4 minute read

Kierunek Sport Pożegnanie gwiazd

Next Article
ABC rozwodów

ABC rozwodów

AronChmielewski

pożegnanie gwiazd,

Advertisement

czyli najwięksi twardziele też bywają sentymentalni

W okolicznościowym meczu w listopadzie pożegnaliśmy się z zawodnikami, którzy przez wiele lat grali w oceláři i stanowili o charakterze drużyny. Miałem okazję wziąć udział w tym wydarzeniu, ponieważ zostałem zaproszony do zespołu stworzonego na tę okazję przez Lukáša Krajíčka i Petera Hamerlíka. Tego wieczoru niejednemu z nas zakręciła się w oku łezka, zdaliśmy sobie sprawę, jak trudny to moment dla graczy, gdy żegnają się z tym, co kochali przez całe życie.

Właśnie w takich chwilach pojawia się w życiu re eksja, że kariera sportowca jest tak naprawdę krótkotrwała. W listopadowy wieczór, grając w meczu z Lukášem Krajíčkiem, Peterem Hamerlíkiem, Martinem Adamskim i Jiřím Polanskim uświadomiłem sobie, że za jakiś czas i ja będę się musiał pożegnać z hokejem. Na razie jednak czuję wdzięczność, że wciąż mogę grać. I bez wątpienia to jedna z najwspanialszych rzeczy w życiu, by robić to, co naprawdę się kocha, zarabiając jednocześnie na utrzymanie siebie i rodziny, a zarazem wykrzesując energię i emocje niezbędne do życia. „Pożegnanie Gwiazd”, bo tak nazwano ten mecz, był świetną okazją na spotkania z wieloma kolegami, których przez pewien czas nie widziałem. A także z przyjaciółmi. Zwykle w zespole jest nas wielu, i jest sprawą oczywistą, że musi pojawić się między nami rywalizacja. Staramy się jednak zawsze pozostawać kumplami, choć rzecz jasna nie wszyscy muszą się ze sobą przyjaźnić. Zdarza się jednak, że z niektórymi zawodnikami od początku świetnie się dogadujemy, i wytwarza się między nami sportowa chemia. Wówczas nie tylko się motywujemy w szatni, ale również potra my nakręcać mentalnie. Takie relacje staramy się utrzymywać, także poza pracą, jaką jest przecież gra w zespole. U mnie taka świetna relacja przetrwała właśnie z Lukášem Krajíčkiem. Po pożegnalnym meczu długo rozmawialiśmy i Lukáš przyznał, że bardzo brakuje mu endor n oraz emocji, jakie wyzwalają się po wygranym meczu. I przekonywał mnie, abym utrzymywał formę sportową jak najdłużej, bo tej energii, jaką daje gra, nie odnajdę nigdzie indziej. Po raz kolejny posłucham Lukáša. Kilka lat temu znalazłem się w dołku mentalnym, a w perspektywie miałem poważną rozmowę z trenerem. Wówczas Lukáš przeprowadził ze mną taką próbną dyskusję, tłumacząc mi, jak powinienem z coachem rozmawiać. Było to o tyle ważne, że był ode mnie bardziej doświadczony, i miał już za sobą pewnie niejedno takie spotkanie z szefostwem. Pomoc Lukáša okazała się nieoceniona, dostosowałem się do sugestii Lukasa, i moja rozmowa z trenerem przyniosła bardzo dobre efekty.

W hokeju potra my zawierać bardzo bliskie, niemal rodzinne relacje, choć w pracy, czyli w klubie, musimy ze sobą rywalizować o miejsce w składzie. Takim zawodnikiem jest dla mnie David Cienciala, z którym kilka lat graliśmy wspólnie w Stalownikach, a teraz, gdy Davida nie ma już w drużynie, wciąż mamy świetny kontakt i odwiedzany się nie tylko, gdy nasze obecne zespoły mierzą się ze sobą w lidze, ale również w chwilach, gdy mamy wolne i wraz z rodzinami udajemy się na krótkie wypady. Wiem doskonale, że w chwili, gdy skończy się w naszym życiu hokej, to i tak nadal będziemy bardzo dobrymi przyjaciółmi.

Oczywiście panuje takie przekonanie, że aby naprawdę poznać drugiego człowieka, trzeba z nim zjeść beczkę soli. Musisz do tego drugiego człowieka się przekonać, by później móc z nim pogadać w trudnych sytuacjach, a także odnaleźć wsparcie w chwili, gdy najbardziej go potrzebujesz. I choć zespół hokejowy jest dużym organizmem, mam w nim zawsze dwóch-trzech przyjaciół, z którymi mogę o wszystkim porozmawiać, i dostać wsparcie w najtrudniejszych momentach. Często mówi się o tym, że każdy hokeista to wielki twardziel, bo ktoś, kto uprawia tak kontaktową i siłową dyscyplinę, musi nim być. Ale często to tylko pozory. Na lodzie nie możemy ujawniać swoich słabości. Natomiast jeśli jesteśmy z kimś w przyjacielskiej relacji, to często zwierzamy się ze swoich zwątpień i bolączek. Jesteśmy przecież normalnymi ludźmi, a każdy człowiek miewa problemy, w życiu są zarówno wzloty, jak i upadki. Gdy upadam, zawsze mam na kogo liczyć,

Pożegnanie Gwiazd z udziałem byłych i obecnych graczy trzynieckich Stalowników odbyło się 11 listopada w Werk Arenie. fot. Lukáš Filipec/HC Oceláři Třinec

także w drużynie. Czym więcej hokeista w swojej karierze sportowej przeszedł, tym bardziej stara się pomagać. Zwłaszcza młodszym kolegom próbuje uświadamiać, jak niełatwą i krętą drogę dla siebie wybrał. Sam przecież nie miałem łatwej drogi, więc teraz, gdy tylko mogę, to staram się kolegom ją ułatwiać. Oczywiście, nie idziemy grać w hokej po to, by zawierać przyjaźnie. Gra jest naszą pracą, więc często jednak musimy chronić swoją własną przestrzeń wewnętrznej wolności. Dlatego musimy się przez jakiś czas ze sobą oswajać, przekonywać do siebie.

Okolicznościowy mecz był świetną okazją do wielu wspomnień. Przed jego rozpoczęciem przypomniałem sobie udział Stalowników w Spengler Cup w Davos, gdzie wraz z Martinem Adamskim i Jiřím Polanskim grałem w jednej piątce, i zostałem po turnieju wybrany do drużyny All-Star, czyli najlepszych graczy w całej imprezie. Było to dla mnie wyjątkowe doświadczenie, bo przecież wiedzieliśmy, że kariery sportowe Martina i Jiříego zmierzają do końca, więc gra z zawodnikami, którzy tak wiele znaczą dla klubu, w dodatku na najsłynniejszym turnieju hokejowym na świecie, była dla mnie ogromnym wyróżnieniem. I takich wspomnień każdy z nas ma całe mnóstwo. I nikt nam ich nie zabierze.

Aron Chmielewski – napastnik reprezentacji Polski w hokeju na lodzie, od 2014 roku związany z trzynieckimi Stalownikami. Ze śląskim klubem trzykrotnie zdobywał mistrzostwo Republiki Czeskiej (2019, 2021 i 2022), dwukrotnie wywalczył srebrny medal (2015 i 2018). Wychowanek Stoczniowca Gdańsk.

This article is from: