Posłaniec ISSN 2391-7458
św. Antoniego z Padwy MAGAZYN FRANCISZKAŃSKI
Nr 1/2021
ROZMOWA Paweł Domagała
U św. Piotra
Jak się kocha, to nie oczekuje się tak dużo ROZMOWA ks. prof. Robert Woźniak
Kościół jest święty
Idź z Bogiem!
14,50 zł (w tym 8% VAT)
Św. Antoni buduje Kościół Boży
Kościół
FOT. PIXABAY.COM
Panie Jezu, który z tego świata wstępujesz do Ojca, w postaci naszego człowieczeństwa, abyś sznurem miłości pociągnął nas za sobą, nie ganił za grzechy, dał nam naśladować sprawiedliwość świętych i lękać się twego sądu, i byś wlał w nas Ducha prawdy, który by nauczył nas całej prawdy. św. Antoni z Padwy
2
Andrzej Zając OFMConv redaktor naczelny
I
mamy kolejny numer naszego pisma. Tym razem jego tematem przewodnim jest Kościół. Temat na czasie, gdyż w świecie, w którym żyjemy, w świecie różnorodnych przemian, kryzysów i pytań, rodzą się również wątpliwości i pytania o Kościół. W mediach słychać poważne słowa krytyki, słychać o skandalach, o wystąpieniach z Kościoła. Niejednokrotnie też można zauważyć, jak w usta Kościoła wkłada się własne przeświadczenia, z którymi Kościół nie ma nic wspólnego. Mówi się, że Kościół czegoś naucza, a w rzeczywistości, Kościół naucza inaczej. I jest niemało zamieszania. Czym więc jest Kościół? Po co nam Kościół? Teksty zawarte w tym numerze pomogą nam znaleźć odpowiedzi. Jak zawsze znajdziemy treści biblijne, katechetyczne, teologiczne, przybliżające tajemnicę Kościoła, pomagające zrozumieć jego istotę. Są inspirujące rozmowy, świadectwa i wydarzenia, które przekonują, jak wiele dobrego dzieje się w Kościele – przede wszystkim w życiu samych jego wyznawców. Przywołujemy też św. Antoniego z fragmentami jego kazań oraz przykład św. Franciszka, który doskonale odnalazł się w Kościele pełnym zawirowań. To on na początku swojej reguły zapisał zdanie: „Brat Franciszek przyrzeka posłuszeństwo i uszanowanie papieżowi Honoriuszowi i jego prawnym następcom, i Kościołowi Rzymskiemu”. Prośmy naszych świętych Patronów, św. Antoniego, św. Franciszka, św. Mak-
symiliana, aby swoim wstawiennictwem i braterską troską umacniali naszą wiarę, abyśmy lepiej jeszcze odnajdywali się w Kościele jak w domu. Pamiętajmy, że my sami jesteśmy posłańcami, bo jak apostołów, posyła nas Jezus. Usłyszmy i przyjmijmy za swoje słowa, które papież Benedykt XVI skierował do całej wielkiej rodziny franciszkańskiej: „Idźcie! Idźcie i kontynuujcie odbudowę domu Jezusa Chrystusa, którym jest Jego Kościół”, zawsze według zasady: „Jak Franciszek zaczynajcie zawsze od siebie samych. To my najpierw jesteśmy domem, który Bóg chce odbudować”. A św. Antoni, świadom trudności, niesprzyjających warunków, ataków czy oskarżeń, dopowiada: „Kto bowiem we wnętrzu serca z miłością przyjmuje wiarę Chrystusa, łatwo zwycięża to, cokolwiek napada z zewnątrz”. Wiemy przecież, że „zwycięstwem, które zwyciężyło świat, jest nasza wiara” (1J 5,4). Posłaniec św. Antoniego jest po to, aby przypominać o tym, co mówi Jezus, jak to przed wiekami w swoich kazaniach czynił nasz święty Patron z Padwy czy św. Franciszek z Asyżu (w końcu Antoni należał do zakonu, który założył Franciszek). W ten sposób możemy pomagać wierzyć innym, nie tylko głosząc Ewangelię, ale także tworząc i promując kulturę katolicką, która również w dzisiejszym świecie może ukazywać piękno wiary i piękno Kościoła. Niech dobre słowo się rozszerza, a dobry Bóg niech nas + błogosławi!
3
Spis treści Temat numeru: KOŚCIÓŁ ROZMOWA
Andrzej Zając OFMConv
Jak się kocha, to nie oczekuje się tak dużo . . . . . . . . . . . . . 8 MĄDROŚĆ EWANGELII
Piotr R. Gryziec OFMConv
Kościół – kiedy myślę… . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 18 PAPIEŻ FRANCISZEK
Wiara i piękno Kościoła . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 21 OKIEM TEOLOGA
ks. Robert J. Woźniak
Intymność z Bogiem . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 24 WIARA NA CO DZIEŃ
Jerzy Szyran OFMConv
Miłość Oblubieńca do oblubienicy . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 28
8 40
KATECHIZM KOŚCIOŁA KATOLICKIEGO
O Kościele . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 30 ŚWIĘTY ANTONI. KAZANIA
Św. Antoni z Padwy
Kościół w drodze . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 32 ŚWIĘTY FRANCISZEK FRA
Andrzej Za Zając OFMConv
W kościoł kościołach i w Kościele . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 34 TRÓJGŁOS FRANCISZKAŃSKI
E. Dymows Dymowski OFM, Z. Kijas OFMConv, W. Block OFMCap
Kościół . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 38 ROZMOWA
Andrzej Za Zając OFMConv
Kościół jest je święty . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 40
Styl życia ŚWIADKOWIE ŚWIADKO
Anna D Dąbrowska
Szczęśliwie nad wszystkim stoi Bóg... . . . . . . . . . . . 50 Szc Międzynarodowa Nagroda św. Rity dla Polki! . 53
Wydarzenia Z KRAJU I ZE ŚWIATA . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 54 ANTONIAŃSKIE . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 56
4
Styl życia DOBRE WZORCE
Piotr Bielenin OFMConv
Wenanty Katarzyniec oczami św. Maksymiliana . . . . . . . . 58 Leszek Moszczyński
Niezwykła podróż . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 62 DOBRE PRAKTYKI
Rafał M. Antoszczuk OFMConv
Sentymentalna podróż w przeszłość . . . . . . . . . . . . . . . . . . 66 PIĘKNI LUDZIE
Elwira Liegman
Przejść samego siebie. Męskość w drodze . . . . . . . . . . . . . 72
Misje Agnieszka Kozłowska
20-lecie franciszkańskich misji w Ugandzie . . . . . . . . . . . . . 76
Felieton Agnieszka Zaucha RM
Kościół przez dziurkę od klucza . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 79
Wielcy Polacy Katarzyna Gorgoń
Szymon Czechowicz . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 80
76
Nasze miejsca Piotr Bielenin OFMConv
U św. Piotra . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 86
Święty Antoni REFLEKSJE
Władysław Paulin Sotowski OFMConv
Św. Antoni buduje Kościół Boży . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 92 ŚLADY
Norbert M. Siwiński OFMConv
Herbarium Mariae: Maryjny zielnik św. Antoniego (2) Symbolika drzew . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 96
Liturgia Marcin Drąg OFMConv
Liturgia rodząca Kościół . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 100
Marzena Władowska CHR
Kościół Zmartwychwstałego Pana
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . 104
80 5
Kultura TRADYCJE
Katarzyna Gorgoń
Idź z Bogiem! . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 105 SZTUKA
Rafał Maria Antoszczuk OFMConv
Nieprzypadkowa dekoracja . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 110 KSIĄŻKI
Andrzej Zając OFMConv
Człowiek bliski i przyjazny . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 115 Ida Policht
Recenzje . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 116
105 110
Znajdź nas na www.facebook.com/Poslaniec.sw.Antoniego
Krok 1 K
W Wytnij blankiet z tej strony i wypełnij go, wpisując adres do wysyłki. Możesz też skorzystać z gotowych blankietów dostępnych w banku lub na poczcie. Koszt rocznej prenumeraty (2 numery) to 29 zł.
Krok 2 K
Wypełniony blankiet opłać na poczcie lub w dowolnie wybranym przez siebie banku/placówce przyjmującej opłaty bankowe. Można też dokonać opłaty przelewem internetowym.
Krok 3 K
N musisz przesyłać do redakcji dowodu wpłaty, ponieważ bank/poczta poinformują nas Nie o dokonanej wpłacie. Nie pobieramy żadnych dodatkowych opłat z tytułu prenumeraty, bo koszty wysyłki pokrywa redakcja.
Prosimy o podanie dokładnego adresu wysyłki! nazwa odbiorcy
numer rachunku odbiorcy
%5$71, =(: 6S ] R R
57 1020 2892 0000 5102 0689 2782
nazwa odbiorcy cd.
numer rachunku odbiorcy cd.
BRATNI ZEW 6S ] R R 3RVáDQLHF Ğw $QWRQLHJR ] 3DGZ\
ul ĩyáNLHZVNLHJR 14 31-539 KUDNyw NZRWD
]OHFHQLRGDZFD
PRENUMERATA „PRVáDĔFD Ğw $QWRQLHJR ] 3DGZ\´
3 1 - 5 3 9 KRAKÓW UL ĩÏàKIEWSKIEGO 14 nr rachunku odbiorcy
O N
5 7 1 0 2 0 2 8 9 2 0 0 0 0 5 1 0 2 0 6 8 9 2 7 8 2 ZDOXWD
W P * P L N
NZRWD
QXPHU UDFKXQNX QDGDZF\ SU]HOHZ NZRWD VáRZQLH ZSáDWD
RGFLQHN GOD EDQNX ]OHFHQLRGDZF\
odbiorca
3ROHFHQLH SU]HOHZX ZSáDWD JRWyZNRZD
DOWÓD/POKWITOWANIE DLA ZLECENIODAWCY
QD]ZD L DGUHV ]OHFHQLRGDZF\
QD]ZD L DGUHV ]OHFHQLRGDZF\ FG
W\WXáHP
3UHQXPHUDWD roczna
URF]QD NUDMRZD 2SáDWD VWHPSHO dzienny
2SáDWD
SLHF]Ċü GDWD SRGSLV \ ]OHFHQLRGDZF\
TEMAT NUMERU ▪ ROZMOWA ▪
Jak się kocha, to nie oczekuje się tak dużo
Rozmawiał: Andrzej Zając OFMConv
▪ ROZMOWA ▪ TEMAT NUMERU O życiu, Kościele, wartościach i dawaniu świadectwa opowiada Paweł Domagała, polski aktor i muzyk, mąż i ojciec dwóch córek.
FOT. ARCHIWUM PRYWATNE PAWŁA DOMAGAŁY
Ostatnio widzieliśmy się prawie dziesięć lat temu, dokładnie chyba osiem. Zdołał Pan wiele zrobić w tym czasie: małżeństwo, dwoje dzieci, trzy płyty, mnóstwo koncertów, nie mówiąc o rolach filmowych i teatralnych. Kiedy powstawała pierwsza płyta, nie było jakichś wielkich rokowań. Pan wierzył, że się uda? Nie było żadnych rokowań, po prostu spełnienie marzenia razem z Łukaszem Borowieckim, bo nas jest dwóch. Ja piszę te piosenki na gitarce, Łukasz aranżuje i składamy się na wszystko pół na pół. On mi totalnie zaufał, nie znaliśmy się wtedy. Nikt się nie spodziewał, że tak to pójdzie. Wydawca, Michał z Mystic Production, dał nam tak dobre warunki, że zadebiutowaliśmy. I okazało się, że była złota płyta i wylądowaliśmy na czwartym miejscu OLiS-u. Ja nawet wtedy nie wiedziałem, co to jest OLiS (chodzi o Oficjalną Listę Sprzedaży – wyjaśnienie redakcji), że istnieją takie rankingi. Myślę, że zadziałała taka praca u podstaw, bo długo z tym repertuarem koncertowałem sam z gitarą po różnych klubach, barach. Z koncertu na koncert coraz więcej osób przychodziło i pocztą pantoflową się to rozeszło. I wiem, że wiele osób czekało na tę płytę.
Z tego co wiem, mówiono Wam, że to nie jest muzyka dla szerokiego odbiorcy, a okazało się, że jest jednak spora grupa ludzi, którzy takiej muzyki z takimi tekstami chcą słuchać. Mam wrażenie, że ludzie po prostu chcą normalności, tęsknią za takimi piosenkami, które mówią o życiu, o codzienności. Też tak myślę. Uważam, że najlepszym sposobem dotarcia do ludzi jest po prostu szczerość, nie kalkulowanie, co się sprzeda. Staram się pisać o tym, co sam aktualnie przeżywam, takie mam założenie. W Polsce soft-pop nie był jakoś szczególnie popularny, ale ja się na takiej muzyce wychowałem, podobnie Łukasz. Trafiliśmy chyba w taką niszę, która czekała na nas. Bałem się długo przypiętej łatki, że to śpiewający aktor. Ale jak aktor wydaje płytę, to – niezależnie od gatunku – mówi się często, że to piosenka aktorska. My po prostu staramy się robić taką muzykę, jakiej sami byśmy z chęcią słuchali.
Wspomniałem wcześniej o codzienności. Czym dla Pana jest codzienność? Codzienność? Uważam, że nadzwyczajność jest ukryta właśnie w zwyczajnych, codziennych rzeczach. Patrząc Więc wiedział Pan po reakcjach, że z zewnątrz może się wydawać, że to co jest ciekawe, to ten blichtr, przygody, to się ludziom podoba. Tak, ale nie wiedziałem, jaki może być a moim zdaniem prawdziwa przygoda zasięg. Założyliśmy z Łukaszem, że jak jest w codziennym życiu. Na tym poletrzy tysiące płyt sprzedamy, to będzie ga wrażliwość, na dostrzeganiu piękna bardzo dobrze. w tym, co wydaje się zupełnie oczywiste. Jak w tytule autobiografii Lewisa „ZaA sprzedaliście? skoczony radością” bardzo lubię szukać Tej pierwszej płyty pięćdziesiąt parę piękna, zaskoczeń wzruszeń w codzientysięcy. nych zdarzeniach. Jak będziemy czekali
9
TEMAT NUMERU ▪ ROZMOWA ▪
Uważam, że nadzwyczajność jest ukryta właśnie w zwyczajnych, codziennych rzeczach. Na tym polega wrażliwość, na dostrzeganiu piękna w tym, co wydaje się zupełnie oczywiste. na coś wielkiego, że się wydarzy, to się nie wydarzy. A jak się damy się przekonać, że wkoło nas są wielkie rzeczy, to je dostrzeżemy. Życie dzieje się teraz… Trzeba sobie powiedzieć, co jest prawdziwe, a co jest nieprawdziwe. Taki przykład. Wracałem z koncertu, ludzie szaleli. Trzecia w nocy. Zuza usypia Basię, daje mi ją i mówi: Gwiazdą rocka już byłeś, a teraz ją uśpij. Biorę ją delikatnie na ręce. Patrzę na nią. I właśnie to bardziej mnie wzrusza niż dziesięciotysięczny tłum, który skanduje moje imię. Zresztą jeśli na tym świecie mam być jakoś nieśmiertelny, to tylko w pamięci bliskich, bo świat tak pędzi i tak się zmienia, że kariera i to wszystko jest chwilowe.
Czym według Pana charakteryzuje się człowiek dojrzały? Dojrzały jest człowiek, który bierze odpowiedzialność za swoje czyny, słowa, decyzje i zdaje sobie sprawę ze swoich mocnych i słabych stron. Nie traci czujności i nie porywa się na coś, o czym wie, że nie ma szans, że przegra, a z drugiej strony ma odwagę iść Wróćmy jednak do sprawy w coś, co jest trudne, ale wie, że ma obecności. Nawet przebój odpowiednie zasoby, aby sprostać wyzwaniu. Słyszy się, że ważne jest stanąć „Weź nie pytaj, weź się przytul” o obecności mówi. w prawdzie, ale każdy zazwyczaj chce Nie ukrywam, że to wszystko kręci potwierdzenia swojej prawdy. Bardzo się wokół mojej żony. Co do obecności, trudno jest usłyszeć prawdę, która jest to czasem przekonujemy się, że takie sa- niewygodna. mo bycie po prostu wystarczy. Często jest takie przekonanie, że trzeba oczeki- Nasze prawdy de facto są jedynie wać czegoś więcej. A ja widzę, że samo naszymi przeświadczeniami, a nie bycie, milczenie i ta pewność, że ktoś prawdą. To jest trudne, bo ludzie mają swojest i jest dla ciebie, w odpowiednim miejscu, na tej samej ścieżce wystar- je doświadczenia i wyciągają wnioski, cza. W relacji często mamy rozbuchane które nazywają prawdą. Osobiste dooczekiwania wobec drugiej osoby, a nie świadczenia nie są normą. Często też mamy ich wobec siebie. I fajnie jest to te prawdy są po prostu kłamstwem. Ale zmienić, bo jak się kocha, to nie ocze- niedobra jest prawda bez miłości. Możkuje się tak dużo. na komuś tak powiedzieć prawdę, że ona go zniszczy. O każdym można poTylko pogratulować. To dojrzała wiedzieć taką prawdę, że ona go pogrąży. forma miłości. Nie zawsze trzeba powiedzieć wszystko. Tak rozumiem miłość. Dużo jest pięknych haseł o miłości, również z Ewange- Idziemy dalej, nowy temat. lii. Ale warto się w nie zagłębić. W ostatnim czasie mamy do tracimy, bo jest wiele różnych rozproszeń. I chcę wrócić do tego momentu, w którym nie wiedziałem nic o świecie, ale miałem to pierwotne marzenie i za nim szedłem, bo czułem, że to jest moja droga. I o tym jest ta płyta. Powrót do miejsca, w którym wszystko jest proste i jasne.
Więc czym jest miłość? Miłość jest świadomą decyzją, która przechodzi w świadomą obecność. Z perspektywy mężczyzny chyba nie jest możliwe, żeby przejść przez życie i żeby inna kobieta mu się nie podobała. Ja nie wiem, jakie będę miał emocje za dwadzieścia lat, może akurat będę mógł być Ostatni album „Wracaj” jest dla zły na żonę. I wtedy jest po mnie, jeśli mnie wołaniem o obecność. Wraca nie będę pamiętał o decyzji. Ja podjąłem decyzję po rycersku i zawsze będę się po to, żeby być. Mój powrót to powrót do pierwot- się do niej odwoływał. Nawet w piosennego marzenia, od którego wszystko ce Popatrz na mnie odwołuję się do tego się zaczęło. Są takie miejsca i momen- pierwszego olśnienia, które mnie skłoty w życiu, że wiesz, że jesteś na swoim niło do tej decyzji. Dla mnie to jest taka miejscu. Z biegiem lat bardzo często to kotwica.
10
W relacji często mamy rozbuchane oczekiwania wobec drugiej osoby, a nie mamy ich wobec siebie. I fajnie jest to zmienić, bo jak się kocha, to nie oczekuje się tak dużo.
FOT. A. ZAJĄC
▪ ROZMOWA ▪ TEMAT NUMERU
11
TEMAT NUMERU ▪ ROZMOWA ▪
FOT. ARCHIWUM PRYWATNE PAWŁA DOMAGAŁY
czynienia z odejściami z Kościoła. Pan zostaje? Zostaję. Ale jestem antyklerykałem, bo w Kościele widzę za dużo klerykalizmu, źle rozumianej władzy, a za mało wiary, kerygmatu, i tego mi brakuje. Musi przyjść taki czas, że wiara będzie bardziej świadoma i świadectwo tych, którzy zostaną, da większe owoce niż tych, którzy nazywają się katolikami, a nie dają świadectwa. Największe
12
Największe zło, które mogę jako katolik zrobić dla mojego Kościoła, to deklarować publicznie, że jestem katolikiem i dawać jednocześnie zły przykład.
FOT. ARCHIWUM PRYWATNE PAWŁA DOMAGAŁY
▪ ROZMOWA ▪ TEMAT NUMERU
13
TEMAT NUMERU ▪ ROZMOWA ▪
Jakiego Kościoła by Pan chciał? Chciałbym Kościoła radykalnego w miłosierdziu. Kościoła, w którym każdy będzie czuł się bezpieczny, kochany, gdzie będzie mógł być najbliżej obrazu, na jaki stworzył go Pan Bóg. Miejsce pełne miłosierdzia i ostoi. Są zasady, i są niezmienne, bo to nie my je ustalaliśmy, ale wszystko jest wypełnione miłością. A co Pana drażni? Nie lubię takiej narracji wojennej, która się pojawia, że toczy się jakaś wojna. Owszem, ona toczy się w każdym z nas. Ale ta wojna już została wygrana. Jezus ją wygrał. Jesteśmy po stronie zwycięzców, jesteśmy zwycięzcami. Teraz Jezus idzie i mówi: W każdym momencie możecie przejść na moją stronę i tak samo będziecie zwycięzcami. Nieważne, że byliście dotąd po drugiej stronie, zapraszam was do mnie, możecie mieć udział w moim zwycięstwie. Za takim Kościołem tęsknię. Jezus jest miłosiernym Zwycięzcą. Nie dobija przegranych,
14
ale z całą miłością wciąż zaprasza ich do udziału w swoim zwycięstwie. Każdy ma swoją wrażliwość w wierze, stąd też są różne wrażliwości w Kościele i różne rozumienie tego, czym jest Kościół. Ja nie mówię, że to jest proste. Też przeszedłem pewną drogę. Też kiedyś byłem radykałem, radykałem w osądzaniu. Ale później zdałem sobie sprawę, że to jest jednak proste. Nie chodzi o radykalizm skierowany na drugą osobę, ale o radykalizm miłości. Ja mam radykalnie wymagać od siebie, bo na to mam wpływ. Wszędzie widzę zło, w drugim człowieku widzę grzech. Taki widzę Kościół. To ja chciałbym być taki, żeby każdy przy mnie czuł się kochany, bez względu na to, czy się z nim zgadzam, czy się nie zgadzam.
Jeśli żyje się w jakimś społeczeństwie, powinno się być jego częścią. Tym bardziej kapłan powinien chyba być częścią parafii, w której żyje. Taka zwykła ludzka empatia. A kapłanów, jakich by Pan chciał? Wypełnionych miłosierdziem, którzy nawracają przykładem miłości. Dawniej proboszcz to był król, mógł wszystko. Mówiąc brutalnie. Mnie też stać na bardzo dobre auto, ale wystarczy mi takie, jakie mam. Nie chcę rzucać się w oczy. Pamiętam, jak byłem na pewnym festiwalu, przyjechał jakiś młody chłopak
FOT. ARCHIWUM PRYWATNE PAWŁA DOMAGAŁY
zło, które mogę jako katolik zrobić dla mojego Kościoła, to deklarować publicznie, że jestem katolikiem i dawać jednocześnie zły przykład. Gdybym odszedł, na pewno mniej nerwów by mnie to wszystko kosztowało, jakiegoś cierpienia. Ale widzę głęboki sens Kościoła i nie wyobrażam sobie życia bez Eucharystii. Nawet od strony intelektualnej tu wszystko jest bardzo logiczne, i choć wiele jest różnych paradoksów, to właśnie w Kościele łączą mi się one w logiczną całość. Mimo że jestem antyklerykałem, to znam wspaniałych księży, z którymi się przyjaźnię, i też widzę ich cierpienie i często bezradność. Podoba mi się to, co się dzieje, i uważam, że jest to jakieś – paradoksalne, ale oczyszczające – działanie Ducha Świętego. Taka mocna terapia szokowa. Nagonka na Kościół sprawi, że motywacje pójścia do seminarium czy zakonu będą zupełnie inne niż były dziesięć czy dwadzieścia lat temu.
▪ ROZMOWA ▪ TEMAT NUMERU
TEMAT NUMERU ▪ ROZMOWA ▪ taką furą, jakaś beemka i to taka dresiarska, wysiadł z niej ten koleś, a potem okazało się, że to był ksiądz. Nie wytrzymałem i powiedziałem, że to jest skandal. To było niewielkie miasto, ludzie ledwo żyją, ja rozumiem, że ktoś ma bogatych rodziców, ale tu chodzi o czystą empatię. Jeśli żyje się w jakimś społeczeństwie, powinno się być jego częścią. Tym bardziej kapłan powinien chyba być częścią parafii, w której żyje. Taka zwykła ludzka empatia. Zresztą nie chodzi tu tylko o kapłanów, chodzi o życiową postawę. Coś Panu powiem. Ma Pan coś ze św. Franciszka. Psa?
Pan jest introwertykiem. No i jak introwertyk czuje się na scenie? To jest trochę coś innego. To naprawdę jest taką metafizyczną przygodą, nawet duchową. Odczuwa się taką wspólnotę, przekazuję jakieś emocje, ludzie odbierają, wspólnie na siebie oddziałujemy. Scena jest taką oazą, na której mogę się otworzyć. Bardziej scena muzyczna niż teatralna.
taki niepozorny, niedoceniony, ale patrząc z dzisiejszej perspektywy, to kawał odwagi, po prostu mężczyzna.
Często wpadamy w pułapkę wzniosłości, opowiadając o świętych, abstrahując od realizmu zdarzeń z ich życia. Patrzymy chociażby na Józefa w świetle tego, co się wydarzyło później, że stał się opiekunem Jezusa, Ma Pan jakichś ulubionych świętych? Syna Bożego, Zbawiciela świata. Długo był to św. Ignacy Loyola. Du- A on przecież nie miał chowość ignacjańska mi odpowiadała. pojęcia, co to było za dziecko, A ostatnio bardzo lubię św. Józefa. Jest które bez jego udziału poczęła
Nie to miałem na myśli. Ma Pan w sobie niezwykłą prostotę i taką niepozorność, nie tworzy Pan wokół siebie aury wielkiego artysty, a przecież Pan nim jest. A kiedy podejdzie się bliżej, to można odkryć, że ma Pan mądrość życiową. Bardzo mi miło.
Jest Pan niezwykle refleksyjny. O, druga osoba mi to mówi w przeciągu miesiąca, że jestem refleksyjny. Niektórzy mówią „zamuł”, refleksyjny brzmi bardziej szlachetnie. Zawodowo jestem wielkim indywidualistą, ciężko mi się odnaleźć w grupie. Zresztą nigdy też nie należałem do żadnej wspólnoty, byłem raczej samotny, ale myślę, że nie istniejemy bez drugiego człowieka. Nawet pandemia to pokazała. Brakuje mi trochę ludzi. Nawet pójść, kupić sobie kawę i pogadać chwilę z panią, która kawę sprzedaje.
16
FOT. P. DOMAGAŁA
Gdybym był reżyserem i robił film o św. Franciszku, to zaproponowałbym Panu główną rolę… A skąd ma Pan tę mądrość życiową? Nie wiem. To kwestia środowiska. Jakoś dobrze mi się trafiało w życiu.
▪ ROZMOWA ▪ TEMAT NUMERU jego wybranka Maryja. Warto sobie zadać pytanie, jak ja bym się zachował, gdybym znalazł się w jego sytuacji, nie wiedząc tego, co już wiem dziś? To jest to, o czym mówiliśmy – zadziwienie. Pewne treści są wałkowane, stale się o nich słyszy, i stają się oczywiste. W ignacjańskiej duchowości podoba mi się właśnie to, że wchodzi się w daną sytuację, wyobraża się ją, i wtedy otwierają się nowe perspektywy. Aktorstwo w tym też pomaga, bo myśli się tak, jakby się budowało postać, którą się gra. Wtedy nie jest już takie oczywiste to, co dotąd takie się wydawało. Jan Paweł II w encyklice Fides et ra o pisał, że wiedza jako taka „bierze początek z zadziwienia, jakie budzi w nim kontemplacja tego, co stworzone”. A dalej, przestrzegając przed jakąś formą jałowości życia, stwierdził: „Bez zadziwienia człowiek popadłby w rutynę, przestałby się rozwijać i stopniowo stałby się niezdolny do życia naprawdę osobowego”. Tak. Dla mnie to jest bardzo ważne.
