A&B nr 196, listopad 2008

Page 1

miesięcznik

ARCHITEKTURA & BIZNES

WYDAWCA PUBLISHER Firma Wydawniczo-Reklamowa „RAM”, sp. z o.o. 30-015 Kraków, ul. Świętokrzyska 12, p. 513 Redaktor naczelny Wydawnictwa „RAM”, Prezes President of Board and Editor-in-Chief

Romuald LOEGLER

Konsultant merytoryczny, Dyrektor wydawniczy Publishing Director

na okładce:

Hotel Polonia — „życie po życiu” tylnej elewacji pawilonu polskiego (patrz s. 56)

11. Biennale Architektury w Wenecji

proj.: Marcin Kwietowicz

Andrzej KADŁUCZKA

11th International Architecture Exhibition La Biennale di Venezia

Dyrektor ekonomiczny Business Development Director

redaktor wydania/issue editor: Małgorzata TOMCZAK

Ewa WCISŁO

BIURO WYDAWCY OFFICE tel. 012 630-23-61 RAM.biuro@architekturaibiznes.com.pl

w następnym numerze/in the next issue

Kierownik Biura Wydawcy Publisher’s Office Manager Małgorzata ŚLUSAREK

architektura domów jednorodzinnych

m.slusarek@architekturaibiznes.com.pl

architecture of single family houses

REDAKCJA EDITORIAL OFFICE 30-015 Kraków, ul. Świętokrzyska 12, p. 512, 516 tel. 012 632-88-67, 012 630-23-60; fax 012 632-69-30 redakcja@architekturaibiznes.com.pl

11[196]2008

Sekretarz redakcji Editorial Assistant and Features Editor Małgorzata TOMCZAK m.tomczak@architekturaibiznes.com.pl; tel. 012 630-23-60

Dział aktualności i publicystyki Current Events Editor Magda BRONIATOWSKA m.broniatowska@architekturaibiznes.com.pl; tel. 012 630-23-60

Redaktor wydawnictw nieperiodycznych Non-periodic Publications Editor

Paweł KRAUS

p.kraus@architekturaibiznes.com.pl; tel. 012 630-23-60

Redaktor Editor

Mariusz KOPIEJKA m.kopiejka@architekturaibiznes.com.pl; tel. 012 632-88-67

Opracowanie graficzne Art Editor Lubomir NIKOLOV lubomir@architekturaibiznes.com.pl; tel. 012 630-23-63

Redaktor techniczny Technical Editor Rafał PASTERNAK rafal@architekturaibiznes.com.pl; tel. 012 630-23-63

Korekta Proofreading Antonina DYCZEK Tłumaczenia angielskie English translations Jerzy JURUŚ Korespondenci Correspondents: Anna PLESZKO – Berlin Agnieszka Szeffel – Gdańsk Marcin M. KOŁAKOWSKI – Londyn Anna POPIEL-MOSZYŃSKA – Paryż Anna Bulanda-Jansen – Pekin Kaja PAWEŁEK – Warszawa Marta BOGUTA – Warszawa Jarosław TRYBUŚ – Warszawa

PROMOCJA I REKLAMA PROMOTION & ADVERTISING 30-015 Kraków, Świętokrzyska 12, p. 514 tel./fax 012 632-69-30, tel./fax 012 630-23-64 reklama@architekturaibiznes.com.pl

Kierownik działu Head of Division Renata KIEPURA-HENDZEL r.kiepura@architekturaibiznes.com.pl; tel. 012 632-86-60

Grażyna FRYCZ g.laszczyk@architekturaibiznes.com.pl; tel. 012 634-39-59

Stanisława SUCHAN-NOWAK s.suchan@architekturaibiznes.com.pl; tel. 012 630-23-65

Anna DRELICH a.drelich@architekturaibiznes.com.pl; tel. 012 632-69-30

Sekretarz ds. imprez architektonicznych Architectural Event Manager

Marta BĄK

m.bak@architekturaibiznes.com.pl; tel. 012 632-34-02

Konto Bank Account No.

BANK PEKAO SA nr  96 1240 4533 1111 0000 5426 6812  NIP 677-000-91-35

KOLPORTAŻ I PRENUMERATA CIRCULATION & SUBSCRIPTIONS

30-015 Kraków, Świętokrzyska 12, p. 517 tel: 012 632-82-45, 012 630-23-62 prenumerata@architekturaibiznes.com.pl

Kierownik działu Head of Division Rafał ZAWIŚLAK r.zawislak@architekturaibiznes.com.pl; tel. kom. 0604 118 742

NAŚWIETLANIE

DM SYSTEM ­– Kraków

DRUK PRINTED BY LEYKO – Kraków

Informujemy Czytelników, że redakcja przyjmuje zamówienia na prenumeratę i wysyła egzemplarze archiwalne za zaliczeniem pocztowym. Prenumerata dostępna jest również w oddziałach RUCH SA, w sieci Internet pod adresem: http://www.ruch.com.pl oraz w firmach KOLPORTER SA i GARMOND PRESS. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść reklam i ogłoszeń. Redakcja zastrzega sobie prawo adiustacji nadesłanych tekstów. Materiałów nie zamówionych redakcja nie zwraca. Wszystkie materiały publikowane w A&B są objęte ochroną prawa autorskiego.

W PRENUMERACIE TANIEJ! 2 lata 1 rok 6 miesięcy

260,00 zł (170,00 zł)* 140,00 zł (90,00 zł)* 75,00 zł (45,00 zł)*

* ceny dla uczniów i studentów

Tegoroczne Biennale Architektury w Wenecji odbyło się pod hasłem „Out There. Architecture Beyond Building”. Wystawa w Arsenale pod kuratelą Aarona Betsky’ego miała tyle samo zwolenników, co przeciwników. Jednych rozczarowała, innych zachwyciła. Jak to zresztą zwykle bywa. W artykule pt. „Bez dogmatu” Barbara Stec pisze o tym, czym była i jakie treści niosła. Ale czym nie była, a być powinna pisze Roman Rutkowski w artykule pt. „Moje katharsis”. W numerze znalazły się też: rozmowa z Aaronem Betskym, którą przeprowadził jego asystent Marcin Szczelina, omówienie tego, co można było zobaczyć w Giardini di Castello (Anna Porębska), próba odczytania roli, jaką odgrywa architekt obecnie (Anna Krenz), rozmowa z Junya Isihigami — twórcą pawilonu japońskiego oraz prezentacja pawilonu polskiego, zdobywcy Złotego Lwa za najlepszy projekt narodowy. Tegoroczne biennale w swoim ogólnym założeniu znacznie różni się od kilku poprzednich, czego wyrazem jest wystawa w Arsenale. Nie brakuje mu mocnych haseł, jak chociażby: „architektura nie jest budynkiem”, ale pierwszy chyba raz architektura gestem Betsky’ego została potraktowana tak lekko, wymijająco, jeżeli chodzi o definicję samej siebie, zaprzeczyła własnemu status quo. Na wystawie głównej mamy do czynienia z przeglądem najważniejszych biur architektonicznych na świecie. Ale najważniejszych nie pod względem treści, najważniejszych nie dlatego, że wciąż poszukujących ciekawych rozwiązań związanych z ekologią czy kryzysami, ale najważniejszych, jeżeli chodzi o prestiż i swego rodzaju możliwość kreowania architektonicznych „bestsellerów”. Ta wystawa mówi przede wszystkim o estetyce, pokazuje, czym architektura bardzo często bywa: pogonią za oryginalnością, ikonicznością, rozpoznawalnością. Jednak doceniam tę prezentację. Przede wszystkim za to, że wydobywa to, co często architekci próbują ukryć, chowając się za wzniosłymi hasłami, które można przeczytać w dołączonych do katalogu manifestach. Kreują one architekturę jako coś wzniosłego, na nowo tworzą definicje, po których, niestety, niewiele zostaje. Architekt w tym kontekście to demiurg, za każdym razem próbuje stworzyć coś nowego, własnego, niepowtarzalnego. Często kosztem etyki. O tym właśnie, moim zdaniem, mówi ta wystawa. O tym, jaki wpływ na architekturę ma ego jej twórcy.

Małgorzata Tomczak


fetyszyzacja miejsca

rozmowa z…

Aaronem Betskym

Z dyrektorem tegorocznego Biennale Architektury w Wenecji, odbywającego się pod hasłem „Out There. Architecture Beyond Building” na temat wystawy, filozofii ekspozycji oraz przyszłości architektury rozmawia Marcin Szczelina.

Marcin Szczelina: Gdy odwiedziłeś w minionym roku Polskę w ramach projektu „Archicooking”, udzieliłeś wywiadu, w którym powiedziałeś: „wciąż nie wiem, kim chcę być, kiedy dorosnę”. Teraz, po biennale w Wenecji i skończeniu przez Ciebie pięćdziesięciu lat — czy czujesz, że wydoroślałeś? Aaron Betsky: Nie. Wciąż jestem tak samo za­ interesowany dzieleniem się moim entuzjazmem względem architektury, projektowania i sztuki, względem wszelkich aspektów naszej wizualnej kultury, we wszelkich formach, które wydają się do tego odpowiednie. Wierzę, że musimy ujrzeć kulturę wizualną jako pewną drogę zrozumie­ nia tego, skąd przyszliśmy, kim jesteśmy i dokąd zmierzamy. W tym celu sięgamy do narzędzi ta­ kich jak twórczość czy krytyka — skorzystałem z każdego z nich. MSz: Uważasz się bardziej za krytyka, pisarza czy kuratora? Która z tych działalności jest dla Ciebie najważniejsza? AB: Wybór studiów z dziedziny architektury niósł ze sobą ryzyko, że nigdy nie poczuję się praw­ dziwym człowiekiem, jeśli nie zbuduję czegoś, co zaprojektowałem. Często jednak dowodzę, że to kwestia bez znaczenia — np. obecnie chciałbym zaprojektować i zbudować strukturę, w której nie sposób zamieszkać. Poza tym jestem najszczęśliw­ szy, gdy mogę entuzjastycznie wypowiadać się lub pisać o pracy, która zdaje mi się istotną, krytyczną i piękną. Jeśli mogę stworzyć kontekst (czyli wy­ stawę lub sympozjum), w ramach którego więcej ludzi może ujrzeć taką pracę lub o niej usłyszeć, to także i to sprawia mi przyjemność. MSz: Porozmawiajmy zatem o kuratorskim aspekcie Twojej pracy, o podejściu, które łączy w sobie Twoje liczne zainteresowania, w tym architekturę. Czy możesz przybliżyć swoją postawę, którą mieliśmy okazję poznać, gdy pracowałeś w San Francisco Museum of Modern Art jako kurator wystaw: „Wild Design”, „Virtual telemetrics”, „Design Afoot: Athletic Shoes 1995–2000” i największej ze wszystkich — „Icons: Magnets of Meaning”? Jak postrzegasz je jako kurator i które z ich aspektów uznajesz za najważniejsze? Czy bycie kuratorem architektury różni się od bycia kuratorem sztuki? Myślę, że jest to pytanie, które

36

najbardziej dręczy większość spośród nie związanej z architekturą publiczności, gdy uczęszcza ona na wystawy takie, jak tegoroczne biennale w Wenecji. AB: Nie chcę zabrzmieć pretensjonalnie, ale to tak, jakby nakłaniać artystę do opisania jego pracy. Nie mam żadnego konkretnego nastawienia poza tym, że chcę, aby obiekty i przestrzenie, które są wystawione, były tym, co widzisz. W idealnych warunkach chciałbym pozbyć się wszelkich etykiet i opisów, ale rozumiem też, że ważne jest nakre­ ślenie ram teoretycznych dla doświadczenia widza — a słowa są ich istotną częścią. Nie wierzę jed­ nak w pokazywanie zdjęć, modeli czy rysunków bu­ dowli, które zostały stworzone gdzieś indziej. Nie wierzę w pokazywanie zapisu procesu tworzenia. W obu przypadkach jestem przekonany, że jeśli przybyłeś na wystawę, to jesteś tu ze względu na obecność obiektów lub przestrzeni wartych obej­ rzenia — a nie po to, by czytać teksty czy oglądać filmy. Są na to znacznie lepsze miejsca. Muzeum czy galeria powinny być miejscami fetyszyzacji, ro­ zumianej jako opozycja do upowszechniania. Dlate­ go też architektura powinna zawierać się w samym obiekcie. Takie podejście sprawdza się w przypadku prezentacji sztuki, dlaczego zatem nie miałoby od­ nieść skutku w kontekście prezentacji architektu­ ry? Wolałbym raczej myśleć o tym, jak rozwinąć tę koncepcję fetyszyzacji, zamiast przejmować się spo­ sobami zaangażowania publiczności, np. poprzez przekształcenie muzeum w miejsce publicznych de­ bat. To też jest dobre, ale może być zrealizowane o wiele lepiej w innych instytucjach. MSz: Podczas tegorocznego biennale w Wenecji można było zaobserwować rosnącą interdyscyplinarność w dziedzinie prezentacji architektury i jej kuratorstwa. Wydaje mi się — co można było dostrzec wyraźnie w pawilonach niemieckim czy japońskim — że pojawiło się zapotrzebowanie na „architekturę poza architekturą”. Czy tak właśnie jest? AB: Nie jestem zbyt zainteresowany artystami, którzy chcą być architektami i vice versa. Intere­ suje mnie raczej to, że istnieją rozmaite kwestie, które są ważne dla wszystkich zaangażowanych w tworzenie krytycznych obrazów, obiektów i przestrzeni. Sięgają one od zagadnień dotyczą­ cych środowiska czy społecznej nierówności po badania w dziedzinach wyznaczanych przez nowe technologie. Chciałbym, aby każda ­dyscyplina Architektura & Biznes 112008


wiedzy — włącznie z architekturą — wniosła swoją unikalną perspektywę, specyficzne narzę­ dzia, techniczną wiedzę, historyczny rozwój jej form oraz zawarte w tej historii aspiracje. MSz: Czy Twoje biennale wskazuje na kierunek, w którym ma się rozwijać współczesna architektura i jej teoria? AB: Tak jak wcześniej powiedziałem, na pewno mam taką nadzieję, ale nie potrafiłbym wska­ zać, który to jest kierunek. Wszystko co mogę, to stwierdzić, że eksperymenty są częścią biennale. MSz: Masz na myśli eksperymenty oparte na teoriach lat 60. XX wieku, takie jak projekty Archigramu czy matabolistów? AB: Jestem pewien, że istnieje historia ekspery­ mentów — próbowałem to opisać w moich ese­ jach — która zaczyna się po porzuceniu utopii, rewolucji 1968 roku i kryzysie 1973 roku. Myślę, że można ją wywieść od AA w Londynie (Archi­ tectural Association — przyp. red.) i Instytutu w Nowym Jorku (New York Institute of Techno­ logy — przyp. red.) — ale oczywiście korzenie tkwią też w ruchach, które wymieniłeś, ponieważ stamtąd wywodzili się niektórzy profesorowie. MSz: Chcę się teraz skupić na praktyce kuratorskiej i organizacyjnym aspekcie biennale. Po jego otwarciu i Twoim powrocie do Cincinnati, czy jest coś, co chciałbyś zmienić w tej wystawie? AB: Oczywiście, zawsze chcesz zrobić wszystko inaczej. Chciałbym mieć więcej czasu, by stwo­ rzyć bardziej międzynarodową listę uczestników. Chciałbym też lepiej wyjaśnić we wstępie do wy­ staw w Arsenale i pawilonie Italia, że nie oferuje­ my rozwiązań ani nie rozwiązujemy problemów, lecz chcemy pokazać elementarne bloki architek­ tury poza budynkami. MSz: W Wenecji zdecydowanie nie byłeś outsiderem. W 2002 roku pełniłeś funkcję komisarza pawilonu holenderskiego (który wówczas otrzymał Złotego Lwa), podobnie było w latach 2004 i 2006. Czy czułeś w Wenecji coś niezwykłego? Czy miejsce to było Ci znajome i pomogło przygotować cały tegoroczny pokaz? AB: To prawda, oczywiście dość dobrze znam Wenecję. Nie tylko trzykrotnie byłem komisa­ rzem, ale odwiedzałem również biennale sztuki. Architektura & Biznes 112008

