0.00 PLN ISSN 2084-7823
ISSUE 43 * 04_05 2017
Be Hungry
NOWOŚCI W MIEŚCIE MODY
CENTRUM MODOWYCH TRENDÓW, INSPIRUJĄCYCH WYDARZEŃ ORAZ DOSKONAŁEJ ROZRYWKI
www.silesiacitycenter.com.pl
Silesia City Center ul. Chorzowska 107, Katowice
ROZUM MÓWI TAK, SERCE MÓWI ZDECYDOWANE TAK. MASERATI GHIBLI 2017 JUZ OD 69 545 EURO*. 3- L ETNI A GWARANCJA LIM ITU KLIM O METRÓW. Nowa wersja Ghibli 2017 wyposażona jest w zaawansowany 3-litrowy silnik benzynowy V6 dostępny z inteligentnym napędem Q4 na wszystkie koła , a także w wersji diesel 250 i 275 KM. Dzięki nowemu elektronicznemu systemowi wspomagania kierownicy twoje doświadczenia na pokładzie będą wyjątkowe i całkowicie bezpieczne. Po prostu trzeba wybrać między nowym luksusowym a sportowym pakietem, decydując która opcja nadaje się do twojej osobowości. www.maseratipietrzak.pl
Autoryzowany salon oraz serwis Maserati Maserati Pietrzak, ul. Bocheńskiego 109, 40-816 Katowice Tel. +48 32 797 34 43 | email: info@maseratipietrzak.pl
Maserati Pietrzak
Be Hungry
REDAKTOR NACZELNY / REKLAMA
REDAKTOR PROWADZĄCA
DYREKTOR ARTYSTYCZNY
Michał Komsta m.komsta@bemagazyn.pl +48 662 095 779
Joanna Marszałek j.marszałek@bemagazyn.pl
Dawid Korzekwa dawid@korzekwa.com
WYDAWCA
WSPÓŁPRACUJĄ
MAGAZYN BE S.C. Pyskowice, ul. Nasienna 2 bemagazyn.pl
Tomasz Marszałek, Sylwia Kubryńska, Anna Wawrzyniak, Aleksandra Pająk, Dorota Magdziarz, Angelika Gromotka, Filip Stępień, Adam Przeździęk, Katarzyna Zielińska, Wojciech S. Wocław, Aurora Czekoladowa, Sabina Borszcz, Malgorzata Kaźmierska, Grzegorz Więcław
Zespół BE Magazyn nie odpowiada za poglądy zawarte w zamieszczanych tekstach. Wszystkie artykuły i felietony odzwierciedlają poglądy wyłącznie autorów odpowiedzialnych za treść merytoryczną w naszym magazynie. Ich treść nie zawsze pokrywa się z przekonaniami redakcji BE. Nie odpowiadamy za treści nadsyłane przez naszych reklamodawców. Wszystkie materiały zawarte w naszym magazynie są własnością BE i są chronione prawami autorskimi. Wszelkie zastrzeżenia i pytania związane z ich treścią należy kierować bezpośrednio do autorów. Redakcja BE Magazyn.
6
Available on the
App Store
BE HUNGRY
Głód od wieków jest głównym motywatorem ludzkości. I nie chodzi tu tylko o fizyczny głód i chęć przetrwania, ale także o apetyt na wiedzę, przeżycia, rozwój i zmiany. Nie chcemy stawiać tezy, że głód to dobrodziejstwo, ale doszukujemy się w nim w pewnych pozytywnych aspektów, dzięki którym doszliśmy tu, gdzie jesteśmy…
W nowym wydaniu BE znajdziecie wiele pomysłów, oscylujących wokół hasła „metoda na głoda” ;). Będziecie mogli zaspokoić swój głód dobrego designu, trendów, jedzenia i innych apetytów.
Jak zawsze polecamy się do czytania!
7
10
Kalendarium
14
Tomasz Marszałek / Fresh meat… anyone?
16
Katarzyna Szota -Eksner / …
18
Sylwia Kubryńska / Głodne grubasy
20
Wojciech S. Wocław / Savoir – vivre
22
Aurora Czekoladowa / Wiecznie głodny cukiernik
28
Grzegorz Więcław / Kultywować w sobie głód
32
Małgorzata Kaźmierska / Głodny jak…
34
Katarzyna Zielińska / Konsumpcja przeżyć
40
Joanna Zaguła / Japońska metoda na głoda
44
Sesja Hungry Monika Burszczan / Kuchnia i kamraty
48
Dorota Magdziarz / Nastroje w modzie
58
Aleksandra Pająk / Głód wiosny
60
Aleksandra Pająk / Do pary parka
62
Anna Wawrzyniak / Wnętrze na słodko
68
Angelika Gromotka / Głód (braku) designu
8
POŻEGNANIE DEEP PURPLE Legenda rocka zespół Deep Purple wystąpi 24 maja w Spodku. Zaprezentuje publiczności materiał z nowego krążka „Infinite” i... powie „do widzenia”. Trasą „The Long Goodbye Tour” muzycy żegnają się ze sceną. To zespół, który został uhonorowany miejscem w Rock and Roll Hall of Fame, ich albumy „Deep Purple In Rock”, „Machine Head” i „Made In Japan” sprawiły, że bilety na koncerty rozchodziły się jak ciepłe bułeczki, a utwór „Smoke On The Water” osiągnął status megahitu. Deep Purple to żyjąca legenda, inspiracja dla wielu muzyków, zespół kultowy. Miliony sprzedanych płyt i set listy, na których prawie każdy kawałek można określić mianem standardu – oto najlepsze dowody na to, że Deep Purple jest klasą samą w sobie i posiadają niegasnący potencjał. Koncert 24 maja, godz. 20:00 www.spodekkatowice.pl
PORWANIE W TEATRZE ŚLĄSKIM W starożytnej mitologii piękna Europa została uwiedziona, a następnie porwana przez Zeusa. Do symboliki tej opowieści sięga Jarosław Marek Rymkiewicz w swoim nigdy dotąd niewystawianym tekście. Autor nie tylko krytykuje w nim zaślepienie elit, ale także w charakterystyczny dla siebie sposób rozbija sceniczną fikcję, by ujawnić teatralność świata. Akcja tej „farsy” dzieje się na francuskim dworze przełomu XIX i XX wieku. Piękna Europa to córka arystokratycznej rodziny Pompadurów. Wbrew planom rodziców, nie chce jednak wyjść za mąż za delikatnego angielskiego księcia. Woli mołdawskiego kniazia, który okazuje się dzikim i nieprzewidywalnym anarchistą. W samo serce ich miłosnych perypetii wkroczy z impetem Kicio, zbuntowany widz, pragnący zmienić to i owo... Reżyserem spektaklu jest Piotr Cieplak. W rolach głównych zobaczymy m.in. Grażynę Bułkę, Dorotę Chaniecką, Dariusza Chojnackiego. Spektakle: 19, 20 i 21 maja, godz. 19:00 www.teatrslaski.art.pl
10
Kalendarium
JAZZART FESTIVAL 2017 6. festiwal jazzowy, którym od 2012 roku Katowice świętują wyznaczony na 30 kwietnia Międzynarodowy Dzień Jazzu UNESCO, tym razem odbędzie się w dniach 25-30 kwietnia. To kolejna okazja do kontaktu z najlepszym jazzem całego świata. Spotkanie z gwiazdami, ale i odkrywanie nowych postaci, mających wszelkie predyspozycje, aby nimi zostać. Do tej pory w ramach JazzArtu w Katowicach zaprezentowali się tacy artyści jak: Stacey Kent, Manu Katche, Jan Garbarek, czy Dave Douglas. W tym roku wystąpią m.in.: Håkon Kornstad, Tim Berne, Marcin Olak Quartet, The Hot 8 Brass Band. Program festiwalu: www.miasto-ogrodow.eu/strona/jazzart
DZIEŃ WOLNEJ SZTUKI 2017 W sobotę 22 kwietnia o godzinie 12:00 odbędzie się 6. ogólnopolski Dzień Wolnej Sztuki. Galerie oraz muzea historyczne, archeologiczne, etnograficzne i techniczne pokażą po pięć wybranych obiektów ze swoich kolekcji. „Przez godzinę będziemy chcieli Was przekonać, że sztukę można oglądać świadomie, z rozmysłem i bez kompleksów z powodu braku odpowiedniej wiedzy, czy wykształcenia. Przekonamy Was, że każdy obiekt ma do opowiedzenia swoją historię, którą możemy sami odkryć. Wystarczy tylko w skupieniu się w niego wsłuchać” – zachęcają organizatorzy. W zeszłorocznej w akcji udział wzięły takie instytucje jak: Galeria Bielska BWA, Muzeum Górnośląskie w Bytomiu, Galeria Dagma Art, Muzeum Śląskie, Zamek w Pszczynie, Muzeum Miejskie w Tychach. Dzień Wolnej Sztuki 2017, 22 kwietnia, godz. 12:00 www.dzienwolnejsztuki.pl
11
Kalendarium
BALLADY DLA ELLI FITZGERALD W tym roku mija sto lat od urodzin Elli Fitzgerald, nazywanej przez wielu pierwszą damą piosenki. Z tej okazji 21 kwietnia w Domu Muzyki i Tańca najpiękniejsze standardy jazzowe z jej repertuaru przypomni Ewa Uryga. Artystce towarzyszyć będą: Mark Soskin – legendarny pianista, profesor słynnej Manhattan School of Music, Dorota Piotrowska – jedna z najbardziej rozchwytywanych młodych perkusistek w Nowym Jorku oraz Luques Curtis – światowej sławy kontrabasista jazzowy. Podczas koncertu usłyszymy także Orkiestrę Symfoniczną Filharmonii Zabrzańskiej pod dyrekcją Sławomira Chrzanowskiego. Koncert 21 kwietnia, godz. 19:00 www.dmit.com.pl
EUROPEAN START-UP DAYS „European Start-up Days to konferencja, która zapewni każdemu, kto ma pomysł na biznes i chce go wdrożyć lub rozwinąć na szerszą skalę, możliwość zaprezentowania się i nawiązania współpracy z inwestorami i ekspertami”– zapewniają organizatorzy. W ubiegłym roku było 2 tysiące uczestników, 100 start-upów udział wzięło w konkursie Start-up Challenge, a na scenie wystąpiło 50 prelegentów. European Start-up Days to impreza towarzysząca katowickiemu Europejskiemu Kongresowi Gospodarczemu. Odbędzie się w dniach 11-12 maja w Spodku.
12
opracowała: Sabina Borszcz
European Start-up Days 11-12 maja 2017 r. www.estartupdays.eu
Tomek Marszałek
Fresh meat... anyone? Witam wszystkich Czytelników ozięble w kolejnej odsłonie Świata Mroku. Po krótkiej absencji powracam z niebytu, aby ponownie zapełnić czarne strony naszego magazynu mrokiem i grozą.