Panie Pawle, dziękując za inspirującą rozmowę, życzmy sobie, żebyśmy nigdy nie zgubili tego, co w życiu najważniejsze. Choć i wtedy św. Antoni okazuje się pomocny.
FOT. ARCHIWUM PRYWATNE PAWŁA DOMAGAŁY
A ze św. Antonim miał Pan kiedyś do czynienia? Jak coś zgubię.
17
Fra Angelico, San Marco, Florencja
Piotr R. Gryziec OFMConv biblista, nauczyciel akademicki, tłumacz, bloger
18
FOT. COMMONC.WIKIMEDIA.ORG
Kościół – kiedy myślę…
Kościół – kiedy myślę – wówczas staje mi przed oczyma Apostoł Paweł, kiedy pisze swój pierwszy list do… – nie, nie do Koryn an – on pisze list do „Kościoła Bożego, który jest w Koryncie”. Apostoł pisze list do chrześcijan mieszkających i spotykających się „w” Koryncie jako „Kościół Boga żyjącego” (por. 1Tm 3,15). To „w” jest tu bardzo istotne.
▪ MĄDROŚĆ EWANGELII ▪ TEMAT NUMERU Kościół Boży Dzisiaj powszechnie mówi się o Kościele krakowskim, Kościele toruńskim, wrocławskim, itd. Nawet biskupi tak mówią. Paweł nie posługuje się nigdy określeniem „Kościół koryncki”, ale „Kościół w Koryncie”. Kościół nie jest koryncki, krakowski, wrocławski czy lubelski. Kościół zawsze jest i będzie Boży i ten Boży Kościół żyje i rozwija się w Koryncie, w Krakowie, czy Wiedniu. Kościół należy do Boga, ponieważ On go „nabył własną krwią” (Dz 20,28). Kościół jest czymś całkowicie innym, niezależnym, nie jest częścią jakiejś większej społeczności – jest zawsze sobą, czyli Kościołem Bożym, Chrystusowym, nie należy do tego świata, chociaż jest na tym świecie, należy do innego wymiaru rzeczywistości, chociaż oddziaływuje na „ten świat”. Jest „zaczynem” innego świata na „tym świecie”, przedsmakiem Niebiańskiego Jeruzalem. Kościół, będąc na świecie, jest „poza” i „ponad” tym światem. Rola Boża Kościół – kiedy myślę – wówczas przypomina mi się, co napisał Apostoł Paweł do Kościoła Bożego w Koryncie: że jest on uprawną rolą Bożą (1Kor 3,9). Rola to grunt, na którym wyrastają rośliny, kwiaty, zboża. Rola to podstawa życia, które rośnie i rozwija się. Ale, aby na roli wyrosły rośliny, trzeba ją uprawiać: przede wszystkim nawadniać. Nie dopuścić, aby rola stała się pustynią. Kościół jest nawadniany wodą, która wypłynęła z boku Chrystusowego, kiedy został przebity, a dosłownie „otwarty” włócznią rzymskiego żołnierza (J 19,34). Jest to woda żywa, czyli Duch Święty, Dawca życia (por. J 7,39). Aby Kościół rozwijał się i wydawał plon, potrzebni są także ogrodnicy, którzy uprawiają rolę: sieją na niej ziarno słowa oraz troszczą się o to, aby to ziarno wzrastało. Kościół pozostaje jednak zawsze rolą Bożą, czyli rolą Boga. On jest właścicielem tej roli i On zapewnia wzrost (1Kor 3,7). Ci, którzy sieją, czy też sa-
dzą oraz podlewają, są pomocnikami, współpracownikami Boga (1Kor 3,9). Współpracownik nie działa na własną rękę, według własnych pomysłów, ale realizuje te zadania, które mu zlecił szef. Apostoł napisał wyraźnie: „Nic nie znaczy ten, który sadzi, ani ten, który podlewa, tylko Ten, który daje wzrost – Bóg” (1Kor 3,7). Sam Bóg się troszczy o rozwój swojego Kościoła, ale ponieważ Kościół ma także wymiar ziemski, materialny, dlatego potrzebuje współpracowników – ludzi. Sam Bóg powołuje i zatrudnia robotników na swoich niwach. A ci, niestety, nie zawsze potrafią albo chcą stanąć na wysokości zadania.
cej, On jest nie tylko fundamentem, ale i kamieniem węgielnym (1P 2,4-8), który spaja w jedno całą budowlę, który ją podtrzymuje, aby nie runęła. Ale w tej koncepcji Kościoła jest jeszcze coś nadzwyczajnego i niepojętego, o czym pisze Apostoł: wszyscy budują jedną świątynię Boga, ale zarazem każdy z budowniczych, czyli każdy z żywych kamieni, które ją tworzą, jest sam w sobie świątynią Ducha Świętego (1Kor 3,16). Tak więc świątynia Boga – Kościół – okazuje się świątynią świątyń. Bibliści mówią o tzw. „makroświątyni” (gr. makronaos), która składa się z wielu „mikroswiątyń” (gr. mikronaoi). Jest to budowla Boża, a jeśli Boża, to Budowla Boża jedyna w swoim rodzaju i niepodobna Kościół – kiedy myślę – pamiętam do żadnych innych: żywa i będąca nieo tym, że jest on nie tylko rolą Bożą, ale ustannie w budowie. także budowlą Bożą (1Kor 3,9), postawioną na fundamencie, którym jest Je- Ciało Boże zus Chrystus (3,11). Architektem tej wyKościół – kiedy myślę – to przypojątkowej duchowej budowli jest sam Bóg. mina mi się genialna metafora stwoWszyscy zatrudnieni na budowie muszą rzona przez Apostoła Pawła, którą posię dokładnie trzymać planu, który On sługuje się w liście skierowanym do wyrysował. Jest to budowla wyjątkowa, Kościoła w Koryncie: „Ciało Chrystusa” niezwykła, osobliwa i niepowtarzalna, (1Kor 12,12-27). Już nie rola, nie budowponieważ robotnicy zatrudnieni przy tej la, ale ciało, to znaczy organizm – skłabudowie są zarazem materiałem budow- dający się z wielu członków. Kościół
Kościół jest nawadniany wodą, która wypłynęła z boku Chrystusowego, kiedy został przebity, a dosłownie „otwarty” włócznią rzymskiego żołnierza. Jest to woda żywa, czyli Duch Święty, Dawca życia. lanym – żywymi kamieniami (1P 2,5). A zatem budowla Kościoła – nie mylić z budynkiem – jest żywą konstrukcją, organizmem, który funkcjonuje prawidłowo tylko wówczas, kiedy ma oparcie na fundamencie – Chrystusie. Co wię-
funkcjonuje na podobieństwo organizmu ludzkiego: każdy członek jest inny, każdy spełnia inne zadanie w tym wielofunkcyjnym duchowym organizmie, każdy ma swoje własne miejsce i jest odpowiedzialny za konkretne procesy
19
TEMAT NUMERU ▪ MĄDROŚĆ EWANGELII ▪ zachodzące w tymże Ciele. Ale najważniejsza jest zawsze Głowa, która kieruje wszystkimi członkami, koordynuje ich aktywność i sprawia, że całe Ciało właściwie funkcjonuje. Kościół, jak każdy żywy organizm, wzrasta, rozwija się, dojrzewa, wszystkie jego członki znajdują się w nieustannej interakcji, a także podporządkowują się impulsom płynącym z Głowy. Jak każdy żywy organizm, Kościół potrzebuje pokarmu. Są dwa rodzaje pokarmu: jeden pokarm to słowo Boże, drugi pokarm to Eucharystia. I tutaj znowu napotykamy na rzecz niebywałą: Kościół – Ciało Chrystusa, karmi się Ciałem Chrystusa – Eucharystią! Jest zatem Ciałem z Ciała! Genialne! Tylko Bóg mógł coś takiego wymyślić! Do prawidłowego i skutecznego funkcjonowania potrzebujemy nie tylko Głowy, także poszczególne członki potrzebują siebie nawzajem. Kościół – Ciało Chrystusa – jest wspólnotą i służy umacFOT. PIXABAY.COM
20
nianiu wspólnoty zarówno w wymiarze wertykalnym, jak i horyzontalnym.
Apokalipsy prezentuje Kościół chwalebny, czyli Kościół eschatologiczny jako Oblubienicę-Małżonkę Baranka. OpiMałżonka Boża suje jej niezwykłe piękno, wyjątkowy Kościół – kiedy myślę – staje mi przed splendor. Jest to relacja doskonała i pooczyma, znany ze Starego Testamentu, nadczasowa, do jakiej dopiero dążymy obraz relacji małżeńskiej. Prorocy czę- na tym świecie. sto posługiwali się metaforą małżeństwa: naród wybrany był przedstawiany jako Dom Boży Małżonka (w tradycyjnym tłumaczeniu: Kościół – kiedy myślę – pamięcią sięOblubienica) Boga. W Liście do Efezjan – gam do trzeciego rozdziału Pierwszego w kontekście wskazań dotyczących rela- Listu do Tymoteusza, gdzie autor biblijcji pomiędzy mężem a żoną – czytamy, ny nazywa go „domem Boga” (1Tm 3,15). że „Chrystus umiłował Kościół i wydał Dom w języku biblijnym oznacza przede
Jak każdy żywy organizm, Kościół potrzebuje pokarmu. Są dwa rodzaje pokarmu: jeden pokarm to słowo Boże, drugi pokarm to Eucharystia. za niego samego siebie, aby go uświęcić, oczyściwszy obmyciem wodą…” (Ef 5,25-26). Trzeba podkreślić, że w języku greckim (podobnie jak w łacinie i wielu językach współczesnych) Kościół (ekklesía) jest rodzaju żeńskiego. Dlatego figura małżeństwa pomiędzy Chrystusem a Kościołem jest jak najbardziej w tym przypadku adekwatna. Zarysowany w Liście do Efezjan obraz małżeństwa eksponuje przede wszystkim relację miłości i wierności ze strony Oblubieńca-Małżonka (Ef 5,25). Prorocy Starego Przymierza często podkreślali wierność Boga w tym przymierzu małżeńskim, punktując zarazem niewierność Małżonki. Wierność Chrystusa w Nowym Przymierzu jest zachętą i wzorem do naśladowania, wezwaniem do wzajemności. Tylko prawdziwa miłość może zagwarantować trwałość tego związku oraz doprowadzić do tego, aby Kościół osiągnął świętość także w wymiarze doczesnym (Ef 5,27). Autor
wszystkim rodzinę, tych, którzy mieszkają razem i których łączą więzy krwi. W domu mieszkają dzieci, bracia, siostry, bliscy. Kościół jest rodziną, w żyłach jej członków płynie Chrystusowa krew przymierza. Dom to szczególna atmosfera życzliwości, to poczucie bezpieczeństwa, to miejsce, do którego zawsze chętnie się wraca. Jest to „dom Boży” – ojcem tej rodziny jest Bóg. Jesteśmy rodzina Bożą, a Duch Święty woła w naszych sercach: „Abba, Ojcze!” (Ga 4,6; por. Rz 8,15). Kościół – kiedy myślę – zdaję sobie sprawę, jak niezwykle bogata to rzeczywistość. Nie da się jej opisać za pomocą prostych obrazów, podobieństw, figur. On zawsze jest czymś więcej, jest czymś „ponad”, jest misterium – tajemnicą obecności Boga w Chrystusie pośród swojego ludu. Jest ludzki i boski, doczesny i wieczny, grzeszny i święty, zawsze wymykający się naszym kategoriom, niepojęty, bo Boży.
▪ PAPIEŻ FRANCISZEK ▪ TEMAT NUMERU
Papież Franciszek
FOT. WIKIPEDIA.ORG
Wiara i piękno Kościoła Prezentujemy wybrane myśli papieża Franciszka pochodzące z Encykliki Lumen fidei (LF) o wierze oraz z Adhortacji apostolskiej Amoris lae a (AL) o miłości w rodzinie. Ich lektura przypomni o niezwykle ważnych i aktualnych treściach związanych z Kościołem.
Światło i język wiary Światło wiary: tym wyrażeniem tradycja Kościoła nazwała wielki dar przyniesiony przez Jezusa, który tak oto przedstawia się w Ewangelii św. Jana: „Ja przyszedłem na świat jako światłość, aby nikt, kto we Mnie wierzy, nie pozostawał w ciemności” (12,46) (LF 1). Przeszłość wiary, dzieło miłości Jezusa, które zrodziło w świecie nowe życie, dociera do nas w pamięci innych,
21
TEMAT NUMERU ▪ PAPIEŻ FRANCISZEK ▪ świadków, jest zachowane i żywe w tym jedynym podmiocie pamięci, jakim jest Kościół. Kościół jest Matką uczącą nas mówić językiem wiary. Św. Jan podkreślał ten aspekt w swojej Ewangelii, łącząc ze sobą wiarę i pamięć oraz wiążąc obie z działaniem Ducha Świętego, który – jak mówi Jezus – „przypomni wam wszystko” (J 14,26). Miłość, którą jest Duch i która trwa w Kościele, jednoczy ze sobą wszystkie epoki i czyni nas współczesnymi Jezusa, stając się tym samym naszym przewodnikiem na drodze wiary (LF 38).
Kościół jest Matką uczącą nas mówić językiem wiary. Vaticanum II był Soborem o wierze, ponieważ wezwał nas, byśmy w centrum naszego życia kościelnego i osobistego postawili prymat Boga w Chrystusie. Kościół nie zakłada bowiem nigdy wiary jako faktu oczywistego, lecz jest świadomy, że ten Boży dar trzeba karmić i umacniać, by nadal wskazywał mu drogę. Sobór Watykański II ukazał blask wiary w ludzkim doświadczeniu, przemierzając tym samym drogi współczesnego człowieka. W ten sposób stało się jasne, że wiara ubogaca ludzkie istnienie we wszystkich jego wymiarach (LF 6). Kiedy św. Paweł mówi chrześcijanom w Rzymie o jednym ciele, jakie wszyscy wierzący stanowią w Chrystusie, wzywa ich, by się nie chełpili; każdy powinien natomiast oceniać siebie « według miary, jaką Bóg każdemu w wierze wyznaczył » (Rz 12,3). Wierzący uczy się patrzeć na samego siebie, biorąc za punkt wyjścia wyznawaną wiarę. Postać Chrystusa jest zwierciadłem, w którym odkrywa własny obraz. Wiara zatem działa w chrześcijaninie, poczynając od przyjętego da-
22
ru, od Miłości, która przyciąga do Chrystusa (por. Ga 5,6) i czyni uczestnikami drogi Kościoła, pielgrzymującego do spełnienia. Dla przemienionego w ten sposób człowieka otwiera się nowy sposób widzenia, wiara staje się światłem dla jego oczu (LF 22). Kościół: wspólnota wiary 39. Nie można wierzyć samotnie. Wiara nie jest tylko indywidualnym wyborem dokonującym się we wnętrzu wierzącego, nie jest odizolowaną relacją między «ja» wiernego i «Ty» Boga, między autonomicznym podmiotem i Bogiem. Ze swej natury otwiera się ona na «my», wydarza się zawsze we wspólnocie Kościoła. 40. Jak każda rodzina, Kościół przekazuje swoim dzieciom to, co przechowuje w swojej pamięci. Jak sprawić, aby nic nie przepadło, lecz – przeciwnie – wszystko coraz bardziej się pogłębiało w dziedzictwie wiary? Właśnie dzięki Tradycji apostolskiej, przechowywanej w Kościele pod opieką Ducha Świętego, mamy żywy kontakt z początkową pamięcią. To, co zostało przekazane przez Apostołów – jak stwierdza Sobór Watykański II – „obejmuje wszystko, co pomaga Ludowi Bożemu prowadzić święte życie oraz przyczynia się do wzrostu jego wiary. W ten sposób Kościół w swojej doktrynie, w życiu i kulcie przedłuża i przekazuje wszystkim pokoleniom wszystko, czym jest i w co wierzy”. Wiara potrzebuje bowiem środowiska, w którym można o niej świadczyć i ją przekazywać, a winno być ono odpowiednie i proporcjonalne do tego, co się komunikuje. Do przekazania treści czysto doktrynalnej, pewnej idei, być może wystarczyłaby książka albo powtarzanie ustnego przesłania. Lecz tym, co przekazuje się w Kościele, tym, co przekazuje się w jego żywej Tradycji, jest nowe światło, rodzące się ze spotkania z Bogiem żywym, światło, które sięga centrum osoby, jej serca, angażując jej umysł, jej wolę oraz jej życie uczuciowe,
otwierając ją na żywe relacje w komunii z Bogiem i innymi ludźmi. Do przekazywania takiej pełni istnieje specjalny środek, obejmujący całą osobę, ciało i ducha, wnętrze oraz relacje. Tym środkiem są sakramenty, sprawowane w liturgii Kościoła. W nich przekazywana jest pamięć wcielona, związana z miejscami i okresami życia, zespolona ze wszystkimi zmysłami; osoba jest w nich włączona, jako członek żywego podmiotu, w tkankę relacji wspólnotowych. Dlatego, jeśli jest prawdą, że sakramenty są sakramentami wiary, to trzeba również powiedzieć, że wiara ma strukturę sakramentalną. Rozbudzenie wiary łączy się z rozbudzeniem nowego sakramentalnego sensu życia człowieka i egzystencji chrześcijańskiej, ukazując, że pierwiastek widzialny i pierwiastek materialny otwierają się na tajemnicę tego, co wieczne. Kościół i miłosierdzie Przykład Jezusa jest dla Kościoła paradygmatem. Rozpoczął On swoje życie publiczne od cudu w Kanie, dokonanego na przyjęciu weselnym (por. J 2,1-11). Dzielił codzienne chwile przyjaźni z rodziną Łazarza i jego sióstr (por. Łk 10,38) oraz z rodziną Piotra (por. Mt 8,14). Wysłuchał płaczu rodziców opłakujących śmierć swoich dzieci, przywracając je do życia (por. Mk 5,41; Łk 7,14-15) i ukazując w ten sposób prawdziwe znaczenie miłosierdzia, które pociąga za sobą odnowę Przymierza. Widać to wyraźnie w spotkaniach z Samarytanką (por. J 4,1-30) oraz z kobietą cudzołożną (por. J 8,1-11), w których postrzeganie grzechu rodzi się w obliczu bezinteresownej miłości Jezusa (AL 64). Dwie logiki spotykamy w całych dziejach Kościoła: usuwanie na margines i włączanie. Drogą Kościoła, począwszy od Soboru Jerozolimskiego, jest zawsze droga Jezusa: droga miłosierdzia i integracji. Drogą Kościoła jest niepotępianie nikogo na wieczność; ofiarowanie miłosierdzia Boga wszystkim
▪ PAPIEŻ FRANCISZEK ▪ TEMAT NUMERU ludziom, którzy szczerym sercem o to proszą. Prawdziwa miłość zawsze jest bowiem niezasłużona, bezwarunkowa i bezinteresowna! Dlatego trzeba unikać osądów, które nie uwzględniają złożoności różnych sytuacji i koniecznie zwracać uwagę na sposób, w jaki ludzie żyją i cierpią z powodu stanu, w jakim się znajdują (AL 296).
Misją Kościoła jest głoszenie miłosierdzia Boga, bijącego serca Ewangelii, aby w ten sposób dotrzeć do serca i umysłu każdego człowieka. „Misją Kościoła jest głoszenie miłosierdzia Boga, bijącego serca Ewangelii, aby w ten sposób dotrzeć do serca i umysłu każdego człowieka. Oblubienica Chrystusa przyswaja sobie postawę Syna Bożego, który wszystkim wychodzi naprzeciw, nie pomijając nikogo” (Misericordiae vultus, 12). Dobrze wie, że Jezus przedstawia się jako pasterz stu owiec, a nie dziewięćdziesięciu dziewięciu. Chce je wszystkie. Wychodząc z tej świadomości stanie się możliwe, że „do wszystkich, tak wierzących, jak i tych, którzy są daleko, dotrze balsam miłosierdzia jako znak królestwa Bożego, które jest już obecne pośród nas” (Misericordiae vultus, 5) (AL 309). Nie możemy zapomnieć, że „miłosierdzie to nie jest tylko działanie Ojca, lecz staje się kryterium pozwalającym zrozumieć, kim są Jego prawdziwe dzieci. Jesteśmy więc wezwani do życia mi-
łosierdziem, ponieważ to my najpierw doznaliśmy miłosierdzia” (Misericordiae vultus, 9). Nie jest to romantyczna propozycja lub słaba odpowiedź na miłość Boga, która zawsze pragnie promować ludzi, ponieważ „architrawem, na którym wspiera się życie Kościoła, jest miłosierdzie. Wszystko w działaniu duszpasterskim Kościoła powinno być przepojone czułością, z którą kieruje się do wiernych; w tym, co głosi i o czym daje świadectwo światu, nie może nigdy brakować miłosierdzia” (Misericordiae vultus, 10). To prawda, że czasami „zachowujemy się jak kontrolerzy łaski, a nie jak ci, którzy ją przekazują. Kościół jednak nie jest urzędem celnym, jest ojcowskim domem, gdzie jest miejsce dla każdego z jego trudnym życiem” (Evangelii gaudium, 47) (AL 310). Kościół i rodzina „Z serdeczną i głęboką radością Kościół spogląda na rodziny, które pozostają wierne nauczaniu Ewangelii, dziękując im i zachęcając do dawania świadectwa. Dzięki nim faktycznie zyskuje wiarygodność piękno małżeństwa nierozerwalnego i wiernego na zawsze. W rodzinie, którą można niejako nazwać „Kościołem domowym” (Lumen gentium, 11), dojrzewa pierwsze eklezjalne doświadczenie komunii między osobami, w której odzwierciedla się, dzięki łasce, tajemnica Trójcy Świętej. „To tutaj uczymy się wytrwałości i radości pracy, miłości braterskiej, wielkodusznego przebaczania, nawet wielokrotnego, a zwłaszcza oddawania czci Bogu przez modlitwę i ofiarę ze swego życia” (Katechizm Kościoła Katolickiego, 1657) (AL 86). Kościół jest rodziną rodzin, stale wzbogacającą życie wszystkich kościołów domowych. W związku z tym, na mocy sakramentu małżeństwa każda rodzina staje się dobrem dla Kościoła, ze wszystkimi tego skutkami. W tej perspektywie z pewnością cennym darem dla Kościoła będzie dzisiaj rozważe-
nie wzajemnego oddziaływania rodziny i Kościoła: Kościół jest dobrem dla rodziny, rodzina jest dobrem dla Kościoła. Strzeżenie sakramentalnego daru Pana spoczywa nie tylko na pojedynczej rodzinie, ale także na całej wspólnocie chrześcijańskiej (AL 87).
Kościół jest dobrem dla rodziny, rodzina jest dobrem dla Kościoła. Miłość przeżywana w rodzinach jest nieustanną mocą dla życia Kościoła. Miłość przeżywana w rodzinach jest nieustanną mocą dla życia Kościoła. Cel jednoczący małżeństwa jest nieustannym wezwaniem do rozwijania i pogłębienia tej miłości. Zjednoczeni w miłości małżonkowie doświadczają piękna ojcostwa i macierzyństwa; dzielą między sobą plany i trudy, pragnienia i zmartwienia; uczą się wzajemnej troski i wzajemnego przebaczenia. W tej miłości świętują swe chwile szczęśliwe i wspierają się w trudnych przejściach dziejów swego życia. Piękno wzajemnego daru jest bezinteresowne, radość z powodu rodzącego się życia i pełna miłości opieka wszystkich członków rodziny, od małych dzieci do starców, to tylko niektóre z owoców, które czynią wyjątkową i niezastąpioną odpowiedź na powołanie rodziny, zarówno dla Kościoła jak i dla całego społeczeństwa. (AL 88). Źródło: vatican.va
23
TEMAT NUMERU ▪ OKIEM TEOLOGA ▪
Intymność z Bogiem ks. Robert J. Woźniak
Tradycję franciszkańską cechuje wielka miłość do Kościoła. Franciszek bardzo zachęcał swoich braci, aby kochali Kościół, miłością otaczali kapłanów i szanowali kościoły. To zaskakujące, szczególnie jeśli zdamy sobie sprawę, że Kościół epoki Franciszka nie był idealny. Czy trzeba wierzyć w Kościół? Święty z Asyżu znał słabości wspólnoty wierzących swoich czasów. Pomimo tego, nie wzywał do porzucenia Kościoła, nie szkicował niezliczonych planów reform. Jego miłość do Kościoła i wszystkich jego aspektów nie oznaczała naiwności i ślepoty na problemy, ale była wyrazem wiary w Boga, który Kościół zakłada i który go nieustannie podtrzymuje w istnieniu, uświęca i prowadzi cierpliwie do doskonałości, aby wzrastał aż do „miary według pełni Chrystusa”. Postawa Franciszka jest wyrazem jego osobistej wiary w Boga. Właściwie rzecz ujmując, nie wierzymy w Kościół. Wierzymy natomiast w Trójcę Świętą, w Ojca, Syna i Ducha Świętego. W naszym niedzielnym wyznaniu wiary jest jednak mowa o wierze w Kościół. Zauważmy, iż pojawia się ona wewnątrz trzeciego artykułu Credo, który poświęcony jest Duchowi Świętemu. Nasza wiara w Kościół jest
24
Giotto, Modlitwa przed krucyfiksem w San Damiano
zatem przede wszystkim wiarą w Ducha Świętego. Nie dlatego, żeby Kościół był Duchem Świętym, ale dlatego, że stanowi Jego wyjątkowe dzieło w historii. Przyjęcie w wierze Kościoła jest znakiem wiary w Ducha Świętego, Pana i Ożywiciela, którego mocą dokonuje się odpuszczenie grzechów i nasze włączenie w życie Trójcy. Kościół – znak intymności z Bogiem Właśnie w takich kategoriach traktuje o Kościele ostatni sobór i jego konstytucja dogmatyczna poświęcona tajemnicy Kościoła nosząca tytuł Lumen Gentium. „Kościół jest w Chrystusie niejako sakramentem, czyli znakiem i narzędziem wewnętrznego zjednoczenia z Bogiem i jedności całego rodzaju ludzkiego, przeto, podejmując naukę poprzednich Soborów, pragnie on wyjaśnić dokładniej swoim wiernym i całemu światu naturę swoją i powszechne posłannictwo. Warunki na-
FOT. COMMONS.WIKIMEDIA.ORG
dogmatyk, adiunkt na UPJPII w Krakowie
szej epoki nadają temu zadaniu Kościoła szczególnie pilny charakter, chodzi o to, aby wszyscy ludzie złączeni dziś ściślej więzami społecznymi, technicznymi, kulturalnymi, osiągnęli pełną jedność również w Chrystusie”. Przytoczony pierwszy punkt konstytucji nie pozostawia żadnych wątpliwości: Kościół jest przede wszystkim po to, aby ludzie byli zjednoczeni z Bogiem i ze sobą nawzajem. Warto podkreślić, że istotne są obie formy jedności, ta, przez którą łączymy się z Bogiem i ta, przez którą jednocześnie otwieramy się na innych ludzi. Kościół jest sakramentem, znakiem takiej jedności. Zauważmy, iż tekst soborowy określa tę jedność jako wewnętrzną. W Kościele chodzi o wewnętrzne zjednoczenie z Bogiem. Trzeba przyznać, że polskie tłumaczenie tekstów nie jest nazbyt szczęśliwe i oddające myśl soborową. Tekst łaciński zawiera stwierdzenie intimae cum Deo unionis – Kościół jest intymnym zjed-
▪ OKIEM TEOLOGA ▪ TEMAT NUMERU noczeniem z Bogiem. Widać, że polski tłumacz z jakichś, sobie jedynie znanych powodów, bał się słówka intymność. Pojęcie to jednak jest tu kluczowe. Oznacza ono daleko więcej niż zjednoczenie wewnętrzne. Zresztą słowo wewnętrzne wyłącza ze zjednoczenia to, co zewnętrzne, chociażby pozostawia poza nawiasem zainteresowania nasze ciało, zaangażowanie społeczne, relacje. Zjednoczenie intymne dotyczy natomiast całości naszego życia, każdego jego aspektu, życia naszego umysłu, wolności, ciała, nasze społeczne odniesienia, świat zewnętrzny, w którym żyjemy. Oglądany z perspektywy intymności z Bogiem, Kościół nabiera jakiegoś wielkiego powabu, przyciąga ciepłem rzeczywistej relacji z Bogiem dokonującej się we wszystkich wymiarach ludzkiego istnienia, przenikającej każdy jego aspekt. Przyjęcie na serio tego powołania Kocioła do intymności z Bogiem prowadzi do zmiany rozumienia podstawowej natury i misji wspólnoty założonej przez Jezusa i Ducha Świętego. Jej aspekty instytucjonalne, choć ważne, nie mogą już wysuwać się na pierwszy plan. W tym znaczeniu, w nauczaniu ostatniego soboru dokonał się poważny postęp w rozumieniu tego, co Bóg objawił nam na temat natury Kościoła. Jeszcze kilka wieków temu obowiązywała bowiem inna definicja Kościoła, która ujmowała go jako doskonałą społeczność ludzi, którzy zgromadzeni pod przewodnictwem papieża wyznają tą samą wiarę, sprawują te same sakramenty i wspólnie podążają do zbawienia. Jak widać, definicja ta – trochę na potrzeby apologii wobec rodzącego się protestantyzmu i jego zanegowania zewnętrznych, instytucjonalnych, sakramentalnych aspektów Kościoła – podkreślała najbardziej właśnie te jego wymiary. Kościół jest oczywiście społecznością, wspólnotą, instytucją zorganizowaną w oparciu o konkretne normy i zasady prawa. Ale najbardziej jest on domem Trójcy, „przestrzenią” i „miejscem” wykluwania się i umacniania intymności z Ojcem, Synem i Du-
chem Świętym, intymności, która owocuje międzyludzką bliskością. Prawdziwa intymność, każda prawdziwa intymność, potrzebuje w naszym świecie wymiaru cielesnego. Właśnie dlatego Kościół jest – jak przypomina św. Paweł – ciałem. Z tego względu, ostatni sobór często przypomina, że Kościół jest tajemnicą. Słowo tajemnica nie oznacza zakazu myślenia, nie jest przeszkodą do zadawania pytań. Wręcz odwrotnie, im więcej ta-
Tak Kościół rozumie siebie: w perspektywie, w funkcji, w służbie Jezusowi. To On jest jedynym światłem naszego duchowego świata. Zadaniem Kościoła jest odnosić do Jezusa, prowadzić do Niego wszystkich ludzi dobrej woli, wskazywać na Niego jako na klucz, w którym wyjaśniają się dzieje człowieka i świata. Tu nie chodzi o zastępowanie Jezusa, ale o Jego uobecnianie, o świadectwo na temat Jego zbawienia i Jego miłości do każdego człowieka.