© Cincinnati Art Museum

Aaron Betsky — dyrektor 11. Międzynarodowego Biennale Architektury w Wenecji, trzykrotny komisarz pawilonu holenderskiego (w tym w 2002 roku, kiedy pawilon otrzymał Złotego Lwa), kurator wystaw architektury i designu w San Francisco Museum of Modern Art (1995–2001), dyrektor Holenderskiego Instytutu Architektury (NAI) w Rotterdamie (2001–2006), dyrektor Cincinnati Art Museum (od 2006 roku), autor wielu książek, m.in.: „Violated Perfection: Architecture and the Fragmentation of the Modern”, „Queer Space: Architecture and Same-Sex Desire”

Wenecja jest cudownym miejscem, by pojąć co dzieje się w sztuce i spotkać wiele osób, z którymi można porozmawiać o tym, co się zobaczyło. Naj­ większą różnicą obecnie było to, że pracowałem wraz z całą ekipą fundacji La Biennale di Venezia — było to fantastyczne. Bez ich entuzjazmu, efek­ tywności i poświęcenia nie byłbym w stanie tego wszystkiego zrobić. Praca w Wenecji jest czymś innym niż jej smakowanie, zaczynasz postrzegać miasto jako maszynę do przedstawiania samej sie­ bie i dzieł ludzi z innych miejsc. MSz: Jak odebrałeś przestrzeń, którą zaoferowano Ci do przygotowania wystawy? Czy szesnaście tysięcy metrów kwadratowych to powierzchnia powodująca zawrót głowy, czy też raczej „narzędzie” mogące pomóc w rozwoju ciekawej dyskusji? AB: To doświadczenie raczej przytłaczające. Za­ wsze się bałem, że wystawa będzie się wydawać zbyt pusta. Może i tak było, ale bardzo starałem się ją wypełnić. MSz: Jaka jest rola wystawy architektury? Zwykle kojarzy się ją z przestrzenią pełną makiet, grafik, modeli i planów przedstawiających etapy rozwoju poszczególnych idei. Jednak wiele projektów zrywa z tą perspektywą — dla mnie największym zaskoczeniem była prezentacja Franka Gehry’ego w Arsenale, gdzie zamiast typowych, bazujących na nowych technologiach prac — cyfrowych eksperymentów, wygenerowanych przez komputery obrazów, Gehry pokazał instalację z drewna i gliny wzniesioną na miejscu przez techników. AB: Zgadzam się, że instalacja Gehry’ego była wspaniała i pokazuje możliwości elementów wy­ kraczające poza to, co nakreśliłem — czyli wpro­ wadzenia instalacji specyficznych dla danego miej­ sca. Architektura wówczas zawiera się w tym co widzisz. Myślę, że najlepsze instalacje zdołały to osiągnąć. Nie mogę powiedzieć nic ponadto, że nie chcę robić wystaw z modelami, rysunkami czy fo­ tografiami. Chcę przedstawiać architekturę i to wszystko. Można to osiągnąć przedstawiając pra­ ce, w których architektura zawiera się w dziełach. Próbowałem to robić ponad sto razy. MSz: Powiedziałeś: „wielka architektura potrafi na ciebie wpłynąć, otworzyć twoje

oczy i umysł na nowe sposoby patrzenia na świat”. Czy znalazłeś taką architekturę na biennale? AB: Tak, myślę, że poziom ten osiągnęły niektó­ re spośród najlepszych instalacji, takie jak dzieła Gehry’ego, Coatesa, Coop Himmelb(l)au. Stwo­ rzyli oni nowe rodzaje przestrzeni i konstrukcji, które ukazały nie tylko alternatywną wizję Arse­ nału, lecz także całej architektury. MSz: Biennale w Wenecji jest nie tylko okazją do pytania o przyszłość architektury, ale także do rozważań o przyszłości i teraźniejszości samej Wenecji. W Arsenale zaprezentowano moją ulubioną pracę: „Chain city”, która konfrontuje „rzeczywistą Wenecję” z Wenecją „nierzeczywistą”, znajdującą się w Las Vegas. Diller Scofidio + Renfro w swoim tekście mówią o tzw. efekcie Wenecji. Czy nie sądzisz, że Wenecja stała się karykaturą samej siebie? AB: Nie. Od lat Wenecja była mirażem unoszą­ cym się nad wodą. Jedną z najbardziej fascynu­ jących mnie rzeczy jest to, że ona już jest „poza budowlą” — w tym sensie, że stanowi miejską teksturę, a nie złożenie autonomicznych budowli (poza kilkoma przypadkami). Nie ma też typowej dla innych miast hierarchicznej relacji z krajobra­ zem i mieszkańcami. Ma to też złą stronę — mi­ raż ten musi być podtrzymywany przez dwadzieś­ cia milionów turystów rocznie, którzy napędzają ekonomię miasta. MSz: Co pojawi się po „architekturze poza budowlami”? AB: Jest to kwestia zrozumienia, że musimy wy­ ruszyć poza budowle. Jest to kwestia utworzenia przestrzeni, w których możemy działać w taki sposób, który — jak czujemy — jest odpowiedni dla naszych bliźnich, sposób określający naszą relację z samymi sobą, innymi i światem, sposób objawiający, dostosowujący i udomawiający tech­ nologię tak, byśmy mogli kontrolować systemy, które kontrolują nasze codzienne życie, byśmy mogli poczuć się we współczesnym świecie jak w domu. MSz: Dziękuję za rozmowę. rozmawiał: Marcin Szczelina Marcin Szczelina — kurator architektury, asystent Aarona Betsky’ego na 11. Międzynarodowym Biennale Architektury w Wenecji.

R O Z M O W Y

A & B

37


bez dogmatu

wystawa w Arsenale

Barbara Stec Jeśli wziąć dosłownie tytuł tegorocznego Biennale Architektury w Wenecji, to sformułowanie Aarona Betsky’ego „Out There. Architecture Beyond Building” nie jest prowokacją, lecz określa najczęstszy sposób pokazywania architektury na czasowej wystawie architektonicznej. Myślę, że zwiedzający biennale architektury nie szuka tu przeżyć, jakie dać może jedynie kontakt z prawdziwym budynkiem. Jednak temat wystawy wznieca nieufność i chce być tłumaczony, bo dotyka przynajmniej dwóch nierozwiązywalnych dogmatycznie spraw — pytania — czym jest architektura i pytania: jak ją pokazywać bez niej samej, czymkolwiek by ona nie była.

38

Architektura & Biznes 112008


wejście na wystawę w Arsenale otwiera instalacja „Hall of Fragments”, proj.: David Rockwell, Reed Kroloff, Casey Jones

Architektura & Biznes 112008

39


fot.: Paweł Kraus

bez dogmatu 40

Architektura & Biznes 112008


fot.: Paweł Kraus

fot.: Paweł Kraus

na stronie obok (od góry): — „The Changing room — Couture of architecture”, proj.: UNStudio — instalacja konfrontuje widza z wyidealizowanymi obrazami środowiska domowego, wywołuje poczucie fotogenicznej samotności, którą często znajdujemy na zdjęciach we współczesnych magazynach poświęconych kulturze — „Prototyping the Future: Three Houses for the Subconscious”, proj.: Asymptote Architecture — formy prezentowanych obiektów wynikają z fascynacji aerodynamiką, kształtami pojazdów kosmicznych oraz modeli używanych do testów w tunelach wiatrowych

po prawej (od góry): — „Ungapatchket”, proj.: Gehry Partners, LLP — inspiracją do powstania instalacji były fotografie przedstawiające studio F.A. Bartholdiego podczas tworzenia form odlewniczych mających posłużyć do budowy Statui Wolności — „AirXY”, proj.: M_A_D/Erik Adigard i Chris Salter — multimedialna instalacja, która eksploruje napięcia pomiędzy sceną i ekranem, niematerialnością i cielesnością, składa się z ulotnych elementów: projektowanych obrazów, dymu, światła, dźwięków i zapachów

Architektura & Biznes 112008

41


bez dogmatu

S

fot.: Paweł Kraus

poniżej (od lewej): — „Feed Back Space”, proj.: Coop Himmelb(l)au — reaktywacja projektu „Astrobalon” z 1969 roku; instalacja transformuje rytm życia człowieka (dwie membrany mierzą bicie serca widza) na rytm życia miasta — „Hyperhabitat: Reprograming the World”, proj.: Guallart Architects — Hyperhabitat jest modelem, który podobnie jak architektura umożliwia zredefiniowanie świata fizycznego, daje możliwość kształtowania rytmu naszego życia

42

fot.: Paweł Kraus

tosunkowo krótka historia Biennale Ar­ chitektury w Wenecji (w tym roku jest to jedenaste) w porównaniu z historią Bien­ nale Sztuki w tym mieście (w 2007 roku odbyło się pięćdziesiąte drugie) świadczy o tym, że po­ kazywanie architektury na wystawie za pomocą „pośredników” jest dość młodą dyscypliną wy­ stawienniczą. Przez całe wieki swego istnienia architektura obywała się bez „pokazów przeka­ zów”. Rzecz jasna, można pokazywać projekty czy modele w różnych postaciach i nazywać je wystawą architektury, ale najczęściej taka nazwa jest uproszczeniem językowym. Dziś pojęcie architektury rozumiane jest tak różnie, że bez dystansu wobec własnego stano­ wiska i tolerancji można się wciąż obrażać na współczesność. Uważam, że biennale architek­ tury jest bardziej wydarzeniem kultury i reje­ stracją obecnego stanu jej części — architektury właśnie, niż dziełem sprawczym, wynalazczym i budującym coś nowego. Takie spojrzenie na tę wystawę rozluźnia sztywne pojęcia i wygó­ rowane oczekiwania, które wynikają na przy­ kład z iluzyjnego wyobrażenia o współczesno­ ści. Można odrzucić tegoroczne biennale jako wycinek kultury niereprezentatywny dla niej i marginalny dla architektury. Czy jednak taka postawa nie jest unikiem lub też… wynikiem zbyt poważnego traktowania pokazów architek­ tonicznych? Na całe szczęście Wenecja łagodzi powagę i za­ chłanność intelektualistów (jeśli ci pozwolą się jej porwać). Ktoś, kto znajdzie się tu wcześniej i zobaczy to miasto nie jako utrudnienie w dotar­ ciu do wystawy, ale jako prawdziwą architekturę, wciąż wystawianą na pokaz i odbicie w zwier­ ciadle wody, jako miasto Goldoniego, karna­ wału, festiwalu filmowego — może potraktuje z uśmiechem i luzem wenecki światowy pokaz architektury… Hasło „Out There. Architecture Beyond Buil­ ding” mocniej akcentuje rzeczywistość samego „pokazu” architektonicznego jako wydarzenia ar­ tystycznego niż architektury jako sztuki tworze­ nia budynków. Potwierdza tym samym trudność

