Tramwaj Cieszyński nr 71/72

Page 1

ul. Cieszyńska 11, Hażlach (Cieszyn-Kalembice) tel. +48 512 790 260 / www.paczki123.pl Oferta biznesowa na www.olzalogistic.com Polska od 16,00 zł Włochy od 51,30 zł Holandia od 36,80 zł Słowacja od 21,20 zł Czechy od 20,00 zł Niemcy od 33,90 zł

Fotografi a autorstwa Mariusza Gruszki (www.studiog.pl), przygotowana na potrzeby książki „Rozmowy o Śląsku Cieszyńskim. Perspektywy” Andrzeja Drobika, opublikowanej przez Wydawnictwo „Dobra Prowincja”

ZAŁOGA TRAMWAJU:

DYSPOZYTOR: Wojciech Krawczyk

MOTORNICZY: Marcin Mońka, m.monka@tramwajcieszynski.pl

KONDUKTORZY: Małgorzata Perz, Adriana Hernik

DZIAŁ MARKETINGU: Piotr Czerwiński, tel. 602 571 638

PASAŻEROWIE: Aron Chmielewski, Jacek Cwetler, Paweł Czerkowski, Roch Czerwiński, Andrzej Drobik, Florianus, Ewa Gołębiowska, Robert Kania, Katarzyna Koczwara, Bogdan Kosak, Anna Majewska, Stanisław Malinowski, Halyna Malynovska, Zbigniew Masternak, Adam Miklasz, Maciej i Katarzyna Russek, Szymon Wąsowicz, Iwona Włodarczyk

ZAJEZDNIA: Cieszyn, ul. Mennicza 44 redakcja@tramwajcieszynski.pl

BAZA: Fundacja LOKALSI Cieszyn, ul. Bielska 184

ŹRÓDŁO ZDJĘCIA OKŁADKI: Fotografia autorstwa Mariusza Gruszki oprac. graficzne okładki: Anna Zabratyńska

DRUKARNIA: Przedsiębiorstwo Poligraficzne „MODENA” Sp. z o. o. ul. Mała Łąka 17, 43-400 Cieszyn

Rozkład Jazdy:

Kierunek Jazdy Pewnego razu na Śląsku Cieszyńskim 5 Narodowość Nieustalona 6-9 Denominacja odwagi 10 Rok na cieszyńskim, czyli odejścia 12 Cykl duński: Trzy oblicza recepcji 13 Jesteś aktorem 14-15 Pochwała rogulki 16-17

Wyższa Brama Tradycje hodowlane karpia na Śląsku Cieszyńskim 18-20 Energetyka Cieszyńska w Grupie Tauron 21 Edukacja przywilejem czasu pokoju 26-28 Płonące serce oświetli Ci drogę 29-31 Gdzieś mnie nieustannie gna 36-39

Stary Targ Olimpijski Cieszyn 40-43 Most drogowy na Wiśle, w Dziedzicach 44-45

Kierunek Kultura Orkiestra, która odkrywa skarby 46-49 Bogdan Kosak. Autoportret ceramika 50-53 Potomek książąt 56-61 „Rozmowy o Śląsku Cieszyńskim. Perspektywy” 63 Piję sobie yerba mate 64-65 Nowy duch polskiej poezji 66-67

Torebka jakby Damska Rustykalne pierniczki bezglutenowe 68-69 Wdzięczność zamiast postanowień 70-71

Kierunek Sport Za nami dobry, choć trudny rok 73-74

„Kierunek jazdy” - felietony „Wyższa brama” - tematy ważne „Most przyjaźni” - zza Olzy „Mijanka na Rynku” - polityka i gospodarka „Stary Targ” - gwara „Torebka jakby damska” - tematy różne „Kierunek kultura” - kultura „Kierunek sport” - sport „Przystanek na żądanie” - reklamy i artykuły sponsorowane Wydawca magazynu „Tramwaj Cieszyński” nie ponosi odpowiedzialności za treści reklam i art. sponsorowanych, a także za poglądy autorów zawarte w zamieszczonych tekstach. Reprodukcja oraz przedruk wyłącznie za zgodą wydawcy. Wszystkie materiały publikowane w niniejszym magazynie są własnością wydawcy i są chronione prawami autorskimi.

TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2022-I 2023

3
Szczęśliwego Nowego Roku życzy Czytelnikom redakcja magazynu Tramwaj Cieszyński MIESIĘCZNIK DLA ŚLĄSKA CIESZYŃSKIEGO

Pewnego razu na Śląsku Cieszyńskim

Bohaterowie jednego z najpopularniejszych w ostatnich tygodniach netfliksowego serialu, zatytułowanego „Pewnego razu na krajowej jedynce”, kierują się rozmaitymi motywacjami, aby dotrzeć do Cieszyna. I tak, jak w prawdziwym życiu, również intencje fikcyjnych postaci bywają bardzo różne, jednak ich egzystencjalne decyzje w dużej mierze są determinowane przez uczucia i sposoby, w jaki próbują nad nimi zapanować. Na pewno nie będę w tym miejscu spoilerować i odbierać Państwu przyjemności śledzenia perypetii filmowych bohaterów. Cieszyn jednak jawi się w serialu jako przestrzeń, w której choć częściowo będziemy mogli rozwiązać swoje problemy, zmierzyć się z nimi, a być może w pewnym sensie przed nimi uciec. Przez długi czas miasto wydaje się miejscem odległym i nieosiągalnym, do którego być może nigdy nie uda się dotrzeć. A fabularny Cieszyn trudno jednak łączyć z jakąś miłą, arkadyjską wizją, niewykluczone nawet, że stanie się źródłem kolejnych cierpień.

Po co ten długi, w dodatku serialowy, wstęp – pewnie chcielibyście zapytać. Przede wszystkim dlatego, że zawsze chętnie śledzę wszelkie cieszyńskie wątki, obecne także w tzw. kulturze popularnej. Bo to w niej – czasami jak w krzywym zwierciadle – możemy zobaczyć jak myślą o nas i otaczającej nas przestrzeni scenarzyści czy reżyserzy. Filmowcy kiedyś chętnie zaglądali nad Olzę, w ostatnim czasie jakby rzadziej, tym bardziej warto więc spojrzeć na wykreowany przez nich „symboliczny” Cieszyn, który staje się bardziej obietnicą rozwiązania życiowych problemów niż miejscem dobrowolnej banicji. O tym, że do Cieszyna zawsze warto zaglądać, nie mam zamiaru specjalnie nikogo przekonywać, a zwłaszcza Czytelników „Tramwaju…”, których los jest przecież związany ze Śląskiem Cieszyńskim. Czasami udaje mi się również rozmawiać z osobami, które miesięcznik czytają nieregularnie, najczęściej wpada im w ręce podczas podróży po naszej części Śląska. Wielokrotnie w czasie rozmów nie kryli rozczarowania, że do Cieszyna i całego regionu trudno dotrzeć, jeśli nie decydują się na przyjazd samochodem. Dobra wiadomość na koniec roku brzmi tak, że wciąż

przybywa połączeń kolejowych. Dlatego wielu turystów, żądnych poznania uroków Księstwa Cieszyńskiego, nie jest skazanych wyłącznie na „krajową jedynkę”. Co więcej, powrót linii do Wisły sprawił, że sami mieszkańcy regionu coraz chętniej spoglądają na ten sposób przemieszczania się. O tym, dlaczego zawsze warto podróżować koleją żelazną, opowiada nam – dobrze znany wszystkim miłośnikom pociągów – Konduktor Przemek, który nieustająco walczy z wykluczeniem komunikacyjnym, ale również pisze, nie tylko o swoich doświadczeniach zawodowych i aktywistycznych. W przygotowaniu ma… horror kolejowy! Być może w przyszłości na jego kanwie powstanie kolejny popularny serial?

W ręce Czytelników trafił numer „Tramwaju…”, który łączy symbolicznie stary rok z nowym. Pewnie każdy z nas pragnie już definitywnie pożegnać ten 2022, naznaczony wojną w Ukrainie, niepewnością w wielu przestrzeniach życia, galopującą inflacją, drożyzną w sklepach, widmem zimnych kaloryferów, napięciami w relacjach międzyludzkich. W ogólnym wyobrażeniu mijających 12 miesięcy i wizji kolejnych próbowałem sobie przypomnieć, jaki charakter miały życzenia, składane w gronie najbliższych przed rokiem czy przed dwoma laty. Nie wiem, czy Państwo jeszcze pamiętacie, ale bodaj tymi najważniejszymi okazywały się życzenia związane z szybkim odejściem pandemii i jej ponurych konsekwencji. Dla wielu moich przyjaciół i znajomych najważniejsza okazywała się na powrót możliwość swobodnego przemieszczania się i podróżowania, by dotrzeć choćby do swoich najbliższych, przebywających w dalszych zakątkach Europy. Dziś perspektywa obostrzeń pandemicznych wydaje się mocno odległa i odrealniona.

Dlatego chciałbym, aby za 12 miesięcy dzisiejsze problemy dnia codziennego były również jedynie wspomnieniem tego trudnego czasu. Być może to dla nas wszystkich rodzaj próby, czy też „obrzędu przejścia”, w którym sprawdza nas los. Chyba możemy przyznać, że wielu z nas w ostatnich miesiącach, od momentu agresji reżimu Putina na Ukrainę, spisało się jak należy, pomagając zaatakowanemu krajowi i jego mieszkańcom na różnych płaszczyznach.

To doświadczenia mijającego roku tchnęły w nas nadzieję, że w głębi duszy wciąż pozostajemy po jasnej stronie mocy, mimo wielu przeciwności. I nie tracimy przekonania, że wiara we wspólnotę, zarówno ogólnoludzką, jak i lokalną, ma głęboki sens. A wypowiadając słowa: „Pewnego razu na Śląsku Cieszyńskim” najczęściej przypominam sobie te proste, codzienne, serdeczne gesty mówiące nam, że bez względu na narodowość, wyznanie czy status społeczny zawsze warto zachować głębokie przywiązanie do najważniejszych wartości – poszanowania wolności, szacunku dla drugiego człowieka, poczucia sprawiedliwości, wspólnotowości. I tego sobie życzmy.

5 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2022-I 2023 KIERUNEK JAZDY

Mapa Śląska Martina Helwiga z 1561 roku. Ze zbiorów Badischen Landesbibliothek

Narodowość ieustalona

Półtora roku temu przeprowadzono w Polsce spis powszechny, a jak dotąd – czyli do 5 grudnia 2022 roku – Główny Urząd Statystyczny nie podał informacji o tym, ile osób w Polsce wiosną 2021 roku zdeklarowało narodowość śląską i używanie śląskiego języka.

Florianus

Najpierw GUS zapowiadał, że przekaże tę informację we wrześniu 2022 roku, później dał sobie jeszcze czas do końca listopada. Minął wrzesień, minął listopad i nic. 30 listopada zaglądałem na stronę internetową GUS-u i natknąłem się tam na różne możliwe spisowe dane, tylko nie te, które dotyczą struktury narodowo-etnicznej ludności i języka używanego w domu. Trudno nie odnieść więc wrażenia, że GUS jako agencja rządowa przemilcza te dane, tak jakby były wrażliwe i objęte przepisami RODO, że wolałby informacji na ten temat nie podawać do publicznej wiadomości, że sprawia mu to kłopot i woli niewygodne dla władzy dane przetrzymać w swoich komputerach lojalnie wobec aktualnego reżimu. Można zatem przypuszczać, że ta nieprawomyślna statystyka Kaczyńskiemu i całej jego reakcyjnej koalicji nie pasuje. Prawdopodobnie dalekowzroczni pisowscy stratedzy dostali ją na czas, lecz suwerenowi, zwłaszcza w okresie przedwyborczym, nie chcą zawracać w głowie takimi lokalnymi, drażliwymi fanaberiami. I może właśnie w tym miejscu należałoby przypomnieć, że podczas poprzedniego spisu powszechnego przeprowadzonego w Polsce w 2011 roku narodowość śląską zadeklarowało 846,7 tys. osób, z czego 375,6 tys. jako jedyną, a 435,8 tys. jako pierwszą. Z kolei 529,4 tys. osób oznaczyło, że język śląski jest ich językiem domowym, dla 126,5 tys. jedynym, jakim posługują się w domach. Można podejrzewać, że jakakolwiek informacja o istnieniu narodowości śląskiej kole w oczy nadprezesa, działa na niego jak płachta na byka, zwłaszcza teraz, kiedy w województwie śląskim władzę w Sejmiku Śląskim przejęła opozycja. Jak dobrze pamiętamy, Kaczyński uważa Ślązaków za zakamuflowaną opcję niemiecką, a prawdziwy Polak nie może być proniemiecki. Według Kaczyńskiego i jego propagandystów proniemiecki Polak to nie jest Polak, lecz zdrajca narodu polskiego, który z przyjemnością przygląda się jak Niemcy plują Polakom w twarz, na przykład oferując im rozmieszczenie antyrakietowego systemu Patriot dla zabezpieczenia granicy RP od wschodu. Kaczyński widzi głównego wroga Polski nie na wschodzie, w Rosji, lecz na zachodzie, w państwie niemieckim. A nuż Niemcy chcieliby się amerykańskimi Patriotami osłonić przed wystrzelonym w ich kierunku pakietem pisowskich reparacyjnych roszczeń. I zapewne żołnierze z Bundeswehry nie będą strzelać do rosyjskich rakiet, spekulował Kaczyński. Jego antyniemiecka, groteskowa obsesja byłaby śmieszna, gdyby w istocie nie godziła w jedność NATO i fundamenty

bezpieczeństwa polskiego państwa. Kaczyński Niemcami się brzydzi i nimi pogardza, w związku z czym, póki Polską steruje dyktatorek z Żoliborza, przyjmowanie od niemieckiego rządu wojskowej pomocy albo innych prezentów jest poniżej polskiej godności. Nie pozwala na to ziobrokaczystowski honor prawdziwych Polaków. Kaczyński ignoruje Śląsk, a jego reakcyjna, mroczna sekta, która zawłaszczyła sobie państwowe instytucje, musi – zgodnie z obsesyjną polityką nadprezesa – brać teraz Śląsk na przeczekanie. Polska polityka wobec Śląska zawsze miała charakter kolonialny, co szczególnie uwidaczniało się w okresach, kiedy Polsce były potrzebne śląskie złoża, przemysł wydobywczy i hutniczy oraz śląska klasa robotnicza. W XIX i XX wieku, odkąd uprzemysłowienie postawiono na węglu, Śląsk był brutalnie eksploatowany. O węglu mówiło się czarne złoto. Górnicy mieli wytrwale fedrować z umorusanymi twarzami i czarnymi rękami, pokornie, najlepiej bez skarg i zażaleń, niewolniczo harować i łykać węglowy pył. Nie mieć poglądów, swoich organizacji związkowych i roszczeń. W żadnych okolicznościach się nie burzyć i nie strajkować. W sierpniu 1980 roku i w pierwszych dniach stanu wojennego w 1981 roku górnicy pokazali, że jednak potrafią zachować się inaczej. Po traumie związanej z tragedią w kopalni „Wujek“, państwowe władze obchodziły się z górnikami ostrożnie, jak z jajkiem. Niby to im nadskakiwały, ale coraz bardziej ciążył im balast nierentownego górnictwa. W PRL-u, a także później przez wiele lat w III RP, władze traktowały Barbórkę niemal jak święto państwowe. W tym roku górnicze święto zostało jakoby odwołane w związku z kwietniowymi katastrofami w kopalniach „Pniówek” i „Zofiówka”. Barbórkę zasłonił także mundial w Katarze i mecz reprezentacji Polski z Francją. Pisowskiej władzy było to na rękę, bo nie musiała jeszcze raz tłumaczyć się ze swojej obłudnej, katastrofalnej polityki węglowej. Prezydent złożył wiązankę, zapalił znicz, spotkał się z rodzinami tragicznie zmarłych górników, wziął udział we mszy w intencji ofiar górniczych katastrof.

Tymczasem zaraz po ponurej Barbórce pojawiła się informacja, że GUS jednak podał dane dotyczące występujących w Polsce narodowości, ale kuriozalnie ogólnikowe. Na 38 milionów spisanych w Polsce w 2021 roku osób 33 miliony zadeklarowały narodowość wyłącznie polską, 855 tysięcy podało narodowość polską i niepolską, a dalszych 391 tysięcy narodowość wyłącznie niepolską. GUS stwierdził w związku z tymi danymi,

7 TRAMWAJ CIESZYŃSKI •
KIERUNEK JAZDY
XII 2022-I 2023
felieton

że bez mała 4 miliony mieszkańców Polski mają narodowość nieustaloną, ale nie przedłożył żadnych bardziej szczegółowych danych i nie wytłumaczył, co się kryje za tym stwierdzeniem. Dlaczego nie udało się narodowości ustalić? Wyjaśnienia tej zagadki od razu zaczął się domagać europoseł Łukasz Kohut z Rybnika, znany rzecznik mniejszości śląskiej i języka śląskiego. Gdzie są dokładne wyniki? – dopytywał się europoseł Kohut – Czemu tak długo trzeba czekać na publikację podstawowych informacji spisowych dotyczących struktury narodowościowej ludności zamieszkującej kraj? Co lub kto stoi na przeszkodzie? Czego się boicie? Dlaczego przez ponad rok GUS nie zdołał przeanalizować jednej rubryki spisowego formularza, tej z nagłówkiem narodowość –inne, bo tylko w tej rubryce można było wpisać narodowość śląską, która w myśl obowiązującego w Polsce prawa nie istnieje. Europoseł Kohut, przeciwnie, uważa, że taka narodowość istnieje, ma swój język, w 2011 roku zadeklarowało ją w spisie powszechnym prawie

850 tysięcy osób i należałoby takie fakty wreszcie uznać i zalegalizować. I domaga się – całkiem słusznie – by GUS w końcu poinformował, ile osób w zeszłorocznym spisie powszechnym określiło się jako Ślązacy. Niemniej jednak informacja, że prawie cztery miliony mieszkańców Polski ma narodowość nieustaloną, ujawnia skalę społecznych zmian nad Wisłą, może nie jest jeszcze szokująca, ale powinna dać do myślenia, zarówno rządzącym jak i rządzonym w kraju między Bugiem i zatrutą Odrą.

Ale w stwierdzeniu GUS-u narodowość nieustalona kryje się pewna szansa. Trzeba tylko potraktować je jako termin czy też kategorię określającą status bez narodowości, odejście od niej, jej zrzeczenie się, świadome odnarodowienie się, coś jakby apostazję. Wiadomo, że określenie własnej narodowości jest coraz bardziej kłopotliwe. Coraz więcej ludzi nie chce się identyfikować z jedną tylko narodowością i właśnie chodzi o to, żeby ich do tego nie zmuszać. Coraz częściej ludzie są

8 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2022-I 2023 KIERUNEK JAZDY
Wojciechowi Korfantemu nawet się nie śniło, że mógłby być narodowości śląskiej, dlatego jego pomnik stoi w Warszawie w pobliżu Urzędu Rady Ministrów

narodowościowymi mieszańcami, trochę Polakami, trochę Niemcami, a trochę Czechami, poza tym najbardziej identyfikują się ze swoimi regionami czy miastami. Najpierw czują się warszawiakami, krakusami, gdańszczanami czy cieszyniakami i to ich przede wszystkim definiuje. Ale to tylko część ich tak zwanej tożsamości, którą określają też przez inne tradycje, obyczaje, porządki czy hierarchie ważnych dla nich wartości. Ich tożsamość jest płynna, dynamiczna, bo ludzie rozwijają się, rosną, uczą się, pracują, podróżują, pobierają się i rozwodzą, chodzą (albo nie) do jakiegoś kościoła, na mecze, do klubu, jedni wolą wino a drudzy piwo, ci mają ochotę na pizzę, a tamci na sushi. Zdecydowana, kategoryczna przynależność jednak bardzo często jest ograniczająca i wykluczająca, jest czymś w rodzaju dogmatu, który przyjmuje się do wierzenia i praktykowania jakby to była religia. Narodowość nieustalona to status, który należałoby zalegalizować, formalnie na równych prawach zarezerwować dla tych, którzy nie chcą deklarować swojej narodowości, bo nie są pewni, czy ją w ogóle mają, czy jej chcą i czy potrzebują należeć do jakiejś administracyjnie, państwowo narzuconej wspólnoty wyobrażonej. Ważne, by nie byli dyskryminowani przez takich, co swoją narodowość z poczuciem nieuzasadnionej wyższości kultywują, bardzo często nastawiając się wrogo wobec tych, którzy deklarują inną narodowość. W dodatku sformułowanie narodowość nieustalona dobrze charakteryzuje tak zwaną narodowość śląską, ponieważ taka narodowość właściwie się jak dotąd nie ustaliła i jej fundamentalne cechy to niejednoznaczność, różnorodność, pograniczność, hybrydowość, eklektyczność, mozaikowość, patchworkowatość, niedefinitywność, transkulturowość, takość, siakość i owakość jednocześnie, w płynnych, zmieniających się związkach. Taki też jest język śląski, który nie jest skodyfikowany, jednolity, ustalony, z rozbudowaną gramatyką i oryginalnym słownictwem, nie jest językowym systemem opartym na dawnym narzeczu tubylców. Na przykład w XVI wieku taki język nie funkcjonował, nie przetłumaczono nań Biblii, dzięki czemu później mogłaby się rozwijać oparta na nim kultura, zwłaszcza literatura. Śląsk od wielu wieków był obszarem transgranicznym, przejściowym, przelotowym, przechodzącym z rąk do rąk, lecz przez kilka wieków dominowała na tym obszarze kultura niemiecka, którą Śląsk wtedy współtworzył, wystarczy choćby przypomnieć Angelusa Silesiusa czy Josepha von Eichendorffa. Księstwo Cieszyńskie zaś, jak wiadomo, do 1918 roku było częścią monarchii i cywilizacji Habsburgów, najpierw bardziej związane z Pragą, a później z Wiedniem. Także jako część Śląska Austriackiego. Po Wielkiej Wojnie padło ofiarą upadku Austro-Węgier i polsko-czechosłowackiego

rozbioru nadzorowanego przez Konferencję Pokojową w Paryżu. Tak jak zaginęło Księstwo Cieszyńskie, zaginął cały Górny Śląsk. W okresie międzywojennym polskie województwo śląskie miało jeszcze autonomię, ale nie był to czas sprzyjający budowaniu nowych wspólnot wyobrażonych i nowych państw. Nie było śląskiego narodu, który potrafiłby się wybić na samostanowienie. Po Wielkiej Wojnie śląskie, wielokulturowe – wielonarodowe, wielowyznaniowe – pluralistyczne śląskie państwo nie powstało. Próby zbudowania ślązakowskiej wspólnoty wyobrażonej nie powiodły się. Można się spierać i dyskutować o tym, kiedy Śląsk się skończył, czy rozdarli go, obrabowali i dobili dopiero Hitler ze Stalinem. Po II wojnie światowej już właściwie Śląska nie było, a po pierwszej wojnie światowej śląskie państwo nie powstało, ponieważ nie było tradycji odrębnej śląskiej państwowości, do której twórcy takiego nowego państwa mogliby nawiązać – niestety, w historii nie zdarzyło się królestwo śląskie. Po wojnie był tylko węgiel i ciężki przemysł znacjonalizowany przez komunistów, a potem, w III RP, odziedziczony przez państwowe spółki węglowe. I z tym przede wszystkim kojarzy się Śląsk Kaczyńskiemu, Dudzie i Morawieckiemu. Ale taki Górny Śląsk też już się kończy. Kim zatem są Ślązacy? Tego też nie wiadomo dokładnie. Nie zostało to ustalone. A może Ślązaków od dawna już nie ma?

Jedno jest pewne. Górny Śląsk to obszar europejski, najbardziej europejski w obecnej Polsce. I tutaj wytworzy się coś, co prowizorycznie można by określić jako nową śląską tożsamość. Górniczy, węglowy Śląsk musi przejść europejską, dekarbonizacyjną transformację w kierunku nowych specjalizacji w gospodarce, wysokiej techniki i zielonego ładu. Komisja Europejska właśnie przydzieliła województwu śląskiemu na to kilka ładnych miliardów euro, a Frans Timmermans, wiceprzewodniczący KE, który wygląda trochę jak święty Mikołaj, oznajmił na Stadionie Śląskim, podczas Festiwalu Nauki, że wierzy w śląski sukces.

Śląsk znajduje się w środku Europy. Jaka będzie jego tożsamość, nie może być ustalone czy zadekretowane według nacjonalistycznych dogmatów, bowiem tożsamość to płynny, dynamiczny proces, a Europa już niedługo bardzo będzie się zmieniać. Tymczasem życzę sobie i wszystkim ludziom dobrej woli szczęśliwego Nowego Roku! Niech będzie Chwała na Wysokości, a Pokój na Ziemi!

9 TRAMWAJ
KIERUNEK JAZDY
CIESZYŃSKI • XII 2022-I 2023

Denominacja odwagi

Pisanie felietonów do miesięcznika jest zadaniem niełatwym i wiąże się z pewnymi ograniczeniami. Najbezpieczniej byłoby zajmować się li tylko tematyką uniwersalną i ponadczasową, kosztem komentowania bieżączki. Aktualne tematy mogą w ekspresowym tempie ulec dezaktualizacji, tekst brzydko się zestarzeje i, wskutek tego, jego autor wyjdzie na kompletnego przygłupa. Spróbuję jednak być mniej zachowawczy niż kadra Michniewicza (pierwsze ryzyko: piszę tekst przed meczem z Francją!) i podjąć wyzwanie. Tym bardziej, że skomentuję zjawisko okołomundialowe, nie znając jego dalszego przebiegu i późniejszych wyników (drugie ryzyko: stawiam stanowczo na zwycięstwo Brazylii!).

Nie ukrywam – bardzo drażnił mnie zachwyt nad rzekomą odwagą reprezentacji Niemiec, która w proteście przeciwko zakazowi ekspozycji tęczowych symboli i łamaniu wolności wypowiedzi, postanowiła ostentacyjnie zakryć usta dłońmi. Dodam jeszcze, że część opinii publicznej, tuż po tym wydarzeniu, próbowała wręczać Niemcom przeróżne nagrody wolności, ordery brawury, określała tę jedenastkę jako moralnych zwycięzców turnieju – piszę to na takim etapie turnieju, że mowa o jedynych trofeach, jakie ta drużyna wywiozłaby z Kataru. Jednego publicystę poniosło nawet i wspomniał coś o pokojowym Noblu. Drażniło mnie to dlatego, że te nieistniejące nagrody wręczyłbym zupełnie innej drużynie.

Jedenastka Iranu, podczas meczu otwarcia z Anglią, odmówiła odśpiewania hymnu narodowego – podobnie zachowała się również większość kibiców z Persji. Zamanifestowali tym samym dezaprobatę wobec własnego rządu i bieżących, dobrze znanych wydarzeń, mających miejsce na terenie Iranu. Mam wrażenie, że zachodniocentryczne media zdecydowanie mniej czasu poświęciły postawie dzielnych Persów. Zdarzało się nawet, że zarzucano im uległość – bo przecież ta sama jedenastka, przed drugim i trzecim meczem, hymn narodowy jednak odśpiewała. W wersji: murmurando. Ale jednak.

Mam wrażenie, że zapomniano tu o podstawowej definicji słowa odwaga. Odwaga, to przecież postawa, która wiąże się ze świadomością poniesienia konkretnych, czasem przykrych, czasem poważnych, konsekwencji za swój czyn. Przypominam, że większość reprezentantów

Iranu mieszka i pracuje w swoim kraju, zostawili tam również swoich najbliższych. Z pewnością ten fakt miał wpływ na ich złagodzenie protestu i wymruczenie hymnu przed drugim i trzecim meczem – niektóre bliskowschodnie media wolnościowe wspominały o zastraszaniu rodzin piłkarzy bardzo poważnymi konsekwencjami w przypadku, gdyby sytuacja sprzed pierwszego meczu powtórzyła się. Persowie stąpali po bardzo kruchym lodzie. Czym natomiast ryzykowali Niemcy? Świadomość stosunku władz Kataru do kobiet, mniejszości seksualnych i praw człowieka była powszechna długo przez feralnymi mistrzostwami świata.

Kapitanowie Anglii i Niemiec oficjalnie zapowiedzieli, że podczas mundialu wystąpią w tęczowych opaskach, co spotkało się ze stanowczym wetem zarówno Katarczyków, jak i będącej z nimi w sojuszu międzynarodowej organizacji FIFA. I co? Jak myślicie, co zrobiliby organizatorzy meczu, gdyby kapitanowie obu reprezentacji uparli się i postawili na swoim? Policja katarska, na oczach świata, zaaresztowałaby Manuela Neuera i Harry Kane’a? Wsadziliby ich do ciupy, poddali brutalnym torturom? No, chyba jednak nie?

Zgodnie z doniesieniami medialnymi, konsekwencją takiej manifestacji miała być kara finansowa dla federacji piłkarskiej oraz żółta kartka dla kapitana reprezentacji. Tyle. I świadomość takich konsekwencji wystarczyła, aby Niemcy i Anglicy zrezygnowali z akcji i – mówiąc współczesnym językiem internetowych śmieszków –obsrali zbroję. Mam wrażenie, że sytuacja ta doskonale obrazuje stan zachodniej cywilizacji – pełnej frazesów o wartościach i ideałach. Kiedy jednak nadejdzie taki moment, aby móc to przywiązanie do wartości i ideałów wyeksponować w praktyce, to problemem nie do przeskoczenia staje się kara finansowa i żółta kartka dla kapitana. Zaczyna się kalkulacja strat i zysków, rozmazywanie i relatywizowanie problemu – o czym przekonaliśmy się również po rosyjskiej agresji na Ukrainę.

Nieszczęsne zakrywanie ust było, w moim mniemaniu, salomonową reakcją sztabu pijarowców niemieckich na problem. Z jednej strony opinia publiczna i sponsorzy, którzy zagrozili zrywaniem kontraktów za rezygnację z jakiejś formy protestu, a z drugiej strony naciski Katarczyków i FIFA. Wymyślili więc – zakryjmy usta, wilk będzie syty, a i owca ostanie się cała. Ot i cała historia bohaterskich piłkarzy z zachodniej Europy.

Odwaga staniała i sam jestem tego najlepszym przykładem. Na początku tekstu wspomniałem przecież o nieszczęsnym losie felietonisty, który siląc się na komentowanie tematów bieżących, sporo ryzykuje. Ryzykuje czym? Najwyżej okażę się w oczach czytelników ignorantem i głąbem, a to przecież nic poważnego, nieprawdaż?

10 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2022-I 2023 KIERUNEK JAZDY
felieton

Noworoczny Koncert Wiedeński

pierwszej na świecie Orkiestry Księżniczek

23 lutego 2023

Teatrze im. A. Mickiewicza w Cieszynie

Gwiazdorska obsada, pierwsza na świecie Orkiestra Księżniczek, soliści, międzynarodowy balet, przepiękne głosy oraz projekcje multimedialne. To wszystko do zobaczenia już wkrótce!

wspaniałych artystów. To połączenie klasycznej wiedeńskiej formy i kunsztu z młodością, wdziękiem, werwą i niespotykaną muzykalnością artystów wykonujących to jedyne w swoim rodzaju widowisko. Zabrzmią największe, ponadczasowe i wiecznie bliskie sercom melomanów przeboje króla walca - Johanna Straussa, nie zabraknie także popisowych arii z najsłynniejszych operetek „Zemsta nietoperza”, „Baron cygański”, „Wesoła wdówka”, „Księżniczka czardasza” oraz „Kraina uśmiechu”.

Noworoczny Koncert Wiedeński – Orkiestra Księżniczek to także zapierające dech w piersiach, bajkowe kostiumy, które przeniosą widzów do magicznego, wiedeńskiego świata Króla Walca - Johanna Straussa. Nie zabraknie muzycznych żartów, niespodzianek i skeczów. Udowodnimy tym samym, że muzyka łączy pokolenia i nie zna granic! Niekwestionowana, najbardziej rozpoznawalna, pierwsza na Świecie Orkiestra Księżniczek Tomczyk Art wykonująca wyłącznie muzykę Króla Walca - Johanna Straussa nieprzerwanie od niemal dekady!

Na scenie pojawią się laureaci międzynarodowych konkursów muzycznych, wirtuozi skrzypiec, fortepianu, wspaniali soliści międzynarodowej estrady, artyści występujący w największych polskich i światowych salach koncertowych. Wzruszają i bawią publikę od wielu lat, za każdym razem przyjmowani owacjami na stojąco! Tradycją stały się już coroczne Noworoczne Koncerty Wiedeńskie w wykonaniu tej niezwykłej grupy

Publiczność usłyszy m.in.: Walc „Nad pięknym modrym Dunajem”, Arię Barinkaya „Wielka sława to żart”, Duet wszech czasów „Usta milczą dusza śpiewa”, polkę „Tritsch- Tratsch” oraz słynny „Marsz Radeckiego”. W klimat magicznych bali wiedeńskich wprawią Państwa olśniewające kreacje artystów, przepiękne suknie balowe solistek oraz Orkiestry Księżniczek Tomczyk Art wykonującej to niezwykłe widowisko. Przeniesiemy Państwa do bajkowego świata. Tutaj każdy może bujać się w rytm muzyki oraz śpiewać wraz z solistami najpiękniejsze melodie jak choćby „Wielka sława to żart”, czy „Usta milczą dusza śpiewa”. Noworoczny Koncert Wiedeński to przede wszystkim doskonała zabawa. Chcemy śpiewać i bawić się na scenie razem z Państwem!

