Blog szkaluje dobre imię moich klientek – adwokat dwóch Polek zapowiada walkę o 500 tys. złotych zadośćuczynienia.TagTheSponsor to blog, którego autorzy na cel wzięli sobie tzw. „Instagram models”. Ich ofiarą padło właśnie 11 modelek z Polski. Poświęcono im obszerny wpis wraz zapisem rozmowy, w której ich „agentka” zapewnia, że kobiety będą towarzyszyć na jachcie arabskim szejkom. Za kilkudniowy rejs każda miałaby dostać nawet 25 tysięcy dolarów na głowę. Gdzie jest haczyk? W seksualnych zachciankach milionerów. Cel nietypowego i kontrowersyjnego bloga jest prosty: za pomocą prowokacji ujawnić „brudną prawdę” o modelkach z Instagrama. Zdaniem autorów, internauci z całego świata wynoszą na instagramowy piedestał kobiety, które „nie oferują nic poza pokazywaniem tyłka”. W swoim manifeście na TagTheSponsor dziwią się, że w tak młodym wieku są w stanie co weekend podróżować po świecie w obrzydliwie luksusowych warunkach. Dlatego przyglądają się ich dizłaniaom.
l / a / j / t
g a z e ta n i e c o d z i e n n a
To, co zobaczyła przeszło jej najśmielsze oczekiwania. Sokty zabrała blogerów na zakupy, na które sama pozwala sobie dwa razy w roku. Jedna z kurtek na wystawie była warta tyle, co jej roczne zarobki.Jorgensen, jej koleżanka Frida Ottesen i bloger Ludvig Hambro na co dzień piszą o modzie. Mają po 17 lat i mieszkają w Norwegii. Największy dziennik w tym kraju „Aftenposten” postanowił sprawdzić, jak zachowają się m ł o dz i i nternetowi celebryci.
sen.
J J o r g e n-
A n n ik e n
łzami w oczach
wszystko - mówi ze
A a potem umierają. I to
cie mają jedno zadanie,
prostu rodzą się, całe ży-
i myślę, że niektórzy ludzie po
szę o tych wszystkich cierpieniach
www.lajt.pl
Modelki z Instagrama. Kim są dziewczyny, które torebki cenią wyżej niż siebie? Świetnie opłacane wyjazdy z bogatymi, znudzonymi biznesmenami wybierają aspirujące do miana modelek dziewczyny, które nie chcą czekać aż ich kariera nabierze tempa. Otwórzcie oczy, to nie modeling, ale zwykła prostytucja – piszą twórcy bloga TagTheSponsor. Blog szkaluje dobre imiona moich paru klientek.
T ubrań w Kambodży. I przeżyli szok.-Sły-
Blogerzy modowi zostali wysłani do fabryki
L
28/04/2015
W najnowszym numerze opisana jest sprawa, na którą - jak tłumaczą na początku artykułu dziennikarze „Wprost” - natknęli się „przypadkiem, kontynuując dziennikarskie śledztwo w sprawie molestowania seksualnego i mobbingu w jednej z dużych stacji telewizyjnych”. Autorzy tekstu, powołując się na informacje od „warszawskiego biznesmena”, twierdzą, że 16 stycznia Kamil Durczok najpierw zabarykadował się, a później uciekł z wynajmowanego przez „29-letnią menadżerkę zajmującą się PR-em” apartamentu na warszawskim Mokotowie. Rzecznik KGP potwierdza, że tego dnia policja spisała Durczoka w tym apartamentowcu. Dziennikarze „Wprost” twierdzą, że w mieszkaniu, z którego uciekał Durczok zostały m.in. „dziesiątki torebek z resztkami białego proszku”, lek zawierający pochodną amfetaminy i „nieprawdopodobna ilość” gadżetów erotycznych i pornografii.
2
lajt 28/04/2015
KRAJ
NAD WISLĄ
www.lajt.pl
Kraj nad Wisła „Ciemna strona Kamila Durczoka”, takim tytułem opatrzona jest okładka nowego wydania „Wprostu”. Tygodnik twierdzi, że szef „Faktów” ma „poważne kłopoty”, ponieważ uciekał z mieszkania, w którym znaleziono „biały proszek”. W radiu TOK FM Durczok przyznał, że opisany incydent miał miejsce, ale jego zdaniem nie doszło do złamania prawa. Dziennikarz odniósł się również do wcześniejszych doniesień o mobbing i molestowanie seksualne dziennikarek TVN. W najnowszym numerze opisana jest sprawa, na którą - jak tłumaczą na początku artykułu dziennikarze „Wprost” - natknęli się „przypadkiem, kontynuując dziennikarskie śledztwo w sprawie molestowania seksualnego i mobbingu w jednej z dużych stacji telewizyjnych”. Autorzy tekstu, powołując się na informacje od „warszawskiego biznesmena”, twierdzą, że 16 stycznia Kamil Durczok najpierw zabarykadował się, a później uciekł z wynajmowanego przez „29-letnią menadżerkę zajmującą się PR-em” apartamentu na warszawskim Mokotowie. Rzecznik KGP potwierdza, że tego dnia policja spisała Durczoka w tym apartamentowcu. Dziennikarze „Wprost” twierdzą, że w mieszkaniu, z którego uciekał Durczok zostały m.in. „dziesiątki torebek z resztkami białego proszku”, akcesoria, jakich używa się do brania narkotyków, zakazany w Polsce lek zawierający pochodną amfetaminy, „nieprawdopodobna ilość” gadżetów erotycznych i pornografii - w tym filmy o treści zoofilskiej, zniszczona kamera, połamane karty sim oraz rzeczy osobiste Durczoka, w tym m.in. nieotwarte pismo z urzędu skarbowego do szefa „Faktów”. Sam Durczok - jak czytamy we „Wprost” - pytany o zdarzenia z 16 stycznia, nie chciał komentować sprawy. Potwierdził jedynie, że prawdą jest, że został wówczas spisany, „jako świadek czegoś tam”. Dopytywany o rzeczy znalezione w mieszkaniu, stwierdził, że „niczego tam nie zostawił”, a jego notatki i adresowane do niego dokumenty mogą pochodzić ze skradzionego mu w listopadzie laptopa. Durczok w poniedziałek rano w radiu TOK FM przyznał, że odwiedził mieszkanie znajomej, ale jest to jego prywatna sprawa „Skąd ja mam wiedzieć, co tam było, czy były narkotyki. Tam była awantura dotycząca zapłaty czynszu. Ja tam byłem, dlatego zostałem spisany.Skąd ja mam wiedzieć, co tam było, czy były narkotyki. Tam była awantura dotycząca zapłaty czynszu. Ja tam byłem dlatego zostałem spisany, ale stałem wówczas poza mieszkaniem, nie mogę tak tego zostawić, licząc, że coś ucichnie. To są za poważne spraw y. M u szę to ski e rowa ć na d ro g ę p rawn ą” Na początku lutego w tygodniku pojawił się tekst, w którym anonimowa dziennikarka opowiadała, że była molestowana przez „szefa zespołu bardzo popularnej stacji telewizyjnej”. Na forach internetowych pojawiły się wówczas spekulacje, iż niedwuznaczne propozycje koleżance mógł składać szef „Faktów”.
Wkrótce po publikacji TVN rozesłał do swoich pracowników nowe wytyczne dotyczące dyskryminacji, mobbingu i molestowania seksualnego. Powołano też komisję, która ma zbadać „publicznie rozpowszechniane twierdzenia” na temat przypadków molestowania w firmie. Oliwy do ognia dolała też pogodynka TVN Omenaa Mensah, która powiedziała w jednym z wywiadów, że „jak większość osób” wie, o kim piszą dziennikarze „Wprost”. Durczok w TOK FM w poniedziałek rano odpierał ataki „Wprost” o mobbing i molestowanie. Zapytany przez prowadzącą program wprost, czy molestował seksualnie swoje podwładne. „Z całą stanowczością muszę powiedzieć: nigdy nie molestowałem żadnej kobiety. Czym innym jest styl pracy. Ja czasem wybucham w pracy, bo jestem cholerykiem. Redakcja to miejsce, gdzie ludzie spędzają ze sobą czasem kilkanaście godzin na dobę i wtedy można sobie na więcej pozwolić, tzn. podnieść głos. Ale czym innym jest wymagający szef, a czym innym molestujący. Nigdy nie byłem molestującym szefem” Pytany, czy można postawić mu jakikolwiek zarzut, odparł, że dowiemy się tego za dwa tygodnie. „Teraz trwa sprawdzanie wszystkiego w mojej firmie przez komisję. Gdyby komisja miała potwierdzić moją winę, to sam będę wiedział, co mam zrobić.Nie jestem bezgrzesznym, jak wielu z nas popełniałem mnóstwo życiowych błędów. Zapłaciłem też dość wysoką osobistą cenę, rozstałem się z moją żoną. Nie jesteśmy po rozwodzie, ale nie mieszkamy razem. Ale nigdy świadomie nie wyrządziłem nikomu krzywdy. Nigdy nic takiego nie zrobiłem, co mi zarzucają” Tłumaczył, że nie mógł się wcześniej bronić przed artykułem dziennikarzy „Wprost”, bo nie wiedział, że
„Nie jestem bezgrzesznym, jak wielu z nas popełniałem mnóstwo życiowych błędów. Zapłaciłem też za to dość wysoką osobistą cenę, rozstałem się z moją żoną” to jest o nim. „To jest jakieś dziennikarstwo hybrydowe. Putin wysyła wojska na Krym, ale się nie przyznaje. Teraz „Wprost” pisze o molestowaniu, nie podając nazwiska. Jednego jestem pewien. Każda dziewczyna, która u nas pracowała i chciała odejść była nakłaniana, żeby zostać albo proszona, żeby dokładnie przemyślała swoją decyzję. (...) Czym innym jest to, czy czułem się swobodnie w relacjach w pracy, a czym innym, czy ktoś z tego powodu mógł się czuć molestowany. To duża różnica!” Spytany, czy poprowadzi jeszcze „Fakty”, powiedział: „Dziś myślę, jak przeżyć do jutra. Trzyma mnie tylko to, że żona, z którą się rozwiodłem, jest dla mnie cały czas wsparciem. Bardzo chciałbym jeszcze poprowadzić Fakty” Durczok do czasu zakończenia prac komisji przebywa na urlopie. Zrezygnował również z zasiadania w jury konkursu Blog Roku 2014 organizowanego przez Onet. Po pierwszej publikacji na początku lutego na tygodnik spłynęła fala krytyki za to, że autorzy tekstu nie napisali, kim jest „bardzo popularna twarz telewizyjna”, o której wspomina w rozmowie z nimi anonimowa dziennikarka. Artykuł wywołał poruszenie w środowisku dziennikarskim. Tekstem zbulwersowany był m.in. redaktor naczelny „Rzeczpospolitej” Bogusław Chrabota. Stwierdził: „Jak się pisze materiał śledczy, to się ujawnia tożsamość. A jeśli nie podaje się nazwisk, to prawdopodobnie nie ma się dowodów. A skoro nie ma się dowodów, to można narazić się na śmieszność, procesy itd. Jak się nie ma dowodów, to lepiej nie pisać” Natomiast Jacek Żakowski zaapelował do mediów o kontynuację tematu rozpoczętego przez redakcję „Wprost”. W sprawie głos zabrał prezes Towarzystwa Dziennikarskiego Seweryn Blumsztajn. W wydanym oświadczeniu wezwał telewizję do zajęcia stanowiska w sprawie doniesień medialnych o molestowaniu
seksualnym w jednej ze stacji. „Nie chcemy orzekać o wiarygodności artykułu z ‚Wprost’ ani anonimowych najczęściej informacji z mediów społeczn o ś c i ow ych , uwa ża my j e dnak, że sprawa jest poważna i nie można jej potraktować ja k jeszcze jednej tabloidowej plotki. Molestowanie seksua lne to p oważny p roblem społeczny i oskarżenia wobec dużej firmy medialnej dotyczą w jakiejś mierze całego środowiska dziennikarskiego. Ludzie mediów pouczają codziennie społeczeństwo na temat wielu spraw, w tym i moralności. Oczekuje się więc od nich, a szczególnie od telewizyjnych g w i a zd , k t ó re s ą t wa r za m i środowiska dziennikarskiego, etycznej wiarygodności. Niedopuszczalne wydaje nam się milczenie osób kierującymi telewizyjnym korporacjami ” Redaktor naczelny „Wprost” Sylwester Latkowski, we wstępniaku do najnowszego numeru zatytuło-
KRAJ NAD WISLĄ
www.lajt.pl
@ kubawojewódzki
@ donoszęnasiebielatkowskiemu
wanym „Dlaczego piszemy o Durczoku”, tłumaczy: „Nie interesuje nas, kto ma z kim romans, kto z kim sypia i czy przypina się do łóżka kajdankami. To prywatn e sp raw y. J e ś li j e d n a k w grę wchodzą biały proszek i interwencje policji, zaczyna się inna rozmowa” Latkowski przypomina, że Durczok kieruje zespołem „Faktów”, które oglądają miliony widzów, piętnuje dwulicowość i wydaje werdykty dotyczące innych osób. Ponieważ jest autorytetem dla wielu młodych dziennikarzy, obowiązują go nieco inne standardy niż gwiazdy rocka.„Nasze środowisko, środowisko mediów, obowiązują p ewn e reg uł y. To m oże ni ektórych boleć, bo najwyraźniej poczuli się nietykalni. Wolno im więcej, bo są celebrytami, bo są lepsi, mądrzejsi, bogatsi , b a rdz i ej wp ł y wow i? N i e ma na to naszej zgody” Dodaje, że „Wprost” - mimo nacisków na informatorów i zawoalowanych gróźb formułowanych wobec dziennikarzy tygodnika - sukcesywnie będzie publikować materiały zebrane podczas wielotygodniowego śledztwa dotyczącego molestowania i mobbingu. „Trzeba o tym opowiedzieć. Po to, żeby się to nie powtórzyło. Internauci i dziennikarze donoszą na siebie Latkowskiemu, wyśmiewając dziennikarstwo śledcze w wydaniu ‚Wprost’. Na początku lutego opublikowany przez ‚Wprost’ artykuł ‚Ukryta prawda o przemocy seksualnej’ rozpoczął dyskusję na temat tego, kim jest opisany w nim dziennikarz telewizyjny, który molestował swoją podwładną. Wszelkie wątpliwości miał rozwiać materiał okładkowy tygodnika - ‚Ciemna strona Kamila Durczoka’. Po lekturze artykułu okazało się jednak, że nie ma w nim ani słowa o tym, że to właśnie szef Faktów TVN jest sprawcą molestowania seksualnego.W tekście drobiazgowo opisano natomiast rzeczy znalezione w mieszkaniu, w którym podobno bywał Durczok (tak twierdzi właściciel nieruchomości, który doniósł o całej sprawie ‚Wprost’ i wpuścił tam pracowników tygodnika). Pewnie wszyscy już wiecie, co znajdywało się apartamencie, więc nie będziemy ich wymieniać, zresztą nie w tym rzecz. Najgorsze, że pracownicy ‚Wprost’ stwierdzili, iż można pokazać czyjeś prywatne rzeczy (nie wiadomo do kogo należały), które wcale nie są dowodami w sprawie ‚molesto-
lajt 28/04/2015
@ karolinakorwinpiotrowska
@ donoszęnasiebielatkowskiemu
@ donoszęnasiebielatkowskiemu
wania seksualnego znanej dziennikarki’, prawdopodobnie łamiąc przy tym karierę Kamila Durczoka (o jego winie lub niewinności w tej sprawie powinien zadecydować sąd, choć dotychczas nikt nie wniósł oficjalnego oskarżenia). Wszystko po to, by podgrzać atmosferę i wyprodukować kolejną historię w odcinkach, która na jakiś czas znów zwiększy sprzedaż tygodnika. Jaki jest społeczny odbiór całej sprawy? Część mediów i ich odbiorców pokazuje święte oburzenie, cytując Sylwestra Latkowskiego, redaktora naczelnego ‚Wprost’, który tak uzasadnia swoją decy-
zję: ‚Wszystko składa się na dość przerażający obraz. Nie chodzi o gwiazdora rocka, lecz o szefa jednego z najważniejszych programów informacyjnych. O człowieka, który rozmawia z prezydentami, premierami i ministrami’. Coraz więcej ludzi sprzeciwia się jednak takiej formie ‚dziennikarstwa śledczego’, często zresztą w całkiem dowcipny sposób. Zaczęło się prawdopodobnie od Kuby Wojewódzkiego, który opublikował na swoim fanpage’u zdjęcie wstydliwych rzeczy z opisem ‚Nie czekając na wizytę panów publicystów z WPROST sam donoszę na siebie tym oto zdjęciem
swojego mieszkania’. Zaczęło się prawdopodobnie od Kuby Wojewódzkiego, który opublikował na swoim fanpage’u zdjęcie wstydliwych rzeczy z opisem ‚ „ Nie czekając na wizytę panów publicystów z WPROST sam donoszę na siebie tym oto zdj ę ci e m swoj eg o mi eszkania” Zdjęcie rozeszło się po sieci (8,400 polubień i 149 udostępnień w chwili pisania tego tekstu), inspirując falę podobnych postów. Swoje wstydliwe rzeczy pokazali m.in. Karolina Korwin-Piotrowska, Andrzej Saramonowicz oraz Piotr Kiliański z Fashion Book
Poland, który chce zrobić z akcji kolejny łańcuszek w stylu ice bucket challenge. Za liderami opinii poszli internauci, którzy założyli fanpage ‚Donoszę na siebie Latkowskiemu’, na którym na swój sposób wyśmiewają ‚dziennikarstwo śledcze’ w wydaniu ‚Wprost’.
x
3
1 Modelki z Instagrama. Kim są dziewczyny, które torebki cenią wyżej niż siebie? Świetnie opłacane wyjazdy z bogatymi, znudzonymi biznesmenami wybierają aspirujące do miana modelek dziewczyny, które nie chcą czekać aż ich kariera nabierze tempa. Otwórzcie oczy, to nie modeling, ale zwykła prostytucja – piszą twórcy bloga TagTheSponsor. Blog szkaluje dobre imię moich klientek – adwokat dwóch Polek zapowiada walkę o 500 tys. złotych zadośćuczynienia.TAGTHESPONSOR to blog, którego autorzy na cel wzięli sobie tzw. „Instagram models”. Ich ofiarą padło właśnie 11 modelek z Polski. Poświęcono im obszerny wpis wraz zapisem rozmowy, w której ich „agentka” zapewnia, że kobiety będą towarzyszyć na jachcie arabskim szejkom. Za kilkudniowy rejs każda miałaby dostać nawet 25 tysięcy dolarów na głowę. Gdzie jest haczyk? W seksualnych zachciankach milionerów. Cel nietypowego i kontrowersyjnego bloga jest prosty: za pomocą prowokacji ujawnić „brudną prawdę” o modelkach z Instagrama. Zdaniem autorów, internauci z całego świata wynoszą na instagramowy piedestał kobiety, które „nie oferują nic poza pokazywaniem tyłka”. W swoim manifeście na TagTheSponsor dziwią się, że w tak młodym wieku są w stanie co weekend podróżować po świecie w obrzydliwie luksusowych warunkach. Dlatego przyglądają się ich internetowej działalności, która cieszy się ogromną popularnością. Niektóre z tych kont na Instagramie mają po kilkaset tysięcy obserwujących. Na blogu można znaleźć zdjęcia „modelek” z całego świata. Dominującym motywem są arabscy szejkowie, którzy - zgodnie z e-legendą - mają często za ich wystawne życie płacić. Dlatego też ekipa TagTheSponsor często podszywa się pod osobę reprezentującą milionerów. Za pomocą maila/wiadomości/telefonu przedstawiają ofertę, która zazwyczaj wygląda tak: 20-30 tys. dolarów za kilka dni „towarzyszenia” jego mocodawcom. Na początku marca autorzy bloga TagTheSponsor ujawnili zapis rozmowy podszywającego się pod reprezentanta arabskiego szejka dziennikarza z reprezentującym modelki VIP konsjerżem. Na liście dziewczyn, które miałyby towarzyszyć szejkowi i spełniać jego seksualne fantazje, są także Polki. – Żądamy usunięcia z bloga treści szkalujących moje klientki i 500 tysięcy złotych zadośćuczynienia – czytamy w piśmie opublikowanym na stronie TagTheSponsor, które adwokat wystosował do blogerów. Nie ma pewności, że modelki których dane pojawiają się w rozmowie w ogóle wiedziały, że ktoś reprezentuje ich interesy i oferuje usługi inne niż pozowanie, ale z całą pewnością istnieją zarówno pośrednicy, zamawiający, jak i spełniające ich fantazje dziewczyny.Kim są kobiety, które torebki cenią wyżej niż swoje ciało? – To dziewczyny znane z portali plotkarskich i kolorowych gazet. Tylko one nie są modelkami. Prawdziwe modelki i prawdziwe agencje modelek nie ryzykowałyby swojej reputacji w taki sposób – mówi AGNIESZKA, modelka z 14-letnim doświadczeniem i organizatorka sesji zdjęciowych. Albo studentki, najczęściej z małych miast, zakompleksione, ale marzące o lepszym życiu. A lepsze życie to życie luksusowe. Mam co najmniej trzy koleżanki, które wybrały taką drogę na skróty. Żadna z nich nie jest związana z czołową agencją modelek – zastrzega. W Polsce jest zaledwie kilka liczących się agencji, ale one mają bardzo wysokie wymagania, nie każda piękna dziewczyna otrzyma kontrakt. Obok nich istnieje za to wiele agencji – krzaków, o których nikt nie słyszał. „Takie łatwe rozwiązania wybierają aspirujące do miana modelek dziewczyny, które nie chcą czekać aż ich kariera nabierze tempa. Nazwijmy rzeczy po imieniu – to prostytucja, a nie modeling. Nazwijmy to „eskortą” czy towarzystwem, ale to nie ma nic wspólnego z pracą modelki” – mówi Agnieszka. W celebryckim światku pomówienia o zarabianie na byciu eskortką, czyli luksusową dziewczyną do towarzystwa, pojawiają się często. Ale rzadko poparte są dowodami. Dziewczyny chętnie chwalą się luksusowymi wakacjami (często na jachtach i egzotycznych wyspach) i najdroższymi modelami torebek od Louis Vuitton, ale zapytane o pieniądze udzielają wymijających odpowiedzi w stylu „chodzę po wybiegu w Paryżu”. Świadków na to brak, ale liczy się fakt, że właścicielkę i torebkę pokazali w telewizji.Dlaczego Agnieszce, choć jako 17-latka wyjechała na pierwszy długi kontrakt do Nowego Jorku, nikt nigdy nie zaproponował wielkich pieniędzy za wspólny wyjazd? – Agenci czy klienci, którzy składają takie propozycje wiedzą
# www.arabia.com
# www.chanel.com
która dziewczyna może się na to zgodzić. Nie zabijam wzrokiem, ale trzymam się twardych zasad. Nigdy nie brałam udziału w hucznych imprezach po pokazach, nie przyjmowałam zaproszeń na prywatki u klienta, nie przyjmowałam drogich prezentów i nie brałam narkotyków, to wystarczyło – dodaje. Część dziewczyn zgadza się na sponsoring z wyrachowania, ale część po prostu poddaje się presji nieuczciwego agenta. Młode dziewczyny łatwo przekonać, że ich kariera nie ruszy z miejsca, jeśli nie będą zgadzały się na więcej niż przejście po wybiegu. Wyjeżdżają z myślą o modelingu, ale na miejscu okazuje się, że oczekiwania są większe. Inne dziewczyny się zgadzają, przekonują, że nikt w kraju się nie dowie... Zapominają, że w dobie internetu coraz trudniej o prywatność. Prowokacja miała pokazać ciemną stronę modelingu. Z SMS-owej konwersacji wynika, że usługi na które zgadzała się właścicielka agencji daleko wykraczały poza modeling. Kobiety miały towarzyszyć szejkom z królewskiej rodziny Zjednoczonych Emiratów Arabskich w podróży na Saint Tropez. Za pięć dni spędzonych na jachcie miały zainkasować od 15 do 25 tys. dolarów, pośredniczka - 15 tysięcy. Dlaczego ktoś chce zapłacić za towarzystwo dziewczyny tak ogromną sumę? Już na początku SMS-owej rozmowy podszywający się pod reprezentanta szejka dziennikarz pyta czy modelki zgodzą się na kontakt fizyczny
z klientem. Dalej idzie już gładko i uzgadniane są szczegóły. Usługi „model party girls” mają być uzależnione od ceny. Przez pięć dni kobiety mają zapewnić towarzystwo na jachcie, ale „imprezy” odbędą się tylko dwa razy. Zamawiający kilkukrotnie upewnia się, że wszystkie dziewczyny są poinformowane o preferencjach szejka – orgiach, fetyszach, a nawet koprofilii. Za każdym razem otrzymuje potwierdzenie.
