BEDNARZE Beza! Miejsce z klimatem

RAFAŁ LEŚNIAK Budomal 360, bez kompleksów wobec największych korporacji

22

54

PRZEMYSŁAW ROKICKI Nie ma imprezy bez cateringu!

MARCIN ŚLAWSKI O inwestycjach bez tajemnic

26

56

DOMINIKA I SEBASTIAN SPYCHAŁA Nieco inny smak tradycji

AGNIESZKA SYGITOWICZ Wsłuchujemy się w głos przedsiębiorców

28

58

MACIEJ GIERMAZIAK I BARTŁOMIEJ BIESIADA Przy kawie łatwiej o dobry nastrój

60

AGNIESZKA I SEBASTIAN ANDRZEJEWSCY Najlepsze słodycze w Łodzi

62

MODA Mama panny młodej

28

30

MONIKA HRYNIEWICZ Moda na Łódź

30

MARLENA KLEŚTA Flaga na maszt

32

KATARZYNA LEWOC I KAROLINA NOWAK Jak impreza to tylko w Odlewni

34

66

ZOFIA NAWROCKA Makijaż a okulary

ŁUKASZ MASTALERZ I PAWEŁ KOWALCZYK Trzecie spotkanie z zegarkami

38

70

ANNA OLCZAK I LUCAS DYMNY Alliance Francaise – więcej niż szkoła

MACIEJ MAZURKIEWICZ I PAWEŁ ZALEWSKI AutoChronos już po raz trzeci w Łodzi

44

74

BMW Jakość bez eksperymentów

KAMIL MAĆKOWIAK Scena Monopolis, teatr otwarty

46

76

MARCIN I KUBA SZCZERBIŃSCY Czasem trzeba zaryzykować

PAŁAC PSTROKONIE Korzenie i róże

48

80

AGNIESZKA CYTACKA Balonem nad Kapadocją

MACIEJ MICHALAK I JOANNA NAMYŚLAK Sztuka i tatuaż

50

82

MACIEJ TRZEBEŃSKI Fabryka Sztuki miejscem dla wszystkich

32

66

82

Wydawca

Redaktor naczelna

Kamil Maćkowiak

Grafika i skład

RSMEDIA

Beata Sakowska

Katarzyna Malinowska

KosMedia Jarosław Kosmatka

Robert Sakowski

Współpracują z nami

Małgorzata Wojdal

Redakcja

Joanna Blewąska-Kołodziejczyk

Foto

509 499 400

Krzysztof Karbowiak

Agnieska Cytacka

90-365 Łódź, ul. Tymienieckiego 3

Monika Kern

Paweł Keler

redakcja@lifein.pl

Joanna Królikowska

Izabela Urbaniak

www.lifein.pl

Magda Maciejczyk

Biznes w kadrze

Patronaty 509 499 400 patronaty@lifein.pl Reklama reklama@lifein.pl Damian Karwowski, 727 925 865



polecamy

Łódź Business Run Każdy, kto lubi biegać i nieść pomoc innym, może wystartować w kolejnej odsłonie Łódź Business Run. Start 8 września. Łódź Business Run – to lokalna edycja największej w kraju charytatywnej sztafety biznesowej Poland Business Run, która pomaga spełniać marzenia osób z niepełnosprawnościami narządów ruchu. Bieg ma charakter sztafety – bierze w nim udział 5 zawodników – i odbywa się co roku jednocześnie w największych miastach Polski. Od pierwszej edycji udało się już zmienić życie 434 osób – finansując zakup protez, sprzętu medycznego oraz rehabilitację. Więcej informacji znajdziecie na stronie http://polandbusinessrun.pl.

30. Międzynarodowy Festiwal Komiksu i Gier Jubileuszowa, 30. edycja największego polskiego święta miłośników komiksu i gier odbędzie się w dniach 27-29 września. EC1 Łódź – Miasto Kultury oraz Stowarzyszenie Twórców „Contur” zapraszają na festiwal do zupełnie nowej przestrzeni hali EXPO w Łodzi. Program festiwalu składa się z kilkunastu elementów, takich jak: spotkania z twórcami komiksu z całego świata, strefy autografów, gdzie autorzy rysują dedykacje w zakupionych albumach komiksowych, targów komiksowych, warsztatów praktycznych ze znanymi rysownikami i scenarzystami, wystaw. Strefa gier to turnieje gier planszowych, RPG, komputerowych i konsolowych, jak i pokazy najnowszych technologii oraz sprzętu retro.

Light.Move.Festival Najbardziej kolorowy festiwal w Polsce zaczaruje śródmieście Łodzi w ostatni weekend września, czyli w dniach 27-29. Zapowiada się intrygująca edycja pełna niespodzianek. Tematem przewodnim najbliższej jest PRZESTRZEŃ. Twórcy festiwalowych instalacji i mappingów w swoich pracach odniosą się do miejsca ich prezentacji, które stanie się nie tylko tłem dla dzieła sztuki, ale też jego integralną częścią. Festiwal światła 2019 roku to ponad 30 jasnych punktów, nowa trasa umożliwiająca poznawanie odnowionych przestrzeni w centrum miasta, rekordowo dużo artystów czy monumentalna świetlista brama nad ulicą Traugutta.

Łódź znowu popłynie w Dzień Marzyciela Już 7 września fundacja Swim For a Dream po raz drugi zaprasza łodzian do wspólnego pływania! W Zatoce Sportu PŁ odbędzie się druga edycja Dnia Marzyciela, czyli charytatywnej sztafety pływackiej. W tym roku organizatorzy wprowadzili kilka zmian. Zatoka Sportu PŁ zostanie podzielona na trzy baseny o długości 25 m, gdzie łącznie na 30 torach zorganizowana będzie 12-godzinna sztafeta pływacka. Każdy z uczestników wskakuje do basenu, by przepłynąć co najmniej jeden basen. Jednakże, dla tych, którzy w wodzie czują się jak ryba, organizatorzy przewidzieli maksymalnie 30 minut na pływanie. Jest realna szansa, by była to największa impreza pływacka w Polsce, wystarczy, że zapisze się 2625 osób. Dochód z tegorocznej imprezy przeznaczony zostanie na rozwój programu stypendialno-mentoringowego Uniwersytetu Potężnych Dzików. Szczegóły na www.dzienmarzyciela.pl

8

Komponowanie przestrzeni. Rzeźby awangardy Podążając za eksperymentami rzeźbiarek i rzeźbiarzy awangardy wystawa prześledzi kulisy i konsekwencje fascynujących modernistycznych odkryć dotyczących relacji pomiędzy przestrzenią, ruchem i ciałem. Przewodniczką po nich będzie Katarzyna Kobro i jej prace, które pokazane zostaną w kontekście twórczości takich współczesnych jej twórców, jak m.in. Naum Gabo, Alexander Calder, Barbara Hepworth, Antoine Pevsner, Jean Arp, Isabelle Waldberg, Alexander Archipenko czy Julio Gonzales. Wystawę można oglądać od 4 października 2019 do 2 lutego 2020 w ms2 przy ul. Ogrodowej 19 w Łodzi.



polecamy

GrubSon – Sentymentalnie Tour

Paweł Domagała: 1984 Tour Paweł Domagała z powodzeniem spełnia się teraz także jako piosenkarz, zaskarbiając serca coraz większej rzeszy fanek (i fanów) nie tylko nowymi rolami, ale przede wszystkim piosenkami o miłości, podbijając przy tym polskie listy przebojów oraz klubowe i festiwalowe sceny. Podczas czwartej części trasy „1984 Tour” odbywającej się jesienią, oprócz znanego i oczekiwanego repertuaru będziemy mogli usłyszeć kilka piosenek z już przygotowywanej, trzeciej płyty Pawła, której premiera zapowiadana jest na 2020 rok! Jesienna trasa obejmie ponad 20 miast, a do Wytwórni Domagała zawita 12 października. Początek koncertu o godz. 20.

Sentymentalnie Tour to wydarzenie przedstawiające utwory GrubSona w wyjątkowej oprawie muzycznej. Z myślą o słuchaczach, którzy byli z artystą od początku i razem z nim przechodzili przez kolejne etapy w życiu, powstał pomysł specjalnej trasy jesiennej. GrubSon świętuje podsumowanie 15 lat działalności artystycznej oraz 10-lecie od daty wydania debiutanckiego albumu „O.R.S”! Podczas koncertu usłyszeć będzie można przekrojowy materiał ze wszystkich dotychczas wydanych płyt w zupełnie nowych aranżacjach. Sentymentalnie Tour w Klubie Wytwórnia 5 października o godz. 19.30.

Michael Buble w Łodzi Słynny kanadyjski wokalista wystąpi 19 września w Atlas Arenie, gdzie będzie promował swój nowy album „Love”. Michael Bublé, 43-letni wokalista z Kanady słynie z oryginalnej i ciepłej barwy głosu, którą wykorzystuje do wykonywania standardów jazzowych i tradycyjnego popu spod znaku Franka Sinatry. Jego płyty są jednymi z najlepiej sprzedających się albumów na świecie. Dotąd sprzedał ich ponad 60 milionów. Najbardziej spektakularnym sukcesem Bublé jest album „Crazy Love” z 2009 r., który zadebiutował na pierwszym miejscu amerykańskiej listy „Billboardu”.

David Garrett: Unlimited – Greatest hits – Live Od początku swojej kariery David Garrett nie ograniczał się do jednego stylu muzycznego. Stąd „Unlimited” („NieograniczonY”) jest czymś więcej niż tytułem trasy, to jego osobista filozofia życia. Każdy, kto zna Davida Garretta wie, że jego kreatywność jest nieograniczona. To „Diabelski skrzypek” naszych czasów, międzynarodowa gwiazda, która zaciera granice między Mozartem i Metalliką. Chwalony za pionierski trend współczesnej publiczności, a także za jego wyjątkowo wirtuozyjną grę. David odnajduje się w każdej muzycznej roli, czy wykonuje najbardziej zawiłe kompozycje klasyczne z najlepszymi na świecie dyrygentami i orkiestrami, czy gra najbardziej emocjonuje hity rocka stadionowego. Unlimited – Greatest hits – Live 5 października w Atlas Arenie o godz. 20.

Raz Dwa Trzy i Ważne piosenki Ten koncert to podróż po muzycznym świecie zespołu Raz Dwa Trzy. Adam Nowak na tle ważnych piosenek snuje opowieść o życiu, miłości, zakamarkach ludzkiej duszy – przygląda się naszym przywarom, zadaje pytania o sens życia, mocuje się z wiarą i niewiarą. Raz Dwa Trzy to zespół, który od lat udowadnia, że można podążać własną drogą, trzymać się własnych pomysłów i estetyki, a przy tym osiągnąć popularność, cieszyć się ogromną atencją fanów i nieustającą życzliwością krytyków. Teksty Adama Nowaka są kunsztownie skonstruowanymi opowieściami z głębokim przesłaniem. Filozoficzne kapsułki, które chce się połknąć, by poszerzyć świadowmość. Ważne piosenki w Klubie Wytwórnia już 15 września o godz. 19.



Patronat LIFE IN. Łódzkie

Festiwal Łódź Czterech Kultur Wielkie koncerty, kameralne spotkania muzyczne, premierowe spektakle, wystawy, piknik artystyczny i interwencje w przestrzeni miejskiej. Do tego gwiazdy estrady, uznane tytuły i najważniejsze nazwiska artystów młodego pokolenia. W tym roku Festiwal Łódź Czterech Kultur to ponad czterdzieści wydarzeń w dziewięć dni. Wszystko przygotowane przez zespół kuratorów i spięte wspólnym hasłem: Współistnienie, które ma przypominać o wielokulturowych korzeniach Łodzi. Zacznie się 6 i potrwa do 14 września. Tym razem ten najbardziej łódzki festiwal ma być jeszcze bliżej mieszkańców Łodzi. Organizatorzy zaplanowali wydarzenia aż w 26 różnych miejscach miasta. W przestrzeniach, w których odbywają się co roku, ale również w parkach, na skwerach. Organizowane od 17 lat wydarzenie odwołuje się do otwartości i różnorodności Łodzi, która przez lata była tyglem kultur i narodowości. Opowiada o współistnieniu, tolerancji i porozumieniu, do których kluczem jest język sztuki: teatr, muzyka i sztuki wizualne.

Po pierwsze teatr

Za program teatralny festiwalu odpowiada Agata Du­ da-Gracz. Teatralnych emocji dostarczą widzom trzy premiery: Magdalena Kumorek z monodramem Madaleine, Mariusz Zaniewski ze spektaklem Dzza/Przyszłość boli tylko raz i Agata Duda-Gracz z autorską propozycją Ustawienia ze świętymi, czyli rozmowy obrazów. Zaproszenie reżyserki przyjęły także Sardegna Teatro i Compagnia Teatropersona, które pokażą Makbeta w klasycznej elżbietańskiej realizacji, ale zagranego w języku sardyńskim oraz krakowski Teatr Ludowy, poznański Teatr Nowy i wrocławski Teatr Układ Formalny.

12

Po drugie sztuki wizualne

Silną reprezentację w tegorocznej edycji mają też sztuki wizualne, zorganizowane wokół dwóch głównych projektów – wystawy Owoce drzew wszystkich w Pasażu Lido i całej serii zdarzeń pod wspólnym tytułem Miasto Babel, które rozleją się po całym mieście, od Księżego Młyna po Bar Bambus. Za program tej sekcji odpowiadają Joanna Szumacher i Katarzyna Stańczak.

Po trzecie muzyka

Festiwalową publiczność z pewnością ucieszy muzyczna część programu, w tym dwa premierowe wydarzenia: Zespół Kamp! i jego goście: Izabela Trojanowska, Kev Fox, Hania Rani, Piotr Zioła, Rosalie i Barbara Wrońska, którzy na nowo zinterpretują hity muzyki elektronicznej lat 80. i 90. oraz koncert główny Znikające miasto z udziałem Krzysztofa Zalewskiego, Mony Mur, Meli Koteluk, Ralpha Kamińskiego, który opowie o Łodzi – wielkim mieście, co jak soczewka skupia wszelkie zdarzenia współczesności.

Po czwarte edukacja

Festiwal Łódź Czterech Kultur to także działania edukacyjne i spotkania odwołujące się do wielokulturowej historii miasta. Centrum Dialogu im. Marka Edelmana przygotowało bogaty program warsztatów dla osób w różnym wieku, nie zabraknie też wykładów poświęconych Łodzi polskiej, niemieckiej, rosyjskiej i żydowskiej. l


polecamy

6 i 7 września / Teatr Jaracza

8 września / Teatr Jaracza

Ustawienia ze świętymi, czyli rozmowy obrazów

Madaleine, Magdaleny Kumorek

Dwadzieścia żywotów, z jakiegoś powodu uznanych za święte, połączone w fabularną opowieść zderzającą legendy z prozą życia. – Ten spektakl nie będzie o nic walczyć, diagnozować świata, ani udawać lustra rzeczywistości – podkreśla Agata Duda-Gracz. Do współpracy przy tworzeniu spektaklu zaprosiła studentów IV roku Akademii Teatralnej im. A. Zelwerowicza. Będzie to ich spektakl dyplomowy. Początek o godz. 19, wstęp za okazaniem biletu.

To będzie niezwykle osobista muzyczna podróż, zaproszenie do przepełnionego emocjami świata kobiety, opowieść o tym, kim jest tu i teraz – tak Magdalena Kumorek zapowiada swój monodram. Artystka nie zdradza, jakie postaci zaprosi na scenę i jakich tematów dotknie. Chce, by niezwykły kolaż autorskich utworów, był dla publiczności zupełnym zaskoczeniem. Początek o godz. 18, wstęp za okazaniem biletu.

Hot Dance Party

8 września / Filharmonia Łódzka

Karen Ann Jej piosenki śpiewali Iggy Pop, Jane Birkin czy David Byrne, ona sama zaś wyrasta na legendę paryskiej sceny muzycznej. Za sprawą Festiwalu Łódź Czterech Kultur we wrześniu po raz pierwszy w Polsce wystąpi Keren Ann. W czasie łódzkiego koncertu artystce towarzyszyć będzie kwartet smyczkowy, wzmacniający brzmieniem przekaz piosenek, w tym zmysłowych i niezwykle poetyckich utworów z najnowszej płyty. Początek o godz. 20, wstęp za okazaniem biletu.

Ambona Ludu We współczesnej dramaturgii wciąż mało jest tekstów, które mówiłyby o przekraczaniu granic: uprzedzeń, poglądów, heurystyk. Ambona Ludu, napisana przez Wojciecha Kuczoka – laureata Paszportu Polityki oraz Nagrody Literackiej Nike, stanowi próbę wypełnienia tej luki. Początek o godz. 20, wstęp za okazaniem biletu.

7 września / Klub Wytwórnia

Kev Fox, Kasia Lins, Hania Rani, Rosalie, Iza Trojanowska, Barbara Wrońska i Piotr Zioła – wszyscy na jednej scenie w ponadczasowych hitach z lat 80. i 90. Zespół Kamp! przygotowuje Hot Dance Party. Do współtworzenia tanecznego i bardzo elektronicznego projektu muzycy zaprosili znakomitych gości, z którymi na nowo zinterpretują przeboje. Początek o godz. 20, wstęp za okazaniem biletu.

12 września / Teatr Jaracza

10 września / Klub Scenografia

Edi Rosner Jazz Band Nazywany „białym Armstrongiem” i „drugą trąbką świata” Edi Rosner był wybitnym żydowskim artystą jazzowym, który w Łodzi miał swój klub. Nic więc dziwnego, że pochodzący z Łodzi artyści postanowili przypomnieć tę postać. W programie zarówno utwory skomponowane przez samego artystę, jak również wykonywane przez jego orkiestrę. Początek o godz. 18, wstęp za okazaniem biletu.

13 września / Fabryka Sztuki

Łódź on Fire Daniel Spaleniak jest jedynym Polakiem, którego twórczość tak mocno zagościła w amerykańskich produkcjach filmowych. Artysta pojawi się w Łodzi, by z zaproszonymi gośćmi: Melą Koteluk, Misią Furtak, Hanią Rani czy Kasią Kowalczyk zagrać najlepsze utwory ze swoich czterech płyt. W czasie koncertu publiczność będzie miała okazję usłyszeć materiał w nowej odsłonie. Początek o godz. 21, wstęp za okazaniem biletu.

11 września / Centrum Dialogu

Świadkowie Rosyjski reżyser, Konstantin Fam, w poruszającym cyklu udowadnia, że nazistowska apokalipsa to temat, który nigdy nie straci na aktualności. Na film składają się trzy opowieści. W pierwszej nie pada ani jedno słowo. Tragedia ludzka pokazana zostaje przez historię damskich półbutów. W drugiej zdehumanizowany świat widziany jest oczami owczarka niemieckiego. Trzecia część opowiada historię instrumentu, kupionego przed wojną w prezencie żydowskiemu chłopcu. Początek o godz. 18, wstęp wolny.

14 września / Teatr Muzyczny

Znikające Miasto W muzyczną podróż do Znikającego miasta zabiorą publiczność: Krzysztof Zalewski, Mela Koteluk, Mona Mur, Ralph Kamiński, wirtualny Arek Jakubik oraz Leszek Biolik i Matylda Damięcka. Twórcy koncertu podejmą próbę znalezienia odpowiedzi na pytanie, czym był i jest wyjątkowy, nieulegający zatraceniu pierwiastek, stanowiący o charakterze Łodzi. Początek o godz. 20, wstęp za okazaniem biletu.

13


PAR

vol. 2

17/11/2019 ART_INKUBATOR SOB. 10-18, NIEDZ. 10-16

PATRO

www.targialibi.pl

Patronat LIFE IN. Łódzkie

ALIBI – targi dla kobiet Szukasz oryginalnych produktów, dobrej jakości usług, inspiracji do zmian w swoim życiu, chcesz rozwijać swoje pasje i zainteresowania, doskonale! Zapraszamy 17 listopada do Art_Inkubatora w Łodzi, na drugą edycję ogólnopolskich targów dla kobiet ALIBI. Chcemy zaproponować wszystkim zabieganym łodziankom alternatywę na miłe spędzenie czasu, zabranie przyjaciółki, siostry czy mamy i wspólny dzień w babskim gronie. Dobrze zrobi każdej z nas znalezienie chwili dla siebie i oderwanie od codziennej rzeczywistości. Stąd nasze hasło przewodnie: NIE SZUKAJ WYMÓWEK! MASZ ALIBI. Wystawcy zaprezentują się w czterech strefach tematycznych: zzMODA I URODA (odzież, akcesoria, naturalne kosmetyki, bielizna, autorska biżuteria, oferta salonów kosmetycznych i spa) zzLIFESTYLE/HOBBY/PASJE (akcesoria sportowe, oferty klubów sportowych, szkół jogi i pilatesu, oferta dietetyków, produkty i usługi będące w kręgu zainteresowań kobiet) zzHOME&DESIGN (artykuły wyposażenia wnętrz, ręcznie robione meble i dodatki do domu)

zzROZWÓJ OSOBISTY (książki, szkolenia, coaching) Ogromnym zainteresowaniem podczas pierwszej edycji cieszyły się warsztaty, które towarzyszyły wydarzeniu. Dlatego i w tym roku nie zabraknie ciekawych gości. Zapraszamy na spotkanie m.in. z coachem Kasią Malinowską, doświadczonym instruktorem samoobrony Jarkiem Rogowskim i kreatywną stylistką. To nie wszystkie niespodzianki. Po raz kolejny naszym partnerem głównym została Amaryllis Clinic. Honorowy patronat nad targami objęła Hanna Zdanowska, prezydent miasta Łodzi. Wszystkie panie, które chcą miło spędzić czas zapraszamy na wydarzenie. A jeśli chcesz, żeby i twoje produkty były zaprezentowane na targach skontaktuj się z nami. l

d.olaszek@targialibi.pl; k.olasik@targialibi.pl Termin: 17/11/2019 godz. 11-18 Miejsce: ART_INKUBATOR, ul. Tymienieckiego 3, Łódź targialibi.pl facebook.com/alibitargi; www.instagram.com/targi_alibi

Grupa Krotoski w Łodzi Po ponad 30 latach budowania marki wspólnicy Grupy Krotoski-Cichy topowego dealera samochodowego w Polsce, zdecydowali się na rozstanie. Powodem podjętej decyzji są rozbieżne plany wobec dalszego rozwoju. – Czasami w każdej, nawet najlepszej firmie przychodzi czas na nowy etap. U nas taka potrzeba przyszła po ponad trzydziestu latach. Obaj z moim wspólnikiem podjęliśmy decyzję, że aby iść do przodu i realizować swoje wizje, potrzebujemy iść obok siebie, a nie razem – mówił Robert Krotoski. Wspólnicy podzielili się rynkiem i salonami wraz z serwisami na terenie całej Polski. Robert Krotoski przejmu-

14

je salony w centralnej i południowej Polsce, a Mirosław Cichy w zachodniej i północno-zachodniej Polsce. Grupa Krotoski prowadzić będzie salony i serwisy m.in. w Łodzi: Volkswagena Łódź – Niciarniana, Audi Łódź – Niciarniana, Audi Centrum Łódź, salon i serwis Porsche Centrum Łódź, serwisy Škody – Łódź Niciarniana. Znajdujące się w Łodzi salony zostały wyróżnione przez Volkswagen Group Polska: za najlepszą sprzedaż Volkswagena, za najlepszą sprzedaż samochodów używanych Audi Select: plus. Warto również wspomnieć, że łódzki oddział Krotoski-Cichy został laureatem prestiżowej nagrody Diamenty Forbesa za zajęcie trzeciego miejsca z dynamiką wzrostu 43,18 procent. l


polecamy

Dni Uczenia Się Dorosłych 2019 Dni Uczenia Się Dorosłych to kampania społeczna wspierająca dorosłych w kształtowaniu i rozwijaniu nawyku ciągłego uczenia się. Na świecie została zainicjowana w latach osiemdziesiątych i jest cyklicznie realizowana w wielu krajach pod egidą UNESCO. W Polsce jej pierwsza edycja wystartowała równo 10 lat temu. Tegoroczna kampania Dni Uczenia Się Dorosłych startuje 15 września i potrwa do 15 października. Magazyn LIFE IN. Łódzkie został patronem medialnym i partnerem kampanii. Polska ma jeden z najwyższych w Europie wskaźników edukacji dzieci i młodzieży, a jednocześnie jeden z najniższych edukacji dorosłych. Kampania ma na celu wspieranie dorosłych i pokazanie im, że ciągłe uczenie się zmienia człowieka i jego życie na lepsze, daje większe szanse i możliwości na rynku pracy, pokazuje, że rozwój osobisty może być atrakcyjny i inspirujący. – Kiedy przed dziesięcioma laty wystartowaliśmy z kampanią chcieliśmy sprawić, by w Polsce zdecydowanie więcej osób podnosiło swoje kwalifikacje i kompetencje – wyjaśnia Bożena Ziemniewicz, pełnomocnik

Polskiej Izby Firm Szkoleniowych w regionie łódzkim, od początku związana z kampanią Dni Uczenia Się Dorosłych. – Mieliśmy dane europejskie, zazdrościliśmy Danii, Szwajcarii i Islandii, które zawsze przodowały w rankingach ze wskaźnikiem osób korzystających z edukacji ustawicznej na poziomie 25-30 procent ludności w wieku 25–64 lata, podczas gdy w Polsce ten wskaźnik wynosił zaledwie 4,7 procent! Młodzi Polacy bardzo licznie uczestniczą w edukacji szkolnej i wyższej. Po jej zakończeniu nie jest już tak różowo z naszym uczestnictwem w różnych formach rozwoju. Ponadto im niższe wykształcenie i większa odległość od dużych ośrodków, tym mniejszą mamy skłonność do podnoszenia kwalifikacji, umiejętności, uczenia się. Badania dowodzą, że ludzie, którzy nie zaprzestają nauki po opuszczeniu szkolnych murów, cieszą się lepszym zdrowiem, później doświadczają objawów zaburzeń poznawczych i po prostu łatwiej im się żyje. Nauka może być również rozrywką, pasją, przyjemnością. Dzięki nauce możemy rozwijać nasze zainteresowania, poszerzać horyzonty i lepiej rozumieć świat, w którym żyjemy. l

Foto: Adobe Stock

Patronat LIFE IN. Łódzkie

Holistyczne ścieżki zdrowia Czym jest medycyna integralna, jakie są założenia holistycznego podejścia do zdrowia, jak ważna w naszym życiu jest profilaktyka zdrowotna? Odpowiedzi na te pytania znajdziemy podczas spotkania autorskiego z Oriną Krajewską, aktorką, instruktorką teatralną, autorką książki „Holistyczne ścieżki zdrowia. Bądź.” Zapraszamy 28 września o godz. 15 do Columna Medica, gdzie holistyczne podejście do

zdrowia jest kluczem do regeneracji kompletnej. Książka „Holistyczne ścieżki zdrowia. Bądź.” to rozmowy o holistycznym podejściu do zdrowia i metodach, które wchodzą w skład medycyny integralnej. Rozmówcami są uznani specjaliści, naukowcy i lekarze, którzy opowiadają o zastosowaniu propagowanych przez nich metod w profilaktyce chorób przewlekłych jak i podczas leczenia, szczególnie w przypadku chorób nowotworowych. l

15



Nie płaczę, nie tęsknię

Życie poza telewizją okazuje się także niezwykle ciekawe. Spędziłam tam wiele fantastycznych chwil i jeszcze długo będę żyła cudownymi wspomnieniami, może nawet kiedyś jeszcze wrócę do telewizji, ale teraz mam czas na realizację zupełnie nowych, nie mniej ekscytujących wyzwań – mówi Magdalena Michalak, dziennikarka, prezenterka, cudowna matka i wyjątkowy człowiek.


spotkania

LIFE IN. Łódzkie: Zajrzałaś już do rzeczy, które zabrałaś ze sobą, odchodząc po 26 latach pracy z łódzkiej telewizji? Magdalena Michalak: Nie od razu wzięłam się za przeglądanie tych rzeczy. Przez miesiąc leżały w torbach, najpierw trzeba było poradzić sobie z emocjami. Przez te wszystkie lata pracy w telewizji, uzbierało się całkiem sporo różnych drobiazgów – listy, maskotki, książki, drobne upominki. Z sentymentem do nich zajrzałam i znalazłam między innymi list od pana Jurka, który mi się w nim oświadczył oraz list od więźnia, który po odbyciu kary pozbawienia wolności, chciał się ze mną spotkać. Mam nadzieję, że poukładał już sobie życie bez mojego udziału (śmiech). Były też prośby o przyjęcie do pracy na stanowisko prezentera pogody. Wszystkie te rzeczy zostawiam sobie na pamiątkę, to część mojej zawodowej historii. Wcześniej nie miałaś czasu do tego zajrzeć? Jak tylko dostawałam, oczywiście, że otwierałam wszystkie przesyłki, które były do mnie adresowane. Czytałam, czasami się śmiałam, czasami płakałam ze wzruszenia, jak trzeba było działałam. A potem odkładałam do szuflady i gromadziłam przez lata. Nie było czasu, by do nich zaglądać ponownie. Czym się teraz zajmujesz? Czasami mnie pytają, czy siedzę i płaczę, i tęsknię. Nie płaczę, nie tęsknię. To straszne, ale naprawdę nie tęsknię. Niektórzy mówią, że musiałam strasznie dostać w kość, skoro nie tęsknię po ponad 26 latach. To moje odejście z pracy było takie przykre, ale już tyle powiedziałam na jego temat, że nie chcę do tego wracać. Ponieważ wyszłam trochę obolała, usiadłam kiedyś w domu i powiedziałam, no dobrze to teraz trzeba się zabrać za głowę i pewne rzeczy pozamykać, i zobaczyć, czy się inne drzwi otworzą, inne szufladki wysuną. I tak się stało. Może dlatego nie tęsknię, że mam co robić. Zdradzisz nam, co to za zajęcia tak Cię pochłaniają. Robię świece, nie takie zwykłe. Każda jest inna, ma swój indywidualny charakter. Powstają przez wiele godzin i robię je wyłącznie ręcznie. To świece dla wyjątkowych ludzi. Jestem też wolontariuszką w hospicjum na Łupkowej, już się zakumplowałam z niektórymi podopiecznymi, czytam im książki, opowiadam różne historie. Ostatnio stanęłam przy Dominiku, który ma raka mózgu, wydawało się, że nie ma z nim kontaktu, a zaczęłam mu opowiadać o moich zwierzakach, jakie mam w domu i on się uśmiechał. Obiecałam, że będę mu czytać książkę o sportowcach i zapytałam, czy grał w piłkę nożną, pokręcił głową. To są niesamowite ludzkie historie. Powieści, jednej z moich ulubionych autorek z młodości Joanny Chmielewskiej, z dużą radością czytałam do tej pory Kamilowi, ale i drugi Dominik zaczął chętnie słuchać. Historia tego chłopaka, bardzo mnie wzruszyła, sam podjął decyzję, by wyprowadzić się z domu po śmierci ojca, by mamie i siostrze było lżej. Jeśli chcesz mnie zapytać, czy mam problemy, to ci odpowiem, że w tym miejscu i teraz nie mam żadnych. Angażuję się jeszcze w inne projekty, ale o nich na razie nie chciałabym mówić. Wiele firm zgłosiło się też do mnie z prośbą o prowadzenie różnych imprez.

18


spotkania

Ale to zawsze robiłaś, odkąd pamiętam? Tak i lubię to robić. Prowadzę też warsztaty z autoprezentacji. Jak widać, na brak zajęć raczej nie narzekam. A najważniejsze jest to, że ludzie o mnie nie zapominają. Czasami dzwonią do mnie koledzy, którzy brali pod uwagę zmianę zawodu i mówią: wiesz, jakbym ci mógł w czymś pomóc, to chętnie do ciebie dołączę. To jest miłe i daje takiego kopa do przodu, do nowych pomysłów. Trudno, żeby zapomnieli? Wiesz, tam jest tyle pracy i choć każdy dzień wydaje się podobny do tego, który się skończył, jednak jest inny, a czas biegnie bardzo szybko. Co takiego ma w sobie ta telewizja, że związałaś się z nią na wiele lat, zapominając o wyuczonym zawodzie? Po studiach w Akademii Teatralnej w Warszawie chciałam pracować jako aktorka, tylko że wróciłam do Łodzi i w żadnym teatrze nie chcieli mnie zatrudnić, tłumacząc, że mają i tak za dużo absolwentów własnej szkoły filmowej. Więc przez 10 lat siedziałam w domu, wychowywałam córki i dbałam o dom. Kompletnie tego nie żałuję, to był naprawdę cudny czas. Potem trafiłam do telewizji i wciągnęła mnie na dobre, a umiejętności zdobyte w szkole aktorskiej bardzo się przydały. W telewizji czas płynie naprawdę szybko. Były dni, że spędzałam w niej nawet po 17 godzin na dobę. Wracałam na chwilę do domu, jeszcze tak naprawdę nie zdążyłam przytulić się do poduszki, a już dzwonił budzik. Innym razem trzeba było wstać o drugiej w nocy, jechać na strajk pielęgniarek do Opoczna, bo o szóstej rano było pierwsze wejście na antenę. Dłu-

go, by opowiadać. Ten czas mijał tak szybko, że nie zastanawiałam się nad tym, jak on upływa. Bardziej odpowiadała Ci praca reportera w terenie, czy prowadzącej wiadomości? Trudno powiedzieć. I jedna i druga ma swój urok. W pracy reportera najważniejszy jest bezpośredni kontakt z ludźmi, który bardzo lubię. Poznałam dzięki temu wiele fantastycznych osób, których pewnie nigdy nie miałabym okazji spotkać, a dzisiaj z niektórymi z nich jestem po imieniu i mam do nich prywatne telefony. Czytanie wiadomości sprawiło, że byłam osobą rozpoznawalną, że ludzie kojarzyli moją twarz, mój głos. Kiedyś idąc ulicą Piotrkowską, usłyszałam największy z zawodowych komplementów – podszedł do mnie kompletnie nieznany mi pan i powiedział, że bardzo lubi, jak czytam wiadomości, bo rozumie, co do niego mówię. To było fenomenalne. Pan grzecznie powiedział do widzenia, a ja stałam z rozdziawioną buzią i myślałam, ale czad. To był fajny czas i będę żyła wspomnieniami, a może kiedyś jeszcze wrócę do telewizji. Przez te lata pewnie nie brakowało też zabawnych sytuacji, pamiętasz może którąś szczególnie? Kiedyś, gdy spacerowałam po ulicy Piotrkowskiej, mijała mnie grupa zabawnych chłopaków, jeden z nich powiedział – patrz, jak fajna laska idzie, drugi na to – to przecież Agata Stachura-Ścieszko. Gdy spotkałyśmy się z Agatą w telewizji, długo się śmiałyśmy. Nigdy nie doświadczyłam ze strony innych ludzi niechęci, nigdy nikt nie zachował się niemiło wobec mnie i to jest szalenie dla mnie ważne. Gdy robiłam zakupy w hipermarkecie, jedna z pań

19


spotkania

mnie rozpoznała i była bardzo zdziwiona, że sama robię zakupy. Nie tylko robię sama zakupy, sprzątam, gotuję, prowadzę dom. Zawsze to robiłam. Jak Ci na wszystko starczało czasu, skoro po 17 godzin spędzałaś w telewizji? Zawsze byłam bardzo poukładana. Jak miałam ugotować obiad i posprzątać, to najpierw wstawiałam zupę, by się już gotowała w tym czasie, gdy ja sprzątałam. Jak schła podłoga i zupa się gotowała, miałam czas na pisanie scenariusza. W pracy też byłam mega zorganizowana, niektórzy mówili na mnie Turbo Madzia. To teraz musisz czuć się zrelaksowana. Śmiałam się któregoś razu, że ja po prostu nie potrafię odpoczywać, że moim odpoczynkiem jest kolejna praca. I tak jest teraz, rano zbieram kwiaty do świec, potem czas na inne zajęcia – warsztaty, wolontariat, robienie świec, prowadzenie imprez. Jedyna rzecz, która się zmieniła, to to, że wcześniej zaczynam czytać książki, tak koło 22 i tak szybko przy nich nie zasypiam. Co lubisz czytać najbardziej? Zawsze starałam się dużo czytać, ale nie mam jakiegoś ulubionego gatunku literackiego. Ponieważ współpracuję z EMPiK-iem i często prowadzę wieczory autorskie, więc koleżanka przesyła mi różne książki, które muszę przeczytać, żebym wiedziała, o czym mam rozmawiać z autorem. Wróćmy jeszcze do tych kwiatów, które zbierasz, a potem wykorzystujesz do robienia świec. Skąd w ogóle przyszedł Ci do głowy pomysł, aby zająć się wytwarzaniem świec? Długo by mówić. Kiedyś pojechałam na warsztaty robienia kosmetyków, bo od lat robię sobie je sama. Zawsze w domu mam pod ręką boraks, nadwęglan sodu, chlorek magnezu,

sodę oczyszczoną, ocet. Robię z tego domowe kosmetyki. Z orzechów piorących robię płyn do prania, którego można też używać do mycia naczyń. Sama robię sobie też kremy i toniki do twarzy. Z Portugalii sprowadziłam alembik, urządzenie wykuwane z miedzi, które działa jak destylator, wkładam tam susz, wlewam wodę i robię hydrolaty, których potem używam jako tonik do twarzy. Robię też różne maceraty olejowe. Nie dość, że sprawia mi to wielką przyjemność, to na dodatek mam po nich piękną cerę. Zawsze Cię postrzegano jako osobę uśmiechniętą, życzliwą, pełną optymizmu. A Ty jak sama siebie postrzegasz? Myślę, że jestem pełna optymizmu, lubię się uśmiechać i małymi gestami sprawiać innym radość. Pamiętam, jak pewnego dnia miłej pani w sklepie obuwniczym powiedziałam, że jest bardzo podobna do księżnej Kate, trochę się zawstydziła, a potem powiedziała: zrobiła mi Pani dzień. Takich serdeczności, ciepłych, miłych słów brakuje nam na co dzień, a to przecież nic nie kosztuje. Taki mały gest, a czasami może wiele zmienić. Jak wchodziłam do telewizji, to panowie portierzy mówili – pani uśmiech wchodzi. Masz jakieś wady? Pewnie, że mam, ale nie powiem. Staram się nad nimi panować albo chociaż je poznać i oswoić. Jak to jest z tymi Twoimi słabościami? Słyszałam, że uwielbiasz kupować buty. Teraz już nie, bo mam ich za dużo w szafie, naprawdę jest w czym wybierać. Dlaczego akurat buty? Nie wiem, jedne dziewczyny zbierają paski, inne torebki, kolejne okulary, a ja buty. Ale przyznam, że mam jeszcze jedną słabość do pewnej hiszpańskiej firmy modowej. A wszystko


spotkania

zaczęło się na wakacjach w Hiszpanii, przechodziliśmy obok takiej pięknej wystawy, był na niej wyjątkowy płaszcz i od razu wiedziałam, że wejdę i go kupię. Kupiłam i choć od tego czasu minęło już 10 lat, ciągle go noszę, tylko podszewkę musiałam wymienić. Te rzeczy są ponadczasowe i moja figura na szczęście się nie zmieniła. Jak o nią dbasz? Staram się dość racjonalnie jeść, choć bardzo lubię słodycze. Sprzyja mi też sama natura, ja po prostu nie mam tendencji do tycia. A poza tym zaczęłam chodzić na treningi do moich zaprzyjaźnionych trenerów. Wspomniałaś, że do świec, które robisz, zbierasz kwiaty. Jakie są Twoje ulubione? To jest trudne pytanie. Kiedyś bym ci pewnie odpowiedziała róże. Teraz jak zbieram te kwiaty, to one mają dla mnie zupełnie inną wartość, i nie mówię, tu o wartości materialnej, która ma znaczenie, jak te świece sprzedaję. Lubię bratki, lawendę, niezapominajki i polne kwiaty. Lubisz też podróżować? Byłaś w tym roku na wakacjach? Byłam na Sycylii. Chciałam wejść na Etnę i weszłam! Co wynosisz z tego podróżowania? Głównie smakuję, lubię próbować lokalnych potraw, które potem z chęcią przyrządzam w domu moim gościom. Która kuchnia najbardziej Ci odpowiada? Uwielbiam kuchnię włoską, smakuje mi też kuchnia chińska. Lubię jeść warzywa i staram się na nich bazować w mojej kuchni. Dużo miejsc już zwiedziłaś? Sporo, czeka na mnie jeszcze Ameryka Południowa i Australia. Wszystko w swoim czasie.