Przyjęcie w wierze Kościoła jest znakiem wiary w Ducha Świętego, Pana i Ożywiciela, którego mocą dokonuje się odpuszczenie grzechów i nasze włączenie w życie Trójcy. jemnicy tym więcej zachęty do poszukiwania, zgłębiania. Kościół jest określany jako tajemnica nie dlatego zatem, żeby nie można było stawiać mu poważnych pytań, także takich, które dotyczą jego funkcjonowania, jego wewnętrznej organizacji i zasad, jakimi się kieruje. Kościół jest tajemnicą – to znaczy, że jest w nim o wiele więcej niż można zobaczyć „szkiełkiem i okiem”. Żeby go zrozumieć do końca potrzeba wiary w Boga. Kościół nie jest światłem świata Ojcowie Soboru watykańskiego II włożyli wiele starań, aby nie stwarzać pozoru, że Kościół zastępuje Jezusa. Chodzi o to, aby nasza wspólnota wiary nie zasłaniała sobą Jego życia, dzieła, obecności między nami. W tym duchu autorzy konstytucji zapisują następujące słowa na samym początku swojego dokumentu: „Ponieważ Chrystus jest światłością narodów, obecny Sobór święty, w Duchu Świętym zgromadzony, pragnie gorąco oświecić wszystkich ludzi blaskiem Jego jaśniejącym na obliczu Kościoła, głosząc Ewangelię wszelkiemu stworzeniu”.
Najważniejszym zadaniem Kościoła nie jest budowanie obecnego świata, chociaż – jak pokazuje wiele miejsc w tekstach soborowych – wnosi on swój istotny wkład w jego rozwój. Kościół przygotowuje nadejście Królestwa, którego jest „zalążkiem”. Ma jednak świadomość, że jego prawdziwa ojczyzna nie jest tutaj, ale w Trójcy Świętej. Te wszystkie prawdy pozostają na zawsze aktualne i ważne. Szczególnie wtedy, kiedy kusi nas w Kościele zastępowanie Jezusa, zabieranie Jego miejsca, zasłanianie Go przez wskazywanie na siebie i na naszą własną, często wydumaną świętość, niejednokrotnie trącącą powierzchownym i egocentrycznym faryzeizmem. Kościół, który chce stać się światłem świata staje się ciemnością. Kościół, który chce być pokornym przekazicielem, transmiterem boskiego światła w świecie, staje się przejrzystym świadkiem Jezusa, staje się piękny i pociągający. „Światło świeci w ciemności”: nie wolno nam zapominać, iż istotnym momentem i sposobem przekazywania światła Jezusa w świecie jest nasza pokorna
25
TEMAT NUMERU ▪ OKIEM TEOLOGA ▪ zdolność do przyznania się do naszych grzechów i do zła, którego jesteśmy sprawcami. Ewangelizacja jako przekazywanie światła Jezusa w świecie domaga się pokornego wyznania win. Ono rodzi się z naszej wiary w przebaczenie i jest wyrazem, że przyjęliśmy światło Jezusa do naszych serc i umysłów. Kiedy próbujemy przekonać świat do naszej własnej świętości, epatować przekonaniem o własnej doskonałości, o tym, że jesteśmy lepsi sami z siebie, zasłaniamy światło, które płynie z miłosiernie radosnej twarzy Chrystusa Zmartwychwstałego. Tekst Lumen Gentium wskazuje mocno na konieczność naśladowania Jezusa w Kościele. Chodzi o to, aby nie iść w tym świecie inną drogą niż poszedł Jezus. Pamiętajmy, że ta droga nie została
zus Chrystus, „mając naturę Bożą, …wyniszczył samego siebie, przyjąwszy postać sługi” i ze względu na nas „stał się ubogim, bogatym będąc”, tak samo i Kościół, choć dla pełnienia swego posłannictwa potrzebuje ludzkich zasobów, nie dla szukania ziemskiej chwały powstał, lecz dla szerzenia pokory i wyrzeczenia również swoim przykładem. Chrystus został posłany przez Ojca, „aby głosić ewangelię ubogim… aby uzdrawiać skruszonych w sercu”, „aby szukać i zbawiać, co było zginęło”, podobnie i Kościół darzy miłością wszystkich dotkniętych słabością ludzką, co więcej, w ubogich i cierpiących odnajduje wizerunek swego ubogiego i cierpiącego Zbawiciela, im stara się ulżyć w niedoli i w nich usiłuje służyć Chrystusowi. A podczas gdy Chrystus,
Kościół przygotowuje nadejście Królestwa, którego jest „zalążkiem”. Ma jednak świadomość, że jego prawdziwa ojczyzna nie jest tutaj, ale w Trójcy Świętej.
26
„święty, niewinny, niepokalany”, nie znał grzechu, lecz przyszedł dla przebłagania jedynie za grzechy ludu, Kościół obejmujący w łonie swoim grzeszników, święty i zarazem ciągle potrzebujący oczyszczenia, podejmuje ustawicznie pokutę i odnowienie swoje”. Powyższe teksty są tak wyraźne w swoim znaczeniu, że nie potrzebują komentarzy. Wskazują jednoznacznie, że nasze świadectwo o Chrystusie musi stać się naszym naśladowaniem Go, kroczeniem Jego drogami, konsekwentnym obraniem Jego stylu życia i przepowiadania. Kościół, który chce naśladować Pana i walczy (przede wszystkim z własną słabością i stale obecną wieloraką pokusą niewiary) o bycie do Niego podobnym, jest prawdziwym Kościołem.
FOT. PIXABAY.COM
Mu narzucona, On sam ją dobrowolnie i świadomie wybrał. „Do Niego – stwierdzają ojcowie soborowi – upodobniać się winny wszystkie członki, aż ukształtuje się w nich Chrystus. Dlatego też dopuszczeni jesteśmy do tajemnic Jego życia, z Nim współukształtowani, wespół z Nim umarli i wespół z martwych wskrzeszeni, aż wespół z Nim panować będziemy. Na ziemi jeszcze tułacze idący w Jego ślady wśród ucisków i prześladowań, złączeni jesteśmy z Jego cierpieniami jak ciało z Głową, współcierpiąc z Nim, abyśmy też wespół z Nim byli uwielbieni […]. A jak Chrystus dokonał dzieła odkupienia w ubóstwie i wśród prześladowań, tak i Kościół powołany jest do wejścia na tę samą drogę, aby udzielać ludziom owoców zbawienia. Je-
Jerzy Szyran OFMConv teolog moralista, nauczyciel akademicki
W
Jak odmalować mój Kościół? Budowlę mistyczną, której konstrukcja złożona z ludzkich dusz, wznosi się na trwałym fundamencie, który raz na zawsze został położony, a którym jest Chrystus Jezus. Jak odmalować budowlę mistyczną, która niewidzialnie wznosi się ponad światem i czasem?
do następnego spotkania. Miłość, która przychodzi z pierścionkiem, czekając na czyjeś „tak”. Miłość patrząca w oczy przed ołtarzem, gdy padają wielkie słowa obietnicy. Aż do śmierci trwa, choć czasem boli i niesie rozczarowanie. Znam miłość do wielkich idei. Życie składane na jej ołtarzu znamionuje wielkich ludzi tego świata. Nawet kajdany narzucone jej przez wrogi idei system, Wielość miłości nie mogą czasem jej zagasić. Miłość goZnam miłość, która wyraża się w kwia- towa na wszystko. tach składanych do stóp oblubienicy. DoZnam miłość pasji i działania. Ona wodzi swej prawdziwości naręczem pre- zawsze występuje z szeregu, by iść do zentów, życzliwym gestem muśnięcia po przodu. Wciąż szuka aktywności. Nie policzku, odmierza niecierpliwie czas zna spoczynku, zawsze in actio, zawsze ieczna budowla – świątynia, bez której człowiek nie ma dokąd pójść, bo ciemność spowija jego drogę… i na końcu nie ma światełka. Jak ukazać dziś wartość Kościoła – budowli mistycznej, która jest sakramentem niosącym zbawienie? Arką unoszącą człowieka ponad bezmiarem wód grzechu. Kościół jest konieczny do zbawienia.
28
FOT. PIXABAY.COM
Miłość Oblubieńca do oblubienicy
in statu viae. Zdyszana, lecz w swym zmęczeniu szczęśliwa i zrealizowana. Znam miłość zachwytu. Schyloną w podziwie nad materią – tą stworzoną i tą wyprodukowaną przez geniusz cywilizacji. Miłość, która z nabożną czcią dotyka wielkich dzieł natury i ludzkiego umysłu. Pochłonięta dążeniem, by stać się właścicielem jakiegoś cudu. Być w pierwszej dziesiątce osób coś znaczących, bo posiadających coś niebywałego. Wszystko przemija. Historia świata, to dzieje upadania i powstawania nowego. Wraz z tymi przemianami, odchodzą miłości tego świata. Cóż zatem? Jaka miłość jest wieczna?
▪ WIARA NA CO DZIEŃ ▪ TEMAT NUMERU On woła: przyjdź! Czy znasz Miłość Ukrzyżowaną? Boimy się krzyża. On jest znakiem hańby, choroby, cierpienia i śmierci. Mało kto widzi w nim znak miłości. A właśnie Miłość wstąpiła na tron swej chwały.
ty, ja, my i oni. Wezwani przez Niego po imieniu, w potrójnym zanurzeniu w Jego męce, śmierci i zmartwychwstaniu obmyci. Krzyż jest drogą człowieka. Krzyż jest drogą Kościoła. Tylko w nim człowiek odnajduje najgłębszy sens swe-
Boimy się krzyża. On jest znakiem hańby, choroby, cierpienia i śmierci. Mało kto widzi w nim znak miłości. A właśnie Miłość wstąpiła na tron swej chwały. Wywyższona, chce przyciągnąć wszystkich do siebie. Wywyższona, chce przyciągnąć wszystkich do siebie. Chodź, pokażę ci oblubienicę Baranka. Baranek wstąpił na krzyż, by swoją krwią dotknąć i odnowić całe stworzenie. Krzyż stał się ołtarzem zaślubin między Barankiem a Jego oblubienicą. O, duszo człowiecza, wstąp na swe gody. Baranek woła cię. A jakże mam wstąpić, gdy moje szaty są skalane i brudne. Stoję, jak celnik z daleka. Oto zdrój wody i krwi wytrysnął z przebitego boku Baranka. Spadł deszcz, deszcz wiosenny, deszcz paschalny. Baranek przebity za grzechy oblubienicy wylał swą łaskę. Wezwał cię, duszo człowiecza, po imieniu. Nadał ci imię i odtąd już nie jesteś dla Niego kimś nieznanym. Obmyta w źródle wody wytryskującej ku życiu wiecznemu, jesteś Jego oblubienicą. Twoje szaty znów są śnieżnobiałe. Wstąp, duszo człowiecza, na swe gody. Oto On dał ci zaręczynowy pierścień. Znów dziedziczysz skarby Jego obietnic. Cieszy się niebo, bo zbłąkane dziecko wróciło. Jesteś umiłowanym dzieckiem Ojca i zaręczoną Synowi. Już spełnia się obietnica w królestwie Boga. Wstąp duszo na zaślubiny. Chrystus na krzyżu zaślubił swoją oblubienicę – Kościół, którym jesteś
go bycia człowiekiem i chrześcijaninem. Tamte miłości już dawno przeminęły. Kwiaty zwiędły. Idee pokryły się kurzem czasu i zapomnienia. Pasje uległy przedawnieniu, a materia rozpadła się w pył. A krzyż miłości trwa. Trwały znak wyznaczający miarę Kościoła jako znaku zbawienia. Właśnie Chrystus umiłował Kościół. Jeśli jesteś w Kościele świadomy Jego doniosłości i daru darmo otrzymanego – jesteś Jego skarbem. Należysz do grona błogosławionych, którzy spieszą na ucztę weselną w domu Ojca.
garnia wszystkich. Wszyscy są zaproszeni na ucztę Baranka. Czy jednak chcą przyjść do Miłości Ukrzyżowanej? Chrystus dziś wypowiada się w Kościele i przez Kościół. On został z nami jako Głowa mistycznego Ciała. Jego działanie wciąż zmierza do objawienia największej miłości: miłości obmywającej i odradzającej w wodzie chrztu, miłości umacniającej Duchem w wylaniu siedmiu darów. Miłości przebaczającej i oczyszczającej brudne szaty, miłości pochylającej się nad chorobą i cierpieniem, miłości karmiącej samą sobą, miłości łączącej miłość dwojga i podnoszącej ją do stanu drogi i ku świętości, miłości służebnej – namaszczającej dłonie kapłana do bycia znakiem i personifikacją Jezusa. Wszystko w Kościele. On jest przy narodzinach i przy trwodze konania. On kładzie rękę Chrystusa na bolących miejscach ludzkiej słabości. On daje i podnosi ku wyżynom nieba. Wejdź do przestrzeni wiary – Kościoła – i dotknij Miłości Ukrzyżowanej, by poczuć dotyk Miłości Chrystusa, który z wysokości krzyża – tronu chwały – wyciąga ku tobie rękę, mówiąc: przyjdź duszo człowiecza. ***
Krzyż jest drogą człowieka. Krzyż jest drogą Kościoła. Tylko w nim człowiek odnajduje najgłębszy sens swego bycia człowiekiem i chrześcijaninem. On mówi: idź! Doświadczenie Miłości Ukrzyżowanej wyzwala imperatyw: idź! Powiedz ludziom, że kocham ich, że się o nich wciąż troszczę. Powiedz, że szukam ich i wołam każdego po imieniu: przyjdź. Kościół – Oblubienica Baranka przy-
Życie bez Kościoła to jak wesele w pojedynkę. Twoja dusza stworzona z miłości, potrzebuje karmić się miłością. Znajdzie ją tylko w Kościele. W przeciwnym razie umiera, nawet pośród radości tego świata. Ona potrzebuje Oblubieńca na wieczne szczęście.
29
TEMAT NUMERU ▪ KATECHIZM KOŚCIOŁA KATOLICKIEGO ▪
O Kościele Należąc do Kościoła, należymy do zgromadzenia ludu zwołanego przez samego Pana. Jesteśmy włączeni w Królestwo Chrystusa już tu na ziemi. Co o tym Królestwie mówi nam Katechizm Kościoła Katolickiego?
Bóg i Jego zamysł miłości 1 Bóg, w samym sobie nieskończenie doskonały i szczęśliwy, zamysłem czystej dobroci, w sposób całkowicie wolny, stworzył człowieka, by uczynić go uczestnikiem swego szczęśliwego życia. Dlatego w każdym czasie i w każdym miejscu jest On bliski człowiekowi. Bóg wzywa człowieka i pomaga mu szukać, poznawać i miłować siebie ze wszystkich sił. Wszystkich ludzi rozproszonych
sieniu do zgromadzenia ludu wybranego przed Bogiem, przede wszystkim zgromadzenia pod górą Synaj, gdzie Izrael otrzymał Prawo i został ustanowiony przez Boga Jego świętym ludem. Pierwsza wspólnota tych, którzy uwierzyli w Chrystusa, określając się jako „Kościół”, uznaje się za spadkobierczynię tamtego zgromadzenia. W niej Bóg „zwołuje” swój lud ze wszystkich krańców ziemi.
Wszystkich ludzi rozproszonych przez grzech zwołuje Bóg, by zjednoczyć ich w swojej rodzinie – w Kościele. przez grzech zwołuje, by zjednoczyć ich w swojej rodzinie – w Kościele. Aby to zrealizować, posłał swego Syna jako Odkupiciela i Zbawiciela, gdy nadeszła pełnia czasów. W Nim i przez Niego Bóg powołuje ludzi, by w Duchu Świętym stali się Jego przybranymi dziećmi, a przez to dziedzicami Jego szczęśliwego życia. 751 Słowo „Kościół” (ekklesia, z greckiego ek-kalein – „wołać poza”) oznacza „zwołanie”. Określa ono zgromadzenie ludu, na ogół o charakterze religijnym. Jest to pojęcie często używane w Starym Testamencie w języku greckim w odnie-
30
760 „Świat został stworzony ze względu na Kościół” – mówili chrześcijanie pierwszych wieków (Hermas). Bóg stworzył świat ze względu na komunię w Jego Boskim życiu, która realizuje się przez „zwołanie” ludzi w Chrystusie; tym „zwołaniem” jest Kościół. Kościół jest celem wszystkich rzeczy i nawet bolesne wydarzenia, takie jak upadek aniołów i grzech człowieka, zostały dopuszczone przez Boga tylko jako okazja i środek do okazania całej mocy Jego ramienia, ogromu miłości, jakiej chciał udzielić światu.
Kościół – Królestwo Chrystusa 763 Urzeczywistnienie w pełni czasów zbawczego planu Ojca jest zadaniem Syna; taki jest motyw Jego „posłania”. „Pan Jezus bowiem zapoczątkował Kościół swój, głosząc radosną nowinę, a mianowicie nadejście Królestwa Bożego obiecanego od wieków w Piśmie” (Lumen gentium, 5). Aby wypełnić wolę Ojca, Chrystus zapoczątkował Królestwo niebieskie na ziemi. Kościół jest „Królestwem Chrystusa obecnym już w tajemnicy” (Lumen gentium, 3). 764 „Królestwo to zaczyna jaśnieć dla ludzi w słowie, czynach i obecności Chrystusa” (Lumen gentium, 5). Przyjąć słowo Jezusa – to przyjąć samo Królestwo Boże. Zalążkiem i początkiem Królestwa jest „mała trzódka” (Łk 12,32) tych, których Jezus przyszedł zwołać wokół siebie i których On sam jest pasterzem. Stanowią oni prawdziwą rodzinę Jezusa. Tych, których zgromadził wokół siebie, nauczył nowego sposobu postępowania, a także swojej modlitwy. 765 Pan Jezus nadał swojej wspólnocie strukturę, która będzie trwała aż do całkowitego wypełnienia Królestwa. Przede wszystkim dokonał tego przez wybór Dwunastu z Piotrem jako ich głową. Reprezentując dwanaście pokoleń Izraela, są oni fundamentami nowego Jeruzalem. Dwunastu oraz inni uczniowie uczestniczą w posłaniu Chrystusa, w Jego władzy, a także w Jego losie.
▪ KATECHIZM KOŚCIOŁA KATOLICKIEGO ▪ TEMAT NUMERU Przez wszystkie te działania Chrystus przygotowuje i buduje swój Kościół. 766 Przede wszystkim jednak Kościół narodził się z całkowitego daru Chrystusa dla naszego zbawienia, uprzedzonego w ustanowieniu Eucharystii i zrealizowanego na krzyżu. „Znakiem tego początku i wzrastania Kościoła jest krew i woda wypływające z otwartego boku Jezusa ukrzyżowanego” (Lumen gentium, 3). „Albowiem z boku umierającego na krzyżu Chrystusa zrodził się przedziwny sakrament całego Kościoła” (Sacrosanctum Concilium, 5). Jak Ewa została utworzona z boku śpiącego Adama, tak Kościół narodził się z przebitego serca Chrystusa, który umarł na krzyżu.
życiela i wiernie zachowujący Jego przykazania miłości, pokory i wyrzeczenia, otrzymuje posłanie głoszenia Królestwa Chrystusa i Boga i zapoczątkowania go wśród wszystkich narodów oraz stanowi zalążek i początek tego Królestwa na ziemi” (Lumen gentium, 5). 776 Jako sakrament Kościół jest narzędziem Chrystusa. W Jego rękach jest „narzędziem Odkupienia wszystkich”, „powszechnym sakramentem zbawienia” , przez który Chrystus „ukazuje i zarazem realizuje tajemnicę miłości Boga do człowieka” . Kościół „jest widzialnym planem miłości Boga do człowieka”, planem, który pragnie, „aby cały rodzaj ludzki utworzył jeden Lud Boży,
Zalążkiem i początkiem Królestwa jest „mała trzódka” tych, których Jezus przyszedł zwołać wokół siebie i których On sam jest pasterzem. Kościół i Duch Święty 767 „Kiedy zaś dopełniło się dzieło, którego wykonanie Ojciec powierzył Synowi na ziemi, zesłany został w dzień Zielonych Świąt Duch Święty, aby Kościół ustawicznie uświęcał i aby w ten sposób wierzący mieli przez Chrystusa w jednym Duchu dostęp do Ojca” (Lumen gentium, 4). Wtedy „Kościół publicznie ujawnił się wobec tłumów i zaczęło się rozszerzanie Ewangelii” (Ad gentes, 4). Kościół, będąc „zwołaniem” wszystkich ludzi do zbawienia, ze swej natury jest misyjny, posłany przez Chrystusa do wszystkich narodów, aby czynić je uczniami. 768 Aby Kościół mógł wypełniać swoje posłanie, Duch Święty „uposaża go w rozmaite dary hierarchiczne oraz charyzmatyczne i przy ich pomocy nim kieruje” (Lumen gentium, 4). „Kościół więc, wyposażony w dary swego Zało-
zrósł się w jedno Ciało Chrystusa i scalił się w budowie jednej świątyni Ducha Świętego” (Ad gentes, 7). 783 Jezus Chrystus jest Tym, którego Ojciec namaścił Duchem Świętym i którego ustanowił „Kapłanem, Prorokiem i Królem”. Cały Lud Boży uczestniczy w tych trzech funkcjach Chrystusa i ponosi odpowiedzialność za posłanie i służbę, jakie z nich wynikają. 784 Wchodząc do Ludu Bożego przez wiarę i chrzest, otrzymuje się uczestnictwo w szczególnym powołaniu tego ludu: w jego powołaniu kapłańskim: „Chrystus Pan, Kapłan wzięty spośród ludzi, nowy lud «uczynił królestwem i kapłanami Bogu i Ojcu swemu». Ochrzczeni bowiem poświęceni są przez odrodzenie i namaszczenie Duchem Świętym, jako dom duchowy i święte kapłaństwo” (Lumen gentium, 10).