pokazania realnego budynku poza nim samym. Jest propozycją, by tym razem nie starać się na­ wet tego robić, skupiając w zamian uwagę na… urodzie designerskich instalacji, błyskotliwych manifestach, projektowaniu niedostrzegalnych „na oko”, lecz odczuwalnych parametrów środo­ wiska („parametryzm”), oryginalnych pomysłach „projektowania” roślin, ekologii, wykorzystaniu odpadków w architekturze, ale też na ekspery­ mentach dotyczących pilnej i realnej potrzeby budowania mieszkań w centrach miast. Tegoroczne ujęcie tematu biennale wyelimi­ nowało próby pokazania wybitnych, słynnych czy gwiazdorskich przykładów architektury. Nie ma tu żadnych przybliżeń dzieł modnych i znanych z publikacji, które na naszych oczach stają się klasykami poszczególnych stylów ar­ chitektonicznych. Architekci „gwiazdy” zosta­ li natomiast zaproszeni do pokazu swoich in­ stalacji. Zamiast „zaglądania” do ich pracowni i studiowania wybranych projektów na filmach, modelach i rysunkach — proponuje się ogląda­ nie ich gotowych dzieł, tyle że nie architektury, ale sztuki instalacji. Są to obiekty lub aranżacje przestrzenne nader kunsztownie zrealizowane, mieszczące się zwykle w szerokości i wysokości budynku Arsenału lub pokoju willi, wystudio­ wane, kosztowne. W zestawieniu z realną archi­ tekturą wydają się one nonszalancko bezuży­ teczne, a nawet niepotrzebne, niczym biżuteria do „balowo‑biennalowego” kostiumu Wenecji, borykającej się z poważnymi problemami. For­ malizm estetycznych poszukiwań jawi się tu bez kamuf lażu i w tym weneckim otoczeniu, może jedynie w tym właśnie, jest w moim odczuciu do usprawiedliwienia i cieszy oko. Przez sale Arse­ nału widz przechodzi niczym przez salony nar­ cystycznych wykwitów. Obiektom towarzyszą słowa manifestów architektonicznych. Pojawiają się w nich wyjaśnienia, które ułatwiają zrozu­ mienie instalacji i „uczestniczenie” w nich. Być może, niektóre nazwy pozostaną na dłużej w ję­ zyku współczesnej kultury, np. „parametryzm”, tłumaczony w manifeście Zahy Hadid. Aranżacje przestrzenne przybrały formy bar­ dzo różnorodne, np. gry (MVRDV), „instalacji klimatycznej” (Philippe Rahm), „przestrzennej fałdy” (UNStudio), „podwójnej” instalacji wideo (Diller Scofidio + Renfro). Myślę, że sprawiły one przyjemność tym zwiedzającym, którzy szukają na biennale również estetycznych doznań, do których dzisiaj trochę wstyd się przyznawać (pamiętamy niczym rozkaz postulat Biennale Architektury z 2002 roku — „Więcej etyki, mniej estetyki”). Trudno wyobrazić sobie jednak współczesne biennale bez udziału najbardziej medialnych ar­ chitektów i gwiazdorskich stylów. Osobiście wo­ lałam zobaczyć w Wenecji „Lotus” Zahy Hadid i jej „Aurę” w willi ­Foscari autorstwa Palladia niż wybrane projekty z jej pracowni. Bardziej też ucie­ szyła mnie instalacja z krzeseł Jacques’a ­Herzoga, Pierre’a de Meu­rona i Ai Weiweia w pawilonie ­Italia w Giardini niż prezentacja ich modeli i fil­ mów o budynkach. Dlatego pewne jest, że dziś coraz łatwiej dotrzeć do realnego obiektu i go zwiedzić oraz że sprawa dotyczy uznanych w kul­ turze twórców, którzy wystawiają swoje projekty lub dają okazję do ich obejrzenia. Są to wtedy wystawy indywidualne, bogate i wciągające zain­ teresowanych na całe godziny. ­Wręcz nietaktem Architektura & Biznes 112008


fot.: Paweł Kraus

powyżej: „Furnivehicle”, proj.: Atelier Bow-Wow — meble, które mogą poruszać się i zmieniać swoją konfigurację w obrębie wystawy; zaprojektowano trzy takie „pojazdy” wyposażone w różne zestawy mebli codziennego użytku

Architektura & Biznes 112008

byłoby je ­„przejrzeć” w pośpiechu, bo ­przecież ich studiowanie wymaga wysiłku. Międzynarodowe biennale architektury nie może być nagromadze­ niem takich wystaw z rzetelną analizą złożonych kontekstów architektonicznych. Łatwo sobie wy­ obrazić absurd sytuacji, w której odwiedzamy około stu interesujących biur architektonicznych w ciągu paru dni! Jeśli uznać biennale za rejestrację stanu dzi­ siejszej kultury, to tegoroczne wydaje mi się do­ brym, choć nie do końca przychylnym dla niej obrazem. W pierwszym wrażeniu wydaje się on postmodernistyczny, estetyzujący, nastawiony na prezentację pięknych przedmiotów oraz wy­ rafinowanych nostalgii krążących wokół archi­ tektury. W rezultacie odbiór całości może być bardziej złożony. Postmodernizm ma przecież zawsze wiele podtekstów… Na przykład wystawa instalacji pozostawia różne odczucia, poza przyjemnością ich ogląda­ nia. Poszukiwania twórcze znanych biur oglą­ dane w zrealizowanych instalacjach, a nie w bu­ dynkach, pokazują, jak dobrze sprawdzają się one

właśnie w tego typu niearchitektonicznych urzą­ dzeniach. Instalacja wydaje się wręcz najlepszym polem dla tego rodzaju eksperymentów (sic!). Poza tym ich rozmach i skala kierują powoli cie­ kawość widza właśnie poza estetykę i formalizm. Tak jakby do granic doprowadzona jakość wywo­ ływała zmęczenie i zapoczątkowywała odwrót. Spojrzenie na wielkie gwiazdy architektury jako na „Wielkich Instalatorów” współczesnych salo­ nów kultury może mieć lekki posmak demisty­ fikacji ich twórczych poszukiwań, ocierających się o manieryczność i przesadne estetyzowanie. W takim towarzystwie bardzo autentycznie i bezpretensjonalnie zwracają na siebie uwagę projekty mniej znanych architektów, które moż­ na było zobaczyć w pawilonie włoskim i w dziale Arsenału pt. „L’Italia cerca casa”. Barbara Stec fot.: © Fondazione La Biennale di Venezia Barbara Stec — architektka i scenografka; adiunkt na Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie — Katedra Scenografii; wykładowca na Wydziale Architektury i Sztuk Pięknych Krakowskiej Szkoły Wyższej im. Andrzeja Frycza Modrzewskiego.

43


fot.: Matthew Ritchie Stud

utopia w Wenecji

strategie, postawy, utopie Anna Krenz Czym jest architektura? Kim jest współczesny architekt? Czy jest możliwa rewolucja w architekturze? Ostatnie Biennale Architektury w Wenecji staje się przyczynkiem do dyskusji o przyszłości z udziałem architektów, designerów i artystów.

u góry strony i po prawej: „The Evening Line” — perspektywa, proj.: Matthew Ritchie, Aranda/Lasch, 2008

44

Architektura & Biznes 112008


fot.: Matthew Ritchie Stud

Architektura & Biznes  112008

45


utopia w Wenecji powyżej: „S1ngletown”, proj.: Droog i KesselsKramer

46

Architektura & Biznes 112008


© Gehry Partners, LLP fot.: Anna Krenz

fot.: Anna Krenz

powyżej (od góry): — szkic Muzeum Tolerancji, proj.: Frank Gehry — instalacja „Cloud”, proj.: An Te Liu

Architektura & Biznes 112008

47


© Zaha Hadid Architects

utopia w Wenecji

O

na stronie obok (od lewej): — „Ecstasy of Mrs Caligari”, proj.: Madelon Vriesendorp, 1973 — „Cruise City/City Cruise”, proj.: NL Architects, 2003

powyżej: „»Worldwind«, The Great Utopia”, proj.: Zaha Hadid Architects

48

d wieków architekci projektują wnętrza, meble i obiekty codziennego użytku. Projektowania totalne — Gesamtkunst­ werk — posiada bogatą tradycję w historii archi­ tektury. Barok, Bauhaus czy de Stijl — to nurty, gdzie w zakres architektury wchodzi o wiele wię­ cej niż sam budynek. Dziś jest podobnie. Zna­ ne tuzy światowej czołówki architektonicznej, jak rzeźbiarski Frank O. Gehry, nieustraszony Lord Foster czy Zaha Hadid projektują wszyst­ ko — od urbanistyki, przez budynki, po sztuć­ ce. Aluminiowe krzesła „Superlight” Gehry’ego, luksusowe jachty „Signature” Lorda Fostera czy sztućce Hadid — to tylko kilka przykładów przedmiotów zaprojektowanych przez architek­ tów-designerów. Idąc dalej, w przypadku Hadid sama jej osoba, której trudno nie zauważyć gdzie­ kolwiek się pojawi, stała się niejako marką samą w sobie. Nazwisko ma oczywiście przełożenie na ceny, przykładowo szklany żyrandol „VorteXX” autorstwa Hadid i Schumachera szacuje się na aukcji na 60–80 tysięcy funtów. Architekci często też porzucają klasyczną praktykę architektoniczną na rzecz sztuki, in­ stalacji przestrzennych, obiektów tymczasowych czy projektów multimedialnych. Powodów tego może być wiele: czy to względy finansowe, ryn­ kowe, pragnienie tworzenia czegoś poza sztyw­ nymi ramami zawodu, czy też chęć pobawienia się w artystę. Architekci są jednocześnie artysta­ mi, jak Santiago Calatrava, Maya Lin, An Te Liu czy Sami Rintala, inni porzucają architekturę na rzecz sztuki, jak Tsutomu Nihei lub zostają kura­ torami, jak Jean Nouvel, który otworzył tego lata wystawę Césara w paryskiej Fondation Cartier. Istnieją i biura ściśle współpracujące z artystami, jak Herzog & de Meuron w duecie z Ai Weiwei. Jakkolwiek mówi się o sekretnym marzeniu nie­ których architektów, że chcą być artystami, a ar­ chitektura to królowa sztuk, nasuwa się zatem pytanie: Czy architekt jest artystą? Podobnie jak artyści, architekci to wizjonerzy, jednak objęci rygorystycznie normami, warunkami zabudowy czy wymaganiami inwestora. Dla dyrektora tegorocznego Biennale Architek­ tury Aarona Betsky’ego architektura to nie tylko budynek, to coś więcej. Właśnie pod hasłem „Out There: Architecture Beyond Building” można było zobaczyć w Wenecji wypowiedzi architektów, de­ signerów i artystów na temat tego, czym architek­ tura różni się od samego budynku. wizja Betsky’ego Dla Aarona Betsky’ego budynki to za mało lub za dużo, by znaleźć ukojenie we współczesnym zagmatwanym świecie. Poszukując definicji czym jest architektura, a czym budynek, Betsky wyraźnie mówi, że budynki jako takie są „gro­ bowcami architektury”, budynki są „brzydkie, niepotrzebne i zużywają zasoby”. Architektura natomiast zawsze pragnęła być czymś więcej niż tylko budynkiem. Jej wizjonerski wymiar odna­ leźć można we wszelakich projektach i wizjach utopijnych, a architekci nadal chcą uszczęśliwić mieszkańców globu czymś dobrym, czymś lep­ szym niż to, co istnieje. Utopie pokazywały lep­ szy świat, antyutopie zdecydowanie gorszy świat. Dziś, w dobie zagrożeń, jak ocieplenie czy zmia­ na klimatu, nie wiemy czy zmierzamy w ogóle ku lepszej przyszłości. Jednak na naszej planecie

istnieją ­zmaterializowane ­utopie (czy też anty­ utopie — to pokaże czas). W wymiarze praktyki architektonicznej i możliwości realizacji najbar­ dziej wizjonerskich projektów, to zdecydowanie Dubaj, Chiny czy Rosja. Rem Koolhaas i Bruce Mau w „S, M, L, XL” pisali: „Architektura to ryzykowna mieszan­ ka omnipotencji i impotencji”, gdzie architekci zależni są od wielu innych ludzi — inwestorów, mieszkańców, inżynierów czy instytucji, mają ręce związane normami i niezależnymi od nich samych warunkami, są tylko ogniwem w łańcu­ chu procesu powstawania projektu. To, czego oczekiwał Betsky na biennale to idee, wizje na granicy sztuki, a nie rzeczywistość praktyki architektonicznej. Bez norm nie ma bu­ dynków, a budynki tworzą architekci. Owszem, w ramach hobby czy działań artystycznych ar­ chitekci mogą sobie pozwolić na eksperymenty, szczególnie jeśli jest się Zahą Hadid czy Lordem Fosterem lub ma się realizacje w Dubaju czy Chi­ nach. Dla Betsky’ego utopia to inne spojrzenie na świat dzisiejszy, szczególnie przez architektu­ rę eksperymentalną, która pokazuje nasze lęki i nadzieje, gdzie wiele różnych form wypowiedzi, kształtów przestrzennych, obrazów czy strate­ gii ma pomóc w uporządkowaniu i znalezieniu się w ciągle zmiennej rzeczywistości. Architek­ tura eksperymentalna może opierać się na in­ nowacjach w technologii, użyciu materiału czy mediów, w podejściu do funkcji, formy lub kon­ strukcji. Może być permanentna lub tymczaso­ wa. Zdecydowanie powinna posiadać nowatorską myśl i ideę. Takie projekty znaleźć można na te­ gorocznym Biennale Architektury. eksperymenty w Giardini Wystawę w pawilonie Italia podzielono na trzy części. Na ekspozycji „Mistrzowie eksperymentu” znaleźli się: Coop Himmelb(l)au, Frank O. Gehry, Herzog & de Meuron, Morphosis, OMA oraz, oczywiście, Zaha Hadid. „Architektura ekspery­ mentalna” to wystawa 55 projektów w założeniu pokazujących nowe możliwości interwencji prze­ strzennych i wizje przyszłości. Natomiast na wy­ stawie „Upload City” można było zobaczyć kolek­ cję filmów z YouTube na temat niespodziewanych interakcji w przestrzeni miejskiej. Wśród mistrzowskich projektów znalazło się zaskakująco dużo projektów artystycznych. „Playground Surrealism” to kolekcja obrazów i archiwum obiektów (z lat 1967–2008) Madelon Vriesendorp, żony Rema Koolhaasa i współzało­ życielki OMA. Obrazy, film animowany i kolek­ cja zbieranych przez nią obiektów, od tanich souvenirów po kiczowate figurki, które nie były do­ tychczas nigdzie wystawiane, pokazują nieznane wewnętrzne artystyczne życie Vriesendorp. Zna­ ny ze szczerego zainteresowania sztuką Gehry zaprezentował nie tylko modele swoich najbar­ dziej znanych projektów, ale i rozpoznawalne już swoje szkice zalążkowe, z których najwyraźniej jest bardzo dumny. Podczas tegorocznego Bien­ nale Gehry słusznie otrzymał Złotego Lwa za całokształt twórczości i osiągnięcia życiowe. Chyba najtrafniejszy projekt, ukazujący skutki przeszłości, obraz teraźniejszości i wizje przy­ szłości to instalacja NL Architects pod pozornie banalnym tytułem „Virtual Realities”. Ich cykl Architektura & Biznes 112008