Lubisz Łódź? Kocham to miasto i bardzo mu kibicuję. Uważam, że nadejdzie taki moment, że jeszcze wszyscy będziemy dumni z Łodzi. Które z miejsc w Łodzi lubisz najbardziej? Retkinię, bo mam z nią najmilsze wspomnienia, tam wychowały się moje córki. To był naprawdę dobry czas, macierzyństwo było naprawdę piękne. To była dla Ciebie najważniejsza życiowa rola? Bycie matką to jest zupełnie coś wyjątkowego, tego nie da się porównać absolutnie z niczym. Wcześnie zostałam mamą, ale nie żałuję, dzięki temu dzisiaj mam doskonały kontakt z moimi dorosłymi już córkami, nawet babcią już zostałam. I bardzo się z tego cieszę. Gdybyś dostała jeszcze propozycję roli filmowej, chętnie byś podjęła wyzwanie? Czy masz jakąś wymarzoną rolę? Bardzo mi się podobała zawsze Scarlett O’Hara, taka trochę naiwna, zbuntowana. Nieustannie podziwiam Meryl Streep, która stworzyła wiele fantastycznych ról. Kilka lat temu zagrałam siebie, czyli dziennikarkę, w serialu „Komisarz Alex”. Dobrze czułam się na planie, ale zdecydowanie wolałam pracę w telewizji. Nie mam wymarzonej roli, ale chciałabym jeszcze spróbować swoich sił w dubbingu. Najbliższe plany. One się dzieją i nie chcę o nich mówić. A wiadomości łódzkie czasami oglądasz? Nie obejrzałam ani jednego wydania odkąd odeszłam z telewizji. Staram się w ogóle nie oglądać telewizji, mam tyle ciekawych zajęć, które pochłaniają mój czas. l Rozmawiała Beata Sakowska Zdjęcia Izabela Urbaniak


spotkania

BUDOMAL 360, bez kompleksów wobec największych korporacji Realizujemy projekty, które bez wątpienia mogą stać się wizytówkami tego miasta. Im trudniejsze zadanie, tym chętniej się z nim mierzymy. Z dumą przywracamy piękno ulicy Włókienniczej – mówi Rafał Leśniak, właściciel łódzkiej firmy BUDOMAL, jednej z największych firm branżowych w województwie łódzkim. LIFE IN Łódzkie: Łódź zmienia się w szybkim tempie. Duża w tym zasługa BUDOMALU. Firma, której jest Pan prezesem i właścicielem, od ponad 25 lat realizuje na terenie miasta wiele inwestycji budowlanych. Co Pan czuje, patrząc na zmieniające się miasto? Rafał Leśniak: Cieszę się z tych zmian, z rozwoju, z tego, że znalazło swoją niszę – lokują się u nas firmy z branży BPO, dobrze rozwija się branża logistyczna i tzw. małe AGD. Przed laty, gdy Łódź powstawała, wykorzystano potencjał wielu rzek i postawiono na przemysł włókienniczy. Po upadku tej branży Łódź długo nie mogła się podnieść. Cieszę się, że to się zmieniło i że od kilku lat, kiedy zaczęło się dużo mówić o Nowym Centrum Łodzi, miastem zaczęli interesować się inwestorzy. Z dumą patrzę też jak stare, zrujnowane kamienice odzyskują swój blask. Niestety wszystkich się nie da odnowić, duża część z ośmiu tysięcy łódzkich kamienic, nadal ma nieuregulowany stan prawny. A ta nasza łódzka architektura z tymi wszystkimi detalami jest naprawdę wyjątkowa, niepowtarzalna i śmiało może konkurować z paryską czy wiedeńską. Dużo jednak mówi się o tym, że wiele działań podejmowanych jest bez planu? Nie lubię krytykować innych, bo łatwo to robić z perspektywy obserwatora. Mogę jedynie stwierdzić, że w Łodzi mamy niewiele miejsc, które mają miejscowy plan zagospodarowania. One, co prawda, określają nam parametry dotyczące gęstości zabudowy, wysokości, a nie stylu architektonicznego. Może warto się zastanowić, co zrobić, by obok zabytkowych kamienic nie wyrastały jakieś dziwactwa. Na przykład w Paryżu uregulowano to w prosty sposób, tam określono, gdzie można budować nowocześnie, a gdzie trzeba zachować tę historyczną tkankę. Bardzo zależy mi na Łodzi, dlatego chciałbym, aby architektura tego miasta była architekturą jakości, a nie bylejakości. Obszarem, w którym buduje się z dużą świadomością, jest bez wątpienia Nowe Centrum Łodzi, ale to za mało. Wciąż nie udało

22


spotkania

nam się stworzyć naszego city centrum. Gdyby dziś zapytać łodzian, gdzie jest centrum miasta, to jestem pewien, że część wskazałaby okolice skrzyżowania Piłsudskiego z Piotrkowską, inni Piotrkowską od placu Wolności do Piłsudskiego, a jeszcze inni Manufakturę. To jest problem, z którym miasto musi się zmierzyć, zdecydować gdzie jest to nasze ścisłe centrum i nie pozwalać tam stawiać budynków, które zwyczajnie nie pasują do otoczenia. Przez te wszystkie lata w Łodzi zmieniło się wiele, zmienił się też BUDOMAL, który dziś prowadzi inwestycje warte przeszło 770 mln zł. Jaki był początek, od czego wszystko się zaczęło? Był początek lat 90. Zajmowałem się wtedy handlem, ale wiedziałem, że Łódź będzie się zmieniała i że usługi budowlane będą potrzebne. Stąd wzięła się nazwa firmy – BUDOMAL. Pierwszy jej człon odnosi się do oferty przedsiębiorstwa związanej z budownictwem, drugi nawiązuje do tego, że zajmowaliśmy się również remontami. Na początku naszej działalności bliski był nam temat termomodernizacji. Patrzyłem na te nasze blokowiska z wielkiej płyty, szare i brzydkie, i wiedziałem, że trzeba tym budynkom dać nowe życie, bo nie ma środków na to, by je zburzyć, a w ich miejsce postawić coś nowego. Na rynku pojawiły się pierwsze systemy dociepleń, a my zabraliśmy się do pracy. Pomyślałem wówczas, żeby przy okazji termomodernizacji pomalować elewacje bloków. Uważałem, że praktycznie bezkosztowo można zmienić coś w naszym otoczeniu na lepsze. Pomysł się przyjął i zaczął być stosowany przez wszystkich. Jednak pod względem estetyki nie poszło to – moim zdaniem – w dobrym kierunku. Na ścianach bloków zaczęły się pojawić rybki, kropki i inne malowidła, które może są ładniejsze od szarej ściany, ale ich estetyka budzi już wątpliwości. Mając wtedy tę wiedzę, którą mam dzisiaj, myślę, że postarałbym się, by proces ten nie poszedł w tę stronę. Elewacje powinny mieć jakąś koncepcję, być stonowane, przemyślane i nawiązywać do klimatu osiedla. Które łódzkie osiedla modernizowaliście? Chyba łatwiej byłoby wymienić te, których nie modernizowaliśmy. Prowadziliśmy prace na Widzewie, Teofilowie i Retkini, modernizowaliśmy Osiedle Jagiełły na Bałutach – to w Łodzi. Prowadziliśmy także remonty osiedli w Aleksandrowie Łódzkim, Pabianicach, Zgierzu, Sieradzu. Nie były to tylko remonty bloków, my zmienialiśmy także otoczenie wokół budynków – powstawały nowe parkingi, drogi dojazdowe. Kiedyś bloki z wielkiej płyty, dziś nowoczesne technologie, ale i wtedy i dzisiaj, blok był podobny do bloku. Buduje się schematycznie, powielając zrealizowane już inwestycje. Naszym architektom brakuje pomysłów? To nie architekci decydują o wyglądzie budynków. A kto? Inwestorzy. Chodzi o to, żeby wybudować najtaniej jak się da, a sprzedać drogo. Dlatego wszystko wygląda tak, jak wygląda. Jeżeli chodzi o BUDOMAL, to na pewno nie budujemy byle jak, ale też nie jesteśmy najtańsi. Po architekturze naszych budynków widać, że staramy się realizować projekty niekonwencjonalne. Szczególną uwagę

Ta nasza łódzka architektura z tymi wszystkimi detalami jest naprawdę wyjątkowa, niepowtarzalna i śmiało może konkurować z paryską, czy wiedeńską zwracamy na opinie naszych klientów. Mamy specjalną komórkę, która pyta klientów, co im się podoba, a co chcieliby zmienić. Przy każdym następnym projekcie staramy się uwzględniać te opinie. Mamy grupę architektów, która zajmuje się wyłącznie projektami deweloperskimi. Czasami klient w ogóle nie ma świadomości, ile detali uwzględniliśmy w budynku, których nie widać od razu – chodzi na przykład o akustykę budynku, termikę. To dopiero można odczuć w trakcie użytkowania. Inwestycje mieszkaniowe, to tylko jedna z działalności BUDOMALU. Jedna z sześciu. Mamy jeszcze pięć innych działów: adaptacje i modernizacje, jest dział termomodernizacji, dział dźwigowy – jako ciekawostkę dodam, że w Łodzi jesteśmy jedyną firmą, które instaluje dźwigi hydrauliczne, następny dział to budownictwo, który dzieli się na budownictwo własne i generalne wykonawstwo, kolejny nawierzchnie drogowe i jest oczywiście dział zarządzania projektami, z dużą grupą menedżerów. A propos budownictwa własnego – planujecie wybudować w Łodzi osiedle tylko dla seniorów? To będzie pierwszy taki obiekt w Łodzi, coś w rodzaju apartamentowca dla seniorów. Kupiliśmy teren przy ulicy Krzemienieckiej 5, na którym jest stary, zamknięty już szpital. Chcemy go zrewitalizować i połączyć z nowoczesnym budynkiem. Wszyscy wiemy, jak ciężko jest dziś znaleźć miejsce dla seniora, w którym miałby zapewnioną opiekę i godne warunki. Dziś problemem większości starszych osób jest samotność – siedzą w swoich mieszkaniach, bo na przykład mają kłopoty z chodzeniem. Na parę godzin wpadnie do nich opiekunka, czasami ktoś z rodziny, a poza tym przebywają sami ze sobą. To nie pomaga w normalnym życiu, powoduje depresję, tracą motywację do wszystkiego. A kto będzie tam mógł kupić sobie apartament? Każdy, kto zechce. Powstaną tam Senioralne Mieszkania Serwisowane, czyli apartamenty przeznaczone dla osób starszych – nowoczesne, w pełni przystosowane do potrzeb niepełnosprawnych i ograniczonych ruchowo. Lokale te będą funkcjonowały w formule tzw. mieszkań asystowanych, tworzących senioralne wspólnoty mieszkaniowe zorganizowane w zrealizowanych przez nas obiektach wielomieszkaniowych. Seniorzy będą mieli zagwarantowaną całodobową opiekę, będą mieli do dyspozycji wspólne przestrzenie rekreacyjne i wypoczynkowe. Będą mogli spotykać się, rozmawiać, oglądać wspólnie telewizję, pomagać sobie i wspierać się. Zaoferujemy im niezbędne usługi – sprzątanie, pranie, pakiety medyczne, będzie restauracja

23


spotkania

na miejscu, basen. To nie jest jakiś oryginalny pomysł. Podpatrzyłem go w Kanadzie i Stanach Zjednoczonych i postanowiłem zrobić coś takiego w Polsce, w Łodzi. Jak Pan ocenia obecną kondycję branży budowlanej w naszym regionie. W Łodzi żuraw niemal przy żurawiu. Jak długo potrwa taki boom budowlany? To prawda, w Łodzi nigdy nie było jednocześnie realizowanych tylu inwestycji. Ale obawiam się, że ten boom nie będzie trwał wiecznie, że po zakończeniu tych obecnie realizowanych inwestycji, nie pojawią się nowe. Ten proces inwestycyjny powinien przebiegać bardziej ewolucyjnie, a nie rewolucyjnie, powolne wspinanie byłoby lepsze od gwałtownego skoku, ale tego się już nie da odwrócić. Mam też wrażenie, że tych inwestycji jest za dużo, już mamy sytuację, że rynek powierzchni biurowych trochę się przegrzał. Nowe biurowce mają kłopot z najemcami. Łódź raczej nigdy nie będzie taką potęgą biurową jak Warszawa, Kraków, Wrocław czy nawet Poznań. To właśnie te miasta wciąż jeszcze w pierwszej kolejności wybierają zagraniczni inwestorzy. Mówi Pan o nasyceniu rynku powierzchniami biurowymi, ale BUDOMAL też się przecież przymierza do budowy kolejnego biurowca, zapewne zachęcił Was sukces „Przystanku mBank”? „Przystanek mBank” zrealizowaliśmy z naszym partnerem biznesowym firmą Ghelamco. Nie ukrywam, że to był wielki komercyjny sukces, bo inwestycja została sprzedana holenderskiemu funduszowi, zanim jeszcze na dobre

24

pracownicy wprowadzili się do nowej siedziby. Wtedy na łódzkim rynku nieruchomości takie transakcje można było policzyć na palcach jednej ręki. Dzisiaj ten obiekt, stworzony z myślą, o ludziach, którzy spędzają w nim wiele godzin dziennie, jest pokazywany jako przykład nowoczesnej, zrównoważonej inwestycji. Zarząd Commerzbanku (grupy, do której należy mBank) przyjeżdża oglądać ten obiekt jako wizytówkę i przykład rozwiązań, które docelowo mają zafunkcjonować w biurach grupy na całym świecie. Budynek ten można też traktować jako symbol odradzającej się Łodzi. To nowoczesna konstrukcja, która nawiązuje do historii miejsca, w którym stoi. A zabytkowy pałacyk, będący dziś częścią całego kompleksu biurowego, jako architektoniczna ikona dawnej Łodzi na nowo mierzy się ze współczesnym architektonicznym designem i funkcją. A co z własnym biurowcem? Do budowy nowego biurowca na skrzyżowaniu ulic Sienkiewicza i Piłsudskiego faktycznie się przymierzamy i cały czas analizujemy. Budowę zaczniemy wówczas, gdy pojawią się klienci, a ich póki co, nie ma. Właściciele nowo wybudowanych biurowców wciąż szukają chętnych, którzy zapełnią tę powierzchnię. Na razie, wspólnie z naszym partnerem biznesowym firmą Ghelamco uznaliśmy, że to jeszcze nie ten moment, by ruszyć z budową. Za to w mieszkaniówce sprawy mają się zupełnie inaczej? Tak, zdecydowanie. W Łodzi w najbliższym czasie, jak wynika z analiz magistratu, oddanych zostanie do użytku 10


spotkania

tysięcy nowych mieszkań. To bardzo dużo, ale co ciekawe wcale nie zanosi się na to, by popyt na mieszkania miał się zmniejszyć, więc też będziemy realizować kolejną inwestycję mieszkaniową. Właśnie złożyliśmy projekt budowlany nowej inwestycji NeoTeo na Teofilowie, gdzie docelowo powstanie 350 mieszkań. Dlaczego na lokalizację nowej inwestycji wybraliście właśnie Teofilów? Analizując sytuację mieszkaniową w Łodzi, stwierdziliśmy, że na Teofilowie brakuje nowych budynków wielorodzinnych. Dlatego postanowiliśmy zainwestować i dać możliwość znalezienia swojego wymarzonego mieszkania mieszkańcom tej dzielnicy. Tym bardziej że oferta będzie szeroka – mieszkania od 26 do 108 mkw., nisko, wysoko, z antresolą, z osobną kuchnią, z aneksem, z balkonami, loggiami, tarasami czy oknami na każdą stronę świata. Myśleliśmy również o osobach silnie związanych z Aleksandrowem Łódzkim lub posiadających tam rodziny. Z ul. Grabieniec jest blisko zarówno do Aleksandrowa, jak i do centrum Łodzi. Budowa ruszy pod koniec tego roku. Dzisiaj już nie BUDOMAL a BUDOMAL 360. Skąd zmiana? Ta nazwa odnosi się do tego, że jesteśmy w stanie wykonać praktycznie każde zadanie w branży budowlanej, jakie zostanie nam zlecone. Jak już wspomniałem, do budownictwa i termomodernizacji dołączyły adaptacje, dźwigi, nawierzchnie i zarządzanie. I w każdym z tych naszych sześciu działów klient dostanie od nas usługę kompletną, od projektu, poprzez wykonawstwo, a w późniejszym czasie zarządzanie. Wszystkie nasze działy współpracują ze sobą. Ile osób zatrudnia BUDOMAL 360? Na stałe mamy zatrudnionych ponad 250 pracowników, samych inżynierów jest ponad 100. Oni pracują na stanowiskach technicznych we wszystkich naszych działach. Do tego trzeba doliczyć pracowników i podwykonawców, których zatrudniamy przy realizacji konkretnych projektów. Ich liczba zależy od tego, ile jednocześnie inwestycji realizujemy. BUDOMAL 360 włączył się także w proces rewitalizacji miasta. Zmieniacie oblicze, chociażby kamienic przy ulicy Włókienniczej. Dlaczego zdecydowaliście się na taki krok, nie prościej zbudować od początku? Prościej i taniej, ale to kwestia podejścia do tematu. Łódź jest miastem ponad ośmiu tysięcy kamienic i burzenie tych kwartałów, to burzenie historii i filozofii miasta. Nie zgadzam się na to. Ulica Włókiennicza jeszcze niedawno była ucieleśnieniem wszystkiego złego, co spotkało Łódź. Teraz zmieniamy ją w coś pięknego. Miejsce, gdzie będą przyjeżdżały wycieczki. Mamy tego świadomość. Wiemy, jaka to jest odpowiedzialność. Moim marzeniem jest zaprosić kiedyś na Włókienniczą pana Bogusława Lindę. Pokazać mu wszystko, co udało się zrobić i zapytać, czy to wystarczy, by zmienił zdanie o Łodzi. Co dziś najbardziej utrudnia prowadzenie biznesu? Zmieniające się przepisy, czy może brak rąk do pracy? Największym problemem jest dziś brak ludzi do pracy. Znalezienie dziś dobrego pracownika graniczy często z cudem.

Największy deficyt jest wśród pracowników niewykwalifikowanych i to nie tylko w branży budowlanej. Świadczenia rozdawane na lewo i prawo zepsuły rynek pracownika. A zatrudniacie pracowników zza granicy? Dziś żadne przedsiębiorstwo budowlane nie może się bez nich obejść. Mamy u nas pracowników zza naszej wschodniej granicy i z krajów azjatyckich. Nie ma żadnej przesady w twierdzeniu, że bez pracowników ze Wschodu stanęłaby w Polsce większość inwestycji budowlanych. Z czego jest Pan najbardziej dumny? Przede wszystkim z zespołu ludzi, z którymi pracuję. Jesteśmy firmą prywatną, a bez żadnych kompleksów mierzymy się dzisiaj z największymi korporacjami. Dzieje się tak właśnie dzięki zaangażowaniu naszych ludzi. Ale ja zawsze powtarzam, że trzeba znać swoją wartość. My ją znamy i im większy projekt, tym chętniej się z nim mierzymy. BUDOMAL 360 od lat angażuje się w działalność charytatywną, wspierając między innymi Polskie Towarzystwo Walki z Kalectwem, Fundację Słoneczna Buzia, Caritas Archidiecezji Łódzkiej, akcję Przyjaciele Gotują, dzieci uczestniczące w konkursie Odyseja umysłów, czy ostatnio Work Camp Łódź. Czym dla Pana jest pomaganie innym? Nie lubimy się tym chwalić, wolimy się dzielić. Nam się udało, więc chcemy pomagać tym słabszym. W chwilach wolnych, jeśli je w ogóle Pan miewa, jak Pan się relaksuje? Lubię podróże, lubię poznawać nowe miejsca, zwiedzać, oglądać lokalną architekturę. Bardzo lubię Azję ze względu na jedzenie, kulturę i żyjących tam ludzi. Ostatnio byłem w Laosie – wspaniałe miejsce, ludzie i kuchnia. O czym marzy osoba, która osiągnęła w życiu już tak wiele jak Pan? Żeby mieć szczęśliwą rodzinę i być zdrowym. l Rozmawiali Beata i Robert Sakowscy Zdjęcia Biznes w kadrze

BUDOMAL 360 Firma działa na terenie Łodzi od ponad 25 lat. Dziś jest jedną z największych firm branżowych w województwie łódzkim. Nadrzędnym celem i misją firmy BUDOMAL 360 jest zapewnienie kompleksowego zakresu usług dla każdego z realizowanych przedsięwzięć, od projektu, przez wykonanie, aż do ulokowania go na rynku. BUDOMAL 360 prowadzi inwestycje warte już przeszło 770 mln zł. Koncentruje się na przedsięwzięciach związanych z budownictwem mieszkaniowym, projektami termomodernizacji budynków mieszkalnych i obiektów użyteczności publicznej, montażu oraz konserwacji urządzeń dźwigowych. BUDOMAL 360 ma również na koncie inwestycje komercyjne w tym sztandarowy projekt nowej, łódzkiej siedziby mBanku – Przystanek mBank. Firma wciąż realizuje w Łodzi nowe przedsięwzięcia.

25


biznes

W inwestycjach często nie ma „darmowych lunchy” O tym, czy można dziś zarobić na inwestowaniu, w co można inwestować bez ryzyka, skąd się wzięła moda na inwestowanie w kryptowaluty, a także o tym, czy Polacy są dobrymi inwestorami i jak doradza się firmom, rozmawiamy z Marcinem Ślawskim, właścicielem firmy Superior Investment z Łodzi. LIFE IN. Łódzkie: W co radziłby Pan dziś zainwestować? Marcin Ślawski: Nie dam Panu jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie, bo to tak, jakby Pan zapytał jaki samochód kupić? Odpowiedź brzmi – to zależy czego Pan oczekuje i jaki poziom ryzyka jest w stanie ponieść. Poza tym nie zajmuję się doradztwem inwestycyjnym, bo takimi usługami, według prawa polskiego, zajmuje się tylko nieliczna grupa licencjonowanych podmiotów. Ja mam wiedzę w kwestii inwestycji, wynikającą z wieloletniego doświadczenia w branży inwestycyjnej, popartą gruntowną wiedzą specjalistyczną w zakresie finansów. Zdam się na Pana doświadczenie. Co Pan mi doradzi? Inwestycje to indywidualna sprawa. Dostępne dane pokazują, że gospodarki na świecie zwalniają dziś i jest małe prawdopodobieństwo dalszych podwyżek stóp procentowych, a przecież to klasyczne środowisko do zarabiania na obligacjach głównie skarbowych. Jakie w tym zakresie rozwiązania należy stosować? To już jest indywidualna sprawa, bo inne możliwości i ryzyka mają obligacje na przykład Stanów Zjednoczonych, a inne Indonezji. W Polsce w ostatnich latach dużo kapitału odpłynęło z giełdy i jeśli spojrzymy na giełdowe poziomy wycen wielu spółek, szczególnie z segmentu małych i średnich przedsiębiorstw, to są one atrakcyjne. Ale inwestycje giełdowe, realizowane nawet za pośrednictwem funduszy, które dają większe bezpieczeństwo niż inwestowanie bezpośrednie, z pewnością nie są dla każdego. Bardzo ważne w tym wszystkim jest rozumienie danej inwestycji i wiedza na temat potencjalnych ryzyk. Są dziś jakieś inwestycje wolne od ryzyka, na których można przyzwoicie zarobić, czy wszystkie są obarczone ryzykiem? Zysk bez ryzyka należy rozumieć jako oprocentowanie Bonów Skarbowych lub Obligacji w zależności od okresu szacowania inwestycji. Na dzisiaj jest to w Polsce poziom między 1,5 procent, a 2,25 procent przy dłuższej inwestycji. Według mojej oceny nie ma „darmowych lunchy” w tym zakresie i jeżeli ktoś nam proponuje jakikolwiek produkt inwestycyjny mówiąc, że przynosi on 8 procent rocznie bez ryzyka, to w tym momencie powinno zapalić się nam przynajmniej „żółte światło”. W zdecydowanej większości przypadków potencjalny zysk jest mocno skorelowany z ryzykiem – czym wyższe potencjalne zyski, tym wyższe ryzyko.

26


biznes

Jeszcze 10 lat temu bankowe lokaty były oprocentowane nawet na 6 procent w skali roku. Co się stało, że oprocentowanie lokat spadło do poziomu inflacji? Lokaty z natury muszą być bardzo płynne, dlatego są oparte na Bonach Skarbowych, a te są mocno skorelowane z bieżącymi stopami procentowymi. Dzisiaj mamy niskie stopy procentowe, dlatego oprocentowanie lokat jest niskie. Dla porównania 3-miesięczny WIBID, czyli w pewnym uproszczeniu roczna stopa procentowa, jaką banki zapłacą za środki przyjęte w depozyt od innych banków, w latach 2007-2008 wynosiła między cztery a sześć procent, w zależności od konkretnego miesiąca, a dzisiaj wynosi około 1,5 procent. Jeżeli nie lokaty w banku to może zainwestować w kryptowaluty? Są dziś modne, ale czy to pewny interes? Tak zwane „mody inwestycyjne” powodują, że w dane aktywa inwestuje coraz większa grupa ludzi, czyli coraz więcej niedoświadczonych inwestorów. W efekcie bardzo często robi się bańka spekulacyjna, która niestety po jakimś czasie pęka, a poniesione inwestycje wracają do realnej wartości lub nawet poniżej. W 2000 roku „modne” były inwestycje w spółki technologiczne, które oderwały się od swojej wartości wewnętrznej. W latach 2005-2007 nastała moda na kredyty hipoteczne w Stanach Zjednoczonych udzielane praktycznie wszystkim. Mieliśmy platformy Forexowe jako nowe źródło możliwości, teraz są inne rzeczy. Z dostępnych informacji wynika, że Komisja Nadzoru Finansowego neguje kryptowaluty jako pieniądz i środek płatniczy, a podmioty działające bez właściwych licencji, które obracają środkami inwestorów, uważa za zagrożenie. I niech to będzie odpowiedzią na pytanie o kryptowaluty. Polacy są dobrymi inwestorami? Nauczyliśmy się przez 30 lat transformacji obracać pieniędzmi? Z pewnością dużo ludzi w Polsce odniosło sukces w biznesie w tych latach. Zostały stworzone duże, często międzynarodowe firmy o znanych markach. To niewątpliwie sukces. W kwestiach inwestycji prywatnych w moim odczuciu jest jeszcze spora rezerwa w porównaniu do inwestorów na przykład ze Stanów Zjednoczonych. Ta rezerwa dotyczy świadomości i wiedzy inwestorów, wiary w możliwości zarabiania dużych pieniędzy bez ryzyka inwestycyjnego oraz podatności na różnego rodzaju „wynalazki inwestycyjne”. Pańska firma zajmuje się także doradztwem biznesowym. W jakim zakresie prowadzicie doradztwo dla firm? Oferta dla firm to przede wszystkim doradztwo w zakresie transakcji kupna oraz sprzedaży przedsiębiorstw, wycen przedsiębiorstw, analizy i wycen przedsięwzięć inwestycyjnych, doradztwa strategicznego. Mamy już na koncie kilka, z sukcesem przeprowadzonych, transakcji sprzedaży lub kupna biznesów. To często nie są proste tematy, bo trzeba zmierzyć się z różnicą w oczekiwaniach dwóch stron – strony sprzedającej, która chce jak najdrożej sprzedać i kupującej, która patrzy realnie na wartość firmy. Opracowujemy również biznesplany, audyty marketingowe oraz analizy działalności strategicznej i marketingowej organizacji.

Jak wycenia się duże przedsiębiorstwo, a jak jednoosobową firmę? Czy taka wycena jest możliwa? Forma prawna nie jest tutaj kluczowa. Z pewnością łatwiej jest wyceniać ustabilizowane przedsiębiorstwo o dłuższej historii i prowadzące pełną księgowość. Przy mniejszych podmiotach lub podmiotach o krótkiej historii, trzeba założyć w wycenach po prostu wyższe dyskonto wynikające z zagrożeń kontynuacji dalszej działalności i wielu różnych ryzyk. Ważne jest, aby były najbardziej aktualne sprawozdania finansowe. Są różne metody wycen, również takie, które pozwalają wycenić bardzo małe przedsiębiorstwo na przykład biuro rachunkowe, restaurację, kancelarię prawną, zakład stomatologiczny, itp. Ja każde przedsiębiorstwo staram się wyceniać przynajmniej dwiema metodami, a czasami trzema, ponieważ wtedy minimalizuję ryzyko błędu. Jakie trzeba mieć kompetencje? Wyceny często realizują biegli rewidenci, którzy z pewnością świetnie znają metody majątkowe. Ja specjalizuję się w wycenach metodami rynkowymi, bo dla kupujących takie metody mają największe znaczenie. Inwestorów interesuje głównie to, ile dany biznes jest w stanie przynieść tak zwanych wolnych przepływów pieniężnych w najbliższym, możliwym do przewidzenia czasie. Jeśli pyta Pan mnie o moje kwalifikacje, to ktoś kiedyś powiedział, że nauka rozpoczyna się po skończeniu uniwersytetu – w moim przypadku chyba to prawda (śmiech). Aktualnie jestem uczestnikiem dwóch prestiżowych programów międzynarodowych: programu z zakresu finansów inwestycyjnych w ramach CFA Institute (USA) oraz programu z zakresu analiz marketingowych w ramach The Chartered Institute of Marketing (Anglia). Wcześniej skończyłem studia podyplomowe: Rachunkowość i Zarządzanie Finansowe oraz Rynek Nieruchomości, kilka kursów doradztwa inwestycyjnego oraz studia magisterskie w zakresie Zarządzania Spółkami Kapitałowymi na Uniwersytecie Łódzkim. l Rozmawiał Robert Sakowski Zdjęcie Paweł Keler Materiał należy traktować jako wyłącznie wyraz osobistych poglądów autora. Nie stanowi on oferty w rozumieniu Kodeksu cywilnego ani oferty publicznej w rozumieniu ustawy o ofercie publicznej i warunkach wprowadzania instrumentów finansowych do zorganizowanego systemu obrotu oraz o spółkach publicznych, doradztwa inwestycyjnego, innego rodzaju doradztwa, ani rekomendacji do zawarcia transakcji kupna lub sprzedaży jakiegokolwiek instrumentu finansowego, jak również innych informacji rekomendujących lub sugerujących strategie inwestycyjne.

Superior Investment Łódź, al. Kościuszki 39 lok. 9/10 tel. 608 477 112 biuro@superiorinvestment.pl www.superiorinvestment.pl

27


biznes

Dziś Strefa to nie tylko tereny inwestycyjne i zwolnienia z podatków! Jak zmieniło się postrzeganie ŁSSE przez inwestorów, dlaczego biznes jest bardziej interesujący niż polityka, z czym kobiety nie radzą sobie w biznesie, a także o największym wyzwaniu, przed którym za chwilę stanie, czyli o swoim macierzyństwie opowiada Agnieszka Sygitowicz, wiceprezes Łódzkiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej. LIFE IN. Łódzkie: Wybrała Pani biznes, jest menedżerem w ważnej instytucji, a co z polityką? Nie ciągnie Pani do samorządu, albo do parlamentu? Agnieszka Sygitowicz: Zupełnie mnie nie ciągnie. To co teraz robię pozwala mi się w pełni realizować. Zawsze chciałam zmieniać, udoskonalać, rozwijać siebie i wszystko dookoła. Kiedy pracowałam w samorządzie w moim rodzinnym Radomsku, stawiałam sobie za cel osiągnięcie jak najwyższego poziomu rozwoju gospodarczego. Robiłam wszystko, co było możliwe, żeby to zrealizować. Oczywiście w takim zakresie, na jaki pozwalała samorządowa rzeczywistość. Obecnie działam na styku biznesu i administracji, dzięki czemu mam możliwość wpływania na zmiany gospodarcze, które dokonują się w regionie i w Polsce oraz wspierania wszystkich działań związanych z rozwojem nowych technologii i realizacją nowych inwestycji. Pytam o politykę, bo to politycy mają największy wpływ na życie, na gospodarkę i zmiany, które się dokonują. To prawda, ale tutaj w Łódzkiej Specjalnej Strefie Ekonomicznej mamy również taką możliwość. Jako agencja rządowa, jesteśmy mostem, który łączy biznes i politykę. Wsłuchujemy się w głos przedsiębiorców, którzy proponują rozwiązania ułatwiające im rozwój. Docieramy do parlamentarzystów i przedstawicieli administracji rządowej z postulatami zgłaszanymi przez inwestorów. Zdradzi Pani swoje największe marzenia? Mam trzy. Zacznę od zawodowego, choć największe jest związane z życiem prywatnym. Marzę o tym, żeby polskie firmy były cenione i podziwiane na świecie, a to co wytwarzają, było znaczące dla gospodarki globalnej, zarówno w sferze technologicznej, jak i przemysłowej. Jestem pewna, że kiedyś to się stanie, bo nasz kraj na to zasługuje. Ciężko pracujemy, a nasi specjaliści należą do najlepszych w Europie i na świecie. W sferze prywatnej moje najważniejsze marzenie jest związane z macierzyństwem. Już niedługo zostanę mamą i chcę wychować mojego syna na dobrego i wartościowego człowieka. No i jeszcze zostało trzecie… Chciałabym znaleźć czas na realizację swojej największej pasji, którą jest teatr. Jestem aktorką amatorką. Wspólnie z przyjaciółmi stworzyłam w Radomsku grupę teatralną „Do Trzech Razy Sztuka”. Zagraliśmy już kilka spektakli,

28


biznes

również w Łodzi na scenie Teatru Nowego. Teraz brakuje mi czasu i możliwości na realizację tej pasji. Bardzo chciałabym wrócić do grania, bo to zawsze pozwalało mi zachować równowagę w sferach: duchowej i materialnej. Kończą prestiżowe studia, przechodzą szkolenia, podejmują ambitną pracę... a następnie odchodzą na urlop macierzyński i często nie wracają już na ścieżkę kariery. Czemu kobiety łatwo rezygnują ze swoich ambicji? To zbyt duże uogólnienie. Poza tym to nie jest rezygnacja z ambicji tylko przekierowanie ich na inne cele. Część kobiet uważa, że pozostanie z dzieckiem jak najdłużej i jego wychowanie jest najważniejsze. Tej roli decydują się poświęcić, a ich potrzebę samorealizacji wypełnia macierzyństwo. I nie wydaje mi się, że jest w tym coś złego. Są też kobiety, które decydują się na połączenie tych ról – realizują się i zawodowo, i jako matki. Sama też tak planuję zrobić. Mam tyle energii w sobie, że wydaje mi się to najlepszym rozwiązaniem. Oczywiście wszystko zweryfikuje czas, ale nie planuję wypaść z aktywności zawodowej na dłużej. Jest Pani wiceprezesem ŁSSE od trzech lat i ma praktycznie nieograniczony wpływ na jej działalność. Jak zmieniła się ŁSSE, co udało się osiągnąć, czego nie? Razem z Markiem Michalikiem, prezesem ŁSSE, znacznie rozszerzyliśmy zakres działalności Strefy. Wprowadziliśmy kilka nowych produktów do naszej oferty skierowanej do przedsiębiorców – Startup Spark, Strefa RozwoYou, Strefa Edukacji. Dziś Strefa nie kojarzy się już wyłącznie z terenami inwestycyjnymi i możliwością zwolnienia z podatku. Oferta strefy dla inwestorów to także możliwość współpracy ze start-upami i firmami wdrażającymi technologię 5G, z bonami rozwojowymi, z Technikum Automatyki i Robotyki – pierwszą w Polsce szkołą zawodową powołaną wspólnie przez Strefę i przedsiębiorców działających u nas, czy wreszcie nowym parkiem przemysłowym Stokowska. To jest ta najważniejsza zmiana. Jednocześnie staramy się dbać o to, żeby nasza oferta była komplementarna i co najważniejsze tworzymy ją w oparciu o potrzeby przedsiębiorców, które nam zgłaszają. Zatrzymajmy się przy start-upach, aż 90 procent z nich upada ze względu na to, że nikt nie potrzebuje korzystać z efektów ich pracy. Dlaczego tak się dzieje? Start-upy z założenia są modelem przejściowym w biznesie i służą do znalezienia docelowego sposobu na prowadzenie działalności. Poza tym start-upy wiążą się z określonym ryzykiem finansowym i biznesowym, a w Polsce wciąż jeszcze akceptowalny poziom tego ryzyka jest znacznie niższy niż w USA czy Europie Zachodniej. Firmy nie chcą podejmować ryzyka inwestycyjnego i nie angażują się we współpracę ze start-upami w takim zakresie, aby było to dla obu biznesów najbardziej efektywne. To jest jeden z powodów tego, że część z nich znika z rynku. Dodatkowo część startupów źle targetuje się na potrzebach rynku i oczekiwaniach klientów, a przecież właściwe określenie grupy swoich klientów jest podstawą sukcesu każdej firmy. W Polsce statystyki dotyczące start-upów są znacznie lepsze, a w Strefie możemy się pochwalić, że ponad połowa z tych, które zaczęły u nas, wciąż działa i to z sukcesami. Warto też podkreślić,

że w przypadku start-upów najważniejsze jest to, żeby cały czas pokazywały się nowe. Z reguły jest tak, że jak komuś upada pierwsza i druga firma, to ta trzecia odnosi spektakularny sukces. Ważne jest, żeby się na tej drodze do sukcesu biznesowego nie zatrzymywać.

Jako agencja rządowa jesteśmy mostem, który łączy biznes i politykę. Wsłuchujemy się w głos przedsiębiorców, którzy proponują rozwiązania ułatwiające im rozwój Kobiety czy mężczyźni – kto częściej decyduje się na założenie start-upa? Oczywiście mężczyźni. Pod tym względem statystyki są druzgocące dla kobiet – prawie 75 procent nowych startupów zakładają mężczyźni. Uprzedzając pytanie o powody dysproporcji powiem, że kobiety mają znacznie niższy poziom akceptacji porażki i uważają, że jak sobie z czymś nie poradzą, to nie dostaną drugiej szansy. Poza tym bycie kobietą i jednocześnie przedsiębiorcą jest znacznie trudniejsze niż bycie kobietą na etacie. To też ogranicza aktywność kobiet w tym zakresie. Jako ciekawostkę dodam, że wśród nowych start-upów, które obecnie są w programie Spark jest jeden założony i w całości prowadzony przez kobiety. Chcemy go wykorzystywać do promocji przedsiębiorczości wśród kobiet i pokazać paniom, że można i warto postawić na biznes technologiczny. W Łodzi tylko 30 procent wysokich i średnich stanowisk menedżerskich zajmują kobiety. Trudniej im osiągnąć sukces zawodowy? Skąd się biorą takie dysproporcje? Na pewno trudniej, choćby z tych powodów, o których już wspominałam w kontekście start-upów. Poza tym skoro tylko 30 procent kobiet zajmuje eksponowane stanowiska menedżerskie, to oznacza, że nasza kultura biznesowa jest zdominowana przez mężczyzn i kobietom trudniej jest w niej funkcjonować. Z drugiej jednak strony jeżeli popatrzymy na statystyki sprzed kilkunastu lat, to wtedy kobiet na wysokich stanowiskach nie było prawie wcale. A jak pod tym względem jest w Strefie? Czasami żartujemy, że ŁSSE jest kobietą, ponieważ znaczną część kluczowych stanowisk zajmują u nas panie, które zresztą są doskonałymi fachowcami, dobrymi organizatorkami i potrafią realizować wiele zadań jednocześnie. Z jednej strony dbać o dom, dzieci i rodzinę, a z drugiej nadzorować skomplikowane zadania biznesowe. Poza tym kobiety wpływają na sposób działania firmy i jej kulturę organizacyjną. I jeżeli firmy to wykorzystają, to zawsze będzie to z korzyścią dla wszystkich. Podsumowując ten temat powiem, że moim zdaniem z zarządzaniem firmami i ogólnie z całym biznesem powinno być tak, jak z naszym funkcjonowaniem w środowisku naturalnym, gdzie mężczyźni i kobiety uzupełniają się i razem idą przez życie. l Rozmawiał Robert Sakowski Zdjęcie Paweł Keler

29


biznes

Moda na Łódź! Wracamy do łódzkich korzeni, do naszego dziedzictwa, do tego, z czego zawsze byliśmy dumni. Łódź to miasto kojarzone z przemysłem włókienniczym, modą, nietuzinkowymi wydarzeniami modowymi i wspaniałymi projektantami. Dlatego OFF Piotrkowska Center wzbogaci się o nowe powierzchnie dedykowane branży fashion. Choć wiem, że nie będzie to łatwe, chcemy przywrócić handel na ulicy Piotrkowskiej – mówi Monika Hryniewicz, Head of Leasing w OPG Property Professionals. LIFE IN. Łódzkie: OFF Piotrkowska Center to najbardziej kultowe miejsce w Łodzi. Łodzianie lubią tu spędzać czas, ale szykują się zmiany. Jak wpłyną na charakter miejsca? Monika Hryniewicz: Kto stoi w miejscu, ten się cofa, dlatego czerpiąc z ducha łódzkiej przedsiębiorczości, wciąż wdrażamy na OFFie nowe pomysły. W ten sposób chcemy zapewnić temu miejscu stały dopływ życia, nowych funkcji i kreatywnych biznesów. I choć teren należy do prywatnego właściciela, co oznacza, że musi na siebie zarabiać, to jako jego gospodarze nigdy nie tracimy z oczu tego, co ważne: historycznego dziedzictwa oraz otwartego charakteru przestrzeni. Wróćmy do zmian. Wiem, że nacisk zamierzacie położyć na rozwój branży fashion na OFFie. Skąd taki pomysł? Łódź przede wszystkim kojarzy się z włókienniczymi tradycjami – to nasze dziedzictwo, z którego jesteśmy dumni. Ale Łódź to także moda, zagłębie projektantów, oryginalnych konceptów i wydarzeń modowych. Nie możemy też zapominać, że symbolem miasta jest Piotrkowska, najdłuższa ulica handlowa nie tylko w Polsce, ale i w Europie. To tutaj koncentruje się życie kulturalne, polityczne, handlowe i biznesowe miasta. Tu wciąż słychać echa poprzemysłowej i handlowej potęgi Łodzi sprzed lat. Tu nadal zarabia się i wydaje największe pieniądze. Piotrkowska już dawno przestała być handlową potęgą? Dlatego tym bardziej zależy nam, by handel powrócił w tak reprezentacyjne miejsce. Zadanie jest złożone, ale wierzymy, że odpowiednia strategia i konsekwencja w kreowaniu projektu się opłaci. Modne sklepy, które ulokują się za dużymi witrynami od ulicy Piotrkowskiej, chcemy wzbogacić w showroomy i pop-up store’y w prześwicie bramowym.

