MIESIĘCZNIK DLA ŚLĄSKA CIESZYŃSKIEGO Nr 46, listopad 2020
Dealer MINI Sikora Bielskoɟ » Ñ
www.tramwajcieszynski.pl
Umóā 綫 Ì j č « ð¢çðow ȴ Tel.: +48 33 816 MINI
Nr 46, listopad 2020
N Y% >>ǜ / AUT. SKRZYNIA W STANDARDZIE, A DO TEGO `/%' DO 57 KM NA N Y%DZIE CZYSTO ELEKTRYCZNYM.
MIESIĘCZNIK DLA ŚLĄSKA CIESZYŃSKIEGO
NOWE MINI COUNTRYMAN HYBRYDA PLUG-IN.
ISSN: 2543-8751 / Cena: Bezpłatny
KTO KUPI
BROWAR? Pojedynek pancernych kolosów Szpital Śląski
Skandal w Komisji Sportu
7,5 tys. drzew pod topór
Nie bój się chcieć
Małą lub dużą
STOLARKA PCV I ALUMINIUM
W STAREJ CEGIELNI
www.okna-Aldo.com.pl
Polska od 15,60 zł
Czechy od 16,80 zł
Holandia od 38,80 zł
Anglia od 41,80 zł
Niemcy od 32,80 zł
Słowacja od 20,10 zł
ul. Kościuszki 33, Cieszyn (teren starej cegielni) tel. +48 512 790 260 / www.paczki123.pl Oferta biznesowa na www.olzalogistic.com
'U]ZL ]HZQĕWU]QH 7KHUPR
tel. +48 33 852 92 12
Rozkład Jazdy: kierunek Jazdy Czy na pewno chcemy zrobić „sPRawDzam”? Nie w zimie i nie w wiśle
4-5 6-9
wyższa Brama ostatnia czeska ofiara sporu o Śląsk Cieszyński Pojedynek pancernych kolosów
10-11 12-15
mijanka na Rynku Czterdzieści lat minęło szpital Śląski - brak miejsc skandaliczne zachowanie przewodniczącego kto kupi browar? o walce i władzy
19-21 22-23 22-23 26-27 48-49
stary targ to świtnie nogami
29-30
kierunek kultura Światełko na cmentarzach w dobie pandemii, blaski i cienie „kultury Bez Barier” David Bowie 2016
32-33 40-41 42-43
torebka jakby Damska Nie bój się chcieć ... tata przyjdzie do Ciebie Pod topór ma trafić 7,5 tys. drzew zielone farmy fotowoltaiczne smog jest tak stary jak węgiel Czy można palić w kominku i nadal być eko Razem z psem albo ja tu pilnuję Panforte di siena Ile oliwy jest w oliwie konie
34 39 44-46 47 50-51 52-53 55-57 58-59 60-62 63
z a ło G a t R a m wa J u: DYsPozYtoR: wojciech krawczyk motoRNICzY: urszula markowska tel. 577 148 965 koNDuktoRzY: Fryderyk Dral, małgorzata Perz, DzIał maRkEtINGu: Piotr Czerwiński tel. 602 571 638 PasaŻERowIE: amelia witos, Florianus, marcin mońka, Robert kania, Iwona włodarczyk, Jacek Cwetler, Dariusz Bożek, Rafał urbaczka, Daniel korbel, stanisław Przybysz-malinowski, mateusz Jonkowski, wiesław Hołdys, karol Cieślar zaJEzDNIa: Cieszyn, ul. mennicza 44 Baza: Fundacja LokaLsI Cieszyn, ul. Bielska 184 DRukaRNIa: Drukarnia „koLumB” 41-506 Chorzów, ul. kaliny 7
ŹRÓDło zDJĘCIa okłaDkI: www.fotopolska.eu opr. graficzne okładki Rafał łęgowski DRuk okłaDkI: Drukarnia „koLumB” 41-506 Chorzów, ul. kaliny 7
·
·
·
·
·
„Kierunek jazdy” - felietony „Wyższa brama” - tematy ważne „Most przyjaźni” - zza Olzy „Mijanka na Rynku” - polityka i gospodarka „Stary Targ” - gwara „Torebka jakby damska” - tematy różne „Kierunek kultura” - kultura „Kierunek sport” - sport „Przystanek na żądanie” - reklamy i artykuły sponsorowane Wydawca magazynu „Tramwaj Cieszyński” nie ponosi odpowiedzialności za treści reklam i art. sponsorowanych, a także za poglądy autorów zawarte w zamieszczonych tekstach. Reprodukcja oraz przedruk wyłącznie za zgodą wydawcy. Wszystkie materiały publikowane w niniejszym magazynie są własnością wydawcy i są chronione prawami autorskimi.
·
·
·
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2020
3
KIERUNEK JAZDY
Czy na pewno chcemy robić „SPRAWDZAM”? Jeszcze niedawno najczęstszym poparciem teorii, że koronawirus to fikcja było krążące do znudzenia pytanie„A znasz kogoś, kto był zakażony covid-19, albo kogoś kto przez niego zmarł?” Jeszcze chwila, a to pytanie zupełnie zniknie, bo przestanie być argumentem. Coraz więcej ludzi dzisiaj może powiedzieć, TAK znam. Coraz więcej osób nie może pożegnać swoich bliskich, którzy w samotności umierają w szpitalnych salach. Nagle przepełnione oddziały i brak sprzętu, o brakach personalnych nie wspomnę, wprawiają w zadziwienie, a niewierzący w koronawirusa próbują szukać kolejnych wyjaśnień i kolejnych teorii spiskowych. Obecnie najbardziej winne są media, które eskalują problem czepiając się wirusowego tematu jak „dojnej krowy”. Ponoć to my podsycamy strach, denerwujemy ludzi danymi statystycznymi, które i tak przecież są jak wszystko fałszowane. W tym samym czasie, gdy zalewa nas fala krytyki, ci sami ludzie sięgają po publikacje, które ktoś wrzucił po to, by zarobić, bądź zdobyć popularność. Z perspektywy kanapy przed telewizorem, bądź fotela przed monitorem komputera wszystko jest teorią i czymś tylko ulotnym. Dla nas szpital stoi w tym samym miejscu, karetki wjeżdżają, bo w sumie po to są. Lekarze według niektórych są nadal leniwi i w sumie wielkiej zmiany nie widać. Nikt przecież wirusa dostrzec nie może, więc najprościej stwierdzić, że go nie ma. Nie widzieliśmy również Boga, a uznajemy się za wierzących i to przykładnych. Być może to kiepskie porównanie, ale jakież prawdziwe… Z całą odpowiedzialnością za swoje słowa, nie daj Boże byśmy znaleźli się jako pacjenci za drzwiami oddziału zakaźnego. Tylko tam widać, że wirus jest, i że zabija naszych bliskich. Polskiemu państwu, choć szczyt dopiero przed nami, już brakuje środków do ratowania życia swoich obywateli. Dopiero na oddziale zakaźnym widać wyraźnie, jak kończy się bunt przed założeniem szmatki na twarz, bo przecież jak można dumnemu Polakowi w ogóle coś kazać. Na oddziale zakaźnym znikają wszelkie teorie spiskowe i nasza niewiara. Jedno jest pewne, nie chciejmy w swojej naiwnej odwadze mówić, SPRAWDZAM. Nie chciejmy istnienia tego wirusa sprawdzać na swoich bliskich. Być może okaże się, że cała ta akcja z COVID-19 jest przesadą i to właśnie media, sanepid i lekarze się mylą, a Ty 4
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2020
masz rację. Jednak oceń to z perspektywy osoby żywej, w gronie swoich bliskich, w niezmienionym składzie. Dobrze jest podejmować racjonalne decyzje w oparciu o wiedzę i doświadczenie nie tylko medyczne, ale też życiowe. Widać, że część osób świadomie próbuje manipulować innymi, wykorzystując naiwność ludzi do politycznych celów. Czuć jednak też, że dużo osób jest albo niedoinformowanych, albo też przytłoczonych nadmiarem wiadomości. Polski rząd nie pomaga, często wysyłając sprzeczne sygnały, tak jak to było ze zmieniającym się zdaniem ministra zdrowia w sprawie maseczek, czy przedwyborczymi okrzykami premiera, że wirus jest w odwrocie i nie ma się czego bać. Wniosek jest więc jeden: tylko spokój, edukacja, edukacja i jeszcze raz edukacja. Jak za każdą dużą sprawą tak i przy okazji pandemii pojawiają się teorie spiskowe. Nie brakuje grup na portalach społecznościowych, których zadaniem jest przekonać, że to co się dzieje jest ściemą i wymysłem wielkich światowych magnatów. Pojawiają się więc wytłumaczenia, że krytycy nazywają teorią spiskową wszystko to, co „niewygodne”, żeby nie dotrzeć do prawdy i jej nie odkryć. Tylko dlaczego tę prawdę odkrywa się nie z ekspertami, ale podpiera anonimowymi filmikami z YouTube? Teorie spiskowe mają szerokie grono zwolenników Badania pokazują, że teorie spiskowe mają tendencję do pojawiania się w momentach kryzysowych dla społeczeństw - takich jak ataki terrorystyczne, gwałtowne zmiany sytuacji politycznej czy kryzys gospodarczy. Mnożą się w okresach niepewności i zagrożenia, gdy staramy się nadać sens narastającemu na świecie chaosowi. Takie okoliczności stwarzają również wybuchy epidemii, co tłumaczy rozprzestrzenianie się teraz teorii spiskowych na temat koronawirusa. Podobnie było podczas wybuchu epidemii wirusa Zika w latach 2015-2016. Teorie spiskowe na temat Zika sugerowały, że był bronią biologiczną, a nie naturalnie występującym wirusem. Analiza dyskusji internautów na forum Reddit toczących się podczas wybuchu tejże epidemii wykazała, że rozmowy o teoriach spiskowych
KIERUNEK JAZDY
były sposobem internautów na poradzenie sobie z niepewnością, jaką odczuwali w związku z wirusem. Przyglądam się temu, słucham i czytam, próbując znaleźć wytłumaczenie, jednak już wiem, że to jest zjawisko demokratyczne. Podatni na teorie spiskowe są ludzie zarówno bez wykształcenia, jak i z wykształceniem wyższym. W tej samej grupie mamy trenerów personalnych, wykładowców, nauczycieli, urzędników, ale i Edytę Górniak czy Leszka Możdżera, który także wierzy w depopulację, szkodliwość szczepionek i jest podejrzliwy co do intencji Billa Gatesa. To, że ktoś jest reprezentantem sztuki elitarnej czy ma imponujące wykształcenie absolutnie nie zmniejsza podatności na teorie spiskowe. W końcu profesor uniwersytecki nie przestaje być człowiekiem i jego aparat poznawczy nie jest wszechmocny. Na pewno wspólnym mianownikiem jest podejrzliwość wobec (establishmentu) władz czy autorytetów, ale to też zależy kogo się uważa za establishment. Zwolennicy teorii spiskowych są w lewicy i w prawicy. To jest ciekawe zjawisko, bo nie jest ani spójne, ani jednorodne. Oczywiście, czasem stronnictwa polityczne wykorzystują jedną z teorii, tworząc z niej narrację marketingu politycznego i w ten sposób przyciągają jej zwolenników. Ale to dzieje się już na dalszych etapach. Same teorie spiskowe, te które rodzą się oddolnie, są tak chaotyczne, jak chaotyczna jest wiedza potoczna. Ale jednocześnie paradoksalnie sprawia wrażenie logicznej - wszystko się ze wszystkim łączy. Tu właściwie jest cały problem - teorie spiskowe są zbyt logiczne, by mogły być prawdziwe. To dobry test, jeśli coś nie pozostawia miejsca na wątpliwości, jest zbyt spójne, to prawdopodobnie zawiera w sobie dużo z bajki. W świecie spiskowym jest równoległy garnitur naukowców i ekspertów, którzy często powołują się na teorię naukową, która choć w międzyczasie okazała się nieprawdziwa, dla nich nadal pozostaje teorią naukową. Te środowiska mają swoich profesorów i swoje autorytety. Do programów telewizyjnych czy radiowych nie przychodzą tylko celebryci, choć to o nich jest głośniej, ale także eksperci z tytułami naukowymi. W ostatnim czasie najbardziej „banowane” wideo to „Plandemia” - wywiad z amerykańską działaczką przeciw szczepieniom dr Judy Mikovits, która twierdzi, że SARS-CoV-2 stworzyli ludzie, a Włosi umierali od podawanej im szczepionki, noszenie maski z kolei aktywuje własnego wirusa. Nagranie polecała również celebrytka Doda, która jak tysiące innych ludzi mówi, że film jest usuwany nie dlatego, że rozpowszechnia fake-newsy, a dlatego, że odsłania niewygodną prawdę i kulisy globalnego oszustwa. Wiele osób będzie przekonanych, że wideo z wyklętą ekspertką wyciekło, bo zawierało prawdę. A kto ją
banuje? Facebook i YouTube, których właścicielami są miliarderzy chcący manipulować twoim mózgiem... To składa się w ciąg tworzący spójny przekaz, który co prawda nie ma nic wspólnego z prawdą, ale zachowuje pozory logiczności. Przecież nie można zaprzeczyć, że Facebook dzięki algorytmom dopasowuje informacje do użytkownika jak również, że jego właściciel jest miliarderem. Teorie spiskowe są niebezpieczne dla społeczeństwa Szerzące się teorie spiskowe dotyczące przyczyn pandemii koronawirusa mogą się okazać równie niebezpieczne dla społeczeństw jak sam wirus. Sprzyjają wzrostowi ataków rasistowskich bądź wrogich zachowań wobec wybranych grup społecznych. Antidotum na nie to rzetelna informacja. Rozprzestrzenianie się teorii spiskowych może mieć też poważne konsekwencje dla innych grup społecznych. Na przykład podczas Czarnej Śmierci w Europie (epidemii dżumy w XIV wieku - red.) Żydzi stali się kozłami ofiarnymi jako rzekomo odpowiedzialni za pandemię. Te teorie spiskowe doprowadziły do brutalnych ataków i masakr społeczności żydowskich w całej Europie. Wybuch koronawirusa doprowadził do nasilenia się na całym świecie ataków rasistowskich wymierzonych w osoby uznawane za mieszkańców Azji Wschodniej. Teorie spiskowe mogą także zakłócać relacje między różnymi grupami oraz zwiększać wrogość i przemoc wobec tych, których postrzega się jako spiskujących. Zbierając materiały do swoich analiz, badacze doszukali się ponad 2,3 tys. dezinformacji dotyczących koronawirusa w 25 językach, pochodzących z 87 krajów. Zdecydowana większość z nich (89 proc.) dotyczyła plotek związanych z koronawirusem, możliwych „cudownych” terapii. Już teraz widzimy „alternatywne podejścia do leczenia” koronawirusa - niektóre z nich są niebezpieczne. Jako przykład tego, jak niebezpieczne mogą być takie plotki, eksperci podają popularny mit, w myśl którego koronawirusa można pokonać spożywając wysokoprocentowy alkohol. Tylko w Iranie plotka ta przyczyniła się do ok. 800 śmierci spowodowanych przez spożycie metanolu. Podobne przypadki odnotowano również w Turcji i w Katarze. Eksperci wielokrotnie udowodnili, że wiara w teorie spiskowe przynosi więcej szkody niż pożytku, zagraża zdrowiu publicznemu i dobrobytowi społecznemu. Obecna pandemia i pandemia hiszpanki sprzed 100 lat, mogą nas nauczyć ważnych rzeczy na temat zarządzania w czasach kryzysu, ale tylko pod warunkiem, że będziemy chcieli z tych lekcji skorzystać i będziemy uczyć się na własnych błędach. TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2020
5
KIERUNEK JAZDY
felieton
Florianus
Nie w zimie i nie w Wiśle Jerzy Pilch umarł nagle i niespodziewanie pod koniec pandemicznego maja 2020 roku. I okazało się, że przed śmiercią pisarz wyraził życzenie, aby jego doczesne szczątki nie były pochowane w Wiśle. To musiało wiślan, zwłaszcza tamtejszych krewnych i znajomych Pilcha, trochę, może nawet bardziej niż trochę i chyba raczej nieprzyjemnie skonsternować. Bo jakżeż to? Nie chciał być Pilchu pochowany razem z innymi Pilchami na Gróniczku, gdzie są już groby jego rodziców, a nawet znajduje się grób biskupa Andrzeja Wantuły, który w 1976 roku umarł w Warszawie, lecz życzył sobie spocząć po śmierci na ewangelickim cmentarzu w swojej pierwszej parafii? Chcąc nie chcąc musieli wiślanie z tym się pogodzić, taka była Pilchowa wola. Pilchu nie umarł w Wiśle i do Wisły nie jeździł przez wiele miesięcy przed śmiercią. Nigdy nie przepadał za podróżami, ale odkąd choroba przykuła go do inwalidzkiego wózka, nie lada problemem stało się nawet poruszanie się po własnym mieszkaniu. To skłoniło go do przeprowadzki, którą zresztą doradzała mu urzędniczka przynależnej spółdzielni mieszkaniowej w Warszawie. Zdecydował się więc przeprowadzić do Kielc, skąd pochodziła jego żona. Niestety, długo tam nie pomieszkali. Zaledwie kilka miesięcy. Pod koniec pandemicznego maja nagle i niespodziewanie Pilchu zmarł. Przedtem zapewne niejednokrotnie myślał o tym, co by było, gdyby śmierć dopadła go w Wiśle. Przedtem bowiem wielokrotnie opisywał, jak to wyglądało, kiedy ktoś w Wiśle umarł. W naszych stronach dom, w którym ktoś umarł, inne otaczało światło. - pisał w „Moim pierwszym samobójstwie”. - Tym wyraźniej, nawet o zmierzchu, nawet późnym wieczorem, nawet z daleka, widać było zasłonięte okna. Pozostali przy życiu domownicy niezwłocznie spieszyli do księdza Kalinowskiego; na farze pokazywała się klepsydra i wiadomość o śmierci lotem błyskawicy obiegała doliny. W ciemnej izbie zmarły leżał na wyjętych z zawiasów i ułożonych na taboretach drzwiach. Łapiduchy z Cieszyna spóźniały się z trumną. Jak była zima, pół biedy; wystarczyło uchylić zasłonięte okna i pilnować, by nie wskoczył kot albo łasica. Jak było lato, trzeba było błyskawicznie i cały czas przynosić, ile się dało, najlepiej całe wiadra kwiatów. Do dziś nie lubię i nie miewam kwiatów w domu. Do dziś, gdy wącham piwonie, konwalie, floksy, dalie – czuję zapach luterskich nieboszczyków. Dla umierających starych ewangelików ważne było, by jakoś przetrzymać do wiosny, wydzierżeć ze zgonem parę miesięcy dłużej, bo w Wiśle śmierć w zimie to był jednak wielki kłopot dla rodziny, dla pozostałych, którzy musieli zorganizować 6
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2020
fot. Wikipedia
pogrzeb, dla wszystkich żałobników. Już samo wyjście w zimie, nawet bez trumny, na cmentarz na Gróniczku stanowiło problem. Pilchu umarł w pełnym rozkwicie wiosny, pod koniec maja. W „Innych rozkoszach” listopadową porą na cmentarz na Gróniczku idzie Paweł Kohoutek, aby tam położyć różę na grobie pradziadka, mistrza masarskiego Emiliana Kohoutka. Towarzyszy mu jego przystojna żona, niezwykle piękna i świadoma swej urody kobieta, która akurat w cmentarnej scenerii przeprowadza rzeczową i spokojną psychanalizę Kohoutkowego życia
KIERUNEK JAZDY
Jerzy Pilch, fot. Wojciech Druszcz/East News
erotycznego. Wspinali się powoli na wysokie wzgórze, na którym rozciągał się cmentarz ewangelicki. Był lodowaty niedzielny poranek. Lada dzień, lada chwila mógł zacząć sypać śnieg, mogły nastać mrozy, a wtedy droga na cmentarz stawała się stromą, skalistą, oblodzoną, pokrytą zaspami ścieżką nie do przebycia. Toteż od pokoleń zima w tych stronach nie była porą śmierci. Starzy ewangelicy starali się nie umierać zimą. Czekali na wybuch wiosny, na czas, w którym rozmiękła ziemia pocznie łagodnie niczym ciepłe jezioro pochłaniać ich jasne dębowe trumny. Ci, którzy szykowali się do ostatniej drogi, a nie zdążyli tego uczynić jesienią, mieli przed sobą ostatnią zimę życia i tak jak wszystkie zimy spędzali ją pożytecznie. W miarę sił pomagali w domu, powtarzali niemieckie słówka, bo przecież, kto wie, czy w Winnicy Pańskiej nie napotkają doktora Marcina Lutra, a wtedy będzie wypadało powiedzieć przynajmniej: Guten Tag Herr Doktor Luther, Ich bin also ein Lutheraner aus Weichsel in Polen. Wieczorami zaś, spoglądając przez okna na zamarznięty świat, opowiadali straszliwe historie o zimowych pogrzebach, które jednak zdarzały się miejscowym lekkoduchom. Opowiadano o pogrzebnikach tonących po pas w śniegu, o trumnach wymykającch się z ich zgrabiałych rąk, o zrozpaczonych wdowach, które poślizgnąwszy się nagle na lodowatej krawędzi mogiły wpadały, jakby wiedzione nie nieszczęśliwym trafem, ale desperacką rozpaczą, do środka. Opowiadano sobie te wszystkie wydarzenia, zanosząc się gargantuicznym śmiechem, konano wprost ze śmiechu i Kohoutek, który słyszał niemało tych historii – uśmiechnął się bezwiednie. Okołopogrzebowe i cmentarne narracje Pilcha lawirują pomiędzy grozą w stylu Edgara Allana Poe i śmiechem, który może nie jest aż gargantuiczny, ale za to podszyty gorzkawą ironią, a gdzieniegdzie także szyderstwem. Nigdy nie bałem się cmentarzy. Nawet w najgłębszym dzieciństwie. - wyznaje w świetnym, lirycznym eseju „Konkordia”, gdzie opisuje wiślańskie
obyczaje i ceremonie pogrzebowe. Prawdziwy strach to było widmo śmierci chodzącej po górach, prawdziwy strach to byli starzy ewangelicy w otwartych trumnach, prawdziwy strach to było nacieranie twarzy zmarłego spirytusem. Babcia Czyżowa była biegła w tych czynnościach: w ubieraniu, w szykowaniu zmarłych do ostatniej drogi. I pamiętam ją po gospodarsku krzątającą się nad otwartymi trumnami. Otwarte trumny pradziadków. Otwarta trumna Starego Kubicy. Otwarta trumna ciotki z Malinki. Otwarta trumna ciotki Hanki. Otwarta trumna operatora Pilcha. Otwarta trumna babci Czyżowej. Otwarta trumna biskupa Wantuły. Otwarta trumna księdza Franka. Otwarta trumna doktora Gaździcy. Otwarta trumna Wymowiana. Otwarta trumna dyrektora Pustówki. Otwarta trumna księdza Fiszkala. Otwarta trumna stryja Adama. Otwarta trumna naczelnika Czyża. Łąka otwartych trumien. Księża pastorzy w czarnych togach przemawiający nad tymi trumnami. Otwarte trumny, które potem ci, co zostali do tego przeznaczeni, brali na ramiona i nieśli z domu do kościoła i potem z kościoła na cmentarz, czyniąc tragarskie zmiany „Pod brzegiem” albo „Na oazie”. Albo jak już stary kościelny zebrał pieniądze i wszyscy, nawet Jarzębianie, złożyli się na kupno Konkordii, to wtedy, tak jak wszędzie, najbliżsi zmarłego brali trumnę na ramiona i wynosili z domu, i umieszczali w powożonej przez Wymowiana Konkordii, potem zaś wyjmowali, kładli przy ołtarzu, wynosili z kościoła i znów umieszczali w powożonej przez Wymowiana Konkordii, potem zaś wyjmowali, kładli przy ołtarzu, wynosili z kościoła i znów umieszczali, i potem wspinali się po stromej cmentarnej ścieżce. Opisane tu jeszcze solennie, lirycznie i całkiem serio obyczaje pogrzebowe bywały często obśmiewane przez Pilcha w jego późniejszych prozach. Rozdział VIII powieści „Wiele demonów” opowiadający o niemożności wyniesienia z domu trumny ze zwłokami pana Wzmożka jest arcydziełem Pilchowej groteski i czarnego humoru. Można go, zresztą, odczytać nawet jako szczególną parodię „Finnegans Wake” Jamesa Joyce’a, napisaną w neokonserwatywnym, środkowoeuropejskim trybie, który zawdzięcza sporo prozom Franza Kafki i funebralnym groteskom pisarzy czeskich, zwłaszcza Ladislava Fuksa, autora powieści „Palacz zwłok”. Ewangelickie pogrzeby w Wiśle odprawiane były zgodnie ze starą, sięgającą XVI wieku luterańską tradycją. Uroczystości pogrzebowe odbywają się według porządku zamieszczonego w śpiewniku ewangelickim zgodnie z luterańską agendą pogrzebową. Obrządek jest skromny, godny i dostojny, skomponowany z pieśni, znaków, biblijnego czytania i modlitw. Najbardziej wzruszają elementy poetyckie - Pilchowi najbliższe – psalm i pieśni z ewangelickiego śpiewnika. Pieśni pogrzebowych mają ewangelicy sporo. W Wiśle długo, bo aż do 1922 roku TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2020
7
KIERUNEK JAZDY
używano czeskiego kancjonału Georgiusa Tranosciusa z pierwszej połowy XVII wieku, a później polskiego kancjonału ks. Jerzego Heczki wydanego po raz pierwszy w 1865 roku. To właśnie pieśni z tego kancjonału Pilchu uczył się na pamięć w latach chłopięcych. Wiele z nich to przekłady starych luterańskich pieśni niemieckich, również bardzo znanych poetów epoki baroku, choćby Angelusa Silesiusa czy Andreasa Gryphiusa. Jest też sporo pieśni przejętych z polskich kancjonałów, także kilka znanych katolikom staropolskich pieśni religijnych Kochanowskiego i Karpińskiego. Ks.Heczko, który był proboszczem w Ligotce Kameralnej na dzisiejszym Zaolziu, przetłumaczył na polski sporo pobożnych pieśni czeskich i niemieckich. Sam też był autorem kilkudziesięciu pieśni. To właśnie kancjonał ks. Jerzego Heczki jest jednym ze źródeł literackiej polszczyzny Pilcha. Na Śląsku Cieszyńskim obyczaje związane ze śmiercią i pogrzebem bez względu na wyznanie zawdzięczały sporo starej, austriackiej, a właściwie wiedeńskiej tradycji funebralnej. Tak zwany piękny pogrzeb był pożądaną społecznie wartością, oscylującą pomiędzy mitem, stareotypem, kiczem i makabryczną skądinąd rzeczywistością rozkładającego się trupa. Przez piękny pogrzeb należy rozumieć – jak tłumaczył Wittigo Keller, antropolog kultury i kurator Muzeum Pochówku w Wiedniu ( Bestattungsmuseum Wien ) – pełne poloru i światowego blasku uroczystości pogrzebowe, odzwierciedlające pozycję i ambicje zamożnej warstwy mieszczańskiej i arystokracji w Austro - Węgrzech pod koniec XIX wieku i przed I wojną światową. To wtedy rozwinął się przemysł pogrzebowy, którego celem było przemienienie pogrzebu w wielkie wydarzenie o charakterze teatralnym. Naśladując wspaniałe pogrzeby arystokracji doby baroku, epoki nadmiaru i przesadnej dekoracyjności, finansowo wyższe klasy społeczne dokonywały ostatniej autoprezentacji swoich zmarłych przedstawicieli: powstawała doskonała inscenizacja ostatniej drogi martwego ciała, mająca dodatkowo cechy społecznego eventu. Nie dziwi fakt, że niejeden wiedeńczyk chętnie brał sobie dzień urlopu, by skorzystać z okazji i móc się przyjrzeć takiemu wydarzeniu. Przejście konduktu żałobnego, ciągnącego od domu zmarłego przez całe miasto należało pojmować w kategoriach dramaturgicznych. Był to rodzaj opracowanego w najmniejszych szczegółach widowiska teatralnego, opartego na habsburskim, lecz hiszpańskim ceremoniale dworskim. Przedsiębiorstwa pogrzebowe naśladujące wiedeński „Enterprise des Pompes Funèbres” oferowały zainteresowanym katalog takiego przedstawienia. Wachlarz ofert może nie był nadmiernie szeroki, ale proponował usługi pogrzebowe od luksusowego full service’u po model typu tani pogrzeb. Wszystko jednak utrzymane było w stosownym, ścisłym, ogólnie 8
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2020
fot. Wikipedia
przyjętym kanonie estetycznym. Najważniejszy, oczywiście, element tego przedstawienia stanowiła trumna dla nieboszczyka, zwyczajowo wystawianego na pokaz. W Wiedniu trumna od wieków uchodzi za najważniejszy i najwłaściwyszy wehikuł wiecznego odpoczynku. Popyt na kremację i urny nigdy tam nie był duży. Urna wydawała się zbyt mała i niepozorna, by występować w theatrum pięknego pogrzebu. Łatwiej było wspominać zmarłego, którego ostatni raz widziało się w naturalnej wielkości w trumnie. Najbardziej okazałym, widowiskowym elementem pięknego pogrzebu był jednak karawan czyli dorożka pogrzebowa zaprzężona w czarne konie z ozdobnymi czaprakami na grzbietach i czarnymi pióropuszami na łbach. Na Śląsku Cieszyńskim nazywano ją konkordią od nazwy zakładu pogrzebowego „Concordia”, założonego w Cieszynie przez Artura Vettera w połowie lat dziewięćdziesiątych XIX wieku. W 1901 roku przedsiębiorstwo przejęła rodzina Skudrzyków. Cieszyńska „Concordia”, która miało biuro przy ulicy Bobreckiej 1, też oferowała szeroki zakres usług pogrzebowych dostosowanych do oczekiwań i zamożności klientów. Także bardziej lub mniej okazałe karawany. Poleca się do urządzania pogrzebów, ekshumacyj i przewiezień z Cieszyna i poza Cieszynem – reklamowała się firma „Concordia” w lokalnej prasie w 1931 roku – Zakład posiada najpiękniejsze i najmodniejsze karawany, wielki skład trumien metalowych i drewnianych we wszystkich wielkościach,
KIERUNEK JAZDY
poduszki, koronki do trumien, ubrania dla zmarłych, wieńce ze wstęgami, itp. – po najniższych cenach. Skudrzykowie oferowali konkordie I i II klasy. Pamiętam je z mojego dzieciństwa i wczesnej młodości, były bowiem używane jeszcze w latach siedemdziesiątych poprzedniego wieku. Wielkie jak barokowe karoce, jeździły od wsi do wsi, od jednego domu z nieboszczykiem do drugiego, od jednego kościoła do drugiego, raz na ten cmentarz, raz na inny. Widywałem je dość często, bowiem po drodze do liceum miałem cmentarz komunalny i często mijałem kondukty. Wydawały mi się wówczas nieodłącznym, niemal naturalnym, elementem cieszyńskiego pejzażu. Nie miałem wtedy pojęcia, że jako szacowna pozostałość starych czasów, są w gruncie rzeczy reliktem wiedeńskiej, wystawnej ck kultury pogrzebowej. Konkordie były ponadwyznaniowe, ponieważ ponadwyznaniowe były zakłady pogrzebowe, ale to chyba jedyny pogrzebowy zbytek, wynaleziony bądź co bądź przez katolików, na który pozwalali sobie ewangelicy w swoich zazwyczaj surowych i skromnych obyczajach pogrzebowych. Dlaczego Pilchu nie chciał być pochowany w Wiśle na Gróniczku z wszystkimi miejscowymi zwyczajami i szykanami? Ze strony gminnych i parafialnych władz Wisły pojawiła się stosowna propozycja, a właściwie zapytanie o możliwość pochówku wielkiego wiślańskiego pisarza na Gróniczku, ale jego przedśmiertna wola została skrupulatnie uszanowana. Pilchu bowiem sam zawczasu udaremnił te zakusy. Wykazał się iście luterskm, mimo wszystko, pragmatyzmem, w dodatku bez krztyny sentymentalizmu. Miał dość wyobraźni i odwagi, żeby zobaczyć siebie jako trupa w otwartej trumnie. Dlatego zdecydował, że jego zwłoki mają zostać skremowane. Nie chciał mieć pięknego pogrzebu. Chciał mieć pogrzeb zredukowany do luterańskiego minimum, choć luteranizm od pewnego czasu był dla niego tylko wątkiem literackim. Jednak – jak się wyraził w „Nartach Ojcach Świętego” – luterskie korzenie mają to do siebie,
że nigdy nie dają beztroski. Pewnie wyobraził sobie też problematyczność czy wręcz absurdalność przewozu urny ze swoimi prochami do Wisły i wolał nie stawiać w takiej nieprzyjemnej sytuacji swoich najbliższych pozostałych, zwłaszcza wdowy i córki. Po śmierci matki w listopadzie 2019 roku nie miał już tam właściwie nikogo bliskiego. Może więc wolał nie dawać wiślokom, których szyderczo opisywał w swojskiej scenerii Granatowych Gór i Sigły, szansy na to, by nie bez pewnej wyższości rzucili grudkę ziemi do jego grobu? Nie chciał poniewczasie odegrać roli syna marnotrawnego, który wraca na kamienne łono ojczyzny. Zapewne też nie chciał, aby jego grób stał się kolejną wiślańską atrakcją turystyczną dla klienteli hotelu Gołębiewski, molocha Crystal Mountain Resort na Bukowej i kibiców skoków narciarskich. Ten kontekst nie był mu bliski. Pewnie wolał nie stwarzać okazji do takich atrakcji. Można, oczywiście, tylko do pewnego stopnia dywagować i spekulować na temat przyczyn jego decyzji. Pilchu, choć nieskłonny do podróżowania, był w gruncie rzeczy uchodźcą, mniej lub bardziej dobrowolnym, ale jednak. Z Wisły, która była krainą jego dzieciństwa, jeszcze w latach chłopięcych wyjechał z rodzicami do Krakowa, z Krakowa przeniósł się do Warszawy, z Warszawy przeprowadził się do Kielc. W naszych czasach tego rodzaju migracje to nic szczególnego. Ale w przypadku Pilcha mają one wyraźny emigracyjny, jakby trochę gombrowiczowski rys. Kraków to co prawda nie Buenos Aires, ale jego egzotyzm mógł się wydać Pilchowi równie osobliwy jak Gombrowiczowi egzotyzm stolicy Argentyny. Jednak jego matecznikiem pozostała beskidzka, śląska Wisła. Wracał tam niemal przez całe życie. Ze szczególną wszakże intensywnością w swojej literaturze. Do tego stopnia, że zmienił Wisłę w zdumiewającą domenę literacką, jak głosił tytuł w pewnej śląskiej gazecie – w miasteczko na granicy fikcji. Trochę jak Twin Peaks, gdzie miejscowi prorocy cuda ogłaszają i w tajemniczych okolicznościach znikają młode dziewczyny. Taka Wisła jest zarazem krainą bezpowrotnie utraconą. Opiewanie bezpowrotnie utraconych krain – jak zauważył Ariel Poschukal z „Żółtego światła” – to opiewanie utraconej przestrzeni. Wszakże nie tylko. To także proustowskie opiewanie utraconego, minionego bezpowrotnie czasu. W tej minionej, mitycznej Wiśle Pilch będzie stale obecny i to ze szczególną intensywnością. W Wiśle nie ma grobu Jerzego Pilcha, ale jego duch schodzi z Partecznika do kiosku w centrum, aby zakupić gazety. Widzę go, jak w sierpniowe, jeszcze upalne, niedzielne popołudnie stoi na peronie wiślańskiej stacji kolejowej i czeka na weekendowy ekspres z Głębiec do Warszawy... O był, był, ale już go nie ma. Wytracił sie, synek... Odjechał ... Dzierż sie, Jurek, szczęśliwej podróży. TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2020
9
KIERUNEK JAZDY
PhDr. Tomáš Rusek
Ostatnia czeska ofiara sporu o Śląsk Cieszyński 1918-1920 Po decyzji konferencji ambasadorów w Spa o podziale Księstwa Cieszyńskiego między Czechosłowację i Polskę z 28 lipca 1920 r. w kolejnych miesiącach rozpoczęła pracę międzynarodowa komisja delimitacyjna. Jej zadaniem było ogólnie określoną granicę precyzyjnie wymierzyć w terenie. Jednak wielu nie chciało zaakceptować tych niekorzystnych dla Polski decyzji.
Odrestaurowany nagrobek Klementa Štastného na cmentarzu w Boguminie, fot. arch. autora
Niezadowolenie zmaterializowało się jesienią 1920 r., kiedy przez byłych członków Tajnej Organizacji Wojskowej na Śląsku Cieszyńskim został założony Komitet Wojskowo-Polityczny. Zadaniem konspiracyjnej organizacji było „Przez szerzenie niezadowolenia, strajków oraz rozruchów doprowadzić drogą ugodową lub orężną do ponownego rozstrzygnięcia kwestii śląskiej na rzecz Polski.“ Członków podzielono na grupy bojowe i przy granicy przygotowano magazyny broni. Plan na najbliższy czas obejmował oprócz zgromadzeń oraz akcji prasowych, także uniemożliwienie pracy komisji delimitacyjnej i prowokowanie drobnych starć na pograniczu. Za 10
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2020
właściwy moment zbrojnego wystąpienia uznano rozpoczęcie pracy przez komisję w Istebnej, gdzie wbijanie słupów granicznych miało wywołać opór ludności. Jednak nie wszystko poszło zgodnie z planem. Dnia 11 listopada 1920 r. czesko-polska nieuzbrojona grupa mierniczych i ich pomocników pracowała 500 m poniżej szczytu Czantorii. Po skończonej pracy szli w kierunku schroniska na tej górze i spotkali schodzącą w dół grupę 18-20 ludzi. Zachowywali się jak młodzi turyści, a wrażenie to umocnili, kiedy zapytali o drogę. Spotkanie wyglądało na przypadkowe, ale akcja była przemyślana. Kiedy potwierdzili, że spotkali mierniczych wytyczających granice, oświadczyli, że uznają taką tylko na Ostrawicy. Nagle wydobyli rewolwery i laski i wezwali mierniczych i ich pomocników do podniesienia rąk. Części Polaków - geometrze Leonardowi Szelidze i pomocnikowi Wilhelmowi Caletce, ubranemu w polski mundur - pozwolono odejść. Reszta mierniczych i pomocników została zaatakowana laskami, a geometra František Brože został postrzelony. Po ataku napastnicy umknęli na polską stronę do Ustronia. Natomiast ciężko pobitym i poranionym mierniczym, przypadkowo napotkani ludzie pomogli później dowlec się do Nidku. Odwieziono ich na wozach do stacji kolejowej Bystrzycy gdzie rannym pierwszej pomocy udzielił trzyniecki lekarz zakładowy H.A. Hinterstoisser. W końcu trafili do szpitala w Cieszynie. Następnego dnia, w pobliżu miejsca ataku znalezione ciało czeskiego pomocnika, szeregowego Klementa Šťastného. Był on ostatnią czeską ofiarą sporu o Śląsk Cieszyński 19181920. Szczegóły tego tragicznego wydarzenia na podstawie polskich źródeł opisał prof. Edward Długajczyk, natychmiast po czeskiej stronie na ten prawie zapomniany
KIERUNEK JAZDY
Polsko-czechosłowacka grupa delimitacyjna, razem z oficerami, członkami Komisji Międzynarodowej. Pierwszy z lewej Klement Šťastný. Fotografia z archiwum wnuka L. Mališe.
incydent pod Czantorią uwagę zwrócił dr. Petr Majer. W wyniku czeskiego dochodzenia został aresztowany Paweł Kantor, kierownik polskiej szkoły w Lesznej Górnej. Pod pseudonimem „Chochoł” rzeczywiście dowodził oddziałem dywersyjnym po czeskiej stronie i chociaż część mierniczych (włącznie z Caletką) go rozpoznała, inni świadkowie zarzekali się, że w tym czasie uczył w szkole i sąd go uniewinnił. Według innych relacji napad przeprowadziła grupa uchodźców z Zaolzia na czele z ppor. Janem Górą, którzy swoim działaniem zniweczyli
plany Komitetu Wojskowo-Politycznego. W każdym razie sprawa pozostaje niejasna. Pamiątką tego tragicznego wydarzenia, był drewniany krzyż pod Czantorią. Niestety kilkukrotnie był niszczony i obecnie został zastąpiony krzyżem metalowym stojącym w miejscu śmierci Šťastného. Jego grób znajdujący się na cmentarzu w Boguminie, w związku z setną rocznicą śmierci, dzięki staraniom jego wnuka i miasta Bogumin, został w tym roku odrestaurowany.
na wynos i z dowozem! MENNICZA 44, CIESZYN FB/TRAMWAJ.CAFE INSTAGRAM/TRAMWAJCAFE
W związku z wprowadzonymi ograniczeniami Tramwaj Cafe ”przemierza” ulice Cieszyna i Czeskiego Cieszyna bez pasażerów na pokładzie. Nie zwijamy jednak szyn i kontynuujemy naszą pracę w trybie ”na wynos” oraz z dowozem! Oferujemy kawę, herbatę oraz gorącą czekoladę, a także pyszne klasyczne ciasta tj. z wykorzystaniem mąki i nabiału, jak również ciasta wegańskie oraz przygotowane bez użycia mąki. Oprócz aktualnej oferty dostępnej w Tramwaj Cafe, zachęcamy do zamówienia dowolnego ciasta w całości (12 kawałków) z oferty, którą znajdziecie w dalszej części ulotki. Zamówienia na całe ciasta przyjmujemy min. 24 godz. przed planowanym odbiorem lub dostawą ciasta. Dostawa całych ciast oraz zamówień na min. 4 kawałki jest BEZPŁATNA! Już wkrótce zaprezentujemy specjalną ofertę świąteczną. Zamówienia do 10 grudnia br.
Bilet zawieszony i bon podarunkowy! Zachęcamy do zakupu biletu zawieszonego, czyli przedpłaconego bonu na cały asortyment dostępny w Tramwaj Cafe. Bezterminowy bon na dowolną, wybraną przez klienta kwotę będzie mógł być zrealizowany w dowolnym terminie. Zawieszone bilety będą wydawane podczas pierwszej wizyty w Tramwaj Cafe. W stałej sprzedaży są także bony podarunkowe, które idealnie sprawdzą się jako prezent urodzinowy, imieninowy lub jako forma podziękowania za pomoc i wsparcie. Wartość bonu wyznacza jego nabywca. Możliwa jest wysyłka bonu pod wskazany adres.
Jak złożyć zamówienie z dowozem? Zamówienia przyjmujemy przez wiadomości Facebook, Instagram oraz telefonicznie pod numerem: +48 602 571 636. Płatność za zamówienia w formie prezentu lub dla osób przebywających na kwarantannie, a także za bilety zawieszone i bony podarunkowe przyjmowane są na konto: 38 1140 2004 0000 3602 7793 0284.
Działamy 7 dni w tygodniu w godz. 9-18
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2020
11
WYŻSZA BRAMA
Pojedynek pancernych kOlOsÓW Daniel Korbel
Widok z wiaduktu drogowego w Drogomyślu na”Knajski Las”, miejsce gdzie doszło do pojedynku pociągów pancernych.
100 lat temu pociągi pancerne, były najcięższą zmechanizowaną bronią lądową jakiej użyto w wojnach. Te największe, które miały składy złożone z wielu wagonów, uzbrojone w kilka dział i dużo broni maszynowej były jak „lądowe krążowniki”, które zatrzymać było bardzo trudno. W czasie ośmiodniowej (23-30 styczeń) czechosłowacko-polskiej wojny o Śląsk Cieszyński w 1919 r. najgorszym dla nas dniem była niedziela 26 stycznia. Czesi rano rozbili całkowicie prawe skrzydło polskiej obrony w Zebrzydowicach i Kończycach Małych, a w wyniku błędów płk Franciszka Latinika nie obsadzono linii kolejowej do Dziedzic. Groziło to przerzuceniem oddziałów czeskich na wschodnią stronę rzeki Wisły i otoczeniem sił polskich. Głównodowodzący musiał więc porzucić Cieszyn i jak najszybciej wycofać wszystkie siły do Skoczowa i na linię rzeki Wisły. Nieprzygotowany i chaotycznie przeprowadzony nocny odwrót podwoił polskie straty bojowe. Na szczęście Czesi w dniu 27 stycznia, zajęli się reorganizacją wojska i celebrowaniem zajęcia stolicy regionu. Całodniowa przerwa w walkach pozwoliła także na uporządkowanie wojsk polskich, wzmocnionych
posiłkami nadchodzącymi z głębi kraju. Utworzono front, który biegł od Strumienia do Ustronia, a w okolicy Skoczowa wykorzystano pasma wzgórz otaczające to miasto od zachodu i północy. Wykorzystanie największej przeszkody naturalnej – rzeki Wisły i wzgórz otaczających Skoczów, dawało szansę na choć częściowe zniwelowanie czeskiej przewagi liczebnej. Wśród napływających do ostatniego dnia wojny posiłków, już 28 stycznia o 4 rano na stacje w Dziedzicach przybył z pod Lwowa także pociąg pancerny nr 4 „Hallerczyk”, dowodzony przez kpt. Władysława Kozaka. Oprócz opancerzonej płytami o grubości 1015 mm lokomotywy, w jego skład wchodziło 8 opancerzonych wagonów, w tym 4 artyleryjskie i 3 szturmowe. Uzbrojony był w 4 armaty kalibru 8 cm (M.94) i 16 karabinów maszynowych. Jako pierwszy, przed opancerzoną lokomotywą i na końcu składu był wagon uzbrojony w armatę i karabiny maszynowe. Pozostałe dwie armaty umieszczone w innych wagonach były skierowane do ostrzału celów po lewej i prawej stronie pociągu. Załoga liczyła 12 oficerów i 92 podoficerów i żołnierzy oraz 2 maszynistów i 2 ich pomocników. Z załogi wydzielony mógł być pluton szturmowy (30-40 ludzi) uzbrojony
Opancerzona lokomotywa „Hallerczyka” (źródło „Dziennik pociągu pancernego Hallerczyk”)
Grupa oficerów przed wagonem artyleryjskim (źródło „Dziennik pociągu pancernego Hallerczyk”)
12
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2020
WYŻSZA BRAMA
w granaty i wyposażony w hełmy. Ten pancerny kolos był olbrzymim wzmocnieniem dla polskich obrońców, których cała artyleria w ostatnim dniu bitwy składała się tylko z 18 dział, a karabinów maszynowych posiadali tylko ok. 33. Pociąg pancerny jako najcięższa broń na ówczesnym polu walki, miał deprymujący wpływ na żołnierzy wroga, którzy nawet posiadając przewagę liczebną i w broni maszynowej, bez wsparcia artylerii byli praktycznie bezsilni w walce z nim.
linii kolejowej Pruchna–Drogomyśl panował względny spokój. Czesi przed planowanym na 30 stycznia uderzeniem ściągali na ten odcinek siły i uzbrojenie, które pozwoliłyby im przeciwstawić się „Hallerczykowi”. Niestety na południowym krańcu frontu, udało im się w tym dniu zająć Ustroń z niezniszczonymi mostami przez rzekę Wisłę.
BiTwA POD SKOCZOwEM
Główne czeskie uderzenie nastąpiło 30 stycznia na całej linii frontu. Rano po godzinie 7:00 rozpoczął się atak na most kolejowy w Drogomyślu (z dwóch istniejących jeden zdemontowano całkowicie, a drugi częściowo, tak aby w każdej chwili można było go rozebrać). Czeski batalion z 8 pp. z Brna, wsparty artylerią i bronią maszynową zaatakował tak mocno, że odrzucił broniących przedmościa żołnierzy z 4 pp. Legionów. Na pomoc rzucono „Hallerczyka”, który około 10:30 ruszył z Chybia do kontrataku. Czeskie czołowe patrole już praktycznie wchodziły na most, którego cofający się polscy żołnierze nie zdążyli zerwać. „Hallerczyk” ostrzałem z dział i karabinów maszynowych odrzucił atakujących i przejechał na zachodni brzeg Wisły. Tam spotkano się z dużymi siłami czeskiej piechoty, która wzdłuż torów kolejowych atakowała na most. Odparto je i zmuszono do szybkiego wycofania. „Hallerczyk” ruszył za cofającymi się i wydawało się, że dojdzie do masakry tych czeskich piechurów dobrze widocznych na ośnieżonych polach. Jednak na tym odcinku, dowodził jeden z najlepszych czeskich oficerów tej wojny - mjr Silvester Bláha, który wcześniej zdobył Bogumin, Zebrzydowice i Kończyce Małe. Poinformowany 28 stycznia o obecności polskiego pociągu pancernego, przygotował się dobrze na jego odparcie. Do Pruchnej przerzucono czeski pociąg pancerny o nazwie „Brno II”. Oprócz opancerzonej lokomotywy, miał w swoim składzie tylko 3 wagony (opancerzony artyleryjski, opancerzony szturmowy i otwartą platformę), a załoga składała się z 21 ludzi. Jego dowódcą był por. František Berger, który wcześniej
Największe starcie wojny czechosłowacko-polskiej trwało 3 dni i było właściwie serią większych i mniejszych starć na całej linii frontu od Strumienia po Ustroń. Pierwszego dnia - 28 stycznia, wojska czeskie siłami plutonów i kompanii przeprowadziły kilka rozpoznawczych uderzeń w różnych miejscach polskich pozycji, sondując, gdzie są najsłabiej obsadzone. Najsilniejsze ataki poprowadzono po osi drogi Cieszyn–Skoczów wypierając polskie ubezpieczenia z Ogrodzonej i Łączki. Pod silnym ostrzałem artyleryjskim znalazły się także wsie Międzyświeć i Kisielów, gdzie zginął ppor. Ferdynand Kotas z cieszyńskiego pułku. Między Pruchną a Drogomyślem, nastąpił atak dwóch czeskich kompanii z II batalionu 8 pp. z Brna. Jedna posuwając się wzdłuż torów atakowała mosty kolejowe na Wiśle, a druga uderzyła na drewniany most drogowy pod Drogomyślem. Oba mosty były bronione przez 8 kompanię z 4 pp. Legionów kpt. Kazimierza Kosiby. Polscy obrońcy odparli czeski atak, a za cofającym się nieprzyjacielem dowódca odcinka ppłk Stanisław Springwald wysłał ok. 11:30 na rozpoznanie „Hallerczyka”. Pociąg dojechał do dworca w Pruchnej, gdzie kilkudziesięciu czeskich żołnierzy na jego widok wycofało się w panice do pobliskiego lasu, porzucając broń, amunicję i plecaki. Po stwierdzeniu obecności innych oddziałów czeskich w okolicy, nasz pancerniak wrócił z powrotem do Chybia. W dniu 29 stycznia trwały mniejsze starcia na całej linii frontu, przede wszystkim wokół Kisielowa, ale na
Żołnierze z 8 komp. 4 pp. Legionów obrońcy mostu w Drogomyślu
SZARŻA „HALLERCZYKA”
Opancerzona lokomotywa czeskiego pociągu „Brno II”. TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2020
13
WYŻSZA BRAMA
w warsztatach kolejowych w Brnie był konstruktorem pociągu. Na uzbrojenie czeskiego pancerniaka składała się tylko jedna armata górska kalibru 7,5 cm w obrotowej pancernej wieży oraz 6 karabinów maszynowych. Mimo tego, że był dużo słabszy, mógł podjąć pojedynek z „Hallerczykiem”, ponieważ oba pociągi jechał wprost na siebie i mogły prowadzić wzajemny ostrzał tylko z części broni; „Brno II” z działa w obrotowej wieży, a nasz pancerniak z armaty ustawionej w pierwszym wagonie (w składzie przed lokomotywą). „Hallerczyk” musiał się zatrzymać i podjąć pojedynek artyleryjski z czeskim przeciwnikiem. Po oddaniu około 20 strzałów, co najmniej dwukrotnie trafiono bezpośrednio „Brno II” i czeski pociąg w szybkim tempie zaczął się cofać. Według czeskich relacji pojedynek został przegrany ponieważ ok. godz. 14:00, nastąpiło uszkodzenie pancernej wieży lub lufy działa. Jednak bardzo prawdopodobne, że było to wynikiem trafienia jeśli nie bezpośredniego, to odłamkami lub nawet grudami zmarzniętej ziemi wyrzucanej w powietrze w wyniku eksplozji polskich pocisków artyleryjskich. Śmiała akcja czeskiego pancerniaka częściowo spełniła jednak swoją rolę, ponieważ osłoniła czeską piechotę, która w czasie tego pojedynku zdążyła wycofać się do Knajskiego Lasu. „Hallerczyk” ruszył za cofającym się „Brnem II”, ale przeciwnik szybko zniknął za zakrętem toru i odjechał na stację do Zebrzydowic. Nasz pancerniak prowadząc ogień z broni maszynowej do grupek czeskich żołnierzy, dojechał do stacji w Pruchnej. Kpt. Kozak przewidując zagrożenie zerwania torów na tyłach, już wcześniej w Dziedzicach wydzielił jeden z wagonów szturmowych, z karabinami maszynowymi, który z cywilną (nieopancerzoną) lokomotywą, cały czas poruszał się wahadłowo między mostami w Drogomyślu, a głównym składem pociągu w Pruchnej. Tymczasem na stacji w Pruchnej ogniem dział i karabinów maszynowych rozproszono kolejne oddziały czeskie z I batalionu 28 pp. (tzw. „Praskie dzieci”), które tu zapewne czekały w odwodzie. Wysłano także patrole szturmowe, które rozbiły grupki czeskich żołnierzy biorąc do niewoli 9 jeńców, w tym dwóch rannych. Jednak cofający się z Pruchnej żołnierze powiadomili swoje dowództwo i artylerię rozlokowaną w okolicy o pozycji „Hallerczyka”. Kilka czeskich dział zaczęło ostrzeliwać naszego pancerniaka, który „odgryzał się” ogniem swoich. Kiedy jednak czescy artylerzyści wstrzelali się i pociski zaczęły padać o kilka metrów od składu pociągu, a wokół Pruchnej zaczęły się zbierać duże siły czeskiej piechoty, około godziny 16:00 „Hallerczyk” wrócił do Chybia. W czasie tego odwrotu zmarł jeden z czeskich rannych jeńców (sierżant Jan Gregor), który później został pochowany w Chybiu. 14
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2020
Dworzec kolejowy w Pruchnej przed rokiem 1918.
ROZSTRZYgniECiE nA DRUgiM KRAŃCU FROnTU Szarża „Hallerczyka” nie tylko wyeliminowała z walki czeski pociąg pancerny, który na dworcu w Zebrzydowicach musiał zostać do naprawy, ale także odrzuciła i częściowo rozproszyła co najmniej jeden czeski batalion. Na tym odcinku, do końca bitwy Czesi już nie podejmowali kolejnych ataków. Późnym wieczorem posuwając się tuż przy granicy z pruskim (jeszcze) Górnym Śląskiem, Czesi zaatakowali Strumień. Po krótkim oporze, obsadzająca miasteczko kompania szturmowa 12 pp. ppor. Stanisława Łobodzińskiego, zgodnie z planem wycofała się na wschodni brzeg Wisły i wzmocniona posiłkami nie pozwoliła przeciwnikowi przejść przez rzekę. W tym czasie „Hallerczyk” powrócił na linię frontu, ale nie miał już żadnej okazji do walki, ewidentnie studząc czeski zapał do dalszych ataków. Na całej linii frontu, aż po Kisielów mimo ciężkich walk udało się zatrzymać czeskie ataki. Nawet groźne wyłamanie w obronie na wschód od Kisielowa, aż po most w Lipowcu, udało się „załatać”, również dzięki kontratakowi żołnierzy z cieszyńskiego pułku na Nierodzim. Niestety utrata Ustronia i jego mostów przez Wisłę stworzyła zagrożenie okrążenia Skoczowa od wschodu. 30 stycznia czeskie patrole doszły aż pod folwark Woleństwo (ok 1 km od ujścia Brynicy do Wisły) i tylko opóźnienie w marszu do Ustronia dodatkowego czeskiego batalionu, uniemożliwiło silniejsze uderzenie po wschodnim brzegu Wisły jeszcze tego samego dnia. Późnym wieczorem zapadający zmrok przerwał całodzienne walki, ale płk Latinik zdawał sobie sprawę, że następnego dnia przy podobnym natężeniu walk na całej linii frontu, uderzenie na Skoczów od południa, po obu brzegach Wisły groziło okrążeniem Skoczowa od wschodu. Patrole i milicjanci informowali o dotarciu spóźnionego batalionu do Ustronia, a jednocześnie o dwóch świeżych batalionach skoncentrowanych już w Gumnach. Na granicy Cieszyna, i Krasnej pozycje zajęła czeska 6-działowa bateria haubic kal. 15 cm, która
WYŻSZA BRAMA
31 stycznia miała otrzymać brakującą amunicję i rozbić polską obronę w Kisielowie. W takiej sytuacji polski głównodowodzący uznał bitwę pod Skoczowem, bitwę o linię Wisły za przegraną i o godz. 18 wydał rozkaz o przygotowaniu odwrotu na zapasową linię obrony (Bielowicko- Grodziec – wzgórza na wschód od Górek Wielkich). Choć część żołnierzy protestowało, rozkaz został zatwierdzony przez Dowództwo Okręgu Generalnego w Krakowie i rozpoczęcie odwrotu wyznaczono na godz. 24:00. Na szczęście około godziny 20:00, do polskiego sztabu przybyli czescy parlamentariusze z propozycją zawarcia rozejmu. Polskie protesty na Konferencji Pokojowej w Paryżu wreszcie odniosły skutek i Ententa kategorycznie nakazała Czechom przerwanie działań militarnych. Minister Obrony Narodowej Václav Klofáč przetrzymał rozkaz przez cały dzień 29 stycznia i wysłała go oficjalnie do głównodowodzącego ppłk Josefa Šnejdárka dopiero 30 stycznia rano zwykłą pocztą, żeby dotarł do adresata jak najpóźniej. Po przedłużeniu rozejmu, 7 lutego 1919 r. „Hallerczyk” powrócił na front ukraiński.
