BE ENERGY

Page 1

0.00 PLN ISSN 2084-7823

ISSUE 38 * 06_07 2016

Be energy




Be energy

REDAKTOR NACZELNY / REKLAMA

REDAKTOR PROWADZĄCA

DYREKTOR ARTYSTYCZNY

Michał Komsta m.komsta@bemagazyn.pl +48 662 095 779

Joanna Marszałek j.marszałek@bemagazyn.pl

Dawid Korzekwa dawid@korzekwa.com

WYDAWCA

WSPÓŁPRACUJĄ

MAGAZYN BE S.C. Pyskowice, ul. Nasienna 2 bemagazyn.pl

Tomasz Marszałek, Sylwia Kubryńska, Anna Wawrzyniak, Aleksandra Pająk, Dorota Magdziarz, Angelika Gromotka, Filip Stępień, Adam Przeździęk, Katarzyna Zielińska, Wojciech S. Wocław, Aurora Czekoladowa, Sabina Borszcz, Malgorzata Kaźmierska, Grzegorz Więcław zdjęcie na okładce: Anna Zyskowska

Zespół BE Magazyn nie odpowiada za poglądy zawarte w zamieszczanych tekstach. Wszystkie artykuły i felietony odzwierciedlają poglądy wyłącznie autorów odpowiedzialnych za treść merytoryczną w naszym magazynie. Ich treść nie zawsze pokrywa się z przekonaniami redakcji BE. Nie odpowiadamy za treści nadsyłane przez naszych reklamodawców. Wszystkie materiały zawarte w naszym magazynie są własnością BE i są chronione prawami autorskimi. Wszelkie zastrzeżenia i pytania związane z ich treścią należy kierować bezpośrednio do autorów. Redakcja BE Magazyn.

Available on the

App Store


Czerwiec, to miesiąc, który zamyka pierwszą połowę roku. To moment kiedy potrzebujemy zastrzyku energii. Może to być promień słońca, powiew wiatru lub… zdjęcie, zdanie, słowo.

Zapraszamy do przeczytania nowego numeru magazynu BE. Zacznijcie od śniadania, Aurora przygotowała przegląd śniadań z różnych zakątków świata. Po śniadaniu wskoczcie na rower. Kasia Zielińska przedstawia „5 powodów, dla których rower jest lepszy niż wszystko”. Jeśli zabraknie Wam energii Grzegorz Więcław podpowie „Skąd wziąć tę moc?”. Koniecznie przeczytajcie wywiad z Wojtkiem Radwańskim, fotografem lotniczym. Jego przepiękne zdjęcia rozbudzą Waszą wyobraźnię i dodadzą energii. Na koniec poznajcie polski plakat, bo po prostu warto!

Energii do rozwoju szukamy wszędzie. Jest nam po prostu potrzebna. Wspaniale jest odkryć, że jej źródło może bardzo blisko. Obok. Czasami wystarczy zmienić perspektywę.

Do zobaczenia już z kolejne 2 miesiące.


08

Działo się

12

Kalendarium

15

Wojciech Wocław / BE SYNernegy

16

Tomasz Marszałek / I’ll put a spell one you…

20

Katarzyna Eksner / …

22

Sylwia Kubryńska / Balony wypełnione helem

26

Katarzyna Zielińska / 5 powodów…

30

Aorora Czekoladowa / Śniadanie ma moc

36

Małgorzata Kaźmierska / Gdzie jesteś energio?

38

Grzegorz Więcław / Skąd wziąć tę moc?

42

Sabina Borszcz / Wywiad Ra2ński

50

Dagmara Kwitek / Na zewnątrz skóra…

52

Anna Kutyła / Bajki

54

Dorota Magdziarz / KENZO

58

Sesja / Black Energy

64

Aleksandra Pająk / Flower Power

66

Aleksandra Pająk / Koktajl energetyczny

68

Anna Wawrzyniak / Nie takie zwykłe schody

76

STGU / Energia plakatu


SILESIA CITY CENTER

Bony podarunkowe Silesia City Center o wartości 50 zł, 100 zł oraz 200 zł honorowane są w większości salonów Silesii. Do nabycia w Punkcie Informacyjnym na Placu Śląskim.

Więcej informacji: www.silesiacitycenter.com.pl Silesia City Center, ul. Chorzowska 107, Katowice


Silesia Fashion Day za nami SFD vol.9 odbyła się w katowickim MCK w dniach 22 i 23 kwietnia. Pierwszy dzień imprezy to pokazy w ramach konkursu Młoda Fala, organizowanego przez SFD już po raz trzeci. Zwyciężczynią tegorocznej edycji została Monika Dębowska, absolwentka krakowskiej Szkoły Artystycznego Projektowania Ubioru, którą Natasza Urbańska, jedna z jurorek oraz właścicielka marki modowej Muses, zaprosiła do współpracy przy swojej najnowszej kolekcji. Dodatkowo początkująca projektantka otrzymała nagrodę pieniężną

w wysokości 4 tys. zł. Wyróżnienia w konkursie otrzymali: Dominika Sęk, Róża Urbalewicz i Bartosz Kuśnierz. Natomiast drugiego dnia imprezy goście mieli okazję oglądać pokazy międzynarodowych domów mody, takich jak: Pinko, Twin-Set, Marc Cain oraz Celebrity, Dono da Scheggia i Bryloownia. Swoje premiery miały także znane polskie marki. Natasha Pavluchenko zaprezentowała kolekcję Flowerfly, a Natasza Urbańska pokazała stroje na jesień/zimę 2016 marki Muses.

8


fot. Monika Zemelka

Wydarzeniu towarzyszyły nie tylko pokazy mody, wręczone zostały także nagrody Fashion Point, których laureatami zostali Piotr Uszok, Adam Godziek, Robert Talarczyk i Ryszard Halemba. Piotr Uszok, były prezydent Katowic, otrzymał nagrodę za wspieranie rozwoju kultury, Adam Godziek za stworzenie Festiwalu Tauron Nowa Muzyka, dyrektor Teatru Śląskiego,Robert Talarczyk, za działalność artystyczną, a Ryszard Halemba, właściciel mar-

ki Muses, za tworzenie mody. Nagrody przyznało jury w składzie: prof. Krystyna Doktorowicz z Wydziału Radia I Telewizji Uniwersytetu Śląskiego, Marianna Dufek-Durczok, dziennikarka TVP, prof. Andrzej Grzybowski, rektor Wyższej Szkoły Technicznej, Zenon Nowak, prezes Polska Press, Oddział Śląsk oraz Rafał Wyszyński, prezes Fundacji Giesche. Pokazom towarzyszyło akrobatyczno-cyrkowe show grupy Everest. Organizatorem SFD jest JC Academy.

9


TEKST

Anna Wawrzyniak

Debiut SUV Maserati W kwietniu w katowickim NOSPR obyła się uroczysta premiera nowego Maserati Levante, pierwszego samochodu typu SUV. Organizatorem wydarzenia był importer Maserati Pietrzak w Katowicach. Levante jest wyposażony w 3-litrowy sześciocylindrowy silnik benzynowy Twin-Turbo o mocy 350 KM lub 430 KM lub 3-litrowy sześciocylindrowy silnik wysokoprężny Turbo z ciśnieniem 275 KM. Wszystkie silniki sprzężone są z inteligentnym napędem na cztery koła „Q4”, który w razie konieczności może natychmiast przenieść moment obrotowy pomiędzy osiami oraz 8-biegową automatyczną przekładnię z zintegrowanym systemem Start&Stop. Sprzedaż nowego Levante w Polsce ma ruszyć w czerwcu br. Ceny Maserati Levante Diesel zaczynają się od 375 tys. zł, a Levante z silnikiem benzynowym w podstawowej wersji zostało wycenione na 462 tys. zł.

10


Usłysz swój kolor FISCHER Poligrafia 41-907 Bytom, ul. Zabrzańska 7e e-mail: biuro@fischer.pl www.fischer.pl Telefony: 32 782 13 05 697 132 100 500 618 296 608 016 100


KILAR4KIDS AUKSO4KIDS to cykl wydarzeń adresowanych do najmłodszych melomanów. W ramach każdego z nich w tyskiej Mediatece odbywają się warsztaty, projekcje filmowe i minikoncert w wykonaniu znakomitych muzyków Orkiestry AUKSO. Bohaterem spotkania zaplanowanego na 25 czerwca będzie Wojciech Kilar. To spod jego ręki wyszły najbardziej rozpoznawalne motywy muzyczne polskiej kinematografii. Współpracowali z nim najwięksi polscy reżyserzy, m.in.: Andrzej Wajda, Krzysztof Zanussi, Roman Polański, ale doceniony został także za oceanem (to on jest autorem muzyki do filmów takich jak: „Dracula”, czy „Dziewiąte Wrota”). W swojej twórczości Kilar chętnie sięgał do muzyki sakralnej oraz polskiego folkloru. Warsztaty poprowadzi Lidia Kućmierz. 25 czerwca 2016 r., godz. 11:00 Mediateka XXI wieku, Tychy Warsztaty dla dzieci w wieku 6-12 lat Bilety w promocyjnej cenie 10 zł/dziecko, dostępne wyłącznie w przedsprzedaży, m.in. na www.ticketpro.pl Liczba miejsc ograniczona, rodzice – wstęp wolny.

RODRÍGUEZ W ZABRZU Sixto Díaz Rodríguez, legendarny gitarzysta-samouk i wokalista wystąpi w zabrzańskim Domu Muzyki i Tańca 14 lipca tego roku. Swoje pierwsze koncerty zagrał w latach 60. ubiegłego wieku w barach i klubach rodzinnego Detroit. To właśnie w tym mieście zarejestrował dwa studyjne albumy – „Cold Fact” (1969) i „Coming from Reality” (1971). Niestety wydawnictwa przeszły wówczas bez zasłużonego bez echa, a muzyk postanowił skoncentrować się na ukończeniu studiów z zakresu filozofii. W międzyczasie jego muzyka zyskała status kultowy w RPA, z czego muzyk nie zdawał sobie sprawy. Pod koniec lat 90. XX wieku fani z RPA w końcu odnaleźli Rodrigueza, a to zaowocowało wznowieniem jego muzycznej kariery. Historia Sixto Rodrigueza została opowiedziana w 2012 roku w nagrodzonym Oscarem filmie dokumentalnym „Searching for Sugar Man”. 14 lipca 2016 r., godz. 19:00 Dom Muzyki i Tańca, Zabrze Bilety od 200 zł www.dmit.com.pl

12


Kalendarium

MAGICLAND FESTIVAL 2016 16 lipca po raz drugi w katowickiej Dolinie Trzech Stawów odbędzie się Magicland Festival. To impreza inspirowana największymi na świecie festiwalami muzycznymi, a planowana na podstawie analizy najpopularniejszych trendów, łącząca muzykę prezentowaną przez znanych DJ-ów oraz instrumentalistów, z wyjątkową oprawą artystyczną i wizualną. Jak zapewniają organizatorzy, to doskonała alternatywa dla zatłoczonych i dusznych klubów, gwarantująca niesamowity klimat zabawy pod gołym niebem, na świeżym, letnim powietrzu. 16 lipca 2016 r., godz. 18:00 Dolina Trzech Stawów, Katowice Informacje o biletach: www.magiclandfestival.pl

OFF FESTIWAL 2016 Off to blisko 100 polskich i zagranicznych artystów muzyki alternatywnej, którzy wystąpią w dniach 5-7 sierpnia w Dolinie Trzech Stawów. Na scenie zobaczymy m.in.: Williama Basinskiego, The Master Musicians of Jajouka, Komety grają Partię, The Feral Trees, Adama Gołębiewskiego, Żółte Kalendarze, Derrick May, Rødhåd, Mgłę, Mutoid Man, Kaliber44 oraz wielu innych. Festiwal co roku prezentuje eklektyczny program muzyczny, adresowany do wytrawnej i świadomej widowni. Off to wydarzenie, na którym młodzi fani dobrych brzmień mogą na żywo docenić legendy muzyki alternatywnej, a słuchacze z dłuższym stażem, zaprawieni w festiwalowych bojach, mają okazję zorientować się w najnowszych zjawiskach muzycznych. 5-7 sierpnia 2016 r. Dolina Trzech Stawów, Katowice Pełna lista wykonawców oraz informacje o biletach: www.off-festival.pl

13


Kalendarium

TAURON NOWA MUZYKA 2016 XI Festiwal Tauron Nowa Muzyka odbędzie się w dniach 18-21 sierpnia w Katowicach na terenie Strefy Kultury. Do stolicy Śląska przyjadą przedstawiciele muzyki klubowej, hip-hopu, alternatywy, a także artyści specjalizujący się w jazzie i neoklasyce. W tym roku na festiwalu kontynuowany będzie projekt Carbon. Po jego wcześniejszych odsłonach Atlantis i Central przyszła pora na trzecią, najszerszą jak dotąd, odbywającą się pod hasłem Continent. Jak sama nazwa wskazuje, tym razem zaprezentują się niezależni artyści z różnych stron świata. Na początek jednak poznamy polską część składu projektu. Na Carbon Continent wystąpią m.in.: Bartek Kujawski, Duy Gebord, Fischerle, FOQL, Mirt/ Ter, Palcolor, T’ien Lai i Wrong Dials. Kuratorem projektu ponownie jest Wojciech Kucharczyk, producent i eksperymentator muzyczny, a także szef wytwórni Mik.Musik. Na scenie zobaczymy również m.in. takich artystów jak: Smolik / Kev Fox, Plaid, Lorenzo Senni, Hieroglyphic Being, Prins Thomas, Niechęć, Sonar, Matrixxman oraz wielu innych. 18-21 sierpnia 2016 r. Strefa Kultury, Katowice Pełna lista wykonawców oraz informacje o biletach: www.festiwalnowamuzyka.pl

IX ART NAIF FESTIWAL Art Naif Festiwal to jedyny w Polsce i największy w Europie festiwal sztuki naiwnej. Każdego roku temu międzynarodowemu przedsięwzięciu przewodzi jeden kraj, który staje się na kilka festiwalowych tygodni gościem specjalnym Katowic. Tym razem będzie to Hiszpania. Tradycyjnie główną część imprezy stanowi wystawa sztuki naiwnej, na której zostaną zaprezentowane prace blisko 300 twórców z kilkudziesięciu krajów, m. in. z: Hiszpanii, Francji, Włoch, Finlandii, Wenezueli, Chile, a nawet z Australii. Oprócz wystawy podczas festiwalu odbędą się także koncerty, pokazy filmowe i warsztaty, a również liczne tematyczne wydarzenia towarzyszące, prezentujące kulturę Hiszpanii. 10.06-19.08 2016 r. Galeria Szyb Wilson, Katowice Wstęp wolny www.artnaiffestiwal.pl

14


Savoir-vivre

BE SYNenergy

Temat tego numeru magazynu BE to energia. A ja chciałbym napisać o synergii, czyli takim współdziałaniu różnych czynników, które jest skuteczniejsze niż suma ich oddzielnych działań. Mówiąc najkrócej, dzięki synergii dwa plus dwa może się równać pięć. Kilka lat temu na krakowskiej Akademii Muzycznej poprowadziłem koncert z w ramach Dni Muzyki Hiszpańskiej. Najbardziej znane utwory zagrali i zaśpiewali studenci ostatnich lat i świeżo upieczeni absolwenci uczelni. Panie na scenie pojawiały się w pięknych sukniach, panowie w klasycznych garniturach lub smokingach. Jednak zaraz po swoich występach, po powrocie za kulisy wszyscy ściągali z siebie uwierające ich najwidoczniej tu i tam kreacje, ciskali je czym prędzej na krzesła i natychmiast przebierali się w jeansy, T-shirty i swetry. “Mój Boże – pomyślałem sobie wtedy – do znanego powiedzenia o tym, że ludzie nie powinni wiedzieć, jak się robi parówki i politykę, należałoby jeszcze dodać: i muzykę klasyczną”. Z niemałym rozczarowaniem przyglądałem się temu, co działo się za kulisami. Nie mogłem przy tym oprzeć się wrażeniu, że jeszcze tego samego wieczoru stanie się coś złego… Koncert zbliżył się do końca, wyszedłem na scenę, by pożegnać wszystkich gości, gdy wtem z pierwszego rzędu chęć zabrania głosu zasygnalizował prof. Andrzej Pikul, szef katedry Fortepianu. Podziękował młodym muzykom, pochwalił ich, po czym zachęcił publiczność: “Zaprośmy tych wspaniałych artystów na scenę raz jeszcze i nagrodźmy wielkimi brawami”. I wtedy, jak Czytelnik się domyśla, wyszli w rozwleczonych swetrach, wypłowiałych jeansach i spranych T-shirtach, płonąc purpurą.

Na początku maja tego roku byłem na koncercie Maxa Richtera, światowej sławy kompozytora, który jedno ze swoich dzieł wykonał w towarzystwie kilkuosobowej orkiestry. Każdy z muzyków był ubrany inaczej. Sam kompozytor wyraźnie inspirował się Stevem Jobsem, występując w jeansach, trampkach i w golfie. Pomyślałem sobie, że jeśli ci artyści muzycznie “zgrywają” się tak, jak w kwestii stroju, to znaczy, że to wszystko rozjeżdża się w różnych kierunkach. Trudno mi być obojętnym wobec takich zachowań. Nie potrafię zrozumieć, jak można uprawiać piękno (tak, tak, wierzę święcie w tę staromodną kategorię) i jednocześnie nie dbać o piękno wokół siebie, również w codziennym najzwyklejszym wymiarze naszego życia. Swoją drogą, czy zespół albo orkiestra to zbiór indywidualistów czy jednak… zespół? Nie da się pogodzić ognia i wody. A jak się ma do tego savoir–vivre? Nie można być wiarygodnym, dbając o piękne wnętrza mieszkań i domów, o ładny samochód, o ubrania (niekoniecznie klasyczne, ale stylowe), zapominając jednocześnie o tym, by w równie elegancki sposób ŻYĆ. Życie bez savoir–vivre’u, nawet jeśli będzie wyglądać jak z żurnala, w rachunku dwa plus dwa da najwyżej cztery. Nic więcej. Tymczasem, jak pewnie nieraz słyszałeś, drogi Czytelniku, zasługujesz na więcej. Twoje otoczenie też.

Wojciech S. Wocław zawodowy konferansjer, popularyzator zasad savoir-vivre’u, etykiety w biznesie i dress code’u (prowadzi szkolenia z tych dziedzin), wykładowca Szkoły Retoryki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Autor bloga www.EtykietaUbioru.pl. Od blisko trzech lat pisze na temat savoir-vivre’u dla portalu RMF24.pl. Do tej pory poprowadził setki wydarzeń w dziesięciu krajach na czterech kontynentach. Pracuje dla największych polskich i zagranicznych firm. Nazywany ulubionym konferansjerem polskiego biznesu. Więcej na www.wojciechswoclaw.pl.

www.etykietaubioru.pl


Tomek Marszałek

I'll put a spell on You... Witam ozięble wszystkich Czytelników w kolejnej odsłonie Świata Mroku. Po krótkiej przerwie powracam na łamy BE Magazine, by nieodmiennie siać grozę i oczywiście rozpisywać się o przeróżnych formach horroru i jego obecności w świecie szeroko pojętej popkultury.

16


Aktualny temat jakoś tak dziwnie kojarzy mi się z wiosną i taki też pewnie był zamysł redaktorów. Wiadomo... energia = wiosna, wielki festiwal życia, radości i aktywności, po prostu pięknie! No i super, bardzo mi to na rękę, bo dla mnie wiosna to też inne skojarzenia. Kilka tygodni temu przypadało jedno z całkowicie dziś już zapomnianych świąt, a mianowicie Noc Walpurgi. Co to jest, do cholery, spytacie? Ano, w tradycji przedchrześcijańskiej była to noc zmarłych, gdy duchy stąpały po ziemi w towarzystwie bogini Hel. Jednak z biegiem czasu ewoluowało ono w coś na kształt sabatu czarownic (choć sabat to oczywiście inna pora roku) i właśnie z czarną magią kojarzone jest dziś najczęściej. Nie będę zanudzał Was etymologią samej nazwy, opisem obrzędów i tym podobnym, ale pozwolę sobie przytoczyć fragment tekstu, który choć po części oddaje to, jak w pewnych kręgach obchodzi się tę mistyczną noc: „... a tam na szczycie goreje stos, tam tańczy Hel, tam słup i żar, śpiewa chór wiedźm, tam śmierci czar, Walpurgi noc, noc zjaw i mar...”. Z jednej strony, mistyczna aura i groza owego pogańskiego święta stanowią bogate źródło inspiracji dla twórców gier RPG, opowiadań fantasy/horror, twórców filmowych oraz (a może przede wszystkim) muzyków heavy metalowych. Z drugiej, można też analizować kulturowe podłoże i snuć naukowe rozważania na temat tego tajemniczego zjawiska. Ten aspekt zostawmy jednak zapalonym badaczom kultury germańskiej. Nie ukrywam też, że tematyka Nocy Walpurgi stanowi dla mnie dziś tylko pretekst do nawiązania do nieco innego, choć pokrewnego wątku. Być może, w którymś z kolejnych numerów, powrócę do tego mrocznego święta, ale dziś chcę napisać o wiedźmach, a konkretnie jednej z nich. Czarna magia, czarnoksięstwo i czarownice. Zaprezentowałem już na łamach BE kilkanaście, a może i więcej filmów o tej problematyce. Jedne lepsze, inne słabsze, lecz wszystkie przynajmniej interesujące. Popkulturowy potencjał tego tematu jest wręcz olbrzymi, od bajek Disneya po wyuzdane i seksowne wiedźmy z filmów dla

starszych widzów. Towarzyszą nam przecież od zawsze i od zawsze przerażają, ale i fascynują zarazem. Po co cała ta tyrada? Po to, żeby przedstawić Wam dziś film, który mną wstrząsnął, zachwycił i po prostu oczarował lub może nawet zaczarował. Od jakiegoś czasu w internecie wręcz wrzało (przynajmniej na pewnych stronach) o nowej produkcji; właściwie było to zachowanie z gatunku „mało kto widział, ale wszyscy gadają”. Film ten dość szybko pojawił się w odmętach sieci i dostęp do niego stał się nieco łatwiejszy, ale też nie bezproblemowy (dla ścisłości: w polskich kinach na razie nie gościł i pewnie długo jeszcze go nie będzie, choć słyszałem coś o premierze w ramach tegorocznego OFF CAMERA – zobaczymy). Od tego momentu internetowa „prasa” tytułu została tak rozbuchana, że wokół powstał

17


nawet swego rodzaju hype, a ja straciłem wszelką ochotę, by go obejrzeć. Z kronikarskiego obowiązku przemogłem się jednak i zobaczyłem go tylko po to, aby wyrobić sobie własne zdanie... No i wpadłem.

stwem, to skutecznie terroryzuje i poraża widza ciągłym poczuciem zagrożenia. Dodajmy do tego jeszcze przekonującą grę aktorską, świetne zdjęcia i... Panie, Panowie, mamy horror dekady! Uśmiechałem się drwiąco pod nosem, czytając takie opinie jeszcze przed obejrzeniem „VVitch”. Dziś też się uśmiecham, bo wiem, że to prawda. To oczywiście w pełni subiektywna ocena, ale śmiało mogę powiedzieć, że od bardzo dawna nie widziałem równie dobrego filmu o tej tematyce. Dla wszystkich miłośników horroru, grozy i wiedźm to absolutny mus. Gorąco polecam!

The VVitch: A New-England Folktale (2015) – bo o nim cały czas mowa, to film iście magiczny. Mój wrodzony sceptycyzm prysnął niczym bańka mydlana, już po pierwszych minutach tego niesamowitego widowiska. Nie lubię porównań, ale w tym wypadku to jedyny sposób, by choć z grubsza naświetlić atmosferę tego dzieła. Zakładam, że PS Zapomniałem dodać, że film został zreczęść z Was widziała przywoływanego i wychwalanego już wielokrotnie na łamach BE „Antychrysta” von Triera. alizowany w dziwnym, staroangielskim dialekcie, dlatego Tak więc w moim odczuciu „VVitch” to swoisty konglome- radzę poszukać wersji z napisami... rat klimatu „Antychrysta” oraz „Czarownic z Salem”, z małą domieszką szaleństwa „Blair Witch Project”; a wszystko Do kolejnego spotkania, pozdrawiam z głębin otchłani! to obficie podlane folklorystycznym sosem, zaczerpniętym dużą chochlą bezpośrednio z kultowego „Häxan”. Wszystko jasne? Nie? Nie martwcie się. Żaden opis nie odda emocji, jakie wzbudzają tego typu filmy. Choć spotkałem się też z opiniami, jakoby był on nudny i bez polotu. Nie będę zdradzał fabuły, bo akurat nie ona jest tu najważniejsza, powiem tylko, że to stosunkowo prosta opowieść, pozostawiająca jednak mnóstwo miejsca na własne interpretacje i chyba cała siła tkwi właśnie w tym niedomówieniu. Dzięki takiemu zabiegowi, film pozostaje na długo w pamięci, świdrując zakamarki umysłu i siejąc ziarno niepokoju. Największym jednak atutem „Wiedźmy” jest jej plastyczność oraz ciekawy sposób realizacji. Mgliste i pastelowe krajobrazy Nowej Anglii, bezkresne, mroczne lasy i niesamowicie duszny klimat. Do tego paraliżująca ścieżka dźwiękowa, balansująca pomiędzy ambientowym minimalizmem i nie wiem, jak to dokładnie nazwać... dziwną, „jazzującą” nawałnicą dźwięków, przechodzącą momentami w czystą kakofonię. Film należy ewidentnie do gatunku horroru „psychologicznego” i nie chodzi mi tu wcale o psycholi z piłą łańcuchową ;-). Pomimo, że prawie wcale nie epatuje przemocą ani okrucień-

18



TEKST

Katarzyna Eksner

…. Na co dzień jestem IDEALNA. Zawsze dobrze zorganizowana. Poukładana. Zorientowana dokąd idę i po co. I która z moich dróg jest: po pierwsze krótsza, po drugie szybsza, po trzecie – wydajniejsza! A poza tym prowadzi prosto do celu. Nie mam wątpliwości. Nie gubię się. Wcale.

…. I robię, wciąż coś robię. Kawa? Zapłacę, odjadę, odpiszę na wiadomość, będę myślała o tym, by dotrzeć na czas, nie za późno, nastawić budzik w telefonie, być zawsze on line nigdy off, miłego dnia pani Kasiu, co słychać? umyję zęby, wyjdę z psem, oby tylko być w formie.

…. Odżywiam się zdrowo i wartościowo. Jem śniadania, nie jem mięsa. Kupuję tylko eko. Zawsze chce mi się ćwiczyć. W jednej ręce sztanga, w drugiej kubek z zieloną herbatą i świadomy bardzo (sic!) oddech. I energia! Tryskam nią na wszystkie strony! Zawsze jestem uśmiechnięta, nigdy się nie denerwuję. Nie wywołuję awantur, tylko robię głęboki wdech. I łagodnie się uśmiecham.

…. Idź tędy, tamtędy, patrz, słuchaj, czuj, wzruszaj się. Świat jest teraz pełen drogowskazów. Między jednym a drugim skokiem na cross ficie układam w głowie słowa, myślę o zadaniu domowym córki i kurcze, dlaczego ta świnka morska tak nam ostatnio przytyła? Leżąc w joga nidrze, nawlekam na niebieską nitkę kolorowe ziarenka soczewicy, ach przydadzą się przecież do zupy.

…. Ale mam swoją tajemnicę. Każdy ma. Prawda? Zawsze czwartek po ostatnich zajęciach jogi, około 22:30, zatrzymuję się na stacji benzynowej w okolicach zjazdu z A1. Wysiadam z mojego białego, zdecydowanie szybkiego samochodu i pewnym krokiem kieruję się wprost do działu pod tytułem Bardzo Niezdrowe Słodycze (powodujące otyłość i impotencję, choroby serca, mózgu i te wszystkie straszne rzeczy, osłabiające silną wolę, wywołujące gęsią skórkę i natychmiastowy wyrzut sumienia). Kupuję wielką mleczną czekoladę z okienkiem i z orzechami. Laskowymi. Tak, tak wszyscy wiedzą o jaką czekoladę chodzi. Jeśli nie pada, to opieram się o samochód, patrzę w niebo, czasem coś do kogoś piszę. A czekoladę zjadam całą. Lub prawie całą. Bez znaczenia. To taki mój rytuał. Zamykam wtedy oczy i wydaje mi się, że na co dzień jestem idealna. Zawsze dobrze zorganizowana. Poukładana. Zorientowana dokąd idę i po co. I która z moich dróg jest…. Ach, jak mi jest dobrze!

20


NOWA INWESTYCJA W BAŻANTOWIE

NOWOCZESNY OBIEKT MIESZKALNO-USŁUGOWY powstaje na terenie pomiędzy ulicą Bażantów a Puchały w Katowicach

Millenium Inwestycje Sp. z o.o. • 40-750 Katowice • ul. Hierowskiego 2 • 32 205 95 00 • e-mail: sprzedaz@bazantowo.pl • www.bazantowo.pl


Sylwia Kubryńska

Balony wypełnione

helem Energia? Energia do działania? Szalone pomysły? Kreatywność? Oczywiście! Jestem chodzącym, encyklopedycznym przykładem niespożytej energii i kreatywności! Stanowię wzór energii i kreatywności! Powinnam leżeć w Sevres pod Paryżem jako odlew, światowy symbol energii i kreatywności! Zresztą, pokażcie mi człowieka, który nie powinien tam leżeć! Pokażcie mi w dzisiejszych czasach śmiałka, co przewraca się leniwie pod jabłonią niby stary zbijacz bąków Isaac Newton! Dobre sobie. Nikt nie ma czasu! Nikt nie ma czasu na takie pierdoły jak przełomowe odkrycia. Na głębszą zadumę. Na planowe, spokojne, wyprzedzające katastrofę działanie.

22


Jubileusz miasta. Święto gminne. Impreza. Pełno ludzi na dziedzińcu, trzymane na uwięzi, gotowe do wypuszczenia balony wypełnione helem. Wystrzelone w ich kierunku obiektywy reporterskie drżą z niecierpliwości. Ale będzie! Będzie się działo! Będzie zabawa! Jako animator gminny, jestem autorką pomysłu. Szaleję z niepokoju, czy wszystko uda się jak trzeba. Czy balony zgodnie polecą w niebo i ładnie wyjdą na zdjęciach? Czy wszyscy będą zadowoleni? Czemu nie? Całość zapięta na ostatni guzik. Mucha nie siada. Jest tylko jedno „ale”. Za dużo działania, za mało spoczynku. Za dużo energii, za mało myślenia, w którym to być może jedna rzecz stałaby się ważna. Wyraźna. Oczywista. Otóż moje miasto leży blisko lotniska. Nie dość tego! Graniczy z lotniskiem! Dużym, pasażerskim, międzynarodowym! Bliżej się nie da! Gorzej się nie da! Stoję więc wśród tłumu, obok prezydent, burmistrz i ksiądz. W siatce drżą balony. I nagle, cały mój program, pisany w pocie czoła, cały ten precyzyjny projekt wali się w mojej głowie w ruinę. Akurat wtedy, gdy wesoło przypinamy kotyliony do klap, a napompowane helem tysiąc (co tam, niech będzie tysiąc!) balonów rwie się do lotu spod utrzymującej je rachitycznej siatki i wycelowanych weń obiektywów kamer. Bo wtedy właśnie przelatuje nad nami Boeing 737, wielka maszyna schodząca do lądowania,

a przelatuje z takim łomotem, że całkowicie zagłusza piejącą do mikrofonu uczennicę klasy VB. Wszyscy zadzierają głowy, zadzieram również ja i wydobywam z siebie słowo ciężkie i rozpaczliwe: - Ożeż… Śmierć! Śmierć! O Boże jedyny, za chwilę spowoduję katastrofę lotniczą! Moje tysiąc balonów wkręci się w silnik samolotu, a wtedy ten runie w dół, zabijając załogę, pasażerów i połowę miasta! To koniec! Sekundę później chowam się w zakrystii, dzwonię do Agencji Żeglugi Powietrznej i błagam, już właściwie sama nie wiem, o co: - czy o to, żeby wstrzymać ruch lotniczy? - czy o to, żeby pozwolić na orgię balonów? - a może, żeby ktoś z wieży kontroli lotów zawiadomił pogotowie psychiatryczne? Komendant Żeglugi Powietrznej odbiera mój rozpaczliwy komunikat i każe wstrzymać lot balonów. Ale jak? Może Isaac Newton by wiedział? Ja nie wiem, nie wiem, na wszelki wypadek krzyczę do słuchawki: - Wstrzymałam! - Proszę czekać na mój znak! - Tak jest!

23


A tłum pod kościołem faluje, uczennica VB śpiewa, a rachityczna siatka telepie się na wietrze. Burmistrz z przewodniczącym rady i księdzem co chwila tę siatkę szarpią, wtedy ja biegam z zakrystii do nich i błagałam, żeby poczekali jeszcze chwilę, bo nie mam pozwolenia z wieży. - Szanowni państwo, musimy poczekać na pozwolenie z wieży, jeszcze tylko pięć minut i zaraz do nas zadzwonią – oznajmia uczennica gimnazjum przez mikrofon i diabli ją wiedzą, skąd bierze ten czas. Diabli diabłami, ale nikt jej nie może zarzucić, że nie ma w tym energii! O Boże, jaka w niej energia! Jaka kreatywność! Wszyscy natychmiast się do jej kreatywności przywiązują, przywiązuje się prawdopodobnie do nich także i mój komendant, bo równo pięć minut po nieszczęsnym komunikacie dzwoni moja komórka, a że jestem obecnie przy uczennicy, do której przedzierałam się przez tłum, aby wyjaśnić jej błąd, na całym placu rozległ się upragniony dźwięk. Uczennica gimnazjum kiwa poważnie głową w kierunku włodarzy, tamci posłusznie wypuszczają balony. Niebo zapełnia się tysiącem barw nieprzejednanej śmierci. Energia opuszcza mnie w jednej sekundzie, dokładnie wtedy, gdy odbieram telefon i słyszę: - Szanowna pani, ma pani pozwolenie na wypuszczenie balonów za dokładnie cztery minuty. Leci moja dusza, leci wraz z helem ku górze, widzę jak obejmuje każdy jeden balon i ściąga go w dół. Jak rozpaczliwe ciosy dziobów lokalnego ptactwa roztrzaskują gumowe powłoki. Jak niewidzialna salwa z armaty niszczy śmiertelny efekt mojej promocji jubileuszu miasta.

*** Niestety, nic nie dało się zrobić. Balony pofrunęły, gołębie za nimi, pofrunęła moja dusza precz. I tylko jej resztki odebrały po kwadransie telefon jakiejś podenerwowanej pracownicy Agencji Powietrznej, która kategorycznym głosem zapytała: - Czy to pani z Urzędu Gminy? - Tak. - Czy pani wypuszczała balony? - (Jezu!) Tak. - Czy dostała pani dokładny czas wypuszczenia balonów? - Tak. - Czy to była jedenasta czterdzieści CZTERY? - Tak. - Czy dostosowała się pani dokładnie do tego czasu? - (O Matko Boska!) TAK. - Dziękuję za potwierdzenie. Życzę miłego dnia. A ja Wam życzę jak najmniej energii. Tak, żeby przed wypuszczeniem balonów w niebo, można było posiedzieć kilka godzin pod jabłonią i zastanowić się, co się dzieje, gdy jabłko nie spada, a opętańczo leci w górę.

Sylwia Kubryńska autorka „Kobiety dość Doskonałej” i „Furia Mać!” Tekst zawiera fragmenty książki w przygotowaniu.

24


511_JURAJSKIE WAKACJE Przyjedź, zrelaksuj się i naładuj pozytywną energią! od 360

pln/os*

* pobyt w pokoju 2-osobowym standard

Zarezerwuj wakacje (lipiec, sierpień) do końca czerwca i skorzystaj z dodatkowego rabatu 10%*

KOD RABATOWY:

511 LATO

*oferta dotyczy pakietu 511_JURAJSKIE WAKACJE rabat nalicza się automatycznie po wpisaniu kodu rabatowego podczas rezerwacji na www.poziom511.com

POZIOM 511 Design Hotel & SPA to nowoczesny, 4-gwiazdkowy obiekt położony w sercu Jury Krakowsko-Częstochowskiej, na terenie Parku Krajobrazowego Orlich Gniazd. Ulokowany na szczycie najwyższego wzniesienia Jury, pośród zieleni i wapiennych skał, tuż obok imponujących ruin Zamku Ogrodzienieckiego, oferuje bezpretensjonalny luksus i możliwość wypoczynku z dala od wielkomiejskiego zgiełku. Tutaj nowoczesny design, hołdujący prostym formom i funkcjonalności, został zamknięty w przestronnych wnętrzach osłoniętych szklaną fasadą i wtopiony w naturę. POZIOM 511 to wyjątkowe miejsce skupiające otwartych, ciekawych świata ludzi. Na Gości hotelu czekają 42 przestronne, komfortowe pokoje oraz

swobodna i kameralna atmosfera. Wizytówką POZIOM 511 jest wyjątkowa strefa odnowy biologicznej. 511 MEDI SPA, to miejsce, w którym jakość i perfekcja idą w parze z pełnym relaksem, odprężeniem i dogłębną troską o urodę. Atmosferę spokoju i wytchnienia dopełniają nienachalne wnętrza i bliskość naturalnych ostańców. 511 MEDI SPA zaprasza do ekskluzywnego świata zabiegów na twarz i ciało opartych na wiodących markach kosmetycznych, takich jak Ericson Laboratoire. 511 MEDI SPA to nie tylko relaks i profesjonalna pielęgnacja, ale również skuteczne zabiegi medycyny estetycznej - innowacyjne zabiegi kosmetyczne, które działają na pograniczu kosmetologii, dermatologii i medycyny estetycznej.

POZIOM 511 DESIGN HOTEL & SPA Bonerów 33 | 42-440 Ogrodzieniec | www.poziom511.com | recepcja@poziom511.com | 32 746 28 00


5 powodów, dla których rower jest lepszy niż wszystko. TEKST

Katarzyna Zielińska

Pierwsze i najbardziej oczywiste skojarzenie z energią to dla mnie rower. Dlatego dziś będzie właśnie o nim.

26


2.

O tym, że posiada magiczną moc – zużywasz energię, aby jechać, ale w zamian dostajesz dziesięć razy więcej innej energii – tej pozytywnej, napędzającej do działania.

1.

2. Rower zamienia złą energię w dobrą Kiedy jestem, mówiąc kulturalnie, zirytowana otaczającą mnie rzeczywistością społeczno-polityczną, ludźmi, pracą, brzydką pogodą, czy też ogólnie wszystkim, wsiadam na rower i jadę. Dokądkolwiek. Byle dalej. Już po półgodzinie zła energia, która mnie wypełniała, zostaje zużyta do napędzania roweru, a ja dostaję w zamian energię całkowicie pozytywną (a do tego zieloną). Wiadomo, endorfiny swoje robią. Nagle widzę, że na powód mojej złości nie mam absolutnie żadnego wpływu, wobec czego nie należy się tym przesadnie przejmować. Umysł się oczyszcza i proporcje wracają do normy. Tu wskazówka praktyczna: najlepiej, jeśli trasa służąca do zamiany złej energii w dobrą wiedzie pod górę, wtedy efekt osiąga się szybciej i jest on bardziej spektakularny.

Każdy wie, że to zdrowo zamienić samochód, czy autobus na rower. Jest to też bardziej ekologiczne – żadne spaliny nie wydobywają się wszak z niego i nie zanieczyszczają powietrza. Do praktycznych korzyści możemy zaliczyć także fakt, iż dzięki rowerowi raczej rzadko stoi się w korku, zawsze można jakoś przemknąć na początek kolejki. To są, cytując klasyka, “oczywiste oczywistości”. 3. Na rowerze mocniej Aby zatem owych trywializmów bez sensu nie powtarzać doświadczasz świata i uniknąć zanudzenia Czytelnika, przedstawiam poniżej Jeśli używasz roweru w charakterze środka 5 zupełnie innych powodów, dla których rower zachwyca transportu, nieuchronnie nadejdzie taki dzień, kiedy bęi cudownym środkiem transportu jest. dziesz musiał zmoknąć albo zmarznąć. Pogoda w naszym klimacie zmienną jest, może się okazać, że choć rano pięknie 1. Z roweru widać więcej świeciło słońce, to po pracy deszcz leje jak z cebra. Albo śnieg. Rower nie ma ścian ani dachu, a więc jadąc Albo grad. A wrócić jakoś musisz. Jedziesz zatem, mokniesz, nim, jesteś bliżej świata; widzisz dokładniej, dostrzegasz marzniesz i myślisz, że trzeba było jednak autem, że nigdy szczegóły. Wybierając go, dajesz zatem sobie szansę, aby zoba- więcej, że głupi rower nie ma dachu. Docierasz w końcu do czyć więcej. Nawet w swoim mieście, które wydaje się dobrze domu, suszysz się, przebierasz, parzysz ciepłą herbatę i myznasz, są tysiące rzeczy, jakich nie dostrzegasz zza szyb samo- ślisz, że właściwie to nic strasznego się nie stało, z cukru nie jesteś, może nie umrzesz na zapalenie płuc. chodu. A podróżowanie rowerem? Tu różnica jest kolosalna. Jeżeli masz ambicję zobaczyć jak najwięcej w jak najkrótszym czasie, wtedy wsiadaj w samochód i w drogę. Albo poszukaj w biurach podróży oferty “8 europejskich stolic w tydzień”. Ale jeśli wolisz poznać jakieś miejsce dokładniej, przyjrzeć mu się niespiesznie i pokontemplować – wybierz rower. Pamiętam, jak podczas kilkudniowej rowerowej włóczęgi po Roztoczu odkrywaliśmy, że kraina owa to nie tylko piękne, sielskie krajobrazy, ale także zapachy i dźwięki, a w pocztówkowych miasteczkach żyją prawdziwi ludzie, którzy wobec objuczonych sakwami, namiotem, karimatami i podobnymi akcesoriami rowerzystów są zwykle niesamowicie życzliwi – pogadają chwilę, wskażą drogę, życzą powodzenia. I na koniec, last but not least: zimne piwo nigdy nie smakuje tak dobrze, jak po całym dniu pedałowania.

