Nadzieja na zbawienie. Chrześcijanin i życie wieczne

Page 1

NADZIEJA NA Giuseppe Forlai

ZBAWIENIE

CHRZEŚCIJANIN I ŻYCIE WIECZNE



Nadzieja na zbawienie



Giuseppe Forlai

Nadzieja na zbawienie Chrześcijanin i życie wieczne

Tłumaczenie Katarzyna Woźniak

Bratni Zew Wydawnictwo Franciszkanów


Tytuł oryginału: CERTISSIMA LUCE Il cristiano e la vita eterna ISBN 978-88-215-7352-1 Copyright © 2012 by EDIZIONI SAN PAOLO Piazza Soncino, 5 – 20092 Cinisello Balsamo (Milano)

Copyright wydania polskiego © 2013 by Wydawnictwo OO. Franciszkanów „Bratni Zew” spółka z o.o.

ISBN 978-83-7485-217-3 Wszelkie prawa zastrzeżone. Książka ani żadna jej część nie może być przedrukowywana, ani w jakikolwiek inny sposób reprodukowana czy powielana mechanicznie, fotooptycznie, zapisywana elektronicznie lub magnetycznie, ani odczytywana w środkach publicznego przekazu bez pisemnej zgody wydawcy. W sprawie zezwoleń należy się zwracać do wydawnictwa: „Bratni Zew” sp. z o.o., ul. Grodzka 54, 31-044 Kraków.

Zamówienia na książki można składać: Wydawnictwo OO. Franciszkanów „Bratni Zew” ul. Grodzka 54, 31-044 Kraków tel. 12 428 32 40, fax 12 428 32 41 www.bratnizew.pl

Adiustacja polonistyczna: Jolanta Kunowska

Imprimi potest: L.dz. 346/2013, Kraków, dnia 26.09. 2013 Jarosław Zachariasz OFMConv minister prowincjalny

WYDAWNICTWO OO. FRANCISZKANÓW „Bratni Zew” spółka z o.o. ul. Grodzka 54, 31-044 Kraków tel. 12 428 32 40, fax 12 428 32 41 www.bratnizew.pl


Spis treści Wstęp

....................................

7

I. Niespodziewana okazja . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 1. Wyobrażenia na temat śmierci . . . . . . . . . . 2. Nie ma dokąd uciec . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 3. Śmierć Chrystusa a moja śmierć . . . . . . . .

13 17 24 28

.

41

1. Prawda: myśleć o śmierci . . . . . . . . . . . . . . 2. Droga: dokonując wyborów pamiętać o śmierci . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 3. Życie: modlić się za śmierć . . . . . . . . . . . . .

44

III. Co dalej? . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 1. Dzieje duszy . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 2. Zmartwychwstanie ciała . . . . . . . . . . . . . . . 3. Czy rozsądnie jest wierzyć w zmartwychwstanie? . . . . . . . . . . . . . . . . .

63 66 77

IV. Nadzieja na zbawienie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 1. Dlaczego nie jesteśmy millenarystami . . . . 2. Chwała Żyjącego . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 3. Tryumf Światłości . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 4. Nowe stworzenie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

103 105 110 113 126

Zakończenie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

133

II. Rodzi się człowiek, któremu nie żal umierać

49 55

87



Wstęp

Starając się nadążyć za szaleńczym tempem życia codziennego, zbyt zaaferowani „główkowaniem”, jak dotrwać do wieczora, nie mamy czasu na myślenie perspektywiczne. Wyniki jednego z ostatnich badań opinii publicznej we Włoszech pokazują, że Włosi przestali brać udział w organizowanej od połowy lat pięćdziesiątych, słynnej loterii sylwestrowej. Wolą próbować szczęścia w „zdrapkach”, gdzie od razu można poznać wartość losu. Według komentatorów, którzy natychmiast wskazali przyczyny tego zjawiska, ludzie nie chcą czekać; chcą od razu poznać wynik, przekonać się, czy kupili zwycięski los. Świat się nam wymyka. Dobro też. Przestaliśmy wierzyć w „łut szczęścia” i unikamy ryzyka, żywiąc nadzieję, że nie przytrafi się nam żadne nieszczęście. Nie trzeba powtarzać, że dla człowieka kultury cybernetycznej istnieje tylko czas 7