BILETY: Kasa Teatru, Pl. Teatralny 1, CIESZYN tel. 33 857 75 90

BILETY ONLINE - www.tomczykart.pl, grupy powyżej 10 os. – grupynakoncert@gmail.com

Na kolejny Koncert pierwszej na świecie Orkiestry Księżniczek zapraszamy 21.05.2023 do Bielskiego Centrum Kultury (Koncert Wiedeński 3)

PRZYSTANEK NA ŻĄDANIE artykuł sponsorowany
w

Rok na Cieszyńskim, Czyli odejŚCia

Kolejne miesiące mijają nieubłaganie, kolejne sprawiają, że cieszyńska niezmienność, cieszyńskie długie trwanie, książęca stałość zmienia się, modeluje, ucieka nam przez palce i tworzy się na nowo. Po to, żebyśmy znów mogli usiąść i osądzić, że to jednak niezmienność; że to tylko akcenty, że u nas na wsi, u nas w Księstwie, u nas na prowincji, u nas w centrum wszechświata, że u nas generalnie się nie zmienia, a jeśli już się zmienia, to zmiany przyswajamy tak szybko, że jawią się stałością.

Rok minął niemal niespodziewanie, pewnie ktoś mógłby napisać podsumowanie tych dwunastu miesięcy, wyjawić, że jednak żyjemy w nowym, niekoniecznie wspaniałym świecie, że coś się wali, a coś nowego powstaje. Ja już na zimno, bo niusowa szybkość przestała mnie podniecać: to, że żyjemy w czasach dziejowej zmiany, w dodatku zmiany okrutnej, to wyjątkowo brutalna oczywistość. Tyle o geopolityce, która w końcu nas dogoni, nawet w tak oddalonym od centrum kawałku świata. W polityce mikro, jak sama nazwa zdaje się nam sugerować, zmienia się niewiele. Rynek odkopany, rynek odkryty, rynek zakopany, można powiedzieć, że nihil novi, choć akurat w tym przypadku mnóstwo wiedzy nam przybyło i mnóstwo nowych pytań przy okazji zdążyło się objawić. Pomnik Mieszka obalony, znów stanie i znów dumnie będzie patrzył przez Olzę na drugą część podzielonego księstwa. Noszak znów bryluje na salonach, odbiera blask innym książętom, tylko Jan Błachowicz, współczesny cieszyński książę, który swój tytuł wykuł nie pochodzeniem z Piastów, tylko tytaniczną pracą i mocną pięścią, depcze mu po piętach. W kulturze też zmiany niewielkie, choć pozornie fundamentalne. Teatr zmienia dyrektora, to akurat fakt dziejowy, od dekad nie widziany, choć za wcześnie, żeby sądzić, co ta zmiana przyniesie.

W każdym razie teatr stoi jak stał, ciągle piękny, ciągle może błyszczeć architekturą i milczeć ze sceny. I tak, jak co roku, owce wyszły na hale, owce wróciły, małe polityki i średniej wagi skandale nawiedzały nasze ziemie, breńską Halę Jaworową przynajmniej chwilowo udało się uratować, na stratę poszło wiele innych groni, które znikną pod pensjonatami, domami, hotelami

i nowoczesnymi stodołami. Ktoś je pewnie kiedyś zburzy, albo same się zawalą, a góry zostaną. Cykliczność tego wymaga.

Chciałoby się żyć w pełnej niezmienności, niestety, to czyste mrzonki, bo wszystko zmieniają odejścia, wyrywają kawałki naszej rzeczywistości i jakoś nic wokół nie chce ich zasypać. W listopadzie odszedł Poeta, w dodatku poeta wielki, poeta bezkompromisowy, nie tyle pisarz, bo pisarzowi zdarza się pisać, co Poeta, który żył poezją zawsze, nawet kiedy nie tworzył, a przerw miał przecież sporo; poeta znakomity, z którym „długie spacery nad Olzą” otwierały nam oczy, nawet poezję niewierzących, kierowały na piękno, mówiły, że poezja jest nad Olzą, że się zdarza, tak jak się zdarza wielka miłość gdzieś pomiędzy Giszowcem a Nikiszowcem. Odszedł poeta znakomity i poeta niedoskonały, przez co jeszcze znakomitszy. Nie stanie już z espresso przed Kornelem, nie opowie, że jest ciężko, ale że najważniejsze, że znów pisze, nie skrytykuje i nie podniesie na duchu, nie opowie o Filipowiczu i Pilchu, nie wskaże palcem, który poeta wielki, a który polityk mały.

To odejście najgorsze, to zmiana nieodwracalna, bo kiedy odchodzi poeta, kończą się słowa.

Andrzej Drobik – dziennikarz, reporter, dyrektor programowy Festiwalu Słowa im. Jerzego Pilcha Granatowe Góry. Autor książek, m.in. „Rozmowy o Śląsku Cieszyńskim”, „Bolko Kantor. Prawy, prosty” i „Wisła w sensie magicznym”, wyreżyserował filmy dokumentalne, m.in. „Jego kochana, dumna prowincja” o Kornelu Filipowiczu w Cieszynie, „Ciągle tu jesteśmy”, opowiadający historię społeczności Polskiej we wsi Ostojićevo w Serbii. Na portalu Youtube prowadzi program „Rozmowy o Śląsku Cieszyńskim i reszcie świata”.

12 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2022-I 2023 KIERUNEK JAZDY
felieton
Jerzy Kronhold, źródło wydawnictwowarstwy.pl

Cykl duński: TRzy obliCza recePcji

W „Konradzie Wallenrodzie”, w drugiej jego scenie Adam Mickiewicz opisuje wieżę wraz z jej mieszkanką – Aldoną, pustelnicą. Pisze tak o tym obiekcie: W środku lasu samotna błyszczy za Niemnem wieżyca, Był to klasztor zakonnic, chrześcijan smutna budowa. Podobne odczucia towarzyszyły mi, gdy zobaczyłem po raz pierwszy hotel „Ansgar” w duńskim Esbjerg. Biały, ascetyczny klasztor wciśnięty między bezkres cegieł. Widok ten raczej skromny, nie napawał optymizmem. Na szczęście fasada nie rzutowała na całokształt tego miejsca. Mnie zaś przyszło zaakceptować, że to tylko część duńskiej estetyki.

Drewniana boazeria zapraszała gości nie gorzej niż czerwone dywany. Zapach politury dawno ulotnił się, ustępując miejsca pyłowi, niesionemu na butach podróżnych z różnych zakątków świata. Stalowa kratka w przedsionku nie była żadną przeszkodą dla drobinek; prześlizgiwały się niczym typy spod ciemnej gwiazdy przez mury miejskie, strzeżone przez słabo opłacanych strażników miejskich. Stanąłem wraz z kolegą przy ciemnym kontuarze, który odgradzał recepcjonistkę od gości niczym Wał Atlantycki, którego część zresztą przebiega przez Półwysep Jutlandzki, gdzie się znajdowaliśmy.

Za recepcyjną ladą siedziała kobieta po pięćdziesiątce, ubrana w rdzawą suknię z dzianiny. Tak przynajmniej zakładałem, gdyż widziałem ją wyłącznie od pasa w górę, co nie pozwalało dokładnie przyjrzeć się jej naturze, a jedynie snuć pewne domysły. Długie włosy w tonacji podobnej do jej ubioru przecinały srebrzyste pasma. Nie był to efekt niedbalstwa recepcjonistki, a jak zdążyłem zaobserwować później wśród tutejszych kobiet, zaakceptowanie metamorfozy, którą nieuchronnie przynosi wiek dojrzały. Patrzyła na nas spod okularów. To nie było ganiące spojrzenie; nie mieliśmy do czynienia z żadną harpią. My z kolei nie przebyliśmy szmatu drogi, by kogokolwiek w heroiczny sposób zgładzić. Usposobienie obu stron było pokojowe. Ona chciała dobrze wykonać swój obowiązek, my pragnęliśmy tylko rozprostować kości

po trudach podróży. Niestety, byliśmy zbyt wcześnie, dlatego przyszło nam jeszcze odrobinę poczekać. Ostatecznie o miłym usposobieniu recepcjonistki zadecydowała propozycja napicia się kawy z samoobsługowego ekspresu ciśnieniowego, który stał w sali restauracyjnej. Już wiedziałem, że to ten typ kobiet pokroju cioci May Parker, przede wszystkim – troskliwej.

Swoją drogą, recepcja naszego hotelu była czynna tylko do 22.00. Domyślaliśmy się, że taki stan rzeczy może wynikać z braku rąk do pracy. W przeciwnym razie, w recepcji być może nie znalazłby się blond włosy anioł. Nie wydawał się ani słodki, ani w żaden sposób interesujący. Trząsł się niczym galaretowata bełtwa festonowa, której nie brakowało w Morzu Północnym, okalającym duńskie Esbjerg. Nasza meduza wcale nie stanowiła zagrożenia (chyba że dla samej siebie), jak mylnie kiedyś założył Artur Conan Doyle w jednej z przygód Sherlocka Holmesa. Natomiast niebezpieczeństwo stanowiliśmy my. Chcieliśmy niestandardowych danych na fakturze. Obyło się bez ofiar.

Dzięki Bogu drugi dokument załatwiliśmy kolejnego dnia, kiedy swą wartę w recepcji pełnił wysoki brunet. Reprezentował sobą pewność siebie i profesjonalizm.

Żadne pytanie, ani nawet żadna prośba nie stanowiły dla niego problemu. W srebrnej kamizelce niczym w napierśniku mężnie bronił dobrej opinii o hotelu „Ansgar”. W poczuciu obowiązku zasiadł do laptopa.

Głośna, nieco leciwa drukarka wypluła fakturę. Panowie płacicie kartą, gotówką? – padło pytanie z ust bruneta. Błysk karty w ręku mówił wszystko. Perfekcyjna angielszczyzna była zbyteczna. Przynajmniej tym razem.

Paweł Czerkowski – felietonista, który od 2016 roku z pewną regularnością pochyla się nad tematyką związaną ze Śląskiem Cieszyńskim i jego wielowymiarowością. W przeszłości publikował m.in. w „Gwiazdce Cieszyńskiej” oraz „Dzienniku Zachodnim”. Od kilku lat prowadzi autorski blog Swoją Drogą (www.swojadrogacn.blogspot.com). Swoje teksty opublikował również w dwóch książkach: „Paw. Felietony 2016-2017” oraz „Balans. Felietony Cieszyńskie”. Aktualnie jest związany również z grupą poetycką Salonik Cieszyński. Mieszka w Cieszynie.

13 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII
2023 KIERUNEK JAZDY
2022-I
felieton

jesTeŚ akToRem

Szymon Wąsowicz

W przebogatym repertuarze niezapomnianego Zbigniewa Wodeckiego znajduje się mniej znany utwór, zatytułowany „Teatr uczy nas żyć”. Ostatnią strofę można uznać za dobre streszczenie poniższego tekstu:

Teatr uczy nas żyć Życie nas uczy udawać Teatr – wielka to sprawa Patrz, słuchaj Najlepiej – graj!

Te zaiste głębokie słowa wprost odnoszą się do wielu czynności, które wykonujemy na forum publicznym. W tej kategorii mieszczą się wystąpienia w mediach, lekcje szkolne, wykłady akademickie czy referaty naukowe wygłaszane podczas konferencji. Wszystkie zawierają elementy gry aktorskiej i służą lepszemu odbiorowi naszego przekazu.

Każda pliszka swój ogonek chwali. Wśród aktorów sceny matematycznej aktorem sensu stricte był znany probabilista (czyli specjalista w zakresie rachunku prawdopodobieństwa) i statystyk Patrick Billingsley (1925-2011), polskiemu czytelnikowi znany głównie z autorstwa przetłumaczonego na nasz język świetnego podręcznika „Prawdopodobieństwo i miara”. Wystąpił m. in. w głośnym filmie „Nietykalni” Briana de Palmy, wcielając się w rolę woźnego sądowego. Występ aktorski ma również na swym koncie inny matematyk, znacznie bliższy naszej cieszyńskiej ziemi. Roman Suszko (1919-1979), urodzony w niedalekiej Podoborze, a nauki szkolne pobierający m. in. w Cieszynie, był cenionym logikiem i twórcą tzw. logiki niefregowskiej. W kultowym filmie „Rejs” Marka Piwowskiego zagrał rolę Profesora wypowiadając m. in. pytanie, skierowane do rady rejsu: Jaką metodą wybierzemy metodę głosowania?

Cóż więc wspólnego z aktorstwem ma matematyka, czy ogólniej – każdy występ publiczny? Prowadząc wykład można przez dwie godziny mówić jednym tonem. Wtedy z pewnością połowa słuchaczy opuści salę, a druga – przez grzeczność obecna do końca –najpewniej zaśnie. Odpowiedzią na fundamentalne pytanie: Jaka była treść dzisiejszego wykładu stanie się wówczas fraza: Wykładowca jak zwykle zanudził

audytorium. Zatem do uzyskania dobrego odbioru przekazywanych treści niezbędne są właściwa modulacja głosu oraz umiejętność posłużenia się nią do wskazania momentów istotnych dla zrozumienia materiału wykładu. W tej sytuacji nie tylko ja żałuję, że kandydatów na nauczycieli nie kształci się w zakresie emisji głosu, tak jak robi się to w akademiach muzycznych.

Dobry wykład jest po części dziełem sztuki, rodzajem aktu twórczego. Uczestniczą w nim zarówno prowadzący, jak i słuchacze, bez wątpienia na równych prawach. Trudno przecież profesorowi przemawiać do pustej sali, więc audytorium jest konieczne i niezbędne. Lecz nie audytorium statyczne – mam tu na myśli przede wszystkim swoisty dialog, jaki może się wywiązać pomiędzy prowadzącym a odbiorcami.

Matematyk bardzo intensywnie używa kredy oraz tablicy i siłą rzeczy w czasie zapisywania, często trudnych do zrozumienia wzorów, odwraca do niej twarz. Jednak niezmiernie ważne jest również utrzymanie stałego kontaktu wzrokowego z audytorium, czemu służy skierowanie się w stronę słuchaczy. Warto to robić po każdym napisanym zdaniu. Jaka jest reakcja na spotkanie spojrzeń? Głównie skinięcie głową na znak przytaknięcia, co nie zawsze oznacza zrozumienie. Choć czasem warto udać, że się rozumie – jest to aktorstwo studenckie. Nawiązuje się wtedy porozumienie, które warto wykorzystać zadając pytania. Często to robię i równie często uzyskuję odpowiedzi. Nie jest ważne, że czasem nie są one poprawne. Liczy się sam fakt zaistnienia kontaktu słuchacza i wykładowcy. Innym elementem aktorskim jest uciszanie studentów. Ci, jak świat światem, zawsze rozmawiali, rozmawiają i będą podczas wykładu rozmawiać. Moją metodą

14 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2022-I 2023 KIERUNEK JAZDY

jest odwrócenie się do widowni i wygłoszenie monologu o tym, że na wykładzie jedna osoba mówi, a reszta słucha, a jeśli wszyscy mówią, oznacza to anarchię. Tym mówiącym jestem ja, a kierunek przekazu odwraca się podczas egzaminu. Kiedyś spytałem czy słuchacze wiedzą, ile osób powinno mówić podczas wykładu. Cisza, konsternacja, wreszcie jeden śmiałek podniósł rękę w górę i powiedział: Ja wiem. Na jakiś czas szepty ucichły.

Podczas wykładów o niewielkim stopniu zaawansowania można tylko wzmiankować niektóre kwestie o znacznym stopniu złożoności, aczkolwiek studenci powinni przynajmniej o nich usłyszeć. W takim przypadku mówię o konieczności przyjęcia tych faktów na wiarę. Zdarzyło mi się spytać słuchaczy: Czy wierzycie, że własności funkcji wielu zmiennych są zupełnie inne niż analogiczne własności funkcji jednej zmiennej? – stylizując wypowiedź na chrześcijańskie wyznanie wiary. Przez kilka sekund panowało milczenie. Stojąc z twarzą zwróconą w kierunku audytorium wyciągnąłem przed siebie obie dłonie w geście podobnym do dyrygowania chórem i wreszcie usłyszałem upragnione gremialne: Wierzymy.

Stosowane przez wykładowcę elementy gry aktorskiej mają duży wpływ na zbudowanie pewnej szczególnej więzi ze studentami. Można ją wykorzystać i poza salą wykładową czy nawet poza uczelnią. Nie jest to jednak tytułowe udawanie, bo tego – słowami wspomnianej piosenki – uczy nas życie. Odbiorcy natychmiast

wyczują wszelki fałsz, którym jest ubieranie niewiedzy we wzniosłe słowa, podpieranie nie zawsze prawdziwych tez stopniami i tytułami naukowymi dla fikcyjnego dodania sobie autorytetu czy może brak szacunku dla siebie i studenta, nieprzygotowanie do zajęć itp. Tak więc aby móc być aktorem, przede wszystkim trzeba być dobrze obeznanym z zasadniczym tematem prowadzonych zajęć i specyfiką wykładanego przedmiotu. Występy artystyczno-retoryczne są mimo wszystko elementem wtórnym, wspomagającym proces dydaktyczny. Najważniejsze, aby każdy z nas zawsze pozostał sobą. Takich nauczycieli studenci długo potrafią pamiętać.

Szymon Wąsowicz – prywatny nauczyciel, mentor i trener. Popularyzator matematyki, autor bloga Być matematykiem (byc-matematykiem.pl). Tłumacz tekstów naukowych, autor lub współautor 35 prac naukowych opublikowanych w recenzowanych czasopismach o zasięgu międzynarodowym. Doktor habilitowany nauk matematycznych, profesor Akademii Techniczno-Humanistycznej w Bielsku-Białej. Z zamiłowania humanista, znawca twórczości Jaroslava Haška. Pasjonat historii motoryzacji, śpiewu chóralnego oraz aktywności fizycznej. Zapalony rowerzysta.

15 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2022-I 2023 KIERUNEK JAZDY

PoChwała Rogulki

„Podstawę naszego istnienia stanowi codzienność”, Jolanta Brach-Czajna, „Szczeliny istnienia”

W kuchennej szufladzie mojej teściowej pomiędzy innymi przyborami kuchennymi leży rogulka. Leży tak już 40 lat, o ile nie więcej, bo Mama Ala przeżyła ich z Ludkiem ponad 50, a to on kopyszczkę ze świątecznego smreka wystrugał. W rogulce, zwanej też mątewką, rogalem, kłótewką, mątwicą, kołotuszką, kwirlejką, koziołkiem, fertaczką czy firlejką, nie ma się co popsuć. Jej kuchenna rola – dokładnego wymieszania składników – jest nadal potrzebna, więc rogulka trwa. W języku etnologów jest formą samorodną, wycinaną z wierzchołka młodego iglastego drzewka od wieków i na całym prawie świecie. Nie my ją wymyśliliśmy, tylko z czasem zamieniliśmy na metalowe trzepaczki i lśniące miksery. Te się psują, a ona nadal mieszka w szafkach i kredensach krainy, która na swoich sztandarach powinna wyhaftować: „Nie wyrzucaj, bo jeszcze dobre”.

Wraz z przygotowaniami do Świąt wracamy do starych rodzinnych sporów. Czy naprawdę znowu musisz mieć dużą choinkę? Czy nie wiesz, jak to nieekologiczne? Otóż wcale nie jest to takie oczywiste. Porównaniem prawdziwej i sztucznej choinki pod kątem emisji gazów cieplarnianych zajęli się naukowcy Wydziału Rolnictwa, Żywności, Nauk o Środowisku i Leśnictwa Uniwersytetu Florenckiego. Obliczyli, że naturalne drzewko w trakcie swojego wzrostu emituje około pół

kilograma ekwiwalentu dwutlenku węgla (CO2e). Produkcja sztucznej choinki o porównywalnych wymiarach odpowiada za emisję aż 19,4 kilograma CO2e – i to bez uwzględnienia transportu (80% produkuje się w Chinach). W dodatku ta sztuczna będzie rozkładać się na wysypiskach z pięćset lat. Naturalne drzewko w trakcie swojego wzrostu produkuje tlen, ale stare choinki nie są już tak wydajne w fotosyntezie, więc warto zastępować je młodszymi drzewkami – znajduję kolejne racjonalne usprawiedliwienie.

Tak naprawdę duża choinka jest jak pamięć komputera, kto chce mieć małą? Pomieści zbierane przez lata bombki i długie łańcuchy, rodzinne tradycje (przecież muszą być anielskie włosy), pamięć dziecięcych dramatów i szczęścia. Kiedy to niby miałabym opowiadać, jak spłonęła od świeczek choinka na Chrobrego, a wraz z nią pierwsza lalka z zamykanymi oczami i „prawdziwymi” włosami? Przy czym wspominać zawijane w sreberka czekoladki robione przez mamę z kakao i ceresu albo kolędy śpiewane na sankach przyniesionych przez aniołka prosto z Czeskiej Republiki? Przy tej plastikowej, którą można najwyżej przerobić w zielone szczotki do mycia kibla? No właśnie, jeszcze zapach. Przy sztucznej trzeba się natrudzić, żeby w domu zapachniało Świętami. Aromatyczne świece nie zastąpią naturalnych

16 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2022-I 2023 KIERUNEK JAZDY

olejków eterycznych. I nie chodzi tylko o zapach. Świerk odpręża, jodła pomaga walczyć z wirusami, bakteriami i grzybami, sosna ukoi ból reumatyzmu i udrożni drogi oddechowe. Chcesz mieć SPA w domu, prawda?

Oczywiście wiem, że najlepiej wybrać choinkę z korzeniami, którą po zimie zasadzimy w ogrodzie lub we wskazanym przez gminę/spółdzielnię miejscu. Sęk w tym, że te w doniczkach są zbyt małe, żeby zaspokoić mój apetyt na tzw. prawdziwe Święta. Ale suche drzewka także po Świętach okazują się bardzo przydatne. Zwłaszcza teraz, gdy liczy się każda tona węgla, pozyskiwanie biomasy oznacza niemałą i policzalną wartość – bo jej tona to nawet 0,6 tony węgla, w dodatku przy zerowym bilansie dwutlenku węgla i znacznie mniejszej emisji szkodliwych substancji. W ciągu kilku lat dzięki akcji „Ciepło z natury” Warszawa pozyskała  3 285 ton choinek, równoważnych 1 878 tonom węgla, co pozwoliło na całoroczne ogrzanie prawie 2 000 mieszkań. Choinki „na ciepło” zbiera także Ostrów Wielkopolski („Zielona energia z choinek”), Włocławek i... Czeski Cieszyn. Kompost z iglaków powstaje w Gdańsku, Krakowie, Poznaniu czy Opolu, ale także w Trzyńcu. Posiadacze ogrodów nie mają z drzewkiem żadnego problemu – gałęzie  ochronią rośliny, igły wrzucą do kompostu. Pozostałym mieszkańcom cieszyński Ekoplast radzi jedynie, by stare drzewka wyrzucać jako bio odpady, ale nie ma dla nich (jeszcze?) żadnego specjalnego planu. Tylko uwaga – bez igieł, te wykorzystamy do aromatycznych kąpieli, zimowych herbat, a może zrobienia… dywanu? „Leśna wełna” (Forest wool) to jeden z najciekawszych projektów, jakie widziałam na Dutch Design Week w Eindhoven. Projektantka Tamara Orjola znalazła sposób na wykorzystanie miliardów sosnowych igieł. Dzięki standardowym technikom produkcji – zgniataniu, moczeniu, parowaniu, gręplowaniu, wiązaniu

* Pracownicy Muzeum Etnograficznego w Krakowie uważają domowy wyrób mątewki za mało skomplikowany. Wystarczy odciąć wierzchołek drzewka poniżej pierwszych odrostów, przyciąć je, okorować całość i obrobić gdzie trzeba nożykiem. Ci, którzy przed zabraniem się do roboty wolą zobaczyć, co ich czeka, mogą rzucić okiem na zdjęcia Piotra Horzeli, a nawet zobaczyć film „Jak z choinki zrobić mikser?” – 4 minuty na FB i wszystko jasne.

i prasowaniu – można je przekształcić w tkaninę lub papier, nie tracąc w tym procesie cennych olejków eterycznych. Zbyt skomplikowane? Tak myśli tylko ten, kto nie brał udziału w warsztatach robienia papieru – myślę podekscytowana wizją miękkiego dywanu z igieł. Ale może to zbyt futurystyczne, jak na Święta, w których wszystko powinno być takie, jak dawniej. Więc jednak zróbmy rogulkę*. Pewnie nas przeżyje...

17 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2022-I 2023 KIERUNEK JAZDY
Tamara Orjola opracowała proces przekształcania igieł we włókno, które jest użyte do produkcji tekstyliów w kolekcji Forest Wool, fot. www.tamaraorjola.com

Tradycje hodowlane karpia na Śląsku Cieszyńskim

Karp jako gatunek wywodzi się z Azji, a pierwsze znane informacje o jego hodowli pochodzą z Chin i datują się na V wiek p.n.e. W I wieku n.e. karp był już na pewno znany w Europie – o stawach karpiowych pisał m.in. Arystoteles i Pliniusz Starszy. Rybę tę hodowano wówczas zarówno w celach spożywczych, jak i ozdobnych. Rozpowszechnianie się chrześcijaństwa w Europie, wzrastająca liczba zakonów z surowo przestrzeganą przez nie dużą liczbą dni postnych w roku, a także powstawanie i rozwój miast w średniowieczu oraz licznych dworów książęcych i królewskich –wszystko to stwarzało duży popyt na ryby, którego nie mogło zaspokoić ani bieżące rybołówstwo, zależne w dużej mierze m.in. od pór roku i losowości, ani sadzawki przeznaczone na krótkotrwałe przechowywanie małej ilości ryb. Pojawiły się zatem pierwsze duże hodowle ryb w Europie.

Za początek planowanej wieloletnio i zorganizowanej na szeroką skalę gospodarki stawowej na ziemiach polskich uważa się wiek XII. W 1136 roku z Czech lub Moraw przybyli do Polski Cystersi. Zakonnicy ci założyli w okolicach Milicza w Dolinie Baryczy największe w ówczesnej Europie skupisko stawów rybnych, które w XIII wieku miało powierzchnię ponad 2300

ha. Z kolei na potrzeby żeńskiego zakonu cysterskiego powstały stawy w okolicach Krośnic. Budowa stawów rybnych szybko stała się popularna, szczególnie na południu Polski. Duża odległość od morza, stosunkowo łagodne zimy oraz podmokłe tereny, nie nadające się na uprawę zboża, a także bliskość dużych rynków zbytu w Krakowie i Wrocławiu były czynnikami sprzyjającymi

18 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2022-I 2023 WYŻSZA BRAMA
Anna Majews a

rozwojowi rybactwa stawowego na tych terenach. O ile rynek wrocławski był zaopatrywany przede wszystkim przez ośrodek milicki, o tyle do Krakowa ryb dostarczano przede wszystkim z terenów od Rybnika po Oświęcim, włączając Śląsk Cieszyński.

Do XIII wieku można właściwie mówić tylko o książęcej i klasztornej gospodarce stawowej, która w tym czasie była dopiero na etapie rozbudowy. Dopiero w dokumentach lokacyjnych z końca XIII i XIV wieku znajdujemy pierwsze wzmianki o stawach miejskich i chłopskich, należących głównie do sołtysów. Z biegiem czasu w XIV–XV wieku znajdujemy pierwsze liczniejsze wzmianki o stawach należących do kmieci, młynarzy, plebanów i karczmarzy. Podobnie w miastach, oprócz tzw. stawów zamkowo-książęcych, były także stawy miejskie, których użytkownikami byli najpierw wójtowie miast, a później rady miejskie. Wspólne stawy miały takie miasta jak: Cieszyn, Skoczów, Strumień, Rybnik, Pszczyna, Mikołów, Bieruń, Racibórz, Nysa, Tarnowskie Góry i Bytom. Stawy miejskie były przeważnie niewielkie i często pełniły rolę sadzawek do okresowego przechowywania ryb konsumpcyjnych. W XV, XVI i na początku XVII wieku książęcy urząd zamkowy w Cieszynie był ośrodkiem dyspozycyjnym dla gospodarstw stawowych w okolicach Bogumina, Frysztatu, Frydka i Bielska.

Gospodarska stawowa na terenach południowej Polski miała znaczne osiągnięcia w zakresie budowy stawów i urządzeń hydrotechnicznych. Technika pomiarów, budowy grobli, systemu nawadniająco-odpływowego oraz urządzeń hydrotechnicznych była na wysokim poziomie. Na uwagę zasługuje stosowanie urządzeń mechanicznych do sztucznego nawadniania stawów i natleniania wody w okresie zimowym.

J. Dubravius podaje, że w czasie dużych mrozów należy wyrębywać przeręble w stawach, a w nich ustawiać „wiatraki”, które napędzane wiatrem lub siłą ludzką „burzyły” wodę, sztucznie ją natleniając. Źródła archiwalne z dóbr cieszyńskich z 1568 roku potwierdzają informacje podane przez J. Dubraviusa. Na Śląsku Opawsko-Cieszyńskim budowano w tym celu tzw. nadymaczki, służące nie tylko do natleniania, ale także do nawadniania i osuszania stawów.

Szczytowy okres rozwoju śląskiej gospodarki stawowej przypada właśnie na XVI wiek i początek XVII. Jeśli chodzi o Śląsk Cieszyński ogromne są tutaj zasługi księcia Kazimierza II. Wzorowała się na nim szlachta, zwłaszcza w status minores bogumińskim, frysztackim

i bielskim, gdzie były sprzyjające warunki, by pewna liczba stawów znalazła się w posiadaniu mieszczan i niektórych chłopów. W połowie XVII wieku najwięcej ryb produkował jednak strumieńsko-skoczowski klucz dóbr książęcych, co stanowiło 10% dochodów komory, a Strumień można uważać za pewnego rodzaju stolicę tego subregionu, określanego mianem „Żabiego Kraju”. Wojna trzydziestoletnia przyczyniła się do ogromnych zniszczeń w tym zakresie, które do końca stulecia naprawiono tylko po części. W 1654 roku w dobrach Komory Cieszyńskiej funkcjonowało 66 stawów, w stawach głównych odławiano 1120 kóp ryb konsumpcyjnych. Szacunkowo dla całych dóbr komory można przyjąć około 1800 kóp, w 1694 roku około 1600 kóp. W czasach katastru karolińskiego Komora posiadała 83 stawy, większość w kluczu skoczowsko-strumieńskim, gdzie naliczono 1894 kóp hodowanych ryb (w cieszyńskim tylko 261). Z okolicami Strumienia konkurowały wolne państwa stanowe z północno-zachodniej części Śląska Cieszyńskiego, zwłaszcza Niemiecka Lutynia. Od XVII wieku nastąpiło zahamowanie rozwoju, za co odpowiadała wojna trzydziestoletnia, niszczące wojny szwedzkie oraz zmiany strukturalne polegające na zaniku ilości stawów chłopskich i mieszczańskich na rzecz wielkiej własności ziemskiej.

Po wojnach napoleońskich w latach dwudziestych i trzydziestych XIX wieku można zauważyć pewne wysiłki zmierzające do podźwignięcia gospodarki stawowej, jednak nie dały one pożądanych rezultatów. Rozwijająca się produkcja zbożowa oraz roślin okopowych, zwłaszcza ziemniaków i buraków oraz chów bydła i trzody chlewnej zaczęły wypierać gospodarkę stawową. Również w miarę wzrostu ilości kopalń węgla kamiennego następował spadek poziomu wód gruntowych i w efekcie gwałtowne osuszanie się wielu stawów. W połowie XIX wieku najsilniejszymi ośrodkami górnośląskiej gospodarki stawowej pozostawały powiaty: pszczyński, cieszyński, lubliniecki, opolski, raciborski i niemodliński.

Sprzyjającym warunkom naturalnym do hodowli towarzyszył rozwój wiedzy hodowców. Początkowo wiedza zawodowa była przekazywana ustnie z pokolenia na pokolenie, dopiero w renesansie, dzięki upowszechnieniu się druku, ukazały się pierwsze publikacje na ten temat. Autorem pierwszego podręcznika z dziedziny stawiarstwa był Olbrycht Strumieński, który w roku 1573 wydał dzieło „O sprawie, sypaniu, wymierzaniu i rybieniu stawów”, napisane w języku polskim, co dodatkowo sprzyjało upowszechnianiu wiedzy fachowej

19 TRAMWAJ
WYŻSZA BRAMA
CIESZYŃSKI • XII 2022-I 2023

wśród hodowców nieznających łaciny. W 1609 roku wyszła publikacja Stanisława Stroynowskiego „Opisanie porządku stawowego”, która była kilkakrotnie wznawiana w XVII w.

Intensywny rozwój nauk przyrodniczych w drugiej połowie XIX wieku spowodował, że również stawy rybne stały się obiektem zainteresowania naukowców i od tego czasu datują się nowoczesne badania stawowe. Uczonym zajmującym się tym problemem przyświecała idea, że jak najlepsze poznanie środowiska, flory i fauny stawowej oraz procesów zachodzących w stawie, przyczyni się do prowadzenia bardziej zyskownej gospodarki rybackiej. Założenia te nie straciły aktualności do dzisiaj.

Jednym z pionierów współczesnych badań stawowych był Zacharias (1897), który zajmował się zooplanktonem i wprowadził do limnologii nazwę zooheleoplankton. W Polsce (ówczesnej Galicji) badania stawowe zapoczątkował profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego Maksymilian Siła-Nowicki. Dzięki niemu i skupionym wokół niego osobom nastąpił zasadniczy postęp w gospodarce stawowej Małopolski.

Główną rybą hodowaną w polskich stawach szybko stał się karp, którego sprowadzenie do naszego kraju również przypisuje się Cystersom. Znaczącą rolę w popularyzacji hodowli karpia na Śląsku Cieszyńskim odegrały również Austro–Węgry. Zresztą do dziś, oprócz Polski, to właśnie Czechy i Węgry są największymi producentami karpia w Unii Europejskiej. Niezwykle istotną zasługę w rozwoju badań nad hodowlą karpia miał Śląsk Cieszyński. W XIX wieku Thomas Dubisch (Tomasz Dubisz), rządca rybacki dóbr Komory Cieszyńskiej, opracował system tzw. przesadkowania karpi, polegający na odrębnym chowie poszczególnych roczników ryb przesadzanych do coraz większych i coraz głębszych stawów o coraz lepszych warunkach pokarmowych. Wymyślona przez Dubischa przesiadkowa metoda produkcji karpi umożliwiła bardziej harmonijny wzrost ryb i skróciła okres ich produkcji z 5-7 lat do 3-4 lat. Obowiązuje ona do dzisiaj w stawiarstwie europejskim. Z kolei w 1880 r., na wielkiej wystawie rolniczej w Berlinie, Adolf Gasch, hodowca karpia z Kaniowa niedaleko Bielska-Białej, został nagrodzony złotym medalem za wyhodowaną przez

siebie linię karpia określonego mianem „karp polski”. Karp ten, zwany także galicyjskim, do dzisiaj prezentuje najbardziej pożądany wśród hodowców pokrój. Badania naukowe na terenie Śląska Cieszyńskiego prowadzi dziś Zakład Ichtiobiologii i Gospodarki Rybackiej PAN w Gołyszu, a tradycje hodowlane kontynuuje LGR „Żabi Kraj”.

A skąd wziął się karp na polskim stole wigilijnym? Wiadomo, że w Wigilię w dawnej Polsce na stole musiały być ryby. To była bardzo silnie zakorzeniona tradycja. Wszystkie nasze potrawy wigilijne posiadają swoją symbolikę – mają zapewnić zdrowie, pomyślność i obfite zbiory na następny rok. Na stole musiały się zatem znaleźć potrawy z każdego miejsca, z którego w ciągu roku pozyskuje się żywność – z pola, z ogrodu, z lasu i z wody. Z pola pochodziły na przykład kasze, z ogrodu owoce na tradycyjny kompot, z lasu grzyby, a z wody – ryby. Nie było jednak zwyczaju spożywania konkretnych ryb. W XVIII czy XIX wieku na stołach wigilijnych polskiej szlachty i mieszczaństwa znajdowały się przeróżne gatunki. W słynnej „Kuchni polskiej” Lucyna Ćwierczakiewiczowa proponowała na kolację wigilijną np. łososia z rusztu, lina duszonego, sandacza w galarecie. Zamieściła też przepisy na karpia, ale jako jedną z wielu propozycji. Na początku XX wieku karp był powszechny przede wszystkim w kuchni żydowskiej. Popularność karpia na wigilijnym stole zawdzięczamy Hilaremu Mincowi, który po drugiej wojnie światowej był m.in. ministrem przemysłu i handlu, wicepremierem ds. gospodarczych. To za jego sprawą w 1947 roku rybę reklamowało hasło: Karp na każdym wigilijnym stole w Polsce. Ryba ta zagościła na stołach świątecznych głównie dlatego, że była wówczas jedyną łatwo dostępną. Dużym plusem tego rozwiązania były również niskie koszty utrzymania hodowli karpia.

Można powiedzieć, że powojenna akcja promocyjna powiodła się znakomicie. Dzisiaj polska produkcja karpia sięga około 15 tys. ton rocznie (najwięcej ze wszystkich ryb hodowlanych w naszym kraju), z czego olbrzymią większość zjadamy właśnie w Wigilię.

Bibliografia:

Aleksander Nyrek, Gospodarka rybna na Górnym Śląsku od połowy XVI do połowy XIX wieku, Prace Wrocławskiego Towarzystwa Naukowego, seria A, nr 111, Wrocław 1966. Śląsk Cieszyński w okresie 1653-1848, red. Janusz Spyra, w: Dzieje Śląska Cieszyńskiego od zarania do czasów współczesnych, red. Idzi Panic, t. IV, Cieszyn 2012, s. 130-131. https://www.infish.com.pl/wydawnictwo/Wydaw_zwarte/Book_ file/Biol_staw.html, on line 1.12.2022

20 TRAMWAJ
WYŻSZA BRAMA
CIESZYŃSKI
XII 2022-I 2023

eneRgeTyka Cieszyńska w gruPie Tauron

Jeden z najstarszych cieszyńskich zakładów, czyli Energetyka Cieszyńska z niemal 120-letnią historią, oficjalnie został włączony w struktury Tauron Ciepło. Tym samym zakończył się trwający od kilku miesięcy wyścig z czasem, by wraz z nadejściem zimowych mrozów udało się zapewnić ciepło w cieszyńskich mieszkaniach. Sprawa Energetyki Cieszyńskiej okazała się jednym z kluczowych tematów drugiej połowy roku. Gdy latem, przy ponad 30-stopniowych upałach pisaliśmy o widmie likwidacji zakładu, temat okazywał się bardzo odległy. Tonący w długach zakład bez większych finansowych perspektyw, a tym samym bez gwarancji zapewniających dostawy paliwa węglowego, udało się jednak uratować. Kluczem do zachowania zakładu było porozumienie zawarte pomiędzy miastem Cieszyn a spółką Tauron Ciepło. Na jego mocy miasto zrzekło się swoich udziałów w EC, a zakład włączono w struktury Grupy Tauron. – W sierpniu podpisaliśmy porozumienie z miastem, i był to początek naszej wspólnej drogi. Przyjęliśmy wówczas kilka założeń, a kluczowym stało się zabezpieczenie dostaw ciepła do mieszkańców. Dziś wiemy, że to zadanie udało się zrealizować. Ponadto udało nam się dopełnić wszystkich kamieni milowych, zawartych w porozumieniu. Dlatego mamy obecnie zupełnie inną sytuację niż w sierpniu. Wtedy EC była w bardzo złej sytuacji finansowej, dzisiaj możemy powiedzieć, że zakład zapewnia ciepło mieszkańcom Cieszyna, a zarazem są zgromadzone odpowiednie ilości węgla. Ponadto jako zarząd Tauron Ciepło chcemy odpowiedzialnie zarządzać spółką, tak aby w przyszłości żadne zagrożenia związane z brakiem dostaw ciepła nie miały już miejsca – mówił podczas grudniowego spotkania z dziennikarzami Marcin Staniszewski, prezes zarządu Tauron Ciepło.

Jak podkreśla Wojciech Frank, prezes zarządu Energetyki Cieszyńskiej, sytuacja spółki wymagała szybkich i zdecydowanych działań, a w głównej mierze przygotowania planu naprawczego oraz wsparcia finansowego, niezbędnego do zabezpieczenia paliwa węglowego. – Od sierpnia mieliśmy do realizacji dwa główne cele. Po pierwsze chcieliśmy uniknąć sytuacji, w której spółka zostałaby postawiona w stan upadłości. A po drugie – musieliśmy zadbać o zakup węgla. Trafiliśmy na bardzo trudny moment, ponieważ na rynku panowały pewne zawirowania. Udało się jednak również i ten cel zrealizować –na składzie mamy 6,5 tys. ton węgla, choć pamiętamy, że jeszcze w sierpniu ten skład w EC był praktycznie pusty. Nie byłoby to możliwe, gdyby nie dostawy ze spółki Tauron Wydobycie, znajdującej się w Grupie Tauron, a także dostawy z PGG – wyjaśnia Wojciech Frank. I dodaje, że w grudniu zapasy węgla powiększą się jeszcze o kolejne 5 tys. ton. Średnie zużycie węgla

w szczycie sezonu grzewczego mieści się w granicach 4 tys. ton miesięcznie. – Energetyka Cieszyńska to zakład istniejący w Cieszynie od wielu już lat. Został założony w 1904 roku i przez lata przechodził różne koleje losu, a w ostatnim czasie był współprowadzony przez Miasto Cieszyn oraz spółkę Tauron. Z uwagi na sposób prowadzenia spółki oraz wiele czynników zewnętrznych, które wpłynęły na jej kondycję, jeden z udziałowców musiał przejąć zakład, aby go uratować. Po doświadczeniach z ostatnich miesięcy jestem jednak pewna, że oddaliśmy zakład w bardzo dobre ręce, w ręce lojalnego partnera, który w trudnym okresie przejął na siebie większość obowiązków. Dzięki temu jesteśmy w stanie zapewnić mieszańcom bezpieczną i ciepłą zimę, a zarazem poprowadzić ten zakład ku nowym rozdziałom – dodaje Gabriela Staszkiewicz, burmistrz Cieszyna.

Nowy rozdział Energetyki Cieszyńskiej być może będzie związany również z tzw. zielonym zwrotem Tauronu, o którym poinformował Marcin Staniszewski. – Cieszyński zakład będzie się rozwijać podobnie jak i inne zakłady wchodzące w skład grupy.

– W Energetyce Cieszyńskiej, po pewnej przerwie, powróciliśmy do realizacji inwestycji w postaci uruchomienia trzech kotłów gazowo-parowych. Przyłącze gazowe ma opóźnienia, spodziewamy się jednak, że już w sezonie 2023/24 odejdziemy od węgla, i pozostaniemy wyłączenie przy paliwie gazowym, w niektórych sytuacjach także oleju opałowym. Do października 2023 roku wciąż jednak potrzebujemy paliwa stałego – tłumaczyWojciech Frank.

– Mieliśmy realne zagrożenie upadłości EC, dlatego cieszę się, że przekonałam radnych miasta Cieszyna, by przekazać Tauronowi swoje udziały. Mam nadzieję, że to dopiero początek Tauronu w naszym mieście. Rozmawiamy o perspektywach współpracy w różnych dziedzinach, nie tylko tych związanych z zaopatrywaniem nas w ciepło czy parę, z której korzysta np. Browar Cieszyn. Już teraz Tauron jest gotowy na to, aby w mieście pojawiać się częściej – mówi Gabriela Staszkiewcz. Warto pamiętać, że w przeszłości EC sponsorowała wiele wydarzeń, np. festiwali. Od pewnego czasu trwają rozmowy na temat pozyskania sponsora tytularnego dla modernizowanego stadionu miejskiego.

Obecnie nowy zarząd EC negocjuje z Tauronem Wydobycie oraz PGG ceny na zakup paliwa węglowego w roku 2023. I kończy badania Due diligence, które określą całościowo kondycję, w jakiej znajduje się przedsiębiorstwo. Dopiero wówczas nowy zarząd będzie mógł zaplanować jakiekolwiek działania restrukturyzacyjne. – Głęboka restrukturyzacja dopiero przed nami, jak dotąd całą naszą energię angażowaliśmy z uratowanie zakładu przed upadłością. zapewnienie paliwa do celów grzewczych oraz doprowadzenia realizowanej inwestycji do normalnego cyklu – wyjaśnia Wojciech Frank. I dodaje – W Grupie Tauron nie ma obyczaju, nawet gdy w firmie jest potrzebna restrukturyzacja osobowa, aby zwalniać ludzi i wyrzucać ich na bruk. To jak dotąd się nie zdarzyło, i nie zdarzy także tutaj. Dziś nie wiemy jednak ilu ludzi będzie pracować w cieszyńskim zakładzie. Pierwszy kwartał przyszłego roku będzie dobrym momentem aby takie pytanie postawić i poznać na nie precyzyjną odpowiedź – deklaruje Wojciech Frank.

21 TRAMWAJ
WYŻSZA BRAMA
CIESZYŃSKI • XII 2022-I 2023

FunDacja rozwoju

PRzedsiĘbioRCzoŚCi

sPołeCznej „byĆ Razem”

POCZĄTKI

Cieszyn – druga połowa lat dziewięćdziesiątych: upadające zakłady pracy, wysoki poziom bezrobocia, eksmisje i rodzące się z tego powodu problemy – uzależnienia, przemoc domowa i inne – cała menażeria ludzkiej egzystencji w czasach kryzysu. Książęce miasto z jego historią koegzystencji religii i narodów, wydaje się idealnym miejscem budowy systemu pomocy opartego na współpracy. Stowarzyszenie – organizacja pozarządowa – okazuje się idealną formą aktywności młodych ludzi skupionych wokół Mariusza Andrukiewicza, niewątpliwego lidera rodzącego się systemu wsparcia. Potrzebny jest stabilny partner – Gmina.

– Mariusz odszedł z Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej i założył Stowarzyszenie, więc zupełnie naturalnym stało się, że zaczęliśmy działać razem. Gmina miała już wówczas pewne obowiązki, związane z pomocą osobom bardzo jej potrzebującym. Gdy Stowarzyszenie zaczęło prężnie działać, pomagaliśmy mu i wspieraliśmy, jak tylko mogliśmy m.in. poprzez wsparcie w uruchomieniu siedziby – wspomina Bogdan Ficek, były Burmistrz Cieszyna. Stowarzyszenie Pomocy Wzajemnej „Być Razem” od roku 1996 uruchamia w Cieszynie siedem miejsc świadczenia pomocy osobom znajdującym się w skrajnie trudnych lub kryzysowych sytuacjach życiowych; u części osób zarządzających organizacją narasta świadomość konieczności uzupełnienia tego systemu o reintegrację zawodową i faktu, że do pełnego powrotu do samodzielnego życia brakuje jeszcze jednego – zatrudnienia.

PRZEDSIĘBIORSTWO SPOŁECZNE

Inspiracja do założenia Fundacji i stworzenia przedsiębiorstwa społecznego miała wiele źródeł – własne doświadczenia Stowarzyszenia wynikające z obserwacji procesu wsparcia osób potrzebujących, tocząca się w Polsce dyskusja na temat ekonomii społecznej jak również europejskie przykłady z Niemiec, Danii, Belgii czy Wielkiej Brytanii.

– Stowarzyszenie w 2007 r. zostało fundatorem

Fundacji, której jednym z wielu celów jest prowadzenie przedsiębiorstwa społecznego. Wykorzystując fundusze unijne, wraz z Gminą Cieszyn zrewitalizowaliśmy tereny pofabryczne Polifarbu Cieszyn, celem uruchomienia wielobranżowej działalności gospodarczej, dającej zatrudnienie beneficjentom pomocy Stowarzyszenia „Być Razem” i nie tylko – wyjaśniał Mariusz Andrukiewicz, Prezes Zarządu Fundacji – aby kilka lat później dodać: – W obliczu dewaluacji państwa opiekuńczego, a także coraz bardziej agresywnego globalnego rynku ważne jest tworzenie warunków dla rozwoju przedsiębiorstw społecznych. Łączą one cele społeczne i biznesowe. Poprzez sprzedaż produktów i usług pozyskują środki na realizacje swojej misji społecznej, którą jest przede wszystkim zapewnianie miejsc pracy osobom wykluczanym i marginalizowanym. Powinny one być otaczane szczególną troską administracji publicznej, biznesu oraz odpowiedzialnych społecznie konsumentów. Polska ma wieloletnie tradycje działalności społecznej, jednak dopiero od kilkunastu lat zaczęły pojawiać się w Polsce przedsiębiorstwa społeczne, które dbają o profesjonalizację i budowę własnej marki produktowej.

22 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2022-I 2023 PRZYSTANEK NA ŻĄDANIE artykuł sponsorowany

FUNDACJA

Misja działalności Fundacji zakreślona jest szeroko m.in. wspieranie osób bezrobotnych w powrocie na rynek pracy, promocja ekonomii społecznej i wspieranie powstawania przedsiębiorstw społecznych, edukacja trzech sektorów (samorządu, biznesu i organizacji pozarządowych) w zakresie tworzenia skutecznych sposobów rozwiązywania problemów społecznych, budowania partnerstw, promocja polskiego wzornictwa przemysłowego oraz współpracy projektantów z przedsiębiorstwami społecznymi i… prowadzenie wielobranżowej działalności gospodarczej.

– Działalność gospodarcza poprzez wygenerowany zysk miała wspierać realizację działań statutowych Fundacji, lecz zgodnie z naszymi intuicjami stała się jednym z podstawowych narzędzi zmiany dla nas wszystkich, zarówno pracowników jak i osób zarządzających – mówi Dariusz Bożek, Wiceprezes Fundacji.

Szybko okazuje się, że misja Fundacji, realizowane działania i projekty tworzą z działalnością gospodarczą twórczy tygiel, pewien system – wzajemnie na siebie oddziaływających – naczyń połączonych. Pojawiają się pierwsze, jakże cenne doświadczenia współpracy z przedsiębiorcami. Kolejne działania – w tym projektowe – sprzyjają utworzeniu pierwszego w Polsce klastra ekonomii społecznej skupiającego wokół Fundacji przedstawicieli trzech sektorów. Model działania Fundacji – szeroki wachlarz instrumentów reintegracji społecznej, zawodowej, pomocy psychologicznej, umożliwia osobom korzystającym z wsparcia przełamać negatywny przymus powtarzania tych samych życiowych błędów, ten niebezpieczny dla życia i pomyślności skrypt. Zatrudnialność daje dodatkowe narzędzie, sprawiając, iż oferowana pomoc jest kompleksowa, a taka ma większe szanse, żeby powstrzymać włożenie stopy po raz kolejny do tej samej – płynącej donikąd – rzeki. Te optymistyczne konstatacje brzmią wiarygodnie tylko wtedy, gdy działalność gospodarcza jest trwale rentowna. Tymczasem, gdy wiosna i lato 2008 roku przypominają miodowy miesiąc, jesień przynosi dolinę cienia: nadchodzi kryzys roku 2008, eksport do krajów Unii załamuje się w związku z niskim kursem euro, wypełnianie dość dużego kompleksu działalnością gospodarczą idzie wolniej niż zakładano, a zarządzanie skomplikowanym organizmem Fundacji okazuje się bardzo trudne. Nie bez znaczenia jest fakt, że nieustannie brakuje ustawy o przedsiębiorstwach społecznych (ta narodzi się wiele lat później – w 2022 roku). Pojawiają się pierwsze problemy finansowezarządzanie Fundacją z przedsiębiorstwem społecznym wchodzi w fazę kryzysu.

– Fundacja „Być Razem” uczy, że trudności są wpisane w nasze życie, ale można im się poprzez działanie przeciwstawiać, stawiać czoła. Pokazali to swoją codzienną działalnością. Sami zmagając się z wieloma przeciwnościami, niezmiennie są nastawieni na ludzi, na mądrą pomoc – podkreśla Jadwiga Husarska-Sobina, projektantka współpracująca z Fundacją.

Potrzebna jest dalsza profesjonalizacja, wsparcie, determinacja i wola przetrwania. Potrzebna jest przyjaźń, kreatywność i nowe pomysły.

KAMIENIE MILOWE

WellDone Dobre Rzeczy

Rok 2009 przynosi jeden z najbardziej intrygujących projektów w historii Fundacji i – wszystko na to wskazuje – w historii polskiej przedsiębiorczości społecznej. Powstaje nowa marka WellDone Dobre Rzeczy wykorzystująca potencjał prowadzonej przez Fundację stolarni. – Kiedy działalność rozpoczął Śląski Zamek Sztuki i Przedsiębiorczości w Cieszynie, rosła moja świadomość związana ze znaczeniem projektowania. Coraz częściej towarzyszyło mi przekonanie, że Fundacji „Być Razem”, jako zdecydowanemu pionierowi ekonomii społecznej w Polsce, nie wystarczy oparcie w tradycyjnie rozumianej charytatywności, i amatorsko wytworzonych przedmiotach – wspomina Ewa Gołębiowska, ówczesna Dyrektorka Zamku Cieszyn.

Tak mówi o tym Profesor Michał Stefanowski współpracujący z Zamkiem Cieszyn i Fundacją „Być Razem”:

– Wspólnie z uczelnią z Izraela i Instytutem Adama Mickiewicza, podczas Roku Polskiego w Izraelu, zorganizowaliśmy międzynarodowe warsztaty. Wzięło w nich udział 20 studentów i Profesor Gad Charny - wykładowca

23
PRZYSTANEK NA ŻĄDANIE artykuł sponsorowany
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2022-I 2023

PRZYSTANEK NA ŻĄDANIE artykuł sponsorowany

z Holon. Wtedy powstały idee pierwszych produktów dla Fundacji. Instytut wsparł finansowo promocję późniejszej wystawy projektów. Wystawę można było oglądać w Polsce, Izraelu, Niemczech i Francji. Dzięki agendzie ONZ w Polsce Fundacja pozyskała środki na komercjalizację - tak powstała nie tylko idea marki WellDone Dobre Rzeczy, ale także zaprojektowano opakowania, sklep i stronę internetową.

Produkty marki WellDone Dobre Rzeczy stają się motorem napędowym działalności gospodarczej Fundacji. W wyniku ogłaszania przez Fundację kolejnych, ogólnopolskich konkursów pojawiają się nowe produkty, w tym Owca Podkładowca niekwestionowana królowa marki, sprzedawana na całym świecie, tak popularna, że dorobiła się chińskich zamienników.

– Kupując coraz więcej – szukamy coraz częściej przedmiotów unikalnych, niepowtarzalnych, których posiadanie będzie dla nas satysfakcjonujące i da nam poczucie wyjątkowości. Marka WellDone® Dobre Rzeczy została przygotowana z myślą o świadomym odbiorcy, dla którego ważne jest, aby o wartości posiadanej rzeczy – oprócz cech wizualnych i użytkowych – świadczyła autentyczność jej źródła. W tym przypadku są nim ludzie powracający na rynek pracy – mówi Mariusz Andrukiewicz.

Bistro na Wałowej

Po trudnych doświadczeniach ze spółdzielnią socjalną działającą we współpracy z Fundacją w branży gastronomicznej nastąpiło odrodzenie tej działalności. Fundacja staje się motorem do zmiany, kierując się ogólną mądrością, że można budować nawet na zgliszczach, a powszechna niewiara jest raczej skazą niewierzących a nie prawdziwą diagnozą rzeczywistości. Okazuje się, że zmiana jest możliwa w każdej chwili, że wymaga

olbrzymiego wysiłku, lecz cóż tego nie wymaga. Ta pozytywna psychologia, w przypadku Bistro sprawdza się jak nigdy dotąd.

Bistro na Wałowej zostaje uruchomione w przeddzień dnia Św. Walentego 13 lutego 2018 roku. Pozorna kontynuacja wcześniejszej działalności okazuje się zupełnie nowym otwarciem. Data znamienna, ponieważ do zbudowania marki od podstaw potrzebna jest miłość do gotowania… I to miłość od pierwszego wejrzenia. Tylko ona może pokonać powszechną niewiarę, że przy jednej z najkrótszych ulic w Polsce, na peryferiach miasta Cieszyna, można otworzyć stołówkę, do której codziennie będą przychodzić setki klientów, by zjeść smaczny, domowy obiad. Tutaj potrzeba pasji i niewiedzy o tym, że „się nie da”.

Rodzi się nowy zespół, nowa koncepcja kreuje ofertę, pojawiają się nowi klienci. Peryferyjność staje się zaletą.

Bistro na Wałowej gotuje domowo, z szacunkiem dla kuchni lokalnej, szczególnie śląskiej, nie stroniąc od inspiracji płynących z tradycji kuchni morza śródziemnego, węgierskiej i czeskiej. W codziennej ofercie ma dania mięsne, jak również wegetariańskie lub wegańskie. Znajduje się w ustronnym i spokojnym miejscu na peryferiach Cieszyna z dala od miejskiego zgiełku i problemów z płatnymi parkingami. Łatwo tu dojechać autem lub na rowerze, warto też wybrać się na spacer mijając po drodze historyczne Wzgórze Zamkowe.

– Cieszymy się z bardzo dobrych opinii naszych klientów potwierdzonych wysoką oceną na Google i FB – mówi Małgorzata Koczur, prowadząca w Bielsku – Białej Garden-Bar, który stał się inspiracją dla wielu rozwiązań w Cieszynie.

LUDZIE

– Spotkania z Mariuszem i Darkiem w biurze Fundacji „Być Razem” zawsze są przerywane pukaniem do drzwi. Co dziesięć, piętnaście minut ktoś chce powiedzieć coś bardzo ważnego. Najczęściej są to osoby, którym Fundacja zapewnia wsparcie, pracę, miejsce spotkań. Często ich losy nie są łatwe. Często to osoby „niewidzialne”, pomijane, wykluczone. Od 15 lat do drzwi Fundacji „Być Razem” cały czas ktoś puka. To pokazuje, że są jedną z tych organizacji, które są potrzebne – zauważa Bartosz Tyrna, Prezes Zarządu Stowarzyszenia Wspierania Inicjatyw Gospodarczych DELTA PARTNER.

Ludzie bezdomni, uzależnieni, chorzy psychicznie, ofiary, świadkowie i sprawcy przemocy, niepełnosprawni, upośledzeni, nadaktywni i wycofani, pogrążeni w traumach, kryzysach; długotrwale jacyś, np. bezrobotni lub smutni, samotnie wychowujący dzieci lub uporczywie pielęgnujący własną nędzę; tacy, którzy uważają, że kontakt z terapeutą to powód do wstydu

24 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2022-I 2023

i tacy, którzy nie odstępują go na krok, zawieszeni na zasiłkach, wędkujący, żebrzący, pogardzani…

W sumie to tylko słowa, chwilowe etykiety, czasem okrutne i niesprawiedliwie, za którymi kryje się człowiek ze swoją niepowtarzalnością – często ułomną, ze swoją lichą naturą i prywatnym, często dysfunkcjonalnym przepisem na życie. Doświadczenie uczy, że decyzja o zmianie może przyjść w każdej chwili, nawet wtedy, kiedy większość uzna, że sprawa jest beznadziejna, że człowiek nie rokuje i zaprzepaścił wszystkie trzy pokładane w nim ewangeliczne składniki: wiarę, nadzieję i miłość. Nigdy nie wiadomo kto i kiedy, i czy w ogóle zaskoczy, więc prawda jest prosta – warto próbować.

– Jaki zespół dla nas pracuje? Tak różnorodny, jak to chyba tylko możliwe. Ludzie w różnym wieku, z osobistymi, często trudnymi historiami, własnymi poglądami i kompetencjami. Może dlatego potrafimy indywidualnie podejść do każdego kto do nas trafia – mówi Sabina Urbaniak, odpowiedzialna w Fundacji za realizowane projekty.

Pierwszy krok dla osoby pomagającej – zarówno do jej/ jego zdrowia psychicznego, jak i efektywnej pomocy innym - to odkrycie własnych słabości, niedoskonałości, małości i częściowa akceptacja powyższych. Kolejnym krokiem jest uznanie biegunowo przeciwstawnych – do tych oficjalnie głoszonych przez jednostkę – wartości, jednakowoż będących, istniejących i działających w osobistym jungowskim cieniu. Ostatnim etapem jest świadomość tego, że każdy z nas ma w sobie, małego dżina, który domaga się uwolnienia. Dżin jest chytry i przebiegły. Jego zadaniem jest dostarczyć nam chwilowej ulgi i sprowadzić na nas znacznie trwalsze nieszczęście. Nie wolno mu pobłażać. Musi tkwić w zamknięciu – wyznaje Dariusz Bożek, Wiceprezes Fundacji, psycholog - dodając:

...nie ma szczelnej granicy pomiędzy mną a tym tzw. „stoczonym”. O kolejach naszych losów decydują różne czynniki: jeżeli nie rozłożą nas predyspozycje do autodestrukcji, to zrobi to przypadek, jeżeli nie przypadek, to może seria błędnych decyzji, jeżeli nie seria błędnych decyzji to zewnętrzne fatum – tocząca się okrutna wojna, która z dobrze funkcjonującego, majętnego obywatela, sprowadza nas do zdanego na łaskę innych nieszczęśnika.

PRZYSZŁOŚĆ

Rok 2021 przynosi pierwsze rozmowy o rozpoczęciu działalności w Bielsku-Białej. Jesienią tegoż roku Fundacja wygrywa konkurs na realizację zadania własnego Gminy Bielsko – Biała i od marca 2022 przejmuje zarządzanie dwoma schroniskami i noclegownią dla osób bezdomnych. Skokowo wzrasta ilość pracowników Fundacji oraz beneficjentów jej pomocy. Praca z osobami bezdomnymi stanowi niejako powrót do źródeł i doświadczeń z lat 2001 – 2008 w Cieszynie. Pandemia, kryzys i wojna na Ukrainie aktywują nowe oblicze Fundacji, jako darczyńcy i organizatora akcji na rzecz środowiska lokalnego. Wiosną 2020 po wybuchu pandemii Fundacja organizuje akcje „Wspierajmy naszych bohaterów”, w ramach której wydano ok. 7000 obiadów dla przedstawicieli służb, w tym pracowników Szpitala Śląskiego i Szpitala w Jastrzębiu. Po wybuchu wojny na Ukrainie, wydawane są posiłki dla uchodźców, zewsząd napływają darowizny dla osób zza wschodniej granicy, które znalazły schronienie w Cieszynie.

Celem jest poszerzanie działalności, zarówno gospodarczej, jak i statutowej, misyjnej, które prowadzą do wzrostu zatrudnienia, w tym osób marginalizowanych na rynku pracy.

Fundacja podejmowała i planuje dalej realizować kolejne przedsięwzięcia w obszarze ekonomii i przedsiębiorczości społecznej oraz projekty służące lokalnej społeczości.

Jak można wspierać działalność Fundacji? Kupując produkty i usługi w: - Pralni na Wałowej - Bistro na Wałowej - Stolarni na Wałowej Można również przekazywać darowizny rzeczowe lub finansowe z przeznaczeniem na działalność statutową Fundacji.

Fundacja Rozwoju Przedsiębiorczości Społecznej „Być Razem”

ul. Wałowa 4 43-400 Cieszyn Nr konta: Bank Spółdzielczy o/Cieszyn 38 8113 0007 2001 0029 1831 0001

25 TRAMWAJ
PRZYSTANEK NA ŻĄDANIE artykuł sponsorowany
CIESZYŃSKI • XII 2022-I 2023

edukaCja PRzywilejem Czasu Pokoju

Brzmi to nieco paradoksalnie, ale wojna niejako dała dostęp do edukacji. Po inwazji wojsk rosyjskich na Ukrainę, kiedy nauka, nawet zdalna, stała się niemożliwa, szkoły w wielu krajach otworzyły swoje podwoje dla ukraińskich uczniów. Nauka za granicą, niegdyś tak trudno dostępna i wymarzona dla większości ukraińskich dzieci, stała się rzeczywistością. Powstaje jednak pytanie, czy nadal jest to tak pożądane? Jak dzieci widzą zagraniczną szkołę, do której trafią nie z własnej woli, tylko dlatego, że nie mają innego wyjścia?

Dla mnie to wszystko wygląda bardzo tragicznie. Widzę, co się dzieje z dorosłymi. Jaka głęboka czerń kryje się za uśmiechem w ich oczach. Wyobraźcie sobie stan psychiczny dzieci, które zostały tak brutalnie wyrwane z ich rzeczywistości. Z tego beztroskiego stanu, który my dorośli nazywamy „dzieciństwem”. Czy warto w tych okolicznościach mówić o tak banalnej rzeczy, jak szkoła? Kiedy Rosja zaatakowała Ukrainę, brutalna

rzeczywistość w jednej chwili zmieniła życie milionów ludzi. Nie tylko dorosłych, ale również dzieci. Wybiła im dziurę w duszy, której raczej nie da się zszyć tak łatwo, jak rozdartą lalkę… W tym samym czasie setki tysięcy dzieci musiały opuścić swoje przytulne łóżka, zostawić swoje ulubione książki i zabawki. Z przyjaciółmi pożegnać się na zawsze. Wejść w nowe życie na równi z dorosłymi jako uchodźcy wewnętrzni lub w obcym

26 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2022-I 2023
zdjęcia: Natalia Makowe

kraju, gdzie język jest niezrozumiały, obcy ludzie, nowe zasady…

Psychologowie twierdzą, że psychika dzieci jest elastyczna, dlatego łatwiej przystosowują się do nowych warunków niż dorośli. Jednak spójrzcie na tych małych Ukraińców: niektórzy z nich stracili domy; ktoś był zmuszony mieszkać w piwnicy lub metrze dłużej niż jeden dzień; wielu z nich pokonało długą i trudną drogę, by w końcu znaleźć się bezpiecznie gdzieś za granicą, gdzie nie ma nikogo z rodziny poza matką. I te dzieci znajdują siłę, aby poznawać świat, uczyć się, nawiązywać przyjaźnie i ufać. Ci mali ludzie budzą we mnie mieszane uczucia. Przede wszystkim żal i smutek z powodu utraconej beztroski dzieciństwa, ale jednocześnie podziw dla ich niezłomności i siły ducha. Trzeba przecież pamiętać, że niektóre z tych dzieci musiały zobaczyć śmierć na własne oczy… Co najbardziej imponuje mi w ukraińskich dzieciach to fakt, że nie straciły ochoty do nauki. Chodzi o uczniów i studentów, dla których nauka jest głównym zajęciem. Oczywiście przede wszystkim powiecie, że to inicjatywa rodziców. Wojna sama w sobie nie jest również powodem, żeby całkowicie przerwać edukację. Musimy przyznać, że nie byłoby rezultatu, gdyby nie same dzieci. Od rosyjskiego ataku proces edukacyjny w Ukrainie

został zawieszony. W kraju ogłoszono dwutygodniowe tzw. „wakacje”. Później Ministerstwo Edukacji opracowało rekomendacje dla placówek oświatowych. Szkoły i uczelnie mogły wznowić proces edukacyjny zgodnie z warunkami bezpieczeństwa obowiązującymi w ich regionie. Na przykład zachodnie regiony musiały zorganizować ten proces w taki sposób, aby uczniowie i studenci wewnętrznie przesiedleni również mieli dostęp do edukacji.