„Zdaniem autorów bloga, internauci z całego świata wynoszą na instagramowy piedestał kobiety, które „nie oferują nic poza pokazywaniem tyłka” Do rozmowy włącza się także rezydentka z Dubaju, to kolejny pośrednik, który ma zadbać o bezpieczeństwo dziewczyn i zadowolenie szejka. Podsyła kolejne zdjęcia modelek na Instagramie i Facebooku, są wśród nich Polki. Na liście dziewczyn, które zgodziły się spełnić seksualne fantazje nieistniejącego szejka, wymienia się ANGELIKĘ FAJCHT znaną m.in. z występów z Dzień Dobry TVN i Top Model. Modelka zaprzecza, że kiedykolwiek brała udział w tego typu imprezach. „W ostatnich dniach pojawiły się w sieci szkalujące wiadomości na temat mojej osoby. Działając w zgodz i e z w ł a s ny m s u m i e n i e m i w poczuciu niezłomnej wiary w zwycięstwo prawdy, jak
i ochrony własnej osoby stanowczo oświadczam, iż zawarte informacje w portalu Tagthesponsor.com oraz innych portalach takich jak Wykop.pl są nieprawdziwe i wprowadzają w błąd internautów, szkalując mój wizerunek i moje dobre imię. Nieznane mi osoby działają cele…” Nie można także wykluczyć kradzieży internetowej toż s a m o ś c i m o d ele k . Wa r to przypomnieć, że to nie pierwsza afera, w którą zamieszane są Polki. W 2013 roku nagłośniono wyjazdy ponad stu modelek w Alpy do arabskiego księcia i do Cannes na zamówienie bogatych Rosjan. Sutenerami okazały się gwiazdy znane z prasy plotkarskiej. Jeśli prowokacja TagTheSponsor okaże się oszustwem, kłamstwo będzie blogerów drogo kosztowało.Do rozmowy włącza się także rezydentka z Dubaju, to kolejny pośrednik, który ma zadbać o bezpieczeństwo dziewczyn i zadowolenie szejka. Podsyła kolejne zdjęcia modelek na Instagramie i Facebooku, są wśród nich Polki. Na liście dziewczyn, które zgodziły się spełnić seksualne fantazje nieistniejącego szejka, wymienia się Angelikę Fajcht znaną m.in. z występów z Dzień Dobry TVN i Top Model. Modelka zaprzecza, że kiedykolwiek brała udział w tego typu imprezach.
x
www.lajt.pl
2 Na tegorocznej liście miliarderów „Forbesa” znalazło się aż 46 osób, które jeszcze nie ukończyły 40 roku życia. Większość z nich, z wyjątkiem Marka Zuckerberga, znajduje się z dala od czołówki zestawiania. Ale taka sytuacja może nie potrwać długo. na tegorocznej liście miliarderów Evan Spiegel jest najmłodszą osobą w rankingu. 24-letni przedsiębiorca to twórca i prezes popularnego Snapchata, aplikacji służącej m.in. do wysyłania zdjęć i kasowania ich zaraz po wyświetleniu. BOBBY MURPHY- 1,5 MLD DOLARÓW, 26 LAT -Evan Spiegel, najmłodszy miliarder na liście „Forbesa”, nie byłby dzisiaj tam, gdzie jest, gdyby nie Bobby Murphy. To wraz z nim, a także Reggiem Brownem, stworzył aplikację Snapchat. Amerykański magazyn „Forbes” szacuje, że Murphy ma ok. 15 proc. udziałów w powstałej w 2011 roku firmie, którą inwestorzy wyceniają rekordowo na około 10 mld dolarów. MARK ZUCKENBERG - 33,4 MLD DOLARÓW, 30 LAT -tempo, w jakim Mark Zuckerberg się wzbogaca, jest tak imponujące,
$
pięciu przedstawicieli rodziny. Persson jest najmłodszym z nich, co czyni go również najmłodszym Europejczykiem w zestawieniu.ELIZABETH HOLMES- 4,5 MLD DOLARÓW, 31 lat -debiutująca na liście Elizabeth Holmes to twórczyni firmy Theranos, która ma szansę zrewolucjonizować rynek medyczny w Stanach Zjednoczonych. Wszystko za sprawą wynalazku, który umożliwia bezbolesne pobieranie krwi za pomocą wyposażonej w odpowiednie oprogramowanie fiolki. NATHAN BLECHARCZYK- 1,9 MLD DOLARÓW, 31 lat-współtwórca Airbnb, jednego z najciekaw-
że łatwo można zapomnieć o tym, że twórca Facebooka ma dopiero 30 lat. W ciągu roku jego majątek wzrósł z 28,5 do 33,4 mld dolarów, co pozwoliło mu awansować na 16. miejsce w rankingu najbogatszych ludzi świata magazynu „Forbes”. DUSTIN MOSKOVITZ- 7,9 MLD DOLARÓW, 30 LAT -współtwórca Facebooka i rówieśnik Marka Zuckerberga podobnie jak jego kolega z Harwardu już od kilku lat zalicza się do grona dolarowych miliarderów. Razem z nim rozwijał najpopularniejszy serwis społecznościowy świata, a następnie w 2008 r. zaczął tworzyć własną firmę programistyczną - Asanę. Razem z nim rozwijał najpopularniejszy serwis społecznościowy świata, a następnie zaczął Asanę. TOM PERSSON -3 MLD DOLARÓW, 30 LAT -przedstawiciel trzeciej generacji klanu Perssonów, do którego należy H&M, odzieżowy gigant posiadający ponad 3500 sklepów w 53 krajach. W gronie miliarderów „Forbesa” jest
$
szych start-upów na świecie, który zajmuje się społecznościowym wynajmem miejsc w prywatnych domach.DREW HOUSTON -1,2 MLD DOLARÓW, 31 LAT -twórca i prezes Dropboksa, firmy umożliwiającej przechowywanie danych w chmurze obliczeniowej, dołączył do grona wywodzących się z Doliny Krzemowej miliarderów. BRIAN CHESKY -1,9 MLD DOLARÓW, 33 LATA -jeden z trzech młodych założycieli Airbnb (dwaj pozostali to Nathan Blecharczyk i Joe Gebbia, wszyscy są na liście „Forbesa”). Jako prezes spółki odpowiada za wizję, strategię i rozwój przedsiębiorstwa.SEAN PAR-
KER-2,5 MLD DOLARÓW, 35 LAT -znany jest przede wszystkim jako współtwórca Napstera, a także członek grupy budującej Facebooka. Lista najbogatszych Polaków wciąż zdominowana jest przez ludzi, którzy swój majątek budują od wielu lat. Jednak pośród tych wytrawnych, wieloletnich biznesmenów można znaleźć również kilka osób, które ledwie weszły w średni wiek, a nawet jeszcze młodszych. „Najmłodsi najbogatsi” to przede wszystkim pokolenie dzisiejszych czterdziestolatków. Są wśród nich ludzie, którzy swój biznes zaczęli rozwijać w latach 90. i dzisiaj zbierają owoce swojej pracy. Ale nie tylko. W niniejszym zestawieniu znaleźli się również przedsiębiorcy stojący za relatywnie młodymi firmami, tacy jak Rafał Brzoska, właściciel InPostu,
# www.wired.com
wprowadzający do kolejnych krajów popularne u nas paczkomaty, czy Jakub Zabłocki, współtwórca Domu Maklerskiego X-Trade. Choć próżno tu szukać samodzielnie wypracowanego w bardzo młodym wieku biznesowego sukcesu, to wśród najbogatszych Polaków znajduje się również 23-latek i to on jest najmłodszym w tym gronie. Kolejnym młodym Polakiem z ogromnym majątkiem jest urodzony w połowie lat 80. Tomasz Domogała, kontynuujący po ojcu rozwój spółki Famur – w rankingu „Forbesa” 100 Najbogatszych Polaków 2015 znalazł się na 13 miejscu. PIOTR KRUPA- 325 MLN PLN, LAT 45 -prezes firmy Kruk – jednej z najpotężniejszych spółek windykacyjnych notowanych na rynkach kapitałowych. Dzięki umiejętnemu prowadzeniu Kruka przez Krupę, analitycy sukcesywnie podnoszą prognozy wyników spółki. TOMASZ GUDZOWATY- 750 MLN PLN, LAT 44 -światowej sławy fotograf specjalizujący się w fotografii sportowej, znany jest również z reportaży społecznych i fotografii przyrodniczej. Na swoim koncie ma wiele prestiżowych nagród, m.in. World Press Photo, Pictures of the Year i NPPA Best of Photojournalism. HENRYK KANIA- 270 MLN PLN, LAT 43prezes spółki Zakłady Mięsne Henryk Kania pojawił się na naszej liście w dużej mierze dzięki współpracy z siecią dyskontów Biedronka. Masarska spółka z Pszczyny w obecnym kształcie rozwija się od 1990 roku, jednak dopiero zaistnienie w Biedronce pozwoliło firmie stanąć w szranki ze swoją największą konkurencją: duopolem Animex – Sokołów. PIOTR NOWAK- 240 MLN PLN, LAT 40- właściciel holdingu, w skład którego wchodzi spółka Nazwa.pl, założona w 1997 roku pod nazwą NetArt, dziś obsługuje ponad pół miliona klientów i jest jednym z najbardziej liczących się graczy na rodzimym rynku hostingowym. Jednak na tym nie kończy się działalność Piotra Nowaka. W skład majątku biznesmena wchodzą też firmy z branży dóbr luksusowych i de-
x
lajt 28/04/2015
Oficjalna wizyta prezydenta BRONISŁAWA KOMOROWSKIEGO w Japonii „przebiegała w zgodzie z zasadami protokołu dyplomatycznego” – ogłosiło ministerstwo spraw zagranicznych. To reakcja na pojawiające się sugestie, że niestandardowe zachowanie Komorowskiego, który miał m.in. stanąć na fotelu marszałka w japońskim parlamencie, było wbrew regułom dyplomacji. O „wpadce” prezydenta zrobiło się głośno, kiedy do sieci trafił film pokazujący, jak Bronisław Komorowski zachowywał się w japońskim parlamencie. Słychać na nim, jak przywołuje generała Stanisława Kozieja słowami „chodź, szogunie”, a następnie staje na miejscu, które jest przeznaczone dla japońskiego marszałka. Film spotkał się z krytycznymi reakcjami, a część komentatorów ogłosiła, że Komorowski zachował się w sposób niezgodny z protokołem dyplomatycznym. Właśnie na te zarzuty odpowiedziało polskie ministerstwo spraw zagranicznych. W oświadczeniu dotyczącym spekulacji medialnych nt. wizyty prezydenta w Japonii MSZ pisze, że „prezydentowi towarzyszyli przedstawiciele polskiej i japońskiej służby dyplomatycznej, czuwając nad właściwym przebiegiem protokolarnym wizyty, a zarzuty dotyczące tych kwestii są pozbawione jakichkolwiek podstaw”. „Wizyta przebiegała w całkowitej zgodzie z zasadami protokołu dyplo mat yczneg o” – kwituje ministerstwo. Oświadczenie MSZ: Nad prawidłowym przebiegiem każdej wizyty zagranicznej Prezydenta RP w wymiarze protokolarnym czuwa Protokół Dyplomatyczny Ministerstwa Spraw Zagranicznych. We współpracy z protokołem kraju przyjmującego współorganizuje on poszczególne punkty wizyty głowy państwa i czuwa nad ich prawidłową realizacją. Tak też było w przypadku wizyty Prezydenta RP w Japonii w dniach 26-27 lutego br. Co ze słowami „o szogunie”? Były żartem.
x
3
KRAJ NAD WISLĄ
Najbogatsi ludzie świata - ci, którzy zbudowali swój majątek, a nie spadkobiercy miliardowych fortun - to doświadczeni biznesmeni, od wielu dekad pracujący na swoją pozycję w rankingu „Forbesa”. Listę otwierają 59-letni Bill Gates, 75-letni Carlos Slim Helu, 84-letni Warren Buffett oraz 78-letni Amancio Ortega. W czołowej dwudziestce zestawienia znalazł się tylko jeden przedsiębiorca, który nie skończył jeszcze 40. roku życia - na 16. pozycji uplasował się Mark Zuckerberg, z majątkiem wycenianym na 33,4 mld dolarów. Jednak nie tylko twórca Facebook reprezentuje w rankingu młode pokolenie miliarderów. Dzielnie wspierają go twórcy najciekawszych i najbardziej cenionych start-upów na świecie, takich jak Snapchat, Airbnb czy Dropbox. Przedstawiamy 10 najciekawszych młodych miliarderów z listy „Forbesa”. Spośród nich tylko jeden odziedziczył swój majątek. EVAN SPIGIEL- 1,5 MLD DOLARÓW, 24 LATA -debiutujący
5
WYROK Jego filmiki, które publikuje na kanale Youtube budzą kontrowersje i nie wszystkim się podobają. SA WARDĘGA na filmie o psie-pająku zarobił krocie. Powstało wiele innych, równie niekonwencjonalnych filmów, którymi zdobywał serca Internautów. Sylwester Wardęga za film „GRANDPA PRANK” pójdzie na miesiąc do więzienia. Wardęga lubi szokować. Filmy, które tworzy są wyraziste, kontrowersyjne i nikogo nie zostawiają obojętnym. Jednak nie wszystkim podoba się poczucie humoru prezentowane przez gwiazdora internetu. Na przykład sędzia zajmujący się jego sprawą nie polubił jego żartów. Za film „Grandma Prank” Wardęga pójdzie za kratki. -Właśnie dostałem wyrok skazujący mnie na miesiąc pozbawienia wolności. Chodzi o film „Grandpa Prank” i sytuację, w której rzekomo biegałem po Złotych Tarasach ze spuszczonymi spodniami oraz sytuację, w której udawałem załatwianie potrzeby fizjologicznej do pojemnika na śmieci. Ok, rozumiem, nie wolno biegać bez majtek w miejscu publicznym... ale, przecież miałem na sobie spodenki. Mój kolega w postprodukcji zablurował moje okolice bikini Emotikon grin...i chyba dobrze mu to wyszło bo sąd dał się nabrać i bez dowodów skazał mnie za bieganie bez majtek... nie o taką Polskę walczyliśmy. Rozumiem, że polskie sądy wkrótce skażą Tyriona Lannistera za zabicie ojca kuszą w wychodku - Dowody też są niezaprzeczalne. Po drugie... z Centrum Handlowego wyrzucono wtedy Dziadka... a po 10 minutach wrócił Wardęga bo zgubił rękawiczkę. Skąd pewność, że Dziadek był mną? Czy w tym kraju bez dowodów można kogoś skazać? Ależ owszem... czemu nie? Wardędze za całokształt wyrok pozbawienia wolności należy się! Trzeba się odwołać i liczyć na uczciwy proces. Jak przegram to kupcie mi proszę mydło w płynie... bo nie chciałbym, żeby zwykłe mi spadło pod prysznicem... napisał youtuber na swoim profilu. Sylwester Wardęga podkreślił też, że mimo wyroku sądu nie poddaje się i dalej będzie tworzył. – Mimo wszystko ja się nie poddaję, dalej będę robił swoje. Już niedługo 3 mln subskrybentów, może uda się dobić do okrągłej liczby przed uprawomocnieniem wyroku. – dodał. SA Wardęga na filmie o psie-pająku zarobił krocie. Powstało wiele innych, równie niekonwencjonalnych filmów, którymi SA Wardęga zdobywał serca Internautów. Sylwester Wardęga i jego poczucie humoru nie wszystkim jednak przypadło do gustu... Na przykład sędzia zajmujący się jego sprawą nie polubił jego
6
lajt 28/04/2015
miesiąc pozbawienia wolności! Właśnie dostałem wyrok skazujący mnie na miesiąc pozbawienia wolności” - poinformował swoich fanów SA Wardęga. Wyrok jego zdaniem nie jest słuszny. ”Ok, rozumiem, nie wolno biegać bez majtek w miejscu publicznym... ale, przecież miałe m n a so bi e sp o d e n ki . M ój ko le g a w p ostp ro d u kcji zablurował moje okolice bikini :)...i chyba dobrze mu to wyszło bo sąd dał się nabrać i bez dowodów skazał mnie za bieganie bez majtek... nie o taką Polskę walczyliśmy ;P Rozumiem, że polskie są dy wkrótce skażą Tyriona Lannistera za zabicie ojca kuszą w wychodku - Dowody też są niezaprzeczalne :)” - wyjaśnia na portalach społecznościowych SA WARDĘGA.
