7 minute read
Dariusz Kosiński – LAUDACJA DLA PROFESORA JANA MICHALIKA
from Alma_Mater_224
by alma mater
LAUDACJA DLA PROFESORA JANA MICHALIKA
Laureat jest mistrzem historycznej precyzji, nie mogę więc nie zauważyć, że to pięćdziesięciolecie jest nieco umowne: obrona pracy doktorskiej Jana Michalika na temat Recepcja twórczości Henryka Ibsena przez polską krytykę literacką i teatralną do 1906 roku, napisanej pod kierunkiem prof. Henryka Markiewicza, odbyła się w roku 1968, a więc 53 lata temu. Na szczęście, możemy ocalić tak lubianą wKrakowie okrągłość jubileuszu, ponieważ równo pół wieku temu ukazała się w Ossolineum książkowa wersja tej rozprawy, czyli monografia Twórczość Ibsena w sądach krytyki polskiej 1875–1906. Prawdę mówiąc – nie wiem, jak powinna wyglądać laudacja na uroczystość odnowienia doktoratu. Jest to bowiem święto tak specjalne, zaszczyt, którego prawdziwie godnych jest tak niewielu, że dotąd nie miałem okazji wtakim wydarzeniu uczestniczyć. Skoro jest to uroczystość uniwersytecka, a okazję stanowi rocznica zdobycia stopnia naukowego, zacząć wypada zapewne od dorobku badawczego. I ja od niego zacznę, ale ponieważ czasu mam niewiele, a nawet przeczytanie listy najważniejszych prac prof. Michalika ikrótkie ich scharakteryzowanie zabrałoby go sporo, zdecydowałem się poświęcić większą część tej laudacji czemuś innemu, co sam uważam za pomnik trwalszy od spiżu, nie mówiąc już okolumnach zksiążek. Licząc na wyrozumiałość Profesora, nie będę więc wymieniał wszystkich tytułów choćby najważniejszych Jego książek i prac. Wystarczy chyba przecież powiedzieć, że historia teatru krakowskiego drugiej połowy XIX ipierwszych dekad XX wieku – awięc historia najważniejszej polskiej sceny tego okresu, miejsca narodzin nowoczesnego teatru polskiego – napisana została tak naprawdę przez prof. Jana Michalika w kolejnych monumentalnych pięciu tomach jego monografii i innych książkach i artykułach. I wystarczy może przypomnieć, że to właśnie Jan Michalik był inicjatorem, opiekunem ikierownikiem tak fundamentalnych prac jak seria repertuarów teatru krakowskiego i lwowskiego czy porażające swym ogromem i zarazem wielością i precyzją szczegółów bibliografie dramatu polskiego i obcego na scenach polskich.
Advertisement
Wystarczy rzut oka na półkę, by wiedzieć, że monografie naukowe prof. Michalika są wielkie. On sam często żartował z ich monumentalności. Ale właśnie te ogromne, wielotomowe książki, którymi Jan Michalik na trwałe zapisał się w dziejach polskiej humanistyki, zachwycają maestrią i precyzją szczegółów, dociekliwością interpretacji, odwagą w stawianiu pytań i– może jeszcze cenniejszą – odwagą w przyznawaniu, że na niektóre z nich nie zna się odpowiedzi.
Wkontekście tej swoistej harmonii ogółu i szczegółu powiedziałbym, że dorobek naukowy Jana Michalika to zarazem podstawa iszczyt polskiej historii teatru. Podstawa – bo to Jego książki iprace dokumentacyjne, którymi kierował, dają nam mocny badawczy grunt, po którym wszyscy chodzimy idługo jeszcze chodzić będziemy. Szczyt – bo ich dokładność i wirtuozeria analityczna mało mają sobie równych.
Niekłamane osiągnięcia naukowe w sposób naturalny dla prof. Michalika, a zarazem wcale nieoczywisty i naprawdę nieczęsto spotykany łączą się z Jego siłą inspiracyjną. Sam tego doświadczyłem, a i widziałem, jak owa siła działa. To prawdziwie cicha woda, która brzegi rwie. Profesor nie ma przecież nic z charyzmatycznych gwiazd intelektualnych współczesności. Nie pamiętam, a i nie wyobrażam nawet sobie, by kiedykolwiek się popisywał czy robił naukowe show. Po prostu – spokojnie i łagodnie mówi o tym, co Go pasjonuje, co wie, czego jeszcze nie, a wiedzieć by chciał. I po chwili – sam nie wiesz, kiedy – idziesz dokładnie tam, gdzie cię prowadzi. Poszedłem tak ja iwszystkie niemal uczestniczki naszego legendarnego seminarium: Agnieszka Marszałek, Barbara Maresz, Mariola Szydłowska, Anna Wypych-Gawrońska. Apóźniej także moje studentki, które na moich oczach ulegały tej cichej wodzie i dziś są jednymi z najważniejszych historyczek teatru swojego pokolenia, jak Dorota Jarząbek-Wasyl czy Agnieszka Wanicka.