We wrześniu możliwe było przywrócenie procesu edukacyjnego w ukraińskich placówkach oświatowych w trybie stacjonarnym. Dzieci, które pozostały na terenie Ukrainy, mogły ponownie usiąść w szkolnych ławkach, ale lekcje tam częściej trwały nie od dzwonka do dzwonka, tylko od alarmu do alarmu. Dlatego najważniejszym zadaniem podczas przygotowań do roku szkolnego stała się kwestia bezpieczeństwa uczniów. Każda szkoła musiała przygotować schron lub opracować najszybszą i najbezpieczniejszą drogę do najbliższego schronu. Wiązało się to z nowym wymogiem – podpisaniem przez rodziców oświadczenia zwalniającego nauczyciela z odpowiedzialności za ucznia, który z powodu własnych przekonań odmawia pójścia do schronu podczas nalotu.

27 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2022-I 2023 WYŻSZA BRAMA

Na początku listopada Rosja zadała druzgocący cios ukraińskiemu systemowi energetycznemu. W związku z tym nauka online również stała się praktycznie niemożliwa. Dotyczy to nie tylko tych uczniów, którzy są na terytorium Ukrainy, ale także dzieci, które wyjechały za granicę. Przecież tylko część z nich poszła do szkoły w nowym miejscu zamieszkania. Większość kontynuowała naukę w swoich szkołach zdalnie.

Jeśli chodzi o matki, które uciekały przed wojną i wywiozły swoje dzieci za granicę, dla nich na pierwszym miejscu była kwestia bezpieczeństwa. Wszyscy mieliśmy nadzieję, że ten horror skończy się za kilka miesięcy. Nikt nie myślał o szkole, większość dalej uczyła się zdalnie. Dopiero gdy stało się jasne, że sytuacja się nie poprawia, a matka musi znaleźć pracę, aby przetrwać w nowych warunkach, pojawiło się pytanie, gdzie umieścić dziecko?

I tu trzeba odnotować wsparcie polskich pedagogów, nauczycieli i wychowawców. Okazało się kolosalne. Ani jedna szkoła nie odmówiła przyjęcia ukraińskiego dziecka, które po 24 lutego przybyło na teren powiatu. Każdy uczeń, bez względu na to, w którym momencie włączył się w proces edukacyjny, od razu otrzymał wszystko, czego potrzebował. To nie tylko przybory szkolne, lecz także biurko, szafka na rzeczy osobiste, miejsce w jadalni. To wszystko sprawia, że dzieci ukraińskie mogą się czuć pełnoprawną częścią społeczeństwa.

Obecnie w powiecie cieszyńskim w szkołach średnich i zawodowych uczy się około 100 ukraińskich uczniów. Liczba uczniów w szkołach podstawowych wynosi około 900.

Muszę podkreślić, że tych liczb nie można uznać za pewne. To tylko przybliżona liczba dzieci, które zostały zarejestrowane w systemie na początku roku szkolnego. Nazwałabym je „stałą zmienną” w zależności od tego, jak zmieniają się plany ukraińskich rodzin, których przyszłość jest niepewna. Dziś tutaj — jutro wracamy do domu. A wraz z nadejściem zimy zasada ta może

zadziałać w odwrotnym kierunku – nowa fala uchodźców, którzy zmuszeni są szukać schronienia, aby przetrwać zimę.

Decyzję o powrocie do domu, do rodzinnego kraju, częściej podejmowali rodzice dzieci w wieku szkolnym, a dokładniej klas I-VII, którzy są w stanie nadrobić zaległości bez większych konsekwencji. A doświadczenie zagranicznej szkoły pozostało w ich pamięci jedynie jako ciekawa przygoda. Jednocześnie większość matek, które mimo chęci powrotu do ojczyzny pozostały za granicą, swoją decyzję motywowała właśnie kwestią wykształcenia. I tutaj mówimy o dwóch kategoriach rodzin. Pierwszą i najczęstszą jest ta, w której dziecko skończyło szkołę i stanęło przed wyborem szkoły wyższej. A wraz z początkiem wojny pojawiła się możliwość podjęcia studiów za granicą. Chociaż jednocześnie warto zwrócić uwagę na ciekawy fakt, że jest różnica między wymarzoną uczelnią zagraniczną a studiowaniem tam, tylko dlatego, że zbombardowana została twoja uczelnia w Ukrainie.

Druga kategoria to matki dzieci w wieku przedszkolnym. Problem polega na tym, że psychika dziecka, choć elastyczna, jest dość wrażliwa. Poza tym przedszkola nie mogą pracować zdalnie, a kiedy zobaczyłam, jak te wszystkie dzieci razem z nauczycielami biegły podczas kolejnego alarmu do schronu w sąsiednim domu, długo nie mogłam dojść do siebie. Kiedy więc istnieje możliwość, aby nie narażać dziecka na powtarzającą się traumę, oczywiście matki wybierają ich bezpieczeństwo.

Chociaż edukacja wydaje się przywilejem czasu pokoju, to nie znaczy, że wojna jest przeszkodą nie do pokonania dla tych, którzy naprawdę chcą się uczyć. A wśród ukraińskich dzieci takich jest wiele.

28 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2022-I 2023 WYŻSZA BRAMA

PłonąCe seRCe oŚwieTli Ci dRogĘ

Grudzień. Wigilia święta Bożego Narodzenia. Świat zamyka kolejny cykl i stoi u progu nowego kręgu. W powietrzu unosi się duch świąt. Można to dosłownie odczuć fizycznie. Na jarmarkach bożonarodzeniowych, przy aromacie grzanego wina i w objęciach bliskich. Miasta lśnią światłami udekorowanych witryn i choinek… Wszędzie, tylko nie w mojej Ukrainie.

Rok 2023 będzie pierwszym w życiu naszej rodziny, jak i wielu innych rodzin ukraińskich, który przywitamy przy świecach. Tylko nie dla świątecznego nastroju. Ale dlatego, że ta świeca teraz jest jedynym źródłem światła. Rok 2023 będzie pierwszym rokiem, w którym na skwerach ukraińskich miast nie zabłysną choinki i nie będziemy się kłócić przy świątecznym stole, czyja jest lepsza – w Odessie czy Lwowie. Większość rodzin nawet nie usiądzie przy tym stole. Jednak będziemy szczęśliwi. Bo choć nie jesteśmy razem, żyjemy i jesteśmy pełni nadziei. „Żadna ciemność nie może przezwyciężyć ognia w sercach Ukraińców!” – takie patetyczne słowa przychodzą mi na myśl, kiedy widzę, co się dzieje w Ukrainie. Miasta i wsie, tysiące ludzi, którzy zostali bez oświetlenia, a miejscami nawet bez ogrzewania. Jednak, prawdopodobnie, najtrudniejszą rzeczą dla osoby XXI wieku jest brak możliwości kontaktu. Kiedy wysyłam wiadomość do domu i widzę, że nie została dostarczona, nie mogę myśleć o niczym innym, i ciągle patrzę w komórkę – czy połączenie już się pojawiło? Jeszcze nie? A teraz? Tak, wydaje się dostarczone! Co słychać?! I za każdym razem, kiedy pytam bliskich, jak sobie radzą, prawie zawsze słyszę te same słowa – „Damy radę. Nie martw się! Wodę podgrzaliśmy w garnku, jak włączyli prąd na godzinę i zdążyłyśmy naładować telefony, więc wszystko jest w porządku. Ziemniaki się gotują, mamy kapustę kiszoną. Nie martw się o nas i ubierz się ciepło, czy u Ciebie już jest śnieg?”

Skąd u was, Ukraińców, taki bezgraniczny optymizm? Często po takich rozmowach z rodziną czuję się taka bezwartościowa w swoim pragnieniu normalnych warunków życia. A także bezsilna, bo nie mogę ich uchronić przed tym horrorem. Dusza mnie boli, a serce pragnie przytulić bliskich. Staram się skupić na codziennych sprawach i pracy. Co wcale nie jest takie

łatwe. Znowu sprawdzam komórkę – nadal nie ma kontaktu... Tylko wiem, że poradzą sobie i z zimnem, i z ciemnością. Wiecie dlaczego? Teraz wam powiem. Urodziny mojej przyjaciółki są za dwa dni. Jest tu, ze mną, w Cieszynie. Moje myśli są tak daleko stąd, że prawie zapomniałam o ważnej dacie, nie mówiąc już o czasie, aby pomyśleć o prezencie. I wtedy dostaję wiadomość od jej męża, który jest teraz w Ukrainie. Po masowym ataku przeprowadzonym przez Rosję 15 listopada są ciągłe problemy z komunikacją. Znajduje jednak chwilę i szybko pisze, że chciałby zamówić kwiaty dla żony w prezencie, ale martwi się, że z powodu ciągłych przerw w dostawie prądu i internetu nie zdąży tego zorganizować na czas. Słyszycie? Nie przejmuje się własnym komfortem, a raczej całkowitym jego brakiem. Martwi się, czy zdąży dostarczyć ukochanej kwiaty na urodziny! To jest miłość. W pociągu z Przemyśla do Katowic spotkałam kobietę. Do Polski przyjechała odwiedzić córkę i wnuczkę. Zaczęły rozmawiać: „Zamierza pani spędzić zimę z córką?” – pytam. A ona odpowiada – „Ale co tam! Mam gospodarkę! Kurczaki, króliki, komu ich zostawię? Jadę na tydzień, przytulić wnuczkę, pomóc trochę mojej córce i z powrotem do domu!”. Ja na to: „Ale jest zimno, nie ma prądu”. „To drobiazgi – odpowiada. – Niech by ten pasożyt na Kremlu już zdechł, a my jakoś damy sobie rady! Spróbuj lepiej jabłka z mojego ogrodu”. To jest odpowiedzialność.

Droga z Odessy do Przemyśla jest długa. Wcześniej nie lubiłam wdawać się w rozmowy z sąsiadami z przedziału, ale ostatnio te rozmowy stały się ważne.

W spokojnych czasach było to raczej przelewanie z pustego w próżne. Teraz te rozmowy nabrały innego sensu, można powiedzieć terapeutycznego. Długo nie mogłam wyrzucić z głowy kobiety, która jechała do Ukrainy. W nocy wsiadła do pociągu we Lwowie.

29 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2022-I 2023 WYŻSZA BRAMA

Prawie zasnęłam, ale sen w pociągu jest płytki i w pewnym momencie zdałam sobie sprawę, że moja sąsiadka płacze. Długo byłam zła na nią, że nie śpi. Na siebie, że nie umiem zasnąć. W końcu nie wytrzymałam i przemówiłam do niej. Okazało się, że od ponad 10 lat mieszka za granicą i pierwszy raz od początku wojny jedzie do domu do matki. Ojca i brata już nie zdążyła przytulić. Zginęli na wojnie... Rozmawiały prawie całą noc. Dokładniej mówiąc, byłam bardziej słuchaczką, ponieważ zrozumiałam, że moja przypadkowa znajoma rozpaczliwie potrzebuje mówić. I wiecie co martwiło ją najbardziej? Nie zapłakać, kiedy zobaczy się ze swoją matkę, żeby jej nie stresować. To jest troska. Nie tylko pasażerowie potrzebują rozmowy. Podczas kolejnej podróży pociągiem Odessa-Przemyśl nieoczekiwane wywiązała się rozmowa pomiędzy mną i konduktorem. Pytałam go o pociągi ewakuacyjne, kiedy trzeba było wywozić ludzi z terenów okupowanych pod ostrzałem. Czy było strasznie? Zapytam, czy wielu pracowników odeszło z pracy z powodu zagrożenia życia i ciągłego napięcia. „Nie za dużo. Jeśli odeszli z kolei, to raczej ze względu na służbę w Siłach Zbrojnych –odpowiada mój rozmówca – W pierwszych miesiącach było oczywiście trudno, ludzie się bali, nie było warunków, jechaliśmy w noc w zupełnych ciemnościach, ale nie mogliśmy pozwolić sobie na utratę ducha. Wręcz przeciwnie, starali się wspierać naszych pasażerów. I jak tu wyjść z pracy? A kto po drodze przyniesie herbatę i zabawi rozmową (śmiech)?”

A tak naprawdę, kto? Kto jak nie my sami musimy pielęgnować miłość, troskę, odpowiedzialność i hart ducha. Wspierać się nawzajem tam, gdzie to możliwe i w taki sposób, w jaki jest to możliwe. Gdziekolwiek jesteśmy, pamiętajmy, że jesteśmy Ukraińcami. Niezniszczalnym i niezależnym narodem. Na pewno wygramy tę wojnę, bo wspiera nas cały świat, a racja jest po naszej

stronie. I żadna ciemność i zima nie zgaszą płomienia naszych serc.

Полум’яне серце освітить твій шлях

Переддень світлого свята Різдва Христового. Світ завершує черговий цикл і стоїть на порозі нового кругу. У повітрі витає свято. Його можна буквально відчути фізично. На різдвяних ярмарках, з ароматом глінтвейну і в обіймах близьких. Міста сяють вогнями прикрашених вітрин і новорічних ялинок. Десь інде. Лише не в моїй Україні. Рік 2023 стане першим у житті нашої сім’ї, як і багатьох інших українських родин, який ми зустрінемо при світлі свічок. Тільки не тому, що атмосферно. А тому, що це єдине джерело освітлення. Рік 2023 стане першим, коли на площах українських міст не сяятимуть ялинки і ми не будемо сперечатися чия цього року кращаОдеська чи Львівська. Більшість родин навіть не будуть сидіти за одним столом. Але всі ми будемо радіти. Бо хоч ми і не разом, але живі і сповнені надії. “Вогонь у серцях українців не здолає жодна темрява!” - такі патетичні слова приходять на думку, коли намагаюсь осягнути ситуацію, що зараз відбувається в Україні. Міста і села, тисячі людей, що залишилися без освітлення, а подекуди і тепла.

Та, напевно, найважче для людини 21го століття залишитися без зв’язку. Коли я надсилаю повідомлення додому і бачу, що їх не доставлено, ні про що інше думати вже не можу. І далі нервовий, що кілька хвилинний моніторинг чи з’явився вже зв’язок - “Ще не дійшло? А зараз? Далі ні? Ось, здається доставлено! Ну що там у вас, що?!”

Але щоразу, коли я запитую рідних, як вони собі радять, у відповідь майже завжди ті самі слова - “Та нормально ми. Воду нагріли у каструлі; як дали світло на годинку, то швидко телефони зарядили, так що все добре. Картоплі наварили, капусту маємо квашену. Свічок не треба, ще вистачає. Не хвилюйся за нас і тепло одягайся, у вас там сніг уже?” Та звідки ж у вас, українці, такий безмежний оптимізм?

30 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2022-I 2023 WYŻSZA BRAMA

Часто після таких розмов із сім’єю почуваю себе такою нікчемною в своєму прагненні нормальних умов для існування. А ще безсильною, бо не можу їх забрати з того жаху. І тоді душа болить, а серце тягнеться обійняти рідних. Намагаюся зосередитися на повсякденних речах і роботі. Що дається не так просто, як хотілося б. Ось і зараз… Вкотре перевіряю месенджери - зв’язку з рідними все ще немає… Але я знаю, що вони справляться і з холодом, і з темрявою. Знаєте чому? Я розповім вам. У моєї подруги за два дні день народження. Вона тут, зі мною, у Цешині. Але мої думки так далеко звідси, що я мало не забула про святкову дату, а що вже казати про час на обдумування подарунка. І тут мені приходить повідомлення від її чоловіка, що зараз в Україні. Після масового удару що здійснила росія 15 листопада зі зв’язком постійні проблеми. Але він знаходить якийсь момент, і швидко пише, що хотів би дружині замовити квіти у подарунок, але переймається, що через постійні перебої з електроенергією та інтернетом, йому не вдасться це вчасно організувати. Тобто, ви розумієте? Його не переймає його власний комфорт, точніше його повна відсутність. Він хвилюється, щоб його коханій вчасно доставили квіти у день її народження! Це про кохання. Або ось ще: у потязі з Пшемислю до Катовіц познайомилася з жінкою. Вона приїхала у Польщу до доньки і внучки. Розговорилися. “До доньки зимувати їдете?”, - питаю. На що вона мені - “Та яке там! У мене ж господарка. Кури, кролики, на кого ж я їх залишу? На тиждень, внучку обійняти, дочці трохи допомогти і додому!”. Але ж холодно, кажу, світла немає, - “Дрібниці, - каже вона мені, - хай би той паразит в кремлі вже здох швидше,

а ми якось переживемо! Ось, краще яблучко з мого саду скуштуйте.” Це про відповідальність. Дорога з Одеси до Пшемислю довга. Раніше не любила включатися у розмови із сусідами по купе, але останнім часом ці розмови стали важливими. Раніше, у спокійні часи, це скоріше було переливання з пустого в порожнє, щоб вбити час. Тепер це щось на кшталт терапії. Довгий час мені не йшла з голови жінка, що їхала в Україну. Вона підсіла у потяг у Львові, вночі. Я вже майже спала, але у поїзді сон чуткий, і в якийсь момент я зрозуміла, що моя сусідка плаче. Я довго злилася на неї що їй не спиться, сама на себе, що не можу абстрагуватися і заснути. Врешті не витримала і заговорила з нею. Виявилося, що вона вже більш як 10 років живе за кордоном і зараз вперше від початку війни їде додому, щоб побачити матір. Батька і брата уже не встигла обійняти... Ми проговорили майже всю ніч. Точніше, я більше була слухачем, бо розуміла, що моїй випадковій знайомій вкрай необхідно виговоритися. І знаєте, що її найбільше переймало? Не розплакатися, коли побачить маму, щоб та не хвилювалася занадто. Це про турботливість. Не завжди лише пасажирам хочеться виговоритися. Під час чергового вояжу потягом Одеса-Пшемисль розговорилися з провідником. Розпитую про евакуаційні рейси, коли доводилося вивозити людей з окупованих територій, під обстрілами. Питаю чи багато працівників покинули роботу через небезпеку і постійне напруження. “Та ні, не багато. Якщо й покидали залізницю, то радше заради служби в ЗСУвідповідає мій співрозмовник, - У перші місяці, звісно, важко було, люди налякані, умов ніяких, їдемо вночі у повній темряві, але не можливо було дозволити собі падати духом. Навпаки, старалися підтримувати наших пасажирів. Та і як тут покинеш роботу. А хто ж буде вам чай у дорозі приносити і розмовами розважати (сміється)?” Це про незламність. А й справді, хто? Хто, як не ми самі, повинні плекати в собі любов, турботу, відповідальність та присутність духу. Підтримувати одне одного там, де це можливо, і у той спосіб, який можливий. Де б ми не були, пам’ятати, що ми українці. Незламні та незалежні. Ми обов’язково переможемо у цій війні, бо нас підтримує світ і правда на нашому боці. І жодна темрява і холод не згасять полум’я наших сердець!

TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2022-I 2023

31
WYŻSZA BRAMA

Mieć zielone pojęcie

Czy nazwa Fundacja Zielone Pojęcie brzmi znajomo? Może kojarzysz nas z warsztatami dla kobiet lub innym wydarzeniem edukacyjno-rozwojowym? Tak naprawdę naszym najważniejszym zadaniem jest pomagać w całościowym rozwoju – holistycznie.

Człowiek pełni w życiu wiele ról – pracownik, rodzic, współmałżonek, każda z nich w jakiś sposób nas kształtuje tworząc całość. Jeśli w którymkolwiek z tych aspektów nie jesteśmy szczęśliwi czy nie czujemy się spełnieni, ma to negatywny wpływ na pozostałe sfery życia. Właśnie dlatego nasza Fundacja stworzyła miejsce, gdzie w bezpiecznych warunkach można przywracać harmonię w swoim życiu prywatnym i zawodowym. Organizujemy wydarzenia, które mają pomóc rozwijać się w różnych kierunkach, poszerzać wiedzę, nabierać samoświadomości, budować relacje i poczucie własnej wartości, żyć pełnią życia.

Teraz poszerzamy nasze działania, tak by wspierać wielostronny rozwój osobisty i pomagać w szerszym zakresie niż dotychczas. Sprawdź, co możesz dzięki Fundacji Zielone Pojęcie.

? ? ? ? ? ? ? PRZYSTANEK NA ŻĄDANIE artykuł sponsorowany
Fundacja
→ osoby indywidualne w każdym wieku, → firmy i osoby planujące założenie działalności gospodarczej, → organizacje pozarządowe (NGO), → administrację publiczną, samorządy, → placówki oświatowe. +48 795 539 640 www.zielone-pojecie.com /FundacjaEdukacyjnoRozwojowaZielonePojecie @fundacjazielonepojecie Fundacja Edukacyjno-Rozwojowa Zielone Pojęcie wspiera: Skontaktuj się z nami: PRZYSTANEK NA ŻĄDANIE artykuł sponsorowany

PRzemoC. jak PRzeRwaĆ błĘdne koło

Przyjmuje różną formę, dotyczy zarówno kobiet, jak i mężczyzn. To agresja, bicie, szturchanie, popychanie, ale także krzyk, kontrola, zakazy, karanie, odcinanie od pieniędzy, wymuszanie stosunku seksualnego, zazdrość, to zaniedbanie podstawowych potrzeb dzieci ale i osób starszych, chorych. Przemoc zawsze boli.

- Można to zmienić, można to zakończyć. Pomagamy w tym, jesteśmy wyjątkowym miejscem w województwie śląskim – prowadzimy Powiatowy Ośrodek Wsparcia dla Osób Dotkniętych Przemocą w Rodzinie – mówi Anna Kot, prezes Stowarzyszenia Pomocy Wzajemnej „Być Razem” w Cieszynie.

- Mąż po zmianie pracy zaczął mnie poniżać, odreagowywał na mnie. Zajmowałam się domem i małymi dziećmi, tylko on pracował, cały czas był problem z pieniędzmi, miał długi. Pierwszy raz uciekłam na tydzień, straszył mnie wtedy policją, że zabierze mi dzieci. Wróciłam. Decyzja o rozwodzie zapadła, gdy miałam potwierdzenie, że ma także problem z narkotykami. Nie tylko je zażywał, ale także sprzedawał – wyznaje Dominika (imię zostało zmienione dla zapewnienia bezpieczeństwa rozmówczyni – przy. red.).

Pomoc okazali sąsiedzi. Były także interwencje policji, co doprowadziło, że wszczęto procedurę założenia Niebieskiej Karty. O miejsce w Ośrodku dla Dominiki z dwójką dzieci wnioskował Gminny Ośrodek Pomocy Społecznej. Nie trzeba było na nie czekać.

- Byłam bita przez ojca, mama nie reagowała. Myślałam, że z mężem stworzymy lepszą rodzinę – przyznaje i dodaje: – Bez Ośrodka nie dałabym sobie rady. Spędziliśmy tam 4 miesiące. Czułam się bezpieczna. Dzieci także poczuły się tam dobrze, nazywały to miejsce domem. Ani razu nie zapytały o tatę. Tam zrozumiałam, że to nie była moja wina. Przemoc psychiczna bardzo boli i długo –podkreśla Dominika.

W tym przypadku impulsem, by to co dzieje się w domu przestać traktować jak coś normalnego, był artykuł w gazecie. – Zobaczyłam, jak bardzo mnie to dotyczy. Miłość nie krzywdzi. Trzeba uciekać, szczególnie jak ma się dzieci. One wszystko widzą, czują. Warto prosić o pomoc, pomimo obaw i wstydu. Dla nas Ośrodek okazał

34 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2022-I 2023 PRZYSTANEK NA ŻĄDANIE materiał promocyjny

się najlepszym rozwiązaniem, u mamy mąż by mnie nachodził, tu nie miał wstępu. Otrzymałam pomoc nie tylko psychologiczną, ale także prawną. Mąż już ma ograniczone prawa rodzicielskie. Przed nami rozprawa rozwodowa.

ZATRZYMAĆ I MINIMALIZOWAĆ SKUTKI PRZEMOCY

Co roku w Ośrodku schronienie otrzymuje 20-40 osób, mieszkańców powiatu cieszyńskiego. Co ważne –można tu przyjechać o każdej porze dnia i nocy, 7 dni w tygodniu. Nie trzeba się umawiać, nie trzeba mieć skierowania. Pomoc udzielana jest bezpłatnie. Nie ma przymusu noclegu. Zorganizowana jest pomoc psychologiczna, terapeutyczna, ale także prawna. – Co wtorek spotyka się grupa wsparcia dla osób doświadczających przemocy. Wystarczy przyjść na godzinę 16.00 – mówi Anna Miech – kierownik Ośrodka i dodaje: – Pobyt u nas daje czas, by dojść do siebie, pomyśleć, co można zmienić. Wspieramy dążenie do samodzielności. To się zaczyna już tu na miejscu. Po pierwszych dniach na zaaklimatyzowanie się, nasi sami organizują sobie tutaj dom, sprzątają, przygotowują posiłki itp.

Pomocą objęci są nie tylko dorośli. Osobne wsparcie skierowane jest do dzieci. Dostępna jest terapia psychologiczno-terapeutyczna, praca w grupach socjoterapeutycznych. – Dziś już nikt nie ma wątpliwości, że dzieci obserwujące przemoc w domu, także jej doświadczają –podkreśla Magdalena Krużołek, przewodnicząca Zespołu Interdyscyplinarnego ds. Przeciwdziałania Przemocy w Rodzinie, działającego przy Miejskim Ośrodku Pomocy Społecznej w Cieszynie.

Przy Ośrodku działa także Punkt Interwencji Kryzysowej (ul. Ks. Janusza 3), gdzie od poniedziałku do piątku w godz. 8.00-16.00 można uzyskać wsparcie. Interwent rozpoznaje sytuację, gdy wymaga działania, zaprasza na spotkanie, umawia psychologa, prawnika. Działa także telefon zaufania, pod którym można dzwonić w godz, 19.00-07.00 przez 7 dni w tygodniu. Osobny numer posiadają służby. Korzystają, gdy sytuacja wymaga wsparcia kryzysowego. Na takie interwencje jedzie zawsze dwóch pracowników Stowarzyszenia „Być Razem”.

WSPÓŁPRACA INSTYTUCJONALNA

Prowadzenie Ośrodka zleca Powiat Cieszyński, nadzór nad jego działalnością prowadzi Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie. Funkcjonowanie tego miejsca

współfinansują samorządy gminne. Co wyróżnia to miejsce? –Współpraca pomiędzy wieloma instytucjami, specjaliści z zakresu przeciwdziałania przemocy w rodzinie, szeroki zakres usług – wyjaśnia Aneta Ogierman z PCPR.

W tym roku 10 z 12 gmin powiatu cieszyńskiego współfinansuje funkcjonowanie tego zadania.

Powiadomione instytucje mają wypracowane różne, w zależności od sytuacji, ścieżki działania, mogą być elastyczni. – Współpraca odbywa się także z asystentami rodziny, kuratorami, z dzielnicowymi a także policyjnymi patrolami. Zaangażowane są sądy rodzinne, pracownicy socjalni także ci zajmujący się pieczą zastępczą, usługami opiekuńczymi – dodaje Magdalena Krużołek.

REAGUJ!

Od ponad 26 lat Stowarzyszenie Pomocy Wzajemnej „Być Razem” działa na rzecz osób dotkniętych przemocą. O ile przemoc fizyczna rodzi reakcje - interweniuje rodzina, sąsiedzi. Przemoc psychiczna, seksualna, zaniedbania wobec osób chorych, starszych wciąż nie są oczywiste. Warto reagować. Jeśli masz podejrzenie, że temat przemocy dotyczy ciebie lub kogoś z bliskiego otoczenia, pytaj, podejmij działania. Pomoc i niezbędne informacje uzyskasz: Powiatowy Ośrodek Wsparcia Osób dla Dotkniętych Przemocą w Rodzinie (Cieszyn, ul. Mała Łąka 17 a) tel. 33 851 29 29

Telefon Zaufania anonimowo dla osób doświadczających przemocy bądź w kryzysie (codziennie od 19.00 do 7.00) tel. 33 851 29 29

Punkt Interwencji Kryzysowej (Cieszyn, ul. ks. Antoniego Janusza 3) tel. 33 479 5354

35
ŻĄDANIE materiał promocyjny
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2022-I 2023 PRZYSTANEK NA

gdzieŚ mnie nieusTannie gna

Rozmowa z Przemysławem Brychem, czyli Konduktorem Przemkiem, aktywistą kolejowym i pracownikiem kolei, od lat zaangażowanym, także poprzez prowadzone przez siebie social media, w przywracanie utraconych kiedyś połączeń kolejowych.

Marcin Mońka: Wiem, że masz rodzinne tradycje kolejowe, jednak kontynuowanie tych tradycji nie od początku było Twoim planem na życie. I pewnie w tym wszystkim rolę odegrała „metafizyka kolejowa”, na którą byłeś skazany... Przemysław Brych: Rzeczywiście, zarówno mój dziadek, jak i ojciec, pracowali na kolei. Wszystko, co kolejowe w moim życiu, właściwie rozpoczęło się na Śląsku Cieszyńskim, gdzie moi rodzice, pochodzący z Olsztyna przeprowadzili się, gdy byłem dzieckiem. Myślę, że tym pierwszym, mitycznym wręcz doświadczeniem stała się podróż pociągiem „Chopin” z Wiednia do Warszawy, którym jeździliśmy, podróżując pomiędzy Olsztynem a Śląskiem Cieszyńskim. To kolejowa inicjacja, także w tym „metafizycznym” sensie. Choć przez długi czas nieuświadomiona.

Bo choć praca ojca pokazała mi, że kolej jest fajna, długi czas jednak nie interesowałem się nią w jakiś szczególny sposób. Powróciłem do niej po latach, i pewną rolę odegrał tu przypadek. Trochę po studiach dziennikarskich podróżowałem pociągami, namówiony przez kumpla z dawnych lat. Wtedy chyba złapałem bakcyla. Albo inaczej – odezwał się we mnie ten „metafizyczny zew” kolei.

I szybko zaangażowałeś się w akcję przywracania połączeń, przeobrażając się z pasażera w aktywistę, a wkrótce i pracownika kolei... Przełomowe okazało się działanie na rzecz połączeń z Katowic do Cieszyna i organizacja pociągu specjalnego. Koleje Ślaskie na początku były niechętne, jednak udało się je przekonać. Pociąg specjalny zrobił furorę, i od razu wiedzieliśmy, że to połączenie ma duży potencjał. W konsekwencji zaproponowano mi pracę konduktora w Kolejach Śląskich. Zgodziłem się, złożyłem CV, w sumie trochę dla żartu, a po pół roku KŚ oddzwoniły z ofertą zatrudnienia. Już w pierwszych miesiącach

nowej pracy odezwała się do mnie koleżanka, aby założyć w mediach społecznościowych profil Konduktora, bo kiedyś podobny działał na Facebooku, lecz jego pomysłodawca go zarzucił. Zgodziłem się i pomału rozpocząłem pracę w internecie na rzecz kolei w ogóle. Koleje Ślaskie, czyli mój pracodawca, nie miały nic przeciw, abym w ten sposób promował podróże koleją.

Czyli zostałeś nieformalnym piarowcem Kolei Śląskich...

W pewnym momencie zaszło to tak daleko, że zostałem faktycznym piarowcem, przez ponad rok prowadziłem oficjalny profil KŚ na Facebooku. Potroiłem liczbę obserwujących, po kilkunastu miesiącach powróciłem jednak do moich prywatnych socjali. I wtedy zauważyłem, że mogę działać nie tylko na rzecz Kolei Śląskich, ale w ogóle promować transport kolejowy. Na przykładzie Cieszyna okazało się, że był to doskonały pomysł, miałem poczucie, że pojawiając się z wraz moimi mediami społecznościowymi w konkretnym miejscu jestem w stanie koleje wypromować. Cieszyn był dla mnie rodzajem poligonu doświadczalnego, później tylko utwierdziłem się w przekonaniu, że to, co robię, jest dobre i skuteczne, i nie można z tego rezygnować.

