BE REAL

Page 1

0.00 PLN ISSN 2084-7823

ISSUE 46 * 10_11 2017

Be Real




Be Real

REDAKTOR NACZELNY / REKLAMA

REDAKTOR PROWADZĄCA

DYREKTOR ARTYSTYCZNY

Michał Komsta m.komsta@bemagazyn.pl +48 662 095 779

Joanna Marszałek j.marszałek@bemagazyn.pl

Dawid Korzekwa dawid@korzekwa.com

WYDAWCA

WSPÓŁPRACUJĄ

MAGAZYN BE S.C. Pyskowice, ul. Nasienna 2 bemagazyn.pl

Tomasz Marszałek, Sylwia Kubryńska, Anna Wawrzyniak, Aleksandra Pająk, Dorota Magdziarz, Angelika Gromotka, Filip Stępień, Adam Przeździęk, Katarzyna Zielińska, Wojciech S. Wocław, Aurora Czekoladowa, Sabina Borszcz, Malgorzata Kaźmierska, Grzegorz Więcław Fotografie, koncept, scenografia: Wojciech Jachyra - www.wojciechjachyra.com Projektant: Piotr Błoch, marka MALE-ME - www.male-me.pl Modele: Łukasz & Maksym - Embassy Models Makijaż & Fryzury: Patryk Nadolny - www.patryknadolny.pl Stylizacje: Wojciech Szymański - www.wojciechszymanski.com Buty: KAZAR, ZARA Postprodukcja: Anastazja Burak Asystent fotografa: Katarzyna Sylwesiuk Lokalizacja: Studio Czarnobyl - Warszawa Za pomoc w wykonaniu sesji zdjęciowej dziękujemy Sztukatorni "ABACUS" przy Ul. Jana Kazimierza 56A w Warszawie oraz Pracowni Fotograficznej p rzy ul. Górczewskiej 24 w Warszawie

Zespół BE Magazyn nie odpowiada za poglądy zawarte w zamieszczanych tekstach. Wszystkie artykuły i felietony odzwierciedlają poglądy wyłącznie autorów odpowiedzialnych za treść merytoryczną w naszym magazynie. Ich treść nie zawsze pokrywa się z przekonaniami redakcji BE. Nie odpowiadamy za treści nadsyłane przez naszych reklamodawców. Wszystkie materiały zawarte w naszym magazynie są własnością BE i są chronione prawami autorskimi. Wszelkie zastrzeżenia i pytania związane z ich treścią należy kierować bezpośrednio do autorów. Redakcja BE Magazyn.

4

Available on the

App Store


BE REAL

Prawda. Czy jest kluczem do bycia szczęśliwym i spełnionym? Czy taki „banał” może stanowić podstawę do udanego życia? Czy może to być aż tak proste?

I tak ,i nie. Bycie prawdziwym w dzisiejszym świecie jest bardzo trudne. Nie tylko trudne jest być prawdziwym i szczerym wobec innych, ale przede wszystkim wobec samego siebie.

Autorzy tekstów do nowego wydania BE poruszają również inny bardzo ważny aspekt naszej codzienności. Świat wirtualny, który spycha ten realny na drugi plan.

Oczywiście machiny nie uda się zatrzymać, nie zmienimy kierunku, w którym zmierza świat, ale możemy spróbować zmienić siebie i swoje życie. Zaczynając np. od odłożenia telefonu po wejściu do domu, ustalając dzienny limit na korzystanie z portali społecznościowych, narzucając sobie konieczność przynajmniej jednego wspólnego posiłku dziennie.

Może dobrym momentem na nowe postanowienia jest po prostu teraz, już, dzisiaj. Mówmy prawdę, bądźmy uważni i odłóżmy telefony na bok… może Świat będzie wtedy piękniejszy?

Tego Wam i sobie życzymy, no złotej, polskiej jesieni!

5


8

Kalendarium

12

Katarzyna Szota -Eksner / …

16

Sylwia Kubryńska / Kobieta i mężczyzna…

20

Sabina Borszcz / Wino

26

Tomek Marszałek / Is this the real life?

28

Grzegorz Więcław / Między realnym a wirtualnym światem.

32

Małgorzata Kaźmierska / Reality czy show?

34

Katarzyna Zielińska / Prawda w czasach Instragrama.

38

Joanna Zaguła / Ale tak serio!

42

Aurora Czekoladowa / Richtig dobre jedzenie!

50

Wojciech Jachyra / JA!

54

Dorota Magdziarz / Max Mara – moda z klasą.

58

Aleksandra Pająk / W punkt!

60

Anna Wawrzyniak / Autentyczny ład.

68

Angelika Gromotka / Prawdziwy design.

6



7. FOTOARTFESTIVAL W Galerii Bielskiej BWA w Bielsku-Białej do 29 października prezentowane będą dwie wystawy z programu tegorocznego 7. FotoArtFestival: „Tonący świat Andreasa Frankego" oraz „Why not" Otto Snoeka. Pierwszą ekspozycję stanowią prace Austriaka Andreasa Frankego – fotografa i pasjonata nurkowania. Artysta stworzył serię podwodnych zdjęć z zatopionych statków, które za pomocą technik komputerowych połączył z inscenizowanymi scenami studyjnymi, nadając całości surrealistyczny charakter. Druga wystawa ukazuje twórczość Holendra Otto Snoeka – fotografa dokumentalisty, którego prace rejestrują przeobrażenia demokratyczne, zmiany socjalne i kulturowe w Rotterdamie (rodzinnym mieście artysty) oraz w innych miejscach Europy. Więcej: www.galeriabielska.pl

PIOTR ZIOŁA W MIEŚCIE Piotr Zioła wystąpi 20 października o godz. 20:00 w Bielsku-Białej w Klubie Miasto. Ten młody wokalista i kompozytor charakteryzuje się oryginalną barwą głosu. Jego debiutancki album „Revolving Door” ukazał się wiosną 2016 r. nakładem Warner Music Poland. Płyta utrzymana jest w klimacie muzyki rozrywkowej lat 50. i 60., czyli okresu najbardziej inspirującego Piotra. Artysta zaprosił do współpracy m.in. Gabę Kulkę, Natalię Przybysz i Karolinę Kozak. Aktywnie koncertuje, prezentując swój autorski materiał zarówno na festiwalach (Spring Break, Open'er Festival, Olsztyn Green Festival), jak również podczas klubowej trasy koncertowej, której kolejna część odbędzie się jesienią. Więcej: www.facebook.com/klubmiasto

8


Kalendarium

KOTY Z MARSA Galeria Dagma Art w Katowicach i Ciemna Strona Sztuki zapraszają na wystawę ''Koty z Marsa''. Wernisaż odbędzie się 10 listopada o godz.19:00. Będzie to prezentacja zbiorowa, która potrwa do 17 listopada. Autorzy prac to m.in.: Wojciech Zwoliński, Piotr Kozioł, Raisa Deklewa, Piotr Misiorowski, Magdalena Fedoryszyn, Weronika Szczepańska, Mirekis – fotografia artystyczna oraz: Cezary Skoczeń, Katarzyna Kruczyńska, Andranik, Agnieszka Tutu Szymańska, Aleksandra Yorutsuki Andrzejewska, Arkadiusz Elion Masalski, Olga Solowska-Korab, Laura Jerzak, Inknya Kusturon. Więcej: www.dagmaart.com

PALMJAZZ FESTIVAL 2017 To obecnie jedno z najważniejszych przedsięwzięć około jazzowych w Polsce, gromadzących fanów jazzu, muzyki etnicznej, klasycznej, a także elektronicznej z całego kraju. Tegoroczny, siódmy festiwal potrwa od 2 do 23 listopada . To kilkanaście koncertów w samych Gliwicach, jak również wydarzenia towarzyszące, czyli PalmJazz Days, podczas których słuchacze będą mogli poczuć ten klimat w Raciborzu, Tarnowskich Górach, a także w Londynie. Wystąpią m.in.: Joshua Redman, Marianne Solivan, Stanisław Soyka z zespołem, Yellowjackets, Audrey Martell, Alfredo Rodriguez Trio, Piotr Baron Band, Steve Coleman And Five Elements, Ola Onabule Band, Al Di Meola, Marius Neset Quintet, Vladimir Solyanik, Piotr Orzechowski, Ratko Vojtek, Nikola Kołodziejczyk, Marcin Wasilewski Trio, Rodzina Miśkiewiczów oraz Lura. Więcej: www.palmjazz.pl

9


Kalendarium

NEUOBERSCHLESIEN – 320 M Wyjątkowa, koncertowa premiera nowego albumu NeuOberschlesien odbędzie się 320 m pod ziemią, w Kopalni Guido w Zabrzu, w sobotę 28 października o godz. 20:00. Po raz pierwszy zespół zagra materiał z płyty, której premiera wydawnicza została ustalona na jesień tego roku (dokładna data tego wydarzenia będzie ogłoszona już niebawem przez wydawcę S.P. Records). Od lutego zespół występuje w składzie: Michał Stawiński – wokal, Łukasz Sztaba – klawisze, Wojtek Jasielski – bas, Tomasz Andrzejewski – gitara, Adam Jurczyński – gitara, Filip Oczkowski – perkusja. Płytę zapowiada wydany 6 lipca numer „Fart”, który od dnia premiery utrzymuje się na górnych pozycjach listy Turbo Top w Antyradiu. Niebawem ukaże się kolejny singiel, promujący wydawnictwo. Więcej: www.kopalniaguido.pl

PAVLA MALINOVÁ „Dziurka od klucza. Zazwyczaj duszy nie widać. Jednak kiedy uda ci się być z kimś bardzo blisko, możesz zacząć ją trochę dostrzegać, wyczuwać. Ale oczywiście tu pojawiają się odnogi i zakręty labiryntu”. Pavla Malinová jest jedną z najciekawszych czeskich artystek wizualnych młodego pokolenia. Jej pierwsza polska wystawa indywidualna „Keyhole, labyrinth of the soul”, to seria najnowszych obrazów artystki, przeważnie z tego roku. Mniej więcej w przeciągu ostatnich trzech lat w jej malarstwie widzimy głównie powtarzanie motywów, kształtów i dwuznacznych elementów konstrukcyjnych: dziurka – figura. Szczególny motyw dziurki od klucza pojawia się i rozwija w bieżących pracach Malinovej. Wcześniej był też labirynt. Artystka mieszka i pracuje w Pradze. Wystawę, która potrwa do 27 października, można oglądać w katowickiej Galerii Szara.

10

opracowała: Sabina Borszcz

Więcej: www.galeriaszara.pl



TEKST

Katarzyna Szota-Eksner

Co może spotkać kobietę? Gwałt. Bo sama się prosiła. Łaziła po ciemnych uliczkach, głupia była albo niezbyt dobrze pilnowała swojego drinka przy barze. I za krótką spódniczkę miała. Albo można próbować pozbawić ją urody. Są na to różne sposoby. Czytamy przecież o tym jak to w Indiach z „niby powodów” oblewa się kobiety kwasem siarkowym a w necie można obejrzeć zdjęcia hindusek, których twarze zostały bezpowrotnie zniekształcone – rozpuścił je kwas. (Według statystyk BBC w Indiach odnotowuje się rocznie aż 1000 przypadków ataków kwasem. W ciągu dwóch lat 2012-14 liczba takich wypadków wzrosła o 250 proc. czyli ponad dwukrotnie. Oblanie kwasem jest jedną z najstarszych form przemocy w Indiach. 90 procent ofiar stanowią kobiety. WO 9/09/2015 za Elitedaily) …. 22.08.2017, Katowice Dokładnie w rok po ataku na Katarzynę Dacyszyn siedzimy obie w przytulnej knajpce w Kato i pijemy kawę. Przede mną piękna blondynka w przeciwsłonecznych okularach. Są blizny ale kiedy Kasia się uśmiecha to widzę głównie uśmiech. I piękne usta! - Jeśli chcesz to na chwilę zdejmę okulary. Czekam na operację powieki. To cud, że widzę. Rzęsy rosną i tak się cieszę, że nie straciłam wzroku. To jest najważniejsze! Dokładnie rok temu mężczyzna, który wcześniej przez kilka lat nękał Katarzynę, tuż przed rozprawą w sądzie rejonowym w Łodzi na oczach wielu osób oblał ja kwasem siarkowym. A potem usiadł na ławce i spokojnie zapalił papierosa. (tak, tak chodzenie ciemnymi uliczkami może być dla kobiety niebezpieczne ale żeby tak w biały dzień przed salą rozpraw..?) Katarzyna Dacyszyn jest projektantką bielizny. Przez 10 lat była nękana przez nieznanego mężczyznę. Umieszczał w internecie wpisy i komentarze dotyczące jej osoby, wysyłał obraźliwe maile i sms-y oraz wydzwaniał na jej numer. To się nazywa stalking. (Badania nad zjawiskiem stalkingu w Polsce prowadził Instytut Ekspertyz Sądowych na zlecenie Ministerstwa Sprawiedliwości. Badanie zostało przeprowadzone na 10 200 respondentach. Niemal 10 % badanych twierdząco odpowiedziało na pytanie, czy było ofiarą uporczywego nę-

