5 minute read
Maciej Motłoch To jest moja Ziemia Obiecana
To jest moja Ziemia Obiecana
Zajrzeliśmy do Ziemi Obiecanej, nowego miejsca na Księżym Młynie. Zaprosił nas barber MACIEJ MOTŁOCH, z którym rozmawiamy nie tylko o sztuce fryzjerstwa męskiego.
Advertisement
Jak został pan barberem? Czy to świadomy wybór, czy los tak sprawił?
Początki były dość nietypowe, bo zaczęło się od ciągnięcia za włosy koleżanek, które siedziały w ławkach przede mną (śmiech). Potem przeszło to w robienie warkoczy i bawienie się tymi włosami. A, że zawsze byłem uzdolniony manualnie, co zawdzięczam moim rodzicom, uznałem, że dobrym wyborem będzie fryzjerstwo. Zresztą i tak nigdy nie miałem głowy ani do nauki języków obcych, ani przedmiotów ścisłych, więc wybrałem naukę w ogólnokształcącym liceum profilowanym. Tam trafiłem na panią Teresę Nowicką, wspaniałego pedagoga, wówczas jednego z najbardziej doświadczonych w branży fryzjerskiej. I to dzięki niej spróbowałem swoich sił w tym zawodzie. Po skończeniu szkoły rozpocząłem pracę w łódzkim, bardzo znanym salonie fryzjerstwa męskiego „U Brzytwy”. Wówczas nikt jeszcze nie używał określeń Barber Shop. Panu Jackowi Brańce, właścicielowi salonu, którego uważam za swojego mentora i traktuję jak drugiego ojca, zawdzięczam bardzo dużo. Wszystkiego mnie nauczył, ukształtował, nauczył mnie kultury pracy, tego jak zrozumieć oczekiwania klienta, jak do niego podejść, jak się z nim zintegrować, zrozumieć. To on nakierował mnie na fryzjerstwo męskie, które w okresie ostatnich kilku lat przeżywa prawdziwy renesans. Do łask wróciły brody, które świeciły swoje triumfy w latach 60. i 70. w społeczności hippisów.
Rozumiem, że obecnie fryzjerstwo męskie, bardziej kojarzone teraz z Barber shopem, wróciło do łask?
Zdecydowanie, widać to obecnie po ilości Barber shopów powstających w wielu lokalizacjach. Ale, to co oferujemy to już nie tylko usługa, to często kawałek historii.
No właśnie działa pan na Księżym Młynie. Za co ceni pan to miejsce?
Za historię, za jego pierwotne przeznaczenie. Konsumy Scheiblera, w których się znajdujemy, to dawne lokale usługowe dla pracowników fabryki. I cieszę się bardzo, że w ostatnim czasie władze miasta rewitalizują takie miejsca, dając im nowe życie, dzięki czemu możemy na nowo wcielić w nich usługi, które dawnej się tu znajdowały. Dlatego tak bardzo chciałem, żeby mój Barber shop powstał właśnie tutaj. Czuję się zobowiązany do przekazywania innym historii tego miejsca. Często o tym rozmawiam z klientami. Wychowałem się też w okolicy, dosłownie dwie przecznice dalej. Jak byłem mały, mama często zabierała mnie na spacery do Parku Źródliska, co potęguje moje przywiązanie do tego miejsca. Jestem tutaj mocno zakorzeniony.
I obok wiele nowych miejsc się tworzy.
Tak, to miejsce staje się wyjątkowo reprezentacyjnie, obok jest już restauracja, kawiarnia, palarnia kawy, działa filia ASP. Cieszę się, że miasto też chętnie promuje tutaj różne imprezy. To już nie te czasy, gdy w mieście
były tylko dwa miejsce godne polecenia – Piotrkowska i Manufaktura. Teraz mamy jeszcze Księży Młyn, Monopolis, Ogrody Geyera, po sąsiedzku powstaje Fuzja. I jestem przekonany, że powstaną kolejne, bo w takich wielofunkcyjnych przestrzeniach tkwi duży potencjał.
Czy czuje pan, że ma taką misję, by ludzi przybliżać do tej historii, by mówić o Ziemi Obiecanej, czy to wynika po prostu z zamiłowania do historii?