x
# www.facebook.com/sawardega
KRAJ
NAD WISLĄ
www.lajt.pl
Globalnie
Prezydent Rosji już od ośmiu dni nie pojawia się publicznie. Jedynie na stronie
WŁADIMIR PUTIN od kilku dni nie pojawia się publicznie. Od razu wywołało to pogłoski, że rosyjski przywódca jest chory. Tymczasem rzecznik Kremla twierdzi, że Putin jest okazem zdrowia, a siła uścisku jego dłoni „łamie ręce”. - G d y t y l ko w i o s n ą p o j a w i się słońce, gdy tylko zaczyna pachnieć wiosną, pojawia się przesilenie. Komuś marzy się dymisja Sieczyna, a komuś dymisja rządu; ktoś przez kilka dni nie widzi w telewizji Putina. My odnosimy się do tych przejawów przesilenia spokojnie, cierpliwie odpowiadamy na pytania - oznajmił rzecznik Kremla DMITRIJ PIESKOW, komentując pogłoski o chorobie rosyjskiego prezydenta. Z kolei radiu Echo Moskwy sekretarz prasowy prezydenta powiedział, że Putin „nieustannie ma spotkania, jednak nie wszystkie są publiczne”. „Porządek dnia jest bardzo napięty, związany ze zjawiskami kryzysowymi. Stale komunikuje się z rządem, z koncernami państwowymi, ze środowiskiem bankowym. Pochłania to wiele czasu” - oświadczył rzecznik.Zapytany przez tę stację radiową o „siłę uścisku” prezydenckiej dłoni, Pieskow odparł: „Łamie ręce”. Z kolei indagowany o to, czy prezydent „pracuje z dokumentami”, odpowiedział: „Wyczerpująco”.Gdy tylko wiosną pojawi się słońce, gdy tylko zaczyna pachnieć wiosną, pojawia się przesilenie. Komuś marzy się dymisja Sieczyna, a komuś dymisja rządu; ktoś przez kilka dni nie widzi w telewizji Putina.Te dwa pytania Echa Moskwy nawiązywały do sytuacji z sierpnia 1996 roku, kiedy to ówczesny prezydent Federacji Rosyjskiej BORYS JELCYN w moskiewskiej klinice rządowej walczył o życie po kolejnym zawale serca, a jego sekretarz prasowy Siergiej Jastrzembski zapewniał, że właśnie był u swojego
www.lajt.pl
szefa; że jest on w świetnej formie; że pracuje z dokumentami i że ma silny uścisk dłoni. We wrześniu 1996 roku Jelcyn ogłosił, że zdecydował się na operację serca. W rozmowie z Echem Moskwy Pieskow utrzymywał również, że Putin nie miał w planie udziału w czwartkowym dorocznym rozszerzonym Kolegium Federalnej Służby Bezpieczeństwa (FSB), choć w poprzednich latach przyjeżdżał przy takich okazjach na Łubiankę, z którą przez wiele lat był związany.Również agencję Reutera rzecznik Kremla zapewnił, że Putin cieszy się dobrym zdrowiem. Pieskow nie potrafił jednak powiedzieć, kiedy prezydent pokaże się publicznie. „Ma spotkania dzisiaj, jutro. Nie wiem, o których będą publiczne i nfo rm a cje” - powiedział. Putin od tygodnia nie pojawia się publicznie. Jedynie na stronie internetowej Kremla publikowane są informacje o spotkaniach głowy państwa. Okazało się jednak, że są one antydatowane. Pieskow konsekwentnie zaprzecza, jakoby prezydent był chory.Po raz ostatni Putin pojawił się przed dziennikarzami 5 marca - w tym dniu podejmował na Kremlu premiera Włoch MATTEO RENZIEGO.O rzekomo zaplanowanej na 12 marca dymisji Sieczyna, byłego wicepremiera i wiceszefa Administracji Prezydenta, poinformował redaktor naczelny „Niezawisimej Gaziety” Konstantin Remczukow. Służba prasowa Rosnieftu temu zaprzeczyła. - Może to być celowy polityczny zabieg Putina, albo kolejna operacja plastyczna rosyjskiego prezydenta - tak kilkudniowe zniknięcie Władimira Putina komentuje służba. Zapytany przez tę stację radiową o „siłę uścisku” prezydenckiej dłoni, Pieskow odparł: „Łamie ręce”. Z kolei indagowany o to, czy prezydent „pracuje z dokumentami”, odpowiedział: „Wyczerpująco”.Gdy tylko wiosną
# www.putin.ru
internetowej Kremla publikowane są informacje
Zniknięcie Władimira Putina jest wynikiem „spisku generałów”, który zawiązał się w Moskwie, a jego konsekwencją będzie rychłe odsunięcie prezydenta od władzy - twierdzi Andriej Iłłarionow. komentuje MARIA PRZEŁOMIEC, dziennikarka, specjalistka od spraw wschodnich. Jak zaznacza Przełomiec, zniknięcie na jakiś czas ze sceny, to zabieg znany z historii autorytarnych rządów w Rosji. - Władimir Putin mógł pójść wzorem Iwana Groźnego, który też zniknął na pewien czas, po to by po jakimś czasie się pojawić i sprawdzić kto ze świty jest lojalny i zewrzeć szyki - mówi ekspertka. Dziennikarka podejrzewa, że Władimir Putin może wystąpić publicznie z odświeżonym wizerunkiem, na przykład w rocznicę przyłączenia Krymu do Rosji. Zdaniem Marii Przełomiec, niewykluczone jest również, że Putin poświęcił kilka dni na przeprowadzenie kolejnej operacji plastycznej. Gra polityczna ze zniknięciem Putina, zdaniem Marii Przełomiec, może być również skierowana wobec Zachodu, aby ocieplić
dzisiejszy wizerunek prezydenta mocarnej Rosji. -Niebezpieczne będzie, jeśli po zjawieniu się Putina, wielu na Zachodzie odetchnie z ulgą i zacznie się zastanawiać, czy naciski na Rosję nie są zbyt intensywne, bo zamiast Putina mógł przyjść ktoś gorszy - mówi ekspertka. Dziennikarka zaznacza, że dywagacje o chorobie, bądź zniknięciu prezydenta Rosji zawsze budzą pytania o to jak naprawdę wygląda władza na Kremlu. Jak dodaje, „pytanie brzmi czy Putin działa autonomicznie, czy też, co bardziej prawdopodobne, że za Putinem stoją rosyj-
G LO B A L N I E
skie służby specjalne i rządzi tak naprawdę klika, a nie jedna osoba. Od kilku dni nie milkły spekulacje na temat stanu zdrowia Władimira Putina. Gospodarz Kremla od 5 marca nie był widziany publicznie. Część komentatorów twierdzi, że rosyjski przywódca jest chory, a inni zastanawiają się czy wewnątrz obozu rządzącego nie toczy się walka o jego odsunięcie od władzy. Media podały, że przyczyną nieobecności Putina może być to, jego partnerka. Urodziła dziecko w jednej ze szwajcarskich klinik. Informacjom tym zaprzeczył jednak Kreml.
x
lajt 28/04/2015
7
8
lajt 28/04/2015
G LO B A L N I E
www.lajt.pl
2
ogłosił, że prowadzący popularny program „Top Gear”, Jeremy Clarkson, został zawieszony. Powodem ma być „kłótnia” popularnego dziennikarza motoryzacyjnego z producentem. prowadzący pozostają w programie. zakłady o przyszłości Clarksona i Top Gear. Wśród kandydatów na nowego prowadzącego jest Steve Coogan, a za każdego funta postawionego na to, że Clarkson zostanie kandydatem torysów na burmistrza Londynu, można dostać 33. Wynika z niego, że 54 letni Jeremy Clarkson został zawieszony z powodu kłótni z producentem, szczegółów jednak nie poddano.Przedstawiciel stacji powiedział, że w sprawie Clarksona prowadzone jest obecnie śledztwo i na razie nic więcej nie może powiedzieć.Jak podaje BBC, Jeremy Clarkson, który słynie z kontrowersyjnych i niepoprawnych politycznie wypowiedzi, w maju dostał od producentów „ostatnie ostrzeżenie”. Podczas kręcenia jednego z odcinków, dziennikarz powiedział przed kamerą rasistowski komentarz. Według
Papież Franciszek odparł, że brakuje mu zasadniczo jedynie możliwości pójścia incognito na pizzę.
Clarksona, władze BBC stwierdziły, że „zostanie zwolniony, jeśli jeszcze kiedyś wygłosi na antenie obraźliwą uwagę”. W ostatnim czasie Jeremy Clarkson wywołał kontrowersję między innymi podczas odcinka „Top Gear” kręconego w Argentynie. Argentyńczycy byli oburzeni z powodu użytego w odcinku porshe z tablicą rejestracyjną H982 FKL, które według nich odwoływało się do przegranej kraju w wojnie o Falklandy, prowadzonej z Wielką Brytanią w 1982 roku. W zeszłym roku program otrzymał falę skarg z powodu użycia przez dziennikarza obraźliwego dla Azjatów określenia „slope” - podaje BBC. Sytuacji nie skomentował sam Clarkson, jednak w lutym na Twitterze zamieścił on dwuznaczny post, w którym „poszukiwał” nowego prezentera „Top Gear”.
- Chętny powinien być w średnim wieku, źle się ubierać, być pedantyczny i nie spóźniać się do pracy - napisał dziennikarz. Jeremy Clarkson prowadził popularny, także poza Wielką Brytanią, program od 2002 roku. Jako współprowadzący towarzyszyli mu RICHARD HAMMOND i JAMES MAY. „Ustaliliśmy, że producent faktycznie zostać fizycznie zaatakowany przez Jeremy’ego Clarksona, a następnie znieważony słownie, w niedopuszczalny sposób ” – oświadczył dyrektor korporacji Tony Hall. „ Zdajemy sobie sprawę, że Jeremy jest niezwykle utalentowany i był naszą gwiazdą, ale przekroczył granicę, której nie wolno przekraczać. Dlatego nie przedłużymy mu kontraktu” - dodaje. Od przyszłego roku „Top Gear” będzie
musiał zmienić swój format. Jego przyszłość stoi pod znakiem zapytania, choćby dlatego, że pozostali prezenterzy, Richard Hammond i James May zapowiedzieli, że nie wystąpią w nim bez Clarksona. Na tym nie koniec jego kłopotów. Policja z hrabstwa South Yorkshire, gdzie doszło do ataku na producenta, już zwróciła się do korporacji z prośbą o udostępnienie raportu. Jeśli Clarkson popełnił przestępstwo w oczach prawa, wobec prezentera mogą zostać wyciągnięte konsekwencje karne. Nawet premier DAVID CAMERON zdystansował się od Clarksona, mimo że się z nim przyjaźni. Wcześniej publicznie wyrażał nadzieję, że sprawę będzie można załatwić polubownie. W końcu premier sam przyznał, że agresywne zachowanie w miejscu p ra c y j e st ni e d o p uszc z a ln e. W końcu zostają fani programu oni w większości są zdruzgotani. Clarkson, May i Hammond, jak trzej muszkieterowie czterech kółek, podbili serca milionów, którym odpowiadała ich pomysłowość i ryzykowne poczucie humoru. Jeremy i załoga zrobili z nudy fantastyczny szoł...- mówi prezenterGear”.
x
x
marzenie
Nie zważają również na opublikowaną dzisiaj w „Daily Telegraph” ankietą, w której 90 proc. osób zapytanych o to, czy będą oglądać „Top Gear” bez Clarksona, Richarda Hammonda i Jamesa Maya, odpowiedziało, że nie.Bukmacherzy z domu Ladbrokes przyjmują
We wtorek zarząd brytyjskiej telewizji BBC
na znaczne rozproszenie początkowe głosów sporej części elektorów. Tak było też przed dwoma laty. „Naprawdę, aż do tamtego południa nic nie było. A potem coś się stało, nie wiem - opowiadał FRANCISZEK. „Na obiedzie dotarł do mnie jakiś dziwny sygnał: zaczęto mnie pytać o zdrowie itp. A kiedy wróciliśmy po południu, wszystko już było przyklepane. Całość skończyła się w dwóch głosowaniach. Dla mnie też to było zaskoczenie. Przy pierwszym głosowaniu popołudniowym, kiedy spostrzegłem, że może dojść do czegoś nieodwracalnego, miałem obok przyjaciela, kard. Hummesa. W połowie tego głosowania, kiedy zaczęło to być widoczne, powiedział mi do ucha: «Nic się nie przejmuj, tak działa Duch Święty». Nawet mnie to rozbawiło. A kiedy przy drugim głosowaniu, kiedy policzono dwie trzecie głosów i jak zwykle rozległy się oklaski, ucałował mnie i powiedział, żebym nie zapominał o ubogich. To zdanie utkwiło mi w głowie i doprowadziło do wyboru imienia. Podczas głosowania odmawiałem Różaniec. Zazwyczaj odmawiam codziennie trzy części, a wtedy czułem wielki pokój, niemal do nieprzytomności. To trwało aż do końca i ten pokój to dla mnie był znak, że Bóg tak chce. I od tamtego czasu nie straciłem go aż do tej pory. To coś wewnętrznego, jakby prezent. A potem już nie wiem, co się ze mną działo. Kazali mi wstać, zapytali się, czy przyjmuję. Powiedziałem, że tak. czy kazali mi złożyć przysięgę?”
Zaczęło się od karczemnej awantury i znokautowania producenta programu.
1
W pierwszym rzędzie padło oczywiście pytanie o Meksyk i o rezygnację z odwiedzin tego kraju w ramach planowanej podróży do USA. Papież wyjaśnił, że nie mógł poprzestać na wizycie w jakiejś przygranicznej miejscowości, nie nawiedzając sanktuarium Matki Bożej z Guadalupe. W tym kontekście Ojciec Święty podjął temat migracji, wskazując, że na szczeblu globalnym jest to problem bardzo bolesny i że cieszy go rewidowanie przez Europę dotychczasowej polityki migracyjnej, biorąc pod uwagę ludzkie cierpienie.Wśród pytań nie zabrakło odniesienia do wydarzeń sprzed dwóch lat i niespodziewanego wyboru na Następcę Piotra kard. JORGE BERGOGLIO. Papież potwierdził, że i dla niego było to zaskoczenie, bo przyjechał do Rzymu tylko z małą walizką, zamierzając na Wielki Tydzień wrócić do Buenos Aires. Nawet przygotował homilię na Niedzielę Palmową. Wiedział zresztą, że nie był brany pod uwagę w rankingach tzw. papabili. Konklawe przebiegło jednak inaczej. Franciszek mimo nacisków dziennikarki zaprzeczył, jakoby już na konklawe z 2005 r. otrzymał wiele głosów. Przyznał natomiast, że tego rodzaju głosowania są same w sobie ciekawe, choćby z uwagi
JEREMY CLARKSON prawie wyrzucony z BBC. Tym razem mu się nie upiekło. BBC znosiło rasistowskie uwagi czy skandale dyplomatyczne wywoływane przez Jeremy’ego Clarksona, ale nie pobicie producenta. Kierownictwo stacji nie przejęło się podpisaną przez ponad milion ludzi petycją i nie przedłużyło umowy z prezenterem „Top Gear”. Zaczęło się od karczemnej awantury i znokautowania producenta odpowiedzialnego za niedostarczenie na plan ciepłej kolacji (chodziło o stek i frytki). Stacja najpierw zawiesiła i wstrzymała emisję „Top Gear”, a po dochodzeniu zdecydowała o nieprzedłużaniu z Clarksonem kontraktu, wygasającego w tym miesiącu.TONY HALL, dyrektor generalny BBC, w wydanym w środę oświadczeniu powiedział, że „BBC potrzebuje wyrazistych i różnorodnych osobowości, ale nie za wszelką cenę”. I dodał, że osobiście jest fanem talentu Clarksona, który „z pewnością będzie bawił publiczność przez wiele lat, choć nie w BBC”.Choć od początku afery BBC, nie licząc jednego lakonicznego komunikatu, wstrzymywała się od oficjalnych komentarzy, nieoficjalnie jej przedstawiciele byli ostatnio bardziej wylewni. Najczęściej powtarzającym się argumentem były kwestie wizerunkowe: po aferze z wieloletnim zamiataniem pod dywan pedofilskiego skandalu z gwiazdą stacji Jimmym Savile’em w roli głównej, brytyjska telewizja publiczna jest na cenzurowanym. - Po Savile’u wewnętrzne dochodzenia w BBC są jak procesy norymberskie - mówił na łamach „Guardiana” prezenter JONATHAN MAITLAND. Ale decyzja o wyrzuceniu Clarksona wcale nie była dla władz stacji tak oczywista. Pierwsza czerwona lampka zapaliła się w niedzielę po ogłoszeniu decyzji, gdy o godz. 20 BBC2 zamiast swojego flagowego show pokazała film dokumentalny. Z 5 mln widzów siadających zwykle przed telewizorami, ostał się jedynie milion. A to dopiero początek strat liczonych w dziesiątkach milionów funtów.Z powodu burdy o stek kilka dni temu BBC Worldwide, komercyjna gałąź BBC, zawiesiło show „Top Gear”, które od kilku lat jeździ po świecie (w Warszawie gościło na Stadionie Narodowym we wrześniu 2013), a w najbliższych dniach miało przyjechać do Norwegii. 18 tys. fanów trzeba więc oddać pieniądze za bilety - równowartość od 45 do 100 funtów. Władze BBC nie przejęły się podpisaną przez ponad milion ludzi petycją, którą w ostatni piątek uroczyście dostarczył im jadący czołgiem Stig (kultowy kierowca wyścigowy „Top Gear”).
10
lajt 28/04/2015
G LO B A L N I E
www.lajt.pl
Jeden z pilotów samolotu linii Germanwings, który rozbił się we wtorek we francuskich Alpach, opuścił kabinę i nie był w stanie wrócić, zanim samolot spadł - informuje dziennik „New York Times”, powołując się na dowody z rejestratora rozmów w kabinie. Piloci, których podejrzewa się o celowe doprowadzenie do katastrof lotniczych Katastrofy lotnicze najczęściej są wynikiem błędu człowieka, problemów technicznych maszyny lub nieszczęśliwego zbiegu okoliczności. Zdarza się jednak, że to pilotów podejrzewa się o doprowadzenie do katastrofy. W ciągu ostatnich 15 lat miały miejsce 24 katastrofy lotnicze. Mimo to samoloty nadal należą do najbezpieczniejszych środków transportu na świecie. Gdy jednak dochodzi do wypadku, ofiary liczy się w dziesiątkach, a najczęściej i setkach. Nic zatem dziwnego, że wiele osób boi się latać. Oto przypadki, w których odpowiedzialni za życie setek pasażerów ludzie podjęli prawdopodobnie najgorszą decyzję w swoim życiu. SilkAir 185 W 1997 roku tragicznie zakończył się lot SilkAir 185. Lecący z Dżakarty do Singapuru Boeing 737 spadł z wysokości 35 tys. stóp. Maszyna wpadła w lot nurkowy, nabierając tak dużej prędkości, że rozpadła się w powietrzu. Jej szczątki spadły do rzeki Musi. Zginęły wszystkie osoby na pokładzie, 97 pasażerów i 7 członków załogi.Choć w oficjalnym raporcie za przyczynę katastrofy uznano awarię serwomechanizmu, czyli zamkniętego układu sterowania, wielu ekspertów biorących udział w śledztwie nie uznało tego werdyktu, uważając, że do w y-
W 1997 r o k u tragicznie z a ko ń c z y ł się lot SilkAi r 1 85. Le c ą c y z Dżakarty do Singapuru Boeing 737 spadł z wysokości 35 tys. stóp. Maszyna wpadła w lot nurkowy, nabierając tak dużej prędkości, że rozpadła się w powietrzu. Jej szczątki spadły do rzeki Musi.
padku doszło z powodu celowego działania pilota. Teorię tę zdaje się potwierdzać zezłomowanie wraku maszyny, co uniemożliwiło ponowne otwarcie śledztwa, oraz „zagubienie” w trybach biurokratycznych procedur wadliwego serwomechanizmu CPU. Pod koniec października 1999 roku Boeing 747 linii lotniczych EgyptAir, lecący z Los Angeles do Kairu, runął wprost do Atlantyku, po krótkim międzylądowaniu w Nowym Jorku.Maszyna, na pokładzie której znajdowało się 217 osób, spadła z wysokości 33 tys. stóp. Nikt z pasażerów nie przeżył.Początkowa hipoteza, która do dziś nie została jednoznacznie wykluczona, zakładała zamach terrorystyczny. Po przeanalizowaniu zapisów z czarnych skrzynek okazało się, że drugi pilot, który na chwilę przejął stery, tuż przed katastrofą odmówił kilkukrotnie muzułmańską modlitwę za zmarłych. Dalsze śledztwo wykazało, że mężczyzna mógł popełnić samobójstwo ze względów psychicznych. Przez lata molestował pokojówki w hotelach, a w dniu lotu jego kolega i pierwszy pilot lotu EgyptAir 990 powiedział mu, że nie zdoła już dłużej ukrywać tego faktu. LAM Mozambique Airlanes 470 W listopadzie 2013 roku na terytorium Namibii doszło do katastrofy lotu LAM Mozambique Airlanes 470. Samolot Embraer 190, który wykonywał regularny lot z Maputo do Luandy, na wysokości 38 tys. stóp nagle zaczął obniżać swój lot z dużą prędkością. Maszyna zniknęła z radarów na wysokości 3 tys. stóp. Wrak odnaleziono dzień po katastrofie, na terenie Parku Narodowego Bwabwata.Choć przebieg rozmów pilotów nie został ujawniony, z raportu wynikało, iż pilot miał „jasny zamiar rozbić pilotowany samolot”. W katastrofie zginęło 27 pasażerów i 6 członków załogi. Jeden z pilotów airbusa wyszedł z kabiny i nie mógł wrócić. Jeden z pilotów samolotu linii Germanwings, który rozbił się we wtorek we francuskich Alpach, opuścił kabinę i nie był w stanie wrócić, zanim samolot spadł - informuje dziennik „New York Times”, powołując się na dowody z rejestratora rozmów w kabinie. Do rewelacji gazety odniósł się już rzecznik Lufthansy, spółki matki tanich linii Germanwings. -Mężczyzna puka lekko do drzwi i nie ma odpowiedzi - powiedział „NYT” śledczy, który zastrzega anonimowość. - Następnie silniej uderza w drzwi i dalej nie ma żadnej odpowiedzi. Odpowiedź nigdy nie nadchodzi - wskazuje śledczy. I dodaje, że „słychać, jak (mężczyzna) stara się wyważyć drzwi”. „Nie wiemy jeszcze, dlaczego jeden z (pilotów) wyszedł z kabiny, „ale pewne jest, że pod sam koniec lotu drugi pilot jest sam i nie otwier a d r z w i ” - mów iDziennik dodaje, że
Samoloty nadal należą do najbezpieczniejszych ś r o d ków t r a n s p or t u na świecie. Gdy jednak dochodzi do wypadku, ofiary liczy się w dziesiątkach, a najczęściej i s et k ach . Nic z atem dziwnego, że wiele osób boi się latać.