To był ten moment, zostałeś aktywistą kolejowym? Przez zupełny przypadek połączyłem dwie pasje – dziennikarstwo z koleją. Miałem w życiu zresztą zawsze furę szczęścia. Gdy np. dwa lata temu znalazłem w pociągu dziecięcą zabawkę i dałem ogłoszenie na FB, zupełnie nieświadomie dotarłem do pół miliona osób. I nie dość, że odnaleźliśmy właściciela zabawki, to jeszcze zostałem zaproszony do TV, by opowiedzieć o tej akcji poszukiwawczej. Po latach działań jest mi miło, gdy ludzie mnie rozpoznają, witają się i chcą choć chwilę porozmawiać. Czuję, że praca, którą wykonałem, ma sens. Kolej się rozwija, odbiliśmy się od załamania lat 90.,

36 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2022-I 2023 WYŻSZA BRAMA

a dzięki takim osobom, jak ja, którym mocno na sercu leży możliwość podróżowania koleją, pociągi do Cieszyna nie jeżdżą puste. Oczywiście mam momenty, że chciałbym się schować, aby mnie na jakiś czas nie było, wiem jednak, że wykonuję bardzo potrzebną pracę. To wszystko zakłada, że stale trzeba być gotowym na określoną życiową dynamikę.

Ty chyba lubisz zmiany?

Nieustannie gdzieś mnie gna, trudno mi usiedzieć na jednym miejscu, w jednej pracy. Podjąłem niedawno nową przygodę, i po konduktorze oraz kierowniku pociągu zostałem dyspozytorem w ruchu towarowym. To praca bardziej stacjonarna od poprzednich, jednak bardziej odpowiedzialna, z mnóstwem wyzwań logistycznych. A w międzyczasie podjąłem studia inżynierskie, i jestem już inżynierem transportu. Wszystko po to, aby ani przez moment nie nudzić się w życiu.

Od dawna opowiadasz i zachęcasz ludzi do podróżowania kolejami. Co takiego musi się zmienić w ich mentalności, aby porzucili samochody i przesiedli się do pociągu?

Mam zawsze na to sposób, aby zachęcając ludzi nigdy ich nie okłamywać. Kolej nie jest idealną instytucją i długo jeszcze nie będzie. Dlatego opowiadając o pozytywach zawsze trzeba też pamiętać o tym, by mówić także o wadach. I nie można się tego bać. W chwili, gdy spóźniają się pociągi, zawsze spokojnie ludziom wyjaśniam przyczyny opóźnień. Z mojego doświadczenia

wiem, że lepszą informacją jest zła informacja o tym, że pociągi stoją, niż jej zupełny brak.

A w szerszym kontekście – najważniejsze jest docieranie z informacją, że pociągi rzeczywiście są i kursują, i nikt ich za chwilę pasażerom nie zabierze. Jestem zwolennikiem regularnych połączeń, i dobrze wiem, że ich minimalną liczbą w ciągu dnia jest siedem kursów, tak aby przynajmniej co dwie godziny pociągi mogły jeździć. I zawsze warto podkreślać, że mimo jakichś niedogodności, jak choćby spóźnienia, da się pociągami dojechać naprawdę daleko.

Mam już za sobą takie dalekie podróże – pociągiem jechałem do Bułgarii, Czarnogóry oraz na Chorwację. Warto też zawsze mówić, że choć taka podróż może trwać dłużej niż przemieszczanie się samochodem, to jednak można z niej mieć o wiele większą radość. Długie podróże pociągiem dają kompletnie inną perspektywę świata. To rodzaj metafizyki, o którą pytałeś na początku.

Ta najbardziej wymarzona, a może najintensywniej metafizyczna podróż koleją jeszcze przed Tobą? Myślę, że podróżowanie do Czarnogóry było takim wydarzeniem, w którym przeżyłem ten charakterystyczny moment przekroczenia własnego doświadczenia, gdy skupiam się wyłącznie na czystym aspekcie podróży koleją, niespiesznie zanurzając się w krajobrazie i jego zmianie, przestając zarazem skupiać się na upływającym czasie. Myślę, że czułbym to jeszcze intensywniej, gdybym zrealizował inne z marzeń, choć w obecnej sytuacji jest to niemożliwe, czyli podróży koleją Transsyberyjską. Tam kusi mnie nie tylko czyste doświadczenie, ale też rodzaj dziedzictwa kulturowego, który za taką podróżą się kryje, a którą znamy choćby z literatury.

A ta nie jest Ci obca, bo sam również piszesz, masz za sobą debiut i książkę „Być jak konduktor”. Będą kolejne?

Lubię Stephena Kinga, dlatego napisałem kolejną książkę – horror kolejowy o podróżach w wagonie sypialnym. To horror psychologiczny, pokazujący w jaki sposób obecność konduktora może wpłynąć na losy podróżnych korzystających z kuszetki. Czyli znów metafizyka (śmiech).

Przygotowuję również kontynuację swojej pierwszej książki, w której pojawią się wątki z moich późniejszych kolejowych doświadczeń, gdy przestałem być konduktorem, stając się kierownikiem pociągu czy specjalistą od social mediów.

Dlaczego Śląsk Cieszyński na tak długo utknął w wykluczeniu komunikacyjnym?

37 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2022-I 2023 WYŻSZA BRAMA
Przemysław Brych od lat walczy z wykluczeniem komunikacyjnym regionu

Myślę, że wszystko wydarzyło się jeszcze za czasów tzw. starego PKP, gdzie nieustannie mówiono o rosnących kosztach, a najlepszym rozwiązaniem ograniczania wydatków stało się cięcie połączeń. Cięto wtedy właściwie na oślep, wyjaśniając wszystko nieopłacalnością i nierentownością. W Cieszynie również chciano podążać drogą, którą obrano np. w Jastrzębiu-Zdroju, gdzie miasto całkowicie zniknęło z kolejowej mapy Polski. Na szczęście Cieszyn na tej mapie pozostał. Z perspektywy lat spędzonych w mieście nad Olzą wiem, że straciło ono wiele na znaczeniu także dlatego, że po próbach likwidacji kolei niemal natychmiast wyeliminowano komunikację autobusową. Cieszyn wtedy przestał być atrakcyjny dla wielu osób, a przede wszystkim dla młodych ludzi.

Które z wydarzeń w ostatnich latach stały się tymi najistotniejszymi w przywracaniu ruchu kolejowego w Cieszynie?

Gdy nie było jeszcze linii do Goleszowa, funkcjonowała linia do Czechowic-Dziedzic, z pięcioma parami połączeń, z których nie korzystało zbyt wielu podróżnych. Pamiętam, jak zarzuciłem w Kolejach Ślaskich pomysł i zapytałem, po co my jeździmy do Czechowic-Dziedzic, zróbmy lepiej połączenie do Katowic przez Zebrzydowice. I zobaczymy czy to chwyci. Na początku popatrzono na mnie dziwnie, jednak po pojawieniu się pierwszego połączenia, które realizowano raz w tygodniu – w niedziele, okazało się, że jeżdżą nim studenci. Pierwszym kursem, a pamiętam go do dziś, jechało z nami 40 osób. Później przybywało połączeń – najpierw było jedno, potem już dwa, a nawet trzy w ciągu dnia. Z pociągów zaczęli korzystać mieszkańcy miejscowości pośrednich, i zaczęli podróżować koleją również do Cieszyna.

Dlatego później, przy rewitalizacji linii do Wisły, udało się odcinek Goleszów-Cieszyn wpisać do projektu jako strategiczny w dowozie osób do Cieszyna. Po eksperymencie przez Zebrzydowice było wiadomo, że ludzie chcą jeździć koleją do Cieszyna. A po oddaniu do

użytkowania linii przez Skoczów, powróciła także linia do Czechowic-Dziedzic, z której również korzystają pasażerowie.

Dlatego z perspektywy czasu widzę, że momentem inicjacyjnym okazało się uruchomienie linii do Katowic, nawet trochę tą pokraczną trasą. Ważne było także uruchomienie przez czeskie koleje połączenia Czeskiego Cieszyna z Cieszynem.

W grudniu na mapę kolejową powróciła Wisła, z której np. można bezpośrednio podróżować do Olsztyna...

To bardzo fajnie posunięcie. Zresztą Wisła w przeszłości miała bardzo interesujące połączenia, jeździło się z niej nie tylko do Olsztyna, ale również do Białegostoku, Szczecina czy Gdyni. Aby jednak pojawiło się więcej połączeń do Wisły, trzeba wyremontować odcinek pomiędzy Skoczowem a Bielskiem-Białą. Kiedyś wiele pociągów funkcjonowało jako przedłużenie relacji, które dojeżdżały do Bielska właśnie. Wiem jednak, że w Wiśle walczą o kolejne dalekobieżne połączenie. W chwili, gdy pojawiłoby się więcej pociągów dalekobieżnych do Wisły, mogłyby one również docierać do Cieszyna.

Czy są jakiekolwiek szanse na przywrócenie połączenia między Bielskiem-Białą a Skoczowem? Wiem, że są takie dalekosiężne plany, jednak w tej konkretnej sytuacji będą potrzebne ogromne pieniądze.

Ta linia jest tak zdewastowana, że właściwie trzeba ją stworzyć od nowa. Mam nadzieję, że jednak powróci. I nie warto sugerować się opiniami, że ta linia nie wygeneruje podróżnych, bo istnieje droga ekspresowa. Podobne argumenty pojawiły się na odcinku Bielsko-Żywiec, a po oddaniu do użytku drogi pomiędzy Żywcem a Bielskiem ludzie wciąż jeżdżą pociągami. Pojawienie się pociągów po prostu zwiększa mobilność ludzi. Czas podróży koleją już potrafi być krótszy niż podróż po zakorkowanych miastach.

W Cieszynie, po przywróceniu połączeń kolejowych, w kilku newralgicznych miejscach opadają rogatki, a kierowcy samochodów narzekają na zakorkowane ulice, przez kolej właśnie... Transport kolejowy zawsze jakoś musi współgrać z transportem kołowym. I musimy się jakoś podzielić przestrzenią i pasem ruchu w chwili, gdy jedzie pociąg. Jeśli ludzie chcą, aby tych korków nie było, muszą poszukiwać alternatywy, choćby w postaci komunikacji miejskiej, własnego roweru albo po prostu spaceru, jeśli nie mają daleko. Często jeździmy samochodem z wygodnictwa, bo nie chce nam się wybrać pieszo bądź rowerem. Czasami komunikacja miejska też bywa mało

38 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2022-I 2023 WYŻSZA BRAMA
Cieszyński dworzec został wybrany „Dworcem Roku 2022”

atrakcyjna dla mieszkańców, jednak i ona wciąż się zmienia. Ludzie z transportu publicznego nie będą korzystać, gdy jeździ rzadko i jest relatywnie drogi.

Pewnie poczułeś się mile połechtany, gdy cieszyński dworzec został wybrany „Dworcem Roku 2022”? Bo przecież też przyłożyłeś małą cegiełkę to tego tytułu…

Dopiero ludzie piszący komentarze na moim profilu przypomnieli mi, jak już kilkanaście lat temu stałem na tle starego dworca i apelowałem w prasie, że dworzec jest zniszczony i trzeba coś z nim zrobić. I po tylu latach mój apel doczekał się odzewu (śmiech). Nie sposób w ogóle wymienić wszystkich osób zaangażowanych w pracę na rzecz dworca, było ich tak wiele, i każda z nich dołożyła się ze swoją mniejsza czy większą cegiełką. Ale rzeczywiście poczułem ogromną radość.

A które z dworców na Śląsku Cieszyńskim są Twoimi ulubionymi? Oczywiście dworzec w Cieszynie, ze względów sentymentalnych. Bardzo podoba mi się również dworzec w Wiśle Uzdrowisku, który też został wyremontowany. Lubię też obiekt w Cieszynie Marklowicach, mam nadzieję, że kiedyś przejmie go Urząd Miasta, i uratuje chociażby te wspaniałe herby, które go zdobią. Bardzo mi żal natomiast dworca w Skoczowie – była w przeszłości szansa, by miasto przejęło go za symboliczną złotówkę, tak się jednak niestety nie stało. Teraz mamy tam taką sytuację, gdzie wyremontowanemu torowisku i peronom towarzyszy brzydki i w złym stanie budynek.

Pojawiają się jednak również nowe przystanki, jak choćby Cieszyn Uniwersytet… Nie wiem czy w ogóle tego przystanku nie będzie można wpisać do polskiej Księgi Rekordów Guinnessa w kategorii najkrótszej odległości dzielącej przystanek kolejowy od uniwersytetu. A dworzec w Cieszynie najprawdopodobniej jest najbliżej usytuowanym od rynku dworcem w Polsce. Trzeba by jednak zrobić szczegółowe badania.

Pojawianie się nowych przystanków na pewno usprawnia możliwość przemieszczania się podróżnych i stanowi kolejną dobrą zachętę do korzystania z kolei. A mnie jeszcze marzy się jeden przystanek w Cieszynie – myślę o stacji Cieszyn Zamek, który mógłby być usytuowany naprzeciwko Zamku, gdzie rozjeżdżają się tory do Zebrzydowic i Czeskiego Cieszyna.

Są miejsca na Śląsku Cieszyńskim, do których chciałbyś dotrzeć pociągiem, jednak brak infrastruktury nie daje takiej możliwości?

Taką białą mapą jest w tej chwili Jaworze czy Pogórze, czyli miejscowości znajdujące się na linii Bielsko-Skoczów. Boli mnie również, że takim miejscem wciąż wykluczonym jest Strumień, w którym funkcjonują jedynie weekendowe połączenia do Wisły i Żywca, a z powodzeniem można by tam jeździć również w ciągu tygodnia. Liczę jednak, że takie połączenia zaczną się pojawiać. Ciekawostką jest, że przez Strumień przejeżdżają pociągi pasażerskie Intercity, które jednak tam się nie zatrzymują, a kursują np. do Ustki. Jednak Strumień musiałby o połączenia zawalczyć.

W jaki sposób przekonywać decydentów o tym, by zarówno linie kolejowe, jak i całe miejscowości, powracały z kolejowego niebytu?

Zawsze trzeba brać pod uwagę racje każdej ze stron. Mnie jest w tej chwili zdecydowanie łatwiej analizować i próbować zrozumieć zarówno kolejne inwestycje, jak i plany na przyszłość. Gdy kończą się pieniądze na realizację remontów i rewitalizacji to trudno oczekiwać, że decydenci zabiorą innym i dają właśnie na naszą linię. Każda kropla drąży jednak skałę.

Sam jestem wielkim miłośnikiem kolei, jednak dostrzegam coś więcej niż tylko swoje racje.

Od dawna Cieszyn był znany jako świetny punkt do planowania podróży kolejowych. Z Dworca Głównego w Czeskim Cieszynie można wciąż wyruszyć do bardzo odległych europejskich ośrodków. Nieco gorzej z planowaniem podróży z Cieszyna, choć przecież tylko z jedną przesiadką dojedziemy np. do Berlina…

Linia kolejowa, która przebiega po czeskiej stronie Śląska Cieszyńskiego jest linią magistralną, łączącą Republikę Czeską ze Słowacją. Gdyby ta znajdowała się w polskich granicach administracyjnych, byłaby również niezwykle ważną linią w naszym kraju. Jednak w dobie braku granic nie jest to już wielkim problemem, a raczej zwiększa naszą mobilność i pozwala na podróże do Pragi, Popradu czy Koszyc. I nie ma sensu porównywać tej linii z liniami leżącymi po polskiej stronie, ponieważ nie mamy linii magistralnej – nawet ta, biegnąca w kierunku Zebrzydowic, straciła ostatnio na znaczeniu.

Koleje skrywają przed Tobą jeszcze jakieś tajemnice? Absolutnie tak, kolej nieustannie mnie zaskakuje, i nie ma chyba dnia, abym o czymś zupełnie nowym się nie dowiedział i czegoś nie nauczył. Myślę, że gdybym trafił na kolejne stanowisko kolejowe, odkryłbym mnóstwo nieznanych mi rzeczy i zjawisk. Dlatego kolej jest tak fascynująca.

39 TRAMWAJ CIESZYŃSKI
WYŻSZA BRAMA
• XII 2022-I 2023

Pocztówka z działającej pływalni miejskiej w Błogocicach. fot. fotopolska.eu

Maciej i Katarzyna Russek

olimPijski Cieszyn

Cały świat zatrzymuje się z przyczyn sportowych tylko w dwóch sytuacjach: piłkarskiego mundialu oraz igrzysk olimpijskich. Miasta goszczące te wydarzenia są w tym czasie na świeczniku, nie tylko dzięki transmisjom do niemal każdego zakątka globu, ale także z powodu tłumu sportowych turystów. Niemal od początku wybór gospodarza futbolowych mistrzostw, czy igrzysk rozpala emocje prawie na równi z samymi zawodami. Polska gościła mistrzostwa Europy w piłce nożnej – jak dotąd było to wydarzenie najwyższej rangi w tej dziedzinie sportu. Pamiętamy też, że Kraków chciał zostać stolicą zimowych igrzysk olimpijskich, ale nie udało się mu spełnić tych ambicji. A co by było, gdyby to Cieszyn zgłosił swoją kandydaturę? W dzisiejszym świecie jest to całkowicie nierealne, jednak kto zabroni nam wejść do „maszyny czasu i przestrzeni”, by przenieść się do odrobinę wyimaginowanego świata?

Warto przypomnieć, że Cieszyn lat międzywojennych posiadał bardzo atrakcyjną bazę sportową – dziś wiele tych miejsc porasta trawa i trudno nawet zgadnąć, że kiedyś miały znaczenie dla określonych dyscyplin. Gdyby jednak ktoś szalony wpadł na pomysł zorganizowania

igrzysk olimpijskich w Cieszynie lat trzydziestych, miałby ku temu nie najgorsze argumenty. Pamiętać należy, że aktualna lista dyscyplin olimpijskich znacznie odbiega od tej historycznej. Wystarczy wspomnieć o kilku z nich, rozgrywanych podczas igrzysk w minionym

40 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2022-I 2023 STARY TARG

Skocznia w Cieszynie w latach swojej świetności. fot. fotopolska. eu, zbiory Muzeum Śląska Cieszyńskiego

stuleciu, a które dziś mogą brzmieć nieco zaskakująco. Sięgnijmy po przykład olimpiady w Paryżu z 1900 r., gdzie zawodnicy mogli rywalizować również w takich dyscyplinach, jak: pływanie na 200 metrów z przeszkodami, przeciąganie liny, skoki konne w dal oraz wzwyż, a także strzelanie do żywych gołębi. Zwycięzca tej ostatniej konkurencji, podczas medalowego występu, zestrzelił 22 sztuki. Możemy więc przyjąć, że w naszym wyimaginowanym świecie cieszyńskiej olimpiady, mamy pewną dowolność w tworzeniu listy dyscyplin, a nawet możemy połączyć igrzyska letnie z zimowymi.

Gdzie zatem r ywalizowaliby sportowcy? Wszelkie konkurencje związane z pływaniem odbywać by się mogły na miejskiej pływalni. Jednak nie tej, którą znamy dziś! Od końca XIX wieku cieszyniacy mogli ćwiczyć sporty wodne na pływalni ulokowanej pod Wałką, mniej więcej na wysokości dzisiejszego boiska do piłki nożnej. To właśnie tam Młynówka zasilała kąpielisko miejskie, więc pływanie bywało nieco utrudnione, bo kąpiący się musieli pamiętać o nurcie przepływającej przez nieckę wody. Kąpielisko tworzyło kompleks sportowo-rekreacyjny wraz z restauracją, co jeszcze bardziej podnosiło atrakcyjność tego miejsca. Dziś po pływalni ciężko znaleźć jakiekolwiek ślady. Pozostał jedynie fragment fundamentów drewnianego zadaszenia oraz piwniczka wspomnianej restauracji, a zarazem domu Mantela. Niedaleko zaś znajduje się – istniejący wciąż – staw kajakowy, będący wręcz idealnym miejscem do zorganizowania konkurencji wioślarskich. Jeśli chodzi o dyscypliny lekkoatletyczne, to także teren „Wałki” dawał możliwości zorganizowania takich zawodów. Nie był to aktualnie przebudowywany stadion – do ćwiczeń fizycznych wyznaczono miejsce, w którym do dziś można zadbać o swą tężyznę na ścieżce zdrowia i placu zabaw. To tutaj rozgrywano zawody, w których uczestniczyli m.in. żołnierze przebywający w Cieszynie podczas sporu o Zaolzie. Skoki wzwyż oraz w dal to tylko przykładowe konkurencje rozgrywane właśnie w tym miejscu, a tutejszy stadion lekkoatletyczny mógłby gościć sportowców z całego świata. Jeśli nasze wyimaginowane igrzyska miałyby łączyć sporty zimowe oraz letnie, to tuż obok znajdowała się kolejna arena zmagań. Skocznia narciarska, bo o niej mowa, była usytuowana przy dzisiejszej

41 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2022-I 2023 STARY TARG

Jesteśmy rodziną, która wyznaje zasadę, że każde wyjście z domu to już trip (czyt. wyprawa). Wystarczy tylko dobrze się rozejrzeć, by odnaleźć niesamowite miejsca wokół siebie. Relacje z takich wypraw przedstawiamy na naszej stronie, gdzie trafiają się też opowieści o naszych wyprawach w bardziej odległe miejsca. Ale to już zupełnie inna historia.

Tak współcześnie wyglądają przestrzenie, w których mieściły się

42 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2022-I 2023 STARY TARG
Kilka słów o russkietripy.pl tor wioślarski, pływalnia miejska oraz , tor kajakowy arena lekkoatletyczna. fot. RusskieTripy

ul. Błogockiej, a jej zeskok byłby idealnie widoczny z areny lekkoatletycznej. Budowę obiektu zainicjował Karol Łamacz, a pierwsze prace, w których uczestniczyła okoliczna młodzież, podjęto bez formalnej zgody. Oficjalnie decyzję o budowie uchwalono w grudniu 1932 roku, by już 22 stycznia 1933 roku ogłosić organizację pierwszych zawodów. Szybko jednak uznano, że konstrukcja skoczni to prowizorka i choć, jak wiadomo, rozwiązania tymczasowe najdłużej się trzymają, to przystąpiono do prac modernizacyjnych, które zakończyły się w 1934 roku. Zawody inauguracyjne zorganizowano ponownie w styczniu, a stawili się na nich zawodnicy z przeszło 20 klubów takich jak: Watra Cieszyn, S.K.N. Wisła, S.N.P.T.T. Skoczów, Czantorja Ustroń, Strzelec Cieszyn oraz Wróżana Dol. Leszna z Czechosłowacji. W konkursie skoków pierwsze miejsce zdobył Gustaw Kożdoń, reprezentujący klub Watra Cieszyn, osiągając zatrważające 19 metrów, zarówno w pierwszej, jak i drugiej serii. Najdłuższy odnotowany skok należał jednak do Pawła Morżoła z S.K.N. Wisła i wyniósł całe 21,5 metra. Skocznia, ze zmiennym szczęściem, istniała do roku 1970, kiedy to Miejski Zespół Urbanistyczny opracował zagospodarowanie terenu „Cieślarówki”, a wśród obiektów sportowych miała się tam też znaleźć mała skocznia narciarska. Oczywiście planów tych nie zrealizowano, i do dziś w Cieszynie nie znajdziemy tego typu obiektu. Tam, gdzie niegdyś znajdował się zeskok, współcześnie funkcjonuje użytek ekologiczny: „Łęg nad Puńcówką”, widoczny także od strony Alei Jana Łyska. A miejsce najazdu dawnej skoczni już praktycznie całkowicie zarosły drzewa. Zimowych igrzysk nikt nie wyobraża sobie bez konkurencji łyżwiarskich – od jazdy figurowej po hokej. Ta rywalizacja z pewnością toczyłaby się na lodowisku miejskim, które w dwudziestoleciu mieściło się przy dzisiejszej ul. Sarkandra, gdzie parkuje się auta, by podążyć

na targ. Lodowisko w tym miejscu powstało już w 1892 roku z inicjatywy Teschener Eislauf Verein. Początkowo do zimowych ślizgawek wykorzystywano stawy należące do Pawła Morcinka, nieco później jednak powstały budynki zaplecza i szatnie dla zawodników. Dobudowano także muszlę koncertową, gdzie występowała orkiestra wojskowa, umilając jazdę amatorom łyżwiarstwa. Lodowisko ulegało ciągłym modernizacjom i tak powstała betonowa płyta, która zakryła dawny staw, umożliwiając wylanie wody, by przy najmniejszym nawet mrozie powstała jedno-, dwucentymetrowa warstwa lodu. Sprzyjało to treningom jazdy figurowej i hokeja, co zaowocowało powstaniem klubu hokejowego. Pierwszym w Cieszynie był Teschner Eislauf Verein. Drużyna ta zmieniała z czasem nazwę oraz lokalnych konkurentów. W stolicy wciąż funkcjonującego Księstwa istniały także inne kluby takie jak: Drużyna hokejowa gimnazjum z Cieszyna, KS Pod Basem i Bobrecki Klub Sportowy Piast. Wspomniana, pierwsza drużyna zdołała sięgnąć po mistrzostwo Śląska, zatem tradycje hokejowe poparte wynikami w Cieszynie odnotowano. Trzeba też wspomnieć, że tuż obok lodowiska powstały korty tenisowe, które również mogłyby stać się areną zmagań uczestników naszej wyimaginowanej olimpiady.

Cieszyńska drużyna hokejowa, fot. z archiwum KS Piast Cieszyn

Cieszyńska baza sportowa dwudziestolecia międzywojennego była imponująca. Pływalnia, skocznia, lodowisko, czy korty tenisowe w jednym mieście wydają się oczywistością, oceniając z dzisiejszej perspektywy. Niemniej jednak, tylko szaleniec mógłby wpaść na pomysł zorganizowania igrzysk olimpijskich w Cieszynie. Chociaż patrząc na to, jak wyglądało to święto sportu w latach dwudziestych i trzydziestych minionego stulecia, wizja ta staje się odrobinę mniej nierealna. No, i nikt nie zabroni nam zadumać się na chwilę i uruchomić wyobraźnię, by ujrzeć Cieszyn na liście miast, goszczących igrzyska olimpijskie.

43 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2022-I 2023 STARY TARG
Arena lekkoatletyczna podczas zmagań około roku 1920, fot. fotopolska.eu

Jacek Cwetler

Most drogowy na Wiśle budowano od września 1925 do lipca 1927 roku.

mosT dRogowy na wiŚle, w DzieDzicach

Most kolejowy przerzucono nad Wisłą, na granicy Cesarstwa Austro-Węgierskiego i Cesarstwa Niemieckiego, w 1870 roku. Jednak na most drogowy okoliczni mieszkańcy musieli czekać do czasów II Rzeczpospolitej.

Dla odradzającego się po latach niewoli państwa polskiego priorytetem była odbudowa przemysłu. Śląsk, na którym było najwięcej zakładów przemysłu ciężkiego i kopalń, potrzebował skomunikowania z pozostałą częścią kraju. Szlaków kolei żelaznych było sporo, brakowało natomiast dróg dla transportu drogowego. O konieczności budowy innego niż drewniany mostu drogowego pod Dziedzicami i Goczałkowicami-Zdrój,

który połączyłby Śląsk ze Śląskiem Cieszyńskim, zdawano sobie sprawę jeszcze w XIX wieku. Wybudowano wówczas most z drewna, który leżał na trasie z Bielska do Katowic. Każda większa powódź, a Wisła w tamtych czasach potrafiła wylewać kilka razy w roku, powodowała kilkutygodniowe przerwy w komunikacji na tej trasie. Wysokość zalania dochodziła niejednokrotnie nawet do 2,50 m. Podróżni oraz kierowcy musieli

44 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2022-I 2023 STARY TARG

w czasie powodzi korzystać z objazdów, prowadzących przez Strumień lub Oświęcim. Zdarzali się oczywiście śmiałkowie, którzy przy niskim stanie wody podczas powodzi ryzykowali przejazd przez rozlewiska Wisły. Niejednokrotnie z tego powodu dochodziło do nieszczęśliwych wypadków.

Decyzję o budowie nowego, żelbetonowego mostu na Wiśle podjęły Śląski Urząd Wojewódzki oraz Sejm Śląski. Projekt nowego mostu został opracowany na początku 1925 roku, a już we wrześniu tego roku rozpoczęto prace budowlane.

Kierownikiem budowy był inż. Wacław Olszak. Wszelkie prace budowlane wykonała firma Inżynierowie Stanisław i Antoni Hajduk z Cieszyna i z Oświęcimia. Nadzór techniczny nad budową mostu sprawował z ramienia Śląskiego Urzędu Wojewódzkiego inż. dr Stefan Kaufman.

Filary mostu wybudowano na żelazno-betonowych palach systemu Wolfsholtza i Straussa oraz na podłożu szutrowym, ulokowanym pomiędzy żelaznymi ściankami, wbijanymi za pomocą kafara parowego. Betonowe filary w koronie miały metr szerokości, a najwyższy z nich liczył 6,70 m wysokości. Przy budowie zastosowano łożyska kołyskowe i wałkowo-kołyskowe łożyska ruchome pod konstrukcją nośną. Konstrukcja nośna zaprojektowana została jako cztery żelazno-betonowe ustroje ciągłe trzyprzęsłowe.

Podczas budowy mostu musiano poradzić sobie z przeróżnymi trudnościami: silnym naporem wody, kurzawkami, grubym żwirem w warstwach głębokich, wierceniem w dnie rzeki tak, aby osadzić pale, zakładaniem, ław fundamentowych i betonowaniem filarów bardzo często w wodzie. I oczywiście z wylewami, powodziami, mrozem i... jednym strajkiem robotników. Konstrukcja mostu była zabezpieczona przed szkodliwym działaniem wody potrójną warstwą asfaltu, z podwójnymi wkładkami jutowymi i ułożoną na górnej powierzchni płyty betonowej. Na płycie spoczywała jezdnia, wykonana z granitowej kostki brukowej (10x10x10 cm), zalana cementem i osadzona na warstwie piasku o grubości 4 cm.

Całość była wykończona żelazno-betonową poręczą. Ciekawe było rozwiązanie związane z jezdnią i poręczami, w miejscach zetknięcia się poszczególnych belek trzyprzęsłowych, stanowiących każda odrębną całość. Między sąsiednimi belkami umieszczono fugi o szerokości 3 cm, które zwężały się lub rozszerzały, w zależności od obciążenia i temperatury. Ponieważ jezdnia musiała stanowić jedną nieprzerwaną całość, przytwierdzono na stałe blachę, która przykrywała fugę. Blacha była przykryta warstwami asfaltu, zmieszanego z jutą. W miejscu

styku poręcze miały fugi dylatacyjne. Słupek poręczowy był umieszczony nad filarem i osadzony na jednej belce. Do mieszania betonu wykorzystano mieszarkę systemu Gauhe-Gockel, napędzaną własnym motorem lub lokomobilą parową.

Próbne obciążenie mostu przeprowadzono w czerwcu i lipcu 1927 roku. Wyniki były zadowalające.

9 lipca 1927 roku most oddano do użytku. Wcześniej odbyło się uroczyste poświęcenie mostu, w obecności wicewojewody Żurawskiego, członków Śląskiej Rady Wojewódzkiej, przedstawicieli Sejmu Śląskiego, władz wojewódzkich i samorządowych oraz duchowieństwa.

Most budowano od września 1925 do lipca 1927 roku.

Pierwszy wpis w „Dzienniku budowy”, pochodzący z dnia 24 sierpnia 1925 r., brzmiał następująco: Poniedziałek. Pogoda: ładna; Temperatura: 18 stopni C; Stan wody na Wiśle: 1,62 m; Liczba robotników: 3. Koszt budowy mostu, o długości 180 m, szerokości jezdni 6,60 m, wyniósł 533 tys. złotych. Koszt budowy dróg dojazdowych z obu stron oraz nasypów wyniósł 77 tys. złotych. Koszty budowy pokryto ze Skarbu Śląskiego.

Śląska Rada Wojewódzka w Katowicach przekazała most na własność i utrzymanie Wydziałowi Dróg Powiatowych w Bielsku i Wydziałowi Powiatowemu w Pszczynie. Most został zniszczony 1 września 1939 roku przez Wojsko Polskie.

Bibliografia: Marcisz L., Album: Budowa mostu żelbetonowego na Wiśle pod Goczałkowicami, w latach 1925 – 1927, Bielsko-Biała, 2014 Olszak W., Most na Wiśle pod Goczałkowicami, [w:] „Technik”, Katowice, 1927, s.2-5

45 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2022-I 2023 STARY TARG

oRkiesTRa, kTÓRa odkRywa skaRby

Tekst: Marcin Mońka, zdjęcia: archiwum Artis Symphony Orchestra

Gdy w 2012 roku muzycy przyszłej Artis Symphony Orchestra spotkali się po raz pierwszy, niewielu z nich przypuszczało, że dekadę później będą świętować okrągły jubileusz, wspominając niezliczone koncerty z niezwykle różnorodnym repertuarem. Na szczęście na wspomnieniach się nie kończy.