14
Po raz kolejny mamy na tapecie temat, przywodzący na myśl stricte kulinarne skojarzenia. I taki też był mój tok myślenia przy wyborze tytułu do bieżącego numeru. A będzie to wyjątkowo smakowity kąsek. Spośród kilku pomysłów zdecydowałem się wstawić do dzisiejszego menu degustacyjnego tylko jedno danie... ale za to jakie! Zaczynajmy więc ucztę! Z pewnością większość z Was zauważyła, że tematyka, nazwijmy to na razie bardzo ogólnie, fikcji historycznej cieszy się ostatnio ogromnym zainteresowaniem twórców filmowych. Szczególnie zaś „modne” stało się lokowanie akcji w nie tak znowu odległej przeszłości, a mianowicie w okresie rewolucji przemysłowej i w początkach epoki wiktoriańskiej. Po „przetrawieniu” szeregu lepszych lub gorszych tytułów dotyczących tych czasów, trafiłem wreszcie na prawdziwą perełkę – serial „Tabu” („Taboo” 2017 r.), o nim będzie dziś mowa. To jedna z najnowszych produkcji telewizyjnych, emitowanych na pewnym płatnym kanale filmowym. Znowu serial... pewnie część z Was ma już dosyć tego, że skupiam się na tasiemcowatych produkcjach telewizyjnych, zamiast opisywać kolejne kinowe hiciory. Problem w tym, że pomijając genialny „VVitch”, dawno już żadna z pełnometrażowych produkcji filmowych nie sponiewierała mną tak skutecznie jak tych kilka seriali, które opisywałem na łamach ostatnich numerów BE (a dodam tylko na marginesie, że jeszcze kilka takich killerów mam w zanadrzu na inne okazje ;-). Wracając do „Tabu”. Co w nim takiego wyjątkowego? Ano wszystko. Poczynając od genialnej obsady, wyśmienitej muzyki, poprzez wciągający i nieszablonowy scenariusz, aż po przekonujące scenografie i oszałamiające kostiumy. Ale po kolei. Zacznijmy od najważniejszego... W odróżnieniu od przerażającej większości (zaznaczam, że na szczęście nie wszystkich) krajowych produkcji serialowych, twórcy „Tabu” (w tym również sam Tom Hardy) dołożyli największych starań, aby postaci żyły swoim własnym życiem. Mamy tu zatem całą paletę przeróżnych osobowości i doskonały przekrój przez w zasadzie wszystkie warstwy złożonego niczym wielgaśny amerykański burger, społeczeństwa z początków XIX wieku. Poczynając od obszarpanych i brudnych kloszardów oraz przedstawicieli świata bezwzględnych a zarazem bezzębnych bandziorów, poprzez posiadające większą bazę wirusów niż niejeden program antywirusowy damy lekkich (a może nawet lżejszych) obyczajów, szalonych naukowców, poczciwych lokajów, subtelne aktorki, aż po zdegenerowane wyżyny społeczne z grubiańskimi arystokratami i królem ignorantem na czele. Na tle wszystkich tych postaci swoistym mrocznym blaskiem świeci nasz główny bohater – podupadły arystokrata, awanturnik i typ wielce niesympatyczny James Keziah Delaney (w tej roli bardzo przekonujący i błyskotliwy Tom Hardy), którego perypetie i machinacje mo-
żemy śledzić przez osiem odcinków (mam nadzieję, że tylko na razie) pierwszej części serialu. Moją zdecydowanie najulubieńszą postacią (choć zarazem jedną z najbardziej podłych w całym tym zestawieniu) jest rewelacyjnie odegrany przez Jonathana Pryce’a bezwzględny Sir Stuart Strange... ale to ocenicie już sami. Muzyka. Nastrojowa, czasami niepokojąca i mroczna, momentami bardzo subtelna i wręcz smutna, ale zawsze wyważona. Do tego doskonały i zapadający w pamięć leitmotiv z czołówki serialu i mamy komplet – prawdziwa gratka dla miłośników filmowych dźwięków. Scenariusz zostawimy sobie bez szczegółowego omówienia, żeby nie psuć nikomu zabawy. Powiem tylko, że nic nie jest tu takie, jak się wydaje. Bardzo mroczna to opowieść, pełna niejasności i sennych wizji. Mieszają się tutaj polityczne intrygi, handlowe niuanse, historyczne fakty oraz okultystyczna aura, koszmary i czarna magia. Nie martwcie się, nie jest to w żadnym wypadku kino fantastyczne. To po prostu doskonały thriller z nutką dekadencji i bardzo ciężkim klimatem, który ktoś trafnie nazwał nawet serialowym spleenem. Co do kostiumów i scenografii, to zdecydowanie największy atut „Tabu”. Twórcy stworzyli swoje dzieło z wielkim rozmachem, a jednocześnie pietyzmem i aptekarską wręcz dbałością o szczegóły. Bogactwo i przepych, a z drugiej strony robactwo, brud, smród itd. Kolory, faktury i zapachy (niekoniecznie przyjemne) wręcz atakują nas z ekranu. Wszystko to razem sprawia, że obraz jest bardzo plastyczny, wielowymiarowy, a jednocześnie kompletny i koherentny; po prostu wciąga nas w wir wydarzeń swoją autentycznością. Dodam jeszcze przy okazji, choć może narażę się tym paru osobom, że jakość wykonania, wspomniana dbałość o detale, wespół z przekonującą grą aktorską sa atutami, które powinny raz na zawsze skutecznie zamknąć buzie wszystkim zuchwale twierdzącym, że „Belle epoque” to polska odpowiedź na „Tabu”. Sorry, ale nie ta liga. To trochę tak, jakby porównywać „Wiedźmina” (film oczywiście) do „Władcy pierścieni”, bo przecież jedno i drugie to fantasy. Tyle na ten temat. Do kolejnego spotkania, pozdrawiam z głębin otchłani! P.S. Pewnie kilkoro z Was zastanawia się wciąż, co to wszystko ma wspólnego z hasłem aktualnego numeru, a mianowicie „Be Hungry”? Śpieszę z wyjaśnieniem: otóż celowo nie dodałem, że przez cały czas trwania serialu przewija się mocno zawoalowany wątek domniemanego zamiłowania pana Delaneya do kanibalizmu :-) Smacznego!
15
TEKST
Katarzyna Szota-Eksner
Czekam u fryzjera na moją córkę i przeglądam prasę. Czytam. Że w krajach rozwiniętych (czyli jakich?) seks kilka razy w tygodniu uprawia połowa mężczyzn w wieku od 40 do 85 lat. Że nic nie jest po prostu tylko jedną rzeczą (to akurat Virginia Woolf – nie polemizuję, chyba ma rację). Że Katarzynie Kolenda-Zaleskiej politycy mówią różne rzeczy (to musi być okropne – nie zazdroszczę). Że biel to idealny dodatek do różu (nieprawda, uważam, że do różu pasuje tylko szary). Że trening mięśni Kegla uczyni twoje życie zdecydowanie szczęśliwszym (ja akurat jestem z jogicznej frakcji pracy nad mula bandhą, w której liczą się wszystkie mięśnie dna miednicy). Że jedzenie mięsa to kwestia instynktu, a człowiek jest drapieżnikiem, czyli jaskiniowcem i bla bla bla (schudniesz, sam szkielecik z ciebie zostanie, a poza tym, wnusiu moja kochana, mięska nie chcesz? No zjedz! Kotlecika ci babcia usmażyła przecież…). W tle szumią suszarki, jedna pani drugiej pani opowiada o mężu, który to zapatrzył się w biust swojej sekretarki i tak już został. Biedaczek. Czytam. Słucham. Upajam się chwilą. Ściąć, czy uczesać? Mam tylko ten jeden, bardzo malutki życiowy dylemacik…
16
Michał Kuć Tomasz Makula
Mieszkania z udogodnieniami dla seniorów Integracja, aktywność fizyczna i społeczna • salon klubowy • teren parkowy z małą architekturą • zajęcia i ćwiczenia ruchowe • pokazy, wykłady, szkolenia
Wszędzie blisko • wielospecjalistyczna przychodnia • ośrodek sportu i rehabilitacji • centrum handlowo-usługowe • restauracje
Niezależność, komfort i wygoda • własnościowe mieszkania • funkcjonalny układ pomieszczeń • pomoc w codziennych czynnościach • recepcja
Bezpieczeństwo, pomoc i opieka • brak barier architektonicznych • cichobieżne windy • system przywoławczy • usługi opiekuńczo-pielęgnacyjne
Biuro sprzedaży: Millenium Inwestycje Sp. z o.o. • 40-750 Katowice • ul. Hierowskiego 2• 32 205 95 00 • e-mail: sprzedaz@bazantowo.pl • www.bazantowo.pl
Sylwia Kubryńska
Głodne
grubasy Nawet dzieci są na dietach. Wczesniej futrowane przez troskliwe babcie jak opasy, dziś zrucają efekty tuczu z bolesną traumą
18
Mnie to się kojarzy z jednym. Od zawsze, a może raczej: od kiedy mam co jeść - zawsze z tym samym. Z odchudzaniem. Człowiek ma jedzenia w bród, półki w Biedronce się uginają, lodówki przesycone, szafki przeładowane, nawet koty spasione niczym prosięta, a wokół - gdzie nie spojrzysz - wszyscy głodni. Zbiegani, zmachani, wycieńczeni, ledwo żywi. Przerażone własnym ciałem kobiety katują się dietami, w którym dozwolone jest jedzenie tylko tego, co nie rzuca cienia. Bezglutenowe, bezlaktozowe, bezcukrowe, bezsolne, beznamiętne szkielety konają na orbitrekach. Mężczyźni, dotąd niefrasobliwi - dziś w szale ćwierćmaratonów, półmaratonów, maratonów, runmagedonów, triatlonów, diabli wiedzą, czego jeszcze - zalewają głód bezkalorycznym płynem izotonicznym. Anglicy, widząc wokół jedynie frytki, wbijają zęby w wytapetowany tynk. Nawet dzieci są na dietach. Wczesniej futrowane przez troskliwe babcie jak opasy, dziś zrucają efekty tuczu z bolesną traumą napietnowanym grubasów. Sama widziałam rozdzierający protest papuśnego wyrostka, któremu odmówiono jaja z niespodzianką. Celowo piszę: jaja, bo w życiu nie widziałam tak okazałej formy. Jeszcze za moich czasów bylo toto normalne, niczym kurze, dziś urosło do skali strusiej produkcji. Najwyraźniej im bardziej restrykcyjna moda na chudość, tym bogatsza oferta przyrostu. Mocuj się młody człowieku. Rosjanie, z tym wysportowanym prezydentem, popadają w manię fit, tracąc swoje urocze wschodnie brzuchy. Emerytowani Niemcy wydają w kurortach fortunę, żeby pozbyć się tego, na co wcześniej wydali fortunę. Tłuszczu. Nawet ja. Głoduję od miesiąca, daremnie próbując zrzucić zimowe przyrosty. Spijam zupki, mamiąc się przy tym obietnicą wiosennego braku dziesięciu kilo. I głoduję. Głoduję, a jakże. nie ma dnia, nie ma godziny, nie ma minuty bez głodu. W nocy budzę się spocona, przerażona, wychłostana koszmarami. Sny. Zawsze te same, zawsze jednakowo okrutne.
Drożdżówki, ciasta, torty. Rozpadające się od świeżości, pulchne, soczyste, kapiące lukrem i słodyczą, waniliowe, twarogowe, z powidłami, smażonymi truskawkami, z kremem migdałowym. Biegne tedy po omacku do kuchni, raz kozie śmierć, już nie wytrzymam, już nie mogę, już dosyć, już basta, mam chęć na jedzenie i łapię szklankę i nalewam wody i piję i piję i piję. Torty, drożdżówki, pączki, bajadery. Serniki, makowce i baby. Wszystko to w tej szklance topię, karmię kota, zaciskam powieki. Słowo daję, zjadłabym tę karmę, ale nie mogę. Nie mogę. Są to wszystko, kochani, bardzo poważne dylematy nowoczesnego świata, bo jakże znieść głód, gdy wokół tyle dobra? Witek z Chłopów płakał ranny: tyla tego, tyla, żem jeszcze w życiu nie widział. A ja nie mogę jeść. To o nas. Sto lat przeszło, nihil novi. Żarcie gnije. My głodni. --------------------------------------------------------------Każdego roku w samej tylko Polsce wyrzuca się 9 ton jedzenia. Na świecie niedożywionych jest 2 miliardy ludzi. Co 5 sekund umiera z głodu jedno dziecko. 870 milionów jest na skraju śmierci głodowej. To więcej niż wszyscy mieszkańcy Europy. Która się odchudza.
19
Savoir-vivre
BE HUNGRY
W każdym poradniku do savoir-vivre’u oprócz zasad mamy… złote zasady. To reguły, które swoją ogólnością czasem ocierają się o truizmy. A z truizmami, jak wszyscy wiemy, jest tak, że są ze wszech miar prawdziwe, tylko nam wszystkim jakoś trudno tę prawdę odkryć, dojść do jej sedna. Coś nas musi dopiero olśnić, musi w nas zajść jakaś metamorfoza myślowa, którą psychologia nazywa „błyskiem“ Jedna z takich złotych zasad mówi o tym, żeby przed wyjściem na jakiekolwiek przyjęcie zaspokoić głód, czyli coś zjeść. W przeciwnym razie funkcje mózgu przejmie nasz żołądek. Zawsze, gdy o tym mówię, przypomina mi się przywołany w tej rubryce już kiedyś cytat z zapisków Henryka Comte’a, adiutanta prezydenta Wojciechowskiego (1869-1953): „Z chwilą, gdy otworzono drzwi do sali jadalnej i ukazywał się widok stołów uginających się pod jadłem i napojami, dostojne panie i dostojni panowie od razu tracili panowanie nad sobą. Jak gdyby całe tygodnie nie jedli, zapominając gdzie są i kim są, rzucali się do stołów, nieraz torując sobie drogę łokciami”. Połączenie głodu i widoku szwedzkiego stołu grozi poważną katastrofą. Głodnych (lub raczej głodomorów) wodzi na pokuszenie widok wszystkich smakołyków - potraw zimnych i ciepłych, przystawek i dań głównych, deserów i napojów. W końcu gourmand (fr. obżartuch) porzuca zdrowy rozsądek, zrzuca z siebie niewidzialny płaszcz wszelkich pozorów i rusza w kierunku bufetu. Pędem. Szybko. Zbliżając się, rozszerza nieco łokcie, jak w popularnej zabawie w kaczuszki, żeby tylko utorować sobie drogę do prawdziwych skarbów. I w końcu zaczyna jeść, a raczej… żreć. W stanie głodu występującego w bogatych krajach Zachodu tak właśnie się to kończy.
Głód pokonuje nawet dyrektorów największych firm. Ileż to razy widziałem panów i panie, na co dzień zajmujących wysokie stanowiska, którzy w starciu ze szwedzkim stołem obojętnieli nawet na wdzięki i powaby swoich drogich garniturów i sukien. Musiała to być prawdziwa miłość lub raczej głód miłości, skoro Lantiery, Hugo Bossy, Simple i Patrizie Arytony stawały się ledwie obrusami pod talerz z żeberkami, który z braku stołów zainteresowani kładli na kolana, siadając sobie gdzieś na parapecie albo kucając cicho w kąciku. Głód to potworność. Wracamy do truizmów. Na wszelkich imprezach chodzi o towarzystwo, dopiero w drugiej kolejności o jedzenie. Jeśli zaspokoimy głód przed wydarzeniem z łatwością będziemy mogli oddać się znajomym i osobom, które dopiero co poznamy. Starczy oczywiście też czasu, aby spróbować tego i owego. I przy bufecie będzie jakoś luźniej, kiedy pierwsza fala tsunami odpłynie. Jobs mówił: Stay foolish, stay hungry. „Pozostawaj głupi“ w znaczeniu: celowo nie nabieraj przekonania, że wszystko wiesz i „pozostawaj głodny“ wiedzy i odkrywania nowych horyzontów. Ten głód, podobnie jak ten dosłowny najlepiej zaspokajać powoli i nie bardziej niż potrzeba. W przeciwnym razie można by się nabawić niestrawności.
Wojciech S. Wocław zawodowy konferansjer, popularyzator zasad savoir-vivre’u, etykiety w biznesie i dress code’u (prowadzi szkolenia z tych dziedzin), wykładowca Szkoły Retoryki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Autor bloga www.EtykietaUbioru.pl. Od blisko trzech lat pisze na temat savoir-vivre’u dla portalu RMF24.pl. Do tej pory poprowadził setki wydarzeń w dziesięciu krajach na czterech kontynentach. Pracuje dla największych polskich i zagranicznych firm. Nazywany ulubionym konferansjerem polskiego biznesu. Więcej na www.wojciechswoclaw.pl.
www.etykietaubioru.pl
SKALNE MIASTO w Pod za mczu k. O grod zieńca Historia zaczyna się w latach 90. XX w., kiedy gmina Ogrodzieniec zdecydowała się na sprzedaż działki położonej na wzgórzu Janowskiego wraz z istniejącym tam budynkiem nieczynnego schroniska turystycznego. W chwili sprzedaży budynek był opuszczony, zdewastowany i swoją formą w postaci betonowej kostki szpecił okoliczny krajobraz. I tu zaczyna się historia miłości do nowoczesnej architektury szanującej otoczenie. W 2017 roku hotel Poziom 511, który powstał w miejscu wspomnianego schroniska, świętuje 5 urodziny. Ulokowany na najwyższym wzniesieniu Jury Krakowsko-Częstochowskiej, tuż przy ruinach zamku Ogrodzienieckiego, jest intensywnie bijącym sercem re-
gionu. Dziś obiekt uznawany jest przez gości za miejsce, w którym swobodna i kameralna atmosfera, minimalistyczny design, proste formy oraz zamiłowanie do bliskiego kontaktu z otaczającą naturą, tworzą doskonale dobraną kombinację, zachęcającą do powrotu i korzystania z uroków Jury. Wapienne skały, jaskinie i okoliczne lasy stały się rajem dla wszystkich, którzy szukają swojego sposobu ucieczki od stresującego życia w mieście. Poziom 511 to miejsce dla otwartych, ciekawych świata ludzi. Mamy nadzieję, że kiedy je raz odwiedzicie, pokochacie to miejsce i zawsze będziecie tam wracać z przyjemnością, pełni dobrej energii.
Organizowany już po raz XI ogólnopolski konkurs dla Hoteli “Hotel z pomysłem” miesięcznika Hotelarz jest okazją, aby podzielić się z innymi swoją sympatią do tego wyjątkowego miejsca. Wygrana w 2012 roku była szczególnym wydarzeniem dla Poziom 511, dlatego zachęcamy do oddania głosu w plebiscycie na Hotel 10-lecia. Poziom 511 bez wątpienia zasługuje na wysokie miejsce w rankingu najbardziej niezwykłych miejsc w Polsce: http://hzp10lecia.e-hotelarz.pl/obiekt/?id=343
W ciągu tych 5 lat hotel gościł już blisko 70 tys. Gości, którzy chętnie dzielą się swoimi wrażeniami z pobytu: Mądra, nowoczesna architektura szanująca otoczenie i funkcjonalne wnętrza, w połączeniu z działalnością kulturalną i wspieraniem artystycznych inicjatyw tworzy wyjątkowe na polskiej mapie hotelowej miejsce. To miejsce jest idealne, od samego wjazdu pomiędzy ogromnymi skałami ma się wrażenie, że właśnie przekroczyło się bramę do jakiegoś innego świata. Wspaniały wypoczynek w miejscu, które swoją prostotą i urokiem ściga się z urodą Jury K-Cz. Pasują do siebie idealnie.
www.poziom511.com
Bonerów 33 | 42-440 Ogrodzieniec | www.poziom511.com | recepcja@poziom511.com | 32 746 28 00
Wiecznie głodny cukiernik / Wielki głód cukiernika TEKST
Aurora Czekoladowa
W tamtym roku został wybrany Best Pastry Chefem w Polsce. Na koniec lutego wygrał polskie eliminacje do prestiżowego World Chocolate Masters. Czyżby był głodny sukcesu? A może czegoś innego? Czego głód nosi w sobie ten, kto karmi innych. I czy czasem sam chodzi głodny? Na te i inne pytania odpowie nam Michał Iwaniuk z Czekolada Cafe.
22
Aurora: Zazdroszczę Ci! Masz stały i nieograniczony dostęp do słodkości! Pewnie dlatego zostałeś cukiernikiem! Michał Iwaniuk: To nie do końca tak… Można powiedzieć, że zostałem cukiernikiem by uciec od losu górnika. Pochodzę z zagłębia górniczego, czyli Lubina. Rodzice nie chcieli bym podzielił ten ciężki los. Dlatego wybrałem cukiernictwo. I rzeczywiście wybrałem akurat taki zawód, ponieważ zawsze byłem głodny słodyczy. Rozumiem, że teraz w końcu jesteś nimi nasycony! Przychodzi taki moment w życiu cukiernika, że jest nimi wręcz przesycony! Pamiętam, że u mnie nastąpiło to już po pierwszym miesiącu pracy! Trzeba było złapać balans… Bo cukiernik musi kochać słodki smak. Musi mieć w sobie głód słodkiego, by wciąż wymyślać nowe połączenia smakowe, nowe desery, ciasta. I za każdym razem je próbować. Czyli nigdy nie jesteś głodny? Wręcz przeciwnie! Ciągle chodzę głodny! Jak przystało na cukiernika dzień zaczynam od kawy i czegoś słodkiego. Ale potem zaczyna się gonitwa z czasem. Nie mam chwili na zjedzenie normalnego obiadu. Nawet jeśli czasem zdarza mi się jadać w domu to zjadam posiłek na stojąco (śmiech). Moja żona mówi, że to takie zboczenie zawodowe - ciągłe bycie w biegu. To ciekawe, bo zawsze wyobrażałam sobie, że zawód cukiernika to jedna z najspokojniejszych profesji.
Da się lubić takie życie? Tylko wtedy, gdy jest to twoja pasja. Cukiernik to w ogóle bardzo ciężki zawód. Pamiętam, gdy zaczął pracować jako młody chłopak i wróciłem z praktyk w brudnym kitlu. Mama zapytała czy przypadkiem nie pomyliłem zakładów pracy i nie poszedłem na mechanika (śmiech). Zaczyna się zawsze od mało ambitnych i brudnych rzeczy, np. szorowania blach na zmywaku. Potem jest tylko gorzej (śmiech). Zamiast grzać się przy ciepłym piecu, haruje się czasem po 12 godzin na nogach i to nie raz 7 dni w tygodniu. Jest praca na nocki. Nie wszyscy wytrwają…
Pewnie dlatego, że większość osób kojarzy to z pracą w zakładzie cukierniczym lub piekarni. Tymczasem ja jestem cukiernikiem w restauracji hotelowej. Tu pracuje się pod presją czasu. Nie ma jednego stałego zlecenia, tylko ciągłe zmiany.
23
A jednak wygrałeś! Jaki głód się za tym kryje?
Ty jednak wytrwałeś i w dodatku wyglądasz na bardzo zadowolonego! Wytrwałem, bo wciąż byłem głodny. Chciałem czegoś więcej. Widziałem, że po tym trudnym etapie jest inny bardzo ciekawy świat. Wciąż odkrywałem nowe techniki, umiejętności a to tylko wzmagało moją ciekawość. Chciałem poznać wszystkie zakamarki tego świata, czyli specjalizacje: od ciasta drożdżowego, po kruche, karmel, sugarcrafting, wreszcie czekoladę… I na czekoladzie się zatrzymajmy. To ona dała ci przepustkę do finału World Chocolate Masters. Ale to nie pierwszy ważny konkurs cukierniczy, który wygrałeś. Jesteś również głodny zwycięstw? Czy to właśnie głód wygranej sprawia, że stajesz ciągle na podium? Tu cię zaskoczę, bo udział w tych konkursach to nie była moja inicjatywa. Nie bardzo mnie interesowały tego typu występy. Namówiła mnie dopiero menager Czekolada Cafe, gdzie jestem pastry chefem, ponieważ uznała, że to dobra promocja dla naszej cukierni.
Jeśli tak na to patrzeć to myślę, że to nie tyle głód bycia lepszym od innych. Ale chęć bycia najlepszym w tym, co robię. Taka rywalizacja z samym sobą. Gdy biorę udział w konkursie nie myślę o pokonaniu rywali, bo wiem, że konkuruję z najlepszymi w tym kraju. Jedyne na czym się skupiam to wykonaniu mojej pracy tak bym sam sobie nie miał nic do zarzucenia. Chcę pokazać maksimum moich umiejętności. Nawet gdybym nie stanął na podium, jeśli daję z siebie wszystko, czuję się wygrany. Mimo wszystko życzę Ci byś stanął na podium podczas finału w Paryżu! Myślisz, że masz szansę na wygraną? Trudno mi odpowiedzieć. My, cukiernicy, w Polsce mamy ogromny deficyt wiary w siebie. Ciągle jeszcze jesteśmy głodni pochwał, bo wiele lat złożyło się na to, że ten zawód jest niedoceniany. Nadal niewiele osób ma świadomość jak wiele godzin pracy składa się czasem na jeden deser. Ile wymaga to od nas pracy fizycznej i intelektualnej. Dlatego myślę, że ta wygrana przydałaby się nie tylko mnie, ale nam jako grupie polskich cukierników. To by wreszcie nobilitowało nas w świadomości nas samych, ale też konsumentów. Rzeczywiście, częściej mówi się w prasie i telewizji o zawodzie kucharza... Dobrze jednak jak przede wszystkim mówią sami klienci. Pochwała i docenienie z ust klienta cukierni to taka wisienka na torcie!
24
Zaspokajasz apetyt na coś słodkiego wielu ludzi. Karmiąc ich coś też otrzymujesz. Opowiedz jakie głody zaspokaja praca cukiernika? Przede wszystkim jest coś bardzo satysfakcjonującego w tym, że moja ciężka praca przekłada się na dobry humor ludzi! Pracuję najczęściej wtedy, gdy inni odpoczywają, np. w święta. No ale ktoś musi dostarczać ludziom tych endorfin. Jestem szczęśliwy móc w taki sposób uszczęśliwiać innych. Być może właśnie w ten sposób oczarowałem moją żonę (śmiech), ale to już trzeba by było ją zapytać. Cóż, cukiernicy to słodcy faceci! Poza tym, tak jak już wspomniałem ta praca to bezustanne zaspokajanie głodu wiedzy. Bo wciąż można się czegoś uczyć, rozwijać, doskonalić…
25
Wiele osiągnąłeś - masz rodzinę, pasję, sukcesy... Twoje głody i ambicje zostały zaspokojone. Czy jest coś czego możesz być głodny?
A to nie jest tak, że jak się staje na podium tyle razy to w pewnym momencie jest się po prostu najlepszym i nie ma się czego uczyć?
Tak! Mogę bez końca codziennie jeść czekoladowy deser bezglutenowy z mojej cukierni (śmiech). A tak naprawdę to chcę urlopu!!! To jest teraz mój największy niezaspokojony apetyt! Karmienie innych i zaspokajanie swoich ambicji to dość pracochłonne zajęcia! Chcę odpocząć, naładować baterie.
Jest tak tylko wtedy, gdy sam ktoś uzna się za najlepszego z najlepszych. I stanie w miejscu. Tu nie ma takiego pojęcia jak przesyt. Ja od początku mojej drogi stawiałem na samorozwój. Ktoś oczywiście musiał we mnie zaszczepić tą pasję. Nie mniej, do teraz uwielbiam się uczyć i ciągle odkrywać nowe.
Michał Iwaniuk: mistrz cukiernictwa z blisko 20 letnim doświadczeniem pracy. Best PAstry Chef 2016 i polski finalista konkursu World Chocolate Masters. Szef cukierni Czekolada Cafe w Warszawie. Na co dzień mąż i ojciec. Specjalizuje się w czekoladzie i nowoczesnym cukiernictwie.
Kto Cię karmi tą wiedzą? Najlepsze w tej branży jest to, że tu często nie ma podziału na nauczycieli i uczniów w dosłownym i negatywnym znaczeniu tego słowa. Uczymy się ciągle sami od siebie. Rozmowy z kolegami po fachu to ogromna dawka wiedzy. Na szczęście nie kryjemy się z swoimi sekretami branży. Nie ma tu ducha niezdrowej walki i rywalizacji. Dzielimy się swoimi doświadczeniami, a przez to często to, co mi zajmuje dużo czasu ktoś już zrobił, przez co zaoszczędzi mi nerwów i czasu. Oczywiście wciąż biorę udział w różnych fachowych warsztatach, konsultacjach. Ale właśnie najbardziej chciałbym podkreślić, że uczymy się ciągle i to od wszystkich! Przysłowiowy praktykant może pokazać mi rewolucyjne rozwiązanie, na które ja bym zwyczajnie nie wpadł.
26
S P E L/ N I J M A R Z E N I E O W L/ A S N E J R E S T A U R A C J I
gliwice 44-100 Gliwice ul. Raciborska 2 tel. 733 25 37 30 /zdrowakrowa
katowice 40-014 Katowice ul. Mariacka 33 tel. 730 10 15 20 /zdrowakrowakatowice
franczyza Zadz woń do nas i zapytaj o warunk i francz yz y. O t wór z swoją Zdrową K rowę!
katowice 40-615 Katowice ul. Jankego 51 tel. 539 64 64 64 /zdrowakrowajankego
Zdrowa Krowa zdrowa_krowa zdrowakrowa www.zdrowakrowa.com
Grzegorz Więcław | www.glowarzadzi.pl
Kultywować w sobie głód
28
Można śmiało powiedzieć, że nasze życie polega na identyfikowaniu, a potem zaspokajaniu potrzeb i pragnień. Zgodnie ze znaną koncepcją piramidy potrzeb Abrahama Maslowa, istnieją potrzeby niższego i wyższego rzędu. Do pierwszego typu należą potrzeby: fizjologiczne (np. pożywienie, sen, prokreacja) oraz bezpieczeństwa (np. schronienie, pewność jutra). Według tej teorii spełnienie ich daje fundament konieczny do realizacji potrzeb wyższego rzędu, takich jak: potrzeba przynależności, szacunku i uznania, czy samorealizacji. Na pierwszy rzut oka rzeczywiście ma to „ręce i nogi”. Trudno jest głodnemu i bezdomnemu człowiekowi w pierwszej kolejności poszukiwać szacunku w swoim środowisku, albo zastanawiać się nad sensem życia, zanim się dobrze nie naje i nie wyśpi. Jednak człowiek jest bardziej skomplikowaną istotą i ciągle wymyka się ramom psychologicznych teorii. Dalsze dociekania wykazały, że piramida potrzeb Maslowa wcale nie musi być linearna, tzn. ludzie są w stanie zaspokajać potrzeby wyższego rzędu, ignorując przez jakiś czas potrzeby niższe. Z pewnością każdy słyszał o ludziach, którzy celowo decydują się na odwrócenie kolejności potrzeb. Postępują tak na przykład podróżnicy ( choćby Marek Kamiński) – świadomie pozbawiają się poczucia bezpieczeństwa po to, aby odkrywać nieznane za-
kątki ziemi. Podobnie lekarze, a w szczególności chirurdzy, którzy podczas wielogodzinnych operacji rezygnują ze snu (jak na przykład profesor Zbigniew Religa w trakcie słynnego, trwającego niemal dobę przeszczepu serca). Potrzeby niższego rzędu ignorują nawet zafascynowani jakimś problemem naukowcy. Tak właśnie było z matematykiem Andrew Wilesem, który pracując nad rozwiązaniem wielkiego twierdzenia Fermata, zwyczajnie… zapominał jeść! No właśnie. Głód. Ta potrzeba najlepiej oddaje mechanizm naszego funkcjonowania w pogoni za realizowaniem każdej innej. Dlatego niejedno ma imię. Można powiedzieć, że głód – zarówno ten prawdziwy, jak i metaforyczny – to motor napędowy naszych działań. Leży u źródeł motywacji. Głodni potrafimy bardzo dużo zrobić, żeby się posilić. W naturze jest podobnie. Głodny lew pozostaje czujny, zdecydowany i w pełni gotowy do działania, aby zaspokoić swoją podstawową potrzebę. Natomiast syty lew staje się leniwy, udobruchany, mniej chętny do działania i wychodzenia poza bezpieczne legowisko. Jeśli brakuje Ci motywacji do działania, zastanów się, czy nie jesteś aby sytym lwem. Nieważne czym się zajmujesz w życiu. Tylko głód osiągania coraz to wyższych standardów (niekoniecznie materialnych) popycha
29
człowieka do przodu. Ludzie głodni sukcesu, definiowanego jako proces ciągłego doskonalenia siebie i swojej rzeczywistości, nie zatrzymują się i nie spoczywają na laurach. Chcą więcej, lepiej, czasem inaczej. Niezależnie od wszystkiego poszukują nowych rozwiązań i dróg, prowadzących ich do założonych celów. Niektórzy ludzie są tak bardzo zmotywowani do ciągłego rozwoju, że robią to naturalnie. Wyznaczają sobie ambitne zadania, podejmują ryzyko i dzięki temu sami stymulują poczucie głodu po to, żeby móc je zaspokajać. Słowem – świadomie wychodzą poza swoją strefę komfortu. W świecie polskiego sportu syndrom głodnego, przebudzonego lwa widzę w naszej reprezentacji piłkarzy. Po zeszłorocznych Mistrzostwach Europy we Francji, Polski Związek Piłki Nożnej opublikował film pt. „Chcę więcej”, pokazujący przygotowania naszej reprezentacji do tej najważniejszej imprezy 2016 roku. W filmie obserwujemy całe pokolenie piłkarzy, dojrzałych wreszcie do tego, aby bić się o najważniejsze trofea. To ambitni chłopcy, którzy nie boją się ciężkiej pracy i wiedzą, ile kosztuje sukces w ich dyscyplinie. Chcieć więcej znaczy poszukiwać, kultywować w sobie głód, popychający do przełamywania swoich barier i wykonania kolejnego kroku naprzód. Oni nie tylko chcą więcej od świata, ale też mogą dać więcej od siebie. Wydaje mi się, że taka drużyna gotowa będzie do kolejnej, sportowej uczty. Ludzie, o których wspomniałem – Kamiński, Religa, Wiles, polscy piłkarze – jak i wielu innych, potrafili podążyć za swoim głodem. Szukali różnych sposobów,
30
żeby go zaspokoić. I nie spoczęli, dopóki tego nie zrobili. W pewnym sensie kultywowali swój głód. Ja także zachęcam osoby, z jakimi pracuję, właśnie do tego, żeby potraktowały własny głód jako siłę napędową do działania i sięgania po swoje najskrytsze marzenia. Ale uwaga! Ta droga do mistrzostwa nigdy się nie kończy. Dlatego podążając nią, warto wesprzeć się słowami Steve’a Jobsa, który powiedział do absolwentów Uniwersytetu Stanforda: stay hungry, stay foolish. Myślę, że jego przesłanie jest jednoznaczne. Takie samo jak całego mojego artykułu. Nie ustawajcie w swoich dążeniach, rozwijajcie się, idźcie naprzód!
