2 minute read

Milczenie bywa złotem

Next Article
Silna mentalność

Silna mentalność

Adam Miklasz

Człowiek, jako istota ziemska, jest wyjątkowo skomplikowaną i trudną do zdefiniowania osobliwością. Łączy w sobie multum skrajnych cech. Czasem bywa geniuszem, czasem debilem. O tym pierwszym świadczą miliony wybitnych wynalazków, które pozwoliły nam przejść długą drogę z wprost z wilgotnej jaskini, aż do cyfrowego świata, w którym żyjemy? O naszym debilizmie świadczy to, w jaki sposób zdarza nam się korzystać z dobrodziejstw postępu – niezależnie, czy mowa o samochodach, atomie, internecie czy języku.

Advertisement

W tym felietonie skupię się na słowie i języku. Nie ukrywam, że mam czasem ochotę klęknąć przed przypadkowym przedstawicielem gatunku ludzkiego, aby oddać mu należny czołobitny pokłon – czy droga, którą przemierzyła ludzkość w umiejętności komunikacji wewnątrzgatunkowej nie jest imponująca? Pomyślmy – wszystko zaczęło się pewnie od prymitywnych stęków, okrzyków i pojękiwań. Potem zaczęliśmy stopniowo porządkować głoski, sylaby, nadawać rzeczom nazwy i znaczenia. Wreszcie mogliśmy opowiedzieć światu nie tylko o najprostszych potrzebach fizjologicznych i nadchodzącym niebezpieczeństwie, ale w sposób wyrafinowany wyrazić swoje uczucia, emocje, obserwacje. A potem pojawiły się znaki graficzne, z których powstał alfabet i kultura piśmiennicza. Dzięki tej spuściźnie dysponujemy nieograniczonymi wręcz narzędziami komunikacji. I co?

Myślałem sobie o tym po zdawkowej pogadusze ze znajomym, którego spotkałem na jednym z cieszyńskich chodników. Było mi, jako osobie niejako zawodowo zajmującej się słowem, po prostu wstyd! Już samo powitanie było cokolwiek niefortunne, kiedy na tradycyjne pytanie „co u ciebie?”, rzuciłem banalnym „stara bida”. Jaka stara? Jaka bida? Lapidarna odpowiedź oznacza przecież tyle, że moje życie jest pasmem niepowodzeń (bida!) i to permanentnych, nieustających (stara!). A przecież od ostatniego naszego spotkania zdarzyło się sporo. Wprawdzie podczas gry w piłkę udało mi się połamać żebra (stara bida!), ale też zaliczyłem sympatyczny słoneczny urlop, zobaczyłem kilka ciekawych miejsc, a czarująca paletkara wygrała właśnie US Open. Stara bida? Bez przesady!

Nieudana (z mojej perspektywy) rozmowa skłoniła mnie do stwierdzenia, że operowanie słowem to prawdziwy spacer po polu minowym, podczas którego banał, wodolejstwo i brak logiki eksplodują wyjątkowo często. Zacząłem też baczniej przyglądać się osaczającym mnie sekwencjom liter. „W życiu przestrzegaj zasad. Ale tylko własnych” – slogan jakiejś marki obuwniczej brzmi wyjątkowo pompatycznie, kiedy jednak dokonamy jego głębszej interpretacji, jest wyjątkowo głupi. Jego autor zapomniał, że istnieje taka rzecz, jak kodeks karny i jego również wypadałoby przestrzegać – niezależnie, czy jest zgodny z własnymi zasadami, nieprawdaż?

Podobnie głupio brzmią frazesy, które zdarza się mnie i Wam wyrzucać z siebie podczas zdawkowych rozmów. „W życiu trzeba spróbować wszystkiego.” Poważnie? Zaręczam, że byłbym w stanie wymienić tysiące czynności, których ani ja, ani Wy nie będziecie chcieli próbować. I nie wymienię ich tutaj tylko dlatego, że nie będę zaśmiecał tak sympatycznego czasopisma różnymi obrzydliwościami. „O gustach się nie dyskutuje?” A niby dlaczego? Czy powinniśmy, zgodnie z treścią tego oklepanego frazesu, wyrzucić na śmietnik jakiekolwiek rozważania estetyczne, skasować takie dziedziny, jak filmoznawstwo, literaturoznawstwo, estetyka (jako dziedzina filozofii) itp.? Słyszałem również, że „tylko winny się tłumaczy”. Jeżeli więc ktoś oskarża mnie o niepopełnioną przewinę, to muszę milczeć? Ale czy milczeniem będę w stanie udowodnić światu swoją niewinność? Raczej nie, więc mowa o klasycznej sytuacji ‘lose-lose’.

Otacza nas i atakuje zewsząd słowny banał – choć przyznajmy, że akurat tandetne rozgdakanie to najmniej bolesna i niebezpieczna krzywda, jaką czynimy sobie i światu przy wykorzystaniu słów (o tym wie każdy, kto choć raz poczytał sobie przemyślenia agresywnych internetowych komentatorów). Zaczynam więc coraz bardziej szanować tych, którzy komunikują się w sposób wyważony. Słuchajcie! Może oni tak naprawdę nie są tak nudni, jak nam się wydaje, lecz po prostu wyznają (całkiem słusznie!) cnotę umiarkowania? Być może „mniej – znaczy mądrzej”? A milczenie bywa złotem?

This article is from: