4 minute read

Wojna i hokej

Samuel Buček w październiku zasilił szeregi trzynieckich Stalowników, stając się zarazem najbardziej kontrowersyjnym zawodnikiem śląskiego klubu. Fot. materiały prasowe/HC Oceláři Trzyniec

Marcin Mońka

Advertisement

W październiku przez media w całej republice Czeskiej przetoczyła się fala krytyki, związana z zaangażowaniem przez trzynieckich stalowników 23-letniego skrzydłowego ze słowacji, który ma za sobą nieudaną przygodę w rosyjskiej KHL. Krótki i nieudany epizod nowego trzynieckiego gracza w rosyjskim klubie sprawił, że do niedawna zwarta kibicowska śląska grupa podzieliła się, a trzynieccy oceláři stracili reputację klubu, w którym wszystko wzorcowo funkcjonuje, a każda decyzja jest dogłębnie przemyślana i w chwili podjęcia nie budzi żadnych wątpliwości. Teraz na tym krystalicznym obrazie pojawiły się pierwsze rysy, a kto wie, czy w przyszłości również nie jakieś głębsze pęknięcia.

Nie było głośniejszego transferu w czeskim hokeju w ostatnich miesiącach, niż dołączenie Samuela Bučka do stalowniczej ekipy. Jednak nie o taki rozgłos chodziło działaczom klubowym, zawodnikom, jak i kibicom. Klub, który od kilku lat zdominował krajowe rozgrywki ligowe, który nie tylko w Czechii, ale także w kilku innych europejskich krajach bywał stawiany za wzór sprawnej i skutecznej struktury, zaledwie w ciągu kilku

dni przeobraził się w organizację, której zasady funkcjonowania zaczęli podważać kibice nie tylko w kraju nad Wełtawą.

Rzeczywiście, w pierwszym odruchu można odnieść wrażenie, że klub tym razem, mówiąc kolokwialnie – zupełnie „przestrzelił”. Samuel Buček raptem w kilka miesięcy, ze świetnie rokującego gracza, dostrzeżonego zarówno w lidze słowackiej, jak i w meczach kadry słowackiej, przeistoczył się w sportowy symbol moralnego upadku. O co chodzi? Otóż po bardzo dla siebie udanym sezonie 2021/22 przed zawodnikiem otworzyły się realne szanse na grę za oceanem, w najlepszej lidze świata, legendarnej NHL. Zawodnik pochodzący z Nitry wyprawił się nawet za ocean, rozpoczął pierwsze treningi. Wtedy jednak pojawiła się propozycja z Niżniekamska, występującego w rosyjskiej lidze KHL, i Buček, skuszony perspektywą dużych pieniędzy, jakie może tam zarobić (w lidze amerykańskiej nie miał żadnych gwarancji nansowych, najpierw musiałby powalczyć o miejsce w składzie), porzucił kontynent amerykański, zamieniając Stany Zjednoczone na... Tatarstan.

O tym, jakie reakcje może wywołać taka decyzja zawodnika w czasie inwazji wojsk autorytarnej Rosji na ziemie niepodległej Ukrainy, można było się spodziewać, wystarczy wspomnieć końcówkę poprzedniego sezonu w lidze KHL, gdzie wielu zagranicznych graczy niemal z dnia na dzień, zrezygnowała z występów w rosyjskich klubach i czym prędzej opuściła kraj najeźdźców. Ci, którzy nie mogli z różnych względów błyskawicznie opuścić Rosji, uczynili to tuż po zakończeniu sezonu – tak zrobił np. były trzyniecki golkiper Šimon Hrubec, zamieniając klub z Omska na drużynę w Szwajcarii.