12


kania. Oznacza to, że niemal 3 mln Polaków mogło mieć do czynienia ze stalkingiem. W praktyce można się spodziewać, że zasięg tego zjawiska jest większy. Cyt za Infor.pl) Problem ten dotyczy głównie kobiet. Już po ataku w sądzie do Kasi napisało kilka kobiet, które doświadczają tego rodzaju przemocy. Po latach nękania był moment kiedy Katarzyna poczuła się zmęczona i powoli wycofywała sie z aktywności internetowej – nie pokazywała swoich projektów a nawet zawiesiła na jakiś czas prowadzenie swojego Fanpaga. Ale nękanie i tak się nasilało. Kasia nigdy ze stalkerem nie nawiązała żadnego kontaktu. Wciąż jednak dostawała pogróżki a po ataku okazało się, że oblanie kwasem to jedna z czerech „kar”, które miał jej wymierzyć mężczyzna. Katarzyna po wypadku była w bardzo ciężkim stanie. Miała poparzone drogi oddechowe i uszkodzone oko. Na jej twarzy, rękach, szyi i tułowiu pojawiły się głębokie rany, które po czasie zmieniły się w trwałe blizny. Co może zrobić kobieta? Zaraz po ataku Kasia była bardzo przytomna. - Nie panikowałam tylko ratowałam siebie. Zdarłam ubranie i próbowałam przemyć oczy wodą. Czułam, że to nie jest film tylko naprawdę walczę o życie. Mimo tego co się stało poczułam w sobie siłę i to jak bardzo chcę żyć. Ale zupełnie bezpiecznie poczuła się dopiero w szpitalu w Siemianowicach Śląskich. Słucham jak opowiada o kobiecym wsparciu – przyjaciółek, koleżanek, pielęgniarek. Słucham o pokazie jej projektów, który zorganizowały koleżanki i który na żywo oglądała z personelem szpitala. Nie mogła być z nimi w Warszawie ale obolała i w bandażach była przed ekranem komputera. - W szpitalu wszyscy bali się, że się załamię, że będę chciała popełnić samobójstwo. Pilnowali mnie. A ja poczułam się zaskakująco silna. Było mi ciężko ale tak bardzo chciałam żyć. Patrzę na Kasię i widzę dzielną kobietę. - Jestem ofiarą ale spotkało mnie też dużo dobra. Gdyby nie ta sytuacja nigdy bym się o nim nie przekonała. Rozmawiamy bardzo szczerze. Nie tylko o faktach sprzed roku ale przede wszystkim o tym się zmieniło w życiu Kasia. O wieloletniej tęsknocie za posiadaniem dzieci

13


i o przekuwaniu tej tęsknoty w potrzebę tworzenia. I że dobrze by było wrócić do swoich projektów. Teraz i mimo operacji i zabiegów, które jeszcze czekają Kasię. Bo każdy uraz, każda strata pozostaje już w nas na całe życie ale nadzieję niosą ludzie, pewność siebie i moc tworzenia. – Byłam traktowana jak piękna laska a teraz jestem laską z bliznami. (śmiejemy się obie) – Czy powinnam się uczyć makijażu żeby zakrywać te moje blizny? Albo chodzić ze spuszczoną głową? Zamknąć się w domu? Czy wręcz przeciwnie? Niech te blizny będą moim świadectwem. Kiedyś byłam płaczliwa i depresyjna, teraz staram się stać prosto i mimo bólu który mnie spotkał – żyć! Dopijamy kawę. Kasia wraca dziś do swojej Łodzi. Szkoda, że nasz czas minął tak szybko. Żegnamy się a ja żałuję, że nie ma prostego przepisu na bycie silną. Tak jak i nie ma poradnika, algorytmu – pstryk i juz wiem jak obudzić sobie siłę w trudnych okolicznościach. Nie poddać się. Upadać siedem razy a wstawać osiem, bo zdarzają się też przecież trudniejsze dni. Kasię czeka jeszcze kilka operacji i zabiegów ale ma już dużo pomysłów na nowe projekty. Stara się jasno i odważnie patrzeć w przyszłość. Patrzę na Kasię z wielkim zachwytem. Patrzę na jej blizny – widzę piękną i silną kobietę. Szerokiej drogi Katarzyno! Trzymamy mocno kciuki! Rozmowa z Katarzyną Dacyszyn stanie się (mam taką nadzieję) częścią projektu i książki o kobiecej sile nad którą intensywnie pracujemy.

14


POZIOM 511 DESIGN HOTEL & SPA to nowoczesny, 4-gwiazdkowy obiekt położony w sercu Jury Krakowsko-Częstochowskiej, na terenie Parku Krajobrazowego Orlich Gniazd. Ulokowany na szczycie najwyższego wzniesienia Jury, pośród zieleni i wapiennych skał, 300 metrów od imponujących ruin Zamku Ogrodzienieckiego, przyciąga nie tylko ludzi, którzy chcą aktywnie spędzać czas, ale także wszystkich, którzy poszukują harmonii i nowych wrażeń, również tych kulinarnych. Jura Krakowsko-Częstochowska to wciąż jeszcze niewyeksploatowany region, w którym naturalne procesy uprawy i hodowli wpływają znacząco na jakość dań, przyrządzanych z lokalnych produktów. 511 BAR & RESTAURANT ze swoją Dyrektor Gastronomii i Szefową Kuchni Oliwią Bernady, uczestniczki VI edycji Top Chef, zaprasza do świata pełnego smaków i aromatów, w której każdy znajdzie dla siebie danie spełniające nawet najwyższe oczekiwania. Restauracja mieści się w budynku, który został wbudowany w wapienną skałę. Skalne Miasto, staje się dyskretnym elementem wystroju, podkreślającym integralność POZIOM 511 z ekosystemem Jury, i jednocześnie pokazuje symboliczne znaczenie powstania i istnienia Hotelu, przemijalności i stałości, możliwości łączenia ze sobą form innowacyjnych i tradycyjnych. Jest to miejsce stworzone dla osób, które doceniają walory świeżych, a więc lokalnych produktów wykorzystywanych w 511 BAR& RESTAURANT; ludzi, którzy potrafią świadomie odbierać i stosować globalny trend fine dining, oraz wybierają kierunek powrotu i poznania natury, czerpania z jej bogactw. W ofercie 511 BAR & RESTAURANT Goście znajdą ciekawe menu, łączące w sobie zamiłowanie do tradycyjnej polskiej kuchni szlacheckiej oraz nowoczesnych, globalnych trendów kulinarnych.

W Hotelowe kalendarium wpisały się na stałe wydarzenia kulturalne, takie jak koncerty czy pokazy kulinarne, w których uczestnicy mogą poznać tajniki pracy Szefowej Kuchni oraz jej zaproszonych gości – osób związanych ze sztuką kulinarną, Szefów Kuchni najlepszych polskich i światowych restauracji czy blogerów. Stałym elementem wydarzeń kulinarnych są także kolacje degustacyjne autorstwa Oliwii, która pokochała tereny Jury i odnalazła w nich inspirację. To właśnie Jura stała się dla niej miejscem, w którym bogactwo i różnorodność produktów, wciąż zachowane tradycyjne metody i przepisy sztuki kulinarnej wplotła w innowacyjne połączenia smakowe. Zamiłowanie Szefowej Kuchni do podróży, odzwierciedlenie pory roku, upodobania smakowe osób, które Oliwia poznała w tym niezwykłym regionie Polski można poczuć w każdym daniu. Przygotowywane tylko z najbardziej naturalnych, świeżych, lokalnych produktów, podawane w nowoczesnych formach, idealnie wpasowują się w trend kuchni nowoczesnej, pełnej wyważonej fantazji, smaków i aromatów. Wybór lokalnych wytwórców to także świadome kreowanie pozytywnego trendu, aby korzystać jak najwięcej z dobrodziejstw otaczającej nas natury, która jest nierozerwalnie związana z Poziom 511. Dążenie, by jak najwięcej składników miało znane, bliskie pochodzenie, a dzięki temu kontrolowaną, zaufaną jakość to gwarancja doskonałego smaku. Dołączenie do powyższego wyselekcjonowanej karty win powoduje, że całość doznań pozostawia wrażenia, do których chce się wracać.

www.poziom511.com

Bonerów 33 | 42-440 Ogrodzieniec | www.poziom511.com | recepcja@poziom511.com | 32 746 28 00


Sylwia Kubryńska

Kobieta i mężczyzna, czyli klęska rozmowy Chciałam pogadać. Ale przerwał mi w pół zdania, gdzieś poleciał, nie zadzwonił, za to wrzucił na Facebooka dwadzieścia pięć postów i dał w sumie trzydzieści lajków.

16


Wsiadam do samochodu wściekła tak, że oddychać nie mogę. I tak siedzę, obok mnie kierowca, człowiek w sumie nawet bliski, a całą drogę rzuca dowcipasami, ja wściekła, a ten swoje. Droga daleka, przez całe Trójmiasto i jeszcze trochę. A ten dowcipasy. A to, a tamto, a słyszałaś ten kawał, a jak to się mówi, a taki cytat, a to powiedzonko, przysłowia mądrością narodu, o, zrymowało się, hehehe. Gęba mu się nie zamyka, wyrzuca z siebie komunały jeden za drugim, cały samochód już wypełnił, nie ma tu miejsca na ciszę, grama ciszy nie zostało, jedzie przez Trójmiasto metalowy teatr, mały i niezbyt ciekawy kabaret na kółkach. Kilka dni temu chciałam porozmawiać. Wydarzyło się coś dla mnie ważnego, chciałam pogadać. Ale się nie dało, przerwał mi w pół zdania, gdzieś poleciał, nie zadzwonił, za to wrzucił na Facebooka dwadzieścia pięć postów i dał w sumie trzydzieści lajków. No zarobiony był. A moja potrzeba rozmowy gdzieś między jednym wpisem na bloga a kolejnym memem z kotem, psem, politykiem, feministką, dystrybutorem paliw i blondynką – po cichutku sobie umarła. A teraz on się cieszy, że mnie widzi! I uwaga: fajnie! Fajnie, że mnie widzi! Jak cudownie, że jest tak fajnie! Wspaniale, dałam mu właśnie superprzyjemność, proszę bardzo, czerp, chłopie. Bierz, ile wlezie, wszak twój zachwyt jest tu najważniejszy. Rzecz jasna, w dupie z moim zachwytem. Ja zachwytu nie dostanę, mnie on niepotrzebny, nikt się nie będzie starał, nikt nawet o tym nie pomyśli, żeby mnie zachwycić, bo przecież ja tu orzę za dwoje, ja tego zachwytu dostarczam tyle, że facet już nic nie musi. Włosy w nieładzie, kawałki śniadania w tej doprowadzającej mnie do szału, nie wiadomo czemu i po co modnej ostatnio brodzie, w samochodzie skład narzędzi, nieodkurzone, oblepione, ale co tam, najważniejsze, że on się dobrze bawi, bo ja przecież jestem od załatwiania dobrej zabawy!


I co, że siedzę wściekła, on nawet tego nie widzi, bo jest zajęty konsumowaniem zachwytu, on się nim zażera, aż kapie mu po brodzie, która to chłonie zachłannie jak gąbka, nasączona drugim śniadaniem, zupą pomidorową i mną.

To nic, że jest mi źle, bo przecież jak się wściekam, to mi zwyczajnie nieprzyjemnie, zupełnie inaczej niż gdybym się, na przykład, o: zachwycała. Ale nie ma tak dobrze, droga pani, zachwyt jest dla kogoś innego w tym wozie, ty się napawaj swoim gniewem. Nawet jeśli się kiedyś tam czymś zachwyciłam, to on mi to odbierze, on mi zaraz wyjaśni, że tkwię w błędzie, nie ma co się nim zachwycać, o nie, nie! On jest taki, jaki jest, nic się nie zmieniło od liceum i sorry, mała, ale przystopuj z zachwytem. Lepiej się powściekaj. Super jesteś wtedy.

A ja siedzę wściekła. Pewnie z jakiegoś powodu, może nawet z JEGO powodu, ale co tam. Kawał za kawałem, jest superaśno, on mnie widzi i to jest najważniejsze! A że widzi wściekłą? A kogo obchodzą czyjeś emocje, liczy się sztuka, o jest, kobieta – sztuk jedna. Przecież kobieta jest zawsze wkurzona, to nawet jest podniecające, on mówi: oj, jak ja lubię, jak się wściekasz. Jak on lubi, jak ja jestem zła! To tak kręci. Wściekła I tak jedziemy. Mnie już niedobrze od tego, już bym wyszła, laska, wygooglujcie sobie. Najeżona tygrysica, chodzący seks. uciekła, ale nie mogę, bo przecież on się świetnie bawi. Głupio tak przerywać komuś dobrą zabawę, zwłaszcza, że ja ją stanowię – moja obecność, moja wspaniałość. Ja – maszynka do generowania zachwytu dla kogoś, kto zaraz, żeby jemu było JESZCZE FAJNIEJ i żeby mnie było JESZCZE GORZEJ – opowie setny dowcip. Nie opowiadaj mi kawałów, proszę po raz kolejny. Ale on tego nie słyszy, nic tam za ten bujny zarost nie dociera, bo tam trwa impreza na całego, głośno potwornie, wąż z ludzi, milion lajków, tysiąc postów i jakaś nieokreślona muzyka bez basów. Aha, no i komplementy. Spoiwo każdej chybotliwej relacji. Żeby nie było. Super wyglądasz. Jesteś fajna. Piękna. Seksowna. Jesteś wszystkim tym, czym on już być nie musi. On w wyciągniętej kufajce popyla i gwiżdże na wszystko. Co? To jest facet. On nie przywiązuje wagi do wyglądu. Nie stara się. On nie musi. Nie jest przecież od zachwycania. Od tego ma mnie. To moja robota. A że mnie zęby bolą, bo jestem estetką? Mój problem.