dane z rejestratora rozmów w kabinie jedynie „pogłębiają tajemnicę wokół katastrofy samolotu i nie wskazują na stan lub działanie pilota, który pozostał w kabinie”. Rzecznik Lufthansy, spółki matki tanich linii Germanwings, powiedział, że przewoźnik wie o artykule w „NYT”, ale „nie mamy - jak zastrzegł- informacji od władz, które potwierdzałyby te doniesienia i potrzebujemy więcej danych. Nie będziemy uczestniczyć w spekulowaniu na temat przyczyn katastrofy”.Francuskim śledczym, badaj ą c y m p r z yc z yny katastrofy, udało się
francuskich. Nikt nie przeżył katastrofy. Większość ofiar stanowią Niemcy i Hiszpanie; wśród zabitych są też obywatele kilkunastu innych krajów.Lubitz nie otrzymał licencji w USA w 2010 roku. Andreas Lubitz, drugi pilot Airbusa A320, który celowo spowodował katastrofę maszyny w Alpach, nie otrzymał licencji pilota w Stanach Zjednoczonych - ujawniła Federalna Administracja Lotnictwa w USA. Powodem był epizod depresyjny Niemca z 2010 roku. Jak podaje Reuters, Andreas Lubitz w 2010 roku ubiegał się o licencję pilota w USA. Początkowo Niemiec otrzymał certyfikat medyczny trzeciego stopnia, który przysługuje początkującym pilotom oraz amatorom latającym rekreacyjnie, jednak - jak podaje Reuters - w oświadczeniu z 28 lipca 2010, Federalna Administracja Lotnictwa (FAA) zdecydowała, że mężczyzna nie może prowadzić samolotów. Według FAA, Lubitz nie mógł otrzymać niezbędnych certyfikatów med yc z nyc h , ponieważ, jak
odzyskać część danych z jednej czarnej skrzynki. Urządzenie CVR, czyli Cockpit Voice Recorder, zapisuje wszystkie dźwięki z czterech mikrofonów w kokpicie - rozmowy pilotów między sobą oraz z wieżą kontroli lotów, a także wszystkie inne dźwięki i alarmy, które rozlegają się w kabinie.Trwa poszukiwanie drugiej czarnej skrzynki maszyny, czyli rejestratora parametrów lotu (urządzenie FDR, Flight Data Recorder). W środę znaleziono jego obudowę, ale bez zawartości.Komisja ds. katastrof lotniczych (BEA) zastrzegła, że jest za wcześnie, by podawać przyczyny tragedii, w której zginęło 150 osób. Śledczy nie wiedzą m.in., dlaczego piloci nie reagowali na próby nawiązania z nimi kontaktu.Szef BEA zastrzegł, że śledczy nie wykluczają żadnej hipotezy. Podkreślił jednak, że Airbus A320 nie eksplodował w powietrzu i „leciał aż do końca”. Rozbił się o zbocze góry, gdy znajdował się na wysokości 6 tys. stóp, czyli 1820 metrów - poinformował. Airbus wystartował we wtorek przed godz. 10 z Barcelony i leciał do Duesseldorfu w Niemczech. Rozbił się w miejscowości Meolans-Revel w Alpach francuskich. Nikt nie przeżył katastrofy. Większość ofiar stanowią Niemcy i Hiszpanie; wśród zabitych są też obywatele kilkunastu innych krajów.LUBITZ nie otrzymał licencji w USA w 2010 roku. Andreas Lubitz, drugi pilot Airbusa A320, który celowo spwodował katastrofę maszyny w Alpach, nie otrzymał licencji pilota w Stanach Zjednoczonych - ujawniła Federalna Administracja Lotnictwa w USA. Powodem był epizod depresyjny Niemca z 2010 roku. Jak podaje Reuters, Andreas Lubitz w 2010 roku ubiegał się o licencję pilota w USA. Początkowo Niemiec otrzymał certyfikat medyczny trzeciego stopnia, który przysługuje początkującym pilotom oraz amatorom latającym rekreacyjnie, jednak - jak podaje Reuters - w oświadczeniu z 28 lipca 2010, Federalna Administracja Lotnictwa (FAA) zdecydowała, że mężczyzna nie może prowadzić samolotów. Według FAA, Lubitz nie mógł otrzymać niezbędnych certyfikatów medycznych, ponieważ, jak ujawniły to dokumenty od niemieckich lekarzy, w przeszłości cierpiał na depresję reaktywną. reklama Od stycznia do października 2009 roku Niemiec miał przyjmować leki antydepresyjne oraz korzystać z Duesseldorfu w Niemczech. Rozbił się w miejscowości Meolans-Revel w Alpach
administratorowi, że jego adres IP trafił już do organów ścigania.Ta akcja społecznościowa może być przykładem reakcji zbulwersowanych tragedią internautów połączonej z promocją dość specyficznego serwisu internetowego, do którego prowadzą odnośniki z profili. Serwis ten (nie będziemy go tu reklamować) to niewielka niemieckojęzyczna strona, która zajmuje się głównie plotkami, teoriami spiskowymi i raczej nie jest szczególnie popularna w sieci. Jego film promujący rozpoczyna się sceną egzekucji wykonywaną przez jednego z bojowników Państwa Islamskiego. Pozostałe materiały w serwisie nie są mniej delikatne i wyważone. Farma lajków i katastrofa samolotu Z drugiej strony profile te mogą być tzw. farmą lajków w początkowym stadium. Farmy to strony na Facebooku, które nastawione są na zebranie jak największej liczby polubień w jak najkrótszym czasie. Poruszają zwykle bardzo gorącą w danym okresie tematykę budzącą żywe zainteresowanie internautów. Mogą to być profile w stylu „bijemy rekord polubień”, „rozdajemy iPhone’y bez folii”, wreszcie profile w stylu „ten potwór zabił 150 osób”. Mimo ostrzeżeń medialnych i kampanii społecznych internauci wciąż dają się złapać na ten haczyk. To, co
11
polubił jeden, zobaczy kilkudziesięciu jego znajomych, a potem kolejni znajomi znajomych. Zjawisko rozprzestrzenia się niejako „wirusowo”. o czego służy farma lajków?Celem jest szeroko rozumiany zarobek. Albo na profilu jest numer konta, na który należy przelać pieniądze - rzekomo po to, by pomóc chorej dziewczynce. Alternatywny scenariusz - na takim profilu jest link do filmu lub innej treści, która będzie dostępna dla internauty, jeśli ten wyśle tzw. SMS premium, fundując sobie jednocześnie płatną subskrypcję. Wreszcie: farma może posłużyć publikacji treści reklamowych lub sprzedaży profilu, któremu potem da się „zmienić markę”. Nie jest to proste zadanie (jeżeli strona zyskała więcej niż 200 polubień), jednak po transakcji najczęściej sprzedawca znika z pieniędzmi,
O d by w a ł s i ę b r i e f i n g przed podejściem do lądowania w Dusseldorfie. Po tym czasie kapitan poprosił pilota, aby przejął stery. - „Zostawiam cię za sterami, prowadzisz” - powiedział i wyszedł do toalety - opowiadał prokurator.
# www.germanwingsairlines.com
regularnej pomocy psychoterapeutycznej. Według niemieckich lekarzy, którzy wcześniej badali Lubitza, mężczyzna cierpiał na „poważne epizody depresyjne bez zaburzeń psychotycznych”, jednak „obecnie zauważalna jest całkowita remisja choroby”. Według Reutersa, ujawnione dokumenty wykazały także, że w formularzu wstępnym w pytaniu o zaburzenia psychiczne Niemiec początkowo zaznaczył okienko przy odpowiedzi „nie”, jednak potem zamienił je na „tak”. Niemieckie władze lotnicze ujawniły, że pracodawcy Lubitza w Niemczech nie byli świadomi, że w 2009 roku mężczyzna cierpiał na depresję. Stwierdziły także, że Lutfhansa, do której należała linia GERMANWINGS, postępowała zgodnie z wszelkimi procedurami. Rzecznik Lufthansy stwierdził z kolei, że linia nie wiedziała o opisie stanu medycznego pilota dostarczonym pięć lat temu do FAA. Wniosek Niemca o amerykańską licencję był bowiem wysłany przez Lubitza prywatnie, z jego osobistego maila - podaje Reuters. Śledczy wciąż próbują ustalić dokładny motyw działania Lubitza, który pod nieobecność kapitana w kokpicie doprowadził do krytycznego zniżania się samolotu i jego rozbicia się w Alpach. Podczas policyjnej rewizji w domu pilota znaleziono podarte zwolnienia lekarskie datowane na dzień katastrofy. Dokumenty te nie dotarły do pracodawców Lubitza. Mężczyzna miał od kilku lat leczyć się na zaburzenia psychiczne. Miał też myśli samobójcze. Według francuskich śledczych, wstępne odczytania zapisu drugiej czarnej skrzynki Airbusa A320 potwierdziły, że drugi pilot celowo rozbił samolot. Samolot rejsu 4U9525 leciał 24 marca z Barcelony w Hiszpanii do Düsseldorfu w Niemczech. Na pokładzie znajdowało się 6 członków załogi i 144 pasażerów z m.in.: Niemiec, Hiszpanii oraz Australii. Wciąż nie można określić narodowości niektórych osób. Nikt nie przeżył. „Bild”: An d rea s Lu bitz miał zosta ć ojce m . Kath ri n Goldbach urodzi dziecko pilota Germanwings Data „Bild”: Andreas Lubitz miał zostać ojcem. Kathrin Goldbach urodzi dziecko pilota Germanwings Andreas Lubitz celowo doprowadził do katastrofy samolotu linii Germanwings w Alpach (© Michael Mueller/AP) 28-letni Andreas Lubitz, drugi pilot Airbusa A320, miał zostać ojcem. Jak informuje „Bild”, partnerka pilota, 26-letnia nauczycielka KATHRIN GOLDBACH dwa tygodnie przed katastrofą dowiedziała się, że jest w ciąży z Lubitzem. Dzień przed śmiercią, po 7 latach związku, pilot miał zerwać z dziewczyną. Ich relację dziennik określa jako mocno burzliwą, głównie ze względu na porywczy charakter mężczyzny. Andreas Lubitz miał mówić Kathrin Goldbach jak ma się zachowywać, w co ubierać, czy też z którymi mężczyznami rozmawiać. reklama W trakcie trwania ich związku, mężczyzna miał również utrzymywać romans ze stewardesą linii Germanwings. Jak przyznała 26-latka, Lubitz miał duże problemy ze złością. Wielokrotnie zdarzało mu się podnosić na nią głos Tymczasem śledczy wciąż prowadzą poszukiwania drugiej czarnej skrzynki i szczątków ofiar. Do tej pory udało się zidentyfikować już ponad połowę ze 150 osób, które znajdowały się na pokładzie. Odnalezienie drugiej skrzynki pomoże ustalić, czy dodatkowo nie doszło do awarii Airbusa. Niewykluczone jednak, że mogła się ona rozbić. Już wcześniej znaleziono jej obudowę. Zapis pierwszej czarnej skrzynki Airbusa A320 ujawnił, że do katastrofy doprowadził drugi pilot Andreas Lubitz. Mężczyzna leczył się psychiatrycznie. Podczas policyjnej rewizji w domu pilota, znaleziono podarte zwolnienia lekarskie, datowane na dzień katastrofy. Dokumenty te nie dotarły do pracodawców Lubitza. W mieszkaniu znaleziono też dokumentację medyczną, która sugeruje, iż 28-latek był chory. W oświadczeniu nie sprecyzowano o jaką chorobę chodzi. Nagrania pozyskane z czarnej skrzynki airbusa A320, który rozbił się w Alpach, wskazują, że to drugi pilot jest odpowiedzialny za katastrofę samolotu linii Germanwings i śmierć 150 osób. Andreas Lubitz, bo o nim mowa, trafił na Facebooka i dorobił się już kilku profili. Farma lajków? A może sposób na odreagowanie tragedii?Artykuł otwarty w ramach bezpłatnego limitu prenumeraty Wstępna interpretacja nagrań z czarnej skrzynki airbusa A320 wskazuje na to, że Andreas Lubitz, niemiecki pilot, rozbił samolot linii Germanwings specjalnie. Słychać na nich, że kapitan samolotu wyszedł, a potem nie mógł się dostać z powrotem do kokpitu. W czasie jego nieobecności drugi pilot zaczął zniżać Andreas Lubitz: „Potwór”, „sukinsyn” Pilot już został rzucony na żer. Na Facebooku pojawiło się jak dotąd kilka profili poświęconych pilotowi, w kilku językach - po niemiecku, francusku i włosku. W momencie publikacji tego tekstu, cztery godziny po ujawnieniu informacji nt. przyczyn katastrofy, mają od 150 do 400 polubień, choć liczba ta szybko się zwiększa.Na każdym profilu jest zdjęcie pilota, prawdopodobnie zapożyczone z jego nieaktywnego w tej chwili konta na Facebooku. W opisie profili padają ostre słowa. „Oto potwór, który zabił ponad 150 osób”. Podany jest jego wiek i informacja, że już jako nastolatek pasjonował się lataniem. Pojawiają się niewybredne komentarze samych internautów: „Sukinsyn” czy: „Spłoń w piekle, gnoju”.Na szczęście nie brakuje też głosów krytycznych. „Tania sensacja. To obrzydliwe” - to jeden z nich. Ktoś inny sugeruje
lajt 28/04/2015
G LO B A L N I E
www.lajt.pl
a nowy właściciel zostaje sam z problemem. - Założenie takiej „farmy fanów” nie jest trudne - komentuje Margarita Nowak, ekspert ds. mediów społecznościowych w Agencji Marketingowej Płodni. com. Kliknięcie „lubię to” nic nie kosztuje, daje za to poczucie przynależności do grupy, poczucie, że się w jakiś sposób pomogło. - Ludzie klikają „lubię to”, bo chcą pokazać wsparcie inicjatywy -mówi MARGARITA NOWAK. Pozorna pomoc Przykłady takich
Drugi pilot samolotu Andreas Lubitz zamknął się w kokpicie i nie chcia ł ot wor z yć drzwi kapitanowi lotu. nadużyć w mediach społecznościowych można mnożyć. Takim przykładem jest m.in. „bicie rekordu polubień dla Łukasza Bereziaka”, chłopca, który mimo choroby aktywnie pomagał zbierać pieniądze dla WOŚP, o czym pisała JUSTYNA SUCHECKA z „Gazety Wyborczej”.Inny przykład: kilka godzin po informacji o zaginięciu samolotu linii Malay-
sia Airlines pojawiły się strony kuszące użytkowników informacjami o znalezieniu samolotu. Całość okazywała się farmą lajków, a wideo prowadziło jedynie do strony, na której oprócz udostępnienia jej mogliśmy się zapisać do usługi SMS o podwyższonej opłacie.Podobna sytuacja miała miejsce, gdy nad Ukrainą został zestrzelony samolot, również malezyjskich linii lotniczych. W tym czasie oszuści kusili internautów nagraniem z momentu zestrzelenia samolotu. Oczywiście żadna strona nie pokazywała prawdziwych informacji, ale jedynie żerowała na chęci bycia na bieżąco.Jest zbyt wcześnie, by poznać motywy działania pilota airbusa A320, nie ma pewności co do jego stanu zdrowia, zbyt wcześnie, by z całym przekonaniem podać przyczynę katastrofy. Nie pomagają w tym internetowe samosądy. Zwłaszcza że internautami są też najprawdopodobniej rodzina i bliscy znajomi pilota. Wystarczającym ciosem jest jego śmierć i to, że wraz z nim zginęło 150 osób.- Ludzie zawsze głosili swoje sądy i opinie, teraz korzystają z aktualnego medium, w którym mogą to zrobić błyskawicznie - mówi Margarita Nowak. - Nasza opinia zostawiona pod wpływem emocji na Facebooku niczego nie zmienia. Nie wróci życia, nie wpłynie na wynik śledztwa. Dlatego warto dwa razy się zastanowić, zanim tak jak inni zajomi w ciemno klikniemy „lubię to” - kwituje. Drugi pilot samolotu Andreas Lubitz zamknął się w kokpicie i nie chciał otworzyć drzwi kapitanowi. Manipulował przy przyciskach i celowo obniżył lot maszyny. Wydaje się, że kryła się za tym wola zniszczenia samolotu - poinformował prokurator Marsylii Brice Robin. W czwartek po południu francuscy śledczy ujawnili, co znajduje się na czarnej skrzynce samolotu, który we wtorek robił się w Alpach. Urządzenie nagrywało dźwięk z kokpitu i rejestrowało rozmowy pomiędzy pilotami. Śledczy
potwierdzili dzisiejsze doniesienia mediów. Jeden z pilotów znajdował się poza kabiną w momencie katastrofy. Bezskutecznie próbował się dostać do środka. W kokpicie znajdował się wówczas tylko drugi pilot Andreas Lubitz. Przez pierwsze 20 minut nie działo się nic nadzwyczajnego. Krótkie wypowiedzi. Normalny, nawet lekko zabawny dialog. Piloci rozmawiali rozluźnieni. Odbywał się briefing przed podejściem do lądowania w Dusseldorfie. Po tym czasie kapitan poprosił pilota, aby przejął stery. - „Zostawiam cię za sterami, prowadzisz” - powiedział i wyszedł do toalety - opowiadał prokurator. Potem na nagraniach słyszymy dźwięk zamykanych drzwi. A później słychać odgłos manipulowania przy przycisku, który powoduje obniżenie lotu samolotu. Aby go ustawić, trzeba wykonać kilkanaście obrotów. Taka manipulacja mogła być jedynie dobrowolna i świadoma. Wcześniej samolot leciał na autopilocie - mówił. Przed katastrofą samolotu w kokpicie było słychać westchnięcie- Słychać, że kapitan próbował wrócić do kokpitu. Próbował się porozumieć z pilotem przez intercom. Ale nie było żadnego odzewu. We wnętrzu kabiny słychać było jedynie westchnienie. Oddech słychać do samego końca, co wskazuje, że w kabinie była żywa osoba. Wydawało się, że oddychała normalnie, ale nie wypowiedziała ani jednego słowa. Absolutna cisza - dodawał prokurator.W tym czasie z pilotem próbowali się skontaktować kontrolerzy, ale i oni nie usłyszeli żadnej odpowiedzi. Wieża kontroli lotów zwróciła się do pilotów innych samolotów. Im także nie udało się skomunikować z pilotem airbusa.- Włączył się alarm, że ziemia jest blisko. W tym momencie ktoś próbował wyważyć drzwi, ale one są zabezpieczone przed atakami. Wydaje się, że kapitan miał świadomość tego, co się dzieje, ale nie miał możliwości otwarcia drzwi - mówił BRICE ROBIN. Podkreślał, że nikt nie nadawał też sygnału mayday.Z nagrania zarejestrowanego przez czarną skrzynkę airbusa wynika, że pasażerowie dopiero w ostatniej chwili zorientowali się, iż za chwilę dojdzie do katastrofy. Ich krzyki rozległy się tuż przed rozbiciem maszyny. - Ich śmierć była natychmiastowa - powiedział prokurator Brice Robin.- Nasza dzisiejsza interpretacja przyczyn katastrofy jest następująca. Pilot świadomie odmówił otwarcia drzwi do kokpitu kapitanowi. W tym momencie rozpoczął się gwałtowny spadek samolotu. Wydaje się, że kryła się za tym wola zniszczenia. x
Cooltura Pomysł na fabułę „Idy” rodził się w głowie PAWLIKOWSKIEGO przez kilka lat. Reżyser, który w wieku 14 lat wyemigrował z Polski i większość życia spędził w Wielkiej Brytanii, chciał dzięki filmowi powrócić symbolicznie do krainy swojego dzieciństwa. Akcja „Idy” rozgrywa się na początku lat 60., kiedy po gomułkowskiej odwilży po raz pierwszy w szarej rzeczywistości tak wyraźnie tli się nadzieja na lepsze jutro. Właśnie wtedy do komunistycznej Polski nieśmiało zagląda popkultura. Pojawia się nowa muzyka rozrywkowa, zwiastująca nadchodzącą małymi kroczkami rewolucję obyczajową spod znaku długich włosów i dzieci kwiatów. To również czas osobistych rozliczeń z piekłem drugiej wojny światowej, prób uporządkowania zawiłej polskiej historii.Siła „Idy” tkwi w jej fascynującej niejednoznaczności. Pawlikowski zrealizował niezwykły film rozliczeniowy, w którym nawet najbardziej błahe z gestów zamieniają się w akt sztuki. Twórca „Kobiety z piątej dzielnicy” o tragedii Holocaustu i stalinowskiego terroru opowiada niejako szeptem, mimochodem, skupiając się przede wszystkim na relacji dwóch bardzo różnych kobiet – stalinowskiej byłej sędzi WANDY GRUZ (AGATA KULESZA) i młodej zakonnicy ANNY, odkrywającej swoje żydowskie korzenie (TRZEBUCHOWSKA). Jego „Ida” to film w pewien sposób niedzisiejszy, zupełnie osobny, stanowiący sprzeciw wobec przeładowanego obrazem i dźwiękiem współczesnego kina. Reżyser nakręcił „Idę” na czarno-białej taśmie, w charakterystycznym dla kina lat 50. formacie 1,37:1, z nieznanymi za granicą polskimi aktorami. „Mówiono mi, że popełniam zawodowe harakiri”, powtarzał wielokrotnie w wywiadach. „Ida” długo nie mogła znaleźć polskiego dystrybutora, obawiano się, że kameralny film opowiadający o trudnej polsko-żydowskiej przeszłości może okazać się finansową klapą. Nikt nie jest prorokiem we własnym kraju. Zanim „Ida” stała się najchętniej oglądanym polskim filmem od 1989 roku, spotkała się z serią odrzuceń. Nie przyjęto jej na festiwale w Wenecji, San Sebastian, Locarno. Berlin nie chciał włączyć obrazu Pawlikowskiego do konkursu głównego. Nikt nie jest prorokiem we własnym kraju. Zanim „Ida” stała się najchętniej oglądanym polskim filmem od 1989 roku, spotkała się z serią odrzuceń. Nie przyjęto jej na festiwale w Wenecji, San Sebastian, Locarno. Berlin nie chciał
„Ida” jest filmem zrealizowanym przez Pawlikowskiego od początku do końca na własnych zasadach.
