2 minute read
Rok na cieszyńskim, czyli odejścia
Kolejne miesiące mijają nieubłaganie, kolejne sprawiają, że cieszyńska niezmienność, cieszyńskie długie trwanie, książęca stałość zmienia się, modeluje, ucieka nam przez palce i tworzy się na nowo. Po to, żebyśmy znów mogli usiąść i osądzić, że to jednak niezmienność; że to tylko akcenty, że u nas na wsi, u nas w Księstwie, u nas na prowincji, u nas w centrum wszechświata, że u nas generalnie się nie zmienia, a jeśli już się zmienia, to zmiany przyswajamy tak szybko, że jawią się stałością.
Rok minął niemal niespodziewanie, pewnie ktoś mógłby napisać podsumowanie tych dwunastu miesięcy, wyjawić, że jednak żyjemy w nowym, niekoniecznie wspaniałym świecie, że coś się wali, a coś nowego powstaje. Ja już na zimno, bo niusowa szybkość przestała mnie podniecać: to, że żyjemy w czasach dziejowej zmiany, w dodatku zmiany okrutnej, to wyjątkowo brutalna oczywistość. Tyle o geopolityce, która w końcu nas dogoni, nawet w tak oddalonym od centrum kawałku świata. W polityce mikro, jak sama nazwa zdaje się nam sugerować, zmienia się niewiele. Rynek odkopany, rynek odkryty, rynek zakopany, można powiedzieć, że nihil novi, choć akurat w tym przypadku mnóstwo wiedzy nam przybyło i mnóstwo nowych pytań przy okazji zdążyło się objawić. Pomnik Mieszka obalony, znów stanie i znów dumnie będzie patrzył przez Olzę na drugą część podzielonego księstwa. Noszak znów bryluje na salonach, odbiera blask innym książętom, tylko Jan Błachowicz, współczesny cieszyński książę, który swój tytuł wykuł nie pochodzeniem z Piastów, tylko tytaniczną pracą i mocną pięścią, depcze mu po piętach. W kulturze też zmiany niewielkie, choć pozornie fundamentalne. Teatr zmienia dyrektora, to akurat fakt dziejowy, od dekad nie widziany, choć za wcześnie, żeby sądzić, co ta zmiana przyniesie.
Advertisement
W każdym razie teatr stoi jak stał, ciągle piękny, ciągle może błyszczeć architekturą i milczeć ze sceny. I tak, jak co roku, owce wyszły na hale, owce wróciły, małe polityki i średniej wagi skandale nawiedzały nasze ziemie, breńską Halę Jaworową przynajmniej chwilowo udało się uratować, na stratę poszło wiele innych groni, które znikną pod pensjonatami, domami, hotelami i nowoczesnymi stodołami. Ktoś je pewnie kiedyś zburzy, albo same się zawalą, a góry zostaną. Cykliczność tego wymaga.
Chciałoby się żyć w pełnej niezmienności, niestety, to czyste mrzonki, bo wszystko zmieniają odejścia, wyrywają kawałki naszej rzeczywistości i jakoś nic wokół nie chce ich zasypać. W listopadzie odszedł Poeta, w dodatku poeta wielki, poeta bezkompromisowy, nie tyle pisarz, bo pisarzowi zdarza się pisać, co Poeta, który żył poezją zawsze, nawet kiedy nie tworzył, a przerw miał przecież sporo; poeta znakomity, z którym „długie spacery nad Olzą” otwierały nam oczy, nawet poezję niewierzących, kierowały na piękno, mówiły, że poezja jest nad Olzą, że się zdarza, tak jak się zdarza wielka miłość gdzieś pomiędzy Giszowcem a Nikiszowcem. Odszedł poeta znakomity i poeta niedoskonały, przez co jeszcze znakomitszy. Nie stanie już z espresso przed Kornelem, nie opowie, że jest ciężko, ale że najważniejsze, że znów pisze, nie skrytykuje i nie podniesie na duchu, nie opowie o Filipowiczu i Pilchu, nie wskaże palcem, który poeta wielki, a który polityk mały.
To odejście najgorsze, to zmiana nieodwracalna, bo kiedy odchodzi poeta, kończą się słowa.
Jerzy Kronhold, źródło wydawnictwowarstwy.pl
Andrzej Drobik – dziennikarz, reporter, dyrektor programowy Festiwalu Słowa im. Jerzego Pilcha Granatowe Góry. Autor książek, m.in. „Rozmowy o Śląsku Cieszyńskim”, „Bolko Kantor. Prawy, prosty” i „Wisła w sensie magicznym”, wyreżyserował filmy dokumentalne, m.in. „Jego kochana, dumna prowincja” o Kornelu Filipowiczu w Cieszynie, „Ciągle tu jesteśmy”, opowiadający historię społeczności Polskiej we wsi Ostojićevo w Serbii. Na portalu Youtube prowadzi program „Rozmowy o Śląsku Cieszyńskim i reszcie świata”.