Por. Stanisław Pigoń i niżej pchor. Tytus Dąbczewski, oficerowie artylerii „Hallerczyka”, uczestnicy walk z Czechami.
Pociąg pancerny „Hallerczyk” (źródło „Dziennik pociągu pancernego Hallerczyk”)
POZOR POLSKÝ PAnCÉŘÁK ! Jak już wspomnieliśmy 28 stycznia „Hallerczyk” przeprowadził rekonesans, aż do dworca kolejowego w Pruchnej. Wieść o tym, że Polacy mają duży, dobrze uzbrojony w broń maszynową i działa pociąg pancerny, błyskawicznie rozeszła się wśród czeskich żołnierzy. I wzbudziła wśród nich uzasadnione obawy i to nawet na drugim krańcu frontu. Wiemy o tym z relacji por. Jeronýma Holečka, oficera I batalionu 35 Pułku Strzelców Czechosłowackiej Legii Włoskiej. Dokładnie tego dodatkowego batalionu, którego opóźnienie w przybyciu do Ustronia 30 stycznia uniemożliwiło okrążenie Skoczowa po wschodnim brzegu Wisły jeszcze tego dnia. Tak por. Holeček wspomina podróż batalionu pociągiem z Cieszyna do Goleszowa: „…Jechaliśmy pomału i ostrożnie. Nagle rozległ się krzyk, że przeciwko nam jedzie polski pociąg pancerny. Wrota wagonów (towarowych) otwierały się na południe. Na łeb na szyje zaczęliśmy wyskakiwać z wagonów i na łące z rowu otworzyliśmy ogień. Oba pociągi zaczęły się cofać. Dawano różne znaki, machano rękoma i krzyczano, ale długo trwało nim się okazało, że niepotrzebnie strzelano…” Z przeciwka jechał czeski pociąg, który na linię frontu zawiózł zaopatrzenie i wracał do Cieszyna. To zamieszanie spowodowane strachem przed „Hallerczykiem”, było jednym z powodów dla których 30 stycznia czeski batalion nie zdążył przed zapadnięciem zmroku w pełnym składzie skoncentrować się w Ustroniu..
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2020
15
PRZYSTANEK NA ŻĄDANIE artykuł sponsorowany
Działania Energetyki Cieszyńskiej w latach 2015-2020 związane z likwidacją niskiej emisji zanieczyszczeń na terenie Cieszyna Od wielu lat Energetyka Cieszyńska, przy współudziale Gminy Cieszyn, zarządców oraz właścicieli nieruchomości, prowadzi działania zmierzające do ograniczenia niskiej emisji zanieczyszczeń w sektorze budownictwa mieszkaniowego. Jednym z działań Gminy Cieszyn na rzecz zrównoważonej i niskoemisyjnej gospodarki energetycznej miasta jest opracowanie i przyjęcie do realizacji w 2015 roku „Planu gospodarki niskoemisyjnej Cieszyna”.
Do zadań inwestycyjnych, stanowiących cele szczegółowe Planu w zakresie poprawy jakości powietrza na obszarze miasta, należą m.in.: - likwidacja niskiej emisji w centrum Cieszyna; - wspieranie w obiektach mieszkalnych działań proefektywnościowych związanych z ograniczaniem niskiej emisji; - podłączenie budynków mieszkalnych do sieciowych nośników energii; - termomodernizacja budynków mieszkalnych. Jedną z metod ograniczenia niskiej emisji zanieczyszczeń i poprawy jakości powietrza jest podłączanie budynków ogrzewanych dotychczas węglem do miejskiej sieci ciepłowniczej. Zaletą ciepła systemowego, w szczególności wytwarzanego w procesie kogeneracji z energią elektryczną, jest większa wydajność energetyczna i co za tym idzie – dużo mniejsza emisja zanieczyszczeń niż z pieców indywidualnych (ryc. 1). Dodatkowo takie źródło ciepła (w tym również źródło Energetyki Cieszyńskiej) wyposażone jest w urządzenia do wychwytywania zanieczyszczeń pyłowych i chemicznych, zawartych w spalinach. Poziom emitowanych do atmosfery zanieczyszczeń, takich jak pyły, dwutlenek siarki, tlenki azotu i węgla jest stale monitorowany i kontrolowany przez służby techniczne, pod względem przestrzegania dopuszczalnych 16
TRAMWAJ CIESZYŃSKI •XI 2020
Ryc. 1. Dlaczego ciepło systemowe nie powoduje niskiej emisji, źródło: ciepłosystemowe.pl
PRZYSTANEK NA ŻĄDANIE artykuł sponsorowany
Węzeł cieplny w budynku Sejmowa 2. Fot. Archiwum EC
Budowa sieci cieplnej w ulicy Głębokiej. Fot. Archiwum EC
norm. Duże źródła ciepła, o mocy powyżej 100 MW (w tym źródło Energetyki Cieszyńskiej), wyposażone są w systemy ciągłego pomiaru zanieczyszczeń. Mniejsze źródła ciepła wykonują pomiary okresowo, dwa razy do roku. Wszystkie wyniki przekazywane są odpowiednim instytucjom, monitorującym stan czystości powietrza w regionie. Spółka przekazuje wyniki swoich pomiarów zanieczyszczeń do Starostwa Powiatowego w Cieszynie oraz Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska w Katowicach.
Z kolei z programu KAWKA 2 skorzystała Parafia Ewangelicko-Augsburska w Cieszynie, która w roku 2016 podpisała z WFOŚiGW umowę o dofinansowanie zadania polegającego na podłączeniu do ciepła systemowego budynków przy ulicach: Chrobrego 13, Wyższa Brama 10, 12, 14, 16 i 18 oraz pl. Kościelny 4, 9 i 10. Inwestycja prowadzona była w latach 2016-2018.
W latach 2015-2020 Energetyka Cieszyńska przeprowadziła inwestycje wpływające na jakość powietrza w mieście. W 2015 r., wspólnie z Gminą Cieszyn, spółka zrealizowała zadanie inwestycyjne pn. „Likwidacja niskiej emisji w Śródmieściu Cieszyna – program pilotażowy”. Zadanie dofinansowane było przez Wojewódzki Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Katowicach (WFOŚiGW) w ramach programu KAWKA. W ramach inwestycji podłączono do systemu ciepłowniczego miasta następujące budynki wielorodzinne: pl. Dominikański 4, pl. Św. Krzyża 1, ul. Sejmowa 2, ul. Głęboka 13, ul. Błogocka 30A, ul. Żwirki i Wigury 10B, ul. Górna 30 i 34.
W roku 2019 rozpoczęto, wspólnie z Gminą Cieszyn, realizację programu pn. „Likwidacja niskiej emisji zanieczyszczeń w centrum Cieszyna”. Uciepłownienie śródmieścia rozpoczęto od budowy nowej rozdzielczej sieci cieplnej wraz z przyłączami do 23 budynków w ulicy Głębokiej. We wskazanych obiektach Energetyka Cieszyńska wykonała indywidualne i grupowe węzły cieplne. Do końca października 2020 r. podłączono do systemu i uruchomiono dostawę ciepła do 15 obiektów. Są to budynki o adresach Głęboka 10, 12, 18, 30, 31, 32, 33, 36 (pl. Teatralny 17a), 40, 47, 48, 50, 53, 56, 60. Sieć ciepłownicza została wybudowana z myślą, żeby umożliwić dostęp do ciepła systemowego wszystkim mieszkańcom i właścicielom nieruchomości z ulicy Głębokiej, zainteresowanych podłączeniem do systemu.
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2020
17
PRZYSTANEK NA ŻĄDANIE artykuł sponsorowany
W 2019 r. zrealizowano również uciepłownienie pięciu budynków komunalnych o adresach: Bielska 20, Błogocka 30B, Błogocka 30C, Chrobrego 3, Przykopa 16. Realizacja wszystkich przedstawionych inwestycji polegała na wymianie w budynkach starych technologii grzewczych na bardziej efektywne energetycznie i ekologicznie, tj. na podłączeniu budynków wyposażonych w części w indywidualne piece węglowe, do miejskiej sieci ciepłowniczej, a tym samym likwidacji ogrzewania węglowego. Dodatkowo, w uzasadnionych przypadkach, właściciele lub zarządcy obiektów wykonali termomodernizację w budynkach do tej pory nieocieplonych, co wpłynęło na zmniejszenie zapotrzebowania na energię niezbędną do ich ogrzania. Równocześnie w poszczególnych budynkach wybudowano centralne instalacje ciepłej wody zasilane z węzła cieplnego. Wszystkie węzły wyposażone są w pełną regulację i automatykę pogodową oraz przystosowane do pracy w systemie telemetrii Energetyki Cieszyńskiej. Do pomiaru odebranej energii zaprojektowano ultradźwiękowe liczniki ciepła.
- bezpieczeństwo dostawy ciepła do mieszkań, likwidacja zagrożenia zatrucia czadem, wybuchem, porażeniem prądem lub pożarem; - oszczędność miejsca, wynikająca z braku konieczności wygospodarowania powierzchni na skład opału i urządzenia grzewcze; - wygoda związana z bezobsługowością – dostawca ciepła zapewnia kompleksową konserwację, modernizację i remonty urządzeń grzewczych. W kolejnych latach Gmina Cieszyn i Wspólnoty Mieszkaniowe planują kontynuować działania związane z termomodernizacją obiektów, budową w nich instalacji wewnętrznych i podłączaniem tych instalacji do węzła cieplnego.
W ramach inwestycji realizowanych w latach 20152020 wybudowano łącznie 1,61 km nowej podziemnej preizolowanej sieci ciepłowniczej oraz 20 indywidualnych i 8 grupowych węzłów cieplnych, o łącznej mocy 3,987 MW. Podstawowym efektem inwestycji jest ograniczenie niskiej emisji zanieczyszczeń do atmosfery, w tym zmniejszenie emisji CO2 o 1139 ton/rok oraz zmniejszenie emisji zanieczyszczeń pyłowych o 11 ton/rok. Pozostałe wymierne korzyści to: - poprawa warunków zdrowotnych mieszkańców oraz poprawa koniecznego dla zdrowia i psychiki wypoczynku, który w okresie zimowym ograniczony zostaje pracą związaną z ogrzewaniem mieszkań; - zmniejszenie kosztów zarządzania budynkami z tytułu przeglądów i remontów pieców kaflowych, przewodów kominowych oraz konieczności ich dostosowania do odprowadzania spalin z kotłów gazowych (wkłady kominowe, wentylacyjne); - poprawa estetyki elewacji budynków (zmniejszenie zabrudzenia w wyniku ograniczenia emisji pyłów); - podniesienie komfortu cieplnego w mieszkaniach i jego zapewnienie po konkurencyjnych, w stosunku do innych źródeł cenach;
18
TRAMWAJ CIESZYŃSKI •XI 2020
Wykopaliska archeologiczne na pl. Św. Krzyża – fragment starego cmentarza. Prowadzenie inwestycji w zabytkowej części miasta to doskonała okazja do odkrywania jego tajemnic. Przedsięwzięcie zrealizowane w ramach programu KAWKA prowadzone było na obszarze stanowiska archeologicznego, obejmującego ochroną zabytki osadnictwa miejskiego rozwijającego się od okresu średniowiecza. Podczas badań wykopu pod sieć cieplną natrafiono m.in. na pozostałości klasztoru dominikańskiego w postaci zabudowań klasztorno-ogrodowych, odkryto jedno z pomieszczeń furty, część krużganków oraz cmentarz. Na przecięciu ulic Głębokiej i Olszaka natrafiono na pozostałości tzw. diabelskich podcieni, oddzielających ul. Olszaka od Głębokiej. Fot. Archiwum EC
WYŻSZA BRAMA
Czterdzieści lat minęło Ja
cek
Cwet
ler
czyli 40 rocznica działalności Przedsiębiorstwa Komunikacji Miejskiej w Czechowicach-Dziedzicach
Czechowice i Dziedzice w połowie XIX wieku weszły na szlak industrializacji. 17 grudnia 1855 roku na dziedzicki dworzec wjechał pierwszy pociąg, z Wiednia, rozpoczynając nową erę w dziejach dwóch wsi położonych na rubieżach Śląska Cieszyńskiego i Galicji.
W ciągu kilkudziesięciu lat Dziedzice były skomunikowane żelaznymi drogami, z prawie całą ówczesną Europą. Bezpośrednio lub z przesiadkami można było dotrzeć na południe – Wiedeń, Zagrzeb, Triest, Bogumin, Budapeszt, zachód – Racibórz, Chałupki, Wrocław, Berlin, Hamburg, północ – Sosnowiec (Granica- Maczki), Warszawa, Wilno, Petersburg, Gdańsk i Gdynia, wschód – Kraków, Lwów, Czerniowce, Odessa, a kiedy powstała Kolej Transsyberyjska, nawet i do Władywostoku. Powstaje szereg fabryk i zakładów, z których znaczna część działa do dnia dzisiejszego: kopalnia „Silesia”, Lokomotywownia, Walcownia „Dziedzice, rafineria „Schodnica”, rafineria Vacuum Oil Company, zapałkownia, fabryka kabli, fabryka brykietów, śledziownia, fabryka rowerów „Apollo”, zakłady elektryczne „Kontakt”, zakłady materiałów opatrunkowych „POLFA” i wiele innych. Czechowice i Dziedzice to były dwie najbardziej uprzemysłowione wsie II Rzeczpospolitej. Kolejny boom przemysłowy nastąpił po zakończeniu II wojny światowej. Gospodarka i przemysł potrzebowały surowców i produktów. Trwała odbudowa ze zniszczeń miast, wsi, dróg, mostów, zakładów i fabryk. Czechowice i Dziedzice z ogromnym potencjałem przemysłowym dość szybko zapewniły sobie rynki zbytu. Miejscowe zakłady zatrudniają ponad trzykrotnie więcej pracowników niż przed wojną. Zaczęli napływać chętni do pracy z całej Polski. Wielu z nich osiedliło się poźniej w mieście, ale wielu dojeżdżało do pracy. Nie zawsze kolej mogła dowieść pracowników, dlatego zaczyna zyskiwać na znaczeniu transport autobusowy. Po zakończeniu działań wojennych stan dróg publiczych w powiecie bielskim przedstawiał się dramatycznie, ponad 70% dróg było kompletnie zniszczonych i nie nadawało się do ruchu. Było zniszczonych ponad 80% mostów, które wysadzili lub uszkodzili niemieccy saperzy. Do końca 1949 roku wszystkie mosty
odbudowano, a drogi naprawiono. Stosowano przy okazji nowe nawierzchnie drogowe – typu bitumicznego. W 1963 na 198 km dróg państwowych, w powiecie bielskim, 188 km posiadało nawierzchnię ulepszoną tj. kostkową i bitumiczną. Poprawa stanu dróg pozwoliła na wzrost ilości linii autobusowych PKS i MPK w powiecie bielskim. W okresie przedwojennym istniały 4 linie autobusowe, a w połowie lat 60-tych XX wieku już 51. W tym okresie codziennie z komunikacji miejskiej i powiatowej korzystało blisko 50 tys. pasażerów. Problemem był także kiepskiej jakości tabor samochodowy, w większości stanowiły go samochody z demobilu wojskowego oraz problemy sprzętowe i warsztatowe. Pierwsze autobusy trafiły na drogi powiatu bielskiego dopiero w 1948 roku, w ilości kilku sztuk. W latch 70-tych XX wieku kursowało ich już ponad 200, nie licząc autobusów MPK (cztery linie: 12 autobusów) i tramwajów (dwie linie: 1.Dworzec PKP Bielsko-Biała – Mikuszowice Park i 2. Dworzec PKP – ul.Piastowska). Liczba dojeżdżających do pracy ciągle wzrasta. W Czechowicach-Dziedzicach, podobnie jak w Bielsku – Białej na 10 pracujących 6 to osoby dojeżdżające. Lata 70-te i 80-te XX wieku to okres naszej małej stabilizacji PRL-owskiej. Jednym z jej elementów staje się szeroko rozumiana turystyka autokarowa. Zakłady pracy wypożyczją autokary od firm państwowych i miejskich na wycieczki zakładowe, grzybobrania, wycieczki kolonijne, przewozy wczasowiczów, etc. Walory turystyczne Beskidów, Bielska-Białej, Wapienicy, Skoczowa, Cieszyna, rozwój bazy turystycznej, biwakowej, noclegowej spowodowały, że coraz więcej ludzi przyjeżdżało na turystyczne szlaki. Wszystkie powyższe uwarunkowania sprawiły, że nastąpił w latach 80-tych XX wieku, gwałtowny rozwój dróg i infrastruktury drogowej (dworce autobusowe, przystanki, kasy biletowe), komunikacji powiatowej, miejskiej i wojewódzkiej. TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2020
19
WYŻSZA BRAMA
for. PKM w Czechowicach-Dziedzicach 1 lipca 1980 roku w Katowicach, na mocy Zarządzenia Wewnętrznego Dyrektora Wojewódzkiego Przedsiębiorstwa Komunikacji, powołano do życia Oddział Autobusowy w Czechowicach-Dziedzicach (OACz). Nowy zaklad podlegał bezpośrednio zakładowi WPK 7 w Tychach. Pierwsza siedziba przedsiębiorstwa oraz pierwsza zajezdnia znajdowała się przy ul. Legionów 85 (wtedy ul. 1 Maja). Teren dzierżawiono od czechowckiego MPGK. Pod tym adresem OACz. pozostało aż do 2004 roku. Firma zatrudniała 37 pracowników, w tym 15 kierowców. Kierownictwo w Oddziale Autobusowym Czechowice objął Piotr Świerkot (1980-81). Przedsiębiorstwo dysponowało 9 autobusami, przekazanymi przez WPK. Autobusy obsługiwały trzy linie komunikacyjne, o numerach od 1 do 3. Autobusy docierały do Ochodzy, Świerkowic i Czechowic Górnych. Sieć komunikacji miejskiej w Czechowicach-Dziedzicach była obsługiwana przez autobusy Berliet i Ikarusy 260. Jeszcze w 1980 roku, jesienią, uruchomiono połączenie Żebracz -Zakłady Mięsne, obsługiwane autobusem marki JELCZ 043, popularnym „ogórkiem”. Autobusy odjeżdżały z przystanków zlokalizowanych przy ulicy Towarowej i ulicy Niepodległości. Końcem roku 1980 czechowickie przedsiębiorstwo autobusowe obsługiwało 5 połączeń: 20
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2020
545 – Czechowice Zakłady Mięsne – Dworzec PKPZabrzeg Urząd Gminy 546 – Świerkowice- Lipowiec – Rafineria – Dworzec PKP – Walcownia – Kopalnia „Silesia” 547 – Czechowice Górne – Lipowiec – Kopalnia „Silesia” 548 – Kopalnia „Silesia” – Kopernika – Rafineria – Czechowice Górne 549 - Czechowice Zakłady Mięsne – Rafineria – Dworzec PKP – Żebracz – Dworzec PKP - Rafineria – Czechowice Zakłady Mięsne. Najpopularniejszą linią w mieście była linia „549”, na której autobusy kursowały z częstotliwością co 30 minut. Linia była obsługiwana przez kilka typów autobusów, ale tylko na tej linii. W całej historii czechowickiej komunikacji miejskiej kursował jeden autobus przegubowy marki Ikarus 280. W kolejnych latach miejska komunikacja w Czechowicach-Dziedzicach przeżywa gigantyczne oblężenie. Autobusami podróżowały tysiące uczniów, pracowników umysłowych, robotników, emerytów, nauczycieli, matek z dziećmi, przesiadkowiczów z kolei oraz turystów. Zaowocowało to uruchamianiem kolejnych lini autobusowych:
WYŻSZA BRAMA
547 BIS - Kopalnia „Silesia” 545 s - Ligota Miliardowice – Czechowice Zakład farmaceutyczny POLFA, kursujący tylko w dni świąteczne. Linie 545 przedłużono do przystanku Zabrzeg Poczta, a później do przystanku Ligota Miliardowice Ośrodek Zdrowia. W kwietniu 1991 władze miasta Czechowice-Dziedzice, na czele z burmistrzem Janem Bergerem, rozpoczęły starania o komunalizację majątku WPK na terenie gminy Czechowice-Dziedzice. Zmiana struktury własnościowej miała nastąpić pod warunkiem zapewnienia środków finasowych na dotację eksploatacyjną, na doposażenie zaplecza technicznego przez wojewodę katowickiego. 1 października 1999 powołano do życia Przedsiębiorstwo Komunikacji Miejskiej (PKM). Tymczasowym kierownikiem został Sylwester Broncel, dotychczasowy kierownik OACz. WPK (od 1981). Od 17 grudnia 1996 roku S. Broncel pełnił funkcję dyrektora PKM. Wraz z przekształceniem zakładu nastąpiła zmiana numeracji linii. W 1994 roku numeracja linii wyglądała następująco: 1 – Zakłady Mięsne – Ligota Miliardowice Ośrodek Zdrowia 1s – POLFA – Ligota Miliardowice Ośrodek Zdrowia 2 - KWK „Silesia” – Świerkowice 3 - KWK „Silesia” - Czechowice Górne 4 - KWK „Silesia” – Czechowice Górne 5 - Zakłady Mięsne – Osiedle Północ 6 - Bronów – Dworzec PKP Czechowice-Dziedzice. VII – Czechowice-Dziedzice Dworzec – Bielsko-Biała Dworzec PKP (ul. Podwale). Linia „VII”, otwarta w 1994 roku, była początkowo obsługiwana przez jeden autobus i oznaczona była siódemką arabską. Z biegiem czasu pojawiły się głosy, że po Bielsku-Białej jeździ już jedna „7” i wśród niezorientowanych pasażerów dochodzi do częstych pomyłek. W odpowiedzi na postulaty pasażerów zarząd czechowickiego PKM-u zmienił arabską „7” na rzymski odpowiednik (była to jedyna linia w całej Polsce oznaczona cyfrą rzymską. Z biegiem lat stała się sztandarową linią PKM Czechowice-Dziedzice. W 2003 linię wydłużono aż do Kopalni „Silesia”. Tabor autobusowy (łącznie 9 sztuk) stanowiły samochody marki JELCZ M11 i L11. Z dniem 1 lipca 1997 Przedsiębiorstwo Komunikacji Miejskiej w Czechowicach-Dziedzicach zostało przekształcone w zakład budżetowy. Przełom XX i XXI w. zapoczątkował zmiany w taborze autobusowym czechowickiego PKM-u. W latach 1999 – 2000 zakład zakupił autobusy SOLARIS, jedne z pierwszych niskopodłogowych autobusów na
Podbeskidziu. W latach następnych dokupiono kolejne SOLARIS-y, w wersjach 10, 12, 15- metrowych. Tabor autobusowy jest zdominowany przez markę SOLARIS. We wrześniu 2004 roku otwarto nową zajezdnię PKM Czechowice-Dziedzice przy ulicy Drzymały, w której działa do dziś. Nowoczesne biura, zajezdnia, warsztaty, stacja paliw na potrzeby własne (tylko ON), myjnia samochodowa, stanowiska do naprawy, stanowiska kanałowe, etc. Wraz z rozwojem nowoczesnej floty autobusowej oraz spałniając prośby i oczekiwania pasażerów postanowiono otworzyć nowe połączenia. Pojawiła się w 2009 roku, kolejna rzymska linia w Czechowicach-Dziedzicach – „X”. Połączyła Bronów, Ligotę i Zabrzeg z Bielskiem-Białą. W czechowickim PKM nastąpila zmiana na fotelu dyrektorskim, w 2007 roku nowym dyrektorem został Jan Matl (od 2014 Prezes PKM), który piastował to stanowisko aż do przejścia na emeryturę w 2019 roku. Aktualnym Prezesem przedsiębiorstwa jest dr Rafał Kupczak, od stycznia 2020 roku (wcześniej, od 2014, pełnił funkcję Wiceprezesa). Dzięki unijnej dotacji udało się zrealizować projekt „Nowoczesna komunikacja w Czechowicach-Dziedzicach”, tj. zakup 6 pojazdów nowej generacji marki SOLARIS oraz wdrożono system Zarządzania Flotą (system zarządzania taborem transportu publicznego, system dynamicznej informacji pasażerskiej, system zliczania potoków pasażerskich oraz system monitoringu w pojazdach). Rewitalizacja taboru PKM-u umożliwiła wycofanie z eksploatacji najstarszych pojazdów, pamiętających jeszcze czasy WPK, jak np. autobusy marki JELCZ. Aktualnie przedsiębiorstwo posiada 20 autobusów kursujących na 11 liniach, w tym jedynego wyprodukowanego w tym wariancie -IKARUSA 260.59E – zarejestrowanego obecnie jako pojazd zabytkowy. W najbliższych latach zarząd PKM-u chce powiększyć tabor autobsowy, stawiając ciągle na markę SOLARIS. Aby polepszyć obsługę pasażerską pojawią się biletomaty na przystankach i w autobusach. Czechowicki PKM każdego dnia działalności udowadnia, że jest przedsiębiorstwem XXI wieku i że dążyć chce ku świetlanej przyszłości. Życzymy kolejnych „czterdziestek” i do zobaczenia na czechowickich drogach. BIBLIOGRAFIA: Bielsko-Biała. Zarys rozwoju miasta i powiatu, Katowice, 1971, Pietrzyk J., Historia regionu: przemiany gospodarcze, polityczne i społeczne w moim regionie, w latach 1944-1956, Czechowice-Dziedzice, 2019, rękopis. Powiat bielski w XX – lecie PRL, Bielsko-Biała, 1965. Tomasiewicz J., Moje Czechowice ... czyli kłopoty z tożsamością, [w:] Moje miasto, 25.III. 2017
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2020
21
Szpital Śląski –
Można kupić łóżka, ale gdzie kupuje się przeszkolony personel medyczny?
Choć ostrzeżenia przed kolejną falą spływały od lekarzy i ekspertów zarówno rząd jak i społeczeństwo lekceważyły je. Sprzeczne informacje płynące nawet z Ministerstwa Zdrowia czy od premiera powodowały dezinformację. Teorie spiskowe i ruchy antycovidowe robią sporo zamieszania doprowadzając do narodowej kłótni o rację. Anonimowe filmy na YOU TUBE uczyniły z każdego eksperta, co przełożyło się na hejt na medyków. Początki pandemii wyzwoliły w społeczeństwie dobry odruch wsparcia szpitali i personelu. Teraz gdy sytuacja jest bardzo trudna i to wsparcie jest bardzo potrzebne zapał opadł i chęć pomocy również. Jesienny wzrost zachorowań na COVID-19 zaskoczył rząd. Okazało się, że przygotowania do jesiennej strategii walki z koronawirusem były niewystarczające, a wręcz można powiedzieć, że nie było go w ogóle. Posłowie zajmowali się swoimi sporami i przetasowaniami 22
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2020
sk
zu
U
rs
a
MIJANKA NA RYNKU
l a M a r ko w
w rządzie, a pandemia stała się tylko tematem medialnym. Przyszła jesień, a wraz z nią kolejna i dużo większa fala zachorowań. Rząd gwałtownie więc szuka rozwiązań, a o te tym razem trudno. Zwiększenie bowiem liczby łóżek to tylko część problemu, nadal nie ma rozwiązań co do braku przeszkolonego personelu. Na oddziale intensywnej terapii pielęgniarka anestezjologiczna powinna obsługiwać dwa łóżka – tak mówią przepisy. Już teraz w przyjmuje się dodatkowych pacjentów „na trzeciego”. Od września trwał proces tworzenia trójstopniowej sieci szpitali, teraz Ministerstwo Zdrowia zapowiada częściowy powrót do idei szpitali jednoimiennych, czyli w całości poświęconych chorym na COVID-19. Liczba łóżek dla chorych z COVID-19 jest wciąż zwiększana – w tej chwili jest ich ok. 9 tys. w całym kraju na 4138 hospitalizacji, a w czwartek 8 października rząd zapowiedział, że zwiększy tę pulę o niemal kolejne 4 tys. łóżek. „Łóżka można kupić, ale gdzie się kupuje lekarzy czy inny personel? Nie chcę stanąć przed wyborem, kogo przyjąć do szpitala, a kogo nie”.