30

Kogo chcecie zaprosić do współpracy – sieciowe marki czy lokalnych projektantów, którzy będą mogli tu także otworzyć swoje pracownie? Na pierwszym miejscu stawiamy na oryginalne marki i twórców, których propozycji próżno szukać w centrach handlowych. Od lat jest z nami sklep Pan Tu Nie Stał, a nie tak dawno ze swoją pracownią i atelier dołączyła Patrycja Plesiak, która przebojem wdarła się w łódzki świat mody. W meblotece YELLOW, która łączy funkcje kawiarni, galerii sztuki i butiku, kupimy upcyklingowane przedmioty, a w salonie NAP – wytwarzane rzemieślniczo meble, lampy i dodatki z najwyższej półki. Są też z nami takie koncepty, jak Trucht – profesjonalny sklep dla biegaczy, salon Gloomy Sunday oferujący designerskie okulary, a także Animal Kingdom – pracownia i sklep z ręcznie tworzoną biżuterią. Mamy apetyt na więcej, ale nie zamierzamy konkurować z galeriami handlowymi. Teren dawnej przędzalni i tkalni wraz z przylegającym odcinkiem ulicy Piotrkowskiej widzimy jako nowe łódzkie zagłębie mody – chcemy tu łączyć zalety lokalizacji „high street” z tym, co oferuje „shopping center”. Do współpracy zapraszamy więc zarówno flagowe sklepy czołowych marek odzieżowych, jak i salony polskich projektantów. Branży fashion chcecie zaoferować sporo przestrzeni na OFFie. Gdzie będą mieścić się salony, butiki, showroomy – jak będzie wyglądała ta nowa przestrzeń? Nasze plany dotyczące branży fashion łączą się ściśle z nową inwestycją, czyli budynkiem Fern Office, który stanie przy samej ulicy Piotrkowskiej. Najemcy otrzymają ponad 3,6 tys. mkw. nowej, stylowej powierzchni handlowo-usługowej, ulokowanej na parterze, w podziemiu oraz na pierwszym piętrze. Do ich dyspozycji oddamy specjalnie wygospodarowaną galerię z salonami, a także ciąg charakterystycznych


dla OFFa zabudowań stylizowanych na kontenery morskie, w których otworzą się butiki, showroomy, pop-up store’y i pracownie projektantów. Kontenery, wraz z większymi lokalami zachęcającymi do zakupów z witryn od strony ulicy Piotrkowskiej, stworzą prawdziwą galerię projektowania i mody. Po oddaniu Fern Office, na OFFie funkcjonować będzie niemal 8 tys. mkw. powierzchni handlowo-usługowo-gastronomicznej, do której docelowo należy doliczyć blisko 15 tys. mkw. klimatycznej przestrzeni biurowej, a także kolejne lokale wystawiennicze dla artystów i designerów. To wszystko składa się na największy projekt o tak zróżnicowanych funkcjach przy samej ulicy Piotrkowskiej. Powiem szczerze pomysł świetny, ale bardzo odważny. Nie niesie zbyt dużego ryzyka? W modzie do odważnych świat należy, prawda (śmiech)? Mówiąc jednak poważnie, rynek powierzchni komercyjnych zlokalizowanych blisko ulic handlowych w Polsce jest jeszcze stosunkowo młody. Dlatego projekty, takie jak OFF Piotrkowska Center, cieszą się ogromnym zainteresowaniem. Jestem pewna, że doskonała lokalizacja, konsekwentna strategia placemakingu skoncentrowana na ludziach, kulturze i sztuce oraz wykorzystanie atutów istniejącej tkanki miejskiej, potrafią przyciągnąć najemców o konkretnym profilu. Warto też wspomnieć, że oprócz transportu publicznego czy roweru miejskiego, klienci zawsze mogą przyjechać do nas samochodem i nie martwić się o to, gdzie zaparkować. Czy to oznacza, że wreszcie w centrum miasta powstanie nowoczesny parking? Tak. Jego budowa ruszy jednocześnie z realizacją Fern Office. Chcemy jednak, by budynek był czymś więcej, niż tylko przechowalnią dla pojazdów, dlatego elewację od strony ulicy Sienkiewicza i rynku OFFa pokryjemy gęstą roślinnością, zaś na dachu utworzymy otwartą, zieloną strefę z instalacjami sportowo-rekreacyjnymi. Na poziomie zero

OFF Piotrkowska Center Znajdujące się w centrum Łodzi, w dawnej fabryce Franciszka Ramischa, zostało okrzyknięte przez czytelników „National Geographic Traveler” najbardziej spektakularnym z Siedmiu Nowych Cudów Polski, a to dzięki unikatowemu na skalę europejską klimatowi, który na co dzień przyciąga tysiące łodzian i przyjezdnych. Prestiżowy pasaż handlowo-usługowy z lokalami w formule own door unit, z funkcją biurową, to dziś jeden z najmodniejszych i najbardziej kreatywnych punktów na mapie Łodzi.

znajdą się stanowiska do parkowania rowerów, a na poszczególnych kondygnacjach umieścimy stacje szybkiego ładowania samochodów elektrycznych. Skoro o nowym budynku mowa, to jak pojawienie się przestrzeni biurowych udało się wpasować w dotychczasowy charakter OFFa? Wpasowują się przez cały czas. Od zawsze chcieliśmy, aby dawna fabryka Ramischa, jak kiedyś, pracowała na trzy zmiany. Tak powstała koncepcja kreatywnego ekosystemu, w którym właściciel restauracji z niebanalną kuchnią, w drodze do pracy mija właściciela software house’u lub obiecującego start-upu. Wszyscy mogą sobie wzajemnie pomóc, napędzając dalszy rozwój miejsca. Bez klimatu korpo i bez dużych odległości między sobą Wraz z pojawieniem się nowego budynku, zmieni się też nieco sama przestrzeń na OFFie, z ziemi przeniesiemy się na pierwszy publiczny rooftop. Co to takiego? Popularna „górka”, czyli miejsce, w którym odbywają się dziś pokazy kina plenerowego, to bardzo ważny element OFFa. Planując nową inwestycję, zależało nam, by zachować tę funkcję, dlatego postanowiliśmy wynieść ją… na wyższy poziom. Na dachu nowego budynku, na wysokości 20 metrów, działać będzie publicznie dostępny rooftop – przestrzeń z otwartym do późnych godzin klubem muzycznym, strefą relaksu z leżakami, kinem letnim i tarasem widokowym. Innymi słowy, chillout pod chmurką pozostanie znakiem rozpoznawczym OFFa! l Rozmawiała Beata Sakowska Zdjęcia Paweł Keler Wizualizacje OFF PIotrkowska Center

31


biznes

Flaga na maszt Wyprodukowane przez nią maszty stoją przed stadionami Widzewa i ŁKS-u, przygotowane flagi na przenośnych masztach łopocą na wielu imprezach! O innym sposobie na zareklamowanie siebie i firmy opowiada Marlena Kleśta, właścicielka firmy Partner Klesta Company. LIFE IN. Łódzkie: Dziś w biznesie obowiązuje zasada wyróżnij się albo giń! Zgadza się Pani z tym? Marlena Kleśta: Nie podchodzę tak kategorycznie do tego, ale rzeczywiście jest dziś taka potrzeba, żeby się wyróżniać, być zauważonym. Nie dotyczy to tylko ludzi, ale także, a może przede wszystkim firm. Ja zawsze chciałam pomagać innym (stąd też taka nazwa mojej firmy), więc skoro jest na rynku taka potrzeba, to zaczęłam to robić zawodowo. Reklama outdoorowa kojarzy się zwykle z plakatami, banerami albo bilbordami. Pani zaproponowała dość oryginalny sposób wyróżniania się, bo za pomocą flagi. Jestem przekonana, że reklama w formie flagi doskonale spełnia swoją rolę – działa inaczej na naszą podświadomość i nie sposób jej nie zauważyć. Plakaty, banery, bilbordy już się nam opatrzyły. Ani flaga, ani maszt w zasadzie nie jest żadną nowością, historia pokazuje, że flaga towarzyszyła narodom w ważnych chwilach i miała bardzo dostojne znaczenia. Dziś wracamy do tego sposobu pokazania się. Maszt i flaga mają jeszcze przewagę nad plakatem i banerem, bo mogą być mobilne, można ją przenosić i ustawiać w każdym miejscu – pod sklepem, na przystanku autobusowym, w ogródku, wozić na samochodzie. Wszędzie. Firmy zauważyły korzyści z takiej formy reklamowania? Zauważają. Od 15 lat pracuję z produktami reklamowymi. Kiedyś maszty były dość drogim produktem w zakupie i w użytkowaniu, a teraz jest to inwestycja na skalę każdej firmy. Coraz więcej firm zaczyna się interesować tym rozwiązaniem, bo ekspozycja masztowa dodaje prestiżu i podwyższa rangę przedsiębiorstwa. Wszystkich klientów traktuję po partnersku, edukuję niezdecydowanych, doradzam, pozwalam się im zastanowić, zrozumieć jak to działa i dopiero, kiedy się zdecydują dostarczam im konkretne rozwiązania. Kiedy pojawił się u Pani pomysł na ten biznes? Pomysł na biznes… długo bałam się podejmować takie działania. Nie było to przeze mnie zaplanowane, ale nie był to też całkowity przypadek. Zresztą okres, w którym finalnie otworzyłam firmę, był dla mnie dość trudnym. Kilka lat wcześniej zaczęłam pracę w firmie, która produkuje maszty. To doświadczenie okazało się istotne, ponieważ dzięki niemu dostałam propozycję biznesową, z której skorzystałam i otworzyłam Partner KC. Później wszystko zaczęło się rozpędzać. Miałam wiedzę o masztach flagowych, którą uzupełniłam o wiedzę produkcyjną druku sublimacyjnego – i w ten sposób stałam się kompleksowym partnerem dla

32

moich klientów. Do tego w międzyczasie dokładałam inne produkty i usługi do naszego katalogu, więc klienci Partner KC czuli się zaopiekowani. Dziś Pani firma produkuje flagi, maszty, ścianki, namioty, leżaki firmowe. Zapamiętała Pani nietypowe zlecenie? Dużo było dziwnych, bo wiadomo, ludzie miewają dziwne pomysły. Kiedyś musieliśmy nadrukować materiał, który miał przykryć budynek. To była duża powierzchnia. Podczas imprezy właściciel chciał z pompą dokonać jego otwarcia. Przykryliśmy główną ścianę z wejściem. Robiło to wrażenie. W Łodzi stoi dużo waszych masztów i flag? Mnóstwo. Nie jestem w stanie ich policzyć, ale lubię widzieć swoje produkty na mieście. Mieszkam na Widzewie i codziennie przejeżdżam obok stadionu, gdzie widzę nasze maszty. Zdarza mi się szybko reagować dzwoniąc do osoby, która ma ze mną kontakt, jeśli ekspozycja flag wymaga poprawy. Takie zboczenie zawodowe. Stadion ŁKS-u oraz Atlas Arena również mają maszty od nas, co bardzo mnie cieszy, bo troszkę mam wrażenie, że łączę dwie grupy łódzkich kibiców. Kiedy prowadzi się firmę, to często brakuje czasu na szkolenia, dokształcanie się, zdobywanie nowych kompetencji. Pani też ma z tym trudności? To pytanie czy stwierdzenie? Ja mam własną teorię, że jak chcesz być dobrym, w tym co robisz, to musisz cały czas się szkolić i rozwijać. Jeszcze w czasach szkolnych będąc uczennicą z czerwonym paskiem zawsze lubiłam się uczyć, byłam chłonna wiedzy. Jak pracowałam na etacie byłam jedną z tych osób, które najczęściej chodziły na szkolenia. Później, kiedy przyszedł czas na własną firmę ona całkowicie mnie pochłonęła. Na naukę i szkolenia zupełnie nie było czasu. W pewnym momencie jednak uświadomiłam sobie, że tak być nie powinno. Stwierdziłam, że są dziedziny, w których nie radzę sobie tak, jak powinnam i aby to zmienić i poradzić sobie z trudnościami muszę się podszkolić. Poczułam znowu strasznie dużą potrzebą rozwoju, bo zrozumiałam, że nie wszystko sama potrafię zrobić. Doszłam do wniosku, że trzeba poszukiwać nowych rozwiązań i ponownie rozpoczęłam drogę nauki. Wiedziałam, że inaczej źle się to skończy. Znalazła Pani rozwiązania? Nie od razu, ale tak. Na pewno znalazłam ludzi, którzy podzielili się ze mną wiedzą i doświadczeniem, znalazłam świeży kierunek do działania, znalazłam nową inspirację. Kilka lat uczestniczyłam w wielu spotkaniach networkingowych,


biznes

dołączałam do grup biznesowych i testowałam coachów, którzy byli dostępni na rynku chodząc na ich szkolenia. Od roku uczestniczę w porannych spotkaniach z moim ulubionym mentorem i ludźmi, którzy tak, jak ja chcą się rozwijać. O 5.55 spotykam się z Fryderykiem Karzełkiem i jego społecznością, którą zbudował wokół siebie. Te spotkania online dają mi pewność siebie i uświadamiają, że nigdy nie jest za późno na rozwój i na zmiany. Niezależnie od wieku, nawet gdy ma się 40, 50 czy 60 lat i więcej. Co zmienił ten rok porannego wstawania? Bardzo dużo, nawet ciężko mi to określić. Jestem szczęśliwsza, mniej zlękniona życiem i problemami, widzę wiele rozwiązań jakich wcześniej nie było, czuję się bardziej świadoma, jakbym weszła na wyższy level wtajemniczenia. Lubię rozmowy i spotkania z tymi ludźmi, bo mam poczucie, że się przy nich rozwijam cały czas. Mam plan, wyznaczone cele, czego wcześniej nie miałam. Sama poznaję siebie z innej strony. Okazuje się, że rutyna życia i obowiązki spowodowały, że zapomniałam jaka jestem naprawdę i od nowa odkrywam swoje możliwości, także biznesowe. To takie ekscytujące. Zauważam też zmiany mentalne, które nazwałabym dojrzałością. Doszłam do wniosku, że teraz mam bardzo dobry okres w życiu. Teraz jest dobrze. I że nie chciałabym się cofnąć o 20 lat, bo tamta Marlena nie była mną teraz. Zajmuje się Pani branżą reklamową, przez cały czas pracuje nad swoim rozwojem, a czym się Pani pasjonuje? Zdrowiem! Bardzo mnie interesuje i pociąga tematyka zdrowia w kontekście życia człowieka: diety, stylu życia, aktywności

fizycznej itd. Prowadząc firmę wpadłam kiedyś na pomysł, żeby skończyć szkołę medyczną. Wybrałam kierunek masażysty i po dwóch latach zdałam egzamin państwowy i stałam się oficjalnie technikiem masażystą. Lubię masować. Chciałam pracować ze sportowcami, bo sama jestem sportowcem na emeryturze (śmiech). Co prawda tak nie pracuję, ale droga jaką przeszłam, ludzie i miejsca jakie poznałam otworzyły mi oczy na inne zagadnienia zdrowotne. Zetknęłam się z wieloma interesującymi tematami, jak chociażby hiperbaryczna terapia tlenowa oraz nanomedycyna czyli nanoelektrody. Wykorzystuję to w swojej praktyce. Chciałabym, żeby jak najwięcej osób poznało te terapie i zaczęło z nich korzystać, nie tylko jako sposób wychodzenia z choroby, ale jako profilaktykę. Są bardzo bezpieczne, bo naturalnie stymulują organizm, a to czasami wystarczy, aby organizm czuł się dobrze. Wcale nie potrzeba wówczas korzystać z leków, które jak wiemy też nam często szkodzą. Teraz Partner KC przygotowuje dwudniowy event, podczas którego zostanie dokładnie omówiony temat nowoczesnej fototerapii. Wszystkich, którzy mają ochotę poznać technologie nanoelektrod, zapraszam na to wydarzenie, które odbędzie się 21-22 września 2019 w Arturówku. l Rozmawiał Damian Karwowski Zdjęcie Paweł Keler

tel. 733 144 275, 691 935 269 marlena@partnerkc.pl www.partnerkc.pl

33


biznes

Jak impreza to tylko w Odlewni Historyczna Hala Odlewni to wyjątkowe wnętrze. Każdy, kto ma ochotę, może tu zorganizować imprezę prywatną czy firmową. I w każdym aspekcie może liczyć na naszą pomoc – mówią Katarzyna Lewoc i Karolina Nowak, odpowiedzialne za działania marketingowe w Strefie Piotrkowska 217, należącej do firmy OKAM. LIFE IN. Łódzkie: Piotrkowska 217 to miejsce znane z wielu oryginalnych i przyciągających tłumy łodzian imprez gastronomicznych i rozrywkowych. Które są dla Was najważniejsze? Karolina Nowak: Nie mówiłabym tu o najważniejszych, bo wszystkie imprezy, które organizujemy, są dla nas tak samo ważne. Powiedziałabym raczej, że mamy jedną sztandarową imprezę – Street Food Festiwal, który odbywa się cztery razy w roku. Impreza na stałe wrosła już w łódzki krajobraz, a każda z edycji przyciąga tłumy łodzian, niektóre edycje odwiedziło nawet 20 tysięcy osób. Choć wielu porywa się na organizację imprez, w których główną rolę odgrywają food trucki, to nasze imprezy organizowane są niezmiennie od sześciu lat. Ale na Piotrkowskiej 217 nie żyjemy od jednego do drugiego Street Food Festiwalu, oferujemy wiele ciekawych, otwartych imprez tematycznych dla wszystkich chętnych. Organizujemy także imprezy zamknięte w naszej Hali Odlewni. To, co w najbliższym czasie będzie się działo pod 217? Katarzyna Lewoc: 7-8 września zapraszamy na Smakołyki, tym razem połączone z biegiem Łódź Business Run, zaplanowanym na 8 września, którego start i meta znajdować

będzie się na al. Kościuszki 132. Na początku października odbędzie się jedna z czterech odsłon Street Food Festiwalu z dobrym jedzeniem, koncertami, wystawami. Jestem pewna, że atrakcji nie zabraknie. W listopadzie mamy Street Beer Festiwal i Festiwal Azjatycki, w grudniu Świąteczny Festiwal Śniadań i Jarmark Świąteczny – Dobry Prezent. I po raz pierwszy w tym roku organizujemy Sylwestra. Zapowiada się naprawdę szampańska impreza, warto już dziś zarezerwować czas. Każdego miesiąca łodzianom staramy się zaproponować coś ciekawego i atrakcyjnego. Od jakiegoś czasu proponujecie też zainteresowanym nową przestrzeń w Hali Odlewni. 500 metrów kwadratowych na różnego rodzaju eventy. Jakiego typu wydarzenia można zorganizować w tej przestrzeni? Karolina Nowak: Jesteśmy w stanie zorganizować praktycznie każde wydarzenie – eventy firmowe, targi, konferencje, prezentacje produktów, komunię czy wesele oraz imprezy prywatne. Organizowaliśmy już wesela, targi branżowe – modowe, warsztaty networkingowe, kulinarne, imprezy urodzinowe, prezentacje marek samochodowych. Nie boimy się żadnych wyzwań. Jeśli ktoś sobie


biznes

do dyspozycji mamy jeszcze halę sąsiadującą z Odlewnią, w której przy stołach pomieścimy swobodnie 400 gości. Piotrkowska 217 to także doskonały adres na biuro. Kogo chętnie byście zaprosili? Katarzyna Lewoc: Oczywiście nadal mamy ofertę dla osób zainteresowanych rozwijaniem swoich przemysłów kreatywnych, bo w Strefie Piotrkowska 217 głównie na nie stawiamy, choć tych powierzchni nie zostało już zbyt wiele. Mamy też na terenie budynek mieszkalny, w którym wynajmujemy mieszkania młodym dynamicznym osobom. Dlaczego ważna jest dla nas branża kreatywna? Bo doskonale wzbogaca organizowane przez nas wydarzenia. Tu na Piotrkowskiej 217 budujemy naszą małą społeczność, społeczność osób ze sobą współpracujących, a nie konkurujących.

życzy działamy, jak agencja eventowa zapewniając kompleksowe przygotowanie i obsługę imprezy, ale możemy też jedynie wynająć halę, a o resztę zadba klient we własnym zakresie. Jesteśmy bardzo elastyczni i dopasowujemy się do potrzeb i oczekiwań naszych klientów. Skąd pomysł na takie wykorzystanie Hali Odlewni. Katarzyna Lewoc: Hala Odlewni jest wyjątkowa pod wieloma względami. Po pierwsze wpisuje się w klimat łódzkich przestrzeni – czerwona cegła, fabryczny klimat, a w zależności od dekoracji możemy sprawić, by była odpowiednia na bardzo nieformalną imprezę, jak i imprezę dla VIP-ów. Po drugie to przestrzeń, jaką dysponujemy – ponad 500 mkw. sprawia, że możemy przyjąć nawet do 350 osób przy bankietowym ustawieniu stolików. Po trzecie hala znajduje się w centrum miasta, co zapewnia dogodny dojazd, nie trzeba przyjeżdżać samochodem, ale dla tych, co wolą ten środek komunikacji, mamy zarówno duży parking miejski, jak i własny parking na terenie naszej strefy. W pobliżu znajduje się też doskonała baza noclegowa. Mamy też dwa duże towarowe wejścia umożliwiające wjazd samochodu do środka. I o ile hale w podobnym klimacie znaleźć można w mieście, to w centrum jesteśmy jedyni. A teraz

Z czego najbardziej znana jest Piotrkowska 217? Katarzyna Lewoc: Z organizowanych imprez zarówno otwartych, jak i zamkniętych i dobrego jedzenia. Mamy bardzo ciekawy dobór najemców gastronomicznych. Mamy restaurację Kuroneko współprowadzoną przez Japonkę, restaurację tajską King Kong, ofertę dla wegan i wegetarian w Korzeniach, kawiarnię Hot Air Cafe, w której jest najlepsza kawa w mieście, klubokawiarnię All Star, która zapewnia nam rozrywkę nocną i jest najdłużej otwartym lokalem w Strefie Piotrkowska 217. Działa Klub Wino specjalizujący się w degustacjach winnych, jest Szwalnia Smaków z autorską kuchnią, w której o podniebienia gości dba sam właściciel, Chill Bistro Bar z kuchnią polską, makaronami i burgerami, no i najlepsza pizza w mieście, którą serwują w Pizza Truck Garage. Nie mogę też zapomnieć o Manufakturze Czekolady, pijalni, ale przede wszystkim warsztatowni, z szeroką ofertą dla szkół i grup dziecięcych. U nas każdy znajdzie coś dla siebie. Karolina Nowak: Warto, do nas zajrzeć. Na tej drugiej części Piotrkowskiej, za magiczną barierą Mickiewicza i stajni jednorożca, naprawdę sporo się dzieje. l Rozmawiała Beata Sakowska Zdjęcia Paweł Keler, Piotrkowska 217

Karolina Nowak karolina.nowak@okam.pl tel. 668 445 367 www.piotrkowska217.pl


biznes

Przedsiębiorco, bądź widoczny! O tym, dlaczego tak ważne jest pozycjonowanie, biznesowej współpracy i rekomendacjach, rozmawiamy z Krzysztofem Jurczakiem, właścicielem agencji interaktywnej For Marketing. LIFE IN. Łódzkie: W biznesie mówi się, że jeżeli twojej firmy nie ma w Google, to jej po prostu nie ma. To prawda, Google rządzi? Krzysztof Jurczak: Google rzeczywiście zmonopolizował rynek wyszukiwarek w Polsce i na świecie, i jeżeli prowadzimy działalność produkcyjną czy usługową, która wiąże się z koniecznością pozyskiwania klientów, to nasza obecność w Google jest niezbędna. Dziś każdy, kto potrzebuje skorzystać z jakiejś usługi, albo chce kupić określony produkt otwiera przeglądarkę, w której często stroną startową jest Google i wpisuje odpowiednie hasło. Czyli zakładamy działalność, robimy stronę internetową i co dalej? Samo zrobienie strony to dopiero pierwszy krok do tego, żeby klient się o nas dowiedział. Czasami jednak strona, nawet bardzo dobrze przygotowana graficznie i merytorycznie, może być niewidoczna w Google. Dlaczego? Najczęściej dzieje się tak, ponieważ nie została przygotowana w zakresie współdziałania z algorytmami Google. Starsze strony nie są responsywane, to znaczy nie dostosowują się do urządzeń mobilnych. Proszę zatem podpowiedzieć jedno, dwa rozwiązania, które mogą spowodować, że trafimy ze swoją działalnością do Googla. Są takie uniwersalne sposoby? Przede wszystkim już podczas tworzenia strony, trzeba ją dostosować do algorytmów Googla, które są co jakiś czas zmieniane. Grafik, który tworzy stronę, powinien o tym wiedzieć, ale zawsze warto mu o tym przypomnieć. To po pierwsze, a po drugie struktura strony musi być dopasowana do tego, co chcemy pozycjonować. W swojej praktyce bardzo często spotykam się z sytuacją, że gotową już stronę musimy poprawiać właśnie pod tymi dwoma kątami. A przecież to jest dublowanie pracy i kosztów. Warto jeszcze przed powstaniem strony skontaktować się z firmą zajmującą się pozycjonowaniem, gdzie specjaliści podpowiedzą, jak dobrać właściwą strukturę strony, przekażą wytyczne, jak przygotować teksty, jakich użyć słów kluczowych itd. Dopiero mając taką bazę, można zaczynać kolejne prace. Czy kluczowe w pozycjonowaniu są słowa kluczowe? To duże uproszczenie, bo słowa kluczowe są bazą, do której podporządkowujemy cały proces pozycjonowania. Często nasi klienci przed rozpoczęciem współpracy pokazują słowa, które wybrali i są bardzo zdziwieni, kiedy im je zmieniamy z uwagi na bardzo niski potencjał tych fraz.

36


biznes

Jakie błędy popełniamy przy pozycjonowaniu? Najczęściej popełnianym błędem jest używanie słów i fraz zbyt ogólnych. Na przykład, jeżeli ktoś prowadzi gabinet lekarski, to nie powinien używać frazy „lekarz łódź”. Zamiast tego, jeżeli na przykład jest internistą, powinien wpisać „internista łódź” itd. Ogólne frazy są często bezwartościowe dla firmy, której strona jest pozycjonowana. Warto, by ktoś, kto się zupełnie nie zna na pozycjonowaniu, zaufał firmie, która się tym zajmuje? Dokładnie tak, ale to dotyczy każdej współpracy, której efekty są zauważalne dopiero po jakimś czasie. Pozycjonowanie nie daje efektów z dnia na dzień, czasami trzeba na nie poczekać kilka miesięcy. Oczywiście, jak w każdej branży, również w naszej, są nieuczciwe firmy. Z doświadczenia wiem, że część agencji, które rozliczają się w formie ryczałtu, nie wykonują usługi pozycjonowania tak, jak powinna być zrobiona. Zaufanie firm i właścicieli do takich agencji bardzo spadło. Trudno jest z tym walczyć, dlatego warto korzystać z takich agencji, które zweryfikowały czas i efekty, i które ktoś nam polecił. Powiem tylko, że 90 procent naszych klientów to osoby z polecenia. Przedsiębiorca planujący działania promujące działalność firmy powinien zaplanować również usługi pozycjonowania swojej strony? Zdecydowanie tak, ponieważ pozycjonowanie strony jest częścią marketingu on-line. Dzięki dobremu pozycjonowaniu nasza strona będzie się wyróżniała na tle innych. Kiedy wchodzę na jakąś stronę, często rzucają się w oczy poszczególne elementy, np. nagłówki, treść ułożona pod konkretną frazę kluczową czy odpowiednia struktura strony. Wiem, że właściciel strony ma świadomość tego, jak ważne w prowadzeniu działalności jest pozycjonowanie. Dobrze zainwestował, dobrze przygotował stronę. Jak szybko można osiągnąć pierwsze miejsce w wyszukiwarce Google i czy to w ogóle możliwe? Z klientami stawiamy sobie trzy cele, które sukcesywnie staramy się realizować. Pierwszy to doprowadzenie do sytuacji, w której firma klienta znajdzie się w wyszukiwarce Google na pierwszej stronie, czyli TOP10. Warto wiedzieć, że tylko około trzech procent osób korzystających z wyszukiwarki przechodzi na następną stronę. Dlatego to takie ważne. Drugi cel to zapewnienie firmie, z którą współpracujemy, miejsca w pierwszej trójce. Trzy pierwsze miejsca na pierwszej stronie są najbardziej klikalne. Trzeci cel to najwyższa pozycja w wyszukiwarce. Trudno ją osiągnąć, ale nie jest to niemożliwe. Czy pozycjonowania można próbować samemu? Pewnie, że można, ale szanse sukcesu są bardzo niskie, jeżeli się na tym nie znamy. Do pozycjonowania trzeba mieć odpowiednie kompetencje i kwalifikacje. Podstawą, co jest oczywiste, jest wykształcenie informatyczne. Bardzo ważne jest doświadczenie pozycjonera, dobra wiedza z zakresu aktualnie obowiązujących algorytmów Google. Poza tym trzeba się w tym zakresie cały czas dokształcać, dlatego ważna jest również dobra znajomość angielskiego, ponieważ nowości na ten temat prezentowane są w tym języku.

Jest wiele kursów na temat pozycjonowania i optymalizacji serwisów. Warto z nich korzystać? Na kursach można dostać bardzo wstępną wiedzę, ale mam wątpliwości, czy jest to wiedza, która przydaje się w praktyce. Ale… jeśli już ktoś trafi na szkolenie, to oznacza, że ma świadomość wagi problemu, a to już jest pierwszy etap do tego, by zainteresował się usługami SEO. Bo jeżeli chce mieć dobrze wypozycjonowaną stronę, to musi mieć świadomość, że należy się zwrócić do godnej zaufania agencji interaktywnej. Działa Pan w BNI, ogólnoświatowej organizacji, która zrzesza lokalnych przedsiębiorców i oferuje im system dawania oraz otrzymywania rekomendacji biznesowych, dzięki czemu rozwijają oni swoje przedsiębiorstwa. Warto być członkiem BNI? Zdecydowanie warto. Spotykanie ciekawych osób, które prowadzą biznes, wiedzą czego chcą, mają ciekawe projekty i pomysły na działalność, to ogromna wartość. Uczestnictwo w spotkaniach pozwala, zbierać nowe doświadczenia, kompetencje, poszerzać horyzonty i inaczej patrzeć na biznes. Poza tym członkowie wspierają się w zakresie prowadzenia biznesu – to jest główny cel działalności BNI. Na czym polega to wsparcie? W biznesie, oprócz charakteru działalności, podejmowanych działań promocyjnych i sieci własnych kontaktów, ważne są rekomendacje. Jeżeli mamy klienta, który poszukuje na przykład dobrego doradcy podatkowego, to będąc członkiem BNI i mając w grupie takiego doradcę, zarekomenduję go swojemu klientowi. Za jakiś czas on zarekomenduje mnie swojemu klientowi. Poza tym dbamy o to, aby w jednej grupie nie było dwóch firm o podobnym profilu działalności. Dzięki temu unikamy rywalizacji o klientów. Jest Pan wiceprezesem takiej grupy. Jakie cele i zadania stawia Pan przed sobą i innymi członkami grupy? Grupa, którą tworzymy jest zróżnicowana pod względem prowadzonej działalności, nastawiona na współpracę i realizację celów. Nie mamy problemu z przekazywaniem sobie kontaktów do ludzi z innych branż. Naszym celem krótkoterminowym jest osiągnięcie liczebności grupy na poziomie 60 firm. Większa liczba członków zaowocuje większą liczbą kontaktów, czyli potencjalnych firm, z którymi możemy działać. Pracujemy również nad zwiększeniem efektywności naszej działalności, co oznacza, że chcemy, aby firmy działające w BNI miały nie tylko więcej zleceń uzyskanych dzięki rekomendacjom, ale aby te rekomendacje miały jak najwyższą jakość i nie mam na myśli jedynie charakteru finansowego. l Rozmawiał Damian Karwowski Zdjęcie Paweł Keler

Łódź, ul. Municypalna 12 tel. 793 748 388 biuro@formarketing.pl www.formarketing.pl

37


biznes

Trzecie spotkanie z zegarkami O tym, dlaczego ludzie kochają zegarki, co łączy teatr, malarstwo i sztukę zegarmistrzowską i skąd się wzięła popularność Festiwalu Zegarków „It’s All About Watches”, opowiadają Łukasz Mastalerz, prezes Stowarzyszenia Promocji i Rozwoju Zegarmistrzostwa oraz Paweł Kowalczyk, łódzki zegarmistrz, organizatorzy festiwalu. LIFE IN. Łódzkie: Zegarek dziś to relikt przeszłości, zastąpiony na dobre przez smartfona. Zgadzacie się Panowie z tym? Łukasz Mastalerz: Absolutnie nie! Zegarki były, są i będą potrzebne, bo z jednej strony mierzą czas, a z drugiej jest to jedyna męska biżuteria, która na ręku mężczyzny wygląda elegancko i podnosi jego prestiż. Młodzi ludzie rzeczywiście coraz częściej zastępują dziś zegarek smartfonem, ale nie wszyscy i nie zawsze. Wiele zależy od tego, jakie czerpią wzorce z domu. Jestem pewien, że jeżeli młody człowiek widział zegarek u dziadka na ręku, a później u ojca, to sam też go zechce nosić, niezależnie od tego, czy posługuje się na co dzień smartfonem. Poza tym zegarek wyróżnia jego właściciela. Proszę zwrócić uwagę, że najbardziej prestiżowe szkoły w Anglii i Stanach Zjednoczonych nakazują swoim uczniom noszenie zegarków, i to nie byle jakich. W ten sposób podkreślają wyjątkowość szkoły, a tym samym wyjątkowość uczniów. Paweł Kowalczyk: Dziś w zegarkach ludzie widzą nie tylko urządzenia do pomiaru czasu. Przychodzą do mnie osoby i proszą o naprawienie zegarków, których używali dziadkowie. Dlaczego? Bo jest w nich zawarta pamięć o tych, którzy je nosili. Poza tym wiele osób noszących zegarki traktuje je jak dzieła sztuki, które nie tylko służą do podziwiania, ale mają jeszcze ten walor, że można ich używać w praktycznym celu. Nie powiedziałbym, że każdy zegarek, to dzieło sztuki... Paweł Kowalczyk: Należy rozdzielić pomiar czasu od sztuki. Dziś czas mierzą różne urządzenia i niekoniecznie są to zegarki – upływający czas odmierzają telefony,

38

komputery, a nawet kuchenki mikrofalowe. Dziełem sztuki jest każdy zegarek wytworzony ludzkimi rękami. Sztuką jest mechanizm zegarka, wykonany z wielu drobnych elementów połączonych w całość. Sztuką może być tarcza zegarka ozdobiona wyjątkowymi rysunkami, czy wyjątkowo zdobiona koperta. Sztuką może być wreszcie myśl technologiczna, która sprawia przełom w zegarmistrzostwie. Na przykład? Paweł Kowalczyk: Na przykład dążenie człowieka do tego, aby zegarek był coraz bardziej niezawodny, jeszcze dokładniejszy i wygodniejszy w używaniu, doprowadziło do zastosowania w zegarkach napędu kwarcowego. W 1969 roku Seiko wypuściło pierwszy kwarcowy zegarek na rękę. Paradoksalnie można uznać, że ten wynalazek przyczynił się do upadku klasycznego zegarmistrzostwa. Od tamtego czasu zegarki w całości elektroniczne, czy zawierające mechanizm z napędem kwarcowym zaczęły dominować. Jest to poniekąd zrozumiałe, ponieważ żaden mechaniczny zegarek nigdy nie będzie tak dokładny. Na co zwracamy uwagę przy wyborze dobrego zegarka? Paweł Kowalczyk: Zegarek, to indywidualna sprawa. Przede wszystkim chodzi o to, żeby się dobrze czuć z zegarkiem na ręce, żeby on pasował do nas, a my do niego. A zatem musi się nam podobać. To po pierwsze. Po drugie przy wyborze zegarka zawsze bierze się pod uwagę to, do czego będziemy nosili zegarek – innego potrzebuje biznesmen, a innego żołnierz czy sportowiec. Po trzecie ważna jest dokładność zegarka – nie może się późnić ani śpieszyć.


biznes

Zegarki były, są i będą potrzebne, bo z jednej strony mierzą czas, a z drugiej jest to jedyna męska biżuteria, która na ręku mężczyzny wygląda elegancko i podnosi jego prestiż Paweł Kowalczyk: Oczywiście, szczególnie zegarki vintage, wyprodukowane przed rokiem 1980, które dziś tworzą rynek kolekcjonerski. Na tym trzeba się jednak znać, ponieważ nawet zegarki z jednej serii mogą znacznie różnić się ceną. Na takich zegarkach można zarobić naprawdę wielkie pieniądze, ale można też stracić, jak się nie zna.

Bardzo ważnym czynnikiem jest też cena, a trzeba wiedzieć, że dobry zegarek nie może być tani. Zegarek dobry, bo drogi? Łukasz Mastalerz: Jest pewna prawidłowość – im zegarek tańszy, tym prostsza jest jego konstrukcja mechaniczna i gorsza jakość wykonania. Są zegarki kwarcowe składane przez automat, w którym trzy, cztery koła napędzają wskazówki, do tego układ elektryczny i bateria. Są zegarki, w których jest sto, a czasem dwieście części, które trzeba ręcznie włożyć do koperty i ręcznie dopasować do siebie – nie ma siły, taki zegarek musi być drogi. Są też obiektywne czynniki, które sprawiają, że zegarek jest dobry. Na przykład czy jest zrobiony ze szlachetnej albo wysokogatunkowej stali, czy szkło jest szafirowe, jakie ma funkcjonalności i ile ich jest. No i marka – najdroższe zawsze będą zegarki luksusowych szwajcarskich marek. Paweł Kowalczyk: Na wartość zegarka ma też wpływ to, ile sztuk wyprodukowano w serii – tysiąc, kilkaset czy kilka. Im mniejsza seria, tym większa wartość zegarka. Ostatnio szwajcarska firma Breguet wypuściła kilka nieprawdopodobnych zegarków. Całą kopertę mają ze szkła, dzięki czemu z każdej strony widać mechanizm zegarka. Oczywiście łączone jest to złotem i platyną. Część elementów mechanizmu wykonano z diamentów, a niektóre z meteorytu. Te zegarki to dzieła sztuki, niepowtarzalne i dostępne tylko dla wybranych, którzy mogą zapłacić kilkaset tysięcy euro. Wielu posiadaczy zegarków tłumaczy, że kupują zegarki, bo to dobra inwestycja. To prawda?

W tym roku już po raz trzeci w Łodzi odbędzie się Festiwal Zegarów i Zegarków „It’s All About Watches”. Dla kogo przeznaczona jest ta impreza? Paweł Kowalczyk: Dla wszystkich, którzy kochają zegarki i dla wszystkich, których interesuje zegarmistrzostwo. Szczególnie zależy nam na młodych osobach, bo z zegarkami jest tak, jak ze sztuką – żeby się nią zainteresować, trzeba się z nią spotkać. Nasz festiwal jest miejscem, do którego pierwszy raz trafia się z ciekawości, później ciekawość zamienia się w zainteresowanie, a w końcu zaczynamy kochać zegarki. Warto wiedzieć, że choć to dopiero trzecia edycja, to jest to już jedna z największych imprez tej branży w Europie. Z roku na rok zwiększa się liczba wystawców i widzów. Kogo tym razem będziecie gościć na Festiwalu i jakie niespodzianki szykujecie wszystkim, którzy przyjdą podziwiać zegarki? Łukasz Mastalerz: Szykujemy wiele różnych atrakcji dla dorosłych i dla dzieci. Motywem przewodnim trzeciej edycji Festiwalu jest „Watches in Space”, czyli prezentacja zegarków w służbie zarówno kosmonautyki, jak i lotnictwa. Podczas dwudniowego wydarzenia, które odbędzie się 28 i 29 września w Łódzkiej Specjalnej Strefie Ekonomicznej, będzie można zobaczyć takie marki jak: Omega, Longines, Tissot, Certina, Ulisse Nardin, Oris, Alpina, Frederique Constant, Victorinox, Arnold&Son, Fortis, Swatch, Flik Flak, Chopin, Polpora, Augustin Matei, Balticus, Błonie, Prim i wiele innych. Głównym organizatorem Festiwalu jest Stowarzyszenie Promocji i Rozwoju Zegarmistrzostwa, które za cel swojej działalności stawia sobie wspieranie polskiego zegarmistrzostwa. Są dziś jeszcze prawdziwi zegarmistrze? Łukasz Mastalerz: Sztuka zegarmistrzowska jest w odwrocie, więc i zegarmistrzów jest coraz mniej. Dlatego jednym z zadań naszego stowarzyszenia jest powstrzymanie degradacji tego pięknego zawodu. Paweł Kowalczyk: Zegarmistrze będą dotąd, dokąd będą zegarki, a nie tylko urządzenia do pomiaru czasu. l Rozmawiał Robert Sakowski Zdjęcie Paweł Keler

39


biznes

W sprzedaży najważniejszy jest człowiek Sprzedaż? To niepowtarzalna okazja do tego, by nawiązać relację, zbudować nić porozumienia z drugą osobą, zdobyć jej zaufanie – mówi Damian Krajewski, menedżer sprzedaży. LIFE IN. Łódzkie: Sprzedażą zajmuje się Pan od ponad 20 lat. Proszę powiedzieć jak to się zaczęło? Damian Krajewski: Był rok 1998 albo 1999. W „Gazecie Wyborczej” zobaczyłem logo jednej z sieci telefonii komórkowej. Jak na tamte czasy bardzo nowoczesne – antenka, promienie… Krótko mówiąc logo sieci Idea, dzisiaj Orange. Pomyślałem, że to może być miejsce, w którym chciałbym pracować. Tak się rozpoczęła moja kariera zawodowa albo bardziej przygoda. Wtedy odkryłem u siebie potrzebę komunikacji, rozmawiania z ludźmi i stwierdziłem, że to, co robię, robię dobrze i na dodatek mam z tego frajdę. Krótko po tym moja szefowa stwierdziła, że może warto zacząć podpisywać umowy również z tymi, którzy z różnych przyczyn nie mogą dotrzeć do salonu. W ten sposób zostałem handlowcem, a raczej prekursorem handlowca. Dopiero po kilku latach powstał projekt z wykorzystaniem firmy consultingowej do stworzenia standardów pracy przedstawiciela handlowego. Pracował Pan i z klientami biznesowymi i indywidualnymi. Z którymi pracuje się łatwiej? Zwykle w firmach jest tak, że zakupami zajmują się wybrane osoby. Jest dyrektor finansowy, który przede wszystkim dba o koszty. Jest prezes, który inaczej widzi niektóre rzeczy niż dyrektor finansowy. Z każdą z tych osób rozmawia się nieco inaczej, ale zawsze trzeba znaleźć wspólny mianownik, który będzie korzystny dla firmy i pracowników. Z kolei pracując z klientem indywidualnym, musimy dostrzegać jego ukryte pragnienia i potrzeby. Każdy ma inne, ale dobry handlowiec musi umieć je odnaleźć. Był Pan również szefem handlowców. Proszę zdradzić, co jest najważniejsze w zarządzaniu zespołem? Przede wszystkim wiarygodność. Uważam, że dzisiaj bycie liderem grupy, to nie jest wyłącznie zarządzanie przez cele, wyznaczanie zadań i ich rozliczanie, ale przede wszystkim rozumienie motywacji ludzi. Ja miałem możliwość zarządzać zespołami zróżnicowanymi i rozproszonymi. Dlatego z każdym podwładnym starałem się znaleźć inny sposób współpracy. Każdego motywowało coś innego i nie zawsze to były pieniądze. Zwraca Pan uwagę, jak pracują obecnie przedstawiciele? Bez przerwy. Dla mnie sprzedaż jest sztuką. To jest niepowtarzalna okazja do tego, by nawiązać relację, zbudować

40


biznes

nić porozumienia z drugą osobą, zdobyć jego zaufanie. Żyjemy w takich czasach, kiedy nie sprzedaje się produktu, lecz efekt. Kiedyś sprzedawaliśmy korzyści, teraz działa zasada human to human, czyli rozmowa z człowiekiem. Ten model sprzedawania jest mi bliższy, bo dla mnie w sprzedaży zawsze najważniejszy był człowiek. To mi zostało do dziś i kiedy wchodzę do sklepu, i rozmawiam ze sprzedawcą albo dzwoni do mnie telemarketer z ofertą, to staram się wysłuchać ich do końca. Chcę wiedzieć, co mają do powiedzenia i jak mówią. To takie zboczenie zawodowe – sprawdzić jakim warsztatem dysponują i czy coś się zmieniło w sposobach sprzedawania. Doświadczenia mam różne… Czy do zespołu dobiera się podobne osoby, by łatwiej było się im dogadać, czy o różnych charakterach? To zależy. Zespół to grupa ludzi, którzy (przynajmniej z założenia) powinni wzajemnie się inspirować i sobie pomagać w trudnych momentach. Zdarza się, że różne osoby w zespole będą zupełnie inaczej postrzegać tę samą sytuację, dlatego moim zdaniem różnorodność właśnie daje wartość dodaną. Pomijam rzecz jasna fakt, że w pewnych aspektach muszą być podobni, tzn. wyznawać podobne wartości, lubić swoją rolę zawodową itp. Z pewnością dobry lider potrafi dobrze spożytkować tak cenny kapitał. Dziś działa Pan w branży ubezpieczeniowej. Od telekomunikacji do ubezpieczeń daleka droga. Skąd ta zmiana i taki wybór? Pewien mądry człowiek, z którym miałem okazję kiedyś rozmawiać powiedział, że branża ubezpieczeniowa jest najtrudniejszą, z którą miał do czynienia. My Polacy jesteśmy bardzo konsumpcyjni, żyjemy tu i teraz, nie martwimy się o przyszłość i trudno nas przekonać, że warto czasami o niej pomyśleć. Branża ubezpieczeniowa jest trudna, ale jest przy tym bardzo ciekawa, ponieważ zawiera w sobie – jak to nazywam – pierwiastek misyjny. Pomyślałem, że jeżeli sprawdzę się na tak trudnym rynku, w tak trudnej branży, to sprzedaż nie będzie miała przede mną żadnych tajemnic. Motywuje Pana chęć stawiania wyzwań i rozwoju na różnych płaszczyznach? Kiedyś człowiek od ubezpieczeń jawił mi się jako osoba statyczna, w określonym wieku, ze szronem na włosach. Siwy jeszcze nie jestem, ale gdy pojawiła się z przodu magiczna czwórka, pomyślałem, że w mojej karierze zawodowej potraktuję to jako półmetek i coś zmienię. Poza tym zawsze wychodziłem z założenia, że jeżeli są ludzie, którzy potrafią zrobić coś dobrze i przy okazji odnoszą sukcesy, to przecież ja też mogę. Były momenty, że oblatywał mnie strach, czy sobie poradzę, ale trwały one krótko. Zawsze miałem obok siebie ludzi, którzy we mnie wierzyli, którzy zamiast straszyć kijem dali mi same marchewki. Mało tego, miałem cały czas poczucie, że są obok, że

niemal trzymają mnie za rękę i mówią: „nie bój się, zobaczysz, że wszystko się uda”. Nie musiałem czekać długo, po dwóch miesiącach przyszły realne efekty. Przyszedł taki moment w mojej karierze zawodowej, że cieszy mnie każdy poniedziałek. Jak w praktyce, na Pana przykładzie, wygląda działanie w branży ubezpieczeniowej ? Sam planuję każdy dzień i tak naprawdę określam, jak efektywny będzie to czas. Przechodzę w ten sposób od podejścia „idę do pracy” do „sam jestem swoim szefem i tylko ja decyduję o swoich efektach pracy”. Nic mnie w ten sposób nie ogranicza. Podejmując decyzję o założeniu własnej działalności gospodarczej przekonałem się, jak szerokie możliwości to daje. Jestem pozytywnie zaskoczony, jak dobrze się w tym odnajduję. Teraz jest dobry czas dla branży ubezpieczeniowej? Uważam, że doskonały. Większość Polaków otrzymała właśnie oświadczenie z Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, w którym dostała informację o tym, jak może wyglądać nasza przyszła emerytura. Wielu zaczęło się zastanawiać: mam 30-40 lat, czy ja wyżyję za 500-1000 złotych jak przejdę na emeryturę? Zaczynają też liczyć oszczędności i kalkulować, czy opłaca im się dalej trzymać pieniądze w banku przy aktualnym oprocentowaniu, czy może warto kupić polisę ubezpieczeniową i w ten sposób zacząć oszczędzać? Odpowiedzialni rodzice, którzy są świadomi, że należy odkładać, mogą postarać się o to, by ich dziecko miało dobry start w życiu. Może to być wkład na mieszkanie, czy też pomoc w wyborze dobrej uczelni. W jaki sposób wspomina Pan o ubezpieczeniu, jako o korzyści dla jednej i drugiej strony? Moją rolą jest przede wszystkim rozmowa z ludźmi i zrozumienie ich indywidualnych potrzeb, które przecież mogą się zmieniać. Dopiero wtedy wspólnie szukamy właściwych rozwiązań odpowiadających bezpośrednio ich aktualnej sytuacji. Jeśli potrafię na nie odpowiedzieć ofertą to zazwyczaj korzyści płyną dla obu stron. Z jednej strony życie zawodowe, a z drugiej prywatne. Ma Pan takie? Pewnie. Mam dwóch wspaniałych synów, piękną żonę, dom, w którym mieszkamy. Mam pasję, którą staram się pielęgnować. Jaką? Gram na fortepianie. W muzyce znajduję odprężenie, uciekam od codzienności, zatapiam się w czasoprzestrzeni przeznaczonej wyłącznie dla mnie. Często późnym wieczorem siadam przy fortepianie i z muzyką spędzam kilka godzin. l Rozmawiał Damian Karwowski Zdjęcie Paweł Keler

Damian Krajewski, tel. 504 000 870, damian.krajewski@pru-konsultant.pl

41


biznes

Szybko i skutecznie Top Potential to unikatowy program do nauki języka angielskiego, stworzony specjalnie dla tych, którym zależy na szybkich efektach – mówi Marta Skotarek, Training Specialist Hutchinson Institute. LIFE IN. Łódzkie: Zbliża się jesień… Czy macie w planach jakieś nowości? Marta Skotarek: Jak najbardziej! Wraz z nowym rokiem szkoleniowym wprowadzamy do naszej oferty perełkę. W maju rozpoczęliśmy współpracę z Katarzyną Highton, która od ponad 17 lat uczy komunikacji w języku angielskim, ponadto jest Coachem ACC ICF, Praktykiem NLP, a jej kanał YouTube śledzi ponad 19 tysięcy użytkowników. Teraz oficjalnie wprowadzamy stworzony przez nią nowatorski system Top Potential do naszej stałej oferty. Top Potential – brzmi ciekawie! Proszę powiedzieć więcej. Top Potential to unikatowy program do nauki języka angielskiego, stworzony specjalnie dla tych, którym zależy na szybkich efektach. Dzięki tej metodzie już w trzy do sześciu miesięcy nawet osoby, które nigdy nie mówiły w tym języku, są w stanie sprawnie i poprawnie się komunikować. Ponadto jest to idealne rozwiązanie dla osób przeświadczonych, że od lat uczą się języka angielskiego bez większych efektów. Trzy do sześciu miesięcy? Czy to jest w ogóle możliwe? Na tym właśnie polega wyjątkowość tego systemu. Wykorzystujemy w nim wiedzę psychologiczną, znajomość procesów coachingowych, programowanie neurolingwistyczne oraz metodykę nauczania języków obcych. Połączenie wiedzy z tych wszystkich dziedzin pozwala inaczej spojrzeć na proces przyswajania języków obcych.

Inaczej, to znaczy jak? Top Potential oferuje klientom gotowe umiejętności, do których przyswajania wykorzystuje m.in. metody szybkiego uczenia się. Stosując kilka prostych zasad, na przykład to, że nigdy nie „wkuwamy” na pamięć, wypracowujemy w sobie nie wiedzę teoretyczną, ale nawyk poprawnego mówienia. To trochę przypomina proces akwizycji języka rodzimego przez małe dziecko. Podczas nauki pomijamy wszelkie zbędne elementy teoretyczne, stawiamy na praktykę. Przede wszystkim mówimy, i to w doskonałej większości mówią kursanci. Mówią na początku niewiele, ale za to systematycznie, codziennie, w oparciu o prosty system konstrukcji zdań. Do tego dokładamy wiedzę językową w pigułce. Uczestników łączymy w małe grupy, z których każda tworzy swoisty team. Team uczy się wspólnie podczas lekcji, a oprócz tego wszyscy mają ze sobą stały kontakt – to niezbędny element tej metody. Brzmi jak idealny przepis na angielski, ale w praktyce zapewne wymaga wiele czasu i wysiłku… Nauka jakiejkolwiek sprawności wymaga od uczących się pewnego nakładu pracy. Nie ukrywam, że tu również główną rolę odgrywa zaangażowanie uczestnika. Jednak Top Potential wychodzi naprzeciw tym życiowo zabieganym – cały proces odbywa się online, bez wychodzenia z domu. Dodatkową korzyścią jest możliwość łączenia w grupy uczestników przebywających w różnych miejscach w Polsce, a nawet poza jej granicami. Wniosek z tego, że Hutchinson Institute pędzi do przodu. Naszą wizytówką jest nowoczesność, podążanie za zmianami. Jako pierwsza firma szkoleniowa w Polsce wprowadzamy program Top Potential do stałej oferty. l

TOP POTENTIAL Angielski w 3 do 6 miesięcy bez wychodzenia z domu! •

Unikatowy program on-line do nauki języka angielskiego

Platforma: cała merytoryka w jednym miejscu

Praca samodzielna: tworzenie odpowiednich nawyków

Praca z lektorem: wyznaczanie kierunku

Praca w grupie: błyskawiczny rozwój

Przekonaj się! toppotential@hutchinson.org.pl (+48) 788 904 742 www.hutchinson.org.pl


biznes

Zostań udziałowcem projektu deweloperskiego Przy Senatorskiej 29 startuje nowa inwestycja deweloperska w Łodzi. Inwestorem może zostać osoba szukająca dywersyfikacji swojego portfela nieruchomościowego lub każdy, kto ceni sobie bezpieczeństwo i stabilność projektów deweloperskich. O tym, jak stać się udziałowcem w inwestycji Apartamenty Senatorska, opowiada Bartosz Chmielewski. LIFE IN. Łódzkie: Senatorska 29 w Łodzi to kolejne miejsce, w którym niebawem staną żurawie i rozpocznie się inwestycja budowlana. Co tam będzie? Bartosz Chmielewski: Planowana jest tam budowa zespołu budynków mieszkalnych wielorodzinnych z podziemnym garażem. Inwestycję będzie realizować powołana w tym celu spółka celowa Apartamenty Senatorska. Dzięki temu, że kupiliśmy działkę wraz z pozwoleniem na budowę od jednego z deweloperów, udało się znacznie skrócić czas trwania inwestycji. Realizujemy ten projekt z Michałem Sapotą, dawnym prezesem dewelopera Murapol S.A., który za jego kadencji wybudował ponad 17 tysięcy mieszkań oraz pozyskał około 2 mld zł kapitału od inwestorów i zwrócił je wraz z zyskiem 7-9 procent. Swoim doświadczeniem oraz zaangażowaniem, gwarantuje jakość i terminowość inwestycji. To będzie duży kompleks? Ile mieszkań, jaki metraż? Projekt przewiduje wybudowanie kilku budynków przylegających do siebie, o zwartej zabudowie i zróżnicowanej wysokości od 3 do 5 pięter. Zaprojektowano 238 mieszkań 1- i 4-pokojowych o powierzchni od 26 do 80 metrów kwadratowych oraz lokale usługowe na parterze. W sumie w budynku będzie 11 900 metrów kwadratowych użytkowej powierzchni mieszkalnej. Inwestycja zlokalizowa w centrum Łodzi przy ulicy Senatorskiej 29. Kiedy rusza sprzedaż mieszkań? Już ruszyła. Zainteresowanych zapraszam do naszego biura. A jeżeli chodzi o miejsce, to rzeczywiście jest doskonale położone. Blisko jest Centrum Biznesowe Stanley, trochę dalej zbudowany zostanie budynek Przybyszewskiego 99, a do Słonecznych Tarasów jest 500 metrów. W najbliższej okolicy są dwa parki Reymonta i Źródliska, niedaleko do Galerii Łódzkiej i na Piotrkowską. Łódź to dobre miejsce na inwestycje mieszkaniowe? Łódź, według raportów i statystyk, jest jednym z najszybciej rozwijających się miast w Europie Środkowo-Wschodniej,

również pod względem zasobów mieszkaniowych. Na lokalnym rynku mieszkaniowym jest wysoki popyt na nowe mieszkania. Relacja cen mieszkań uzyskiwanych na rynku pierwotnym do kosztów ich realizacji, gwarantuje inwestorowi wysoką stopę zwrotu z inwestycji. Inwestycja jest finansowana w oryginalny sposób, bo zapraszacie do współpracy prywatnych inwestorów. Jak to działa? Mechanizm inwestowania jest bardzo prosty. Wystarczy, że inwestor przyjmie ofertę objęcia udziałów, opłaci zadeklarowany udział i potwierdzi ten fakt u notariusza (koszty oczywiście po naszej stronie). Wartość jednego udziału to 34 tysiące złotych. W tym samym momencie podpisujemy z inwestorem, umowę na odkup udziałów po z góry określonej cenie, która uwzględnia oczekiwany przez niego zysk. Będąc udziałowcem inwestycji Apartamenty Senatorska, inwestor, co kwartał otrzymuje 7,89 procent od zainwestowanej kwoty. Inwestuje teraz, co kwartał dostaje określony procent, a co po zrealizowaniu inwestycji? Cały projekt chcemy zamknąć w 18 miesięcy – na tyle jest podpisywana umowa notarialna z inwestorami na odkup udziałów. Po tym czasie, oprócz wcześniej wypłaconych zysków od zainwestowanych środków, dostaną oni z powrotem całą zainwestowaną kwotę lub mieszkanie w rozliczeniu. Czy inwestorzy mogą jeszcze przystąpić do spółki celowej, czy już jest za późno? Tak, jest to możliwe jeszcze przez kilka najbliższych tygodni. Potem zamykamy ten etap projektu. l Rozmawiał Robert Sakowski

tel. 791 040 860 biuro@chmielewskibartosz.pl Warszawa, ul. Śniadeckich 10

43


biznes

AuroChronos już po raz trzeci w Łodzi O sukcesie ubiegłorocznej edycji, tegorocznych wyjątkowych gościach i cennych nagrodach rozmawiamy z Maciejem Mazurkiewiczem i Pawłem Zalewskim, twórcami Międzynarodowego Festiwalu Niezależnych Producentów Zegarków AuroChronos, który odbędzie się już 5 i 6 października w łódzkim Expo. Dla niewtajemniczonych przypomnę, że Maciej jest lekarzem specjalizującym się w onkologii, a Paweł jest trenerem i tłumaczem języka angielskiego. Organizowany od trzech lat przez dwóch przyjaciół festiwal jest owocem ich wspólnej pasji. LIFE IN. Łódzkie: Jak to się stało, że lekarz i trener biznesowy organizują nagle wydarzenie zegarkowe o randze międzynarodowej? MM i PZ: Mniej więcej w podobnym czasie obaj zaczęliśmy interesować się zegarkami. U Pawła zaczęło się od „ORP Dzik” polskiej marki G. Gerlach. Maciej odkrył świat zegarków szukając prezentu na pierwszą rocznicę ślubu. To właśnie on był bardziej aktywny w grupach i społecznościach zegarkowych online i zauważył, że niezależne marki w Polsce i na świecie nie mają wystarczająco dobrej promocji. Wiele osób wciąż nie zdaje sobie sprawy, jak wspaniałe i unikalne zegarki znaleźć można poza witrynami wielkich sklepów sieciowych. Na organizację pierwszego festiwalu mieliśmy tylko sześć miesięcy, ale już wtedy spotkał się on z entuzjastycznym przyjęciem. Zarówno pierwszych 16 marek, które nam zaufało, jak i około 700 odwiedzających pokazało, że unikalność w Polsce jest w cenie, a ludzie poszukują oryginalnych i niespotykanych nigdzie indziej zegarków. Tak wyglądały początki, a jak udała się druga edycja? MM i PZ: Zmotywowani sukcesem, zakasaliśmy rękawy i w zeszłym roku odwiedziło nas już ponad 1300 osób, które mogły zobaczyć, przymierzyć i kupić wyjątkowe zegarki męskie i damskie, 35 firm z ponad 10 krajów. Międzynarodowe jury, w którym znaleźli się między innymi redaktor naczelny magazynu LOGO Marcin Kasprzak czy Władysław Meller, który w roku 2003 współtworzył Klub Miłośników Zegarów i Zegarków, wybrało i nagrodziło unikatowe zegarki w kategoriach: Niezależny Zegarek Męski, Niezależny Zegarek Damski, Premiera Roku i Odkrycie Roku. Jako organizatorzy mieliśmy zaszczyt przyznać Nagrodę Specjalną. Po raz pierwszy redaktor naczelny przyznał Nagrodę Magazynu LOGO, a odwiedzający wybrali najlepszą ich zdaniem firmę, która otrzymała tytuł Nagrody Publiczności, której mecenasem był Partner Główny festiwalu Bank PKO Bank Polski. Zaznaczmy, że słowo festiwal w nazwie jest nieprzypadkowe, gdyż już

44

w pierwszym roku nagrodzone zostały trzy firmy, które zaprezentowały premierowe zegarki. W zeszłym roku liczba wystawców prawie się podwoiła w porównaniu z pierwszą edycją. Jak myślicie, gdzie leży klucz do sukcesu? MM i PZ: Chcemy wierzyć, że jesteśmy po prostu ludźmi, którzy robią coś z pasją i że inni to widzą. Być może dzieje się tak również dlatego, że nasze wydarzenie jest czymś świeżym. Nie wiedząc, jak „poprawnie” zorganizować taką imprezę, tworzymy ją po swojemu. Jesteśmy otwarci na całe rodziny i dbamy o edukację naszych odwiedzających. W przyjaznej i otwartej atmosferze staramy się pokazać, że zegarkami może zainteresować się każdy. Nie trzeba wcale znać się na wszystkim. Dlatego też organizujemy warsztaty i wykłady znakomitych ekspertów krajowych i zagranicznych, a także od samego początku mamy kącik dla dzieci, gdzie mogą odkrywać sekrety czasu. Wszystko to przyczynia się do wzrostu zainteresowania zarówno odwiedzających nas gości, jak i marek zegarkowych. Jak wygląda rynek niezależnego zegarmistrzostwa w Polsce i czym właściwie są marki niezależne? MM i PZ: Podobnie, jak w świecie mody czy chociażby w przemyśle browarnictwa, także rynek zegarkowy zdominowany jest przez wielkie koncerny. Naszym celem jest ukazanie Polakom różnorodności rynku i mnogości ofert. Niezależnymi pozostają m.in. duże i znane marki jak np. Victorinox czy Laco, lecz także wiele małych firm, które oferują zegarki tworzone w krótkich seriach dla sprecyzowanej grupy odbiorców. Zdecydowanie niezależni są też mistrzowie zegarmistrzostwa, którzy od podstaw tworzą zegarkowe dzieła sztuki. Wszystkie wspomniane typy firm można będzie zobaczyć już 5 i 6 października w Expo-Łódź. Niektóre z nich pojawią się w Polsce po raz pierwszy, więc będzie to jedyna okazja, żeby zobaczyć oferowane przez nie zegarki. Odnosząc się do pierwszej części pytania, polski rynek jest dość młody, ale zdecydowanie szybko się rozwija. Przytoczyć możemy słowa jednego z naszych prelegentów znanego przedsiębiorcy i influencera Tomasza Milera: „(..) w czasach komunizmu pozbawiono nas tzw. dobrego życia i dostępu do dóbr luksusowych. Od 1989 roku Polacy zaczęli odkrywać świat życia wysokiej jakości we wszystkich


biznes

jego aspektach, tj. samochody, ubrania, podróże, dobre jedzenie czy leżakowany alkohol. Konsumpcjonizm prestiżu się kończy. Polacy nie są już zainteresowani największymi markami. Chcą teraz wiedzieć, gdzie jest prawdziwa jakość i niepowtarzalność, prawdziwy artyzm. Innymi słowy, gdzie jest tzw. ‘real deal’. Właśnie dlatego ludzie go szukają – także w świecie zegarków”. Naszym pomysłem jest edukowanie społeczeństwa w tym zakresie. Bardzo podoba mi się pomysł nagradzania marek przez AuroChronos i muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem statuetek! To świetny sposób na uznanie niezwykłej pracy niezależnych zegarmistrzów. Jeśli nie jest to tajemnicą, kim są członkowie jury w tym roku? MM i PZ: Dziękujemy za miłe słowa i komplement w kierunku Sylwii Czerwińskiej, która zaprojektowała i stworzyła statuetki. Jak wspominaliśmy, idea nagród jest z nami od samego początku i cieszy nas, że statuetkami AuroChronos chwalą się firmy z najbardziej odległych krajów świata. A propos jury, w tym roku będziemy mieć kilka niespodzianek, lecz nie chcielibyśmy od razu zdradzać wszystkiego. Możemy powiedzieć, że Theodore Diehl, rzecznik prasowy i zegarmistrz ekskluzywnej marki Richard Mille, dołącza do nas w tym roku jako przewodniczący jury. Pan Diehl odwiedził nas w zeszłym roku, jako gość specjalny wygłaszając dwa fascynujące wykłady. Zaprosiliśmy też do jury

wyjątkową kobietę – Paulinę Smaszcz-Kurzajewską, która zadba, by miano Niezależnego Zegarka Damskiego otrzymał zegarek rekomendowany przez kobietę. Jakie są Wasze długoterminowe plany dotyczące Festiwalu Zegarków Niezależnych AuroChronos? MM i PZ: Nasze długoterminowe plany zakładają dalszy rozwój festiwalu w przemyślany sposób i docieranie do coraz większej liczby osób, które mogą być zainteresowane zegarkami. Chcemy dalej edukować naszych gości na temat piękna i unikalności niezależnych marek zegarkowych, dzięki którym możemy wyróżnić się z tłumu i podkreślić nasz indywidualny styl i poczucie estetyki. Jak zachęcicie naszych Czytelników do odwiedzenia Expo 5 i 6 października i jak zdobyć bilety na Wasze wydarzenie? MM i PZ: Już teraz możemy pochwalić się ponad 50 wyjątkowymi wystawcami z 15 krajów świata, więc niewątpliwie jest to jedna z większych imprez tego typu w Europie. Bilety można będzie nabyć na miejscu, a już teraz znajdziecie je za pośrednictwem portalu Bilety24 oraz na naszej stronie www.AuroChronos.pl l Rozmawiał Damian Karwowski Zdjęcia archiwum prywatne

45


biznes

Scena Monopolis, teatr otwarty Z przedstawieniami jest trochę tak, jak z meblami w mieszkaniu – w jednym teatrze pasują, a w drugim nie – mówi Kamil Maćkowiak, dyrektor artystyczny autorskiego teatru na deskach Sceny Monopolis i prezes Fundacji Kamila Maćkowiaka. LIFE IN. Łódzkie: Przygotowuje się Pan do kolejnej premiery. Tym razem będzie to thriller psychologiczny. Dość nieoczekiwany wybór… Kamil Maćkowiak: Rzeczywiście, do tej pory w swoim repertuarze nie mieliśmy tego rodzaju sztuki. „Wigilia” to klasyczny dramat o skomplikowanych relacjach kata i ofiary, a jednocześnie doskonały thriller psychologiczny dotykający kwestii terroryzmu. Na scenie dojdzie do konfrontacji dwóch silnych osobowości: oficera służb specjalnych i doktor filozofii. Autorem jest Daniel Kehlmann, austriacko-niemiecki pisarz i dramaturg, reżyseruje Waldemar Zawodziński, wraz z Mileną Lisiecką gramy tam główne role. Premierę zaplanowaliśmy na 19 i 20 października, a ja zaczynam mieć obawy… Jakie? W sumie te same, co zwykle przed premierą. W przypadku „Wigilii” zastanawiam się, czy sztuka dotycząca problemów społecznych i politycznych będzie dla mojego widza interesująca? Jest to inny spektakl niż te, do których przyzwyczailiśmy naszą publiczność. Uznałem jednak, że w związku z przejściem do Monopolis należy jak najbardziej poszerzyć nasz repertuar. Ale premiera sztuki jeszcze w Akademickim Ośrodku Inicjatyw Artystycznych, nie na deskach Sceny Monopolis? Z teatrem w Monopolis startujemy w styczniu przyszłego roku. Na inaugurację naszej działalności w nowym miejscu zaplanowałem inną premierę. Będzie to „Zabójcza pewność”, gdzie wystąpię z Jowitą Budnik. No właśnie, przed Panem i Fundacją kolejny projekt – jest Pan dyrektorem artystycznym teatru Scena Monopolis. Czeka Pan na tę inaugurację? Bardzo czekam i, jak to jest z czekaniem, dużo o tym myślę. A im więcej myślę, tym większe ogarnia mnie przerażenie... Co Pana przeraża? Ten projekt jest sporym przełomem w moim życiu. Zdradzę, że gdyby nie pojawiła się propozycja Krzysztofa Witkowskiego, żeby poprowadzić teatr w Monopolis, to poważnie zastanawiałbym się nad zakończeniem działalności Fundacji Kamila Maćkowiaka. Przez sześć lat realizowaliśmy swoje projekty teatralne z jedną myślą – żeby znaleźć scenę, na której będziemy mile widziani i która stanie się naszym domem. To oczywiste, że każdy artysta potrzebuje takiej akceptacji. Jesteśmy wdzięczni AOIA za tych sześć sezonów, ale tam nigdy nie byliśmy u siebie. Cieszę się, że to się już wkrótce

46

zmieni, że nam zaufano i pozwolono realizować to, na co od lat pracujemy. Ale z drugiej strony przede mną wielka odpowiedzialność za pracowników Fundacji, za widzów, za cały projekt. Czuję się trochę jak ojciec rodziny, który nie może zawieść. To z jednej strony motywuje, a z drugiej przeraża. Z pewnością pracuje Pan już nad koncepcją teatru. Jaki to będzie teatr? Może zacznę od tego, jaki to teatr nie będzie. Otóż, mimo że to quasi prywatne przedsięwzięcie (teatr prowadzić będzie Fundacja, której środki są przeznaczane na cele statutowe), to nie będzie teatr, w którym wszyscy będą myśleli tylko o jednym – jaki produkt zaproponować widzowi, żeby się sprzedał i przyniósł znaczny zysk. Uważam, że teatr, owszem, należy reklamować jak produkt, ale nie należy traktować go w ten sposób. Trzeba zainteresować widzów sztuką, skłonić ich do przyjścia, ale jak już przyjdą na 19.00, to mają być uczestnikami pewnego misterium, a nie konsumentami produktu. Czym zatem Pana teatr w Monopolis będzie się różnił od tego, co robiliście Pan i Fundacja do tej pory? Do teatru chodzimy z dwóch głównych powodów – albo idziemy na sztukę do konkretnego teatru, na przykład do Jaracza, albo na konkretnego aktora, na przykład na Jandę. W spektaklach realizowanych przez Fundację doprowadziliśmy do sytuacji, w której centralną postacią jestem ja. Pora od tego odejść. A zatem w długofalowym myśleniu o Scenie Monopolis wyobrażam sobie, że to musi być teatr trochę mniej związany z moim nazwiskiem. Chcemy tam przyciągnąć widzów, których zaciekawi nowe miejsce, grany repertuar, a niekoniecznie Kamil Maćkowiak, jakiego znają z Teatru Jaracza, czy ze spektakli wyprodukowanych przez Fundację. Oczywiście chcemy też, aby nasi dotychczasowi widzowie – tak, jak my – znaleźli w Monopolis swój teatralny dom. W takim razie proszę zdradzić, jaki teatr zaprezentuje Pan widzom? Wszystkim – i tym, którzy pójdą tam za Panem i tym nowym? Przepraszam za to porównanie, ale z przedstawieniami jest trochę tak, jak z meblami w mieszkaniu – w jednym teatrze pasują, a w drugim nie. Są spektakle i projekty teatralne, dla których miejsce, gdzie są realizowane, jest decydujące. I dlatego muszę się przyznać, że mam problem z jednoznacznym zdefiniowaniem, jaki to będzie teatr. Najpierw muszę tam wejść, zobaczyć scenę, widownię, poznać możliwości, jakie daje to miejsce, odczuć, jaka jest tam energia i wreszcie jakich nowych widzów to miejsce przyciągnie. Dopiero wtedy powiem, jaki to będzie teatr. Przede wszystkim jednak chcę,


żeby moja scena była otwarta na wszystkich artystów, na nowe pomysły, żeby było to miejsce repertuarowo różnorodne. Zależy nam na utrzymywaniu urozmaiconej oferty dla naszych widzów, w związku z tym oczywiście będziemy zapraszać do współpracy inne teatry z całej Polski. Na pewno nie chcę mieć łatki teatru rozrywkowego, dlatego pierwszy sezon nie będzie łatwy, jeżeli chodzi o propozycje repertuarowe. Żaden ze spektakli, które wyprodukuję w tym sezonie, nie będzie komedią. Ani „Wigilia”, ani „Zabójcza pewność”, ani monodram o Klausie Kinskim. Czy w repertuarze będą wszystkie dotychczasowe sztuki wyprodukowane przez Fundację? Z niektórymi się już pożegnałem, więc ich na Scenie Monopolis nie zobaczymy, ale „Cudowna Terapia”, „DIVA Show”, „50 słów”, „Totalnie Szczęśliwi” – wszystkie te spektakle będzie można zobaczyć w nowym miejscu. A skąd będą pieniądze na realizowane przedstawienia? Jaki model finansowania zaproponował właściciel teatru? Producentem wszystkich spektakli będzie Fundacja – tak jest dzisiaj i tak planujemy w przypadku Sceny Monopolis. Oznacza to ni mniej, ni więcej, że na każdą premierę będziemy sami musieli zdobyć pieniądze od sponsorów teatru na Scenie Monopolis. Przeznaczymy też na ten cel wpływy z biletów. Scena Monopolis może przyjąć więcej widzów niż scena w AOIA, więc mam nadzieję, że dochód z ich sprzedaży będzie nieco większy. Ze strony Krzysztofa Witkowskiego, prezesa spółki Virako, właściciela Monopolis i wielkiego mecenasa kultury, padła deklaracja, że dofinansuje pierwszą z realizowanych premier, wspomnianą już „Zabójczą pewność”. Wierzę, że w Łodzi jest więcej przedsiębiorców, którzy czekają na taki projekt jak nasz i włączą się w jego finansowanie. Ile kosztuje przygotowanie premiery? Wszystkie koszty dla takich spektakli jak nasze, czyli z nieliczną obsadą i prostą scenografią, wynoszą 80-100 tysięcy za premierę.

Liczy Pan na jakąś pomoc finansową ze strony miasta? Do tej pory na pięć z dziesięciu zrealizowanych przez Fundację premier dostaliśmy granty z miasta – w sumie na kwotę 240 tysięcy złotych. Jak będzie dalej? Nie potrafię powiedzieć, czy poza owymi konkursami na granty, które ogłaszane są raz w roku, teatr będący niezależną inicjatywą może liczyć na dofinansowanie… Prywatne kluby sportowe dostają dotację, więc teatr będący niezależną inicjatywą chyba też powinien? Mam nadzieję, że tak będzie. Na koniec zapytam, co jest Panu najbliższe: granie, reżyserowanie czy zarządzanie teatrem? Szczerze, to we wszystkich tych rolach czuję się dobrze. Oczywiście aktorstwo jest mi najbliższe przez sam fakt spędzenia dwudziestu lat na scenie, ale jako aktor jestem często w wewnętrznym konflikcie ze sobą – reżyserem. A całkowicie – i jako aktor, i reżyser – trudno jest mi czasem znaleźć porozumienie ze sobą menedżerem. Przyznam, że jest to sytuacja trochę schizofreniczna, bo często muszę realizować rozbieżne interesy i ze sobą samym zawierać kompromisy (śmiech). Łódź jest zaraz po Warszawie miejscem, w którym działa najwięcej teatrów i gdzie na widowni zasiadają tłumy. Zastanawiał się Pan skąd w mieście nazywanym kiedyś miastem prządek i tkaczy, dziś miastem postindustrialnym, taka miłość do teatru? Ja mam bardzo dobre zdanie o łódzkim widzu, dlatego wciąż tu gram, wciąż walczę o przetrwanie swojej Fundacji. Łodzianie znają, rozumieją i lubią teatr. Grać dla nich to ogromna przyjemność. Wszyscy ciągną do Warszawy po wyzwania, uznanie i pieniądze, a ja dzięki łódzkiej publiczności mam to tutaj. No może z wyjątkiem pieniędzy… (śmiech). l Rozmawiał Robert Sakowski Zdjęcie Joanna Jaros

47


Korzenie i róże To miejsce jest magiczne, pełne wyjątkowego uroku. Gdy tylko przekracza się bramę, zapomina się o wszystkim, przenosi w zupełnie inny świat. Zajrzeliśmy do Pałacu Pstrokonie Roots & Roses, w którym rządzą dwie wyjątkowe kobiety. Pałac Pstrokonie dziś prezentuje się wyjątkowo pięknie, ale kilkanaście lat temu, gdy został wystawiony na przetarg, odstraszał swoim widokiem. – Dzięki splotowi różnych zdarzeń, dowiedziałam się, że pałac został wystawiony na przetarg. W tajemnicy przed rodziną wybrałyśmy się z córką obejrzeć to miejsce. Ponieważ brama była zamknięta, przeskoczyłyśmy przez płot. I nagle poczułyśmy się, jak na planie filmu grozy – odrapany dom z odpadającymi rynnami i dziurawym dachem, wkoło wszystko zarośnięte, a w górze stado latających wron – wspomina pani Ewa. – Nie uciekłyśmy, byłyśmy dzielne i w pewnym momencie w tym rosnącym tu gąszczu, dostrzegłyśmy polne kwiaty, które wiodły nas ścieżką prosto do wierzby. Wtedy już wiedziałyśmy, że tu będzie pięknie, że to jest nasze miejsce na Ziemi. I kupiłyśmy ten zrujnowany pałac z ogrodem. To był rok 2004 – dodaje pani Karolina.

Gościnne progi witają każdego

Od tego czasu wiele się tu zmieniło. Remont pałacu trwał wiele lat, bo o wejściu wielkich ekip remontowych właścicielki mogły tylko pomarzyć, to był zbyt duży wydatek. Więc metr za metrem doprowadzały pałac i ogród do porządku. To była naprawdę katorżnicza praca. – To, że ogród wygląda dziś tak pięknie, to zasługa mamy. Ile ona musiała wyrwać stąd chwastów, usunąć drzew i poradzić sobie z ich korzeniami. Teraz

48

trudno sobie wyobrazić, jak to kiedyś wyglądało. My nawet na początku nie wiedziałyśmy, że tu są stawy, tak były zarośnięte, a teraz proszę zobaczyć, jakie piękne – mówi pani Karolina. Pałacowe wnętrze to także pomysł pań, ponieważ nie zachowały się żadne historyczne zdjęcia obiektu. Zaczęły od dachu i piwnic. I jak mówią, kiedy dom miał już czapkę i buty, można było spokojnie remontować dalej. Potem przyszedł czas na wyposażenie. – Mama przez lata gromadziła różne rzeczy, jakby wiedziała, że kiedyś znajdą swoje miejsce. Ma niebywały talent do znajdowania pięknych przedmiotów na rynkach staroci – tłumaczy pani Karolina. Teraz pałacowe wnętrze zachwyca swym urokiem, wszystko dopracowane w najmniejszym szczególe, nawet świeże białe kwiaty stojące w wazonach. A sam ogród z licznymi altankami, idealnie skoszoną trawą i pięknym stawem, to wprost wymarzone miejsce na relaks. Nic tylko odpoczywać, wsłuchując się w śpiew ptaków. Choć początkowo pałac kupiono z myślą, by korzystała z niego tylko rodzina (miała tu wspólnie spędzać święta, wakacje i organizować wszystkie rodzinne uroczystości), pomału otwierał się dla innych. Dziś gościnne progi miło witają każdego, kto ma ochotę przyjechać i odpocząć, zorganizować szkolenie dla niewielkiej grupy osób, jak i wielki piknik, można też pałac wynająć na wyłączność na rodzinny zjazd.


styl życia

– Odbyło się u nas już kilka dużych imprez. Wspólnie z gminą, Karolina stworzyła inicjatywę dla dzieci i powstał gminny Dzień Dziecka na 300 osób i była naprawdę świetna zabawa, były też inne imprezy charytatywne, dzięki którym ludzie się przekonali, że ten obiekt żyje, jest otwarty dla innych. I chcemy, żeby taki pozostał – wspomina pani Ewa.

Pałac jest naszym domem

Pałac czeka na gości, już niebawem przez stronę internetową będzie można dokonywać rezerwacji. – Gwarantujemy całkowity relaks w pałacowym ogrodzie, a i okolica jest piękna, można popływać kajakami, pojeździć na rowerze, konno, zabytków też nie brakuje – zachęca pani Karolina. – Do dyspozycji mamy 22 miejsca noclegowe. – Polecamy też naszą kuchnię, w której serwujemy przede wszystkim dania regionalne. Mamy całą piwniczkę wypełnioną lokalnymi specjałami – ogórkami kiszonymi na różne sposoby, nalewkami, świeżymi jajkami od okolicznych rolników, które wykorzystujemy do przyrządzanych u nas posiłków. Jest naprawdę smacznie – zaprasza pani Ewa. Do odkrycia pozostaje wciąż mało znana historia Pałacu Pstrokonie. Na razie wiadomo tylko tyle, że kiedyś należał do rodziny Walewskich, a niedaleko stąd znajdował się drewniany dwór obronny należący do rodziny Pstrokońskich. Obecnie jednak trudno odnaleźć ślady dawnych zabudowań. – Zachowały się dawne księgi w języku francuskim, więc na pewno nieco historii odkryjemy w wydanej niedawno Gazecie Pstrokońskiej – mówi pani Karolina. Za to jedno jest pewne, duchów żadnych tu nie ma, a jeśli nawet są, to tylko te dobre. – Ten pałac i jego okolica są wyjątkowo przyjazne i gościnne. To miejsce bez względu na to, co się tu wydarza, kieruje się sercem, coś się zrobi i za chwilę ono oddaje – zapewnia pani Ewa. I tak od kilku lat rodzina pisze na nowo historię tego miejsca. Dawne herby zastąpiły korzenie i róże. Dlaczego? – Korzenie, bo kojarzą się z rodziną, pozwalają wytrwać, a róże dodają siły i na początku posadziłam ich tu naprawdę sporo, były ozdobą tego miejsca – wyjaśnia pani Ewa. – Róże umarły, bo ja wolałam bluszcz. Ale teraz znowu wracają do łask, a my zapisujemy kolejną kartę naszej historii, bo to miejsce odrodziło się wraz z nami, od nowa w te mury tchnęłyśmy życie. Pałac jest naszym domem, a goście naszą rodziną. Budujemy trwałe relacje i zbliżamy ludzi do siebie. Tak, jak w rodzinie – dodaje pani Karolina. l Rozmawiała Beata Sakowska Zdjęcia Paweł Keler

Pstrokonie 89 98-161 Zapolice tel. 534 990 049 info@palac-pstrokonie.pl www.palac-pstrokonie.pl

49


styl życia

Sztuka i tatuaż O modzie na tatuaż wśród celebrytów, gwiazd, sportowców i o tym, że stał się sposobem na wyrażanie swoich poglądów rozmawiamy z Maciejem Michalakiem i Joanną Namyślak, właścicielami studia tatuażu Przestrzeń Tattoo.

LIFE IN. Łódzkie: Przestrzeń Tattoo to nowe miejsce na mapie Łodzi dla fanów tatuażu. Skąd pomysł na takie wnętrze, bo przyznam szczerze, że robi wrażenie? Maciej Michalak: Faktycznie, to trochę inne wnętrze niż klasyczne studia tatuażu. Połączyliśmy tu sztukę malowaną na płótnach, kartonach, deskach ze sztuką malowaną na ciele. Dużo wysiłku włożyliśmy w to, aby Przestrzeń była wyjątkowa. A skąd pomysł? Tatuując się w różnych studiach, widziałem obrazy tatuatorów, które nigdzie indziej nie były pokazywane. Były widoczne tylko w tym jednym, konkretnym miejscu. Jako fascynat sztuki zorganizowałem, dzięki wsparciu Witolda Żaka, w jego w galerii Showroom 87 wystawę „Sztuka i tatuaż”, na której pokazałem obrazy 25 artystów z całej Polski. Zakończyła się dużym sukcesem, a na wernisażu było ponad 400 osób. Po sukcesie w Łodzi odwiedziliśmy galerie w Gdańsku, Poznaniu i Krakowie. Frekwencja była doskonała. To znaczy, że jest tak duże zainteresowanie sztuką? Maciej Michalak: Jak ktoś zacznie się tym interesować to okazuje się, że jest dużo ciekawych galerii i wystaw. Tatuaż wchodzi do popkultury i dzięki temu sztukę malowaną na skórze, czy na płótnach można pokazać szerszemu gronu osób. Tatuaż jest obecnie bardzo modny zarówno wśród

50

celebrytów i gwiazd ekranu, ale również sportowców i za tym idzie moda, które tak jak same tatuaże szybko nie przeminie. Tusz stał się sposobem na wyrażanie swoich poglądów. Coraz rzadziej krzywo spoglądamy na osoby, które mają tatuaż, ale też nie ma co na siłę walczyć z pewnymi stereotypami. Tatuaż to bardzo indywidualna sprawa, jedni chcą je mieć w widocznych miejscach, inni, w takich, które dostrzegą tylko najbliżsi. Osoba tatuuje się na swoim ciele, więc ma wolny wybór. Klienci, którzy przychodzą są świadomi, wiedzą, po co przychodzą, czy szukają tutaj inspiracji? Maciej Michalak: Klient, który przychodzi do studia jest już przekonany, że chce mieć tatuaż. Najczęściej ma też wybrany określony wzór, ale oczywiście zdarzają się osoby, które dopiero u nas na miejscu szukają inspiracji. I wówczas nasi kreatywni artyści mogą zaproponować coś ze swojego warsztatu. Jest w czym wybierać. Klienci mają naprawdę różne potrzeby: duże i małe wzory, tatuaż w miejscu intymnym, motyw zwierzęcy, interpretacje obrazów. Jest tego naprawdę sporo. Warto też wiedzieć, że nie każdy tatuaż w każdym miejscu będzie dobry. Ciało się porusza, a przez to sam tatuaż może ulegać różnym deformacjom. Ważne, żeby skorzystać z pomocy doświadczonego artysty.


styl życia

Jest taka zasada, że zaczyna się od pierwszego, a potem już idzie? Maciej Michalak: Chyba tak, zrobiłem sobie kiedyś dla upamiętnienia małego zwycięstwa mały napis na nodze i poszło…. Jak to jest z Pana tatuażami, każdy symbolizuje coś innego, ile ich jest? Maciej Michalak: Zaczęło się od tatuażu, który symbolizował zwycięstwo i wsparcie tej walki, która do tego doprowadziła. Swoje tatuaże zawsze robiłem u ludzi, których znałem. W pewnym momencie nie liczy się już tylko, co mamy zrobione, ale kto to zrobił. Komu oddajemy przestrzeń swojej skóry, komu ufamy, co ta osoba reprezentuje sobą jako człowiek. Kto najchętniej decyduje się na tatuaż, jest jakaś określona grupa wiekowa? Joanna Namyślak: Mamy klientów w bardzo różnym wieku. Nie ma jednej dominującej grupy. Przychodzą nawet osoby po 60. roku życia, które spełniły już różne marzenia i na liście pozostały jeszcze tatuaż i skok ze spadochronem. Tatuaż robią w pierwszej kolejności, bo te ekstremalne przeżycia zostawiają na koniec. Jak dbacie o to, by ludzie dobrze się tutaj czuli, o atmosferę tego miejsca? Klienci często spędzają tu wiele godzin. Maciej Michalak: Wyszliśmy z takiego założenia, że jeśli my będziemy czuć się dobrze w naszym studio, to i nasi klienci też się tak poczują. W Przestrzeni lubimy się napić kawy i zjeść coś słodkiego, lubimy jak ładnie pachnie i nie jest zbyt gorąco, a obcowanie ze sztuką tworzy unikalny charakter tego miejsca. Pomieszczenia do tatuowania są wydzielone, tak by zagwarantować klientom intymność. Co robią ludzie podczas tatuowania? Joanna Namyślak: Głównie telefon jest taką zabawką, która odwraca uwagę od tego przeżycia fizycznego i duchowego. Ale są osoby, które zasypiają. To zależy od progu wytrzymałości na ból. Często czytają książkę, oglądają film, a niektórzy kontemplują i oddają się temu przeżyciu w pełni. Jak pracuje się w takim zespole artystów, takich indywidualności? Maciej Michalak: Praca w zespole jest kluczowa, każdy jest indywidualnością zarówno jako jednostka, ale także jako artysta. Tworzy w swoim unikalnym stylu, ma swoje podejście

do sztuki i do klienta. Ostatecznie to jakim jest człowiekiem decyduje o tym, czy ma klientów i ilu ich ma. Najważniejszy jest szacunek do ludzi. Jeżeli uda się zgromadzić grupę osób, która jest pozytywnie nastawiona do relacji z innymi, potrafi swoje ego powstrzymać i zintegrować się - to moim zdaniem są to kluczowe elementy stanowiące zarówno o budowie zespołu jak i ciekawego miejsca. Czy są w tatuowaniu specjalizacje? Joanna Namyślak: Nie da się robić wszystkiego dobrze, więc myślę, że taki podział jest dobry. U nas artyści głównie posługują się czarnym tuszem, czyli dominuje black and grey. Kolorowe tatuaże w Polsce są mniej popularne niż czarno-szare, choć to się zmienia i wszelkie generalizowanie nie jest wskazane. Każdy artysta stara się tatuować w swoim niepowtarzalnym stylu i to właśnie stanowi wartość dodaną. Tatuaże wykonane przez najlepszych artystów o niepowtarzalnym stylu są rozpoznawalne na całym świecie. Przestrzeń Tattoo nie jest jedynym projektem biznesowym, którym się Pan zajmuje. Jak udaje się pogodzić to wszystko? Maciej Michalak: Jest jeden klucz do sukcesu – trzeba wcześnie wstawać i późno się kłaść, i pracować efektywnie oraz umieć się relaksować i odpoczywać. Ja kocham pracę i działanie. Dla mnie przejście od fazy pomysłu do realizacji i osiągnięcia celu jest szybkie. W lipcu 2018 wpadłem na pomysł stworzenia marki kosmetyków do tatuażu. Dzięki cierpliwości mojej żony Uli, zaangażowaniu Joanny Namyślak i Sebastiana Świątka – których zaraziłem tym pomysłem oraz wsparciu licznej grupy przyjaciół – w tym w szczególności Piotra Pawlaka, Marcina Dąbrowskiego i Karola Brąszewskiego po dziewięciu miesiącach w sprzedaży była już NEBA, czyli niesamowite kosmetyki – kremy i masło do pielęgnacji tatuażu. Wegańskie, najwyższej jakości polskie produkty tworzone lokalnie w łódzkiej fabryce kosmetyków. Przejście od pomysłu do realizacji było proste dzięki relacjom, które mam zarówno w środowisku przedsiębiorców, jak i w świecie tatuażu. Zaufanie, którym obdarzają mnie osoby, z którymi pracuję, procentuje. Wspominał Pan o działalności charytatywnej. Jak to wygląda? Maciej Michalak: Staram się wykorzystać potencjał tkwiący w środowisku związanym z tatuażem i założyłem fundację „Kolorowi”, by zaktywizować świat tatuażu do wspierania potrzebujących. O naszej prawdziwej sile świadczy bowiem, to co jesteśmy w stanie zrobić dla tych, którzy nie mogą się odwdzięczyć. Chcemy pomagać dzieciom i jest to kolejny projekt, który od pomysłu bardzo szybko przeszedł w fazę realizacji. Szczegóły wkrótce mam nadzieję, że na łamach magazynu… l Rozmawiał Damian Karwowski Zdjęcia Paweł Keler

Łódź, Zachodnia 44 tel. 791 109 318 przestrzen.tattoo@gmail.com

51


Beza! Miejsce z klimatem Naszym gościom zaproponowaliśmy nie tylko ciastko i kawę. Mają u nas wyjątkową, inspirującą i ładną przestrzeń – opowiadają Edyta i Przemysław Bednarze, właściciele kawiarni Beza Food and Bourbon i restauracji Szwalnia Smaków. LIFE IN. Łódzkie: Beza Food and Bourbon, na rogu ulic Północnej i Zachodniej, w centrum biznesowym Ogrodowa Office, to jedno z najbardziej klimatycznych miejsc w Łodzi... Edyta Bednarz: Podoba mi się ta opinia (śmiech). Proszę zdradzić, kto aranżował wystrój kawiarni? Edyta Bednarz: O tym, jak ma wyglądać to miejsce, zdecydowaliśmy wspólnie z mężem, a pomagało nam zaprzyjaźnione studio architektoniczne. Przeszklone ściany, przez które można obserwować życie miasta i popijając kawę podziwiać Pałac Poznańskich, do tego wygodne krzesła i fotele, i przyjazna atmosfera – to wszystko sprawia, że goście czują się u nas dobrze. Jednak kluczowym elementem wystroju jest podłoga, która nadaje temu miejscu wyjątkowy klimat. Ci, którzy znają Barcelonę, dostrzegą w tym miejscu wiele inspiracji zaczerpniętych stamtąd. O takich miejscach mówi się dziś „Insta Friendly”, czyli miejsce, w którym można spędzić miło czas i zrobić fajne zdjęcia... Edyta Bednarz: ...które później można wrzucić na swoje social media. To prawda, ale myśmy chcieli, żeby to miejsce właśnie takim było. Żeby nasi goście mogli nie tylko zjeść ciastko i wypić kawę, ale również pobyli w inspirującej i ładnej przestrzeni. No właśnie – Beza to tylko kawiarnia czy coś więcej? Edyta Bednarz: Nasz lokal łączy kilka konceptów. Po pierwsze jest to butikowa cukiernia, z wyjątkowymi deserami, po drugie kawiarnia z doskonałą kawą i herbatą, a po trzecie miejsce, w którym do deserów można spróbować rewelacyjnych koktajli. Każde ciastko z naszej pracowni, tak zwane monoporcje albo z francuska petit

52

gateau, wyrabiane jest indywidualnie. Zamawiający ma pewność, że zostało wykonane ręcznie, z wielką pieczołowitością, dbałością o smak i szczegóły. Używamy do nich składników tylko najwyższej jakości. Można zamówić wasze ciastka na wynos? Edyta Bednarz: Można, jesteśmy w stanie przygotować nasze ciasta i desery na potrzeby dużych wydarzeń firmowych. Realizujemy zamówienia na kilkadziesiąt, kilkaset monoporcji w różnych smakach. Przygotowujemy także słodkości na wydarzenia rodzinne – wesela, komunie, przyjęcia urodzinowe. Można u nas zamówić doskonałe torty. W naszej pracowni możemy zrobić wszystko, co nam albo naszym gościom przyjdzie do głowy. Kto wymyśla ciasta i desery, ich smaki i zestawienie? Przemysław Bednarz: To domena mojej żony, która jest cukiernikiem. Ona przygotowuje wszystkie ciasta i desery, wymyśla ich smaki i wygląd. Edyta Bednarz: Lubię karmić ludzi dobrymi słodyczami i dzielić się z nimi różnymi słodkimi smakami. Mąż jest świetnym szefem kuchni, a ja koncentruję się na słodkiej stronie naszego biznesu. W ten sposób doskonale się uzupełniamy. A jeżeli chodzi o wymyślanie ciast i deserów, to w cukiernictwie ważny jest kalendarz – co roku są święta, na które przygotowujemy określone desery. Pojawiają się sezonowe owoce, które wykorzystujemy w naszych deserach. Każdy z nas ma w głowie smaki dzieciństwa, których poszukujemy w dorosłym życiu. Dobry cukiernik wie o tym i co jakiś czas podsuwa swoim gościom coś nowego do posmakowania. A jak wymyśla Pani nowe smaki deserów? Edyta Bednarz: Najwięcej inspiracji czerpię podczas podróży. Kochamy poznawać kulturę regionu czy kraju poprzez


styl życia

jego smaki, aromaty, skład i wygląd potraw. Każdy region czy to w Polsce, czy na świecie ma swoje indywidualne desery i ciasta. Z każdego można coś wziąć, czymś się zainspirować i później zaproponować to naszym gościom. Oczywiście korzystamy także z wielu szkoleń i warsztatów, które pomagają rozwijać umiejętności, ale też są miejscem wymiany doświadczeń. Największym błędem cukiernika, czy kucharza jest zamykanie się na nowe doświadczenia. Dzielić się umiejętnościami i doświadczeniem, poznawać pomysły innych to coś, czego potrzebuję, lubię i uważam za niezbędne w pracy. Przemysław Bednarz: Nawet najwięksi cukiernicy i szefowie kuchni uczą się przez całe życie. Jeżdżą na staże do znanych restauracji, spotykają się z gwiazdami z branży, wspólnie gotują. Wymiana informacji i doświadczeń jest niezbędna. W gastronomii i cukiernictwie pojawiają się nowe trendy i mody. Jak się z nich nie skorzysta, to wypada się z branży. Skąd Beza w nazwie lokalu? Przemysław Bednarz: Beza to ciasto firmowe mojej żony. Mówią, że to najlepsze ciasto w mieście. Kiedy zastanawialiśmy się jak nazwać lokal, to ta nazwa sama do nas przyszła. A można zjeść bezę w Bezie? Kto przygotowuje, gdzie, według czyjego przepisu? Edyta Bednarz: Oczywiście, że można. Akurat jest sezon na owoce, więc beza jest z owocami – słodka, kwaśna, malinowa, z poziomkami. Cały czas eksperymentujemy z bezą. Na jesień, kiedy zaczną się chłody, beza zmieni smak na karmelową, chałwową i orzechową. Specjalizujemy się w monoporcjach, ale okazjonalnie będziemy serwować także Pavlovą! Do deseru niezbędna jest kawa. Jaką serwujecie w Bezie? Edyta Bednarz: Doskonałe mieszanki kawy dostarcza Libra Cafe, firma stworzona przez fachowców od kawy i herbaty. Oni kupują ją we włoskiej rodzinnej palarni Goppion, założonej ponad sto lat temu. A jeżeli zamiast kawy czy herbaty ktoś woli coś mocniejszego, to zapraszamy do naszego cocktail‑baru, gdzie jest duży wybór koktajli i mocniejszych trunków. Zatrzymajmy się na chwilę przy alkoholach, dlaczego akurat bourbon znalazł się w nazwie, a nie na przykład rum, whiskey albo gin? Przemysław Bednarz: Ponieważ bourbon doskonale pasuje do ciasta! Szczególnie takiego z gorzką czekoladą. Jeżeli

dodamy do tego odrobinę bourbonu, który ma lekko słodki smak, to będzie on dobry uzupełnieniem. Jest jeden warunek – burbon należy smakować, a nie wypić jednym haustem. Ile rodzajów bourbonu możecie zaproponować gościom? Przemysław Bednarz: Kilkanaście i to takich, których nie ma na sklepowych półkach. Starałem się tak dobierać alkohole, żeby goście również pod tym względem mogli spróbować czegoś wyjątkowego. W nazwie macie również „food”. Co można zjeść w Bezie? Edyta Bednarz: Rozpoczynając naszą działalność, wprowadziliśmy do menu różnego rodzaju przekąski. To się jednak nie sprawdziło. Dziś mamy dla naszych gości propozycje śniadaniowe. Można u nas zjeść francuskie omlety, kilka wytrawnych propozycji brioszki – pieczywa z dodatkami przygotowywanymi w naszej restauracji Szwalnia Smaków i od czasu do czasu różne sałatki. Kto najczęściej wpada do Bezy na ciastko i kawę? Edyta Bednarz: Mamy już swoich stałych gości, którzy polubili to miejsce i dobrze się tu czują. Dużą grupę stanowią goście, którzy przyjeżdżają do Łodzi na różnego rodzaju wydarzenia – spotkania biznesowe, targi, koncerty – albo turystycznie i słyszeli o nas. Mieścimy się tuż obok dwóch dobrych hoteli, których goście chętnie do na nas zaglądają. Nad nami powierzchnie biurowe wynajmują znane korporacje, więc ich pracownicy od czasu do czasu przychodzą do nas. Wspólnie z mężem prowadzicie dwa lokale. Wasza przygoda z łódzką gastronomią zaczęła się na Piotrkowskiej 217 od Szwalni Smaków – restauracji, która dziś ma już spore grono wiernych fanów. Jak dzielicie się obowiązkami? Edyta Bednarz: Ja jestem cukiernikiem, a Przemek kucharzem, więc ten podział dokonał się w sposób naturalny. Oczywiście w bieżących sprawach uzupełniamy się, na przykład ja wypiekam ciasta dla Szwalni, a Przemek przygotowuje przekąski dla Bezy. Dlaczego zdecydowaliście się na biznes gastronomicznocukierniczy? To wasza pasja czy po prostu zawód? Edyta Bednarz: To nasz zawód, nasza pasja i nasze życie. W naszych lokalach spędzamy dziennie po kilkanaście godzin. Przez cały czas myślimy o tym, co zrobić, żeby zaskoczyć gości, sprawić, żeby czuli się u nas jeszcze lepiej. Oboje jesteśmy ludźmi, którzy nie lubią sztampy i schematów, choć w biznesie często właśnie schematy są najbezpieczniejsze. Wciąż szukamy oryginalnych rozwiązań. To doceniają nasi goście, którzy czują się u nas wyjątkowo. l Rozmawiał Robert Sakowski Zdjęcia Paweł Keler

Łódź, ul. Ogrodowa 8 tel. 603 510 520 bezafoodandbourbon@gmail.com m.me/BEZAfoodandbourbon

53


styl życia

Na imprezie nie może zabraknąć dobrego cateringu! Prowadzi jedną z największych w Łodzi firm cateringowych, zapewnia menu na imprezach, na których jest nawet ponad tysiąc gości – w rozmowie z LIFE IN. Łódzkie Przemysław Rokicki, właściciel firmy Silver Catering. LIFE IN. Łódzkie: Usługi cateringowe stają się coraz bardziej popularne. Czy to wynika z tego, że my stajemy się coraz bardziej leniwi, czy są inne powody tego, że decydujemy się zamówić potrawy z dostawą do domu, biura czy pod inny wskazany adres? Przemysław Rokicki: Powody są różne. Ostatnio mieliśmy klienta, który zamówił u nas organizację swoich 60. urodzin i stwierdził, że cieszy się, bo pierwszy raz będzie u siebie gościem. Generalnie chodzi o to, że nie musimy się zastanawiać, co przygotować do jedzenia, jak to zrobić i czy dania będą estetycznie podane. Do tego odpadają zmartwienia czy mamy odpowiednią ilość zastawy, czy wystarczy nam stołów i krzeseł. My zajmujemy się wszystkim całościowo, a dodatkowo w przypadku braku lokalizacji zaproponujemy miejsce, plener, bądź wynajęcie indywidualnej przestrzeni. Co jest najważniejsze w prowadzeniu takiej działalności? W branży działam od 21 lat, od dziesięciu prowadzę swoją działalność gastronomiczno-cateringową. W tym czasie wiele się nauczyłem i wiem, że najważniejsze są satysfakcja i zadowolenie Gości. Świadczymy usługi na wysokim poziomie, każdy detal ma swoją wagę – od szybkiej odpowiedzi na zapytanie, poprzez komunikację z Organizatorami i oddelegowanie team leadera do imprezy aż do jej zamknięcia. Zdobyte doświadczenie pomaga? Oczywiście. Wszystkim pracownikom zawsze tłumaczymy, że oprócz jedzenia i tego, co jest na talerzu ważne jest też to, jak powitamy gości podczas imprezy, jak zaprezentujemy to, co stawiamy im na stołach, jakie napoje i alkohole zaproponujemy. Poza tym zawsze staramy się wyjaśniać Gościom szczegóły, które towarzyszą każdemu wydarzeniu, a które dla nich nie są oczywiste. Czas trwania imprezy ma wpływ na to, co i kiedy zaproponować do jedzenia, jakie i do których dań zaproponować wina. Inaczej wygląda posiłek lunchowy podczas konferencji, a inaczej przyjęcie weselne. Staramy się dopasować indywidualnie menu do budżetu albo odwrotnie. Zależy nam też, by nie przygotowywać za dużo, bo nie lubimy wyrzucać jedzenia, a przy okazji ograniczamy wydatki zamawiającego.

54

Jak wygląda organizacja dużego wydarzenia? Najpóźniej na siedem dni przed realizacją przyjęcia wiemy, jak będzie ono przebiegało, na pięć dni przed ustalamy ostateczną liczbę gości, a na trzy dni przed wydarzeniem zamykamy szczegóły i zajmujemy się już tylko przygotowaniem. Chodzi o dopilnowanie miejsca, w którym będziemy, o odpowiednią logistykę sprzętu, prądu, samochodów, a w szczególności zespołu. Jeżeli chodzi o miejsce, to są jakieś ograniczenia, czy zrealizujecie wydarzenie tam, gdzie życzy sobie klient? Niedawno mieliśmy Gościa, który chciał wyprawić urodziny dla 80 osób. W domu, choć duży, nie zmieściliby się wszyscy. Dlatego w ogrodzie postawiliśmy namiot, w środku stoły, krzesła i dekoracje kwiatowe. Zabraliśmy pledy, by Goście czuli się komfortowo, gdy zrobi się chłodniej. Dla nas sprawna logistyka i planowanie, to 40 procent całości realizacji. I nie chodzi o serwowanie dań, ale dostarczenie ich na miejsce. Ile osób zatrudnia Silver Catering? Na stałe zatrudniamy ponad dwadzieścia osób, dodatkowo wspieramy się kolejnymi dwudziestoma stałymi współpracownikami z innych naszych lokali. Czasami do realizacji zlecenia potrzeba nawet 200 osób, wtedy podpisujemy z nimi umowy czasowe. Restrykcyjnie podchodzimy do kwestii wyglądu. Chodzi o profesjonalny, spójny i estetyczny wygląd. Która z imprez była największa? Jednej konkretnej nie wymienię, ale do największych imprez, które realizujemy należą konferencje na ponad tysiąc osób. Zdarza się też tak, że obsługujemy Gości podczas meczu, a równolegle w tym samym czasie realizujemy też inne przyjęcia weselne. Mamy połowę sezonu weselnego, z drugiej strony firmy rozglądają się za świątecznymi spotkaniami z pracownikami, a na maj w przyszłym roku planowane są też komunie. Czy cały rok jest intensywny, czy są spokojniejsze miesiące?


styl życia

Są dwa spokojniejsze miesiące to znaczy styczeń i lipiec. Wszelkiego rodzaju instytucje i firmy starają się organizować swoje wydarzenia do końca czerwca. Ustalamy pewne szczegóły imprez jesiennych, ale przygotowujemy oferty na bale, które są na początku roku czy kolejne menu weselne na przyszły rok. W styczniu, jak wiadomo, wszyscy są przesyceni wydarzeniami związanymi z przedświątecznymi spotkaniami, samymi świętami i okresem noworocznym. Potrawy i ciasta na takie wydarzenia trzeba odpowiednio wcześniej przygotować. Musicie mieć do tego ogromne zaplecze kuchenne? Nasze zaplecze to 1000 mkw. łącznie z chłodnią i mroźnią. Mamy główną kuchnię i dwie kuchnie pomocnicze. Na każdą imprezę musimy przygotować odpowiednią ilość sprzętu cateringowego. Jeżeli impreza jest na tysiąc osób, to talerzy musi być kilka tysięcy. Jak odbywa się planowanie cateringowego menu? Przy dużych imprezach ważne jest to, by spotkać się z organizatorami, poznać ich oczekiwania. Podpowiadamy najlepsze rozwiązanie i namawiamy do zrównoważonego menu, w którym nie ma dań tłustych, krwistych i zawierających alergeny. Staramy się wybrać uniwersalne menu, które będzie pasowało wszystkim Gościom. Zawsze chcemy znaleźć złoty środek między oczekiwaniami organizatorów, możliwościami techniczno-technologicznymi i satysfakcją Gości. Podczas przyjęć zasiadanych pracujemy zawsze z charakterystycznym dla nas serwisem synchronicznym. Jest Pan wymagającym pracodawcą? Dążymy cały czas do perfekcji. Zespół zdaje sobie sprawę z tego, że jesteśmy tak dobrzy, jak nasze najsłabsze ogniwo. Każdy detal jest dla nas tak samo ważny. Kieliszki i szkło nie mogą być wyszczerbione, talerze pęknięte, wszystko musi pochodzić z jednego kompletu i tworzyć spójną całość. Ważny jest też dress code personelu – to jak się ubierają kelnerzy, ich wygląd, uczesanie i makijaż. Ludzie świadczą o firmie i jeśli oni wyglądają i zachowują się profesjonalnie, to firma jest tak postrzegana. Kiedy zainteresował się Pan gastronomią? W szkole podstawowej wymyśliłem sobie, że pójdę do szkoły handlowej albo gastronomicznej. Padło na Gastronomika. Wybrałem klasę o profilu zawodowym – kelner bufetowy. Ze względu na ilość realizacji, jakie miała szkoła, zacząłem szybko pracować w zawodzie. Potem skończyłem studia licencjackie i wyjechałem na naukę do Francji. Zdobyłem tam dwa dyplomy szkoły francuskiej. Na koniec swojej edukacji postanowiłem zdobyć tytuł magistra i skończyłem uzupełniające, także w tym kierunku, studia magisterskie.

Łódź, al. Piłsudskiego 138 tel. 570 070 454 info@silvercatering.pl www.silvercatering.pl facebook.com/silvercateringlodz

Nie chciał Pan zamienić gastronomii na inną branżę? Nie. Lubię moją pracę i mam ogromną satysfakcję, gdy wspólnie z Gośćmi planujemy wydarzenie. Gdy mogę im doradzić i zaproponować, jakie dania możemy przygotować i ile. Zawsze najważniejsza jest satysfakcja Gości po realizacji. l Rozmawiał Damian Karwowski Zdjęcia Daria Rokicka Fotografia

55


Nieco inny smak tradycji O tym, dlaczego zdecydowali się na kuchnię polską i regionalną, jakie potrawy cieszą się największą popularnością i dlaczego goście lubią wpadać do Piwnicy Łódzkiej, opowiadają Dominika i Sebastian Spychała, właściciele restauracji.

56

LIFE IN. Łódzkie: Swoich pierwszych gości zaprosiliście do Piwnicy Łódzkiej równo pięć lat temu. Nie prowadziliście wcześniej własnej restauracji, więc trochę ryzykowaliście. Warto było? Dominika Spychała: Patrząc z perspektywy pięciu lat, mogę bez wahania stwierdzić, że było warto! Restauracja działa, rozwijamy się i powiększamy, odwiedza nas coraz więcej gości. Poza tym nadal lubimy to, co robimy, cały czas mamy energię do działania i staramy się tak samo, jak na początku. I przede wszystkim pracujemy nad tym, aby nasza oferta była jeszcze ciekawsza. Sebastian Spychała: Kiedy zaczynaliśmy przygodę z restauracją działaliśmy bardzo szybko – od pomysłu o własnej restauracji do czasu wdrożenia go w życie minął tydzień. Wtedy nie zastanawialiśmy się nad ryzykiem. Zresztą jako szef kuchni prowadziłem wiele restauracji, więc znałem potencjalne zagrożenia i pułapki. Czy mogliśmy zrobić przez ten czas coś inaczej, lepiej? Pewnie tak, ale nie myślimy o tym.

Na stronie informujecie, że goście mogą liczyć na kuchnię tradycyjną w nowoczesnym wydaniu. Sebastian Spychała: Czy nowoczesna, raczej nie. Natomiast pokazana na nowo, odświeżona. Zdecydowanie bardziej zrównoważona, z dbałością o najmniejsze szczegóły i najwyższą jakość. Jako pierwsi w Łodzi postanowiliśmy pokazać, że nie jest szara, nudna i ciężka.

Specjalizujecie się w kuchni polskiej i kuchni regionalnej, łódzkiej. Skąd taki wybór? Sebastian Spychała: Dużo podróżujemy i w miejscach, w których jesteśmy, zawsze szukamy restauracji, gdzie można zjeść dania z danego regionu. Zazwyczaj je znajdujemy. Pięć lat temu takiej restauracji w Łodzi nie było, więc nie mieliśmy problemu z tym, na jaką kuchnię się decydować. Poza tym oboje lubimy kuchnię polską i uważamy, że jest ona niedoceniana.

Kuchnia regionalna wymaga regionalnych produktów. Gdzie kupujecie produkty do serwowanych potraw? Dominika Spychała: Większość produktów kupujemy u lokalnych producentów. Żeby mieć wszystko świeże, codziennie sami jeździmy na zakupy. Zamówienia składamy też w firmach, które sprowadzają produkty dla gastronomii. Dostawcy za nami nie przepadają, ponieważ bez skrupułów i bez sentymentów zwracamy im towar, który nie spełnia naszych oczekiwań.

Jak się odświeża tradycyjne przepisy? Sebastian Spychała: Wystarczyło użyć nowych technik gotowania, oprzeć wszystko o tra­dycje i smaki dzieciństwa, by marka stała się rozpozna­walna i ceniona. Warto dodać, że nie tylko przez łodzian, ale również przez przyjezdnych. Rok w rok powiększa się nam grono stałych gości, którzy przychodzą, bo wiedzą, że tutaj jest smacznie. Polecają nas swoim znajomym, ci swoim. Coraz więcej mamy też gości z Polski, którzy wpadają do Łodzi na weekendy i szukają miejsca, gdzie można zjeść dania regionalnej kuchni, a nie fast foody.


styl życia

Które z dań cieszą się największą popularnością? Sebastian Spychała: Wszystkie nasze dania z menu cieszą się zainteresowaniem, ale można powiedzieć, że ilu gości tyle smaków, więc niektóre są bardziej popularne od innych. Z zup najczęściej zamawiane są tradycyjna zalewajka i czarnina. Z kolei na danie główne goście wybierają knedle z sezonowymi dodatkami, kaczkę oraz śledzie. Jako ciekawostkę powiem, że można u nas zjeść prawdziwego matjasa, którego regularnie sprowadzamy do Łodzi z Holandii. Nie tylko kuchnią regionalną przyciągacie gości, są też piwa regionalne. Czy wina od polskich producentów też można się napić? Sebastian Spychała: Mamy około 20 rodzajów piwa z browarów naszego regionu. Z polskich win mamy obecnie tylko wino z winnicy Turnau, założonej przez Grzegorza Turnaua, jego rodzinę i przyjaciół. Jeszcze w tym roku chcemy wprowadzić do oferty wina z innych polskich winnic. Prowadzicie także usługi cateringowe. Cieszą się zainteresowaniem klientów? Dominika Spychała: Coraz częściej zajmujemy się realizacją imprez, bankietów i eventów gastronomicznych. Zapewniamy catering na konferencje, spotkania rodzinne lub firmowe. Przygotowujemy catering od miniprzekąsek typu finger food do pieczonych w całości ryb, drobiu i innych. Do tego mamy do wypożyczenia zastawę stołową, sztućce, podgrzewacze i inne sprzęty. Restauracja zbiera doskonałe opinie od klientów i ekspertów, wygrywacie w konkursach kulinarnych. To pomaga w prowadzeniu restauracji? Dominika Spychała: Oczywiście. Od początku to właśnie nasi goście pocztą pantoflową reklamowali naszą restaurację.

Sebastian Spychała: Od kilku lat Piwnica Łódzka jest obecna w przewodniku Gault&Millau. To dla nas ważne. Żeby się tam znaleźć trzeba przejść rygorystyczną ocenę ich ekspertów. Przychodzą do restauracji anonimowo, zamawiają dania, nie biorą faktur, żeby się nie ujawniać i oceniają wszystko – jedzenie, dodatki, klimat, czas oczekiwania na danie. Restaurację prowadzicie razem. To dobre rozwiązanie, potraficie oddzielić pracę od życia prywatnego? Dominika Spychała: U nas się sprawdza, choć trudno jest zamykając lokal powiedzieć: teraz czas na życie prywatne. Przecież nasza restauracja nie jest tylko naszą pracą. Jest dla nas miejscem, w którym lubimy być, lubimy spotykać się z naszymi gośćmi, rodziną i przyjaciółmi. W Piwnicy spędzamy więcej czasu niż w domu, ale udaje nam się to wszystko rozsądnie połączyć. Szczególnie że w domu czeka dwójka dzieci, dla których musimy mieć czas. Kto jest właściwie szefem? Sebastian Spychała: Szefem kuchni jestem ja, a szefem całości moja żona. Od jakiegoś czasu Piwnica Łódzka to już nie tylko piwnica. Rozrastacie się. Co jest na górze? Dominika Spychała: Piwnica jest główną częścią restauracji, natomiast w związku z tym, że często musieliśmy przepraszać gości za brak wolnych stołów, udało nam się znaleźć na to rozwiązanie. Od tego roku posiadamy małą salę na parterze, z wejściem bezpośrednio z ulicy. Przy stołach można posadzić osiemnaście osób. Jest to kameralna część i można zarezerwować ją na wyłączność dla minimum dwunastu osób. Jest też dobrym rozwiązaniem dla osób niepełnosprawnych czy starszych, które miały problemy, aby dostać się na dół po schodach. Co zaproponujecie swoim gościom z okazji piątych urodzin? Dominika Spychała: W tym roku zmieniliśmy wystrój restauracji, obecnie robimy nowe meble. Pojawią się już we wrześniu. Jesteśmy już pięć lat, więc przyszedł czas na te zmiany. Oczywiście jesienią pojawi się nowe menu, odświeżymy kartę win, wprowadzimy do karty koktajle z lokalnymi akcentami, głównie oparte na polskich alkoholach. Wszystkie zmiany robimy z myślą o gościach – chcemy, aby czuli się u nas wyjątkowo. l Rozmawiał Robert Sakowski Zdjęcia Paweł Keler

Łódź, ul. Sienkiewicza 67 lok. U7 tel. 42 207 33 30; tel. 690 022 972; tel. 508 477 650 piwnicalodzka@wp.pl www.restauracja-piwnicalodzka.pl

57


Przy kawie łatwiej o dobry nastrój Zawsze powtarzamy, że sprzedajemy nie tylko kawę i maszyny. Przede wszystkim sprzedajemy siebie i właśnie dzięki temu otworzyły się przed nami drzwi do największych banków w Polsce – o kawowym biznesie opowiadają Maciej Giermaziak i Bartłomiej Biesiada, właściciele Instytutu Kawy i sieci kawiarni Coffee Runner.

LIFE IN. Łódzkie: Spotkaliśmy się rok temu przy okazji inauguracji lokalu Coffee Runner w Przystanku mBank. Jak Wam minął ten czas? Maciej Giermaziak: Bardzo intensywnie. Nawiązaliśmy relacje z nowym dużym klientem biznesowym – z bankiem Nordea. Obsługujemy ich i w Łodzi, i w Warszawie. Starając się o ten kontrakt udało się nam pokonać trzech dużych graczy, którzy działają na stacjach benzynowych i w marketach. Muszę podkreślić, że wygraliśmy nie ceną, tylko jakością. Poza tym cały czas nawiązujemy nowe kontakty i budujemy relacje. Do każdego staramy się podchodzić indywidualnie i właśnie to jest nasz klucz do sukcesu. Dużą macie konkurencję? Bartłomiej Biesiada: Szczerze mówiąc, nie sprawdzaliśmy tego dokładnie. Znamy najważniejszych graczy na rynku, przyglądamy się od czasu do czasu, jakie podejmują działania, ale i tak robimy swoje. Kiedy podpisujecie kontrakt z takim klientem, jak mBank czy Nordea to na czym polega późniejsza współpraca?

Maciej Giermaziak: Można powiedzieć, że odpowiadamy za dobry nastrój pracowników, czyli dostarczamy im maszyny do robienia smacznej kawy no i oczywiście samą kawę, którą przygotowujemy w naszej palarni. Nasze urządzenia potrafią parzyć doskonałą kawę, ale trzeba o nie dbać. Dlatego każde jest przez nas czyszczone kilka razy w miesiącu. Ile kilogramów dziennie kawy powstaje w palarni? Bartłomiej Biesiada: W ostatnim roku zwiększyliśmy produkcję o sto procent i dziś wypalamy ponad 2000 kilogramów kawy miesięcznie. Nie magazynujemy jej, bo wtedy traci na jakości. Optymalny czas przechowywania kawy to miesiąc od jej wypalenia do zaparzenia w ekspresie. Zdradzę, że chcemy zwiększyć produkcję i w najbliższym czasie zamierzamy kupić nowy, większy piec. Jak wygląda sam proces wypalania kawy? Maciej Giermaziak: Tak samo, jak sto lat temu. Oczywiście technologia wypalania zmieniła się i można dziś kontrolować niektóre procesy, jednak od lat jest on niezmienny. Kawę wypalamy w piecu bębnowym, w wysokiej temperaturze.


Mamy klasyczny piec do wypalania na gaz. Zielone ziarna wsypuje się do leja, skąd wpadają do bębna, nagrzanego do temperatury minimum 214 stopni. W zależności od tego, ile kawy jest w piecu i od jej gatunku, czas wypalania ziarna wynosi mniej więcej 15 minut. Podczas całego procesu z ziaren wyparowuje cała woda, przez co kawa traci od 12 do 20 procent swojej wagi. Ciekawostką jest to, że jednocześnie zwiększa swoją objętość – kilogram kawy zielonej zajmuje zdecydowanie mniej miejsca od wypalonej. Ostatnim elementem procesu wypalania kawy jest chłodzenie, które zatrzymuje wszystkie procesy, jakie zaszły podczas wypalania – dzięki temu kawa staje się powtarzalna. Po wystygnięciu ziarna kawy muszą być idealnie matowe. W naszej palarni wypalamy kawę we włoskim, nowoczesnym stylu. Dzięki temu udaje się uwydatnić jej najlepsze aromaty i smak – jest lekko słodka, prawie całkowicie pozbawiona kwasowości. W smaku kawy, którą dostarczamy do kawiarni, restauracji, biur dominuje czekolada, orzech oraz karmel. Jeżeli szukamy dobrego ekspresu do firmy, to na co przede wszystkim trzeba zwrócić uwagę? Bartłomiej Biesiada: Na pewno trzeba sobie zadać pytanie, ile kaw ekspres będzie musiał zaparzyć. Przelicznik nie jest zbyt skomplikowany – średnio jest to 1,5 kawy dziennie na pracownika. Mając 100 pracowników, wiemy, że musimy szukać ekspresu, który zrobi około 150 kaw dziennie. Nie należy kupować maszyny z najniższej półki, lecz zainwestować trochę więcej i mieć pewność, że będzie parzył lepszą kawę i nie zepsuje się po kilku miesiącach. Należy też zwrócić uwagę na to, jaką kawę będziemy wsypywać do takiego ekspresu – my rekomendujemy oczywiście kawy palone na miejscu w lokalnych palarniach, takich jak nasza. Wiem, że można u Was wynająć ekspres. W jaki sposób? Maciej Giermaziak: Można wydzierżawić ekspres kolbowy albo automatyczny. Wszystkie dostępne u nas automaty są nowe. Z ekspresami kolbowymi jest różnie – część to urządzenia używane, które wyremontowaliśmy, a część nowe. Osobno dzierżawimy urządzenia i osobno sprzedajemy kawę. Nie zmuszamy klientów do tego, że mają u nas kupować 10, 20 czy 50 kg. Oni najpierw muszą sprawdzić, ile tej kawy będzie schodziło i dopiero wtedy podejmą decyzję o tym, ile jej trzeba kupić. W Łodzi cały czas otwierają się nowe kawiarnie. Ich właściciele, w większości młodzi ludzie, dysponują ograniczonym budżetem. Dlatego czasami udostępniamy im na próbę używaną maszynę po to, by ułatwić start. Pamiętamy, jak nam było ciężko na początku. Poza tym to taka inwestycja, która zaprocentuje za jakiś czas. Przecież jak już trochę okrzepną na rynku, to kupią od nas nowy sprzęt, kawę i jeszcze polecą innym. Zawsze powtarzamy, że sprzedajemy nie tylko kawę i maszyny. Przede wszystkim sprzedajemy siebie i właśnie dzięki temu otworzyły się przed nami drzwi do największych banków w Polsce. Skąd jest kawa, którą sprzedajecie? Bartłomiej Biesiada: Zdecydowana większość rośnie na trzech kontynentach – w Ameryce Południowej, Azji i Afryce. W naszej palarni głównie wypalamy kawę brazylijską. Ziarna z tamtych plantacji mają najwięcej smaków, które pasują nam i naszym klientom. Mamy też kawy z Gwatemali,

Indii, Etiopii, Indonezji i Dominikany. Kawy stamtąd cieszą się największą popularnością wśród naszych klientów korporacyjnych. Z kolei klienci indywidualni coraz częściej pytają nas o kawę z plantacji afrykańskich. Jak wygląda typowy dzień pracy w palarni kawy? Bartłomiej Biesiada: W palarni razem z nami są obecnie cztery osoby, dlatego staramy się, by codziennie chociaż jeden z nas był na miejscu. Kawy wypalamy praktycznie codziennie, jesteśmy na miejscu, więc mamy możliwość pokazania naszym klientom podczas takich spotkań, jak to tak naprawdę wygląda. Mimo że proces palenia nie jest specjalnie długi to jednak otwiera oczy na temat kawy. Przy wypalaniu pracujemy na zmianę – czasem po 10 – 12 godzin dziennie. Na takiej jednej zmianie potrafimy wypalić nawet 200 kg. To całkiem sporo jak na nasze możliwości. Każdy chętny można kupić kawę w Waszej palarni? Maciej Giermaziak: Tak. Chcemy, żeby palarnia była zawsze otwarta w godzinach 9-17, tak by można było do nas przyjść, napić się kawy, pogadać i oczywiście kupić swój ulubiony smak. Nie mamy tajemnic przed nikim, więc zapraszamy! Mamy jeszcze sklep internetowy, więc tam też warto zaglądać. A co z motocyklami? Pamiętam, że to była, zaraz po kawie, druga Wasza pasja. Bartłomiej Biesiada: I dalej jest. Ale jak zaczynasz biznes, uczysz się go, to jesteś trochę jak uczepiony maminej sukienki – nie puszczasz, bo boisz się, że coś się wydarzy. Teraz po trzech latach możemy pewne rzeczy przewidzieć, wiemy, jak to wszystko funkcjonuje i od czasu do czasu możemy się gdzieś urwać. Ostatnio byliśmy na motorowym Grand Prix w Czechach, kolejny plan to wyścigi Formuły 1 i oczywiście wyjazd na plantacje. Najbliższe plany? Bartłomiej Biesiada: Szukamy inspiracji do tego, by rozwijać nasze kawiarnie i już możemy zapowiedzieć, że od września pojawi się w Łodzi nowe miejsce – taka nowa-stara kawiarnia w Red Tower. Właśnie tam rozpoczęliśmy swoją działalność pod szyldem Coffee Runner. Będzie na parterze zaraz przy wejściu do budynku. Maciej Giermaziak: Poza tym chcemy się mocniej angażować w szkolenia. W ostatnim czasie szkoliliśmy uczniów z łódzkiego „gastronomika”. Może dzięki temu zaczniemy rozwijać świadomość picia dobrej kawy? l Rozmawiał Damian Karwowski Zdjęcia Instytut Kawy, Rafał Czekajewski

Maciej, tel. 508 868 935 Bartłomiej, tel. 664 454 646 kontakt@instytutkawy.pl Kawiarnie w Łodzi: Przystanek mBank – ul. Kilińskiego 74 Teatr Powszechny – ul. Legionów 21 Red Tower – ul. Piotrkowska 148/150 Mobilna kawiarnia, tel. 664 454 646


styl życia

Najlepsze słodycze w Łodzi Najlepsze i najpiękniejsze słodycze w całej Łodzi, które zachwycają smakiem, wyjątkową formą i naturalnymi, wyselekcjonowanymi składnikami powstają w Maison a.s. To butik cukierniczy, którego właściciele Agnieszka i Sebastian Andrzejewscy szkolili się i pracowali w najlepszych restauracjach we Francji.

LIFE IN Łódzkie. Zacznijmy od nieco intrygującej nazwy Maison a.s. Zdradzicie nam Państwo, co się pod nią kryje? Agnieszka Andrzejewska: Maison po francusku oznacza dom, a a.s. to skróty od naszych imion – Agnieszka i Sebastian. Chcieliśmy, żeby to miejsce kojarzyło się z domem i rodzinną gościnnością, miejscem, w którym można zjeść pyszne desery i inne specjały, a przy okazji miło porozmawiać. Chętnie tłumaczymy naszym gościom, jak one powstają, czemu używamy takich, a nie innych produktów. Tematów do rozmów nie brakuje. Dlaczego akurat wzorce czerpiecie z Francji? Czy właśnie tam powstają najlepsze smakołyki w Europie? Sebastian Andrzejewski: Francuzi są doskonałymi cukiernikami, zdobywają wiele nagród w konkursach. Dwa lata temu zostali mistrzami świata cukierników. Francuscy szefowie kuchni otwierają restauracje w różnych zakątkach świata, a do Francji zjeżdżają specjaliści z innych krajów, by czerpać naukę od najlepszych. Każdy region Francji słynie z czegoś innego. Mają doskonałe produkty

60

mleczarskie, świetne owoce morza i ryby, wyśmienitą wołowinę. I mają też najlepsze desery. Długo szkoliliście się Państwo we Francji? Sebastian Andrzejewski: Spędziłem we Francji w sumie osiem lat, trzy lata uczyłem się w szkole, z wykształcenia jestem kucharzem. Żona uczyła się dwa lata na kierunku cukierniczym. Potem pracowaliśmy w jednej z restauracji, która zdobyła gwiazdkę Michelin. To żona jest kreatorem wszystkiego, co znajduje się w Maison. Ja natomiast jestem prawą ręką żony. Odpowiadam za te bardziej przyziemne sprawy, jak zaopatrzenie i finanse. W menu francuskie nazwy… Czego można się tutaj spodziewać? Agnieszka Andrzejewska: Serwujemy przede wszystkim ptysie, eklery, desery z ciasta parzonego, desery na bazie czekolady. Tworzę je sama. Uwielbiam szukać inspiracji, nowych połączeń smakowych – na przykład cytryny japońskiej z kremem balsamicznym. Głównym składnikiem


styl życia

prawie wszystkich naszych deserów jest czekolada Valrhona. Jest to jedna z najlepszych, jak nie najlepsza czekolada na świecie, która swoją marką sygnuje mistrzostwa świata cukierników. Francuskie śniadanie to rytuał. Delikatny smak rogalików i aromat cafe creme sprawiają, że takim posiłkiem należy się delektować, ciesząc zmysły każdym kęsem. Na takim klimacie najbardziej Wam zależy? Sebastian Andrzejewski: Francuzi celebrują każdy posiłek, nie tylko śniadanie. Potrafią docenić czas spędzony ze sobą, porozmawiać, wymienić się spostrzeżeniami, odpocząć. Dlatego i w naszej niedzielnej ofercie pojawiły się śniadania. Właśnie po to, by spotkać się z rodziną i bez pośpiechu razem zasiąść do śniadania. W tygodniu wszyscy gdzieś gnamy i zwykle brakuje na to czasu. Niech niedziela będzie tym dniem dla bliskich. Wielu Francuzów już gościliście? Agnieszka Andrzejewska: Tak. Cieszą się, że jest miejsce w Łodzi, w którym mogą poczuć się jak w domu. U nas mogą porozmawiać po francusku, zjeść francuskie desery i napić się gorącej czekolady, i to jest najważniejsze. Maison a.s. mieści się na Księżym Młynie, miejscu niezwykle urokliwym, w którym celebrować można każdą chwilę, ale nieco oddalonym od centrum. Jak trafiają do Was goście? Agnieszka Andrzejewska: Ci, którzy mieszkają w okolicy, przechodząc obok, zajrzą do nas z ciekawości, a ci którzy dojeżdżają, wiedzą już, czego chcą. Nietypowa, niestandardowa oferta, dobra jakość i miła obsługa sprawiają, że nasi goście polecają nas swoim znajomym. A kto już do nas raz trafi, odwiedzi nas ponownie. Sebastian Andrzejewski: U nas czas zwalnia, jakbyśmy żyli w nieco innym świecie. Tutaj jest wyjątkowy klimat. Ktoś mi kiedyś powiedział, że chcemy z Łodzi zrobić Paryż. A ja mówię inaczej, czego brakuje Łodzi do Paryża? Byłem wiele razy w Paryżu i mnie nie zachwycił. Łódź ma swoje przepiękne miejsca i jednym z nich jest Księży Młyn. Tu coraz więcej się dzieje, także w sferze lokalnej przedsiębiorczości. Działa biuro informacji turystycznej, są lokale kreatywne. Coraz więcej ludzi zauważa, że Księży Młyn odżywa. Co jest najsłodsze w Waszej ofercie? Agnieszka Andrzejewska: Najsłodszy jest Finger choco, który w 100 procentach składa się z czekolady. Mamy też smaki słodko-kwaśne, np. Choux praline z kremem na bazie gorzkiej czekolady z praliną migdałowo-orzechową, w środku żelka z mango i marakui oraz mocno kwaśny Ekler cassis – to połączenie czarnej porzeczki z imbirem, do tego czekolada i panna cotta imbirowo-waniliowa. Jest i deser wytrawny – mus z 70-procentowej czekolady na bazie wywaru z prawdziwka, bez dodatku cukru. Mamy też desery orzeźwiające. Każdy znajdzie coś dla siebie. Dlaczego akurat czekolada Valrhona? Agnieszka Andrzejewska: Valrhona, tak jak już wcześniej wspomniałam, to jedna z najlepszych czekolad na świecie. Podoba nam się, że producent Valrhony jest „fair trade”

Kadr z programu „Śluby Marzeń” TLC – dba o tereny, na których rosną kakaowce, dba o producentów kakao i wymaga, aby producenci dbali o kakaowce. Tak to działa. Sebastian Andrzejewski: Wybór padł na Valrhonę, bo pracowaliśmy z tą czekoladą we Francji. To marka, która wyznacza trendy i ciągle poszukuje innowacji. To dzięki niej mamy nowe rozwiązania czekolad smakowych i czekolady blond. Coraz częściej ich pomysły obserwują inni producenci. Jesteśmy drugą cukiernią w Polsce, która została partnerem Valrhony. Zostaliście wyróżnieni przez magazyn Elle i znaleźliście się na liście Top 10 najlepszych cukierni w Polsce. Agnieszka Andrzejewska: To było dla nas duże zaskoczenie. Znaleźliśmy się w Top 10 na dzień przed pierwszymi urodzinami Maison. To był najlepszy prezent, jaki mogliśmy dostać. Co dla Państwa jest najważniejsze w tym biznesie? Agnieszka Andrzejewska: Połączenie pasji, jakości, miłości. Jak narodziła się ta pasja? Agnieszka Andrzejewska: To było mi pisane, nie chciałabym i nie potrafiłabym robić nic innego. Macie wiele okazji, by próbować słodkości w różnych miejscach. Pojawia się czasem myśl, żeby dodać czegoś do Waszych specjałów dla lepszego smaku? Agnieszka Andrzejewska: Pojawia, ale tylko wtedy, kiedy odwiedzamy profesjonalne miejsca. W takich przypadkach zawsze coś może nas zainspirować do zmiany. Ale jeżeli chodzi o domowy sernik mojej mamy i makowiec teściowej to nigdy nie oceniam ich smaków. Tu liczy się chęć sprawienia innym przyjemności. Sebastian: W gastronomii nie ma reguł i wszystko, co prowadzi do udanego efektu, jest dobre. l Rozmawiał Damian Karwowski Zdjęcia SpilloMedia.com

Łódź, ul. Księży Młyn 16 tel. 517 748 008 www.maisonas.pl

61


Mama panny

młodej Ślub jest jednym z najpiękniejszych wydarzeń w życiu każdej kobiety. To moment, kiedy zaczyna się nowy etap życia. Czas wielkich emocji, radości, niepewności. Przeżywamy go na wiele sposobów, a z nami najbliżsi. Ślub córki to również dla jej mamy jeden z najbardziej wzruszających dni w życiu. I to właśnie Mamie Panny Młodej tym razem poświęcimy nieco więcej uwagi. – Każda mama zawsze na swój sposób przeżywa ten dzień, dla niej to chwila refleksji. W czasie szalonych przygotowań do ślubu zatroszczmy się o naszych najbliższych, niech to będzie piękny czas relacji – mówi Jolanta Juszczak, właścicielka salonu La Perle i pomysłodawczyni projektu dedykowanego Mamie Panny Młodej.

Od czego zacząć przygotowania?

Kiedy suknia ślubna jest już wybrana i znamy więcej szczegółów dotyczących charakteru przyjęcia, to znak, że zbliża się najlepszy moment na poświęcenie uwagi mamie. Zwykle jest to około 4-5 miesięcy przed datą ślubu. – To czas na spokojne delektowanie się

62

wyborem kreacji, a wraz z nią dodatków, ewentualnie pierwsze wizyty w salonach kosmetycznych i fryzjerskich – wyjaśnia Jolanta Juszczak. Przygotowania do ślubu córki Mama Panny Młodej powinna zacząć od wyboru sukni. Poza parą młodą będzie jedną z najważniejszych osób uczestniczących w ceremonii. Kreacja powinna tę pozycję podkreślać, dlatego nie może być zbyt skromna i „zwyczajna”. A zatem jaka ma być? Warto skorzystać z podpowiedzi ekspertki. – Aby trafnie zaproponować kreację, musimy poznać więcej szczegółów dotyczących uroczystości. Jeżeli przyjęcie jest w formie wystawnego wesela z tańcami, częściej zaproponujemy długą suknię, jeżeli natomiast to uroczysty obiad w popołudniowej porze warto pomyśleć o bardziej koktajlowej kreacji. Podczas rozmowy dowiadujemy się, w jakim stylu czuje się najlepiej, jakie preferuje kolory i formy. Przyglądamy się też sylwetce i albo proponujemy coś z naszych kolekcji dostępnych w salonie, albo szyjemy suknię skrojoną na miarę. Wybieramy tkaniny, ustalamy fason, kolor i przystępujemy do dzieła, a wszystko to w przyjaźnie ciepłej atmosferze – opowiada pani Jolanta.

Co wypada?

Dobranie odpowiedniego stroju doda pewności siebie i sprawi, że Mama Panny Młodej będzie się czuć wyjątkowo. Najlepiej sprawdzi się kreacja, podkreślająca atuty i jednocześnie ukrywająca ewentualne defekty


Makijaż i fryzura

Kilka tygodni przed uroczystością warto przystąpić do następnego etapu, jakim jest zadbanie o skórę, włosy i paznokcie. Wspólna wizyta w salonach fryzjerskich i kosmetycznych może być przyjemną zabawą w tym zwariowanym okresie dla obu pań, a dodatkowo pozwoli unikać ewentualnych rozczarowań w dniu ślubu. To czas podjęcia decyzji co do fryzury i makijażu. – Warto spędzić ten dzień razem i zadbać o miłą atmosferę, ciekawym pomysłem może być wspólna sesja zdjęciowa, przecież obie wyglądacie wspaniale, a zdjęcia będą dla Was cudowną pamiątką – przekonuje pani Jolanta.

Tydzień do ślubu

Emocje rosną, czas przyśpiesza. – A my zapraszamy do Galerii La Perle na końcowe przymiarki. Z autopsji wiemy, że warto kreację przymierzyć kilka dni przed uroczystością, aby sprawdzić, czy leży idealnie. Często się bowiem zdarza, że nasze klientki zmieniają wymiary figury. Ostatnie szlify, akceptacja dodatków i mnóstwo dobrej zabawy – dokładamy starań, aby tak właśnie wyglądały wizyty u nas – dodaje pani Jolanta. Czas przygotowań do ślubu to wyjątkowy okres, niech będzie też wyjątkowy w relacjach matki i córki. Niech się wspierają, wspólnie wybierają suknie, dodatki, tak by ten wyjątkowy dzień ślubu był wspaniałym przeżyciem i zapadł im na długo w pamięci. l W projekcie udział wzięli: suknia Galeria La Perle; fot. Adam Marciniak; makijaż Marzena Mielczarek‑Wierzbicka Willow Make Up; stylizacja paznokci Marzena Masiak Salon Ju Pi; fryzura Ola Wojtylak Salon Fryzjerski

ul. Kilińskiego 1C, Zduńska Wola tel. 43 825 32 01; 607 607 706 kontakt@galerialaperle.pl www.galerialaperle.pl

Zdjęcia: archiwum La Perle

sylwetki. Najważniejsze, by kreacją mama, nie przyćmiła panny młodej, a była jedynie pięknym dopełnieniem uroczystości. – Dlatego z ostrożnością wybieramy kolory ecru bardziej skłaniając się ku naturalnym beżom, pudrowym różom, szarościom, często stawiając również na bardziej odważne kolory takie jak fuksja, szmaragd, czerwień, kobalt, zapominając o czerni. Wiele zależy od typu urody oraz temperamentu naszej modelki – podpowiada Jolanta Juszczak. – Preferujemy bardziej suknie, ale jeżeli nasza klientka zdecydowanie upiera się przy garsonce, stawiamy na oryginalne dodatki np. efektowny kołnierz, ozdobna broszka, elementy z piór. Eleganckim element garderoby mamy panny młodej jest również toczek, który może zostać wykonany na indywidualne zamówienie. Myślę, że za niedługi czas wrócą do nas kapelusze, więc warto obserwować trendy, aby czegoś nie przegapić. Suknia mamy nie powinna być wyzywająca, preferujemy umiarkowane dekolty i rozcięcia, stawiamy za to na szlachetne tkaniny.

elegancko, odpowiednio, wygodnie O swoim udziale w projekcie Mama Panny Młodej zrealizowanym w salonie La Perle opowiada Pani Jola, mama dwóch córek, które wyszły za mąż w ciągu roku: zz Moje przygotowania do ceremonii ślubnej mojej córki rozpoczęły się od wyboru jej sukni. Pomimo że obie córki brały swój ślub na przestrzeni jednego roku, więc teoretycznie za drugim razem powinno być łatwiej – nie było! Emocje związane z mierzeniem tej „jedynej” sukni ślubnej przez drugą córkę, były podobne i nie obyło się bez łez szczęścia. zz Jednak kiedy, po jakimś czasie wzruszenie mija, pojawiają się myśli bardziej pragmatyczne: jaką kreację wybrać, aby również wyglądać pięknie. Myślę, że większość matek zadaje sobie wtedy masę pytań: Czy wybrać gotową kreację, czy szyć suknię na miarę? Czy ma być długa, czy krótka? W jakim kolorze będzie mi najlepiej? zz Bardzo dobrym pomysłem jest poszukiwanie sukni wspólnie z córką, ponieważ jako mama chciałam być pewna jej akceptacji swojego wyboru. W La Perle wspólnie wybrałyśmy tkaninę i fason. Na początku myślałyśmy o kolorze delikatnego różu, w końcu zdecydowałyśmy na piękny odcień żółtego cytrynu. zz Ponieważ ślub miał charakter plenerowy, wspólnie postawiłyśmy na lekką i zwiewną kreację, w której jak się okazało później, czułam się wspaniale. zz Projekt Mama Panny Młodej pozwolił mi w pełni cieszyć się czasem przygotowań do ślubu córki. Pomimo emocji byłam spokojna, że będę wyglądała pięknie. Cieszę się, że ten czas mogłam dzielić z moim dzieckiem.

63


moda

Nie mogło być lepiej Moment, w którym dowiedziałam się o sesji był impulsem. Pojawiła się myśl, że dobrze byłoby zrobić coś dla siebie, coś miłego, coś innego – powiedziała nam nasza bohaterka – Justyna. Już po chwili dowiedziałyśmy się, że jest kobietą mocno zabieganą, realizującą swój pomysł na życie. Prowadzi własną działalność, która wymaga ogromnego zaangażowania i pochłania sporo czasu. Do tego rodzina, dom, codzienne obowiązki, więc wygospodarowanie chwil tylko dla siebie czasami graniczy z cudem. Jednak nie oznacza, że jest niemożliwe. Wygląd zewnętrzny Justyny stał się kostiumem – zarzuca na siebie to, co wymaga od niej dany dzień, sytuacja zawodowa, zaplanowane spotkania. Przestała się zastanawiać nad tym, jakie odbicie w lustrze chciałaby widzieć – dowiadujemy się z dalszej rozmowy. Na pytanie, co chciałaby wyrazić swoim wizerunkiem odpowiadziała: – Moje wewnętrzne założenie jest takie, żeby Wam nie przeszkadzać, pragnę świeżego spojrzenia na siebie – stwierdziła krótko. No to do dzieła… miałyśmy przed sobą kobietę pełną pozytywnej energii, uśmiechającą się do nas całą sobą, otwartą na zmiany, gotową na odważne kolory, fasony, wzory, a jednocześnie ceniącą sobie naturalność, wygodę i luz. Efekt końcowy… Justyna patrząca na swoje odbicie w lustrze z rozpromienioną twarzą wykrzykuje: „Nie

Patronat LIFE IN. Łódzkie mogło być lepiej! Dziękuję dziewczyny za tak wspaniałą robotę!”. Stylizacje: Adriana Jabłońska – trener wizerunku, właściciel T POINT Concept Store Łódź; wizaż: Malu Malu Małgorzata Stępczyńska; stylizacja włosów: Pracownia fryzur Agaty Wilczek; w obiektywie Agnieszki Cytackiej. l Pełną fotorelację z projektu „Wyraź siebie wizerunkiem” można zobaczyć na t-point.com.pl, a zgłoszenia przyjmujemy pod adresem mailowym adriana.jablonska@t-point.com.pl

Joga twarzy – Joga Piękna Joga twarzy to metoda ćwiczeń twarzy polegająca na holistycznym podejściu do ciała, łącząca elementy ćwiczeń twarzy z odpowiednim oddechem, postawą ciała, elementami diety oraz nauką świadomej mimiki twarzy. To naturalny sposób na wzmacnianie mięśni twarzy, które skutkuje spowolnieniem zachodzących z wiekiem zmian. Daje efekt odmłodzenia, redukuje zmarszczki, likwiduje podwójny podbródek, a także – do pewnego stopnia – może przemodelować twarz, poprzez uwydatnienie kości policzkowych czy ust. Joga twarzy łączy stosowanie indywidualnie dobranych do potrzeb twarzy ćwiczeń i automasaży w zgodzie z naturą. Dzięki kombinacji tych technik skóra zostaje lepiej odżywiona i dotleniona. Poprzez poprawę cyrkulacji krwi, zyskuje młodszy, promienny wygląd, mięśnie odzyskują swój kształt i objętość, a cały organizm uwalnia się od napięć i stresu. Joga twarzy nie jest bolesna, nie wymaga też wielogodzinnych treningów – wystarczy 10-15 minut ćwiczeń

64

dziennie, ale tajemnica ich skuteczności polega na precyzyjnym wykonaniu i dobraniu ćwiczeń dokładnie do potrzeb. Pierwsze efekty jogi twarzy zauważysz już po 2-4 tygodniach. Dokładny czas, w którym pojawiają się zmiany, uzależniony jest od wieku i kondycji organizmu, nie bez znaczenia jest również styl życia. Szczególnie ważna jest technika i dobór ćwiczeń oraz regularność. Joga twarzy jest dla wszystkich, którzy chcą poczuć się lepiej, przywrócić siły witalne organizmu, spowolnić procesy starzenia, uwolnić się od permanentnego zmęczenia i wyglądać młodziej. Joga twarzy nie zatrzyma procesu starzenia, ani nie cofnie upływającego czasu, ale może spowolnić pojawianie się jego niekorzystnego wpływu – oto jej zgodna z naturą, potężna siła. l Marta Kucińska konsultant ajurwedy III stopnia, nauczyciel jogi twarzy wg. japońskiej metody Face Yoga Method, autor bloga jogapiekna.com


moda

THE LOOK OF THE YEAR 2019 Przed nami finał kolejnej edycji najstarszego i najbardziej prestiżowego konkursu modelingowego The Look Of The Year 2019. Gala finałowa wydarzenia odbędzie się 7 września w Łodzi! Tegoroczna impreza tradycyjnie przyciągnie do Łodzi gwiazdy świata mody, czołowych projektantów, stylistów, fotografów. Na tegorocznej gali swoje kolekcje zaprezentują Paprocki & Brzozwski, Marta Kuszyńska, Agata Wojtkieiwcz, MMER, Jarosław Ewert, Male Me, Angelika Józefczyk, Natasha Pavluchenko, Born2Be, Marka Mai Bohosiewicz la Collet, Lidia Kalita. Spośród 20 finalistów: 10 modelek i 10 modeli, wyłonionych z tysięcy chętnych osób na castingach, profesjonalne jury finału wybierze laureatów polskiej edycji, którzy będą reprezentować nasz kraj w światowym konkursie na Malcie. – Z roku na rok rośnie ranga i popularność konkursu The Look Of The Year wśród młodych osób. Dowodem na to są sukcesy modelek i modeli, którzy zaczynali swoje kariery od zwycięstwa w polskiej edycji konkursu – mówi Igor Włodarczyk, PR Manager konkursu. THE LOOK OF THE YEAR to najstarszy i najbardziej prestiżowy konkurs modelingowy na świecie. Od ponad 30 lat, w ponad 50 krajach na świecie, poszukuje nowych twarzy świata mody. Konkurs THE LOOK OF THE YEAR to początek wielkich karier ikon mody takich jak: Cindy Crawford, Gisele Bundchen czy Kasia Smutniak. Partnerem Głównym polskiej edycji jest Miasto Łódź i Łódzkie Centrum Wydarzeń. l

Patronat LIFE IN. Łódzkie


zdrowie

Makijaż a okulary Perfekcyjny makijaż dla kobiet noszących okulary może być wyzwaniem. O makijażu, który pod okularami wygląda doskonale i w żaden sposób nie obciąża naszych oczu, rozmawiamy z doktor Zofią Nawrocką z Gabinetu Okulistycznego N&M w Łodzi. LIFE IN. Łódzkie: Makijaż dla osób noszących okulary wcale nie jest prostą sprawą. Od czego zacząć? Zofia Nawrocka: Złotą zasadą makijażu przy okularach jest podkreślanie brwi, które odpowiadają za mimikę i są widoczne ponad oprawkami. Aby nadać brwiom odpowiedni kształt, warto odwiedzić kosmetyczkę. Brwi powinny być wyregulowane, bez żadnych braków i prześwitów. Zbyt cienkie i niewidoczne zginą pod oprawkami, będą się wydawać cieńsze niż w rzeczywistości. Dobrze wykonany makijaż oczu uwydatnia ich zalety i ukrywa niedoskonałości. Trzeba pamiętać o tym, że nic tak nie podkreśli urody spojrzenia, jak zdrowe, zadbane brwi i rzęsy. O czym powinny pamiętać kobiety noszące okulary, wykonując makijaż? Przede wszystkim okulary plusowe optycznie powiększają oczy, a minusowe zmniejszają. Zatem okulary plusowe sprawiają również, że bardziej zauważalne są wszystkie niedociągnięcia w makijażu, na przykład posklejane rzęsy czy grudki tuszu. Dlatego makijaż rzęs należy wykonać niezwykle dokładnie. W okularach plusowych bardziej widoczne będą też zmarszczki, obrzęki czy cienie pod oczami. Niezależnie jednak od rodzaju noszonych okularów zawsze warto delikatnie podkręcić rzęsy zalotką. Zabieg ten zapewni im nie tylko piękny wygląd, ale też – przy długich rzęsach – ochroni okulary przed zabrudzeniami. Warto dobierać takie kosmetyki, które w ciągu dnia się nie osypują, dzięki czemu łatwiej utrzymać okulary w czystości. Co zrobić w przypadku, kiedy lekko zezujemy? Jeżeli osoba zezuje rozbieżnie, należy na wewnętrzną część powieki zaaplikować cień ciemniejszy. Jeśli zez jest zbieżny, wówczas na zewnętrzną część powieki stosujemy ciemniejsze cienie. Naukowcy zaczęli poświęcać coraz więcej czasu na badania wpływu kosmetyków do makijażu na stan zdrowia naszych oczu. Jakie kosmetyki i dlaczego mogą podrażniać oczy? Oczy podrażnić mogą wszystkie kosmetyki pielęgnacyjne i kolorowe, które stosujemy wokół nich, na powiekach czy rzęsach. Przyczyną takiego stanu mogą być reakcje alergiczne lub nieprawidłowo dobrany kosmetyk. Skóra powiek i wokół oczu jest bardzo delikatna i cienka. Zawiera znikomą ilość gruczołów łojowych i jest ciągle narażona na pracę mięśni – nieustanny ruch gałek

66

pytania i odpowiedzi Jak skorygować sińce pod oczami? Jak dobrać idealny korektor pod oczy? Jakie są zasady wykonywania makijażu – bez względu na rodzaj noszonych okularów? Jak dobrać makijaż pod okulary plusowe, optycznie powiększające oczy i pod okulary minusowe, optycznie zmniejszające oczy? Szczegółowe informacje na te tematy uzyskają Państwo na stronie internetowej www.gabinetokulistyczny-lodz.pl w artykule „Okulary i makijaż”.


zdrowie

ocznych, mrużenie oczu oraz na szkodliwe czynniki zewnętrzne: wiatr, słońce, mróz, smog. Dlatego właśnie kosmetyki do pielęgnacji czy upiększenia okolicy oczu powinny być dobierane wyjątkowo starannie, najlepiej przez kosmetologa. Czy są obostrzenia dotyczące wykonywania makijażu? Przy wykonywaniu makijażu należy bezwzględnie przestrzegać zasad higieny i bezpieczeństwa. Makijaż nie może ingerować w anatomiczne struktury powiek i oczu, aby uniknąć ich uszkodzenia. Nie wolno też malować wewnętrznego i zewnętrznego brzegu powiek oraz przestrzeni między nimi. Kreska na powiece zawsze musi być wykonana poniżej brzegu rzęsowego. Stosując się do tych zasad, zminimalizujemy ryzyko wystąpienia infekcji oczu oraz zaburzeń widzenia. Dużo pań decyduje się na makijaż permanentny. Czy jest bezpieczny dla naszych oczu? Na co zwrócić uwagę przed jego wykonaniem? Makijaż permanentny ma podkreślić urodę bądź skorygować drobne defekty. Należy korzystać z usług tylko doświadczonych linergistek, których zdolności poparte są certyfikatami dającymi uprawnienia zawodowe. Linergistka powinna stale podnosić swoje kwalifikacje, musi posiadać wiedzę z zakresu anatomii powiek, doboru koloru i zdolności manualne, ponieważ makijaż permanentny to swoiste dzieło sztuki wykonywane na ludzkim ciele. Sprzęt, z którego korzysta, powinien mieć odpowiednie atesty. Moduły i igły stosowane przy zabiegu oraz pomocnicze materiały muszą być jednorazowe. Urządzenie trzeba dezynfekować za każdym razem. Pigmenty, posiadające normy dotyczące stabilności koloru, intensywności i gęstości, powinny być zbadane pod kątem toksykologicznym, mikrobiologicznym i alergologicznym. Czy są jakieś przeciwwskazania do zabiegu? Oczywiście, między innymi ciąża, choroba nowotworowa, łuszczyca, cukrzyca, alergia, choroby zakaźne i autoimmunologiczne, choroby weneryczne, stany zapalne gałki ocznej i przydatków ocznych, zakażenie nużeńcem, a także wiek poniżej 18 roku życia. Makijaż permanentny musi być wykonany przy użyciu przyrządów optycznych dających odpowiednie powiększenie, np.: lupa, mikroskop. Nie może wkraczać w przestrzenie między rzęsami (ponieważ można nieodwracalnie uszkodzić mieszki rzęsowe i spowodować wypadanie rzęs) oraz w ujścia gruczołów wytwarzających składniki łez, co może doprowadzić w konsekwencji do objawów suchego oka. Przed zabiegiem makijażu permanentnego należy wykonać na skórze test alergiczny na barwnik użyty do tego makijażu, aby uniknąć przewlekłego zapalenia alergicznego skóry powiek i spojówek. Czy warto zdecydować się na sztuczne rzęsy, które tak pięknie podkreślają oczy? Sztuczne rzęsy ze względu na duże obciążenie dla powiek mogą być przyczyną rzadszego mrugania, a co za tym idzie zespołu suchego oka. Stałe obciążanie powieki przez sztuczne rzęsy może osłabić mięśnie dźwigacza

Makijaż pod okulary plusowe

Makijaż pod okulary minusowe powieki górnej i w późniejszym wieku doprowadzić do zmniejszenia szpary powiekowej. Wszystkie zabiegi muszą być wykonywane w warunkach sterylnych, aby uniknąć wprowadzenia infekcji do oka lub zakażenia nużeńcem. l Rozmawiała Beata Sakowska

Gabinet Okulistyczny N&M Łódź, ul. Rojna 63/65 www.gabinetokulistyczny-lodz.pl tel. 42 636 82 82 tel. 512 004 363

67


Czas na kwas! Chcesz cieszyć się gładką, jędrną skórą o jednolitym, zdrowym kolorycie? Jesień to najlepszy czas na przywrócenie jej blasku, a jednym z najskuteczniejszych sposobów jest rewitalizacja skóry poprzez złuszczenie kwasami. Co to w ogóle jest złuszczanie i dlaczego jest ono nam tak potrzebne? Skóra posiada samoistny cykl pracy, odnowy swoich komórek i „odrzucenia” tych starych, zbędnych. Możemy jednak przyspieszyć ten proces, wspomóc go, aby ujednolicić kolor skóry, przywrócić jej blask, zniwelować przebarwienia, zmarszczki, zmniejszyć blizny, wyregulować pracę gruczołów łojowych, odpowiedzialnych często za nadmierne przesuszenie lub odwrotnie – znienawidzone przez wielu z nas błyszczenie się twarzy. Głębokość złuszczenia – czyli efektu stosowanego peelingu – zależy od rodzaju preparatu, którego w tym celu użyjemy, jego pH, stężenia oraz czasu, który poświęcimy na sam zabieg.

Szerokie spectrum! Kwas migdałowy

Ma dużą moc, ale jest całkowicie pozbawiony działania drażniącego. Zabiegi z kwasem migdałowym mają bardzo szerokie zastosowanie. Mogą pomóc zarówno cerom delikatnym, wrażliwym, naczyniowym, jak i przetłuszczającym się, grubym i pozbawionym blasku. Wykonuje się je w celu oczyszczenia, odmłodzenia i wygładzenia skóry. Kwas migdałowy bardzo silnie stymuluje procesy przebudowy i produkcji kolagenu w skórze właściwej. To nasza broń w walce z fotostarzeniem, czyli pogrubieniem, suchością, zmarszczkami i zmniejszeniem elastyczności skóry, a także przebarwieniami spowodowanymi przez promieniowanie słoneczne.

Dla wrażliwców – kwas azelainowy

Jest bardzo skuteczną bronią w walce z trądzikiem – reguluje pracę gruczołów łojowych, działa przeciwzaskórnikowo, przeciwzapalnie i antybakteryjnie. Efekt? Oczyszczona, wygładzona i zmatowiona cera. Zabiegi z wykorzystaniem tego kwasu skutecznie redukują również rumień, można je z powodzeniem stosować u cer wrażliwych, naczyniowych, a nawet z trądzikiem różowatym.

Terapia Anti-age? Kwas ferulowy!

Zapobiega starzeniu się skóry, wykazuje tak bardzo pożądane działanie odmładzające i rozjaśniające. Nie powoduje podrażnień ani nie uwrażliwia skóry. To bardzo silny antyoksydant, który hamuje i neutralizuje niszczące skórę działanie wolnych rodników, powstających m.in. pod wpływem stresu, zanieczyszczeń powietrza, niewłaściwej diety czy używek. Ponadto chroni skórę przed promieniowaniem UV, minimalizując uszkodzenia komórek wywołanych przez ekspozycję na słońce. Stymuluje syntezę włókien w skórze właściwej oraz wzmacnia mechanizmy naprawcze, poprawiając tym samym napięcie skóry i wygładzając drobne zmarszczki. Poprawia także nawilżenie skóry.

Kojące nawilżenie? Kwas laktobionowy!

Jest tzw. kwasem nowej generacji, wykazującym łagodne działanie. Zabiegi z jego wykorzystaniem wykonuje się z powodzeniem u osób z atopowym zapaleniem skóry, trądzikiem różowatym, łuszczycą, łojotokowym zapaleniem skóry, podczas terapii retinoidami (po wcześniejszej konsultacji kosmetologicznej). Delikatnie złuszcza naskórek, powodując wygładzenie i oczyszczenie skóry, przyspiesza proces gojenia i tworzy ochronną powłokę na skórze, nawilżając ją. Wykazuje również właściwości przeciwstarzeniowe, uelastycznia skórę i zapobiega powstawaniu zmarszczek. Nie masz pewności, który z kwasów będzie najbardziej odpowiedni dla Twojej skóry? Nie martw się, ekspertki Yasumi chętnie pomogą! Trzeba także pamiętać o tym, że zabieg z kwasem w gabinecie to dopiero początek dłuższego procesu. Aby uzyskać jak najlepsze i trwałe efekty oraz zminimalizować ryzyko powikłań, bardzo ważne jest zachowywanie odpowiednich odstępów pomiędzy zabiegami, stosowanie odpowiednich preparatów do pielęgnacji domowej oraz wypełnianie wszystkich pozostałych zaleceń pozabiegowych. Nowością Yasumi jest set specjalistycznych kosmetyków dedykowanych skórze po kwasach. „New Skin 1+2” to dwa produkty – stosuje się je kolejno przez dwadzieścia jeden dni od zabiegu. l Poleca Zespół specjalistów Yasumi Medestetic Łódź Centrum wraz z Moniką Skalik

Yasumi Medestetic Łódź Centrum Łódź, ul. Sienkiewicza 82/84 Centrum Biurowe Zenit tel. 42 633 21 25 www.lodz.yasumi.pl lodz@yasumi.pl


Foto: Paweł Keler

Dlaczego warto wybrać implanty zębowe? Choć nasza świadomość zdrowotna jest coraz większa i znaczną uwagę poświęcamy wyglądowi naszych zębów, to wciąż je tracimy. Nawet jeżeli nie z powodu próchnicy lub paradontozy, to wskutek nieszczęśliwych wypadków komunikacyjnych lub w trakcie uprawiania sportów.

gdy zębów własnych nie ma wcale, trudność stanowi stabilne utrzymanie protezy, nie mówiąc o uczuciu ciała obcego w ustach. Rozwiązanie protetyczne na implantach te problemy eliminuje całkowicie.

Utrata zęba bocznego, wydaje się „małą stratą”, ponieważ uważamy, że nie widać brakującego zęba, więc nie jest to problem. Jeżeli ktoś z nas traci ząb przedni, widoczny, natychmiast chcemy uzupełnić jego brak, z oczywistych względów – estetycznych. Prawda jest taka, że każdy ząb jest ważny i jego brak powinien zostać uzupełniony. Boczne zęby są niezbędne do żucia pokarmów, stanowią tak zwaną strefę podparcia zgryzu. Ich utrata generuje poważne zaburzenia funkcji mięśni żucia i twarzy oraz stawów skroniowo-żuchwowych, co prowadzi do dolegliwości bólowych twarzy, głowy, szumu w uszach, zablokowania otwierania ust.

Wielu z nas obawia się, czy zabieg wszczepiania implantów zakończy się sukcesem. Gwarantują to nowoczesne szablony chirurgiczne, które pozwalają lekarzowi na wyjątkowo precyzyjne wprowadzenie implantów w kość pacjenta. Nie należy obawiać się, że podczas zabiegu wystąpią problemy, których wcześniej lekarz nie mógł przewidzieć podczas planowania leczenia. Czas zabiegu zostaje skrócony do koniecznego minimum, po którym pacjent wraca do codziennych obowiązków niemal z dnia na dzień. Planując leczenie implantologiczne z użyciem szablonów do nawigacji w implantologii, wsparciem jest specjalny program komputerowy Simplant. Daje on również pacjentowi możliwość zobaczenia na ekranie monitora, jak będzie wyglądał proces leczenia oraz jak mało inwazyjna będzie procedura zabiegowa.

Implanty dostępne są od 40 lat

Zawsze po stracie zęba, bez względu na pierwotną przyczynę, nasuwa się pytanie: co dalej? W jaki sposób uzupełnić brakujący ząb lub zęby? Stomatologia dostarcza wiele metod, które pozwalają uzupełnić braki w uzębieniu. Jedną z nich są implanty. To oczywiście nie jedyne rozwiązanie protetyczne, ale od ponad 40 lat z pewnością najwygodniejsze i najbardziej komfortowe w codziennym użytkowaniu ze wszystkich dostępnych. Dlaczego? Powodów jest kilka. Gdy w przypadku utraty jednego zęba, chcemy zastosować tradycyjny most oparty na zębach własnych pacjenta, lekarz musi te zęby oszlifować, a to wiąże się z bezpowrotnym uszkodzeniem ich struktury. Gdy natomiast brakuje większej liczby zębów zastąpienie ich implantami wcale nie oznacza, że trzeba użyć tyle samo implantów, ile brakuje zębów. Istnieją metody pozwalające przy pomocy kilku wszczepów stomatologicznych uzupełnić cały łuk zębowy. Takie rozwiązanie jest wygodne i trwałe, wymaga jedynie dbałości o higienę jamy ustnej, bo o implanty należy dbać tak samo, jak o zęby własne.

Implanty zamiast protezy

Porównując z protezami częściowymi, które wsparte na istniejących zębach własnych, z często widocznymi mocowaniami w postaci klamer, które dodatkowo potrafią uwierać lub kaleczyć wnętrze jamy ustnej – korony, czy mosty na implantach absolutnie nie wywołują takiego dyskomfortu. W przypadku protez całkowitych,

Sukces gwarantują szablony chirurgiczne

Ile to kosztuje?

Biorąc pod uwagę, że implanty służą przez długi czas – tylko w Polsce jest wielu pacjentów, którzy cieszą się komfortem uśmiechania się i swobodnego żucia pokarmów od połowy lat 90, to inwestycja rozłożona w czasie jest niewspółmiernie niewielka w porównaniu z tradycyjnymi rozwiązaniami protetycznymi. Pacjenci zazwyczaj nie wiedzą, że tradycyjne protezy należy wymieniać co trzy lata ze względu na zmianę struktury tkanek wewnątrz jamy ustnej i struktury kości, które zgodnie z procesami biologicznymi zanikają, ponieważ nie są właściwie obciążane fizjologicznymi siłami żucia. Jeśli chcemy poprawić swój komfort życia, znów poczuć przyjemność podczas jedzenia pokarmów, odzyskać pewność siebie w relacjach z otoczeniem, swobodę uśmiechania się – to wybór powinien być jednoznaczny. l dr n.med. lek.stom. Aneta Grochowina

Łódź, al. Tadeusza Kościuszki 106/116, tel. 537 507 080 e-mail: recepcja@anetaclinic.pl anetaclinic.pl

69


edukacja

Alliance Francaise to więcej niż szkoła językowa!