teraźniejszy, mimo że nierealny, pozbawiony perspektywy piękna i nadziei. Na prezentyzm cierpi też życie duchowe faktycznie albo domniemanie wierzących: jakoby w relacji z Bogiem liczyły się wyłącznie chwilowe emocje/myśli. Przestaliśmy żyć w zgodzie z nieśpiesznym rytmem danym przez Boga, tracąc jednocześnie umiejętność prawdziwego rozeznawania. W konsekwencji popadamy w skrajności: podejmujemy decyzje pod wpływem chwili lub odwlekamy je w nieskończoność. W sferze wiary prezentyzm związany jest z brakiem zaangażowania i introwertyzmem: zastanawiamy się, czy warto się angażować, skoro nie wiemy, jakie są szanse powodzenia – jeśli nie wierzę w możliwość osiągnięcia komunii, nie ma sensu otwierać się na drugiego człowieka. Co gorsza, prezentyzm rodzi też potrzebę „błyszczenia” – skoro istnieje tylko teraźniejszość, musimy być wszędzie i za wszelką cenę. Jednak, by obecność stała się znacząca, potrzeba czasu: trzeba być/zatrzymać się. Dlatego, żyjemy nie pozostawiając po sobie śladu. Gdyby mi kazano wskazać czynnik zagrażający edukacji, byłaby nim potrzeba natychmiastowego zbierania owoców. Prezentyzm zatrzymuje każdy proces rozwoju. Świat na nikogo nie czeka; wierzący w duchu prezentyzmu stracili nadzieję i nie potrafią wychowywać. Sytuacja we wspólnocie eklezjalnej 8


wcale nie jest dużo lepsza: niesiony na fali wielkich wydarzeń (uroczystości, rocznic) Kościół zdaje się zapomniał o tym, by w uważnej lekturze Słowa pytać Boga o przyszłość. Nadzieję, która rodzi się wyłącznie z posłuszeństwa podpowiedziom Ojca, zagłusza potok „ludzkich” słów (nie ma znaczenia, że dobiegają z Kościoła). Starając się za wszelką cenę wcielić w życie niewiarygodne slogany, mnożymy wypowiedzi (i spotkania!), obnażając brak wiary u ludzi, którzy nie potrafią zrezygnować z „pilnych spraw” i skoncentrować się na tym, co naprawdę ważne. „Pilne sprawy” są ludzkie, „naprawdę ważne” – Boskie, dlatego zazwyczaj wybieramy dobrze nam znane schematy. Nie potrafimy z nadzieją podejmować wyzwania przyszłości. Co prawda nie mamy na nią wpływu, ale jedno jest pewne – przyniesie ona wierzącym „pełnię łaski”, która zaspokoi ich potrzeby lepiej niż niejeden slogan. Drogi Czytelniku, książka, którą trzymasz w ręku jest rezultatem rozmów na temat zmartwychwstania Jezusa z moim kierownikiem duchowym, jezuitą Danielem Libanorim. Zmartwychwstanie stanowi punkt graniczny na drodze nadziei: Mistrz przezwyciężył śmierć, a my, żyjąc w Nim na wzór św. Pawła, natychmiast zaczynamy cieszyć się pierwszymi owocami dobrego życia. W dużym uproszczeniu można powiedzieć, że tym 9


właśnie jest eschatologia: to dzień dzisiejszy przemieniony przez dawno zaistniałą przyszłość; to pokorne i potężne Królestwo, które na nowo rozkwita na pustyni wyniszczonej pod jarzmem życia, uciekającą chwilą i zachłyśnięciem się nicością. Zmartwychwstanie Jezusa jest fundamentem wszelkiej rzeczy. Chrzest, który włącza nas w Jego Mistyczne Ciało, otwiera przed nami inny wymiar nie wyrywając z naszej ziemskiej rzeczywistości. W dniu chrztu rozwinęliśmy żagle, by obrać kurs ku błogosławieństwu Królestwa Niebieskiego. Gdy decydujemy się podążać za Chrystusem, by żył w nas, teraźniejszość staje się czasem spotkania odkupionej przeszłości i rodzącej się przyszłości. Właśnie dlatego podążanie Jego śladami i eschatologia nierozerwalnie wiążą się ze sobą: uczeń musi zanurzyć się w wezwaniu „Przyjdź Królestwo Twoje”. Mówienie o rzeczach ostatecznych, gdy nie podąża się śladami Chrystusa, także jest trudne, ponieważ budowane nieustannie Królestwo Boże zdobywają ludzie, którzy decydują się na szaleńczy gest przyjęcia swojego krzyża. Tylko człowiek, który wyrzeknie się wszystkiego dla Oblubieńca, będzie miał życie wieczne (por. Mt 19,29)1. O umiejętności połączenia tych dwóch 1

