Kot czarodziej, czyli jak zdobyć urodzinową świeczkę

Page 1

Drugie urodziny Stasia


Specjalnie dla Stasia opowieść tę napisała Katarzyna Filipek-Herniczek, zilustrowała Ewa Poklewska-Koziełło. Kraków, 7 maja 2012 roku

© bajkopisarze.pl, Kraków 2012 ISBN 978-83-61145-49-3


Drugie urodziny Stasia

Stasiowi – rodzice 7 maja 2012 roku


Staś nie mógł się doczekać. Po prostu nie mógł. Co z tego, że mama uparcie tłumaczyła, że czas zawsze płynie tak samo. Minuta ZAWSZE MA 60 SEKUND, a godzina 60 minut. Staś wprawdzie nie wiedział, co to ta sekunda i minuta. Wiedział, że są związane z czasem, ale to wszystko, co potrafił o tych słowach powiedzieć. Wiedział jednak, że czas wcale nie płynie zawsze tak samo. Bo na przykład, gdy przychodził Krzyś, to ledwie przyszedł, a już musiał wyjść. Na nic się wtedy zdawały próby negocjacji. Mamy zawsze zgodnie powtarzały, że bawili się bardzo długo. Prawie trzy godziny. Staś nie wierzył, przecież bawili się tylko chwileczkę!!!


Innym zaś razem czas płynął tak wolno, z sprawie było słychać, jak płynie. Na przykład w poczekalni, w sklepie i czasami na jakiejś eleganckiej wizycie, gdzie nie było dzieci. Dorośli siedzieli i rozmawiali. NUDA. I teraz ten czas się WLÓKŁ. Jak ślimak oglądany w ogrodzie! Od tygodnia Staś bardzo chciał, żeby przyspieszył. Za tydzień miały być jego urodziny. Jego uroczystość i jego prezenty. Chociaż nawet nie o nie chodziło, a o dobrą zabawę z Krzysiem, Wiktorem i Małgosią. Codziennie rano przed przedszkolem biegł do kuchni, żeby przykleić kolorową kropkę na kalendarzu. W dniu jego urodzin mama nakleiła ogromną niebieską kropę z cyfrą 2. Tę ogromną od jego malutkich dzieliły jeszcze cztery puste okienka. Staś głośno westchnął. – Synku, pospiesz się, śniadanie czeka – zawołał z jadalni tata. – Nie chciałbym się dzisiaj spóźnić do pracy. A myślę, że ty również nie chcesz się spóźnić do PRZEDSZKOLA – tata pomierzwił czuprynę chłopca. – Uhmmmm – Staś poczłapał do stołu i usiadł z westchnieniem. – A gdzie mama? – zapytał nagle. – Już wyszła. Musiała coś pilnie zrobić. – Tato, chciałbym, żeby już był poniedziałek… – Wiem, wiem. Mama mi mówiła o tych kropkach na kalendarzu.


– Ale ja chciałbym, żeby to było już. – Nie martw się – tata wstał od stołu. – Wkrótce nadejdzie ten dzień, ale teraz się pospiesz. Czas nam ucieka. Jeszcze chwila i się spóźnimy! Jak to ucieka? – Staś się zamyślił, ale tylko małą chwileczkę, bo musiał szybko umyć zęby i iść do przedszkola. I tak mijały kolejne dni. Według Stasia bardzo wolno, według rodziców zdecydowanie za szybko. W końcu Staś się doczekał. Jutro rano miał świętować swoje czwarte urodziny. – Mamo, będzie tort? – zapytał mamę, gdy przyszła go ucałować na dobranoc. – Oczywiście, że będzie – mama Monika uśmiechnęła się do synka, ucałowała go w czoło, okryła kołdrą i zgasiła światło. Staś uśmiechnął się na myśl, że TO już jutro. Będzie taki duży, taki dorosły. Prawie jak jego tatuś. Po czym zasnął.


Obudziły go jakieś dziwne szelesty i jakby szepty. Pomyślał, że to mama i tata postanowili mu zrobić poranną niespodziankę. Może jednak przynieśli ten tort? Może będzie w kształcie rakiety, jak sobie wymarzył? Chwilkę wsłuchiwał się w te szelesty czekając, co się stanie, gdy nagle usłyszał: – Auć, nie pchaj się tak ! Staś prawie krzyknął. To nie był głos ani mamy ani taty! – To ty się nie pchaj. Myślisz, że tylko tobie jest ciężko? – Ciiiiiiiiiicho, bo jeszcze go obudzimy – Staś był pewien, że te dwa głosy rozmawiają o nim. – A jeszcze jest za wcześnie. Staś sam się sobie dziwił, że się nie bał i nie wołał. Zawsze, gdy śniło mu się coś niepokojącego biegł do pokoju rodziców albo ich wołał. Starał się robić to najrzadziej jak się dało, ale czasami sny były takie realne i takie straszne...


Teraz chłopiec leżał cicho i nasłuchiwał. Słyszał szelesty, jakby ktoś łamał gałązki. – A co będzie, jak się przestraszy? – zapytał wysoki, piskliwy pierwszy głosik. – Ej, tam przestraszy, przecież jest duży – odpowiedział mu ten drugi głos, nieco niższy i bardziej stanowczy. Staś nie wytrzymał. Postanowił, że zapali lampkę. Musi się dowiedzieć, co się tutaj dzieje. Kiedy jednak chciał usiąść na łóżku, uderzył w coś głową. – Auć – krzyknął z bólu. – Widzisz, obudził się i co teraz? – zapytał wysoki, piskliwy głosik. – Ano nic, zapalaj.


Coś trzasnęło, coś zaszurało, pojawiły się migotliwe iskierki, a następnie ogień, który rozjaśnił pokój. Staś otworzył usta ze zdziwienia. To nie był jego pokój! To była jakaś norka, bardzo przytulna i posprzątana, ale w niczym nie przypominała jego pokoju. Chłopiec był na tyle zdziwiony, że nie był w stanie wydusić ani słowa. – Obok paleniska siedziały dwa ludziki, mniejsze od Stasia, ale wyglądające na dorosłe. Miały niebieskie spiczaste czapeczki i zielone ubrania. Koszule przepasane czymś, co Stasiowi przypominało uschłą trawę. Nie wyglądały groźnie. – Witaj, przyjacielu! – powiedział grubszy krasnolud i skłonił się. To do niego należał niższy głos. – Dziieeń dobry – odpowiedział Staś bardzo grzecznie. – Gdzie ja jestem?


– W Kerzenlandii, przyjacielu. – Co to takiego? Jak tu trafiłem? Przecież byłem w swoim łóżku i była mama – Staś poczuł, że zaczyna mu drżeć broda. – Musiałeś tu przybyć, bo jutro są twoje urodziny i musisz zdobyć kolejną świeczkę na tort urodzinowy. – Jak to zdobyć? – chłopiec absolutnie nic nie rozumiał. – Przecież świeczki kupuje tata albo mama. – Oj, Marcyś – odezwał się krasnolud o piskliwym głosie. – Przecież on tej poprzedniej w ogóle nie pamięta!


– Ano, faktycznie zapomniałem… Otóż, Stasiu, każdą świeczkę na swój tort urodzinowy trzeba zdobyć. To taki kolejny krok, tę świeczkę potem zapalasz na swoim torcie. Potem wystarczy pomyśleć życzenie, a ono na pewno się spełni. – Aha – Staś nie bardzo rozumiał. – To dacie mi tę świeczkę, tak? I potem się obudzę? – Oj, nie nie. Ty musisz tę świeczkę zdobyć – odpowiedział Marcyś. – Gamorku, pokaż mu. Krasnolud, nazwany Gamorkiem, podbiegł do okna. Odemknął okiennicę. – Podejdź tu, Stasiu – zachęcił chłopca. Staś zeskoczył z łóżka i dopiero w tym momencie zauważył, że ma takie same zielone spodenki jak oba krasnoludy. Obejrzał swoje ręce, też wyglądały inaczej. Był krasnoludem, jak Marcyś i Gamorek. Gamorek szybko go uspokoił. – Nie martw się, tylko w naszej krainie tak wyglądasz. Zobacz.


Staś podszedł do otwartego okna. Za nim rozciągał się rozległy widok na krainę pełną pagórków pokrytych trawą i zaokraglonych na czubku. Był wczesny poranek i słońce dopiero wystawiało czubek zza jednego z tych niezwykłych półokrągłych pagórków. W jego pierwszych promieniach Staś zauważył, że jeden pagórek jest inny. W tej samej chwili Marcyś zapytał: – Widzisz ten Inny Pagórek? – Tak – szepnął Staś – przeczuwając, co teraz nastąpi. – To dobrze. Tam mieszka czarodziej i on ma wszystkie świece. Musisz tam pójść sam i ją odebrać.


– Aaaaale, jak odebrać? Co mam zrobić? – My nie wiemy, my tu tylko na Ciebie czekamy. Każdy urodzinowiec musi tam iść sam… – A jak nie pójdę? – zapytał Staś. – To nie będzie urodzin – Gmorek rozłożył ręce. – Tak przynajmniej mówią. – No dobrze, to ja pójdę – Staś westchnął głęboko, otworzył małe drzwi i wyszedł na zewnątrz. Musiał przyznać, że było przyjemnie. Kolorowe ptaszki latały nad jego głową i radośnie śpiewały, śmieszne szare małe zajączki o krótkich uszach kicały obok.



Był to bardzo miły spacer. Stasia tylko lekko niepokoiło to, co czekało go na końcu. Czego będzie chciał Czarodziej? I tak rozmyślając, i oglądając wszystkie wspaniałości tej dziwnej krainy, Staś dotarł do podnóża Innego Pagórka. Spojrzał w górę. Inny Pagórek był bardzo wysoki. W dodatku jego szczyt tonął w chmurach. Kolorowe ptaki i motyle nadal krążyły nad głową chłopca. Staś po raz kolejny tego dnia westchnął i ruszył w górę wąziutką ścieżką. Szedł dosyć długo. Już nawet zaczął się niepokoić, że nie zdąży na własne urodziny. Zastanawiał się też, co może na niego czekać tam na górze? Nagle ścieżka się urwała, a Staś znalazł się na rozległej polance. Nie roztaczał się stąd żaden widok, a chłopca otulała biaława mgła. Chłopiec uznał, że dotarł na miejsce. Nie bardzo wiedząc, co teraz zrobić, cichutko szepnął: – Dzień dobry! Jaaaa przyszedłem po świeczkę… – Witaj, Stasiu – na dźwięk swojego imienia chłopiec drgnął. Coś, co wziął za szary kamień, się poruszyło. To coś było pięknym kotem o długiej biało-szarawej sierści. – Czy ty jesteś czarodziejem? – spytał zaskoczony Staś. – Myyyślałem, że będziesz ”ludziem” (Stasiowi zdarzało się jeszcze tworzyć własne słowa).



– Mogę przybrać ludzką postać, ale lubię też być kotem. Wtedy łatwiej przemykać się do Waszego świata. – Odwiedzasz nas? – Tak, dosyć często. Sprawdzam, jak sobie radzą moi podopieczni. – Dasz mi tę świeczkę? – spytał Staś. – Jeśli poprosisz i jeśli wykonasz zadanie – KOT spoważniał. – Oj, przepraszam – chłopiec spłonął rumieńcem. – Czasami zapominam o tym słowie. Mamusia mówi, że ono jest czarodziejskie. – Mmmmmmądra mama – mruknął KOT.


– To ja zacznę jeszcze raz – Staś nabrał powietrza w płuca – Czy mógłbym dostać moją drugą świeczkę? Bardzo proszę. – Ładnie – Staś dałby głowę, że kot–czarodziej się uśmiechnął. – A teraz zadanie! Widzisz, Stasiu, ta kraina żyje dzięki wam, dzieciom, które rosną, są ciekawe świata, z każdym rokiem mądrzejsze. Tę krainę tworzycie wspólnie. Ty też musisz dodać coś do tego świata. – Ale, co – przerwał Staś. – Ja nic nie mam... – Masz wyobraźnię, a ja czarodziejską kredkę – kot podał Stasiowi kredkę która wyglądała jak najzwyklejszy ołówek. – Możesz narysować to, co chciałbyś dodać w naszej krainie, a twój rysunek zamieni sie w prawdziwą rzecz. Ale uważaj, nie ma powtórek. Jeśli narysujesz wilka, to pojawi się tu wilk – kot się uśmiechnął. Staś przez chwilę trzymał kredkę w ręku, teraz już wiedział, skąd tu tyle kolorowych ptaszków, motyli i różnych dziwnych zwierzątek. Co by tu narysować? – zastanawiał się w myślach. – Co będzie, jak mi się nie uda? Ten kot wygląda na miłego, może się nie pogniewa, jeśli nie będzie to ładny rysunek? Już wiem… I chłopiec z zapałem zaczął rysować, a Kot w milczeniu się przyglądał. Kiedy Staś skończył w oddali coś stuknęło, a czarodziej nabrał powietrza w płuca i zaczął dmuchać.