– Tej orkiestry w ogóle miało nie być – mówi jej szef artystyczny i zarazem dyrygent, Jean Claude Hauptmann. Gdy robię zdziwione oczy, wyjaśnia dokładnie, że zespół powstał na jednorazowe wydarzenie, jednak muzykom tak dobrze się ze sobą współpracowało, że postanowili pozostać ze sobą na dłużej. Tym pierwszym, „założycielskim” wydarzeniem stał się koncert we wrześniu 2012 roku, wówczas muzycy oraz zaproszeni aktorzy teatru CST zmierzyli się z repertuarem oraz tekstami związanymi z II wojną światową. Artis Symphony Orchestra nie powstała „w próżni”. Jean Claude Hauptmann wraz z żoną Małgorzatą od lat byli mocno zaangażowani w życie muzyczne Goleszowa. Dlatego w pierwszym składzie nowej orkiestry pojawili się przede wszystkim muzycy związani z zespołem orkiestrowym, działającym przy tamtejszej parafii ewangelicko-augsburskiej. Ten zespół miał już bardzo bogatą tradycję, sięgającą jeszcze lat 50. XX wieku, a Jean Claude Hauptmann współpracę z nią rozpoczął jeszcze w latach 90. Goleszów na dłuższy czas stał się zresztą przystanią dla nowej orkiestry, która korzystała z gościnnych progów nie tylko parafii, ale również GOK-u oraz OSP.

Orkiestra, choć zaczynała od repertuaru, w którym dominowały wątki martyrologiczne, patriotyczne i religijne, dziś jest rozpoznawalna przede wszystkim za wszechstronność oraz otwartość na rozmaite muzyczne światy. – Gdy spoglądam z perspektywy 10 lat dociera do mnie, jak daleką drogę przeszliśmy – mówi Małgorzata Hauptmann. Rzeczywiście, wystarczy spojrzeć w orkiestrowe kalendarium ostatniej dekady, by przekonać się, z jak różnorodnym repertuarem zespół mierzył się od 2012 roku. Artis Symphony Orchestra ma za sobą wiele spektakli, programów i koncertów, m.in. „Chaja&Edith” – muzycznej opowieści o życiu Heleny Rubinstein i Edith Piaf; „Lata 20, lata 30” z piosenkami okresu międzywojennego; „Opowiadaj mi tak” – koncert piosenek Zbigniewa Wodeckiego, gdzie gościem specjalnym była Katarzyna Wodecka – Stubbs, córka artysty; „Ballada o świecie, którego już nie ma” z muzyką żydowską czy

wreszcie „Paris, Paris” – koncert piosenek francuskich. Wszystkie propozycje związane z kulturą francuską nie są przypadkowe.

Jean Claude Hauptmann pochodzi bowiem z Alzacji, a ze Śląskiem Cieszyńskim związał się jeszcze w latach 80. Ma za sobą długoletnią pracę w Zespole Pieśni i Tańca „Śląsk”, gdzie przez wiele lat kształtował brzmienie tamtejszej orkiestry, wpływając również na jej repertuar. To między innymi dzięki zaangażowaniu Jean Claude’a Hauptmanna polskiej publiczności przypomniano operę ludową „Szałasznicy” Jana Sztwiertni, jednego ze znakomitych pedagogów i kompozytorów, pochodzących z naszego regionu. – W Koszęcinie stałem się specjalistą od gwary cieszyńskiej, ja, Alzatczyk – śmieje się Jean Claude Hauptmann. Natychmiast jednak poważnieje. – Od zawsze towarzyszy mi przekonanie, że największe skarby można znaleźć wokół siebie, nie trzeba wcale poszukiwać w dalekich krajach, na dalekich kontynentach. Ludzie czasami ich nie dostrzegają, albo nie potrafią dostrzec. Dlatego tak ważna stała się dla mnie działalność orkiestry, bo ma wiele wspólnego z odkrywaniem skarbów – przyznaje.

Mogłoby się jednak wydawać, że funkcjonowanie orkiestry w tak małym ośrodku jest zadaniem karkołomnym. – A przecież w przeszłości Cieszyn miał orkiestrę symfoniczną, która działała przy szkole muzycznej, ludzie się spotykali, mogli wspólnie pracować, dzielić pasję, doskonalić swoje umiejętności. Gdy startowaliśmy, byliśmy raczej kameralnym składem, jednak z czasem przychodzili do nas ludzie z pytaniem, czy mogą się do nas przyłączyć i po prostu z nami grać – dodaje dyrygent.

Dziś Artis Symphony Orchestra to prawdziwy orkiestrowy organizm, choć oczywiście nie jest formacją zawodową, z codziennymi próbami i z muzykami na etatach. Próby odbywają się raz na dwa tygodnie, do tego oczywiście dochodzą koncerty. – I choć nie jesteśmy zespołem w pełni profesjonalnym, to słuchacze zawsze mają wobec nas największe oczekiwania. A my staramy się im sprostać – wyjaśnia Małgorzata Hauptmann. Być może spełnienie oczekiwań nie byłoby możliwe, gdyby nie

48 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2022-I 2023 KIERUNEK KULTURA

rodzaj relacji, jakie wytwarzają się wewnątrz orkiestry. Tu przecież wszyscy od lat się znają, a gra w zespole to przede wszystkim realizacja własnych pasji i muzycznych namiętności. – Orkiestrę tworzą ludzie, którzy przede wszystkim potrafią i chcą grać. Nie stawiamy żadnych ograniczeń, ktoś się do nas zgłasza i od razu otrzymuje zaproszenie – możesz przyjść i zaprezentować swoje możliwości. Grają z nami osoby przede wszystkim ze Śląska Cieszyńskiego, są to absolwenci i studenci szkół muzycznych, nauczyciele, czasami uczniowie. Mamy dużą rozpiętość wiekową, od nastolatków po osoby po 80 roku życia. W orkiestrze występują również osoby spoza regionu, przyjeżdżają do nas muzycy z Orzesza, Jastrzębia Zdroju, Bielska-Białej, Krakowa, Żywca a nawet z Republiki Czeskiej – mówi Małgorzata Hauptmann. Obecnie wszyscy muzycy spotykają się na próbach w Ustroniu, bowiem od roku orkiestrę gości MDK „Prażakówka”.

Przed zespołem kolejne duże wyzwanie, czyli udział w przedsięwzięciu „Klub 27”. Najpierw program usłyszy publiczność w Cieszynie, a nieco później we Wrocławiu i Katowicach, koncerty zaplanowano bowiem w Hali Stulecia oraz Spodku. Organizatorzy koncertu trafili na orkiestrę, ponieważ potrzebowali wszechstronnego zespołu, który potrafi wyjść poza klasyczne schematy, a zarazem ma „na pokładzie” aranżera, który rockowy repertuar „przełoży” na klasyczne instrumentarium. –To dla mnie ogromne wyzwanie, bo przecież bywają utwory, gdy The Doors gra przez 7 minut raptem 4 akordy, a my w orkiestrze mamy kilkadziesiąt osób, dla których trzeba wymyślić brzmienie. Wpadłem na taki pomysł, aby przygotować „klasykę w klasyce”, czyli zacząć od muzyki klasycznej, i skrzyżować ją z rockiem, zresztą od pewnego czasu byłem przekonany, że od muzyki Ravela nie jest tak wcale daleko do Nirvany czy Doorsów. Dlatego utworom rockowym Nirvany, The Doors, Janis Joplin, Jimiego Hendriksa czy Amy Winehouse będą towarzyszyć kompozycje Antonina Dworzaka, W.A. Mozarta czy Maurice’a Ravela, J.

S. Bacha – tłumaczy Jean Claude Hauptmann. Wraz z orkiestrą z utworami klasyków rocka zmierzą się m.in. Kayah, Iwona Loranc, Kasia Kowalska, Beata Kozidrak, Małgorzata Ostrowska, Michał Szpak, Wojciech Cugowski czy Sambor Dudziński.

Praca ze znakomitymi wokalistkami i wokalistami to dla orkiestry nie pierwszyzna, w przeszłości bowiem koncertowała m.in. z Oliwią Ohl-Szulik, Pawłem Szypulskim, Michałem Borkowskim, Beatą Banasik, Krzysztofem Chalimoniukiem, Joanną Kondrat, Magdą Brudzińską, Iwoną Loranc czy Sławkiem Uniatowskim. Często wspólne koncerty kończą się wyjątkową muzyczną przyjaźnią.

„Klub 27” to kolejne wydarzenie w życiu orkiestry, które w pewnym senie okazało się wyjściem poza sztywne ramy klasycznego brzmienia. Do dziś małżeństwo Hauptmann doskonale wspomina koncert z muzyką filmową, w którym główną rolę odegrały utwory skomponowane przez Dariusza Górnioka, twórcę wywodzącego się z Cieszyna. Twórców z cieszyńskimi korzeniami podczas Gali Muzyki Filmowej było więcej, a specjalną rolę odegrały reżyser dźwięku Katarzyna Dzida-Hamela oraz dziennikarka Magda Miśka-Jackowska. – Takie wydarzenia nie tylko uświadamiają nam wszystkim, jak wiele znakomitych postaci jest związanych z naszym regionem. Dla mnie równie ważne jest to, że nasze koncerty są wciąż dostępne dla mieszkańców. Wiemy ile kosztuje kultura i jak ważne jest w niej uczestnictwo, dlatego zawsze staramy się docierać do słuchacza, którego nie stać na drogie bilety – mówi Małgorzata Hauptmann.

Dlatego orkiestra grywała w przeszłości w kościele w Goleszowie, i równie chętnie włącza się w działalność charytatywną, koncertując na wydarzeniach, z których dochód przekazywano m.in. na rzecz osób wymagających rehabilitacji czy na straż pożarną.

Dzięki swojej artystycznej, społecznej i edukacyjnej (oboje są również nauczycielami, współpracującymi m.in. z cieszyńskim LOTE) działalności państwo Hauptmann są już rozpoznawalni w regionie. – Zdarza mi się w pociągu, albo na ulicy, że ktoś mnie mija i pozdrawia, a ja się zastanawiam, kto to jest. I dopiero po czasie do mnie dociera, że to mogą być nasi słuchacze. A to wszystko efekt tego, że gdy znajdujemy się na scenie, to światło skierowane na nas nie pozwala nam dostrzec publiczności – mówi Jean Claude Hauptmann. Gdy pytam, czego życzyć orkiestrze z okazji jubileuszu, odpowiada, że wiernych słuchaczy, bo przecież tylko ze słuchaczami ta praca ma wciąż sens. A inspiracji i pomysłów? – dopytuję. – Słowa, które najczęściej słyszę, to „Mam pomysł”, które wypowiada do mnie Małgosia. I wtedy już wiem, że w najbliższych tygodniach i miesiącach czeka nas kolejna fascynująca muzyczna przygoda – mówi, uśmiechając się.

49 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII
2023 KIERUNEK KULTURA
2022-I
Instalacja „Zmęczenie”, fot. Damian Świńczyk

bogdan kosak.

auToPoRTReT CeRamika

Jeden z najbardziej cenionych polskich ceramików, który od kilkunastu lat w Cieszynie prowadzi swoją modelarnię, zaprezentował w listopadzie w Muzeum Śląskim w Katowicach autorską ekspozycję, składającą się z pięciu artystycznych realizacji – czterech instalacji oraz zapisu fotograficznego. Powstałe w różnych latach koncepty związane są z wielowymiarowym spojrzeniem na aktywność rzemieślniczą i relacje, jakie twórca nawiązuje zarówno z miejscem i czasem, jak i efektem swoich twórczych działań. W roku 2023 wystawa będzie prezentowana w Cieszynie.

Bogdan Kosak to legenda zarówno polskiej szkoły projektowania ceramiki, jak i XXI-wiecznego rzemiosła. Przeszedł właściwie wszystkie możliwe ścieżki – projektował w potężnej fabryce i doglądał w niej procesy produkcyjne, pracował na zamówienie dużych firm, a od kilkunastu lat prowadzi własną pracownię, w której może wydarzyć się wszystko – zarówno realizacja wielkiego zamówienia, jak i praca nad unikatowym i niepowtarzalnym obiektem. Od lat Bogdan Kosak żyje ze świadomością, że jest twórcą, który czuwa nad każdym powstającym w jego modelarni przedmiotem, co więcej – właściwie każdy z obiektów przechodzi przez jego ręce. Modelarnię Ceramiczną prowadzi wraz ze swoją żoną Beatą od 2011 roku w Cieszynie, w budynku dawnego wodnego młyna. To w niej powstają zarówno projekty i szkice, jak i gotowe obiekty. Część z obiektów, powstałych w Modelarni Ceramicznej, trafiło na ekspozycję „Autoportret rzemieślnika”, która w dużej mierze jest autorefleksją twórcy nad wieloletnim wysiłkiem, związanym z aktywnością rzemieślniczą. Ekspozycji towarzyszyły publikacja monograficzna, wydana przez Akademię Sztuk Pięknych w Katowicach oraz Muzeum Śląskie, której fragmenty zamieszczamy. Wystawa instalacji Bogdana Kosaka w Muzeum Śląskim w Katowicach stała częścią projektu „Szychta Kreatywna”, związanego również z obchodzonym w 2022 w województwie śląskim Rokiem Rzemiosła.

BOGDAN KOSAK: „AUTOPORTRET RZEMIEŚLNIKA”

„Autoportret rzemieślnika” jest próbą opisania wzajemnych związków oraz relacji pomiędzy miejscem, czasem, człowiekiem a materialnym rezultatem podejmowanych przez niego wysiłków. Zwróceniem uwagi na moment, kiedy efekt pracy rzemieślnika – przedmiot, przestaje być wyłącznie utylitarnym narzędziem. Spojrzeniem na czas, gdy staje się ważnym elementem niematerialnego wymiaru naszego życia i składnikiem kompleksu pamięci1, zjawiska rozumianego już nie tylko jako stan świadomości wybranej grupy naukowców, obejmującego również nieświadomych, ale czynnie biorących udział w przemyśle pamięci2, konsumentów.

DEKOROWANIE RZEMIOSŁEM

Dopełniające się wzajemnie monografia i wystawa o tym samym tytule są dedykowane wszystkim, a zwłaszcza tym miłośnikom rzemiosła, którzy postrzegają je wyłącznie jako produkcję „… pięknych w swej niedoskonałości i prostocie przedmiotów”3 wykonywanych bez reżimu czasowego, w oparciu o kultywowanie tradycji, często w bezpośrednim kontakcie z innym człowiekiem. To pewien wyidealizowany model o dość sielankowej aurze. W rzeczywistości rzemieślnik prowadzący

51 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2022-I 2023 KIERUNEK KULTURA

działalność gospodarczą jest uwikłany w relacje zależności z wieloma czynnikami, a swoją aktywnością musi wpisać się w obowiązujące zasady. Rzemiosło, podobnie jak wiele innych dziedzin, jest procesem bardzo złożonym, potrafiącym wpływać na otoczenie. Ze swej natury ulega również wpływom zewnętrznym, wynikającym z ogólnych zmian społecznych, gospodarczych czy politycznych. Szczególnie wyraźna od końca pierwszej dekady XXI wieku tendencja, polegająca na jednostronnym prezentowaniu rzemiosła jako przynależnego do sfery niematerialnej i związanej z sacrum, wynika zapewne z tęsknoty za przedmiotami posiadającymi wartość dodaną, zwłaszcza gdy ujawnia się w nich ślad człowieka. To sprawia, że moje obawy o los rzemiosła w najbliższych dekadach rosną. Zachodzące współcześnie procesy noszą wiele cech wspólnych z tymi znanymi z przeszłości.

Kiedy od końca XIX wieku rzemiosło zaprzęgano do tworzenia tzw. stylu narodowego i pobudzania rozwoju gospodarczego ubogich regionów, pilnowano zazwyczaj, aby spełniało oczekiwania animatorów. Szybko jednak zaczęto popadać z jednej skrajności w kolejną, a ich drogi wiodły od potrzeby posiadania zaplecza wytwarzającego przedmioty wyjątkowe i egzotyczne, jako luksusowy dodatek w funkcjonowaniu nowoczesnego społeczeństwa, po masowość i dostępność w kolejnej

odsłonie. Zasługi Cepelii, kontynuatorki idei z lat 30.4 bez wątpienia są nie do podważenia, warto jednak pamiętać o fatalnych skutkach polityki generowania zysku w latach 70. i 80. XX wieku, w efekcie której z kręgu zainteresowań konsumenckich wykluczono wszelką działalność rzemieślniczą.

Rzemieślnik kojarzony był raczej jako cwany partacz5, nie dziwi więc brak zainteresowania dziedziczeniem, przejęciem wiedzy i umiejętności przez kolejne pokolenia.

Odnoszę wrażenie, że współcześnie rzemiosłu wyrządza się większą krzywdę niż jeszcze kilka dekad wcześniej. Przywołana wcześniej Cepelia doprowadziła do przesytu w warstwie produktowej, natomiast współczesne kumulowanie zysku sięga do istoty rzemiosła i eksploatuje przestrzeń mentalną. Rzemiosło staje się głównie marketingowym hasłem, pomocnym w sprzedaży towarów i usług, a także produktem turystycznym, dającym rozrywkę i wypełniającym czas wolny. Traktowanie rzemiosła w kategoriach darmowej atrakcji turystycznej jest doświadczeniem wielu rzemieślników. Z roku na rok wzrasta grupa osób, która bez skrępowania wchodzi do pracowni nawet nie przypuszczając, że narusza czyjąś prywatność. Choć takie aktywności jak festyny, warsztaty, filmy czy wywiady są niezwykle ważne i potrzebne, nie są jednak rzemiosłem sensu stricto. Ono dzieje się

52 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2022-I 2023
Instalacja „362” podczas ekspozycji w Muzeum Śląskim w Katowicach, fot. Marcin Mońka

bowiem w zaciszu pracowni i wymaga osobistego oraz intymnego kontaktu z materiałem. Warto pamiętać, że zarówno u ceramika, jak i kowala czy koronczarki zacisze to stan umysłu.

Czy moje obawy są nieuzasadnione i wyolbrzymione? O sile trwania rzemiosła przekonywał mnie Władysław Jurys, jeden z założycieli Kuźni Akord w Cieszynie, przypominając o wielu, zdawałoby się zwykłych i codziennych czynnościach, związanych z naprawianiem i majsterkowaniem. Ta wiedza uświadamia, że ludzie zawsze będą wytwarzać przedmioty w różnej skali i jakości, niezależnie od tego jak tę czynność nazwiemy. Współczesne wyobrażenie o rzemiośle zamyka się w kręgu kilku zawodów, w najlepszym wypadku na kilkunastu. I podobnie jak wcześniejsze zainteresowanie ludowością, jest skoncentrowane na dekorowaniu rękodziełem. Stąd zaskakująca może być aktualna lista 131 zawodów rzemieślniczych6, będących wynikiem potrzeb zorientowanych na działalność usługową. […]

RZEMIEŚLNICZKA I RZEMIEŚLNIK, STARE I NOWE RZEMIOSŁO

Z [...] wykazu profesji rzemieślniczych wynika, że i ten rodzaj aktywności zawodowej podlega nieustannej zmianie. W miejsce zawodów dominujących w minionych wiekach, gdy podstawą funkcjonowania było wytwarzanie przedmiotów, pojawiają się nowe, skoncentrowane na działaniu usługowym. To zjawisko zupełnie naturalne, wynikające z aktualnych potrzeb.

Współcz eśnie większość niezbędnych do życia przedmiotów jest produkowanych przez maszyny, a rola rzemiosła jako dostarczyciela dóbr straciła znaczenie. Próby włączania rzemiosła i pracy ręcznej w struktury przemysłu, by w efekcie powstał przedmiot wyjątkowy i niedrogi, trwały bardzo krótko. Wzorcowym przykładem tego zjawiska była Fabryka Fajansu we Włocławku i realizowany tam w latach 1949–1951 program

Antoniego Buszka oraz Heleny i Lecha Grześkiewiczów. Wzbogacając zespół projektowy „o wykorzystanie i rozwijanie wrodzonych zdolności starych malarek, które znały technikę, umiały powielać określone motywy, ale nigdy nie próbowały samodzielnie projektować dekoracji. Umożliwienie im tego rodzaju twórczości dało najzdolniejszym szansę tworzenia nowych dekoracji”7. Niestety zmieniające się upodobania i ekonomia fabryk powodowały, że eksperyment pogodzenia masowości, dostępności i ręcznej pracy wzbogacającej przedmiot, skazany był na niepowodzenie. Rosnące zapotrzebowanie, przy równoczesnym wzroście zamożności społeczeństwa, było zaspokajane tanim produktem, uzyskanym dzięki masowej produkcji przemysłowej. Podnoszące cenę wyrobu ręczna praca i odpowiednio dobrany materiał stawały się przeszkodami, które eliminowano poprzez przekonywanie konsumentów o możliwości szybkiej wymiany dóbr. A zatem oszczędność potraktowano jako zaściankowy zabobon. Ten dualizm sprawił, że odnalezienie wspólnej płaszczyzny stawało się coraz bardziej niemożliwe. Co więcej – po kilku dekadach okazało się, że wytwarzane ręcznie przedmioty są skierowane do innego odbiorcy i zaspokajają zupełnie inne, niż pierwotnie, potrzeby. Produkty wykonane metodami rzemieślniczymi okazują się niedostępne dla większości z powodu swojej ceny, często sztucznie wykreowanej. Rękodzieło staje się domeną nielicznych. Najprościej ujmując problem, klasa średnia zajęła się produkowaniem rzemiosła dla samej siebie, cena musi zatem być adekwatna, w dużej mierze wartościująca. Podobnie jak konkretny przedmiot stał się wyrażonym w cenie elementem społecznego dowartościowania, tak w tej sytuacji cena wytworzonego produktu powinna dowartościować wykonawcę. […]

Przypisy

1. S. Macdonald, Krainy pamięci. O dziedzictwie i tożsamości we współczesnej Europie, tłumaczenie R. Kusek, Międzynarodowe Centrum Kultury, Kraków 2021, s. 17.

2. Ibidem.

3. K. Marusińska, Weźmiemy sprawy w swoje ręce, „Formy.xyz”, 2019, nr 1, https://formy.xyz/krotkaforma/wezmiemy-sprawy-w-swoje-rece (data dostępu: 29.01.2020).

4. P. Korduba, Ludowość na sprzedaż, Fundacja Bęc Zmiana, Narodowe Centrum Kultury, Warszawa 2013, s. 285.

5 Słownik Języka Polskiego, red. M. Szymczak, PWN, Warszawa 1981, t. II s. 609.

6. Alfabetyczny wykaz zawodów rzemieślniczych, Wielkopolska Izba Rzemieślnicza w Poznaniu, https://irpoznan.com.pl

7. R. Hankowska, Fajans włocławski, Zakład Narodowy im Ossolińskich Wydawnictwo, Wrocław 1991, s. 48.

53 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2022-I 2023 KIERUNEK KULTURA
Instalacja „Naczynia Kuchenne”, fot. Krzysztof Pachurka

DRUKARNIA

WYJĄTKOWE MIEJSCE NA MAPIE CIESZYNA

Czerpią z tradycji, jednocześnie podążają za najnowszymi trendami. Do każdego klienta podchodzą indywidualnie. Reprezentują najlepszą formę patriotyzmu lokalnego. Drukarnia Modena to ludzie, to wszechstronne przedsiębiorstwo poligraficzne.

w kontakcie z cieSzYŃSkiMi traDYcjaMi

Założycielem firmy w 1989 r. był Jan Starzec, który doświadczenie zdobywał w Cieszyńskiej Drukarni Wydawniczej. Teraz za sterami zasiada jego córka, Beata, z mężem Andrzejem. Dbając o działania na rynku lokalnym, współpracują z firmami, instytucjami i osobami prywatnymi z całego kraju i Europy.

– Ważni dla nas są ludzie, z którymi współpracujemy – zarówno nasi pracownicy, jak i klienci. Jesteśmy dumni, że naszymi partnerami są m.in. Muzeum Śląska Cieszyńskiego, Muzeum Gliwic, Książnica Cieszyńska, Zamek Cieszyn, samorządy z różnych regionów kraju, w tym Starostwo Powiatowe w Cieszynie. Wywodzę się z domu, gdzie panował kult książki. I właśnie publikacje książkowe są nam szczególnie bliskie – wyjaśnia Pani Beata.

Wraz z Muzeum Śląska Cieszyńskiego wydali m.in. album ze zdjęciami Tadeusza Kopoczka prezentujący Cieszyn i powiat cieszyński na przestrzeni kilkudziesięciu lat XX wieku. Publikacja ta ma swoich odbiorców nie tylko wśród mieszkańców regionu, wysyłana jest do fanów naszego regionu w całej Europie, ale także w Australii, Nowej Zelandii.

Działają globalnie, ale nie tracą kontaktu z korzeniami, angażują się w działania lokalne.

- Co roku wraz z Muzeum przygotowujemy coś dla cieszyniaków. Na 2023 r. przygotowaliśmy kalendarz pokazujący cieszyński rynek na starych fotografiach. W latach poprzednich pojawiły się m.in. eksponaty muzealne, a także kościoły, nieprezentowane na stałej wystawie. Wydana została także książka dla dzieci „O Utopcu” Ewy Dembiniok, w opracowaniu jest kolejna. Bardzo sobie cenimy współpracę – mówi Marian Dembiniok, były dyrektor Muzeum Śląska Cieszyńskiego i pasjonat historii tego regionu.

54 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2022-I 2023
PRZYSTANEK NA ŻĄDANIE materiał promocyjny

Mają ogromne zaplecze technologiczne, co przekłada się na oferowany klientom wachlarz możliwości.

– Jesteśmy gotowi na druk w różnych technologiach, inkjet, offset, cyfrowy. Wydruki zdjęć pana Mariana na wystawę były w jakości fotograficznej. Trudno było rozróżnić, mimo dużego formatu A2, że to wydruk a nie zdjęcia – podkreśla Pani Beata. Stawiają na ekologię i jakość

Ekologia pojawia się w każdym aspekcie działalności drukarni. Od działu produkcji po dział logistyki. Dlatego używają m.in ekologicznych materiałów i papierowej taśmy pakowej. Szczególnie cenią sobie certyfikaty potwierdzające trzymanie przyjaznych dla środowiska standardów – ISO jakościowe i środowiskowe. Co ważne są to certyfikaty liczące się nie tylko na rynku krajowym, ale także europejskim. Klienci mają wybór materiałów ekologicznych, choć warto podkreślić, że jego zastosowanie wymaga innego czasu planowania produkcji – często przez dłuższy czas schnięcia materiału do obróbki introligatorskiej. Istnieje możliwość doboru papieru do technologii wydruku. Myśląc całościowo o procesie produkcji, wszystkie pozostałości poddawane są recyklingowi.

Korzystając z najnowocześniejszego sprzętu mają możliwość zredukować do zera ilość odpadów, strat materiału. Takie możliwości ma maszyna do etykiet i opakowań. To właśnie ona pozwala na fotograficzną jakość druku, widać wszystkie szczegóły. Jest to najszybsza maszyna w drukarni, drukuje 100 metrów na minutę.

– Od pierwszego wydruku mamy akceptowalną jakość, nie ma strat materiałowych, nie ma rozjazdu w kolorach. To pozwala na efektywniejszą pracę. Można drukować zlecenie za zleceniem, bez konieczności przezbrajania maszyny, nie stosuje się tu wałków – wyjaśnia Andrzej Kamiński.

Maszyna ta pozwala wyprodukować etykiety i opakowania, wykorzystuje papier, folie, laminaty (np. tubki

na kosmetyki). Pozwala na personalizację wydruku, każda etykieta może być inna.

Szeroki wachlarz uSług

- Oferujemy kompleksową obsługę, od projektu graficznego, po wysyłkę pod wskazany przez klienta adres. Wykonujemy zlecenia indywidualne, jak zaproszenia okolicznościowe, etykiety na trunki weselne, ale także zlecenia większe jak publikacje – albumy fotograficzne, książki, plannery (m.in. panny młodej – od zaręczyn do wesela) oraz kalendarze. Szczególnie cieszą nas publikacje łączące zdjęcia współczesne ze starymi – podkreśla właścicielka drukarni. I dodaje: – Oprócz czerpania z tradycji podążamy za nowoczesnymi technologiami w druku injet. Wykonujemy projekty graficzne, projekty stron internetowych oraz wizualizacje etykiet opakowań, skład książek i katalogów specjalistycznych, druk wszystkich materiałów poligraficznych. Dysponujemy szerokim wachlarzem nowoczesnych urządzeń poligraficznych w technologii offsetowej, arkuszowej, cyfrowej, w tym druk wielkoformatowy w technologii ink-jetowej uv z możliwością druku na tworzywach sztywnych i miękkich oraz nowoczesny park maszynowy do druku etykiet i opakowań.

Kończący się 2022 r. żegnamy z poczuciem spełnienia i wdzięczności. Na Nowy 2023 Rok życzymy Państwu zdrowia, pomyślności, tak cennego dziś poczucia spokoju i bezpieczeństwa. Niech dni wypełniają dobre emocje, a w codzienności towarzyszą Państwu dobrzy ludzie. Polecamy uwadze nasze usługi, zapraszamy do współpracy. Jesteśmy dla Państwa!

55 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2022-I 2023
PRZYSTANEK NA ŻĄDANIE materiał promocyjny

PoTomek książąT (z księgi szóstej cyklu „księstwo” – „mistrz świata we wszystkim”)

– Pani żartuje! – rozsiadłem się wygodnie w fotelu. Położyłem buty na dębowym biurku i przybrałem pozę kowboja. – Przecież to ekranizacja moich przygód. To moja historia… Dlaczegóż to właśnie ja mam nie jechać? – popatrzyłem na producentkę. Byłem nie tyle wściekły, co zaskoczony.

Więc tak wygląda sprawiedliwość tego świata? Dlaczego się jednak dziwiłem? Przecież już skończyłem trzydzieści trzy lata, miałem czas się przekonać, że nie ma żadnej sprawiedliwości. Dawno temu przestałem być Małym Księciem. Żyłem według reguł „Księcia”

Machiavelliego. Moje marzenia spełniały się jedno za drugim. Było to trudne, jednak konsekwentnie parłem do przodu. Wydawałem książki, które były tłumaczone na języki obce, a na ich podstawie powstawały filmy, zdobyłem dyplom szkoły filmowej jako scenarzysta,

56 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2022-I 2023
Zbigniew Masternak Zbigniew Masternak podczas wizyty na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Karlowych Warach. fot. archiwum prywatne

założyłem rodzinę. Utrzymywałem się z pisania. Znów grałem w piłkę i szło mi prawie tak dobrze, jak kiedyś. Walczyłem o wszystko zawzięcie. Już taki mój charakter odziedziczony po wiślańskich przodkach. Ale posiadanie zamku było dalej nieosiągalnym marzeniem. Co zrobić, żeby je spełnić? Czy ta kobieta, która z trudem skończyła film na podstawie mojej debiutanckiej książki, mogła mi w tym pomóc?

Producentka uciekła ze wzrokiem w stertę papierów leżących na biurku. Wydawało się, że za chwilę ją przycisną. Nie czuła się dobrze w tym fotelu, był dla niej za duży.

– Dla ciebie nie starczyło na bilet… – kobieta była wysoka, nie miała piersi, z nerwów paliła dużo papierosów. Przejęła firmę po szefie, który zmarł w trakcie pracy nad kolejnym filmem. On był warszawskim bon vivantem, ona szarą myszką biurową spod czesko-polskiej granicy. Udało się jej dokończyć ten projekt, a także parę innych. Nie potrafiła jednak zdobyć budżetów na następne filmy i było pewne, że w końcu wycofa się z branży.

– Człowiek się stara, a tutaj ciągle jakieś przeszkody... – warknąłem. Wchodziłem w najlepszy wiek, a ciągle nie osiągnąłem stabilizacji finansowej. Wyprzedzali mnie właściciele lombardów i ciuchlandów. Jakoś nie wierzyłem w państwo i emerytury, wolałem żyć chwilą bieżącą. Tak żyło wielu ludzi z mojego pokolenia, którzy trafili do pracy w korporacjach albo mieli wolne zawody.

Wierzyłem, że z moich filmów i książek i tak będzie większy pożytek. Jeśli nie dla społeczeństwa – to przynajmniej dla mnie. Bariery rzadko były w stanie mnie powstrzymać – kiedy się pojawiały, starałem się je sforsować, za wszelką cenę. Wtedy czyniłem to z chirurgiczną precyzją, zupełnie bez paniki.

W moim życiu zaczął się postęp – po prawie siedmiu trudnych latach, kiedy to postawiłem tylko na literaturę i filmy, zaczynałem zarabiać coraz więcej, było dużo ciekawych zleceń, moje książki nieźle się sprzedawały. A może to zaczęło się od przeprowadzki do nowoczesnego mieszkania z tarasem, którego utrzymanie dużo kosztowało, ale mobilizowało mnie to do ciężkiej roboty i musiałem się rozwijać? Od czasu premiery „Księstwa” wszystko ruszyło z kopyta. To był ważny początek kolejnego etapu. Chciałem wrócić do Europy, tak jak sobie obiecałem – jako pisarz, który żyje z literatury, a nie jako tani wyrobnik.

Producentka zerknęła na mnie tak, jak to robiło przed nią wielu producentów i wydawców – byłem dla nich jak wrzód na dupie. Wyjątkowo dokuczliwy.

– Dobrze, dam ci kasę na samolot.

– Chcę jechać z żoną – upierałem się. Starałem się

zabierać ze sobą Renatę w każdą podróż. Nie zawsze było to możliwe i miało sens, niektóre wyjazdy traktowałem jako zwykłą chałturę. – Zrób to na swój koszt.