O działalności Alliance Francaise, o nauce języka francuskiego i o „przystanku Francja”, na którym warto się czasami zatrzymać, opowiadają Lucas Dymny, dyrektor i Anna Olczak, zastępca dyrektora Alliance Francaise w Łodzi. LIFE IN. Łódzkie: Alliance Francaise to tylko miejsce, gdzie można nauczyć się języka francuskiego, czy to coś więcej? Lucas Dymny: To zdecydowanie więcej niż szkoła nauki francuskiego. W Alliance Francaise promujemy język i kulturę francuską, w tym celu organizujemy wiele wydarzeń kulturalnych. Do współpracy zapraszamy artystów z Łodzi i nie tylko. Staramy się, aby zawsze wydarzenie miało kontekst francuski. Ostatnio organizowaliśmy wystawę

70

Janusza Reszki, malarza który po 30. latach we Francji postanowił wrócić do Łodzi. W czasie wakacji wyszliśmy z propozycją warsztatów dla dzieci. Były prowadzone po francusku, ale dotyczyły różnych tematów – ekologii, kultury, sportu. Angażujemy dzieci w różne gry i zabawy, w ten sposób poznają one język francuski i Francję. Warto dodać, że mieliśmy także warsztaty z łódzkim chórem dziecięcym, którym kieruje Waldemar Sutryk.


edukacja

Anna Olczak: Chcemy, aby Alliance Francaise to była cząstka Francji w Łodzi, żeby każdy, kto ma ochotę przeczytać francuską książkę, obejrzeć francuski program w telewizji, porozmawiać w tym pięknym języku, czy napić się kawy, mógł to zrobić właśnie u nas. To miejsce jest otwarte dla każdego, kto lubi Francję i kulturę francuską. To taki „przystanek Francja”, na którym warto się zatrzymać. Lucas Dymny: Nie możemy zapominać o tym, że Alliance Francaise jest organizacją promującą nie tylko Francję i kulturę francuską. Ważne są dla nas wszystkie kraje francuskojęzyczne, które mają przecież swoje wielkie tradycje i wybitną kulturę – Kanada, Belgia, wiele krajów Afryki i Ameryki Południowej. Od 10 lat łódzki Alliance Francaise ma swoją siedzibę w Manufakturze. To dobre miejsce do prowadzenia działalności edukacyjnej? Anna Olczak: Można powiedzieć, że umiejscowienie Alliance Francaise w Manufakturze to był strzał w dziesiątkę. Manufakturę znają wszyscy łodzianie, można tutaj bez problemu dojechać z każdej strony Łodzi, jest bezpiecznie, nie ma problemów z zaparkowaniem samochodu – to tylko kilka atutów tego miejsca. Poza tym rodzice bardzo chętnie zapisują dzieci do nas i kiedy one uczestniczą w lekcjach nauki języka, czy organizowanych warsztatach, oni w tym czasie robią zakupy, albo zajmują się własnymi sprawami. Poza tym mamy świetne postindustrialne wnętrza, jasne i klimatyzowane sale do nauki, przestronną czytelnię, która pełni również funkcje sali wystawowej, ponieważ bardzo często odbywają się u nas wernisaże, koncerty, konferencje. Lucas Dymny: Warto dodać, że również nasi uczniowie są zadowoleni z tego miejsca. Czują się u nas dobrze, po lekcjach mogą się tutaj spotkać z kolegami, uczestniczyć w wielu dostępnych wydarzeniach i ciekawie spędzić czas. Poza tym Manufaktura wciąż jest jednym z najmodniejszych miejsc w Łodzi, a to dla młodych ma znaczenie. Ilu osób rocznie odwiedza AF i korzysta z nauki języka albo z organizowanych wydarzeń? Lucas Dymny: Rocznie na organizowane lekcje francuskiego zapisuje się do nas ponad tysiąc osób. Drugie tyle korzysta z wydarzeń artystycznych i akcji, które u nas organizujemy. Anna Olczak: Warto podkreślić, że z nauki francuskiego korzystają często inne osoby, a inne uczestniczą w wydarzeniach artystycznych. Dzięki temu udaje nam się poszerzać społeczność Alliance Francaise. Proszę powiedzieć jakie niespodzianki planujecie Państwo na jesień dla uczniów i gości łódzkiego Alliance Francaise? Lucas Dymny: Jesteśmy w trakcie organizacji biblioteki komiksów, którą chcemy otworzyć we wrześniu. Dzięki współpracy z Adamem Radoniem, dyrektorem Międzynarodowego Festiwalu Komiksu i Gier udało nam się pozyskać sporo doskonałych komiksów dla dorosłych, ale także dla dzieci. Właśnie z myślą o nich planujemy raz w miesiącu, w soboty, a jak będzie zainteresowanie, to co tydzień, spotkania i warsztaty związane z komiksem. W planach jest

także wiele wystaw. Już rozpoczęliśmy przygotowania do wystawy Michała Batorego, grafika i plakacisty pochodzącego z Łodzi, ale od lat mieszkającego w Paryżu. Jego prace były prezentowane w wielu galeriach na całym świecie, między innymi w Les Arts Décoratifs w Luwrze. To duży projekt dlatego tę wystawę przygotowujemy wspólnie z łódzkimi galeriami. Poza tym, co miesiąc będziemy mieli wernisaże – malarskie i fotografii. A promocje związane z nauką francuskiego będą? Anna Olczak: Będą. Pod koniec września zaczynamy kursy językowe dla dzieci i młodzieży, a w połowie października dla dorosłych. Co roku przygotowujemy nowe promocje i wielu naszych uczniów może liczyć na zniżkę. Poza tym ceny kursów językowych nie są wygórowane, a trzeba pamiętać, że jesteśmy naprawdę ekspertami od nauki języka francuskiego, nasza stała kadra lektorska jest wyjątkowa, a często mamy również lektorów z Francji. Jesteśmy również jedynym w województwie łódzkim Centrum Egzaminacyjnym akredytowanym przez Francuskie Ministerstwo Edukacji. Językoznawcy mówią, że język francuski jest dość trudny do nauczenia. To prawda? Anna Olczak: Nauka każdego języka wymaga na początku trochę wysiłku, ale przecież każdego można się świetnie nauczyć. Czy język francuski jest trudniejszy od innych? Nie wydaje mi się, powiedziałabym, że w wielu elementach jest prostszy. Francuski jest piękny, a poza tym wspaniale jest pojechać do Paryża czy Prowansji i móc porozmawiać z ludźmi, otwiera to dużo szersze perspektywy postrzegania danego kraju. W nauce języka ważna jest motywacja i świadomość, po co się go uczymy, a im większa motywacja, tym łatwiejszy język. Dlaczego w dzisiejszym świecie, zdominowanym przez korporacje, w których obowiązującym językiem jest angielski, warto uczyć się języka francuskiego? Lucas Dymny: Jest wiele powodów, dla których warto uczyć się francuskiego. Po francusku mówi dziś na całym świecie ponad 200 milionów osób, to po pierwsze, a po drugie osoby ze znajomością francuskiego zwiększają swoją wartość na rynku pracy i mogą liczyć na większe zarobki. Anna Olczak: A ja jeszcze dodam do tego, że jest to piękny język, bogata kultura i cudowna muzyka i piosenki, których warto nie tylko słuchać, ale także rozumieć. W pracy zawodowej znajomość francuskiego jest na pewno dużym atutem i wpływa zarówno na wzrost wynagrodzenia, jak i na rozwój kariery. Takie informacje mamy od naszych słuchaczy, którzy często zdają u nas egzaminy, aby objąć wyższe stanowisko czy wyjechać służbowo za granicę. l Rozmawiał Robert Sakowski Zdjęcie Paweł Keler

Łódź, Drewnowska 58A tel. 48 42 633 22 38, 48 42 661 90 80 kontakt@aflodz.pl www.aflodz.pl

71


edukacja

Szkoła wbrew schematom O Publicznej Szkole Podstawowej OO. Bernardynów w Wiączyniu Dolnym, o tym, co najważniejsze w procesie edukacji i problemach, z którymi nie radzą sobie nasze dzieci, rozmawiamy z o. Juwenalisem Andrzejczakiem, dyrektorem Szkół Bernardyńskich im. Pankiewicza oraz Marcinem Jastrzębowskim, dyrektorem do spraw nadzoru pedagogicznego. LIFE IN. Łódzkie: Od roku Ojcowie Bernardyni oprócz szkół przy ul. Pankiewicza w Łodzi, prowadzą także Publiczną Szkołę Podstawową w Wiączyniu Dolnym. Skąd w ogóle wziął się pomysł na jej przejęcie? o. Juwenalis Andrzejczak: Kiedy reforma edukacji stała się faktem i wiadomo było, że gimnazja ulegną likwidacji, mieszkańcy zrzeszeni w różnych stowarzyszeniach działających na terenie gminy Nowosolna, zwrócili się do nas zapytaniem, czy bylibyśmy skłonni przejąć do prowadzenia szkołę. Na początku nikt nie określał, jaki miałby to być typ szkoły, chodziło przede wszystkim o to, aby budynek nadal pełnił funkcję edukacyjną. Co Was przekonało do tego, że warto prowadzić szkołę w Wiączyniu Dolnym? Marcin Jastrzębowski: To nie była wcale taka łatwa decyzja, rozmowy trwały kilka miesięcy. Powoli utwierdzaliśmy się w przekonaniu, że warto podjąć wyzwanie, aby w budynku po likwidowanym gimnazjum poprowadzić szkołę. Początkowo były sugestie, byśmy stworzyli tu technikum informatyczne. Jednak byliśmy sceptyczni, co do tego pomysłu, dlatego, że niezwykle trudno byłoby pozyskać wartościowych i doświadczonych nauczycieli przedmiotów zawodowych. Co z tego, że mielibyśmy uczniów, jak nie miałby kto ich uczyć. Gminie zależało na tym, by stworzyć tu przedszkole, a nasze analizy pokazały, że warto tworzyć szkołę podstawową i tak powstała nasza placówka – szkoła podstawowa z oddziałami przedszkolnymi. W ten sposób kontynuujemy także tradycję tego budynku, kiedyś w Wiączyniu była przecież szkoła podstawowa. Działamy na styku gmin, do nas mogą trafić dzieci z całej okolicy: z Łodzi, Andrespola, Brzezin. Czy za naukę w szkole trzeba zapłacić? o. Juwenalis Andrzejczak: W Wiączyniu funkcjonuje szkoła publiczna i nie ma czesnego. A pierwszeństwo w przyjęciu do placówki mają dzieci z gminy Nowosolna. Czym ta szkoła różni się od placówek, które prowadzicie w Łodzi? o. Juwenalis Andrzejczak: Nie patrzymy na to, czym one się różnią, bo nie stanowią dla siebie żadnej konkurencji. Zwracamy uwagę na płaszczyzny, na których możemy współpracować. Szkoła w Wiączyniu umożliwiła poszerzenie naszej oferty edukacyjnej. Wiadomo, że w przypadku

72

dzieci uczęszczających do szkoły podstawowej duże znaczenie dla rodziców ma jej odległość od miejsca zamieszkania. Z Wiączynia do naszych szkół w Łodzi jest 12 kilometrów, nie każdemu jest po drodze. Tu mogą mieć zdecydowanie bliżej. Skoro możemy przysłużyć się lokalnej społeczności, to skorzystaliśmy z takiej okazji. Dlaczego warto posłać dzieci do szkoły w Wiączyniu? o. Juwenalis Andrzejczak: Ponieważ to szkoła mała, rodzinna, po jednym oddziale na każdym roku. Zajęcia prowadzimy w trybie jednozmianowym, a uczniów w klasie jest tylko 24. W tak małej, kameralnej placówce wszyscy są otwarci na problemy drugiego człowieka. Marcin Jastrzębowski: Organem prowadzącym szkołę są Ojcowie Bernardyni, a więc Zakon Franciszkański. Ta szkoła poza miastem, wkomponowana w przestrzeń pól, łąk i lasów, idealnie wpisuje się we franciszkańskie myślenie o ekologii, naturze, przyrodzie, bliskości człowieka w obcowaniu ze światem zewnętrznym. Czy w szkole będzie obowiązywał ten sam regulamin, co w pozostałych placówkach? o. Juwenalis Andrzejczak: Wychowawczo i edukacyjnie wszystkie szkoły mają tę samą linią, różnią się jedynie pewnymi regulacjami, tutaj funkcjonuje szkoła publiczna, w Łodzi szkoły na prawach szkoły publicznej, ale wizja i koncepcja są spójne. A będą zajęcia dodatkowe? Marcin Jastrzębowski: Jak najbardziej. Cały czas pracujemy nad optymalizacją takiej oferty, mamy już pewne doświadczenia, bo szkoła, choć w okrojonym składzie, funkcjonowała już w ubiegłym roku. Prowadziliśmy jeden oddział przedszkolny oraz klasy pierwszą, czwartą i siódmą. I doskonale sprawdzały się zajęcia na bazie klocków LEGO, w których chętnie uczestniczyli zarówno młodsi, jak i starsi uczniowie, podobnie zresztą jak w zajęciach tanecznych. Będzie też na pewno kółko teatralne, szachowe i dodatkowe zajęcia sportowe. Czy w takiej małej szkole łatwiej realizuje się procesy wychowawcze? o. Juwenalis Andrzejczak: Naiwnością byłoby powiedzieć, że problemy wychowawcze nie występują. Oczywiście w małej placówce łatwiej je dostrzec. W dużej


społeczności można się ukryć i by dostrzec problemy, potrzebne są czujne oczy pedagoga i psychologa. W ciągu ostatnich lat zaobserwowaliśmy, że lawinowo rośnie liczba dzieci, jak i całych rodzin, potrzebujących wsparcia. I my takie wsparcie zapewniamy. Dzieci mają do dyspozycji nie tylko wychowawcę, ale mogą liczyć na pomoc pedagoga, psychologa, logopedy. Co jest dla Was najważniejsze w procesie edukacji dziecka? o. Juwenalis Andrzejczak: Przede wszystkim wszechstronny rozwój, żeby dziecko umiało korzystać z wiedzy, którą mu przekazujemy, żeby oprócz fajnego świadectwa potrafiło odnaleźć się w każdym miejscu, żeby nie hołdowało zasadzie „po trupach do celu”, tylko kierowało się w życiu pewnymi moralnymi i społecznymi zasadami, żeby było widać, że ma kręgosłup moralny. Marcin Jastrzębowski: W procesie dydaktycznym ważne są tzw. kompetencje kluczowe, zależy nam na tym, by dziecko potrafiło powiązać przekazywane mu treści z konkretnymi odniesieniami do życia. Jeśli jakiś problem dyskutowany jest w sferze publicznej, to podczas różnych zajęć skupiamy się na tym, dlaczego tak jest, z czego to wynika, jakie są możliwe rozwiązania. Zależy nam, aby dziecko wiedziało, że wiedza z każdej dziedziny jest mu potrzebna, ale od umiejętności praktycznego jej zastosowania będzie zależało, czy ją wykorzysta. Z jakimi problemami borykają się teraz dzieci w szkołach? Marcin Jastrzębowski: Dzieci nie radzą sobie z emocjami, żyją pod presją wymagań ze strony rodziców, otoczenia, przychodzą do nas z przekonaniem konieczności rywalizacji. Z drugiej strony słyszymy o bezstresowym

wychowaniu. W efekcie uzewnętrzniają się albo stany lękowe, albo agresja w stosunku do rówieśników, ale też do samego siebie. Ta umiejętność radzenia sobie z emocjami jest dzisiaj największym wyzwaniem. Jak sobie z tym radzicie w szkole? o. Juwenalis Andrzejczak: Nie ma uniwersalnej recepty, każde dziecko jest inne. Najważniejsze, by poprzez rozmowę w porę dostrzec problem. Dzieciom brakuje relacji nie tylko z rodzicami, także z rówieśnikami. Ta rozmowa jest punktem wyjścia to tego, aby uspokoić, zacząć budować relacje, bo złe emocje to jedno, ale chęć podzielenia się nimi i powiedzenia, z czego wynikają, wymaga czasu. Czy popołudniami szkoła będzie też udostępniana na inne inicjatywy? Marcin Jastrzębowski: Tak oczywiście, chcemy, by szkoła pełniła także rolę centrum kulturalno-towarzyskiego. To jest szkoła dla mieszkańców i jesteśmy otwarci na wszystkie inicjatywy i możliwości spotkań. Na pewno, jak w ubiegłym roku szkolnym, sami też będziemy wychodzili z własną ofertą, jak chociażby wspólne Jasełka czy majowy piknik rodzinny. l Rozmawiała Beata Sakowska Zdjęcie Paweł Keler

Publiczna Szkoła Podstawowa OO. Bernardynów w Wiączyniu Dolnym www.pankiewicz.edu.pl Wiączyń Dolny 18, gm. Nowosolna spwiaczyn@wp.pl

73


motoryzacja

Jakość bez eksperymentów

Z serwisami blacharsko-lakierniczymi jest jak z kolorami: jest ich wiele i trudno wybrać ten właściwy. Możesz poświęcić czas na poszukiwania. Możesz też wybrać autoryzowany serwis blacharsko-lakierniczy BMW Tłokiński, dający gwarancję wykonania naprawy na najwyższym poziomie, w zgodzie z wyśrubowanymi standardami producenta. W życiu nie zawsze wszystko układa się po naszej myśli. Czasami zdarzają się nieprzewidziane sytuacje, które zmuszają nas do zweryfikowania planów i skorzystania z rozwiązań, których nigdy nie bralibyśmy pod uwagę.

certyfikownay serwis Wraz z postępem technologicznym, naprawy blacharsko-lakiernicze BMW stają się coraz bardziej wyrafinowane i wymagają coraz większej wiedzy naprawczej. Certyfikowany serwis blacharsko-lakierniczy BMW Tłokiński w pełni spełnia te wymagania i gwarantuje: wykonanie napraw blacharsko-lakierniczych według najwyższych standardów określonych przez producenta i zrealizowanych przez wykwalifikowanych blacharzy i lakierników, wykorzystanie podczas naprawy najnowszych urządzeń, technologii i oryginalnych części BMW, doprowadzenia uszkodzonego samochodu do najwyższego poziomu bezpieczeństwa i komfortu, wykorzystanie fabrycznych lakierów BMW ColorSystem, które są idealnie dopasowane do indywidualnych odcieni modeli BMW.

74

Podobnie bywa z samochodami – gdy ich używamy nie myślimy o tym, że kiedyś będziemy musieli skorzystać z pomocy mechanika, a już na pewno nie z usług serwisu blacharsko-lakierniczego. A jednak… Stłuczka, drzewo przewrócone podczas wichury na samochód, grad wielkości włoskich orzechów – nie ma takiego samochodu, którego karoseria byłaby odporna na takie zrządzenia losu. Nawet BMW. Konsekwencją takich zdarzeń losowych i atmosferycznych mogą być rozległe uszkodzenia nadwozia auta, w tym również takie, w których niezbędna okazuje się radykalna/gruntowna naprawa karoserii. Jeżeli na dodatek poszczególne elementy karoserii są zdeformowane, pęknięte, a powłoki lakieru uległy głębokim zniszczeniom, niezbędne są kompleksowe działania przy użyciu zaawansowanych narzędzi oraz maszyn.

Na czym polega naprawa blacharska?

Oferowane przez serwis BMW Tłokiński usługi blacharsko-lakiernicze obejmują pełny zakres napraw powypadkowych, drobnych uszkodzeń, wgnieceń, czy zarysowań powierzchni lakierniczej. W przypadku naprawy samochodu w ramach polisy AC lub OC naprawa odbywa się w formie bezgotówkowego rozliczenia bezpośrednio z firmą ubezpieczeniową. Oględziny uszkodzonego pojazdu mogą być przeprowadzone na terenie serwisu blacharsko-lakierniczego po wcześniejszym uzgodnieniu terminu. Warto wiedzieć, że serwis


blacharsko-lakierniczy BMW Tłokiński korzysta wyłącznie z najnowocześniejszego sprzętu oraz oryginalnych wodnych lakierów BMW ColorSystem, które gwarantują idealne dopasowanie koloru do istniejącego już lakieru. Dzięki temu właściciele samochodów BMW mają zapewnioną doskonałą jakość napraw i lakierowania. Gwarantują to wyszkoleni specjaliści, którzy bez względu na to, czy samochód wymaga prac blacharskich, czy lakierniczych, są odpowiednio przygotowani do tego rodzaju precyzyjnych napraw. Po naprawie uszkodzeń auto będzie znów dawało radość z jazdy. Dostępne w Polsce autoryzowane blacharsko-lakiernicze serwisy BMW oferują dodatkowo usługi auto detailingu, które obejmują m.in. renowację powłoki lakierniczej wraz z zabezpieczeniem powierzchni pojazdu specjalną powłoką ochronną, gwarantującą długotrwały efekt połysku i nieosiadania kurzu i pyłu.

Jak długo trwa naprawa

Czas wykonania naprawy blacharsko-lakierniczej zależy od dwóch głównych czynników: od tego, jak bardzo rozległe są uszkodzenia oraz od liczby aut, które czekają w kolejce do naprawy. Oddając samochód do serwisu blacharsko-lakierniczego BMW Tłokiński, klienci bardzo szybko otrzymują informację na temat kosztów naprawy karoserii. Odbywa się to jeszcze przed rozpoczęciem jakichkolwiek prac. Dodatkowo na czas naprawy właścicielom uszkodzonych pojazdów oferowane są samochody zastępcze. Oczywiście w przypadku większości polis ubezpieczeniowych wynajem takiego pojazdu jest dla właściciela uszkodzonego pojazdu bezpłatny, ponieważ koszty pokrywa zakład ubezpieczeń.

Na czym polega renowacja powłoki?

Pobyt samochodu w serwisie blacharsko-lakierniczym nie zawsze jest związany z uszkodzeniem karoserii. Bardzo często większemu lub mniejszemu uszkodzeniu ulega powłoka lakiernicza, która we wszystkich samochodach BMW składa się z kilku warstw i obejmuje m.in.: podkład, warstwę bazową określającą kolor oraz warstwę bezbarwną gwarantującą połysk i ochronę powierzchni. W wyniku eksploatacji pojazdu bardzo często ścieraniu ulega warstwa ochronna. Wpływa na to częste polerowania powierzchni czy korzystanie z myjni automatycznej. Ponadto długotrwałe działanie słońca i substancji chemicznych, takich jak zimowe zasolenie dróg, ptasie odchody, środki chemiczne ochrony roślin również wpływają na stan powierzchni lakierniczych, ich matowienie i uszkodzenia. W takich przypadkach renowacja powłoki lakierniczej polega na jej uzupełnieniu

bezgotówkowe naprawy Podczas naprawy karoserii w serwisie blacharsko-lakierniczym klienci BMW mogą liczyć na bezgotówkowe naprawy szkód komunikacyjnych z AC i OC, samochody zastępcze na czas naprawy, najwyższy standard usług i obsługi oraz na Car Spa.

– likwidacji drobnych rys, delikatnym polerowaniu i nałożeniu specjalnej powłoki ochronnej (na bazie teflonu), która ochroni warstwę bazową i bezbarwną od dalszej destrukcji i matowienia. W jakim czasie zostanie zrobiona renowacja powłoki lakierniczej i za co trzeba zapłacić? Czas potrzebny do wykonania renowacji powłoki lakierniczej jest zależny od jej stanu i zakresu. Zazwyczaj trwa od kilku godzin do nawet kilku dni, w przypadku konieczności uzupełnienia powłoki lub likwidacji głębokich zarysowań. Z kolei koszt naprawy blacharsko-lakierniczej obejmuje koszt części, materiałów lakierniczych i robocizny. Zawsze jest on wcześniej uzgadniany z klientem przed rozpoczęciem prac. W większości napraw powypadkowych lub innych realizowanych w oparciu o polisy AC lub OC koszty są uzgadniane bezpośrednio z firmami ubezpieczeniowymi i rozliczane bezgotówkowo bez angażowania właścicieli pojazdów. l

Serwis BMW i MINI Tłokiński Łódź, ul. Aleksandrowska 131c tel. 42 655 98 47 informacja@bmw-tlokinski.pl www.bmw-tlokinski.pl

75


motoryzacja

Odkładać pomysły na później to najgorsza rzecz, jaką można zrobić. Mija trochę czasu i widzisz, że biznes, o którym myślałeś robi ktoś inny. Więc, gdy pojawia się pomysł, warto zrobić wszystko, by go zrealizować – opowiadają Marcin i Kuba Szczerbińscy z Łodzi, którzy prowadzą wypożyczalnię samochodów Golden Rent. LIFE IN. Łódzkie: Ekskluzywne samochody z wyższej półki i ich wynajem, czemu akurat taką branżę wybraliście? Który z Was wpadł na taki pomysł? Kuba Szczerbiński: Po prostu zauważyliśmy, że brakuje wypożyczalni samochodów z wyższej półki. Dostrzegliśmy pewną niszę i postanowiliśmy ją wypełnić. Marcin Szczerbiński: Wspólnie podjęliśmy decyzję o uruchomieniu wypożyczalni. Pasję do motoryzacji zaszczepił w nas tata, najpierw do motocykli, ale potem zaczął powtarzać, że lepszy bezpieczny samochód niż motocykl. Początkowo myśleliśmy o uruchomieniu wypożyczalni na zasadzie franczyzy. W końcu zdecydowaliśmy, że ruszamy z własną. To była dobra decyzja. Chętnie wypożyczamy auta, na jak długo? Kuba Szczerbiński: Złośliwi twierdzą, że w Polsce taki biznes nie ma prawa się udać. A tymczasem coraz bardziej opłaca się wypożyczyć auto na dłuższy czas niż brać je w leasing. Nie trzeba martwić się żadnym przeglądem, ubezpieczeniem czy usterką. Jeśli zaś chodzi o długość wypożyczenia, to wszystko zależy od potrzeb klienta, jednemu wystarcza doba, innemu miesiąc, a jeszcze innemu zdecydowanie dłuższy czas. W jakich autach chcecie się wyspecjalizować albo z jakich chcecie być znani? Marcin Szczerbiński: Nie ukrywamy, że bardzo interesują nas samochody sportowe, limuzyny. W naszej ofercie mamy różne auta od mniejszych, miejskich aż po lawety. W przyszłości chcemy poszerzyć ofertę o pojazdy, których nie mają żadne wypożyczalnie. Szczegółów jeszcze nie zdradzę, bo komuś podsunę nasz pomysł. Jakie auta są teraz dostępne? Kuba Szczerbiński: Aktualnie skupiamy się na autach sportowych, ale mamy też na przykład toyotę aygo, idealne auto do poruszania po mieście. Kobiety czy mężczyźni, kto bardziej z wypożyczaniem się zaprzyjaźnił? Kuba Szczerbiński: Statystyk nie prowadzimy, ale przeważają mężczyźni. Panie, wypożyczają z reguły konkretny model, o którego zakupie myślą. Biorą na weekend, by przekonać się, czy dokonują słusznego wyboru. Całkiem sporo klientów decyduje się jednak na nieco dłuższy wynajem.

76

Czasem trzeba zaryzykować!


motoryzacja

Jak wygląda proces wypożyczenia auta? O co klient musi zadbać ze swojej strony? Marcin Szczerbiński: Mamy w ofercie wynajęcie samochodu bez kaucji i wówczas klienta, który chce w ten sposób wynająć auto, musimy dobrze sprawdzić: czy nie widnieje w żadnych rejestrach, czy ma ukończone 21 lat. Ogólnie potrzebujemy skanu prawa jazdy, podstawowych informacji o danej osobie i numeru telefonu. Potem wysyłamy draft umowy z regulaminem i jeżeli wszystko się zgadza, podstawiamy samochód z pełnym bakiem we wskazane miejsce. A co w przypadku kolizji takiego wypożyczonego auta? Marcin Szczerbiński: Jeszcze na szczęście nie mieliśmy takiej sytuacji, ale oczywiście, jesteśmy na nią przygotowani. Mniejsze uszkodzenia pokrywa ubezpieczenie osoby, która do tego doprowadziła. Nasza umowa i regulamin są tak sporządzone, aby jedna i druga strona czuła się bezpiecznie. W jakim stanie auto musi do Was wrócić? Kuba Szczerbiński: W takim, w jakim dostarczyliśmy je klientowi, oczywiście z wyjątkiem stanu licznika (śmiech). Z pełnym bakiem, czyste i bez żadnej nowej rysy. Czy macie określoną grupę, do której adresujecie swoją ofertę, zapewne nie wszystkich na nią stać? Marcin Szczerbiński: Nie ująłbym tego tak, każdy może skorzystać z naszych samochodów, w życiu zdarzają się różne sytuacje. Z naszych usług chętnie korzystają też turyści, którzy potrzebują dobrego auta na weekend, na tydzień. Jak wspomnieliśmy, o nic się w takiej sytuacji nie muszą już martwić. Jak docieracie ze swoją ofertą do potencjalnych klientów? Kuba Szczerbiński: Głównie opieramy się na Facebooku, Instagramie i influencerach. Obecnie jesteśmy w trakcie kilku ciekawych realizacji ze sportowcami, więc warto obserwować nasze kanały. Jesteście bardzo młodzi, a już tych doświadczeń biznesowych macie całkiem sporo. Kto w Was zaszczepił taką przedsiębiorczość? Kuba Szczerbiński: Rodzice. Od małego przyglądaliśmy się, jak rodzice prowadzą firmę, działają w branży budowlanej. Widzieliśmy, ile serca trzeba włożyć w pracę, ale też, jakie są tego efekty i zyski. Mając po kilkanaście lat, angażowaliśmy się w coraz poważniejsze sprawy i to wyrobiło w nas pewną dojrzałość biznesową. Nauczyliśmy się, jak rozmawiać z klientami, zrobiliśmy się bardziej otwarci. Zauważyliśmy, jak to działa od środka i to dużo nam dało. Nadal się uczymy. Mówisz o dojrzałości biznesowej, a po ile lat macie? Marcin Szczerbiński: Kuba ma 20, a ja mam 23. Jak zareagowali Wasi najbliżsi, kiedy dowiedzieli się, że chcecie otworzyć wypożyczalnię samochodów? MarcinSzczerbiński:Wypożyczalnianiejestnaszympierwszym biznesem. Gdy miałem kilkanaście lat otworzyłem

Nie ukrywamy, że bardzo interesują nas samochody sportowe, limuzyny. W naszej ofercie mamy różne auta od mniejszych, miejskich aż po lawety swój pierwszy sklep internetowy, poznałem możliwości zarabiania przez Internet, giełdę, kryptowaluty. Rodzice zawsze wiedzieli o wszystkich moich działaniach i czasami nie byli zadowoleni, mówili, żebym wziął się za jakąś normalną pracę, ale zawsze wspierali. Jak podjęliśmy decyzję o otwarciu wypożyczalni, większość znajomych była zaskoczona i chyba nikt nie przypuszczał, że tak dobrze nam pójdzie. My sami jesteśmy nieco zaskoczeni. Szybko się rozwijamy, a znajomi i rodzina wspierają, jak mogą. Sami też wypożyczają? Marcin Szczerbiński: Zdarza się, że znajomi dzwonią w nocy i mówią: Marcin, podstawiłbyś samochód, dasz radę? Czasami bywa tak, że ludzie przesypiają odpowiedni moment na otwarcie biznesu, mają dobry pomysł i chowają go do szuflady. Kuba Szczerbiński: Ludzie często się boją, że jak zainwestują, to się nie zwróci. Czasem trzeba zaryzykować i można wówczas powiedzieć, że spróbowałem i wiem, jak to jest. Marcin Szczerbiński: Odkładać pomysły na później to najgorsza rzecz, jaką można zrobić. Mija trochę czasu i widzisz, że biznes, o którym myślałeś robi ktoś inny. Więc, gdy pojawia się pomysł, warto zrobić wszystko, by go zrealizować. Przyszłość macie już zaplanowaną? Marcin Szczerbiński: Są pewne plany, aczkolwiek nie odbiegamy za daleko w przyszłość. Lubię planować, lubię być przygotowany, ale na razie skupiamy się na tym, co tu i teraz. Chcemy skalować ten biznes, wprowadzać pewne usługi, możliwości, które podniosą jakość naszej oferty. Jak wygląda Wasz dzień? Marcin Szczerbiński: Wypożyczalnia to nasz drugi biznes. I to tam w biurze spędzamy większość dnia, skupiając się na bieżącej pracy, jak i wybiegając myślami w przyszłość. Wieczorem krótka narada. Zawsze chcemy dzień zakończyć z satysfakcją i świadomością, że był o procent lepszy niż poprzedni i możemy ze spokojem spoglądać na swoją twarz w lustrze. Kuba Szczerbiński: Dzięki szybkiemu rozwojowi Internetu, biznes można prowadzić, nie wychodząc praktycznie z domu. l Rozmawiał Damian Karwowski Zdjęcie Paweł Keler

Facebook: facebook.com/goldenrentpl Instagram: instagram.com/goldenrentpl tel. 730 331 313 goldenrentpl@gmail.com

77


motoryzacja

Czy leasingobiorcy wystarczy polisa AC? Wielu klientów, uważa, że wykupienie polisy AC pojazdu zapewni im spokojny sen na wypadek jego kradzieży lub całkowitego zniszczenia. Tak jednak nie jest. W przypadku utraty lub całkowitego zniszczenia leasingowanego samochodu: 1. Umowa leasingu (w skrócie UL) wygasa. 2. Leasingodawca dokonuje rozliczenia UL z klientem: zzokreśla wartość UL (najczęściej jest niewiele niższa od sumy opłat pozostałych do spłaty zgodnie z UL), zzww. wartość porównywana jest z odszkodowaniem, jakie leasingodawca uzyskał od ubezpieczyciela, zzjeśli odszkodowanie jest większe od tak obliczonej kwoty, to klient otrzymuje nadwyżkę, zzjeśli wypłacone odszkodowanie jest mniejsze od obliczonej kwoty, to różnicę dopłaca klient. Niezależnie od sumy ubezpieczenia w AC, ubezpieczyciel zazwyczaj zastrzega, że wypłata nie przekroczy wartości rynkowej auta na moment powstania szkody.

Wartość rynkowa szybko spada

Wartość rynkowa nowego auta w pierwszych latach jego eksploatacji spada dużo szybciej niż w kolejnych. Według Eurotax Polska wartość rynkowa nowego samochodu po pierwszych trzech latach użytkowania jest o 45-75% niższa od ceny jego zakupu. W kolejnych latach spadek wartości wynosi już tylko od 10 do 15% rocznie. Wartość rynkowa auta jest ważnym parametrem przy rozliczeniu umowy leasingu, gdyż odszkodowania z polisy AC jest ograniczone do tej wartości. Inaczej mówiąc niezależnie od sumy ubezpieczenia, na jaką opiewała polisa, ubezpieczyciel zastrzega, że wypłata nie przekroczy wartości rynkowej auta na moment powstania szkody. Co więcej, w przypadku szkody całkowitej wypłata z polisy najczęściej pomniejszana jest o rynkową wartość pozostałości (wraku).

Dodatkowe ubezpieczenie

Po to, aby zwiększyć komfort klienta w przypadku szkody całkowitej lub kradzieży pojazdu proponujemy – i to niezależnie od leasingu – nabycie dodatkowego ubezpieczenia, tzw. GO-GAP (Guaranteed Auto Protection – Gwarantowana Ochrona Wartości Auta). Ubezpieczenie GAP oferowane jest w kilku podstawowych wariantach. GAP finansowy – zapewnia wypłatę świadczenia dokładnie w wysokości równej

ewentualnej opłacie, jaką klient mógłby zostać obciążony przez firmę leasingową (tzn. w kwocie różnicy pomiędzy wartością rozliczeniową UL a wartością rynkową auta). GAP indeksowy – zapewnia wypłatę dodatkowego odszkodowania w wysokości ustalonego procentu od wartości auta. Najczęściej 20 do 30 procent. GO-GAP fakturowy – to najbardziej komfortowa wersja tego ubezpieczenia. Zapewnia wypłatę świadczenia w kwocie stanowiącej różnicę pomiędzy ceną nowego auta (wg faktury zakupu), a wartością odszkodowania otrzymanego z polisy komunikacyjnej (wartością rynkową auta). Ubezpieczenie GO-GAP zawiera się niezależnie od okresu umowy leasingowej na maksymalnie 5 lat. Działa ono zarówno w przypadku szkód spowodowanych przez kierującego pojazdem, jak i przy szkodach wyrządzonych przez inny pojazd. Można je wykupić przy zakupie auta lub przy zawieraniu umowy le­asingu. l Jacek Ulowski dyrektor GO-leasing Oddział w Łodzi

facebook.com/go4leasing2biz tel. 42 620 09 21 www.go-leasing.biz.pl


Foto: Paweł Keler

motoryzacja

I Ty możesz nim jeździć Jesteśmy na półmetku. Pięć Renault Megane GrandCoupe trafiło na rok do nowych właścicieli, pięć kolejnych czeka. Z okazji jubileuszu 30-lecia firma Jaszpol zorganizowała konkurs, w których do wygrania było 10 samochodów i ponad 300 nagród. Pięciu szczęśliwców jeździ już nowym Renault Megane GrandCoupe, które na rok wygrało w jubileuszowym konkursie. Jako pierwszy, na początku kwietnia samochód odebrał pan Artur, któremu udało się przejechać nim już trochę kilometrów. – Jestem bardzo zadowolony, auto doskonale się prowadzi zarówno w mieście, jak i w trasie. Ma dobre przyspieszenie. W trakcie jazdy autostradą świetnie sprawdza się tempomat. W środku pełen komfort jazdy zarówno dla pasażerów jak i kierowcy, bardzo cicho, a z gadżetów, jak dla mnie rewelacyjna jest opcja zmiany koloru na wyświetlaczu – opowiada zadowolony pan Artur. Panie Urszula i Halina w pierwsze podróże nowym autem wyruszyły nad polskie morze. Obie bardzo zachwalają Renault Megane GrandCoupe. W sierpniu nowe auto trafiło na rok do rodziny z Łodzi. Pani Monika i pan Marcin odebrali je tuż po powrocie z urlopu. Rodzina po odbiór granatowego Renault Megane GrandCoupe stawiła się w komplecie, radości

nie kryli dwaj synowie, co rusz zaglądając z ciekawości do środka i zachwycając się wnętrzem. Pięć aut nadal czeka na nowych właścicieli. Co trzeba zrobić, żeby wygrać? – Warunki konkursu są proste – wystarczy zrobić zakupy za minimum 200 złotych brutto w jednym z salonów firmy Jaszpol. Mogą to być zakupy części czy akcesoriów samochodowych, wizyta w serwisie, zamówienie nowego auta, zakup polisy ubezpieczeniowej itp. Następnie należy wypełnić urodzinowy kupon konkursowy i opisać swoją wymarzoną podróż nowym Renault Megane GrandCoupe – mówi Beata Cyrulińska, kierownik działu marketingu w firmie Jaszpol. Kupony konkursowe czekają w każdym salonie Jaszpol: w Łodzi przy ulicy Brukowej 2 i Przybyszewskiego 176 oraz w Zgierzu przy ulicy Łódzkiej 28. W każdy ostatni piątek miesiąca, na podstawie najciekawszej odpowiedzi, komisja konkursowa wyłoni zwycięzcę, który przez rok będzie mógł jeździć nowym Renault Megane GrandCoupe. Zabawa potrwa do 25 listopada bieżącego roku. l

Łódź, ul. Brukowa 2; ul. Przybyszewskiego 176 ; Zgierz, ul. Łódzka 28 tel. 42 612 12 22 www.jaszpol.pl


Osiemset metrów nad ziemią. Balonem nad Kapadocją Zjawiskowe rzeczy w życiu wymagają poświęcenia, a spektakularne widoki kradną sen spod powiek. Bo jeśli istnieją jakiekolwiek powody, żeby wstawać przed świtem, to nie inne, niż chęć zobaczenia świata, powiedzmy, pod swoimi stopami o wschodzie słońca z wysokości ośmiuset metrów. Wszystko, co słyszeliście o Kapadocji, to prawda. Tufowe formy skalne przyciągają do środkowej Turcji rzesze turystów i nie sądzę, by ktokolwiek wyjechał stamtąd zawiedziony. W takich okolicznościach krajobrazu nie przeszkadza nawet masowość i wszechobecność współwinnych w zmasowanym podboju świata. Ba! Dopiero w Turcji zrozumiałam, dlaczego nawet największy samotniczy globtroter i dziki wojażer powinien odłożyć na chwilę swoją podróżniczą dumę i poddać się pięknu tego, co już dawno odkryte i z osmańskim czarem zaadaptowane na potrzeby przybywających tutaj gości. A gościnność turecka nie ma sobie równych nawet w bardzo turystycznych miejscach. Środek nocy. Wielkie pole, na które zjeżdżają kolejne jeepy z tymi, którzy nie potrafili odmówić sobie przyjemności powitania słońca w błogim zawieszeniu nad ziemią. Polowa kawa, przecieranie zaspanych oczu, pierwsze podmuchy gorącego powietrza, skok do koszyka i oczekiwanie w napięciu na lot. Szum gorącego powietrza umiejętnie wpompowywanego przez sprawne, umięśnione ręce pilota, przyjemne

ciepło i blask ognia rozświetlający twarze współpasażerów. Odrywamy się od ziemi. Unosimy się. A wraz z nami tysiąc innych balonów każdego ranka. Latem ze względu na bardzo wysokie temperatury balony nad Kapadocją latają tylko o wschodzie i tylko w te dni, w które wiatr nie przekracza prędkości kilku metrów na sekundę. W chłodniejsze miesiące loty odbywają się również o zachodzie słońca, a bajkowe widoki cieszą oczy także tych, którzy ten kolorowy podniebny taniec podziwiają nie z balonowego kosza, a ze specjalnie przygotowanych punktów widokowych i instagramowych hotspotów. A o tych miejscach musi powstać osobna opowieść! Każda minuta lotu daje nowy widok. Krajobraz zmienia się jak układ szkiełek w kalejdoskopie. Lawirujemy między skałami i innymi balonami. W zachwycie budzę się wraz ze słońcem, niepoprawnie śniąc o osiemdziesięciu dniach dookoła świata. Może na innych poziomach incepcyjnego snu tak właśnie się dzieje, ale nasza rzeczywista podróż trwa godzinę i do ostatniego momentu, do ostatniego hausta powietrza wylatującego z nadmuchanego brzucha, do delikatnego uderzenia balonu o ziemię, trzyma w napięciu. Moim stałym czytelnikom nie muszę dodawać, że tej nocy wschodzące słońce mijało się na nieboskłonie z księżycem w pełni. l Agnieszka Cytacka, autorka bloga takenfromtravel.com



kultura

Fabryka Sztuki miejscem otwartym dla wszystkich Półtora tysiąca pojedynczych koncertów, spektakli, wystaw, szkoleń i innych wydarzeń, 830 tysięcy odbiorców, ponad 60 grantów o wartości 5 milionów złotych, 69 rezydentów, którzy tu zaczęli swoją przygodę z biznesem! Rozmawiamy z Maciejem Trzebeńskim, Dyrektorem Naczelnym Fabryki Sztuki. 82

LIFE IN. Łódzkie: Dlaczego Fabryka Sztuki? Maciej Trzebeński: A jakaż mogłaby być inna nazwa instytucji, której siedziba mieści się w pofabrycznych budynkach. Poza tym tak postanowili partnerzy tworzący Fabrykę Sztuki, no i jeszcze na dodatek nazwa doskonale pasuje do charakteru tego miejsca – właśnie tutaj produkuje się wiele wydarzeń związanych ze sztuką. Na Tymienieckiego 3 w Łodzi rządzi Pan już od 12 lat, a wcześniej czym się Pan zajmował? Całe moje zawodowe życie związane jest z kulturą i sztuką. W łódzkich instytucjach kultury przepracowałem 20 lat, a bezpośrednio przed przyjściem tutaj prowadziłem


kultura

w Ośrodku Inicjatyw Artystycznych Teatr 77. W Fabryce Sztuki pojawiłem się jako najemnik, przed którym postawiono konkretne zadania – stworzyć ramy do prowadzenia instytucji kultury, zbudować jej strukturę, uporządkować wszystkie sprawy formalno-prawne i doprowadzić do rewitalizacji tej przestrzeni. Udało się? Wiele udało się zrobić, część nie, jak to w życiu. Kiedy tworzyliśmy Fabrykę Sztuki, trudno było przewidzieć, jak będzie ona wyglądała za kilka, a tym bardziej za kilkanaście lat. I to w rozumieniu artystycznym, jak i materialnym. Rozwijają się festiwale, które współorganizujemy z partnerami. Pojawiło się też wiele wydarzeń artystycznych, które realizujemy samodzielnie. Trzeba wiedzieć, że dziś wydarzenia kulturalne traktowane są projektowo i w związku z tym czasami uda się pozyskać na ich realizację więcej pieniędzy, a czasami mniej, wtedy także różna jest ich skala. Część projektów nie wyszła, bo nie znaleźliśmy na nie pieniędzy, część miała mniejszy wymiar, niż byśmy chcieli. Udało się zrewitalizować większość budynków, w których mieści się Fabryka Sztuki, ale nie wszystkie – na remont wciąż czeka budynek, w którym jest administracja i mają biura nasi partnerzy. Na potrzeby naszego spotkania przygotowałem kilka liczb i sam jestem nimi trochę zaskoczony. Przez 12 lat działalności Fabryki Sztuki zorganizowaliśmy przeszło półtora tysiąca pojedynczych wydarzeń – koncertów, spektakli, wystaw, szkoleń itp. Większość tych wydarzeń była bezpłatna, więc trudno policzyć sprzedane bilety, ale szacuję, że w tym czasie odwiedziło nas ponad 830 tysięcy odbiorców. Udało się nam w tym czasie zdobyć 67 grantów o wartości przekraczającej 5 milionów złotych. Proszę powiedzieć co to za miejsce, jaka instytucja? Miejsce jest wyjątkowe z różnych względów – w tych murach przez ponad sto lat mieściły się fabryki Scheiblera, a po wojnie Uniontex. Upadek przemysłu włókienniczego spowodował, że pofabryczne budynki, jak wiele podobnych w Łodzi, niszczały i ulegały stopniowej degradacji. Dzięki aktywności osób, które w 2006 roku powołały Łódź Art Center oraz Stowarzyszeniu Teatralnemu Chorea i przy ogromnym wsparciu ówczesnych władz Łodzi, udało się tu stworzyć miejską instytucję kultury, czyli Fabrykę Sztuki. Takich instytucji jak nasza, które powstały w oparciu o partnerstwo-publiczno-prywatne, było wtedy kilka w Polsce. Każdą instytucję tworzą ludzi i to oni nadają jej charakter i narzucają określone działania. Kim są ludzie Fabryki Sztuki? Zawsze powtarzam, że w instytucji kultury najważniejsi są ludzie. Powstanie Fabryki Sztuki to przede wszystkim zasługa oddolnych działań ludzi. Powstała ona dzięki determinacji kilkunastu osób, którym się chciało zrobić coś dla innych i dla Łodzi. Kiedy startowaliśmy z Fabryką Sztuki, to miejsce zostało już na starcie zdefiniowane z jednej strony przez komunę artystyczną, jaką była i jest Chorea, która prowadzi teatr oraz realizuje wiele działań związanych z edukacją teatralną, a z drugiej strony przez grupę młodych menedżerów kultury, tworzących Łódź

Art Center. Oni się bardzo różnią w swojej działalności, a jednocześnie doskonale uzupełniają w tym miejscu. Trzecim partnerem tworzącym tę instytucję jest Miasto Łódź. Warto podkreślić, że ówczesne władze nie narzucały nam niczego, bo chciały wspierać i wzmacniać działalność programową partnerów społecznych. To, czym dziś jest Fabryka Sztuki, jej charakter i działalność określają ludzie, którzy chcą tu działać i tworzyć. Myślę, że dziś można już mówić o pewnym środowisku Fabryki Sztuki, dla którego ważna jest możliwość wyrażania swoich przekonań artystycznych. Oni określają klimat tego miejsca – swobodne, lekko anarchizujące, wolnościowe.