Mistyczne Ciało Chrystusa 790 Wierzący, którzy odpowiadają na Słowo Boże i stają się członkami Ciała Chrystusa, zostają ściśle zjednoczeni z Chrystusem: „W Ciele tym życie Chrystusowe rozlewa się na wierzących, którzy przez sakramenty jednoczą się w sposób tajemny i rzeczywisty z umęczonym i uwielbionym Chrystusem” (Lumen gentium, 7). Jest to szczególnie prawdziwe w odniesieniu do chrztu, przez który jednoczymy się ze Śmiercią i Zmartwychwstaniem Chrystusa, oraz do Eucharystii, przez którą „uczestnicząc w sposób rzeczywisty w Ciele Pańskim, wznosimy się do wspólnoty z Nim i nawzajem ze sobą” (Lumen gentium, 7). 811 „Jest jedyny Kościół Chrystusowy, który wyznajemy w Symbolu wiary jako jeden, święty, powszechny i apostolski” (Lumen gentium, 8). Te cztery przymioty, nierozdzielnie ze sobą połączone, wskazują na istotne rysy Kościoła i jego posłania. Kościół nie posiada ich sam z siebie, lecz Chrystus przez Ducha Świętego sprawia, że Jego Kościół jest jeden, święty, powszechny i apostolski oraz powołuje go do urzeczywistniania każdego z tych przymiotów. 964 Rola Maryi wobec Kościoła jest nieodłączna od Jej zjednoczenia z Chrystusem i wprost z niego wynika. „Ta zaś łączność Matki z Synem w dziele zbawczym uwidacznia się od chwili dziewiczego poczęcia Chrystusa aż do Jego śmierci” (Lumen gentium, 57). 969 „To macierzyństwo Maryi w ekonomii łaski trwa nieustannie, poczynając od aktu zgody, którą przy Zwiastowaniu wiernie wyraziła i którą zachowała bez wahania pod krzyżem, aż do wiekuistego dopełnienia się zbawienia wszystkich wybranych. Albowiem wzięta do nieba, nie zaprzestała tego zbawczego zadania, lecz poprzez wielorakie swoje wstawiennictwo ustawicznie zjednuje nam dary zbawienia wiecznego” (Lumen gentium, 62). Źródło: katechizm.opoka.org.pl
31
TEMAT NUMERU ▪ ŚWIĘTY ANTONI. KAZANIA ▪
Św. Antoni z Padwy Kościół w drodze Nawrócenie niczym narodziny Kiedy zatem nawraca się jakiś światowiec i staje się dzieckiem Chrystusa, wtedy winniśmy z radością serca wołać w uniesieniu, i mówić: Dziecię narodziło się nam. Stąd to u Jana: Niewiasta, gdy rodzi, czyli Kościół święty, gdy przepowiada lub okazuje grzesznikom miłosierdzie, boleje, ale gdy w skrusze i spowiedzi grzesznika porodzi dziecię, to znaczy nowo nawróconego, już
buntownicze myśli, oraz dam w twoje posiadanie krańce ziemi, to znaczy zmysły twego ciała, abyś panował nad jednymi i drugimi (Ps 2,7n). Syn został nam dany, o którym w księdze Rodzaju: Synem co wzrasta, to Józef, synem wzrastającym i pięknym, że patrzeć (Rdz 49,22); wzrastającym w ubóstwie, stąd to Józef w księdze Rodzaju: Sprawił Bóg, iż rozrosłem się w ziemi mego biedowania (Rdz 41,52);
Tyś jest synem moim, ja ciebie dzisiaj zrodziłem przez łaskę, ciebie, który wczoraj byłeś niewolnikiem przez grzech. nie pamięta swego ucisku, z radości, że się człowiek na świat narodził (J 16,21). A o Janie, Bogu dzięki, powiedziano: I wielu z narodzenia jego radować się będzie (Łk 1,14). I syn został nam dany. Bogu dzięki, bo z niewolnika świata i diabła otrzymaliśmy syna Bożego. Mówi on słowami Psalmu: Pan rzekł do mnie, Tyś jest synem moim, ja ciebie dzisiaj zrodziłem przez łaskę, ciebie, który wczoraj byłeś niewolnikiem przez grzech; a ponieważ jesteś synem: żądaj ode mnie, a dam ci jako dziedzictwo twe pogan, to znaczy
32
pięknym ku wejrzeniu na skutek pokory; bowiem powiedziano w księdze Rodzaju, że Rachela – Rachel znaczy owca – czyli pokorna, miała piękne oblicze i wdzięczne wejrzenie (Rdz 29,17). Został nam dany; albowiem umarł był, a ożył, zaginął był, a odnalazł się (Łk 15,24). Kościół w drodze do ojczyzny Kto naprawdę idzie za Chrystusem, pragnie, aby wszyscy naśladowali Go, i dlatego zwraca się do bliźniego przez opiekę duchową, pobożną modlitwę, przepowiadanie słowa. Zwrócenie się
Piotra właśnie to oznacza, i zgadza się z Apokalipsą: Oblubieniec i oblubienica, czyli Chrystus i Kościół, mówią: Przyjdź, i kto usłyszy, niech mówi: Przyjdź (Ap 22,17). Chrystus przez natchnienie, a Kościół przez przepowiadanie mówią człowiekowi: Przyjdź, czyli naśladuj Jezusa. A Piotr obróciwszy się, ujrzał onego ucznia, którego miłował Jezus, idącego za sobą (J 21,20). Jezus kocha tego, kto idzie za nim, stąd to w księdze Liczb: Sługę mego Kaleba, który szedł za mną, wprowadzę do tej ziemi, którą przeszedł, a potomstwo jego weźmie ją w posiadanie (Lb 14,24). Którego miłował Jezus. Jest to znak wyróżniający Jana, którego imię zostało zamilczane, spośród innych, i to nie w tym znaczeniu, jakoby Jezus tylko jego miłował, ale że miłował go bardziej niż innych. Kochał i ich, lecz jego darzył szczególniejszą przyjaźnią. Darzył go większą słodyczą swej miłości, ponieważ wybrany przez niego jako dziewiczy, pozostał dziewiczy, z którego to powodu Matkę swą powierzył mu w opiekę. Który też przy wieczerzy spoczywał na piersiach jego (J 21,20). Było to oznaką wielkiej miłości, iż sam tylko spoczywał na piersiach Jezusa, w którym są ukryte wszystkie skarby mądrości i umiejętności; było to symbolem, iż miał on w przyszłości przewyższyć innych w pisaniu o tajemnicach Bóstwa. Zauważ, że Jakub spoczywał na kamieniu. Jan na
▪ ŚWIĘTY ANTONI. KAZANIA ▪ TEMAT NUMERU piersiach Jezusa. Tamten w drodze, ten podczas wieczerzy. Jakub oznacza pielgrzymów, Jan oznacza świętych. Tamci w drodze, ci w ojczyźnie.
stusie. Kto bowiem we wnętrzu serca z miłością przyjmuje wiarę Chrystusa, łatwo zwycięża to, cokolwiek napada z zewnątrz.
Kościół bez lęku Zauważ, że Piotr miał trzy imiona, mianowicie Szymon, które tłumaczy się posłuszny, Piotr – uznający, Kefas – głowa. Szymonem był podczas powołania Chrystusowego: Pójdźcie, rzekł, za mną. A oni, opuściwszy sieci itd. (Mt 4,19n). Piotrem – w dzisiejszym wyznaniu, gdyż uznał Chrystusa Synem Boga żywego, i dlatego zasłużył, by usłyszeć: Ty jesteś
Jedność i władza odpuszczania I tobie dam klucze królestwa niebieskiego (Mt 16,19). Oto Kefas postawiony na czele Apostołów i Kościoła. Powiedziano, że dzisiaj Chrystus zapytał Apostołów, a Piotr za wszystkich wyznał wiarę całego Kościoła, oraz dzisiaj zlecił mu Pan władzę związywania i rozwiązywania. Tego, który przed wszystkimi innymi czynił wyznanie, przed wszystkimi
Kto bowiem we wnętrzu serca z miłością przyjmuje wiarę Chrystusa, łatwo zwycięża to, cokolwiek napada z zewnątrz. innymi darzy się kluczami. Kluczami są mianowicie: umiejętność rozsądzania i władza, na mocy której winien godnych przyjmować, a niegodnych
FOT. COMMONS.WIKIMEDIA.ORG
Piotrem. Nie mówię, że będziesz się nazywał, lecz że ty jesteś Piotrem – ode mnie Opoki – Petra, wszakże w taki sposób, iżbym dla siebie zatrzymał godność fundamentu. Albowiem nikt nie może założyć innego fundamentu, jak tylko ten, który już został założony, jakim jest Chrystus Jezus, na którym Kościół został zbudowany. Zbuduję, rzecze, Kościół mój (Mt 16,18). Zauważ, że Kościołem nazywa się Kościół zwycięski i walczący oraz dusza wierna. Pierwszy buduje ze świętych duchów, drugi z wiernych, trzeci z cnót. A zauważ, że Pan stoi na murze Kościoła z potrójnego względu, aby go budować, aby z nim i za niego wypędzać przeciwników, oraz by go otaczać opieką, i dlatego bramy podziemne nie zwyciężą go (Mt 16,18). Bramami podziemnymi są grzechy, groźby lub uwodzące powaby, które nie mogą zwyciężyć, czyli oderwać Kościoła od wiary i miłości, jaka jest w Jezusie Chry-
wyrzucać z królestwa. Przeto dodaje i przedmiot związywania: A cokolwiek zwiążesz, to znaczy, a jeśli tego, kto pozostaje w grzechu zasądzisz na wieczne kary, albo jeżeli pokornego i prawdziwie pokutującego uwolnisz, to tak będzie i w niebiosach (Mt 16,19). Posiadają wprawdzie tę samą władzę inni Apostołowie, którym po Zmartwychwstaniu rzekł: Weźmijcie Ducha Świętego: którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane (J 20,23). Również cały Kościół posiada ją przez kapłanów i biskupów, ale dlatego Piotr otrzymał ją specjalnie, żeby wszyscy rozumieli, iż ktokolwiek odłączyłby się od jedności wiary i jego społeczności, nie może być ani uwolniony od grzechów, ani wejść do nieba. Niektórzy, nie rozumiejący tego miejsca, roszczą sobie faryzejskie pretensje, mniemając, że potępiają oni niewinnych, a uwalniają winnych, gdyż Bóg nie bada wyroku kapłanów, ale życie oskarżonych. Stąd to w księdze Kapłańskiej nakazano trędowatym, aby okazywali się kapłanom, którzy nie robią ich trędowatymi, ale rozsądzają, którzy są czyści lub którzy nieczyści; podobnie ma się rzecz z kapłanami i tutaj.
Jan Wildens, Chrystus z uczniami w drodze do Emaus
33
TEMAT NUMERU ▪ ŚWIĘTY FRANCISZEK ▪
W kościołach i w Kościele Andrzej Zając OFMConv
Franciszek wyznał, że Pan dał mu łaskę wiary w kościołach. W ten sposób potwierdził, że każda świątynia jest uprzywilejowanym miejscem łaski. I choć Kościół jest przede wszystkim wspólnotą wiernych, to jednak każdy – choćby najmniejszy kościół – przypomina o Bogu, który przywołuje człowieka do siebie, by okazać mu hojność swojej miłości.
29
FOT. K. GORGOŃ
listopada 1223 roku papież Honoriusz III bullą Solet annuere zatwierdził regułę, którą przedstawił mu na Lateranie Franciszek z Asyżu. Obowiązuje ona do dziś. W regule tej już na wstępie zaraz po wyjaśnieniu, że jej istotą jest życie według Ewangelii, następują słowa zobowiązania: „Brat Franciszek przyrzeka
34
Bazylika św. Jana na Lateranie
posłuszeństwo i uszanowanie papieżowi tylko regułą, ale regułą i życiem. W tych Honoriuszowi i jego prawnym następ- szczegółach widać wrażliwość Francom, i Kościołowi Rzymskiemu”. ciszka, dla którego Kościół ma nie tylko władzę administracyjną i prawną nad jego wspólnotą braterską, ale jest dla Uległość wobec Kościoła Nie chodzi tylko o posłuszeństwo, ale niej środowiskiem naturalnym, domem, o posłuszeństwo i uszanowanie, podob- w którym żyje, bez którego nie wyobranie jak sam dokument prawny jest nie ża sobie egzystencji. Po kilku wiekach
▪ ŚWIĘTY FRANCISZEK ▪ TEMAT NUMERU
W kościołach i w Kościele Doświadczenie Kościoła było dla niego wprost związane z wiarą. „I Pan dał mi taką wiarę w kościołach, że tak prosto modliłem się i mówiłem…”. Franciszek od dziecka był człowiekiem wierzącym, z katolickiej rodziny, znał katechizm, a jednak stwierdził dobitnie, że wiarę otrzymał od Pana – i to w kościołach. Wiara nie była dla niego oczywistością. Może dziwić, że nie napisał o wierze otrzymanej w Kościele, ale w kościołach. Chciał podkreślić, że jego wiara działa się i umacniała w konkretnych doświadczeniach związanych z kościołami i kaplicami, które chętnie nawiedzał i o które się troszczył. To, że odbudował trzy kościółki: świętego Damiana, Porcjunkulę i świętego Piotra alla Spina, wskazuje na dwa wymiary wiary: darmową łaskę Boga oraz zaangażowanie i wysiłek człowieka.
Franciszek, przywołując w pamięci osobiste przeżycia w poszczególnych świątyniach, które były dla niego uprzywilejowanymi miejscami działania łaski, wyraził przekonanie, jak ważna dla życia Kościoła jest osobista odpowiedź człowieka na wezwanie Boga. Kościół to nie anonimowy tłum, ale wspólnota osób, które doświadczyły obecności Boga i uwierzyły Jego słowu. Nie ma Kościoła bez wiary. Franciszek wiedział też, że z wiary rodzi się modlitwa, która jest niczym jej potwierdzenie i wyznanie. Mury świątyni, ołtarz, ikona prowokowały go, by wchodzić wciąż głębiej w tajemnicę Kościoła, a w konsekwencji w obecność żywego Boga. I tu Franciszek odkrył skarb, którym jest Eucharystia, dzięki której przekonał się również do kapłanów, których darzył zaufaniem jako szafarzy łaski Bożej.
kwencji stali się zaczynem odbudowy Bożego domu, którym jest Kościół. Wyakcentował to Benedykt XVI: „Wszystko zaczęło się od nawrócenia Franciszka, który za przykładem Jezusa ogołocił samego siebie (por. Flp 2,7) i, poślubiając Panią Ubóstwo, stał się świadkiem i heroldem Ojca, który jest w niebie”. Ta zasada jest wciąż aktualna i – mocą Ducha Świętego – rodzi nieustannie te same życiodajne owoce.
Odbudowa Kościoła Benedykt XVI, zwracając się do przedstawicieli wielkiej rodziny franciszkańskiej, świętującej jubileusz swojego charyzmatu w 2009 roku, skierował wezwanie: „Idźcie! Idźcie i kontynuujcie odbudowę domu Jezusa Chrystusa, którym jest Jego Kościół”. Wyjaśnił też, jak to robić, mówiąc o najpoważniejszych ruinach, którymi są „te dotyczące osób i wspólnot”. I znów dał przykład, do którego należy się odwoływać: „Jak Franciszek zaczynajcie zawsze od siebie samych. To my najpierw jesteśmy domem, który Bóg chce odbudować”. To właśnie doskonale zrozumiał Franciszek. Kiedy z sytuacji kryzysowej Kościoła, różne grupy, powołując się na Ewangelię, poddawały krytyce postępowanie ludzi Kościoła chcąc ich nawracać według swojej wizji, Mały Ubogi Człowiek z Asyżu postanowił sam się nawrócić. Wiedział bowiem, że dzieło Boże rodzi owoce odnowy, kiedy zaczyna się od siebie, a nie od innych. I nie pomylił się, bo kiedy zmienił swoje życie, nieoczekiwanie dołączyli do niego inni, którzy dali się poprowadzić Panu, a w konse-
FOT. PIXABAY.COM
papież Benedykt XVI podkreślił, że założyciel zakonu „od razu pomyślał, by złożyć drogę swoją i swoich towarzyszy w ręce Biskupa Rzymu, następcy Piotra”, co ujawniło „jego autentycznie eklezjalnego ducha”. „To małe my, które narodziło się wraz z pierwszymi jego braćmi, widział od samego początku wewnątrz wielkiego my Kościoła jednego i powszechnego”. Tak rzeczywiście było. Franciszek w regule i w listach za każdym razem uwrażliwiał, że do zakonu nie można przyjmować kandydatów „wbrew praktyce i przepisom Kościoła świętego”, że należy ich wcześniej wybadać „w zakresie wiary katolickiej i sakramentów Kościoła”. Podobnie też nie można głosić kazań „wbrew praktyce i zarządzeniom świętego Kościoła”. Także w odniesieniu do Eucharystii należy postępować „według przykazań Pańskich i przepisów świętej matki Kościoła”. Kościół był dla niego zawsze punktem odniesienia w sprawach niejasnych i spornych. W tym, co mówił Kościół, słyszał głos Pana, który troszczy się o swoich wiernych.
Pomnik św. Franciszka przed Bazyliką św. Jana na Lateranie
TEMAT NUMERU ▪ ŚWIĘTY FRANCISZEK ▪
I Pan dał mi taką wiarę w kościołach, że tak prosto modliłem się i mówiłem: „Wielbimy Cię, Panie Jezu Chryste, i kierując myśl ku wszystkim kościołom Twoim, które są na całym świecie, i błogosławimy Ciebie, bo przez święty krzyż Twój odkupiłeś świat”.
FOT. CANVA.COM
św. Franciszek z Asyżu
TORBY
Wszystkie worki i torby z motywami poli-
chromii Stanisława Wyspiańskiego tył i boki torby w kolorze ciemnego granatu lub białe, i Tadeusza Popiela z Bazyliki Franciszwygodna, wytrzymała i bardzo dobrej jakości torba, kanów w Krakowie. dostępna z zamkiem i bez, WORKI mieści format A4. tył w kolorze ciemnego granatu, Cena 64,90 zł 54,90 zł (bez zamka) pojemny, wytrzymały i bardzo dobrej jakości plecak. 74,90 zł 64,90 zł (z zamkiem) Tkanina: bawełna 100%, 300 g. Cena: 59,90 zł 47,92 zł
Ucha: 700x30 mm Pranie: ręcznie, 30st.C Prasowanie: temp. średnia, na lewej stronie
Zamówienia tel. 12 428 32 40, 725 505 610, www.bratnizew.pl
Tkanina: bawełna 100%, 245 g. Rozmiar: 35 x 45 cm Pranie: ręcznie, 30st.C Prasowanie: temp. średnia, na lewej stronie
TEMAT NUMERU ▪ TRÓJGŁOS FRANCISZKAŃSKI ▪
Kościół BRAT MNIEJSZY KONWENTUALNY Zdzisław Kijas OFMConv
BRAT MNIEJSZY Eligiusz Dymowski OFM
G
dy słucham dziś krytycznych wypowiedzi o Kościele, nie ukrywam, że napawa mnie wielki smutek. Zdaję sobie jednak sprawę, że wiele tych głosów słusznie wyraża swoje oburzenie i rozczarowanie, ponieważ pośród członków Kościoła znalazło się stado drapieżnych wilków w owczej skórze, których życie i świadectwo w niczym nie przypominają wezwania Boga, skierowanego niegdyś do całej społeczności synów Izraela: „Bądźcie świętymi, bo Ja jestem święty, Pan, Bóg wasz!” (Kpł 19,2). Nie da się też ukryć faktu, że są takie osoby, które wciąż balansują na granicy ignorancji oraz braku podstawowej wiedzy religijnej, dlatego nie tylko nie rozumieją istoty samego Kościoła, ale również własnych zadań i obowiązków wypływających z przyjętych sakramentów. Przed wielu laty przestrzegał przed takim rozumowaniem kard. Joseph Ratzinger: „Przyszłość Kościoła również dzisiaj zależy od tych, którzy mają głębokie korzenie i żyją pełnią własnej wiary, a nie od tych, którzy jedynie dają recepty. […] Nie potrzebujemy Kościoła, który w politycznych «modlitwach» celebruje kult działania. Taki Kościół jest całkowicie zbędny. Dlatego też upadnie on sam z siebie. Pozostanie Kościół Jezusa Chrystusa. Kościół ten wierzy w Boga, który stał się człowiekiem i obiecuje nam życie wieczne” („Przyszłość wiary”). Okazuje się jednak nadal, że mimo ponad dwóch tysięcy lat swojego istnienia, Kościół wciąż musi mierzyć się z potęgą zła, które za wszelką cenę próbuje podważyć sens jego istnienia. I chociaż sam
38
Chrystus zapewniał, że „bramy piekielne go nie przemogą”, to jednak nie zwalnia nas, członków tej wspólnoty Mistycznego Ciała, z obowiązku, by poważnie brać na siebie pełną odpowiedzialność za jakość tej charyzmatycznej instytucji. Od samego początku fundamentalną misją Kościoła było i jest głoszenie Ewangelii oraz wskazywanie grzesznemu człowiekowi drogi do świętości i wiecznego zbawienia. Ta droga bywa często kręta i trudna, ale możliwa do osiągnięcia – czy to się komuś bardziej czy mniej podoba – właśnie dzięki Kościołowi, ponieważ jak uczy Sobór Watykański II jest on „w Chrystusie jakby sakramentem, czyli znakiem i narzędziem wewnętrznego zjednoczenia z Bogiem i jedności całego rodzaju ludzkiego” (LG 1). Człowiek współczesny przeżywa kryzys tożsamości. Często szuka życia łatwego i wygodnego, opartego na półprawdach i pustce zagłuszanego sumienia, dlatego tak trudno mu jest „obarczyć” siebie „słodkim jarzmem” Bożych przykazań, które są wymagające i konsekwentne do końca. Tylko że tej prawdy Chrystusowy Kościół nigdy się nie wyrzeknie i nie zaprzestanie jej głosić. Samotność człowieka, zaplątanego w sieć nowoczesnej technologii, na pewno kiedyś odczuje głód Boga. Tym miejscem spotkania może być wówczas Kościół, nieważne czy wielki czy mały, ale przepełniony wiarą i modlitwą, w którym sakramenty przyjmuje się i przeżywa jako służbę Bogu w radosnym obmywaniu nóg swojemu bliźniemu. To jest właśnie Kościół żywej wspólnoty, która przyjęła kiedyś ten dar jako zbawienną dla siebie i dla innych łaskę.
C
zym lub lepiej kim jest Kościół? Takie pytanie postawiłem ks. Stefanowi Wyszyńskiemu. Odpowiedział mi, że „Kościół jest Bożo-ludzki. Bóg w Kościele jest cierpliwy, a ludzie niecierpliwi, bo bardzo często na swój sposób i tylko po swojemu, a nie po Bożemu, kochają Boga. Chcieliby dla Niego wszystkich zwycięstw, tymczasem Bóg zwycięża nie tylko burze na morzu, ale jeszcze większe zwycięstwo odnosi na krzyżu”. „Bardzo często brak jest zrozumienia – dopowiadał – że Kościół nie jest tylko zwycięski, mający prawdę i niezłomne zasady moralne. Kościół musi być ponadto na krzyżu, bo i jego Założyciel był na krzyżu. Kościół musi cierpieć, bo Chrystus cierpiał. Kościół musi składać ciężkie ofiary, bo Chrystus złożył z siebie ofiarę. Musi niekiedy milczeć, być oplwany, ubiczowany i na śmierć skazany… Nieraz go już w grobie ułożą, napiszą artykuły, że sprawa z nim skończona, a on ‘trzeciego dnia’ zmartwychwstaje! […] My znowu chcielibyśmy, aby zmartwychwstał natychmiast. Po co ‘trzeciego dnia’? Załatw to zaraz! Jeżeli możesz ‘trzeciego’, to możesz i dziś! A jednak trzeba poczekać, jak rolnik czeka na wzejście ziarna, które jesienią rzucił w rolę. Może powiedzielibyśmy: po co siać w jesieni, zróbmy to w maju. Przecież wcześniej nie wyrośnie. – A jednak w jesieni wrzuca się ziarno. Potem przychodzą słoty, wichry, śniegi, mrozy, błoto. Coś tam wreszcie z trudem się przebije i wzrośnie, jak niejednej wiosny, która się nie spieszy, namyśla się jakby, tak jej jakoś ciężko i niepilno przyjść na świat. Aż wreszcie słońce przygrzeje i wszystko wybucha! Takie ‘wybuchy gorą-
▪ TRÓJGŁOS FRANCISZKAŃSKI ▪ TEMAT NUMERU
BRAT MNIEJSZY KAPUCYN Wiesław Block OFMCap
cej wiosny’ zna religia i Kościół. Wcześniej czy później, jest zwycięstwo! Przez krzyż i mękę wszedł Chrystus do chwały. Tak samo przez krzyż i mękę wchodzi Kościół do chwały. Jest on przecież żyjącym na ziemi Chrystusem, który przeszedł przez wielkie tajemnice męki, bólu i cierpienia, ale ostatecznie – zwyciężył!”. Taki właśnie Kościół trzeba nam kochać. A co znaczy kochać Kościół? „Kochać Kościół to znaczy więcej niż wiernie mu służyć – odpowiada ks. Wyszyński. – Miłość jest czymś ponadto: jest ona zjednoczeniem się w jedno, jest nieustanną troską, współczuciem, lękiem, ofiarą, wyrzeczenie się siebie, wydaniem siebie, poświęceniem siebie tak, jak ‘Chrystus umiłował Kościół i wydał za niego samego siebie, aby go uświęcić’ [...]. Kochać Oblubienicę Chrystusową, Kościół, to znaczy wszystko czynić, by ona wzrastała, choćbym ja miał się umniejszać. To znaczy osłaniać ją przed każdym ciosem, choćby miał on nas ugodzić, przed każdą szkodą, choćby własnym kosztem. […] Kochać Oblubienicę Chrystusową, Kościół, to znaczy wierzyć w ostateczne jego zwycięstwo, nie zwątpić weń, choćby wszyscy w łodzi krzyczeli: ‘Panie, ratuj, bo giniemy’. Nie zapomnę nigdy, że to Chrystus, a nikt inny, pod koniec sądzić będzie żywych i umarłych; że to Kościół, a nikt inny, wytrwa ‘aż do skończenia świata’, i że z nami jest Chrystus. Gorąco pragnę, by wzrastało we mnie wielkie uczucie miłości dla Kościoła, Oblubienicy Chrystusowej i mojej Oblubienicy” – mówił Wyszyński. Niech jego pragnienia będą również naszymi pragnieniami.
F
ranciszek z Asyżu cenił, szanował i wielokrotnie okazywał swoją wdzięczność Bogu za Kościół, kapłanów oraz sakramenty. W Testamencie mówił: „Pan dał mi i daje tak wielką wiarę do kapłanów, którzy żyją według zasad świętego Kościoła Rzymskiego ze względu na ich godność kapłańską, że chociaż prześladowaliby mnie, chcę się do nich zwracać. I chociaż miałbym tak wielką mądrość jak Salomon, a spotkałbym bardzo biednych kapłanów tego świata, nie chcę wbrew ich woli nauczać w parafiach, w których oni przebywają. I tych, i wszystkich innych chcę się bać, kochać i szanować jako moich panów. I nie chcę dopatrywać się w nich grzechu, ponieważ rozpoznaję w nich Syna Bożego i są moimi panami. I postępuję tak, ponieważ na tym świecie nie widzę niczego wzrokiem cielesnym z Najwyższego Syna Bożego, tylko Jego Najświętsze Ciało i Najświętszą Krew, które oni przyjmują i oni tylko innym udzielają”. Jak widać, spotkanie z przedstawicielami Kościoła nie zawsze było dla niego pozytywnym doświadczeniem. Ludzka słabość, tym bardziej była bolesna, iż objawiała się w tych, którzy z urzędu powinni godnie reprezentować Chrystusa na ziemi. Testament mówi o trzech grupach kapłanów, w relacji do których Franciszek okazuje zawsze cześć i szacunek. Pierwsza grupa została opisana w sposób bardzo pozytywny: to ci, którzy żyją według zasad Kościoła katolickiego. Kapłani wierni kościołowi i wypełniający z oddaniem swoje powołanie. Owi słudzy ołtarza czasami mogli potraktować Fran-
ciszka na równi z heretykami, tym bardziej, że w swoim zewnętrznym wyglądzie nie różnił się od nich niczym. Druga grupa kapłanów została opisana w kontekście mądrości biblijnego króla Salomona. To biedni kapłani, wydaje się jednak, iż ich ubóstwo to nie tylko ubóstwo materialne, ale przede wszystkim intelektualne. Również ich Franciszek chce szanować, i nie chce nauczać w ich parafiach bez ich wiedzy i zgody. Trzecia grupa, nazwana została ogólnym wyrażeniem „wszyscy inni”, i w nich Franciszek nie chce dopatrywać się grzechu. W kościele średniowiecznym nie zawsze życie moralne kapłanów było na najwyższym poziomie. Ruchy heretyckie głosiły hasła, iż sakramenty sprawowane przez kapłana żyjącego w grzechu nie są ważne. Franciszek, dzięki otrzymanej łasce wiary, również wobec tej grupy kapłanów zachowuje tę samą postawę szacunku i czci: „kochać i szanować jako moich panów”. Okazywanie czci i poddania wobec wszystkich kapłanów, może być zrozumiałe tylko w świetle daru wiary w obecność Chrystusa w swoim Ciele i w swojej Krwi. Franciszek, jakby stawia sobie i swoim braciom retoryczne pytanie: czy wolno im osądzać i odrzucać tych, których sam Bóg nie odrzuca i każdego dnia poprzez ich posługę schodzi na ołtarz. W kontekście tak wielkiej opozycji, a czasami nawet agresywnej reakcji ze strony ruchów heretyckich, dar wiary wprowadza młodziutkiego Franciszka w samo serce tajemnicy Kościoła jaką jest sakramentalna obecność Chrystusa pośród swego ludu.
39
TEMAT NUMERU ▪ ROZMOWA ▪
Kościół jest święty Rozmawiał: Andrzej Zając OFMConv
Rozmowa z ks. prof. Robertem Woźniakiem, dogmatykiem, o Kościele, jego świętości, działaniu Boga w nim i perspektywach na przyszłość.
Ks. prof. Robert Woźniak z ówczesnym gwardianem franciszkanów, o. Piotrem Bieleninem, podczas odsłonięcia ławki papieża Benedykta XVI na placu franciszkańskim w Krakowie w kwietniu 2020 r.
