Legenda o balonie „LOPP” i wyprawie z Legionowa nad Morze Białe na podstawie pamiętnika Stanisława Brenka „Balonem „LOPP” nad Morze Białe”
Stanisław Brenk
Dawno, dawno temu w Legionowie znajdowała się Wytwórnia Balonów i Spadochronów.
Wybitny projektant balonów, inżynier Józef Pakosza marzył o tym, aby stworzyć największy i najbardziej wytrzymały balon świata. Balony Józefa wzbijały się wysoko i leciały daleko.
Tak, że wkrótce Polska zaczęła zajmować czołowe miejsca w zawodach o puchar Gordona Benetta.
Gordon Benett
Do wytwórni balonów przybył wówczas szwajcarski profesor fizyki August Piccard, który interesował się możliwościami uzyskania tkaniny przegumowanej o parametrach nieznanych dotąd w świecie.
W tym samym czasie Józef stworzył niezwykły balon, który otrzymał nazwę balonu Ligii Obrony Powietrznej i Przeciwgazowej i wystartował w zawodach o puchar Gordona Benetta.
Załogę balonu stanowili porucznik Stanisław Brenk i kapitan Antoni Janusz. Byli to ludzie mądrzy i odważni. Potrafili bezpiecznie sterować balonem, unikając nawałnic i silnych podmuchów wiatru, namierzać jego położenie geograficzne na podstawie obrazu nieba.
Długo i wytrwale przygotowywali się do wyprawy, przechodząc różne szkolenia i loty treningowe. W końcu ich dowódca uznał, że są już gotowi do zawodów.
W dniu 30 sierpnia 1936 roku w Warszawie żegnał ich sam Prezydent Rzeczpospolitej i inne najwybitniejsze osoby polskiego państwa.
Pan wiceminister z małżonką życzyli im szczęścia i pomyślnych wiatrów.
Wszyscy wiwatowali na ich cześć, gdy balon powoli wzbijał się w niebo. Ludzie zgromadzeni na dole , domy i drzewa stawały się coraz mniejsze i mniejsze, aż w końcu były zupełnie niewidoczne. Wokół widać było tylko płynące chmury.
Stanisław i Antoni lecieli wiele godzin, posilając się zapasami zabranymi na drogę i odpoczywając na zmianę. Silny wiatr znosił ich balon na wschód. Niespodziewanie nad ich głowami rozpętała się straszna nawałnica. Padał ulewny deszcz.
Nagle przed balonem wyrosły jakieś drzewa. Kosz zaczął ślizgać się po koronach sosen, jakby był zimowymi sankami, pędzącymi z górki. W końcu uderzenie wiatru przygniotło powłokę balonu i rzuciło między drzewa. Nasi podróżnicy czym prędzej opuścili kosz, ratując życie i zabierając resztki żywności oraz przemoczone mapy.
Wędrowali przez bezludną puszczę wiele dni i nocy, żywiąc się leśnymi owocami i polując na dzikie zwierzęta. Spali pod gołym niebem, cierpiąc z głodu i zimna.
Kierunek ich marszu wytyczył nurt ogromnej i porywistej rzeki.
Rzeka CzuĹ›.
W końcu obolali i wyczerpani dotarli do chaty biednego rolnika. Dowiedzieli się od niego, że są w Związku Radzieckim, 100 km od Morza Białego, 200 km od Archangielska, 100 km od Onegi i 1500 km od Leningradu i Moskwy.
Poprosili miejscowych ludzi o pomoc przy zabezpieczeniu szczątków rozbitego balonu.
Napisali telegram do Polski, w którym poinformowali o losach wyprawy. Posłaniec z telegramem w dłoni, aby dotrzeć do urzędu pocztowego, musiał płynąć 40 kilometrów rzeką, 50 kilometrów przebyć pieszo, 30 kilometrów galopować konno. Aż po długim czasie trwogi i nerwowego wyczekiwania telegram ze Związku Radzieckiego dotarł do Polski i cały kraj ucieszył się z odnalezienia rozbitków.
Jeden z magazynów zaproponował od razu opublikowanie pamiętnika z podróży balonem „LOPP”. Minęło jeszcze wiele dni, gdy Stanisław i Antoni pieszo, samolotem i na koniu zmierzali do Archangielska nad Morze Białe.
Z Archangielska pociągiem wyruszyli do Moskwy, gdzie zabawili parę godzin na zwiedzaniu stolicy rosyjskiego kraju. Potem kontynuowali podróż pociągiem do Polski. W dniu 22 września, po trzech tygodniach wyprawy, dotarli do stacji kolejowej w Toruniu, gdzie czekał na nich orszak powitalny z kwiatami i balonami na ich cześć oraz miłą wiadomością, że zdobyli drugie miejsce w zawodach o puchar Gordona Benetta. A cała ta niezwykła i prawdziwa historia, zaczęła się w naszym rodzinnym mieście, Legionowie!
Zdjęcia opublikowane w tym materiale pochodzą z pamiętnika Stanisława Brenka „Balonem „LOPP” nad Morze Białe”.