Najważniejsi są ludzie. Powstanie Fabryki Sztuki to zasługa oddolnych działań ludzi. Powstała dzięki determinacji osób, którym się chciało zrobić coś dla innych i Łodzi Fabryka Sztuki realizuje wiele projektów finansowanych ze środków publicznych, które później trzeba rozliczyć i wytłumaczyć wydanie każdej złotówki... Mówiłem o swobodzie w wymiarze artystycznym, a nie administracyjnym (śmiech). A tak na poważnie – mamy świadomość, że działalność Fabryki Sztuki jest możliwa dzięki pieniądzom publicznym. Wiemy, że każdą wydaną złotówkę trzeba rozliczyć i racjonalnie uzasadnić wydatki. I to się dzieje. Ale mamy też świadomość, że nadmierna biurokracja i papierologia może tłamsić kreatywność. Dlatego wszystkie projekty realizujemy w rozsądny sposób. Pomaga w tym też dość prosta struktura organizacyjna, dzięki której łatwiej jest realizować wszelkie działania. Część zrealizowanych wydarzeń wpisała się już na stałe w kulturalną (i nie tylko) mapę Łodzi. Może Pan wskazać te najważniejsze? Nie będę oryginalny, jeśli powiem, że jest to ta nasza „wielka trójka”: Fotofestiwal, Łódź Design Festival, Festiwal Teatralny Retroperspektywy. Ale mamy w naszym portfolio wydarzenia, których znaczenie rośnie z roku na rok – LDZ Alternatywa, jedno z najważniejszych wydarzeń na muzycznej mapie Łodzi, czy Modopolis, który w tym roku będzie miał swoją drugą edycję. Nie można zapominać o wszystkich premierach Teatru Chorea, których było sporo, a także o Twórczych Warsztatach, na które przez cały rok zapraszamy łódzkie rodziny. Tylko w ubiegłym roku zorganizowaliśmy ponad 200 warsztatów. Fani Fabryki Sztuki wiedzą, że można tu trafić na wiele wydarzeń, na które nie ma miejsca w głównym nurcie łódzkiej kultury. Można powiedzieć, że specjalizujecie się w niszowych wydarzeniach artystycznych. To nasz świadomy wybór, ponieważ przekleństwem jest, to gdy robi się wszystko. Jesteśmy otwarci na wiele wydarzeń, ale nie na wszystkie się decydujemy. Nie chcemy w Fabryce imprez disco polo i masowej rozrywki, wolimy podążać drogą, która może nie jest prosta, nie daje

83


kultura

szybkich efektów i pieniędzy, ale pozwala budować coś trwałego, ważnego i wyrazistego. Bardzo mocno odczuwamy lokalność i dlatego tworzymy przestrzeń opartą na szacunku dla historii miejsca, w którym jesteśmy. Często powtarzam, że Fabrykę można definiować przez pryzmat tożsamości i otwartości. Oznacza to, że jesteśmy otwarci na współpracę, ale w obszarach zgodnych z naszą tożsamością kulturową i artystyczną. Pięć lat temu w Fabryce Sztuki stworzono Art_ Inkubator, pierwszą w Polsce instytucję wspierającą przedsiębiorczość kreatywną. Warto było? Pewnie, że warto, choć to od początku był szalony pomysł, bo w Polsce nie ma takich instytucji, które byłyby jednocześnie instytucjami kultury i otoczenia biznesu. Nie mieliśmy wzorców, jak to ma wyglądać i działać. Ale udało się. Powołanie Art_Inkubatora w Fabryce Sztuki pozwoliło nam wyremontować to miejsce. Wcześniej w tych pofabrycznych budynkach nie było centralnego ogrzewania, wody, kapało na głowy, bo dachy były dziurawe… Art_Inkubator był szansą, z której skwapliwie skorzystaliśmy. Od początku było dla nas jasne, że jeżeli chcemy mieć w Fabryce Sztuki inkubator, to musi on wspierać sektor kreatywny rynku, tworzony przez podmioty prowadzące działalność gospodarczą związaną z kulturą i twórczością, łączące działalność artystyczną z przedsiębiorczością. Każdy może zostać rezydentem Art_inkubatora? Każdy, kto spełni wymagane warunki – ma pomysł na biznes z sektora kreatywnego, prowadzi własną działalność gospodarczą, ale nie dłużej niż 365 dni do momentu złożenia aplikacji i przekona nas, że warto na niego postawić. A ilu rezydentów trafiło do Art_Inkubatora od momentu jego powstania? Przez pięć lat przez Art_Inkubator przewinęło się 69 przedsiębiorców z branży kreatywnej. Część z nich cały czas aktywnie działa na rynku, część zawiesiła działalność. Na jaką pomoc mogą liczyć wasi rezydenci? Pomoc, którą oferujemy rezydentom Art_Inkubatora ma wymiar niefinansowy. Mogą tu znaleźć miejsce w pracowni, biurze albo galerii, ale mogą też zostać rezydentami bez stałego miejsca i korzystać ze strefy coworkingowej. Wszyscy mają dostęp do pakietu wirtualnego, który pozwala wynająć sale konferencyjne i niektóre pracownie. Mogą także korzystać z warsztatów, szkoleń, wsparcia prawnego i księgowego. Oczywiście to wszystko przeliczamy na złotówki, ale jedynym kosztem, który ponoszą rezydenci, jest niewielki czynsz za lokal. W ostatnim czasie zmieniły się warunki naboru rezydentów. Dotychczasowa formuła się wyczerpała, czy jest jakiś inny powód tej zmiany? Kiedy mnie ktoś prosi, żebym krótko scharakteryzował, czym jest Art_Inkubator, to mówię, że to specyficzne laboratorium. Rezydenci się nie powtarzają, każdy jest inny, ma inne pomysły, potrzeby, kompetencje i oczekiwania. Mamy też świadomość, że wszyscy są na początku swojej

84

drogi biznesowej i czasami trudno im na stałe zdefiniować swoją przyszłość. Dlatego od czasu do czasu, mniej lub bardziej delikatnie, przypominamy im, że są tutaj po to, żeby tworzyć nową wartość i zarabiać na tym. Formuła Art_Inkubatora wciąż ewoluuje. Zależy nam na tym, aby to miejsce było cały czas otwarte dla wszystkich tych, którzy mają pomysł na biznes. Chcemy dać im szansę w każdym momencie ich działalności, a nie raz na dwa lata, czy raz na rok. Tym bardziej że – jak mówią sami rezydenci – jest to prestiżowe miejsce, dlatego chcemy, żeby było dostępne dla większej liczby przedsiębiorców. l Rozmawiał Robert Sakowski Zdjęcia Paweł Keler


Modopolis już po raz drugi Młodzi przedsiębiorcy z branży modowej kolejny raz będą mogli uczestniczyć w „Modopolis” Forum Mody Polskiej. Od 4 do 6 października w Art_Inkubatorze odbędzie się druga edycja wydarzenia organizowanego przez Fabrykę Sztuki. – Modopolis to dla nas bardzo ważny projekt, bo wspiera działania kreatywne, który realizujemy za pośrednictwem Art_Inkubatora – mówi Maciej Trzebeński, dyrektor Fabryki Sztuki. – To także projekt wyjątkowy na polskim rynku modowym, w którym stawiamy na współpracę i edukację. Tegoroczna edycja Modopolis potrwa trzy dni – od 4 do 6 października. W porównaniu do ubiegłego roku nastąpiła ważna zmiana – organizatorzy zdecydowali się na powołanie rady programowej, która będzie pomagać w przygotowaniu wydarzenia. W skład rady wchodzą m.in. Pola Stępień (Modapolka), Emilia Biernacka i Piotr Kwietniewski (NIC Łódź), Dominika Ciemięga i Tomasz Armada (projektanci niezależni, dawniej Domu Mody Limanka) – młodzi przedsiębiorcy z branży modowej. – Modopolis to wydarzenie edukacyjne, które jest rozwinięciem idei Art_Inkubatora – wyjaśnia Maria Sobczyk-Kupińska, dyrektor programowa Modopolis. – Jest ono skierowane do osób z branży modowej, które prowadzą własną działalność albo ją

planują. Dzięki radzie programowej, do której wchodzą młodzi przedsiębiorcy branży modowej, wiemy co jest dla nich ważne i na czym Modopolis powinno się koncentrować. Pierwsza edycja naszego forum pokazała, jak bardzo taka przestrzeń jest potrzebna polskim projektantom. Zostaliśmy zasypani pomysłami na temat tego, o czym warto rozmawiać i nad czym popracować. Uczestnicy ubiegłorocznej edycji Modopolis podkreślali, że największą wartością wydarzenia jest możliwość wymiany doświadczeń. – Branża spotyka się na wielu targach mody organizowanych w całej Polsce, ale tam nie ma przestrzeni do dyskusji i wymiany poglądów – wyjaśniała Maria Sobczyk-Kupińska. Ruszył już nabór do showroomu, który będzie częścią wydarzenia. l Zapisywać można się za pośrednictwem kwestionariusza dostępnego na stronie www.modopolis.pl

Retrospektywy 2019 Spektakl “ja, bóg” przygotowany przez łódzki Teatr Chorea rozpocznie tegoroczną edycję Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego Retrospektywy. Premiera 23 sierpnia o godz. 19 na Scenie Art_Inkubatora w Fabryce Sztuki w Łodzi. Festiwal potrwa do 1 września. Przedstawienie próbuje prześledzić drogę poszukiwań Jerzego Grotowskiego zarówno w teatrze, jak i w życiu, ustawiając narrację w perspektywie najważniejszych pytań, jakie może sobie zadać człowiek: o istnienie/nieistnienie boga, o to jak poznać to, co jest niepoznawalne, wreszcie w jaki sposób można zajrzeć na „drugą stronę”. Duet aktorski rozgrywa te pytania na podstawowych opozycjach: życie-śmierć, mężczyzna-kobieta, człowiek-bóg, zdrowie-choroba, młodość-starość. Na scenie: Tomasz Rodowicz i Joanna Chmielecka. Muzykę skomponował Tomasz Krzyżanowski. – Sięgamy po teksty ze wszystkich okresów twórczości artysty, wyłuskujemy z nich powracające wątki metafizyczne,

towarzyszymy mu w tej drodze. Ale wracam też do własnych osobistych doświadczeń, wyniesionych z rozmów i pracy z Grotowskim oraz do własnych pytań tych zadanych i tych niezadanych – mówi Tomasz Rodowicz, współtwórca spektaklu, a zarazem dyrektor Teatru Chorea i festiwalu Retrospektywy, laureat Nagrody im. Zygmunta Hübnera „Człowiek Teatru 2019”. Premierowy spektakl „ja, bóg” otwiera tegoroczną edycję Retrospektyw, na której pojawią się też artyści i grupy teatralne z USA, Rosji, Wielkiej Brytanii, Ukrainy czy Szwecji, ale też polskie uznane zespoły. Na program złoży się w sumie 30 wydarzeń, w tym prapremiery i premiery ogólnopolskie, wystawy, masterclassy, koncerty i po raz pierwszy Małe RPS dla najmłodszych. l

85


kultura

Premiery książkowe Wszystkie nasze tajemnice

Korposzczury

JESS RYDER

DAN LYONS

Premiera we wrześniu

Premiera we wrześniu

Burda Media Polska

Wydawnictwo Znak Horyzont

Jeśli podobała ci się „Dziewczyna z pociągu”, to na pewno zakochasz się w tej książce! Natasha niedawno wyszła za mąż. Ma wspaniały dom, kochającego męża i śliczną córeczkę Emily. Żyliby długo i szczęśliwie, gdyby nie Jen, była żona jej męża, która nie chce zostawić ich w spokoju… Pewnego dnia po powrocie do domu Natasha odkrywa, że jej mąż i córka zniknęli bez śladu. Zrozpaczona zrobi wszystko, aby odzyskać Emily. Jest gotowa nawet przystać na propozycję pomocy ze strony Jen. Czy jednak może jej zaufać? I czy obie tak naprawdę znają mężczyznę, za którego wyszły?

Społeczny Instytut Wydawniczy Dan Lyons – au­ tor bestsellerowego „Fakapu” – zagłębia się w korporacyjny świat, aby zrozumieć, dlaczego w biurze czujemy się czasem jak w psychologicznym laboratorium i martwimy się o naszą zawodową przyszłość. Odkrywa też korporacje przeciwstawiające się temu trendowi. Okazuje się nawet, że zysk firmy i zadowolenie pracowników nie są celami wzajemnie się wykluczającymi, a drogą do sukcesu nie jest pracoholizm. Dowiedz się jak powinno wyglądać wymarzone miejsce pracy – nie musisz już dłużej być doświadczalnym korposzczurem.

Warto posłuchać

86

Beethoven & Rachmaninoff IVO POGORELIĆ

Muzyka Współczesna PEZET

Album zawierający sonaty fortepianowe Ludwiga van Beethovena oraz Siergieja Rachmaninowa w wykonaniu wielkiego pianisty chorwackiego Ivo Pogorelicha, to pierwsze nagranie studyjne artysty od 20 lat. Poczynając od debiutanckiego recitalu w Carnegie Hall (1981), zadziwiał publiczność w wielkich salach koncertowych na całym świecie. Występował z uznanymi orkiestrami filharmonicznymi Berlina, Wiednia, Chicago, Filadelfii, Bostonu, Los Angeles, Nowego Jorku, a także z orkiestrami londyńskimi i z Orchestre Philharmonique de Radio France.

Po 7 latach od premiery ostatniej płyty Pezet - jeden z najpopularniejszych raperów w Polsce - ogłasza premierę nowego albumu „Muzyka Współczesna”. To album po prostu o życiu tylko z perspektywy prawie 40-letniego faceta, który nadal chciałby czasem robić głupoty, jednak życie teraz wygląda zupełnie inaczej. Momentami prowadzi to do frustracji, innym razem do radości, miłości i sensu. Świat zmienia się bardzo szybko, moje pokolenie to dziś ludzie dorośli, choć niektórzy dojrzewają, inni nie. Wbrew pozorom problemy mamy podobne jak wtedy.


felietony

Najgorsze są powroty Foto: Joanna Jaros

Kamil Maćkowiak

Kotor 9.00 Wraz z trójką przyjaciół po tygodniu wspólnego eksplorowania Czarnogóry wyruszamy z Kotoru do Podgoricy. Auto z wypożyczalni ledwo zipie, zwłaszcza na krętych, stromych i wąskich drogach, przepisy drogowe właściwie tu nie obowiązują, zatem jedziemy ostrożnie, ale – co najważniejsze – wypoczęci i w świetnych nastrojach. Podgorica 11.40 Bilety na lot wykupione od kilku tygodni, zrelaksowani czekamy w kolejce do odprawy i nagle ZONK: samolot jest „overbooked” i nie ma już dla nas miejsca. Proponują nam lot o 15.00 z przesiadką w Belgradzie. Jakieś Niemki za nami dostają histerii, my wciąż zadowoleni, odbieramy vouchery na darmową kawę i idziemy na bardzo długo wypijaną „kapuczinę”. Belgrad 16.30 Przez 50 minut lotu z Podgoricy do stolicy Serbii mogłem się poczuć „jakby luksusowo”, bo w przeprosinowym gratisie dostaliśmy pierwszą klasę. Niczym rodowity Janusz wepchnąłem w siebie wszystkie darmowe przekąski, próbując się nie stresować tym, że samolot ma 25 minut opóźnienia, a na transfer mamy tylko godzinę. No i właśnie – gdy już na lotnisku docieramy do kontroli przed gatem, kolejny cios: mimo iż do lotu jeszcze 25 minut, polski samolot nas już nie przyjmie. Zaczyna się zabawa rodem z Barei. Odsyłają nas od jednego okienka do drugiego, tłumaczymy, że opóźnienie, że musimy się dostać do Warszawy... Dają mi telefon, z kimś rozmawiam, ten ktoś każe nam znów biec do gate’u, mówi, że jednak nas puszczą, ale gdy tam ponownie docieramy, okazuje się, że obsługa nic nie wie, a samolot już zaczyna kołować. Belgrad 18.45 ...ciąg dalszy... Już zmęczeni i wkurzeni czekamy, co pracownicy Air Serbia z nami poczną. Najpierw jednak

musimy odebrać bagaże, które... zaginęły. Szukanie ich staje się crossfitowym „challengem”, bo miła pani, która zostaje naszą lotniskową opiekunką, co chwila podaje sprzeczne informacje: „Walizki zaraz dojadą na taśmie nr 7” (bieg), „Nie, jednak na taśmie nr 3”. Czekamy, nie ma... „To sprawdźcie na taśmie nr 2”... Gdy w końcu je znajdujemy jeszcze tylko półtorej godziny czekania na innych niedobitków, którym nie udało się dotrzeć do docelowych destynacji i wesołym autobusem (duża zasługa budowlańców z Albanii, którzy lecieli do Londynu), zmierzamy do hotelu z kolejnymi voucherami na nocleg i kolację i smutną wizją pani z kolejnego okienka, że mamy być jutro o jedenastej z powrotem na lotnisku, ale nie ma pewności czy polecimy, bo nie mogą się skontaktować z polskim przewoźnikiem. Belgrad 11.00 następnego dnia „Tak, lecicie i to nawet dziś!” (jak z Barei: „Samolot odleciał trzy dni temu, nawet jeszcze nie wrócił”). Tymi słowami wita nas kolejny pan, w czterdziestym już chyba okienku na tym lotnisku, wszystko o nas wie, koleżanka z wczorajszej zmiany mu przekazała i on to rano załatwił. Szczęśliwi wydajemy ostatnie dejnary z wymienionych wczoraj pozostałych resztek euro, kupujemy kawę i idziemy do check-in. Warszawa 18.10 Jesteśmy, jeszcze tylko odbiór bagażu i taksówką na Centralny. Kiedy już na dworcu pada komunikat, że nasz pociąg będzie opóźniony minimum 30 minut, bez nerwów, ze spokojem weteranów, wyjmujemy komórki i nadrabiamy zaległości na FB. Łódź 22.40 Po 37 godzinach podróży wreszcie w domu. Koniec urlopu. W końcu odpocznę czego i Wam w te wakacje życzę. l

Kamil Maćkowiak – aktor , reżyser , scenarzysta , tancerz i choreograf Laureat ponad dwudziestu nagród teatralnych , Prezes Zarządu Fundacji Kamila Maćkowiaka. Za autorski monodram „Diva Show” , zrealizowany przez fundację otrzymał prestiżową nagrodę im. Schillera dla twórcy sezonu za oryginalność ujęcia , choreografię , reżyserię i wykonanie aktorskie oraz nagrodę Plaster Kultury 2013. Zagrał główną rolę w filmie Jerzego Stuhra „Korowód” , oraz m.in. w serialach „Pensjonat pod różą” , „Oficerowie” , „Kryminalni” , „Naznaczony” , „Barwy szczęścia”, „Na wspólnej” i „Przyjaciółki”. Jest laureatem Nagrody Sejmiku Województwa Łódzkiego oraz Nagrody Prezydenta Miasta Łodzi w dziedzinie twórczości artystycznej.

87


felietony

Inaczej, nie znaczy gorzej Foto: archiwum prywatne

Kasia Malinowska

Wszyscy znamy powiedzenie: „Chcesz rozśmieszyć Pana Boga? Powiedz mu o swoich planach”. Mimo tego wciąż zawzięcie planujemy, zapisujemy, realizujemy. Wszechogarniająca nas potrzeba kontroli bezwzględnie nakazuje trzymać się ustalonych terminów, celów i marzeń. Chwilami łapiąc zadyszkę, biegniemy do kolejnego punktu na drodze do szczęścia, sukcesu i spełnienia. Odhaczamy w złotych notesach następny odcinek trasy i wyruszamy po kolejne trofeum. Natychmiast. Od razu. Bez zawahania się. Szkoda nam czasu na zatrzymanie, pauzę, refleksję i radość. Podskórnie boimy się, że życie nam ucieka. Ucieka. To fakt. Jednak z zupełnie innego powodu. Życie nie lubi pośpiechu, chaosu ani ostrego reżimu. Ono lubi iść swoim rytmem, swoją drogą i swoim tempem, które chwilami niewiele ma wspólnego z naszymi napiętymi, jak struny planami. Życie lubi się zatrzymać, odpocząć, przystanąć na chwilę. Ono potrzebuje złapać oddech, rozejrzeć się dookoła i zachwycić. Życie ma czas. W przeciwieństwie do nas. Dlatego drażni nas ta jego powolność, beztroska i opieszałość. Irytuje nas nieoczekiwana zmiana planów, której nie braliśmy pod uwagę. Nie było jej przecież w naszym scenariuszu. Wścieka nas każdy przejaw ignorancji losu, który rujnuje kolejny misternie utkany plan. Buntujemy się, oburzamy, sprzeciwiamy, wściekamy. „Nie tak miało być!” – powtarzamy jak mantrę. Przecież inaczej to sobie zaplanowaliśmy. Przecież tyle włożyliśmy w to wysiłku. Wszystko na marne. Ech … Sama do niedawna tak miałam. Źle znosiłam nieoczekiwane zmiany. Chciałam, żeby zawsze

było po mojemu bez względu na okoliczności. Za wszelką cenę próbowałam postawić na swoim. Robiłam wszystko, by wygrać z przewrotnym losem, oszukać przeznaczenie i zrealizować swój plan. Traciłam na tym za każdym razem. Traciłam to, co dla mnie najcenniejsze – moją boską energię, radość i miłość do życia. Ten koszt był zbyt duży. Zbyt mocno mnie obciążał. Wiele zabierał, niewiele dawał w zamian. Nawet w przypadkach, kiedy po heroicznej wręcz walce udało się „zawrócić bieg rzeki” i dopiąć swego, nie było w tym poczucia ulgi. Było natomiast potworne zmęczenie. Na szczęście w porę zrozumiałam, że inaczej wcale nie znaczy gorzej. Nauczyłam się akceptować to, co zaplanował dla mnie los. Z pokorą i wdzięcznością doświadczam każdego dnia. Nie rezygnuję ze swoich planów, ale nie walczę już o nie za wszelką cenę. Jak mówiła moja ukochana babcia: „Co komu pisane, to go nie ominie”. Głęboko w to wierzę, podobnie jak w to, że wszystko ma swój czas. Jeśli nie teraz, być może wydarzy się kiedy indziej. Taka postawa wnosi do życia dużo spokoju i zaufania. Pozbawia nas nerwowości i rozedrgania. W tym roku wymarzyłam sobie egzotyczne wakacje. Zaplanowałam je z aptekarską dokładnością. I co? I nic! Los najwyraźniej miał dla mnie inny plan. Kilka miesięcy temu adoptowałam Lemona, cudnego psiaka, któremu życie dało ostro w kość. Bez nerwów, buntu i złości szybko zmieniałam wakacyjną destynację i pojechałam z całą ferajną nad polskie morze. „Egzotyczna wyspa morze poczekać” – pomyślałam. „Lemon już nie mógł”. Jak się domyślacie, było cudnie! Bo inaczej przecież wcale nie znaczy gorzej. l

Kasia Malinowska – certyfikowany coach, trener Ambasadorka Fundacji Sukces Pisany Szminką. Specjalistka w zakresie budowania pewności siebie, wewnętrznej siły oraz emocjonalnej równowagi. Twórczyni takich projektów jak: Kobiety! Czas na kawę oraz Odważne w Biznesie. Właścicielka INSPIRATION Centrum Językowo-Szkoleniowego. Prowadzi warsztaty, szkolenie oraz coaching indywidualny w języku polskim i angielskim.

88


felietony

Gdy inni biją pianę Foto: Kaja Kaja

Mateusz Lipski

Możliwość spotykania ludzi, poznawania tego, co zadecydowało o ich sukcesie, zrozumienia unikalnych potrzeb i celów to najlepsze elementy mojej pracy. Niezwykle inspirujące doświadczenie. Sposobność, a zarazem przyjemność obserwowania, jak polska rodzinna przedsiębiorczość rośnie w siłę, dzięki ciężkiej pracy i wizjonerstwu jej budowniczych. Wreszcie okazja do analizy zmian zachodzących w warstwie stawianych celów, stosowanych środków i metod. Korekty postaw związanych z wpływem biznesu na otoczenie – w kontekście zarówno lokalnym, jak i globalnym. Kasia, Staszek i Kamil swój rodziny biznes z powodzeniem prowadzą od wielu lat. Gdy niemal nikt nie myślał o rewitalizacji poprzez nadawanie budynkom postindustrialnym nowych funkcji – oni z powodzeniem dawali nowe życie dawnym łódzkim fabrykom. Z szacunkiem dla otaczającej architektury i historii rozbudowywali swoje biurowe podwórze o kolejne budynki. Budynki kameralne, szczere w formie i prawdziwe w obcowaniu. Miejsce dla ludzi. Do pracy, a więc w praktyce do życia. W odróżnieniu do rynkowej praktyki – szybko zrealizować, sprawnie skomercjalizować, dobrze sprzedać – tworzyli wartość istotną dla miasta i społeczności lokalnej oraz wartość trwałą dla swojej rodziny. Dziś ich celem przewodnim i wartością nadrzędną jest to, co my wszyscy pozostawimy po sobie kolejnemu pokoleniu. Podczas gdy inni biją pianę o zmianach klimatycznych i nadciągającej katastrofie – oni, nie oglądając się na nikogo postanowili wziąć sprawy w swoje ręce. Sadzenie drzew wśród miejskiej zabudowy biurowej, zazielenianie wszelkich możliwych miejsc, zwiększanie powierzchni czynnych biologicznie, czy żywe elewacje to mało. Oni postanowili pójść o krok dalej. Obok realizowanej w ścisłym centrum pszczelej pasieki wraz z ogrodem roślin miododajnych, nieproszeni

przez nikogo podjęli się trudu zazielenienia całego najbliższego im kwartału miasta. Na własny koszt zlecili analizy, prace projektowe i przygotowawcze, związane z możliwością powstania zielonego pasażu, dostępnego dla setek mieszkańców okolicznych kamienic. Pasażu pozbawionego betonu i asfaltu. Przestrzeni absorbującej wodę, zatrzymującej wilgoć, dającej warunki do życia drzew, krzewów, a w finale dla ludzi. Przestrzeni nienagrzewającej się, obfitującej w cień i dającej ulgę w gorące dni. Tylko tak możemy ratować nasze miasta. Swój kolejny, realizowany opodal budynek biurowy zaplanowali w podobnym duchu. Nie maksymalizacja powierzchni najmu, a minimalizacja uciążliwości dla planety i humanizm w czystej odsłonie. Brak południowych, przeszklonych, nagrzewających wnętrza do niemożliwości elewacji to wielka oszczędność polskiej brudnej energii zużywanej przez układy klimatyzacji. Olbrzymie, pełne zieleni ogrody na dachach i niespotykana w branży „rozrzutność” przestrzeni oddanej biologicznemu życiu. Nie ukrywam – ja zaniemówiłem. I zawstydziłem jednocześnie, pytając samego siebie, co mogę zrobić w ramach własnej organizacji dla nas wszystkich – dla świata? Z radością przyznam, iż opowiedziawszy o wszystkim zespołowi, na brak pomysłów i rozwiązań nie musiałem czekać długo. Co zrobiliśmy? Zakupiliśmy pojemniki do segregacji odpadów biuro­w ych, wymieniliśmy wszystkie źródła światła na energooszczędne, zrezygnowaliśmy z nieeko­logicznych detergentów, ograniczylismy zużycie papieru, poże­gnaliśmy butelkowaną wodę w plastiku, częściej korzystamy z komunikacji miejskiej. Czy było to trudne? – Wcale! Czy dało nam satysfak­cję? – Ogromną! Czy czujemy się lepiej ze sobą? – Bez­dyskusyjnie! Czy kosztowało wiele? – Zdecydowanie nie! Czy nie czekając na innych warto zrobić swój ruch? – Bez wątpienia! l

Mateusz Lipski– założyciel łódzkiej agencji kreatywnej Progressivo Doświadczenie zdobywał realizując projekty dla czołowych marek spożywczych, farmaceutycznych, modowych oraz sektora bankowego. Kreatywnie wspiera i angażuje się w kampanie społeczne, promocję wydarzeń oraz instytucji kultury. Twórca marek, strategii komunikacji, sloganów i haseł reklamowych, które trwale zapisały się w świadomości masowej. iłośnik kultury i języków Słowian bałkańskich. Pasjonat wzornictwa użytkowego, architektury oraz motoryzacji.

89


TU PRZECZYTASZ

Łódź Restauracje, kawiarnie, bary, puby

Affogato, Piotrkowska 144, All Star, Piotrkowska 217, Anatewka, 6 Sierpnia 2, Ashanti, Sienkiewicza 82/84, Ato Ramen, Piotrkowska 140, Bawełna, Ogrodowa 19A, Beza Food and Bourbon, Ogrodowa 8, Browar Księży Młyn, Tymienieckiego 22/24, Bułgarska, Piotrkowska 69, Cafe Loft, Tymienieckiego 25c, Caffe Przy Ulicy, Łagiewnicka 120, Caffe Przy Ulicy, Kostki Napierskiego 1, Caffe Przy Ulicy, Wici 34, Caffe Przy Ulicy, Rzgowska 219, Cesky Film, Tymienieckiego 25, Chill, Piotrkowska 217, Ciągoty i Tęsknoty, Wojska Polskiego 144A, Coffee Runner, Kilińskiego 74, Cud Miód Fabryczna, Traugutta 2, Czekolada Retro Cafe, Moniuszki 11, Cztery Ściany, Piotrkowska 89, Daleko Blisko, Piotrkowska 138/140, da Vella, Inflancka 4, Doki Gastrobar, Piotrkowska 138/140, Drukarnia Skład Wina & Chleba, Piotrkowska 138/140, Dzień dobry Caffe, Narutowicza 57, Etno Caffe, Piłsudskiego 1, Fabryka Smaku, Przybyszewskiego 167, Faktura, Tymienieckiego 3, Farina Bianco, Piłsudskiego 14, Filharmonia Smaku, Pabianicka 132, Football Pub, Piotrkowska 138/140, Furore CH Ptak, Rzgów, Żeromskiego 8, Galicja, Ogrodowa 19A, Gęsi Puch, Politechniki 2, Grand Coffee, Piotrkowska 72, Hana Shushi, Karskiego 5 i Piłsudskiego 15/23, Hello!, Sienkiewicza 100, Heksagon, Pomorska 144, Hort-Cafe, Piotrkowska 106/110, Hot Spoon, Drewnowska 58, Jaga Cafe, Pomorska 145, King Kong, Piotrkowska 217, Klub Wino, Piotrkowska 217, Klub 97, Piotrkowska 97, Klub Spadkobierców, Piotrkowska 77, Korzenie, Piotrkowska 217, Kuroneko, Piotrkowska 217, Lavash, Piotrkowska 69, Lavende, Drewnowska 58, Len i Bawełna, Piotrkowska 138/140, Litera Cafe, Nawrot 7, Lokal, Leona Schillera, Mafiosso, Kusocińskiego 67/9, Maison a.s., Księży Młyn 18, Manufaktura Czekolady, Piotrkowska 217, Mare e Monti, Wigury 13, Mauroski Cafe&Bistro, Narutowicza 51, Mebloteka Yellow, Piotrkowska 138/140, Meimei, Piotrkowska 82, Montag, Piotrkowska 107, Motywy, Traugutta 14, Mozaika Cafe, Władysława Króla 31, Na zdrowie!, Zdrowie 8, Nekko Sushi, Piotrkowska 107, Niebieskie Migdały, Sienkiewicza 40, Niebostan, Piotrkowska 17, Nie Lda Restobar, Fabryczna 17, Owoce i Warzywa, Traugutta 9, Palmiarnia, Piłsudskiego 61, Pho Shop, Tuwima 1, Piękna, Kilińskiego 74, Piwnica Łódzka, Sienkiewicza 67, Poczekalnia, Więckowskiego 16, Polka, Ogrodowa 19A, Polska, Piotrkowska 12, Przędza, Piotrkowska 107, Przerwa, Wólczańska 128/134, Quale, Narutowicza 48, Qubek Cafe, Gdańska 141, Revelo, Wigury 4/6, Sendai Sushi, Piotrkowska 209, Soplicowo, Wigury 12A, Spaleni Słońcem, Piotrkowska 138/140, Stare Kino by Antoine Lopez, Piotrkowska 120, Stary Rynek 2, Stary Rynek 2, Susharnia, Pomorska 13, Sushi Zielony Chrzan, Żwirki 8, Szklarnia by Lavende, Piotrkowska 138/140, Szpulka, Ogrodowa 19A, Szyby Lustra, Piłsudskiego 14, Szwalnia smaków, Piotrkowska 217, Tango, Traugutta 14, Tubajka, pl. Zwycięstwa 3, U Kretschmera, Kopernika 64, U Milscha, Łąkowa 21, Varoska, Traugutta 4, Verte Cafe, Piotrkowska 113/115, Vis a Vis, Żeromskiego 94, Wall Street BBQ, Piłsudskiego 10, Z innej beczki, Moniuszki 6, Złoty Imbir, Sienkiewicza 39.

Fitness, sport Biosfera, Tatrzańska 124B, Energy Fitness, Legionów 16, Energy Fitness, Maratońska 111, Energy Fitness, Senatorska 7/9, Energy Fitness, Piłsudskiego 135, Evergym, Sienkiewicza 100, Fit&Jump, Romanowska 55F, Fit Forma, Tatrzańska 124B, Fit Forma, Gorkiego 16, Fit Forma, Plonowa 1/3, Human CH Ptak, Rzgów, Żeromskiego 6, Human, ul. Karolewska 38/40, Human, Milionowa 25/27, I’m Fit, Piłsudskiego 10, Mrs Sporty, Kilińskiego 298,Movimento, Krzemieniecka 2, Paczka Agnieszka Cygan, Zgierska 42A, Saltos Park Trampolin, Wydawnicza 5 i Srebrzyńska 2/4, Saude Circle, Śmigłego-Rydza 20, Speed Life, Wyszyńskiego 29, Strefa Fit, Elsnera 8, Studio Tańca 4U, Skargi 12, Vera Sport, Siewna 15, Verte, Municypalna 12/18, 36 minut, Złotno 7.

Uroda Aesthetic, Piotrkowska 220/8, Amaryllis Clinic, Paderewskiego 11A, Anna Retkowska, Kilińskiego 170, Apasja, Inflancka 40, Basanti Spa, Piotrkowska 220, Brush Barber Shop, Piotrkowska 138/140, Spa Bylinowa, Bylinowa 20, Coen Day Spa, Piotrkowska 89, DK Damian Kowalski, Piotrkowska 114, Esencja Piękności, Tymienieckiego 20, Este l’arte, Aleksandrowska 167, Estetic Star, Św. Teresy 92, Exellence Place, Konstantynowska 30/32A, Good Time Day Spa, Gdańska 96, Hair Royal, pl. Wolności 10/11, Hair Studio, Zachodnia 79, Hirek Coiffure, Potrkowska 56, Holly Łódź Clinic, Tymienieckiego 20, Intima Art&Este, Tuwima 15, Kamila Make Up, Skargi 4, Klinika Tazbir, Solankowa 6, La Beaute Clinique, 1 Maja 87A, Maj, Mickiewicza 93, Medical Margaret Spa, Prądzyńskiego 103A, Naturioska Beauty Institute, Sienkiewicza 5, Prohair by Bednarska, Piotrkowska 223, Revital, Piotrkowska 69, Royal Hair, pl. Wolności 11/10, Sthetica, Wydawnicza 1/3 l.12, Studio Urody, Wigury 15, Walewska Studio Fryzur, Żeligowskiego 43B, The Barber Shop, Tuszyńska 33, Unique, 6 sierpnia 11/13, Velvet Clinic, Kopernika 38, Wojewoda Studio, Tymienieckiego 19, Yasumi, Sienkiewicza 82.

Zdrowie Aneta Clinic Dental Art, Kościuszki 106/116, Argo, Sterlinga 27/29, ArtDentis, Tymienieckiego 25, Avete, Piłsudskiego 138, Bimed, Zachodnia 12A, Klinika Brocka&Ska, Złotno 59, Brzuska&Sieroszewska, Gdańska 96, Code, Tuwima 15 lok. U4, Dermoklinika, Mickiewicza 93, DiMedical, Legionów 40, Maxima, Tatrzańska 63A/2,Medical Magnus, Kopernika 38, Med Plus, Lutomierska 146, Medyceusz, Bazarowa 9 i Studzińskiego 61, Multi Clinic, Kilińskiego 185, Nowa Europa, Kościuszki 106/116, Novamed, Nowa 16/18, Panaceum, Piotrkowska 114, Persart, Romanowska 55F, Przy Teatrze, Więckowskiego 20/5, Remedium, Dąbrowskiego 15B, Salve Medica, Szparagowa 10, Totumedica, Żeligowskiego 43 lok. 4/5, WizjaMed, Św. Teresy 92/2.

Hotele Ambasador, Kosynierów Gdyńskich 8, Ambasador Centrum, Piłsudskiego 29, Ambasador Premium, Kilińskiego 145, Andel’s, Ogrodowa 17, B&B, Kościuszki 16, Borowiecki, Kasprzaka 7/9, Boss, Tatrzańska 11, Boutique, Piłsudskiego 10, Campanile, Piłsudskiego 27, Double Tree by Hilton, Łąkowa 29, Focus Hotel, Łąkowa 23, Grand, Piotrkowska 72, Holiday Inn, Piotrkowska 229/231, Ibis, Piłsudskiego 11, Iness, Wróblewskiego 19/23, Loft Aparts, Tymienieckiego 25C, Mazowiecki, 28 Pułku Strzelców Kaniowskich 53/57, Nobo, Liściasta 86, Novotel, Piłsudskiego 11A, Qubus, Mickiewicza 7, Savoy, Traugutta 6, Stare Kino Cinema Residence, Piotrkowska 120, Tobaco, Kopernika 64, Vigo, Limanowskiego 126, Villa Masoneria, Tramwajowa 11, Yuca, Złotno 83.

Salony samochodowe AMX, Rzgów, Łódzka 69a, Audi Centrum, Bartoszewskiego 13, Audi Krotoski Cichy, Niciarniana 51/53, Auto Centrum Kosicki, Aleksandrowska 125A, AutoMobile Torino, 3 Maja 1/3, Bilex, Milionowa 2K, BMW Tłokiński, Aleksandrowska 131C, British Automotive Łódź, Aleja Włókniarzy 214, BSP, Pabianicka 94/96, Bursiak, Pabianicka 119/131, Citroen Syguła, Limanowskiego 156, Citroen Kubiak, Rzgowska 140, Ford Auto Centrum, Włókniarzy 144, Ford Store, Brzezińska 26, Harley Davidson, Dąbrowskiego 207/225, Honda, Obywatelska 191, Honda Park, Brzezińska 35, Jaszpol, Przybyszewskiego 176/178 i Brukowa 2, Lexus, Pomorska 106A, Marvel, Śmigłego Rydza 1, Mazda Matsuoka Motor, 3 Maja 1/3, MK Centrum, Zgierska 248, Nissan Auto, Brzezińska 28, Peugeot, Strykowska 133, Porsche Centrum, Bartoszewskiego 15, Premium Arena BMW, Rokicińska 190, Seat Bednarek, Szczecińska 38A, Skoda Bednarek, Szczecińska 38A, Sobiesław Zasada Automotive, Aleksandrowska 11, Sobiesław Zasada Automotive, Starowa Góra, Graniczna 2, Toyota, Brzezińska 24A, Trax, Żeligowskiego 140, Volskwagen Bednarek, Szczecińska 38A, Volvo,

Kolumny 1, Zimny Auto, Rzgowska 142/146.

Centra biznesu Art_Inkubator, Tymienieckiego 3, Bionanopark, Dubois 114/116, Centrum Europejskie, Faktoria, Dowborczyków 25, Forum 76, Piłsudskiego 76, Instytut Europejski, Piotrkowska 262, ŁARR, Narutowicza 34, Łąkowa, Łąkowa 11, ŁSSE, Tymienieckiego 22G, Mariański Group, Tylna 4c lok. 1, MediaHUB, Łąkowa 29, Ogrodowa Office, Ogrodowa 8, SkyHub, Piłsudskiego 148/150, Spillo Media, Roosevelta 6/12.

Szkoły językowe British Centre, Kościuszki 93, City College International, Dąbrowskiego 17/21, Dialog, Nawrockiego 12, English Academy, Zielona 32, Eurodialog, Traugutta 18, Live, Morgowa 4, Modern Languages Center, Kościuszki 59/61, Progres, Pomorska 40, Wow, Żeromskiego 46/2.

Region Aleksandrów Łódzki Aleksandria, Wojska Polskiego 103, Blu Fitness, pl. Kościuszki 5, Czarny Staw, Nowy Adamów 3, Kamienica nr 6, pl. Kościuszki 6, La Rocca, Targowa 22, Michelle, Senatorska 2, Otofitness, 11 Listopada 5A, Presto, Wojska Polskiego 12, She Monika Grzelak, 11 Listopada 5A.

Bełchatów Sport Hotel, 1 Maja 63, Wodnik Hotel, Słok.

Konstantynów Konstancja, Niesięcin 28, Fit For You, Łabentowicza 16, U Ciebie czy u mnie, Łaska 7.

Łask Columna Medica, Wakacyjna 8, Kolumna Park, Hotelowa 1, Przygoń.

Pabianice Bez Espresso Mam Depresso, Warszawska 3/5, Boniecki Cafe, Traugutta 13, Fabryka Wełny Hotel&Spa, Grobelna 4, Hollywood Smile, Warszawska 8, Kawowe Love, Warszawska 7/9, Tkalnia Spa&Wallness, Zamkowa 2.

Piorunów Pałac Piorunów Hotel&Spa, Piorunów 25.

Poddębice Pro-Health, Piękna 19, Złote Jabłko, Parzęczewska 2.

Sieradz Cukier, Rynek 17, Estetika, Jana Pawła II 52, Euforia Day SPA, Złotej Jesieni 26, Liliowe Zacisze, 1 Maja 118, Hotel Na Półboru, Stawiszcze 39a, Open Hair Cafe, Rynek 22, Studio Relaks, Grunwaldzka 1B, Wielowska Clinic&Spa, Jana Pawła II 84, Winiarnia, Oksińskiego 4, Zielone Pesto, Rynek 5.

Spała Mościcki Hotel, Nadpiliczna 2.

Stryków Kasor Resort&Spa, Cesarska 2, TOR Łódź, Kiełmina 78.

Sulejów Podklasztorze Hotel, Jagiełły 1.

Uniejów Herbowa, Zamkowa 2, Kasztel Hotel, Zamkowa 6, Lawendowe Termy Hotel, Jakuba Świnki, Termalna, Zamkowa 1, Uniejów Hotel, Bł. Bogumiła 32.

Zduńska Wola FollyMood ATELIER, Kościelna 41, Hades, Złotnickiego 21, Jurydyka, Złotnickiego 18, Kawiarnia Literacka, Pl. Wolności 26, Pracownia Fryzjerska Paulina Barczynska, Piwniczna 17, La Perle, ul. Kilińskiego 1C Szustak Holistic and Beauty, Łaska 91.

Zgierz Folwark, Aleksandrowska 63A, San Remo, Chemików 6, Szalone nożyczki, Aleksandrowska 29, Starówka Cafe, Plac Jana Pawła II 19, Stacja Nowa Gdynia, Sosnowa 1.




Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.