3. 27


4.

Bo rzeczywiście nic się nie stało. Bądź co bądź to też kontakt z naturą, a wszak po to między innymi jeździ się na rowerze. Trzeba od czasu do czasu doświadczyć także mniej przyjaznego świata, wyjść poza ciepłą i suchą strefę komfortu. Jest się wtedy odrobinę bardziej przystosowanym do stawiania czoła przeciwnościom losu. Następnym razem spakujesz kurtkę przeciwdeszczową, na wszelki wypadek. A na zimę zmienisz opony na zimowe, (w końcu po coś je wymyślili) i zaopatrzysz się w odzież termoaktywną. 4. Na rowerze przychodzą do głowy najlepsze pomysły Tylko ty i droga. Najlepiej, jeśli prosta i w lesie. No i rower. Cisza, spokój, orzeźwiające powietrze. W pobliżu brak komputera, smartfona (niewygodnie przeglądać go podczas jazdy, może nawet nie ma zasięgu). Wtedy twoim myślom nic nie przeszkadza, nie czujesz ogromnej potrzeby sprawdzenia poczty, ani fejsa. Jesteś unplugged. Brak też innych rozpraszaczy – ludzi, bałaganu na biurku, kota pchającego się na kolana. Jeśli mam jakiś problem do rozwiązania, koncepcję do stworzenia, zawsze wsiadam na rower. Nigdy jeszcze nie zdarzyło się, że niczego nie wymyśliłam. Chaotyczne początkowo myśli w drodze układają się w jakąś sensowną całość. Wpada do głowy pomysł, który potem trzeba już tylko oszlifować i gotowe.

5.

5. Na rowerze 40 km/h to zawrotna prędkość Oczywiście jeśli nie startujesz w Tour de France, ale pomykasz transportowo i rekreacyjnie po mieście, wioskach, lasach, czasem bezdrożach. Gdy na liczniku czterdziestka, czujesz nieporównywalny z niczym wiatr we włosach, piasek w oczach i ogólny szał. Poważnie, bardziej ekstremalnie jest na rowerze przy czterdziestu km/h niż w samochodzie przy stu sześćdziesięciu. I takie emocje zupełnie gratis, no może poza inwestycją w kask, który lepiej mieć niż nie mieć. ***

Rower króluje. W słońce i w deszcz, latem i zimą. Bo dzięki niemu żyjemy mocniej, odczuwamy intensywniej. W nagrodę za wysiłek i zmoknięcie rower daje coś bezcennego – wolność. Wsiadasz, jedziesz, odkrywasz. Osiągniesz nim miejsca, do których nie dotrzesz samochodem – środek lasu, brzeg jeziora, czy centrum zabytkowego miasta. Jak się zepsuje, przy odrobinie chęci, wiedzy i sprzętu naprawisz go sam. Rowerem jedzie się tylko do przodu. Nie możesz stać w miejscu, ani się cofać, bo spadniesz. Jak w życiu.

28


Jesteśmy pierwszym gliwickim multitapem. Z n a j d u j e m y s i ę w p i w n i c y, w k t ó r e j j u ż w ś r e d n i o w i e c z u s k ł a d o w a n o n a j l e p s z e p i w a . Te r a z h i s t o r i a z a t o c z y ł a k o ł o . . . .

...chcesz wiedzieć więcej? www.facebook.com/Dobr yZbeer

ul. Górnych Wałów 30 44-100 Gliwice


Śniadanie ma

moc

Energetyczne menu - Jak smakuje energia (porcja energii)

TEKST

Aurora Czekoladowa

Różne zwyczaje, składniki, różne porcje, jeden cel – dostarczyć energii na cały dzień. Nie bez powodu śniadanie uważa się najważniejszy posiłek. Przyjrzyjmy się jak jest celebrowane i jak smakuje w różnych zakątkach świata.

30


Francja – pieczywo do podstawa

Ze względu na położenie geograficzne, śniadania jedzone przez ludzi rozmaitych narodowości, diametralnie się różnią, jednak w większości ich wspólnymi elementami są kawa, jajka i pieczywo. Nic dziwnego, solidna porcja białka, węglowodanów i kofeiny dają prawdziwą energię naszym mięśniom i umysłowi. W niektórych krajach spożywa się je w bardzo prostej, nieprzetworzonej postaci, w innych poddawane są wyrafinowanym technikom kulinarnym. Bywają śniadania obfite i tłuste albo lekkie i minimalistyczne. Nie musisz wyjeżdżać, by spróbować różnych wersji i przekonać się, która najskuteczniej dodaje powera.

Ponoć gluten i cukier to najbardziej tuczące składniki naszego codziennego menu. Przeczą temu jednak sylwetki Francuzek, uchodzących za najszczuplejsze wśród Europejek, mimo iż ich śniadanie składa się głównie z pieczywa, a do tego jest słodkie! Francuzi uwielbiają rozpoczynać dzień od rogalików, bułeczek lub bagietek z masłem i dżemem, popijanych aromatyczną kawą. Dlaczego więc nie tyją? Podobno ich sekret to jedzenie niewielkich posiłków. Tylko czy można się oprzeć pysznym francuskim rogalikom?!

Wielka Brytania / Irlandia – śniadanie jak obiad W kraju Jasia Fasoli nie może zabraknąć… fasoli! Również na pierwszym posiłku! Być może przez większość z nas nie jest ona kojarzona z porannym menu. Z całą pewnością pasuje jednak do zestawu, znajdującego się na brytyjskim talerzu, przypominającego raczej niezły obiad niż śniadanie. Prócz skąpanej w sosie pomidorowym białej fasolki, znajdziemy na nim: jaja sadzone, smażone kiełbaski wieprzowe, plastry bekonu oraz grzyby. Śniadanie obowiązkowo popija się czarną herbatą z odrobiną mleka i cukru.

Rosja / Ukraina – syrniki Sernik na śniadanie? Brzmi pysznie, ale ten, kto podczas pobytu w Rosji skusi się na tamtejsze syrniki, może być mocno zaskoczony. Syrniki, serwowane również na Ukrainie i Białorusi, to smażone placuszki twarożkowe, podawane na ostro lub słodko, często z dodatkiem suszonych owoców. Innym wariantem śniadania naszych wschodnich sąsiadów jest kasza owsiana lub manna na mleku, która stanowi odpowiednik owsianki. Może być również w wersji wytrawnej – kasza gryczana z grzybami, suto omaszczona smalcem.

31


Japonia – gorąco i kwaśno Europejczykom zdarza się zapomnieć o zjedzeniu pierwszego posiłku lub przegryźć tylko coś w pośpiechu, ale w Kraju Kwitnącej Wiśni to niemożliwe. Tu śniadanie to prawdziwa uczta i ważny ceremoniał. Nic dziwnego, że składa się z kilku oddzielnych dań, a jedno z nich stanowi zupa (prawie zawsze zupa miso)! Menu śniadaniowe jest bardzo urozmaicone, jego podstawa to gorący ryż z dodatkiem różnych marynowanych warzyw i kiszonek, np. imbiru, rzodkwi, śliwek. Czasem pojawiają się też parówki, które nie przypominają tych kupowanych w polskich supermarketach.

Chiny – ?????? W przypadku chińskich śniadań zaskakująca jest przede wszystkim wczesna pora jedzenia. Zarówno dzieci jak i dorośli spożywają je już około 6.30. Wszystko ze względu na pracowity tryb życia. Dlatego istnieje nawet specjalna wersja śniadania dla zabieganych – drożdżowe bułeczki, smakiem i wyglądem przypominające czeskie knedliki, podawane zazwyczaj na słodko. Jest też śniadanie bardziej oficjalne i znacznie bogatsze, którego niezmienną podstawę stanowi kleik ryżowy. Prócz niego jada się różnego rodzaju pieczone tłuste mięsa z warzywami.

Kuba – śniadanie do łóżka Większości z nas trudno wyobrazić sobie poranek bez gorącej, aromatycznej kawy, doskonale stawiającej na nogi. W tym upodobaniu zrozumielibyśmy się z Kubańczykami, dla których filiżanka kawy to zazwyczaj całe śniadanie. Podobnie również jak my, przepadają za dobrze wypieczonymi pszennymi bułkami i chlebem. Dodatkiem do pieczywa są jednak głównie słodkie owoce i marmolada z guawy. Co ciekawe, mieszkańcy kamienic wcale nie muszą wychodzić po chleb, gdyż funkcjonuje tam system handlu obnośnego: sprzedawcy wkładają bochenki do spuszczanych z okien koszyków, wciąganych z powrotem przez poszczególnych odbiorców.

32


USA – jajko na tysiąc sposobów Prócz coca-coli, Taylor Swift oraz św. Mikołaja z białą brodą, ubranego w czerwony strój, zawdzięczamy Stanom Zjednoczonym również chrupiące płatki śniadaniowe z mlekiem, zajadane ze smakiem nie tylko przez dzieci i młodzież. Prócz tego, typowym składnikiem tamtejszego porannego posiłku są jajka. Podobno w Nowym Jorku serwuje się je na tysiąc różnych sposobów, a do najpopularniejszych należą sunny side up, czyli po polsku po prostu sadzone. Podawane są z chlebem i opiekanymi ziemniakami. Dla tych mniej dbających o linię jest również opcja jajek ze smażonym bekonem lub kiełbaskami.

Australia – drożdże na tostach Vegemite to nic innego jak najpopularniejsza w Nowej Zelandii oraz Australii pasta do tostów i kanapek. Wyglądem przypomina uwielbianą u nas nutellę, w smaku nie ma z nią nic wspólnego, gdyż jest bardzo słona. Nic dziwnego, przygotowuje się ją z wyciągu z drożdży oraz domieszki warzyw. Dla większości Polaków to tak jakby jeść kanapkę z przyprawą do zup. Mimo wszystko, w tamtych rejonach cieszy się ona ogromną popularnością, a lekarze i dietetycy propagują ją jako prawdziwą bombę z witaminą B.

33


Meksyk – ostry początek dnia Podobnie jak każdy posiłek kuchni meksykańskiej, śniadanie także jest sycące, bo obfite i tłuste. I oczywiście nie może w nim zabraknąć nachos, tortilli oraz ostrego smaku. Jajka, kukurydza, guacamole, pomidory, papryka i fasola, to wszystko zawinięte w tortillę – oto przepis na doskonałe meksykańskie śniadanie. Chyba, że ktoś woli jajka. Ich amatorzy powinni spróbować huevos racheros – jajka po ranczersku, czyli smażone i podane z ostrym sosem pomidorowym.

Alaska – dziczyzna na talerzu Tradycyjne śniadanie tego regionu bywa równie specyficzne jak serial “Przystanek Alaska”. Składa się ono bowiem z mięsa… renifera, serwowanego z jajkiem usmażonym na naleśniku. Taki typ posiłku wymuszają surowe warunki panujące w tych stronach. Mieszkańcy Alaski bazują na lokalnych produktach, czyli tłuszczu i mięsie z łosi, reniferów, a nawet fok. W wersji słodkiej na śniadanie podaje się bułeczki z najpopularniejszym owocem tamtejszych ziem, czyli jagodami.

Dominikana – słodko i słono Jeśli komuś znudziło się tradycyjne jedzenie, powinien spróbować przepisu na mangu, czyli typowe śniadanie spożywane na Dominikanie. To gotowane, zielone banany, wymieszane z masłem, salami (!), serem lub jajkami. Najmłodsi dostają je polane słodką czekoladą.

34


Turcja – prawdziwa uczta Jeśli śniadanie ma być podstawą do efektywnego działania naszego organizmu i dostarczyć niezbędnych witamin oraz mikroelementów, to najlepszą propozycją jest zróżnicowane śniadanie tureckie. Łatwiej byłoby powiedzieć, czego w nim nie ma! Królują w nim owcze sery, białe i żółte, w tym również pleśniowe. Są także kiełbaski oraz salami. Do wszystkiego podaje się świeże warzywa, np.: pomidory, ogórki, paprykę, oliwki, oraz pieczywo: bułeczki poğaça, a także börek i simit. Nie może też zabraknąć czegoś słodkiego, czyli owoców i miodu.

Polska – parówka, kanapka z pasztetem i jajecznica A co u nas najczęściej jada się na śniadanie? Mimo antyglutenowej propagandy, która jakiś czas temu wstrząsnęła polskimi jadłospisami, nadal większość z nas na śniadanie serwuje sobie kanapki z szynką, żółtym serem, plastrami pomidora. I to nie tylko na pierwsze, ale również na drugie śniadanie. Popularne są także parówki albo jajecznica z cebulą i szynką. Do łask wróciła też przed laty bardzo popularna owsianka, która gości na wielu europejskich i amerykańskich stołach. Wbrew niepozornemu wyglądowi i smakowi jest prawdziwą bombą energetyczną, zwłaszcza z bakaliami i miodem. Owsianka reguluje pracę jelit, oczyszcza organizm, a zawarte w niej węglowodany rozkładają się powoli, co nie powoduje nadmiernych skoków cukru. Być może to właśnie ona powinna stanowić centrum każdego stołu jako królowa energetycznych śniadań.