Przepisy przepisami, ale zdrowy rozsądek najważniejszy Zastępca dyrektora dr Agnieszka Misiewska-Kaczur informuje, że sytuacja w Szpitalu Śląskim jest trudna. Łóżka są zajęte, a najtrudniejszą decyzją jest wybór komu odmówić, a kogo przyjąć do szpitala. Nasz szpital
MIJANKA NA RYNKU
jest wielospecjalistyczny i ma wielu pacjentów na innych oddziałach. SOR jest mocno obłożony, ale wszystko jest dobrze zorganizowane. Na SOR-ze zasady postępowania są jasno określone. Od kwietnia trwa u nas wielka mobilizacja i z obawy przed kolejną falą zachorowań, organizowaliśmy sprzęt i środki ochronne. Nie oznacza to, że nie borykamy się z problemami. Jak wiele szpitali mamy spore problemy finansowe i kadrowe. To SOR decyduje o całym ruchu pacjentów. Poszczególne oddziały szpitala zgłaszają liczbę wolnych miejsc i SOR sprawiedliwie je wytycza. Jeśli szpital odbiera telefony z prośbą o przyjęcie pacjenta z zewnątrz, każda taka prośba rozpatrywana jest indywidualnie. Jeżeli nie ma miejsc w szpitalu dla chorych wymagających kompleksowej opieki, to chorzy odsyłani są do innych placówek. Teraz już niestety trudno znaleźć wolne miejsca również w innych szpitalach. Ze względu na rosnące potrzeby w cieszyńskim szpitalu tworzone są kolejne miejsca. Obecnie uruchomiono kolejnych 20 łóżek. -Mamy oddany i bardzo profesjonalnie przygotowany zespół. W każdej kryzysowej sytuacji personel zaskakuje mnie przede wszystkim lojalnością i oddaniem. Pracują naprawdę ciężko. Od początku pandemii staramy się zorganizować tak pracę zarówno na oddziałach jak i na SOR, by dobrze przyjąć pacjenta z każdym innym obciążeniem chorobowym. Ludzie zmagają się również z innymi chorobami, a nasze oddziały pracują w normalnym trybie – podkreśla dr Misiewska- Kaczur. Dodatkowym obciążeniem dla cieszyńskiego SOR-u, jak i wielu innych, są pacjenci, którym nie udało się dostać na wizytę do poradni rodzinnej. Teleporady nie załatwiają wszystkiego i mogą służyć co najwyżej do wypisywania recept czy skierowań. Ludzie mają prawo czuć obawy związane ze swoim stanem zdrowia i szukać dla siebie pomocy. To szczególnie trudny czas dla osób zmagających się z astmą czy zapaleniem górnych dróg oddechowych. W takich przypadkach łatwo pomylić objawy i przypisać je do COVID- 19. Jedynym sposobem jest zbadanie przez lekarza, a ci w wielu poradniach unikają wizyt odmawiając bezpośredniego kontaktu. Tacy pacjenci trafiają właśnie na SOR. W Szpitalu Śląskim pacjenci szukający pomocy są przyjmowani, ale w obecnej sytuacji to właśnie poradnie pierwszego kontaktu powinny odciążyć szpital otwierając się na wizyty pacjentów. Od kwietnia było sporo czasu by prace przychodni zorganizować tak, by bezpiecznie mogły funkcjonować. Szpital Śląski w Cieszynie stara się przyjmować każdego pacjenta nie odsyłając nikogo z przysłowiowym kwitkiem. Dlatego stosujmy się do wytycznych, nośmy maski, zachowujmy zalecaną odległość i dbajmy o higienę rąk. To tak niewiele, wystarczy kierować się zdrowym rozsądkiem, a jednocześnie możemy w ten sposób ochronić siebie i swoich bliskich.
KORONAWIRUS Przypominamy najważniejsze informacje
//symptomy koronawirusa COVID-19// kaszel wysoka • gorączka • duszności i płytki oddech rzadsze symptomy: ból mięśni • uczucie rozbicia • ból głowy • ból gardła Symptomy choroby stają się widoczne między 2 a 10 dniem po kontakcie z nosicielem. Ten czas może sie wydłużyć jednak, nawet do 24 dni
ZAPOBIEGANIE //Utrzymujemy dystans// w okresie wysokiego zagrożenia wirusem, nie witaj się przez podanie ręki ani przez pocałunek w policzek
1,5 metra //Maseczki w miejscach publicznych// Podobnie, jak grypa, także koronawirus COVID-19 rozprzestarzenia się droga kropelkową. Do organizmy człowieka przedostaje sie przez oczy, nos lub usta
//Myjemy ręce// Myj również powierzchnie, z których korzystasz i najczęściej używywane przedmioty jak klamki, toaletę, powierzchnie kuchenne
DZIĘKUJEMY personelowi medycznemu
Dla personelu medycznego naszego szpitala to bardzo trudny czas, więc pora na kolejną społeczną mobilizację i wsparcie.
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2020
23
MIJANKA NA RYNKU
fot. UM
skandaliczne zachowanie przewodniczącego – czyli jak obraduje doraźna komisja do spraw sportu
29 września swoje posiedzenie miała doraźna Komisja Rady Miasta do spraw sportu. Znaczna część obrad poświęcona była problemom wokół grafiku na basenie przy SP4. Problem oczywiście rozwiązany nie został, za to mogliśmy obserwować jak owe obrady wyglądają. Przy osobliwym zachowaniu przewodniczącego komisji, filmy Barei wypadają dość blado. Iście komiczna uczta, choć tak naprawdę nie ma powodu do śmiechu. Sport w Cieszynie jest tematem, który od wielu lat poruszany jest raczej przy okazji sporów lub finansowych afer. Co jakiś czas zdarza się jeden odważny, który mierzy się z tą machiną w nadziei na zmiany. Na chwilę wrze w sportowym światku, a później i tak wszystko wraca do poprzedniego stanu. Ci, którzy w sporcie chcą osiągnąć sukcesy, bądź po prostu mają ambicję, by trenować młode pokolenie wybierają inne miasta. Każdy startujący w wyborach kandydat na burmistrza w swoim programie sporo miejsca poświęca dla sportu, obiecując rewolucję i zmiany. Po kilku miesiącach urzędowania temat sportu zostawia, albo obchodzi się z nim delikatnie niczym ze śmierdzącym jajem. Poprzedni burmistrz Ryszard Macura rozwiązał MOSiR tworząc w zamian Radę Sportu. Ta miała przynieść zmiany, ale jakoś na razie tych zmian się nie doczekaliśmy. W obecnej kadencji powołano również doraźną Komisję do spraw sportu. Jak się okazuje ta komisja jest dopiero „atrakcją” samą w sobie. Wystarczy wybrać się na jej obrady, by przekonać się jak łatwo marnuje się publiczne pieniądze. Uchwałą nr X/110/19 Rady Miejskiej Cieszyna z dnia 29 sierpnia 2019 r. powołana została doraźna Komisja Rady Miejskiej Cieszyna do spraw sportu. Przedmiotem 24
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2020
działania komisji jest kreowanie i opiniowanie działań zmierzających do rozwoju sportu, turystyki i rekreacji w mieście Cieszynie. W skład komisji wchodzą: Rafał Foltyn - Przewodniczący Wiesław Kluz - Zastępca Przewodniczącego Czesław Banot Łukasz Bielski Krzysztof Golec Władysław Macura Brygida Pilch Szymon Słupczyński Posiedzenia doraźnej Komisji do spraw sportu odbywają się raz w miesiącu. Każdy radny otrzymuje za udział w niej 100 zł. Rachunek więc jest prosty, jedno posiedzenie to 800 zł. Zakładając, że spotkania komisji odbywałyby się raz w miesiącu, roczny koszt to 9 600zł. Ostatnie posiedzenie owej komisji było nie tylko burzliwe, ale łamało wszelkie zasady obiektywizmu, uczciwości i etyki. Komisja zebrała się, by jeszcze raz omówić problem grup na basenie, a raczej sporu o nierówne traktowanie stowarzyszeń i klubów pływackich. Oprócz radnych na
MIJANKA NA RYNKU
sali pojawiła się burmistrz Gabriela Staszkiewicz, zastępca burmistrza Krzysztof Kasztura, dyr. SP4 Joanna Kasprzyńska, kierownik basenu Jarosław Nowakowski, przedstawiciele klubów: Mariusz Siemasz „MarioSport”, Marcin Cinal „Akademia Zdrowia”, Janusz Widzik „Delfin”. Przewodniczący rozpoczął posiedzenie od pochwał dla pracy kierownika basenu oraz dla działań pana Widzika. Już początek obrad wskazywał, że nie można będzie mówić o bezstronności, a pan Rafał Foltyn w dość opryskliwy sposób potraktował przedstawicieli pozostałych klubów. Nie trudno było nie zauważyć również agresywnych i nietaktownych, a wręcz skandalicznych słów kierowanych do włodarzy miasta. Wprawdzie to nie pierwszy raz, gdy możemy obserwować dziwne zachowanie radnego Foltyna, jednak być może brak transmisji online dodało mu odwagi. Zastanawiający jest jednak brak reakcji włodarzy, którzy dają tym samym przyzwolenie radnemu na tak karygodne zachowanie. Ze strony pana Foltyna doszło również do rażących uwag wobec prezesa „MarioSport”, że to on jest powodem konfliktu, a skoro jest w szkole SP4 nauczycielem wychowania fizycznego, oczywistym jest, że to konflikt interesu i wewnętrzny spór. – Pan powinien ze szkoły się zwolnić. To Pan tworzy problem i powiem Panu wprost , powinien Pan ze szkoły zrobić wypad – powiedział przewodniczący komisji Rafał Foltyn. Jak się okazuje przewodniczącemu nie spodobało się, że sprawa trafiła do mediów, bo przecież jego zdaniem, powinno to być załatwione inaczej. Niestety nie było możliwości, by w inny sposób załatwić tą sprawę, bo rozmowy toczyły się od wakacji, a większość klubów czuła się poszkodowana. Pan Foltyn zapomniał również, że basen jest własnością miasta, a nie prywatnym obiektem i media również mają prawo, a nawet obowiązek o wszelkich nieprawidłowościach informować mieszkańców. Zostałam więc jako przedstawicielka tych mediów zaatakowana przez przewodniczącego komisji, który wykrzyczał w chamski sposób, lewackie idee dziennikarzy Gazety Codziennej. Według Pana Foltyna nie mamy więc prawa zajmować się sprawami miasta. Jak widać powierzone stanowisko temu radnemu nie tylko nie zostało przemyślane, ale naraża nieustannie całą komisję do spraw sportu na uzasadnioną krytykę. Warto na komisję się wybrać ( jest dostępna dla wszystkich mieszkańców) i przyjrzeć się jej pracy, choćby po to, by samemu przekonać się, jak wygląda. Przewodniczący dzierżąc władzę, przerywa rozmówcom, udzielając i odbierając głos według własnego uznania. Powiedzenie,
że jest niegrzeczny jest iście łagodnym stwierdzeniem, a o etyce chyba nawet szkoda dyskutować. Oczywistym było również od samego początku, że to posiedzenie niczego nie załatwi, ani nie zmieni w trwającym sporze wokół grafiku na basenie. Rażącym bardziej niż do tej pory jest faworyzowanie jednego klubu, co na tym spotkaniu, jak nigdy dotąd wybrzmiało dość wyraźnie. Klub „Delfin”, doceniając jego długoletnią działalność, traktowany jest wyjątkowo i jako jedyny ma dostęp do wyłączności na basenie podczas zajęć. Jeśli więc padły mocne słowa o układach pod adresem prezesa „MarioSport”, warto się przyjrzeć tym widocznym i faktycznym układom, szczególnie na basenie. Klub „Delfin” jako adres swojej siedziby podaje, Plac Wolności 7a, to również adres szkoły SP4. Czy to oznacza, że stowarzyszenie ma swoją siedzibę w szkole? Czy to znaczy, że szkoły mogą udzielać adresu? Czy biuro stowarzyszenia zatem mieści się na terenie szkoły, a jeśli tak, czy „Delfin” ponosi koszty najmu i korzystania z mediów? Kolejną kontrowersją są zatrudnienia na basenie, ponieważ właśnie prezes klubu „Delfin” pracuje na etacie jako ratownik. W tym samym charakterze jest również zatrudniony jego syn Łukasz Widzik, a żona Jadwiga Widzik pracuje jako szatniarka (Informacje dostępne w BIP). Co więc zatem jest konfliktem interesów i układem o którym mowa? Podczas komisji sprawę grafiku komentował również kierownik basenu Jarosław Nowakowski, mówiąc o rozporządzeniach i bezpieczeństwie. Jednak chyba nie do końca zaplanowano obłożenie kadrowe. W razie pojawienia się zakażenia u jednego z ratowników, cała rodzina zostanie skierowana na kwarantannę, a basen pozostanie bez najważniejszych pracowników. Czy w takiej sytuacji z powodu braku ratownika jedyny działający basen w Cieszynie zostanie zamknięty? Oczywiście sprawa basenu przy SP4 na komisji nie została rozwiązana. Pojawił się natomiast pomysł wniesiony przez radnego Szymona Słupczyńskiego o przeprowadzenie przez Komisję Rewizyjną kontroli. Jednak czy do niej dojdzie trudno dzisiaj przewidzieć. Po tym spotkaniu rodzi się pytanie o zasadność doraźnej Komisji do spraw sportu. Czy w takiej atmosferze i braku konstruktywnych decyzji i działań w ogóle jest ona potrzebna? Tworzenie kolejnej grupy dyskutującej o sporcie nie ma uzasadnienia, w dodatku, że szukając oszczędności w obliczu kryzysu gospodarczego możemy zaoszczędzić sporo środków i wydać je choćby na dofinansowanie placówek oświaty. Urszula Markowska
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2020
25
sk
zu
U
rs
a
MIJANKA NA RYNKU
l a M a r ko w
KTO KUPI BROWAR? O tym, że cieszyński Browar Zamkowy został wystawiony na sprzedaż wiedzą już chyba wszyscy. Nie jest również tajemnicą spore zainteresowanie, oraz to, że lista potencjalnych kupców się wydłuża. Jak widać ryzykowny i dość agresywny marketing Grupie Żywiec się opłacił, a całą i to całkiem darmową robotę wykonały media, Cieszyniacy, a nawet włodarze. O co chodzi?
Sprzedaż tak dużego przedsiębiorstwa, w dodatku obciążonego nadzorem konserwatorskim w czasie pandemii i kryzysu gospodarczego jest bardzo trudna, można rzec, że wręcz niemożliwa. Trudno bowiem w niepewnych czasach uruchomić tak duże środki. Banki wstrzymują wielomilionowe pożyczki szczególnie dla ryzykownego interesu. Nie ma się co oszukiwać sam Browar Zamkowy nie przynosi dużych dochodów. Może jedynie generować straty. 26
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2020
Piwo Brackie, a także inne rodzaje piw (choćby znany Porter), należące od 2011r. do Grupy Żywiec w Cieszynie mają być produkowane tylko do końca roku. Później Grupa Żywiec swoje trunki warzyć będzie u siebie. Tu pora by obalić kolejny mit, a nawet docenić pospolite ruszenie mieszkańców w ostatnich miesiącach, które miało za zadanie wesprzeć cieszyński browar. Wszyscy bowiem solidarnie pili rozsławione i lubiane „Brackie” nie tylko w restauracjach czy barach, ale również butelkowe „Brackie Pils”. Akcja miała finansowo wesprzeć rodzimy browar. Jednak warto czasem przeczytać etykietę, bądź zapytać barmana, do kogo trafiają środki wydane właśnie na Brackie. Otóż, ów trunek należy do Grupy Żywiec, a nie do Browaru Zamkowego Cieszyn. Marka, którą przejęła Grupa Żywiec już do Cieszyna nie należy i nigdy nie wróci. Zatem każda wydana złotówka zasiliła konto tylko Grupy Żywiec. Jak się więc okazuje wszyscy zostali „nabici w butelkę”, albo przynajmniej Ci, którzy nie czytają etykiet. Browar dzięki medialnemu rozgłosowi i nawet zaangażowaniu burmistrz zyska kupca, a Grupa Żywiec
MIJANKA NA RYNKU
dodatkowo odrobi pandemiczne straty. Jednak warto się zastanowić nad przyszłością tego miejsca, bo to w jakie ręce trafi może być ważne dla mieszkańców i turystów. Obecnie bowiem z browarze nadal panuje magia piwo tworzy się tutaj w taki sam sposób jak ponad 170 lat temu. Piwowarzy stosują te same rzemieślnicze, pracochłonne metody jak choćby zacieranie dekokcyjne i do dziś używają unikatowych maszyn z przełomu wieków. Układ wnętrza pozostał wierny tradycji i nie zmienił się przez 15 dziesięcioleci. Brzeczka fermentuje tu w otwartych kadziach, w zabytkowych wnętrzach oryginalnego browaru, a leżakowanie odbywa się w starych piwnicach, wydrążonych w głębi Góry Zamkowej. Niegdyś pełniły one rolę chłodni i magazynu na lód, dzięki któremu w czasach przed wynalezieniem lodówek i chłodziarek, utrzymywana była w leżakowniach odpowiednio niska temperatura, sprzyjająca dojrzewaniu najlepszych pilznerów. Lodowy tunel znajdujący się po dziś dzień w browarze to naprawdę wyjątkowy relikt dawnej myśli technicznej, a spacer między jego ścianami to wyjątkowe doświadczenie. Za czasów swojej świetności tunel potrafił magazynować lód wycinany zimą z pobliskich akwenów wodnych aż do lata! Browar Zamkowy Cieszyn to nie tylko miejsce, gdzie powstaje świetne piwo, ale także swoiste żywe muzeum. Część zabudowań wykorzystywana jest do stałych wystaw, które mają na celu przybliżenie procesu produkcji piwa i historii browaru oraz wydarzeń kulturalnych. Browar można zwiedzać grupowo lub indywidualnie. Po zapoznaniu się z historią miejsca odwiedzających czeka przejście przez różnorodne pomieszczenia i etapy produkcji zaczynając od śrutowania przez zacieranie, warzenie, filtrację aż do leżakowni - zwiedzanie odbywa się pod czujnym okiem piwowara, który opowiada o swojej pasji i pracy.
Czy nadal jednak pozostanie utrzymany w takim charakterze, a Cieszyn nie straci przybywających do browaru turystów? Wszystko będzie zależało od nowego właściciela. W ostatnich tygodniach powstało wiele hipotez i pomysłów, ale to i tak nadal tylko wróżenie z fusów. Pojawiły się więc nawet pomysły, że ktoś zrobi tu hotel czy piwne SPA. Niestety to tylko pobożne życzenie, bo nie ten czas i raczej nie ma takiej możliwości. Budynki browaru mają przeznaczenie przemysłowe, nie łatwo go będzie przebudować, a konserwator z pewnością nigdy na to nie pozwoli. Dużym ograniczeniem byłby sam charakter budynków i brak możliwości dostosowania do wymogów przeciwpożarowych. Zatem historie o hotelu to raczej społeczny mit lub pobożne życzenia. W naszym społecznym interesie ważne jest by browar pozostał w niezmienionym charakterze i by cieszyńskie piwa, te które jeszcze do niego należą były nadal produkowane. W ostatnich latach pojawiły się piwa rzemieślnicze, dorównujące Brackiemu piwo „Noszak”, oraz smakowe. Problemem jednak tych trunków jest ich zaporowa cena i kiepska promocja. Stały się więc marką koneserów. Niestety może pojawić się inwestor, który nie zechce utrzymać cieszyńskich marek i wprowadzi tu swoje, a bramy browaru zostaną zamknięte przed turystami. Jedyne co możemy zrobić, to apelować do Grupy Żywiec o wyłonienie miejscowego inwestora, bo tacy jak się okazuje również się znaleźli. Jest większa szansa, że to oni uszanują ważny dla społeczeństwa historyczny charakter tego miejsca.
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2020
27
PRZYSTANEK NA ŻĄDANIE artykuł sponsorowany
UBEZPIECZAMY WSZYSTKO UBEZPIECZENIA MAJĄTKOWE
UBEZPIECZENIA TECHNICZNE
· mienia od ognia i innych zdarzeń losowych lub na bazie wszystkich ryzyk (all risks) wraz z ryzykiem utraty zysku (Business Interruption - BI) · mienia od kradzieży i dewastacji · ubezpieczenie gotówki w lokalu i transporcie · ubezpieczenie sprzętu stacjonarnego oraz sprzętu przenośnego · ubezpieczenie szyb i innych przedmiotów od stłuczenia · ubezpieczenia transportowe · ubezpieczenia komunikacyjne
· maszyn od awarii (Machinery Breakdown - MB) · maszyn budowlanych od wszelkich zdarzeń (Contractors Plant Machinery CPM) · robót budowlano - montażowych (Contractors All Risks - CAR i Erection All Risks - EAR) · oraz utraty zysku (Machinery Loss of Profit - MLOP, Advanced Loss of Profit - ALOP)
UBEZPIECZENIA OC
· gwarancje kontraktowe · gwarancje przetargowe, zwrotu zaliczki, dobrego wykonania kontraktu, usunięcia wad i usterek oraz należności handlowe
· z tytułu prowadzonej działalności i posiadanego mienia, · z tytułu niewykonania lub nienależytego wykonania zobowiązania, · odpowiedzialności cywilnej zawodowej, · oraz odpowiedzialności cywilnej menadżerów (D&O)
UBEZPIECZENIA FINANSOWE
ZDROWIE, ŻYCIE · ubezpieczenia pracownicze grupowe · ubezpieczenia na życie indywidualne · ubezpieczenia NNW · ubezpieczenia podróżne · ubezpieczenia zdrowotne
ul. Bobrecka 29, Cieszyn 28 Poczty w budynku Starostwa) (lokal TRAMWAJ CIESZYŃSKI •XI 2020
tel. 503 085 915 33 857 81 46
STARY TARG
Gdo się za swój jynzyk wstydzi takim niech się każdy brzidzi
er y
k Jan
Dr
al
Fr
yd
To świtnie nogami NA CO SZŁO TREFIĆ ŁOSTATNIO W CIESZYNIE
Je żech zwiedawy wiela tych napadów s kierymi cieszyniocy przichodzili do tej biołej budki, kiero porem tydni tymu stoła na runku doczko sie realizacyje. Bo przeca kiery yno mioł chynć, to tam móg prziś i nahóczeć bele czego rotuzowym do uszy. Tustelocy przeca widzóm co ich mier-zi, i s tym nejraczyj dycki sami przichodzóm do rotuza, coby sie jak to prawióm piyrszymu lepszymu wybeczeć do rynkowa. Kierysi jednakowóż cosi przedobrził, bo u nas to ni ma eszcze Szwajcaryja, coby każdóm przidajnóm wiec ciepnoć na ryfyryndum i dziwać sie co insi na to rzeknóm. Przeca do dzisia eszcze u nas je tak, że nejprzód ludzie ze siebie do rotuza wybiyrajóm rozmajtych wrzaszczków, kierzi dycki wyglóndajóm na nejmóndrzejszych. I to łóni majóm nieskorzij szpekulyrować co by trzeja było w mieście poprawić, a co poniechać. Isto ci wybrani jakosi sie za dłógo okocóniali s tym napadami i rotuzowi prziszli na to, coby porzóndzić s bele kim, to może sie podarzi trefić na kogosi
móndrzejszego. Przepómnieli se jednokowóż isto ło tym że miasto idzie fórt na pojczkach i nejlepszy napad tu nic nie pumoże. Dycki to je tak, że jak sie ni mo piniyndzy, a chce sie jakómsi wiec kupić, to trzeja piniódze pojczać, a neskorzij to przeca s procyntami tymu łod kogo sie to pojczało wrócić. Fórt sie kolem tego zwyrtómy jako by to zrobić, coby letnikorze i lufciorze nas nawszczywiali i pore złotych tu u naszych kszefciorzi i w gospodach poniechowali. S tym bydymi mieć kapke ostudy, bo jak kiery tego roku nas nawszczywi i uwidzi tyn maras na Głymboki, to na zicher nie przijedzie tu do nas na po drugi i nie namówi też swojich przibuznych. Kapke inszy maras yno delszy, uwidzóm nawszczywnicy, też na tej rozrażónej sztrece, kieróm jak zrychtujóm bydzie mógła zakludzić wszecki cugi, aże do Goleszowa. Na takich hymbołach dycki gónióm wojocy s gwerami, coby se wyćwiczyć swojóm kóndycyje, kiero bydzie im przidajno na- nie dej boże- jakómsi wojnem. Jak uż razinko żodyn
Zdjęcia arch. autora TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2020
29
nic dlo Cieszyna atrakcyjnego nie wyszpekulyruje to możne by tyn maras i ty plosa na tej Głymboki tak niechać i bydzie to taki mały motocross jaki mómy w Boguszowicach. Wojoków w Cieszynie uż zaś kapke mómy to niech sie chłapcy na tych hymbołach i tych małych plosach ćwiczóm, coby jak kiery nas zóndzie łod zadku, nie dać sie flinknóć po gzychcie. Tego baji móg by isto tych wojkoków nauczyć, nasz cieszyński mistrz świata, kiery Janym Błachowiczym sie mianuje. Łón sie tak w tym praniu po pyskach wyćwiczył, że poradzi prać kogo dopadnie łobiyma rynkami, a jak sie mu eszcze podarzi to świtnie nogami. Muszymy se to wożyć i tego szportowca popytać, coby tego pranio po pyskach cieszyńskich młodziokow nauczył. Na iste ni ma to taki leki, bo trzeja na to prziś kiedy je lepszyj prać rynkami, a kiedy świtnóć nogami. Hańdownij chłopi prali sie po pyskach jak jedyn drugimu cosi był winiyn, a dzisio dostowajóm za to pinióndze. Skyrs tego przed takóm praczkóm każdy musi sie dać zwożyć, coby drugigo nie ukrziwdził. Nejlepszyj majóm dycki ci co majóm dwa metry zwyżki i wożóm nejmjynij sto kilo, bo takigo wielgucnego chłopa to je dycki ostuda na ziym obalić. I możne, że też tymu kierysi prziszeł na to, coby ci mjynsi mógli se aji w ringu nogami świtnóć. 30
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2020
SłowniczEk ⋅ SłowniczEk ⋅ SłowniczEk ⋅ SłowniczEk ⋅ SłowniczEk
STARY TARG
zwiedawy - ciekawy napad - pomysł doczko - doczeka bo przeca - bo przecież nahóczeć - nagadać mier-zi - martwi wybeczeć - wypłakać przidajnóm - potrzebną wiec - rzecz ciepnóć - rzucić wrzaszczek - krzykacz dycki - ciągle nieskorzij - później rzeknóm - powiedzą szpekulyrować - wymyślać okocóniali - ociągali prziszlina to - wpadli na pomysł podarzi sie - uda się porzóndzić - porozmawiać fórt - ciągle pojczka - pożyczka zwyrtómy - obracamy kszefciorz - sklepikarz na zicher - na pewno kapke - trochę ostuda - kłopot letnikorz - wczasowicz lufciorz - turysta przibuzny - krewny nawszczywi - odwiedzi maras - błoto /nieczystości rozrażóno - połamana sztreka - tor zrychtujóm - naprawią poradzi - potrafi zakludzić - zaprowadzić hymboły - nierówności flinknóć - uderzyć podarzi - uda się gzycht - twarz świtnie - kopnie hańdownij - dawniej skyrs - z powodu dycki - zawsze zwyżka - wzrost obalić - przewrócić prziszeł na to - wpadł na to
WYŻSZA BRAMA
tel. 604 597 893
PŁYTY, FRONTY MEBLOWE, BLATY, AKCESORIA TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2020
31
WYŻSZA BRAMA
Światełko na cmentarzach Pamiętam z dzieciństwa wiele dorocznych świąt obchodzonych w naszej rodzinie zgodnie z tradycją. Dzień Święta Zmarłych był jednak czasem wyjątkowym. Mimo, że często za oknami widać było już wyraźne oznaki typowej jesieni, czyli zimno, szaro, często deszczowo, w domu, w tym dniu, nie odczuwało się ponurego nastroju. Był to raczej czas wspólnych spotkań z krewnymi i przyjaciółmi rodziny. Pachniało dobrym obiadem i ciastem. Od samego rana panował świąteczny nastrój, choć w zachowaniu dorosłych wyraźnie wyczuwało się atmosferę wyjątkowej powagi i osobistej, wrażliwej, trudnej w zrozumieniu dziecka, nostalgii. 32
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2020
Cały dom napełniał specyficzny zapach igliwia, chryzantem i dąbków. Mama zawsze sadziła je w ogrodzie, pielęgnowała, a przed Dniem Zmarłych ścinała je i robiła z nich bukiety. Gotowe układała na werandzie, a ich mocny zapach rozchodził się po całym domu. Podniosły nastrój, jaki panował udzielał się i mnie. Choć byłam dzieckiem, pamiętam, że zawsze z wielką dumą i radością szłam z całą rodziną na cmentarz, niosąc, jak przystało na najmłodszego członka rodziny, najmniejszy bukiet. Choć wiele jeszcze wtedy nie rozumiałam i ogólnie bałam się cmentarza, lubiłam ten czas. Wszystko zdawało się być zupełnie inne. Nawet groby, które same w sobie wydawały mi się straszne, nie budziły we mnie lęku. Może poprzez ich odświętne oblicze, wydawały się dziecku przyjaźniejsze, a może to serdeczne
WYŻSZA BRAMA