10

Wszystkie cytaty z Pisma Świętego w przekładzie polskim za Biblią Tysiąclecia, wyd. IV, Wydawnictwo Pallottinum, Poznań 1991. [przyp. tłum.].


aspektów mówi bardzo wyraźnie fragment Listu do Hebrajczyków (13,13-14), w którym Autor wzywa wierzących do opuszczenia bezpiecznego Miasta Świętego, by nie bojąc się hańby i prześladowań naśladowali Jezusa, który umarł w niesławie poza murami miasta. Rezygnacja z poczucia bezpieczeństwa wymaga odwagi i spokoju ducha, ponieważ „nie mamy tutaj trwałego miasta”. Niniejsza książka przeznaczona jest dla każdego. Mam nadzieję, że znajdzie ona uznanie wśród Czytelników, a zawarte w niej refleksje rozbudzą w sercach tęsknotę za Królestwem Ojca głoszonym przez Chrystusa: mimo że jest ono dla nas jeszcze niedostępne, już dziś możemy intuicyjnie uchwycić jego naturę w pełnej pokory nadziei na zbawienie.



I.

Niespodziewana okazja

Jeden ze współbraci, który zmarł na zawał serca w wieku czterdziestu pięciu lat, zawsze powtarzał dwie rzeczy, które zapadły mi w pamięć na całe lata i wyryły się w sercu: mówił, że najpierw odkrył, że „jest marnością”, następnie zaś zrozumiał, że dotyczy to wszystkich otaczających go ludzi. Koniec końców jego serce intuicyjnie pojęło, że „tylko Bóg jest wszystkim”. Inny współbrat, który zmarł na raka w stosunkowo młodym wieku, głosząc kazania często wykonywał gest wzbudzający powszechną ciekawość, uśmiechając się przy tym ironicznie, a mianowicie kładł dłoń na potylicy i głaszcząc się po włosach mówił: „Kiedyś zupełnie wyłysiejesz”. Pewnego dnia, po naszej zamyślonej i zatroskanej głowie pozostaną tylko nagie kości. Żaden z nich nie był w najmniejszym stopniu skłonny do makabrycznych żartów ani też smutny. Wręcz przeciwnie. Pogodzili się jednak z banalnym 13


i naturalnym faktem nieuchronności śmierci i nie było w tym ani odrobiny smutku czy cynizmu. Śmierć jest faktem. Zamiast udawać, że jest inaczej, lepiej się z nią zaprzyjaźnić i przyjąć od niej dwie pocieszające prawdy. Po pierwsze: każdy z nas, poza Bogiem, „jest marnością”; po drugie: zadręczają nas kłamstwa własnego umysłu, który nie potrafi pogodzić się z prawdą. Odpuśćmy sobie. Moje osobiste ćwiczenie dobrej śmierci rozpoczęło się od tych dwóch banalnych, aczkolwiek niecodziennych obserwacji, uwiarygodnionych przedwczesną śmiercią wyżej wspomnianych współbraci. W naszej kulturze – w kulturze Zachodu – ani ateiści ani ludzie wierzący nie chcą rozmawiać o śmierci. Skwapliwie unika się jej w kazaniach, żeby „nie straszyć ludzi”, zapominając, że strach także pochodzi od Boga i jest szkodliwy tylko wówczas, gdy wynika z iluzji, a nie prawdziwego oglądu rzeczywistości. Osoby konsekrowane często bardzo boją się śmierci: ludzie, którzy powinni być „sakramentalnym znakiem” Raju bardzo często buntują się wobec niej. Nieumiejętność radzenia sobie ze śmiercią świadczy o źle przeżywanej czystości: osoba przeżywająca celibat jako duchowe macierzyństwo lub ojcostwo nie boi się śmierci. Ludzie, którzy zachowywali wstrzemięź14