W ten sposób Jan Michalik zrobił coś, czego w polskich badaniach historyczno-teatralnych nie zrobił nikt inny: stworzył szkołę. Sam będąc uczniem i w jakiejś mierze dziedzicem prof. Jerzego Gota, naszego ojca założyciela, nie utracił nic z jego dziedzictwa, ale pomnożył je. To przede wszystkim dzięki Niemu istnieje, trwa irozwija się krakowska szkoła historii
Prof. Jan Michalik zrobił coś, czego w polskich badaniach historyczno-teatralnych nie zrobił nikt inny: stworzył szkołę. [...] To przede wszystkim dzięki Niemu istnieje, trwa i rozwija się krakowska szkoła historii teatru, nie waham się powiedzieć – jedyna w tej dziedzinie prawdziwa szkoła w Polsce. Szkoła Jana Michalika – akcentował wygłaszający laudację prof. Dariusz Kosiński
teatru, nie waham się powiedzieć – jedyna w tej dziedzinie prawdziwa szkoła w Polsce. Szkoła Jana Michalika.
Choć wychowankowie tej szkoły pracują dziś w różnych miejscach, to jej domem jest, oczywiście, Uniwersytet Jagielloński, który w jakiejś mierze jest też domem dzisiejszego Jubilata. Serdeczne i silne związki prof. Michalika z Uniwersytetem i wielkie zasługi w pracy na Jego rzecz są oczywiste. Dla społeczności akademickiej może najbardziej formalnie widocznym ich dowodem i przejawem była służba, jaką pełnił Jan Michalik najpierw jako prodziekan (w latach 1990–1993), a następnie, w latach 1993–1999, dziekan ówczesnego Wydziału Filologicznego UJ. Ale dla nas – teatrologicznej mikrospołeczności zajmującej górne piętra budynku przy ul. Gołębiej 14 – z pewnością ważniejsze było coś innego: przez wiele lat, gdy ktokolwiek w tymże budynku wypowiedział słowo „Szef”, było jasne, że mówi o prof. Michaliku, który kierował najpierw Zakładem, a potem Katedrą Teatru już przez kilka miesięcy roku 1977 i 1980, by od października roku 1981 objąć jej kierownictwo na stałe z przerwą na wyjazd do Monachium, gdzie pracował w latach 1986–1989.
Nie ma to dziś, na szczęście, aż tak wielkiego znaczenia, ale niech mi będzie wolno wyrazić osobisty żal, że lata nieobecności Jana Michalika w Krakowie to były dokładnie lata moich studiów na ówczesnej specjalności teatrologicznej. O mały włos się nie minęliśmy! Całe szczęście, dostałem się na studia doktoranckie i po krótkim okresie trafiłem pod opiekę Jana Michalika, dzięki któremu – co tu ukrywać – zostałem zatrudniony w Zakładzie Teatru. Mogłem więc i na seminariach doktoranckich, i na zebraniach Zakładu doświadczyć czegoś, co Profesorowi zapewne wyda się oczywiste, a co – jak wiem z opowieści koleżanek i kolegów z innych ośrodków – wcale takie oczywiste nie jest. Tym czymś jest prawdziwa społeczność uniwersytecka, a więc społeczność ludzi, którzy uprawiają pasjonującą ich dziedzinę nie dlatego, że chcą zrobić karierę, zaspokoić zawsze głodne pochwał ego czy zdobyć jak najwięcej punktów w ocenie jakiejś komisji akredytacyjnej. I nawet nie dlatego, czy też – nie tylko dlatego, że lubią to, co robią. Tę prawdziwą społeczność akademicką tworzą ludzie, którzy uważają zdobywanie wiedzy, dochodzenie do prawdy, oddawanie sprawiedliwości ludziom żyjącym przed nimi za swój obywatelski i ludzki obowiązek, za coś, co stanowi podstawową służbę społeczeństwu, które współtworzą.