fotografii to dowcipna i sarkastyczna wypowiedź na temat obecnej pozycji i roli architekta, który właściwie zanika wśród specjalistów zaangażo­ wanych w nieskończenie długi proces projekto­ wania architektury. Na szczęście, na wybawienie przybywa Photoshop, dzięki któremu wystarczy kilka kliknięć, by pokazać i komunikować swoje wizje i projekty z innymi. Fotomontaże „Virtu­ al Realities” stają się odbiciem czasów, szybko zmieniającej się rzeczywistości, są metodą pre­ zentowania projektów, zanim zostaną ukończone lub w ogóle zaczęte. eksperymenty w Corderie Wiele projektów, znajdujących się na wystawie w Corderie było „powtórką z rozrywki”. Któż nie zna opływowych kształtów Zahy Hadid czy ­U NStudio? Któż nie widział filmowych dyna­ micznych diagramów MVRDV? Podziwiać na­ leży wierność sobie, aczkolwiek próżno szukać eksperymentów w pracach architektów o ustabi­ lizowanej renomie i warsztacie pracy. Jednak wśród wielu projektów znalazło się kil­ ka interesujących realizacji. Artysta Matthew Ritchie przy współpracy z nowojorskim biurem architektonicznym Aran­ da/Lasch zaprezentował ażurową trójwymiaro­ wą instalację „The Evening Line”, nawiązującą do kosmologii, fraktali czy nawet islamskich or­ namentów. Moduły z wycinanego laserowo alu­ minium pokazane w Wenecji są częścią większej struktury, która może i będzie ewoluować w cza­ sie i przestrzeni. Jak podkreśla Ritchie, struktura „nie ma wejścia ani wyjścia, nie ma formy końco­ wej. Nie ma pojedyńczej narracji, początku ani końca, tylko ruch wokół wielu ośrodków”. wenecki syndrom Nie do końca eksperymentalne, ale zdecydowanie ciekawe były projekty, jak „Cloud ” An Te Liu, „S1ngletown” autorstwa Droog i KesselsKramer czy mobilne meble Atelier Bow‑Wow, które sta­ nowiły dość „klasyczne” w formie refleksje na te­ mat rzeczywistości. Tajwański artysta i architekt An Te Liu zamontował pod sufitem dziesiątki Architektura & Biznes 112008

urządzeń czyszczących powietrze. „Higiena jest ważna”, przewrotnie podkreśla autor i z jego in­ stalacji odczytać można ironiczny komentarz na temat totalnie sterylnych warunków, jakie panują we współczesnych budynkach. „Jaki będzie nasz nowy wspaniały świat?” pyta, by zaraz dodać „Czysty przynajmniej”. Analizując trendy i prognozy na przyszłość, projektanci z holenderskiego studio Droog, Ren­ ny Ramakers i Agata Jaworska oraz Jennifer Sku­ pin i Christian Bunyan z KesselsKramer stwo­ rzyli projekt dla specyficznej dla naszych czasów grupy społecznej — singli. Ich badania wykazały, że w 2026 roku jedna trzecia mieszkańców kra­ jów rozwiniętych mieszkać będzie sama. Skąd taki trend i jak projektować dla tak licznej grupy docelowej — to tylko kilka pytań, na które odpo­ wiada „S1ngletown”, nie oceniając sytuacji i nie bojąc się patrzeć w przyszłość. Innym komentarzem do rzeczywistości, tej najbliższej biennale — weneckiej — była insta­ lacja wideo „Chain City” autorstwa Diller Scofi­ dio + Renfro. Film nawiązywał do współczesnej Wenecji, która stała się skansenem dla turystów (odwiedzających biennale również) poprzez po­ kazanie wycieczki po kanałach innych Wenecji tego świata: od Las Vegas po Tokio. Globalna marka i cel turystyczny, jakim jest Wenecja staje się hybrydą, gdzie autentyczność i geografia tracą swoje znaczenie. Manifest! Manifest! Manifest! Biennale towarzyszył swoisty zbiór manifestów współczesnych architektów na temat przyszło­ ści architektury (poza budynkiem), czym archi­ tektura jest, a czym nie jest. Tu architekci mogli wypowiedzieć się w pisanym medium, jeśli ta­ kowe opanowali, na temat własnych pragnień i puścić wodze fantazji. Dla Asymptote archi­ tektura to nie design, to zbudowana myśl. Nigel Coates ubolewa nad brakiem pasji i miłości we współczesnej architekturze. Coop Himmelb(l)au stwierdzając, że „budowniczy wieży Babel nie mieli żelbetu”, postanawia ukończyć wieżę Ba­ bel, stosując pomieszanie języków jako metodę

planowania. Zamiast osi, centrów i segmentów powołuje się na tangensy, wektory i sekwencje obrazów, postulując, że architektura jest ciągłym działaniem medialnym, przypadek jest twórcą, a miasto chmurą. Manifesty nie muszą być zrozumiałe, nie mu­ szą się też spełniać, wszak są tylko postulatami. Co jednak dają manifesty gwiazd architektury zwykłym śmiertelnikom? O ważnych sprawach i o problemach należy głośno mówić, w miarę możliwości próbować je rozwiązać, nie tylko po­ uczając nawróconych. rewolucja albo nie Sławne hasło Le Corbusiera „architektura albo rewolucja“ dotyczyło modernizmu. Groził, że nastąpi polityczne powstanie, jeśli modernizm nie zostanie powszechnie zaakceptowany. Skut­ ki twórczości i postulatów papy Corbu znamy do dziś. Później Felicity Scott pisała „architek­ tura albo technoutopia“. W latach 60. na wizjach technoutopii skupiały się biura architektoniczne, jak Archigram, Superstudio czy Archizoom. My jednak już od końca ubiegłego wieku wiemy, że technoutopia się dokonała, co więcej, przyszła bezboleśnie, a w epoce Web 2.0 stała się rzeczy­ wistością wspomaganą globalnie przez użytkow­ ników Internetu. Czy zatem nadszedł czas na rewolucję w archi­ tekturze? Betsky nawołuje do porzucenia kajda­ nów profesji, do wyrwania się z okowów norm i warunków technicznych. Z jednej strony nawią­ zując melancholijnie do ducha awangardy archi­ tektonicznej lat 60. i 70., a z drugiej motywuje do tworzenia współczesnych manifestów i reakcji na wielką skalę. Pewnie jednak rewolucja dokona się znów niepostrzeżenie, za naszym własnym przy­ zwoleniem i przy udziale licznych płodnych i kre­ atywnych architektów, designerów i artystów. Anna Krenz fot.: © Fondazione La Biennale di Venezia

Anna Krenz (1976) — absolwentka Wydziału Architektury Politechniki Poznańskiej i Architectural Association w Londynie; mieszka i pracuje w Berlinie, gdzie prowadzi Galerię ZERO.

49


eksperyment w terenie

Giardini di Castello

Anna Porębska

ekspozycje narodowe oraz pawilon Italia

Lśniące czerwone słupy rozstawione w weneckiej dzielnicy Castello znów informują, że trwa festiwal współczesnej architektury. Tym razem, pod skrzydłami Aarona Betsky’ego, mocno odrealniony i niematerialny. W Giardini di Castello oraz najdalszych częściach Arsenału, goszczącego część ekspozycji narodowych, można było szukać odpowiedzi na pytanie, czym jest „Architektura poza budynkiem” i poznać granice architektury eksperymentalnej.

50

Architektura & Biznes 112008


fot.: Paweł Kraus fot.: Paweł Kraus

fot.: Paweł Kraus

powyżej: pawilon Estonii — instalacja site-specific „Gas Pipe” rozciągnięta między pawilonami Rosji i Niemiec była jednym z najbardziej wymownych politycznie przekazów

Architektura & Biznes 112008

fot.: Paweł Kraus

po prawej (od góry): — pawilon Szwajcarii prezentował wystawę pt.: „Explorations, teaching, design, research” — fragment instalacji Gramazio & Kohler, ETH Zürich, Reto Geiser, pt.: „Venice Wall” — pawilon Brazylii, wystawa „Non-architects/Interviews” była interaktywną instalacją, gdzie każdy widz mógł zarówno czytać wywiady z niearchitektami na temat architektury, jak i je kontynuować dopisując coś od siebie — pawilon Rosji — ekspozycja pt.: „Chess-play for Russia” składała się z dwóch części: gry pomiędzy architektami rosyjskimi i zagranicznymi będącej odbiciem rosyjskiej rzeczywistości architektonicznej oraz wystawy Nikolaja Polisskiego (na zdjęciu), rosyjskiego artysty nurtu land-art

51


© Ili Bêki & Lauise Lemoîne

© Lacaton & Vassal Architects

© MORPHOSIS

eksperyment w terenie

po lewej — pawilon Italia (wystawa „Experimental Architecture” Emiliano Gandolfiego): fragment instalacji pt.: „Hippocampus”, proj.: MORPHOSIS

© BALL-Noques Studio

powyżej (od lewej) — pawilon Italia (wystawa „Experimental Architecture” Emiliano Gandolfiego): — kadr z filmu „Koolhaas HouseLife” proj.: Ili Bêki & Lauise Lemoîne — „Transformation”, proj.: Lacaton & Vassal Architects

52

po lewej — pawilon Italia (wystawa „Experimental Architecture” Emiliano Gandolfiego): fragment instalacji pt.: „Unseen Current”, proj.: BALL-Noques Studio

Architektura & Biznes 112008


poniżej — pawilon Italia (wystawa „Experimental Architecture” Emiliano Gandolfiego): fragment instalacji pt.: „pre.text/vor.ward”, proj.: Jürgen Mayer H.

© R & SIE(n) + Benoit Durandin

fot.: Paweł Kraus

© Recetas Urbanas

po lewej — pawilon Italia (wystawa „Experimental Architecture” Emiliano Gandolfiego): „Contenedores Colectivos”, proj.: Recetas Urbanas

po prawej — pawilon Italia (wystawa „Experimental Architecture” Emiliano Gandolfiego): „Iveheardabout”, proj.: R & SIE(n) + Benoit Durandin

Architektura & Biznes 112008

53


„Roma Interrotta” oraz wystawa w pawilonie wene­ ckim — „Carlo Scarpa i początek rzeczy” pokazały, że ostatnie trzy dekady to dla języka architektury znacznie więcej niż jedno pokolenie. dziękuję ci, Guadalupe Największy z obiektów Giardini gościł również mistrzów eksperymentu: tych, którzy — zda­ niem organizatorów — najsilniej przyczynili się do poszerzania granic współczesnej architektury. Byli więc: Hadid, Gehry i Vriesendorp (retrospek­ tywnie), wspomniani Herzog & de Meuron + Ai Weiwei, Morphosis i Koolhaas. Ten ostatni nie sam, lecz pośrednio, za sprawą filmu „Koolhaas

od lśniących, stalowych drzwi, nie mającego gdzie odstawić skrzynki z pomidorami w minimalistycz­ nej betonowej kuchni, w której chcąc coś zrobić, trzeba wszystko wyciągnąć na środek. — Zrobi się krok i bęc. I cała jest szara. Rozu­ miem, że komuś tak się podoba, ale ja nie chcia­ łabym mieć takiej szarej kuchni. Grób będę miała szary, wystarczy. Codzienny balet wśród znikających ścian i okien, do których trudno się dostać, między wizytą wy­ cieczki (dom można zwiedzać, należy w tym celu zdjąć buty) a powrotem Pani. — Trzeba by zapytać architekta, ja tego nie ro­ zumiem — odpowiada na jedno z pytań ­Guadalupe

na językach Wśród pierwszych komentarzy prasowych prze­ ważały zarzuty i wyrazy rozczarowania tegorocz­ ną edycją biennale. Bardziej konserwatywni na­ rzekali na jej niską wartość edukacyjną i popula­ ryzatorską, gdyż, ich zdaniem, takie wydarzenia powinny przedstawiać szerokiemu gronu odbior­ ców dorobek współczesnej architektury w momen­ cie jej ciągłych przeobrażeń, rozwoju i urbanizacji na wielką skalę, podkreślając, że tylko zrealizo­ wany projekt można należycie ocenić (G. Dorfles, „Corriere della Sera”, 18 września). W debacie nad ekspozycją, która skłania do refleksji, ale w niewy­ starczającym stopniu dotyka istoty współczesnego miasta i architektury zapomniano, że był to te­ mat poprzedniej edycji. Ci zaś, którzy oczekiwali właśnie czegoś więcej niż klasycznie rozumiana architektura czuli się rozczarowani tanim efek­ tem podkradanym ze sztuk (audio) wizualnych czy latającymi krzesłami Herzoga & de Meurona i pytali, czy organizatorzy nie pomylili dat i nie zorganizowali dwa razy pod rząd Biennale Sztuki (M. Pivato, „La Nova”, 12 września). Jeżeli jednak biennale miałoby pełnić funkcję popularyzatorską, informującą o dokonaniach i dobierającą realizacje według określonego klucza, gdzie istniałaby prze­ strzeń debaty lub eksperymentu? eksperyment Pawilon Italia (nie mylić z włoską ekspozycją na­ rodową od lat mieszczącą się w Arsenale) w tym roku poświęcony został w całości architekturze eksperymentalnej, rozpiętej „między tym, co jest a tym, co powinno być”. Pięćdziesiąt pięć prezen­ tacji zmierzyło się z ideą architektury jako procesu poznawczego, często zogniskowanego na dozna­ niach jednostki, rozpaczliwie poszukując języka architektury. Należy wspomnieć, że sama opinia, zgodnie z którą złożoność współczesnego miasta wymyka się zarówno tradycyjnej analizie, jak i do­ tychczasowym narzędziom planistycznym, nie jest ani nowatorska, ani specjalnie eksperymentalna. Przez instalacje przewijały się możliwości i kie­ runki rozwoju architektury związane z postępującą wirtualizacją rzeczywistości czy architektura w for­ mie komunikatu w aspekcie jej środków przekazu. Kwestia języka architektury przewijała się również przez ekspozycje narodowe — od czasu i życia, ja­ kie daje interpretacja (Egipt, „Cień geometrii”), przez słowo (Brazylia, „Niearchitekci. Wywiady”), dźwięk (mapa dźwiękowa Aten w pawilonie gre­ ckim), po niezliczone audiowizualne fajerwerki. Na tym tle przypomniane po trzydziestu latach plansze

54

fot.: Paweł Kraus

eksperyment w terenie

A

rchitektura musi przekroczyć barierę bu­ dynku, musi iść dalej, ponieważ budyn­ ki nie są rzeczywistością wystarczającą”. Aaron Betsky, dyrektor tegorocznego 11. Między­ narodowego Biennale Architektury, dość łatwo zrzuca z ramion architektów odpowiedzialność za kształt tej rzeczywistości, pisząc w swym manife­ ście, że architektura zawsze jest piękna, brzydkie są tylko budynki. Budynki, które nie są już dziełem architektów, ale wypadkową czynników ekonomicz­ nych itp. Na pytanie: „budynek czy architektura?” Betsky odpowiada: „budynków można uniknąć”. W tym roku w Wenecji można zobaczyć, jak da­ leko architektura potrafi wyjść poza sztywne ramy swojego utylitarnego aspektu i czy takie wyciecz­ ki z dala od rzeczywistości wychodzą jej na dobre.