Avant Après / ul. Kupa 5, Kraków / tel. 12 357 73 57 / www.avantapres.pl
hair: Tomasz Marut/Barbara Pieczara-Książek model: Katarzyna Sadowska | mua: Elżbieta Jaśkowska | photo: Łukasz Sokół
LOOKBOOK L’Oreal Professionnel 2017
Głodny jak… TEKST
Małgorzata Kaźmierska
32
Podobno głód to najlepszy kucharz; jeśli chodzi o mnie, można tak powiedzieć – gdy jestem głodna, wystarczy mi kromka chleba z masłem, byle szybko. Ale za to mój brat, jeszcze nawet jako wolny od zainteresowań kulinarnych nastolatek, kiedy „umierał z głodu”, przygotowywał sobie… stos kanapek. Dobry kwadrans zajmowało mu smarowanie chleba, potem układanie wędlin i kawałków pomidora albo ogórka. Dopiero gdy wszystko było gotowe, zabierał się za jedzenie. Tymczasem ja zdążyłam już zapomnieć o głodzie. Ha! Konfucjusz przestrzegał: „Kto lubi dobrze zjeść, może z głodu umrzeć”, dlatego bezpieczniej nasycić się tym, co jest, niż czekać na coś lepszego. Głód to odpowiedni temat na Wielki Post, który kiedyś chyba w pewnym stopniu uświęcał ciężki okres przednówka, gdy zapasów już nie było, a w polu i w lesie jeszcze nic nie było. I choć niestety nadal w uboższych krajach wiele ludzi głoduje, obywatelom państw bogatszych uczucie to raczej znane jest jako co najwyżej kilkugodzinne „ssanie” w żołądku. Dawniej post stanowił element pokuty, umartwienia i oczyszczenia. Teraz nikt nie wymaga od nas aż takiego poświęcenia. Już wspominany przez Adama Grzymałę-Siedleckiego ksiądz Stefan Pawlicki, który nigdy nie gardził dobrym jedzeniem, zapytał rezolutnie: „Zali tylko dla grzeszników przeszczodry Bóg stworzył rzeczy smaczne?”. Chociaż pewnie szczególnie w Wielkim Poście niejednemu należałoby przypomnieć maksymę angielskiego pisarza A. J. Cronina: „Jedz mniej! Bramy raju są wąskie.” (może sam się w nich nie zmieścił i przysłał ostrzeżenie z zaświatów?). Wielokrotnie w ciągu tysięcy lat ludzkości przekonywano się o tym, że głód nawet jednej osoby, a szczególnie zbiorowości może być potężną, bardzo destrukcyjną siłą, jakiej nie powinno się lekceważyć. Wprawdzie Henryk Mann twierdził, iż mniej należy obawiać się głodu niż złych myśli, ale czy on w ogóle znał to uczucie? Podobno głód to największy rewolucjonista, a angielskie przysłowia mawiają, iż burzy on kamienne mury i jest głuchy na wszystko. Niemal kliniczny opis stanu głodującego człowieka, zachodzących w nim zmian fizycznych i psychicznych, dał Knut Hamsun w książce zatytułowanej po prostu „Głód”, a opartej na jego własnych przeżyciach. Zresztą w tej samej sytuacji znajdowało się kiedyś wielu artystów – Pierre Corneille mówił, iż jest „przesycony sławą, a zgłodniały pieniędzy”, a Monet, którego obrazy obecnie są wyceniane na setki milionów dolarów, skarżył się w jednym z listów, że nie jadł już osiem dni! Przymusowy głód to przekleństwo, ale dobrowolne, okresowe wyrzeczenie się jedzenia lub ograniczenie go, bywa lecznicze. Oczyszczające głodówki stały się modne już jakiś czas temu. Pamiętam, jak w liceum zaczęłam eksperymentować z niejedzeniem i okazało się, że można zrezygnować ze śniadania w domu, zjeść kanapkę
dopiero na pierwszej albo drugiej przerwie i… nie umrzeć z głodu! Albo zamiast tradycyjnej kolacji zaaplikować sobie jogurt z otrębami, schrupać trochę musli, orzechów lub ziaren słonecznika, a po paru tygodniach cieszyć się zgrabniejszą figurą. Niektórych może dziwić, że są chętni, by słono płacić za pobyt w różnych ośrodkach, gdzie oferuje się jedynie bardzo dietetyczne i skromne ilościowo jedzenie. Pewnym ludziom chyba trudno byłoby uwierzyć w lecznicze działanie głodówki (oczywiście przeprowadzonej pod właściwą opieką lekarską), a taka kuracja nie tylko wyszczupli ciało, ale również odnowi psychikę, wyostrzy zmysły i przywróci kontrolę nad własnym organizmem. W przypadku osób zdrowych najwłaściwszy jest umiar, a lekki post przyda się …dla smaku. Niedosyt to też dobre uczucie, pozwala z przyjemnością wspominać spożyty posiłek i chętnie myśleć o powrocie do miejsca, w którym nas ugoszczono. Zdecydowanie najgorsza jest przesada, zawsze ma zgubne skutki – pamiętacie filmowych żarłoków z „Siedem” albo z „Sensu życia według Monty Pythona"? Brr, marnie skończyli… W dzisiejszym przejedzonym społeczeństwie, kiedy naukowcy alarmują, że ciągle wzrasta liczba osób otyłych, temat głodu wydaje się niestosowny, chociaż nadal pozostaje modny i to dosłownie, wystarczy popatrzeć na anorektyczne modelki. André Gide w „Lochach Watykanu” radził: „Głód należy zaspokajać na końcu, bo pragnienie albo kaprys są przelotne, podczas gdy głód zawsze się odnajdzie i jest tym pełniejszy, im dłużej dało się mu czekać.” Zatem należałoby najpierw zająć się zaspokajaniem innych pragnień – głodu uczuć, wiedzy (o! to koniecznie), wrażeń, po prostu życia. Trzeba tylko uważać, żeby w pogoni za tym wszystkim nie zachłysnąć się, albo żeby potem nie pozostało jedynie uczucie niesmaku…
33
KONSUMPCJA PRZEŻYĆ O głodzie doświadczeń
TEKST
Katarzyna Zielińska
Już od wielu lat jestem zdeklarowaną minimalistką. Ostatnio stało się to szalenie popularne, zatem chwilowo udaje mi się wpisać w trendy. Co w minimalizmie jest fajnego? Lekkość, mobilność, łatwość wyboru, porządek… długo mogłabym wymieniać. Nie lubię rzeczy, bo absorbują nie tylko przestrzeń, co oczywiste, ale też czas i energię – jak się coś ma, to najczęściej trzeba o to dbać, choćby wycierając z tego kurz. Czas i energia są dla mnie zbyt cennymi zasobami, aby je marnować, dlatego wolę rzeczy nie mieć niż mieć. Nic poza tym, co niezbędne.
34
35
Tyle refleksji osobistej, teraz przechodzę do obserwacji bardziej ogólnej. Zauważyłam bowiem, że kiedy przedmioty przestały dawać szczęście, powstała pustka, którą czymś trzeba zapełnić. Kupowanie rzeczy zastępujemy zatem kupowaniem przeżyć. Jesteśmy nadal konsumentami, ale innego rodzaju dóbr. Przestaliśmy być klientami dla sklepów odzieżowych czy wnętrzarskich, ale za to staliśmy się nabywcami biletów lotniczych, wycieczek do Nowej Zelandii, zajęć jogi śmiechu, kursów gotowania wg pięciu przemian, warsztatów parzenia herbaty i wielu, wielu innych produktów oraz usług. Od takich “zakupów” przedmiotów nam wszak nie przybywa, a zyskujemy doświadczenie. Nasze “być” jest przecież ważniejsze niż “mieć”. Rozwój osobisty, poszukiwanie pasji, poszerzanie horyzontów itp. Dochodzi do tego jeszcze aspekt etyczny – ograniczając posiadanie i nabywanie dóbr, uważamy, że postępujemy właściwie wobec świata: nie wspieramy wielkich koncernów, wykorzystujących pracę ludzi i niszczących środowisko naturalne. Jeśli już musimy coś kupić, stawiamy na jakość i lokalność, a zatem nasze pieniądze idą do niewielkich wytwórców, działających na rodzimym rynku. Konsumpcja doświadczeń w zamian za konsumpcję przedmiotów wydaje mi się pozytywna – uwielbiam podróżować, próbować nowych rzeczy, zdobywać wiedzę. Jest jednak kilka ryzykownych aspektów...
Doświadczenia nas kreują Suma doświadczeń to istotny składnik naszej tożsamości. Definiują nas, określają zainteresowania. Można się nimi pochwalić w mediach społecznościowych, opowiedzieć znajomym w realu. Jednak dziwnym trafem raczej nie chwalimy się spacerem po lesie, czy przeczytanym tomikiem poezji. Musi być spektakularnie albo niszowo. A najlepiej jedno i drugie. Wtedy nasze przeżycia są luksusowe. W konkursie na zajebistość trekking w Nepalu czy medytacja w indyjskim aśramie wygrają z turniejem brydżowym bez dwóch zdań. I tu wpadamy w pułapkę kreowania wizerunku. Może się skończyć tak, że wprawdzie wolelibyśmy w sobotę opatulić się kocem i poczytać nowy kryminał Jo Nesbø, ale na fejsie lepiej będzie wyglądało, jeśli pójdziemy na swap party do wegańskiej knajpki w centrum miasta. Nie da się doświadczyć wszystkiego Mam ponadto niepokojące przeczucie, że konsumując przeżycia, łatwo wpaść w pułapkę, analogiczną do pułapki nadmiaru przedmiotów. Oferta produktów niematerialnych jest ogromna i ciągle rośnie. Mamy nieskończony wybór, a wszystkiego przecież nie doświadczymy. To może rodzić frustrację, że coś tracimy. Że tyle jeszcze rzeczy jest do spróbowania, miejsc do odwiedzenia, umiejętności do zdobycia. Może nasza największa pasja życiowa wciąż czeka nieodkryta na kolejnym kursie czy warsztatach. Robiąc jedno, mamy poczucie, że pewnie lepiej byłoby wybrać coś innego. Miało być minimalistycznie i slow, a nie jest. Efekt podobny jak przy nadmiarze przedmiotów: poczucie przytłoczenia, chaos.
36
Poszukiwanie autentyczności W konsumpcji przeżyć istnieje także ryzyko natrafienia na podróbkę, malowaną atrapę zastępującą rzeczywistość. A przecież nie tego chcemy; jeśli poznawać, zgłębiać, to prawdę, nie fikcję. Tę ułudę możemy najczęściej spotkać w podróży – w odległych zakątkach świata jesteśmy wszak traktowani jak źródło dochodu dla tubylców, a zatem trzeba nam zapewnić atrakcje, często dające cukierkowy obraz danego kraju. Raczej pocztówkę niż prawdziwy widok. Komercja Nie oszukujmy się, sprzedaż doświadczeń, zarówno tych spektakularnych (np. nurkowanie z rekinami), jak i tych mniej ekstremalnych (choćby warsztaty parzenia kawy), to potężny biznes. Doświadczenia są towarem takim jak każdy inny i podlegają rynkowym prawom. Trzeba zatem sprawdzać co kupujemy, zupełnie tak samo jak w przypadku dóbr materialnych. Możemy bowiem zostać oszukani, a oferta może nie być zgodna z umową.
*** Zakończę znów refleksją osobistą, bo temat konsumpcji przeżyć żywo mnie interesuje. Mimo istnienia wszystkich wymienionych pułapek, wolę wybrać ciekawe warsztaty albo wyjazd, a nie nową torebkę. Doświadczenia są lepsze od przedmiotów. Pozostawiają wspomnienia, budzą emocje, łączą ludzi. Nawet chaotyczne i w nadmiarze, zawsze będą bardziej rozwijające niż kolejny przedmiot, wpłyną jakoś na nasz światopogląd i wiedzę. A jeżeli okaże się, że wyplatanie koszyków z papieru jest kompletnie nie dla nas, to również będzie to wartość dodana – dowiemy się o sobie czegoś nowego. Najlepiej znaleźć złoty środek – starać się zarówno przedmioty jak i przeżycia kupować świadomie, wybierać te, które są zgodne z naszym stylem życia i stanowią konsekwencję wcześniejszych wyborów. A przede wszystkim decydować się na aktywności sprawiające przyjemność, a nie na te, które wypada uprawiać, jeśli nie chce się wypaść z towarzyskiego obiegu. Bywać tam, gdzie lubimy, a nie tam, gdzie wszyscy są. Pamiętajmy też o przeżyciach i aktywnościach wymykających się komercji – tych, których nie kupujemy, ale tworzymy sami. Spacer po lesie, odkrywanie ciekawych zakamarków własnego miasta, wycieczka rowerowa, uprawianie ogródka… Trochę mniej spektakularne niż skok na bungee, ale za to całkowicie za darmo i dostępne dla każdego.
37
Medycyna przyszłości Współczesna medycyna oferuje wiele specjalizacji skupiających się na konkretnej grupie schorzeń. Tymczasem od tysiącleci wiadomo, że organizm człowieka to nie tylko nici różnego rodzaju połączonych narządów, ale wręcz jedna, strukturalna i psychofizyczna całość. Takie postrzeganie stawia na pierwszym miejscu osteopatia, rozwijająca się prężnie od drugiej połowy XIX wieku dziedzina medycyny, której klinika Fizjomed niedawno pojawiła się na mapie Katowic, jako jedna z pierwszych tego typu placówek na Śląsku. Jest to pierwsza w Polsce filia krakowskiego centrum z czternastoletnim stażem i ogromnym doświadczeniem w zakresie osteopatii i fizjoterapii. Jej otwarcie miało miejsce 3 kwietnia. Sieć powiązań – czym jest osteopatia
ny system medyczny wraz z terapią, które nazwał osteopatią.
Jest to przede wszystkim filozofia opieki medycznej, polegaCiało człowieka jest integralną całością, w której zacho- jąca na wspomaganiu procesów samoleczenia ciała. Ostedzą niezwykłe powiązania. Jest to zasadniczym założeniem opata stosuje wyspecjalizowane techniki manualne, dzięki osteopatii, dziedziny medycyny, której intensywny rozwój czemu pomaga osiągnąć stan równowagi funkcjonowania rozpoczął w 1874 roku amerykański chirurg wojskowy, dr An- poszczególnych narządów i całego ciała. Spogląda na pacjendrew Taylor Still. Bezradność ówczesnej medycyny i leków, ta niezwykle szeroko, stosując nieinwazyjne i na ogół bezbozmotywowała go do poszukiwania alternatywnego leczenia lesne metody. W pracy skupiam się na wnikliwej diagnozie zapalenia opon mózgowych swojej żony i córek. W tym celu będącej wyznacznikiem terapii, która umożliwia osiągnięcie dokładnie przestudiował i zanalizował anatomię człowieka, optymalnego stanu funkcjonowania ciała. Zdrowy orgaa dzięki działaniom w praktyce, stworzył przemyślany i spój- nizm bowiem, to dla mnie harmonia pomiędzy wszystkimi
38
jego układami. Ideą, która przyświeca mi w pracy jest „poszukiwanie zdrowia, a nie odnajdywanie czy leczenie choroby” – podkreśla osteopata z centrum Fizjomed, Filip Pięta. W przypadku osteopatii nie mówimy o procesie leczenia (bo
„osłuchaniem ciała dłońmi”, ponieważ daje ono bezpośredni wgląd w schorzenie pacjenta – obrazuje osteopata, Bartosz Kmita. Nie należy bowiem zapominać, że w osteopatii narządy wewnętrzne są postrzegane tak, jak stawy. Ich przemiesz-
nie stosuje ona leków), ale o procesie powrotu do zdrowia, czenia i oddziaływania, mogą mieć wpływ na wieloaspektow myśl, że ciało ludzkie jest samo dla siebie najlepszą apteką. we zmiany i zaburzenia w organizmie. Dzięki wspomnianym Nie oznacza to, że ta dziedzina medycyny stoi w sprzeczności technikom manualnym, osteopata pozwala na równoważez innymi specjalnościami – korzysta z ich osiągnięć poprzez nie się narządów. Delikatnie stymuluje dłońmi tkanki, które konsultacje neurochirurgiczne, ortopedyczne, dietetyczne są źródłem problemu. Najkrócej mówiąc, osteopata maniczy diagnostykę obrazową USG, to często pomaga to wybrać puluje i mobilizuje poszczególne tkanki i narządy, stymulując odpowiednie techniki manualne. procesy samoregeneracji i równowagi na poziomie ciała. Pacjent w centrum diagnozy
Status osteopatii w Polsce
Kluczowa dla rozpoczęcia procesu zdrowienia jest w oste- Na zachodzie Europy i w USA osteopatia od wielu lat święci opatii sama diagnoza, dlatego określa się ją świadomie triumfy, a terapeuta z powodzeniem niejednokrotnie zastępui dokładnie. Osteopata już z samej obserwacji ruchu, mimiki twarzy czy skóry pacjenta, czyni pierwszy etap diagnozy, pozwalający wysnuć wnioski, pogłębiane następnie podczas szczegółowego i wnikliwego wywiadu. Wszelkie pytania staramy się zadawać delikatnie i wyjaśniać, dlaczego jest to konieczne. Nasza dociekliwość ma wzbudzać zaufanie, a nie zawstydzać czy zniechęcać. Już na etapie wywiadu stawia-
je lekarza pierwszego kontaktu. W świadomości mieszkańców tych regionów świata rośnie przekonanie o wielkim znaczeniu technik manualnych dla różnego typu schorzeń. W Polsce osteopatia to wciąż nowa dziedzina, która jednak ma na swoim koncie spektakularne sukcesy terapeutyczne i która nieustannie się rozwija. Na mapie Katowic pojawia się nowe miejsce będące odpowiedzią na potrzeby pacjentów. Na jego czele sto-
my wstępną hipotezę dotyczącą źródła problemów zdro- ją osteopaci Filip Pięta i Bartosz Kmita – zawodowo pasjonaci, wotnych. Pytania dotyczą aktualnych schorzeń pacjenta, ale a prywatnie przyjaciele. Z pomocy osteopatów, a także fizjotetakże historii chorób i zabiegów operacyjnych w jego życiu, rapeutów – specjalistów z długoletnią praktyką, nieustannie a nawet zapomnianych urazów z przeszłości. Wszystkie te podnoszących swoje kwalifikacje – mogą skorzystać niemowdane naprowadzają nas na właściwy trop – tłumaczy oste- lęta, dzieci, dorośli, przyszłe mamy i seniorzy. Centrum Osteopata centrum Fizjomed, Bartosz Kmita. Centrum Osteopatii opatii i Fizjoterapii Fizjomed w Katowicach to jedna z pierwi Fizjoterapii Fizjomed bardzo dba o atmosferę przeprowa- szych tego typu placówek na Śląsku, a zarazem pierwsza dzanej diagnostyki i terapii. Specjaliści motywują do zdro- zamiejscowa filia krakowskiego Centrum. Swoją działalność wienia okazując szacunek i życzliwość względem pacjentów, rozpoczęła 03-go kwietnia przy ul. Piastowskiej 2. podkreślając, że atmosfera terapii ma ogromne znaczenie dla procesów zachodzących w organizmie. Dotyk jako istota osteopatii Diagnoza i terapia są w osteopatii nieinwazyjne. Nie obejmują także działań farmakologicznych. Opierają się na wyspecjalizowanych technikach manualnych. Badanie osteopatyczne stanowi kluczowy element diagnozy. Nazywa się je
ul. Piastowska 2, Katowice tel: 780 150 343 ul. Królowej Jadwigi 101a, Kraków tel: 503 618 066 www.fizjomed.com.pl
39
Japońska metoda na głoda TEKST
Joanna Zaguła
Nie znam tego kraju, ale tak się składa, że to właśnie stamtąd pochodzi wszystko, co w ostatnim czasie pomogło mi walczyć z głodem i innymi wielkimi problemami dnia codziennego.