35


Gdzie jesteś,

energio ? „Poranek – energia odnawialna każdego dnia.” (loesje.pl)

TEKST

Małgorzata Kaźmierska

36


– Panowie, z życiem, z życiem! Ruszacie się jak muchy w smole – obserwuję z okna, jak energiczny trener pogania swoich wyraźnie ospałych zawodników. Doskonale ich rozumiem. Sama też czuję się jak padnięty króliczek z reklamy pewnej firmy, produkującej baterie. Ale chłopaki na boisku i tak mają lepiej – łykną sobie jakiś napój energetyczny i zaraz zmniejszy się im odległość do bramki. A ja dzisiaj na pewno nie jestem Edytą Bartosiewicz, którą w „Szale” rozpierała energia. Raczej bliżej mi do Kaśki Nosowskiej, zwierzającej się w „Teksańskim”: „herbata stygnie, zapada zmrok, a pod piórem ciągle nic”… Istnieją ludzie wprost emanujący energią, mają jej tyle, że mogliby dzielić się nią z całym światem. Niektórzy znowuż kierują się żelazną zasadą: jak poczujesz ochotę, żeby coś zrobić, to usiądź w kącie i poczekaj, aż ci przejdzie. A ja, tak jak wiele innych osób, po prostu czasem potrzebuję jakiegoś wspomagania albo chociaż dobrej motywacji. No cóż, energia jest rodzaju żeńskiego, więc pewnie woli facetów (ja też) i jak to kobieta – bywa niestała. Ale jeśli nie związek na całe życie, to może przynajmniej mogłybyśmy się przyjaźnić…? Greckie enérgeia znaczy aktywność, pochodzi od energos, czyli zajęty pracą – to tłumaczyłoby, dlaczego niektórym tak trudno znaleźć źródło tej mocy. Może należałoby uczyć się od dzieci? One są wiecznie zajęte, pełne pomysłów, zachcianek i zdawałoby się niewyczerpanej energii do zabawy. Rodzice obdarzeni takim żywym srebrem, potrzebują sporo sił, żeby sprostać wymaganiom kochanego maleństwa, a to znaczy, że dziecku właśnie zawdzięczają swoją élan vital. Ale jeśli ktoś pozbawiony jest takiego prywatnego wulkanu energii, musi szukać innych sposobów uaktywniania jej. W pracy jakiś elektryzujący news może postawić na nogi całe niemrawe dotąd towarzystwo, w domu wystarczy zdrzemnąć się, pośmiać na komedii, wypić kawę, zjeść kawałek czekolady, albo pomyśleć o czymś przyjemnym, żeby od razu poczuć przypływ energii. Ale co zrobić, by mieć ją stale, tryskać, kipieć nią? Niektórzy radzą korzystać ze słońca, uprawiać jakiś sport, nosić bursztyny, medytować, jechać do Krakowa na Wawel (podobno tam znajduje się jeden z energetycznych czakramów), albo po prostu przytulić się do brzozy. Jak widać, metod jest wiele, należy tylko znaleźć tę najbardziej odpowiednią dla siebie. Trzeba też pamiętać, aby unikać różnego rodzaju wampirów energetycznych, czyli ludzi pasożytujących na innych i pozbawiających ich chęci oraz sił do życia. Pewnie każdy z nas zna kogoś, kto potrafi wykończyć emocjonalnie nawet krótką rozmową, zdołować albo przeciwnie – zirytować czy rozzłościć samym sposobem mówienia; lepiej omijać takie osoby z daleka. Gdyby ktoś odkrył, jak zmienić negatywną energię w pozytywne wibracje, oddałby ogromną przysługę ludzkości – zapewne pochłonęłoby nas wtedy bezgra-

niczne wprost dobro i szczęście. A jeśli udałoby się spożytkować złe emocje, przerabiając je na tak niezbędny rodzaj energii jak prąd elektryczny, nie potrzebowalibyśmy elektrowni ani wiatraków. Dzięki staraniom naszych wiecznie skłóconych frakcji politycznych, Polska stałaby się potentatem energetycznym, a wkurzeni kierowcy i pseudokibice – filarem jej potęgi gospodarczej. No cóż, może kiedyś jakiś wynalazek pozwoli w ten sposób wykorzystać negatywne emocje. Zanim to nastąpi, trzeba uczyć się trudnej sztuki poskramiania ich, bo często bardziej szkodzą ludziom opanowanym nimi, niż tym, wobec których są skierowane. Wiedząc jak trudna do zdobycia, a przez to cenna jest energia, lepiej nie tracić jej na nieistotne drobiazgi, lecz kumulować i zużyć do zrealizowania czegoś naprawdę wyjątkowego (choć niekoniecznie poważnego). Wtedy można zadziwić samego siebie i ze zdumieniem odkryć, jak ogromny tkwi w nas potencjał. Dlatego nie pozwólmy, by obowiązki codzienności pochłaniały całą naszą energię; sięgajmy do jej najgłębszych pokładów, przecież to są zasoby odnawialne!

37


Grzegorz Więcław | www.glowarzadzi.pl

SKĄD WZIĄĆ TĘ MOC? Źródła energii dla dobrego funkcjonowania człowieka

38


Każdy człowiek ma codziennie do dyspozycji dwadzieścia cztery godziny i to w jaki sposób je wykorzysta, w dużej mierze zależy od niego. Ale kiedy zbliża się jakiś ważny termin, próbujemy naginać rzeczywistość tak, aby znaleźć dodatkowy czas. W tym celu jesteśmy w stanie zrobić różne szalone rzeczy, np. zostać w pracy po godzinach, nie spać w nocy, pić hektolitry kawy i napojów energetycznych, albo zaniedbać własną pasję, dom, czy rodzinę. Skupiamy całą swoją uwagę na tym, aby zdobyć choć troszkę więcej czasu na to, co pilne, choć niekoniecznie ważne. Czasami to się udaje, innym razem nie. Okazuje się jednak, że wcale nie chodzi tu o czas, a o energię. To ona stanowi najwartościowszą walutę w naszym życiu. Dlatego nie jest najważniejsze zarządzanie czasem, ale własną energią. Według Tony'ego Schwartza, autora bestsellerowej książki The Way We're Working Isn't Working (tytuł polski: Taka praca nie ma sensu), energię, którą człowiek ma do dyspozycji, można podzielić na cztery główne obszary:

Trochę jak w piramidzie potrzeb Maslowa, trudno myśleć o potrzebach wyższego rzędu, zapominając o kwestiach fizjologicznych. Dlatego troska o własne ciało to rzecz priorytetowa i najważniejsza. Myślę, że nikogo nie muszę o tym przekonywać. A jednak, paradoksalnie, to ten element jest najczęściej zaniedbywany w życiu przeciętnego człowieka. Co zrobić, żeby napełnić baki energetyczne? Gdzie znajdują się źródła energii potrzebnej dla dobrego funkcjonowania? Kilka przedstawiam poniżej, wraz z prostymi pomysłami czerpania z nich w dzisiejszym, zagonionym świecie.

• Energię fizyczną – czyli poziom zdrowia i samopoczucia, • Energię emocjonalną – czyli poziom szczęścia i zadowolenia, • Energię mentalną – czyli zasoby do skupienia uwagi na tym, co się robi, • Energię duchową – czyli przekonujące odpowiedzi na pytania: "po co robisz to, co robisz? Jaki masz wyższy cel?" Sposób w jaki Schwartz stopniuje poszczególne obszary energetyczne, ma szczególne znaczenie. Energia fizyczna jest pierwsza, gdyż stanowi fundament, bez którego nie sposób funkcjonować na wyższych poziomach.

39


Po pierwsze: odżywianie i nawadnianie Jedzenie i picie to nasze paliwo. Musi być nie tylko w odpowiedniej ilości, ale przede wszystkim dobrej jakości. Chociaż większość współczesnych ludzi rozumie, że odżywianie jest ważnym elementem pełnego energii życia, to nie każdy przykłada do tego właściwą wagę. Wymówka znajdzie się zawsze – brak czasu, pieniędzy, pomysłów... A żeby jeść zdrowo i pożywnie, wcale nie potrzebujemy wiele, właściwie wszystko mamy w zasięgu ręki. Istnieje takie powiedzenie: jesteś tym, co jesz. Ja sformułowałbym to inaczej: poziom twojej energii zależy od jakości twojego jedzenia. Co można zrobić w tej sprawie? Jeśli chodzi o gospodarkę energetyczną naszego organizmu, zdecydowanie najgorszy dla niej jest cukier rafinowany. Wysokie spożycie tego produktu wpływa na procesy metaboliczne, które decydują o samopoczuciu i energii witalnej. Należy zatem sprawdzić ile jemy cukru, potem zredukować jego ilość w diecie, a docelowo całkowicie go wyeliminować. Pewnie nikomu nie trzeba mówić, że cukier znajduje się w napojach gazowanych, czekoladzie, czy ciastkach. Te produkty kuszą, ale grają w otwarte karty. Od razu zapowiadają: "będzie słodko!". Bardziej przebiegłe są te, które zawierają tzw. "cukry ukryte", a sprzedawane są jako zdrowe (np. batoniki musli, jogurty owocowe, soki, sosy itp.), w rzeczywistości dostarczają organizmowi tylko

zbędny cukier. Zatem chcąc zachować równowagę energetyczną, w pierwszej kolejności trzeba zwróć uwagę na spożycie tego surowca! Kolejną rzeczą, jaką można zrobić, to przeorganizować swoją kuchnię, a w szczególności lodówkę i szafki, gdzie przechowuje się żywność. Zgodnie z zasadą dostępności dobrze jest, jeśli jedzenie zdrowe i odżywcze (np. warzywa, owoce, orzechy itp.) pozostaje zawsze widoczne i dostępne. Badania mówią, że jesteśmy aż trzy razy bardziej skłonni do tego, aby zjeść pierwszą rzecz, którą zobaczymy w kuchni albo lodówce, niż np. piątą. Tak, tak, organizacja ma tu znaczenie! Dlatego najlepiej, aby słoik z kremem czekoladowym był gdzieś głęboko w szafce. Ważne też, aby skupić się na jedzeniu podczas jedzenia! Wielu z nas w trakcie tej czynności robi kilka rzeczy na raz – ogląda telewizję, pracuje, czyta, rozmawia przez telefon itd. Okazuje się, że bycie uważnym podczas spożywania posiłków sprawia, iż czerpiemy większą radość i satysfakcję z jedzenia, a nasz układ trawienny lepiej funkcjonuje. Po drugie: aktywność fizyczna Wielu osobom aktywność fizyczna kojarzy się z czymś, co raczej wysysa energię zamiast dodawać jej, ale sprawne funkcjonowanie mięśni i układu krążeniowo-oddechowego ma kolosalne znaczenie dla ogólnego poziomu energii. Osoby aktywne ruchowo charakteryzuje większa pogoda ducha i chęć działania. Nie trzeba od razu startować w maratonach albo przerzucać tony żelastwa na siłowni, żeby zyskać konkretne korzyści. Wystarczy 30 minut ruchu dziennie; nasze ciała i umysły bardzo go potrzebują. Ja jestem przekonany, że każdy człowiek może znaleźć taką formę aktywności, która sprawi mu przyjemność albo zaspokoi inne potrzeby (np. przynależności, kompetencji). Wpływ na nasze samopoczucie i witalność – murowany!

40


Po trzecie: sen Cały czas funkcjonuje mit, że ludzie sukcesu śpią niewiele po to, żeby móc pracować i pracować, i pracować. Nic bardziej mylnego! Zarówno nasze ciało jak i umysł potrzebują czasu na to, aby zregenerować się, a najlepiej robi to podczas dobrego snu. Zarywanie nocy wcale nie sprawi, że osiągniemy więcej, a już na pewno nie w dłuższej perspektywie. Zbyt krótki sen wpływa również na funkcjonowanie, a nawet na strukturę naszego mózgu. Niedosypianie wywołuje poważne konsekwencje, całkiem dosłownie stajemy się głupsi. A więc spać trzeba, co więcej spać dobrze, bo nie każdy sen będzie odżywczy dla naszego organizmu.

na jednak trwać dłużej niż 20-30 minut, aby nasz mózg nie wszedł na głębszy poziom snu. Inne sposoby na regenerację ciała i umysłu w ciągu dnia to medytacja lub relaksacja. Jedna i druga metoda polega na zwróceniu swojej uwagi do wewnątrz, na odczucia płynące z ciała, a w szczególności na oddech. Można też zrobić sobie przerwę na kawę (ale prawdziwą przerwę – tylko ja i kawa) albo na czytanie. Możliwości są nieograniczone, a pauza bardzo istotna!

Po czwarte: pauzy podczas dnia W przedszkolu najbardziej nie lubiłem leżakowania. Nie wiem dlaczego, ale po prostu bałem się tych prycz rozstawianych jedna przy drugiej. Stracone raz na zawsze przedszkolne drzemki odsypiałem, mieszkając i pracując w Grecji, gdzie poobiednia sjesta stanowi obowiązkowy punkt popołudnia. Teraz też chciałbym mieć komfort codziennego "zresetowania się" i nabrania dodatkowej dawki energii podczas trudnego, zabieganego dnia. Istnieje kilka takich możliwości. Drzemka to oczywiście jedna z nich, jest nieocenionym zastrzykiem energetycznym. Nie powin-

41


Zdjęcia robię z...

powietrza

TEKST

Sabina Borszcz

Fotografia lotnicza interesowała mnie już dużo wcześniej, jednak z powodu ogromnych kosztów wynajmu samolotu czy śmigłowca, była całkowicie poza moim zasięgiem. Kiedyś poprosiłem firmę wynajmującą śmigłowce o wycenę godzinnego lotu. Za podaną przez nich kwotę miałbym teraz drona i samochód. Wiedziałem jednak, że to tylko kwestia czasu i że kiedyś dron zagości w moim plecaku.

42


Ra2ński to niesamowite zdjęcia Katowic z lotu ptaka. Ale wcześniej przecież także Pan fotografował, tyle że z poziomu ziemi. Zgadza się. Zdjęcia zacząłem robić już jakieś 8 lat temu. Wtedy drony, o których od czasu do czasu słyszałem, występowały jedynie w filmach i przenosiły broń, a nie aparaty. Swoją przygodę z fotografią zacząłem od aparatu analogowego, odziedziczonego po dziadku. Po wielu wywołanych filmach przyszedł czas na lustrzankę cyfrową, z którą nie rozstaję się po dziś dzień. Od początku fotografowałem krajobrazy, zwierzęta i ludzi, ale to architektura spodobała mi się najbardziej. Zanim pojawiła się ogólnodostępna możliwość fotografowania z powietrza, to właśnie ten temat najczęściej gościł na moich zdjęciach. Co spowodowało, że zainteresował się Pan możliwościami wykorzystania drona? Fotografia lotnicza interesowała mnie już dużo wcześniej, jednak z powodu ogromnych kosztów wynajmu samolotu czy śmigłowca, była całkowicie poza moim zasięgiem. Kiedyś poprosiłem firmę wynajmującą śmigłowce o wycenę godzinnego lotu. Za podaną przez nich kwotę miałbym teraz drona i samochód. Z powodu braku tak dużego budżetu bardzo szybko odpuściłem temat. Z czasem w mojej głowie rodziły się nowe pomysły pokazania świata z góry, a w internecie pełno było zdjęć wykonanych z takiej

43


perspektywy. Na rynku zaczęło się pojawiać coraz więcej latających urządzeń w coraz bardziej przystępnych cenach. Wiedziałem, że to już tylko kwestia czasu i że kiedyś dron zagości w moim plecaku. Jako pierwszy drona nabył mój dobry znajomy i to właśnie razem z nim rozpocząłem swoją przygodę z fotografią lotniczą. Do dziś jestem mu bardzo wdzięczny za to, że chciało mu się jeździć ze mną o 5:00 rano po Katowicach i latać wszędzie tam, gdzie miałem pomysł na sesję. Niedługo po tym, głównie za sprawą dużego zainteresowania moimi pracami, mogłem sobie pozwolić na własnego drona. Przystępna cena, stosunkowo nieskomplikowana obsługa i ogromna mobilność sprawiły, że fotografowanie przy jego użyciu okazało się być najlepszym sposobem na wykonywanie podniebnych ujęć. Moim zdaniem to jedno z najbardziej rewolucyjnych urządzeń ostatnich czasów, dające fotografowi ogromne możliwości. Perspektywa z lotu ptaka jest diametralnie inna niż w fotografii tradycyjnej. Z jednej strony tworzy Pan unikatowy klimat, ale z drugiej, czy coś Panu wtedy nie umyka? Wszyscy zawsze powtarzają, że z góry widać więcej. Oczywiście jest w tym dużo racji, ale moim zdaniem z góry równocześnie widać dużo mniej. Wszystko zależy od tego, co chcemy pokazać na zdjęciu i jak to wykorzystamy. Łatwiej jest ładnie zaprezentować miasto ze 150 m, bo z takiej wysokości nie widać już niedoskonałości – brakującej płytki chodnikowej, czy śmieci wysypanych nie tam, gdzie należało. Często na zdjęciach, jakie wykonuję w mieście, nie ma ludzi. Być może wpływają na to godziny, w których najczęściej latam, ale wysokość też robi swoje. Miasto wygląda przez to na opuszczone. Ostatnio, będąc na Mazurach, trafiłem do przepięknego parku krajobrazowego. Była piąta rano, w dolince płynęła rzeka, a nad nią unosiła się mgła. Dookoła znajdowało się dużo całkiem wysokich pagórków. Widok jak z bajki, dlatego bardzo liczyłem na dobre zdjęcie. Kiedy wzbiłem się w powietrze, zarówno mgła jak i ukształtowanie terenu przestało być

44


widoczne na fotografiach, czyniąc okolicę płaską i nieatrakcyjną. Dzięki takim sytuacjom coraz lepiej jestem w stanie wyobrazić sobie, jak coś będzie wyglądało z 50 m, 100 m, czy 150 m. Na pewno w przyszłości pozwoli to na jeszcze lepsze wykorzystanie tej perspektywy, tak by umykało tylko to, co powinno :-) W jaki sposób wybiera Pan miejsca, które chce Pan sfotografować? Zdecydowana większość miejsc jakie fotografuję, jest mi dobrze znana. Staram się wyobrazić sobie jak dany teren, czy budynek prezentuje się z góry, jednak często, gdy dron wzbija się w powietrze, okazuje się, że coś wygląda inaczej. Wtedy trzeba szybko improwizować. Niestety, lista znanych mi miejsc jest coraz krótsza. Tu z pomocą przychodzi niezastąpione Google Maps, na którym spędzam ostatnio coraz więcej czasu. Siedząc przed komputerem, staram się znaleźć coś ciekawego. Ciągle dopisuję nowe lokalizacje do swojej listy miejsc, jakie chciałbym w tym roku odwiedzić z dronem. Bardzo pomocni są tutaj również ludzie śledzący mnie na portalach społecznościowych, którzy nieraz podsyłają mi interesujące adresy w ich okolicy. Kilka z moich zdjęć powstało właśnie dzięki takim informacjom. Kiedy mam więcej wolnego czasu, zdarza mi się wzbić do góry bez konkretnego celu i wtedy obserwuję daną okolicę w poszukiwaniu ciekawych miejsc, czy obiektów. To najmniej skuteczny sposób, ale czasem korzystam z niego. Na pewno ma Pan jakieś ulubione miejsca? Przeglądając moje zdjęcia nietrudno zauważyć, że takim ulubionym miejscem są Katowice, a w szczególności strefa kultury. Bardzo dużo się tu dzieje. Różnorodna roślinność w okolicach Muzeum Śląskiego, zmieniający się kolor liści na drzewach przy MCK i NOSPR, prace budowlane na terenie nieistniejącego już Budynku Dyrekcji Kolei Państwowych w Katowicach sprawiają, że nawet identyczne kadry wykonane w różnych porach roku wyglądają zupełnie inaczej. Do tego dynamika aury, mgły, czy

45


46


ciemne, deszczowe chmury – wszystko to powoduje, że te miejsca nigdy mi się nie znudzą. Drugim ulubionym terenem, choć zupełnie przeciwstawnym, są Mazury. Bardzo chętnie zamieniam zgiełk aglomeracji na ciszę i spokój panujące na mazurskiej wsi. Fotografując w krainie tysiąca jezior, ładuję akumulatory i szukam pomysłów na kolejne zdjęcia, które realizuję zaraz po powrocie na Śląsk. Pana profil na Facebooku jest niezwykle popularny, a fani bardzo aktywni. Niedawno, odpowiadając na ich sugestię, wprowadził Pan do swoich prac więcej ''ciemnej'' strony naszego regionu, czyli węgla. Tak powstało zdjęcie Śląsk. Aktywność na moim profilu oraz odpowiedzialni za nią ludzie nie przestają mnie zadziwiać. To dla mnie ogromna radość i najlepsze wynagrodzenie pracy, jaką wkładam w swoje zdjęcia. Ilość polubień, komentarzy i udostępnień działa na mnie motywująco i jestem za to bardzo wdzięczny ludziom, którzy regularnie klikają na moim profilu. Staram się wprowadzać w życie sugestie wyczytane w komentarzach i tak też się stało z serią zdjęć, jaką niedawno rozpocząłem, a którą na chwilę przerwały mazurskie kadry z mojej majówki. Coraz częściej zdarzały się głosy, że fotografuję Śląsk tylko z tej ładnej strony, i że dobieram miejsca w taki sposób, by pokazać w nim tylko to, co ładne, czyste i kolorowe. Oglądając moje zdjęcia trudno było trafić na widok kopalni, węgla, czy dymu unoszącego się z kominów, a mimo wszystko na Śląsku takich widoków jest jeszcze sporo. Chciałem zaprezentować Śląsk inny od tego stereotypowego, bo nieraz będąc na drugim końcu Polski słyszałem pytania, czy my naprawdę żyjemy pod ziemią i czy to prawda, że węgiel można jeść. Mam nadzieję, że dzięki moim pracom choć kilka osób zmieniło swój obraz Śląska. Jeśli chodzi o ostatnią serię zdjęć, to z jednej strony chciałem posłuchać sugestii i pokazać te stereotypowe miejsca oraz ciężki przemysł, a z drugiej – udowodnić , że to też może być na swój sposób ciekawe, a nawet piękne. Tak właśnie powstało zdjęcie Śląsk, które wydaje się być idealnym przejściem z publikowanych dotychczas kolorowych

47


zdjęć, do serii, jaką teraz przygotowuję. Widać na nim zarówno zieleń oraz przyrodę jak i ogromną hałdę węgla. Dodatkowo zielony i czarny są kolorami flagi górniczej. Na pewno w najbliższym czasie będzie tego więcej. Ale Ra2ński to nie tylko fotografie Śląska. Większość moich zdjęć wykonałem na Śląsku, bo to tu mieszkam i studiuję. To miejsce jest najbliższe mojemu sercu i tutaj spędzam najwięcej czasu. Ale udało mi się też wybrać z dronem np. do Szczecina, by sfotografować tamtejszą filharmonię. Latałem już nad morzem, na Mazurach, w stolicy i w górach. W tym roku planuję dużo więcej pojeździć po naszym kraju, a jeśli czas pozwoli, to odwiedzę też kilka miejsc za granicą. Na Facebooku pada też dużo pytań o to, czy Pana fotografie można kupić. Jeśli tak, to gdzie? Zainteresowanie moimi pracami w formie „papierowej” cieszy mnie najbardziej. Nie ma chyba nic lepszego, związanego z moją działalnością, niż myśl, że ktoś kupuje wykonane przeze mnie zdjęcia po to, by powiesić je w kuchni, salonie, czy w sypialni. Obecnie są one dostępne w Gryfnie, w Biksie w Muzeum Śląskim i w Geszefcie na Koszutce w Katowicach. To może teraz trochę o warsztacie pracy. Jak wygląda dronowy plan zdjęciowy? Wykonywanie zdjęć przy użyciu drona jest siłą rzeczy bardziej skomplikowane niż fotografowanie z poziomu ziemi. Na miejscu sesji rzadko bywam sam. O ile obsługa małego drona nie stanowi problemu, to kierowanie dużym dronem oraz aparatem, a jednocześnie kontrolowanie ustawień jest bardzo skomplikowane. Najczęściej role są podzielone. Ja odpowiadam za poruszanie samym aparatem i jego odpowiednie ustawienie. Zanim jednak rozpocznę zdjęcia, muszę wystąpić o wszystkie konieczne zgody i pozwolenia na loty w danym miejscu. W zależności od tego gdzie się znajdujemy, biurokracji jest więcej lub mniej. Kiedy już uda się załatwić formalności, szukam

48


odpowiedniego miejsca do startu. Najczęściej z daleka od ludzi, linii wysokiego napięcia, czy drzew. Cała sesja z uwagi na ograniczony czas lotu jest zaplanowana już wcześniej. Mało kto zdaje sobie sprawę, że bateria w dronie pozwala na 8-15 minut lotu, dlatego w powietrzu nie ma czasu na zastanawianie się. Kiedy już wszystko jest przygotowane, a lot (jeśli trzeba) został wcześniej zgłoszony do najbliżej wieży kontroli lotów, wzbijamy się w powietrze. Zarówno operator drona jak i aparatu ma swój niezależny podgląd na to, co widzi aparat czy kamera. Dzięki temu ja mogę precyzyjnie wykadrować fotografię, by wyglądała tak, jak to sobie wyobrażałem, a pilot widzi w jakim miejscu się znajduje. Czy taka forma fotografowania niesie jakieś ryzyko? Oczywiście ryzyko istnieje i to dużo większe niż przy fotografowaniu z ziemi. Należy pamiętać, że latamy ważącą kilka kilogramów platformą, z bardzo szybko obracającymi się śmigłami. Prawie tyle samo czasu ile poświęcam na planowanie ujęć, potrzebuję na przygotowanie całego lotu. Trasę przelotu, zawisy, miejsca startu oraz lądowania staram się wybierać tak, by niosły jak najmniejsze ryzyko. Było kilka sytuacji kiedy ze względów bezpieczeństwa zrezygnowałem z latania. W przypadku gdyby planowanie lotu, bądź elektronika zawiodły, istnieje specjalne ubezpieczenie operatora drona. Jeśli jednak lata się z głową i dba się o sprzęt, to można w bardzo dużym stopniu wyeliminować istniejące ryzyko. Jakieś ciekawe plany na przyszłość? Co nieco już zdradziłem. Na pewno będę kontynuował serię zdjęć przedstawiających przemysłową część Śląska. Od czasu do czasu zajrzę do Katowic, aby dokumentować wciąż zachodzące tu zmiany. Oczywiście w miarę możliwości będę wyjeżdżał w inne miejsca w Polsce w poszukiwaniu dobrych ujęć. Jeśli czas i środki pozwolą, to bardzo chciałbym wybrać się na Islandię. Tak, Islandia z dronem to moje małe marzenie :-). Wojtek Radwański z wykształcenia inżynier, z zamiłowania fotograf. Student Politechniki Śląskiej. Od ponad roku fotografuje Polskę za pomocą drona.

Dziękujemy za rozmowę.

49


Na zewnątrz skóra, a w środku energia aż

kipi TEKST

Dagmara Kwitek

Od małego słyszymy: siedź cicho, nie wierć się, wyprostuj się, uspokój się, nie szalej… Nasze tresowanie zaczyna się już w przedszkolu i kontynuowane jest w szkole, na studiach, w pracy.

50


A początki wyglądają bardzo niewinnie: należy być grzecznym, spokojnym, nie krzyczeć, leżakować, nie rozrabiać podczas jedzenia. Wyznaczony czas na zabawę, ale tylko taką kontrolowaną, ustalone godziny posiłków, spania, wszystko narzucone z góry, bez uwzględnienia energii, która powinna charakteryzować każde dziecko. To samo dzieje się w szkole. Siedzenie przez 8 godzin w ławce, ciężkie tornistry, dużo zadań domowych, brak możliwości swobodnej zabawy. Przytłacza to i gasi. Alternatywną może być w-f, ale również nadzorowaną, jasno określoną. Nie ma miejsca na spontaniczność. Każde odchylenie od normy jest nieakceptowane i piętnowane. W przedszkolu dziecko wysyła się do kąta i każe zostać tam, póki się nie uspokoi; w szkole ciągle słyszy uwagi. Do tego jeszcze mnóstwo nadprogramowych zajęć: angielski, tenis, piłka nożna, francuski, szkoła muzyczna, liczne korepetycje – wszystko po to, żeby opanować nadpobudliwość i sprostać wymaganiom społecznym. Dzieci zatracają się i wypalają. Natomiast te nieliczne, które jeszcze się buntują, są wysyłane do psychologów albo lekarzy, diagnozujących ADHD, czy inną „jednostkę chorobową”. Zostają przepisane jakieś leki i dziecko staje się „normalne”. A przecież nie o to chodzi. Energia jest dzikim, nieokiełznanym żywiołem, który powinien nas pozytywnie rozsadzać od środka. Nie można jej kontrolować. Nie bez kozery mówi się o człowieku, że może być wulkanem energii. W procesie wychowawczym zatraciliśmy gdzieś tę wyzwalającą siłę, czasem niebezpieczną, ale zarazem niesamowicie twórczą. Bez energii, zmieszanej ze zwykłym chceniem i pragnieniem, nie byłoby nas – całej ludzkości – na etapie, jaki osiągnęliśmy. To właśnie energia pcha nas w stronę postępu, nowych idei i cudownych pomysłów, zmieniających wszystko. Dzięki niej po prostu możemy być. Więc dlaczego aż tak bardzo staramy się, by zgasić ją u najmłodszych i również później? Dzieje się tak poprzez różnego rodzaju procesy socjalizacji, nakazy, zakazy, dokładny harmonogram zajęć, brak spontaniczności. Czy naprawdę aż tak bardzo boimy się tego nieokiełzanego żywiołu? Czasem patrzymy na siebie i innych, i myślimy, że mamy na sobie taką skórę, sztuczną powłokę, tłumiącą naszą energię i niepozwalającą jej się wydostać. Tkwi zamknięta w nas i nie może zamienić się w twórczą siłę, która mogłaby nas ponieść z nurtem. My niestety, wolimy stłamsić ją, zamiast poddać się jej i uwolnić ją. Nasze ciała buntują się od tego nieustannego napięcia, popadamy w depresję i inne choroby. Stąd też bierze się niezwykła popularność różnych terapeutów, naciągaczy i mniej szkodliwych antystresowych książek (w księgarni jest ich cała masa, co chwilę widzę kolorowanki dla dorosłych, zabawy, w których powinno się połączyć punkty, czy też dokładne instrukcje, co należy zrobić na każdej z kolejnej kartek:

podrzyj ją, złóż, wyrzuć, narysuj kropki, kwadraty, trójkąty, podrzuć itp.). Podobno jest „to nowy sposób na relaks, odstresowanie, przyjemność, kreatywność.” Podobno... Nie mogę jednak uwierzyć, że to lepsze niż zwykłe, staromodne uczenie się rysunku, malowania, gry na instrumencie albo w szachy, czy po prostu poznawanie nowych rzeczy. Naprawdę aż tak trudno usiąść ze zwykłą, pustą kartką papieru i bez żadnego planu, zupełnie spontanicznie coś narysować? Uwolnić pierwotną siłę w tak banalnej czynności, jaką jest szkicowanie, gra na gitarze czy żmudne siedzenie nad sztalugą, a później poczuć satysfakcję, gdy w końcu nam coś wyjdzie i nasze „dzieło” nabierze realnych kształtów. Czy musimy na każdym kroku wykonywać polecenia innych? Przypomina to lekcje, na których nauczyciel mówi nam, co mamy robić, jak myśleć, co czuć, jaką interpretację przyjąć i jakie punkty połączyć. Niestety, w życiu dorosłym często powielamy te zachowania w pracy, w domu, czy też w najbardziej intymnych sferach naszej prywatności. Za każdym razem słuchamy, co inni mogą zaproponować i ślepo podążamy za nimi. W tym przypadku jest podobnie. Nic nie tworzymy, niczego się nie uczymy, tylko znowu katujemy nasze ciała nudną czynnością i przysłowiowym dzióbaniem, a efekt i tak wyląduje w koszu. Może dlatego warto pozwolić, by energia wypłynęła z nas, bez kompleksów, zastanawiania się i poczucia winy. Dać się ponieść, popłynąć, zanurzyć się w niej, niemal utonąć, może dopiero w ostatniej chwili złapać powietrze. Nie hamować, dusić ją w środku, bo tak wypada i tak nas nauczono, a później płacić za kolejnych terapeutów, psychiatrów... Na samym początku możemy zbuntować się przeciw szkodliwemu mitowi ADHD, dać dzieciom możliwość niekontrolowanej zabawy, z całym tym krzyczeniem, bieganiem, biciem się, szturchaniem, siniakami. Ale zwykłe siedzenie na dywanie z zabawkami i szeptanie do siebie też jest twórcze. Wcale nie musi świadczyć o zaburzeniach, nadwrażliwości. A nawet jeśli, to co z tego? To jest właśnie ta normalność i to my ją określamy. Niestety, niektórzy chcą nam odebrać taką możliwość, wmawiając, że wykonywanie poleceń, siedzenie cicho i myślenie tak, jak inni, to najlepsze, co może nas spotkać. Bo wtedy mamy zapewnione pozorne poczucie bezpieczeństwa i przewidywalność. Jest to jednak złudne i odbywa się kosztem wolności, nierozerwalnie związanej z czystą energią. Dzięki niej możemy stać się takim twórczym, eksplodującym, nieokiełznanym wulkanem, którego nie da się zatrzymać. Bądźmy po prostu żywiołem, a reszta sama się wydarzy.

51


Kapliczka TEKST

Anna Kutyła

Dawno temu, kiedy jeszcze ziemię w całości pokrywały prawie niczym nieograniczone cząstki, przyszedł dzień, w którym zarządzono narzucanie granic. Bezkresne przestrzenie falujących drobinek, nagle zaczęły burzyć się i piętrzyć w akcie buntu i desperacji. Ogromny sztorm trzaskał spienionymi bałwanami, co rusz wyzwalając z nich potężniejszą furię. Rosnący szum kotłującej się energii, przywołał Stwórcę z anielskimi zastępami. Jedno słowo wystarczyło, żeby najbardziej wzburzone masywy zuchwałych cząstek, wyschły i zniewolone znieruchomiały. Tam gdzie kiedyś kipiała energia - zmienna od nadmiaru możliwości – stały monumentalne wzniesienia. Jak olbrzymie fale wzburzonego morza, surowe kamienne zbocza przechodziły w siebie, tworząc niezwykle trudny i niebezpieczny szlak. Ponieważ w tym miejscu Stwórca objawił swoją moc stwarzania, została postawiona maleńka kapliczka do której dochodzili ci, którzy chcieli poznać odpowiedź na pytanie: czy będą szczęśliwi. Niezwykły szlak gościł tylko najbardziej wytrwałych, najbardziej zdeterminowanych. Padali oni często przed drzwiami kapliczki, czekając na przypływ sił po morderczej wędrówce. Kiedy jednak zdołali już wstać i wejść do tego maleńkiego przybytku, cały ból i strach odchodził w niepamięć. Kapliczka przypominała barkę, ściany od połowy długości łagodnie spajały się na samym środku szerokości. Symetrycznie wykute długie i wąskie okna, bez względu na pogodę przepuszczały, krzyżujące się na środku świetliste promienie. Wskazując jednocześnie wygodną drewnianą ławkę. Kiedy przybysz oszołomiony usiadł, niezwykłość miejsca objawiała się w ruchu przepięknych postaci, które płynąc przez przestrzeń w muślinowo – białych zwiewnych sztach, wpatrywały się w przybysza z radością i miłością w oczach. Wrażenie było niezwykłe - po surowej drodze, wielu dniach twardej wędrówki, po wielokrotnym zwątpieniu. Nagle człowiek czuł się bezpieczny jak dziecko, kochany i dobry. Jakby nic nigdy go nie bolało, nie było w pamięci żadnych trosk i lęków. W tej chwili jedyną troską

było to, czy jego serce wytrzyma tyle szczęścia. Niezwykłe postaci cichutko, i coraz bardziej wyraźnie zaczęły śpiewać. Piękna muzyka oplatała prawie nieprzytomnego ze szczęścia człowieka. Coraz wyraźniej przenikała, aż do wrażenie lekkości i swobody. W końcu muzyka zdawała się być jedyną rzeczywistością, jakby wszystko to co trwa miało rozpłynąć się z chwilą kiedy zapadnie cisza. Nieprzytomny ze szczęścia i zachwytu człowiek długi czas siedział na miejscu i chłonął... Aż w końcu naszedł ten moment, w którym musiał odwrócić się i wyjść z kaplicy.

- … A teraz już śpij. Późno już – powiedział ojciec otulając jednocześnie syna ciepłym kocem. - Tato! Przecież jeszcze nie skończyłeś. Nie powiedziałeś mi czy ten człowiek dowiedział się czy będzie szczęśliwy. - A tak – mruknął z lekkim zakłopotaniem ojciec... Drzwi kapliczki były całe z lustra. Człowiek po przeżyciu tego niezwykłego przepychu odwracał się i … - … Jak myślisz co widział? - niespodziewanie zapytał ojciec Zniecierpliwiony syn odparł: - Oj to łatwe, widział wszystko to co było w kapliczce. Ale czy będzie szczęśliwy? Widzisz synu – on w tym lustrze mógł zobaczyć wiele rzeczy, ale to czy będzie szczęśliwy zależało od tego na co patrzył. Niestety ten człowiek musiał tę drogę przebyć wiele razy aby zrozumieć, że jeśli chce być szczęśliwy może patrzeć na wszystko... ...BYLE NIE NA SIEBIE

52


8 lipca. Pokaz Sukien Ślubnych. Ogród restauracji Umami. Prosto i pięknie. Więcej informacji już wkrótce.

Organizatorzy


KENZO

TEKST

Dorota Magdziarz

Długo zastanawiałam się nad tym, którego z wielkich kreatorów haute couture przedstawić w numerze BE Energy. Bo moda to nieskończone źródło energii. Aby być na topie, każdy z projektantów musi trzymać rękę na pulsie. Okazuje się, że niektórzy mimo emerytury wciąż nie potrafią rozstać się z dawną pracą. Kenzo Takada, założyciel domu mody Kenzo, po swoim odejściu z biznesu nadal tworzy przedmioty domowego użytku, a także maluje obrazy, bo jak twierdzi w końcu ma czas na swoje największe hobby.

54


Jeden z najbardziej rozpoznawalnych nowych projektรณw marki Kenzo bluza z tygrysem


Historia powstania firmy sięga lat 60. Wtedy to młody japoński projektant z dyplomem tokijskiej uczelni Bunka Fashion College wyruszył na podbój francuskiego rynku mody. Początkowo Kenzo Takada tworzył kolekcję pod marką Jungle Jap. Jego kariera rozpoczęła się od okładki magazynu Elle, później spektakularnie piął się do góry. Pierwsze ubrania powstawały dla kobiet, męska linia pojawiła się w latach 80. Kenzo Takada nie poprzestał na projektowaniu mody, stworzył też własną linię perfum, popularnych po dziś dzień. Serca swoich klientek tokijski designer podbił dzięki zestawieniu orientalnych fasonów i wzorów z francuskim szykiem. Energetyczny projektant o świeżym spojrzeniu na połączenie azjatyckich i europejskich standardów szybko zyskał na popularności i stał się jedną z najbardziej intrygujących osobowości mody. Kultura japońska ze swoją orientalną estetyką weszła na paryskie salony, a wkrótce podbiła też serca reszty Europy i Ameryki. Umiejętne zestawienie ze sobą elementów świata Wschodu i Zachodu sprawiło, że motywy i wzory Kenzo stały się jednymi z najbardziej pożądanych. Lata 90. utwierdziły pozycję firmy na rynku, a ta wzbogaciła jeszcze swoją ofertę o ubrania dla dzieci, dodatki w postaci okularów, apaszek, biżuterii oraz akcesoria dla mężczyzn. Kenzo stała się marką wręcz kultową.

Kenzo Takada

Jednym z jej najbardziej rozpoznawalnych motywów jest tygrys. Projektanci Carol Lim i Humberto Leon przeglądając stare kolekcje, natknęli się na wizerunek tego drapieżnika i postanowili unowocześnić nieco oblicze marki, umieszczając go na bluzach. W stworzonej w 2012 roku kolekcji jesienno-zimowej motyw tygrysa zrobił furorę. Od tej pory wszyscy kojarzą Kenzo z tym kolorowym nadrukiem. W 1999 roku Kenzo Takada podjął decyzję o opuszczeniu stanowiska dyrektora artystycznego. Firma od sześciu lat była już pod skrzydłami jednej z największych odzieżowych grup LVMH. Japończyk uznał, że jest już zmęczony tworzeniem mody i chętnie odda się pasji swojej młodości – malarstwu. Podobnie jak przy projektowaniu okazało się, że może ją przekształcić w pracę. Jego obrazy wystawiane są w prestiżowych paryskich galeriach, a tematyka dotyczy, jakżeby inaczej, Japonii. Ponadto utalentowany 75-latek projektuje też biżuterię. Zawsze powtarza, że uczymy się całe życie.

56

Projektanci Carol Lim i Humberto Leon

Kolekcja Kenzo wiosna / lato 2016




B lac

k En

ergy

foto : mod A nna Z fr yz elka: Lu yskows jer : k i za mak Patr /N a y e i s t y l j a Ĺź : W c j a M va M o is t a i : A g i k t o r i a c h e ra d e l s Kalb nie s zka a Ĺ oz rcz yk a


h.m.b.d, buty - diverse, okulary – reserved


h.m.b.d, buty - diverse, okulary – reserved


sukienka, majtki – h.m.b.d, top – gatta negra, torebka – furla www.chiara.pl, buty – www.deezee.pl


sukienka, majtki – h.m.b.d, top – gatta negra, torebka – furla www.chiara.pl


Dolce&Gabbana kolekcja wiosna lato 2016

FLOWER

POWER TEKST

Aleksandra Pająk

Jakie jest Wasze pierwsze skojarzenie? Hippisi, komuna, wolna miłość? W sumie prawidłowo, ale dziś pójdziemy w stronę bardziej dosłownych powiązań. Cytując klasyka: „Kwiaty na wiosnę? Odkrywcze.” W tym wypadku chyba jednak tak, bo chociaż elementy ze świata roślin regularnie pojawiają się w damskiej szafie, to w męskiej jakoś się nie przebiły. Ale może to właśnie TEN sezon? Motywy botaniczne tego lata zadomowiły się na dobre we wnętrzach. Co tu dużo mówić, są ożywcze i dekoracyjne, czemu więc nie przenieść ich też do garderoby? Tym tropem zdecydowanie poszedł Gucci – zielony garnitur w kwiatowe wzory daje energetycznego kopa od pierwszego spojrzenia. Jego spokojniejszą, czarną wersję promują z kolei Dolce & Gabbana. Oryginalną wzorzystą marynarkę znajdziecie u Saint Laurenta, czy Hermèsa. Przy czarnych spodniach i jasnej koszuli wygląda nawet dosyć stonowanie. W wersji sportowej kwiatowy nadruk na niewychodzą-

cą z mody kurtkę typu bomber przenosi Astrid Andersen. Wyraźną inspirację krajem kwitnącej wiśni widać u Marca Jacobsa – kimonowy T-shirt „podkręca” gładkie, jasne spodnie. Nie lubicie przesady? Wystarczy cienki jedwabny szalik (bardzo modny w tym sezonie). Jeśli do tej pory kwiaty kojarzyły Wam się tylko z niezawodnym prezentem dla kobiet – to słusznie, jak najbardziej pochwalamy. Ale jeżeli pozwolicie im rozkwitnąć też na Waszych ubraniach… Kto wie, dokąd zaprowadzi Was moc kwiatów.

64


Avant Après / ul. Kupa 5, Kraków / tel. 12 357 73 57 / www.avantapres.pl

L’Oversize i L’Asymetrique - to dwie stylizacje, dwa uczesania, za którymi stoją dwie stylistyki z salonu Avant Après w Krakowie. Przyświeca im geniusz wprawionej fryzjerskiej dłoni oraz ten szczególny rodzaj zdolności, który potrafi uchwycić piękno – chciałby się powiedzieć – na gorącym uczynku. Agnieszka Wójcik oraz Agnieszka Regina-Łatka są autorkami stylizacji docenionych przez Kérastase. Wyróżnione za kunszt pracy i efekt końcowy, stały się tym samym współtwórczyniami lookbooka „Couture Trendy Styling” na rok 2016.


Dries Van Noten kolekcja wiosna / lato 2016

KOKTAJL ENERGETYCZNY TEKST

Aleksandra Pająk

Lato i nadchodzące wakacje mają doprawdy magiczną moc. W tym roku nawet ja, najbardziej zdeklarowana miłośniczka cukru w każdej postaci, przeszłam na stronę zdrowia. Co rano posłusznie miksuję sobie bardzo modne ostatnio smoothie. I muszę przyznać – daje niezłego kopa energetycznego. Podobnie jak mocne i intensywne kolory, które nie tyle królują w tym sezonie, co raczej nie wychodzą z mody już od kilku lat. Tylko tym razem nie te neonowe, lecz bardziej naturalne, owocowe barwy. Mój ulubiony miks to chyba kiwi z ananasem. Żółta tiulowa spódnica w połączeniu z zielono-żółtym kimonowym żakietem (Dries Van Noten) w stylu lat 40. to idealny pomysł dla wielbicielek elegancji z lekkim twistem. Jeśli dodamy trochę szpinaku, to koktajl stanie się w bardziej wytrawny – jak zielona, efektownie zapinana (czy może raczej rozpinana) sukienka z kolekcji Altuzarry. Sezon na arbuzy i truskawki w pełni – to zestawienie doskonale orzeźwia, podobnie jak czerwona, bufiasta bluzka

połączona z klasyczną mini w kształcie litery A (Fendi), czyli lata 70. nadal w modzie. Mango z mandarynką to sama słodycz – podobnie jak miodowa sukienka Oscara de la Renty. Teoretycznie skromna, ale jednak rzuca się w oczy. Jednak absolutnym zwycięzcą w tej kategorii jest marchewka z pomarańczą. Nadaje skórze piękny odcień, który doskonale podkreśli zwiewna pomarańczowo-czerwona maxi z kolekcji Ralpha Laurena. A Wy, jakie połączenie wybierzecie tego lata?

66


www.komsta.pl


Nie takie zwykłe schody TEKST

Anna Wawrzyniak

ZDJĘCIA

Ossip Van Duivenbode

68


69


70


Wyjątkowo nie o wnętrzach domów, a o instalacjach miejskich. Przenosimy się na ulice jednego z najbardziej interesujących miast współczesnej Europy. Do kraju, który choć mały, nie przestaje nas zaskakiwać. Holandia, a dokładnie Rotterdam to miejsce, jakie koniecznie trzeba odwiedzić, zobaczyć i poczuć. Rotterdam znany jest głównie dzięki długiemu na ponad 40 km portowi; to jedno z najważniejszych miejsc przeładunkowych na świecie, a dla architektów stanowi przykład współczesnej architektury. Jednak początek przemian zaczął się od nieszczęśliwej historii. Podczas II wojny światowej, w wyniku nalotu dywanowego Luftwaffe zniszczona została znaczna część miasta. W samym sercu Rotterdamu powstała wyrwa, którą trzeba było wypełnić. Zamiast odtwarzać zabytkowe kamienice, postanowiono nieco inaczej podejść do odbudowy. Dano szanse głównie nowemu budownictwu i otwartym umysłom architektów. Dlatego dziś miasto szczyci się nowoczesną, śmiałą i innowacyjną architekturą. Różni się od typowych holenderskich miast, z charakterystycznymi krętymi, ciasnymi ulicami i wysokimi kamienicami. Rotterdam to nie tylko piękne budynki, to całe życie, które toczy się w jego wnętrzu. Pełno tutaj miejsc, gdzie można spotkać się, odpocząć lub działać kreatywnie. Dzięki bogatej różnorodności, miasto nigdy nie nudzi. Nie bez powodu swoje główne siedziby mają tutaj takie biura projektowe jak OMA, West 8 czy MVRDV.

71


To ostatnie zasługuje na szczególną uwagę. Pracownia MVRDV stworzyła w centrum miasta instalację, która zwróciła na Rotterdam oczy całego architektonicznego świata. Na placu tuż przy głównym gmachu dworca centralnego powstała gigantyczna konstrukcja schodów, upamiętniająca tragiczne wydarzenia sprzed 75 lat. Wysokie na 29 metrów i szerokie na 57 metrów rusztowania idealnie pasują do przestrzeni miasta, nawiązując do dynamicznej formy głównej hali dworca. Schody prowadzą na dach Groothandelsgebouw, budynku – symbolu, uznawanego za jeden z najlepszych przykładów powojennej architektury. Zlokalizowano tam bar oraz popularne w latach 60-tych, a obecnie zreaktywowane kino Kriterion. Ale co najważniejsze, to możliwość podziwiania panoramy miasta, stanowi to chyba największą nagrodę za trud wspinaczki. Instalacja ma charakter tymczasowy, choć pewnie wielu mieszkańców miasta, a także turystów chciałoby, aby została tam już na zawsze.

72


73


74



Energia Plakatu!

TEKST

Angelika Gromotka | stgu.pl

Polska jest nie tylko krainą mlekiem i miodem płynącą… Od 50 lat słyniemy na świecie z Międzynarodowego Biennale Plakatu. Polacy jako pierwsi na świecie zorganizowali wydarzenie poświęcone wyłącznie tej dziedzinie projektowania graficznego. Z okazji tegorocznego jubileuszu Stowarzyszenie Twórców Grafiki Użytkowej zaprasza na wystawę 50/50/50 – czyli 50 plakatów 50 grafików na 50-lecie Biennale.

76


50/50/50 - czyli 50 plakatów na 50-lecie Międzynarodowego Biennale Plakatu w Warszawie, proj. EdgarBąk Studio


Ralph Schraivogel, Szwajcaria, Evil, 2009

Pierwsze Międzynarodowe Biennale Plakatu i towarzyszące mu sympozjum było dla mojego pokolenia wydarzeniem, dającym się przyrównać do otwarcia na oścież drzwi. Zaproszeniem do niedostępnych nam światów. Bez wiz i paszportów. Bez upokorzeń z racji barier geopolitycznych. –Szymon Bojko, historyk sztuki, wykładowca w Rhode Island School of Design w Providence w USA. Idea powołania międzynarodowego, cyklicznego konkursu zrodziła się w środowisku polskich grafików jeszcze w początkach lat 60. Inspiratorem i wieloletnim organizatorem tego przedsięwzięcia był prof. Józef Mroszczak. Dzięki jego osobistym znajomościom i determinacji 50 lat temu do Warszawy przyjechali międzynarodowi jurorzy, a w konkursie wzięli udział najważniejsi na świecie twórcy. Biennale szybko zdobyło uznanie w środowisku grafików oraz krytyków, stając się ważnym międzynarodowym wydarzeniem artystycznym. W kolejnych konkursach imprezy uczestniczyli m.in.: Marc Chagall, Alberto Giacometti, Alexander Calder, Max Bill, Roman Cieślewicz, Shigeo Fukuda, Grapus, Yusaku Kamekura, Jan Lenica, Stefan Sagmeister, Waldemar Świerzy, Tadanori Yokoo, Armando Testa, Rosemarie Tissi, Henryk Tomaszewski, Tapani Aartoma, Alan Fletcher, André François, Pierre Bernard, czy słynni przedstawiciele amerykańskiego pop-artu: Andy Warhol i Roy Lichtenstein. Formuła Biennale zakładała otwarty konkurs oraz wystawy towarzyszące, jako cykliczne święto plakatu ściągało uwagę całego świata graficznego. Tegoroczne jubileuszowe Biennale to wystawa Plakat – remediacje, poświęcona kontekstom społecznym tego gatunku, retrospektywna prezentacja historii imprezy oraz wystawa 50/50/50, której organizatorem jest Stowarzyszenie Twórców Grafiki Użytkowej, Akademia Sztuk Pięknych w Warszawie oraz AMS. Plakat to specyficzna dziedzina grafiki, wymagająca od twórcy umiejętności kreatywnego i komunikatywnego posługiwania się językiem wizualnym. Pięćdziesięciolecie Biennale to znaczący jubileusz. Przez ten czas gościliśmy wielu wybitnych twórców i ich plakaty, wśród nich takich, którzy odegrali wielką rolę w rozwoju grafiki projektowej. Wiele stworzonych przez nich prac odgrywało swym przesłaniem ważną rolę – społeczną, polityczną, kulturową, czy reklamową. Biennale było graficznym zapisem miejsc, czasu, zdarzeń. Na dwóch wystawach 25. Biennale: Plakat – remediacje oraz 50 lat Międzynarodowego Biennale Plakatu w Warszawie – Wierzchołek Papierowej Wieży Babel, można wiele z tych plakatów zobaczyć. Wystawa 50/50/50 jest trochę inna od pozostałych. Pokazujemy na niej 50 plakatów 50 twórców na 50 lecie imprezy. Pamiętając przesłanie Józefa Mroszczaka, że Biennale

78


Lex Drewiński, Polska, Shakespeare, Antony and Cleopatra, 1996

79


Seymour Chwast, USA, Warsaw 1998

80


Andrzej Krauze, Marcin Mroszczak, Polska, Shakespeare – Hamlet, 1971

50 plakatów 50 grafików na 50-lecie Międzynarodowego Biennale Plakatu w Warszawie Wystawa: 11 czerwca – 31 lipca 2016 r., PROM Kultury Saska Kępa oraz nośniki citylight AMS w Warszawie Otwarte wykłady z udziałem projektantów z całego świata: 10 – 11 czerwca 2016 r., Akademia Sztuk Pięknych w Warszawie to przede wszystkim plakaty i ich twórcy, postanowiliśmy zrobić ją bez pomocy zestresowanych kuratorów. Poprosiliśmy pięćdziesięciu wybitnych artystów, aby nadesłali po jednej wybranej przez siebie pracy, powstałej w dowolnym okresie. Prezentujemy je w Galerii Saska Kępa PROM w Warszawie oraz na przystankach AMS w Warszawie. Dziękujemy wszystkim, którzy nadesłali swe prace. I jeśli przypadkiem jest ich więcej niż 50, to od przybytku głowa nie boli. – prof. Lech Majewski. Zapraszamy.

Organizatorzy: Stowarzyszenie Twórców Grafiki Użytkowej, Akademia Sztuk Pięknych w Warszawie, AMS Kuratorzy: prof. Lech Majewski – członek honorowy STGU dr hab. Dawid Korzekwa – Prezes STGU Identyfikacja wizualna wystawy: Edgar Bąk Studio – Edgar Bąk / Damian Chomątowski Project manager: Angelika Gromotka, Joanna Stawińska Partnerzy: PROM Kultury Saska Kępa, Antalis Poland / Creative Papers Team, ProfiLab, Argraf www.stgu.pl

81





Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.