3 minute read
Wpływ mikrodecyzji na przypadkowość ludzkiego życia
tekst: oliwier stanowski ilustracje: julia rybska
To morze porusza falę, czy jednak fala porusza morze?
Advertisement
Decyzje. Podejmujesz je cały czas, nawet w tym momencie. Zadecydował_ś, żeby przeczytać to zdanie. Równie dobrze możesz przestać, nic cię nie powstrzymuje poza twoją własną wolą. Jednak skoro już dalej czytasz, chciałbym się pochylić nad wpływem bardzo małych decyzji, chociażby takich, jak wcześniej opisana decyzja o czytaniu dalej, na przypadkowość w ludzkim życiu. Mogłoby się wydawać, że największym znaczeniem cechują się decyzje podejmowane w przełomowych momentach życia, chociażby takich, jak określenie dalszej ścieżki po ukończeniu szkoły. Jednak prawda jest taka, że życie jest kształtowane przez ogół wszystkich podjętych wyborów, a w szczególności tych trywialnych, pozornie pozbawionych znaczenia. Pospolitość tych drobnych decyzji, ich wszechobecność, jest w stanie zamglić ich prawdziwe znaczenie, które można dostrzec dopiero, jeżeli przyjrzy się im z bliska.
Funkcjonując w schemacie dnia, można się złapać na tym, że spora część wykonywanych czynności jest jakby „zautomatyzowana”. Ciężko się w sumie dziwić. Wstając rano, ubierając się i myjąc zęby, nie myśli się o tym wszystkim za dużo. Ciągła powtarzalność sprawiła, że konkretne czynności przeszły pod warstwę świadomości i myślami w tym czasie jest się zwykle gdzie indziej. To samo dzieje się na przykład, kiedy idziemy na uczelnię. Czy zdarzyło ci się jednak kiedykolwiek zmienić drogę (jaką zwykle chodzisz) bez wyraźnego powodu? Czy przeszedł ci przez głowę pomysł, że dokonując drobnego odstępstwa od normy, być może nadarzy ci się jakaś niespodziewana okazja? Myślę, że większość z nas odpowiedziałaby na te dwa pytania twierdząco. Nie ma osoby, która przynajmniej raz nie spróbowałaby ogarnąć wyobraźnią tego, co dzieje się w tych wszystkich miejscach, w których akurat nie możemy być. Ogrom wydarzeń rozgrywających się niezależnie, wszystkie rozmowy i ludzie, których nie będzie dane spotkać. Nie da się tego okiełznać, nawet posiadając bardzo bujną wyobraźnię. Jednak to, na co można mieć wpływ to własny wybór. Nic nie jest w stanie ulec zmianie, jeżeli jest się w ciągłym zastoju. Okazja może nadarzyć się tam, gdzie odrobina szczęścia przetnie się z „wcześniejszym przygotowaniem”. Co to właściwie znaczy? Znaczy to tyle, że do zmiany potrzeba własnego wkładu, któremu z reguły wystarczy sama świadomość istotności małej decyzji. Taka świadomość musi jednak w pewnym momencie pójść w parze z małym uśmiechem ze strony losu.
Świetnie obrazującym to przykładem mógłby być sam mój początek w BIS-ie. To nie tak, że słyszałem o kwartalniku wcześniej. Jeszcze kilka miesięcy temu nie miałem w sobie nawet aspiracji do pisania tekstów, szczególnie takich, które miałyby zostać opublikowane i posłane w świat. Wszystko zaczęło się jednak pewnego październikowego popołudnia. Byłem w drodze do budynku wydziału i miałem jeszcze paręnaście minut w zapasie do wykładu. Tak się złożyło, że na ten dzień przypadły Targi Organizacji Studenckich AGH. Nie miałem nadziei znaleźć akurat czegoś konkretnego, raczej chodziło o rozeznanie się w przekroju tematów, jakimi takie koła się zajmują. Liczyłem na coś, co mogłoby się pokryć z moim dawnym zainteresowaniem małymi układami elektrycznymi. Chodziłem między stanowiskami, próbując połączyć uważne przyglądanie się przygotowanym wystawom z ciągłym spoglądaniem na tarczę zegarka, bojąc się utraty kontroli nad upływającym czasem. Kiedy zorientowałem się, że zostały mi już tylko minuty do początku zajęć, skierowałem się od razu w stronę wyjścia. Jednak, na moje nieszczęście, zaczepiła mnie wtedy jakaś dziewczyna reprezentująca Centrum
Mediów. Mimo, że nie miałem za dużo czasu, zdecydowałem się poświęcić chwilę na wysłuchanie, co ma do powiedzenia. Wtedy właśnie dowiedziałem się o CM i tworzących go redakcjach. Jedną z nich był BIS, a konkretniej: zawierający się w nim dział dziennikarski. Choć nigdy wcześniej nie robiłem niczego poważniejszego w tej dziedzinie, to podjąłem w tamtym momencie impulsywną decyzję, aby dać sobie szansę. Po powrocie z zajęć napisałem zgłoszenie rekrutacyjne, przyjęli mnie i tak, jakiś czas później, czytasz ten tekst. Tak więc jestem w stanie przyznać, że cały mój początek w BIS-ie jest uwarunkowany przypadkiem, wypadkową małych czynników i wyborów układających się w jedno istotne wydarzenie. Co, gdybym tamtego dnia wyszedł z akademika pięć minut później albo gdybym nie zdecydował się nawet przechodzić przez targi? Nie wiem i, szczerze mówiąc, uważam takie rozmyślania za bezsensowne. Mam raczej na myśli to, że patrząc wstecz, równie dobrze mógłbym robić teraz zupełnie co innego, jednak zawdzięczam przypadkowi fakt zajmowania się pisaniem. Czy, koniec końców, decyzja o rekrutacji do działu dziennikarskiego „całkowicie zmieniła moje życie”? Zdecydowanie nie. Jednak trochę je odmieniła i odsłoniła ścieżki, o których wcześniej nawet bym nie pomyślał.
Mała decyzja, pozornie niemająca znaczenia, może, istotnie, prowadzić do następstw, których nie da się przewidzieć. Tak naprawdę każdy człowiek błądzi we mgle, nie mając nigdy nawet ułamka pewności co do tego, jak będzie wyglądać przyszłość. To, co, moim zdaniem, pomaga myśleć o przyszłości nie jak o chaotycznym kłębku możliwości, jest świadomość własnego wyboru. Choć drobna decyzja nie odwróci życia do góry nogami, to wzięcie pod uwagę jej znaczenia bardzo pomaga. Postrzeganie swojej pozycji jako ciągle zmieniającej się, niepewnej, niezależnej od własnej woli byłoby ogromnym ciężarem. Dlatego tak ważne jest właśnie ujrzenie siły stojącej za każdym pojedynczym wyborem.