wi to, tym bardziej że kiedy we wrześniu 2013 roku film debiutował na Telluride Film Festival w 2013 roku, „Variety” opisało dzieło Pawlikowskiego jako „smutny film artystyczny”, który „mogą docenić co najwyżej zakonnice żyjące w latach 60. w komunistycznej Polsce” (sic!). Popularność „Idy” za oceanem była zaskoczeniem nawet dla samego dystrybutora, który szacował, że polska produkcja zarobi w porywach do miliona dolarów.Mimo nieprzychylnej recenzji jednego z najbardziej liczących się magazynów filmowych czarno-biała produkcja zarobiła do tej pory na całym świecie blisko 11 milionów dolarów, zaś najbardziej liczący się krytycy na świecie jednogłośnie obwołali film Pawlikowskiego objawieniem. Obraz oceniono na 94% na krytyczno-filmowym portalu Rotten Tomatoes; „Ida” znalazła się w rankingach top 10 filmów 2014 roku przygotowywanych m.in. przez redakcje „Guardiana” i „New York Timesa”. „New Yorker” z kolei opisał „Idę” jako „arcydzieło” i wybrał polski obraz najlepszym filmem ubiegłego roku.Według przedstawicieli amerykańskiej firmy dystrybucyjnej Music Box Films, EDA ARENTZA i BRIANAANA ANDREOTTIEGO, kluczową rolę w promocji „Idy” w Stanach Zjednoczonych odegrała tematyka filmu, bliska zarówno żydowskiej, jak i katolickiej. publiczności. Skoncentrowana przede wszystkim na trudnej relacji dwóch skrajnie odmiennych bohaterek opowieść idealnie wpisała się także w potrzeby innej dużej mniejszości – kobiet. Na amerykański sukces tego kameralnego filmu złożył się również jego zwiastun, wyróżniony nagrodą Golden Trailer. „Wydaje mi się, że już sam zwiastun ‚Idy’ miał w sobie coś wyjątkowego i sprawił, że mnóstwo osób zapragnęło przekonać się, co to za film”, mówił w rozmowie z portalem Indie Wire Arentz.Gorące przyjęcie przez amerykańskich krytyków i publiczność sprawiło, że na „Idę” posypał się deszcz nagród i nominacji. Do tej pory film zdobył m.in. nagrodę krytyków z Nowego Jorku i Los Angeles, Europejską Nagrodę Filmową i BAFT-ę dla najlepszego nieanglojęzycznego filmu. Agata Kulesza została ponadto uhonorowana przez hollywoodzkich krytyków wyróżnieniem dla najlepszej aktorki drugoplanowej. Polka pokonała światowej sławy gwiazdy, m.in. Emmę Stone i Jessicę Chastain. Oscar dla najlepszego filmu nieanglojęzycznego stanowi w tym zbiorze wyróżnień swoistą wisienkę na torcie.
towe festiwale rozpoczął się dopiero we wrześniu 2013 roku, kiedy film zdobył Złote Lwy na festiwalu filmowym w Gdyni i Nagrodę Międzynarodowej po Federacji Krytyki Filmowej w sekcji konSpecjalne Prezentacje na Międzynarot r o dowym Festiwalu Filmowym w Toronto. wersyjnym Komplementy i pochwały płynęły z ust „Pokłosiu” Władykrytyków z całego świata jak z odkręsława Pasikowskiego. conego kranu. Dziennikarze zachwycali Do kameralnej „Idy” z miejsię wyważoną narracją, świetnym aktorsca przylgnęła łatka kolejnego stwem i wysmakowanymi kadrami Żala filmu o tematyce żydowskiej. Na i Lenczewskiego. Później były nagrody pewno nie pomogła też wyszukana forna festiwalu w Londynie, Mińsku, Gijón ma, przez przeciętnego widza odbierana jako mało przystępna. Opowieść i Warszawie, które ugruntowały pozyo relacji nowicjuszki z byłą stalinowską sędzią obejrzało 114 tysięcy widzów, cję „Idy” i przygotowały ją do polskiej co wówczas wydawało się zadowalającym wynikiem, ale dopiero zagraniczna i zagranicznej dystrybucji. dystrybucja zwróciła uwagę na ogromny potencjał komercyjny tego skromNa polskie ekrany obraz nego filmu. „Ida” weszła do kin w ponad 40 krajach na całym świecie, gdzie Pawlikowskiego trawzbudziła dużo większe zainteresowanie niż w Polsce (wystarczy nadmiefił w październinić, że w samej Francji film Pawlikowskiego obejrzało pół miliona widzów!). ku 2013 roku, Największą niespodzianką stał się spektakularny sukces „Idy” na rynku niespełna amerykańskim. Film Pawlikowskiego w ciągu pół roku od premiery zebrał r o k 600-tysięczną widownię i zarobił 3,7 milionów dolarów, co zapewniło mu miano drugiego najbardziej kasowego zagranicznego filmu 2014 roku.Dzi-
www.lajt.pl Historia powstania „Idy”, pierwszego filmu polsko-brytyjskiego reżysera nakręconego w Polsce, to splot przypadków na tyle niezwykłych, że o samych przygotowaniach do produkcji można by nakręcić film fabularny. „Ida” jest filmem zrealizowanym przez Pawlikowskiego od początku do końca na własnych zasadach. Jak sam wielokrotnie podkreślał, nakręcona w polskim języku, czarno-biała opowieść o nowicjuszce odkrywającej swe żydowskie korzenie, powstała niejako na przekór zdrowemu rozsądkowi.
@ oscars
Producenci i dystrybutorzy byli przekonani, że „Ida” nie ma perspektyw komercyjnych. Aż do spektakularnego sukcesu na festiwalu polskich filmów fabularnych w Gdyni w 2013 roku filmem nie był zainteresowany żaden dystrybutor. 58-letni reżyser długo nie mógł znaleźć odtwórczyni tytułowej roli, a choroba operatora Ryszarda Lenczewskiego, który na kilka dni po rozpoczęciu zdjęć musiał zrezygnować z pracy na planie, postawiła przyszłość projektu pod znakiem zapytania. Do końca nie wiadomo, ile w tym zasługi przypadku, a ile niezwykłej intuicji Pawlikowskiego.
Producenci i dystrybutorzy byli przekonani, że „Ida” nie ma perspektyw komercyjnych. Aż do spektakularnego sukcesu na festiwalu polskich filmów fabularnych w Gdyni w 2013 roku filmem nie był zainteresowany żaden dystrybutor. 58-letni reżyser długo nie mógł znaleźć odtwórczyni tytułowej roli, a choroba operatora Ryszarda Lenczewskiego, który na kilka dni po rozpoczęciu zdjęć musiał zrezygnować z pracy na planie, postawiła przyszłość projektu pod znakiem zapytania. Do końca nie wiadomo, ile w tym zasługi przypadku, a ile niezwykłej intuicji Pawlikowskiego, który potrafił wszystkie te przeciwności losu przekuć w sukces. Reżyser miesiącami szukał wśród profesjonalistek aktorki, która miałaby wcielić się w Idę.Producenci i dystrybutorzy byli przekonani, że „Ida” nie ma perspektyw komercyjnych. Aż do spektakularnego sukcesu na festiwalu polskich filmów fabularnych w Gdyni w 2013 roku filmem nie był zainteresowany żaden dystrybutor. 58-letni reżyser długo nie mógł znaleźć odtwórczyni tytułowej roli.
@ oscars
@ oscars
Pawlikowski odebrał statuetkę z rąk Nicole Kidman podczas uroczystej gali, jaka odbyła się w Dolby Theatre w Hollywood w nocy z 22 na 23 lutego. Jak wyglądała droga polskiej produkcji do Oscara? Czym kameralna, czarno-biała „Ida” oczarowała cały światChoć Polska walczyła o Oscara dla najlepszego nieanglojęzycznego filmu już dziesięciokrotnie
(w ostatnich latach nominowano m.in. „Katyń” ANDRZEJA WAJDY i „W ciemności” Agnieszki Holland), do tej pory żadnemu polskiemu twórcy nie udało się zdobyć wymarzonej statuetki. Obraz Pawła Pawlikowskiego pokonał „Lewiatana” ANDRIEJA ZWIAGINCEWA, „Mandarynki” ZAZY URUSHADZE, „Timbuktu” ABDERRAHMANE SISSAKO i „Dzikie historie” DAMIÁNA SZIFRONA. Oscar dla najlepszego filmu nieanglojęzycznego to piękne zwieńczenie festiwalowej kariery „Idy” i wielki triumf polskiego kina. Nie wiadomo, ile w tym czyjej zasługi.
x
lajt 28/04/2015
Pawlikowski odebrał statuetkę z rąk Nicole Kidman podczas uroczystej gali, jaka odbyła się w Dolby Theatre w Hollywood w nocy z 22 na 23 lutego. Jak wyglądała droga polskiej produkcji do Oscara? Czym kameralna, czarno-biała „Ida” oczarowała cały światChoć Polska walczyła o Oscara dla najlepszego nieanglojęzycznego filmu już dziesięciokrotnie (w ostatnich latach nominowano m.in. „Katyń” Andrzeja Wajdy i „W ciemności” AGNIESZKI HOLLAND), do tej pory żadnemu polskiemu twórcy nie udało się zdobyć wymarzonej statuetki. Obraz Pawła Pawlikowskiego pokonał „Lewiatana” Andrieja Zwiagincewa, „Mandarynki” Zazy Urushadze, „Timbuktu” Abderrahmane Sissako i „Dzikie historie” Damiána Szifrona. Oscar dla najlepszego filmu nieanglojęzycznego to piękne zwieńczenie festiwalowej kariery „Idy” i wielki triumf polskiego kina. Do końca nie wiadomo, ile w tym zasługi przypadku, a ile niezwykłej intuicji Pawlikowskiego, który potrafił wszystkie te przeciwności losu przekuć w sukces. Reżyser miesiącami szukał wśród profesjonalistek aktorki, która miałaby wcielić się w Idę. Bezskutecznie. Na dwa tygodnie przed rozpoczęciem zdjęć, kiedy sytuacja robiła się już dramatyczna, Pawlikowski niespodziewanie otrzymał SMS od MAŁGORZATY SZUMOWSKIEJ.. Bezskutecznie. Reżyser miesiącami szukał wśród profesjonalistek aktorki, która miałaby wcielić się w Idę. Bezskutecznie. Na dwa tygodnie przed rozpoczęciem zdjęć, kiedy sytuacja robiła się już dramatyczna, Pawlikowski niespodziewanie otrzymał SMS.
C O O LT U R A
@ oscars
@ oscars
@ oscars
Historia powstania „Idy”, pierwszego filmu polsko-brytyjskiego reżysera nakręconego w Polsce, to splot przypadków na tyle niezwykłych, że o samych przygotowaniach do produkcji można by nakręcić film fabularny. „Ida” jest filmem zrealizowanym przez Pawlikowskiego od początku do końca na własnych zasadach. Jak sam wielokrotnie podkreślał.
13
1 w gruzach Strefa Gazy nazywana jest często największym na świecie więzieniem na otwartym powietrzu. Tak zaczyna się dwuminutowy filmik Banksy’ego z jego wizyty w Strefie Gazy. To sarkastyczne zaproszenie do „największego otwartego więzienia na świecie” – chociaż według BANKSY’EGO to porównanie „wydaje si ę tro ch ę n i e s p raw i e d liwe w stosunku do więzień – tam elektryczność i woda pitna nie są niespodziewanie odcinane niemal każdego dnia”. Na swojej stronie artysta zamieścił również zdjęcia swoich nowych dzieł, mających na celu zwrócenie uwagi świata na warunki panujące w Gazie. Na pierwszy rzut oka proste, jego zaangażowane politycznie
# www.banksy.com
Wykonane już murale i graffiti stanowią miażdżącą krytykę zniszczeń wojennych, do których doszło podczas toczącej się latem wojny, kiedy zniszczonych lub uszkodzonych zostało kilkadziesiąt tysięcy domów i zginęło prawie 2200 Palestyńczyków, w większości cywilów. Po stronie izraelskiej zginęły 73 osoby, niemal sami żołnierze.Wśród murali Banksy’ego w Gazie znajdziemy m.in. karuzelę dla dzieci kręcącą się wokół budki strażniczej i wielkiego kota siedzącego nad kłębkiem drutów zbrojeniowych. BANKSY już wcześniej malował murale na murze oddzielającym Izrael od okupowanego Zachodniego Brzegu Jordanu.Kot bawiący się kulką z gruzów zamiast włóczką, dziecięca huśtawka kręcąca się wokół wieży strażniczej i „Myśliciel” RODINA .
14
Wykonane już murale i graffiti stanowią miażdżącą kr y t ykę zniszczeń wojennych, do których doszło podczas toczącej się latem wojny, kiedy zniszczonych lub uszkodzonych zostało kilkadziesiąt tysięcy domów i zginęło prawie 2200 Palestyńczyków, w większości cywilów. Po stronie izraelskiej zginęły 73 osoby, niemal sami żołnierze.Wśród murali Banksy’ego w Gazie znajdziemy m.in. karuzelę dla dzieci kręcącą się wokół budki strażniczej i wielkiego kota siedzącego nad kłębkiem drutów zbrojeniowych. Banksy już wcześniej malował murale na murze oddzielającym Izrael od okupowanego Zachodniego Brzegu Jordanu. Wśród murali Banksy’ego w Gazie znajdziemy m.in. karuzelę dla dzieci kręcącą się wokół budki strażniczej i wielkiego kota siedzącego
lajt 28/04/2015
„W tym roku to TY odkryj nowy cel podróży.Witamy w Gazie.Z dala od turystycznego szlaku.Można się tam dostać tylko przez sieć nielegalnych tuneli.Miejscowym podoba się tak bardzo, że nigdy stamtąd nie wychodzą.To miejsce tylko dla wybranych. Strefa Gazy nazywana największym na świecie więzieniem na otwartym powietrzu. Tu nic nie jest dozwolone, nikt nie może tu wejść ani stąd wyjść. Tylko że sytuacja więźniów jest o wiele lepsza, przynajmniej mają prąd i wodę...”
wśród sterty ruin. Na miejsce swoich nowych murali Banksy wybrał Strefę Gazy.Seria murali powstała pośród zrujnowanych przez naloty i bombardowania domów. Praca zatytułowana „Bomb Damage”, którą możecie zobaczyć poniżej, wyraźnie nawiązuje do słynnej rzeźby Rodina „Myśliciel”. Jednak w przypadku muralu Banksy’ego trudno się skupić na filozoficznych rozważaniach, podczas gdy wszystko wokół jest zdewastowane.Praca „Bomb Damage” nawiązuje do słynnej rzeźby Rodina „Myśliciel”, jednak w przypadku postaci Banksy’ego, trudno by skupiła się na filozoficznych rozważaniach, gdy wszystko, co wokół jest zdewastowane. Na innym muralu dzieci kręcą się na karuzeli, ale huśtawki zamiast wokół drążka krążą dookoła wieży.
C O O LT U R A
x
# www.hipste.pl
Słynny ze swoich murali brytyjski Słynny ze swoich murali brytyjski artysta Banksy artysta Banksy potajemnie wyje- potajemnie wyjechał do Strefy Gazy, by na ruinach chał do Strefy Gazy, by na ruinach w palestyńskiej enklawie malować kolejne polityczne w palestyńskiej enklawie malować dzieła. Banksy, który zasłynął anonimowymi obrakolejne polityczne dzieła. Banksy, zami w przestrzeni publicznej, na swojej stronie inktóry zasłynął anonimowymi ob- ternetowej zamieścił w tym tygodniu wideo, w którazami w przestrzeni publicznej, rym - jak można sądzić - przedostaje się do Gazy na swojej stronie internetowej tajnym tunelem. Wykonane już murale i graffiti stazamieścił w tym tygodniu wideo, nowią miażdżącą krytykę zniszczeń wojennych, do w którym - jak można sądzić - których doszło podczas toczącej się latem wojny, kieprzedostaje się do Gazy tajnym dy zniszczonych lub uszkodzonych zostało kilkadzietunelem. Wykonane już murale siąt tysięcy domów i zginęło prawie 2200 Palestyńi graffiti stanowią miażdżącą czyków, w większości cywilów. Po stronie izraelskiej krytykę zniszczeń wojenzginęły 73 osoby, niemal sami żołnierze.Wśród murali nych, do tyjski artysta Banksy’ego w Gazie znajdziemy m.in. karuzelę dla dzieci Banksy potajemnie kręcącą się wokół budki strażniczej i wielkiego kota siedząwyjechał do Strecego nad kłębkiem drutów zbrojeniowych.Banksy już wcześniej fy Gazy, by na malował murale na murze oddzielającym Izrael od okupowanego ruinach Zachodniego Brzegu Jordanu.Kot bawiący się kulką z gruzów zamiast w palewłóczką, dziecięca huśtawka kręcąca się wokół wieży strażniczej i „Mystyńśliciel” Rodina wśród sterty ruin. Na miejsce swoich nowych murali Banksy wybrał Strefę Gazy.Seria murali powstała pośród zrujnowanych przez naloty i bombardowania domów. Praca zatytułowana „BOMB DAMAGE”, którą możecie zobaczyć poniżej, wyraźnie nawiązuje do słynnej rzeźby Rodina „MYŚLICIEL”. Jednak
prace, jak zwykle mają głęboką symboliczną wymowę. Szczególnie groteskowo prezentuje się graffiti przedstawiające małego kotka, bawiącego się kawałkiem powyginanych prętów, przypominając z daleka kłębek włóczki – to pozostałość po bombardowaniach z lipca 2014 roku, w wyniku których zniszczono 18 tysięcy domostw. Ta praca to wymowny komentarz zarówno do obojętności społeczeństwa zachodniego, jak i do ponurej rzeczywistości STREFY GAZY. Na swojej stronie Banksy napisał: „Jeden z miejs co w yc h p o d sze d ł d o m n i e i spytał «Przepraszam, co to ma oznaczać?» Wytłumaczyłem mu, że chciałem zwrócić uwagę na zniszczenia w Gazie, zamieszczając na mojej stronie fotografie, ale w internecie ludzie patrzą tylko na zdjęcia małych kotków”. Z kolei w filmie inny mężczyzna mówi: „Ten kotek mówi całemu światu, że brakuje mu w życiu radości. On znalazł coś, czym może się pobawić. A nasze dzieci? Co z naszymi dziećmi?”. To nie pierwszy raz, gdy Banksy oferuje nam swój komentarz w sprawie tarć na froncie izraelsko-palestyńskim. wanie odcinane niemal każdego dnia”. Na swojej stronie artysta zamieścił również zdjęcia swoich nowych dzieł, mających na celu zwrócenie uwagi świata na warunki panujące w Gazie. Na pierwszy rzut oka proste, jego zaangażowane politycznie prace.
www.lajt.pl
2
www.lajt.pl
punkowcy
i uchodzą za faworytów.
reprezentować Finlandię
Eurowizji. Będą
Downa wystąpią na
Punkowcy z zespołem
z zespołem downa
C O O LT U R A
lajt 28/04/2015
x
ło, by muzycy zostali reprezentantem Finlandii. „Ich muzyka jest bardzo agresywna, teksty są wykrzykiwane w języku fińskim. A jednak to się spodobało podekscytowanej publiczności” - czytamy na lokalnej stronie internetowej Konbini o telewizyjnym występie PKN. Zwycięstwo w kwalifikacjach zapewniła im piosenka „Aina Mun Pitaa” („I Always Have To”). To - jak twierdzą Pertti Kurikka (gitara), Kari Aalto (śpiew), Sami Helle (bas) i Toni Välitalo (perkusja) - 85-sekundowy protest song. Utwór opowiada o codziennych czynnościach sprawiających kłopot każdego dnia osobom z niepełnosprawnościami, np. o myciu się, zdrowym odżywianiu, porządkach domowych i frustracjach z tym związanych. Już teraz są wśród faworytów Eurowizji. Grupa jest jednym z najbardziej kontrowersyjnych uczestników konkursu Eurowizji ostatnich lat, zainteresowanie mediów, jakie jej towarzyszy, przebija popularność brodatego transseksualisty Conchity Wurst, który wygrał festiwal w ub.r. Według bukmacherów już teraz Finowie są wśród faworytów konkursu, którego finał odbędzie się 23 maja w Wiedniu. - Mam nadzieję, że ludzie są gotowi na punk rocka granego przez czterech niepełnosprawnych mężczyzn - tak basista, Sami Helle, skomentowa udział ł udziałzespołu w Eurowizji.Muzycy po raz pierwszy spotkali się w 2009 roku w przemysłowej dzielnicy Helsinek.
W finale preselekcji grupa PKN otrzymała 37,4 proc. głosów od telewidzów i tym samym została reprezentantem Finlandii w tegorocznym konkursie Eurowizji. Zespół gra muzykę punk. W jego skład wchodzi czterech muzyków, jeden z nich cierpi na autyzm, trzech ma zespół Downa. PKN, czyli Pertti Kurikan Nimipaivat podbili serca Finów piosenką „Aina Mun Pitaa” („Kiedy muszę”). Tłumaczą, że chcą aby słuchano ich i głosowano na nich nie z litości, a ze względu na to, jaką muzykę wykonują. – Każda osoba z niepełnosprawnością powinna poczuć się odważniejsza. Każdy człowiek powinien sam decydować o tym, co chce, a czego nie chce robić – mówi wokalista grupy, KARI AALTO. „Zabieramy głos w wielu społecznych kwestiach”. PERTTI KURIKKA, KARI AALTO, SAMI HELLE i TONI VÄLITALO poznali się w 2009 roku na warsztatach dla niepełnosprawnych osób, wtedy też założyli zespół. W 2012 roku zostali bohaterami filmu „THE PUNK SYNDROME”. Od tamtej pory wspólnie koncertują i mają wielu fanów. Dlaczego zdecydowali się na udział w preselekcjach? Tłumaczą to chęcią zwiększania świadomości na temat osób z zespołem Downa, problemów z jakimi takowe osoby się borykają oraz brakiem akceptacji ich inności. – Zabieramy głos w wielu społecznych kwestiach, ale nie chcemy być polityczni. Udaje nam się coś zmienić, ludzie przychodzą na nasze koncerty, mamy licznych fanów. Nie chcemy, żeby ludzie głosowali na nas z litości. Nie różnimy się od innych, jesteśmy po prostu zwykłymi chłopakami z ograniczeniami umysłowymi – wyjaśnia basista SAMI HELLE. Finał Eurowizji odbędzie się 23 maja w Wiedniu. Fiński reprezentant już uchodzi za faworyta. Punkowy zespół złożony z muzyków z zespołem Downa będzie reprezentować Finlandię w konkursie Eurowizji. - Nie chcemy, by ludzie głosowali, bo jest im nas żal. Nie różnimy się od innych: jesteśmy normalnymi chłopakami, tylko że z upośledzeniem umysłowym - powiedział basista Pertti Kurikan Nimipäivät. W skład zespołu Pertti Kurikan Nimipäivät (PKN) wchodzi czterech mężczyzn po czterdziestce: jeden ma autyzm, pozostali zespół Downa. W sobotę zagłosowała na nich większość Finów w konkursie kwalifikacyjnym do Eurowizji. Blisko 40 procent głosów wystarczy# www.telegraph.co.uk
# www.banksy.com # www.banksy.com
# www.nymag.com
# www.banksy.com
15
16
lajt 28/04/2015
S TA J L
Dolce & Gabbana stawiają na naturę.Elton John uznał bowiem za niedopuszczalne słowa, które padły z ust Stefano Gabbany i Domenico Dolcego w ich niedawnym wywiadzie dla włoskiego magazynu „Panora-
m a ”. Nieukrywający homoseksualnej orientacji projektanci mody stanowczo skrytykowali tam gejowskie pary na siłę marzące o posiadaniu dzieci. W ocenie twórców marki Dolce & Gabbana, to bowiem sprzeczne z na-
turą, by osoby tej samej płci miały wychow y wa ć p otomst wo. Jesteśmy przeciw gejowskim adopcjom. Rodziną jest tylko ta tradycyjnie rozumiana - stwierdz ili Włosi. I ch zdaniem , życie powinno przebiegać według „nie-
zmiennych z as a d n atur y ”, w ś r ó d których nie ma miejsca na stosowanie m e to d y i n v itro. Nazywają to oni „syntetycznym potomstwem”, „wynajmowaniem macicy” i „wybieraniem nasienia z katalogu”. - Rodzisz się z matki i ojca - podkreślali projektanci. „In vitro to cud”Tych słów znieść nie mógł Elton John, który ze swoim mężem DAVIDEM FURNISHEM od lat wychowują dwójkę synów, którzy przyszli na świat dzięki wykorzystaniu surogatki. „Jak śmiecie nazywać moje dzieci „syntetycznymi” - oburza się artysta. John podkreśla, że
dorobek naukowców stosujących szeroko pojętą metodę in vitro to „cud pozwalającym całym legionom kochających się osób spełnić marzenia o posiadaniu dzieci”. ELTON JOHN wzywa więc swoich przyjaciół i fanów do zbojkotowania jednej z najbardziej prestiżowych marek. Muzyk zwraca też uwagę, że komentarzami na temat „syntetycznych dzieci”
Stefano Gabbana i Domenico Dolce obrazili nie tylko homoseksualistów, ale także bezpłodne pary, którym nikt nie może odmówić prawa do nazywania się tradycyjną rodziną.- Wasze archaiczne myślenie jest sprzeczne z duchem czasu, tak jak wasze projekty. Nigdy więcej nie będę nosił Dolce&Gabbana - zapowiedział Elton John.DOMENICO DOLCE i STEFANO GABBANA udzielili wywiadu włoskiemu magazynowi „Panorama”. Panowie wypowiedzieli się na temat dzieci z in vitro i modelu rodziny. Ich opinie oburzyły ELTONA JOHNA i COURTNEY LOVE, którzy nawołują do bojkotu projektantów i ich marki.Skandale obyczajowe w świecie mody wybuchają rzadko. Środowisko projektantów, modelek, stylistów jest bardzo liberalne i nie zabiera głosu w sprawach polityki, religii czy rodziny. Ale gdy już wypowiedzi związane z tymi tematami się pojawiają, najczęściej są głośne i dość radykalne. Jak opinia Domenico Dolce i Stefano Gabbana na temat modelu rodziny i dzieci poczętych metodą in vitro. W rozmowie z włoską gazetą „Panorama” Domenico Dolce stwierdził, że są to „dzieci syntetyczne”, zaś Gabbana
& dodał, że rodzina to ojciec, matka i dzieci, oraz że w związku z tym jest przeciwnikiem gejowskich małżeństw czy adopcji. Oboje zgodnie stwierdzili, że „jedyna rodzina to tradycyjna rodzina.” Dodajmy, że Dolce i Gabbana przez 20 lat byli parą.Wywiad, którego projektanci udzielili „Panoramie” skupiał się na ich poglądach na temat rodziny, dzieci i akceptowalnych metod poczęcia. Dolce i Gabbana nie przebierali w słowach. Mówili o macicach do wynajęcia, chemicznych czy syntetycznych dzieciach. Domenico Dolce uważa, że zapłodnienie in vitro to eksperyment, który może mieć katastrofalne skutki. „Prokreacja powinna być aktem miłości,” mówił. „Dzisiaj nawet psychiatrzy nie są w stanie stawić czoła efektom takich eksperyment ó w .” W w y w i a dzie udzielonym w 2006 roku Stefano Gabbana w yznał, że chciał dziecko.
x
Duet Stefano Gabbana i Domenico Dolce właśnie stracił bardzo ważnego klienta i być może setki tysięcy www.lajt.pl
innych, których ten za sobą pociągnie. Bojkot marki Dolce & Gabbana w niedzielę zapowiedział legendarny sir Elton John. Z włoską marką brytyjski muzyk nie rozstaje się bynajmniej przez różnice zdań.
Stajl
# www.life4style.pl
Skandal w świecie polskiej mody! Projektantka Viola Piekut posądzona o kopiowanie. W branży huczy. Czy krytyka jest zasłużona? Pytamy znawców mody. Suknie od Toma Forda, Zuhaira Murada, Valentino czy Eliego Saaba, ale z metką znad Wisły. O kreacje typu evergreen, ale o tworzenie na wzór sukienek z konkretnych kolekcji konkretnych projektantów: wspomnianego Toma Forda, a także Zuhaira Murada, Valentino, Eliego Saaba czy Macieja Zienia (!). Suknia Agnieszki Jastrzębskiej z Balu Dziennikarzy przelała czarę goryczy. Na Facebooku osoby publiczne - styliści, dziennikarz, projektanci i aktorzy - zaczęli zamieszczać kolaże, zestawiające ze sobą sukienkę oryginalną i jej kopię znad Wisły. Oliwy do ognia dolała kolejna impreza, rozdanie Telekamer TeleTygodnia, na której aktorka Katarzyna Glinka wystąpiła w, swoją drogą pięknej, sukni z jasnoróżowego jedwabiu, wyszywanej połyskującymi kryształkami. Po jakimś czasie dostrzeżono, że jest to kreacja mocno inspirowana projektem z kolekcji Eliego Saaba. Owszem, mocno, ale czy za mocno? Oto jest pytanie. Moje kryterium oceny stylizacji gwiazd jest proste na sobie księż- w swoich kreacjach muszą wyglądać korzystnie. na Cambridge. A więc, przeglądając dokładnie zdjęcia ze wszystkich Choć po dowiększych gal, najpierw zastanawiam się nad tym, kładniejszym jak dana gwiazda prezentuje się w swojej wieczoroprzyjrzeniu się wej sukni. W przypadku Kasi Glinki jedwabna kreacja obu sukniom... sprawdziła się doskonale. Nie od razu Ja nie miałam wiedziałam, że przypomina wariajuż wątpliwości. -Wiesz, jak to cję na temat projektu Eliego Saaba. jest - mówi mi osoba z branży, Natomiast w wypadku Agnieszki współpracująca z dużymi polskimi Jastrzębskiej „inspiracja” była ewimarkami, która pragnie pozostać dentna. Z kolei turkusowa suknia anonimowa. - Do Violi zgłaszaJOANNY JABŁją się jej stałe klientki, często CZYŃSKIEJ tylko bliskie koleżanki, z prośbą, by uszyła dla nich delikatnie sugekreację na wzór sukienki Gwyneth, Angeliny, rowała znaną kreLupity czy Kate Middleton. Ona z nimi współację od Jenny Pacpracuje, chadza na kawę, one jej płacą. Jak może kham, jaką miała im odmówić? Popełnia tylko ten błąd, że kreacje stworzone na wzór innych nazywa swoimi projektami.Otóż od wielu lat kreatorom mody w Polsce nie podoba się określenie „krawiec/krawcowa”. Podobnie jest z „fryzjerem”. Zauważyliście, że nie ma już fryzjerów? Są wizażyści, styliści fryzur, specjaliści od wizerunku. Tylko Tomasza Ossolińskiego stać na to, by w najlepszym czasie antenowym w TVN powiedzieć o sobie.
# www.piekut.pl
Skandal w świecie polskiej mody! Projektantka VIOLA PIEKUT posądzona o kopiowanie. W branży huczy. Czy krytyka jest zasłużona? Pytamy znawców modySuknie od Toma Forda, Zuhaira Murada, Valentino czy Eliego Saaba, ale z metką znad Wisły. Coś tu chyba nie gra? Przyglądamy się sprawie, która od soboty jest tematem numer jeden na portalach społecznościowych. Posty o rzekomych kopiach autorstwa Piekut lajkują na Facebooku gwiazdy, projektanci, aktorzy i dziennikarze, w tym AGNIESZKA SZULIM i MAJA SABLEWSKA. Wybuchł prawdziwy skandal. Wbrew temu, co mogłoby się wydawać, afera nie wybuchła na niedawnym Balu Dziennikarzy, czyli eleganckiej imprezie, na której dziennikarka TVN AGNIESZKA JASTRZĘBSKA pojawiła się w białej sukni, przypominającej projekt Toma Fo rda z kolekcji j esi eń/z ima 2012.O tym, że Viola Piekut właścicielka popularnego atelier z modą ślubną, ekspertka od mody czerwonodywanowej i przyjaciółka gwiazd - trochę za bardzo inspiruje się modelami z kolekcji światowych projektantów, mówiło się już od dawna. A w zasadzie szeptano, bo oficjalnie sprawy nie było. Ale za kulisami pokazów mody, na rozmaitych after party, żywo komentowano kolejne kreacje autorstwa Piekut, które mocno przypominały projekty widziane na czerwonych dywanach za granicą.Czy oburzenie były zasadne? Przecież jest wiele klasycznych strojów i zestawów, które cyklicznie pojawiają się u znanych domów mody, a także we wszystkich sieciówkach - koronkowe „małe czarne”, białe damskie garnitury, czarne kombinezony, duet biała koszula plus rozłożysta czarna spódnica, proste czerwone kreacje czy sukienki-bombki. Ale w tych wypadkach nie ma mowy o żadnym nowatorstwie - jest to doroczne odświeżanie tego, co modne zawsze. Natomiast w wypadku Piekut nie chodzi o to. Czy oburzenie były zasadne? Przecież jest wiele klasycznych strojów i zestawów, które cyklicznie pojawiają się u znanych domów mody, a także we wszystkich sieciówkach - koronkowe „małe czarne”, białe damskie garnitury, czarne kombinezony, duet biała koszula plus rozłożysta czarna spódnica, proste czerwone kreacje czy sukienki-bombki. Ale w tych wypadkach nie ma mowy o żadnym nowatorstwie - jest to doroczne odświeżanie tego, co modne zawsze. Natomiast w wy-
Podobnie jest z „fryzjerem”. Zauważyliście, że nie ma już fryzjerów? Są wizażyści, styliści fryzur, specjaliści od wizerunku. Tylko Tomasza Ossolińskiego stać na to, by w najlepszym czasie antenowym w TVN powiedzieć o sobie:Jestem tylko skromnym krawcem. Innym podobnego dystansu brak.O opinię na temat kopiowania przez polskich krawców projektantów dzieł zagranicznych domów mody poprosiłam trzy znawczynie branży, które cenię Joannę Horodyńską, Gosię Boy i Kaję Śródkę.W Polsce istnieje prawo własności intelektualnej, prawo autorskie. Bardzo dobre prawo. Problem polega na tym, że albo nie jest wykorzystywane właściwie, albo wcale, bo przecież zawsze jakoś to będzie. „Pani Viola Piekut ukradła projekt, koncepcję, wszystko i jest w tym bezkarna. Tylko w Polsce to uchodzi, może warto by coś z tym zrobić?” - pyta retorycznie Horodyńska.Joannie wtóruje KAJA ŚRÓDKA:Kopiowanie ubrań powinno być traktowane na równi z kopiowaniem pieniędzy czy podrabianiem obrazów, a za to ponosi się karę w obliczu prawa. Wielokrotnie przyglądałam się sytuacjom, gdy ktoś podnosił apel, wypunktowując podobieństwa całych kolekcji, ale skutecznie był uciszany... Z punktu widzenia projektanta podpisywanie cudzego projektu własnym nazwiskiem jest największym blamażem i hańbą, jaką można sobie zafundować, ponieważ dowodzi braku własnego pomysłu, talentu czy zwyczajnego szacunku dla pracy tych, którzy włożyli czas i wysiłek w zaprojektowanie oryginału. Pamiętajmy, że między inspiracją a plagiatem jest wielka różnica. HORODYŃSKA, która zajmuje się m.in. profesjonalną stylizacją, zauważa celnie moedlki żyją w innym świecie, niż high fashion.
x
18
lajt 28/04/2015
S TA J L
www.lajt.pl
Blogerzy modowi zostali wysłani do fabryki ubrań w Kambodży. I przeżyli szok. Bangladeska tragedia nie sprawiła, że wszystko zaczęło wyglądać inaczej o 180 stopni. -Słyszę o tych wszystkich cierpieniach i myślę, że niektórzy ludzie po prostu rodzą się, całe życie mają jedno za d a ni e, a p ote m u mi e ra j ą . I to wszystko - mówi ze łzami w oczach 17-letnia ANNIKEN JORGENSEN.- Jak można tak żyć? Jak można przez 14 lat życia zszywać jeden i ten sam ścieg? - pyta Jorgensen, szlochając. Ta wydająca miesięcznie na ubrania 600 euro Norweżka zgłosiła się do programu bo jako autorka jednego z poczytniejszych blogów modowych na własne oczy chciała zobaczyć „jak wyglądają kulisy branży odzieżowej”. To, co zobaczyła przeszło jej najśmielsze oczekiwania. Sokty zabrała blogerów na zakupy, na które sama pozwala sobie dwa razy w roku. Jedna z kurtek na wystawie była warta tyle, co jej roczne zarobki.Jorgensen, jej koleżanka FRIDA OTTESEN i bloger Ludvig Hambro na co dzień piszą o modzie. Mają po 17 lat i mieszkają w Norwegii. Największy dziennik w tym kraju „Aftenposten” postanowił sprawdzić, jak zachowają się młodzi internetowi celebryci, gdy odwiedzą Kambodżę - poznają pracowników, którzy szyją noszone przez trójkę nastolatków ubrania, i zobaczą, jak wygląda ich życie. „Aftenposten” wysłał do Azji tę trójkę, kamery i stworzył pięcioodcinkowy reality show „SWEATSHOP - DEADLY FASHION”.Podczas nagrywania show okazało się, że warunki, w jakich muszą pracować zarówno uczestnicy programu, jak i pozostali zatrudnieni w fabryce mieszkańcy Kambodży urągają ludzkiej godności, a otrzymywane wynagrodzenie nie wystarcza na zaspokojenie nawet najskromniejszych potrzeb pracowników.Opowiadając przez kamerą o swoich przeżyciach i refleksjach związanych z dniami spędzonymi w zakładzie norweskie nastolatki nie kryły najpierw zaskoczenia, a później żalu i przerażenia światem, w którym żyją robotnicy. Młodzi ludzie często nie potrafili powstrzymać łez.Program, dostępny online na stronie „Aftenposten” ma nie tylko zwrócić uwagę na fatalne warunki pracy na azjatyckich rynkach, ale także na fakt, że ubiory produkowane w tamtejszych fabrykach są przeznaczone często na potrzeby znanych marek, które po części
ponoszą odpowiedzialność za wyzysk siły roboczej prowadzony na tak wielką skalę. Na początku oczywiście nic nie zapowiadało huraganu, jaki przejdzie przez głowy nastolatków. Po przyjeździe do Kambodży podziwiali krajobrazy i robili sobie selfie. Wkrótce poznali jednak prawdziwe życie mieszkańców stolicy tego kraju - PHNOM PENH. D oz n a li p i e r w s ze g o szoku - zobaczyli pracowników sz walni z wożonych do pracy przepełnionymi ciężarówkami. Zaraz potem nadeszły kolejne zaskoczenia - blogerzy odwiedzili między innymi mieszkanie jednej ze szwaczek, choć mieszkaniem trudno to nazwać. To mała klitka, w której w jednym pomieszczeniu mieści się wszystko - miejsce do spania, gotowania, relaksu -
w drugim zaś pomieszczeniu jest brudna turecka toaleta. Mieszkająca tam dziewczyna opowiedziała Norwegom o warunkach swej pracy: niemal połowę pensji (zarabia 130 dol. miesięcznie) wydaje na tę klitkę, pracuje siedem dni w tygodniu, zaczyna o 7 rano, a kończy między 18 a 20, co innego w soboty - wtedy pracuje „tylko” osiem godzin.Dużym szokiem dla modowych blogerów było też to, że oprowadzająca ich po swej klitce dziewczyna kupuje ubrania dwa razy w roku i na jeden ciuch wydaje maksymalnie 2 dol. Blogerzy zabrali szwaczkę do sklepu, gdzie okazało się, że jedna uszyta przez nią bluzka kosztuje więcej niż miesięczny czynsz jej mieszkania. Szwaczka spojrzała też na jedną z kurtek. - Szyłam wiele takich kurtek jak ta, ale nigdy nie mogłam sobie na nią pozwo-
Pracujący w fabrykach to najczęściej ludzie mający od 18 do 25 lat. Kilka przepytywanych osób przyznało, że nie są jeszcze pełnoletnie. Większość naukę zakończyła na piątej, czyli ostatniej, klasie szkoły podstawowej. W fabryce New Generation Fashion Ltd. Większość pracowników nie umie czytać i pisać. lić. Kosztuje tyle co moje roczne zarobki - stwierdziła. Wizyta w mieszkaniu szwaczki skończyła się noclegiem u niej.W kolejnych odcinkach nastoletni Norwegowie między innymi sami spróbowali pracy w kambodżańskiej szwalni. Tam szybko spadło im morale. - To błędne koło, nigdy się nie kończy. Siedzisz tu i szyjesz, szyjesz, szyjesz. Jestem tu od dwóch godzin i non stop robię to samo. Jestem głodna, zm ę czo na i b o lą m ni e p lecy - wyznała Frida Ottesen. Pięcioodcinkowy program kończy się dużą metamorfozą norweskich blogerów. Nie brakuje łez i poczucia bezsilności. Apelują także do wielkich sieci, by angażowały się w walkę o poprawienie warunków pracy w azjatyckich szwalniach. Na potrzeby programu wypowiedział się między innymi rzecznik prasowy sieci H&M. Zaznacza on, że firma zdaje sobie sprawę z niskich płac w Kambodży i już w 2013 roku rozpoczęła walkę o podniesienie w ynagrodzeń azjatyckich szwaczek. O tym, że
podróże kształcą, przekonała się też ANNA SKURA, autorka bloga „What Anna Wears”. - Kiedyś nie skupiałam się za bardzo nad kwestią warunków pracy szwaczek w Azji. Cieszyłam się, że mogę kupić fajne ubranie za niską cenę, i nie zastanawiałam się, jak to możliwe - wspomina. Zmiana nastąpiła podczas jej podróży, między innymi po azjatyckich krajach. Gdy moje zainteresowanie modą rosło, kwestia O tym, że podróże kształcą, przekonała się też Anna Skura, autorka bloga „What Anna Wears”. - Kiedyś nie skupiałam się za bardzo nad kwestią warunków pracy szwaczek w Azji. Cieszyłam się, że mogę kupić fajne ubranie za niską cenę, i nie zastanawiałam się, jak to możliwe - wspomina. Zmiana nastąpiła podczas jej podróży, między innymi po azjatyckich krajach.Apelują także do wielkich sieci, by angażowały się w walkę o poprawienie warunków pracy w azjatyckich szwalniach. Na potrzeby programu wypowiedział
produkcji zaczęła mnie niejako dotyczyć. Podczas podróży miałam okazję spotkać się z biedą, niskim standardem życia i pracy. Nie bądźmy hipokrytami i nie udawajmy, że ten problem nas nie dotyczy. Każdy z nas ma w szafie, nawet obok drogich kreacji, jakieś ubranie z sieciówki „made in China”. Ważna jest edukacja i wzrost świadomości społecznej. Dobrze, że coraz więcej firm i organizacji zaczyna zwracać na ten problem uwagę - mówi Skura. Blogerka lifestylowa KAROLINA BASZAK widzi problem w bardziej złożony sposób: - To, co dzieje się w Azji jest straszne, jednak trudno oczekiwać od obywateli krajów Drugiego Świata, czyli np. Polski, większego zaangażowania w zmianę tej sytuacji. Chęć z pewnością jest duża, bo ludzi, którzy chcą pomagać, nie brakuje, ale czasem na chęci, niestety, to się kończy. Koniec końców trzeba zmierzyć się z rzeczywistością, opłacić czynsz, zapłacić za obiad i kupić kurtkę czy buty. Wtedy trudno jest już pomagać. Ja wpadłam na pomysł szycia sobie ubrań, ale wizyty w sieciówce raczej nie uniknę. Mogę to jedynie stopniowo ograniczać.Porozumienie ws. poprawy bezpieczeństwaW połowie maja 31 zachodnich marek produkujących w Bangladeszu podpisało porozumienie ws. bezpieczeństwa w fabrykach odzieży. Wśród sygnatariuszy porozumienia są: włoska firma Benetton, hiszpańska Inditex (Zara), brytyjski Marks and Spencer, szwedzki H&M i francuski Carrefour. Na liście są też m.in. podpisy przedstawicieli amerykańskiej PVH (Tommy Hilfiger i Calvin Klein), C&A, niemieckiej Tchibo, a także Tesco, Mango, Aldiego, New Look, Mothercare, Sainsbury’s, Esprit, Next, Lidla. Clean Clothes Polska zarzuca LPP, że w przeciwieństwie do zachodnich konkurentów nie podejmuje widocznych działań na rzecz społecznej odpowiedzialności za warunki pracy w swoich łańcuchach dostaw.- Ta straszna katastrofa powinna stanowić ostateczny impuls dla LPP S.A., aby w końcu wziąć odpowiedzialność za zdrowie i życie pracowników w krajach takich jak Bangladesz. Fakt, że LPP S.A. nie wie albo nie chce wiedzieć, jakim fabrykom zleca produkcję może świadczyć o braku odpowiedzialności i transparentności tej firmy – mówi Maria Huma, koordynatorka CLEAN CLOTHES POLSKA. LPP w swoim oświadczeniu podkreśla, że kontrola warunków funkcjonowania fabryk w Bangladeszu jest bardzo trudna. „Od kilku miesięcy nasilają się w tym kraju zamieszki. Z powodu obaw o bezpieczeństwo pracowników, LPP nie wysyła swoich kupców do tego kraju. W tej sytuacji bardzo ważna jest inicjatywa największych światowych firm branży odzieżowej, które zawarły porozumienie dotyczące ochrony przeciwpożarowej oraz bezpieczeństwa budynków w Bangladeszu. Pomimo tego, że firmy te są wielokrotnie większe od LPP, badamy możliwość przystąpienia do tego porozumienia, które mamy nadzieję da szanse na unikanie tragedii podobnych do tej, która miała miejsce w budynku Rana Plaza” . Bangladesz przełomemNad tym, jak powstają ubrania sprzedawane w sieciówkach, polska blogosfera zaczęła się też zastanawiać. W Bangladeszu, gdzie w kwietniu 2013 roku zawalił się budynek RANA PLAZA, w którym była produkowana odzież. Zginęło wtedy 1127 pracowników. Po tej tragedii okazało się, że większoś bangladeskich fabryk jest zagrożona zawaleniem.