18


I tak sobie jedziemy, mały zamknięty światek relacji kobieta – mężczyzna. Ja wściekła, on zadowolony. Ja z problemami, on bez. Ja piękna, on z tym śniadaniem na brodzie. Ja wyszykowana, on wyluzowany. I kto się lepiej bawi? Zadbaj o siebie, zadbaj o siebie kobieto, zrób paznokcie i włosy, ogarnij się, wszyscy tego od ciebie oczekują, wszyscy chcą mieć przyjemność z patrzenia na ciebie! A jak będziesz miała zły humor, nikt nawet nie zainteresuje się czemu. Ale naraz niespodzianka, uwaga, kto by pomyślał, on się jednak o coś pyta! On pyta, co u mnie! A więc staram się zapomnieć o swojej furii, nie będę przecież stukniętą wariatką, co się w kółko czepia. Nie będę zołzą z wiecznymi problemami, opętaną feministką, niewygodną babą, najeżoną kolcami frustratką. Próbuję więc naciągnąć na twarz uśmiech i odpowiedzieć w miarę spokojnie, sięgnąć po coś przyjemnego gdzieś z boku, po coś, co było miłe i nie takie straszne, jak to tu i teraz. I tak sobie przypominam, że faktycznie, miałam dziś bardzo miły telefon, zadzwoniła do mnie moja czytelniczka, powiedziała coś przyjemnego, podzieliła się czymś dobrym, więc zaczynam, biorę oddech i mówię: – Miałam dziś bardzo miły telefon.... – O, bym zapomniał! By zapomniał! On ma telefon nowy! Zaraz wyjmie i mi pokaże! Fajny, serio. Może chcę taki? Koniecznie. Bardzo bym chciała nowy telefon, w którym jest internet i Facebook i dużo emotikonek. Dzięki nim można zupełnie zapomnieć o tym, że istnieje takie coś, jak prawdziwe, realne życie, prawdziwe, realne emocje, uczucia, które naprawdę SĄ. Można całkowicie wyprzeć fakt, że ktoś teoretycznie bliski, kto siedzi obok w samochodzie, z jakiegoś powodu ma zły humor. A przecież zamiast tych wszystkich dowcipów, miliona komplementów, wypełniania samochodu utartymi powiedzonkami, można by spojrzeć w oczy i zadać jedno proste, a szczere pytanie: co się stało?

19


Wino

– bohater drugiego planu Rozmawia

Sabina Borszcz

Nasz rozmówca uważa, że wino nie jest gwiazdą wieczoru. Ma być ''zaledwie'' znakomitym uzupełnieniem serwowanych dań oraz swoistym towarzyszem spotkania. Być może na tym polega jego fenomen. Choć wymaga dużej wiedzy i uwagi jeszcze na etapie uprawy oraz produkcji, kiedy już trafi na stół, ma pozostać w tle. Ale żeby tak się stało, trzeba wiedzieć jak je serwować i degustować. O tym właśnie rozmawiamy z sommelierem Pawłem Baranowskim. No i jeszcze o tym, co Ślązacy wiedzą o winie, na czym polega praca sommeliera, o napowietrzaniu i... opłacie korkowej.

20


Ludwik Pasteur twierdził, że wino to najbardziej higieniczny napój świata i że w butelce wina jest więcej filozofii niż w niejednej książce. Dla Plutarcha było ono najsmaczniejszym z lekarstw, dla Thomasa Jeffersona — esencją życia, a dla Aleksandra Dumasa intelektualną częścią posiłku. Niektórzy porównywali wino do poezji, inni dziękowali bogom za ten najcudowniejszy dar. Wzniośle. Czy jednak ta cała filozofia stworzona wokół wina nie jest trochę na wyrost? Pewnie moja odpowiedź będzie daleka od obiektywizmu, ale wino to fascynujący napój, wynagradzający ogrom pracy włożonej w jego wykonanie. Stworzenie dobrego wina jest bowiem procesem bardzo długim i pracochłonnym. Wszystko zaczyna się w winnicy, o którą trzeba troszczyć się przez cały rok. Jedynie zadbana winorośl obrodzi doskonałymi gronami, a jak powszechnie wiadomo, dobre wino może powstać wyłącznie z najlepszych owoców. Uprawa winorośli narażona jest na wiele niebezpieczeństw i tylko zapobiegliwość, pracowitość i szczęście winogrodnika mogą zagwarantować odpowiednią jakość owoców. Po winobraniu grona trafiają do winiarni i tutaj w procesie fermentacji powstaje z nich wino. Tzw. kultura wina jest bardzo Aby wyprodukować możliwie najlepsze, winiarz na tym pociągająca, ale także wymagająca. etapie musi podjąć wiele brzemiennych w skutki decyzji Aby delektować się winem, trzeba coś – począwszy od wyboru drożdży, temperatury i długości o nim wiedzieć. Co takiego? fermentacji, czasu maceracji moszczu (procesu, podczas Po pierwsze: określić jakiego rodzaju wina którego z nasion, skórki i miąższu winogron wypłukinam smakują. Po wybraniu wina powinniwane są zawarte w nich fenole, barwniki i substancje zapachowe), a później sposobu dojrzewania wina. Wytwaśmy zadbać o kilka elementów. Najważniejrzanie jest procesem bardzo złożonym i tylko właściwe szym z nich jest zapewnienie właściwej temdecyzje winiarza pozwolą nam cieszyć się wspaniałym peratury alkoholu. Zarówno zbyt wysoka, napojem. A takie wino oferuje nam doznania, które stają jak i zbyt niska okradnie wino z pożądanych się natchnieniem dla wielu twórców. aromatów i smaku. Informację o sugerowanej temperaturze podawania znajdziemy często na kontretykiecie. Dobrze jest posiadać odpowiednie kieliszki – w jednych pijemy wina musujące, w innych białe, a w jeszcze innych czerwone. Warto sprawdzić, czy wybrane przez nas wino nie wymaga napowietrzenia. Różne gatunki są rekomendowane do różnych potraw. Jest to jedno z najważniejszych kryteriów, determinujących wybór. Co takiego ma w sobie wino, że do tego fenomenu daleko piwu czy wódce? Za winem, jak za żadnym innym alkoholem, stoi człowiek i jego praca. Szczególnie można tego doświadczyć, gdy uczestniczymy w degustacjach, przeprowadzanych przez producentów. Ich pasja i miłość do wina jest bardzo zaraźliwa. Pijąc je, odczuwam wielki szacunek dla jego twórców. Wracając do aspektów użytkowych, różnorodność wina, bogactwo aromatów i smaków czyni je najbardziej uniwersalnym z alkoholi.

Napowietrzanie? Zdecydowana większość win czerwonych bardzo zyskuje, jeśli poddamy je procesowi dekantacji. Przelewając wino do karafki (dekantera), pozbędziemy się osadu, który najczęściej występuje w starszych, bądź delikatniej filtrowanych alkoholach. Karafki zbudowane są tak, aby kontakt wina z powietrzem był jak największy. Znakomicie przyspiesza to proces otwierania się wina, tzn. aromaty stają się bogatsze, garbniki i kwasowość delikatniejsze, a smak pełniejszy. Jeśli nie mamy karafki, możemy otworzyć butelkę kilka godzin przed podaniem.

21


Czy na przestrzeni czasu, trendy w piciu wina ulegały zmianom? Jak to wyglądało kiedyś? Polska współczesna nie ma wielkich tradycji winiarskich. Na szczęście szybko ten deficyt nadrabiamy, czerpiąc wzorce głównie z Europy Zachodniej. Alkohole, które pijało się w Polsce jeszcze 20 lat temu, zbytniej chluby nam nie przynoszą. Ale obecnie nasi rodacy zwracają coraz większą uwagę na jakość serwowanych im trunków. Zauważalnym trendem jest rosnące zainteresowanie winami ekologicznymi. Jest Pan wykwalifikowanym sommelierem. Czym właściwie się Pan zajmuje? Chociaż należę do Stowarzyszenia Sommelierów Polskich, to nie wykonuję pracy typowej dla tej profesji. Podstawowym zajęciem sommeliera jest serwowanie w restauracji napojów, ze szczególnym uwzględnieniem wina. Żeby to skutecznie robić, sommelier musi na początku stworzyć kartę win, adekwatną do dań podawanych w restauracji. Później zadbać o zaopatrzenie piwniczki, warunki przechowywania wina i profesjonalne akcesoria do jego serwowania. Ja na co dzień nie pracuję w restauracjach, ale mam przyjemność zaopatrywać je w wina. Dbam przy tym, aby personel zatrudniony w tych miejscach, posiadał wiedzę o oferowanych winach, a także znał zasady poprawnego serwowania napojów. W tym celu przeprowadzam szkolenia w lokalach, z którymi współpracuję.

22

W jaki sposób można skorzystać z Pana wiedzy? Najłatwiej – odwiedzając mój sklep w Gliwicach, który mieści się przy ul. Górnych Wałów. Niestety na Śląsku niewiele restauracji może pochwalić się wykwalifikowaną kadrą sommelierską. Czasami wyjściem z sytuacji jest zabranie do lokalu własnej butelki wina (na zasadzie BYOB – Bring Your Own Bottle). Wtedy uiścimy opłatę korkową, czyli prowizję za otwarcie butelki, ale mamy pewność, że wybrane wino będzie nam smakowało, a nierzadko taka opcja okaże się również tańsza. Czy sugestie sommeliera to wybór subiektywny? Po pierwsze, aby dobrze doradzić, muszę poznać preferencje klienta. Dlatego każdy zakup poprzedza rozmowa o przeznaczeniu poszukiwanego wina. W naszym sklepie czas płynie wolniej, dlatego mamy możliwość spokojnej rozmowy. W jej wyniku pojawiają się propozycje najlepiej wpisujące się w preferencje klienta. Doradzając wybór win, zawsze uciekam od moich prywatnych upodobań, bo mogłoby to utrudniać właściwą ocenę oczekiwań kupującego.


Sommelier to chyba jeszcze dość egzotyczna profesja w naszym kraju, ale może się mylę? Rzeczywiście jest to profesja niezbyt powszechna, ponieważ po pierwsze, w naszej przygodzie z winem jesteśmy raczej na początku drogi i wielu restauratorów nie docenia znaczenia profesjonalnego serwisu winiarskiego. Po drugie, aby zostać sommelierem, trzeba przyswoić dużo wiedzy i opanować różne umiejętności. Zdobyć je można na kursach i warsztatach, które są dosyć kosztowne. Dlatego niewiele restauracji stać na zatrudnienie tak wyszkolonego pracownika. A jak zaczęła się Pana przygoda z winem? Mniej więcej 10 lat temu zastanawiałem się, co najbardziej chciałbym robić w życiu. Moje rozważania zbiegły się w czasie z otwarciem w Katowicach sklepu WINARIUM Marek Kondrat i Syn. Ponieważ Marka Kondrata bardzo szanowałem za jego dokonania aktorskie (szczególnie po „Dniu świra”), a tematyka winiarska zawsze była mi bliska, postanowiłem aplikować do tej pracy. Szczęśliwie

zostałem przyjęty, a po roku przyswajania wiedzy winiarskiej i zasad funkcjonowania tego sklepu pozwolono mi otworzyć nowy w ramach tej sieci. Jako lokalizację wybrałem Gliwice i jestem wierny temu miastu do dzisiaj. A czego się Pan nauczył na Podyplomowych Studiach Enologicznych na Uniwersytecie Jagiellońskim? To był pierwszy rocznik tych studiów, oferujących dość szeroki program – od aspektów kulturowych związanych z winem, przez zasady profesjonalnej degustacji, po uprawę winorośli i tworzenie wina. Kilku z moich kolegów z powodzeniem produkuje polskie wino. Później kontynuowałem naukę w Krakowskiej Szkole Sommelierów.

23


Czas już zadać to pytanie. Pana ulubione wino to...? Chyba takiego nie ma. Im dłużej obcuję z winem, tym bardziej doceniam jego różnorodność i staram się dobierać je do sytuacji. Jak ocenia Pan wiedzę Ślązaków na temat wina? Myślę, że jest coraz lepiej. To efekt naszych zagranicznych podroży. Podpatrujemy, co się pija do obiadów i kolacji w krajach Europy Zachodniej. Odwiedzamy winnice. Do mojego sklepu często przychodzą klienci, którzy opowiadają o takich wyprawach i szukają win podobnych do tych, jakie pili na wakacjach. A gdzie są największe luki? Trudno je wskazać. Może chciałbym tylko, aby moi klienci czasami odważniej eksplorowali nowe kierunki czy style wina.

– prosecco lub cavę – znakomicie rozluźni atmosferę. Do przystawek ładnie zbudowane wino białe – nowoświatowe chardonnay lub alzackie pinot blanc. Do mięsnego dania głównego – argentyńskiego malbeca czy hiszpańskiego monastrella. Do deseru słodkiego muscata lub gewürztraminera. Unikałbym raczej win kontrowersyjnych, bardziej wymagających. Mając wielu gości, musimy zdecydować się na pewien kompromis i wina bardziej uniwersalne. W końcu mają one być znakomitym uzupełnieniem serwowanych dań i nienachalnym towarzyszem spotkania, a nie główną gwiazdą wieczoru. Wina o wielkich ambicjach zostawmy winiarskim wariatom. Takim jak ja. Dziękuję za rozmowę.