Jakiegokolwiek biznesu bym nie otwierał, uważam że najważniejszy jest nie tylko określony plan działania, ale ważne są także inne aspekty, jak chociażby historia miejsca, w którym powstanie. Musi być to coś. Wielcy Polacy, którzy zapisali się na kartach historii mogą w pewien sposób pomóc w tworzeniu danego konceptu. Stąd moja Ziemia Obiecana na Księżym Młynie. Nie miałem wątpliwości jak nazwać swój salon, pewnie wielu kojarzy książkę Władysława Reymonta o tym właśnie tytule, której akcja rozgrywa się w dawnej Łodzi, a bohaterowie gonią za dobrobytem. Inspiruje mnie jeszcze bardzo przedwojenny Lwów i lubię muzykę Mieczysława Fogga. Z jednej strony w mojej Ziemi Obiecanej jest nowocześnie, z drugiej czuć tę nutkę historii.
Skąd czerpie pan inspirację do tego, by być jeszcze lepszym barberem? Czy bierze pan udział w konwentach, kursach, szkoleniach?
Każdy z nas w życiu na pewnym etapie odczuwa stagnację, później pojawia się nawet wegetacja. Ale jest wiele zawodów, w których szkolić musisz się przez całe życie, jak lekarze, prawnicy, księgowi i właśnie fryzjerzy. W naszej branży co i rusz pojawiają się jakieś nowości, z którymi warto być na bieżąco. I o ile kształcić się lubię, to nigdy nie czułem pociągu do sceny, do tego, by brać udział w jakiś pokazach. To, co robię, robię z serca dla konkretnej osoby, konkretnego klienta.
Klienci przychodzą z określoną wizją, czy liczą na pana rady?
Różne bywa, ale zazwyczaj to połączenie oczekiwań klienta i mojej wizji. Ludzie mają różne kształty twarzy, różną budowę włosa i nie zawsze to, jakie mają oczekiwania będzie zgodne z efektem końcowym i my musimy im to uświadomić. Dawnej klienci czerpali inspiracje z różnych magazynów, dzisiaj z Instagrama, Facebooka, Pinteresta i stron internetowych, ale niezależnie od źródła, musimy mieć świadomość, że fryzjer, barber nigdy nie odtworzy fryzury, kształtu brody w stu procentach. To, co widzimy na zdjęciach, to efekt doboru odpowiedniego światła, włosów modela i techniki strzyżenia, często pod określone potrzeby wizerunkowe. Inaczej będzie wyglądało strzyżenie na pokazie, a inaczej codzienne.
Jak wygląda obsługa klienta w salonie?
Podobnie jak na scenie teatralnej, na której wystawiamy sztukę improwizowaną. Mamy pewien scenariusz założony, jest pomysł, ale cały czas jest on improwizowany i na dodatek uczestniczą w nim widzowie. A sama wizyta trwa z reguły koło czterdziestu minut, czasami nieco dłużej i zdarzają się opóźnienia. Czas strzyżenia i golenia jest podobny. Ważne jest znalezienie nici porozumienia z klientem i to niezależnie od tego ile ma lat.
Wizyta u barbera to takie wejście do stricte męskiego świata, czym pan chce się wyróżnić? Z czym chciałby, żeby ludzie to miejsce kojarzyli poza tym, że znajduje się na Księżym Młynie?
Wszystkie detale związane z wystrojem mają odgrywać ważną rolę. Stół do gry w bilard to prezent od mojego ojca na otwarcie salonu. Głównym jego zastosowaniem jest alternatywna forma odstresowania dla klienta w przypadku opóźnienia. Można zaproponować taką partyjkę na rozluźnienie.
Osób, w jakim wieku jest w pana salonie najwięcej?
Myślę, że porównałbym się do pewnego rodzaju artysty. Każdy artysta ma swoją rzeszę fanów, swoją grupę odbiorców. Bywają nawet maluchy poniżej pierwszego roku życia, ale także osoby powyżej 80. roku życia.
W jakim kierunku zmierza branża?
Przechodzimy, jak już wspomniałem renesans. Nic nie zapowiada tego, by nagle coś się zmieniło, wręcz przeciwnie dużo pracy przed nami w tym pięknym historycznym miejscu.
Rozmawiał Damian Karwowski Zdjęcia Justyna Tomczak
Ziemia Obiecana Barber Shop Łódź, Księży Młyn 16 tel. 600 601 121 e-mail: ziemiaobiecana.barber@gmail.com FB: Ziemia-Obiecana-Barber-Shop