Polskie blogerki i blogerzy modowi zapoczątkowali nawet akcję bojkotowania firmy LPP, która również produkuje tam ubrania i która przez pewien czas wzbraniała się przed przystąpieniem do porozumienia wielkich firm odzieżowych mającego poprawić warunki szwaczek w Azji. „Przyznaję, nie jestem niewinna. Czasami piszę o nowych kolekcjach i polecam produkty z sieciówek, ale od jakiegoś czasu staram się poszerzać swoją wiedzę, brać udział choćby w tego typu dyskusjach, by jeszcze bardziej świadomie dokonywać właściwych wyborów, a takie są na wyciągnięcie ręki” - pisała wtedy blogerka Gosia Boy. I apelowała: „Warto inwestować w ponadczasowe ubrania od polskich projektantów i małych marek, które nie produkują w Chinach, Indiach, Kambodży, Egipcie czy nieszczęsnym Bangladeszu. Koszt odzieży wbrew pozorom wcale nie jest wyższy! (...) Nie twierdzę od razu, że zbojkotuję sieciówki, ale obiecuję baczniej przyglądać się ich praktykom wytwórczym, które również dzięki takim głosom, zebranym w całość, miejmy nadzieję, będą się zmieniać”. Bangladeska tragedia nie sprawiła, że wszystko zaczęło wyglądać inaczej o 180 stopni. Działacze Clean Clothes, organizacji walczącej o poprawę warunków pracy szwaczek, w maju zeszłego roku opublikowali raport.
x
Z BIE RA NIE BAW E Ł NY Eg i pt
PROD U KCJA TK A NINY Chiny
T-S HI RT ? SZYCIE Bangladesz
MAG AZYNOWANIE USA
S PR Z E DA Ż Eu ro p a
S TA J L
ZAB ÓJC ZY
T WÓJ
P R ZE BYWA
JA KĄ DRO G Ę
www.lajt.pl lajt 28/04/2015 19
Sport
Ostatni raz pokonaliśmy Irlandczyków w 2008 roku. 19 listopada w Dublinie Polska wygrała 3:2 po bramkach Mariusza Lewandowskiego,
Fora Polaków mieszkających w Irlandii twierdzą, że nasi rodacy wykupili ponad połowę biletów!Kiedy dwa lata temu, w lutym 2013 roku, Polska grała w Dublinie z Irlandią, polscy fani stanowili na stadionie Aviva większość. Ale mecz miał charakter towarzyski. Irlandczycy woleli spędzić zimny wieczór w domach, a dla naszych rodaków była to rzadka chwila poczucia patriotycznej wspólnoty. Niemal przez cały mecz – przegrany przez naszą reprezentację 0:2 – słychać było gromkie „ G ra my u s i e bie, Polacy, gramy u siebie!”. Zresztą nasi rodacy dominowali wówczas nie tylko w w ymiarze sportowego dopingu. Kibice mieli również okazję potańczyć i pośpiewać w rytm największego wówczas polskiego szlagieru.Tym razem kibice reprezentacji Irlandii nie odpuścili. Stawką meczu jest – może jeszcze nie bezpośrednio – awans do finałów piłkarskich mistrzostw Europy i gospodarze będą potrzebowali wsparcia z trybun. Ale przy okazji meczu polska społeczność w Irlandii mocno zwarła szeregi. Przez miesiące w Internecie trwała mobilizacja tych, którzy chcą pokazać, że Zielona Wyspa ma także biało-czerwony odcień. Wedle oficjalnych danych Polacy stanowią dzisiaj 3
# www.polskagola.pl
Rogera Guerreiro i Roberta Lewandowskiego.
proc e n t mieszkańców Irlandii – naszych rodaków mieszka tutaj 150 tysięcy. Spora część z nich kupiła więcej wejściówek i wybiera się na Aviva Stadium w towarzystwie znajomych, którzy specjalnie na tę okazję przylecieli z Polski. Stąd przypuszczenie, że irlandzkie szacunki mówiące o 15 tysiącach osób w biało-czerwonych barwach
mogą b y ć zaniżone. Przedsmak stadionowej atmosfery polscy piłkarze mieli w sobotę w południe - kiedy wyszli z samolotu na lotnisku w Dublinie przy- witano ich tylko chlebem i solą. Śpiewom nie było końca. „Jesteśmy zawsze tam, gdzie nasza Polska gra...” - intonowano. Nie zabrakło słynnego hasła: „Polacy, gramy u siebie!” Kibice odśpiewali też polskiego Mazurka.
-Mam olbrzymią satysfakcję, że jesteśmy drużyną, dzięki której odżyła wiara kibiców i to widać na każdym kroku - powiedział selekcjoner Adam Nawałka na konferencji prasowej w stolicy Irlandii.Reprezentacja Polski zremisowała w Dublinie z Irlandią 1:1 w piątym meczu kwalifikacji do Mistrzostw Europy Francja 2016. Bramkę dla reprezentacji Polski w 26. minucie spotkania zdobył Sławomir Peszko. Wyrównał w samej końcówce meczu Shane Long.Polacy wychodząc na murawę w Dublinie znali już wyniki pozostałych meczów w grupie D. Stawką spotkania dla biało-czerwonych było więc zachowanie przewagi nad konkurentami i - przede wszystkim - skomplikowanie sytuacji gospodarzy. Udało się połowicznie, chociaż sukces był bardzo, bardzo blisko. ADAM NAWAŁKA wystawił jedenastkę, która co prawda od kilku dni była znana, ale nie zmienia to faktu, że była jedenastką Początkowo wyglądało na to, że spotkanie wymyka się Polakom spod kontroli. Irlandczycy próbowali narzucić swój fizyczny styl gry, sprawdzali twardość i stabilność naszych obrońców, uparcie testowali też stronę, za którą odpowiadał Jakub Wawrzyniak. Szczególnie groźnych sytuacji nie udawało im się stworzyć, za to wynikający z ustawienia problem z przerzucaniem gry pod ich bramkę stawał się coraz bardziej jaskrawy. Gospodarze też zdawali sobiez tego sprawę, ale umknął ich uwagi fakt, że do strzelania goli nie są wyznaczenie tylko ROBERT LEWANDOWSKI i ARKADIUSZ MILIK. W 26 minucie Marcin Rybus w stylu kadrowiczów z lat 70., zaatakował Robbie Brady’ego, zabrał mu piłkę, delikatnie ją trącił, a wbiegający z ostrego kąta w pole karne SŁAWOMIR PESZKO tak samo mocno, jak genialnie, kopnął ją obok dalszego słupka do siatki! Prowadzenie stało się dla biało-czerwonych okazją do powielenia błędu z meczu ze Szkocją: oddania piłki i gry rywalom. Irlandczycy na szczęście potwierdzili, że kochają rugby, i skupili się głównie na zdobywaniu terenu. Niewiele jednak zabrakło, by zdołali wyrównać, ale Aiden McGeady podkręcił piłkę zbyt mocno i minęła słupek z niewłaściwej - z punktu widzenia wówczas gospodarzy - strony. Na przerwę schodziliśmy więc z prowadzeniem i świadomością, że rywal nie jest taki groźny, jak go malują. Po zmianie stron Polacy nadal nie potrafili opanować
sytuacji, co było widać m.in. po minie Nawałki. Napór rywali kosztował - niezasłużoną - żółtą kartkę Kamila Glika, co oznaczało, że były piłkarz Piasta Gliwice nie zagra z Gruzją. To jednak był, póki co, najmniejszy problem liderów grupy: w powietrzu wisiało większe nieszczęście. W 54 minucie już właściwie spadło, ale zatrzymało się na słupku za Fabiańskim, gdy piłka po dośrodkowaniu Brady’ego odbiła się od głowy Pawła Olkowskiego. W miarę upływu czasu taktyka Polaków zaczynała się zmieniać w obronę Częstochowy. Ich największym atutem stawało się serce do walki i... szczęście. Jak wtedy, gdy po główce Keane’a znów rozległ się trzask słupka. Trup słał się gęsto, niebezpiecznie wyglądały urazy Glika i Milika, ale obaj wrócili do gry. W 85 minucie McCarthy uderzył Sebastiana Milę, który sekundy wcześniej wszedł na boisko, jednak arbiter pokazał mu tylko żółtą kartkę. Prawdziwy dramat nastąpił w doliczonym czasie gry, gdy po rzucie rożnym Glik i Wawrzyniak przepuścili między sobą irlandzkiego jokera, Shane’a Longa. Bramki: Sławomir Peszko 26’, Shane Long 90’ Żółte kartki: Wes Hoolahan, John O’Shea, Seamaus Coleman, Marc Wilson, James McCarthy – Kamil Glik, Łukasz Szukała, Sławomir Peszko Skład Polska: Łukasz Fabiański – Paweł Olkowski, Łukasz Szukała, Kamil Glik, Jakub Wawrzyniak – Tomasz Jodłowiec, Grzegorz Krychowiak, Maciej Rybus, Sławomir Peszko (Michał Kucharczyk 88’) – Arkadiusz Milik (Sebastian Mila 83’), Robert Lewandowski Skład Irlandia: Shay Given, Seamus Coleman, John O’Shea, Marc Wilson, Robbie Brady, Glenn Whelan (Shane Long 83’), James McCarthy, Aiden McGeady (James McClean 68’), Wes Hoolahan, Robbie Keane, Jon Walters “Polscy kibice stworzyli niesamowitą atmosferę meczu” – pisze The Irish Times. “To był najgłośniejszy mecz na Aviva Stadium od jego otwarcia” dodaje dziennik. Irlandczycy na szczęście potwierdzili, że kochają rugby, i skupili się głównie na zdobywaniu terenu. Niewiele jednak zabrakło, by zdołali wyrównać, ale Aiden McGeady podkręcił piłkę zbyt mocno i minęła słupek z niewłaściwej - z punktu widzenia wówczas gospodarzy strony. Na przerwę schodziliśmy więc z prowadzeniem i świadomością, że rywal nie jest taki
www.lajt.pl
Irlandczycy na szczęście potwierdzili, że kochają rugby i skupili się na zdobywaniu terenu. Niewiele jednak zabrakło, by zdołali wyrównać, ale Aiden McGeady podkręcił piłkę zbyt mocno i minęła słupek ze złej strony.
lajt 28/04/2015
x
zakończył się podziałem punktów, tym razem 3:3. Najwięcej bramek dla reprezentacji Polski w starciach z Irlandią zdobył Włodzimierz Lubański. Były snajper Górnika Zabrze i Lokeren strzelił Irlandczykom pięć goli w siedmiu meczach. Ostatni raz pokonaliśmy Irlandczyków w 2008 roku. 19 listopada w Dublinie Polska wygrała 3:2 po bramkach Mariusza Lewandowskiego, Rogera Guerreiro i Roberta Lewandowskiego. Aż pięciu kadrowiczów powołanych przez trenera Adama Nawałkę na niedzielne spotkanie z Irlandią pojawiło się na boisku w tamtym spotkaniu: Robert Lewandowski, Tomasz Jodłowiec, Jakub Wawrzyniak, ŁUKASZ FABIAŃSKI oraz Sławomir Peszko. Dla pomocnika 1. FC Koeln był to debiut w koszulce z orzełkiem na piersi. 6 lutego 2013 biało-czerwoni po raz kolejny polecieli do Dublina, żeby sprawdzić swoją formę przed nadchodzącym meczem eliminacyjnym z Ukrainą. Bramki reprezentacji Polski bronił od początku spotkania ARTUR BORUC, dla którego starcie z Irlandią było pierwszym w biało-czerwonych barwach od 2010 roku i meczu ze Stanami Zjednoczonymi w Chicago. Były golkiper Celticu i Fiorentiny powrócił do kadry po niemal trzech latach nieobecności. Niestety nie pomógł Polakom wywieźć zwycięstwa z Dublina. Podopieczni Waldemara Fornalika przegrali 0:2 po bramkach Ciarana Clarka i Wesa Hoolahana. Obaj strzelcy goli z lutowego spotkania zostali powołani przez Martina O’Neilla na najbliższy mecz z Polską. Dokładnie pięć lat po ostatnim zwycięstwie nad Irlandią spotkaliśmy się z tym rywalem ponownie, tym razem w Poznaniu. 19 listopada 2013 białłoczerwoni zremisowali z zawodnikami z „zielonej wyspy” 0:0 po bardzo wyrównanym spotkaniu. Dla selekcjonera Adama Nawałki był to dopiero drugi mecz w roli trenera biało-czerwonych.
# www.eurosport.onet.pl
# www.sport.tvn24.pl
Gazeta zauważyła, że przez większość wieczoru to głównie polskich kibiców słychać było na stadion ie . S t wor z yl i oni niesamowitą atmosferę ozdabiając prawie pół stadionu w biało – czerwone flagi.
przyznał się do winy. Miał tłumaczyć, iż handel biletami był próbą pomocy rodakom w dostaniu się na mecz reprezentacji. W kłopoty te wpływowy działacz Polskiego Związku Piłki Nożnej miał wplątać także towarzyszącą mu w Irlandii przyjaciółkę. Obojgu irlandzki wymiar sprawiedliwości pozwolił powrócić do ojczyzny ze względu nad brak przestępczej przeszłości i fakt, iż mieli oni już wykupione bilety powrotne do Polski. Tyle irlandzkie media, które powołują się na informacje z akt sądowych. Tej relacji Kazimierz Greń stanowczo zaprzeczył bowiem w rozmowie z „Przeglądem Sportowym” i portalem Wirtualna Polska. Przedstawicielom tej pierwszej redakcji działacz powiedział, iż doniesienia irlandzkich mediów na jego temat są nieprawdziwe, a mecz oglądał na stadionie, bo nikt go nie zatrzymał. W drugiej rozmowie z mediami Greń stwierdził jednak, że pewne problemy miał, ale zakończyły się one tylko krótki pobytem na komisariacie, który zmusił go do obejrzenia końcówki meczu telewizji. Kazimierza Grenia wypiera się natomiast PZPN. – Kazimierz Greń nie był członkiem oficjalnej delegacji PZPN w Dublinie. Bilety na mecz nabył w sobie wiadomy sposób – poinformował w poniedziałkowy wieczór rzecznik prasowy PZPN JAKUB KWIATKOWSKI. Historia meczów z Irlandią: Jak wyglądały dotychczasowe spotkania?Polacy wygrali dziesięć z dotychczasowych 26 meczów. Dziewięć spotkań zakończyło się remisami, a sześć razy lepsi okazali się Irlandczycy. Biało-czerwoni mają również lepszy bilans bramkowy – w 26 grach strzelili 40 goli, a stracili 27. Tylko dwukrotnie pojedynki Polski z Irlandią były meczami o punkty. W 1991 roku podopieczni Andrzeja Strejlaua zremisowali pierwszego maja w Dublinie 0:0. Październikowy rewanż w Poznaniu również
SPORT
“ Nie spodziewał się jednak, że na jego prośby zareagują głównie polscy kibice” – można przeczytać w “The Irish Times”. Gazeta zauważyła, że przez większość wieczoru to głównie polskich kibiców słychać było na stadionie. Stworzyli oni niesamowitą atmosferę ozdabiając prawie pół stadionu w biało – czerwone flagi. Independent.ie dodaje z kolei, że Polscy fani pokazali doping z tej strony, której już dawno brakuje go “ irlandzkim fanom wychowanym na X-Boxie oraz Playstation”. “Kibice z Polski stworzyli niesamowitą atmosferę. Brakuje nam takiego żywiołu” – dodaje portal. “Nasi fani obudzili się jedynie po wyrównującej bramce”.O samym spotkaniu irlandzkie media piszą z mieszanymi odczuciami. Chwalą wynik i zaangażowanie piłkarzy w grę do ostatniego gwizdka, ale z drugiej strony podkreślają, że dobry rezultat zawdzięczają błędowi sędziego, który nie odgwizdał faulu na ŁUKASZU FABIAŃSKIM tuż przed zdobyciem wyrównującego gola. “The Irish Times” zauważył, że to już trzeci mecz w trwających eliminacjach, w którym Irlandczykom pozytywny wynik udaje się uzyskać dopiero w doliczonym czasie gry.Dziennik wspomniał również o innym, przedmeczowym wydarzeniu, świadczącym o bliskich relacjach polsko-irlandzkich. Z udziałem przedstawicieli obu nacji odbyło się bowiem w Dublinie odsłonięcie pamiątkowej tablicy ku czci Pawła Strzeleckiego, XIX-wiecznego polskiego filantropa, którego poświęceniu w czasie pamiętnej klęski głodu w Irlandii życie zawdzięcza, według niektórych szacunbiletami, czyli uprawianie fachu tzw. konika.Według informacji dziennika „Irish Examiner”, Kazimierz Greń spędził noc w irlandzkim areszcie, a na poniedziałkowej rozprawie
# www.eurosport.onet.pl
21
22
lajt 28/04/2015
SPORT
x
Wiadomo, że będzie mieszkał pod Houston i będzie trenował z Ronnim Shieldsem i że zmienił pierwotny plan, jeszcze zanim wprowadził go w życie. Po wygranej z Tomaszem Adamkiem, Artur mówił, że poleci na kilka miesięcy i zobaczy, jak się tam pracuje i zdecyduje co dalej. W sumie nic nadzwyczajnego, bo podobnie kombinuje wielu pięściarzy z Europy. Szpilka jednak gra va banque i od razu leci na dłużej. – Dzisiaj planuję, że zostanę w USA pięć lat, do końca kontraktu z menedżerem Alem Haymonem. Na początek poleci ze mną jeden z moich polskich promotorów, Piotr Werner. Na miejscu będzie też drugi promotor Leon Margules i wszystko jakoś ogarniemy. Nie wiem jeszcze jakie plany ma wobec mnie Haymon, nie wiem w jaki sposób ma się rozwijać moja kariera, ale wiem, dokąd chcę dojść – opowiadał niedawno Artur. Na celowniku chłopaka z Wieliczki jest podobno Steve Cunningham i rewanż z Bryantem Jenningsem. „Amerykański sen” ma być jednak przerywany. – Chciałbym raz w roku występować w Polsce, aby mieć kontakt z kibicami, którzy tu mieszkają – powiedział ostatnio Artur i od razu zdradził, z kim w kraju chciałby się spotkać w ringu. Cele: Mariusz Wach i Krzysztof Włodarczyk. – Z Mariuszem chciałbym wyjaśnić kwestię najlepszego polskiego ciężkiego, z Krzyśkiem – inne sprawy – mówił Szpilka. Wiadomo, że będzie mieszkał pod Houston i będzie trenował z Ronnim Shieldsem i że zmienił pierwotny plan, jeszcze zanim wprowadził go w życie. Po wygranej z Tomaszem Adamkiem, Artur mówił, że poleci na kilka miesięcy i zobaczy, jak się tam pracuje i zdecyduje co dalej. W sumie nic nadzwyczajnego, bo podobnie kombinuje wielu pięściarzy z Europy. Szpilka jednak gra va banque i od razu leci na dłużej. – Dzisiaj planuję, że zostanę w USA pięć lat, do końca kontraktu z menedżerem Alem Haymonem. Na początek poleci ze mną jeden z moich polskich promotorów, Piotr Werner. Na miejscu będzie też drugi promotor Leon Margules i wszystko jakoś ogarniemy. Nie wiem jeszcze jakie plany ma wobec mnie Haymon, nie wiem w jaki sposób ma się rozwijać moja kariera, ale wiem, dokąd chcę dojść – opowiadał niedawno Artur. Na celowniku chłopaka z Wieliczki jest podobno Steve Cunningham i rewanż z Bryantem Jenningsem.„Amerykański sen” ma być jednak przerywany. – Chciałbym raz w roku występować w Polsce, aby mieć kontakt z kibicami, którzy tu mieszkają – powiedział ostatnio Artur i od razu zdradził, z kim w kraju chciałby się spotkać w ringu.
chce zostać co najmniej pięć lat.
Artur Szpilka wyruszył do Ameryki, gdzie
szpila w USA
1
www.lajt.pl
2 Ostatni etap Abu Dhabi Desert Challenge został odwołany z powodu złych warunków atmosferycznych. Samocho dowa załoga ORLEN Team - MAREK DĄBROWSKI i JACEK CZACHOR - zajęła piąte miejsce w klasyfikacji generalnej, a ADAM MAŁYSZ pilotowany przez RAFAŁA MARTONA był siódmy.Szalejąca na pustyni burza piaskowa uniemożliwiła organizatorom odpowiednie przygotowanie i zabezpieczanie trasy ostatniego etapu rajdu. Słaba widoczność i unoszący się w powietrzu piach uziemiły śmigłowce bezpieczeństwa, których obecność podczas każdego odcinka specjalnego jest warunkiem koniecznym. W takich okolicznościach organizatorzy podjęli decyzję o odwołaniu 5 etapu.Pustynny rajd będący drugą rundą eliminacji Pucharu Świata po rozegraniu czterech odcinków wygrał Rosjanin VLADIMIR VASILIYEV przed Holendrem Erikiem van Loonem
3
i Brytyjczykiem Harrym Huntem. Dotychczasowy lider klasyfikacji generalnej rajdu, Katarczyk Nasser Al-Attiyah po końcowych odbiorach technicznych został zdyskwalifikowany przez sędziów.Obie załogi samochodowe ORLEN Team zajęły miejsca w pierwszej dziesiątce rajdu. Marek Dąbrowski z Jackiem Czachorem wywalczyli piąte miejsce, tracąc do lidera 2`09`40, a Adam Małysz pilotowany przez Rafała Martona został sklasyfikowany na pozycji siódmej. -Chcieliśmy przejechać rajd nie rozbijając samochodu i bez czasochłonnego kopania na wydmach. Można powiedzieć, że plan wykonaliśmy w 100 procentach – powiedział Jacek Czachor. Jedyne, co nas zaniepokoiło na trasie, to wczorajsza usterka, która pozbawiła nas dobrego miejsca w klasyfikacji generalnej. Brakuje nam jeszcze prędkości, nad czym będziemy pracować przed startem w kolejnej rundzie eliminacji – dodał zawodnik ORLEN TeamNajważniejsze, że po długiej przerwie razem przejechaliśmy długi rajd. To dla nas ważny element przygotowań w kontekście całego sezonu. Ostatecznie zajęliśmy piąte miejsce. Na początku zawodów mogliśmy tylko marzyć o takiej lokacie. Przed nami kolejne rundy eliminacji, od
jutra zaczynamy przygotowania do rajdu Sealine Qatar – powiedział Marek Dąbrowski Wiadomo, że to nie to samo, co zeszłoroczna druga lokata, ale jechaliśmy pierwszy raz MINI, zdobyliśmy cenne doświadczenie i coraz lepiej rozumiemy nowe auto. Nasz start zaliczamy zatem na plus - powiedział Adam Małysz. Szkoda tylko tego wczorajszego pecha, bo straciliśmy mnóstwo cennych minut. Ale cóż, świat kręci się dalej, a my idziemy do przodu. Kolejny rajd już pod koniec kwietnia, więc jesteśmy w pełni zmobilizowani i gotowi do rywalizacji – dodał zawodnik. Upadek na wydmie pokrzyżował plany Kubie Piątkowi. Absolwent Akademii ORLEN Team, do czasu feralnego 3 etapu utrzymywał równe tempo, dobrze radząc sobie w stawce doświadczonych i utytułowanych motocyklistów. Ostatecznie uplasował się w generalce na 42 pozycji. -Każdy rajd jest dla mnie bardzo wa ż ny. N a t ra s i e m o g ę podpatrywać najlepszych i zdoby wa ć cen ne dośw iadczenie. Jestem najmłodszym zawodnikiem w stawce najszybszej piętnastki, która regularnie meldowała się na mecie kolejnych odcinków, dlatego na każdym etapie staram się czerpać z tej rywalizacji jak najwięcej – powiedział Kuba Piątek. Wśród jednośladów pewnie wygrał MARC COMA. Tegoroczny zwycięzca Dakaru w klasyfikacji generalnej wyprzedził o 11`55 Brytyjczyka Sama Sunderlanda. Podium uzupełnił Chilijczyk Pablo Quintanilla.Słaba widoczność i unoszący się w powietrzu piach uziemiły śmigłowce bezpieczeństwa, których obecność podczas każdego odcinka specjalnego jest warunkiem koniecznym.
x
po złoto Kamil Stoch po raz szósty został mistrzem Polski w skokach narciarskich podczas konkursu rozgrywanego na Wielkiej Krokwi w Zakopanem.
@ szpila
www.lajt.pl
W drugiej serii nasz najlepszy zawodnik z wynikiem 141,5 m pobił rekord obiektu. Drugie miejsce zajął 19-letni ANDRZEJ STĘKAŁA, a trzeci był broniący tytułu Piotr Żyła. Ależ to był konkurs! Zmienne warunki na skoczni powodowały, że niektórym skoczkom mocno wiało pod narty i pozwalały im na tej skoczni fruwać jak nigdy dotąd. KLEMENS MURAŃKA poleciał z 12. belki aż na 144. metr, ale podparł się przy lądowaniu, później to samo zrobił Piotr Żyła po skoku na odległość 141,5 metra. W końcu, gdy skakał Stoch, sędziowie obniżyli mu belkę aż na ósmy stopień, a i tak
pofrunął na 141,5 metr, wylądował telemarkiem i został rekordzistą oraz mistrzem Polski! Po pierwszej serii prowadził Dawid Kubacki, który uzyskując 129,5 m otrzymał 132,5 pkt. Stoch skoczył pół metra mniej i tracił do zawodnika TS Wisła Zakopane 1,4 pkt. Trzeci był STĘKAŁA (127 m i 127,1 pkt). Czołowi skoczkowie po I serii mieli dobre warunki. Presji nie wytrzymał jednak Kubacki, który skoczył zaledwie 104 m. Stoch, Stękała i Żyła to wykorzystali. Temu drugiemu do srebra wystarczył skok na 124 m w II serii. 140 metrów przekroczył jeszcze Krzysztof Biegun, który skoczył
SPORT
140,5 m i wyrównał wówczas rekord Simona Ammanna. W drugiej serii bezkonkurencyjny był Stoch, bijąc rekord należący od 2010 roku do Szwajcara SIMONA AMMANA. Stękała w drugiej serii uzyskał odległość 124 m. Żyła skoczył 141,5 m, ale z podpórką. - Wa ru n k i dz i ś by ł y m o cn o zmieniające, w drugiej serii były idealne dla mnie. Czuję się w bardzo dobrej dyspozycji - powiedział po konkursie Stoch. I powiedział, że ten kończący się sezon, choć trudny (zaczął się od kontuzji) był dla niego bardzo ważny, bo wiele się nauczył.
lajt 28/04/2015
x
23
24
lajt 28/04/2015
MELANŻ
www.lajt.pl
Melanz
26
lajt 28/04/2015
Był nazywany wizjonerem, który uprawia artystyczną pornografię, geniuszem, który potrafi poprzez nagość wyrazić osobowość modelki. Tak naprawdę Helmut Newton był kochającym, wiernym mężem i ubóstwiającym kobiece ciało artystą tak wielkim, że będą go pamiętać całe pokolenia. NEUSTÄDTER, bo tak brzmiało prawdziwe nazwisko artysty, urodził się w 1920 roku w Berlinie i tam po raz pierwszy zapragnął zostać fotografem. Pasja w tak dużym stopniu zawładnęła jego życiem, że rzucił szkołę i rozpoczął praktyki w studio topowej fotograficzki ELSIE SIMON. Staż, mimo, że prestiżowy Helmut musiał jednak porzucić, gdyż hitlerowska propaganda zaczęła zagrażać jego rodzinie. Spakował się więc i wyjechał do... Singapuru. Na wyspie pracował już jako fotograf dla magazynu Straits Times. Z Singapuru przeniósł się do Australii, gdzie po odbyciu służby wojskowej i czasie pełnym wyśmienitej zabawy, postanowił rozpocząć stabilne życie przykładnego męża (w tym czasie poznał swoją żonę, aktorkę JUNE BRUNELL). Był to też okres, w którym Neustädter zmienił nazwisko na Newton, pod którym miał podbić swoją fotografią świat. - To nie był człow iek, któ ry bałby się czegokolwiek - mówi MAGDA MICUŁA. Wychowywał się w Niemczech, w latach 20. i 30., w bardzo bogatej żydowskiej rodzinie. Miał iść w ślady
MELANŻ
ojca i w przyszłości przejąć fabrykę guzików. Stało się jednak inaczej. Jako 12-latek zafascynował się fotografią, kupił za własne pieniądze pierwszy aparat i tej miłości pozostał wierny aż do końca. Nie pomylił się. Do pracy, ze względu na pokrewną tematykę, przyjął go Playboy, a Newton zaczął zajmować się także modą. W latach 50-tych jego głównie czarno-białe portrety kobiet skupiały się już wyłącznie na tematyce modowej, jednak nadal poruszały ważne dla artysty tematy – seks, władzę, lęk i kobiecą siłę uwodzenia. Kobieta była dominą, to ona dyktowała warunki w pracach Newtona. Zaczynał jak większość początkujących fotografów. Robił zdjęcia do wysyłkowych katalogów, na chrzcinach, do gazetek reklamujących artykuły gospodarstwa domowego. Dopiero kiedy zaczął współpracę z australijskim Vogue dostrzegli go Brytyjczycy. Dekadę później Helmut ma już dość Australii i powraca do Europy. Nie jest łatwo, ale w 1961 roku otrzymuje prestiżową posadę we francuskiej biblii mody, Vogue. Ta praca pozwala fotografowi rozwinąć skrzydła, przy wsparciu największych z branży mody. Newton wypracował charyzmatyczny, prowokujący i ocierający się o porno styl, który naśladują setki młodych artystów.Lata 80-te (w 1980 roku wydał album Big Nudes, który po raz kolejny wzburzył i zachwycił opinię publiczną) i 90-te to pasmo nieprzerwanych sukcesów, wystaw w największych światowych galeriach i życia glamour. Każdą zimę Newton spędzał w Chateau Marmont, miejscu, które jest symbolem gwiazdorskiego blichtru, zamieszkał też w Monte Carlo. Pracował dla „Vogue”, „Elle”, „Marie Clair” i wielu innych luksusowych magazynów, bo wydawcy wiedzieli, że numer ze zdjęciami Newtona sprzeda się w większym nakładzie. Walczyli o niego również projektanci - artysta na swoich zdjęciach uwieczniał projekty takich domów mody jak CHANEL, YVES SAINT LAURENT czy VERSACE. Czy jego sztuka jest tanim kiczem, czy należy ją zakwalifikować do mistrzowskich dzieł? Nasuwa się jenak inne pytanie - co sprawia, że jego zdjęcia są tak genialne w swojej prostocie? Po-
www.lajt.pl
czucie humoru. To postać tak bardzo znana, że Jak sam mówił, w kobietach interesowały go siła, każdy zainteresowany fotografią - czy to jako mocna muskulatura i pewność siebie. Tak dobiewykonawca, czy krytyk - trafi na Newtona dość rał modelki do swoich sesji. Nie interesuje go za szybko. Słynie z mocno rozebranych sesji moto, jak jego model chciałby wyglądać na zdjęciu. delek i znanych osobistości. Przedstawiany jest Chce go pokazywać według swojego pomysłu. To jako fotograf mody, jednak z aparatem fotograsprawia, że jego prace są rozpoznawalne z daleficznym rzadko się rozstawał. W muzeum fotoka. Jednocześnie w nakręconym przez jego żonę grafii w Berlinie, zwanym też muzeum Helmuta amatorską kamerą dokumencie „Helmut by June“ Newtona, można zobaczyć jego podejście do da się zauważyć niesamowitą atmosferę panująświata. Niesamowite poczucie humoru obrazuje cą podczas jego sesji fotograficznych. Dokładne już jedno z pierwszych zdjęć (wystawa trwa niewskazówki dla modeli, tryskający humor i świetne przerwanie od 2004 r.) przedstawiające widok podejście współpracowników. Wszystko składa Nowego Jorku z helikoptera. Na fotografii mosię na genialne efekty.Mógł mieć każdy gadżet, żemy zobaczyć także nogi i buty artysty. Podpis a fotografował często przy użyciu banalnych pa„Manhattan i moje K-swissy“ pokazuje moctentów. Mawiał, że nie sprzęt świadczy o jakości ne poczucie humoru. Ma to potwierdzenie w jego zdjęć, ale pomysł. odtworzonej pracowni, w której główne miejsce W „Helmut by June“ możemy zaobserzajmują manekiny – rekwizyty wielu jego zdjęć. wować, że często pracuje amatorskim Canonem i tanimi obiektywami (tutaj gratka dla sprzętowców – 50 mm f/1.8, 85 mm f/1.8). Do wielu sesji plenerowych używał bardzo prostego oświetlenia w postaci świetlówki czy halogenu budowlanego. Latarka służyła mu często jako podświetlenie AF. Przy wielu sesjach nie stosował żadnych dodatkowych gadżetów. Innym razem była to systemowa lampa błyskowa. Sam jednak mawiał, że doskonałe zdjęcie mody to takie, które nie wygląda jak zdjęcie mody, ale kadr z filmu albo przypadkowo wykonany snapshot. Tak też często wyglądały jego zdjęcia reklamowe. Nie miały nic wspólnego z dzisiejszymi dopieszczonymi zdjęciami rodem ze stocków fotograficznych.Zginął tak jak żył, szybko i w wielkim stylu. W 2004 roku, uderzył rozpędzonym Cadillac’iem w ścianę (o ironio) hotelu Chateau Marmont. Od czasu jego nagłej śmierci, żona June, która od lat sama działa jako fotograficzka pod pseudonimem Alice Springs, przejęła kontrolę nad twórczą schedą artysty. Osobiście dba o każdą wystawę (od 6 czerwca w Berlinie mamy okazję podziwiać polaroidy z prywatnej kolekcji Helmuta Netwona na wystawie Helmut Newton Polaroids), wydaje jego albumy (w 1999 roku, aby uświetnić 51-szą rocznicę małżeństwa wydali album Us and Them, w którym Helmut sfotografował June) i podtrzymuje legendę, którą był już za życia.
MELANŻ
www.lajt.pl
Urodzonyr 22 sierpnia 1908 w Chanteloup-en-Brie, zm. 3 sierpnia 2004 w Céreste) – jeden z najwybitniejszych francuskich fotoreporterów XX wieku.Fotografował dalmierzowym aparatem firmy Leica. Uważany za ojca fotoreportażu, używał głównie standardowego obiektywu o ogniskowej 50 mm. Zdjęcia pojawiały się w najbardziej znanych czasopismach trzech dekad oraz były wystawiane we wszystkich największych galeriach w Stanach Zjednoczonych i Europie. Wystawa The Decisive Moment była pierwszą wystawą fotograficzną, która trafiła do Luwru. w latach 20. studiował malarstwo w pracowni COTENETA i ANDRE LHOTE’A. Potem ukończył studia malarskie i filozoficzne na uniwersytecie w Cambridge. Pierwsze fotografie wykonał w 1931. Jego pierwsza wystawa odbyła się w 1932 w nowojorskiej Julien Levy Gallery. Wtedy jego fotografie zostały ocenione niezbyt przychylnie. W latach 30. brał udział m.in. w słynnej ekspedycji etnograficznej do Meksyku, po której zaczął pracować jako niezależny fotograf. W 1935 od Paula Stranda nauczył się pracy z kamerą. Następnie asystował w filmach Jeana stał uhonorowany nagrodą Fundacji ERNY i VICTORA HASSELBLAD za całokształt pracy. Pod koniec życia nie uprawiał już fotografii, za to powrócił do swoich dawnych pasji - malowania i rysowania. Zmarł w wieku 95 lat w miejscowości Isle-sur-laSourge niedaleko Marsylii. “Decydujący moment” został w sposób najbardziej dosłowny, dokładny pokazany właśnie w tej fotografii. Na jej przykładzie uczy się w szkołach fotograficznych, dzięki niej pokolenia fotografów i osób interesujących się fotografią dowiadują się, co to znaczy, żeby być we właściwym miejscu i we właściwym czasie (lub sobie pomóc i na właściwy czas zaczekać). „Decydujący moment - ta jedna chwila, ułamek sekundy, w którym świat pogrążony w chaosie jawi się jako doskonała całość. Zdjęcie powinno streszczać wydarzenie, które za chwilę rozpadnie się w potoku życia” – tak opisuje treść tej idei Izabela Jaroszewska. To
Renoira. W 1937 kręcił filmy dokumentalne w Hiszpanii, w 1940 został więźniem wojennym niemieckich obozów w Badenii-Wirtembergii. Po ucieczce z obozu w 1943 przyłączył się do francuskiego ruchu oporu. Po 1945 roku ponownie został niezależnym fotografem. Uwieczniał wtedy tzw. decydujący moment (fr. l’instant décisif, ang. the decisive moment), który wyraża kwintesencję danej chwili. Koncepcja ta wpłynęła na rozwój nowoczesnego reportażu. pracował dla prawie wszystkich wielkich dzienników i czasopism na całym świecie. Był współzałożycielem słynnej agencji fotograficznej Magnum wraz z Robertem Capą, Davidem Chim Seymourem i George’em Rodgerem. Miało to miejsce w 1947 w Paryżu. Odbył podróże do Indii, Birmy, Pakistanu, Chin, Indonezji, Kuby, Meksyku, Kanady, Japonii i Związku Radzieckiego. W 1982 zo-
dał światu teorię „decydującego momentu”. JAROSZEWSKA pisze: to właśnie genialne momenty wydobyte z rzeki czasu. Później wielokrotnie poddawano krytyce jego teorie, ale fakt, że to właśnie do Jego wypowiedzi się odnosimy świadczy o wielkości tego, co napisał i stworzył”. Zdjęcie obok jest najdoskonalszym przejawem tej teorii. Bo przecież wydarzenie, które widzimy ułamek sekundy wcześniej i tyle samo czasu później byłoby już nieważne, nieistniejące, niewarte uwagi. A tak, dzięki wyczuciu fotografa otrzymaliśmy obraz piękny i ciekawy (nieważne, że pokazuje banalną scenkę – ważne jak ją pokazuje). HENRI CARTIER-BRESSON – to jeden z najważniejszych fotografów xx wieku. Fotografował ważne przemiany na świecie przed i po II wojnie światowej, tworzył dokumenty o polityce i sztuce, portretował najwybitniejszych ludzi współczesności, uprawiał też coś, co dziś nazywamy „fotografią uliczną” – rejestrował zwykłe, codzienne życie na ulicach krajów, w których był. I to właśnie w przypadku tego gatunku fotografii najlepiej sprawdziła się teoria „decydującego momentu”. To dzięki niej zdjęcia przeszły do historii. Swoją przygodę ze sztuką zaczynał od malarstwa i rysunku. Odebrał solidne wykształcenie w tej dziedzinie, zanim na dobre zajął się fotografią, którą nazywał odpowiednikiem rysunku. Z tą różnicą, że szkic za pomocą fotografii otrzymuje się natychmiast i nie można go powtórzyć. Jeśli można, to już jest następne zdjęcie. Świat zachwycał się jego zdjęciami, a on mówił o sobie niezwykle skromnie. Jestem zbyt leniwy, by zajmować się szkicowaniem, dlatego wybrałem fotografię. Dzięki niej otrzymuję gotowy szkic w bardzo krótkim czasie. Znajdujący się w tym wpisie film „Decydujący Moment” można traktować jak poradnik fotograficzny. Nie będzie żadną przesadą, jeśli napiszę, że każde zdanie wypowiedziane przez ma znaczenie. Warto więc wsłuchać się w jego słowa, nawet jeśli angielski nie jest perfekcyjny. Ciekawostką, przynajmniej dla mnie, jest to, że nawet dla tak uznanego fotografa zrobienie dobrego portretu stanowiło największą trudność. Portret to znak zapytania postawiony na kimś.
Kim jest ta osoba? Co takiego szczególnego jest w jego twarzy? Różnica między portretem a zdjęciem polega na tym, że ma się zgodę na fotografowanie danej osoby. Warto przy okazji wspomnieć nieco o fascynacji Cartiera-Bressona surrealizmem. ROBERT CAPA powiedział mi, że nie powinienem pozwolić, by zamkn ęli mnie do pude łka z napisem „surrealizm”, ponieważ nie będę miał wtedy żadnych zleceń. Powinienem, zdaniem Capy, da ć ometkować się jako fotoreporter Decisive Moment, The from bt465 on Vimeo. Ni e ch c i a łby m o d bi era ć Wam przyjemności z oglądania filmu, zatem nie będę zdradzał więcej szczegółów. Zachęcam do obejrzenia całości 18-minutowego dokumentu. Zapraszam też na stronę agencji Magnum Photos, na której można zobaczyć prace fotografa.
lajt 28/04/2015
27
redakcja layout oprawa graficzna edycja zdjęć: Alicja Konowrocka, Aleksandra Talacha projekt: Pracownia grafiki wydawniczej, prof Slawomir Kosmynka, A SP Lódź druk: Printroom A SP Lódź