Wkrótce cała biała mgła się rozwiała. A Staś zobaczył krainę w pełnej krasie. Chłopiec szybko spojrzał tam, gdzie powinno się znajdować jego dzieło i, o mały włos, nie krzyknął z wrażenia. Powstrzymał się jednak i powiedział: – Nie potrafię rysować zwierzaków, ale pomyślałem, że most na tej rzeczce bardzo się przyda. Nie trzeba będzie skakać po kamieniach. – Hmmm – mruknął Kot. – Wybrałeś drewniany. Dlaczego? – Bo chciałem, żeby tu pasował – szepnął chłopiec. Kot chwilę mu się przyglądał: – Bardzo dobrze, Stasiu! Oto Twoja świeczka i do zobaczenia – wręczył Stasiowi piękną niebieską świeczkę. Po czym ponownie nabrał powietrza i „zdmuchnął” chłopca z Innego Pagórka. Podczas lotu Staś podziwiał krainę. Była wspaniał. Miał nadzieję, że coś zapamięta. Kiedy wylądował przed chatą krasnoludów, one już na niego czekały. – I co, masz świeczkę? – zapytal Marcyś. – Mam! – wykrzyknął Staś z triumfem. – Wspaniale – rzekł Gmorek. – A teraz się pospieszmy. Czas ucieka!



– Ucieka? – Staś uśmiechnął się, wspominając swoje długie oczekiwanie na urodziny. – Tak, tak. Ucieka. Musisz się pospieszyć. Jak się zamknie przejście, to tu zostaniesz i nie będzie urodzin. – Gmorek wepchnął Stasia do chatki, po czym Marcyś zapalił świeczkę stojącą na jadalnym stole. – Patrz w płomień – rzekł szybko Gmorek. Staś popatrzył i nagle wszystko zawirowało. A wirowało tak, że musiał zmknąć oczy. Kiedy je otworzył znów zobaczył płomień. Nie udało się – pomyślał z przestrachem. Ale po chwili dotarło do niego, że widzi cztery świece. – Dzień dobry, synku – usłyszał głos Mamy.


– Wszystkiego najlepszego, młody człowieku – usłyszał głos Taty. – A teraz pomyśl życzenie i zdmuchnij – powiedziała mama. Staś spojrzał na tort. Płonęły na nim dwie kolorowe świece, a ta większa była w pięknym niebieskim kolorze. Chłopiec czuł, że gdzieś już ją widział. Tylko gdzie? – No dalej, Stasiu, zdmuchnij. Tak długo na to czekałeś, a teraz się zastanawiasz? – tata ponownie zmierzwił mu włosy. I Staś pomyślał życzenie (którego nikomu nie zdradził). Nabrał powietrza w płuca i zdmuchnął wszystkie świeczki naraz. – Brawo! – krzyknęli rodzice. – Brrrrrrrrrrrrrrrawo – usłyszał jeszcze Staś i gwałtownie się odwrócił. Na parapecie okna siedział piękny biały kot…



Kochany Stasiu, Żyj tak, aby każdy kolejny dzień był niesamowity i wyjątkowy. Wypełniaj każdą chwilę tak, aby potem wspominać ją z radością. Czerp energię ze słońca, kapiącego deszczu i uśmiechu innych. Szukaj w sobie siły, entuzjazmu i namiętności. Żyj najpiękniej jak umiesz. Po swojemu. Kochamy Cię! 7 maja 2012 roku




Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.