To teraz poproszę o Pana wybór subiektywny. Załóżmy, że przygotowuję kolację dla przyjaciół i oczywiście chcę, aby wypadła świetnie. Co i jak powinnam według Pana zaserwować? Trudno zaproponować precyzyjnie wina, nie wiedząc nic o pani przyjaciołach ani o daniach, które pojawią się na kolacji. Jeśli jednak miałbym wybrać w ciemno, to jako aperitif poleciłbym jakieś wino musujące

24

fot. K MAJ

A gdyby miał Pan doradzić osobom zainteresowanym winem, jak rozpocząć zgłębianie wiedzy na ten temat, to gdzie by ich Pan skierował – do książek, na warsztaty, szkolenia? Co wybrać i jak zrobić to dobrze? Wszystkie sposoby zgłębiania wiedzy winiarskiej są dobre, z jednym zastrzeżeniem. Nie można poznać wina, nie kosztując go. Coraz częściej są organizowane różnorodne degustacje (my na przykład spotykamy się z naszymi klientami przynajmniej raz w miesiącu), targi, święta wina itp. Bardzo dobrym sposobem są wyjazdy enoturystyczne. Wino najprzyjemniej poznawać w grupie, dlatego ja przedkładam spotkania degustacyjne nad samodzielną analizę wina. W końcu picie wina ma przynosić radość, a o to łatwiej w towarzystwie.

Paweł Baranowski Wielbiciel wina i kultury winiarskiej we wszystkich jej aspektach. Swoją pasją dzieli się w autorskim sklepie "WINO w GLIWICACH".



Tomek Marszałek

Is this the real life? Is this just fantasy? Caught in a landslide, No escape from reality. Open your eyes, Look up to the skies and see‌

26


Witam wszystkich Czytelników ozięble w pierwszej, od dłuższego czasu odsłonie Świata Mroku. Trochę mi się ta wakacyjna przerwa przedłużyła, tym niemniej mam nadzieję, że przynajmniej kilkoro z Was zdążyło zatęsknić za czarnymi stronicami tego magazynu. Nieprzypadkowo pozwoliłem sobie na wstępie przytoczyć fragment tekstu jednego z najznamienitszych zespołów wszechczasów. Utwór ten nawiązuje bowiem bezpośrednio do motywu przewodniego bieżącego numeru – „Be real”, jak również do okresu historii (nie tak znowu odległej), którego realiów będzie dotyczył dzisiejszy felieton. Stali Czytelnicy zauważyli pewnie, że już jakiś czas temu zacząłem, wbrew swoim wcześniejszym buńczucznym, ale i zarazem boleśnie błędnym przekonaniom, stawiać produkcje serialowe na równi z filmami pełnometrażowymi. Kolejnym diamentem i dobitnym przykładem najwyższej próby serialowego rzemiosła (to oczywiście tylko moja subiektywna opinia), jest produkcja pewnej znanej i odnoszącej olbrzymie sukcesy stacji/platformy filmowej (jak zwał tak zwał), a mianowicie… Ladies and gentlemen, przed Państwem, jedyny, niepowtarzalny, genialny "Stranger Things" z 2016 roku. Co w tym serialu takiego niesamowitego? Wszystko! Początkowo chciałem rozłożyć go na czynniki pierwsze i przeanalizować po kolei poszczególne elementy, tyle że w przypadku tego akurat tytułu to nie składowe są ważne, ale magiczny klimat, jaki otacza tę produkcję. Z kronikarskiego tylko obowiązku dodam, że twórcami są panowie Duffer i … Duffer. Na razie wyemitowany został kompletny sezon pierwszy, liczący sobie 8 niesamowicie przejmujących, wręcz elektryzujących odcinków. Zgodnie z zapowiedziami sezonu drugiego możemy spodziewać się lada moment i możliwe, że w chwili, kiedy to czytacie, jest on już dostępny. Nie będę rozpisywał się o obsadzie, gdyż jedynymi znanymi osobami są tu zapewne Winona Ryder i może jeszcze David Harbour. Ale zostawmy szczegóły i skupmy się na tym, co najważniejsze. Dla mnie, jako dzieciaka wychowanego w wczesnych latach dziewięćdziesiątych, ten serial naprawdę ożywia wspomnienia i czar tamtej epoki. Oczywiście realia lat 80. i wczesnych 90. w Stanach i komunistycznej/postkomunistycznej Polsce różniły się dość diametralnie, żeby nie powiedzieć drastycznie. Mimo to pewne emocje i wartości pozostawały uniwersalne. Też miałem zgraną paczkę przyjaciół na śmierć i życie. Przesiadywaliśmy wspólnie godzinami, słuchając trzeszczących płyt winylowych i kaset magnetofonowych, grając najpierw w marne tekturowe planszówki, a w późniejszych czasach ożywienia gospodarczego w pierwsze dostępne w kraju gry RPG. Zaczytywaliśmy się komiksami, których tony do dziś mam jeszcze w pudłach w piwnicy. Do upadłego jeździliśmy po całym mieście na rowerach (często aż do zmroku). Ba, w trzeciej klasie mieliśmy nawet taki cud techniki jak krótkofalówki, może nie

tak wypasione jak amerykańskie walkie-talkie, ale można było schować się w krzakach i rozmawiać szeptem z kumplem, ukrywającym się całe kilka metrów dalej za śmietnikiem. OK, wystarczy już tej nostalgii, z grubsza chodzi mi o to, że w pewnym pokoleniu widzów tytuł ten może budzić określone emocje i ujmować tęsknotą za minionymi, już chyba bezpowrotnie czasami, w których żyło się tak naprawdę, tak na 100% w realu, bez tych wszystkich socialmediów i wirtualnych rzeczywistości. Ech… wróćmy jednak do "Stranger Things". Początkowo tytuł obił mi się o uszy, ale jakoś nie sięgnąłem po niego od razu. Później zobaczyłem cudowną grafikę, stylizowaną na najlepsze plakaty filmowe z lat 90., dopracowaną w najdrobniejszych szczegółach, takich jak kolorystyka, czcionka a nawet ramki. Istny powrót do przeszłości. Dodatkowa rekomendacja mojego brata w pełni przekonała mnie to tego filmu i wpadłem na całego. Rzeczywiście, przytaczane tu i ówdzie odniesienia do najlepszych czasów Spielberga, horrorów typu „Critters”, „To” i „Poltergeist” są w 100% na miejscu. Aby dopełnić obrazu, osobiście dorzuciłbym do tego tygla jeszcze odrobinę klimatu „Wioski przeklętych”, całą esencję twórczości Johna Carpentera z okresu 1978-1988 oraz atmosferę starych filmów SF i przygodowych na czele z genialnym „the Goonies”. Trochę to pogmatwane, co nie? Ale takie właśnie były produkcje z tamtego okresu, naiwne, przerysowane, a jednocześnie ujmujące autentyczną pasją i zaangażowaniem. W chwili obecnej, zainteresowanie filmami typu "Stranger Things" stale wzrasta, co z pewnością powiązać można ze swoistym renesansem popkultury lat 80. i 90. Nie posądzałbym twórców o jakikolwiek koniunkturalizm, a raczej o chęć złożenia hołdu niedoścignionym wzorcom z przeszłości. Po prostu mamy teraz bardzo podatny grunt, na którym dobrze przyjmują się tego typu relikty. Sami z pewnością też zauważyliście, co dzieje się aktualnie w mediach społecznościowych i nie tylko. Wszechobecne winyle, gry komputerowe w stylistyce retro na 8 bit, białe adidasy, spodnie ze spandexu i natapirowane fryzury. Abstrahując od całej tej sztucznej retro mody "Stranger Things" to z pewnością jawi się jako kawał dobrego, klimatycznego kina SF/horror. Trzyma w napięciu, malując mroczne i niepokojące pejzaże. Intryguje i zaskakuje, a jednocześnie flirtuje z widzami, podsuwając pod nos co rusz znane z przeszłości motywy i smaczki. Zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że to taki balansujący na zawieszonej pomiędzy jawą i snem bardzo cienkiej linie (niczym „pchła i akrobata” ;-), retro postmodernistyczny (po)twór? Z całego serca polecam zatem wszystkim "Stranger Things". Pozdrawiam z głębin otchłani i do przeczytania!

27


Grzegorz Więcław – psycholog sportu, coach, trener | www.glowarzadzi.pl

Między realnym a wirtualnym światem, czyli jak trudno współcześnie być sobą

28


Gdyby oceniać jakość życia współczesnych ludzi przez pryzmat tego, co wrzucają do mediów społecznościowych, można by stwierdzić, że żyjemy na planecie kipiącej od radości, szczęścia i spełnienia. Ostatnio oglądałem w internecie spot, w którym bardzo wyraźnie zarysowano dysonans między stwarzanym przez nas pozorem w sieci a realnym życiem. W filmiku podążamy za serią zdjęć, jakimi zostali powiązani znajomi w mediach społecznościowych. Każde z nich przedstawia nieprawdziwą albo mocno naciągniętą rzeczywistość. Zaczyna się od dziewczyny, która specjalnie budzi się wcześnie rano, myje się, czesze i maluje. Wszystko po to, żeby wrócić do łóżka, zrobić sobie selfie i zamieścić je na portalu społecznościowym. Hasztag? #iwokeuplikethis. Jej znajomy lubi to i też pragnie pokazać, jaki jest fajny. Wkłada na głowę kask rowerowy i bez przejechania choćby kilometra, robi sobie zdjęcie, by puścić je w eter. Znajduje to jakaś znudzona pracownica biura i także robi swój staranny kolaż. Chce pokazać, że jest zorganizowana i zdrowo się odżywia. Co z tego, iż poza kadrem panuje bajzel, a w mikrofalówce miska z odgrzewanym jedzeniem ? Wszakże na zdjęciu z biura jest jabłko, które z kolei inspiruje innego człowieka do tego żeby pochwalić się swoim prozdrowotnym koktajlem. Podpis? Super healthy breakfast! New me! Hasztag? #juicecleanse #tastesbetterthanitlooks. Cóż. Jak powiedzieliby Ślązacy – ja, mhm! Na filmie widzimy bowiem, że po umieszczeniu zdjęcia koktajlu w sieci, facet bierze jeden łyk zielonkawego napoju, krzywi się, po czym wyrzuca go do śmieci. Łańcuszek poszedł jednak dalej, do młodego chłopaka, który przez dobre kilkanaście, a może nawet kilkadziesiąt minut stroi się przed lustrem, żeby uchwycić siebie w najlepszej możliwej wersji. Potem jeszcze zabawa z filtrami i… do sieci! Niech znajomi widzą, jaki jest piękny i zdolny. Hasztag? #effortlessselfie. Ten obraz trafia do czwórki znajomych, siedzących w restauracji, prawdopodobnie czekających na zamówienie. Wszyscy z nosami w smartfonach. Do momentu, kiedy proszą kelnerkę, żeby im zrobiła wspólne zdjęcie. Wtedy na chwilę chowają urządzenia pod stół, ale po migawce od razu wracają do wirtualnego świata. Podpis? Love spending quality time with these guys x. Polajkowane przez wszystkich przy stole. Nawet z uśmiechem (rzeczywistym).

Dalej mamy transwestytę umierającego z nudów na swojej kanapie, który upiększa się, żeby zrobić sobie selfie, wrzucić w społecznościowy eter i cieszyć się wszystkimi schlebiającymi komentarzami. Same ochy i achy! A to wszystko bez ruszania się z kanapy. I ostatnia scena. Ona wraca do domu. On coś ogląda w TV. Ona przysiada się i próbuje nawiązać rozmowę, ale on jest zbyt zaabsorbowany. Godzi się jedynie na selfie, w którym dostaje buziaka w policzek. Niestety, coś nie wyszło jak trzeba. Ona chce powtórzyć zdjęcie, ale on nie ma ochoty. Ona wychodzi i wrzuca do mediów społecznościowych to, co ma. Podpis? Awwwwwww <serduszko> my man x. Hasztag? #relationshipgoals #bae. Ona pada znużona na łóżko. Kilka sekund później zaczynają spływać serduszka…

29


Oczywiście spot można uznać za przerysowany. Wiem, że wiele osób używa mediów społecznościowych również w sytuacjach, które trudno uznać za reprezentatywne. Jednakże cały czas w jakiś sposób próbujemy kreować w nich siebie. Nigdy nie pokazujemy wszystkich kart. W internecie nie jesteśmy tacy jak rzeczywistości, ale tacy, jacy chcielibyśmy być. Duża część wirtualnego świata nie pokazuje całości obrazu. Umiejętnie rozkładane są tam światła i cienie, a czasem nawet pokazuje się rzeczy nieprawdziwe lub mocno naciągane. Niby to wiemy. Zdajemy sobie sprawę, że w mediach społecznościowych często można spotkać się z płycizną i brakiem autentyczności. A jednak to, co tam widzimy, wpływa na nas w znaczący sposób. Często zazdrościmy, bo mierzymy się niewłaściwą miarą. A potem wielu z nas boi się pokazać siebie, dlatego starannie opracowuje własny image. Boimy się odrzucenia, wyśmiania i braku akceptacji. Za wszelką cenę próbujemy być tacy, jakimi wydaje nam się, że inni chcieliby nas widzieć. Kryjemy się pod maskami, każde zdjęcie pracowicie kadrujemy i nakładamy na nie odpowiedni filtr, zanim zdecydujemy się wypuścić je w świat. Pokazujemy, jak bardzo jesteśmy atrakcyjni, a nasze życie pełne aktywności, przygód i dobrego jedzenia. A nie zawsze tak jest. Ciągłe bycie za taką fasadą i brak odwagi, żeby naprawdę się przed kimś otworzyć, pokazać swoje prawdziwe oblicze to duży problem. To nieustanny stres i lęk przed oceną. Dobrze jest zatem, mieć takich ludzi, przy których można wyłączyć wszystkie filtry, czuć się bezwarunkowo akceptowanym, niezależnie od tego jak będziemy wyglądać, co powiemy, czy jaki będziemy mieć humor. Żeby to móc zrobić, trzeba poszerzać swoją samoświadomość. Wiedzieć kim się jest naprawdę. Jakie wartości aspiracyjne się wyznaje. Wtedy dysonans między światem wirtualnym a realnym będzie mniejszy, co da nam więcej prawdziwego, głębokiego szczęścia i możliwości życia pełną piersią. Oczywiście to wymaga dużej odwagi, wrażliwości, otwartości i umiejętności obcowania z samym sobą. Jest to jednak gra warta świeczki. Gra o bycie naprawdę sobą.

30


Restauracja Umami Pyskowice ul. Sikorskiego 46 www.restauracjaumami.pl


Reality czy show? TEKST

Małgorzata Kaźmierska

„Pozwól mi (…) przyjąć (…) ten grzeszny świat takim, jakim on naprawdę jest, a nie takim, jakim chciałbym go widzieć.” (z Modlitwy o pogodę ducha)

32


Nie, nie, nie! Ja powinnam powtarzać: „Pozwól mi, abym zawsze widziała ten świat takim, jakim chciałabym, żeby był”, bo przebywanie tylko w prawdziwym świecie chyba by mnie zabiło. A razem ze mną grzmiałby donośny chór głosów wszystkich tych, którzy lepiej czują się w rzeczywistości wirtualnej niż realnej. Swoją drogą to ciekawe – po angielsku virtual znaczy faktyczny, rzeczywisty, prawdziwy. A u nas odwrotnie; co właściwie potwierdza moje spostrzeżenie, że Polacy, owszem, uczą się języków obcych, ale tak jakoś… niedokładnie, czy może według własnych zasad… Właściwie wszyscy od czasu do czasu uciekamy od prawdziwego życia i szukamy innego w książkach, filmach, grach, a ostatnio także na różnych profilach, blogach i wszelkich możliwych internetowych wymysłach. Żeby choć na chwilę znaleźć się w jakimś ciekawszym, fajniejszym świecie, żeby samemu stać się ciekawszym i fajniejszym. Eskapizm? Może, ale jaki przyjemny. W końcu, dlaczego mamy zawsze twardo stąpać po ziemi i słuchać napomnień w rodzaju: „Przestań bujać w obłokach! Wróć do rzeczywistości!”? Przecież ci, którzy najczęściej próbują ściągnąć nas w dół, ci wszyscy poważni biznesmeni i politycy, jeśli akurat nie są zajęci rozprawianiem się ze swoimi przeciwnikami, lubią snuć opowieści z gatunku wishful thinking. Oni to dopiero są oderwani od realiów… Zaznajamianie się z przeróżnymi alternatywnymi światami zaczyna się bardzo wcześnie. Maluchom czyta się lub opowiada bajeczki na dobranoc, a potem serwuje się takowe na ekranie telewizora czy komputera. Któregoś dnia poszerza się edukację pociechy, udostępniając jej smartfon, a potem… nie ma odwrotu. Znacie ten nieprzytomny wzrok dziecka, któremu nieczuły rodzic albo nauczyciel odebrał właśnie telefon, przerywając tym samym jakąś grę? Bez migającego ekranika – tego szczególnego światełka w tunelu codzienności – jest zupełnie zagubione. Nastolatki są już całkowicie wkręcone w życie internetowe. Muszą, bo przecież, jeśli kogoś nie ma na fejsie, to nie liczy się, po prostu nie istnieje. Chociaż czasem mam wrażenie, że niektórzy istnieją tylko tam, może nawet w wielu wcieleniach. Niedawno próbowałam dowiedzieć się czegoś o artystach (?), znanych mi jedynie z wypatrzonego gdzieś nazwiska (?). Znalazłam parę prac i nic więcej. Duchy…? Niejednej Alicji lepiej po drugiej stronie tego współczesnego lustra, gdzie czeka na nią tylu nigdy niewidzianych przyjaciół, ukrywających się pod różnymi nickami, gdzie publikuje niekoniecznie udane selfie i zbiera upragnione lajki.

Właściwie cały proces wychowania i tzw. uspołeczniania polega na kreowaniu dziecka, a potem na samodzielnym opanowaniu przezeń umiejętności autokreacji. Od najmłodszych lat uczymy się grać różne role i to dosłownie (pamiętacie przedszkolne teatrzyki, jasełka i popisy przy rozmaitych okazjach?). Później wchodzi nam to w nawyk. Życie staje się dla nas sceną, na której trzeba jak najlepiej wypaść. Artyści, ale także zwykli ludzie tworzą swoje wizerunki, pewien rodzaj własnej legendy. A wszystko po to, by wydać się bardziej interesującymi, niebanalnymi, tajemniczymi. Ale zdarza się też, że my – na co dzień dość przyzwyczajeni do samych siebie – bywamy zaskoczeni tym, jak odbierają nas inni, nie poznajemy siebie w ich wyobrażeniach. Gdzie zatem jest nasze „ja”? Czy jeszcze potrafimy być prawdziwi? Ile masek trzeba zdjąć, ile sztucznych uśmiechów odkleić, żeby zobaczyć własną twarz? I czy warto? Kto potrzebuje dzisiaj prawdy, skoro podkolorowany świat może być taki piękny i ciekawy? Realne życie czasem bywa zaskakujące, ale niestety często są to nieprzyjemne niespodzianki. Natomiast w wyobraźni zawsze będzie tak, jak sobie tego życzymy, nawet wroga można dopasować do własnych wymagań, a potem go zniszczyć/pokonać, wykazać jego niższość i głupotę albo wspaniałomyślnie wybaczyć mu winy. W wymyślonym świecie jesteśmy piękni, mądrzy, wspaniali, otoczeni podziwem innych. I co najważniejsze, mamy nad nim władzę, możemy wszystko przewidzieć, cofnąć, zadecydować inaczej. Dlatego powrót do realności bywa bolesny, bo znowu musimy podporządkować się ludziom i sytuacjom. Okazuje się, że życie wymaga od nas umiejętności bycia różnymi osobami, czasem to konieczne, żeby przetrwać w tej dżungli. Ktoś pisze dla nas scenariusze, a my wchodzimy w nie, bo tak łatwiej, wygodniej, bo przywykliśmy. A z drugiej strony, co by było, gdyby wszystkich zmuszono nagle do pokazania swojego prawdziwego (wedle własnego mniemania) „ja”? Czy chcielibyśmy znać sami siebie…?

33


Prawda w czasach instagrama TEKST

Katarzyna Zielińska

O filtrze perfekcji, nakładanym na rzeczywistość

34


Kojarzycie z pewnością wyzierające z każdego kąta mediów społecznościowych idealne fotki kawowej pianki, ułożonej w misterny wzór? Albo białe, sterylne wnętrze, w którym jedynym kolorystycznym akcentem jest bukiet świeżych kwiatów, ustawiony dokładnie na środku kuchennego stołu. I jeszcze food porn – dopracowane do granic możliwości kompozycje na nieskazitelnie białych talerzach, wzbudzające bezwarunkowy odruch produkcji śliny, a w podpisie nazwy dań, które nie wiadomo jak wymawiać. Fotki z podróży też jakieś takie zbyt idealne, nigdy żadnego śmietnika w tle, ani menela na głównym placu wielkiego miasta… Czasem jak przeglądam Instagram, to mam wrażenie, że rzeczywistość tam przedstawiona to jakiś świat równoległy, w którym blaty są zawsze czyste, rośliny bujne, a widoki z podróży tylko zapierające dech w piersiach. Nawet zwierzaki idealnie puszyste, pięknie ustawione względem fotografa. Choćbym na uszach stawała, mój osobisty kot na żadnym zdjęciu tak nie wygląda – a to ma resztki karmy na pyszczku, a to pajęczynę na wąsach, bo chodził po garażowych zakamarkach, albo (co jeszcze gorsze) wdał się w bójkę ze swoim odwiecznym rudym antagonistą i ma ranę koło ucha. Pomijając już fakt, że najprawdopodobniej podczas wykonywania fotografii ucieknie z kadru i uwieczniona zostanie tylko jego tylna łapa – białą ma, więc z pewnością będzie brudna. Dalej – wnętrza wszelakie, nawet jeśli posprzątane, to nadal widać w nich ślady życia prawdziwego człowieka: coś czasem musi stać na blacie, bo się nigdzie indziej nie zmieści, gdzieś w tle majaczy kubek po herbacie, a powinien natychmiast po jej wypiciu zniknąć w zmywarce, aby nie kalał przestrzeni. Serio ludzie absolutnie wszystko chowają, jak mają zamiar cyknąć fotkę w swojej kuchni? Żeby było idealnie i zarazem nierealnie? Kota kąpią do każdego zdjęcia? Czy faktycznie ich świat tak wygląda na co dzień? To by było chyba jeszcze bardziej niepokojące. I co ma zrobić zwykły człowiek, którego życie nie daje się w tak piękny sposób sfotografować? No, jak to co? Drwić i szydzić, co niniejszym czynię, a co podyktowane jest niechybnie zazdrością. Albo druga opcja – nie uwierzyć w doskonałość sfotografowaną i uznać, że wszystkie okruchy ze śniadania, które leżały na białym blacie, zostały precyzyjnie wygumowane w Photoshopie. Jakoś musi sobie radzić, aby nie poddać się frustracji i poczuciu beznadziei. Może też, w celach terapeutycznych, zajrzeć na profil Chujowej Pani Domu, bo tam zawsze można spotkać zlewy pełne brudnych naczyń czy kucyki Pony w zmywarce. Poważnie jednak: pewna poznawcza niejednoznaczność się tu zakrada. Z jednej strony świat przedstawiony na tych przepięknych fotkach jest ładny, przyjemny w odbiorze i można godzinami takie wystudiowane ujęcia podziwiać. Z drugiej, gdy tylko porównamy je z rzeczywistością obecną w naszej kuchni, na naszych wakacjach i nawet w wyglądzie naszego kota, to pojawia się wspomniana

frustracja i reakcje jak powyżej. W tym kontekście bardzo ciekawy jest projekt #slowlife tajskiej fotografki Chompoo Baritone1. Artystka postawiła sobie za cel lekko ironiczne przedstawienie tej instagramowej stylistyki. Pokazała tzw. big picture, czyli wszystko to, czego w małym, kwadratowym kadrze nie widzimy. I tam, na tym szerszym tle, znajdujemy elementy, które świadczą o prawdziwym życiu autora: bałagan na łóżku, porozrzucane wszędzie ubrania, nieciekawe przedmioty i takież osoby w tle, lekki nieład na balkonie czy na stole, tuż obok precyzyjnie wystylizowanego talerza etc. Od razu jakoś przyjaźniej spoglądamy na autorów fotografii, zaczynamy w nich widzieć normalnych ludzi, a nie cyborgów z idealnym porządkiem. Przy okazji fotografka ujawnia całą magię tkwiącą w pokazaniu jedynie wycinka rzeczywistości, który – jak się przekonujemy – wcale nie jest reprezentatywny. Ten sam problem w wersji nieco bardziej rozbudowanej, bo dotykającej zagadnienia kreowania nie tylko warstwy estetycznej, ale i zdarzeniowej, podejmuje austriacki reżyser Matthew Rycroft w krótkiej produkcji wideo “HASHTAG NOFILTER: the truth about Instagram” (2015)2. Bohater filmu tworzy fikcyjny profil w serwisie, w którym umieszcza całkowicie “wymyślone” zdjęcia. Uzyskuje je, produkując fotomontaże z użyciem m.in. wycinków z gazet. Podpisy, które przy nich zamieszcza, świadczą o niezwykłym życiu “właścicielki” profilu, pełnym wspaniałych podróży i romantycznych

1 Tutaj możecie przeczytać o projekcie Chompoo Baritone i obejrzeć zdjęcia: http://www.fotopolis.pl/newsy-sprzetowe/branza/18678-oto-jak-instagramznieksztalca-rzeczywistosc

2

Film do obejrzenia tu: https://www.youtube.com/watch?v=MFUVTkLYP1k

35


chwil. Bohatera niezwykle cieszy duża liczba serduszek, pojawiająca się pod każdym jego postem. Istotna jest tu także sama postać instagramowego twórcy – w tej roli widzimy samotnego mężczyznę, ubranego w nieładny podkoszulek, siedzącego w brzydkim, ciemnym i pustym pokoju. Bardzo stereotypowo, fakt, ale reżyserowi chyba chodziło o prosty przekaz, bez metafor i innych utrudnień. Mówi poprzez ten film o tym, że internetowa rzeczywistość często nijak się ma do tej “prawdziwej”, istniejącej poza światem wirtualnym. Jeszcze bardziej niż film Rycrofta podoba mi się kampania organizacji Ditch the Label zatytułowana “Are you living in an Insta Lie? Social media vs. reality”3. Świetny krótki film, pokazujący cały łańcuch instagramowych kłamstw w konfrontacji z prawdziwym życiem bohaterów: udawane osiągnięcia sportowe, piękny porządek na biurku czy starannie wykonany makijaż do selfie opisanego “właśnie się obudziłam”. Ważne w tym filmie jest to, że jedno kłamstwo rodzi drugie – każdy z bohaterów, widząc posty znajomych świadczące o ich wspaniałym życiu, generuje podobne wpisy.