40
Nie wzięłam lunchu do pracy. A w sklepie na rogu są tak okropne rzeczy, że po prostu nie jestem w stanie ich zjeść. Po pracy pojechałam na zakupy i kiedy wracałam około 19, czułam, że zaraz zemdleję. Jakaż była moje rozpacz, gdy okazało się, że u mnie w domu świeci się światło. To ekipa remontowa wpadła, żeby zrobić poprawki. Kuchnia została wyłączona z użytku. Kopiąc w furii pudła z nierozpakowanymi jeszcze książkami (przeprowadzka to koszmar) klęłam w głos myśląc, że to najgorszy dzień mojego życia. A także, że może się okazać dniem ostatnim, bo zaraz umrę z głodu. Sama na siebie ściągnęłam ten okropny los, bo przecież wokół mnie jest pełno jedzenia, ale nie takiego jak ja chcę. Półki w lokalnych supermarketach uginają się pod ciężarem chrupiących bułeczek, zaraz obok wielki wybór serów, a jak się jest głodnym, to zachęcająco wyglądają nawet regały z chipsami. Ale nie! Mam silną wolę i nie jem byle czego. Wolę poczekać i pójść do dobrej restauracji albo ugotować sobie jakiś zdrowy, smaczny posiłek. A co jeśli restauracje już zamknięte, a lodówka pusta? Pozostaje pogodzić się z postem. Właśnie wiosną nasz organizm najlepiej reaguje na lekkie głodówki. Po zimowym smogu i tłustym jedzeniu fajnie jest oczyścić się z toksyn, przestawiając się na kaszę jaglaną albo zupy warzywne. Wiemy to już od dawna, jednak dziwnym trafem rzadko się do tego stosujemy. Bo wiosną chce się nam latać nad chodnikiem, ubierać w kolorowe, lekkie kurtki i sprawiać sobie same przyjem-
ności. Już byśmy się chętnie rzucili na te wszystkie rzodkiewki, ogórki, sałaty, a nawet szparagi, które pojawiają się w warzywniakach. Ale znowu trzeba mieć się na baczności. Są silnie nawożone i wcale nie będą dla nas zastrzykiem zdrowia. Wychodzi więc na to, że zewsząd czyhają na nas dietetyczne zagrożenia i nikomu nie można ufać. A przecież jedzenie miało być przyjemnością. Siedząc na podłodze mojej kuchni przed rozmontowanymi szafkami, rozmyślałam nad tym, jak przejść na wiosenną dietę. Przypomniałam sobie widziany kilka miesięcy temu film Michaela Pollana „W obronie jedzenia”. Po wysłuchaniu opinii wielu ekspertów żywienia autor (podobnie jak ja) doszedł w pewnym momencie do wniosku, że każdy mówi co innego i że można od tego zwariować. Potrafił jednak z tej wielości wybrać to, co najważniejsze. Podzielił się więc z widzami trzema najprostszymi zasadami, które jego zdaniem, należy wcielać w życie, by
41
jeść zdrowo. Trzeba spożywać produkty nieprzetworzone, głównie rośliny i jeść mniej. Proste? No pewnie! Każdy, kto nie ma akurat remontu, ale za to posiada choć trochę silnej woli, może powziąć postanowienie gotowania sobie codziennie lub przynajmniej co drugi dzień, żeby zrezygnować z dań sklepowych i na wynos. Kasza z pieczonymi warzywami, czy zupy jarzynowe są megaproste i w dodatku tanie! Warzywa, choćby nawet i te sztucznie pędzone są zawsze lepsze od mrożonej pizzy. Doprawicie je sobie i będą pyszne, w zależności od pomysłu – aksamitnie gładkie, słodkie, słone, chrupiące, al dente albo rozpływające się w ustach. No, ale jak już mamy takie smaczne dania na stole, to jak się zastosować do trzeciej zasady i nie zjeść za dwoje? Moim zdaniem tutaj też należy się kierować zasadą przyjemności. Polecam więc zacząć od wycieczki do sklepu z japońską ceramiką. Takie miseczki nakrapiane albo w biało-niebieskie geometryczne wzory są teraz bardzo modne i można je łatwo kupić. Ja swoje znalazłam w najbliższej herbaciarni. Wybierzcie miseczkę, której pojemność odpowiada Waszym złożonym w łódeczkę dłoniom i jedzcie z niej każdy posiłek. Ja się ze swojej tak cieszę (jest naprawdę bardzo ładna i pasuje do tego, jak w wyobraźni widzę moją kuchnię), że wcale nie przeszkadza mi to, iż po zjedzeniu z niej owsianki, mam pewne poczucie niedosytu. Oczywiście, żeby jeść mało i przyjemnie, można też prowadzić życie przemieszczając się między wykwintnymi restauracjami, ale to rozwiązanie jednak na dłuższą metę (a właściwie na krótszą także) jest zupełnie nieopłacalne. Dlatego w Wielkim Poście nie polecam żadnych restauracji, a jedynie domowe sposoby na przyjemne oszukanie głodu. Pierwszy to dzbanek zielonej herbaty. Ale nie byle jakiej. Musi być sypana, zaparzana w żeliwnym dzbaneczku, wodą niemal zimną, laną ze sporej wysokości. Potem przykrywamy dzbanek i czekamy 2-3 minuty. Nigdy nie byłam w Azji, a najlepszą herbatę w życiu piłam w domu, był to oolong Tie Guan Yin, kupiony w sklepie TheTea. Czarkę z naparem należy wziąć w obie dłonie, zaciągnąć aromatem i wypić mały łyk. Wtedy cały świat znika i jestem tylko ja i ten zapach (majowych bzów). Czarkę potem bezszelestnie odstawia się na stół (wiem to z filmu „Fukushima, moja miłość”) i ma się poczucie totalnego spokoju.
42
Sposób drugi to ogórek. Niech będzie nawet szklarniowy. Od kiedy przeczytałam „Norwegian Wood” Murakamiego mam w głowie scenę, w której ktoś (nawet nie pamiętam kto, bo czytałam to dawno) je zwykłego, surowego, soczystego ogórka, pachnącego świeżością i wiosną. Niezmiennie napawa mnie ona optymizmem. Ale ja do ogórka dodaję sos sojowy, olej sezamowy, posypuję go sezamem i jest superlekko. Pozostaje jeszcze trzeci, niekulinarny sposób, czyli lektura „Pochwały cienia” Jun'ichirō Tanizakiego, opublikowanej przez wydawnictwo Karakter. To jedna z najlepszych książek, jakie ostatnio czytałam.
Usłysz swój kolor FISCHER Poligrafia 41-907 Bytom, ul. Zabrzańska 7e e-mail: biuro@fischer.pl www.fischer.pl Telefony: 32 782 13 05 697 132 100 500 618 296 608 016 100
Kolacyjŏ i Kamraty
Bohaterem sesji tego numeru jest kuchnia – kuchnia śląska, która może być elegancka i ciekawa. Zobaczcie sami. Zdjęcia pochodzą kolacji degustacyjnej, która odbyła się w restauracji Umami 30.03.2017. Fot. Monika Burszczan
44
Zimnŏ forszpajza / Przemek Błaszczyk (Manana Bistro & Wine Bar) Marynowany ślydź bałtycki na kartŏfelzalacie, z jajcem czepiōrczym i chrzōnem
45
Rybne jŏdło / Przemek Błaszczyk (Manana Bistro & Wine Bar) Filej ze candra kōnfitowany w gynsij ômaście z krupniŏkiym z gynsi, kawiorym z wyndzōnyj foreli i szafranicowōm zōuzōm
46
Amuse Bouche / Mateusz Bieniek i Robert Biniasz (Umami) Miynsa wyndzōne swojij roboty z chipsem ze zymftu, włŏsnym pieczywym i chrzōnem
Ciepłŏ forszpajza / Mateusz Bieniek i Robert Biniasz (Umami) Grillowany krupniŏk z kartŏflannōm espumōm, dugo pieczōnōm szpyrkōm i sznitlochowym majōnezym
Drink / Old Cuban "Grubiorz" (Wódka ze spirytusu z ziemniaków, Cynar, Chartreuse Zielony, Lagavulin, świeży rozmaryn)
47
Szpajza / Mateusz Bieniek i Robert Biniasz (Umami) Cytrōnowŏ szauma z szekuladōm i szekuladowym ōblatem z chrōmpkami
Miynsne jŏdło / Szymon Bracik (Wodna Wieża) Kotlet z mangalicy z kartŏfelzalatym i kwaśnōm markwiōm
48
Mini szpajza Syrnik z koziygo syra z rokitnikiym i bizyjĹ?m
49
Autorzy dań
Polywka / Szymon Bracik (Wodna Wieża) Kryma z ōuberiby z pierożkami z ôwiynzim ôgōnem i marynowanōm radiskōm
Polywka / Szymon Bracik (Wodna Wieża) Kryma z ōuberiby z pierożkami z ôwiynzim ôgōnem i marynowanōm radiskōm
50
Szpajza / Mateusz Bieniek i Robert Biniasz (Umami) Cytrōnowŏ szauma z szekuladōm i szekuladowym ōblatem z chrōmpkami
51
Najpiękniejsze jest niewidoczne dla oczu TEKST
Dorota Magdziarz
Wydawać by się mogło, że nasza świadomość w kwestii ubioru w ciągu ostatnich lat wzrosła. Interesujemy się modą, śledzimy trendy, inwestujemy w nowości i ulepszamy swój styl. Niestety wciąż zapominamy o tym, co pod spodem. Bielizna, bo o niej mowa, powinna być piękna oraz dobrze dobrana, abyśmy czuły się atrakcyjne i pewne siebie. Jak to możliwe? Spróbuję Wam pokazać.
52
Good Save Queen
Zainwestuj w bazę Uwielbiamy modę. Kiedy nabywamy kolejną parę butów lub nowy płaszcz, wydaje nam się, że możemy więcej. Właśnie tak działa dobrze dobrana, seksowna bielizna. Wystarczy, że kupimy dwa zestawy i gdy tylko potrzebujemy poczuć się trochę lepiej, wkładamy któryś nawet do najnudniejszej biurowej stylizacji, a świadomość tego, co mamy pod ubraniem, daje nam zdecydowanie więcej niż wspomniany nowy płaszcz. Chyba wszystkie już obecne na rynku poradniki stylu obok nieśmiertelnej małej czarnej, trencza, czy porządnej pary butów, zalecają zakup dobrej bielizny. Widocznie coś w tym musi być, bo salonów z ekskluzywną bielizną i modnych sklepów przybywa. W końcu zaczynamy doceniać naszą kobiecość i profesjonalną pomoc w doborze biustonosza.
53
Good Save Queen
Sportowe wsparcie Wzrasta też świadomość dbania o odpowiedni strój podczas treningu, a naprzeciw tym potrzebom wychodzą, takie giganty jak chociażby firma Nike. Nie wyobrażam sobie uprawiania jakiegokolwiek sportu bez dobrze dobranego stanika. W związku z wytężonym ruchem, na jaki narażony jest nasz biust, odpowiednie ustabilizowanie go sprawi, że tkanka nie ulega rozciągnięciu, a my możemy czuć się swobodnie i komfortowo. Szczególnie podczas intensywnego wysiłku, takiego jak bieganie, zapasy, treningi interwałowe i wszelkiego rodzaju cardio, niezbędne będzie mocniejsze wsparcie. Jego stopień dzielony jest na: lekki, średni i wysoki. Wszystko zależy od uprawianej dyscypliny sportowej. W salonach firmowych znajdziemy brafiterkę, czyli specjalistkę, która pomoże w doborze stanika, zarówno pod względem rodzaju sportu jak i rozmiaru naszego biustu.
54
Poszukiwanie siebie Skąd płynie pewność siebie? Z tego, jak same siebie traktujemy. Styl rodzi się ze świadomości własnego ciała i osoby. Pewność nie pochodzi z zewnątrz, ale z naszej wiedzy o tym, kim jesteśmy i kim chcemy być. Z szacunku i miłości do własnej osoby. To, jak siebie oceniamy i jak postrzegamy swoje wady i zalety, odbija się w oczach innych. Właściwy strój ma nam pomóc w budowaniu naszej siły. Umiejętność świadomego ubierania się to nic innego jak sztuka kamuflażu, a jej efekty mogą zaskoczyć. Jako stylistka i personal shopper powtarzam swoim klientkom, że ubranie ma znaczenie, a największe – właśnie to nam najbliższe, czyli bielizna. Bez niej nie wyobrażam sobie tworzenia żadnej porządnej garderoby. Co wkładasz na siebie każdego ranka, niezależnie od pogody, wykonywanych czynności, czy rodzaju pracy? Ano właśnie – bieliznę. Lekceważoną, często traktowaną po macoszemu. A czy można czuć się seksownie bez odpowiedniej bielizny? Czy źle dobrane majtki, odznaczające się pod sukienką, nie zepsują nam wieczoru?
Nike
Nike
Ukryte piękno Pewnie zastanawiacie się, czy to naprawdę ma aż takie znaczenie. Rzadko się przecież zdarza, że bielizna jest widoczna. Ale czy rzeczywiście chodzi tylko o to, co na wierzchu? Majtki uciskowe i wyszczuplające może i są O.K. pod superobcisłą sukienką na ważnej imprezie służbowej, ale gdy sukienka znika… Nikt nie oglądał „Dziennika Bridget Jones”, jednak wszyscy znają tę scenę. Drogie kobiety, drogie dziewczyny, uwierzcie w siebie i postarajcie się, by to, co ukryte też było piękne. Zarówno praca nad sobą, dbanie o swoje ciało i zdrowie, jak i troska o dobre samopoczucie, poprzez te z pozoru niewielkie rzeczy buduje naszą samoocenę. A tak jak widzimy siebie, tak postrzegają nas inni. Nie trzeba epatować seksualnością, aby czuć się sexy, nie musimy też nosić najdroższych ubrań, żeby się dowartościować. Przyjemnie natomiast czuć się dobrze z sobą i we własnej skórze. Postarajmy się o drobne przyjemności, dbajmy o siebie, nikt inny tego za nas nie zrobi. I pamiętajmy – najpiękniejsze jest niewidoczne dla oczu. Subiektywnie polecam: www.nike.com.pl www.liparie.pl www.godsavequeens.com
55
Restauracja Umami Pyskowice ul. Sikorskiego 46 www.restauracjaumami.pl
GŁÓD WIOSNY TEKST
Aleksandra Pająk
Tegoroczna zima, wyjątkowo ostra i intensywna, na tyle mocno dała nam się we znaki, że ręka w górę kto nie tęskni za wiosną? Nie widzę. W miarę wydłużania się dnia oraz przybywania słońca zrzucamy kolejne grube warstwy i szukamy wiosennych inspiracji. Kwiaty na wiosnę to, cytując klasyka, nie jest specjalnie oryginalna propozycja, ale czy może być coś bardziej odświeżającego?