– A jeśli się zmieszczę w cenie biletu lotniczego, to mogę zabrać żonę? Pojedziemy autobusem… Wzruszyła zrezygnowana ramionami, sięgnęła po jakieś dokumenty i pokazała mi oczami drzwi. Czułem się żebrakiem, a chciałem być Księciem. Czy byłem uzurpatorem? Mieszko I także chciał się wybić ponad swoje miejsce urodzenia. Ostatecznie udało się to jego synowi. Czy w mojej sytuacji będzie podobnie? Czy to ja mam przetrzeć szlak dla mojego syna?

Czechy powitały mnie już w warszawskich Złotych Tarasach – spotkałem tam Mariusza Szczygła. Zaprosił mnie rok wcześniej do dyskusji po premierze filmu dokumentalnego „Czekając na sobotę”. To był film o młodzieży wiejskiej, której się w życiu nie powiodło. Ja robiłem za wieśniaka sukcesu. Podczas tego drugiego spotkania wypytałem go o Karlowe Wary i okolicę. Polecił mi miasteczko Loket z średniowiecznym zamkiem, a do jedzenia – kiełbaski na gorąco, czyli chuji na vodie – ponoć było to bardzo popularne danie w Czechach. Dojechaliśmy do Dworca Zachodniego, skąd odjeżdżały dalekobieżne autobusy. W poczekalni siedziało wielu różnokolorowych typów, było sporo Ukraińców i Białorusinów. Wszyscy czekali na autobusy, które miały ich zawieźć do Francji, Niemiec, Włoch albo odwieźć do swoich krajów.

Lubiłem dworce autobusowe, kolejowe i lotniska –otwierały nowe perspektywy. Pojechaliśmy do Pragi autokarem, który przyjechał z Rygi. Jadąc, miałem wrażenie, że podróżowała z nami cała Azja, w każdym razie jej rosyjskojęzyczna część, dzięki czemu odnowiłem swoją znajomość tego języka.

- Seksualna, niebezpieczna – z głośnika sączyło się popularne obecnie na wschodzie disco. Wspomniałem czasy, kiedy przebojem była piosenka grupy Tatu – „Nas nie dogoniat”. Cóż, nadal potrafiłem uciekać przed kieratem upierdliwej, byle jakiej roboty. A moja seksualnie niebezpieczna młoda żona była w tym wszystkim obok mnie.

Jeden z podróżnych nazywał się Kraszevskis i był Łotyszem polskiego pochodzenia. Rozmawialiśmy o sytuacji Polaków na Łotwie, a także w sąsiedniej Litwie. Bardziej jednak interesowało mnie, co dzieje się z Liwami – plemieniem ugrofińskim, które – otoczone przez żywioł bałtycki – usiłowało zachować swoją tożsamość. Bardzo ciekawiła mnie historia ludów ugrofińskich – powiązania miedzy Finami i Węgrami, a także tymi Ugrofinami, którzy zostali w Azji. To był nasz współczesny świat, przedziwna układanka.

57 TRAMWAJ
KIERUNEK KULTURA
CIESZYŃSKI • XII 2022-I 2023

W Nachodzie zjawili się czescy celnicy i zaczęli przetrząsać wszystkim torby. Zabrali trzech skośnookich, chyba Kirgizów, którzy przemycali fajki. Wspomniałem żonie, jak woziłem ukraińskie fajki z Medyki do Wrocławia. To były czasy! Ileż to razy można było dostać nożem w plecy…

Jak to się stało, że z przemytnika tanich papierosów stałem się pisarzem, którego ekranizowano, w dodatku film „Księstwo” był jedynym polskim filmem w konkursie głównym na festiwalu w Karlowych Warach? Było tak, jakbym trafił do filmowej Ligi Mistrzów, choć - o dziwo - nie dostałem się nawet do polskiej ekstraklasy. Krajowi znawcy uznali ten film za tak słaby, że niewarty pokazania w Gdyni. I w ten oto sposób ominęła mnie wizyta w polskim piekiełku filmowym. Zamiast tego mieliśmy spać w legendarnym Grand Hotelu w Karlowych Warach.

Na dworcu Florenc w Pradze czekało na nas Audi A6 z szoferem. Kiedy wsiadłem do auta, przypomniało mi się, jak mnie ukraińscy bandyci ścigali po lasach pod Przemyślem, bo wiedzieli, że mam przy sobie dużo gotówki. Też jeździli taką audicą. A teraz to ja nią jechałem i miałem szofera! „Wielki Gatsby to ja”, mógłbym zakrzyknąć. Szybko złapałem dobry kontakt z kierowcą, bo miał synka w wieku naszego Wiktorka i był kibicem futbolu. Miał na imię Pavel, jak Kuka, jeden z moich ulubionych czeskich piłkarzy - nie wyróżniał się techniką, ale był niebywale groźny, skuteczny. Rozmawialiśmy o szkoleniu młodych piłkarzy w Polsce i Czechach i o tym, dlaczego Czesi robią to lepiej.

Kurort powitał nas deszczem, co podobno było rzadkim zjawiskiem podczas festiwalu. Gdziekolwiek wybieraliśmy się z Renią na wakacje, przywoziliśmy ze sobą niepogodę. Renata zawsze marzyła o opaleniźnie i zwykle nic z tego nie wychodziło. Czasem żartowałem,

że gdybyśmy pojechali na Saharę, ta szybko stałaby się zielona, bo przywieźlibyśmy ze sobą ulewę.

Udaliśmy się do biura festiwalowego. Fotoreporterzy trzaskali foty, a ja zasłaniałem się reklamówką z Biedronki. Nie byłem przygotowany na takie zaszczyty. Do tej pory nie dostałem żadnej nagrody literackiej i na żadną nie liczyłem. Jako gość festiwalu otrzymałem pamiątkowe gadżety, w tym torbę festiwalową, która miała zastąpić moją torbę piłkarską – to z nią będę odtąd jeździł na spotkania autorskie. Dostałem też karnet na darmowe taksówki festiwalowe.

W Grand Hotelu czekał Rafał Zawierucha, z którym w ramach oszczędności miałem dzielić pokój (ale nie żonę!). Był już nieźle rozeznany w tutejszych realiach, bo przyjechał dzień wcześniej. Wyciągnął nas na jakąś malajską imprezę. Chciał mnie poznać czeski dziennikarz, który widział „Potomka kniżat” (czeski tytuł filmu) na pokazie prasowym. Pijąc piwo na koszt dalekich Azjatów krytyk mówił, że bohater „Księstwa” to taki Eugeniusz Oniegin trzeciego tysiąclecia. Padały porównania z kinem moralnego niepokoju, ale o rozbudowanym tle społecznym. To wszystko napisał następnego dnia w „Festivalovym deniku”. Sącząc moje ulubione czeskie piwo rozglądałem się za Wolandem. W pewnej chwili myślałem, że udało mi się go wytropić, ale to był tylko John Malkovich.

Po imprezie to on zresztą wpychał się do taksówki, którą zajęliśmy sekundę wcześniej z Renatą.

– Skoro jedziemy w tym samym kierunku, to możemy jechać wspólnie? – zaproponował.

– No dobrze – zgodziłem się łaskawie. Usiadł z przodu, a my z Renią na tylnych siedzeniach. Zapadło milczenie.

– Nie ma pan ochroniarza? – zdziwiłem się, gdy taksówka ruszyła.

– A po co mi ochroniarz? – prychnął Malkovich. –Co tutaj robicie?

Opowiedziałem mu o „Księstwie”, mojej biografii. Zdziwił się, że życie tak młodego człowieka stało się kanwą filmu.

Wróciliśmy do hotelu i położyliśmy się z Renatą spać. Rafał wrócił o piątej rano - sprowadził do pokoju piękną czarnoskórą Brazylijkę, która tuż po przekroczeniu progu powiedziała, że przyszła tutaj uprawiać seks.

„No to trafiliśmy do wielkiego świata – pomyślałem – za chwilę będzie orgia”.

Jednak Renata nie była zainteresowana, więc Rafał poszedł gdzie indziej ze swoją czarnoskórą hurysą.

Niewyspani zeszliśmy na śniadanie. Siedział tam już John Malkovich. Czytał „Festivalovy denik”. Była w nim zapowiedź „Potomka kniżat”. Skinął mi głową na powitanie znad gazety.

58 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2022-I 2023 KIERUNEK KULTURA
Zbigniew Masternak oraz Rafał Zawierucha na planie filmowym. fot. archiwum prywatne

Natknąłem się na producentkę, która właśnie nakładała sobie sałatkę z krewetek na talerzyk. Wziąłem to samo – no cóż, w moim życiu przyszedł wreszcie czas na krewetki i inne specjały.

– Jak się mieszka z Rafałem? Chyba wczoraj poszedł w tango…

– To była raczej brazylijska samba… – syknąłem. Rozglądałem się za kawiorem, ale nie było. – Musimy znaleźć inny hotel… – I wtedy się zakrztusiłem. Zjadłem krewetkę razem z głową i utkwiła mi w przełyku. Prawie się udławiłem. Wejście na salony dla chłopaka z małej wsi nie było łatwe. Ale krok po kroku. Nie chciałem przy tym stać się kimś, kim nie byłem. Miałem gdzieś cały ten blichtr. Starałem się jednak być blisko tego świata. Jedną nogą stałem tutaj, drugą w swoim świecie, który tworzyła moja rodzina.

Zawierucha nieźle zagrał mnie w „Księstwie”, była szansa, że zrobi dużą karierę, o ile nie za bardzo wsiąknie w imprezową warszawkę. Syn organisty spod Kielc jeszcze niedawno był biednym studenciakiem, teraz kreował się na gwiazdę.

– Szukaj – producentka nakładała sobie jedzenie na talerz. – Raczej ciężko będzie coś znaleźć, wszystkie miejsca noclegowe w Karlowych Warach zajęte…

– Muszę coś znaleźć, nie dam rady tutaj mieszkać…

Po śniadaniu wzięliśmy z Renią festiwalową taksówkę i pojechaliśmy do miasteczka Loket, gdzie znajdował się zjawiskowy średniowieczny zamek. Podobała mi się nazwa miasteczka – po polsku Łokieć. Leżało nad rzeką Ochrzą. Zamek został wzniesiony pod koniec XII wieku, wokół niego powstało miasteczko, które w średniowieczu należało do najlepiej ufortyfikowanych miast w całej środkowej Europie.

Trawę na skałach ogryzały kozy – wreszcie poczułem się swojsko, to było to! Prowincjusz zawsze pozostanie prowincjuszem. Kiedy patrzyłem na pasące się

zwierzęta, myślałem o swoich wiejskich początkach –kto by pomyślał, że wejdę tak wysoko?

Zbierałem pieniądze, żeby kiedyś odkupić kawałek rodzinnej ziemi, którą jakiś czas temu sprzedałem za bezcen. Na kartce nakreśliłem projekt zamku, wzorowany na tym z Loketu. Może kiedyś wybuduję taki w rodzinnych Górach Świętokrzyskich?

Myślałem o moim małym synku, który przebywał u teściów w Nałęczowie. Wyrastał na człowieka, który u stóp będzie miał całą Europę. Ja musiałem być świętokrzyskim spryciarzem, który wszystko budował z niczego, bez żadnego wsparcia znikąd.

Znaleźliśmy przytulny pensjonat „U Szwejka” i się zakwaterowaliśmy. Kierowca taksówki spał w aucie, które zaparkował w bocznej uliczce. Mimo germańskiej obróbki Czesi byli Słowianami, lubili lenistwo. A my wreszcie mogliśmy zacząć żyć imprezą i Karlowymi Warami. To, co uderzyło mnie najbardziej, to niesamowita przychylność ludzi. I tłumy młodzieży, z całego świata, oblegającej centrum festiwalowe w hotelu Thermal. Wielu spało nawet na trawnikach. Całe miasto żyło imprezą. Inna sprawa, że poza festiwalem, termami, a zimą – hokejem – niewiele było tutaj atrakcji.

Karlo we Wary były jednak bardziej rosyjskie niż czeskie. Odczuliśmy to, kiedy wybraliśmy się z Renatą na zakupy. Było tanio i moja żona kupiła sporo fajnych ciuchów. Lubiła kupować w takich miejscach, bo potem te bluzki i spodnie przypominały jej miejsca, w których była. Ekspedientki zagadywały do nas po rosyjsku, sadząc że jesteśmy z Rosji – Renia, zjawiskowa blondynka, wyglądała jakby się urodziła w Petersburgu. Rosyjskich turystów można było tutaj spotkać zresztą na każdym kroku. Wiele mieszkań było na sprzedaż, a oferty były napisane właśnie po rosyjsku. Noworuscy byli tu wszędzie. Nie przeszkadzało mi to, lubiłem Rosjan. Czesi też ich lubili. Za to – zdaje się – nie znosili Polaków. Może inaczej: oni po prostu mieli nas zwyczajnie w dupie. Woleli bogatych noworuskich, którzy zostawiali u nich więcej kasy. My byliśmy dla Czechów po prostu zbyt biedni.

Z kolei każdy mały sklepik spożywczy lub z alkoholem był w rękach Chińczyków albo Wietnamczyków. Weszliśmy do takiego lokalu, a Wietnamczyk zagdał do mnie po czesku. Miałem sympatię do Wietnamczyków – to w ich kraju wyszedł pierwszy mój przekład książki na język obcy. Kupiliśmy Becherovkę i pojechaliśmy do pensjonatu, żeby ją wypić. Oblewaliśmy sukcesy, które przyszły – miały być wstępem do jeszcze większych sukcesów.

Rozmyślałem o Wietnamie. W końcówce ubiegłego roku ukazał się przekład „Niech żyje wolność” na wietnamski, w Ho Chi Minh. Moja świętokrzyska wiejska Podczas zwiedzania czeskiego kurortu. fot. archiwum autora

59
KIERUNEK KULTURA
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2022-I 2023

opowieść w bardzo dalekiej Azji. Jak poznałem swojego tłumacza? Spotkałem się w restauracji wietnamskiej przy ulicy Grójeckiej w Warszawie z agentem literackim, który miał reprezentować moje interesy. Jedliśmy, a trzy moje książki leżały na stoliku. Po salce spacerował starszy Wietnamczyk, skromnie ubrany. Myślałem, że on tutaj sprząta. Przysiadł się do nas w końcu. „Co to za książki?” – spytał czystą polszczyzną. Patrzył głównie na okładkę „Niech żyje wolność”, na której widniały buty powieszone na kołku. Zaczęliśmy rozmawiać o Hanoi, skąd pochodził. Wyjaśnił, że wielu tamtejszych mieszkańców to wieśniacy, którzy przybyli ze wsi. Zajmowali dzielnice zgodnie z wioskami, z których przybyli. Każdą ulicę zajmował inny cech, inna grupa zawodowa. Domy tunelowe – wiele pokoleń mieszkańców. Wiele nazw powstało od zawodów – Płócienna, Aptekarska. Wietnamczycy zabrali potem moją „Niech żyje wolność” po wietnamsku do bibliotek w Australii, gdzie pracowali, żyli. To chyba największa nagroda dla pisarza, kiedy dzieje się coś takiego. Wietnamczycy to Polacy Azji, Polacy to Wietnamczycy Europy. Tak twierdził mój tłumacz, świetny wietnamski poeta Le Nhi Nhong. Kiedyś Wietnamczycy mieli pismo zbliżone do chińskiego, jednak z czasem przeszli na alfabet łaciński. Na okładce mojej książki po wietnamsku widniała kobieta nad morzem, trudno powiedzieć dlaczego, skoro książka mówiła o świętokrzyskiej wsi. Była to kultura wiejska z genezy, podobnie jak nasza, polska. Może dlatego znajdowałem wiele powinowactw. Wietnamczycy też mieli swego Wielkiego Brata (Chiny), także dużo pili i mieli podobny stosunek do pracy. O tym myślałem, kiedy widziałem Wietnamczyków w małych czeskich sklepikach.

Wieczorem miała się odbyć premiera „Potomka kniżat”. Wielki świat filmowy – czy tego chciałem? Nie czułem się jednak jak Wielki Gatsby, może dlatego, że nie miałem fraka, ani nawet garnituru. Poszedłem po

czerwonym dywanie w czarnej skórzanej kurtce i dżinsowych spodniach. Przywitały nas tłumy wiwatujących ludzi. Prowadzący wyczytywał nasze nazwiska poczynając od reżysera. Ja byłem trzeci z kolei - to niezły wynik dla pisarza, zwykle autorzy literackiego pierwowzoru mogą sobie takie imprezy pooglądać tylko w TV. Po pokazie odbył się Polish Cocktail, na którym poznałem wielu aktorów, reżyserów, producentów i dziennikarzy z całego świata. Wszyscy oni pytali o autentyzm tej historii. Opowiadałem więc, że pochodzę z wiślańskiego podupadłego rodu, który zamierzam odbudować. Byliśmy panami, a zostaliśmy chłopami, bo zaczęliśmy się żenić z kobietami niższego stanu... – „Księstwo” to bolesna prawda o wsi – powiedziałem – nie jest to ani realizm magiczny Kolskiego, ani komedyjki Bromskiego. W Warszawie takiej wsi ludzie nie znają. I w Gdyni też nie…

Oprócz „Księstwa” najbardziej podobał mi się film „Cygan” Martina Šulika. Obejrzałem go z zainteresowaniem – przez to moje ciągłe życiowe tułactwo czułem powinowactwo z Romami, którzy także ciągle wędrowali, umiłowali wolność, nie chcieli się dać zapędzić do życia osiadłego. Miałem wiele sympatii dla tego ludu, który do nas przywędrował z Indii.

Reżyser zbierał należne pochwały, jego żona brylowała w towarzystwie. A mnie spotkało upokorzenie. Dyrektor Polskiego Instytutu Kultury w Pradze przywołał mnie paluchem, jak belfer w szkole.

– Film bardzo mi się nie podobał… – syknął jadowicie, poprawiając okularki, za którymi kryły się wodniste oczy onanisty.

Później dowiedziałem się, że próbował zablokować udział „Księstwa” w festiwalu, ale nie zdołał.

– „Księstwo” źle pokazuje Polskę. Nasza ojczyzna jawi się w nim jako kraj zabobonów, zabity dechami, zapijaczony. Dlaczego takie rzeczy pokazywać światu? Turyści nie będą do nas przyjeżdżać…

Zjeżyłem się, bo spodziewałem się z jego akurat

60 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2022-I 2023 KIERUNEK KULTURA
Zdjęcia do filmu „Księstwo” powstawały m.in. w świętokrzyskich plenerach. fot. archiwum prywatne

strony bardziej artystycznego, niż politycznego argumentu. – Są przecież inne piękne polskie filmy – ciągnął rozwścieczony dyrektorek. – Jak „Ojciec Mateusz”.

– W „Ojcu Mateuszu” ciągle mordują – rzuciłem żartobliwie.

– Wie pan, te morderstwa są takie subtelne. A Sandomierz taki ładny, zabytkowy…

– Co za różnica, jak ktoś kogoś zabije, subtelnie, czy jak rzeźnik. Śmierć to śmierć… – byłem wściekły, czułem się jak na dywaniku u dyrektora szkoły po napisaniu czegoś wulgarnego na ścianie toalety. W końcu wydało się, że nie lubi „Księstwa”, bo został tu pokazany Bodzentyn i okolice, gdzie miał rodzinę i spędził dzieciństwo.

– To dzieło sztuki, a nie film promujący uroki województwa świętokrzyskiego z lotu ptaka – zaprotestowałem – takie filmy niech kręci regionalna organizacja turystyczna…

– To nie jest dzieło sztuki – upierał się dyrektorek. –Szkoda, że nie udało się go wyrzucić z festiwalu…

– Spierdalaj, bo z bani jebnę – odrzekłem, jak na świętokrzyskiego scyzoryka przystało, aż mu prawie okulary spadły. Zostawiłem go z rozdziawioną gębą. Dołączyłem do żony, którą adorował podstarzały izraelski aktor. Powiedziałem Mendelowi, czy jak mu tam było, żeby sobie szukał innej ofiary do ciupciania na wieczór i poszedłem udzielać wywiadu dziennikarce amerykańskiego miesięcznika filmowego. Zawierucha także spodobał się Amerykanom, droga do Hollywood otworzyła się przed nim szeroko jak kulczykówka pod Poznaniem. Należało tylko uważać na opłaty.

Słyszałem rozmowy polskich dziennikarzy w kuluarach. Dla jednych nasz film był słaby, dla innych – genialny. Przestałem się przejmować gryzipiórkami, wróciliśmy z Renią w świetnych humorach do pensjonatu usytuowanego opodal zamku w Lokecie. Głosy kóz działały na mnie kojąco, przeniosłem się w myślach do rodzinnej wsi, do swego dzieciństwa.

Wracając z Karlowych Warów postanowiliśmy się wybrać do Adrszpaskiego Skalnego Miasta. Ruszyliśmy pociągami przez zachodnie Czechy. Czeskie koleje mają w sobie coś bardziej przyjaznego od polskich, może po prostu czescy konduktorzy i pasażerowie są sympatyczniejsi. Dotarliśmy do Nachodu, a stąd małym pociągiem dojechaliśmy na stacyjkę położoną wśród majestatycznych skał Adrszpachu. Ku naszemu zdziwieniu skały tylko na zdjęciach wyglądały na niedostępne – w rzeczywistości miedzy labiryntami grani przebiegała trasa turystyczna składająca się z wygodnych schodków i poręczy, a niekiedy specjalnie wybudowanych chodników i platform. Podobno na szczycie jednej ze skał

istniał kiedyś zamek. W Czechach prawie każde miasteczko posiada jakiś zamek lub kościół, który pełni rolę atrakcji turystycznej. Jeżeli dodamy do tego jeszcze niewielki lokalny browar z dobrym piwem, mamy pełnię wycieczkowego szczęścia. Dlaczego w Polsce tak być nie może?

Z Adrszpachu dotarliśmy późnym wieczorem do Nachodu, gdzie na ostatni autobus do Polski trzeba było czekać dwie godziny. Zrobiło się ciekawie – oto miałem odpowiedź, kto rządzi miastem w nocy. Były to grupy nastoletnich Cyganek i Cyganów. Z jakiegoś powodu czułem sentyment do tej kultury, wiele razy gdzieś przewijali się przez moje życie: a to w Polsce, a to we Francji. Stanowili egzotykę mojego dzieciństwa – wielu ich żyło w Opatowie, gdzie uczęszczałem do liceum, a wcześniej przyjeżdżałem z rodzicami na zakupy, na targ albo do lekarza. Mieszkali także w Upławach, gdzie mieszkaliśmy przez długi czas.

Patrząc na nich myślałem o „Cyganie” Martina Šulika. Była to historia współczesnego Hamleta z biednej romskiej wioski. Czesi nie bali się, że z tego filmu ludzie na świecie dowiedzą się o ich problemach z Romami.

Młode ładne dziewczyny spoglądały na nas z ciekawością. Obserwowały moją Renatę i chichotały, zastanawiając się pewnie, czy mogłyby być na jej miejscu. Renata wyglądała jak ich rówieśniczka. Chłopaki siedzieli w krzakach i także patrzyli na nas podejrzliwie przez szyby. Ich uwagę przykuła uroda Renaty.

Kursowały pociągi – do okolicznych miasteczek, do Pragi. Co kilka minut jakiś vlak. Wiedziałem, że nikt z Cyganów nigdy stąd nigdzie nie wyruszy – będą tak spoglądać na vlaki co roku, stacja kolejowa może być początkiem, może być końcem. Ci Cyganie przestali być narodem wędrowników, zostali udomowieni. Poszliśmy do baru, bo zrobiliśmy się głodni.

– Poproszę chuji na vodie…

– Co to?

– No, takie kiełbaski na wodzie…

– To są utopence – Kelner, który wyglądał jak John Malkovich, wściekł się i pokazał nam drzwi.

ZBIGNIEW MASTERNAK (ur. 1978)  prozaik, autor scenariuszy filmowych, reportażysta, piłkarz. Od lat pracuje nad autobiograficznym cyklem powieściowym „Księstwo”. W „Tramwaju Cieszyńskim” prezentujemy niepublikowane fragmenty przygotowywanej przez autora szóstej księgi cyklu.

TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2022-I 2023

61
KIERUNEK KULTURA

Historia tego wiersza jest następująca. Przed laty towarzyszyłem Józefowi Skrzekowi oraz „Wałachom” w ich wspaniałym, pierwotnym składzie, podczas artystycznych wojaży. Jedna z tras wiodła aż do Kołobrzegu. Muzycy istebniańscy jechali ze sprzętem muzycznym mikrobusem, ja z Józkiem jego nieśmiertelnym Volvo i na myśl mi nie przeszło, że będę cokolwiek pisał. Nie zwykło się tworzyć na kolanie... Pewnie udzielił mi się duch znakomitego kompana, w którego działaniach artystycznych jest obecny także wątek religijny. Posłuchajcie:

Oj maluśki maluśki Jako płatek róży Gdy tak się zasłucham Już się nie powtórzy Ten sen śpiewny upojny Blask jedynej zorzy Co się narodziła Na chwałę przestworzy A ta róża jak matka Co płatek wydała Skamienieje z zachwytu I będzie tak trwała...

Kołobrzeg, 18.01. 2003

62 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2022-I 2023 KIERUNEK KULTURA

Rozmowy o Śląsku

Cieszyńskim. Perspektywy – książka już dostępna

Tuż przed świętami w księgarniach i nie tylko pojawiła się książka „Rozmowy o Śląsku Cieszyńskim. Perspektywy” –druga część „Rozmów”, w której znajdziemy piętnaście wywiadów o różnych perspektywach patrzenia właśnie na Śląsk Cieszyński.

Książka „Rozmowy o Śląsku Cieszyńskim. Perspektywy” autorstwa Andrzeja Drobika to przedświąteczny prezent od Wydawnictwa Dobra Prowincja – dzień premiery został wyznaczony na 23 grudnia, zatem jeszcze przed Świętami było można zaopatrzyć się w książkę obfitującą w wiedzę o Śląsku Cieszyńskim, ale także poruszającą niezmiernie ważne problemy tożsamościowe w naszym regionie.

– Druga część rozmów to książka, która w zamierzeniu ma pokazywać różne perspektywy patrzenia na naszą małą ojczyznę. Mówiąc o różnych perspektywach, myślę też o tych, o których często zapominamy albo których nie widzimy, żyjąc w bardzo konkretnym miejscu i czasie. Myślimy przez polskość, przez bycie tu stela, przez perspektywę gór albo „dołów”. Mam nadzieję, że tych piętnaście rozmów sprawi, że popatrzymy nieco szerzej i docenimy wiele twarzy miejsca, w którym przyszło nam żyć – mówi Andrzej Drobik, dziennikarz i autor książek.

Jak tłumaczy, rozmowy, które znalazły się w tym tomie, przeprowadzane były przez ostatnie osiem lat, wiadomo już, że są uniwersalne i ponadczasowe. Rozmówcy, z którymi czytelnik będzie mógł spotkać się w „Perspektywach” to: Jarosław „Jot” Drużycki, Irena French, Leszek Jodliński, Małgorzata Kiereś, Ryszard Koziołek, Józef Michałek, Krzysztof Neścior, Libor Pavera, Magdalena Sacha, Janusz Spyra, Krzysztof Szelong, Pavel Trojan, Marek Uglorz, Mariusz Wałach, Radosław Zenderowski.

W książce autorstwa Andrzeja Drobika znajdują się zatem rozmowy o cieszyńskich Niemcach i Żydach, o pasterzach, góralach, o Polakach i Czechach, o wielkich patriotach Śląska Cieszyńskiego, o Zaolziu, ekumenizmie, literaturze czy w końcu o tym, czym dla rozmówców jest ten kawałek świata po dwóch brzegach Olzy.

W recenzji książki, którą napisał Marcin Mońka czytamy: „Zwykle nie czytam książek z wywiadami, ale na niektóre czekam z niecierpliwością i zaciekawieniem

– szczególnie gdy rozmawia Andrzej Drobik. Mało kto potrafi tak przenikliwie pytać i z taką uważnością pochylać się nad tym skrawkiem ziemi. I choć w Rozmowach o Śląsku Cieszyńskim. Perspektywach wciąż dostrzegam zachwyt dla tego miejsca i jego afirmację, odnajduję też wątki, które wyzwalają gorzkie refleksje. Bywają one jednak przejawem najgłębszej troski o świat, który sobie każdego dnia wspólnie stwarzamy. Nie mam wątpliwości, że to jedna z najbardziej oczekiwanych na Śląsku Cieszyńskim książek ostatnich lat, doskonale uzupełniająca znakomity pierwszy tom rozmów.”

Pierwszy tom „Rozmów o Śląsku Cieszyńskim” ukazał się w 2014 roku i odbił się nie tylko na Śląsku Cieszyńskim szerokim echem. Druga część, opatrzona podtytułem „Perspektywy” to piętnaście niepublikowanych wcześniej rozmów, które zostały przeprowadzone w ostatnich ośmiu latach. W książce znajduje się także piętnaście fotografii Mariusza Gruszki, fotografika związanego z naszym regionem, które także wprowadzają nowe perspektywy patrzenia na Śląsk Cieszyński. Okładkę, także nawiązującą do perspektyw, przygotowała Kamilla Księżnik z Pracowni Malowany Ptak, a redakcją i korektą zajęła się Katarzyna Szkaradnik. „Rozmowy o Śląsku Cieszyńskim. Perspektywy” to kolejna pozycja wydawnictwa Dobra Prowincja, która porusza temat właśnie Śląska Cieszyńskiego. Wcześniej nakładem wydawnictwa ukazały się m.in. „Balans. Felietony cieszyńskie” Pawła Czerkowskiego i „Wisła w sensie magicznym. Nieturystyczny przewodnik po Wiśle Jerzego Pilcha” Andrzeja Drobika. Od dnia premiery książkę można kupić m.in. w księgarni Kornel i Przyjaciele, w Tramwaj Cafe, czy w Księgarni Troszok w Wiśle, a także przez fanpage wydawnictwa Dobra Prowincja na portalu Facebook.

63 TRAMWAJ CIESZYŃSKI •
KIERUNEK KULTURA
XII 2022-I 2023
MIESIĘCZNIK DLA ŚLĄSKA CIESZYŃSKIEGO
Patronat

Stanis

Malinowsk

PijĘ sobie yeRba maTe

A macie swoją bombilla i naczyńko? Macie może imbryk?

Ależ biedak, nędzarz. Rybak znad Parany, a nie ma nawet naczyń do picia mate. Naturalnie, że tak, mam też yerbę. No to weźcie. I dodaje: – Zaczerpnijcie też wody, chodźmy do ogniska...

Wiktor Ostrowski, „Życie Wielkiej Rzeki. Wyprawa wodami Iguazu i Parana”

Retelling, czyli na nowa opowiedziana historia Trzech Braci. Kto lubi fantasy? W rodzinnej interpretacji bracia mieli na imię Mikołaj, Jan i Stanisław. Do swego grodu na Wschodzie nie mogli podążać w swej wędrówce, bo inny władyka zajął ich ziemię. Tułali się po świecie ponad 20 lat.

Osiedli tu, na wzgórzach starego Księstwa. Umknęli wojnie. Ulegli fali powrotów do wolnej, zniszczonej ojczyzny. Zamiast grilla urządzali asado, czyli latynoskie pieczenie mięsa na otwartym ogniu. Zanim sięgnęli po czerwone wino godne pieczeni, należało napić się yerba mate. Gorącej herbaty podawanej w kręgu jak fajkę pokoju. Gorący łyczek zaparzonego ostrokrzewu paragwajskiego, tego złota Ameryki Południowej, pozwala dobrze przetrawiać ucztę. W ten sposób usuwa się stres i zmęczenie. Ale ostatnią porcję yerba mate wypili na transatlantyku w drodze do wolnej Europy, do oswobodzonej z faszyzmu Polski.

Braci było wielu. Nie wszyscy zawitali tu, na południe, daleko od morza. Dotarli tylko trzej, aby tradycji stało się zadość. O trzech różnych imionach, trzej bracia, bo taki jest Cieszyn, jego praźródła sięgają właśnie Trzech Braci.

Zestarzeli się bracia czekając na koniec wojny, zimnej wojny. Nie zdążyli ponownie rozpalić ognia. Zresztą mieli już swoje ogniska, założone rodziny. Zawiedziona nową ojczyzną ciocia Anastazja, przy nadarzającej się okazji powróciła wraz z córkami do Argentyny. Do kraju ze słońcem w herbie.

Mnie ostały się opowieści przeplatane hiszpańskimi słowami. Zachowane fotografie z Kolonii Fram, znajdującej się na pograniczu Argentyny z Paragwajem. Kolorowe pocztówki z Mar del Plata i oczekiwania na listy. Na listy i wieści zza Oceanu najbardziej czekał stryj mieszkający w Szczecinie. To jego żona Anastazja podjęła decyzję w 1957 roku, aby wrócić do swej argentyńskiej ojczyzny, gdzie urodziła się i przyszły na świat córki. Nastroje beznadziejności przełamała dopiero po latach paczka z yerba mate. Wysłał ją Marcelo, syn mojej kuzynki. Wysłał ją z przejęciem, czy dotrze pod wskazany adres do dziadka, do Szczecina. Stryj Feliks, doświadczony gorzką rozłąką ze swoją żoną i córkami, był inicjatorem nawiązania rodzinnych więzi. Namawiał do pisania listów w imieniu mego taty. Namawiał do poznania nigdy jeszcze nie widzianych kuzynów starszych ode mnie o całe pokolenie.