36

*** Prawda w czasach Instagrama i innych mediów społecznościowych nie ma łatwego życia. W najlepszym razie widzimy bowiem tylko jej część – tę ładniejszą. Zwyczajność zostaje wstydliwie przemilczana, a wszystko, co nieidealne ukrywa się poza kadrem. Warto o tym pamiętać, by niepotrzebnie się nie frustrować nieskazitelnym życiem znajomych – oni też mają okruchy na stole i brudne kubki po herbacie. Prawdopodobnie tuż obok pięknego talerza, który umieścili w kwadratowym kadrze.

3

Więcej o kampanii: https://www.ditchthelabel.org/campaigns/


Studio GTS to alternatywa do treningu w przepełnionych siłowniach. Jest to niepowtarzalny obiekt znajdujący się w centrum zabytkowej dzielnicy Nikiszowiec w Katowicach. Znajdująca się niedaleko nikiszowieckiego rynku kamienica, skrywa w sobie idealne miejsce dla osób chcących zadbać o swoje ciało, rozładować nadmiar emocji lub polepszyć swoje samopoczucie, poprzez trening personalny oraz zmianę nawyków żywieniowych. Studio GTS umożliwia uzyskanie wymarzonej sylwetki, poprawę kondycji, a także utratę zbędnych kilogramów, ale przede wszystkim jest miejscem zarażającym pozytywną energią. Zadaniem studia jest stworzenie środowiska, w którym każdy czuje się komfortowo oraz w pełni może skoncentrować się na pracy nad własnym ciałem. Naszym motywem przewodnim jest zdrowie. Pokazujemy właściwą drogę oraz dajemy odpowiednie narzędzie dla zrealizowania wymarzonych celów. Zajęcia w Studio to rozwiązanie kompletne, którym jest kompleksowe podejście do treningu oraz dietetyki, gwarantujące sukces. U nas będziesz miał okazję poznać trening personalny takim, jakim powinien być, czyli w pełni profesjonalny. Na sali treningowej jesteś sam na sam z trenerem — daje to nam najwyższy komfort pracy, a Tobie gwarancje szybkich efektów. Takie podejście sprawia, że nasza wspólna praca jest wykonywana w optymalnych oraz przyjaznych warunkach. Trening to nie jedynie przerzucanie ciężarów. Jeżeli Twoim marzeniem jest start na dystansie 5 km, 10 km, półmaratonu, maratonu lub start w coraz to bardziej popularnych biegach

z przeszkodami – zapraszamy! Przygotujemy Cię do tego! Posiadamy również ogromne doświadczenie w przygotowywaniu osób do sezonu wspinaczkowego, narciarskiego lub startu w zawodach sztuk walki. Zadzwoń do nas, umów się na trening wprowadzający wraz z analizą składu ciała - to nic nie kosztuje. Chętnie pokazujemy, jak pracujemy, bo wiemy, że jak spróbujesz, to przekonasz się, że warto z nami zostać. Do zobaczenia na treningu!

Studio GTS | Krawczyka 2/5 | 40-423 Katowice | damian.ozga@studio-gts.pl +48 668 436 071

| tobiasz.witek@studio-gts.pl +48 515 295 115 | www.studiogts.pl


Ale tak serio! TEKST

Joanna Zaguła

Co jedliście na kolację? Jeśli jaglankę z jarmużem, to super. Ale ja wolę pizzę. Podobno najważniejszy dla zdrowia jest spokój umysłu, a jak jem pizzę, to jestem szczęśliwa. Naprawdę.

38


Co to jest prawdziwe jedzenie? Takie pytanie to żadna nowość. Nigel Slater już w 1998 roku wydał książkę „Real Food” pełną przepisów na proste dania z najlepszych składników; dzisiaj nazwalibyśmy to comfort food. Nie było chyba epoki w historii kulinarnych show, w której nie uświadamiano by nam wciąż i na nowo, że kluczową sprawą w dobrym gotowaniu jest kupowanie warzyw od zaprzyjaźnionego rolnika, mięsa prosto od rzeźnika – osobistego znajomego zjadanej przez nas krowy, masła od baby ze wsi i czekolady z fairtrade’owej plantacji. Dobre jest to, co prawdziwe, bez sztucznych dodatków, pochodzące od prawdziwych ludzi, a nie z fabryki jedzenia. Wiemy, wiemy... Dzisiaj doszło do tego jeszcze superfood, czyli ulepszona wersja jedzenia zdrowego – jedzenie superzdrowe. Na Instagramie wygląda to wszystko bardzo przyjemnie, ale nie jestem pierwszą osobą, zadającą sobie pytanie, czy to rzeczywiście możliwe, żeby być takim idealnie fit. Czy real food to naprawdę musi być perfect food?

potrójnie czekoladowe ciasto podbija serca przyjaciół. Od niej uczyłam się gotować. Ale wiecie co? Nigella piekła ciasto o nazwie „konik polny”, do którego dodała kupny syrop miętowy, zielony barwnik spożywczy i gotowe słodkie pianki. Nigella absurdalnie ozdabiała świąteczny piernik wspaniałym jadalnym złotym brokatem i podawała gościom jako przystawkę zwykłe kiełbaski z supermarketu, tyle że upieczone w miodowej glazurze. A co było daniem głównym? Szynka w coca-coli! Rany boskie, kryjcie się ludzie, koniec świata! Kiedy dzisiaj oglądam jej pierwszą książkę i program Nigella gryzie, wpadam w popłoch. Jak można było zachwycać się takimi sztucznymi daniami?! A potem patrzę na swoje ręce, upaprane okruchami ekologicznych chrupek, kupionych w drodze z pracy, bo nie miałam czasu zjeść kolacji. Te chrupki wcale nie są zdrowe, a co gorsza nie są nawet smaczne. A gdybym tak mogła wstąpić do uroczego ceglanego domku Nigelli, pewnie dostałabym kanapkę pełną warzyw, sera i domowych sosów.

W takiej chwili myślę o innej gwieździe brytyjskiej telewizji, debiutującej w programie Nigela (co zabawne, ma prawie tak samo na imię). Chodzi o Nigellę Lawson – domową boginię, w którą jako nastolatka wpatrywałam się na ekranie telewizora w moim rodzinnym domu. To z jej programów dowiedziałam się, jak powinny wyglądać najlepsze urodziny, sylwestry, święta i codzienne lunche do pracy. Od niej nauczyłam się, że wieczorne wyżeranie zimnej lazanii z lodówki może być sexy i że

39


Bo jedzenie według Nigelli, czego nauczyłam się te naście lat temu, ma być przyjemnością bez wyrzutów sumienia. Powinno być dokładnie takie, jakie dawała mi mama – kakao na zimne dni, bita śmietana na wszelkie niepowodzenia, gnocchi na strach przed życiem i oczywiście niezmiennie rosół na przeziębienie. Jedzenie bez oceniania, liczenia kalorii i bez zbędnego przemyśliwania nad jego pochodzeniem. Ma nas czynić radosnymi. Jak w reklamach milki. Ale potem stało się to, czego wszyscy się obawialiśmy. Nigella mocno przytyła na swojej szczęśliwej diecie. A potem stało się coś jeszcze gorszego – Nigella mocno schudła. I wtedy skończył się pewien mit. Jakkolwiek wstyd mi, że to przeczytałam, zacytuję za „Daily Mail”: „Nigella wygląda, jakby straciła nieco swoich kształtów, ale wraz z nimi także nieco swojej joie de vivre”. Moja ukochana telewizyjna nauczycielka, zawsze zachęcająca do dokładek i łobuzersko uśmiechająca się znad miski puddingu, teraz patrzy na mnie oceniająco z okładki swojej najnowszej książki. Tytuł karze uwierzyć, że będzie prosto, łatwo i smacznie. A jej nowa figura mówi, że ktoś tu musiał mocno niedojadać i ćwiczyć na pewno więcej niż raz w tygodniu. Hasła powrotu do prostoty zostały ostatecznie skradzione przez pięknych, idealnych ludzi. Ale to właśnie nie jest normalność i prawdziwość. Oczywiście mam całkiem prawdziwe szczupłe koleżanki, które jedzą mało, ćwiczą na fitnessie i przychodzi im to zupełnie naturalnie. Ale

40

dla mnie i – sądząc po popularności ruchu body positivity – jeszcze wielu innych osób, bycie prawdziwym oznacza plus size. Czyli jedzenie pizzy po 21 i leżenie na kanapie z popcornem przy odpalonym Netflixie. Trudno nazwać to życiem wysublimowanym, zdrowym, czy ciekawym. Ale tak wygląda prawda. I nie zrobi nam się lepiej, jeśli będziemy się tego wstydzić. No dobra, jednak nie można tak cały czas. Ostatecznie nie musimy być idealni, ale fajnie jest być zdrowym. Więc pijmy dobrą herbatę (polecam sklep thetea.pl, gdzie znajdziecie oolongi, pu-erh i darjeelingi o oszałamiającej jakości), chodźmy na dobrą kawę (do Kafeja w Katowicach, Gniazda we Wrocławiu, Relaksu w Warszawie, Black and White Coffee w Gdyni i Karmy w Krakowie) – to zupełnie bezkaloryczne przyjemności. Codziennie jedzmy owoce (nie muszą być organiczne, nawet takie ze stacji benzynowej będą lepsze niż snickers), bierzmy do pracy kaszę z pesto (bazylia wzbogaci smak), róbmy makaron z dyni i cukinii (prosty sposób, by oszukać się, że jemy ten normalny, z mąki), pieczmy ciasta z pomidorami (to pełnowartościowa porcja warzyw), pijmy wino z przyjaciółmi, spryskujmy włosy wodą różaną, bierzmy ciepłe prysznice i pamiętajmy, że popcorn ma mniej kalorii niż chipsy. Jesień nie jest dla nas miła, więc bądźmy dobrzy dla swojego ciała. Wtedy łatwiej zmusić się do wstania o 6, żeby pójść na jogę.



Richtig dobre jedzenie! TEKST

Natalia Aurora Ignacek

W dobie dań instant z torebek, chemicznych dodatków i przerobionych w Photoshopie zdjęć talerzy z obiadem, on poszukuje richtig dobrego jedzenia. Czyli prawdziwego! Ale czy w telewizji da się pokazać prawdę? I jak smakuje takie prawdziwe jedzenie? Na to pytanie odpowiada Adam Borowicz – Ślązak w Szkocji, który szturmem zdobywa YouTuba.

42


Aurora: Jak to się stało, że Ślązak trafił do Szkocji? Adam Borowicz: To nie ja zdecydowałem o wyjeździe za granicę, ale moja dziewczyna. Nie widziałem innej możliwości jak tylko podążyć za nią. Ku mojemu zdziwieniu, na miejscu okazało się, że jest tu naprawdę pięknie. I warto Szkocję trochę pozwiedzać… W międzyczasie tego zwiedzania, znalazłem pracę i tak zostaliśmy do dzisiaj.

tym, jeżdżąc do moich dziadków na wakacje, chętnie pomagałem babci w kuchni, a także przynosiłem jej świeże warzywa z ogródka. Pasja ta ewoluowała jeszcze tutaj, w Szkocji. Bardzo często stołuję się w restauracjach, a przez to poznaję nowe, nieznane mi dotąd smaki.

Na pierwszy plan jednak wybija się Twoja pasja – gotowanie i jedzenie. Czy to jest tradycja rodzinna, a może odkryłeś ją dopiero w Szkocji? Ani jedno, ani drugie! Moja pasja nie została mi przekazana jako rodzinna tradycja, ale rodzina miała pewien wpływ na rozwój wypadków. Podobnie jak Szkocja. Od najmłodszych lat bardzo mnie interesowało gotowanie. Tak po prostu! W rodzinnym domu często to właśnie ja przygotowywałem niedzielne obiady. A mama zawsze powtarzała, że doprawiać to ja potrafię jak nikt inny. Poza

43


44


laków, (którzy pochodzą z różnych regionów) mój akcent mnie zdradza. I to mnie cieszy – jestem sobą. Nie sądziłem nawet, że to jakoś specjalnie przyciągnie nowych widzów. A można być prawdziwym sobą przed kamerami? Czy to nie jest tak, że każdy youtuber w pewnym momencie zaczyna siebie kreować? Swój nowy wizerunek. Do końca nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie, ponieważ nie zastanawiam się nad życiem innych, to sprawa indywidualna. Nie wiem, jak celebryci i youtuberzy się kreują. Jeśli chodzi o mnie, nie mam pokusy, żeby stworzyć z siebie kogoś innego, niż naprawdę jestem. Działam bez scenariusza! Przed kamerą mówię dosłownie to, co mi ślina na język przyniesie. Czy przed kamerą można być prawdziwym? Wydaje mi się, że jestem. Ale też nie ukrywam, iż mam lekki stresik podczas kręcenia filmików. Ale to rzecz raczej naturalna – kto by go nie czuł?! Nie tylko gotujesz i jesz, ale mówisz o jedzeniu. Prowadzisz kanał na YouTube – Jestem Borowicz, gdzie odwiedzasz restauracje, testujesz menu i komentujesz dania. Skąd taki pomysł? Narodził się dość spontanicznie. Otóż, na zakończenie kolejnego roku studiów mojej narzeczonej, zostałem zaproszony wraz ze znajomymi na kolację do restauracji. Tam mój kolega ze szkolnych lat Tomasz Dziedzic stwierdził, że tak ciekawie i zabawnie o tych daniach godom, że zwyczajnie muszymy nakręcić taki filmik i pokazać to szerszej publiczności. Rzeczywiście godosz na tym filmiku, a nie mówisz! To czyni Cię autentycznym. I sprawia, że widzowie czują do Ciebie sympatię. To był planowany zabieg? Cóż, godać nauczyłem się jak poszedłem do szkoły, więc trudno tu mówić tu o specjalnym zabiegu, bo to dla mnie rzecz naturalna, tak jak jedzenie. Nawet jeżeli próbuję mówić, czystą polszczyzną do mieszkających tu Po-

Skoro jesteś sobą, to właściwie kim? Przede wszystkim prawdziwym człowiekiem, pochodzącym ze Śląska. Konkretnie, z Rudy Śląskiej z dzielnicy Orzegów. I jesteś też najprawdziwszym wielbicielem jedzenia! Porozmawiajmy więc w końcu o nim! W dzisiejszych czasach mamy sporo sztucznego, chemicznego, wręcz plastikowego jedzenia... Rzeczywiście, w sklepach producenci coraz częściej kuszą półproduktami, naszpikowanymi konserwantami i różnymi chemicznymi dodatkami. Dajemy się na to nabrać, bo nie mamy czasu na gotowanie obiadów – żyjemy w ciągłym pośpiechu. Warto jeszcze przed zakupem przeczytać dokładnie skład interesującego nas produktu. Na szczęście, coraz więcej ludzi zwraca uwagę na to, co je, ale nadal są też tacy, którzy nazywają produkt wędlinopodobny szyneczką (śmiech). Myślę, że bardzo często dzieje się tak nawet nie dlatego, że ci ludzie są oszczędni, ale po prostu już zapomnieli, jak smakuje prawdziwe jedzenie! I dla nich w dużej mierze jest mój kanał.

45


Opowiedz jak wygląda prawdziwe szkockie jedzenie. Nim osiedliłem się na stałe w Glasgow, słyszałem, że Szkoci mają najgorszą kuchnię świata (śmiech) – tłustą, ciężką do strawienia i niesmaczną. Coś mi się wydaje, że śląska rolada z zołzą i kluskami nie jest mniej kaloryczna niż np. Sunday roast, czyli pieczeń z tłuczonymi ziemniakami, sosem, warzywami i puddingiem Yorkshire. Jeśli chodzi o obiad, to mamy tutaj lunch podczas pracy. Szkoci zwykle zabierają ze sobą jakiś sandwich albo wychodzą do restauracji lub biorą coś na wynos. A dopiero po pracy przygotowują ciepły posiłek i konsumują go wspólnie z rodziną. Słynny Scottish breakfast ( jajecznica z łososiem, owsianka) faktycznie jest bardzo kaloryczny, ale po zjedzeniu takiego śniadania, mamy energię na cały dzień! Tym bardziej potrzebną w szkockim chłodnym klimacie. Zresztą, to, co jemy to zawsze kwestia naszego wyboru – jeżeli lubimy lżejsze i zdrowsze śniadania, polecam owsiankę z owocami lub bakaliami (porridge), również bardzo popularną w Szkocji. A Ty, co najchętniej wybierasz? Co najczęściej gości w Twojej kuchni? Moja lista jest naprawdę długa, np. chętnie i na różne sposoby przyrządzam owoce morza, ryby i mięso wołowe, np. moje ulubione steki. Oczywiście przygotowuję również polskie oraz śląskie potrawy. Czy łączę obie tradycje – polską i szkocką? Na nowe smaki zawsze jestem otwarty, w zaciszu domowym lubię eksperymentować i to często wykraczając poza granice Europy. W pracy częstuję moich szkockich kolegów kanapkami ze swojskimi, wędzonymi wędlinami mojego taty i są zachwyceni. Nas Polaków jest tu wielu, więc Szkoci znają dania typu: pierogi, bigos, schabowy.

46

Wymieniłeś prawdziwie polskie hity. A jak wygląda richtig śląski obiad? Richitg śląski obiad każdemu prawdziwemu Ślązakowi kojarzy się oczywiście z roladą, kluskami i modrą kapustą. Rolada musi być wołowa, posmarowana zymftem, z farszem z boczku, cebuli i ogórka kiszonego. Każdy robi to danie po swojemu, więc farsz może się troszeczkę różnić, np. niektórzy dodają pokrojoną kiełbasę. Ostatnio, gdy byłem w Polsce i zamówiłem w restauracji roladę śląską, zdziwiłem się, bo podano mi roladę wieprzową! Dla mnie jedyna prawdziwa rolada śląska to tylko ta z mięsa wołowego! A i kluski najlepiej, jeśli czorne z tartych kartofli. I po tym, m.in. poznać prawdziwego Ślonzoka (śmiech).


A czy zdarza Ci się jeść fast food? Ani to śląskie, ani prawdziwe jedzenie... Będę szczery – rzadko, ale jadam. Jak wiadomo fast food to puste kalorie, więc lepiej je omijać, ale raz na jakiś czas nie zaszkodzi. Jadam natomiast fish and chips. To danie ma bardzo dużo kalorii, rybka (zwykle łupacz lub dorsz) jest smażona w głębokim oleju, ale to chyba najzdrowszy fast food za sprawą korzystnych dla organizmu składników, tj. kwasów tłuszczowych omega-3. A teraz poproszę o najważniejsze – Twoje przepisy na coś dobrego i śląskiego. Na prawdziwe jedzenie!

47


Pasta śledziowa Składniki: 2 matiasy solone 4 ugotowane ziemniaki 1 jabłko 3 łyżki majonezu 3 łyżki jogurtu naturalnego sok z cytryny pęczek koperku Sposób przyrządzenia: Ostudzone ziemniaki kroimy w kostkę, przekładamy do miski. Jabłko obieramy ze skórki i kroimy w kostkę. Skrapiamy sokiem z cytryny i wrzucamy do ziemniaków wraz z pokrojonymi śledziami i posiekanym koperkiem. Jogurt naturalny mieszamy z majonezem, doprawiając solą i pieprzem w osobnej miseczce i dodajemy do reszty składników.

Jajecznica po mojemu Składniki: 4 jajka kilka plasterków wędzonego boczku (najlepiej swojskiego) 1 pomidor bez skórki 1 papryka pieczona kilka oliwek (opcjonalnie) ser Bursztyn (lub inny dość ostry) szczypiorek cebula koperek sól, pieprz Sposób przyrządzenia: Na rozgrzanej patelni rozpuścić masło, dodać boczek pokrojony w słupki. Do podsmażonego boczku wrzucić poszatkowaną cebulę, pomidora i paprykę w kostkach, chwilę dusić. Dodać jajka, mieszać do momentu ścięcia się białka. Zdjąć patelnię z ognia, dodać starty ser, na koniec posypać koperkiem i szczypiorkiem.

Bitki wołowe z panczkrautem Bitki – składniki: ½ kg przerośniętego karczku 1 cebula 2 ząbki czosnku 1 korzeń pietruszki 1 marchewka ćwiartka selera papryka słodka mąka do oprószenia liść laurowy ziele angielskie olej masło Panczkraut – składniki: ½ kg ziemniaków ½ kg kiszonej kapusty ziele angielskie liść laurowy sól, pieprz i cukier smalec domowy Sposób przyrządzenia: Karczek pokroić w plastry, a potem potłuc, składając kilka razy. Przygotować panierkę: połączyć mąkę, stołową łyżkę papryki, sól i pieprz. Mięso oprószyć przygotowaną mieszanką. Rozgrzać olej na patelni i przysmażyć mięso dość mocno. W osobnym rondelku podsmażyć cebulę z czosnkiem. Dodać poszatkowaną lub startą jarzynę i wszystko razem jeszcze lekko smażyć około pięć minut. Do podsmażonej jarzyny wlać gorąca wodę, około pół litra. Dodać liść laurowy i kilka kulek ziela angielskiego. Tak przygotowaną mieszanką zalać mięso. Dusić 1 ½ godziny, podlewając co jakiś czas gorącą wodę. Na końcu duszenia dodać łyżkę zimnego masła i wymieszać. Kapustę kiszoną ugotować do miękkości z liściem laurowym i zielem angielskim. Ziemniaki obrać, ugotować i potłuc, wymieszać z ziemniakami oraz smalcem domowym ze skwarkami, doprawić pieprzem i solą.

48


Usłysz swój kolor FISCHER Poligrafia 41-907 Bytom, ul. Zabrzańska 7e e-mail: biuro@fischer.pl www.fischer.pl Telefony: 32 782 13 05 697 132 100 500 618 296 608 016 100

49



Fotografie, koncept, scenografia: Wojciech Jachyra – www.wojciechjachyra.com Projektant: Piotr Błoch, marka MALE-ME – www.male-me.pl Modele: Łukasz & Maksym – Embassy Models Makijaż & Fryzury: Patryk Nadolny – www.patryknadolny.pl Stylizacje: Wojciech Szymański – www.wojciechszymanski.com Buty: KAZAR, ZARA Postprodukcja: Anastazja Burak Asystent fotografa: Katarzyna Sylwesiuk Lokalizacja: Studio Czarnobyl – Warszawa Za pomoc w wykonaniu sesji zdjęciowej dziękujemy Sztukatorni "ABACUS" przy ul. Jana Kazimierza 56A w Warszawie oraz Pracowni Fotograficznej przy ul. Górczewskiej 24 w Warszawie

odwołania do kampu lat 90-tych i uwspółcześnionego glamour'u rodem z aktualnych rosyjskich teledysków.

wraz z marką MALE-ME, zabierają nas w podróż do Rosji. Jest odważnie, kolorowo, słowem "na bogato", można odnaleźć

być przyjemnością i zabawą. Inspiracją i nałogiem. Bywa sztuką. W edytorialu " - JA" fotograf mody Wojciech Jachyra

Moda to fenomenalne zjawisko. Dotyczy każdego z nas. Wyzwala emocje. Pozwala definiować, ale też poznawać. Potrafi


52


53


54


55


Max Mara Jesień / Zima 2017 - 2018

W zespole siła TEKST

Dorota Magdziarz

Niewiele osób wie jak nazywają się projektanci, stojący za kolekcjami Max Mary. Filozofią tego domu mody jest tworzyć dla świadomych, pewnych siebie i eleganckich kobiet, ceniących wysoką jakość. A ponad znane nazwiska projektantów firma stawia pracę zespołową, jednoczącą i angażującą różnych ludzi.

56


Max Mara Jesień / Zima 2017 - 2018

Max Mara Jesień / Zima 2017 - 2018

Marka, której główną domeną są płaszcze, istnieje na rynku od 1951 roku. Achille Maramotti postawił sobie za cel stworzenie domu mody, produkującego ubrania ponadczasowe. Już w następnej dekadzie jego wyroby stały się znane na całym świecie. Zamiłowanie do mody Achille odziedziczył po prababci Marinie Rinaldi, która pod koniec XIX wieku prowadziła własny, niewielki dom mody, wyprzedzając tym samym swoje czasy, kiedy to tworzenie mody było raczej zajęciem czysto rzemieślniczym. Od samego początku marka stawia na wysoką jakość wyrobów, a także precyzję wykonania. Elegancja i szyk to podstawowe wyznaczniki ubrań oraz dodatków, tworzonych przez Max Marę. Proste, a zarazem wyrafinowane i bardzo kobiece fasony idealnie sprawdzają się w codziennym życiu i dodają szyku. Jednym z najsłynniejszych projektów firmy jest płaszcz typu camel. Zaprojektowany w 1981 roku, o ponadczasowym kroju, nazwany od pierwszego kodu produkcyjnego – 101801, dziś nosi już miano kultowego. Autorka projektu Anne-Marie Berreta posłużyła się wysokiej jakości wełną i kaszmirem, tworząc ubiór niezwykle elegancki i klasyczny. Max Mara to nie tylko jedna firma; tak naprawdę ten gigant pochodzący z niewielkiego miasteczka Reggio Emilia, posiada na własność 35 marek. Produkują także dodatki – buty, torebki, akcesoria, okulary i perfumy. Marka posiada siedem linii odzieżowych. Pierwsza – Max Mara, najbardziej wyrafinowa-

57


Max Mara Jesień / Zima 2017 - 2018

na i klasyczna, przeznaczona dla nowoczesnych i eleganckich kobiet. W ofercie znajdują się głównie jedwabne, kaszmirowe i wełniane ubrania. Tutaj najważniejszy jest tak zwany total look, gdzie wszystkie dodatki i elementy garderoby tworzą spójną całość. Linia nieco odważniejsza to Sportmax, z elementami bardziej modowymi i zgodnymi z obowiązującymi trendami. Jej odmianą jest Sportmax Code dla kobiet młodych, przebojowych i lubiących zabawę kolorem. ‘S Max Mara to kolekcja bogata w akcesoria, a główną rolę odgrywają tu skórzane wyroby. Najbardziej casualowa jest linia Weekend – dominują w niej uniwersalne i luźne kroje. Na specjalne okazje Max Mara przygotowała kolekcję Elegante, gdzie wśród strojów koktajlowych i przeznaczonych na wystawne przyjęcia czy śluby, każdy znajdzie coś dla siebie.

Gdańsku, Wrocławiu, Krakowie. A także w popularnych sklepach internetowych możemy dostać między innymi produkty z linii Max Mara Weekend. Wśród projektantów tworzących dla marki, najbardziej znani to między innymi: Karl Lagerfeld, Dolce & Gabbana, Emmanuelle Khanh, Proenza Schouler. Ale jak podkreślają właściciele firmy, to nie nazwiska pojedynczych osób tworzą Max Marę – najważniejszy jest zespół ludzi, którzy wspólnie pracują nad projektami, od początku ich powstania, po proces produkcji aż do kampanii marketingowej. Jednostki mają znaczenie, kiedy są wspierane przez inne jednostki.