W tym sezonie wzór kwiatowy przeżywa prawdziwy renesans. W nowej wersji słodkie, pastelowe kolory należą do mniejszości. Kwiaty mają barwy drapieżne i wyraziste – najlepszym przykładem jest hippisowski kombinezon moro z kolekcji Michaela Korsa. Szerokie spodnie typu haremki i bluzka z hiszpańską falbaną (Chloé) w odcieniach ziemi też nie pozostaną w cieniu, podobnie jak sukienka midi w stylu lat 70. – to z kolei propozycja prosto z pokazu Prady. Jeśli wolicie mocniejsze barwy – bez obaw, też się coś znajdzie. Na przykład kolorowa sukienka maxi
58
z kolekcji Balenciagi, która aż uderza w oczy intensywnymi kolorami. Albo przepiękny niebieski płaszcz Miu Miu – doskonale wygląda na tle spokojniejszej reszty. Połączenie krótkiego topu i cygaretek w odcieniach pomarańczy (Tory Burch) również trudno przegapić. W tym zestawieniu propozycja Isabel Marant (szorty plus koszula) wydaje się być zbyt klasyczna, jednak to mój osobisty faworyt. Szczególnie, że każdą część można z powodzeniem nosić osobno. Nie wiem, jak Wy, ale ja od dziś wprowadzam kwiaty. Do domu i garderoby – wreszcie!
Balenciaga wiosna/lato 2017
59
DO PARY PAR(K)A TEKST
Aleksandra Pająk
Kiedy myślicie o okryciu wierzchnim, co przychodzi Wam do głowy? Kurtka, softshell, no dobrze – płaszcz, ewentualnie elegancki trencz? Czas poszerzyć horyzonty – tej wiosny ulice zaleją parki. Niestety nie mam na myśli nadmiaru zieleni miejskiej, ale i tak warto zająć się tym tematem.
Jakie są zalety parki? Jest lekka, rozsądnej długości i bardzo wygodna. A także niezwykle stylowa. Szara z kolekcji Prady wprawdzie nie wyróżnia się kolorem, ale za to ma uniwersalny charakter. U Versace znajdziemy podobną, tyle że złotą – smaczku dodają jej podwinięte rękawy. Lemaire poleca klasyczną czerń, a Feng Chen Wang preferuje rzucający się w oczy oranż. Warto podkreślić, iż wszystkie propozycje są jednobarwne – od góry do dołu mamy odcienie tego samego koloru.
60
Balmain stawia na styl wojskowy – zielony to doskonały wybór na wiosnę. Wzorzysta parka od White Mountaineering jest młodzieżowa, ale bez przesady – po prostu przyjemnie odmładza całą stylizację, szczególnie, jeśli włoży się też nieco bardziej kolorowe buty. Na koniec warto przywołać kolekcję Undercover – różnobarwne parki w połączeniu z beżowymi garniturami to wisienka na wiosennym torcie. A Ty, masz już swoją par(k)ę?
Versace wiosna/lato 2017
61
Wnętrze na słodko TEKST
Anna Wawrzyniak
ZDJĘCIA
Studiovd: N.VAVDINOUDIS – CH.DIMITRIOU
62
63
64
Kiedy myślimy o słodyczach, nasze zmysły krążą wokół zapachu, smaku i widoku pięknie dekorowanych pralin, pysznych ciast czy wytwornych tortów. W momencie, kiedy znajdujemy się w środku cukierni liczą się tylko one – małe przyjemności - wnętrze cukierni automatycznie schodzi na drugi plan. Jednak lokal prezentowany w tym numerze jest na tyle apetyczny i godny uwagi, że zasługuje na smakowanie zw zachwycie i rozkoszy, co nie jedna czekoladowa bomboniera. Sławna cypryjska sieć cukierni New York Sweets postanowiła odmienić stary wizerunek firmy. Zmianie podległa nie tylko cała identyfikacja wizualna brandu, ale także wnętrza wszystkich lokali. Cukiernia została założona jako rodzinny biznes w 1986 roku w Nikozji, a jej głównym produktem są ekskluzywne amerykańskie słodycze, które produkowane są według pilnie strzeżonych przepisów przywiezionych aż z samego Nowego Jorku. Projekt wnętrza flagowego salonu New York Sweets został powierzony pracowni Architecture in Concept prowadzonej przez zdolnego architekta Minasa Kosmidisa. Projektant zaproponował bardzo elegancką i wysmakowaną wizję wnętrza cukierni, w której można zaobserwować elementy zaczerpnięte z nowojorskiej architektury lat 20tych, jakimi są proste formy, pionowe podziały i ekskluzywne materiały wykończenia wnętrz.
Lokal został podzielony na dwie części – sprzedażową oraz na degustacyjną, gdzie można napić się dobrej kawy. Pierwsza część służy do prezentacji produktów firmy. Chłodnie, w których zostały wyeksponowane słodkie cuda, zostały obłożone eleganckim grafitowym marmurem, który charakteryzuje się bogatym rysunkiem żył kamienia. Elementy konstrukcji budynku, w którym znajduje się lokal są żelbetowe. Jednak projektant postanowił ukryć ten fakt i elementy z surowego betonu zostały pomalowane w odcieniu delikatnego różu. Co stanowi dobry kontrast do licznych, ciemnych prostopadłościanów
65
z marmuru. Głównym motywem dekoracyjnym tego pomieszczenia jest panorama Manhattanu wykonana z kilku rodzajów kamienia. Możemy rozpoznać marmurową wersję Empire State Building czy pamiątkę po sławnych dwóch wieżach World Trade Center. Część degustacyjna została utrzymana w klimacie butiku, bardziej przypomina sklep z ekskluzywną biżuterią niż cukiernię. Dyskretna gra świateł podkreśla elementy aranżacji wnętrza jaką jest ażurowa dekoracja wykonana z blachy pomalowanej na różowo. Całość domyka czekoladowa okładzina ścian wykonana z forniru z drewna kasztanowca. We wnętrzu cukierni New York Sweets Minas Kosmidis ograniczył paletę barw do kilku kolorów i materiałów. Dyskretną bazę stanowi beż i kolor różowy. Na ich tle dobrze komponuje się kamień – głównie marmur oraz elementy wykonane z drewna. Jest to dobry przykład na to, że elegancja nie potrzebuje przepychu. Cała ta kompozycja stanowi wysmakowane tło dla artystycznie zdobionych słodyczy, na widok których błyszczą się oczy i cieknie ślinka.
66
67
Głód (braku) designu TEKST
Angelika Gromotka
Jestem głodna. Ale nie samym designem człowiek żyje…
68
69
fot. Artur Kowalski design: Nagie z Natury
70
Uwielbiam design i projektowanie graficzne. A jednym z moich ulubionych elementów graficznych oraz narzędzi kreowania marki są opakowania, wśród nich szczególnie te przeznaczone na żywność, bo skrywają to, co najważniejsze dla naszego zdrowia. Bardzo cieszą mnie wszelkie pomysły dotyczące ekologicznej, zdrowej żywności. A jeśli jeszcze towarzyszy im dobry design – mój głód zostaje zaspokojony podwójnie. Te kryteria spełnił koncept marki Nagie z Natury.
71
72 fot. Artur Kowalski design: Nagie z Natury
Nagie z Natury to sklep z ekologiczną żywnością, sprzedawaną na wagę, w którym opakowanie sprowadzone zostało do minimum. Sypkich, płynnych i stałych produktów nie kupujemy tutaj w kolorowych opakowaniach różnych marek. Możemy przynieść swój pojemnik, dostaniemy wtedy rabat, albo na miejscu nabyć zwykłe, proste opakowania szklane lub papierowe. Sprzedawana żywność pochodzi od certyfikowanych dostawców, zawiera informacje na temat źródła jej pochodzenia i wartości odżywczych. Dzięki redukcji jednostkowych opakowań zmniejsza się ilość produkowanych śmieci oraz cena produktów. Filozofia marki odwołuje się do czasów, kiedy nie musieliśmy opakowywać każdego produktu. Stawia na naturalną prostotę i kontakt z tym, co jemy. Trochę jak na wiejskim targu, ale w mieście. Aż chce się dotykać tych produktów, wąchać je i smakować.
73
Patrząc na mały sklep Nagie z Natury, przypomniałam sobie ostatnio usłyszane słowa: „Opakowań potrzebują ci, którzy nie dowierzają temu, co znajduje się w środku”. Jest w tym sporo prawdy i mimo, że pasjonuje mnie projektowanie oraz branding, lubię ładne pudełka, pojemniki i fonty, podoba mi się taki koncept, w którym design, zabierany dosłownie do domu w postaci opakowania, traci na wartości. A znaczenie ma uczciwa w stosunku do klienta i dostawcy filozofia marki, gdzie jedzenie to jedzenie – nie chemia używana do jego wytworzenia. Czy może być coś prostszego? Tak, jestem głodna takiej właśnie normalności. I takiej nagości, z natury.
74
POZNAJ DENTIM CLINIC Hygge gabinet stomatologiczny w Silesia City Center ZAPRASZAMY NA 1. PIĘTRO SSC. ODWIEDŹ NAS I POCZUJ SIĘ JAK W DOMU!
BEZBOLESNE LECZENIE ZĘBÓW STOMATOLOGIA ESTETYCZNA DIGITAL SMILE DESIGN
Poznajcie nowy hygge gabinet stomatologiczny w Silesia City Center. Dentim Clinic Silesia został zaprojektowany tak, aby wizyta u stomatologa odbywała się w warunkach bezstresowych, przyjaznych i opartych na wyrozumiałości. Stworzone wnętrze jest niezwykle ciepłe, proste i wygodne. Chcemy, abyście przychodząc do nas, poczuli się jak w domu. Jeśli odwiedzicie Dentim Clinic Silesia, przywitamy Was ciepło w niezwykłej poczekalni, w której możecie napić się orzechowej kawy, poczytać książkę w wygodnym fotelu lub zagrać w grę planszową – jednym słowem: zrelaksować się przed wizytą. Dentim Clinic w Silesia City Center ul. Chorzowska 107 lok. 101
Tel.: 32 206 88 00 E-mail: biuro@dentim.pl
NIEWIDOCZNE APARATY ORTODONTYCZNE WYBIELANIE ZĘBÓW STOMATOLOGIA DZIECIĘCA ULTRACIENKIE LICÓWKI SOFTVENEERS CYFROWE PROJEKTOWANIE UŚMIECHU KOMPUTEROWE ZNIECZULENIE THE WAND GAZ ROZWESELAJĄCY KOMPLEKSOWE WYBIELANIE ZĘBÓW NOWOCZESNA ORTODONCJA
www.dentim.pl/silesia