uściski bliskich i życzliwość napotykanych ludzi, budziła poczucie bezpiecznego zażegnania cmentarnego zagrożenia. Wieczorami było o wiele gorzej, ale dziecięca ciekawość widoku, pełnego baśniowej magii migających światełek, zawsze zwyciężała. Wcześniej jednak musiałam z rodzicami odwiedzić naszych bliskich i przejść przez nasz ewangelicki cmentarz. W tamtym czasie nie było na nim prawie wcale światełek. Sporadycznie migały maleńkie płomyki zmagające się samotnie z wszechogarniającą ciemnością. Bardzo mnie wtedy ciekawiło, dlaczego na jednym cmentarzu światełek prawie nie ma, a na drugim jest ich tyle, że blask od nich bijący widoczny jest nawet z okien naszego domu. Było mi przykro, cmentarz wydawał się bardzo smutny i straszny. Zadawałam wiele pytań, na które otrzymywałam tylko zdawkowe odpowiedzi, których i tak wtedy nie rozumiałam. Wczepiona w mocny uścisk dłoni taty, przeciskając się po ciemku wąskimi przesmykami pomiędzy mogiłami, co rusz kopiąc w kolejną kretowinę, mamrocząc pod nosem, obiecywałam sobie, że kiedy dorosnę kupię i pozapalam tyle światełek, że będzie od nich jasno jak w dzień. Tak, dziecięce wyobrażenie świata jest takie proste. Nie musiałam całkiem dorosnąć, aby zrozumieć, że w tym dniu wcale nie chodzi o światełka, a już na pewno nie o ich magię i moc jasności. Wśród pogańskich wierzeń panowało przekonanie, że w określonym czasie, dusze zmarłych mogą odwiedzać swoje domostwa. Rodziło to w żyjących chęć ponadrzeczywistego kontaktu ze zmarłymi. Czyniono wiele rozmaitych magicznych praktyk. Przywoływano ich dusze, odczytywano ślady rzekomo przez nich pozostawione. Przynoszono na ich groby lub stawiano pod drzwiami ich domów pokarm dla nich, aby mogły się posilić przed drogą powrotną. Urządzano uczty na ich cześć i wypiekano obrzędowe ciasta. Palono na grobach małe ogniska, aby im oświetlać drogę. Wielką wagę przywiązywano do okazania im, należnego w ich mniemaniu, szacunku. Nie wolno więc było wykonywać żadnej pracy, aby niechcący nie wyrządzić im krzywdy. Przykładowo przy zamiataniu podłogi nie wymieść jej na dwór, albo przy przędzeniu wełny nie zamotać jej w przędzę, albo przy siadaniu na krześle nie usiąść na niej. Takich praktyk było bardzo wiele. Niestety, otwarcie bram otchłani wiązało się z poważnymi zagrożeniami. Z duszami zmarłych przodków mogły przedostać się i dusze nieczyste. Uważano je za wielce niebezpieczne dla żyjących. Skuteczną obroną przed nimi miał być ogień. Przypisywano mu bowiem oczyszczającą i niszczącą zło, moc. Palono więc duże ogniska na rozstajach dróg, na granicach osad czy bezpośrednio na miejscach pochówku osób, których wcześniejsze życie lub sposób zejścia z tego świata, mogły sugerować nieczystość duszy
po śmierci. Przyjęcie chrześcijaństwa rozpoczęło żmudny proces całkowitej zmiany tradycyjnych wierzeń, choć nie było to wcale takie proste. Często dawne religijne praktyki były wciąż stosowane, ale aby nadać im chrześcijański charakter, dodawano Boską siłę sprawczą. Wierzono więc, że w określonym czasie dusze schodzą na ziemię, ale za pozwoleniem samego Boga. Dziś możemy dopatrywać się podobieństw w naszej obecnej obrzędowości do dawnych pogańskich wierzeń, są one jednak jedynie pozorne, głównie wyłącznie wizualne. Współczesne konotacje znaczeniowe mają już zupełnie inny wydźwięk. I jak jeszcze kilkadziesiąt lat temu, w Dniu Święta Zmarłych można było zauważyć na naszych cmentarzach pewne różnice związane z odmiennością religijnych kanonów, współcześnie nie dostrzegamy ich prawie wcale. Światełka, które po dziś dzień hipnotyzują swoją magią i to nie tylko najmłodszych, mimo iż są pozostałością dawnych wierzeń, nie spełniają już przypisywanych im dawniej, funkcji. W mojej ocenie stały się raczej symbolem naszego szacunku i pamięci względem naszych kochanych zmarłych. Kiedyś, będąc nastolatką, spędzałam czas u swojej babci, a raczej stareczki, bo tak zawsze kazała na siebie mówić. Było to krótko przed Dniem Zmarłych, bo pamiętam, że stareczka akurat szykowała bukiety na cmentarz. Udzielał się już nastrój nostalgii i zadumy, wspominania bliskich, którzy już od nas odeszli. Stareczka nigdy nie opowiadała o swoich rodzicach, więc ją o nich zapytałam. Niewiele mogła mi jednak o nich opowiedzieć, sama niewiele pamiętała, odeszli kiedy była jeszcze dzieckiem. Zapytałam ją wtedy o światełka na naszym cmentarzu. Prosiłam, aby mi wytłumaczyła dlaczego nie wolno ich zapalać. Zdziwiła mnie mocno wtedy jej postawa. Z jej radosnej twarzy nagle znikł uśmiech. Czoło pomarszczyło się i nadało jej twarzy surowej powagi, jakbym zapytała o coś bardzo ważnego, od czego miałoby zależeć czyjeś życie, a ja przecież pytałam tylko o światełka. Popatrzyła na mnie i stanowczym głosem, jak miała w zwyczaju, kiedy chodziło jej o to, abyśmy coś, co w swoim starczynym autorytecie nam chciała przekazać, dobrze zapamiętali, powiedziała: Pamiyntej!, na moim grobie nigdy nie chcym mieć żodnych światełek i nie wożcie sie ich tam nigdy zapolać. Pómbóczek nóm doł swojigo syna Jezusa Chrystusa i jyno łón je naszóm jedynóm światłościóm i żodnej inszej nóm nie trzeja. I zapamiyntej se dobrze, jak za życio nie bydziesz miała w sobie Bożego światła, to po śmierci żodne światełka ci już nie pumogóm. Lidia Lankocz
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2020
33
ii
eu
sk
M
at
sz Jonk
ow
Nie bój się chcieć
To tytuł piosenki z filmu animowanego Zwierzogród. Świetna rzecz. Polecam wszystkim fanom dobrych filmów dla dzieci. Co prawda one są czasem bardziej dla dorosłych, a dzieci nie rozumieją pewnie połowy rzeczy. Nie o tym jednak ma być ten artykuł i te, które mam nadzieję, będę mógł dla Was napisać w kolejnych miesiącach. Wracamy na dobre tory Osobiście doświadczyłem wielu zmian w moim życiu przez ostatni rok. Od marca zmieniało się jeszcze więcej i te zmiany będą postępować przez kolejne tygodnie taką mam nadzieję. Nie o mnie ma być jednak, a o Was i o tym co Wam proponuję. Jeśli nic nie zmienisz, nic się nie zmieni. Każdy czasem potrzebuje zmiany. A te są różne. Praca, dom, środowisko, pasja, ciuchy, miejsce gdzie spędzamy wakacje. Pewnie zauważyłeś, że nic nie dzieje się samo. Czasem mamy „szczęście” i coś popycha nas w jakimś kierunku. Zepsute auto, wypowiedzenie, odwołany lot, kiepska pogoda na ryby. Wtedy łapiemy się za głowę i narzekamy, boimy się. To naturalna reakcja. Może ktoś odbierze takie wydarzenia inaczej. Od razu przejdzie do działania i jeśli się postara….sprawy powoli wrócą na dobre tory. Tego Wam zawsze życzę. W tym artykule i kolejnych będę chciał zarazić Was dawką pozytywnego myślenia, popartego prawdziwymi wydarzeniami z mojego życia. Sytuacjami, które mnie zainspirowały, dodały energii lub ją odebrały. Pragnę Wam pokazać jak można, przy odrobinie wysiłku, zmienić coś na lepsze. Ale uwaga - nie będzie tanio. Oj nie. Wszystko ma swoją cenę… Pewnie teraz myślisz, że to reklama jakiegoś kursu o budowaniu pewności siebie i zaraz zobaczysz na dole strony kupon na zniżkę na moje usługi - nic bardziej mylnego. Jestem ciekaw, co teraz myślisz? Czy się uśmiechnąłeś, zdenerwowałeś, jesteś zaintrygowany, jesteś zaciekawiony? Co będzie dalej? Cena nie będzie niska i każdy zapłaci tak jak potrafi. Da tyle ile może. Tak chyba zawsze powinno być - by dawać tyle, ile możemy, tak szczerze, bez umniejszania czy przeszacowania. 34
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2020
Ile to Cię będzie kosztować i jak zapłacisz? Walutą będzie Twój Czas. Tak, to ile czasu poświęcisz na swój rozwój, to cena jaką musisz zapłacić, by coś zmienić. Wszytko ma swoją cenę. Tak to już jest. Pierwsza lekcja będzie wymagać od Ciebie dużej dawki samokrytyki i pokory. Lekcja Pierwsza - bądź ze sobą szczery. Wszyscy jesteśmy zabiegani. Nawet Ci, którzy nie są:). Serio. Dla jednego życie singla i praca to szczyt możliwości, dla kogoś innego kilkuosobowa rodzina wysysa z niego całą energię. Dla wesołej emerytki codzienne czynności i walka o miejsce w autobusie, to wyzwania na miarę zaawansowanego projektu kampanii reklamowej nowej marki butów. W rolach głównych - Pani Katarzyna i jej kot. Nikomu nie umniejszamy i nikogo nie osądzamy. Każdy ma swoje sprawy i swoje zadania i wszystkie są ważne. Musimy sobie z tego zdać sprawę. Nie ma ludzi lepszych i gorszych, nie ma zadań lepszych czy gorszych, są po prostu…inne. Priorytety to nasza sprawa. Ale gdzie ta szczerość? Planując zmiany lub chociaż myśląc o nic, powiesz „nie mam czasu”. Bo dzieci, bo praca, bo pogoda, bo choroba, bo… dużo tych „bo” i tych „ale”. Dlatego proszę, abyś drogi czytelniku przeanalizował swój dzień. Określ ile czasu zajmuję Ci wykonywanie wszystkich czynności. Od porannej toalety po chwilę gdy kładziesz się do łóżka. Bądź szczery, opisz wszystko. Weź kartkę i zrób taką listę. Opis wszytko co robisz w ciągu dnia. Za miesiąc przedstawię Wam mój plan dnia i ramy czasowe głównych czynności. Razem określimy co robić dalej… Jeśli masz do mnie pytania, chciałbyś otrzymać listę książek, które warto przeczytać, by lepiej planować swoje zmiany, zapraszam. Napisz do mnie na jonkowskimateusz@gmail.com lub do redakcji, a z pewnością, Twoje zapytanie trafi do mnie. To co - robisz już swoją listę?
WYŻSZA BRAMA
Magiczna moc dekoracji Nie możemy obiecać, że Święta będą białe, ale możemy sprawić, że będą wyjątkowe. Do wyczarowania odświętnego nastroju wystarczą przecież okolicznościowe dodatki - figurki aniołów, reniferów, świecące gwiazdy. Świeczniki w kształcie domków, kul czy choinek podkreślą wyjątkowy charakter Świąt, a postawione w kilku miejscach zaczarują całe wnętrze. Świąteczną atmosferę do domu wprowadza przede wszystkim pięknie ubrana choinka. Eleganckie ozdoby, utrzymane w jednej palecie kolorystycznej zawsze będą wyglądały spójnie i przemyślanie. Kolor ma niezwykłą moc, warto zadbać o niebanalną aranżację bożonarodzeniowego drzewka. Jednak niektóre z dekoracji można po prostu postawić na półkach czy stolikach. Podczas świąt stół staje się centrum życia rodzinnego. Spędzamy przy nim długie wieczory, prowadząc niekończące się rozmowy z bliskimi. Olśniewający efekt Twojemu świątecznemu nakryciu zapewni tradycyjna, biała zastawa ustawiona na mięsistym obrusie, którą możesz dowolnie zestawiać z elementami w intensywniejszych barwach. Złote dodatki to doskonały wybór! Po świąteczne dekoracje zapraszamy do:
HOME DEC OR by BRY giD ul. Głębok a 35, Ciesz yn Home Dec
or by Bryg id
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2020
35
Prawdziwy florysta t e i k u b i b o r z i z d nawet z gwoź Co tworzy miasto? Miasto to nie tylko system infrastruktury społecznej, technicznej, transportowej czy wielkie sieci handlowe. To także sklepy - małe, najczęściej rodzinne firmy, do których się przyzwyczajamy, bo na dobre wsiąkły w krajobraz miejski i których tak bardzo żałujemy, gdy z niego znikają. Przede wszystkim miasto tworzą mieszkańcy, którzy nadają mu charakter, kształtują i wpływają na nie.
Dziś w Tramwaju mamy przyjemność gościć Pana Mariusza Raindę, który prowadzi swoją Kwiaciarnię już od 30 lat, a która na dobre zadomowiła się przy cieszyńskim rynku. – Odkąd pamiętam dziadkowie prowadzili ogrodnictwo. Handel zaczęli od betonowego straganu przy Delikatesach na Górnym Rynku, a około 1970 roku otworzyli kiosk i przez kolejnych 20 lat sprzedawali tam wyhodowane przez siebie warzywa i kwiaty – wspomina pan Mariusz Rainda.
36
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2020
– W wakacje przez cały miesiąc, na zmianę z bratem, próbowaliśmy swoich sił jako handlowcy. Spędzaliśmy sporo czasu również na targowisku (w miejscu, gdzie był budynek Banku PKO i jest siedziba ZUS-u) lub pomagaliśmy w ogrodnictwie. Wtedy pierwszy raz ułożyłem bukiet z dwudziestu pięciu gerber. Kiedyś chodziła taka anegdota - jeśli chcesz zrobić floryście na złość, to poproś go o bukiet z gerber. Gerbera jest specyficzna, bo ma duży kwiat i lubi się obracać, a bez umieszczenia drutów, nie jesteśmy w stanie wykonać ładnego bukietu. Nieświadom tego, ułożyłem bukiet tak idealnie, że nie potrafię tego powtórzyć do dziś. Po drodze było marzenie, żeby zostać stomatologiem, praca w Biurze Paszportowo-Wizowym, rozpoczęte studia w Uniwersytecie Śląskim na Wydziale Animacji
PRZYSTANEK NA ŻĄDANIE Materiał promocyjny
Społeczno-Kulturalnej. Lecz kiedy Dziadek powiedział mi, że chciałby, abym przejął kiosk, wiedziałem, że muszę coś wybrać – kwiaty były mi więc pisane. Rozpocząłem pracę w kiosku z kwiatami 1 lipca 1990 roku - to było z dnia na dzień. Niedługo potem wynająłem lokal znajdujący się w pobliskiej kamienicy przy ulicy Kochanowskiego 2. To tam, w malutkim pomieszczeniu, gdzie mamy teraz kwiaty doniczkowe, przez 10 lat mieściła się cała kwiaciarnia. Tam wszystko się zaczęło. Początek miałem niezbyt dobry, zbyt małe doświadczenie spowodowało falę krytyki od klientów. Zacząłem prenumerować miesięczniki i kwartalniki dla florystów, ale od samego czytania człowiek się nie nauczy - potrzebna była praktyka, trzeba było po prostu „wiązać”. Po półtora roku, te same osoby zaczęły już u mnie chętnie kupować kwiaty. Miałem satysfakcję, że jednak czegoś się nauczyłem. Po 15 latach pracy pan Mariusz Rainda zaczął uczęszczać do pierwszej w Polsce zarejestrowanej szkoły florystycznej wydającej dyplomy uznawane w Unii Europejskiej. Szkoła od początku swego istnienia była wyłącznym w Polsce partnerem Federacji Florystów Niemieckich (FDF). Do tej pory kształci na trzech poziomach nauczania: młodszy florysta, florysta, mistrz florystyki. Wykładowcami szkoły są wielkie nazwiska światowej florystyki (m.in. Andreas Faber) oraz wybitni polscy (Robert Miłkowski) i europejscy floryści. – Zakwalifikowano mnie od razu do grupy florystów, bo miałem już wymagany 10-letni staż i pojęcie o kwiatach – dodaje pan Mariusz. – W siedzibie PSF w Poznaniu mieliśmy egzamin teoretyczny, a cała praktyka odbywała się w Gelsenkirchen w Niemczech. W przeważającej liczbie uczyli nas wykładowcy niemieccy i zajęcia odbywały się przy pomocy tłumacza. Pamiętam pierwsze zajęcia: wykładowca prosił, żebyśmy przygotowaliśmy bukiety, a wiązaliśmy z przedmiotów zupełnie nie związanych z florystyką. Wszystkie „bukiety” poleciały w stronę ściany i do kosza. Za to pod koniec nauki wystawialiśmy swoje prace na Polagrze. Wiele się nauczyłem - od podstawy kompozycji i łacińskich nazw, po dobór kwiatów na śluby, pogrzeby i opanowanie techniki. Do dziś wykorzystuję to, czego się nauczyłem. W IHK po zdaniu egzaminów otrzymaliśmy stopień florysty z wpisem do niemieckiej Izby Rzemieślniczej. Od tego czasu jestem dyplomowanym florystą.
Pan Rainda jest także członkiem Stowarzyszenia Flortystów Polskich. Stowarzyszenie należy do Międzynarodowej Organizacji Florystycznej – Florint zrzeszającej największe krajowe organizacje florystyczne w Europie. Stowarzyszenie prowadzi liczne działania – dodaje cieszyński florysta - Mistrzostwa Polski i Regionów, wystawy, pokazy, szkolenia z udziałem mistrzów florystyki, z których, oczywiście, w miarę możliwości korzystam. W kwiaciarni układamy bukiety na ważne uroczystości: chrzty, komunie, wesela i pogrzeby, a także na drobne codzienne okazje. Dekorujemy sale, kościoły i samochody. Dostarczamy również kwiaty na zamówienie. Mamy wszystko, co wiązane z florystyką - duży wybór kwiatów ciętych, doniczkowych, kompozycje w naczyniach, stroiki, wieńce i artykuły przemysłowe potrzebne do kwiatów. O każdej porze roku można zamówić każdy rodzaj kwiatów – nawet we wrześniu robiliśmy bukiet do ślubu z konwalii. Nie handlujemy maskotkami, perfumami, słodyczami, nie wprowadzamy alkoholu, ale pakujemy i ozdabiamy prezenty, przygotowujemy bukiety z butelek wina i z totolotków, a nawet z karmy dla zwierząt. Musimy umieć wszystko. Choć na początku nie miałem cierpliwości do wianków, w tej chwili wykonanie zajmuje mi pół godziny. Kiedyś było takie powiedzenie, że prawdziwy florysta z gwoździa też zrobi bukiet – śmieje się pan Mariusz. Które produkty - kwiaty i dodatki są najczęściej wykorzystywane przez florystów? Jakie bukiety klienci lubią najbardziej? Mamy bardzo zróżnicowaną klientelę – w Dzień Kobiet, Dzień Zakochanych przychodzi wiele młodzieży. Starsi klienci nie potrzebują specjalnych okazji, mają także ugruntowany gust. Bywa śmiesznie, zaskakująco, zdarzają się i gafy. Ludzie nie przywiązują większej uwagi do mowy kwiatów. Ja także uważam, że każdy kwiat jest dobry na każdą okoliczność. Faktycznie jedynie z białych kalii rzadko wykonujemy inne bukiety niż żałobne, choć są kwiaty „kaliopodobne” we wszystkich kolorach i te klienci zamawiają na różne okazje. Aktualnie trend jest taki, że ludzie polubili wszystko co jest naturalne, przewiązane, a’la polne - takie luźne i kolorowe bukiety. Pomyśleliśmy wówczas, że zmienimy charakter bukietów i odrzuciliśmy np. podstawowy asparagus - to był błąd, bo po kilku uwagach od
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2020
37
PRZYSTANEK NA ŻĄDANIE Materiał promocjyjny
klientów przekonaliśmy się, że nadal oczekują tradycyjnych bukietów, takich jak kiedyś. Wróciliśmy zatem do gipsówki i asparagusów. Zawsze byłem przeciwny, jeśli chodzi o sztuczne kwiaty, ale wprowadzamy je, bo klienci również ich oczekują. Obserwujemy rynek. Dużo Klientów po prostu mi ufa - mówią kwotę i „panie Mariuszu - pan wie, nie pierwszy bukiet, prawda”. Jest to bardzo miłe, gdy klienci po prostu wracają lub przychodzą nowi z polecenia. Rozumiem, że nie tyle modą, kolorem czy „mową” kwiatów, a preferencjami obdarowywanej osoby warto się sugerować przy wyborze kwiatów. A które kwiaty może Pan nazwać swoimi ulubionymi? Kwiaty, bez których nie potrafię się obejść - to goździk, ten najbardziej pospolity, każdego koloru. Ktokolwiek do mnie przyjdzie i nie przyniesie mi goździków, to najlepiej niech nie przychodzi (śmiech). Obchodziłem niedawno urodziny, więc wszystkie bukiety dostałem goździkowe. Nawet pierwszą reklamę na samochodzie miałem tylko i wyłącznie w goździki. Był taki okres, że goździki poszły w odstawkę, a ja je zawsze miałem. Teraz Klienci chetnie zamawiaja je do bukietów ślubnych. Rzeczywiście, świeże kwiaty są nieodłącznym elementem każdego ślubu - dodają mu uroku i elegancji, a każda panna młoda pragnie mieć kwiaty wybrane specjalnie dla niej. W jaki sposób doradzacie młodym parom? Właściwie całą florystykę weselną - bukiety, kompozycje na stoły i do kościołów wykonuję sam, bo sprawia mi to ogromną przyjemność. Uwielbiam bukiety do ślubu. Ludzie często przynoszą gotowe propozycje, które widzą w gazetach. Zdarza się, że Panna Młoda, która przychodzi ze swoją koncepcją zmienia zdanie w momencie, kiedy zaczynam pokazywać jej bukiety, które według mnie pasowałyby - znam pewne niuanse, które wyniosłem ze szkoły. Żeby najlepiej doradzić, muszę widzieć zdjęcie garnituru, koszuli, krawata, a przede wszystkim Panna Młoda musi mi pokazać suknię do ślubu, biżuterię oraz opisać, jaki będzie makijaż. Już nie mówiąc o butach – jeśli klientka jest niezdecydowana, mówię wtedy: proszę przynieść buty, w których Pani pójdzie do ślubu. Są sytuacje, że z tymi butami jadę na giełdę, chodzę i przykładam do kwiatów. To jest podstawa zrobienia dobrego bukietu. Do wystroju używam kwiatów takiego samego gatunku i jakości, jakich używam do bukietów w kwiaciarni. Strojąc salę staram się przygotować kompozycję tak, aby można było ją zabrać. 38
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2020
Przygotowujemy je w naczyniach i na podstawach. Faktycznie, sprawdza się to, bo potem Państwo Młodzi mogą je podarować i sprawić przyjemność rodzicom lub dziadkom. Myślę, że w tym kierunku będziemy się cały czas rozwijać – kompleksowe doradztwo weselne - mamy bardzo wiele planów. Wiele pięknych bukietów wyszło spod Pana ręki, ale na pewno są takie, które utkwiły Panu w pamięci. Z jakich kompozycji jest Pan najbardziej dumny? Wszystkie bukiety staram się wykonywać bardzo ładnie i elegancko. Najpiękniejsze bukiety wychodzą wtedy, kiedy robię po swojemu, kiedy klienci mi ufają i mogę puścić wodze fantazji. Najpiękniejsze bukiety wiążę także dla mojej Mamy, która zawsze stawia je na środku stołu. Razem z Ojcem są najsurowszymi krytykami moich wiązanek. Nadal są czynni zawodowo i pracują w ogrodnictwie. Czasami mówię – Tata, a może trzeba by już trochę zwolnić – ale oni nie potrafią żyć bez tego. Zawdzięczam im naprawdę wiele - nauczyli mnie, że jest coś takiego jak praca, i że jej nie wolno się bać. Czy jest zatem coś, co zrobiłby Pan inaczej, gdyby jeszcze raz stworzył sklep? Czy coś bym zmienił – nie, nic. Czuję, że to, co robiłem przez 30 lat, to jest to, czego chciałem, co sprawia mi przyjemność. Siedziby także nie zmienię, zawsze będzie to ulica Kochanowskiego. Nie planuję także, żeby przenieść się do innego miasta skoro działam w Cieszynie już tyle lat. Pozostanę na tym rynku. I choć marzyła mi się sieć kwiaciarni, nie zapomnę słów mojego Ojca, który powiedział mi: dbaj o to co masz, a wszystko inne jest nieważne. Lepiej mieć jedną, porządną kwiaciarnię niż trzy czy cztery, ale średnie. To co mam i robię na co dzień, to jest to, czego potrzebuję i czego chcę. A na wyjazdach czy wakacjach potrafię wytrzymać bez kwiatów maksymalnie tydzień - zawsze zbieram polne kwiaty i układam, zawsze gdzieś muszą stać w zasięgu mojego wzroku.
eu
sk
M
at
ii
W Tramwaju z Tatą
sz Jonk
ow
…Tata przyjdzie po Ciebie
Przygotowując się do kolejnego artykułu, zastanawiałem się nad jego tytułem. Serio. Zazwyczaj tytuł jakoś tak wpada mi po prostu do głowy - i pyk - już jest. Tego deszczowego wieczoru, wpatrywałem się w migający na ekranie kursor. Nie miałem pomysłu. Spytałem nawet żonę o poradę, ale jej pomysły nie przypadły mi do gustu. „Tata przyjdzie po Ciebie” Te słowa kieruję od kilku tygodni do mojej małej córeczki, gdy odprowadzam ją do przedszkola. W pierwszym okresie, Pani wychowawczyni również powtarzała je, odpowiadając na kolejne pytania mojej pociechy. A tata przyjdzie? - pytała lekko zająkniętym głosem i policzkami mokrymi od łez, które jeszcze nie zdążyły wyschnąć. Od tego co odpowie Pani, zależało to czy z małych brązowych oczu, popłyną nowe łzy. I nadszedł ten dzień. Od zawsze planowaliśmy ten dzień. Wiedzieliśmy, że nasza córeczka po skończeniu trzech lat, pójdzie do przedszkola. Mimo, że mogłaby jeszcze poczekać rok, postanowiliśmy, by rozpoczęła nowy etap swojego życia już teraz. Od kilku miesięcy, tłumaczyliśmy jej, że w przedszkolu jest fajnie. Są tam dzieci. Fajna Pani. Dużo zabawek. No i rewelacyjny plac zabaw. Dobry plac, to podstawa, wierzcie mi. Nasza mała księżniczka z zapałem oczekiwała na ten dzień. Kupiliśmy jej nowy plecaczek, dwie pary rajstopek, nowe buty, kilka sukienek i małą niebieską kołderkę z miękkiego pluszu - wierzcie mi, jest tak miękki, że sam bym się chętnie położył na małym leżaczku i spędził godzinę w środku dnia w zupełnej, czystej pięknej błogości. Ale tak się nie stanie i dla mojej córki, pierwsze dni były trudne. Pierwszy dzień Nie było źle. Napięcie rosło od dnia poprzedzającego, ten dzień. Wieczorem powtarzaliśmy znaną nam już mantrę - będzie fajnie, zjesz śniadanko, pobawisz się i tata przyjdzie. Niby pięknie i niby to był jakiś plan. Nie wypalił. Chyba pisałem już kiedyś, by przy dzieciach za bardzo nie planować? Na progu przedszkola przywitała nas Pani w uniformie ochronnym i przyłbicy. Miła Pani skierowała
elektroniczny termometr na czoło mojej córki. Zapaliła się zielona lampka - mogliśmy wejść. Tylko rodzice dzieci z Pierwszej Grupy (maluchy), mogą odprowadzić dzieci do sali zabaw. Taki okres przejściowy miał trwać tylko trzy tygodnie, ale nadal mogę zmienić buciki i zdjąć kurtkę mojej córce. Mogę zaprowadzić ją do Pani Weroniki i ucałować na do widzenia. Wierzcie mi - to ma moc. Mam tę moc. Nasz poranny rytuał - budzenia, ubierania, dawania witaminy C, łyżki miodu i dwóch aloesu, daje mi siłę na cały dzień. Lubię odprowadzać moją córkę do przedszkola. W drodze, rozmawiamy o tym, co dziś będzie robić. Mówię, co ja będę robił, kiedy przyjadę lub kiedy moja żona w asyście synka, odbierze mojego małego przedszkolaka. Nie jest łatwo. Albo raczej, nie było na początku. Miałem masę wątpliwości, gdy pojawiły się gorące łzy. Nie chcę iść do przedszkola. To zdanie powtórz sto razy, dodaj cichy krzyk, czerwone policzki, wyrzut w małych oczach, które tylko Tobie ufają. One nie rozumieją, co się dzieje. Owszem spełniłeś obietnicę o zabawkach, dzieciach, placu zabaw, fajnej Pani, rysowaniu. Ale… nie powiedziałeś, że to będzie trwać tak długo. Nie powiedziałeś, że nie będzie cały czas taty i mamy, i domku, i brata, i lalki, i swojego łóżeczka. Nie powiedziałeś, że będą inne dzieci, które tak samo nie wiedzą o co chodzi. Zawiodłeś mnie!!! Czyżby? A może ja też wsiadając do samochodu tłumię łzy. A może czasem pozwalam jednej się wymknąć i spłynąć po dwudniowym zaroście. Dobrze, że parking jest ustawiony tak, że inni mnie nie widzą. Ciekawe czy projektując miejsca postojowe, zakładano taki scenariusz. Czy oni też siedzą chwilę, sami, zastanawiając się czy ja dobrze robię? Szkoda, że siedzą sami, bo nikt im nie odpowie… TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2020
39
KIERUNEK KULTURA
W dobie pandemii,
z
yk
Iw
on
a W ło d arc
Blaski i cienie kultury bez barier
Obrazy się rozmazują, widoczne są tylko kontury postaci, przed oczami pojawiają się niewielkie fragmenty przedmiotów, na nic zdaje się noszenie szkieł korekcyjnych. W zasięgu wzroku pojawia się mgła lub poczucie światła, a na koniec zapada ciemność. Tak z grubsza wygląda rzeczywistość licznych osób z dysfunkcją wzroku, które stopniowo acz konsekwentnie wycofują się z wielu dziedzin życia. Jedną z nich jest ogólnie pojęta kultura, czyli wyjścia na koncerty, do kina, do galerii na wystawy obrazów czy rzeźb oraz na spektakle teatralne. Większość swoją rezygnację tłumaczy tym, że nie jest w stanie dojrzeć tego co będzie się działo na scenie, w galerii czy wyświetlanym na dużym ekranie filmie.
W momencie pojawienia się szansy na dofinansowanie spektakli ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury Teatr Polski wystąpił z wnioskiem o takie dofinansowanie i już kolejny sezon Projekt „Spektakle bez barier” realizowany jest z otrzymanych na ten cel funduszy.
Postęp technologiczny, a także determinacja wielu ludzi w dążeniu do przybliżenia niewidomym, niedowidzącym oraz niesłyszącym dostępu do świata kultury sprawiły, że stał się on realny. Wzrok zastąpił dotyk oraz słuch i tak rzeźby osobom z dysfunkcją wzroku udostępniane są w trakcie zorganizowanych spotkań, kiedy to zwiedzający mogą bez przeszkód obejrzeć je dotykiem, a odpowiedzi na zadawane przez nich pytania udzielane przez oprowadzające osoby dopełniają całości. Nie inaczej ma się sprawa z kinem czy teatrem, gdzie jedną z ważniejszych ról w odbiorze odgrywa audio deskrypcja oraz język migowy. Za przykład może posłużyć Teatr Polski w Bielsku-Białej, do którego od wielu lat na spektakle z audio deskrypcją zapraszani są niewidomi oraz niesłyszący wraz z opiekunami, a spektakle opatrzone są w opisy zarówno dla osób z dysfunkcją wzroku jak i dysfunkcją słuchu.
W ramach realizowanych projektów poza spektaklami odbywają się warsztaty prowadzone przez aktorów oraz innych pracowników teatru. Przed niepełnosprawnymi widzami otworzyły się kulisy teatru, mogli oni zapoznać się z pracą między innymi charakteryzatorów, obejrzeć kostiumy popracować nad własną dykcją, a nawet spróbować swoich sił w interpretacji krótkich tekstów. Ważne jest nie tylko przybliżanie widzom z niepełnosprawnością pracy teatru, lecz równie ważne jest to, aby pracownicy teatru poznali świat niepełnosprawnych odbiorców sztuki, co w Bielskim Teatrze Polskim jest również realizowane.
Taki stan rzeczy trwa już od kilku lat. Na początku były to spektakle, na które bilety sprzedawano po symbolicznej cenie zarówno niepełnosprawnym jak i ich opiekunom, a głośniczki służące do odsłuchu tekstów audio deskrypcji każdorazowo przywożone były przez pracownika Koła PZN w Bielsku z centralnej Polski. Na chwilę obecną Teatr posiada już własny sprzęt oraz kabinę, z której treść audio deskrypcji poprzez głośniczki niewidomym widzom przekazuje lektor.
Kolejnym zaproszeniem w ramach projektu Kultura bez Barier jakie otrzymali niewidomi było zaproszenie przez Galerię Bielską BWA na haptyczne zwiedzanie wystawy sztuki współczesnej.
40
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2020
Obecny sezon pomimo panującej pandemii dla osób niewidomych został zainaugurowany spektaklem „Pensjonat” Pana Bielańskiego.
Tym razem miała to być wystawa prac Anny i Ireny Nawrot z cyklu „One, przedmioty gotowe (drewno, gips, tworzywo sztuczne), włóczka”. Autorki prac miały
KIERUNEK KULTURA
oprowadzić osoby niewidome i niedowidzące po wystawie swoich dzieł. W trakcie oprowadzania miały opowiedzieć o swoich pracach, ich przesłaniu i metodach twórczych, umożliwiając widzom niewidomym i niedowidzącym zapoznanie się z wybranymi dziełami za pomocą dotyku. Haptyczne zwiedzanie wystawy sztuki współczesnej w Galerii Bielskiej BWA, organizowano we współpracy z kołami Polskiego Związku Niewidomych w Bielsku-Białej i Cieszynie. Po zakończonej wystawie miało odbyć się spotkanie „Kobieta w sztuce”. Zdjęcia arch. Teatr Polski Bielsko-Biała
W spotkaniu miały wziąć udział Anna i Irena Nawrot oraz aktorka Teatru Polskiego Wiktoria Węgrzyn-Lichosyt odtwórczyni roli Kaliny Jędrusik w głośnym monodramie „Wyspa Kalina” w bielskim teatrze. Prowadzącą spotkanie miała być Zuzanna Bojda – dramatopisarka i autorka tekstu monodramu „Wyspa Kalina”. Kalina Jędrusik była legendą, gwiazdą PRL-owskiej sceny – jako kobieta i jako aktorka, wzbudzała skrajne emocje, od zachwytu i uwielbienia po głęboką niechęć. Rozmowa kobiet-artystek, aktorki i dramatopisarki miała nawiązywać zarówno do tematu wystawy „One”, jak i do treści spektaklu pt. „Wyspa Kalina”. Miał być to dyskurs o wizerunku kobiety, jej postrzeganiu i funkcjonowaniu w przestrzeni prywatnej i społecznej, o kobiecie, której życie wypełnia twórczość, sztuka i dialog z odbiorcą. Chętnych na udział w tym przedsięwzięciu nie brakowało. Niestety plany ponownie pokrzyżowały wprowadzone obostrzenia spowodowane koronawirusem i na realizację tych niewątpliwie ciekawych spotkań jak i na sam spektakl „Wyspa Kalina”, trzeba będzie cierpliwie poczekać. Jak długie będzie to oczekiwanie, nie wiadomo z pewnością na nadejście tego dnia czekają niewidomi z naszego powiatu, którzy od lat są gośćmi Teatru Polskiego.
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2020
41
KIERUNEK KULTURA
ka rąż
Z mił
ci do k ś o s
ki
R
oc
h C zer wiń
David Bowie ★, 2016 Nasze życie składa się z niezliczonej ilości decyzji, które musimy podejmować. Nie ma dnia, w którym nie stajemy przed dokonaniem wyboru, począwszy od przebiegu wielu rutynowych czynności związanych z codziennością, takich jak pora wstania z łóżka, ubranie, posiłki, aż po kluczowe decyzje kształtujące życie zawodowe czy egzystencję. Nie da się ukryć, że każda decyzja niesie za sobą konsekwencje, czasem błahe, czasem istotne. Czym wybór dotyczy ważniejszych kwestii, a jego następstwa są bardziej znaczące, tym trudniej się go rozstrzyga. Pojawia się presja, której towarzyszą niepokojące myśli, czy obrana droga jest słuszna? To zaś skazuje nas na permanentny stres, od którego tylko nieliczni są w stanie się uwolnić. Jednym ze sposobów rozładowywania złych emocji i napięcia wynikającego z trudnych życiowych momentów, może stać się słuchanie muzyki, która działa uspokajająco, pozwala na regenerację sił czy porządkowanie myśli. Muzyka może wzmacniać pewność siebie, a nawet rozbudzać ducha walki, który jest niezbędny w pokonywaniu życiowych przeszkód. Przypuszczam, że muzyka była takim „narzędziem” dla Davida Bowiego, kiedy pracował nad swoim ostatnim albumem – Blackstar, któremu chciałbym poświęcić ten felieton. 42
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2020
Bowie jest niepodważalnie jednym z najważniejszych muzyków wszechczasów. Według wielu uważany jest za legendę, która na zawsze zapisała się w panteonie twórców sztuki – muzycznego geniusza oraz posiadacza ogromnego talentu. Urodził się w 1947 roku w Londynie, a swoją przygodę z muzyką rozpoczął w 1962 roku. Był niezwykle wszechstronnym artystą, oprócz niepowtarzalnego, subtelnego i rozpoznawalnego na całym świecie głosu, grał na ponad 13 instrumentach oraz komponował. Światową popularność przyniosło mu wydanie singla Space Oddity, z piosenką, która opowiada o kosmicznej podróży i odkrywaniu nieznanej przestrzeni, a równocześnie dotyka problemu samotności człowieka, będącego w drodze. Jej premiera zbiegła się z dziejowym krokiem w historii ludzkości, jakim było lądowanie Amerykanów na księżycu. W swoim dorobku Bowie posiada 25 albumów, na których znalazły się ponadczasowe hity, takie jak: Starman, Heroes, Let’s Dance czy Thursday’s child. Jego płyty sprzedały się w 140 milionach egzemplarzy, dzięki czemu znalazł się w ścisłej czołówce najbardziej znanych wykonawców z całego świata oraz zajął 28. miejsce w rankingu najwybitniejszych Brytyjczyków według BBC. Moją uwagę pragnę jednak skupić na najnowszym, a zarazem ostatnim w karierze artysty krążku zatytułowanym - ★ Czarna gwiazda Bowiego została wydana 8 stycznia 2016 roku, dwa dni przed śmiercią artysty, który zmagał się z długotrwałą chorobą nowotworową. To czyni ten krążek wyjątkową manifestacją poglądów ikony popkultury i jego testamentem. Lakoniczna forma felietonu zmusza mnie do prezentacji tylko najważniejszych refleksji związanych z tą płytą, choć siła rażenia krążka czyni go jednym z najważniejszych w moim życiu. Okładkę zdobi tytułowa, czarna gwiazda, a pod nią ulokowane są poszczególne jej części, układające się w nazwisko wokalisty. Logotyp albumu można rozumieć na wiele sposobów, ale prymarnym skojarzeniem jest gwiazda jako symbol czegoś wyjątkowego, oślepiającego swoją niezwykłością. Tak jak twórczość artysty, który w toku swojej kariery dorobił się przydomku Starman. Krążek jest pożegnaniem muzyka ze światem i z bliskimi. To swoiste epitafium, testament, ale również rachunek sumienia artysty – rozliczenie się z samym sobą. Blackstar zawiera 7 utworów utrzymanych w stylistyce jazzowo-rockowej z domieszką hip-hopu. Album wyróżnia przede wszystkim przeszywająca i pełna niepokoju warstwa muzyczna. Obok budzących niepewność, mrocznych dźwięków, jej osobliwym atutem jest obecność instrumentów dętych. Saksofon, puzon oraz trąby o funeralnym wydźwięku, od pierwszych dźwięków dodają płycie charakter grozy.
KIERUNEK KULTURA
Największym atutem płyty ★ jest jej różnorodność. Album otwiera utwór tytułowy – prawie 10-cio minutowa ballada poświęcona rozważaniom na tematy ostateczne – śmierci, wiary i wygasaniu nadziei. Smutne, miejscami dramatyczne myśli Bowiego, dopełnia muzyka tworząca niepowtarzalny klimat. Specyfika utworu polega na nieprzerwanym strachu, jaki wywołuje linia melodyczna, która trzyma słuchacza w niepewności do ostatnich nut. Dodatkowo klimat grozy potęgują skrzypce i trąby. Mimo trudnego w odbiorze charakteru utworu, muszę przyznać, że zrobił on na mnie największe wrażenie i potrafię słuchać go godzinami. Szczególną uwagę chciałbym również zwrócić na piosenkę, która promowała płytę. Singiel pt. Lazarus, czyli w j. angielskim Łazarz, ujrzał światło dzienne miesiąc przed premierą albumu i równocześnie śmiercią piosenkarza, co miało diametralny wpływ na jego odbiór przez słuchaczy. Motywem przewodnim pieśni jest bezradność w obliczu sytuacji kryzysowej, np. śmierci. Bowie rozpoczyna ją słowami – Spójrz w górę, jestem w niebie. Mam bliznę, której nie jesteś w stanie zobaczyć, to moja tragedia, której nie możesz mi odebrać. Następne wersety odsłaniają pokorną postawę artysty wobec losu. Bowie daje słuchaczowi do zrozumienia, że pogodził się z chorobą
i jest świadomy swojej przyszłości. Mimo tragicznej sytuacji, w jakiej znalazł się muzyk, potrafił odnaleźć optymistyczny punkt widzenia. Utwór kończy się słowami: „W końcu będę wolny”. Na płycie czekają na nas także mocno refleksyjne utwory. Dolar days i Girl loves me to kompozycje zarówno muzycznie, jak i tekstowo zmuszają do namysłu nad sensem życia, które próbujemy znaleźć w miłości i pieniądzach. Mimo przejmującej i pełniej smutku aury towarzyszącej płycie, album kończy piosenka I can’t give everything away, którą zdecydowanie wyróżnia weselsze brzmienie. Autor pozostawia słuchacza z nadzieją, pokazuje, że nie wszystko kończy się ze śmiercią. Artysta pozostawia po sobie spuściznę, która kolejnym pokoleniom przyniesie poczucie miłości, ukojenia, pomoże zmagać się z przeciwnościami losu. Muszę przyznać, że ★ uwiódł mnie całkowicie. Z każdym kolejnym słuchiwaniem krążka, odkrywam coraz więcej detali oraz idealnie dobranych dźwięków. Moje zauroczenie płytą trwa już długi czasu, i nic nie wskazuje na to, że miałoby się skończyć. Z czystym sumieniem mogę zachęcić Państwa do sięgnięcia po płytę. Muzyka ta sprzyja egzystencjalnym refleksjom oraz jesiennej nostalgii. Aby spotęgować doznania, zachęcam by dać się ponieść dźwiękom przy zgaszonym świetle, blasku świecy, bądź zamkniętych oczach i puścić wodzę fantazji, że istnieje świat bez stresu. Źródła: „Teraz Rock”, vogue.pl, psychologiawparaktyce.pl
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2020
43
Ekolodzy apelują o zdrowy rozsądek i poszanowanie przyrody
zdjęcia Jarek Brzeżycki
a
Pod topór ma trafić 7,5 tys. drzew sk
zu
U
rs
l a M a r ko w
Wzdłuż rewitalizowanej linii kolejowej z Goleszowa do Cieszyna do wycinki ma pójść ponad 1234 drzew. Na całym odcinku remontowanej linii od Czechowic-Dziedzic przez Chybie do Wisły – nawet 7,5 tysięcy. W Polsce jest prowadzonych 240 projektów firmowanych przez PKP, wartych 74 miliardy złotych. Oznacza to kilka milionów drzew, które mogą w niedalekiej przyszłości zostać wycięte. Mieszkańcy Cieszyna walczą o zminimalizowanie tych strat. 21 września w Starostwie Powiatowym odbyło się spotkanie przedstawicieli PLK z obrońcami drzew. Do porozumienia nie doszło, ale pojawiła się nadzieja na ponowną analizę drzew przeznaczonych do wycinki. Przeciwnicy wycinki, godzą się z faktem, że część drzew musi zostać wycięta. Chcą jednak powalczyć o to, by było ich jak najmniej. Ekolodzy wraz z dendrologami chcieliby ocenić, które drzewa w odległości 6 metrów od torów, nie stwarzają niebezpieczeństwa. 44
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2020
- Jesteśmy tu po to, by wyjaśnić swoje racje i potrzeby. Od razu chciałabym podkreślić, że nie jesteśmy przeciwni rewitalizacji linii kolejowej nr.190. Wiem jak bardzo jest ona potrzebna i, że będzie w przyszłości służyć mieszkańcom i turystom. Będzie przede wszystkim ekologicznym środkiem transportu. Jednak dobrze przyjrzeliśmy się drzewom przeznaczonym do wycinki. Jesteśmy zaniepokojeni ilością drzew przeznaczonych pod topór. Wiele z nich można uratować. Może warto przyjrzeć się jeszcze raz i zastanowić, czy jest konieczne usuwanie ich wszystkich. Po skończonej
spowolnienie spływu powierzchniowego i gruntowego, dłuższe zaleganie warstwy śnieżnej i zatrzymanie wód opadowych w koronach drzew. Dlatego tak ważne jest dla nas abyśmy doszli do porozumienia i sprawdzili czy faktycznie trzeba wyciąć aż 1234 drzewa na tym odcinku – podkreślał Jarosław Brzeżycki - mieszkaniec Cieszyna i członek partii „Zieloni”. Zgodnie z literą prawa, zarząd kolei występuje do Starostwa Powiatowego o zgodę na ścięcie drzew ulokowanych na danym terenie zgodnie z obowiązującymi przepisami. Postępowanie umożliwia jednak właścicielom działek zgłoszenie wniosku o odstępstwo, ze względu na „szczególny przypadek”. I tu pojawia się szansa, by dokładnie określić czym jest ów szczególny przypadek i czy jest szansa zgodnie z literą prawa obronić drzewa przed ścięciem. - Mogą się Państwo, jako obrońcy drzew, zwrócić do nas z wnioskiem o sytuacji klimatycznej regionu i wskazać drzewo jako konkretny przypadek, który wymaga rozpatrzenia i badań po raz kolejny. Musi ono przedstawiać konkretną inwestycji to mieszkańcy pozostaną z ogołoconą przestrzenią. W obliczu zmian klimatycznych każde drzewo jest dla nas i przyszłych pokoleń największym bogactwem. Jednak o to musimy zawalczyć teraz mając na uwadze nawet daleką przyszłość- mówiła Irena Fluder-Kudzia, radna klubu „Siła” i aktywistka związana z ruchem Ratujmy Drzewa na Śląsku Cieszyńskim. - Jedno drzewo o wysokości 25 metrów pochłania tyle dwutlenku węgla ile produkują dwa domy jednorodzinne. Na świecie każdego roku wyrasta ok. 5 mld nowych drzew, a wycinanych jest ok. 15 mld. Mam nadzieję, że ani Państwo, ani my nie chcemy się przyczynić do tego, by ta liczba wzrosła. Zdrowe drzewo o wysokości 10 metrów produkuje średnio ok. 118 kg tlenu rocznie, a jeden człowiek zużywa 176 kg. Czyli dwa mniejsze drzewa zaspokajają potrzeby człowieka w ciągu roku. Stuletni buk wytwarza 1200 kg tlenu w ciągu godziny. By inne drzewa wytworzyły taką ilość tlenu potrzeba ich 2700. Wycinając tak stare drzewa nie jesteśmy w stanie zastąpić jego wydajności. Chciałbym również zwrócić uwagę na aspekt niezwykle ważny w tej chwili dla całego naszego środowiska, czyli wodę i poziom wód gruntowych. 100 dojrzałych drzew zatrzymuje rocznie ok. 10 tys. litrów wody opadowej. Każdy z nas kto ma choć odrobinę wiedzy na temat roślin, wie jaka to jest ogromna ilość wody. Drzewa pomagają zatem w retencji wody poprzez osłabienie siły wiatru i wzrost wilgotności powietrza, TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2020
45
wartość bądź rosnąć na terenach objętych ochroną. Takie drzewo musi również nie stwarzać zagrożenia dla infrastruktury kolejowej, a znajdować się w pasie 6 metrów. Należy wskazać je jako przypadek szczególny zgłoszając się z wnioskiem o odstępstwo – wskazał Maciej Data z Sekcji Eksploatacji PKP PLK. - Rozumiemy Państwa obawy, ale proszę pamiętać, że drzewa wycinane są nie tylko z racji remontu linii kolejowych. Wycina się je również przy drogach. Ja nie jestem władny do wydania zgody na wycinkę drzew lub jej nie wydanie. Pas wycinki zależy również od prędkości poruszających się pociągów. Dla wielu linii 6 metrów to jest stanowczo za mała odległość. Prace prowadzone są przez Centrum Realizacji Inwestycji i to tam zapadają decyzje. Inwentaryzację drzew robiła konkretna firma, która poparła swoje decyzje poprzedzonymi badaniami dendrologicznymi. Mimo to może należy na nowo pochylić się nad konkretnymi i wskazanymi przypadkami i dokładnie określić odległości i zagrożenia- mówił Mikołaj Zając zastępca dyrektora Zakładu Linii Kolejowych w Sosnowcu. Wczorajsze spotkanie zakończyło się częściowym porozumieniem obu stron - najprawdopodobniej zostanie zorganizowana wizja lokalna z udziałem specjalistów i ekspertów. - To konflikt dwóch stron, z jednej przyroda, która jest bezcenna, a z drugiej bezpieczeństwo. Życie ludzkie jest jeszcze bardziej cenne. Powinniśmy więc znaleźć złoty środek, by zapewnić podróżującym bezpieczeństwo nie doprowadzając do dewastacji przyrody. Przed kolejnym spotkaniem w tej sprawie powinny powstać konkretne wnioski, co z pewnością pomoże w rozwiązywaniu tych problemów i właściwym porozumieniem – podsumował spotkanie Mieczysław Szczurek Starosta Cieszyński. Dzisiaj trudno przewidzieć dalszy rozwój sprawy. Nie wiadomo również czy uda się ocalić choć część drzew przeznaczonych do wycinki. Na spotkaniu wyraźnie jednak wybrzmiała chęć porozumienia obu stron. Obecnie na rynku ceni się firmy funkcjonujące w zgodzie z przyrodą i wykazujące w swoich działaniach jej ochronę. PKP PLK stoi przed szansą, by właśnie taką firmą się stać.
46
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2020
PRZYSTANEK NA ŻĄDANIE Materiał promocjyjny
zielone farmy FOtOWOltaiczne Świat zmienia się na naszych oczach tak bardzo, że nie mamy innego wyjścia niż konsekwentnie weryfikować dotychczasowe przyzwyczajenia. W przeciwnym wypadku bardzo szybko doprowadzimy do zagłady naszej planety. Dlatego też konieczne jest m.in. przejście na OZE (Odnawialne Źródła Energii). W Polsce powstaje coraz więcej pomysłów na to, jak z nich korzystać i jak je popularyzować. Jednym z nich jest farma fotowoltaiczna, zwana również farmą słoneczną. Elektrownia słoneczna to duża inwestycja, która generuje znacznie więcej mocy niż domowe mikroinstalacje. Zwykle budowana jest na konstrukcji posadowionej na gruncie, ale pojawiają się również konstrukcje pływające na wodzie. Energia wyprodukowana w takiej farmie przekazywana jest do sieci energetycznej i dalej kierowania właśnie przez tą sieć do finalnych odbiorców. Na należącym do grupy energetycznej Tauron terenie, dawnej Elektrowni Jaworzno I, rozpoczęła się budowa elektrowni fotowoltaicznej. Inwestycję częściowo realizuje Przedsiębiorstwo Robót Inżynieryjnych „PRInż Cieszyn” Sp. z o.o. Na działce o powierzchni 7,5 ha ma stanąć ponad 12 tys. paneli fotowoltaicznych o łącznej mocy 5 MW. Powierzchnia samych tylko paneli wyniesie 24 tys. m kw., co odpowiada powierzchni trzech boisk do piłki nożnej. W ramach programu Tauron PV - ma uruchomić na swoich terenach podobne instalacje o łącznej mocy ponad 100 MW. Budowa elektrowni słonecznej na terenach poprzemysłowych to najkorzystniejsze ze środowiskowego punktu widzenia rozwiązanie, dzięki któremu obszary przez lata niezagospodarowane, zyskują nowe życie. W tym przypadku dodatkowym atutem jest wykorzystanie terenu na potrzeby proekologicznego projektu.
Farmę w Jaworznie buduje konsorcjum spółek Tauron Serwis i Tauron Nowe Technologie, które wygrało przetarg na realizację tego przedsięwzięcia. Inwestycja ma być gotowa na początek przyszłego roku. PRInż Cieszyn odpowiada za niwelację terenu, wykonanie instalacji odgromowych, dostawę i montaż konstrukcji pod panele oraz montaż samych paneli. Jako firma z ponad dwudziestoletnim doświadczeniem dysponuje wysokiej klasy personelem gwarantującym najwyższą jakość wykonywanych usług. Wykonujemy prace remontowo-budowlane oraz roboty górnicze, prowadzimy również sprzedaż i montaż stolarki otworowej na terenie Czech. Definiując się jako przedsiębiorstwo postępowe i patrzące w przyszłość, wkroczyliśmy w ub. roku na rynek instalacji fotowoltaicznych. Opracowane przez nas konstrukcje pod panele mają zastosowanie zarówno w mikroinstalacjach domowych jak i na dużych farmach. Jaworzno 5MW to kolejna realizowana przez nas instalacja - ale pierwsza aż o takiej mocy. Budując tak dużą farmę fotowoltaiczną mamy świadomość, że uczestniczymy w czymś niezwykle ważnym - to ekologia na wielką skalę – mówi Tomasz Gawlas, PRInż Cieszyn.
Przedsiębiorstwo Robót Inżynieryjnych „PRInż Cieszyn” Sp. z o.o. ul. Spółdzielcza 5, 43-400 Cieszyn tel. 33 857-70-70, fax 33 857-70-80 sekretariat@pri.cieszyn.pl
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2020
47
MIJANKA NA RYNKU
jarek Brzeżycki
O walce i władzy Chciałbym porozmawiać z Państwem o dwóch słowach, które obecne są w każdej sferze naszego życia - walka i władza. Czy to słowa, które oznaczają określone zjawiska, czy też sposób bycia, myślenia, funkcjonowania? Czy umiemy obejść się bez tych słów, a co znacznie ważniejsze bez tych zjawisk? Od kilku już lat przyglądam się ich funkcjonowaniu w społeczeństwie i zastanawiam, czy jest możliwe, aby pozbyć się ich, najpierw ze słownika, potem ze świadomości i w rezultacie z działania?
Dzisiaj zastanówmy się wspólnie nad pierwszym z nich, walką. Słowo obecne w każdej dziedzinie życia, począwszy od tego, które wydaje się najstarszym znaczeniowo, czyli walką z przeciwnikiem, wrogiem atakującym nasz kraj. Poprzez walkę o zdrowie i życie w czasie ciężkiej choroby, aż do walki z naturą i chęcią jej zwyciężenia, z czym prawie zawsze mamy do czynienia, kiedy mowa np. o żywiole powodzi. Wielu ludzi nieustannie walczy też o władzę, jakby to ona była celem samym w sobie. U podstaw moich rozmyślań leży, wydawałoby się prosty wniosek, że w walce zawsze występują co najmniej dwie strony, ustawione we wzajemnej opozycji i zawsze jest wśród nich przegrany. Każda walka, to sytuacja, która wcześniej lub później zakończy się przegraną dla jednej ze stron. Owszem, będzie też ten, który wygrał, zwycięzca, ale jak długo będzie na tym miejscu? Czy nie grozi mu to, że przy okazji kolejnej walki stanie się pokonanym? Pozwólcie Państwo, że posłużę się przykładem. Podczas ostatnich wakacji, jak co roku od kilku lat, zapakowaliśmy rowery na samochód i pojechaliśmy zwiedzać na nich kolejny zakątek naszego kraju. Tym razem była to Warmia, Mazury i Podlasie. Podczas wycieczki, oczywiście rowerowej, wokół jeziora Hańcza, natknęliśmy się na miejsce, gdzie kiedyś przed wielu laty funkcjonował gród Jaćwingów, położony na wysokim wzgórzu i otoczony wodami pobliskich jezior. Wymarzone, jak by się wydawało, miejsce do spokojnego życia, w miejscu pięknym i zasobnym. Jednak, jak się okazało, mieszkańcy 48
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2020
wcale nie należeli do tych łagodnych, korzystających z radością z tego co mają wokół. Wręcz przeciwnie, chętnie zapuszczali się w odległe regiony, aby napadać, grabić, brać niewolników. Ponieważ chęć odwetu i zemsty za poniesione krzywdy ze strony napadniętych nie pozwalała im pozostać bezczynnymi, więc najeżdżali ten pięknie położony gród. Jaćwingowie wiele razy napadali na innych i sami też byli wielokrotnie napadani. W końcu na tyle skutecznie, że gród przestał istnieć. Oczywiście ktoś może powiedzieć, że to „naturalna” kolej rzeczy, ktoś rośnie w siłę i ją wykorzystuje, aby za czas jakiś osłabnąć i przeminąć, że to generuje rozwój społeczeństw, itp., itd. Pojawia się od razu pytanie, na które nie znamy odpowiedzi, bo nie znamy takiej sytuacji: jak bardzo społeczeństwa mogłyby się rozwinąć, gdyby wzajemnie się nie wyniszczały? Gdyby zamiast walki współpracowały ze sobą? Powiedzieliśmy o walce w wymiarze militarnym, ale dobrze też się ma walka z naturą, wynikająca być może z tego, iż człowiek stwierdził w pewnym momencie, że jest mu ona dana do panowania nad nią, czyli w ludzkim rozumieniu wykorzystywania do maksimum swoich możliwości, najczęściej bez jakiejkolwiek refleksji, że przy tym trybie „zarządzania” niedługo nie będzie nad czym „panować”. A jakie zastosowanie mają w rzeczywistości takie stwierdzenia, jak walka z żywiołem – powodzią, ogniem, huraganem? Czy naprawdę ktokolwiek jest w stanie zmusić wody powodziowe do
MIJANKA NA RYNKU
czegokolwiek? A huragan, a ogień? Możemy co najwyżej próbować zabezpieczyć się przed rozprzestrzenianiem się powodzi, choć to i tak trochę za późno. Możemy próbować ugasić pożar. Przed huraganem możemy się tylko chronić, zdejmując wszystko z balkonów i schodząc do bezpiecznej piwnicy. Człowiek potrafi za to zrobić bardzo wiele złego naturze. Czy to z bezsilności wobec żywiołów i jakby chęci odwetu, jak na Jaćwingach, czy to z całkowitego braku wyobraźni, często pokazując swoją „siłę”, np. wycinając drzewa. Co więcej, tworzy sobie do tego przepisy, które z góry określają, co i gdzie może wyciąć, zwalniające go z myślenia i przyjrzenia się każdej sytuacji osobno. Przykładem niech będzie powszechna w naszym kraju wycinka drzew wzdłuż torów kolejowych, gdzie jej uzasadnieniem jest bezpieczeństwo podróżnych. Ale nie jest ważne, czy drzewo jest zdrowe, młode i ma kilka metrów wysokości, czy też jest usychające i wysokie. Jeżeli znajduje się w określonej przepisami odległości od toru, to znaczy że można, a nawet w myśl przepisów, należy je wyciąć. Zawsze się uśmiecham, gdy słyszę informację o tym, że kolejni himalaiści pokonali wysoką górę. A co to znaczy, co z nią zrobili? Oni po prostu na nią weszli, udało im się to zrobić, bo dobrze się przygotowali kondycyjnie i sprzętowo, a natura trochę im pomogła, bo akurat wiatr był łagodniejszy, a mróz nie tak wielki. Po co zatem mówić o walce? Słowo walka towarzyszy nam, ludziom, również wtedy, gdy jesteśmy chorzy, a jeżeli wyzdrowiejemy, to zazwyczaj słyszymy, że pokonaliśmy chorobę. Jeśli choroba jest ciężka, to zazwyczaj dostajemy od bliskich dużo życzeń skutecznej walki z nią. Jeżeli zaczniemy walczyć z chorobą, to będziemy walczyć tak naprawdę z samym sobą, ze swoim własnym ciałem, bo to jego część choruje. Czy stać nas na taki luksus? Kiedy siedem lat temu dowiedziałem się o niepoddającym się leczeniu nowotworze nerki, pomyślałem o tym jak wzmocnić moje ukochane ciało, aby miało siłę zregenerować się po operacyjnym usunięciu chorych tkanek, bo tylko takie rozwiązanie było możliwe. Jak zadbać o nie, aby nie zachorowało po raz kolejny. Jak zadbać o umysł zazwyczaj oddzielany przez nas od ciała, a przecież jest jego częścią. Co zmienić w swoim życiu, aby być zdrowym? To nie był czas na jakąkolwiek walkę. Słowo odmieniane przez wszystkie przypadki, we wszystkich możliwych okolicznościach. Walczymy o dobrą szkołę dla dziecka, o najlepszą dla niego przyszłość. Jak dorośnie, to zaczyna walczyć o dobrą pracę, lepszy zarobek, a pracodawca walczy z nim o to, aby pracował ze
wszystkich sił. Najbardziej absurdalną wydaje się walka o pokój i walka o miłość. Co to za pokój i czym jest, jeśli został uzyskany drogą walki? Czy będzie on trwały i dający spokój na przyszłość? A wywalczona miłość? Jak długo przetrwa? Czy da szczęście obu osobom? Czy też zakończy się wcześniej lub później rozstaniem? A wówczas znowu nadejdzie czas walki. O dzieci, o dom, o majątek. Jak Państwu się wydaje? Czy to jest tylko słowo, którego nie należy brać dosłownie w wielu sytuacjach? Czy jednak jest czymś więcej, czymś, co powoduje określone podejście do rozwiązania sytuacji w jakiej się znaleźliśmy? Czy możemy sobie wyobrazić życie, rzeczywistość bez tego słowa? Czy zastąpienie go innymi słowami, porozumienie, rywalizacja, leczenie, staranie się, dążenie do czegoś, coś zmieni? Ja wierzę, że tak. Że mówiąc coś, kodujemy w swoich głowach określony sposób zachowania, zapominamy o tym innym, łagodniejszym, zdrowszym, przyjaznym. Skuteczniejszym od walki, również tej o władzę, o której porozmawiajmy następnym razem.
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2020
49
PRZYSTANEK NA ŻĄDANIE
sk
zu
U
rs
a
Materiał promocjyjny
l a M a r ko w
SMoG jEst tak stary jak wĘgiEl
Przez wiele lat pojęcie Smogu było zjawiskiem występującym w Chinach i Indiach, a w Polsce – co najwyżej na Śląsku, między hutą, a kopalnią. Więc jak to jest, że teraz o smogu mówi się właściwie w całym kraju, nawet w słoneczne dni z przejrzystym powietrzem i w dodatku obwinia się o jego produkcję głównie ogrzewanie domów, kiedy przecież huta i elektrownia dymi ostro? Tak źle nie jest przecież od wczoraj – jak mogliśmy tyle lat tego nie zauważać?
Definicja smogu zawsze była luźna i brzmiała obco, to coś jak określenie "choroba", w którym mieści się zarówno zatrucie pokarmowe jak i nowotwór. W rozumieniu smogu właściwie nadal jesteśmy przy uciążliwym zatruciu pokarmowym, momentami nawet dosłownie. Nasza krótkowzroczność skupia się tylko na tym co widzimy i czujemy, a powinniśmy pomyśleć o konsekwencjach wdychania zanieczyszczonego powietrza. Mamy utarte od lat przekonanie, że to huta i kopalnia najgorzej trują, a nasz malutki piecyk ledwo tam puszcza dymek. Niestety na przestrzeni ostatnich dekad bardzo wiele zmieniło się na lepsze w przemyśle i transporcie, a w domowych kotłowniach – bywa, że się nawet pogorszyło. Stąd faktycznie kopcenie z domowych kominów jest teraz znacznym, a miejscami nawet głównym sprawcą syfu w powietrzu. 10-15 lat temu sytuacja była podobna, ale dym traktowało się jako naturalny element zimy. Jak komuś się smród nie podobał, to najwyżej klął sobie pod nosem zza firanki i omijał trudnego sąsiada. Teraz zauważanie i piętnowanie dymu oraz smrodu zaczyna być masowe.
Dlaczego akurat teraz? Chyba rację mają ci, co za przyczynę wskazują wzrost dobrobytu – przynajmniej część z nas nie musi już martwić się, jak związać koniec z końcem, dlatego zaczyna przywiązywać wagę do zdrowia i estetyki otoczenia, czyli spraw, którymi nie zaprząta sobie głowy ten, komu ledwo wystarcza na ogrzanie budynku zimą. Można więc śmiało rzec, że smog jest stary jak węgiel. Wielu ludzi myli fakty dotyczące roli węgla w zanieczyszczeniu powietrza podkreślając, że Niemcy spalają go dużo więcej, a mają mimo to czystsze powietrze. Takie informacje mają na celu wykluczenie negatywnego wpływu polskiego węgla na powietrze. Prawdą
50
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2020
jest, że Niemcy spalają go więcej od nas, ale spalają go głównie w elektrowniach zaopatrzonych w dobre filtry. Ma to co prawda zły wpływ na zmiany klimatyczne, ale pozwala ludziom oddychać czystszym powietrzem. U nas, oprócz spalania węgla w elektrowniach (nadal niewyposażonych w filtry), ok. 10 milionów ton węgla spalanych jest w gospodarstwach domowych. Na rynek trafia złej jakości węgiel, który nie byłby dopuszczony do sprzedaży np. w Czechach. Do ogrzewania używa się również wysokoemisyjnego drewna oraz odpadów, co jest nielegalne. Pomimo regulacji ustawy śmieciowej nadal palimy plastik czy inne szkodliwe śmieci. Kto tak naprawdę lubi wędzić się w duszącym smrodzie? Raczej traktujemy to jako zło konieczne "by było tanio". Problem w tym, że to nie jest tanio – z dymem wyrzucamy kominem min. 30% paliwa, nie zdając sobie z tego sprawy. Brak więc nam wiedzy jak i czym palić by nie być sprawcą zanieczyszczeń i jednocześnie nie zbankrutować. Temat ubóstwa energetycznego trafił nawet do exposé premiera Morawieckiego. To duży postęp, bo jakiś czas temu pojęcie to w ogóle nie istniało. Teraz premier mówi o chęci likwidacji ubóstwa energetycznego – tak jakby nie rozumiał istoty i skali problemu, bo zlikwidować ubóstwa energetycznego nie udaje się od dekad w krajach o wiele od nas bogatszych. Najłatwiej na to wszystko powiedzieć: panie, idź pan, mój dom moja twierdza, 30 lat tak palę i następne 30 lat też tak będę. Okazuje się jednak, że nie będziesz już tak palił. Każdego roku bowiem przegłosowanych jest szereg uchwał antysmogowych, w tym zakaz palenia węglem i częściowo drewnem. Na wymianę kotłów na te bardziej ekologiczne mamy określony ustawowo czas. Z ustawy antysmogowej, dzięki której sejmiki województw mogą określić UCHWAŁĄ dopuszczalne kotły i paliwa na danym obszarze, skorzystał jako pierwszy
PRZYSTANEK NA ŻĄDANIE Materiał promocjyjny
Kraków. Ustawa ta zakłada, że będzie można montować w nowych domach wyłącznie piece do ogrzewania na paliwa stałe, spełniające najwyższe normy emisyjne. Stare kotły muszą zostać wymienione do 2023 r. Taką samą uchwałę przyjął Sejmik Śląski w 2017 r. W przypadku kotłów eksploatowanych powyżej 10 lat od daty produkcji, trzeba będzie je wymienić na klasę 5 do końca 2021 roku. Ci, którzy użytkują kotły od 5 do 10 lat, powinni wymienić je do końca 2023 roku, a użytkownicy najmłodszych kotłów mają czas do końca 2025 roku. Kotły klasy 3 i 4 wymienić trzeba do końca roku 2027.
Program „Czyste powietrze” Czyste Powietrze to kompleksowy program, którego celem jest zmniejszenie lub uniknięcie emisji pyłów i innych zanieczyszczeń, wprowadzanych do atmosfery przez domy jednorodzinne. Program skupia się na wymianie starych pieców i kotłów na paliwo stałe oraz termomodernizacji domów jednorodzinnych, by
efektywnie zarządzać energią. Działania te pomogą nie tylko chronić środowisko, ale dodatkowo zwiększą domowy budżet dzięki poczynionym oszczędnościom. Program skierowany jest do osób fizycznych będących właścicielami lub współwłaścicielami domów jednorodzinnych. Od 1 stycznia 2020 nastąpiły zmiany w programie „Czyste powietrze”. Nie będzie finansowania pieców do nowo budowanych domów. Jeśli chcesz wymienić piec i instalację centralnego ogrzewania w ramach programu Czyste Powietrze, wykonać ocieplenie domu czy stropów, planujesz wymianę okien lub drzwi albo montaż baterii słonecznych lub pompy ciepła, możesz liczyć na dofinansowanie. Korzystając z programu Czyste Powietrze możesz zyskać zwrot części poniesionych kosztów. Maksymalny możliwy koszt, od którego liczona jest dotacja, to 53 tysiące złotych. Jeśli koszty realizacji inwestycji przekroczą 53 tysiące złotych, dodatkowe koszty mogą być dofinansowane w formie pożyczki. Minimalny koszt dofinansowania projektu wynosi 7 tysięcy złotych.
INTECH Skoczów ul. Wiślańska 28 43-430 Skoczów 33/853-27-26
Ogrzejemy zdrowo Twój dom TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2020
51
Czy można palić w kominku i nadal być eko? To pytanie zadaje sobie wielu ich posiadaczy. Większość nie wyobraża sobie własnego domu bez kominka w salonie. Poza tym, że stał się w ostatnich latach ozdobą domu, to wykorzystywany jest jako dodatkowe źródło ciepła.
Przy dużych kosztach ogrzania domu gazem, kominki stały się alternatywą i sposobem na oszczędność. Coraz więcej województw chce przeciwdziałać zanieczyszczeniom powietrza. W tym celu wprowadzają ograniczenia, a nawet zakazy dotyczące palenia w kominkach. Kraków jako pierwsze duże miasto w Polsce rozpoczął walkę o lepsze powietrze – w 2019 r. wprowadzono zakaz palenia węglem i drewnem. Kolejne jest Mazowsze - w tym roku województwo przyjęło nowy Program Ochrony Powietrza. Zakazem objęto nie tylko kominki, ale też np. używanie dmuchaw do liści, pił, kosiarek i grilla. Sprzętu nie można używać tylko w dni zagrożone zanieczyszczeniem powietrza. Pomysł przyjęli również radni sejmiku małopolskiego i przegłosowali nowy Program Ochrony Powietrza. Podobnie jak na Mazowszu, zakaz będzie obowiązywać w dniach zagrożonych zanieczyszczeniem powietrza. Palić będzie można tylko wtedy, gdy kominek jest jedynym źródłem ciepła w budynku.
52
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2020
Jak więc stać się świadomym i ekologicznym użytkownikiem kominka? Czy to w ogóle możliwe? Podstawą jest edukacja. Być może zamiast od zakazów należy zacząć od edukacji. Trudno bowiem uwierzyć, że użytkownicy kominków zrezygnują z ich użytkowania. Z historii wiemy już, że nawet surowy zakaz nie jest pewnikiem, a nakładane kary traktowane są jako atak na wolność. Z pewnością nie będą powodem do poprawy jakości powietrza. Jeśli więc jesteś użytkownikiem kominka bądź świadomy, że złe jego użytkowanie prowadzi do zatruwania sąsiadów jak również Twojej rodziny. Na temat poprawnego korzystania z kominka powstało już wiele poradników i artykułów edukacyjnych.
Jak palić w kominku i nie powodować smogu? Odpowiednio przygotowane drewno, które prawidłowe spalamy w kominku nie musi emitować szkodliwych związków do atmosfery, a tym bardziej do salonu,
PRZYSTANEK NA ŻĄDANIE Materiał promocjyjny
w którym znajduje się kominek. Oprócz odpowiedniego paliwa, ważny jest przede wszystkim sposób rozpalania ognia w kominku. Proces rozpalania od góry pozwala efektywnie i czysto rozpalać ogień w kominku bez obawy o zanieczyszczenie środowiska.
Drewno – właściwy opał do kominka Polana z drzewa iglastego wydzielają więcej zanieczyszczeń niż te z drzew liściastych. Świerk, modrzew czy jodła nie nadają się nawet na rozpałkę. Do ogrzewania pomieszczeń najlepsze będą brzoza, grab, buk albo dąb. Za to lipa, topola, wierzba czy kasztan to drewno o niskiej wartości energetycznej, nie warto więc używać go do palenia w kominkach. Drewno nadające się do spalenia w kominku powinno mieć wilgotność 15-20% W tym celu drewno należy suszyć minimum 2-3 lata, wyłącznie rozłupane na niewielkie grubości polan. Kaloryczność drewna mokrego: świeże drewno prosto z lasu, lub zbyt krótko sezonowane ma około 50 do 60% zawartości wody, co obniża drastycznie wartość energetyczną, która wynosi jedynie 2 kWh z 1kg drewna. Kaloryczność drewna opałowego odpowiednio sezonowanego: właściwe to te, z 12% do 20% zawartością wody. Wartość energetyczna takiego drewna wynosi 4 kWh z 1kg drewna. Drewno powinno być przygotowane w odpowiedni sposób: nie może być zbyt grube. Idealne to takie, o wadze do 1,5 kg lub średnicy 10 cm.
Nigdy nie mokrym drewnem! Większość gatunków drewna nieodpowiednio wysuszonych nawet nie da się zapalić. Przekonają się o tym zapewne początkujący użytkownicy kominków. Z kolei Ci trochę bardziej doświadczeni niekiedy spalają niedostatecznie suchą brzozę – nie widząc w tym nic nieprzyzwoitego. Mokra brzoza nie tylko brudzi szybę kominka, ale w domu jest także wyczuwalny zapach „wędzonki”, a więc w powietrzu unoszą się benzopireny.
Paląc mokrym drewnem ryzykujesz W wyniku połączenia się odparowanej wilgoci zawartej w drewnie z dymem, tworzy się w kominie warstwa kreozotu (smoły drzewnej), która jest bezpośrednio przyczyną pożaru komina lub w najlepszym przypadku osad stopniowo ograniczy przekrój komina aż do jego całkowitego zatkania. Kreozot drzewny osiada również na ściankach paleniska ograniczając moc
grzewczą. Powoduje jego korozję, a podczas ciągłego spalania wilgotnego drewna może także dojść do nieodwracalnego uszkodzenia wkładu.
Rozpalanie od góry – czyli jak palić w kominku, aby spalać drewno bez dymu Do rozpalenia ognia w kominku używaj wyłącznie podpałki. Zamiennie możesz użyć kory z brzozy, lecz nigdy nie gazety, tektury i opakowań! Dlaczego? Gazeta zbyt szybko się spala i jest z papieru bielonego związkami chloru z nadrukiem farb kolorowych z dużą zawartością metali ciężkich np. rtęci. Kolejną istotną rzeczą jest sposób układania szczap: od najgrubszych na samym dole do najdrobniejszych u góry. Jest to tzw. sposób palenia od góry. Drewno wówczas spala się przez kilka godzin, nie trzeba co chwila go dokładać, a dymu i sadzy jest niewiele. Ten sposób świetnie sprawdza się nie tylko w kominkach, ale również w zwykłych piecach grzewczych. Emisja szkodliwych spalin jest wówczas mniejsza.
Regulacja powietrza do spalania Manualna regulacja powietrza: Nigdy nie wolno zamykać całkowicie dopływu powietrza w trakcie spalania, kiedy widoczny jest ogień, oraz doprowadzać do duszenia ognia! Przy nieodpowiedniej ilości powietrza podczas spalania powstaje również zbyt duża ilość szkodliwego tlenku węgla – CO. Automatyczna regulacja powietrza: Kominek można również doposażyć w optymalizator procesu spalania, który na podstawie temperatury spalin automatyczny reguluje ilość potrzebnego tlenu do procesu spalania. Ekopalenie - dobre praktyki: - stosuj wyłącznie drewno rozłupane i suche, minimum 2-3 lata sezonowane pod zadaszeniem - drobne szczapy uzyskają szybko temperaturę spalin, które wzmocnią ciąg w przewodzie dymowym - rozpalaj zawsze “od góry” bez dymu - nie ograniczaj dopływu powietrza potrzebnego do spalania, kiedy drewno się jeszcze nie spaliło - temperatura wody wychodzącej z kotła powinna mieć powyżej 60°C - temperatura spalin na wylocie z kotła niech nie spada poniżej 150°C Stosując się do zaleceń nie wytworzysz z kominka toksycznych związków (benzopirenów, lotnych pyłów, itp.), które uwalniają się wraz z dymem, szkodząc nie tylko Tobie, ale i całej okolicy. Redakcja TC TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2020
53
KIERUNEK KULTURA
EkOlOGiCzNE PALIWA STAŁE pellet ⋅ brykiet drzewny ⋅ drewno
Z KORZYŚCIĄ DLA PORTFELA I ŚRODOWISKA PELLET BRYkiEt
ekologiczne paliwo stałe o wysokiej kaloryczności oraz pellet o najwyższych parametrach jakościowych, zgodnych z najwyższą klasą jakości a1 normy europejskiej na pellet drzewny En iSo 17225-2.
+48 502 630 599
54
⋅
Produkowane są zgodnie z najwyższymi standardami w zakresie użytego surowca, procedur produkcyjnych, procedur kontroli jakości.
f.H.U Sezonówka
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2020
⋅ liburnia 20 ⋅ 43-400 cieszyn
Razem z psem, albo ja tu pilnuję Mar
... sp a ???
ce r
St
an
is ła
w M al
Cyt.: tekst własny - Kochająca „Kochająca kobieta / idzie z psem. / Na brzegu kasztanowiec zrzuca / swoje owoce. / Za rzeką chłopiec mierzy kamieniem / na drugi brzeg. / Przychodzę tu przed podróżą. / Dołączę do psa, który idzie wiernie / ze swoją panią. / Bo ona obcina mu pazurki /wrastające w ciało. / Przycina długie kędziory psiej sierści / i przeciera zamglone coraz bardziej, / ufne zapatrzenie. / Swoimi pazurkami wbijam się / w przestrzeń pomiędzy kochającą i bagaże. / Za rzeką południowy /dzwon. Tak, trzeba podlać kwiaty i usłyszeć dzwon, / i wyprowadzić psa. / Kochająca jest jak plaster miodu. / Zabieramy się dziś w podróż, / razem z psem„ Przed naszym domem wisi tabliczka z portretem spaniela. Napis - „ja tu pilnuję” przestał być aktualny. Właśnie dla czystego „in memoriam” nie zamierzam zdejmować tabliczki z ogrodzenia. Psiaki chodzące tędy spoglądają na nasz ogród, gdzie na wybiegu pusto. Widzimy tych spacerujących z balkonu, naszej domowej Florydy obsadzonej roślinkami, aż do przesadnego Miami. Stąd
ws
ki
zdjęcia arch. autora
ki z
in
o
czasem wchodzimy w rozmowę z psiarzami. Rozczula nas wesoła szczenięcość, wiernopoddańczy spokój, czy wiekowa stateczność w każdym ruchu czworonogów. Przesiadując tak na naszej przysłowiowej już Florydzie stwierdziliśmy - o, jak pięknie jest patrzeć nam, krótkowzrocznym w konstelacje odległych światów i dostrzec Psią Gwiazdę. Czy Psa Mojego również? – wpadam w zadumę. W chłodny wieczór otuleni wspomnieniami okupujemy w fotelach balkon coraz bardziej wnikając w jesień. W tekście Agnieszki Osieckiej „Weź mnie ze sobą” pisanym dla Skaldów odkryłem, że jest to postulat wnoszony w imieniu wszystkich canis familiaris. Z Markizem stawałem w szranki o względy Elisabeth. Można dziś powiedzieć – na śmierć i życie. Chociaż to ja wygrałem turniej, victoria nie była mi na rękę. Nie była mi na rękę pragmatyczność Elisabeth zakładającej w przyszłości pożegnanie się z psem. Ta mądrość wyrażała się przygarnięciem, drugiego, zapasowego psa z przytułku. Frajdek pobył trochę z nami i ożywił swą dynamiką spacerowy duet u boku sfrustrowanego TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2020
55
Markiza. Utożsamiałem wiekowość zmęczonego psa z moją, coraz bardziej rysującą się starością. Frajdek, którego nieustannie ciągnęło w zieloną przestrzeń pól, nie spełnił swego zadania uciekając pozostawiając nas i swojego psiego brata samym sobie. Jakby zaprzeczył, że psy są wyobrażeniem wierności i jakby w człowieku nie dostrzegał swego idola. Frajdek okazał się nie tyle niewiernym, co raczej niewierzącym w ludzką dobroć, tęsknotę.. Zostałem więc z Markizem, salonowcem, który wolał swój stary fotel u Babci i jej czułe słówka, aniżeli treningowe wybiegi. Lubił wracać do domu, ze spacerów jednak najpierw trzeba było wyjść. Zastanawiałem się jakbym sobie poradził jako pies pokonując to zejście po schodach. Brataliśmy się smyczą porozumienia ucząc się wzajemnie swoich osobowości. Zmęczenie, czy opór podopiecznego zmuszał mnie do ciągłej refleksji o starości. Jak godnie przeżyć swój wiek, swoje lata. Starość szła ze mną na drugim końcu smyczy, jakoś opornie. Ale im dalej od domu, Markiz jakby rozumiał mój obowiązek wyjścia w plener. W punkcie zwrotnym, kiedy uznałem, że wracamy, że wyczerpaliśmy limit przebywania na świeżym powietrzu, Markiz przejmował inicjatywę i bezbłędnie zaprowadzał mnie pod dom naszej Pani. Ku tabliczce z napisem – ja tu pilnuję. Uwalniałem go ze smyczy i puszczałem, aby pobiegł do Ukochanej. A on, zamiast uciekać, przystawał, odwracał głowę i wolny, pytająco spoglądał na mnie. Jakby chciał wiedzieć, czemu nie idę razem z nim, czyżbym zrezygnował z rywalizacji? To był zawsze nasz dialog, najpiękniejszy, niemo wołający – choć ze mną, teraz ja cię zabieram, chodź… Zaakceptował mnie, pomyślałem. Śmieszne? Nigdy nie pokonałem Markiza zabierając mu Elisabeth. Nawet wówczas, gdy zamykałem przed nim drzwi, gdy chciał z El pobyć jak najbliżej. Wydeptywał ścieżki niespokojnie z kuchni przez przedpokój do salonu. Trwało to hałasowanie pazurkami tak długo, aż tknięta miłością wzajemną Pani wzięła Psinę na kolana. Wówczas doznawał chłopięco-szczenięcej błogości, radości roztkliwiającej. Znikała gdzieś w schorowanym ciele psiego staruszka wiekowa nieporadność. W tej demonstracji możliwości Markiz jakby mówił - patrzcie, stać mnie, umiem kochać i nadal pragnę radości życia. Tylko pamiętaj „…czy biegniesz wesoła, jasna i lekka jak obłok, czy cię zły humor z domu gna, weź mnie ze sobą miła ma… ” Markiz był portretowo podobny do telewizyjnego Psa Pankracego, z którym występował Zygmunt Kęstowicz. Została mi w pamięci piosenka - „…poprzez miedzę, poprzez łąki, poprzez leśne ścieżki wąskie, cztery łapy psa unoszą w świat….” Nasz pies też był kudłaty, bardzo. Ale na lato fundowany miał salon psiej urody, strzyżenie. Pazurkami po parkiecie alarmował, że już czas zrobić pedicure. Nie zdążyłem mu załatwić deskorolki – tak, to szalony 56
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2020
pomysł. Zamierzałem ulżyć psiemu Przyjacielowi. To miał być dodatek do pełnej miski, ciepłego kąta i drapania za uszkiem. Kiedy w chwilach niżu emocjonalnego ogarniała mnie niedobra energia, przypominałem sobie indiańską przypowieść o naszych Braciach Mniejszych. Na pograniczu Światów w Komitecie Powitalnym będą na nas oczekiwać wszystkie nasze Mruczki, Miśki, Azorki. Będzie też Markiz, jako Sędzia. W towarzystwie Kota Tuwima, z Psem Bartolomeem, z Bellą, Badylem. Będzie też Reks, który pożegnał się ze mną z kpiącą miną na mordce pokazując łobuzersko język, jak Einstein. Dramatyczny gest, pokazanie języka, ucisza gorycz skroploną we łzach, które teraz, jeśli płyną, to raczej do wewnątrz. Bo to chyba bardziej oburzenie, niż smutek, że trzeba się jakoś rozsądnie rozstać. Kolejny pogodny wieczór na Florydzie naszego balkonu. Patrzymy na gwiazdy i mędrkujemy. Patrząc w rozgwieżdżone niebo, mówimy sobie, że, jak te pieski małe dwa, na spacerze wędrujemy i jesteśmy tu na chwilę. Markiz i Małe Pieski, „… wróciły do domu, o przygodzie swej nie rzekły nikomu, wlazły w budę swą, teraz sobie smacznie śpią, si bon, si bon…”. C’est la vie - Takie jest życie, że wyłuskujemy
z niego drobiazgi, które umacniają nas jasnymi wspomnieniami. Markiz miał głos typowego psa Baskervilów – głośny i stanowczy, zdecydowanie arystokratyczny. Podskakiwał w kierunku odlatujących gęsi tak jakby do niego należały. Nie on do nich, ale one do niego, Wielkiego Łowczego. Lubił taplać się w mokradłach i pójść tak umorusany na salonowy dywan. Miał wielkopański, gościnny stosunek do kotów. W domu udostępniał im swoje terytorium. Za progiem kot stawał się, intruzem. Nigdy nie wygasł w Markizie instynkt łowiecki i nie pilnowany w amoku gotowy był uciec z domu. Kiedy po raz pierwszy wybiegł na wagary, zatrzymały się samochody na ruchliwej dwupasmówce. Pobiegły za nim jego przerażone opiekunki. Jedna w koszuli nocnej, druga w piżamie, całe rozdygotane, z przejęcia. Zrewanżował im się gorąco, z empatią w zimie w nieogrzanym domu szukając naturalnego ciepła. Zwierzęta zmuszają nas do uwagi, do zachowania porządku. Jeśli zlekceważymy ich charakter, wypunktują szczegółowo każdą naszą niedoskonałość. Zjedzą papierowe chusteczki, zaoszczędzone banknoty. Niczym fetyszyści będą bawić się pozostawioną bielizną, niekoniecznie białą. Będą bez umiaru konsumować niesprzątniętą w porę karmę zmuszając do dodatkowego sprzątania. Potknąłem się o pozostawioną w niedomkniętej spiżarce ponadgryzaną wędzonkę.