Achille Maramotti znalazł się w 2005 roku na liście najbogatszych ludzi świata według Forbsa. Jego majątek został oszacowany na 2,1 biliona dolarów. Swoje biznesowe umiejętności szlifował nie tylko w branży modowej, ale także inwestując w sztukę i na giełdzie. Założyciel Max Mary zmarł Kobieta byłaby niepełna, gdyby nie dodatki. Max Mara Accesso- w 2005 roku, a obecnie pieczę nad firmą sprawują jego dwaj ries to wszelkie torebki, paski, zegarki i okulary, współtworzące synowie i córka. całość nowoczesnej, a zarazem klasycznej kobiety Max Mary. Sklepy tej firmy rozsiane są po całym świecie, również w Polsce cieszą się dużą popularnością. Sztandarowy butik Europy Środkowo–Wschodniej otwarto w Warszawie, przy ulicy Nowy Świat 5. Poza tym salony znajdują się m.in. w Katowicach,

58


JESIENNE TRENDY W SCC Metaliczne dodatki, kwiatowe wzory czy motyw kratki to tylko niektóre trendy w najnowszych kolekcjach.

występująca w letnich lookach, będzie zdecydowanie dominować w nadchodzącym sezonie. Projektanci radzą, aby zestawiać ją z czernią lub granatem albo postawić na dodatki w tym kolorze. Silnym trendem na jesień będą także wszechobecne geometryczne wzory, a w szczególności paski. Warto pamiętać również o naszywkach, aplikacjach i koszulkach z buntowniczymi napisami, które urozmaicą każdą – nawet codzienną – stylizację. Jak podkreślają specjaliści, w sferze dodatków nadal panuje moda na przepych. Absolutny must have to bogato zdobione torebki Ponad 50 znanych marek Na wybiegu zaprezentowana została moda casual, eleganc- pokryte srebrem i złotem. ka i high fashion. Swoje propozycje przedstawiło ponad 50 znanych marek, między innymi: Femestage Eva Minge, New Metamorfozy z Silesią Look, Lidia Kalita, Próchnik, Lancerto, Triumph, Loft 37, Pokazom towarzyszył także finał akcji „Metamorfozy z SileChantelle, Solar, Lavard, Pierre Cardin czy Orsay. sią”. Zgłoszenia były przyjmowane za pośrednictwem strony internetowej katowickiego centrum handlowego przez Najmodniejszy jesienny look! pierwsze dwa tygodnie września. Laureaci pod okiem zaDominującym odcieniem w jesiennych stylizacjach okazał wodowych stylistek: Katarzyny Salamon-Zatwarnickiej się kolor żółty, który pojawił się na marynarkach, bluz- oraz Anny Oramus przeszli przemianę wartą 1500 złotych. kach, swetrach i sukienkach. Barwa stosunkowo rzadko Efekty tych zmian zostały zaprezentowane na wybiegu. Podczas jesiennych pokazów mody, które odbyły się w katowickim centrum handlowym Silesia City Center, pod koniec września br., zaprezentowane zostały trendy na nadchodzący sezon, a także efekty akcji „Metamorfozy z Silesią”. Wydarzenie poprowadzili Paulina Krupińska – Miss Polonia 2012, znana z emitowanej na kanale TVN Style „Kliniki Urody” oraz Rafał Maślak – Mister Polski 2014 i juror w najnowszym programie Polsatu „Supermodelka Plus Size”.

59


W PUNKT TEKST

Aleksandra Pająk

Tej jesieni nie wybieramy barw ochronnych. Czas się wyróżnić! Gdy otoczenie robi się coraz bardziej szarobure, trzeba wprowadzić trochę życia. Najprostszy sposób? Ubiór w najmodniejszym kolorze sezonu – czerwieni.

Projektanci proponują pełną gamę możliwości – od wersji „ludowych” do futurystycznych. Skupmy się na tych bardziej eleganckich. Na dobry początek sukienka o długości midi – w propozycji Versace z rękawami imitującymi bolerko, u Givenchy ultranowoczesna z golfem i minimalistycznym, ale ozdobnym szwem. Z kolei u Prady króluje styl retro – sukienka jest wykończona falbaną. Victoria Beckham łączy czerwień sukienki z bordowymi szerokimi kozakami, a Jil Sander proponuje dwuczęściowy zestaw: golf z długą spódnicą – to idealna opcja na luźny wypad.

60

Płaszcze również nabierają teraz długości. Sięgający za kolana, dołem lekko rozkloszowany, a górą klasyczny z klapami to propozycja prosto z pokazu Jasona Wu. W kolekcji The Row jest on jeszcze dłuższy, choć prostszy, jego jedyną ozdobę stanowi szeroki skórzany pas. W tym sezonie czerwień wyróżnia się, jest zdecydowana, ale niewyzywająca. To idealne zastępstwo dla klasycznych zestawów w czerni. Spróbujecie?


61

Victoria Beckham Wiosna / Lato 2018


Autentyczny ład TEKST

Anna Wawrzyniak

ZDJĘCIA

Ippolito Fleitz Group

62


63


Podczas urządzania mieszkania duży nacisk kładziemy na to, aby wnętrze mówiło coś o nas samych. Zależy nam na tym, by pokazywało nasz status, zainteresowania, hobby, to, co jest dla nas ważne... Wielu ludzi pokochało minimalizm, część patrzy na aktualne trendy, inni stawiają na indywidualność lub wygodę... Są również i tacy, którzy idą całkowicie pod prąd wszelkim normom, stylom i panującym modom... Oryginalność to cecha doskonale opisująca pewne mieszkanie w Stuttgarcie; jego właścicielami są architekt i projektant tkanin. Mieszkanie, a raczej 300 metrowy apartament znajduje się w jednym z zabytkowych budynków z okresu wilhelmińskiego, sprzed I wojny światowej. Zapewniło to dobrą bazę w postaci oryginalnej stolarki okienno-drzwiowej, parkietów oraz specyficznego, amfiladowego układu pomieszczeń. Przy pomocy austriackiego architekta Ippolita Fleitza stworzono nową opowieść dla tego historycznego miejsca. Nagromadzenie różnych obiektów, kolorów, faktur i materiałów na pierwszy rzut oka może stwarzać wrażenie przypadkowości. Właściciele przez lata kolekcjonowali przedmioty ze swoich licznych podróży, a także z miłości do dobrego dizajnu i drogich sprzętów. Każdy element jest istotnym składnikiem tej układanki, tworzącej klimat jak na najprawdziwszym targu rozmaitości.

64


65


66


Po wejściu do środka znajdujemy się w ciemnoszarym holu, w którym widzimy rzeźby, wspaniałe lampy, unikaty, takie jak… sztuczna głowa nosorożca, podniszczona hiszpańska ława, czy stare przyrządy gimnastyczne. Trudno nie zauważyć, że właściciele są pasjonatami historii i szperania na pchlich targach Bibeloty wypełniają każdy centymetr wolnej przestrzeni.

67


68


Na szczególną uwagę zasługują tutaj także elementy drewniane wyposażenia. W przedpokoju podłoga to klasyczny parkiet dębowy, układany w jodełkę, pokryty ciemnobrązową bejcą. Duże wrażenie robią również dekorowane framugi drzwiowe, pomalowane na biało. W każdym pokoju można znaleźć coś niepowtarzalnego. Salonik z krętymi schodami został wyłożony modną tapetą z motywem roślinnym. Liście palmy, fantazyjna rzeźba konia, inspirowana podwodnym światem firanka, czy retro lampy z firmy Flos doskonale miksują się w tym wnętrzu, przywołując klimat z amerykańskich lat 60., kiedy nie obawiano się eksperymentowania z kolorami i fakturami. Właściwy salon z pudrowo-błękitnymi ścianami kusi olbrzymią kanapą, uznawaną za jeden z prawdziwych klasyków dizajnu. Może nie zachwyca swoją urodą, ale jest niesłychanie pojemna i wygodna. Dom bez książki, to jak człowiek bez duszy. Książki – przyjaciółki człowieka zasługują na specjalne miejsce, tutaj znalazły je na długim hebanowym regale, który znajduje się w prywatnej części domu. W otoczeniu dobrej literatury i zapachu drewna odpoczywa się od codziennego zgiełku i pośpiechu. Zdjęcia z tego mieszkania na pewno mogą posłużyć jako lookbook, inspiracja do aranżacji nie jednego, ale wielu mieszkań.


Prawdziwy design TEKST

Angelika Gromotka

Dla mnie prawdziwy design to taki … pochodzący z serca. Piękny, wrażliwy, funkcjonalny. Cieszę się, że w Polsce cały czas powstają marki, w których myśli się tak samo i tworzy przedmioty z duszą.

70


Mleko Living fot: Michaela Metesovรก, styling: Magdalena Zielasko

71


72


Odpowiedź na pytanie co jest „prawdziwe”, zahacza o filozofię i nie należy do najłatwiejszych. Jeśli myślimy o designie w kategoriach piękna i funkcjonalności, to funkcjonalność możemy obiektywnie zmierzyć. Z pięknem już trochę trudniej – każdy ma swoje ideały, a o „gustach się nie dyskutuje”. Jak więc zdefiniować tę prawdziwość? W designie oznacza ona dla mnie wrażliwość, z jaką rzeczy zostały zaprojektowane. Wyobraźcie sobie idealny materiał, kształt, kolor, dopieszczone szczegóły…Nie wiem skąd to mam, ale wrażliwość w przedmiocie wyczuwam na kilometr. Poznajcie najnowsze perełki w nurcie slow design, które zaspokoiły ostatnio moje gusta. Każda trochę inna, każda wyjątkowa.

Mleko Living fot: Michaela Metesová, styling: Magdalena Zielasko

Z miłości do prostoty Mleko Living Po pierwsze, zakochałam się we wdzięcznej nazwie. Mleko na ogół kojarzy się przecież z czymś dobrym, ciepłym, domowym, życiodajnym, z kakao na dobranoc i niezmąconą radością. Wszystkim, czego człowiek potrzebuje od początku, a zarazem niczym więcej. Taka jest też filozofia Mleko Living - minimalizm, który daje przestrzeń dla codziennych, prostych przyjemności. Markę stworzyli w Krakowie Katarzyna Gołuszka i Michał Załuski, a ceramika powstaje w jednym ze śląskich, tradycyjnych zakładów produkcyjnych. W kolekcji znajdziemy funkcjonalne przedmioty codziennego użytku w 4 opcjach wykończenia. Moje serce podbiła wersja matowa, bo nie tylko ładnie wygląda, ale też jest przyjemna w dotyku i rzadko spotykana. Twórcy firmy nie zapomnieli także o wielbicielach papieru – oferują plakaty, gustowne planery i „przepisownik”, czyli zeszyt do notowania przepisów kuchennych. Tradycja łączy się z nowoczesnością, piękno z funkcjonalnością. Nic dodać, nic ująć. mlekoliving.com

73


Hadaki fot. Magdalena Kucharska, styling: Magdalena Kucharska

74


Z miłości do kamionki Hadaki Hadaki to małe studio ceramiczne z Poznania, założone przez Magdalenę Kucharską; z urokliwą pracownią i pasją do dopieszczonych form. Wśród wyrobów marki znajduje się spory wybór naczyń, pojemników i wazonów, a nawet zabawnych stworków. Moim faworytem jest kamionkowa kolekcja basic. Ma ciekawą fakturę i paletę kolorów. Wyjątkowo urzekają mnie subtelne dzióbki dzbanków, które dobrze wyglądają też jako wazony. Co ciekawe, posiadają one z jednej strony wytłoczoną nazwę i choć nie przepadam za widocznym znakowaniem, przyznaję, że tutaj bardzo fajnie to wygląda i przyjemnie się tego dotyka. Właśnie, jeśli lubicie dotykać przedmiotów, powinniście zwrócić uwagę także na charakterystyczne wazony cacti z wypustkami. Ale frajda! hadaki.co

75


Hadaki fot. Magdalena Kucharska, styling: Magdalena Kucharska

Wydaje się, że obydwie marki powstały z pasji i marzeń, a ich właściciele pozostawili w nich kawałeczek siebie. Tak to czuję, widzę, odbieram. I to jest dla mnie prawdziwe. I piękne. Jak każde zrealizowane marzenie. Bądźmy dumni z rzemieślniczych korzeni, produktów handmade i cieszącego się coraz większą popularnością trendu slow design. Wspierajmy takie polskie biznesy … bo z nich rośnie prawdziwa radość życia.

76


prezentuje

Film o najlepszej restauracji świata oraz jej twórcy, René Redzepim Reżyseria: Pierre Deschamps

06.10.2017 godz. 18.00 pokaz filmu+ dyskusja z udziałem gości specjalnych Pszczyńskie Centrum Kultury godz. 20:00 Kolacja inspirowana filmem w restauracji Wodna Wieża Bilety oraz więcej informacji: Restauracja Wodna Wieża - tel. 781 040 000 / rezerwacja@wodnawieza.pl Pszczyńskie Centrum Kultury - tel. 32 210 45 51 / www.pckul.pl PRODUKCJA:

DYSTRYBUCJA:

ORGANIZATOR:

MECENAS:

PARTNERZY:

PARTNER WYDARZENIA:


JESIEŃ

NOWE KOLEKCJE W MIEŚCIE MODY

Jesienne modowe trendy w salonach Silesia City Center Sprawdź ofertę na www.silesiacitycenter.com.pl Insta

Skorzystaj z naszej aplikacji mobilnej!

Silesia City Center ul. Chorzowska 107, Katowice


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.