HouseLife” autorstwa Ili Bêki i Louise Lemoîne. Autoryzowany przez Koolhaasa słowami „to nie pochlebstwo, to rzeczywistość!” jest czymś więcej niż „poetyckim zapisem dnia z życia jednego z ar­ cydzieł współczesnej architektury”. Wydaje się być jedną z lepszych, jeśli nie najlepszą odpowiedzią na pytanie, czym jest architektura poza budynkiem. W dodatku niekoniecznie optymistyczną. W tej impresji bliskiej Heideggerowskiej ref leksji nad „zamieszkiwaniem”, są dwie role pierwszoplano­ we. Pierwszą gra osierocone arcydzieło — dom pod Bordeaux zaprojektowany z myślą o poruszającym się na wózku człowieku, którego już nie ma. Dru­ gą — korpulentna, niemłoda już kobieta, która to wszystko sprząta — Guadalupe Acedo. To spektakl architektury z punktu widzenia inspicjenta, utyka­ jącego na podnośnikach w trakcie sprzątania, pod­ lewającego trawnik wypalany przez refleksy bijące

— tłumaczył mi, ale ja i tak nie rozumiem. Ja nie należę do tego świata. — Mam dwie działki w Hiszpanii, po mamie. Zapytałam się, czy zaprojektuje mi dom. Odpo­ wiedział: dziękuję ci, Guadalupe. budynek Najsłabsze i najbardziej rozczarowujące okazały się ekspozycje takich potęg jak Niemcy („Moder­ nizując Niemcy. Projekty dla lepszej przyszłości”), Wielka Brytania („W domu/poza domem: pięciu architektów wznosi budynki mieszkalne w Euro­ pie) czy Hiszpania („Od budowania do architektury bez papieru”). Ta ostatnia zawsze trzymała wyso­ ki poziom, jednak w tym roku podejmując kwestię sposobu przedstawiania architektury, nie wyszła poza ramy prezentacji właśnie. W centralnej, ciem­ nej i chłodnej sali pawilonu, na środku której, na Architektura & Biznes 112008


p­ rzekór panującym warunkom, stoją pasiaste płó­ cienne leżaki, migają na ścianach projekty najlep­ szych hiszpańskich pracowni młodego pokolenia (wśród nich swojski akcent w postaci projektu Fil­ harmonii Szczecińskiej autorstwa Studio Barozzi Veiga). Ziszczony sen o popularyzatorskiej i infor­ macyjnej roli wystawy, ale niewiele więcej.

instalacja z rur gazociągowych, takich jakie miały być zatopione w Bałtyku, rozciągnięta między ro­ syjskim i niemieckim pawilonem, porusza trudny temat polityki i ekonomii oraz rolę architektury w tym kontekście. Pytanie o kondycję współczes­ ności postawione jest jednak bez intencji szukania odpowiedzi.

poza budynkiem

punkt siedzenia

Sporym zaskoczeniem byłby całkowity brak zaan­ gażowanego społecznie lub politycznie podejścia do tematu. Włosi w kontekście całkowitej zmiany na rynku mieszkalnictwa i odejścia państwa od bu­ downictwa społecznego przywołali ­f undamentalne

W przypadku tak ogromnej i wieloelementowej ekspozycji są dwa podstawowe elementy walki o widza: zaskoczenie i interakcja lub obietnica chwili wytchnienia. Miejsca do siedzenia wszel­ kiego autoramentu pojawiały się w niezliczonych

pytanie, co to znaczy mieszkać we współczesnym mieście. Niestety, odpowiedź nie przekroczyła ram projektu studenckiego. Dwanaście modeli stojących na środku Tese delle Vergini nijak miało się do ar­ kuszy A3 przymocowanych na ścianach (potęgują­ cy wrażenie akademickiego przeglądu sposób pre­ zentacji dość, nota bene, popularny na tegorocznym biennale). Lekko sentymentalne i nostalgiczne szki­ ce i analizy próbowały pokazać, jak było, ale z pro­ jektów nie wynikało, jak powinno być. Bo chyba ni­ kogo nie przekonała naiwna utopia Andrea Branzi, swoją drogą wielkiego architekta i pedagoga, w któ­ rej świat szklanych klatek dla ludzi podniesiony jest na słupach o jedną kondygnację nad ogrodem zoo­ logicznym wszelkiej szczęśliwości, gdzie za każdym krzaczkiem czai się oswojona sarenka. Niektórzy temat „Architektura poza budyn­ kiem” potraktowali bardzo dosłownie. Estońska

kształtach i kolorach (rzadko czerpało się z nich tyle przyjemności, co w Towards the Paradi­ se Garden na tyłach Arsenału), nie wpływając jednak specjalnie na punkt widzenia. Z kolei interaktywność niektórych instalacji, tak jak w przypadku Chorwacji, okazywała się jedynie pozorna. Podobnie rzecz miała się z wieloma fragmentami ekspozycji. Po pierwszych dwóch dniach przeznaczonych dla prasy i gości specjal­ nych, przy większości instalacji pojawiły się tab­ liczki z napisem „prosimy nie dotykać”, „prosimy nie siadać” i „ekspozycja monitorowana”, zapaliły się lampki kontrolne niezliczonych (i z całą pew­ nością liczniejszych w tym roku) kamer dozoru­ jących. Książki uwiązane do stołów w zbyt chłod­ nych — i w związku z tym pustych — salach nie sprawiały wrażenia prowokacji i metafory nowej rzeczywistości — tej samej, która nie ­wystarcza

Architektura & Biznes 112008

­organizatorom 11. Biennale. Były raczej jej smut­ nym i mimowolnym przejawem. Biennale potrwa do 23 listopada. Na pytanie tych wszystkich, którzy zastanawiają się jeszcze, czy zniszczyć buty na żwirowych alejkach Ogro­ dów i największej przez długie wieki strefy prze­ mysłowej Europy, należy — po dłuższym niż zwy­ kle namyśle — odpowiedzieć, że warto, ryzykując jednak pewne rozczarowanie. Alfred Roth* stworzył kiedyś diagram pokazu­ jący naturę architektury, oscylującej między Ideą, Sztuką i Filozofią z jednej, a Nauką, Techniką i Ekonomią z drugiej strony. Przekroczenie któ­ rejkolwiek z granic oznaczało śmierć ­architektury.

Betsky podjął odważną próbę refleksji nad jej istotą, granicami i przyszłością. Okazję przez ­uczestników może nie zawsze wykorzystaną. Na tle całości „Ho­ tel Polonia” otrzymał nagrodę całkiem zasłużenie gdyż, tak jak w pracach Grospierre’a i Laksy, rze­ czywistość upomni się, prędzej czy później, o każdą architekturę. Anna Porębska fot.: © Fondazione La Biennale di Venezia * S. von Moos „Alfred Roth. Architect of Continuity”, Zürich 1985. Anna Porębska — architektka, członek diver-s-city, doktorantka Wydziału Architektury Politechniki Krakowskiej.

na stronie obok i powyżej: — pawilon Niemiec — fragment ekspozycji pt. „Updating Germany project for a better future” — pawilon Wilekiej Brytanii — fragment ekspozycji pt.: „Home/away: five architets building housing in Europe”

55


Hotel Polonia Giardini di Castello

Małgorzata Tomczak

pawilon Polonia

W tym roku na 11. Międzynarodową Wystawę Architektury w Wenecji jechałam z wielkimi nadziejami. Tytuł biennale, „Out There. Architecture Beyond Building” wydał mi się zarówno prowokacyjny, jak i niesłychanie pociągający.

56

Architektura & Biznes 112008


poniżej: widok na tryptyk biurowca Metropolitan i wizje przekształcenia go na więzienie

fot.: Mikołaj Długosz

fot.: Mikołaj Długosz

po lewej: wnętrze Hotelu Polonia

Architektura & Biznes 112008

57


58

Architektura & Biznes  112008

fot.: Nicolas Grospierre

Hotel Polonia


© Kobas Laksa

na stronie obok i po lewej: budynek biurowy Rondo 1 i wizja przekształcenia go na kolumbarium

Architektura & Biznes 112008

59


Hotel Polonia

A

aron Betsky jako dyrektor tegorocznego biennale swoim podejściem do architek­ tury, czasami genderowym, nietypowym zapowiadał istny spektakl form i treści, zapowia­ dał wydarzenie bardziej emocjonalne niż inte­ lektualne, ale nie pozbawione poczucia humoru i dystansu. Znając trochę to podejście, nie zamie­ rzałam na wystawie szukać pogłębionych refleksji o architekturze, rozwiązania jej rzeczywistych problemów, z którymi boryka się na co dzień w różnych częściach świata, a o których trakto­ wało chociażby biennale dwa czy cztery lata temu. Pojechałam tam trochę od tego odetchnąć, roz­ smakować się w doznaniach estetycznych, którym tak sprzyja Wenecja jako miejsce ze swoją historią, teatralnością, architekturą sprawiającą wrażenie scenografii, ale przede wszystkim usłyszeć głos z Polski, skonfrontować go z tematem biennale, porównać z wystawą w Arsenale i z innymi pań­ stwami. „Hotel Polonia” to projekt wystawy w pa­ wilonie polskim (warto zaznaczyć, że pierwszy raz wyłoniony na podstawie konkursu zorganizowa­ nego przez Zachętę) z bardzo silną koncepcją kuratorską, której trudno zarzucić jakiekolwiek ideowe niedociągnięcie czy niezgodność z tema­ tem ogólnym biennale. Jarosław Trybuś i Grze­ gorz Piątek jednogłośnie wygranym scenariuszem postanowili przyjąć krytyczną postawę i rozliczyć architekturę z pewnego rodzaju narcyzmu, które­ mu ulegała od wieków.

fot.: Mikołaj Długosz

życie po życiu

60

Wystawa w Pawilonie Polonia zatytułowana: „Hotel Polonia. Budynków życie po życiu” skła­ da się z sześciu tryptyków fotograficznych au­ torstwa Nicolasa Grospierre’a i Kobasa Laksy i zaaranżowanego w pawilonie polskim hotelu. Pięć najbardziej ikonicznych budynków War­ szawy i bazylika w Licheniu zostało przedsta­ wionych na ­lightboxach Nicolasa Grospierre’a w typowej dla niego dokumentalistycznej opty­ ce. Zestawione zostały z fotomontażami Kobasa Laksy prezentującymi wizje ich przekształceń. Zabieg ten będący przemyślaną strategią kura­ torską miał na celu rozliczenie witruwiańskiej zasady firmitas (trwałość) i zanegowanie jej jako zupełnie nieadekwatnej i wręcz nieuczci­ wej w kontekście współczesnej kondycji kultury. Dlatego sześć polskich najbardziej znanych bu­ dynków słynnych architektów polskich i zagra­ nicznych: Terminal 2 (Estudio Lamela), Marina Mokotów (APA Kuryłowicz & Associates), bu­ dynek Metropolitan (Foster and Partners, Jems Architekci, Grupa 5), Biblioteka Uniwersytetu Warszawskiego (Marek Budzyński, Zbigniew Badowski), Rondo 1 (SOM) oraz bazylika w Li­ cheniu (Barbara Bielecka) zostało poddanych surrealistycznym przeobrażeniom. Zyskały tym samym nowe funkcje, (gdyż stare już się zdewa­ luowały), ale i nowe życia. Kuratorzy dokonując transformacji funkcjonalnej budynków odwołują się do kryzysu mającego ostatnimi czasy miejsce w światowej polityce, gospodarce i ekonomii, do zjawisk społeczno‑obyczajowych, które dokonały się w wyniku transformacji ustrojowej w Polsce po 1989 roku. Tym sposobem Terminal 2 stał się wielkim ośrodkiem hodowlanym, a lądowisko polem uprawnym. Zmiana jest wynikiem kryzy­ su spowodowanego gwałtownym wzrostem cen paliwa, co czyni kompletnie nieopłacalnym eks­ Architektura & Biznes 112008


po prawej: uroczystość wręczenia Złotego Lwa dla autorów pawilonu Polonia

port towarów z innych części świata. Biblioteka UW została przekształcona w centrum handlo­ we. Rondo 1, chluba kapitalistycznej Warszawy, stało się kolumbarium i przywróci wyrzuconym w wieku XIX i XX poza miasto cmentarzom ich miejsce w centrum. Bazylika w Licheniu, naj­ większe sanktuarium w Polsce, symbol „gustu narodowego”, miejsce kultu maryjnego, na sku­ tek postępującej laicyzacji stało się aquaparkiem, swoistymi termami. Metropolitan, najsłynniejszy polski biurowiec ze szkła i polerowanego grani­ tu, na skutek zwielokrotnionych odbić może stać się doskonałym miejscem kontrolowania… więź­ niów. Natomiast Marina Mokotów dwudziesto­ jednohektarowe osiedle strzeżone, symbol sta­ tusu klasy średniej, przekształcone zostało, ze względu na swoją dużą powierzchnię, w wielkie miejskie wysypisko śmieci. Pawilon Polonia też zyskał swoje nowe życie — w cierpiącej na brak miejsc noclegowych Wenecji został zamieniony na hotel. więcej niż Betsky Polski pawilon za scenariusz wystawy i jego rea­ lizację otrzymał Złotego Lwa, warto podkreślić, że pierwszy raz w historii biennale. To bardzo cieszy, tym bardziej, że był bardzo klarownym, wyraźnie brzmiącym głosem wpisującym się w jego temat. Kuratorzy odpowiadając na zadane pytanie Betsky’ego wykazali dystans do wielkich kreacji świata architektury, ale przede wszystkim intelektualną czujność, większą niż sam zadają­ cy pytanie. Nie jestem przeciwniczką wystawy Betsky’ego, wręcz przeciwnie. Ukazała ona ist­ niejący obraz architektonicznego świata — tego, czym on jest, czy raczej czym się coraz częściej staje. Wystawa w Arsenale nie poszukiwała no­ wych znaczeń w architekturze, nie opowiadała o jej palących potrzebach, nie analizowała prob­ lemów, nie stawiała prognoz, nie prezentowała młodych ciekawych grup projektowych. Pokaza­ ła, czym tak naprawdę jest architektura, a właści­ wie, jakie jest jej miejsce w szerszym kulturowym kontekście. Temat biennale „gdzieś tam” jako ha­ sło ­mógłby skłaniać do poszukiwań, wnikliwych analiz. Mógłby, gdyby sformułował go analityk, naukowiec. Betsky pokazał jednak, że architektu­ Architektura & Biznes 112008