Oczywiście Buček nie był pierwszym zawodnikiem, który zdecydował się na ruch w drugą stronę, a przecież wielu zawodników, także z Europy, postanowiło kontynuować kariery w Rosji. Czy w podejmowaniu takiej decyzji odgrywały rolę jakieś inne czynniki, czy decydowały tylko względy ekonomiczne? Stosunkowo młody zawodnik, „perspektywiczny” – jak lubią o takich mówić w świecie sportu, znalazłby przecież z łatwością zatrudnienie w innych dobrych europejskich ligach. Jednak KHL w przeciwieństwie do normalnych europejskich lig w żadnej mierze normalną już nie jest. Stała się narzędziem propagandowym, często wspierającym działania reżimu Putina, a zdjęcia z meczów, na których widać złowieszczą „zetkę” wywieszoną na trybunach i połączoną z pochwalnymi peanami na cześć wodza, wywoływały raczej dreszcze niż jakikolwiek zachwyt nad sportem. Z tej perspektywy krytyka wydawała się jak najbardziej słuszna. Gorzej, jeśli młodego gracza pod ścianą fali hejtu stawiali kibice, którzy jednocześnie chętnie śledzą rozgrywki NHL, gdzie roi się od Rosjan, a wśród nich ważną rolę odgrywa choćby Aleksander Owieczkin z Washington Capitals, który w tabelach wszech czasów ligi chce wciąż piąć się do góry. Owieczkin od lat jawnie wspiera reżim Putina, do dziś nie usunął wspólnych zdjęć z dyktatorem, kilka lat temu zakładał nawet hokejowy „Putin Team”. Liga w żaden sposób nie zareagowała na obecność rosyjskich graczy w Ameryce, co więcej, nie tylko ligowym statystykom, ale i wielu kibicom, także w Europie, głowy buzują od emocji i wzruszeń, gdy tylko pomyślą o tych kilku tra eniach, które dzielą „przyjaciela Putina” od wdrapania się do czołowej trójki najlepszych strzelców w historii ligi.

Bučka jak dotąd na żadnych historycznych zdjęciach z rosyjskimi dygnitarzami nie widziałem, nie znalazłem też żadnej wypowiedzi, która w jakikolwiek sposób mogłaby pochwalać zbrodniczy reżim. Jeśliby więc pozostać konsekwentnym, krytykując Bučka czym prędzej powinniśmy zrezygnować ze śledzenia NHL. Nie wspominając o KHL, w której wciąż gra kilku znanych graczy, także z czeskim rodowodem.

Nie chodzi rzecz jasna o to, by relatywizować zachowania sportowców w obliczu kataklizmu, jakim jest każda wojna. Trudno zgodzić się też z przekonaniem, aby „nie łączyć sportu z polityką”. Te przestrzenie są mocno ze sobą sprzęgnięte, a decyzja, by w czasie rosyjskiej inwazji grać w tamtejszej lidze, wydawała się od początku złym pomysłem. Wygląda na to, że młody zawodnik ze Słowacji ma tego świadomość – w chwili, gdy rozgrywał swoje pierwsze mecze na czeskich lodowiskach, towarzyszyły mu czasami gwizdy. W jednym z pomeczowych wywiadów przyznał, że kibice mają do tego prawo. I choć kibice trzynieckiego zespołu w „sprawie Bučka” wciąż są podzieleni, przekonujące okazały się słowa Jana Peterka, dyrektora sportowego Stalowników, który stał za tym transferem i musiał się z niego tłumaczyć. „Każdy człowiek zasługuje na drugą szansę” – z takim przekazem pojawił się w przestrzeni medialnej były znakomity hokeista i zarazem legenda trzynieckiego hokeja. Teraz wszystko w rękach zawodnika, czy wykorzysta szansę otrzymaną z trzynieckiej poręki.

PS. Buček debiutował w trzynieckich barwach w październikowym meczu ze Spartą Praga. Miesiąc później, w kolejnym pojedynku z tym rywalem, strzelił pierwszą swoją bramkę dla nowej drużyny w Werk Arenie. Po golu zdobytym przez słowackiego napastnika trzynieckie trybuny eksplodowały z radości.

This article is from: