MAREK – Nie wiem jak to się stało, że cię nie wywaliła – Izka nadal trzęsie się ze śmiechu. Siedzimy w barze, pijąc wino i głośno się śmiejąc. – Przecież wiesz, kto w domu ma głos. Niby taka ważna, ale dobrze wie, że jest jedną z nas. Tak samo kiedyś harowała i w gównie siedziała, a teraz wielką panią zgrywa. Dobrze, że jest Jędrek, ten ma przynajmniej głowę na karku. – Jasne, Jędrek jest świetny – widzę rozmarzenie w oczach Izki. – Z chęcią bym go chapsnęła. Taki facet... a jaki przystojny. Po co se życie z taką maszkarą marnuje? Niejedna by mu była lepsza. – Albo niejeden... – Ech, on nie z takich, Mareczku. Nie masz szans... Izka była moją dobrą koleżanką z pracy. Spotykaliśmy się często, nawet więcej niż często, mogłem z nią konie kraść. Jednak nie wiedziała o mnie wszystkiego. W wyobraźni widziałem jak Jędrek posuwa mnie w hotelu, do którego zabierał mnie już tyle razy. W wielkiej tajemnicy, oczywiście. Miał wielgaśnego kutasa, który nie mieścił się w ustach a który potrafił sprawić wiele rozkoszy, gdy już znalazł się w odpowiednim miejscu. – Co się da zrobić? – uśmiecham się z rozmarzeniem. Mam na niego ochotę. Zastanawiam się, kiedy znów się spotkamy... – Dzisiaj myślałam, że już po tobie, ale jednak szef, jak się okazało, w porządku człowiek jest. Dobrze mu z oczu patrzy. Wiedziałam od razu, że problemów z nim to my mieć nie będziemy.
Nasza restauracja przechodziła z rąk do rak. Co roku zmieniał się właściciel, już nawet nie pamiętam, ilu mieliśmy właścicieli. A dopiero po 22 lata na karku. – Jolka się doigra. Słuchaj Izka, ta stara wywłoka ostatnimi czasy coraz częściej na nas kabluje. Jak myślisz, co to może być? – Menopauza? Chyba jest już w wieku przekwitania. Siada jej na mózg i tyle. – Boże, jak ja ci współczuję... – klepię ją po ramieniu. – Kiedy sobie pomyślę, co cię czeka i że może kiedyś staniesz się taka sama... – Odwal się! A co ja niby taka Jolka jestem? Ja jestem Izka – zapamiętaj to sobie. I-Z-K-A i menopauza mi niestraszna. Trzeba umieć pogodzić się z losem, a nie latać z bobrem na wszystkie strony, lamentując. Zresztą, ja nie będę miała na to czasu. Ja wielką firmą zarządzać będę i kiedy napiszesz kiedyś książkę, jak masz w planach, wydam ci ją i staniesz się równie bogaty jak ja. – Taa... Marzenia ściętej głowy... – Mareczku, pożyjemy, zobaczymy. Trzeba wierzyć. Wiara czyni cuda. Izka od wielu już lat planuje stać się bizneswoman. Kto wie, może jej się uda. – Jolce musimy jakoś odpłacić. – Ech, czas jej sam da nieźle popalić. Każdy dostaje za swoje. Chodźmy, skoczymy do domu, pooglądamy Baśkę.
MAREK Do domu nie było daleko, parę kroków, znaleźliśmy się w nim po pięciu minutach. Włączyłem komputer i na YouTubie wpisałem „Baśka z klatki b”. Stara miała niezłą jazdę, gadane, jakby non stop była na haju. Niezły odpierdol, szajba na maksa, jak o niej wszyscy mówili. – Nieźle nawija – Izka, zaśmiewając się, otwiera puszkę zimnego Lecha. – Uhm, jak popieprzona – kiwam głową. Oglądaliśmy Baśkę i jeden program Majewskiego, gdy wpadł Tomek, mój były kochanek, z którym już dzisiaj nic mnie nie łączyło. Tomek był facetem o 3 lata starszym ode mnie. Nosił krótko ostrzyżone włosy, był mojego wzrostu, choć lepiej zbudowany. Miał niebieskie oczy i ostro zakończonego kutasa, przypominającego strzałę amora. Kiedyś byłem w nim szaleńczo zakochany. Nie widziałem świata poza nim i jego niezwykłym członkiem, dla niego mógłbym się rzucić w ogień. Pewnej nocy ugodził we mnie swoją strzałą, dosłownie, i byłem zgubiony dla świata. Dziś utrzymywaliśmy kontakty na co dzień, rozumiejąc się dobrze i nieźle bawiąc. Był sam, tak jak ja. – Siemka – rzucił, rozwalając się na łóżku. Izka od razu wcisnęła mu w rękę piwo, już otwarte, gotowe do wypicia, schłodzone. – To się nazywa obsługa – roześmiał się. – Tylko u nas stary. Tylko u nas – śmieje się Iza.
IZKA Gadając z Markiem w knajpie, zeszliśmy na Jędrka. Marek mówi o nim marzycielskim tonem. Mruży przy tym oczy. Jestem prawie pewna, że dałby
wszystko, żeby się z nim przespać. Udaję jednak, że tego nie dostrzegam. Przecież wiem najlepiej, że Jędrek świata poza mną nie widzi. Dziwię się, że ta stara lampucera nadal jest jego żoną. Co on w niej, do cholery, widzi, pytam się. Kiedy Marek nie zauważa, odpływam na chwilę, wspominając momenty z Jędrkiem w hotelu, do którego mnie zabiera od czasu do czasu. Za każdym razem, wychodząc z tego pokoju późną nocą, nie wiem, jak się nazywam, nie wiem, gdzie mam ręce i gdzie nogi. Jestem wydmuchana na maksa. Czuję się jak balon bez powietrza. Ma ogromnego kutasa, kiedy mnie na siebie nasadza, o mało nie pękam, dlatego lubię, kiedy najpierw dokładnie wyliże mi cipkę, potarmosi ją, opluje i nawilży gęstą śliną. Potem może ze mną robić, co zechce. No, powiedzmy, prawie wszystko. Ostatnio chciał mi załadować gdzie indziej... Zareagowałam ostro, nie i basta. Z początku był urażony i przez wiele dni nie patrzył na mnie, ale potem znów mnie zaprosił. Oczywiście, wszystko w tajemnicy. Lubię takich facetów jak on: prawdziwych samców, wygląda jak byk, choć nie jest przypakowany. Nawet gdy jestem zmęczona po pracy, wystarczy, że wyciągnie swojego wielgaśnego pytona a oczy błyszczą mi, jakbym wygrała w ruletkę. Sam mi to powiedział. Tak, tak, Jędrek jest po prostu świetny, i nie dziwię się, że Markowi też się podoba. No szkoda, że nigdy się nie przekona, jaki nasz szef jest w te klocki. Ośmielę się twierdzić, że nawet Jolka rzuca za Jędrkiem powłóczyste spojrzenia. Po piwku wpadamy do domu Marka, oglądamy tę starą chabetę – Baśkę. Babka ma zjechane z górki, to widać i słychać. Pewnie i czuć, gęba to nie najlepiej się prezentuje w kamerze. Wygląda jak zmaltretowana czarownica, Baba Jaga, co spadła z miotły i wyrżnęła o jakiś kamień. – Jakby jej ktoś pierdolnął w pysk – skomentował kiedyś Tomek. Miał rację.
Włosy jak Einstein – to cud, że się jeszcze na łysej czaszce trzymają... – Ty, co ona się tak po cyckach maca? – pyta się Tomek, rechocząc. Jak zawsze jest z nim zabawa. To świetny chłopak, nigdy bym nie powiedziała, że gej. Przystojny, męski, choć nie tak bardzo jak Jędrek. Ale może dlatego, że jeszcze młody. Jak wyrośnie to będzie kawał chłopa z niego... – Ma chcicę – odpowiadam, przełykając łyk piwa. – A kto jej nie ma? – śmieje się Marek. – Tylko Baśka ma problem, bo nawet koń na nią nie spojrzy. Śmiejemy się. Niezła z nas grupka. Znam wszystkich znajomych Marka, on moich. Czujemy się ze sobą dobrze. Potem Tomek opowiada sytuację z domu. Wchodzę i patrzę, a tu list zaadresowany do mnie – leży otwarty. Mrugam oczami, nie wierzę z początku, pewnie to fatamorgana, przywidzenie. Dotykam. A jednak nie przywidzenie, ktoś go otworzył. Czytam uważnie raz, drugi, trzeci... Imię moje wypisane wyraźnie, grubym pisakiem. Co jest, kurwa? Łapię go w ręce i robię natarcie do pokoju. Starzy ćmią papierochy, po stole leje się wino, skapując na zabrudzony dywan. Mówię: – Czyja to, kurwa, sprawka? Oboje patrzą na mnie, jakbym z księżyca spadł. Jeszcze nie byli całkiem w trupa zalani. – Pytam, kto z was mi ten pierdolony list otworzył? Małe drżenie wargi, już poznaję, że to mama się do tego przypierdoliła. Furia we mnie narasta. Jeszcze nigdy nie otworzyłem cudzego listu, żadnego śmierdzącego listu zaadresowanego do któregoś z
tych dwojga. A tu coś takiego! Rany boskie, czuję jak purpurowieję na twarzy. I to jeszcze matka! Ta, która powinna przykład dziecku dawać. – Chciałam zobaczyć, kto ci ciągle pisze, musiałam skontrolować... – bełkocze coś na swoje usprawiedliwienie, czkając co chwila. Momentalnie nie wytrzymuję, zasuwam do kuchni po nóż, wybieram największy, rzeźniczy, choć nie wiem, skąd się tam wziął i migam jej nim przed oczami. Najlepiej to wziąłbym siekierę, ale nie mamy. Wiem, że stary się nie przywali, on gorszy od kukły jest, nawet nie mruga. – Widzisz ten nóż, kurwa? – wrzeszczę na całe gardło. – Tomek... – Jeżeli jeszcze kiedyś otworzysz jakiś pierdolony list bez zastanowienia, to ci tym nożem łapy upierdolę! Śmiejemy się z Markiem. Tomek już taki jest, wybuchowy, choć nikogo by nie skrzywdził. Lubi jednak używać dosadnych słów, uważa, że coś takiego wyjaśni sprawę od razu. – Ona naraz zaczyna się trząść – kontynuuje. – Ja tylko musiałam wiedzieć kto pisze, jestem twoją matką. Mam prawo wiedzieć. – Prawo, to ty masz nasrać sobie w majtki, do kurwy nędzy. Jakoś przez lata się mną nie interesowałaś, poza patrzeniem w kieliszek, teraz mi nagle cyrki będziesz odpierdalała? – Potrząsam ręką dla lepszego efektu, żeby nóż lśnił w słońcu padającym z okna. Choć i tak promienie światła z trudnością przebijają się przez papierosowy smog. – Jeszcze raz, a nie będę się z wami cackał. Skończy się to wszystko. Już moja w tym głowa.
– I jak? I jak? – dopytuje się Marek. Widać, że opowieść wywarła na nim wrażenie. Sam Marek jest z natury delikatniejszy od Tomka, pewnie nigdy by tak, nawet w żartach, nie mógł zareagować. Ale Tomek to jego całkowite przeciwieństwo, widać gołym okiem. A jednak pasowaliby do siebie, myślę. Szkoda, że nie są już razem. – A jak myślicie? Zatrzasnąłem drzwi i poszedłem do swojego pokoju. – Nie masz ty łatwo z twoimi starymi, Tomcio. To już moja mama, choć despotka i w chórze śpiewa, a za Rydzyka by sobie dała głowę odrąbać, o niebo lepsza. – Nie przesadzaj Marek. Matka ci daje w kość o wiele częściej, niż moja daje mnie w dupę. – Tak – mówię – twoja matka bije wszystkich na głowę. Doskonale pamiętam mój pierwszy raz w domu Marka, parę lat temu. Jeszcze butów zdjąć nie zdążyłam, a już naskoczyła na mnie z wyzwiskami, jak indyk na czerwone. Poczułam się jak śmieć. – Od kiedy to dziewczyny na randki teraz do chłopaków przychodzą – piekliła się. – Ja ją zaraz przez okno wypierdolę... Ja jej pokażę, gdzie krowa ma ogon. Ja... – Chodź Izka, spadamy stąd. Wyszliśmy z domu, było mi żal Marka, że musiał takie upokorzenia znosić przed znajomymi. A co gorsze, matka Marka nie piła, jak matka Tomka. Po prostu była zbzikowana na maksa, jeśli chodzi o wiarę. – Sorki za nią – kiwa głową za siebie. – Dziś ma widocznie jeden z tych dni. – W porządku, nie zadręczaj się. Już o tym zapomniałam.
Ale nie zapomniałam. Scena pierwszych odwiedzin w jego domu zapadła mi w pamięć na zawsze. Że też dzieci muszą się wstydzić za rodziców. Oglądamy teraz „Nigdy w życiu”, gdzie główną rolę gra Stenka. Już nie wiem, który raz z kolei leci ten film, ale wszyscy go uwielbiamy. Tak po prostu. – Stenka jest rewelacyjna – wypowiadają oboje, a ja potwierdzam, kiwając głową. – Macie rację, chłopaczki. To debeściara. Potem Markowi dzwoni telefon.