fot.: Mikołaj Długosz

na stronie obok: otwarcie wystawy w pawilonie Polonia

ra to przede wszystkim wielkie nazwiska, chętnie publikowane przez kolorowe magazyny śledzące rozwój każdego ich nowego projektu, którego pierwszeństwo do publikacji wykupywane są na wyłączność. Pokazał stan istniejącej koniunktury architektonicznej napędzanej owymi wielkimi na­ zwiskami, m.in. Zahy ­Hadid, Gehry’ego i innych, za którymi stoją wielkie pieniądze, gwiazdorskie kariery, swego rodzaju show, do którego większość praktykujących architektów pretenduje. Ale wido­ wisko w Arsenale nie odbyło się na tle ich projek­ tów czy realizacji, tylko instalacji artystycznych, najczęściej wykonanych na potrzeby tego festiwalu form, jakim jest biennale architektury w Wenecji. Za tymi często estetyzującymi obiektami szły, oczywiście, odpowiednie honoraria za „występy”. Nie ma się co oszukiwać — architekturą rządzą te same komercyjne prawa co światem filmu, muzyki czy sztuki. Wspomniana już Zaha Hadid pojawia się tak samo często w „Vogue” jak Kate Moss czy Amy Winehouse. Należą do tego samego popo­ wego świata. Nie jest to zarzut. To jedynie stwier­ dzenie faktu. I komunikat, który odebrałam od Betsky’ego. Ta wystawa bez cienia zażenowania wpisuje architekturę w popkulturowy kontekst i tym samym traktuje ją również jako rozrywkę. Bez udawania i napinania architektury tylko do sztuki wysokiej (którą niewątpliwie bywa). Na tym, jak dla mnie, zakończył swoje „przesłanie” tegoroczny dyrektor biennale, a rozpoczęli kura­ torzy pawilonu polskiego wraz z zaproszonymi artystami. Potraktowali z przymrużeniem oka polskie i zagraniczne gwiazdy architektury, ich realizacje, splendor, kariery, pieniądze i podję­ li się rozliczenia architektury z pewnych pojęć, które przypisane są jej niezmiennie od wieków, a które na tle galopujących zmian straciły swoją zasadność i ważność. Na oryginalnym dziele-bu­ dynku „zaprojektowali” swój własny. Bo jak piszą w katalogu do biennale: „Zdewaluowało się już dawno heraklitejskie ­panta rei. Współczesność to już nie rzeka, lecz rwący potok — panta tacheo rei — wszystko płynie tu coraz szybciej”. Dlatego taka kategoria, jak firmitas nie jest już potrzebna, a architektura powinna przestać być jej zakład­ niczką. Powinna przestać zwodzić, udawać trwałą. Stal, beton jako podstawowe materiały używane

współcześnie służą tylko podtrzymaniu tej uto­ pii. Udają, że są niezniszczalne, trwałe ale nigdy wcześniej nie budowano tak wiele i tak szybko, jak obecnie. Nigdy też nie było takiej potrzeby zmian i szybkości reagowania. Nic więc nie jest trwałe, wszystko jest ulotne, przemijalne, zastępowalne. Dotyczy to wszelkich przejawów życia, zarówno w aspekcie indywidualnym, jak i społecznym. „Czy nie czas najwyższy, by podjąć próbę wyobrażenia sobie (nie przepowiedzenia) przyszłości architek­ tury poza budynkami, jakie znamy i poza budo­ waniem — »beyond ­building«. Spróbujmy wyob­ razić sobie, że budynek jest tylko opakowaniem, które niekoniecznie musi korespondować z zawar­ tością, jak puszka po kawie, w której trzymamy drobiazgi, czy karton po butach wiodący drugie, może nawet ciekawsze życie jako pudło na zdjęcia. Oto zestaw budynków, które uparcie demonstru­ ją trwałość w świecie zmienności. A obok to, co może się z nimi stać, gdy zmieni się któryś z setek czynników sprawiających, że świat jest taki, jaki w tej chwili jest. Hotel Polonia to prowokacja”.* Kuratorzy i zaproszeni artyści zadają pytanie o nowe kategorie oraz język, którymi może być opisywana współczesna architektura, o jej kon­ tekst i miejsce w kulturze. *** Biorąc pod uwagę wystawy w pawilonie pol­ skim w poprzednich edycjach biennale, trzeba przyznać, że tegoroczna należała do najbardziej udanych. Zarówno pod względem formalnym, jak i treściowym. Bardzo ciekawa i dobrze zaprezen­ towana idea, trójjęzyczny katalog z bardzo cieka­ wym tekstem kuratorskim, specjalnie przygotowa­ na identyfikacja wizualna (proj. Magdalena Piwo­ war) świadczyły o dużej świadomości kuratorów, ale przede wszystkim i, co najważniejsze, o ich podejściu krytycznym do architektury. Pierw­ szy raz w historii biennale otrzymaliśmy Złotego Lwa, ale też pierwszy raz mieliśmy tak dopraco­ waną w szczegółach wystawę. Małgorzata Tomczak © Zachęta Narodowa Galeria Sztuki * Jarosław Trybuś „TRWA-NIE. Wezwanie do zaakceptowania niepewności” w: „Hotel Polonia. The afterlife of buildings”, Zachęta Narodowa Galeria Sztuki, Warszawa 2008, str. 154–156

61


moje katharsis 62

refleksje na temat biennale… i nie tylko

Roman Rutkowski Bardzo nie podobała mi się wystawa Aarona Betsky’ego w weneckim Arsenale. Poza kilkoma wyjątkami nie miała nic do powiedzenia. Pusta, płytka i miałka — to tylko niektóre z określeń, które, według mnie, najlepiej ją opisują. Po prostu dramat.

Architektura & Biznes 112008


prolog 30 czerwca 2008 roku, na turyńskim kongresie Światowej Unii Architektów, Aaron Betsky oso­ biście zapowiedział swoje 11. Biennale Architek­ tury w Wenecji. Mówił jak rasowy, charyzma­ tyczny polityk: pochylony w kierunku publicz­ ności, pewny siebie, z pasją i z ogniem w oczach, w sposób niezwykle przekonywający. Słów padło dużo — wypowiedziane pięknym językiem, opo­ wiedziały o architekturze nie jako o nakręcanej przez media modzie na wyraziste osobistości starchitektów i bezmyślne budynki ikony o dzi­ wacznych kształtach. Mówiły o tym wszystkim, co dzieje się wokół architektury, o wielu różnych sposobach jej opisywania i analizowania, o tym, czym architektura powinna się kierować i jakie społeczne cele powinna sobie w przyszłości wy­ znaczać. Chyba zaczarowała mnie ta przemo­ wa: pamiętam ekscytację, która towarzyszyła tej chwili, pamiętam, że tych kilkanaście minut w wykonaniu głównego kuratora biennale zda­ wało się potwierdzać moje przypuszczenia, że będzie to niesamowite wydarzenie, jakże różne od wielu widzianych przeze mnie wcześniejszych edycji weneckiej wystawy. Temat „Out There:

Architecture Beyond Building” już wcześniej za­ brzmiał w moich uszach niezwykle intrygująco. Choć szczegóły intencji Betsky’ego nie były mi jeszcze znane, cały czas wyobrażałem sobie we­ neckie spotkanie jako wielką ucieczkę od nudnej architektonicznej codzienności: począwszy od tych samych, powtarzanych wszędzie nazwisk sławnych architektów, poprzez publikowane wszędzie te same rysunki i zdjęcia znanych bu­ dynków, a skończywszy na mozolnej — również mojej własnej — walce z urzędniczymi procedu­ rami i trudnościami wykonawczymi na budo­ wach. Miała to być opowieść barwna i ciekawa, choć może niekoniecznie zawsze radosna. Miała to być — przynajmniej tak ja to sobie wyobraża­ łem — opowieść o wszystkim, co dotyczy archi­ tektury, a co architekturą wcale nie jest. I o tym, co się z architekturą dzieje, gdy architekta w jej pobliżu jeszcze nie ma, akurat nie ma albo już nie ma. parados No właśnie — nie znałem wtedy szczegółów in­ tencji Betsky’ego. To w tych szczegółach zaczął się dramat biennale. Betsky do wymyślonego przez

poniżej i na kolejnych stronach: „Recycled toys furniture” — Złoty Lew za najlepszą instalację, proj.: Greg Lynn FORM

Architektura & Biznes 112008

siebie, pięknie brzmiącego tematu napisał dość obszerny esej, w którym wyłożył swoje założenia. Po ich lekturze na początku września w mojej gło­ wie zapaliła się alarmowa lampka, która natrętnie ostrzegała, że 11. Biennale Architektury w We­ necji niekoniecznie będzie wydarzeniem udanym. Naliczonych przeze mnie sześć różnych wątków, czasami wzajemnie się wykluczających, czasami uzupełniających, stanowiących pewnie potencjał do wykorzystania w trakcie kilku następnych bien­ nale, u Amerykanina zlało się w esej nie wiadomo o czym. Już w pierwszym zdaniu Betsky wystrze­ lił na wiwat pisząc, że architektura nie jest wcale budowaniem budynków i że fakt ten powinien być oczywistą i ogólnie przyjętą prawdą. Teza na pew­ no brzmiąca świetnie i szokująco, ale czy ma ona cokolwiek wspólnego z rzeczywistością? Pewnie tyle samo, co twierdzenie, że muzyka nigdy nie dotyczy wytwarzania dźwięków, lub też, że ma­ larstwo nigdy nie polega, ogólnie rzecz ujmując, na nakładaniu kolorów na podłoże. Głęboko wierzę w interdyscyplinarność i wymianę myśli między reprezentantami różnych dziedzin wiedzy, ale też chyba w tej interdyscyplinarności nie chodzi o to, żeby architekta budującego budynki nazywać każdym innym określeniem — oprócz architekta właśnie. Ta efekciarsko brzmiąca bzdura Betsky’ego była tylko wstępem do kolejnych pięciu wątków. Zaraz po niej Amerykanin stwierdził, że architektura jest sposobem, w jaki myślimy i mówimy o budyn­ kach, w jaki je przedstawiamy i nawet budujemy. Potem mówił, że architektura jest instrumentem, który wykorzystujemy, by na ziemi czuć się jak we własnym domu. Następnie opowiadał, że archi­ tektura jest tak mocno uregulowana (ograniczo­ na) przez różne przepisy, że w sumie przestaje już być architekturą, i że powinna garściami czerpać z filmu i innych sztuk wizualnych, gdzie udaje się stworzyć przestrzenie wręcz bajeczne. Kolejne było twierdzenie, że w architekturze, w jej mate­ rialnej rzeczywistości, niezbędne jest nieustanne eksperymentowanie, które ma pomóc w kreacji wizji już nie z dobrze znanego nam świata, ale ze światów innych i znacznie lepszych. Na końcu Betsky mówił jeszcze o konieczności stosowania nowych technologii, które powstają poza środowi­ skiem architektury i które przy pomocy różnych technik (kolaż, asamblaż, deformacja itp.) powin­ ny być do architektury przeniesione. Ja osobiście niewiele z tego wszystkiego zrozumiałem, poza ogólnym pragnieniem wyjścia poza standardy ty­ powej wystawy architektonicznej. Bo — dla przy­ kładu — czy ktoś nie może się czuć jak w domu w budynku do granic możliwości skodyfikowa­ nym przez różne rozporządzenia? Czy sposób, w jaki myślimy i mówimy o budynkach musi być koniecznie związany z najnowszymi, pozaarchi­ tektonicznymi technologiami? Lub też, jak długo w dziedzinie architektury da się eksperymentować w sposób materialny kompletnie nic nie budując — bo przecież według Betsky’ego architektura nie jest budowaniem? Ale to i tak nie był jeszcze koniec. Sześć wspo­ mnianych wyżej wątków przeplecione zostało kil­ koma kolejnymi wątpliwymi — mówiąc bardzo dyplomatycznie — frazami: a to na przykład, że budynki są grobowcami architektury, lub też to, że tylko niektóre szyte na miarę muzea i prywat­ ne domy pozwalają się ludziom zorientować, gdzie

63


moje katharsis

się akurat znajdują (i to chyba według Betsky’ego w sensie geograficznym, a nie chronologicznym!). Do tego Amerykanin wspomina jeszcze o wielu innych rzeczach, które przez ostatnie lata były modne w architektonicznym dyskursie: o nomady­ zacji życia, o coraz większej efemeryczności i wir­ tualności świata, o roli krajobrazu w tworzeniu współczesnej architektury, o niekontrolowanym rozpełzaniu się przedmieść, o potrzebie nie tyl­ ko budowania, ale także tworzenia nowych prze­ strzeni poprzez eliminację architektury. Ostatecz­ ny efekt wynurzeń Betsky’ego był — przynajmniej dla mnie — niesłychanie powierzchowny: kurator chciał zaszokować, a przez to przyciągnąć widza za pomocą mniej lub bardziej sensownych sloga­ nów, które w całości zabrzmiały pusto i której to pustki nie można było wytłumaczyć metaforycz­ nością przekazu. Architektura nigdy nie jest bu­ dowaniem? Zabrzmiało to tak samo, jak dobrze znany w Polsce przypadek połączenia chrześcijań­ skich symboli i męskiego przyrodzenia w jednej (rzekomo) artystycznej pracy, dzięki której Dorota Nieznalska stała się przed kilku laty sławna, i któ­ rej ona sama nie potrafiła w żaden sensowny spo­ sób uzasadnić — poza chęcią wywołania szoku.