liwość ciała, ale nie przekazywali innym Ducha, boją się pustki i „trzymają się stołków” nawet, gdy nie starcza im już na to sił. To samo można powiedzieć o świeckich, o małżeństwach. Byłem blisko starszych ludzi, którzy z niewyobrażalną godnością i czułością towarzyszyli swoim współmałżonkom w ostatnich chwilach. Można się na to zdobyć tylko wówczas, gdy rozsądnie kochaliśmy przez całe życie. Człowiek, który nie potrafi kochać pełnią miłości nie akceptuje śmierci innych i zadręcza się, być może wyczuwając, że nie dał z siebie wszystkiego, nie otworzył serca na oścież upośledzając zdrową i zbawienną umiejętność dawania. Miłość to nasza jedyna szansa… Gdy ludzie, których mogliśmy kochać odchodzą, czujemy, że odebrano nam okazję, która więcej się nie powtórzy. Może to zabrzmi dziwnie, ale śmierć się nie „przytrafia”, śmierci się uczymy. Oczywiście, nie znamy dnia ani godziny, ale ona nigdy nie przychodzi z zaskoczenia. Niezależnie od tego czy lekarze zdiagnozują u mnie śmiertelną chorobę czy zginę jutro w wypadku, wyjdę na spotkanie śmierci niosąc ze sobą całego siebie, całe moje życie, a w takiej chwili nie ma miejsca na improwizację. Jak trafnie napisał Molier: „Raz tylko się umiera, i to na czas tak długi” („Zwady Miłosne”, 5.4). Śmierć jest paradoksem, dlatego tak kurczowo trzyma się życia. Ludzie, którzy już trochę 15


przeżyli wiedzą, że życie to paradoks. Nie wiemy jaką śmiercią przyjdzie nam umrzeć, jednak możemy się na nią przygotować. Boimy się jej, mimo że trudno o coś równie naturalnego. Ostatni paradoks śmierci: staramy się przed nią uciec, a jednocześnie pragniemy jej. Zostaliśmy stworzeni jako istoty śmiertelne i w gruncie rzeczy pragniemy „umrzeć”, to znaczy „dopełnić” swojego istnienia, nadać mu sens przypieczętowując właściwe wybory i uwieczniając (niczym na fotografii) spokój tej chwili. W stwierdzeniu „to był wspaniały dzień” zawiera się pragnienie zatrzymania czasu, trwania poza nim, w harmonii obejmującej zmysły i duszę. „Zatrzymanie się”, by cieszyć się szczęściem, to właśnie śmierć. Nie bez kozery mówimy we Włoszech, że „wahanie oznacza śmierć”. Człowiek, który na chwilę przystanie, wpada w pułapkę. Gdybyśmy mogli żyć bez końca, życie zamieniłoby się w okrutny wyrok; przygnębiającą wegetację. Nie znalibyśmy radości, ponieważ odsuwalibyśmy w nieskończoność możliwość cieszenia się darami losu. Na tym właśnie polega ostatni, skandaliczny paradoks śmierci: z jednej strony uciekamy przed nią, z drugiej zaś pragniemy jej. Dobrze zrozumieli to święci, dzięki czemu mogli zmienić punkt widzenia, ponieważ pragnąc „końca” nauczyli się nie uciekać przed życiem. W gruncie rzeczy nie 16


musimy wiedzieć nic więcej. Ks. Jakub Alberione, założyciel Towarzystwa św. Pawła, mawiał, że kluczem do życia jest śmierć, otwierająca drzwi więzienia naszej spragnionej duszy, w którym sami się zamknęliśmy, i pozwalająca z zainteresowaniem i miłością żyć w miejscu, które wybrał dla nas Bóg.