MAREK Kiedy zadzwonił mi telefon, byliśmy w połowie filmu. Judyta przyszła zakomunikować rodzicom, że się rozwiodła. Niezła scena. Taka prawdziwa. Patrzę na wyświetlacz: Jędrek. Mało brakowało, a bym się zaczerwienił. – Sorki na chwilę – rzucam i wybiegam z pokoju. Dostrzegam jeszcze ich wymowne spojrzenia, którymi się obrzucają. A co tam, niech myślą, co chcą. – Słucham? – Możesz się dziś spotkać? Wypiłem już parę piw, ale czuję się dobrze. – Nie ma sprawy. Kiedy? – Teraz. Czekam pod blokiem w aucie. – Zaraz będę. Wyłączam telefon i wpadam do pokoju.
– To ja was na chwilę opuszczam, oglądajcie w spokoju. Zanim się skończy, wrócę. I już mnie nie ma. Wskakuję do auta i jedziemy do hotelu, do pobliskiego miasta. Zajmuje nam to jakieś dziesięć minut. Tam już nas znają, uśmiechając się, dają do zrozumienia, że wiedzą, o co chodzi. Jak tylko zamykają się drzwi, Jędrek wpycha mi kutasa w usta. Ssę go od razu, o mało się nim nie dławiąc, ma takiego grubego. Mijają minuty, po chwili boli mnie szczęka, ale on wpycha go na siłę, trzymając mnie za włosy. Krztuszę się, ślinię jak małe dziecko, jądra ma obwisłe prawie do kolan, uderzają mnie rytmicznie w szyję. – Już nie mogę – zdołałem wysapać wreszcie, kiedy chwycił mnie skurcz, w jakimś nieokreślonym miejscu szczęki. Odsunął się, łapałem powietrze w płuca, jakbym wypłynął spod głębokiej wody. Od razu kładzie się na twardym łóżku. – Wskakuj, mały. Nie daję się prosić dwa razy. Po cóż czekać? Ściągam spodnie, majtki i już gotuję się do przekroczenia go, kiedy mnie powstrzymuje i spycha na łóżko. – Poczekaj. Wiesz, żeby cię nie bolało. Chwytając mnie mocno obiema rękami za pośladki, rozchyla je mocno, rozciąga i wsadza swój ciepły język prosto w moją dziurkę. Ostro mnie masuje i rozciąga, czuję bodnięcia coraz głębsze, ślina ścieka mi po jajkach, po udach. Jestem gotowy na wszystko. Jednym skokiem zostawia mnie, kładzie się i podciąga w górę. Przekładam nogi z dwóch stron. Unosi mnie lekko i rozciąga jeszcze bardziej dwa pośladki tak, by powiększyć otwór mojego zwieracza. I nagle czuję go napierającego. Najpierw lekko. Jędrek porusza się w górę i w dół, próbując przebić się przez broniący wejścia zwieracz. Wreszcie opuszcza mnie bez uprzedzenia i czuję go w sobie. Jęczę, boli jak diabli. Wiem, że on to lubi, tak naraz, bez ostrzeżenia. Lubi patrzeć na mój wykrzywiony grymasem bólu wyraz twarzy. To dlatego to robi.
Nabijam się na niego do końca, daje mi chwilę odetchnąć. Kiedy już nie czuję bólu, porusza się znów powoli, a potem nadziewa mnie ostro, mocno. Słychać bicie ciała o ciało, jedną ręką przyciąga do siebie moją twarz i ściskając za kark, całuje mnie bez ustanku. Oboje dyszymy jak w transie. Jęcząc, co chwila zawisam w powietrzu, unoszony w silnych rękach Jędrka. Moje uda są uwięzione w jego wielkich dłoniach. Boli mnie to, a jednocześnie sprawia przyjemność. Mijają długie minuty, zmieniamy pozycję. Teraz klęczę, mam szeroko rozłożone nogi i choć już bardziej ich nie mogę rozciągnąć, on wciąż je rozchyla i napiera, i dźga z całych sił. Czuję jak krople potu spadają z niego na moje nagie gorące plecy. Cały jestem ogniem, zalewają mnie potężne spazmy. Kiedy Jędrek dotyka mojego penisa i porusza ręką w obie strony, czuję, że zbliża się wytrysk. Nagle przyspiesza tempo, wbija się we mnie mocniej, szybciej, ostrzej. Już nie oddycha głośno, ale z głębi jego krtani wydobywają się najróżniejsze, nieartykułowane odgłosy. Słyszę trzask, gdy bije mnie po tyłku i wydziera się na całe gardło. Tryskam bez pomocy ręki na prześcieradło, on tryska we mnie, czuję ciepło wewnątrz siebie, to niesamowite uczucie. To zdecydowanie najpiękniejsza chwila w całym akcie.