Wypita przez psa moja kawa odłożona na posadzkę Florydy, przeraziła mnie na dobre. Czy wytrzyma rozbiegane serce siedemnastoletniego już Markiza? Krążył po mieszkaniu niespokojnie, zbyt dynamicznie jak na jego psie lata i zimy. Wcześniej chłeptał pod kontrolą inne zakazane napoje, ale to już sekret genetyczny samego Markiza. Tańczył potem dziwny, wycierany taniec na dywanie. Wyłuskujemy kolejne wspomnienie z wdzięcznością, że mogliśmy być współuczestnikami tych zdarzeń. Targała nami miłość, ale też racjonalny brak miłości. Czy można pociągać do odpowiedzialności kogoś, kogo kochamy? Który inaczej ocenia świat i nas samych? Który jest tu zbyt krótko, naprawdę zbyt krótko, aby tracić czas na kłótnie kto ma rację, moje serce, czy mój rozum? Człowiek, czy pies? Wędrujemy przez życie spacerkiem. Nadal jest z nami nasz Pies, bo jakże inaczej? Widzę Markiza w spojrzeniach innych psów. Czasami ich oczy są smutne, bywają pełne radosnego pocieszenia, żyją. Markiz i ja spotkaliśmy Elisabeth, która była inspiracją - kto potrafi piękniej żyć, okazywać miłość. Ja, czy mój Pies? Nie czuję się zwycięzcą, nadal trzeba mi się śpieszyć kochać ludzi i … pieski.
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2020
57
Produkty do nabycia w placówkach poniżej i sklepie internetowym. na hasło „MUSZKATOŁOwY TRAMwAJ CiESZYŃSKi”
rabat w wysokości 6% Sklep CiESZYn 43-400 ul. wyższa Brama 8 tel. +48 694 695 336 Sklep SKOCZÓw 43-430 ul. a. mickiewicza 16 tel. +48 728 110 132
Sklep i pijalnia soków JASTRZĘBiE-ZDRÓJ 44-330 ul. słoneczna 2 tel. +48 668 570 980 Sklep internetowy planetabio24.pl
Panforte di Siena to tradycyjny, włoski deser, pochodzący z Toskanii. Składa się ze słodkiej, miodowej masy z mnóstwem bakalii i korzennych przypraw. Panforte to najczęściej kupowana w Sienie pamiątka, ale z powodzeniem można je zrobić samemu w domu. Ze względu na bakalie i korzenne przyprawy nie bez powodu kojarzy się ze świętami Bożego Narodzenia. Jego zaletą jest bez wątpienia prostota wykonania i możliwość długiego przechowywania. Zatem można je zrobić już teraz, na święta i świąteczne prezenty!
Panforte di Siena Na foremkę 23 cm potrzebujesz:
240 g suszonych fig 50 g miodu 100 g miękkiego, brązowego cukru po 1/2 łyżeczki cynamonu, kardamonu, gałki muszkatołowej, goździków i pieprzu 50 g prażonych orzechów laskowych 50 g pistacji 50 g migdałów 3-4 łyżki mąki (dodałam ryżowej) 50 ml Marsali lub innego słodkiego wina cukier puder do posypania papier ryżowy do wyłożenia formy
Gałka muszkatołowa to sproszkowana środkowa część pestki muszkatołowca korzennego, czyli wiecznie zielonego drzewa pochodzącego z wyspy Molucca w archipelagu Wysp Korzennych. Gałka muszkatołowa zawiera następujące składniki odżywcze: białko, tłuszcz, węglowodany, błonnik oraz witaminy: tiaminę, ryboflawinę, niacynę, witaminę B6, kwas foliowy, witaminę A i witaminę C. Oprócz tego w zmielonej gałce muszkatołowej obecne są minerały takie jak żelazo, wapń, magnez, fosfor, potas, sód i cynk oraz kwasy tłuszczowe.
Piekarnik nagrzej do 160 stopni. Formę o średnicy 23 cm wyłóż namoczonym papierem ryżowym (ewentualnie papierem do pieczenia posmarowanym olejem). Figi pokrój na drobne plasterki i włóż do rondelka. Zalej gorącą wodą do ich przykrycia i gotuj do miękkości. Dodaj cukier, miód i przyprawy. Gotuj około 10 minut. Mikstura powinna być klejąca i miękka. Dodaj wino oraz wymieszane razem orzechy i mąkę. Wymieszaj dokładnie, by powstała kleista masa. Piecz przez 40 minut. Wyciągnij z piekarnika i wystudź. Początkowo panforte będzie miękkie z wierzchu, stężeje podczas studzenia. Podawaj mocno posypane cukrem pudrem. Na zdrowie!
Gałka muszkatołowa ma właściwości korzystnie wpływające na układ pokarmowy. Poprawia trawienie. Ma również działanie przeciwzapalne. Według świętej Hildegardy gałka muszkatołowa odtruwa organizm, wspomaga koncentrację i poprawia samopoczucie.
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2020
59
Małgorzata Perz
Ile oliwy jest
w oliwie?
Historia oliwy podobnie jak miodu, o którym pisaliśmy w numerze 45 TC, sięga dalekich czasów, kiedy to rozpoczęto uprawę drzew oliwnych na terenach między obecną Syrią, a Iranem, czyli ok. 6000 roku p.n.e. Stamtąd uprawy rozprzestrzeniły się na południe Europy i Afrykę. W dzisiejszych czasach czołowym producentem oliwy jest Hiszpania, w której drzewka oliwne zadomowiły się w ok. 1050 roku p.n.e dzięki Fenicjanom, największym żeglarzom starożytności i wynalazcom pieniądza. Do Polski oliwki i wytłaczana z nich oliwa trafiły za sprawą królowej Bony i na stałe zagościły w kuchni staropolskiej. Oliwka europejska jest wiecznie zielonym, długowiecznym drzewem, potrafiącym dożyć nawet 2000 lat. Drzewa rosną powoli i zaczynają owocować dopiero po kilku latach. Okres pełnej dojrzałości przypada od około 35. roku do 100-150 lat, w tym też czasie przynosi najwyższe plony. W sklepach możemy kupić oliwki zielone i czarne. Sa to te same oliwki, jednak zbierane w różnych porach roku. Czas zbiorów trwa od listopada do marca. Oliwki zbierane na początku sezonu są zielone, aromatyczne i mają charakterystyczny cierpki smak. Te zbierame pod koniec sa brunatnoczarne i smakują łagodniej. Z obu tłoczona jest oliwa, którą otrzymujemy poprzez zmiażdzenie całego owocu, łącznie z pestką i skórką. Po odwirowaniu ich fragmentów oraz wody i innych płynów, oliwa zostaje poddana procesowi filtracji dzięki której zyskuje przejrzystość.
Rodzaje oliw
Oliwy powstające podczas procesu mechanicznego Oliwa extra virgin (lub w innej pisowni extra vergine znaczy oliwa naturalna) - czyli 100% wyciśniętego soku z oliwek. Smak, kolor i zapach zależy od odmiany oliwek z jakich została wytłoczona metodą mechaniczną, 60
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2020
jest nierafinowana i bez jakichkolwiek dodatków chemicznych. Ważna jest kwasowość, którą można określić jedynie w badaniach laboratoryjnych. Im niższa kwasowość, tym wyższej jakości jest oliwa. Na niski poziom kwasowości wpływ ma termin zbiorów, jakość owoców, metoda i temperatura ekstrakcji. Oliwa extra virgin nie może mieć kwasowości wyższej niż 0,8%, oliwy extra virgin premium nie mogą przekroczyć poziomu 0,3%. Może być także filtrowana i jest wtedy przejrzysta, w niefiltrowanej widoczny jest osad, który nie ma wpływu na jakość oliwy.
fot. Drzewka oliwne
Oliwa vergine – podobnie jak extra vergine, oliwa vergine to 100% soku. Zmiana widoczna jest w stopniu kwasowości. W oliwie vergine wolna kwasowość nie przekracza 2%. Oliwa ta jest również mniej aromatyczna niż oliwa extra vergine i często służy jako wzbogacenie smaku oliw rafinowanych. Lampante (niekonsumpcyjna) – nie jest ona przeznaczona do spożycia, gdyż poziom wolnych kwasów tłuszczowych przekracza 2%. Rafinacja poprawia smak oliwy oraz powoduje spadek wolnych kwasów do 0,5%. W takiej oliwie brakuje jednak charakterystycznego aromatu.
Oliwy powstające na skutek procesu chemicznego
Oliwa z oliwek - to oliwa rafinowana z domieszką oliwy vergine. To informacja, która zapisywana jest na etykiecie i wskazuje na uzyskanie tej oliwy z procesu rafinacji oliwy lampante. W wyniku tego procesu oliwa traci smak,
zapach, kolor, przez co jest neutralna. Aby więc uzyskać smak i zapach dodaje się do niej oliwę vergine. Już 1% wystarczy, aby nazwać tę oliwę oliwą z oliwek. W praktyce ilość naturalnej oliwy wynosi nie więcej niż 15%. Oliwa z wytłoków oliwy (tzw. „aceite de orujo” lub „sansa”, „pomace”) – cechuje ją najniższa jakość. Otrzymuje się tę oliwę dzięki wykorzystaniu substancji chemicznych, które z kolei uzyskuje się z masy pozostałej po tłoczeniu. Wytłoki, czyli pozostałości z nasion, owoców pozbawionych soku, podaje się najczęściej na paszę dla bydła, ewentualnie do dalszych przerobów. Przy zakupie warto pamiętać, aby nie wybierać oliw tłoczonych chemicznie, gdyż nie mają one w sobie odpowiednich właściwości. Po otwarciu butelki oliwę powinno się wykorzystać w przeciągu 3 miesięcy. Po tym czasie oliwa co prawda się nie zepsuje, jednak nie będzie ona już miała swoich właściwości. Jeśli chodzi o przechowywanie oliwy, to należy ją trzymać w ciemnym i suchym miejscu, w pokojowej temperaturze. Nie zaleca się natomiast przechowywania jej w lodówce. Najlepiej kupowac oliwę w butelce dopasowanej do indywidualnego tempa jej zużywania. Im krócej otwarta i szybciej spożyta tym lepiej.
Jak ocenić oliwę po zapachu? Degustacja powinna rozpocząć się od powąchania oliwy. Zapach powinien być wyczuwalny i przyjemny (owocowy). Jeśli zapachu nie czuć, to znaczy, że nie jest to oliwa extra vergin, a oliwa tłoczona chemicznie.
Jak ocenić po smaku?
Smak oliwy również świadczy o jej jakości. Podczas degustacji nie powinno czuć się słodkiego smaku, a raczej gorzki, cierpki. Pieprzny, pikantny smak świadczy o wysokiej jakości oliwy, która została wytłoczona z wczesnych oliwek. Drapanie w gardle i nieprzyjemny smak świadczą o cennych właściwościach oliwy, najpotrzebniejszych dla naszego organizmu. Im więc mocniej piecze, tym lepiej :) Kolor oliwy nie ma wiekszego znaczenia. Oliwa o kolorze żółtym uzyskiwana jest z oliwek czarnych, zaś ta o barwie zielonkawej z oliwek zielonych.
Jak kupować oliwę? Najlepiej wybierać extra virgin lub extra virgin premium. Więcej informacji świadczących o jakości produktu znajdziemy na etykiecie. Warto zwrócic uwagę na dodatkowe walory oznaczone specjalnymi znaczkami. Najczęściej spotykane oznaczenia to: D.O.P. (Denominacione Dorigine Protetta po polsku Chroniona Nazwa Pochodzenia) - jest oznaczeniem przyznawanym przez Unię Europejską produktom rolnym lub artykułom spożywczym, których jakość czy wyjątkowa charakterystyka jest bezpośrednio związana z danym regionem geograficznym i występującymi w nim czynnikami naturalnymi i tym jak wpływają na walory oliwek. Wszystkie etapy produkcji oliwy określone są przez drobiazgowy regulamin. Certyfikat I.G.P. (Indicazione geografica protetta w tłumaczeniu Chronione Oznaczenie Geograficzne) oznacza, że tylko jedna z faz produkcji musi odbywać się w regionie, którego nazwę nosi produkt, a poszczególne zasady zawarte w regulaminie są mniej rygorystyczne niż w przypadku oznaczenia D.O.P. Oliwa może pochodzić z Grecji, a zostać rozlana i butelkowana we Włoszech. Określenia Bio, Eco lub symbol zielonego listka oznaczają, że oliwki z których została wytłoczona oliwa pochodzą z upraw ekologicznych.
Lecznicze właściwości oliwy extra virgin Działanie zdrowotne oliwy znane było już przed wiekami. Współcześnie po licznych badaniach wiemy, że oliwa składa się z wywierających dobroczynne działanie na nasz organizm kwasów tłuszczowych: kwasów jednonienasyconych typu Omega 9 - czyli, inaczej mówiąc, kwasu oleinowego w 73%, wielonienasyconego kwasu linolowego ,Omega 6 w 10% i linolenowego, Omega 3 w 1% oraz niewielkiej ilości kwasów tłuszczowych nasyconych - 14%. Jednonienasycone kwasy tłuszczowe powodują obniżenie poziomu cholesterolu poprzez pobudzenie jelit i wątroby do produkcji HDL, czyli tzw. dobrego cholesterolu, który usuwa zgromadzony w naczyniach krwionośnych tzw. zły cholesterol LDL, zmniejszając jednocześnie ryzyko chorób serca i układu krążenia. Kwasy te zmniejszają ryzyko powstawania nowotworów, podnoszą odporność, regulują poziom cukru we krwi. Kwas oleinowy powoduje spadek zachorowań na astmę i alergiczne zapalenie błony śluzowej nosa. W skład oliwy wchodzą również witaminy A, D, K, E rozpuszczalne w tłuszczach i związki mineralne: fosfor, żelazo i potas. Oliwa zawiera oleokantal - naturalny TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2020
61
składnik, który według naukowców może mieć istotne znaczenie w walce z chorobą Alzheimera. Z badań wynika, że mieszkańcy basenu Morza Śródziemnego spożywający najwięcej oliwy w skali roku, zdecydowanie rzadziej zapadają na tę chorobę jak i choroby układu krążenia. Oleokantal to związek, który zawiera te same właściwości przeciwbólowe i przeciwzapalne co ibuprofen, niesteroidowy lek przeciwzapalny. Łyżka oliwy extra virgin na czczo pomaga likwidować zaparcia i usprawnia pracę jelit. Polifenole - które zawiera w sobie oliwa, to silne przeciwutleniacze (antyoksydanty). Uważane są za najsilniejsze substancje antynowotworowe. Działają również przeciwbakteryjnie, przeciwzapalnie i przeciwwirusowo. Zawartość polifenoli jest większa w oliwie wytłoczonej z oliwek wcześnie zebranych, nie do końca dojrzałych.
w koSMEtycE Oprócz działania przeciwrodnikowego zawarta w oliwie cenna witamina F (nienasycone kwasy tłuszczowe) chroni skórę przed utratą wilgoci, ponieważ przywraca naturalną barierę lipidową naskórka. Wpływa kojąco na skórę podrażnioną, a także likwiduje szorstkość skóry.
Dla osób z suchą skórą oliwa może być nawilżającym balsamem. Świetnie nadaje się teź do olejowania włosów i masażu skóry głowy oraz całego ciała. Łagodzi egzemy i świąd skóry.
w kucHni Badania pokazują, że gotowanie z oliwą z oliwek może nawet zwiększyć zawartość składników odżywczych w żywności. Dzieje się tak, ponieważ przeciwutleniacze zawarte w oliwie z oliwek są tak odporne na wysoką temperaturę, że nie ulegają rozkładowi i zamiast tego są wchłaniane przez ugotowaną żywność. Ponadto pomaga również gotowanej żywności zachować niektóre składniki odżywcze, które zwykle są tracone podczas gotowania. Należy jednak uważać na temperaturę smażenia, gdyż oliwa nie może być podgrzewana do tak wysokich temperatur jak inne tłuszcze. W zbyt wysokich temperaturach można ją spalić szybciej niż olej lub smalec. Najlepiej wykorzystać oliwę na zimno do sałatek, carpaccio czy jako sos do polewania pizzy. Idealnie nadaje się do zup jako dodatek, a kaloryczność oliwy podawana na etykiecie nie powinna odstraszać.
Oliwa MIDDA (OLIWA OD GOSPODARZA ) jest oliwą Extra Virgin najwyższej jakości otrzymywaną z pierwszego tłoczenie na zimno. Wytłaczana jest tylko ze zdrowych i dojrzałych oliwek najpóźniej po dwóch godzinach po ich zebraniu, co pozwala uzyskać jej niepowtarzalny smak oraz kwasowość do 3%. Do wyprodukowania 1L zużywa się ok. 6kg oliwek. Sekretem jej niepowtarzalności jest 300 słonecznych dni w roku, szacunek do naturalnego środowiska oraz tradycja podczas zbiorów i wytłaczania oliwy Extra Virgin.
OLIWA MIDDA NEKTAR GRECKICH BOGÓW
62
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2020
ul.Zagóra 377 43 - 386 grodziec tel 662 889 221 www.facebok.com\MiddaBelsko
KIERUNEK SPORT
M
arc
in M o ń
ka
sport stop
Pandemia nie zwalnia, dezorganizując nasze codzienne życie w w wielu jego przejawach. I choć z pewnością sport wyczynowy, oglądany z perspektywy trybun bądź sprzed ekranu telewizora trudno zaliczyć do najistotniejszych zjawisk ludzkiej egzystencji, to jednak w nim jak w soczewce skupiają się najważniejsze pandemiczne bolączki i obawy.
Gdy tzw. „pierwsza fala” koronawirusa uderzała w naszą część świata, społeczne życie niemal zamarło. Opustoszały nie tylko stadiony, boiska i hale, w których zawodowi sportowcy rywalizowali o punkty i medale, ale także lasy, skwery czy parki, w których swojej codziennej, wyłącznie rekreacyjnej aktywności oddawały się tysiące miłośników czynnego wypoczynku. I to bez wątpienia był najsmutniejszy widok – tętniące na co dzień alejki i trasy biegowo-rowerowo-spacerowe zaczęły przypominać zony, opuszczone przez ludzi i przez nich zapomniane. Zakazy ograniczające ruch na tzw. „świeżym powietrzu” szybko przestały obowiązywać, a zatem budowanie kondycji fizycznej i nabywanie naturalnej odporności znów mogło wrócić na swoje tory. Dziś zadajemy sobie pytanie, na jak długo, bo jesienna wirusowa fala atakuje ze wzmożona siłą, a zamiłowanie do wszelkich ograniczeń, także tych związanych z aktywnością fizyczną, jest jedną z większych namiętności władzy. Od połowy października w wielu miejscach opustoszały kluby fitness, siłownie czy ściany wspinaczkowe. Wiosną, po kilku kilkunastu tygodniach pauzy do swoich zajęć wrócili również wyczynowcy, choć nie wszyscy. Część profesjonalnych lig w kilku dyscyplinach w ogóle odwołało swoje rozgrywki licząc, że wszystko w miarę sprawnie uda się wznowić latem. Rzeczywiście lato dawało pewne nadzieje, że być może druga połowa roku przynajmniej częściowo zrekompensuje wszystkim, zarówno sportowcom, jak i kibicom, brak kontaktu z ulubiona rozrywką, jaką jest śledzenie rozgrywek w swoich ulubionych dyscyplinach. Jednak już pierwsze tygodnie kalendarzowej jesieni pokazały, że bezproblemowe rozgrywanie ligowych spotkań było przede wszystkim pobożnym życzeniem zawodników, trenerów, prezesów, sponsorów, a w głównej mierze fanów. Spójrzmy na jedną ze sztandarowych dyscyplin Śląska Cieszyńskiego, czyli hokej na lodzie. Mistrzowska
ekipa trzynieckich Stalowników od wrześniowej inauguracji sezonu rozegrała zaledwie dwa spotkania, w dodatku oba na wyjeździe, więc żaden z jej kibiców nie mógł cieszyć się ze zdobytych goli czy odniesionych zwycięstw. Co więcej, drużyna na przełomie września i października trafiła na kwarantannę, a gdy już była gotowa do gry, sezon przerwały nowe rządowe obostrzenia, zawieszające wszystkie sportowe rozgrywki ligowe. Zawodnicy z Trzyńca nie mogli nawet trenować we własnej Werk Arenie, skorzystali więc z uprzejmości i gościnności cieszyńskiej Hali Widowiskowo-Sportowej im. Cieszyńskich Olimpijczyków, przenosząc do niej wszystkie aktywności treningowe. Sport wyczynowy ma to do siebie, że wszystko w nim jest dokładnie zaplanowane, gdzie często ważniejsze od samych ligowych spotkań są właściwie i w idealnym czasie przeprowadzone treningi. Stalownicy otrzymali, jak niewiele innych ekstraligowych klubów, szansę na utrzymywanie we względnej stabilności formy, pytanie tylko czy trenowanie przez kolejne tygodnie bez możliwości rozgrywania meczów o stawkę w końcu nie znudzi się samym zawodnikom. Już teraz wiadomo, że nie ruszą w tym sezonie rozgrywki Hokejowej Ligi Mistrzów, a to zapewne dopiero zapowiedź „okrajania” sportu z jego sensu, czyli rywalizacji na oczach tysięcy rozentuzjazmowanych fanów. Bo analogicznie do sportowej rzeczywistości możemy przywołać każdą inną sferę codzienności, w której ludzkość angażuje te wszystkie istotne receptory, odrywające ją od zwyczajowego porządku jedynie ponurych obowiązków. Koncerty, spektakle, filmy, widowiska performatywne – to wszystko rudymentarne potrzeby człowieka, i nie dajmy się zwieść sugestiom, że możemy bez nich żyć. A zarazem przestrzegając obostrzeń sanitarnych pielęgnujmy jednak w sobie apetyty na współuczestnictwo w spektaklach, także tych sportowych.
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2020
63
Najpopularniejszym samochodem w województwie śląskim jest Opel Astra, AAA AUTO sprzedaje tutaj jedną czwartą wszystkich samochodów w Polsce. Największy sprzedawca samochodów używanych w Europie Środkowej, firma AAA AUTO, otworzył w Zabrzu nowy oddział zakupowy, który za kilka tygodni planuje rozszerzyć ofertę o sprzedaż. To już trzecia filia tego sprzedawcy na Śląsku, kolejna w regionie, w Bielsku-Białej. Katowicka filia AAA AUTO w jednym miejscu oferuje 450 samochodów. W całej Polsce klienci mogą wybierać spośród ponad 2500 używanych samochodów. „Chociaż sytuacja na rynku samochodowym jest dziś bardzo złożona przez panującą pandemię, klienci postrzegają samochód jako jeden z najlepszych sposobów uniknięcia ryzyka
zakażenia koronawirusem podczas podróży. To także powód, dla którego otworzyliśmy nowy oddział zakupowy na Śląsku. Dzięki temu będziemy mogli zaoferować klientom więcej samochodów i tym samym sprostać rosnącemu zapotrzebowaniu. Uważam województwo śląskie za kluczowe, ponieważ sprzedajemy jedną czwartą wszystkich samochodów w Polsce ”- skomentowała Karolína Topolová, CEO i Prezes Zarządu Grupy AURES Holdings, na temat rozbudowy polskiej sieci centrów samochodowych AAA AUTO. Oprócz Polski AAA AUTO działa również w Czechach, na Węgrzech i Słowacji. Obsługuje czterdzieści oddziałów i oferuje do 14 000 samochodów.
AAA AUTO regularnie dezynfekuje swoje samochody i oddziały oraz kontroluje stan zdrowia swoich pracowników. Jazdy próbne są przeprowadzane przez sprzedawców, którzy przestrzegają wszystkich zasad higieny, ściśle kontrolowanych przez firmę. Dlatego firma AAA AUTO rozszerzyła obecnie swoją ofertę w segmencie samochodów niższych kategorii cenowych. „Obecnie oferujemy zniżki na tysiące innych samochodów. Przy zakupie samochodu na raty możemy udzielić pożyczki u naszych renomowanych partnerów, korzystniej niż w banku ”- powiedziała Topolová. Najpopularniejszym samochodem w województwie śląskim jest Opel Astra, który sprzedaje się ponad dwukrotnie częściej w stosunku do drugiej Škody Octavii, czy trzeciego Forda Focusa. Marka Opel jest najbardziej poszukiwaną w Polsce i odpowiada za piętnaście procent popytu w tym regionie. Prawie połowa Ślązaków preferuje hatchback, 18% klientów wybiera
SUV-a, a tylko trochę mniej kombi. 73% klientów wybiera samochód w wersji benzynowej, co jest najwyższym wskaźnikiem w całej Polsce w porównaniu do oleju napędowego. Natomiast 10% Ślązaków kupuje samochód z automatyczną skrzynią biegów. 20% samochodów sprzedawanych jest w kolorze czarnym, 18% w kolorze jasnym, a 16% w kolorze szarym.
Ranking najlepiej sprzedających się samochodów w województwie śląskim w 2020 roku: 1. Opel Astra 2. Škoda Octavia 3. Ford Focus 4. Renault Clio 5. Škoda Fabia
·
6. Opel Insignia 7. Dacia Duster 8. Opel Corsa 9. Nissan Qashqai 10. Volkswagen Golf
·
Skup i sprzedaż - Katowice, Al. Roździeńskiego 91, pn.-sob. 09:00 - 22:00 Skup - Zabrze, ul. Szkubacza 1, parking M1, pn.-sob. 10:00 - 20:00 Skup - Bielsko-Biała, ul. Warszawska 56, pn.-sob. 10:00 - 20:00 infolinia 800 033 000
·
Szukasz prezentu? Kup go u nas!
vouchery już od 60 złotych
Masaże � Pakiety dla dwojga � Sesje relaksacyjne � Manicure � Pedicure � Pielęgnacja twarzy � Krioterapia Zabiegi: wyszczuplające, odmładzające, modelujące sylwetkę, antycellulitowe
tel. +48 518 198 018, ul. Bielska 184, Cieszyn www.nowoczesneSPA.pl
Małą lub dużą
STOLARKA PCV I ALUMINIUM
W STAREJ CEGIELNI
www.okna-Aldo.com.pl
Polska od 15,60 zł
Czechy od 16,80 zł
Holandia od 38,80 zł
Anglia od 41,80 zł
Niemcy od 32,80 zł
Słowacja od 20,10 zł
ul. Kościuszki 33, Cieszyn (teren starej cegielni) tel. +48 512 790 260 / www.paczki123.pl Oferta biznesowa na www.olzalogistic.com
'U]ZL ]HZQĕWU]QH 7KHUPR
tel. +48 33 852 92 12
MIESIĘCZNIK DLA ŚLĄSKA CIESZYŃSKIEGO Nr 46, listopad 2020
Dealer MINI Sikora Bielskoɟ » Ñ
www.tramwajcieszynski.pl
Umóā 綫 Ì j č « ð¢çðow ȴ Tel.: +48 33 816 MINI
Nr 46, listopad 2020
N Y% >>ǜ / AUT. SKRZYNIA W STANDARDZIE, A DO TEGO `/%' DO 57 KM NA N Y%DZIE CZYSTO ELEKTRYCZNYM.
MIESIĘCZNIK DLA ŚLĄSKA CIESZYŃSKIEGO
NOWE MINI COUNTRYMAN HYBRYDA PLUG-IN.
ISSN: 2543-8751 / Cena: Bezpłatny
KTO KUPI
BROWAR? Pojedynek pancernych kolosów Szpital Śląski
Skandal w Komisji Sportu
7,5 tys. drzew pod topór
Nie bój się chcieć