1. Wyobrażenia na temat śmierci Śmierć uczy przede wszystkim szacunku dla minionych pokoleń. Nie mógłbym pisać o śmierci nie wspominając przynajmniej mimochodem o tych, którzy podejmowali ten temat przede mną. W książeczce tak skromnych rozmiarów nie wypada dokonywać zbyt szerokiego przeglądu wielu różnorodnych stanowisk filozoficznych, dlatego poprzestanę na przypomnieniu zasadniczych elementów stanowiska dwóch wybitnych filozofów – Epikura i Kierkegaarda. Moim celem nie jest ocena głoszonych przez nich poglądów, tylko zachęcenie Czytelników do refleksji i pokazanie, że myślenie o śmierci jest naturalne. Nie wyprzedzajmy jednak toku rozumowania. Zatrzymajmy się przede wszystkim przy Epikurze. Epikur zmarł w Atenach w 271 r. p.n.e. Był wybitnym filozofem, przedstawicielem naturalizmu, 17


często ignorowanym przez wierzących, którzy, niewiele wiedząc na temat rozumnego cynizmu i naturalizmu, zupełnie bezpodstawnie uważają go za libertyna ante litteram. Epikur chciał stworzyć filozofię prowadzącą do szczęścia, zdolną całkowicie wyzwolić człowieka spod władzy złudnych pragnień. Metaforą życia była dla niego uczta, podczas której możemy kolejno skosztować różnych specjałów. Prędzej czy później przyjdzie nam jednak opuścić przyjęcie, dlatego nie powinniśmy ani pościć ani się objadać, tylko mądrze i z umiarem próbować kolejnych dań – nie znając dnia ani godziny śmierci nieroztropnie byłoby cynicznie odmawiać sobie wszystkiego ani zbyt wcześnie nabawić się niestrawności. Przesłanie Epikura jest proste: aby dobrze przeżyć życie, nie wolno się łudzić, że dane nam będzie wieczne ucztowanie. Należy natomiast próbować wszystkiego, zostawiając sobie trochę miejsca na kolejne potrawy, które mogą pojawić się na stole. Epikur twierdzi (nie podając jednak żadnych uniwersalnych kryteriów rozeznania), że pełne korzystanie z dobrodziejstw nakrytego stołu wymaga od człowieka umiejętności odróżniania słusznych pragnień od złudzeń i szkodliwych zachcianek. Każdy z nas powinien mieć własną hierarchię wartości. Nie jest to jednak warunek wystarczający. Epikur wie, że nawet najbardziej 18


umiarkowanemu z ludzi spokojne ucztowanie mogą zakłócić zmartwienia i niepokoje. Największe z nich to strach przed bogami i zaświatami, śmiercią, cierpieniem fizycznym i niezrealizowaniem własnych marzeń. Wiadomo też, że Epikur uważał, że nie należy bać się śmierci, która – jako stan przeciwny życiu – nie może nas dotyczyć. Powstaliśmy w wyniku przypadkowego zderzenia atomów – wcześniej nie istnieliśmy ani nie cierpieliśmy. W godzinie śmierci, gdy atomy ponownie oddzielą się od siebie, przestaniemy istnieć, czyli nie przeżyjemy własnej śmierci. Trudno nam przystać na to proste rozumowanie Epikura, ponieważ niełatwo zaakceptować, że w chwili śmierci rozpłyniemy się w nicości. Owszem, można nie bać się śmierci, ale na samą myśl o nicości wzdrygamy się, zwłaszcza jeśli miałoby to oznaczać, że nigdy więcej nie spotkamy tych, których kochamy. Oczywiście, Epikur poświęca część swoich rozważań cierpieniu i bólowi. Odsuwając od siebie myśl o śmierci, przestajemy się jej bać, ale trudno nie bać się bólu. Także w tym przypadku Filozof podsuwa nam gotowe rozwiązanie. Twierdzi, że nie należy myśleć o bólu, ponieważ jeśli nie jest silny, trwa tylko chwilę i potrafimy go znieść, natomiast silny ból prowadzi szybko do śmierci i błyskawicznie mija. 19


Niniejsza książka przeznaczona jest dla każdego. – Wyobrażenia na temat śmierci; – Śmierć Chrystusa a moja śmierć; – Rodzi się człowiek, któremu nie żal umierać; – Prawda: myśleć o śmierci; – Droga: dokonując wyborów pamiętać o śmierci; – Życie: modlić się za śmierć; – Dzieje duszy; – Zmartwychwstanie ciała; – Nadzieja na zbawienie.

Bratni Zew Wydawnictwo Franciszkanów

Zapraszamy do księgarni internetowej: www.bratnizew.pl Patronat medialny: ISBN 978-83-7485-217-3


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.