Porcja ostrokrzewu paragwajskiego trafiła w końcu i do Cieszyna na Frysztackie Przedmieście. Cóż to była za radość! Jakże cieszył się mój tato! Ożyły na nowo rodzinne opowieści. W imieniu taty pisałem listy, aby poznać moich krewnych.

Yerba mate wsypuje się do połowy pojemności naczynia. Nie więcej. Jest takie naczyńko w moim domu do dziś, rodzinna pamiątka z emigracji. Tykwa w czarnym kolorze z rysunkiem kołyszących się na falach żaglówek. Długo wierzyłem, że taki jest kanon i nie można pić mate z innych naczyń. Tak jak mszalnego wina nie powinno się pić z musztardówki. Zalewa się mate, aż śmietanka drobinek wypłynie pod szczyt naczyńka. Napar sączy się przez rurkę. Tato posiadał taką specjalną,

64 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2022-I 2023 KIERUNEK KULTURA
ław
i

bogato rzeźbioną, która stanowiła rodzaj sączka oddzielającego fusy. Ceremoniał polegał na uhonorowaniu najstarszego w kręgu, którego pierwszego częstowano yerba mate. Potem naczyńko przejmował następny, aby siorbnąć gorącego napoju. W międzyczasie dolewano gorącej wody. Tak, to miało coś z ceremoniału fajki pokoju. Yerba mate to czas sjesty, czas relaksu, pojednania. Dlatego chcąc znaleźć wśród rówieśników uznanie, zabrałem ze sobą yerba mate, aby zaimponować towarzystwu nowinką. Opowiadałem o pochodzeniu nowego, egzotycznego napoju. I o tym, że Polonia południowoamerykańska ma do rodaków w Ojczyźnie wielki żal. Bo Polacy wolą sprowadzać z Chin, republik radzieckich lub Indii o wiele droższą herbatę, aniżeli solidarnie wesprzeć plantatorów z Paragwaju, Brazylii czy Argentyny. Yerba mate jest w zielarstwie osobliwym panaceum. Reguluje wszystko w ludzkim organizmie – ciśnienie, układ trawienny, poprawia stan umysłu oraz nastrój.

Słuchając Pink Floydów i Joany Baez zastanawialiśmy się, na ile yerba mate jest afrodyzjakiem. To był smak światowego życia. To był czas Cortazara i mody na literaturę iberoamerykańską. Iberystka i tłumaczka Magdalena Olejnik wspomina, że przy próbie zakupu yerba mate, pani od herbat kierowała ją do sklepu, gdzie

sprzedaje się autentyczne maty z traw i trzcin. Jakby nie dopuszczano do świadomości społecznej, że w handlu może być coś więcej niż herbata z Chin.

Kiedy odkryłem, że i w Cieszynie serwuje się różne rodzaje herbat w tym i yerba mate, lokal stał mi się bardzo bliski. Bo było to miejsce, jeszcze sprzed herbaciarni, gdzie kiedyś z tatą przychodziłem w trakcie niedzielnego spaceru. A teraz w dobie nowych kafejek, herbaciarń, gospód, mogę się w przestrzeni miasta napić kultowej yerba mate. Bardzo mnie interesowało, kto pierwszy zaczął pić yerba matę w moim mieście. Lokal powstał co najmniej dwadzieścia lat po moim pierwszym wypitym łyku herbatki z ostrokrzewu. Jakby nie było, wydawać by się mogło, że legenda o Trzech Braciach żyje. Bo to od nich datować chyba należy spożycie yerba maty. Bracia nowych już czasów, którym Cieszyn użyczył swej gościny.

Sprawdzam, na ile ta myśl jest herezją, bo nie wolno mi przywłaszczać sobie historii. Chociaż wskazanym jest integrować się ze społecznością miejską z czarką zielonej mate. Pomaga mi w uściślaniu faktów strona Facebook. Jest około cztery tysiące obserwujących temat zdrowego odpowiednika dla napojów pobudzających. Ktoś z tego wielkiego kręgu woła – „Yerby mi się chce”. Kiedyś przekonany byłem, że tajemnicze słowa yerba mate jest wyłącznym sekretem mojej rodziny. Preferuję napar z niefermentowanych liści. Zdziwiła mnie w sprzedaży mate w saszetkach, aromatyzowana miętą lub limonką. Wiktor Ostrowski w swej podróżniczej książce wiernie oddaje klimat picia yerba mate. To jest jak podanie ręki, manifestacja przyjaźni, bardzo w kulturze południowoamerykańskiej zakorzenione. Yerba mate zabronione kiedyś przez inkwizycję, bywa zakazywana przez lekarzy, w przypadkach, kiedy jest nadużywana.

Nie zdążyłem synowi przekazać rodzinnej tradycji na czas sjesty o yerba mate. Akurat dorastał, kiedy zielony latynoski napar zdobywał u nas popularność. To dziwne, że o tradycję, przynajmniej w mojej rodzinie, upomniało się młode pokolenie.

Yerba mate wydawać się może w smaku niczym zmoczona słoma. Ale to jest tylko pierwsze wrażenie. Pamiętam, że tato nie miał nic przeciwko słodzeniu naparu. Jednak, co zrozumiałe, po mięsnych, tłustych posiłkach, pije się mocny, gorący i gorzki napar. Podobno smakosze piją yerba mate na bosaka, ale nie w mojej rodzinie. Zbliża się właśnie sjesta. Idę zaparzyć mate, dla wszystkich. A przy okazji – nie widział ktoś mojej bombilli?

65 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2022-I 2023 KIERUNEK KULTURA

Z miłości do krążka

nowy duCh

Polskiej Poezji

Po trudnym roku, nadeszła upragniona przerwa świąteczna. To okres kojarzący się przede wszystkim ze spędzaniem czasu w towarzystwie najbliższego, rodzinnego grona, pełnego gwaru i radości. Równocześnie święta przywodzą na myśl chwile wyciszenia i odpoczynku, siedzenia przy oknie i wpatrywania się w prószący śnieg lub refleksji przy rozpalonym kominku. Na tegoroczne święta, gdy ucichnie już dźwięk kolęd, chciałbym polecić Państwu album – „Sanah śpiewa Poezyje”, czyli 10 wierszy zaaranżowanych muzycznie przez niezwykle utalentowaną piosenkarkę, która swoją osobowością, muzyką i zaskakującymi pomysłami na rozwój kariery rozkochała miliony Polaków.

scenicznym pseudonimem, dała się poznać słuchaczom od wrażliwej, emocjonalnej strony. Udowodniła, że ma bardzo dobre, poetyckie pióro. Nagrała także doskonałą, muzyczną interpretację wiersza pt. „Sen we śnie” autorstwa Edgara Allana Poe. Zakochałem się w tym wykonaniu od pierwszego przesłuchania i zamarzyłem, by artystka podjęła się jeszcze kiedyś próby wyśpiewania poezji. Wieść o nagraniu krążka „Sanah śpiewa Poezyje” stała się więc dla mnie powodem do dużej radości. Na tym albumie znajdują się wiersze między innymi Mickiewicza, Tuwima, Szymborskiej i innych, ważnych polskich poetów.

Idea artystki wywołuje niemałe poruszenie wśród odbiorców popkultury. Na scenie muzyki rozrywkowej płyta z wierszami klasycznych poetów jest zupełnym ewenementem, i mało który artysta zdołałby się zdecydować na taki ruch. Sanah zamarzyła, by przywrócić do łask najpiękniejsze polskie wiersze. Swój plan zrealizowała wzorowo. Utwory z tej płyty często słyszymy w radiu, a słowa wybranej przez artystkę poezji trafiają do odbiorców z zupełnie nowym, nieznanym wcześniej przekazem. Warto dodać, że nowa twórczość Sanah znajduje uznanie u wszystkich pokoleń, zarówno tych najmłodszych, jak i tych starszych. Można pokusić się więc o stwierdzenie, że dzięki artystce słowa polskich poetów przeżywają drugą młodość wśród Polaków w każdym wieku.

Oprócz tego, że płyta doskonale łączy pokolenia, to jest bardzo różnorodna. Utrzymana została w spokojnym nastroju, dominują głównie podkłady oparte na pianinie. Sanah wybrała wiersze w głównej mierze refleksyjne, smutne, choć znajdujemy tu i teksty o pozytywnym wydźwięku. Każdy z nich cechuje trafny przekaz egzystencjalny i mądre rozważania filozoficzne. Wszystko to bardzo sprzyja wieczornym, świątecznym i noworocznym rozmyślaniom.

Jeszcze do niedawna Sanah kojarzona była głównie z przebojowym „Szampanem” i innymi, radiowymi hitami, o co prawda bardzo chwytliwych liniach melodycznych, lecz z wątpliwej jakości przekazem lirycznym. Jej muzyka miała służyć głównie rozrywce, a jej odbiorcami często zostawały dzieci. Można było wtedy pomyśleć – dziewczyna ma teraz swoje „pięć minut”, które za chwilę przeminą, a sama skończy, jak każda inna piosenkarka. Jednak wraz ze wzrostem popularności Sanah nadeszła niespodziewana przemiana jej wizerunku. Zuzanna Jurczak, która ukrywa się za

Największą popularność spośród tych muzycznych interpretacji wierszy zyskało „Nic dwa razy” Wisławy Szymborskiej. Nic dziwnego, tekst tego utworu jest najbardziej przystępny spośród wszystkich pozostałych propozycji, a radiowa melodia szybko trafia w ucho. Jeden z najpopularniejszych wierszy polskiej noblistki opowiada o tym, że życie jest nieuchwytne, wszystko przemija i nic co zdarzyło się już, nie będzie miało drugi raz miejsca w przyszłości. Tekst doskonale koresponduje z podkładem muzycznym, czyli melodią wygrywaną na pianinie. Całość dopełnia teledysk, którego ponownie głównym atutem jest prostota. Przedstawia wokalistkę, która stoi nad rzeką i wpatruje się w krajobraz. Po drugiej stronie rzeki zaobserwować możemy krowy, próbujące przedostać się na przeciwległy brzeg. Metaforyczny obraz przywołuje obraz polskiej wsi, wprowadzając

Roch Czerwiński
66 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2022-I 2023 KIERUNEK KULTURA

elementy nieoczywistości. Kompozycja ta ma czarować odbiorcę i zostawia jeszcze większe możliwości indywidualnej interpretacji.

Bardzo duże wrażenie zrobiło na mnie wykonanie wiersza pt. „Hymn” Juliusza Słowackiego. Klasyczny wiersz poety, żyjącego w XIX wieku, został wyśpiewany w sposób niezwykle emocjonalny. Płaczliwy wokal Sanah sprawia, że słowa wybrzmiewają z bardzo dużą siłą. Co prawda wiersz pisano pod wpływem rozpaczliwej tęsknoty za ojczyzną, kiedy Polska znajdowała się pod zaborami, lecz może być nadal aktualny, choć rozważany zapewne w nieco innych kontekstach, związanych z tęsknotą lub samotnością. Równie mocna w swoim przekazie jest „Bajka” Baczyńskiego. Słowa poezji tym razem zestawione zostały z akompaniamentem orkiestry i chóru. To połączenie sprawia, że przekaz jest bardzo dosadny, a utwór staje się progresywny. Trafny okazał się również wybór wiersza „Kamień” Adama Asnyka i słowa „Chcę kochać, cierpieć, żyć”, które Sanah uczyniła refrenem.

Największe wrażenie wywarło na mnie jednak „Da Bóg kiedyś zasiąść w Polsce wolnej” autorstwa Jana Lechonia. Artystka podzieliła swoją interpretacje na dwie części. Pierwszą, wykonaną w nowoczesny sposób w towarzystwie syntezatorów, i drugą, w której poezji śpiewanej towarzyszy ponownie jedynie pianino. Emocje, które przekazuje wiersz w połączeniu z wokalem Sanah

tworzą wzruszającą mieszankę, obok której nie da się przejść obojętnie:

„Więc gdy, wiosennym oglądam wieczorem, W mgły otuloną zagonów szarzyznę, Ktoś w moim sercu wykuwa toporem, Moją Ojczyznę”.

Słowa, które stały się refrenem piosenki, w tym wykonaniu powodują drżenie serca. Utwór pomógł mi ponownie zrewidować pojęcie ojczyzny. Wybudził we mnie na nowo poczucie przywiązania do mojej najbliższej, małej ojczyzny, mojego regionu, miasta i okolic. Myślę, że dla wielu osób może mieć podobne znaczenie. Jego atmosfera wprost skłania do przeprowadzenia osobistego rachunku sumienia względem swoich wartości czy bliskich osób.

Okres świąteczny pozwala na moment się zatrzymać, zaznać chwili spokoju, spojrzeć na codzienne sprawy zupełnie innym okiem niż zazwyczaj. Wierzę, że w tym roku odpowiednim towarzyszem takich chwil wyciszenia będzie poezja wyśpiewana przez Sanah. Zawarty na albumie wachlarz emocji sprzyja refleksjom o tym, jak ważna jest miłość i bliskość drugiego człowieka. I własne, bezpieczne miejsce na ziemi.

Na święta życzę, by nikomu z Państwa tego nie zabrakło…

67 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2022-I 2023 KIERUNEK KULTURA
do nabycia w placówkach poniżej
hasło „PIERNICZKOWY TRAMWAJ CIESZYŃSKI” rabat w wysokości 6%
Produkty
i sklepie internetowym. Na
43-400
10
336
Sklep CIESZYN
ul. Wyższa Brama
tel. +48 694 695
Sklep SKOCZÓW 43-430 ul. A. Mickiewicza 16 tel. +48 728 110 132 Sklep i pijalnia soków JASTRZĘBIE-ZDRÓJ 44-330 ul. Słoneczna 2 tel. +48 668 570 980 Sklep internetowy planetabio24.pl

Pierniczki owsiane o pięknej, rustykalnej strukturze. Na dużej ilości miodu. Są miękkie od razu po upieczeniu, ale przechowywane w puszce z kawałkiem jabłka będą jeszcze bardziej rozpływały się w ustach.

RUSTYKALNE PIERNICZKI BEZGLUTENOWE

SKŁADNIKI: 250 g mąki owsianej bezglutenowej 120 g miodu 60 g masła 1 duże jajko 50 g cukru pudru 2 łyżeczki przyprawy korzennej do piernika pół łyżeczki sody oczyszczonej 20 g skrobi ziemniaczanej + do podsypywania Wszystkie składniki powinny być w temperaturze pokojowej

SKŁADNIKI NA LUKIER

1 szklanka cukru pudru 3 łyżki gorącej wody

PRZYGOTOWANIE:

W garnuszku umieść miód i masło, podgrzewaj do roztopienia się masła (i miodu, jeśli nie był płynny) i wymieszaj. Odstaw do lekkiego przestudzenia (mieszanka powinna pozostać płynna). Do przestudzonej mieszanki dodaj mąkę owsianą, jajko, cukier puder, przyprawę

do piernika i sodę oczyszczoną. Zmiksuj do otrzymania gładkiej masy pierniczkowej. Umieść w lodówce na 1-3 godziny (początkowo ciasto pierniczkowe jest rzadkie, ale spokojnie – po umieszczeniu w lodówce masło i miód gęstnieją, a mąka owsiana chłonie płyny; im dłużej ciasto jest przechowywane w lodówce tym bardziej gęste i łatwiejsze później do wałkowania, wymaga też dodania mniejszej ilości skrobi ziemniaczanej).

Po tym czasie do masy dodaj skrobię ziemniaczaną i wyrób. Ciasto pierniczkowe rozwałkuj na blacie kuchennym lub stolnicy na grubość około 5 mm (podsypując skrobią ziemniaczaną) i wykrawaj dowolne kształty pierniczków. Po wycięciu ciastek skrawki ciasta ponownie połącz, rozwałkowuj i wykrawaj ponownie, aż do zużycia całego ciasta. Układaj w odstępach na blaszkach wyłożonych papierem do pieczenia.

Piecz w temperaturze 170°C przez około 10 minut. Wyjmij i wystudź na metalowej kratce. Polukruj.

Cukier rozetrzyj z wodą grzbietem łyżki do otrzymania płynnej konsystencji. Gęstość lukru reguluj dodatkiem dodatkowego cukru pudru lub wody. Na zdrowie!

MIÓD naturalny ma dobroczynny wpływ na serce, nerwy, mózg oraz trudno gojące się rany. Zwalcza bakterie skuteczniej niż niektóre antybiotyki. W miodzie znajdziemy również dużo mikroelementów, takich jak potas, fosfor, chlor, żelazo, wapń, magnez, molibden, kobalt, i mangan oraz witaminy A, B1, B2, B6, B12, C, kwas foliowy, pantotenowy i biotynę. Jest to również doskonała alternatywa dla dzisiejszych kosmetyków.

69 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2022-I 2023

wdziĘCznoŚĆ zamiasT PosTanowień

Przełom roku to wyjątkowy czas. Z jednej strony po przesileniu zimowym, zmierzamy w stronę światła, z drugiej – czas poświątecznego spowolnienia, które inspiruje zarówno do snucia planów, jak i podsumowań. Ja natomiast zapraszam do praktyki wdzięczności.

MIEĆ CZY BYĆ?

Co to właściwie znaczy? Jaka jest różnica? Mieć zdrowie, być zdrowym? Mieć przyjaciół, być przyjacielem? Dla mnie jest to opowieść o byciu w kontakcie ze sobą, ze swoimi emocjami, potrzebami, uczuciami, wątpliwościami, ale także marzeniami i celami. To świadome przeżywanie codzienności. Decydowanie kiedy potrzebuję mieć, a kiedy ważniejsze jest bycie, w jakiej formie i jakości. Każda relacja zaczyna się od kontaktu z sobą samym. Od czucia siebie, nie umniejszania swoim potrzebom. Jeśli brzmi trudno, albo co gorsza abstrakcyjnie – bo jednak trend w wychowywaniu był i wciąż

bywa taki, że mamy się dostosować, nie narzekać, nie wychylać się, siedzieć cicho i nie wymyślać, mam dobrą wiadomość, tego się można nauczyć. Nie trzeba robić rewolucji. Mały skręt, zmiana perspektywy. A ponieważ nie żyjemy w próżni i funkcjonujemy w systemie naczyń powiązanych, jedna zmiana uruchamia kolejne.

ZATRZYMAJ SIĘ

Tylko wtedy masz szansę na nawiązanie ze sobą kontaktu. Zacznij od oddechu. Sprawdź co czujesz, gdzie to czujesz w ciele, w jaki sposób. Zamknij na chwilę

70 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2022-I 2023

oczy i po prostu bądź. To dobry moment, by podsumować ostatni rok. Popatrzeć na niego przez pryzmat doświadczeń, lekcji z życia. To wspomnienie chwil radości, spokoju, spełnienia, ale także chwil trudniejszych, być może pełnych zwątpienia, bezradności, strachu. Nie bój się nazwać tych stanów. Idź dalej. Czy w trudniejszych doświadczeniach widzisz jakiś schemat, masz poczucie, że niby miejsce inne, ludzie także nowi, a jednak historia się podejrzanie powtarza, finał podobny, tylko z większą siłą rażenia? Znajdź wspólny mianownik. Ale nie szukaj go na zewnątrz, oceniając innych, być może przekierowując uwagę na okoliczności. Pomyśl, co w tobie do tych sytuacji doprowadziło? Co próbowałaś/łeś przeczekać, przemilczeć? A może w drugą stronę: do tej pory nie sprzeciwiałaś/łeś się, nie stawiałaś/łeś granic, a jak tak się zadziało, to się nie spodobało? Nawet najbardziej trudna sytuacja, poza mieszanką emocji i odczuć, jest też lekcją. Przede wszystkim z bycia po swojej stronie. Z bycia w zgodzie z sobą. Nie jest dobrze, gdy wiemy, czego potrzebujemy, co nam przeszkadza, co nie jest nasze, ale robimy dokładnie na odwrót. Z doświadczenia mogę powiedzieć, będziemy tę lekcję odrabiać do skutku. Tylko każda następna będzie dotkliwsza. Bo życie w ten sposób pyta, czego jeszcze nie rozumiesz? Ile jeszcze musisz doświadczyć, by działać w zgodzie ze sobą. I z doświadczenia wiem, że jak w końcu lekcję odrobimy, zbieg okoliczności sprzyjających, w mojej terminologii wszechświat, odpowiada.

Czas podsumowań to także czas spotkania z wdzięcznością. Docenienie każdego momentu, który wart jest zapamiętania. To wydarzenia wielkie, ważne, wyczekiwane, ale i te małe, codzienne, jeśli przeżywane w pełnej obecności niezwykle wzmacniające, kojące, przywracające spokój. Wdzięczność warto praktykować codziennie. Bo każdy dzień, jeśli nie w całości, to jakąś chwilą, momentem, wart jest docenienia. Można pisać dziennik wdzięczności. Kluczowe jest jednak, by pisać ręcznie. Nasz mózg zupełnie inaczej to wówczas rejestruje. Lekcji wdzięczności w wersji uroczo oczywistej ale także w swej prostocie niezwykłej, udzielają dzieci. Umysł dorosłych kombinuje, szuka wydarzeń podniosłych, wielkich, a praktyka wdzięczności pozwala docenić podstawy - że mam dwie zdrowe ręce, że kot się położył w nogach, że kawę wypiliśmy w spokoju, z ukochanego kubka. To docenienie spotkania, czasu w samotności, zdobycia nowej umiejętności, kontakt z naturą – nawet jeśli zachwycił nas nowy listek domowej rośliny. Im dłużej praktykujemy, tym prostsze, pozornie mniejsze rzeczy, trafiają na listę.

SŁOIK WDZIĘCZNOŚCI

Osobiście polecam założyć specjalny słoik i kolekcjonować w nim karteczki. Koniecznie kolorowe, z datą. Opisać można cały dzień, moment, ważniejsze wydarzenia. Postawić w miejscu widocznym – kuchenny blat, półka w salonie, specjalne miejsce w sypialni. Tu także z czasem naturalnie pojawi się regularność, odruch zapisania wartego wspomnienia momentu. W chwilach trudniejszych emocjonalnie można losowo sięgnąć po karteczkę. Polecam wrócić do zawartości słoika w sylwestra. Wysypać karteczki, przeczytać każdą. Nawet najtrudniejszy rok, parszywy w całościowym odbiorze, okaże się, że miał dobre chwile, całe mnóstwo sytuacji wartych wspomnienia.

Taki słoik można także mieć w pracy. To niezwykle wzmacniające i inspirujące narzędzie do doceniania swojej i innych pracy, nauki relacji zawodowych i integracji współpracowników.

MYŚLĄC O NOWYM 2023 ROKU

Zachęcam Państwa do podsumowań, do spojrzenia na 2022 rok z czułością, uważnością, przez pryzmat relacji z sobą samym i tych międzyludzkich, do skupienia uwagi na tym, co ważne, wzmacniające, pouczające, odkrywcze.

Nie jestem fanką postanowień noworocznych, za dużo w nich presji, medialnej otoczki, nastawienia na projekt bycia lepszym, wydajniejszym, bardziej fit, slim itp. Ale zachęcam, do zaplanowania bycia ze sobą samym, do kontaktu z potrzebami, emocjami, z odwagą do komunikowania o nich. Cokolwiek robimy dla innych, chcemy robić dla innych, dajmy sobie.

W Nowym 2023 Roku życzę piękna obecności, wzmocnień płynących z relacji, czasu spełnienia w pasjach, zainteresowaniach, spokoju i wyciszenia także poprzez kontakt z naturą. Wszystkiego czego Państwo potrzebujecie, by poczuć wdzięczność, snuć plany i marzenia, odnajdywać drogę do ich realizacji. Dobrych lektur i przestrzeni na ich czytanie. Bycia sobą, ze sobą, w sobie, w ciele.

Kasia Koczwara - trenerka języka ruchu i świadomej pracy z ciałem, wykorzystuje narzędzia Laban/Bartenieff, psychodietetyk pomagający zbudować prawidłową relacją z jedzeniem, piszący socjolog, obserwatorka codzienności, interesuje się człowiekiem, pracą z emocjami. Miłośniczka biodanzy. Prowadzi profil na FB Ciałoczułość - Kasia Koczwara

71 TRAMWAJ CIESZYŃSKI •
XII 2022-I 2023
UBEZPIECZAMY WSZYSTKO UBEZPIECZENIA MAJĄTKOWE UBEZPIECZENIA FINANSOWE UBEZPIECZENIA OC UBEZPIECZENIA TECHNICZNE ZDROWIE, ŻYCIE

Aron Chmielewski

za nami dobRy, ChoĆ TRudny Rok

Mija rok przedziwny i specyficzny, który na długo zapisze się w mojej pamięci. Rozpoczął się jeszcze z covidowymi obostrzeniami, niemal bez udziału fanów na trybunach, jednak wraz z upływem kolejnych tygodni i miesięcy kibice, ku naszej radości, zaczęli wracać do Werk Areny. Kilkanaście tygodni później wraz z nimi świętowaliśmy trzeci z rzędu mistrzowski tytuł, w dodatku przypieczętowany ostatnim zwycięstwem na lodzie jednego z naszych największych ligowych rywali, czyli Sparty Praga.

W mijającym 2022 roku dużym wydarzeniem dla klubu, zarówno w szatni, jak i na trybunach, okazała się zmiana trenera. Sezon rozpoczęliśmy z nowym szkoleniowcem i nowym sztabem oraz kilkoma istotnymi roszadami w składzie. I choć początek sezonu mieliśmy ciężki, to z czasem udało się wszystko poukładać, zarówno w głowach, jak i w grze. Dzięki temu powróciliśmy na właściwe, zwycięskie tory. Dlatego w wymiarze sportowym ten rok uznaję za udany, i mam nadzieję, że nadchodzący nie będzie gorszy, że będą nas omijać choroby i kontuzje. Życzyłbym sobie, jak i całej drużynie, aby w przyszłym roku udawało się grać na najwyższym poziomie i wciąż wierzę, że zdobędziemy kolejny tytuł. Uprawiając sport zawsze walczę o pełną pulę, czyli zwycięstwa w najważniejszych, decydujących o mistrzostwie, momentach.

Oczywiście miałem też momenty, gdy trochę w otaczającą rzeczywistość wątpiłem, zwłaszcza w chwilach, gdy rozgrywaliśmy mecze przy niemal pustych trybunach.Sportowcom brakuje wtedy kluczowego elementu, czyli kibiców, którzy wspierają nas w grze i wybuchają okrzykiem radości po każdym zdobytym golu. Rzecz jasna nie wątpiliśmy w sam sens gry, bo większość z nas kocha to, co robi, jednak misją tej pracy jest to, że dajemy ludziom radość. Dlatego przez pierwsze tygodnie roku nie czuliśmy się w pełni spełnieni, na szczęście w play-offach mogliśmy poczuć prawdziwy wymiar gry i uczestniczenia w wyjątkowym święcie, jakim zawsze jest walka o tytuł mistrzowski. To w pewnym sensie nas zahartowało.

Rok był udany również dlatego, że omijały mnie kontuzje, a to jeden z najważniejszych warunków, by w pełni

cieszyć się grą i dawać zespołowi jak najwięcej. Pod koniec 2021 borykałem się z kontuzją ramienia. Na szczęście ta kontuzja była ostatnią poważniejszą, i oby tak już zostało, chciałbym dalej powtarzać, że był ostatni to haracz, jaki za sukcesy w ostatnich latach musiałem odpłacić losowi. Robię zresztą wszystko, aby kontuzje się już nie powtarzały, jednak nasz sport jest dyscypliną dość twardą i kontaktową, więc nigdy nie wiadomo, kiedy coś się może wydarzyć. Pomału planuję już przyszły rok, w którym wraz z zespołem chcę obronić miano najlepszej drużyny w Republice Czeskiej, nadal chciałbym być ważnym ogniwem tego zespołu i przedłużyć kontrakt na następny sezon. Z tym klubem przecież łączy mnie naprawdę wiele, przyjechałem na Śląsk Cieszyński wiosną 2014 roku, a zatem dobijam do dekady mojej obecności w tym regionie. Tu urodziły się moje dzieci, tutaj odniosłem najważniejsze sportowe sukcesy, i stąd zawsze będę mieć najwięcej wspomnień, nie tylko sportowych, choć przecież one są tu bardzo ważne, bo od lat reprezentuję barwy klubu, który gra na najwyższym poziomie. Tutaj mam mnóstwo przyjaciół i znajomych, a region ze swoją różnorodnością cały czas mnie zadziwia, ale również inspiruje do różnych działań. Staram się nieustannie otaczać dobrymi ludźmi, aby wymieniać się dobrą energią, ale również nakręcać do fajnych aktywności. Jestem również rodzinnym człowiekiem, dlatego też wiele myślę o najbliższych – przede wszystkim pragnąłbym, aby córka była zadowolona ze szkolnej nauki, którą w tym roku rozpoczęła, aby była zdrowa, podobnie jak i syn.

73 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2022-I 2023 KIERUNEK SPORT

W wymiarze sportowym wiele obiecuję sobie również po kadrze narodowej. W nadchodzącym roku będziemy grać na zapleczu światowej elity na turnieju w Anglii i marzy mi się, abyśmy wywalczyli awans do grona najlepszych reprezentacji świata. Ten awans jest w pewnym sensie w naszym zasięgu, wszystko musimy jednak udowodnić w meczach i w twardej walce o każdy centymetr lodu. To byłby ogromny sukces dla polskiego hokeja, i zrobię wszystko, aby kadrze w tym pomóc. Ten rok upływał nam wszystkim w cieniu wojny, odczuwaliśmy jej obecność nie tylko w wymiarze sportowym, który w perspektywie tylu ludzkich dramatów nie jest przecież najważniejszy. Tragizm wojny dla nas stał się tym bardziej bliski, że wiele osób uciekających przed jej okrucieństwem żyje pośród nas. Rodzinnie staraliśmy się mocno pomagać, i nie ukrywam, że wraz z wojennymi uchodźcami gdzieś tam w głębi duszy przeżywałem tę trwającą od lutego tragedię. Nawet wśród osób, które znalazły się najbliżej nas, dostrzegałem wiele cierpienia,

więc nie wyobrażam sobie sytuacji, abym z ludźmi w potrzebie nie współodczuwał i był obojętny na ich los. Zawsze warto pomagać, i decydować się na małe, choć ważne gesty. I choćby dlatego w tym roku, w sylwestra, podarujemy sobie jakieś wyjątkowe świętowanie z fajerwerkami, bo przecież towarzyszy mi przekonanie, jak bardzo taka radość jest nie na miejscu w chwili, gdy obok nas toczy się wojna, gdzie giną ludzie.

Aron Chmielewski – napastnik reprezentacji Polski w hokeju na lodzie, od 2014 roku związany z trzynieckimi Stalownikami. Ze śląskim klubem trzykrotnie zdobywał mistrzostwo Republiki Czeskiej (2019, 2021 i 2022), dwukrotnie wywalczył srebrny medal (2015 i 2018). Wychowanek Stoczniowca Gdańsk.

74 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2022-I 2023 KIERUNEK SPORT
Autor tekstu wraz z trzynieckimi Stalownikami zdobył w roku 2022 po raz trzeci z rzędu mistrzostwo Republiki Czeskiej. Fot. Robert Kania
Zebrzydowice, ul. Słowackiego 2a tel. +48 506 054 489 +48 512 380 755 FOTOWOLTAIKA BANKI ENERGII www.beskidenergy.pl FIRMA LOKALNA 26000 ZŁ MÓJ DOTACJAPRĄD DO

Dealer MINI Sikora ul. Warszawska 56 Bielsko-Biała www.mini-sikora.pl

MINI Countryman Cooper: zużycie paliwa w cyklu mieszanym: 2,1 – 1,7 l/100 km, zużycie energii w cyklu mieszanym: 15,9 – 14,8 kWh/100 km, emisja CO2 w cyklu mieszanym: 47 – 39 g/km. Rata miesięczna 1490 netto w MINI Comfort Lease dla przedsiębiorców dla MINI Countryman Cooper za 140 000 zł brutto. Opłata wstępna 10%, okres leasingu 24 miesiące, średnioroczny deklarowany przebieg 10 000 km, gwarantowana wartość końcowa. Podane ceny są rekomendowanymi cenami detalicznymi zawierającymi podatek VAT oraz podatek akcyzowy i nie są wiążące. MINI Polska nie prowadzi sprzedaży bezpośredniej. Niniejsza symulacja nie stanowi oferty w rozumieniu art. 66 Kodeksu cywilnego. Zawarcie umowy uzależnione jest od pozytywnego wyniku weryfikacji prawnofinansowej Klienta oraz zawarcia ubezpieczenia OC/AC. MINI Comfort Lease jest oferowany przez BMW Financial Services Polska Sp. z o.o. Prezentowane na zdjęciach modele mogą różnić się wersją silnika oraz mogą zawierać dodatkowo płatne wyposażenie. Indywidualne

Dealer MINI Sikora ul. Wrocławska 143 Opole Dealer MINI Sikora Trasa Północna 35 Zielona Góra
oferty dostępne u Dealerów MINI.

Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.