64

epeisodiony Choć z biegiem czasu lampka ostrzegawcza w mo­ jej głowie już się nie tylko paliła, ale dodatkowo zaczęła migać jak policyjny kogut, do Wenecji pojechałem mimo wszystko z nadzieją. Przecież mieliśmy na biennale wyjść poza architektonicz­ ną codzienność, mieliśmy spojrzeć na architekturę zupełnie z boku i zupełnie innymi oczami — już bez architekta. Bo ogólnie takie właśnie było prze­ słanie Betsky’ego. Motto „Out There: Architec­ ture Beyond Building” ciągle brzmiało niezwykle kusząco. 17 września kupiłem bilet i wszedłem do bu­ dynku Arsenale. W krótkim czasie lampka za­ częła wydawać przeraźliwe dźwięki jak pędzący przez miasto radiowóz. Jak się okazało, mętne in­ tencje Betsky’ego były tylko pierwszym z trzech błędów przez niego popełnionych. Błędem dru­ gim była liczba zaproszonych przez Amerykani­ na do Arsenale architektów, błędem trzecim były ich sławne nazwiska, ich status na międzyna­ rodowej scenie architektonicznej, a przez to ich gwiazdorskie podejście do całego pewnie świata. Czy Betsky sobie naprawdę wyobrażał, że raptem dwudziestu kilku twórców, w większości o bardzo

znanych — ­głównie dzięki formalnym walorom ich twórczości — nazwiskach odpowiednio zilu­ struje wielowątkowe, kuratorskie założenia? Czy on naprawdę myślał, że tych dwudziestu kilku ar­ chitektów będzie w stanie — nawet zapominając o eseju i odnosząc się w sumie tylko do główne­ go przesłania „Out There: Architecture Beyond Building” — pokazać publiczności choć w małym kawałku to, co się dzieje przed, po lub przy okazji tworzenia współczesnej architektury? Że ludzie ci autentycznie postarają się na chwilę zapomnieć o swoim zawodowym ego i zrobią coś, co odniesie się do zadanego pytania? Że ich prace pobudzą do myślenia, pokażą architekturę jako dziedzinę — jak to kiedyś pięknie nazwał Rem Koolhaas — jednocześnie omnipotentną (bo architekt ma wiedzieć wszystko) i impotentną (bo w sumie jest tylko małym i niewiele znaczącym elementem dłu­ gofalowego procesu inwestycyjnego)? Może wcale tak nie myślał i to o jego podejściu do biennale świadczyłoby bardzo źle. A może jednak tak właś­ nie myślał i to świadczyłoby o nim jeszcze gorzej. Szkoda tu miejsca na omawianie wszystkich prac, ale o kilku — moim zdaniem tych najgor­ szych i tych najlepszych — muszę powiedzieć. Najgorsze ekspozycje przygotowali architekci najsławniejsi. Z jednej strony zapewnili Amery­ kaninowi odpowiedni marketing i na pewno przy­ ciągnęli wielu widzów, z drugiej strony w sensie intelektualnym kompletnie rozsadzili całą, i tak przecież skromną, wystawę. Jako jedni z pierw­ szych w przestrzeni Arsenale zaprezentowali się Lise Anne Couture i Hani Rashid z nowojorskiej pracowni Asymptote: wyprodukowanych przez nich kilkanaście plastikowych brył, przedziw­ nych w swojej geometrii i zestawionych w więk­ sze kompozycje, wypełniło dość dużą gablotę. W jaki sposób odniosły się do tematu biennale? Ano niby w taki, że ich forma była wynikiem te­ stów w tunelu aerodynamicznym, „tak jak to się robi w przypadku samochodów i samolotów”. Co to miało wspólnego ze statyczną przecież ar­ chitekturą? Nowojorczycy tak to wytłumaczyli: „Rezultatem są kształty dobrze przygotowane do ruchu, pomimo tego, że pozostają one nie­ ruchome. Dzięki swojemu artyzmowi poruszają się one w naszej wyobraźni”. Następna w kolejce była Zaha Hadid z przepiękną w swojej organicz­ nej plastyczności, zielonkawą formą opatrzoną romantyczną nazwą „Lotus”, która była rzekomo hybrydą domu jednorodzinnego i jego wyposa­ żenia. Hadid napisała, że struktura „zaprasza do fizycznego zajęcia przestrzeni wewnętrznej”, prob­ lem polegał tylko na tym, że na „Lotusie” w kilku miejscach przyklejono kartkę z kategorycznym zakazem dotykania i używania eksponatu. Frank Gehry pokazał ogromny fragment projektowanego przez siebie budynku w Moskwie, pisząc, że jego wznoszenie to proces analogiczny do powstawania katedr i gigantycznych rzeźb. Podobno ważnym składnikiem tego obiektu była ręcznie nakładana na część elewacji glina, co miało duże znaczenie z tego prostego powodu, że przecież Gehry „od dawna interesuje się budynkami, które wyglądają na nieskończone”. Ben van Berkel, architekt przeze mnie podziwiany za niezwykłą dociekliwość ma­ tematyczno-geometryczną, wstawił do Arsenale składającą się z pofałdowanych płaszczyzn i obra­ zów generowanych przez projektory bryłę nazwa­ ną „Przebieralnia” i napisał, że w „Przebieralni” Architektura & Biznes 112008


fot.: Paweł Kraus

tej można jednocześnie oglądać i być oglądanym, i że jest to w sumie „typowy przykład twórczo­ ści UNStudio”. Barkow Leibinger, architekci na pewno mniej znani niż ci wymienieni przed chwi­ lą, ustawili na podłodze ogromną płaszczyznę ze sklejki z nawierconymi w geometrycznym porząd­ ku otworami i zatkniętymi w te otwory stalowymi tubami będącymi „nomadycznym ogrodem”. Co to miało wspólnego z byciem „beyond building”? Ano to, że odwiedzający biennale mieli możliwość przestawiania tych tub i że to przestawianie miało być metaforą „nomadycznego charakteru naszego życia”. Oczywiście, nie wszystkie eksponaty w Arsena­ le były słabe lub kompletnie mijające się z tema­ tem biennale. Choć założenia miały słuszne, nie do końca, moim zdaniem, udały się prace Philippe Rahma oraz Massimiliano i Doriany Fuksasów. Ten pierwszy, jak zwykle, próbował stworzyć przestrzeń przy pomocy alternatywnych środ­ ków wyrazu (temperatura) i tym razem próba ta pozostała raczej w sferze teorii, ci drudzy stara­ li się pokazać prozę życia dziejącego się we wnę­ trzach architektury, szkoda tylko, że przesadzili z nachalną estetyką swojego eksponatu. Udały się za to prace Coop Himmelb(l)au, Diller Scofidio + Renfro oraz Vicente Guallarta z pomocą bo­ stońskiego MIT i barcelońskiego IAAC. Coop Himmelb(l)au przypomniał swoją niesamowitą propozycję z końca lat 60. nazwaną „Astrobalon”, która jednoczyła rytm życia człowieka z rytmem wielkiego miasta i która w sensie formalnym była wypowiedzią w dalszym ciągu niesłychanie współ­ czesną i szczerą, pozbawioną jakiejkolwiek formal­ nej pretensji plastycznej. ­Diller Scofidio + Renfro pokazali piękną pracę konfrontującą „prawdziwą” Wenecję z Wenecji z „nieprawdziwą” Wenecją z Las Vegas, dotykając ważnego problemu archi­ tektonicznej tożsamości we współczesnym świe­ cie i jej wykorzystania do celów merkantylnych. Guallart z kolei w swojej pracy „Hyperhabitat: Reprograming the World” — zdecydowanie naj­ lepszej w Arsenale — próbował pokazać niewi­ dzialny świat elektroniki coraz bardziej panoszący się w materialnej rzeczywistości, w konsekwen­ cji przez architekta coraz mniej kontrolowanej. U Guallarta każdy przedmiot będący standar­ dowym umeblowaniem domu został wyposażony w złącze internetowe i połączony z innymi przed­ miotami, tworząc w ten sposób istotną i komplek­ sową relację — na tyle istotną, że namacalna ar­ chitektura straciła dużo ze swojego znaczenia i dla podkreślenia efektu została przedstawiona przez Guallarta nie jako zespół przedmiotów, ale raczej jako zespół duchów przedmiotów.

w ten sposób, że wyrzucane na śmietnik z chwilą dorastania człowieka przedmioty można przetwa­ rzać w modularne elementy, ciągle zachowując ich ludyczny charakter”. Jak się okazało, odkrycie to było na tyle fundamentalne dla rozwoju architek­ tury na świecie, że skłoniło jury biennale do przy­ znania Amerykaninowi Złotego Lwa. Uznając to bardziej za prowokację niż za prototyp i pewnie doceniając ekonomiczność takiego rozwiązania, jury stwierdziło, że „meble z przetworzonych za­ bawek wyniosły problem produkcji przedmiotów na nowy poziom, łącząc w ten sposób tradycyjnie związane z architekturą wątki znaczenia, estetyki i technologii z ideą recyklingu”. O jaki recykling i o jaką ekonomiczność tutaj chodzi? O znisz­ czenie nowiutkich gadżetów prosto ze sklepu? O modniarskie blaty stołowe, których cena na pewno przekracza cenę blatów typowych, moż­ liwych do zakupienia w składach budowlanych? Z pewnością idea recyklingu jest ze wszech miar słuszna i politycznie poprawna, ale w przypadku tegorocznego biennale ta poprawność przekształ­ ciła się w piramidalne kuriozum.

epilog Dla mnie 11. Biennale Architektury zakończy­ ło się dopiero we Francji. 19 września stałem na cmentarzu w Cap Martin, małej miejscowości na Lazurowym Wybrzeżu, nad grobem Le Cor­ busiera. Nawet bez świeżo obejrzanej weneckiej wystawy chwila ta byłaby niezwykła i magiczna. Jednak wtedy, z ciągle dudniącą w głowie pustką i miałkością Arsenału, bliskość Le Corbusiera sta­ ła się jeszcze bardziej niezwykła, magiczna i waż­ na. Oto tutaj leżał architekt autentycznie, choć nie zawsze z sukcesem, walczący o lepsze życie prze­ ciętnego człowieka, oto tam, w Wenecji, główną nagrodę biennale chwilę wcześniej odebrał ktoś, kogo głównym pragnieniem jest zaprojektowanie budynku w kształcie główki kapusty. Strasznie to było smutne. Roman Rutkowski fot.: © Greg Lynn FORM/Fondazione La Biennale di Venezia

Roman Rutkowski — architekt, wykładowca na Wydziale Architektury Politechniki Wrocławskiej, stały korespondent „A10 — new european architecture”, współzałożyciel ReWritable Research Team.

po prawej: grób Le Corbusiera, Cap Martin, Francja

stasimon

Architektura & Biznes 112008

fot.: Roman Rutkowski

Ale to nie Guallart dostał Złotego Lwa za najlep­ szą ekspozycję w Arsenale. Ta niezwykle presti­ żowa nagroda powędrowała do znanego z miłości do różnych warzyw Grega Lynna za pracę, we­ dług mnie, nie mieszczącą się w żadnej skali oce­ ny i przez to zdecydowanie w Arsenale najgorszą. Otóż Lynn, zakupiwszy w supermarkecie różne plastikowe ozdoby i zabawki ogrodowe, pociął je na kawałki w jakiejś fabryce, zestawił w zwarte prostopadłościany, postawił na nich wyrafinowa­ ne w swojej strukturze fragmenty plastiku i napi­ sał, że stworzył niniejszym stoły i krzesła będące wynikiem recyklingu. Dodał jeszcze, że „odkrył

65


bez ścian rozmowa z…

Junya Ishigami

autorem ekspozycji w pawilonie japońskim

Wystawy w pawilonie japońskim na Biennale Architektury w Wenecji zawsze przyciągały widownię swoją atmosferą fin de siècle, jak również głośnymi deklaracjami o końcu architektury. Tegoroczna ekspozycja przywodzi na myśl Kryształowy Pałac Josepha Paxtona z 1851 roku, który zapoczątkował ideę wystaw międzynarodowych, sugerując niechybnie początek nowego rozdziału w historii architektury.

fot.: Aureliusz Kowalczyk

Junya Ishigami, autor wystawy w pawilonie japońskim,

66

R O Z M O W Y

A & B

jeden z najbardziej kontrowersyjnych młodych architektów japońskich dzisiejszych czasów, stawia nas po raz kolejny przed pytaniem: Co to jest architektura? Architektura & Biznes 112008


otoczenie, które było częścią oryginalnego projek­ tu. Chciałem stworzyć przestrzeń, która opiera­ łaby się na istniejącym naturalnym środowisku. Chciałem łagodnie przejść od tego środowiska do architektury, tak by architektura stworzyła nowe zależności, nowe środowisko.

AK: Patrząc na Twoje projekty, można odnieść wrażenie, że tworzą one całkowicie niezależne, równoległe do naszego światy. Odsunięte od tego co jest naszym codziennym życiem, od tego co realne i uchwytne. To nie obiekty sensu stricto, ale raczej coś na kształt jednorodnego środowiska, złożonego z elementów nieożywionych i ożywionych. JI: Nie chcę tworzyć wyłącznie architektury. Za­ wsze biorę pod uwagę otoczenie. Dążę do tego, by także ono stało się częścią mojego projektu, mojej architektury. Chcę poszerzyć zakres tego, co tradycyjnie określa się mianem architektury, włączając w to pojęcie również otoczenie. Szkla­ ne pawilony, które zbudowaliśmy na tegorocznym Biennale Architektury w Wenecji to także archi­ tektura. Ale dla mnie, to nie są tylko „budynki”. Dzięki temu jak zostały skonstruowane, stały się również częścią otoczenia. Teren pawilonu japoń­ skiego posiada bardzo wiele miejsc o zróżnicowa­ nym charakterze, ale nikt nie zwraca na nie uwa­ gi. Zazwyczaj ludzie odwiedzający wystawę idą prosto do środka. Zawsze fascynowało mnie jego

AK: Czy mógłbyś rozwinąć ten temat i opowiedzieć o idei wystawy w pawilonie japońskim na Biennale Architektury w 2008 roku w Wenecji zatytułowanej „Extreme Nature: Landscape of Ambiguous Spaces”? JI: Zazwyczaj wystawa architektoniczna polega na prezentacji modeli i rysunków lub przybiera for­ mę instalacji. Ja chciałem coś zbudować, pokazać nowe możliwości architektury. Byłem także zain­ teresowany nieeksploatowanym dotąd potencja­ łem, jaki kryje w sobie pawilon japoński. Dla mnie ten obiekt nie jest tylko i wyłącznie przestrzenią wystawienniczą. To teren działań architektonicz­ nych.