Pamiętam taką naszą rozmowę z początku lat 90., a więc z czasów, gdy obejmujący wtedy rząd dusz kapitalistyczny liberalizm podważał sens wszelkich zajęć nieprzynoszących szybkiego iwymiernego zysku – takich jak nasze. Ja byłem zbędnością tego, co robiliśmy, jakoś bardzo przejęty, czułem się czasem wręcz kimś wrodzaju pasożyta i usiłowałem na różne sposoby usprawiedliwić swoją pracę. I kiedyś tymi wątpliwościami podzieliłem się z Profesorem, który z całą prostotą odpowiedział: „Ale jak my nie będziemy tego badać, to całe połacie kultury narodowej zostaną zapomniane”. Biła z tego prostego zdania ogromna wiara, że nie możemy do tego dopuścić. Ta wiara do dziś podnosi mnie na duchu, gdy znów myślę, że wszystkich zainteresowanych tematami, którym poświęcam kilka kolejnych lat życia, dałoby się posadzić przy naszym dawnym podłużnym stole zebrań Katedry Teatru.
Tak się składa, że wszyscy tu chyba dobrze znamy ten stół, przy którym spotykaliśmy się jako pracownicy Katedry iprzy którym my, grupka teatrologicznych doktorantów spotykaliśmy się z naszym mistrzem – Janem Michalikiem. Bo to dzisiejszy Jubilat był, adla mnie wciąż jest, Mistrzem tego podłużnego stołu, który stanowi mój osobisty symbol Uniwersytetu. Spędzaliśmy przy nim godziny, dyskutując o rzeczach całkowicie obojętnych dla zewnętrznego świata zajętego transformacją ustrojową. I byliśmy tam prawdziwie wolni, skupieni na dochodzeniu do prawdy, na wspólnym jej ustanawianiu, z całą – dziś niemal niewiarygodną – nieobecnością hierarchii, mechaniki poniżania iwywyższania czy jakiejkolwiek przemocy. Żadnej rzezi statusowej, żadnej rywalizacji,
Renata Kosińska
Uczestnicy uroczystych promocji habilitacyjnych w auli Collegium Maius, w środku rektor UJ prof. Franciszek Ziejka, drugi z prawej dr hab. Dariusz Kosiński, szósty z prawej prof. Jan Michalik, jego laudator; 17 czerwca 2004
żadnego przepychania się w walce o zajęcie lepszej pozycji. Wspominałem już te kluczowe dla mnie spotkania w felietonie napisanym w80. urodziny dzisiejszego Jubilata ipozwólcie Państwo, że zacytuję puentę tego tekstu: Brak mi też tego uniwersytetu, którego smak dał nam poznać na swoich seminariach Jan Michalik. Wkrótce nadeszły czasy kolejnych reform, ankiet samooceny, komisji akredytacyjnych i parametryzacji, nieudolnie usiłujących zastąpić biurokratyczną kontrolą autentyczną pasję i ciekawość oraz zaufanie do tych, którzy się nimi kierują. Dzięki Janowi Michalikowi miałem to szczęście, że doświadczyłem jednego idrugiego. A związana z nimi i z nich wynikająca pewność wolnych, bo z woli własnej, a nie potrzeb kariery wynikających, poszukiwań, stała się dla mnie – może niemal niedostępnym już, ale wciąż pamiętanym – sednem i sensem pracy akademickiej.
Jak dobrze wiedzą ci z Państwa, którzy mają przyjemność znać prof. Jana Michalika, ma On cudownie ironiczny stosunek do samego siebie. Jednym zjego przejawów są gry słowne, wśród nich te, które posługują się podobieństwem jego nazwiska do nazwiska właściciela słynnej Jamy Michalika. Mam więc nadzieję, że mi Szanowny Jubilat wybaczy, że zakończę tę laudację takim oto konceptem, który może ijest nieco żartobliwy, ale chce powiedzieć coś bardzo, bardzo serio: tak jak matecznikiem i domem krakowskiej Młodej Polski była Jama Michalika, tak matecznikiem idomem prawdziwego uniwersytetu będzie dla nas zawsze postać, dorobek i szkoła Jana Michalika.
Z całego serca za to w imieniu nas wszystkich – dziękuję.
Dariusz Kosiński
Wydział Polonistyki UJ