Architektura & Biznes 112008

fot.: Paweł Kraus

fot.: Paweł Kraus

Aureliusz Kowalczyk: Kiedy zacząłeś interesować się roślinami? Junya Ishigami: Zawsze kiedy projektuję, szukam powiązań z istniejącym otoczeniem i próbuję two­ rzyć w oparciu o te relacje. Dlatego interesuje mnie środowisko naturalne i jego analiza.

na stronie obok (u góry) i powyżej — pawilon japoński 11. Biennale Architektury w Wenecji: — sytuacja — ściany pawilonu pokryte są wykonanymi ołówkiem odręcznymi rysunkami

AK: Czy dlatego właśnie wystawa odbywa się na zewnątrz? JI: Tak, ale również dlatego, że bardzo lubię budynek pawilonu autorstwa Takamasy Yoshi­ zaki, współpracownika i w późniejszym okresie gorliwego naśladowcy Le Corbusiera. Chciałem uszanować jego architekturę i otoczenie. Niejako w dowód uznania oczyściłem wnętrze ze ­zbędnych R O Z M O W Y

A & B

67


fot.: Paweł Kraus

bez ścian powyżej — pawilon japoński: „szklarnie” otaczające budynek, czyli właściwe miejsce wystawy

68

R O Z M O W Y

A & B

naleciałości czasu i teraz możemy oglądać prze­ strzeń, która jest nie tylko przestrzenią bienna­ le, ale oryginalnym wnętrzem, które powstało w 1955 roku. Pawilon japoński jest jedynym pa­ wilonem w Wenecji, który posiada otaczający go ogród. Inne pawilony to budynki, które znalazły swoje miejsce na wytyczonej przez organizato­ rów działce. Pawilon Takamasy Yoshizaki stoi na pilotis (kolumnach) w ogrodzie z wyraźnie za­ znaczonym tzw. dojściem. Zawsze myślałem, że to było bardzo ważne dla niego jako idea całości, spójności projektu. Chciałem to podkreślić i usza­ nować. Przestrzeni, która zazwyczaj nie zwracała niczyjej uwagi nadałem na nowo znaczenie, pod­ kreślając jej ważność w hierarchii całego projektu, co skutecznie zatarło się w przeszłości. Architek­ tura to nie tylko pusta działka, gdzie mamy coś wybudować. Dla mnie to również jej oryginalne środowisko. Chciałbym nawiązać tutaj do innego, niedawno ukończonego przez nas projektu sklepu dla Yohji Yamamoto w Nowym Jorku. Istniejący budynek to mocno podniszczony, jednokondygna­ cyjny magazyn z cegły zlokalizowany na Manhat­ tanie niedaleko rzeki Hudson. Jego trójkątna for­ ma przypomina kawałek tortu. Podobnie jak przy pomocy noża kroi się tort, ja na tej samej zasadzie „wyciąłem” nowy kształt budynku. Powstało nowe miejsce jako wynik wzajemnego oddziaływania pomiędzy istniejącą przestrzenią miasta i nowo utworzoną przestrzenią „wyciętą” z ­budynku.

­ egła z wyburzonych fragmentów została po­ C nownie użyta do aranżacji nowej formy. Budynek intryguje, bo odnosi się wrażenie, jakby nic się nie wydarzyło. Jednocześnie różni się on kształtem od pierwotnej wersji. Ten efekt nie jest jedynie spowo­ dowany użyciem tego samego materiału. To rezul­ tat traktowania nowego oraz istniejącego obiektu na równi ze sobą. Dzięki temu powstała wzajemna relacja pomiędzy starym i nowym. Nasz projekt na biennale jest także jednym z tych miejsc, gdzie istniejący budynek i istniejące środowisko natu­ ralne są jednym punktem wyjścia. AK: To sposób myślenia o miejscu jako o czymś, co tworzy jedną, nierozerwalną całość w przeciwieństwie do powszechnego podejścia — budynek versus cała reszta. Podobnie jak w sklepie Yohji Yamamoto, nie ma to znaczenia, czy jest to zabudowana powierzchnia miasta, czy też środowisko naturalne. A wracając do biennale, czy możesz opowiedzieć także o tym, co dzieje się w środku pawilonu, który na pierwszy rzut oka wygląda na zupełnie pusty? JI: Tematem naszej wystawy są rośliny i architek­ tura. Kiedy mówię roślina, mam na myśli środowi­ sko naturalne, które znajduje się w ciągłej interak­ cji z człowiekiem. Środowisko naturalne jest zwy­ kle traktowane jako jedno wielkie „coś”, co otacza architekturę. Chciałem porównać te dwie rzeczy, Architektura & Biznes 112008


© Junya Ishigami + Associates © Junya Ishigami + Associates

powyżej i po lewej: projekt „KAIT” — budynek o powierzchni dwóch tysięcy metrów kwadratowych pozbawiony wewnętrznych ścian

Architektura & Biznes 112008

R O Z M O W Y

A & B

69


AK: W swoich projektach często proponujesz duże ogrody lub wręcz zamieniasz całość w jeden ogród-mieszkanie. Domy w Japonii z definicji są małe, więc to bardzo hojny gest, który jednak redukuje przestrzeń samego mieszkania do absolutnego minimum. Czy myślisz, że można zastąpić brak przestrzeni wewnątrz luksusem posiadania ogrodu? JI: Mówisz o projekcie „t”, który jest bardzo specy­ ficzny. To dom dla jednej osoby. Nie jest to typowy dom rodzinny. W naszych czasach rola indywi­ dualnego człowieka jest o wiele bardziej istotna niż kiedyś. To coś bardzo charakterystycznego dla czasów, w których żyjemy. Inwestor nie będzie tu­ taj mieszkał na stałe, to będzie coś na kształt domu służącego do wypoczynku, jego kryjówki. Chcia­ łem stworzyć miejsce do mieszkania, ale także jego otoczenie. Sąsiednie domy mają bardzo małe działki, a pomimo to, praktycznie każdy z nich ma

70

R O Z M O W Y

A & B

swój ogród. Chciałem zachować charakter miejsca, stworzyć jego kontynuację. Z drugiej jednak stro­ ny, wydaje mi się, że w dzisiejszych czasach idea regionalizmu nie ma już sensu. Myślę, że obecnie nasz kontekst jest połączony ze zjawiskiem glo­ balizacji, która jest fenomenem naszych czasów. W szerszym znaczeniu odnosi się do rosnącej integracji i współzależności między jednostkami działającymi na wielu, często oddalonych od siebie platformach. Jestem zainteresowany tworzeniem przestrzeni również w takim wymiarze. Dlatego wydaje mi się, że wielkość nie odgrywa już tak znaczącej roli. AK: Abstrahując od tego, że Twoje projekty są zawsze mikroskopijne, to są także niewiarygodnie lekkie. To cechy charakterystyczne architektury japońskiej ostatnich kilku lat, ale w szczególności twórczości SANAA, gdzie kiedyś pracowałeś. JI: Dla mnie to jest nie tylko kwestia lekkości. Chcę tworzyć zdecydowane i wyraźne przestrze­ nie, ale nie jestem zainteresowany sztywną archi­ tekturą. Według mnie, środowisko naturalne jest dobrym przykładem takiej przestrzeni. Weźmy na przykład pod lupę las. Jeśli ktoś zbuduje brzydki dom w lesie, i tak nie będzie to odgrywać większe­ go znaczenia, bo zostanie on pochłonięty przez otaczające go piękno przyrody. To oddziaływanie jest bardzo silne, a zarazem interesujące, możemy

© Junya Ishigami + Associates

© Junya Ishigami + Associates

bez ścian stawiając je na równi ze sobą. Wnętrze pawilonu jest praktycznie puste, odsłania piękno i jego pier­ wotny charakter. Powierzchnia ścian pokryta jest odręcznie wykonanymi rysunkami przy pomocy ołówka. Wiele z nich zostało przygotowanych specjalnie pod kątem tej wystawy. Są to studia potencjalnych rozwiązań, możliwych scenariuszy pokazujących nasz sposób myślenia, podejścia do powyższego tematu.

się wiele od niego nauczyć. Dlatego jestem zainte­ resowany takimi przestrzeniami i podobny efekt próbuję osiągnąć w swoich projektach. AK: A więc nie ma znaczenia, w jaki sposób ta przestrzeń zostanie zaaranżowana. Koncept jest na tyle silny, że jest w stanie pochłonąć wszystko, podobnie chyba jak w innym Twoim projekcie „KAIT”, budynku z otwartą przestrzenią o powierzchni dwóch tysięcy metrów kwadratowych bez jednej choćby ściany. JI: Mój budynek łączy sąsiadujące przestrzenie znajdujące się po obu stronach działki. W związ­ ku z tym zależało mi na tym, by stworzyć budy­ nek maksymalnie przeźroczysty i bez wyraźnej definicji granic, aby połączyć te przestrzenie. Po­ mimo tego, iż budynek został zbudowany głównie dla studentów Instytutu Technologicznego w Ka­ nagawa, jest również otwarty dla okolicznych mieszkańców. To przestrzeń wielofunkcyjna dla wszystkich. Tak więc ten budynek jest de facto istniejącą przestrzenią publiczną, którą chciałem zachować. Przestrzeń wewnątrz nie jest tylko otwartym planem, tak jak w przypadku budyn­ ków Miesa van der Rohe. Chciałem zrobić coś, co nie jest w żaden sposób ograniczone, będąc jednocześnie kontynuacją tego, co na zewnątrz, a poszczególne miejsca i ich nastrój są łatwo rozpoznawalne. Zazwyczaj architekci operują Architektura & Biznes 112008


na stronie obok: projekt „raw houses”

© Junya Ishigami + Associates

© Junya Ishigami + Associates

poniżej i po prawej: projekt sklepu dla Johji Yamamoto w Nowym Jorku; ceglany budynek magazynu swoją trójkątną formą przypomina kawałek tortu „wycięty” z większej całości

t­ akimi elementami jak ściany w celu wyznaczenia konkretnych pomieszczeń. Mnie też zależało na tym, by pojawiły się bardziej wyraziste fragmen­ ty, które miałyby specyficzny charakter miejsca, porównywalny na przykład do zwykłego pokoju. Udało się to uzyskać za pomocą układu kolumn, jak również ich kształtu i proporcji. Każdy słup wnosi wkład w wygląd całości. Jeśli przyjrzysz się uważnie, będziesz w stanie wyodrębnić różnego rodzaju przestrzenie. Jest droga, jest półotwarta „polanka” spotkań, są także małe „kieszonki” do pracy w pojedynkę. Każda z trzystu pięciu ko­ lumn jest ustawiona pod innym kątem, ma inny kierunek i inne proporcje. Praktycznie każda z po­ wstałych przestrzeni, dzięki różnorodności tych kierunków posiada różną głębię widoczności. Sto­ sownie do kierunku, w którym patrzysz odnosisz wrażenie, że strop wisi w powietrzu i nic go nie podpiera, bo kolumny są cienkie na centymetr lub też masz wrażenie, że tworzą one coś na kształt parawanu. Pomimo tego, iż w tym budynku nie ma żadnych ścian, dzięki miejscowemu zagęszcze­ niu kolumn przestrzenie tworzą pomieszczenia, a każde z nich ma inną atmosferę. AK: Jak wyglądała praca przy definiowaniu tej przestrzeni przy pomocy trzystu pięciu różnych kolumn? Czy to przypadek zadecydował o tym, gdzie będzie stać na przykład piętnasta kolumna? Architektura & Biznes 112008

JI: Zaczęliśmy od studiów z modelem. W kolej­ nym etapie sfotografowaliśmy wybraną makie­ tę z góry i przerysowaliśmy ją jako plan. Potem wszystko zostało „wrzucone” do komputera przy pomocy zwykłego programu CAD. Podczas tego etapu stworzyliśmy wspólnie z programistą osob­ ny, całkowicie nowy program na potrzeby tego projektu. Nie tylko z racji obliczeń struktural­ nych, ale także po to, by móc manipulować w do­ wolny sposób kątem ustawienia kolumn, a co za tym idzie przejrzystością planu. To było praw­ dziwe wyzwanie. Ale opłaciło się. Mieliśmy pełną kontrolę nad całością nowo powstającego miejsca, które zostało wytyczone przez biały las kolumn. Ten plan może faktycznie wydawać się jakby był oparty o zupełnie przypadkowy układ kolumn, ale to był bardzo długi i żmudny proces projektowy. Każda z nich ma swoje miejsce i kierunek.

wody obniża się lub podnosi. Ta różnica wynosi ponad pięć metrów. Tak więc, projektowanie jeziora poddanego cią­ głym transformacjom, które zmieniając swoją ob­ jętość, ukazuje nowy charakter jest naszym kolej­ nym wyzwaniem. Po raz kolejny zadajemy sobie pytanie: Co to jest Architektura i gdzie leżą jej granice? AK: Bardzo dziękuję za rozmowę. rozmawiał: Aureliusz Kowalczyk Tokio, 29 września 2008 Aureliusz Kowalczyk — architekt; studiował na Wydziale Architektury Politechniki Warszawskiej i Berlage Institute w Rotterdamie; mieszka i pracuje w Tokio, gdzie prowadzi własne biuro architektoniczne hayakawa/kowalczyk architects.

AK: Nad czym pracujesz w chwili obecnej? Czym teraz zaskoczysz świat architektury? JI: W tej chwili tak naprawdę niewiele się dzieje. Byliśmy niewiarygodnie zajęci jeszcze parę tygo­ dni temu przygotowywaniem wystawy w Wenecji, a teraz nareszcie mamy trochę spokoju. Obecnie pracujemy nad projektem nowego jeziora zlokali­ zowanego na zachód od Tokio, które jednocześnie ma pełnić rolę parku. Woda istniejącego jeziora jest używana dla potrzeb przemysłowych i w za­ leżności od intensywności pracy fabryki, poziom R O Z M O W Y

A & B

71


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.