FOT. A. ZAJĄC
TEMAT NUMERU ▪ ROZMOWA ▪ Wyznając wiarę, mówimy, że Kościół jest święty. Jest święty, a tyle w nim grzechu. Jak rozumieć to napięcie między świętością a grzesznością Kościoła? Można je rozumieć na wielu płaszczyznach. Przede wszystkim właśnie jako napięcie. Napięcia – jak zauważył Romano Guardini – charakteryzują życie i jego dynamikę. Napięcia pozwalają nam pozostawać w ciągłym ruchu, doskonalić się. Podstawowe napięcie, jakie charakteryzuje życie Kościoła to istnienie między grzechem i świętością, ruch od śmierci do życia, od zła do dobra, od życia marnego do szlachetnego i wypełnionego dobrymi czynami. Pamiętajmy jednak, iż choć dobro stanowi istotny wymiar świętości, to jednak ona nie ogranicza się jedynie do dobrego życia. Świętość to relacja ze świętym. Świętość nie rodzi się z naszych dobrych czynów, ale z tego, co Bóg robi dla nas. To Jego świętość i działanie są źródłem naszej świętości i dobrego życia. Kościół jest zatem święty przede wszystkim dlatego, że Bóg cały święty nie opuszcza go nigdy. Świętość Kościoła polega na tej Jego obecności z nami. Nasza świętość jest raczej czymś, co się nieustannie staje niż czymś, co już trwale posiadamy. Kościół pod tym względem jest jak szkoła i szpital: przyjmuje on w sobie grzesznika, aby dzięki kontaktowi z Bogiem mógł powoli wzrastać. Czasami to wzrastanie trwa bardzo długo i wymaga wiele cierpliwości, rodzi się w bólu i cierpieniu. Niektórych to gorszy, innych zniechęca. Poza tym, może nam się często wydawać, że w Kościele jest więcej grzechu niż świętości. To jednak nie jest prawdą. Dzisiaj niestety wolimy zwracać uwagę na zło. Zobaczyć zło w Kościele jest dosyć łatwo, ponieważ z natury rzeczy gromadzi on grzeszników. Zobaczyć w nim dobro, wymaga wiary i zdecydowanej postawy walki o każdego, postawy, która nie tylko ocenia, ale gotowa jest oddać życie za drugiego.
42
Adhortacja apostolska Amoris lae a o miłości w rodzinie wywołała falę krytyki i zamieszania. Czy jest powód do niepokoju? Jak Ksiądz Profesor widzi ten dokument? Każdy tekst jest otwarty na interpretację, która może być życzliwa lub nie,
nie tyle ze względu na obłożone wielu warunkami potencjalne dopuszczenie rozwodników w powtórnych związkach do sakramentów, ale dzięki wyraźnemu zaproszeniu do duszpasterstwa towarzyszenia ludziom. Kościół nie tylko naucza i sprawuje sakramenty, ale także ma towarzyszyć człowiekowi, który na
Świętość nie rodzi się z naszych dobrych czynów, ale z tego, co Bóg robi dla nas. To Jego świętość i działanie są źródłem naszej świętości i dobrego życia. Kościół jest zatem święty przede wszystkim dlatego, że Bóg cały święty nie opuszcza go nigdy. obiektywna lub stronnicza. Amoris ukazała się akurat w takim czasie, w którym coraz wyraźniej ujawnia się podział istniejący w Kościele. Stąd mamy różne interpretacje. Dla mnie adhortacja papieża Franciszka jest przełomowa
takie towarzyszenie się otwiera, który go potrzebuje. Towarzyszenie duchowe może zostać zaproponowane każdemu człowiekowi dobrej woli. Nie ulega wątpliwości, że może ono okazać się pomocne na drodze zbliżenia się do Boga
FOT. ARCHIWUM PRYWATNE KS. ROBERTA WOŹNIAKA
FOT. PIXABAY.COM
Kościół nie tylko naucza i sprawuje sakramenty, ale także ma towarzyszyć człowiekowi, który na takie towarzyszenie się otwiera, który go potrzebuje. Towarzyszenie duchowe może zostać zaproponowane każdemu człowiekowi dobrej woli.
TEMAT NUMERU ▪ ROZMOWA ▪ i wewnętrznej przemiany człowieka. Pomagając w rozwoju życia duchowego, modlitwy i lepszego zrozumienia woli Bożej, przygotowuje ono do konkretnych decyzji. W przypadku związku niesakramentalnego może chociażby pomóc w podjęciu decyzji o życiu w czystości, zgodnie z zaleceniem Jana Pawła II.
Kościoła. Tylko z perspektywy takiego prymatu, człowiek może zająć należne mu miejsce. Wielkim zadaniem jest powiązanie nastawienia kontemplacyjnego, teologii i duszpasterstwa, które to powiązanie pozwala na lepsze i bardziej skuteczne głoszenie prawdy i świadectwo chrześcijańskie. Praca nad wspól-
Prawdziwe ikony Boga to nie obrazy na desce, ale ludzie przemienieni przez Chrystusa i Ducha Świętego na podobieństwo Boże. To Przemienienie nadaje człowiekowi pełnię człowieczeństwa.
44
Jakie zasadnicze problemy Kościoła – mówimy o Kościele w Polsce – widzi Ksiądz Profesor? Jak w każdej żywej wspólnocie, również w Kościele polskim istnieje szereg problemów. Niektóre z nich wynikają z naszej historii, niektóre pojawiają się w kontekście podejmowania wyzwań chwili obecnej. Wśród istotnych bolączek naszego Kościoła trzeba wspomnieć o ciągle bardzo małym udziale świeckich w codziennym życiu i funkcjonowaniu wspólnoty, obustronnie słabych relacjach teologii i duszpasterstwa, zbyt silnych i czasami obcesowych powiązaniach ze światem polityki, dużej zdolności do dzielenia się i braku woli konsensualnego godzenia przeciwieństw, gdzie to jest oczywiście możliwe. Dużym problemem, w tym przypadku nie tylko naszym rodzimym, jest formacja do kapłaństwa.
W ostatnim czasie dość często słyszy się o apostazji. Dlaczego ludzie decydują się na rozstanie z Kościołem? Powody zapewne są różne. Myślę, że wiele z nich wiąże się z jednej strony z dużą nieznajomością Kościoła, z drugiej zaś z postępującą sekularyzacją, czyli stępieniem religijnego słuchu. Bywa także, że chodzi o niezgodę na jakiś aspekt życia Kościoła, czy też wprost jego całość. Ponadto przeszkodą bywa hipokryzja ludzi Kościoła, prawdziwa jak i ta domniemana. Często postawa ludzi wierzących może także utwierdzać odchodzących w ich decyzji. Tak czy inaczej, apostazja jest zawsze dramatem. Także w przypadku tych, którzy od dawna pozostawali już faktycznie poza Kościołem.
A jakie drogi wyjścia? Klasyczne: pokorne słuchanie, szacunek i miłość do każdego, odrzucenie pokusy traktowania się jako wyjątkowych, a przede wszystkim powrót do nienegocjowalnego prymatu Boga w życiu
Czy te odejścia nie mówią nam też o kondycji współczesnego Kościoła? A może bardziej o stylu jego funkcjonowania? Pewnie trochę tak, ale pełna diagnoza jest tu dość skomplikowana. Odejścia
notą powinna stać się wielkim zadaniem całego Kościoła.
diagnozują stan Kościoła, ale również i stan ducha naszych czasów w ogóle. Nie wolno nam zapominać, iż nowożytność traktowała Kościół często jako jednego z głównych wrogów. Nie mówię tego po to, żeby narzekać i egzorcyzmować nowożytne podejście do rzeczywistości, ale po prostu by stwierdzić fakt. Dawniej niezwykle istotną rolę w formacji duchowej pełniła hagiografia. Czyli ludzkie historie. Dziś większą siłę przebicia mają ludzkie historie w telewizji, które niekoniecznie oferują przykłady do naśladowania. Czy dla historii świętych nadejdzie jeszcze czas odrodzenia? W swojej pierwszej książce o Teresie z Lisieux, von Balthasar, wielki szwajcarski teolog, pisał, że współczesna teologia i duszpasterstwo potrzebują „transfuzji krwi z hagiografii”. Trudno o cenniejszą wskazówkę na nasze czasy. Balthasar radzi, po pierwsze, wpatrywanie się w świętych. To oni są prawdziwymi pomnikami Objawienia, w nich zawarta jest cała mądrość Pisma i Tradycji, to oni pokazują wprost boskie działanie w świecie i go dowodzą. Po drugie, Balthasar zaprasza do reformy Kościoła przez staranie się o świętość we własnym życiu. Męczące są te wszystkie diagnozy i pomysły jak uratować świat i Kościół, które nie odnoszą się wprost do tego, co najistotniejsze, czyli naszej woli bycia świętymi. Wagę świętych w ewangelizacji odkrył św. Jan Paweł II, który kanonizował całe ich setki. Osobiście marzy mi się utrzymanie tej tendencji i jedna mała zmiana: większa liczba świeckich kanonizowanych. Mamy między nami tylu „świętych z sąsiedztwa”, którzy mogą stać się pięknymi przykładami wiary, nadziei i miłości. Oni mogą nas tyle nauczyć o Bogu! Wszak, żeby jeszcze raz odwołać się do Balthasara, „miłujący wiedzą o Bogu najwięcej, teolodzy powinni się im przysłuchiwać”.
FOT. PIXABAY.COM
Wierzyć oznacza poszukiwać zrozumienia, otwierając się w wolności na mądrość Boga. Wiara potrzebuje rozumu, nie po to żeby odnaleźć usprawiedliwienie, ale aby żyć.
TEMAT NUMERU ▪ ROZMOWA ▪ Niejednokrotnie można odnieść wrażenie, że statystyczny katolik ma wiedzę o Kościele czy duchowości na poziomie dziecka pierwszokomunijnego. Gdzie jest problem?
alne. Uogólniając, mamy wielu dobrze wykształconych katechetów, którzy kochają swoją pracę i są jej oddani. Jednak wiedza teologiczna nie trzyma się ludzi. To wielka szkoda. Wiara dotyczy rozumu, jest jego aktem. Wierzyć oznacza poszu-
Być świadkiem piękna Boga, to pomagać Mu czynić ludzi i świat pięknymi! Bóg jest piękny, bo wszystko czyni pięknym.
FOT. PIXABAY.COM
Śmieję się, że my Polacy mamy jakiś dodatkowy gen zwalczający poznanie religijne. Wiara dla nas oznacza uczucie, oddanie bez rozumienia. Wszelka wiedza o Bogu wydaje się tym samym podejrzana i niepotrzebna. Rzeczywiście to trochę przerażające: tyle lat katechezy i tak skąpe jej owoce, także te intelektu-
kiwać zrozumienia, otwierając się w wolności na mądrość Boga. Wiara potrzebuje rozumu, nie po to żeby odnaleźć usprawiedliwienie, ale aby żyć. Z drugiej strony, przeżywana także w przestrzeni rozumu wiara otwiera człowieka na jedną z największych przygód życiowych, jakich można doświadczyć.
Jaką rolę dla wiary pełni studium teologii, dobra lektura? Ożywia wiarę, podsyca ją, podarowuje materiał do osobistej rozmowy z Bogiem, uczy rozmawiać o Bogu i głosić Go, posługując się zrozumiałymi argumentami. Papież Benedykt XVI, jeden z największych obrońców rozumu we współczesnym postmodernistycznym świecie, wielokrotnie przekonywał i przypominał, że religia bez rozumu narażona jest na wszelkiego typu fundamentalizmy. Chrześcijaństwo jest, twierdził, religią rozumu, prawdziwym oświeceniem. Papież Benedykt XVI w przemówieniu do przedstawicieli wielkiej rodziny franciszkańskiej skierował dość intrygującą zachętę: „Bądźcie świadkami piękna Boga!”. Nawet nie świadkami ewangelicznego
FOT. COMMONS.WIKIMEDIA.ORG
Bonawentura odkrył przede mną zakamarki działania Boskiego, ale i głębię człowieczeństwa, w którym człowiek staje się „szczęśliwy, przekraczając siebie”. Francisco de Zurbarán, Modlitwa św. Bonawentury przed wyborem papieża
TEMAT NUMERU ▪ ROZMOWA ▪ życia, braterstwa, ubóstwa, ale piękna Boga. Co to znaczy być świadkiem piękna Boga? Być świadkiem piękna Boga, to pomagać Mu czynić ludzi i świat pięknymi! Bóg jest piękny, bo wszystko czyni pięknym.
FOT. PIXABAY.COM
Dla Księdza Profesora teologia franciszkańska jest bliska, w końcu praca doktorska dotyczyła teologii
48
św. Bonawentury. To wielki teolog, ale żyjący w XIII w. Czy dzisiaj ma on coś ważnego do powiedzenia nam żyjącym w XXI w.? Świętość i mądrość zawsze są uniwersalne, także w czasie i przestrzeni. Wiele się nauczyłem od Bonawentury. Wraz z nim odkryłem Boga Ojca i to, że w chrześcijaństwie jest On absolutnie centralny, że Ewangelie należy przeczytać z perspektywy Objawienia przez Je-
zusa właśnie osoby Ojca. Bonawenturze zawdzięczam również odkrycie głębi pojęcia Objawienia: to on nauczył mnie, że celem Objawienia jest człowiek ukształtowany na podobieństwo Chrystusa. Trójca Święta najpełniej objawiła się w Chrystusie, Jego życiu, słowach, czynach, relacjach. To Objawienie staje się żywe w każdym, kto je przyjmuje. Prawdziwe ikony Boga to nie obrazy na desce, ale ludzie przemienieni przez Chrystusa i Du-
▪ ROZMOWA ▪ TEMAT NUMERU cha Świętego na podobieństwo Boże. To Przemienienie nadaje człowiekowi pełnię człowieczeństwa. W ten sposób Bonawentura odkrył przede mną zakamarki działania Boskiego, ale i głębię człowieczeństwa, w którym człowiek staje się „szczęśliwy, przekraczając siebie”. Pierwsza praca, jaką mu poświęciłem, dotyczyła natomiast pragnienia Boga. Tu Bonawentura jest zdecydowanie ważny, stawia bowiem na pragnienie Boga. Każdy może
Boga pragnąć. Pragnienie otwiera serce na działanie Boże, na Jego tajemnice. Boga pragnąć może nawet człowiek niewierzący, chociaż to pragnienie jest szczególną cechą wierzących. U Bonawentury genialne jest również i to, że u niego teologia i mistyka są istotnie połączone i nierozdzielne. Nie ma teologii bez mistyki, ani mistyki bez teologii. Wszystko staje się częścią przygody wiary, tej wielkiej podróży umysłu w kierunku Boga.
Na koniec poproszę jeszcze o krótkie życzenia czy słowo przesłania dla czytelników Posłańca. Życzę Wam radości i szczęścia płynących z relacji z Bogiem. No i wielu dobrych lektur w Posłańcu. Nie poddawajmy się wszędobylskiemu pesymizmowi, bo Pan jest zawsze blisko i „pozwala się znaleźć tym, którzy Go szukają”!
49
STYL ŻYCIA ▪ ŚWIADKOWIE ▪
Szczęśliwie nad wszystkim stoi Bóg... Anna Dąbrowska Biuro Promocji Kultu Męczenników z Pariacoto
28 listopada 1988 r. dwóch franciszkanów wsiadło do samolotu lecącego do Moskwy, aby stamtąd dalej polecieć do Limy w Peru. Byli to o. Zbigniew Strzałkowski i o. Jarosław Wysoczański. 24 lipca 1989 r. w podobną podróż wyrusza o. Michał Tomaszek, aby dołączyć do nich i wspólnymi siłami utworzyć misyjna placówkę w Pariacoto.
W drodze do Pariacoto, bł. Zbigniew Strzałkowski FOT. ZDZISŁAW GOGOLA OFMCONV
Świadomi ryzyka W Peru od kilku lat władzę próbuje przejąć maoistowska organizacja „Świetlisty Szlak” (Sendero Luminoso), a jej przywódcy nie cofają się przed aktami terroru wobec lokalnych władz i ludności. Franciszkanie poznają zagrożenie i w pełni świadomie podejmują wyzwanie pracy misyjnej. Nie rezygnują także wtedy, gdy w lutym 1990 r. do Pariacoto wkracza grupa terrorystów, podkłada kilka bomb, wysadzając m.in. urząd pocztowy i posterunek policji. Bł. Zbigniew, już po tych wydarzeniach w rozmowie z jedną z sióstr zakonnych pracujących na terenie parafii powie: Nie możemy opuścić ludzi. Nigdy nic nie wiadomo, lecz jeśli nas zabiją, pochowajcie nas tutaj.
ka wtargnęli terroryści. Według relacji świadków była ich spora, ok. 20-osobowa grupa, a dowodził nimi „Towarzysz Jorge”. Ojcowie, powiadomieni o obecności terrorystów przez pracującą w parafii s. Bertę Hernández Guerra, nie zmienili planów: Msza Święta wieczorna i adoracja odbyły się jak co dzień. O. Zbigniew wygłosił kazanie o zaufaniu i wierze. Po Mszy, gdy miały rozpocząć się spotkania z młodzieżą na salkach parafialnych – na teren parafii wtargnęli terroryści. Uprowadzili franciszkanów, zabrali samochody należące do parafii, odjechali w kierunku Pueblo Viejo. Tam ok. godziny 21 zastrzelili ojców oraz wójta Pariacoto. Na plecach o. Zbigniewa zostawili kartkę z napisem – wyrokiem śmierci: „Tak giną lizusy imperializmu”. Nad ranem ciała zabrano Noc ciemności do szpitala w Casma na autopsję. Roz9 sierpnia 1991 r. w parafii było obec- począł się czas żałoby. nych dwóch franciszkanów: Michał Tomaszek i Zbigniew Strzałkowski. O. Ja- Żałoba i radość rosław już w maju wyleciał do Polski na Pogrzeb ojców odbył się 11 sierpnia. urlop, niedługo miał powrócić na misje, Ciała, na udekorowanych kwiatami saaby kolejny z misjonarzy mógł odwie- mochodach, wieziono z Casma do Padzić ojczyznę. Wieczorem do miastecz- riacoto, gdzie zostali pochowani w koś-
50
ciele. Droga, która normalnie zajmuje około godziny trwała 5 razy tyle. Ludzie, mimo fałszywie rozgłaszanych pogłosek, że misjonarze zostaną pochowani w Polsce, czekali z kwiatami na trasie konduktu oraz w kościele. 5 grudnia 2015 r. podczas Mszy Świętej w Chimbote, ojcowie Michał Tomaszek i Zbigniew Strzałkowski wraz z ks. Alessandro Dordim, zamordowanym kilka tygodni później na terenie tej samej diecezji, zostali ogłoszeni błogosławionymi. Tm razem także były kwiaty i tłumy ludzi – jednak już nie smutnych, ale radosnych. Błogosławieni Michał i Zbigniew oddali życie za wiarę, za gotowość głoszenia Ewangelii. 9 sierpnia 2021 r. mija 30 lat od śmierci błogosławionych Męczenników z Pariacoto*. Z okazji 30. rocznicy męczeńskiej śmierci pierwszych polskich misjonarzy męczenników chcemy ukazać ich realia pracy na misjach poprzez spojrzenie bł. Zbigniewa Strzałkowskiego, zawarte w listach, jakie pisał do rodziny oraz znajomych. Podobne listy, ukazujące detale życia misyjnego, pisał także bł. Michał Tomaszek (Można je znaleźć w książce: Jacek
▪ ŚWIADKOWIE ▪ STYL ŻYCIA Raczek, Błogosławiony Michał Tomaszek. sierpnia parafia została uroczyście przeHistoria życia, Bielsko-Biała 2018). kazana franciszkanom. Odtąd praca ojców będzie koncentrowała się na dociePierwsza podróż samolotem raniu do wiosek w górach, sprawowaniu Pomyślnie i bez przeszkód, chociaż po tam sakramentów, przygotowywaniu bardzo długim locie – Moskwa – Shan- świeckich katechistów do systematycznej non (Islandia) – Gander (Kanada) - Ha- pracy z wiernymi, spotkaniach z młodziewana (Kuba) - dotarliśmy do Limy. Na żą a także pomocy charytatywnej na terelotnisku oczekiwał nas o. Jan Sasin ze nach dotkniętych suszą i cholerą. zgromadzenia Oblatów św. Józefa, dwóch o. Włochów z tego samego zgromadze- Pierwsi naśladowcy Oczywiście praca z powołaniami miejnia, pracownik biura podróży, któremu biskup zlecił zorganizowanie naszej od- scowymi (i to praca dosłownie) jest podprawy i jakaś bardzo miła Peruwianka stawą przyszłości Zakonu, ale jeżeli na pracująca na lotnisku, dzięki której cała cztery miesiące zostajemy z Michałem saprocedura odprawy (łącznie z wejściem mi, z dwoma postulantami, kursami, katedo budynku portu lotniczego) trwała chezą i wszystkimi wioskami (całą parafią) kilkanaście minut. Nie zdążyłem nawet – to można liczyć tylko na Bożą Łaskę, któlepiej spojrzeć na lotnisko. ra może coś zdziałać na gruncie fantazji (Bł. Zbigniew Strzałkowski, List do (jeżeli chce się iść rytmem jaki ustaliliśmy Rodziców, Lima 3 grudnia 1988, fragm.) na ten rok). Wszystkie nieszczęścia typu Ojcowie w trakcie podróży mieli prze- terroryzm, cholera itp. grasują po kraju siadkę w Moskwie, gdzie nocowali. Za- i kontynencie, ale i za to wielkie Bogu dzięchowała się kartka pocztowa wysłana ki – nas na razie nie zaczepiają. przez bł. Zbigniewa z pozdrowieniami (Bł. Zbigniew Strzałkowski, List do z Moskwy do rodziny. Widać było, że Renaty K., Lima 4 maja 1991, fragm.) pierwszy i to tak długi lot samolotem, Jarek został proboszczem parafii i gwarjest dla nich wielki przeżyciem. Po przy- dianem. Michał wikariuszem parafii locie przebywali jakiś czas w Limie, gdzie i konwentu, ja mam być odpowiedzialny poznali warunki pracy w uboższych za kontakt z kandydatami, którzy zgłaszadzielnicach miasta. Widzieli tam również ją się do Zakonu. Człowiek jest leniwy ale skrajną przepaść między najbiedniejszy- trzeba się zmobilizować, żeby oprócz domi osiedlami, a domami bogaczy. brego opanowania hiszpańskiego nauczyć się quechua (keczua) i angielskiego. Michał przybył do Peru (Bł. Zbigniew Strzałkowski, List Przedwczoraj powitaliśmy trzeciego do Rodziców, Pariacoto 6 maja 1990, z Polski i idziemy już do „naszej” parafii fragm.) górskiej. Życie tam inne surowe, ale też Dość szybko do klasztoru zgłosili się piękniejsze, spokojniejsze (może jedynie młodzi ludzie, którzy chcieli żyć według dokuczyć „przeskok cywilizacyjny”). reguły św. Franciszka. Postulantami zaj(Bł. Zbigniew Strzałkowski, List do mowali się Zbigniew i Michał. Okazało Haliny J., Lima 27 lipca 1989, fragm.) się, że jeden z postulantów, który został Lipiec i sierpień 1989 r. franciszkanie przez ojców usunięty z postulatu z powospędzili w Pariacoto na pracach remon- du braku szczerości i niejasności w zachotowo-budowlanych, w które włączyła się waniu i dokumentach, był podstawionym okoliczna młodzież i mieszkańcy. Trze- przez terrorystów szpiegiem. Ojcowie jedba było naprawić instalację elektryczna, nak nie mieli szans zorientować się od raagregat, bo w Pariacoto nie było prądu, zu z kim mają do czynienia, choć prawda przystosować na cele klasztorne i salkę wyszła na jaw. Ojciec Jarosław Wysoczańparafialną zabudowania przy kościele. 30 ski napisze potem we wspomnieniach:
Również wśród nas był Judasz […] nazywał się Romel”. W 1997 r. został schwytany i okazało się, że Romel David Cabada Temoche miał pseudonim operacyjny „Lucas”, a działał też jako „Doctor Anselmo”. Wrząca zupa grochowa Wszystko tutaj – na pozór spokojne – przypomina wrzącą zupę grochową. Szczęśliwie nad wszystkim stoi Bóg, a my jesteśmy tutaj, aby głosić Jego Słowo. (Bł. Zbigniew Strzałkowski, List do Adama K., Pariacoto 2 grudnia 1989, fragm.) Kryzys gospodarczy i polityczny w Peru pogłębiający się niemal z tygodnia na tydzień to jest rzecz powiedziałbym normalna. Związane z tym potrzeby i zjawiska religijne można sobie wyobrazić. Jednak najniebezpieczniejszym zjawiskiem jest chyba rozwijający się terroryzm – czy patrząc z innej strony „rewolucja”. […] Wydaje się, że jedynym programem SL [Sendero Luminoso – przyp. red.] jest zastraszyć społeczeństwo morderstwami, sabotażem i utrzymać lud (masa) w swojej władzy. Dlatego wydaje się, że niekiedy albo raczej w ogólności wszelką pomoc dla ludu (prostego, biednego) traktują jako „grzech” przeciw rewolucji (straszliwy i [obskurny?] totalitaryzm)... Ale jak miałem w Polsce nadzieję (po 1981 r.), że w tych wszystkich rachubach ludzkich Bóg ma ostatnie słowo, tak i tutaj mam tą nadzieję. (Bł. Zbigniew Strzałkowski, List do ks. Andrzeja M., Lima 26 lipca 1989, fragm.) Niestety jesteśmy ziarnem zasianym na gruncie trudnym, więc teraz problem, żeby dobrze zakiełkować. Sytuacja jest taka, że chciałoby się powiedzieć iż „najstarsi Indianie nie pamiętają czegoś takiego”. Sytuacja wewnętrzna Peru może się odbić na Kościele. Wprawdzie wybory prezydenckie w kwietniu nie przyniosły rozstrzygnięcia, ale nowo wybrani członkowie parlamentu i senatu (duży ich procent) zdradza tendencję, by potraktować Kościół jako jedną z sekt – a jest ich w Peru ok. 60. Oczywiście jest to absurd – ale
51
STYL ŻYCIA ▪ ŚWIADKOWIE ▪ ileż Kościół cierpiał i cierpi z powodu owych absurdalnych idei. (Bł. Zbigniew Strzałkowski, List do o. Józefa Sz., Pariacoto 6 maja 1990, fragm.) Sytuacja w Peru stawała się coraz trudniejsza, czego franciszkanie mieli pełną świadomość. Ludzie byli zamknięci, zastraszeni. Wielu po cichu też sprzyjało lewicowym ugrupowaniom w nadziei na poprawę swojego bytu. Szalała inflacja, wymiana pieniądza z soli na intis nie na wiele się zdała. Działania franciszkanów były terrorystom nie na rękę. Franciszkanie głosząc Ewangelię opóźniali nadejście rewolucji. Ewangelia była bardzo nie po drodze terrorystom, a także franciszkańska misja „dobra i pokoju”. Rewolucja miała być krwawa, a jej przeciwnicy mieli zginąć. Solą w oku była także działalność charytatywna franciszkanów, ich walka z epidemią cholery, starania o dostęp dla ludności do dobrej jakości wody pitnej. Bożą Opieka dla tego przedsięwzięcia Po zwizytowaniu Pariacoto o. Prowincjał [o. Feliks Staszica – przyp. red.] ocenił, że bez przesady to jest prawdziwa misja. W tym przypadku rzeczywistość w jakiej wypadnie nam żyć odpowiada znaczeniu słowa misja. (Bł. Zbigniew Strzałkowski, List do Leszka Rz., Moro 28 lutego 1989, fragm.) W naszej obecnej parafii praca duszpasterska na razie jest skoncentrowana wokół świąt patronalnych po osiedlach, mszy okolicznościowych. Do tego ludzie byli przyzwyczajeni z powodu braku księdza. Nasz asystent generalny zaofiarował się sprowadzić relikwie św. Franciszka. Jest więc idea, aby przed tym wydarzeniem zorganizować misje w parafii – w większych osiedlach – zapraszając Ojców naszego Zakonu innych krajów Ameryki Południowej. Myślę, że byłby to bardzo dobre i pożyteczne. (Bł. Zbigniew Strzałkowski, List do Rodziców, Lima 11 listopada 1989, fragm.)
52
Patrząc z perspektywy czasu spędzonego w Peru wyraźnie widać Bożą Opiekę dla tego przedsięwzięcia – nie będzie więc źle. Aż do grudnia ciągle mamy msze odpustowe w różnych osiedlach. Przerwa w wyjazdach w góry wypada na miesiące grudzień, styczeń, luty i marzec – a więc pora deszczowa. Tutejsza ziemia ma to do siebie, że bez wody robi się twarda jak skała, a kiedy przychodzą deszcze wprost – niekiedy - rzeki błota płyną. (Bł. Zbigniew Strzałkowski, List do Rodziców, Lima 8 września 1989, fragm.) Ojcowie rzucili się w wir pracy z niespożytą energią i dość szybko – o czym świadczą nadsyłane z misji zdjęcia – na parafii pojawili się młodzi ludzie, dzieci, rodziny. O. Michał odprawiał Msze Święte dla matek z dziećmi, ojcowie docierali do wiosek w górach, gdzie ważnym dorocznym świętem była fiesta ku czci patrona wioski. Codzienność biegła szybko. Listy często pisali już w nocy, po wypełnieniu obowiązków. Ostatnie listy Cholery się nas nie imają – za co wielkie dzięki Bogu. Zdrowie dopisuje. Jedynie czego brakuje to ochota do pisania listów i życzeń należnych. Proszę niech Pan Bóg uzupełni, bo cóż dla Niego znaczy taka drobnostka jeżeli tyle dla nas robi. Od maja Jarek będzie na urlopie w Polsce i na pewno Was odwiedzi. (Bł. Zbigniew Strzałkowski, List do rodziców, Pariacoto 1 kwietnia 1991, fragm.)
Zdanie to, poza kartką wysłaną jeszcze z Moro, pochodzi z ostatniego zachowanego listu Zbigniewa do rodziny. W podobnym – trochę żartobliwym tonie – pisał do bliskich o. Michał. Już wtedy jednak sytuacja w Pariacoto i okolicy była groźna. Ojcowie jednak nie chcieli niepokoić najbliższych w dalekiej Polsce. Ufali, że Bóg jest we wszystkim. Bł. Michał w czasie Wielkiego Postu w 1991 r. napisał do znajomej w Polsce: Mogę ci powiedzieć całkiem świadomie i spokojnie, że każdej chwili mogę oddać tu życie, ale jest Bóg i nikt nie pokrzyżuje Jego planów (Jacek Raczek, Błogosławiony Michał Tomaszek. Historia życia, Bielsko-Biała 2018, s. 317). Dziś, 30 lat od ich męczeńskiej śmierci, zastanawiamy się, co z przesłania swojej misyjnej pracy jest dla nas aktualne. Pasja życia i ufność Bogu aż do końca – tego na pewno, patrząc na ich życie i pracę, możemy się od nich uczyć i z ich postawy przyjmowania trudnej peruwiańskiej rzeczywistości – czerpać siłę na dzisiejsze czasy. * Relacja z ostatnich godzin przed śmiercią ojców została opisana w kilku publikacjach: Alex Cordero, „Pasja Michała i Zbigniewa”, Kraków 2018; s. Berta Hernandez, „Ojcze nadeszła godzina…”, Kraków 2019. Wspomnienia spisał też o. Jarosław Wysoczański: Joachim Bar, Jarosław Wysoczański „Znak miłości w Peru”; Jarosław Wysoczański, Alberto Friso, „Bracia Męczennicy. Historia opowiedziana przez trzeciego współbrata”, Kraków 2018.
FOT. ARCHIWUM BIURA PROMOCJI KULTU MĘCZENNIKÓW Z PARIACOTO
Procesja pogrzebowa
▪ ŚWIADKOWIE ▪ STYL ŻYCIA
Międzynarodowa Nagroda św. Rity dla Polki!
T
FOT. K. KORNECKI
egoroczne trzy laureatki Międzynarodowej Nagrody św. Rity to Anna Lorenza „Annalori” Gorla Ambrosoli, Monika Kornecka i Geltrude „Gina” Garrisi. Monika Kornecka jest trzecią kobietą w Polsce z tym wyjątkowym wyróżnieniem. W 1990 r. Nagrodę św. Rity przyznano Mariannie Popiełuszko, matce bł. ks. Jerzego Popiełuszki, a w 1999 r. piosenkarce Eleni, która przebaczyła mordercy swej córki Afrodyty. Uzasadnienie przyznania nagrody Monice Korneckiej brzmi następująco: „Monika Kornecka, która pochodzi z Krakowa, otrzymuje Wyróżnienie, ponieważ wzorem św. Rity bez wahania wybaczyła zabójcy swojego syna, na-
tychmiast odrzucając prośby o zemstę i nienawiść, które rozprzestrzeniały się w sieci wokół jego rodziny. Było to przebaczenie, które stało się realne w modlitwie o nawrócenie mordercy. Wszystko to połączone zostało z decyzją oddania się opiece nad cierpiącymi i umierającymi dziećmi, aby być jeszcze bardziej płodną matką”. Jak sama mówi, dedykuje tę nagrodę wszystkim bezimiennym bohaterkom, które wybaczyły swoim krzywdzicielom w cichości swoich serc. Wszelka agresja, złe myślenie o kimś przede wszystkim nas samych zabija, nam nie pozwala żyć. Mogę czasem myśleć, że jestem zła na tego, na tamtego,
FOT. K. KORNECKI
22 maja 2021 r. we Włoszech w Cascii wręczono Międzynarodowe Nagrody św. Rity. Przyznawane są od roku 1988 kobietom, które w swym życiu zrealizowały ewangeliczne przesłanie Chrystusa Pana o przebaczeniu, upodabniając się tym samym do św. Rity, która przebaczyła zabójcom swego męża. Kobietom dającym świadectwo przebaczającej miłości. W tym roku wśród nich znalazła się Polka. Nasza radość jest tym większa, że Laureatka – Monika Kornecka – związana jest z naszym franciszkańskim środowiskiem w Krakowie.
ale to zło jest we mnie. Jak się z tym uporam, najlepiej modlitwą, to wewnętrzne napięcie zaczyna puszczać i nagle okazuje się, że ta osoba wcale mi nie przeszkadza. Chodzi o pytanie, czy kocham tego człowieka – jak mówi Jezus – miłością bliźniego. Jeśli kocham, to jestem w stanie przebaczyć. Człowiek musi się z tym uporać, żeby mógł żyć. Przebaczenie nie zabiera mi bólu, ale pozwala żyć. Można pójść w inną stronę, bez Pana Boga. Ale wtedy to jest nienawiść. Tak naprawdę koniec życia. Gdybym została w nienawiści, to byłoby już po moim życiu. Nienawiść nie pozwala żyć, nie pozwala oddychać. […] Jeśli nasze świadectwo ma pomóc choć jednej osobie, to ma to sens. Ja też czytam czasem jakieś świadectwa, które otwierają moją głowę, zmieniają moje myślenie. Tyle jest osób, które cierpią, są w jakimś strasznym bólu, niepokoju, bo zamknęły się w nienawiści i nie potrafią sobie poradzić – mówiła Monika Kornecka w wywiadzie, którego udzieliła wraz z mężem Krzysztofem dla naszego pisma w 2017 r.
53
WYDARZENIA ▪ Z KRAJU I ZE ŚWIATA ▪
W skrócie Nowy franciszkański arcybiskup 8 stycznia 2021 r. biuro prasowe Stolicy Apostolskiej podało do wiadomości, że papież Franciszek mianował franciszkanina, o. Dominique Mathieu OFMConv, dotychczasowego asystenta generalnego CEF (Centralis Europae Foederatio), arcybiskupem Teheranu-Isfahanu dla wiernych obrządku łacińskiego w Iranie. O. Dominique Mathieu urodził się w 1963 r. w Arlon w Belgii. W 1983 r. uzyskał tytuł bakalaureatu w dziedzinie nauk ekonomicznych i wstąpił do Zakonu Braci Mniejszych Konwentualnych w Niemczech. Śluby wieczyste złożył w 1987 r. a święcenia kapłańskie przyjął w roku 1989. W belgijskiej prowincji zakonnej, która później stała się delegaturą generalną, pełnił różnorakie obowiązki, w tym promotora powołań, sekretarza prowincji, ministra prowincjalnego, delegata generalnego. Od 2013 r. przebywał w Libanie jako członek kustodii prowincjalnej Bliskiego Wschodu i Ziemi Świętej.
Nowi profesorowie wśród franciszkanów 11 stycznia 2021 r. w Sanktuarium św. Jana Pawła II w Krakowie dwóch franciszkanów otrzymało tytuły naukowe profesorów: o. Zdzisław Gogola z Krakowa (profesor nauk humanistycznych) i o. Paweł Warchoł z Warszawy (profesor nauk teologicznych). Dyplomy wręczył zakonnikom Wielki Kanclerz Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II w Krakowie, ks. abp prof. dr hab. Marek Jędraszewski. O. prof. dr. hab. Zdzisław Gogola urodził w 1950 r. W 1978 r. przyjął święcenia kapłańskie. W roku 1989 został prowincjałem Prowincji św. Antoniego i bł. Jakuba Strzemię. Urząd ten pełnił w latach 1989-1996.
54
Przyczynił się w znaczny sposób do założenia misji w Ameryce Południowej (Peru, Paragwaj), w Afryce (Uganda) i w Azji (Uzbekistan). O. Zdzisław, wykonując obowiązki wyznaczone przez Zakon, uczestniczył jednocześnie w licznych konferencjach, sympozjach oraz sesjach naukowych. W 1999 r. uzyskał stopień doktora nauk humanistycznych w zakresie historii, w roku 2010 stopień doktora habilitowanego, a 4 lata później stanowisko profesora nadzwyczajnego. Do roku akademickiego 2019/2020 pracował na Uniwersytecie Papieskim Jana Pawła II w Krakowie. O. prof. dr hab. Paweł Warchoł urodził się w 1965 r. W 1990 r. złożył śluby wieczyste, a 2 lata później przyjął święcenia kapłańskie. Został skierowany na studia licencjacko-doktoranckie do Rzymu, gdzie w roku 2000 uzyskał tytuł doktora teologii, który nostryfikował na Wydziale Teologicznym Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie. Stopień doktora habilitowanego uzyskał w roku 2007, a w roku 2020 r. otrzymał tytuł profesora zwyczajnego na Uniwersytecie Papieskim Jana Pawła II w Krakowie.
Poświęcenie kamienia węgielnego pod budowę kaplicy Męczenników z Pariacoto W poniedziałek, 25 stycznia 2021 r. w Chimbote miała miejsce ceremonia poświęcenia kamienia węgielnego pod budowę kaplicy Błogosławionych Męczenników z Pariacoto w ośrodku rekolekcyjnym „Casa Paz y Bien” (Dom „Pokój i Dobro”). Poświęcenia dokonał biskup Angel Francisco Piorno. Kaplica pod wezwaniem Błogosławionych Męczenników z Pariacoto ma stanowić integralną część domu rekolekcyjnego, a zarazem będzie dostępna dla wiernych i parafian mieszkających w tym rejonie portowego miasta Chimbote.
Franciszkanin wikariuszem generalnym Ojca Świętego dla Państwa Watykańskiego 20 lutego 2021 r. Stolica Apostolska poinformowała, że kard. Mauro Gambetti OFMConv został mianowany wikariuszem generalnym Ojca Świętego dla Państwa Watykańskiego, archiprezbiterem bazyliki papieskiej św. Piotra w Watykanie oraz przewodniczącym Administracji Bazyliki św. Piotra (Fabbrica di San
▪ Z KRAJU I ZE ŚWIATA ▪ WYDARZENIA Pietro). Wcześniej, 16 grudnia 2020 r., papież Franciszek zaliczył go do grona członków Kongregacji ds. Instytutów Życia Konsekrowanego i Stowarzyszeń Życia Apostolskiego. Obowiązki, które podejmuje kard. Gambetti, związane są z zarządzaniem wikariatem Państwa Watykańskiego i papieską bazyliką św. Piotra (czyli kapitułą watykańską i administracją bazyliki). Wikariusz generalny troszczy się o duchową opiekę nad wiernymi tej części diecezji rzymskiej, która pokrywa się z terytorium Państwa Watykańskiego, a także sprawuje nadzór nad kościołami i kaplicami w Watykanie. Archiprezbiter bazyliki św. Piotra (inaczej mówiąc: przewodniczący kapituły watykańskiej) jest pierwszym odpowiedzialnym za sprawowanie kultu i za działalność duszpasterską w bazylice. Przewodniczący Administracji Bazyliki św. Piotra (Fabbrica di San Pietro) odpowiada za utrzymanie, konserwację i dekorację świątyni, jak również za wewnętrzną dyscyplinę służb porządkowych i wiernych.
Franciszkanin z odznaką „Bene merito” Przełożony franciszkańskiej misji w Ugandzie w Afryce, o. Wojciech Ulman, został uhonorowany przez Ministra Spraw Zagranicznych Rzeczypospolitej Polskiej, Zbigniewa Raua odznaką „Bene merito” (łac. Dobrze Zasłużonemu) za działalność wzmacniającą pozycję Polski na arenie międzynarodowej. O przyznanie odznaki honorowej „Bene merito” dla franciszkanina wnioskował Ambasador Rzeczypospolitej Polskiej w Republice Kenii Jacek Bazański. Tam też, w piątek 5 marca 2021 r. zakonnik został odznaczony. O. Wojciech Ulman urodził się w Leżajsku w 1983 r. W roku 2002 wstąpił do zakonu franciszkanów. W roku 2006 wyjechał do Stanów Zjednoczonych na kurs języka angielskiego, a w 2007 r. – do Kenii na studia teologiczne. W 2008 r. na ręce generała zakonu złożył śluby wieczyste, a w 2010 r. przyjął święcenia kapłańskie. Przez pierwsze cztery lata pracował w Matugga w Ugandzie, a od 2016 r. – w stolicy kraju w Kampali-Munyonyo, gdzie jest przełożonym klasztoru, parafii i sanktuarium Męczenników Ugandy. Od tego czasu jest również delegatem krakowskiego prowincjała w Ugandzie.
Nowy biskup franciszkański we Francji We wtorek, 11 maja 2021 r. Stolica Apostolska ogłosiła, że franciszkanin, o. François Bustillo, został mianowany przez Ojca Świętego Franciszka biskupem Ajaccio na Korsyce we Francji. Nowy biskup urodził się w 1968 r. w Pampelunie w Hiszpanii. W 1979 r. wstąpił do niższego seminarium w Elizondo (Nawarra), studia filozoficzno-teologiczne odbył w Padwie oraz w Tuluzie. Śluby wieczyste złożył w 1992 r., a święcenia kapłańskie otrzymał w roku 1994. Święcenia biskupie przyjmie 13 czerwca 2021 r. w Ajaccio z rąk abpa Jeana-Marca Aveline, arcybiskupa Marsylii.
W Japonii ukazał się tysięczny numer „Rycerza Niepokalanej” W Japonii ukazał się tysięczny numer miesięcznika „Rycerz Matki Bożej”, założonego 91 lat temu przez św. Maksymiliana Marię Kolbego. Już przed II wojną światową było to najpopularniejsze czasopismo katolickie w tym azjatyckim kraju. Miesięcznik jest odpowiednikiem „Rycerza Niepokalanej”, jednak św. Maksymilian zdecydował się zmienić nazwę, aby stał się on bardziej zrozumiały dla Japończyków. W majowym numerze, prowincjał zgromadzenia franciszkanów konwentualnych i przedstawiciel wydawnictwa „Rycerz Matki Bożej”, o. Luka Shinichiro Tanizaki, przypomniał historię magazynu cytując fragmenty listów św. Maksymiliana.
REFA w projekcie OnePeopleOnePlanet Ruch Ekologiczny św. Franciszka z Asyżu i wspólnota Laudato si’ włączyły się w międzynarodowy projekt franciszkański dając mu polski akcent. Projekt #OnePeopleOnePlanet towarzyszył Szczytowi Klimatycznemu w USA i był prezentowany w TV RAI Play w ramach tegorocznego włoskiego i międzynarodowego Dnia Ziemi ONZ – EarthDay2021. Wzbogacił też obchody Roku Laudato si’. Projekt powstał na zaproszenie koordynatorów narodowych Młodzieży franciszkańskiej we Włoszech (Gioventù Francescana d’Italia), aby włączyć się we franciszkańską część multimedialnego maratonu #OnePeopleOnePlanet i przygotować polski program na tegoroczne międzynarodowe obchody Dnia Ziemi. Pomysł polegał na wykonaniu „Hymnu stworzenia” św. Franciszka w różnych językach i w przyrodzie typowej dla danego kraju.
We współpracy z
55
WYDARZENIA ▪ ANTONIAŃSKIE ▪ Ponad milionów wirtualnych pielgrzymów u św. Antoniego Sanktuarium św. Antoniego w Padwie, jak wiele innych pielgrzymkowych miejsc, ma za sobą niełatwy rok. Zazwyczaj przybywa tam ponad ćwierć miliona pielgrzymów, ale w roku 2020, ze względu na rozwijającą się pandemię, do Padwy przybyło zaledwie 339 pielgrzymek, w których wzięło udział niespełna 14 tysięcy osób. Franciszkanie z padewskiego sanktuarium wyszli jednak wiernym naprzeciw. Każdego dnia czciciele św. Antoniego mogą uczestniczyć w Mszach Świętych oraz nabożeństwach sprawowanych w jego bazylice za pomocą transmisji internetowych. Jak podaje agencja ACI, za pośrednictwem Facebooka z padewskim sanktuarium połączyło się 6,3 mln wiernych, z czego 1,2 mln jednego tylko dnia 13 czerwca 2020 r., w liturgiczne wspomnienie św. Antoniego. To bardzo pokrzepiające, że ludzie nie przestali się modlić – zauważa rektor sanktuarium, o. Oliviero Svanera. Podkreśla również, że choć kontakt z pielgrzymami był w ubiegłym roku przede wszystkim wirtualny, to jednak ich nabożeństwo do św. Antoniego jest realne. Przyznaje, że kustoszom sanktuarium zależało, by nowymi drogami dotrzeć do wiernych, a szczególnie do osób chorych. Najbardziej wymownym tego wyrazem była lotnicza peregrynacja relikwii św. Antoniego nad Padwą i tymi regionami północnych Włoch, które najdotkliwiej zostały dotknięte pandemią koronawirusa. Była to wspólna inicjatywa padewskiego sanktuarium i włoskiego lotnictwa wojskowego. za: vaticannews.va
ja 2021 r. a jego wartość 2,40 euro. Na znaczku Święty przedstawiony jest z Dzieciątkiem Jezus i z lilią w ręku, a także z laską pielgrzymią i torbą na ramieniu. Na dołączonym bloczku filatelistycznym ukazana jest droga św. Antoniego do Włoch. Na mapie widoczne są miejscowości: Capo Milazzo, miejsce dotarcia statku na początku wiosny 1221 r.; Messyna, gdzie Ferdynand został przyjęty przez franciszkanów; Asyż, gdzie 30 maja tego samego roku spotkał św. Franciszka z Asyżu; Padwa, gdzie święty głosił i dawał świadectwo Ewangelii i gdzie przechowywane są jego doczesne szczątki. Inicjatywa emisji znaczka wpisuje się w obchody 800-lecia przybycia Antoniego do Włoch. Po raz kolejny pokazuje, jak wielki oddźwięk wywołuje św. Antoni z Padwy wśród wiernych na całym świecie, którzy nie przestają go prosić o wstawiennictwo w najróżniejszych potrzebach życiowych. za: ofmconv.net
Nowy znaczek poświęcony św. Antoniemu Poczta Watykańska wydała znaczek z okazji 800. rocznicy przybycia św. An- „Projekt Antoni - ” toniego Padewskiego do Włoch. Wikariusz prowincji włoskiej św. AnAutorką projektu jest Bimba Lan- toniego z Padwy (Włochy Północne) dmann. Do obiegu wszedł on 25 ma- o. Roberto Brandinelli, koordynator
56
projektu o. Paolo Floretta oraz rektor bazyliki papieskiej św. Antoniego w Padwie o. Oliviero Svanera przedstawili podstawowe zarysy programu „Projekt Antoni 20-22”. Według ustaleń podczas realizacji projektu, w ciągu 97 dni zostanie pokonanych pieszo 1990 km. Uczestnicy wyruszą z Sycylii do Padwy, aby uczcić trzy wielkie antoniańskie rocznice przypadające w latach 2020-2022: powołanie franciszkańskie Antoniego, jego przybycie do Włoch oraz pierwsze spotkanie ze św. Franciszkiem z Asyżu. Już w tych trzech wyjątkowych momentach Antoni ukazuje się światu jako wielki kaznodzieja i święty. Wędrówka miała rozpocząć się 6 kwietnia 2021 r. w Capo Milazzo (Mesyna), miejscu przybycia św. Antoniego do Włoch, ale została przesunięta ze względu na trwającą pandemię. Główny etap jest przewidziany w Asyżu, a całość zakończy się w padewskiej bazylice kryjącej doczesne szczątki św. Antoniego. W tym okresie będą organizowane różne wydarzenia kulturalne i religijne, które stopniowo będą prezentowane na nowej stronie internetowej www.antonio2022.org oraz w mediach społecznościowych poświęconych temu projektowi. za: ofmconv.net
▪ ANTONIAŃSKIE ▪ WYDARZENIA
FOT. PIXABAY.COM
Padwa. „Kamień pamięci” ku czci o. Placido Cortese 27 stycznia 2021 r., w rocznicę wyzwolenia niemieckiego obozu zagłady w Auschwitz (27 stycznia 1945 r.), obchodzony jest dzień pamięci ustanowiony dla upamiętnienia ofiar holokaustu z okresu II wojny światowej. W Padwie obchody zostały poprzedzone wyjątkowym wydarzeniem, mającym miejsce 21 stycznia. Do umieszczonych już w poprzednich latach „kamieni pamięci” dodano cztery nowe, upamiętniające trzech Żydów (Ester Giovanna Colombo, Guido
Usigli, deportowanych i zamordowanych w Auschwitz; Celina Trieste, deportowanej i zamordowanej w Trieście) oraz franciszkanina, o. Placido Cortese, więzionego, torturowanego i zabitego w siedzibie gestapo w Trieście (listopad 1944 r.). Pamiątką jest mała tabliczka mosiężna o wymiarach kostki brukowej (10x10cm), umieszczana przed drzwiami domu, w którym mieszkała ofiara nazizmu, lub w miejscu, w którym została wzięta do niewoli. Na tabliczce wygrawerowane jest imię i nazwisko danej osoby, rok urodzenia, data i ewentual-
ne miejsce deportacji, a także – jeśli jest znana – data śmierci. Te informacje mają na celu przywrócenie godności ludzkiej tym, którzy mieli być zredukowani tylko do kolejnego numeru. W przypadku o. Placido należy zaznaczyć, że nie otrzymał on wprawdzie numeru, gdyż wpadł w ręce hitlerowskiej tajnej policji gestapo i nigdy nie przeszedł przez obóz koncentracyjny, gdzie więźniowie byli rejestrowani i numerowani. Miejsce wybrane na położenie „kamienia pamięci”, znajdujące się tuż za dziedzińcem bazyliki św. Antoniego – oprócz poszanowania prawdy historycznej, bo właśnie stąd o. Placido wyruszył na mękę i śmierć – jest wymowne również ze względu na fakt, że od kilku lat niewielki plac przed wejściem do byłego muzeum miejskiego jest poświęcony św. Maksymilianowi M. Kolbemu, męczennikowi z Auschwitz, kanonizowanemu przez św. Jana Pawła II w 1982 r. Przypomina o tym umieszczona tu tablica. O. Placido ze św. Maksymilianem podzielał ten sam ideał życia w rodzinie franciszkańskiej. Jest określany jako „Kolbe z Cherso”. za: ofmconv.net
Bazylika św. Antoniego w Padwie
57
STYL ŻYCIA ▪ DOBRE WZORCE ▪
Wenanty Katarzyniec oczami św. Maksymiliana Piotr Bielenin OFMConv
„Mówią, że dzisiaj świętych nie ma albo że gdzieś do Francji albo do Włoch trzeba się wybrać, aby spotkać się z ludźmi, których jeszcze za życia świętymi i nie bez przyczyny zowią. Nieprawda – dość bacznie rozglądnąć się dookoła siebie i zbliżyć się do ludzi, a przyznać wypadnie, że i na naszej polskiej ziemicy żyją dusze, noszące na sobie żywy obraz Boga. Miałem i ja szczęście poznać taką duszę i, choć nie było mi dane dłużej z nią obcować, wywarła ona jednak na mnie wrażenie niezatarte, a jest to o. Wenanty Katarzyniec, franciszkanin” – tak św. Maksymilian pisał w „Kalendarzu Rycerza Niepokalanej” z roku 1925 przedstawiając następnie czytelnikom sylwetkę zmarłego 31 marca 1921 r. w opinii świętości współbrata.
P
rzelotnie spotkali się po raz pierwszy w roku 1908, kiedy Józef Katarzyniec przyjechał do lwowskiego klasztoru prosić o przyjęcie do zakonu franciszkańskiego, a Rajmund Kolbe był uczniem Małego Seminarium OO. Franciszkanów we Lwowie. Dłuższy czas mogli spędzić ze sobą w Kalwarii Pacławskiej w roku 1912. Rajmund, teraz już br. Maksymilian, właśnie skończył szkołę średnią, Józef, a w zakonie br. Wenanty, był studentem teologii w Wyższym Seminarium Duchownym OO. Franciszkanów w Krakowie.
Przyjaźń Tak wspomina te spotkania o. Kolbe: „Po raz pierwszy ujrzałem śp. o. Wenantego jako aspiranta przy kamiennym stole w alei ogrodu klasztoru lwowskiego. Uderzała jego skromność i pewna nieśmiałość. Następnie spotkałem go jako teologa krakowskiego na wakacjach w Kalwarii Pacławskiej. Robił wrażenie
58
zakonnika wyjątkowo wyrobionego duchowo. Bardzo pokorny, kochający modlitwę i pracowity”. Był to początek pięknej przyjaźni, choć posłuszeństwo zakonne nie pozwoliło im już nigdy dłużej przebywać ze sobą w jednym klasztorze. Maksymilian został wysłany na studia do Rzymu, a Wenanty kontynuował naukę w Krakowie i w roku 1914 r. przyjął święcenia kapłańskie. Po wybuchu I wojny światowej został wysłany do pracy parafialnej w Czyszkach koło Lwowa, a już rok później został skierowany do Lwowa jako magister nowicjatu. Maksymilian spędził czas wojny we Włoszech i wrócił do Polski dopiero w na koniec lipca 1919 r. W czasie pobytu w Rzymie założył Rycerstwo Niepokalanej, które starał się gorliwie rozwijać także w Polsce. Od początku istotna była tu rola o. Wenantego, który rozumiał i w pełni popierał ideały Rycerstwa Niepokalanej, świadomy, że wpisują się one nie tylko w tradycję,
ale i zadania zakonu franciszkańskiego. Był tego świadomy o. Maksymilian i tak o tym zaświadcza w szkicu artykułu o o. Wenantym: „Rozumiał dobrze, jaką doniosłość ma w naszym Zakonie sprawa Niepokalanej, która jak złota nić wije się od kolebki naszego Zakonu przez całych siedem wieków prac [dla sprawy] przywileju Niepokalanego Poczęcia, prac ukoronowanych ogłoszeniem dogmatu. Pojmował dobrze, że odniesione zwycięstwo trzeba wyzyskać, że zdobywszy broń trzeba wyruszyć na zdobycie dusz dla Niepokalanej. Wpisawszy się więc do MI, założył koło MI na nowicjacie wśród kleryków i braci oraz myślał nad rozszerzeniem akcji pomiędzy świeckimi, ale choroba mu na to nie pozwoliła”. O. Wenanty umiera 31 marca 1921 r. w wieku zaledwie 31 lat. Podczas pogrzebu, który odbył się dwa dni później, mieszkańcy Kalwarii są przekonani, że żegnają świętego. Niestety, o. Maksy-
▪ DOBRE WZORCE ▪ STYL ŻYCIA milian o śmierci przyjaciela dowiaduje się zbyt późno i nie może uczestniczyć w jego pogrzebie. Podziela jednak pogląd o świętości zmarłego zakonnika. Zaledwie trzy tygodnie po jego śmierci poleca rozpocząć gromadzenie wspomnień o nim i zapowiada opracowanie jego biografii. Chce, aby życiorys powstał w wakacje roku 1922. Niestety, nie udaje się to i z czasem, pochłonięty rozwojem Rycerstwa i wydawnictwem, myśli o tym, by życiorys napisał ktoś inny. Biografia zostaje wydana dopiero w Niepokalanowie w roku 1931. Wstawiennictwo Biografia miała dla o. Maksymiliana ogromne znaczenie także z tego powodu, że był on przekonany nie tylko o świętym życiu Przyjaciela, ale również o mocy wstawiennictwa o. Wenantego. Prawdopodobnie pierwszym doświadczeniem osobistym w tym względzie była pomoc w wydaniu pierwszego numeru Rycerza Niepokalanej. Jeszcze za życia o. Wenanty pisał do św. Maksymiliana: „Kochany Ojcze! Bardzo się ucieszyłem dowiedziawszy się, że Ojciec ma zamiar wydawać pisemko, które by było organem «Milicji Niepokalanej». Oczywiście, całą duszą jestem za tym. [...] O ile jednak rada moja na uwagę zasługiwać będzie, to oświadczyłbym się za tym, by czym prędzej przystąpić do wydawania naszego pisemka”. O. Maksymilian wspomina w swoich pamiętnikach: „Jak tu rozpocząć nowe wydawnictwo, kiedy wskutek trudności finansowych jedno po drugim pada. Wielu też radziło czekać i przestrzegało przed możliwym upadkiem u samego zaczątku. Rozpisałem też do poważniejszych osób z MI zapytanie, co o tym myślą. Wtedy od o. Wenantego otrzymałem te pełne otuchy słowa: «Gdyby moja rada miała coś znaczyć, to radziłbym, by co prędzej przystąpić do drukowania». Mówił też podobno kiedyś przedtem do B[...], gdy mówiono o potrzebie dobrej prasy: «Widzicie, ja już chory, ale po śmierci dużo zrobię dla Zakonu»”.
Zanim doszło do realizacji projektu pojawił się cały szereg przeszkód, w tym śmierć o. Wenantego i choroba o. Maksymiliana. O. Kolbe nie zrażał się trudnościami i kiedy ponownie znalazł się w Krakowie, przystąpił do pracy. Sprawa była pilna, bo Rycerstwo zaczęło, zwłaszcza wśród świeckich, przeżywać kryzys z powodu braku przewodnictwa i duchowej strawy. O. Maksymilian wspomina: „Tylko czasopismo mogło połączyć rozstrzelone jednostki. Z początkiem więc roku 1922 powstaje przy nadzwyczajnej pomocy Niepokalanej Rycerz Niepokalanej (przy wolnej chwili szerzej opiszę jego powstanie i rozwój, i trudności). O. Wenanty mu patronem, jak w ogóle całej sprawy
nowego roku jest niemożliwe. A jeden z ojców tak się wyraził: «Gdyby miesięcznik był na styczeń, to byłby cud, a ponieważ cudu nie będzie, więc i na styczeń nie będzie». Zwracając się wówczas do kleryków, rzekłem: «Módlcie się do Matki Bożej za przyczyną o. Wenantego. Jeżeli Rycerz wyjdzie w styczniu, to będzie sprawa o. Wenantego». I – sam nie wiem, jak się to stało, ale pierwszy numer ukazał się rzeczywiście jeszcze w styczniu. Uważałem więc za miły obowiązek zamieścić w tym numerze jego podobiznę i skreślić kilka słów o nim, zaznaczając zarazem, by on był temu pismu patronem. […] Trawiony silną gorączką, leżąc bezsilny zwróciłem się do o. Wenantego: «Widzisz,
Drogi mój Współbracie w Zakonie i dzielny Szermierzu MI! Teraz, gdy już stoisz przed tronem Najwyższego i wstawiasz się za zbłąkanymi duszami, gdy słabość ciała nie stawia Ci zapory w intensywnej pracy – spojrzyj! Oto bracia Twoi urzeczywistniają Twe gorące zamiary: pisemko, któregoś tak wyczekiwał, powstaje, aby dusze dla Niepokalanej zdobywać. wydawniczej. Po roku życia mimo wciąż rosnących trudności nie tylko nie pada, ale przy znowu niezwykłej opiece Niepokalanej i za przyczyną o. Wenantego dostaje drukarnię”. O. Kolbe dotrzymuje obietnicy i okoliczności oraz wstawiennictwo o. Wenantego opisuje dosyć szczegółowo: „Dnia 25 listopada 1921 kasa Milicji liczyła minus 40 m[arek] p[olskich]; żadnych dochodów przewidzieć nie było można, ani też liczyć na jakiekolwiek zapomogi. Wszyscy sądzili, że rozpoczęcie wydawania miesięcznika z początkiem
nie ma pieniędzy na numer lutowy; jeżeli znajdzie się potrzebna suma i jeszcze zbędzie, to z tego, co pozostanie, wydrukuję twoją fotografię». I – nadspodziewanie, nie tylko przyszły potrzebne pieniądze, ale i nadwyżka, za którą wedle obietnicy wydrukowałem mu podobiznę z krótkim życiorysem”. Obrazki O znaczeniu o. Wenantego dla sprawy Niepokalanej jednoznacznie świadczy umieszczenie w pierwszym numerze
59
STYL ŻYCIA ▪ DOBRE WZORCE ▪ Rycerza jego krótkiej biografii i zaznaczenia, że jest patronem nowego pisma. Co więcej, po jego nazwisku zamiast zwyczajowego skrótu OFMConv oznaczającego przynależność zakonną, o. Maksymilian umieszcza skrót MI czyli skrót Rycerstwa (Milicji) Niepokalanej. O. Maksymilian pisał: „Dnia 2 kwietnia 1921 r. na cmentarzu Kalwarii Pacławskiej świeżą usypano mogiłę: młody magister nowicjuszy, o. Wenanty, franciszkanin, wyniszczony gruźlicą płuc, żyć przestał. Zaraz powstała myśl uczczenia jego pamięci biografią; zanim jednak przyjdzie ona do skutku, niech mi będzie wolno skreślić o drogim Zmarłym wspomnień garstkę. […] Drogi mój Współbracie w Zakonie i dzielny Szermierzu MI! Teraz, gdy już stoisz przed tronem Najwyższego i wstawiasz się za zbłąkanymi duszami, gdy słabość
Kazimierz Michalkiewicza o pozwolenie na druk kolejnej serii obrazków z podobizną o. Wenantego. O. Maksymilian dołączał te obrazki do Rycerza, a także do prowadzonej korespondencji. Pisał do o. Bronisława Strycznego: „Załączam O. Wenantego dla Ciebie, O. Gwardiana, O. Kustosza, O. Jacka i br. Piotra; niech za to wszyscy trochę wspomnień o nim prześlą”. Jemu samemu także obrazek o. Katarzyńca towarzyszył: „Powiesiłem wczoraj otrzymaną fotografię o. Wenantego, ale licho wyszła, bo z odbitki siatkowej”. Przekonany o wstawiennictwie o. Wenantego, niejednokrotnie prosi o modlitwę za jego przyczyną. Składa też takie świadectwo: „Znowu o. Wenanty się przypomina, a zapomniałem już o nim. Otóż ostrze noża introligatorskiego miało pójść do wyostrzenia... wbrew oczekiwaniom za
„Wzmocnijcie ofensywę modlitwy w sprawie trzeciego Niepokalanowa. Niektórzy mówią czwartego, bo nie bez racji twierdzą, że już istnieje też Niepokalanów w niebie, gdzie gwardianem jest Niepokalana, a robotnikami o. [Melchior] Fordon, o. Wenanty [Katarzyniec], o. Alfons [Kolbe], br. Albert [Olszakowski] itd.”. ciała nie stawia Ci zapory w intensywnej pracy – spojrzyj! Oto bracia Twoi urzeczywistniają Twe gorące zamiary: pisemko, któregoś tak wyczekiwał, powstaje, aby dusze dla Niepokalanej zdobywać i przez Jej najczystsze ręce składać w miłością gorejącym Sercu Jezusa. Spojrzyj i zajmij się nim szczerze: wymódl pomyślny rozwój i bądź mu Patronem!”. Św. Maksymilian niestrudzenie drukował kolejne obrazki o. Wenantego. Zachowała się jego prośba do pełniącego obowiązki biskupa wileńskiego ks.
60
bezcen zrobiono. […] – W końcu sierpnia pisałem coś o o. Wenantym; niech więc i skończę. Chodziło o ostrzenie introligatorskiego (maszynowego) noża. – Przed kilkoma miesiącami mówił pewien introligator, że taka sprawa we fabryce Sieraszewskiego kosztowała 10 000 mp i to ze względu na stałe tam uczęszczanie. Słusznie więc myślałem o 50 000, a tu 2 noże trzeba było wyostrzyć; więc 100 000 co najmniej. Pieniędzy mało i na co innego trzeba. Obiecałem więc o. Wenantemu, że jeżeli poostrzenie tanio wypadnie, to po-
staram się o powiększenie jego fotografii (by je potem zawiesić – oczywiście w drukarni). Br. Albert wziął nóż i poszedł do fabryki. Wychodzę i ja ze sprawunkami do miasta i spotykam go z powrotem z nożem w ręku. – Ile wzięli? – W kantorze nic nie wzięli, a robotnikowi dałem 10 000... to jedno. Po wydrukowaniu numeru wrześniowego i drugi nóż do fabryki powędrował. I znowu to samo; kantor nic nie wziął, a robotnik (żyd) otrzymał 7000 i Rycerza. 3 Rycerze pozostało między nimi. – Cześć Niepokalanej. – A fotografia o. Wenantego (odbitka drukarska) powędrowała do fotografa dla powiększenia”. Wszystko razem prowadziło do oczywistego wniosku, że należy podjąć starania o rozpoczęcie procesu beatyfikacyjnego o. Wenantego. Św. Maksymilian podjął te wysiłki już w czasie misji w Japonii. Rok później, w czasie pobytu w Polsce, ma zamiar odwiedzić kurię przemyską w sprawie procesu, ale niestety do spotkania z biskupem nie doszło. Niestety, jak i w sprawie biografii, sprawy idą dosyć ślamazarnie. O. Maksymilian jest jednak uparty. W liście do o. Floriana Koziury dopytuje się: „Czy proces diecezjalny w sprawie o. Wenantego już zaczęty? Bo co godzina bardziej się zacierają w pamięci szczegóły o nim tych, co żyją, a i jeden po drugim zstępują do grobu, zabierając ze sobą nieodwołalnie cenne zeznania, które dopiero po złożeniu oficjalnym pod przysięgą mogą stanowić podstawę do akcji beatyfikacyjnej”. Dziś już mocno oczekujemy tej beatyfikacji, ale równocześnie towarzyszy nam przekonanie o. Maksymiliana Kolbego o świętości o. Wenantego Katarzyńca. I bez wahania możemy podpisać się pod jego słowami: „Wzmocnijcie ofensywę modlitwy w sprawie trzeciego Niepokalanowa. Niektórzy mówią czwartego, bo nie bez racji twierdzą, że już istnieje też Niepokalanów w niebie, gdzie gwardianem jest Niepokalana, a robotnikami o. [Melchior] Fordon, o. Wenanty [Katarzyniec], o. Alfons [Kolbe], br. Albert [Olszakowski] itd.”.
Patrzcie na swoją godność, bracia kapłani, i bądźcie świętymi, bo On jest święty. I jak Pan Bóg ze względu na tę posługę uczcił was ponad wszystkich ludzi, tak i wy więcej od innych kochajcie Go, szanujcie i czcijcie.
FOT. CANVA.COM
św. Franciszek z Asyżu
STYL ŻYCIA ▪ DOBRE WZORCE ▪
Niezwykła podróż Leszek Moszczyński ZDJĘCIA: ARCHIWUM PRYWATNE AUTORA
Dwie pożółkłe bibułki wielkości kartki z zeszytu, zapisane na starej maszynie. Na nich starannie rozmieszczone zwrotki wierszy. Karteczki przeleżały blisko 50 lat w szufladzie, do której od dawna nikt nie zaglądał... Co zawierają?
R
zut oka na treść i wszystko staje się jasne. Są to dwa wiersze poświęcone o. Maksymilianowi M. Kolbemu. Pod wierszami zapis: S.M.Ch. Zambrzycka OSU i daty: 2 II 72, oraz 15 III 72. Nazwisko autorki wierszy nie jest mi obce. Moja mama, Kazimiera z domu Balukiewicz, często wspominała Irenę Zambrzycką – starszą koleżankę z bursy dla dziewcząt, prowadzonej w Warszawie, w latach 20. minionego wieku, przez Helenę Kruszewską. Irena po studiach wstąpiła do urszulanek w Krakowie i przyjęła zakonne imię Maria Chryzostoma. Urodziła się w Mongolii, gimnazjum skończyła w Petersburgu, by w końcu trafić do Warszawy. Tak daleko od rodzinnego domu! Co ją do stolicy sprowadziło i jak trafiła do Krakowa? Kilka lat temu te właśnie pytania stały się dla mnie punktem wyjścia do biograficznych poszukiwań. Sądziłem wówczas, że może dowiem się nieco więcej o mało znanej historii przedwojennej bursy pani Kruszewskiej. Ot, może znajdę, jakieś krótkie wspomnienia, jakąś jeszcze nieznaną fotografię. Tymczasem trafiłem na ślad samego św. Maksymiliana! Ten nieznany dotąd dowód niezwykłej charyzmy Świętego zapisany został przez bezpośredniego świadka, zakonnicę, urszulankę, która towarzyszyła mu w jego podróży koleją transsyberyjską do Japonii.
62
Zambrzyccy Rodzina Zambrzyckich miała ziemiańskie, katolickie korzenie. Ich rodową siedzibą był folwark Wiazynka (Wiazyń) w gminie Zasław, w powiecie mińskim. Ojciec Ireny – Władysław – wstąpił do rosyjskiej szkoły oficerskiej, by później – jak marzył – służyć Polsce jako dobrze wyszkolony żołnierz. Do rosyjskich akademii wojskowych przyjmowano katolików, ale tylko tych najzdolniejszych i to zaledwie 1–2 osoby na rok. Władysław uczył się doskonale, pomagał innym i szybko zdobył szacunek i zaufanie kolegów. Po ukończeniu szkoły, jako prymus, miał prawo wyboru miejsca służby wojskowej. Wybrał Syberię, bo w stacjonujących tam pułkach było dużo Polaków. Wiedział, że trzeba będzie otoczyć ich opieką. W 1899 r. Władysław ożenił się z Walerią Godebską. Jego pułk stacjonował na dalekiej Syberii, 5600 km na wschód od Moskwy, w mieście Wierchnieudińsku, na trasie kolei transsyberyjskiej. W mieście nie było kościoła ani kapłana, a najbliższy znajdował się w Czycie, w odległości około 500 km na wschód od Wierchnieudińska. Tak o tej sytuacji pisała s. Zambrzycka: Wiedział o tym mój ojciec – Władysław. Załatwił konieczne formalności i w szybkim czasie postawił kościół w Wierchnie-Udzińsku (cytat z zachowaniem oryginalnej pisowni z korespondencji; z materiałów histo-
rycznych wynika, że kościół budowała katolicka społeczność polska, a Władysław Zambrzycki prawdopodobnie z racji swojej pozycji w stacjonującym tam pułku i znajomości urzędów kierował pracami). Carskie pułki każdego roku musiały zmieniać miejsca swego stacjonowania. W Wierchnieudińsku urodziła się Zambrzyckim najstarsza córka Helena, a 2 lata później, w 1902 r. już w Urdze (dzisiejsza stolica Mongolii – Ułan Bator) – Irena. W Trajckosawsku przyszedł na świat syn Jerzy, zaś w Rybińsku najmłodszy – Włodzimierz. Ojciec Ireny zmarł na serce w 1912 r.: Umarł w rodzinnym domu, opatrzony S. Sakramentami, świadomy, że idzie do Boga… Uprzedził też Matkę, że będzie miała trudne życie, ale Pan Bóg jej nigdy nie opuści. Waleria została sama z czwórką dzieci, kiedy najmłodszy syn miał zaledwie roczek. Warszawa W 1916 r. przez Białoruś przetoczyła się I wojna światowa, a po niej rewolucja bolszewicka. Na wcale niemałe wojenne cierpienia nałożył się krwawy chaos pierwszych miesięcy bolszewizmu. Zambrzyckim udało się dotrzeć po wojnie do Mołodeczna, skąd później, w czerwcu 1920 r., sama już Irena przez „zielona granicę” przedostała się do Polski i zatrzymała w Warszawie. Podjęła pracę
▪ DOBRE WZORCE ▪ STYL ŻYCIA jako telefonistka, w centrali francuskiej i zamieszkała w bursie Heleny Kruszewskiej. Od września 1920 r. zapisała się do liceum, a w bursie była „matką opiekunką” dla sióstr Oktawii, Kazimiery i Janiny z rodziny Balukiewczów. Helena Kruszewska (sama ze zgromadzenia posłanniczek) bardzo dbała o wy-
cowała z młodzieżą, najpierw w Krakowie jako nauczycielka szkoły podstawowej, a później w żeńskiej szkole urszulanek w Kołomyi. Polubiła tę pracę, a i młodzież także ją lubiła. W 1929 r. po zakończeniu roku szkolnego została niespodziewanie wezwana do klasztoru do Krakowa. Matka Generalna zdecydowała, że ma jechać
W czasie podróży Ojciec rzucał przez okno medaliki ze słowami: Maryjo, Matko Najświętsza weź tę ziemię w swoje posiadanie… Dużo modlił się stojąc przy oknie, patrząc na krajobraz. chowanie religijne i patriotyczne „bursiaczek”. Katolicka formacja sprawiała, że po pobycie w bursie, niektóre wychowanki wybierały drogę życia zakonnego. W dzień św. Augusta, 28 sierpnia 1924 r. Irena Zambrzycka przestąpiła próg zakonnej klauzury sióstr urszulanek w Krakowie, oddając się Bogu na zawsze. Pra-
do pracy jako katechetka na Syberię do dalekiego Charbina (obecnie Chiny). Niezwykły towarzysz podróży Zaczęły się przygotowania do dalekiej podróży. Siostry gromadziły zapasy: konserwy i mleko w puszkach, cukier, kawę, herbatę, sucharki itd. Kucharka wyliczała
dzienne racje, by starczyło żywności na podróż i ewentualną sytuację awaryjną, a takie w owych czasach zdarzały się na trasie transsyberyjskiej. Przełożona urszulanek otrzymała w międzyczasie informację, że tym samym pociągiem w podróż do Japonii wybiera się o. Maksymilian Kolbe. Siostry złożyły wizytę u franciszkanów w Niepokalanowie, prosząc o. Kolbego o opiekę w czasie podróży (o. Maksymilian znał już trasę podróży, 12 czerwca 1930 r., niecałe 2 miesiące po przybyciu statkiem do Japonii, wracał do Polski, by wziąć udział w kapitule prowincjalnej). Wyruszyli pociągiem z Warszawy o godzinie 7.30, w niedzielę 10 sierpnia 1930 r. – najpierw do Moskwy. Na Daleki Wschód jechało nas cztery. Ja (s. M.Ch. Zabrzycka) byłam odpowiedzialna za grupę. Dobrze znałam trasę podróży, bo kiedyś, co roku, Ojciec odwoził do Europy setki zwolnionych z wojska żołnierzy i przy okazji zabierał na Kresy swoją rodzinę. Nie chciał, by dzieci przebywając wciąż na obczyźnie zatraciły swoja polskość. W innym wagonie mieli miejsca o. Kolbe z klerykami: br. Damianem Eberlem i br. Mieczysławem (Antonim) Mirochną. Czwartym pasażerem
STYL ŻYCIA ▪ DOBRE WZORCE ▪ w przedziale był Japończyk, który wracał ze studiów w Berlinie. Na granicy rosyjski celnik chciał zarekwirować ornaty i dewocjonalia. Nie pozwoliłam. Wiedziałam, że nie wolno konfiskować „tranzytu”. Wszystko zostało u nas, tylko opieczętowano paczki. Zaniosłyśmy nasze rzeczy do wagonu dla podróżnych „nie Rosjan”. Wszystko dało się dobrze ułożyć. Dalsza podróż do Moskwy przebiegała już bez przeszkód. W Moskwie franciszkanie wykorzystali postój pociągu i poszli zwiedzać miasto. Wrócili na czas. Ojciec stanął przy oknie i powiedział: „Przyjdzie czas, gdy na Kremlu zakróluje Niepokalana…”. Ojciec Kolbe wywiązywał się z obietnicy opieki nad urszulankami: Przychodził codziennie do nas. My zaś wzięłyśmy na siebie troskę o dożywianie Ojca i Braci w Chrystusie. […] Wybrał się Biedaczyna w tę daleką podróż z wielką ufnością w opiekę Niepokalanej, ale bez odpowiednich prowiantów. Był jak ptaki, co wiedzą, że Bóg je pożywi... I rzeczywiście Bóg żywił. Patrzył Ojciec Kolbe dobrymi oczyma na rękę, co żywność podawała, uśmiechał się serdecznie, brał z prostotą, wiedząc, że nikomu nie dzieje się krzywda! Gdy myślę o Nim, staje mi w oczach Jego postać szczupła, lekko pochylona. Stoi w otwartych drzwiach przedziału…
64
Oczy patrzą życzliwie. Twarz rozjaśniona serdecznym uśmiechem. Niech Niepokalana ma was w Swojej opiece… Co słychać u sióstr? Czy zdrowe? W podróży o. Maksymilian sam jednak potrzebował opieki: Gorączkował, ale nie przejmował się tym zbytnio. Gdy gorączka się wzmogła, siedział cicho w kąciku przedziału z przymkniętymi oczyma. Zapewne tulił się całą duszą pod płaszcz Niepokalanej i był pewny, że Ona jakoś wszystko ułoży… Po paru dniach było Mu już lepiej. O. Maksymilian zabrał ze sobą z Niepokalanowa Cudowne Medaliki. W czasie podróży Ojciec rzucał przez okno medaliki ze słowami: Maryjo, Matko Najświętsza żo modlił się stojąc przy oknie, patrząc weź tę ziemię w swoje posiadanie… Du- na krajobraz. Musiał widzieć pozabijane deskami drzwi i okna kościołów i cerkwi, a smutne obrazy dopełniał widok na peronach wygłodniałych bezpańskich psów, a nawet trzody chlewnej. Przyrodą można było się za to zachwycać się. Br. Mirochna w liście do braci napisał: Jechaliśmy także przez piękny Ural a potem tuż obok jeziora Bajkał. Jezioro Bajkał ślicznie przedstawia się. Tuż nad samym jeziorem wznoszą się potężne góry, u stóp których jechaliśmy coś 3 godziny. Gdybym chciał Wam opisywać te piękne widoki, jakie widzieliśmy, dużo trzebaby pisać. […] Po 8 dniach t.j. 21 w czwartek byliśmy w Manżurji. Tutaj była rewizja chińsko-sowiecka, albowiem w całej Manżurii mają jeszcze sowiety koncesję kolejową (z listu do braci z Nie-
▪ DOBRE WZORCE ▪ STYL ŻYCIA pokalanowa wysłanego już po przybyciu do Nagasaki 29 sierpnia 1930 r.). U celu podróży Urszulanki mogły po kontroli bez obaw przebrać się w stroje zakonne, nie narażając się na szykany sowietów. Następnego dnia pociąg dojechał do Charbina, gdzie miał krótki postój. Siostry pożegnały się z franciszkanami i udały się do klasztoru. Zakonnicy natomiast pośpiesznie pojechali taksówką do polskiego kościoła św. Stanisława, aby o. Maksymilian mógł odprawić tak upragnioną Mszę Świętą. S. Zambrzycka napisała: Miał potem wstąpić do piekarza Polaka – p. Pułkownika, bardzo miłosiernego człowieka, który hojnie zaopatrywał Go w chleb w czasie przejazdów przez Charbin, zawsze na rachunek Niepokalanej. Ojciec chciał płacić, ale p. Pułkownik nie chciał ludzkiego wynagrodzenia od Ojca Kolbe. Miał rację! Pociąg podążał teraz w kierunku południowym. Podróżnych w drodze do Japonii czekały jeszcze tego samego dnia przesiadki w Czangchunie, a potem na pociąg kolei koreańskiej w Mukdenie. Po kilkunastu godzinach franciszkanie dotarli do przejścia granicznego z Koreą w Antung/Shinghisu. Br. Mirochna napisał: Przez całą sobotę, dzień Niepokalanej, jechaliśmy przez półwysep Korea. Przepiękny to kraj… Jest to kraj zupełnie górzysty. W dolinach mieszkają ludzie zajmujący się uprawą roli. Jest to naród bardzo pracowity… Patrząc na ich pole zdawało się nam, że jedziemy ciągle przez jakiś przepiękny sad. Jest to kraj jakby wiecznie zielony. W niedzielę pociąg dotarł do końcowej stacji w portowym mieście Fusan. Z portu odchodziły promy linii żeglugowej Kampu do Japonii. W Fusan zostawiliśmy parę medalików cudownych, by i tutaj Niepokalana zakrólowała – relacjonował br. Mirochna. Na okręcie zrobiliśmy sobie obiad z herbaty i czarnego chleba. Japończycy obstąpili nas i przypatrywali się jak jemy. Trzeba
wiedzieć, że w Japonii chleb czarny jest droższy od bułek. Wieczorem prom dobił do japońskiego portu Shimonoseki. Franciszkanie musieli poddać się szczegółowej kontroli. Po spisaniu dokumentów, w końcu pozwolono zakonnikom przesiąść się na mniejszy statek udający się do portu Moji. Stąd pociągiem dotarli do Nagasaki. Był poniedziałek, 25 sierpnia 1930 r. O. Kolbe napisał do prowincjała: Niepokalana szczęśliwie doprowadziła nas do celu, chociaż w pewnej chwili w drodze zdawało się, że będzie inaczej (szczegóły obszerniej przy sposobności ustnie). Zaraz też wysłałem telegram: „Przyjechaliśmy”. Do dziś nie wiemy jakie trudności miały miejsce w czasie podróży. Być może było to zatrzymanie w porcie Shimonoseki. Trzeba także wiedzieć, że w owym czasie podróż koleją transsyberyjską nie należała do bezpiecznych. Pociągami jeździli sowieccy agenci, zachęcając cudzoziemców do pracy w Moskwie, ale też porywając dezerterów i zidentyfikowanych przeciwników czerwonej władzy. Długotrwała podróż, z racji warunków bytowych, była bardzo trudna i wyczerpująca. O. Kolbe rok po przybyciu do Nagasaki zbudował tam „japoński Niepokalanów”, a powstały klasztor został nazwany Mugenzai no Sono, czyli „Ogród Niepokalanej”. Urszulanki natomiast zorganizowały w Charbinie nową szkołę dla dzieci polskich emigrantów. S. Zambrzycka zapisała lakonicznie:
W Charbinie, w kaplicznej ciszy, Pan przemówił do mnie Z Tabernakulum… Co powiedział? To tajemnica… „Secretum meum mihi…” W roku 1949 s. Zambrzycka wróciła do Polski. W maju 1983 r. śmiertelnie chora na białaczkę wiedziała już, że zbliża się koniec jej ziemskiej podróży. W jednym z listów do franciszkanów napisała: Ojciec Kolbe na pewno czuwa nad nami w tej najważniejszej podróży!... Pamiętając o drobnych przysługach oddaje w i e l k i e… Zmarła 3 września 1983 r. we Wrocławiu i spoczęła w kwaterze urszulanek na Cmentarzu Osobowickim. *Autor dziękuje pani Dominice Leszczyńskiej i panu Jerzemu Czajewskiemu, a także rodzinie s. M.Ch. Zambrzyckiej za pomoc w gromadzeniu dokumentów.
65
STYL ŻYCIA ▪ DOBRE PRAKTYKI ▪
FOT. A. ZAJĄC
Sentymentalna podróż w przeszłość
Rafał M. Antoszczuk OFMConv Grób o. Wenantego w Kalwarii Pacławskiej (w latach 1950-2018).
Czy zastanawiamy się czasem co czytali nasi ulubieni święci? Co kształtowało ich światopogląd poza Pismem Świętym? A może czytali o… swoich ulubionych świętych? Nie da się zaprzeczyć, że to właśnie hagiografie kształtowały i propagowały wzory postępowania, które należało naśladować. Spróbujmy więc i dziś uczyć się z biografii świętych ludzi jak dobrze żyć. 100-lecie śmierci o. Wenantego Katarzyńca to idealna okazja, by poznać go lepiej!
N
ie ma lepszego sposobu poznania człowieka niż przez wsłuchanie się w to, co mówi. A ojciec Wenanty mówi do nas przez pisma, które po sobie zostawił. Równie ważne są jego postawy i zachowania, o których świadczą ci, którzy poznali go osobiście. Na tych źródłach opiera się biografia Wenantego Katarzyńca. Bez wątpienia po lekturze biografii o. Wenantego Katarzyńca, każdy powie za św. Maksymilianem, przyjacielem o. We-
66
nantego: „Jakoś mi Ojciec przypadł do serca i zdawało mi się, że obaj mamy jednakowe dążenia i porywy”. Tymi dążeniami i porywami było dobre życie – świętość. Niezwykła opowieść Wydana w 1980 r. książka o. Alberta Wojtczaka pt. „O. Wenanty Katarzyniec. Franciszkanin” przez długie lata była obowiązkową lekturą we franciszkańskim nowicjacie w Kalwarii Pacławskiej. O jej ważności przemawiał fakt, iż lek-
tura ta czytana nam była przez mistrza nowicjatu wieczorami, podczas wspólnotowego czytania duchownego. Za każdym razem, kiedy nasz wychowawca brał do ręki niewielką żółtą książkę, by przeczytać wszystkim kolejny fragment spisanej niezwykłej historii życia pokornego franciszkanina, w sali wykładowej spontanicznie zapadała cisza, a zebrani w niej nowicjusze słuchali niezwykłej opowieści wytrzeszczając oczy. Trzeba też dodać, że niekiedy nie mogliśmy doczekać się kolejnego wieczoru, by wysłuchać dalszego ciągu opowieści, i gdzieś ukradkiem, pomiędzy wykonywanymi obowiązkami, zakradaliśmy się do sali wykładowej, aby samemu przeczytać co i jak działo się dalej. Zawarte w książce opisy kalwaryjskiego klasztoru powodowały, że wraz z braćmi mieliśmy głęboki szacunek do miejsc, w których przebywał i modlił się o. Wenanty, wielokrotnie podczas rozmów prowadzonych między sobą mówiliśmy do siebie: On tu był…, tu się
▪ DOBRE PRAKTYKI ▪ STYL ŻYCIA Pochodnia O. Albert Wojtczak we wstępie opracowania przyznaje, że pragnie, aby napisana przez niego biografia o. Wenantego rozjaśniła wiele umysłów i rozbudziła uśpione powołania. Zapewne lektura tej niezwykłej opowieści o życiu przepełnionym wiarą, nadzieją i miłością stanie się dla wielu czytelników pochodnią seraficką, która rozjaśni niełatwe czasy, Źródło wiedzy w jakich przyszło nam żyć. Jako współbrat o. Wenantego z wielką Osobiście dla mnie niniejsza monoradością przyjąłem wiadomość, że opra- grafia jest nie tylko sentymentalnym cowanie autorstwa o. Alberta Wojtczaka, powrotem do przeszłości związanej jakie powstało w Radomsku w roku 1952, zostało opublikowane w całości przez Wydawnictwo Franciszkanów Bratni Zew. Uważam bowiem, że jest to najlepsza biografia o. Wenantego Katarzyńca, jaka ukazała się na rynku wydawniczym. Myślę, że szczerze i z serca trzeba podziękować redaktorowi wydania, o. dr. Piotrowi Paradowskiemu OFMConv za pracę, jaką włożył wraz z redaktorami wydawnictwa, w przygotowanie maszynopisu do publikacji. Skrót, jaki został wydany w 1980 r. jedynie w jakiejś części pozwalał poznać postać o. Wenantego Katarzyńca. Dzięki tej całościowej publikacji będziemy mogli nie tylko poznać go pełniej i głębiej, ale pozwoli nam jeszcze śmielej i pokorniej prosić o jego beatyfikację. Warto nadmienić, że o. Wojtczak do napisania niniejszej publikacji nie tylko korzystał z dostępnych mu pism o. Wenantego czy opublikowanej drukiem w 1931 r. w Niepokalanowie książki pt. „Zebrane ułomki z życia o. Wenantego Katarzyńca”, ale korzystał także z informacji czy wspomnień zebranych od żyjących jeszcze wówczas kolegów, wychowanków czy innych osób znających sługę Bożego. Książka ta jest także źródłem wiedzy o ówczesnym franciszkańskim życiu zakonnym. Zatem całościowe wydanie zebranego i opracowanego przez o. Wojtczaka materiału stanowi niepowtarzalne i niezwykle cenne źródło wiedzy o pokornym kalwaryjskim franciszkaninie i sposobie jego życia.
z poznawaniem o. Wenantego i przeżywanym nowicjatem w Kalwarii Pacławskiej, ale przede wszystkim cenną pomocą w odświeżaniu ideałów i odpowiedzą z nieba na wiele problemów i pytań. Z kart tej książki uczy bowiem o. Wenanty, mówiąc: „W Bogu znajdzie człowiek prawdziwego przyjaciela, który go nigdy nie opuści, nigdy nie zawiedzie, wszystkie jego pragnienia zaspokoi, jeżeli będzie o Nim często myślał i serce do Niego wznosił, czyli będzie Boga szukał całym sercem, w każdej pracy i w każdej okoliczności życia”.
FOT. A. ZAJĄC
modlił…, tu spowiadał…, tu mieszkał…, tu umierał… Świadomość ta pogłębiała w nas przekonanie, że ten gorliwy zakonnik jest dla nas wszystkich wzorem dobrego zakonnego życia, które rozpoczynaliśmy w kalwaryjskim klasztorze, i że on jest nam w tym patronem, dlatego często modliliśmy się przy jego grobie w podcieniach kalwaryjskiej świątyni.
67
STYL ŻYCIA ▪ DOBRE PRAKTYKI ▪ Pierwszą godzinę wykładów w tym dniu miał sławny i poważany ogólnie ojciec Sobolewski, profesor teologii moralnej. Ponieważ tenże profesor bardzo lubił młodzież i jej wesołe krotochwile, przeto klerycy jemu właśnie postanowili spłatać w tym dniu figla. Uradzili więc jednocześnie schować się pod stołami w Sali wykładowej i w ten sposób wprowadzić w błąd profesora, który sądzić będzie, że na tak ważny dzień nie przyszli na wykłady. Ponieważ u młodych nieraz łatwiej o czyn niż o zastanowienie, więc też „błyskawicznie” – jak opowiada jeden z nich – klerycy znaleźli się pod ławkami. Na swoim miejscu spokojnie siedział tylko Katarzyniec i pod ławkę nie wszedł. Co go do tego skłoniło – nie wiadomo. Zdaje się jednak, że jego zdaniem ojciec Marian był zbyt poważny, aby mu tego rodzaju figle płatać. Tymczasem wszedł profesor teologii moralnej i, zastawszy w sali tylko brata Wenantego, stanął zdziwiony i nie wiedział, co począć z wykładem. Dopiero po dłuższej chwili rozległ się najpierw ogólny pomruk pod stołami, a następnie wychyliły się zaczerwienione „twarze i rozczochrane głowy” pobożnych i statecznych kleryków, należących do kilku najpoważniejszych zakonów krakowskich. „Zdawać by się mogło – opowiada jeden z nich – że ogół kolegów weźmie za złe Katarzyńcowi to wyróżnienie się i niedostosowanie się do innych. Jednak nie tak się stało, przeciwnie, każdy z nas byłby się zdziwił, gdyby brat Wenanty dostosował się do wszystkich. Nawet ojciec profesor, choć figiel mu się podobał, nie brał za złe Wenantemu, że nie wziął w nim udziału”. Wyróżniał się on naprawdę nie tylko tym, iż nie zawsze brał udział w głupstwach swych kolegów, ale przez to szczególnie, że był od nich lepszy, wierniejszy w obowiązkach, gorliwszy w służbie Bożej, a przede wszystkim ciągle z Bogiem zjednoczony i dążący zdecydowanie do świętości. Pomimo iż
68
Katarzyniec wiele czynił, a jeszcze bardziej się starał, aby nie odbijać zbytnio od swego otoczenia, przecież był on wśród tych młodych zakonników jakby promieniem z innego świata, który jasną swoją obecnością podnosił i uszlachetniał tych, co się z nim stykali. Sami też klerycy przyznawali mu najchętniej to wyjątkowe stanowisko i gdzie tylko mogli, wysuwali go zawsze na pierwsze miejsce. Powierzali najbardziej trudne i odpowiedzialne zadania, okazując mu z jednej strony najzupełniejsze zaufanie, a z drugiej – kryjąc za jego wyjątkowymi wartościami własne niedoskonałości. Najbardziej może okazywała się ta przodująca rola Wenantego w pracach, jakie podejmował w życiu towarzystwa naukowego, które otrzymało w międzyczasie nazwę Zelus Seraphicus. Nazwa ta – ‘Gorliwość Seraficka’ – była symbolem, który wyrażał pobożne życzenie kleryków franciszkańskich, ale w istocie oddawała w całej pełni to, co przepełniało duszę Katarzyńca. Wszyscy koledzy byli pod tym względem jednomyślni. Z powodu zdolności do pióra, którą Wenanty na każdym niemal kroku okazywał, wybrali go koledzy najpierw na sekretarza stowarzyszenia. Spełniał on ten obowiązek bardzo gorliwie przez dwa lata szkolne, gdy był na pierwszym i drugim roku teologii – w 1911/1912 i 1912/1913 roku akademickim. „Pracę sekretarza – mówi magister pobożnego kleryka – wykonywał z największą dokładnością. Jego protokóły posiedzeń są pierwszorzędnie opracowane”. „Nic nie uszło uwagi – stwierdza o tej samej pracy Katarzyńca jego kolega – o czym była mowa, jaki był referat, jak dyskutowano, kto zabierał głos i o czym mówił. Wszystko tak barwnie opracowywał, że przy następnym posiedzeniu słuchało się go z wielką przyjemnością, a referat był tak streszczony, że bardzo często nawet jaśniej wychodził aniżeli w oryginale. Nadzwyczaj barwnie podawał przebieg dyskusji, notując wiernie jej szczegó-
ły”. Wszystko to możemy dziś jeszcze sprawdzić, czytając owe sprawozdania, które obejmują sto dziewięćdziesiąt cztery strony maszynopisu. Obok „pilności i sumienności” w opracowaniu i wyrażaniu cudzych myśli należałoby jeszcze podkreślić bardzo wierną dokładność, z jaką Katarzyniec notował przebieg każdego zebrania. Ta właśnie dokładność zmuszała kolegów do wielkiej ostrożności w zabieraniu głosu na posiedzeniach. Początkowo nierozważni młodzi ludzie – chociaż w poważnych strojach – bywali nieopanowani, zbyt kategoryczni, a czasem nawet i niegrzeczni względem siebie. Skoro jednak spostrzegli, że sekretarz wszystko zapamięta oraz wszystko – choć bardzo delikatnie – zapisze i na przyszłym posiedzeniu najwierniej odczyta, musieli siłą rzeczy uważać, aby ich nierozwaga lub nieopanowanie nie zostały przekazane potomnym. Obawa, aby się nie przedstawić w sprawozdaniu w ujemnym świetle, potęgowała się u kleryków i przez to także, że brat Wenanty bardzo często opisywał przebieg dyskusji bardzo dowcipnie, wychwytując słabe strony zabierających głos członków. Nie możemy tego na przykładzie wykazać, ponieważ w chwili tworzenia tej książki żyją jeszcze ludzie, o których wtedy bardzo dowcipnie pisał nasz bohater, ale gdy się czyta te opisy – trudno powstrzymać się od śmiechu, tak żywo, realnie i prawie z fotograficzną dokładnością maluje on postacie ówczesnych kleryków, którzy teraz są poważnymi i siwymi już kapłanami.
Fragment książki A. Wojtczak, Wenanty Katarzyniec. Franciszkanin, Bratni Zew, Kraków 2021.
Dla współczesnych sobie wyglądał zwyczajnie: człowiek, kapłan, franciszkanin. Chodził w czarnym habicie, na który – kiedy pracował w ogrodzie czy w polu – przywdziewał fartuch. Był wychowawcą kleryków, ale przede wszystkim przez całe życie wychowywał siebie. Dowiedz się, kim był, co robił i jak do dziś pomaga tym, którzy proszą go o pomoc. Daj się pociągnąć tej pokornej postaci franciszkańskiego zakonnika. Naucz się od niego, jak dobrze wypełniać swoje powołanie.
Wenanty Katarzyniec Na chwałę Boga red. Zdzisław J. Kijas, Edward Staniukiewicz Oprawa miękka Format 130x210 mm Ilość stron 260
Wenanty Katarzyniec Listy
cena 34,90 zł
oprac. Edward Staniukiewicz Prezentowana korespondencja o. Wenantego to bezcenny skarb, który po raz pierwszy po ponad stu latach ujrzał światło dzienne. Oprawa miękka Format 130x210 mm Ilość stron 144
Wenanty Katarzyniec Biografia oprac. Edward Staniukiewicz
cena 24,90 zł 18,67 zł
Prezentowana korespondencja o. Wenantego to bezcenny skarb, który po raz pierwszy po ponad stu latach ujrzał światło dzienne. Oprawa miękka Format 130x210 mm Ilość stron 232
Wenanty Katarzyniec Świadectwa
cena 24,90 zł 18,67 zł
oprac. Edward Staniukiewicz Chcesz poznać Wenantego Katarzyńca takim, jakim znali go jego krewni, sąsiedzi, zakonnicy, żyjący z nim na co dzień? Ta książka daje taką możliwość. Oprawa miękka Format 130x210 mm Ilość stron 184
Kup teraz!
cena 24,90 zł 18,67 zł
Zamówienia tel. 12 428 32 40, 725 505 610, www.bratnizew.pl
Dotyk Jezusa Pierwsze spotkanie Piotra z Jezusem kończy dziwna, ale bardzo szczera prośba. Gdy apostoł pojmuje, kim jest Syn Boży, mówi: Odejdź ode mnie, Panie, bo jestem człowiek grzeszny. Zamiast powiedzieć Panie, ratuj mnie!, jak uczyni później, podczas burzy na jeziorze, na samym początku św. Piotr pozwala obiektywnej świadomości swojej własnej słabości wziąć górę nad zaufaniem
i dlatego prosi: Odejdź ode mnie. Jezus natomiast sprzeciwia się zdecydowanie pojęciu nieruchomej granicy między czystością i nieczystością albo grzechem i łaską – granicy uniemożliwiającej dokonanie się jakiejkolwiek przemiany. Wbrew tradycji faryzeuszowskiej, nakładającej obowiązek całkowitej czystości, Jezus dotyka niedotykalnego. Wyciąga dłoń ku tym, których dotykać nie wolno. Zaraz po scenie, w której św. Piotr
prosi Jezusa, aby się odsunął, następuje uzdrowienie trędowatego. Poprzez odmienny ruch w przestrzeni (będący z pewnością również ruchem egzystencjalnym) człowiek cierpiący na trąd przełamuje zabezpieczenia uniemożliwiające rozprzestrzenianie się choroby, podchodzi do Jezusa i mówi: Panie, jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić. W tamtych czasach trędowaci zmuszeni byli żyć na uboczu, poza granicami osad, z dala od rodziny,
w odosobnieniu chroniącym innych przed zarażeniem. Mieli również obowiązek krzykiem ostrzegać zdrowych, żeby się nie zbliżali. Ten człowiek natomiast podchodzi do Jezusa. Robi to z pewnością dlatego, że przeczuwa w Nazarejczyku otwartość na spotkanie. Jezus nie ogranicza się jednak wyłącznie do odpowiedzi „chcę”, lecz wyciąga rękę i dotyka chorego. Mógł, jak starotestamentalny prorok, po prostu kazać mu obmyć się siedmiokrotnie w wodach Jordanu – ale woli wystawić się na groźbę zarażenia. Dotyka ran drugiego człowieka, ponieważ pragnie dzielić z nim cierpienie tak, jak umożliwia to jedynie dotyk, oraz pomóc mu przezwyciężyć wykluczenie, którego ten doświadcza za sprawą narzuconego mu odosobnienia. Co uzdrawia trędowatego? Co leczy kobietę cierpiącą na upływ krwi, która w innym fragmencie w Ewangelii podchodzi od tyłu i dotyka Jezusa? Zdrowie przywraca im z pewnością moc Boga wyrażająca się poprzez Jezusa, ale w sposób, który nie jest w najmniejszym stopniu obojętny. Doznają uleczenia, gdy czują dotyk, oznaczający tutaj spotkanie, uznanie, przyjęcie, dostrzeżenie, ratunek, objęcie. Gdy nie ma już oddalenia, dotyk Jezusa odbudowuje nasze człowieczeństwo.
Nauka słuchania własnych próśb Jestem gotów przyznać, że niewiele rzeczy daje podróżnikowi taką przyjemność jak powrót do doskonale znanych miejsc i odkrycie, że pozostały one mniej lub bardziej nietknięte: spotkanie tam kogoś, kto nas rozpoznaje, pogawędka z osobami, które z upływem czasu stają się zasadniczo naszymi przyjaciółmi. Gdy przebywa się w jakimś mieście, znana twarz, choćby i należąca do nieznajomego człowieka, stanowi swego rodzaju kotwicę. Odczuwamy wówczas pewną kojącą swojskość. Marguerite Yourcenar zastanawiała się całkiem słusznie: „Jak żyć, nie mając przed sobą nieznanego?”. Odwrotne pytanie również jest prawdziwe. Jednym z punktów odniesienia odnajdywanych przeze mnie zawsze w Rzymie, świadczących o tym poczuciu, że mimo wszelkich zmian miasto pozostaje takie samo, jest pewien żebrak. Pamiętam go sprzed tylu lat! Nie dało się (i nadal się nie da) na niego nie natknąć przy wyjściu z uczelni, biblioteki, kina, na placu Campo de’ Fiori, placu Świętego Piotra – gdziekolwiek, dniami i nocami. Mężczyzna ma dziś około siedemdziesięciu lat i jest dyskretnie, wręcz subtelnie obecny. Podchodzi do przechodniów i zadaje im dwa pytania. „Mówicie po włosku?” – rzuca na początek. Niezależnie od odpowiedzi
przechodzi do kolejnego kroku. Uważnie chwyta dwoma palcami monetę, podnosi ją na wysokość naszego wzroku i pyta: „Macie sto lirów?”. Robił tak, gdy go poznałem. Gdy kraj przyjął później nową walutę, zaczął prosić o dziesięć eurocentów. Gdy zwraca się do nas po raz pierwszy, sądzimy, że to ktoś, komu brakuje na bilet metra lub na kawałek pizzy. Gdy napotykamy go kilkaset razy, nie wiemy już tak naprawdę, co o nim myśleć. Byłem jednak świadkiem sceny, która być może wyjaśni nam nieco tę zagadkę. Na jednej z ulic w okolicach Panteonu siedział inny żebrak. W gruncie rzeczy można powiedzieć, że leżał. Miał poszarpane ubranie i ramię zdeformowane przez wrzodziejące rany. W jego wyglądzie mieszało się wszystko: ból i wykluczenie. Z oddali widziałem, jak znany mi nędzarz podchodzi do niego i, ku mojemu zdziwieniu, powtarza mu tę samą prośbę, kierowaną do wszystkich innych ludzi, niewzruszenie trzymając przed nim monetę. Zdecydowany, aby się go pozbyć, a może ogarnięty współczuciem, drugi żebrak wziął monetę z leżącego przed nim talerzyka i wręczył mu ją. Wówczas miała miejsce niezapomniana scena: na oczach wszystkich nędzarz uklęknął, złapał ręce drugiego i ze wzruszeniem wielokrotnie je ucałował. Chyba w końcu zrozumiałem. Nie prosił o monety. Błagał o skarb rzadszy i cenniejszy: o dar.
Fragmenty książki „Mistyka chwili. Czas i obietnica”, José Tolentino Mendonça (Bratni Zew, Kraków 2021)
STYL ŻYCIA ▪ PIĘKNI LUDZIE ▪
Przejść samego siebie. Męskość w drodze Rozmawiała: Elwira Liegman ZDJĘCIA: ARCHIWUM PRYWATNE SEBASTIANA FIRKA
Sebas an Firek, mężczyzna nietuzinkowy. Podróżuje, maluje, pisze ikony, odnawia zabytki. Sam mówi o sobie, że jego największym talentem jest naprawianie. Począwszy od samego siebie, przez relacje międzyludzkie, a na majsterkowaniu kończąc. W tej rozmowie spotkamy się na szlaku w drodze do męskiego serca.
S
prawdziłam. Od Twojego domu do Medjugorie, biorąc pod uwagę główne trasy, jest około 1000 km. To 2 razy tyle ile ma najdłuższy odcinek pieszej pielgrzymki z Helu do Częstochowy. Dlaczego poszedłeś pieszo do Medjugorie? Po co? Na podjęcie decyzji o pielgrzymowaniu złożyło się kilka spraw. Przede wszystkim zrodziło się we mnie pragnienie samotnej, pieszej wędrówki, jak za dawnych czasów. Tak, jak mnisi podążający samotnie do wybranego świętego miejsca. Bez pieniędzy, wygód, zdając się na łaskę Pana i dobroć ludzi. Poszedłem z intencją dziękczynną za życie, które Bóg na nowo mi ofiarował oraz o pokój. Szczególnie ten w sercach ludzkich. Po powrocie do domu uświadomiłem sobie, że spełniłem swoje dziecięce marzenie o odkrywaniu nowych miejsc, poznawaniu ludzi, mierząc się z tym, co jest nieprzewidywalne, powoduje „gęsią skórkę”, a co jest niesamowitą przygodą tak, jak w powieściach Alfreda Szklarskiego o Tomku Wilmowskim.
72
Po dotarciu do celu
Celem było spotkanie z Matką Bożą. Kobietą. Mogłeś obrać inny cel. Domyślam się, że w drodze po męstwo to nie przypadek (każdy mężczyzna, nawet sam Bóg przyszedł na świat przez kobietę). Zdecydowanie tak. Jestem przekonany, że w życiu nie ma przypadków. Pierwotnie, kiedy szukałem kierunku, przyszedł mi do głowy najbardziej znany szlak pielgrzymkowy św. Jakuba – Santiago de Compostela. Wewnętrzny głos podpowiadał, że tam jest zbyt… „tłoczno”. Kilka usłyszanych historii od znajomych m.in. o nawróceniach, objawieniach, pielgrzymkach do Medjugorie pomogły wybrać mi drogę do Matki Bożej Pokoju w Bośni i Hercegowinie. W tym przypadku sama droga także była celem? Teraz widzę, że tak. Matka Boża chciała nauczyć mnie w drodze właśnie… pokoju! Teraz nabiera to całkiem nowego wymiaru. Zmierzałem do Maryi, Kobiety... W męskiej drodze do Mój najlepszy i nieodstępujący mnie ani na krok towarzysz w drodze – cień
▪ PIĘKNI LUDZIE ▪ STYL ŻYCIA przemiany to Prawdziwa Kobieta pociąga, czy też przyciąga mężczyznę… do wyruszenia w drogę, w nieznane z samym sobą. Z całym dobrodziejstwem inwentarza. W głąb siebie. Motywuje do podjęcia trudu, zmagania się ze strachem, obawami, bólem i cierpieniem fizycznym, słabościami, „demonami przeszłości”, jak i grzechami – m.in. oczernianiem, złorzeczeniem czy ocenianiem innych ludzi. Droga powoli obdzierała mnie również z poranionej, chorobliwej „męskiej dumy”. Z samolubstwa, poczucia samowystarczalności i egoizmu. Bólem większym od fizycznego stóp, kręgosłupa, czy ramion, było… proszenie o pomoc. O jedzenie, o nocleg, o wskazanie drogi. Uczyło pokory. Co jadłeś, gdzie spałeś? Co było najtrudniejsze? Dopóki miałem skromny „budżet” – 50 zł i 50 € sam kupowałem jedzenie. Wszystko się zmieniło, kiedy wydałem ostatnie pieniądze. Wtedy zmagałem się z głodem i ciągłym, nieustającym bólem fizycznym. Trudną, ale bardzo cenną naukę otrzymałem, kiedy zacząłem prosić o pomoc. Napotkani, życzliwi ludzie
ofiarowywali mi jedzenie, picie i nocleg. Nieraz otrzymywałem takie rarytasy-niespodzianki, których nie mogłem sobie wyobrazić przed pielgrzymką. W mojej pamięci i sercu mam tych wszystkich, którzy mi pomogli – chociażby młodego chłopaka na Węgrzech, który pomimo wczesnej pory dnia, o 6 rano w okresie wakacji, przybiegł do mnie z reklamówką jedzenia. Siostra zakonna, która podarowała mi kanapki i poczęstowała przepyszną czarną kawą w Chorwacji, czy pewien muzułmanin w górach Bośni, który podarował mi regionalne danie.
w stodole, na trawniku obok stacji paliw, w budzie na targowisku, w użyczonej kabinie „tira”, czy na cmentarzu. W takich momentach ważne było, abym mógł w miarę spokojnie odpocząć. Reszta nie miała znaczenia. Na czym polega zmaganie mężczyzny w drodze? Bezsprzecznie taki wysiłek kształtuje charakter. Namacalnym było zmaganie z cierpieniem fizycznym. Ból cielesny wzmagał negatywne i uporczywe myśli typu „po co Ci to?”, „co chcesz udowodnić?”,
Poszedłem z intencją dziękczynną za życie, które Bóg na nowo mi ofiarował oraz o pokój. Szczególnie ten w sercach ludzkich. W każdym dniu wędrówki Bóg zsyłał mi prawdziwych Aniołów. Nie spodziewałem się, że w znacznej mierze będę spał w czystej pościeli – w hostelu, w klasztorze mnichów ortodoksyjnego Kościoła serbskiego, czy w zamkowym motelu. Były miejsca, gdzie spałem
„daj sobie spokój”, „kup bilet i wracaj”, „nie wygłupiaj się”. Do tego, o czym już wcześniej wspomniałem, dochodziła walka z samym sobą – z rezygnacją i poddaniem się. Co ciekawe, trudno było mi opuszczać serdecznych i dobrych ludzi oraz miejsca, w których otrzyma-
Przekroczyłem ostatnią granicę tej wędrówki, granicę swoich możliwości, słabości i siebie samego...
73
STYL ŻYCIA ▪ PIĘKNI LUDZIE ▪ łem ciepły posiłek, pokój z czystą pościelą, czy nawet pieniądze na dalszą drogę. To rozleniwiało. Kusiło porzuceniem pierwotnego pragnienia pielgrzymowania i obranego celu, w zamian za zwiedzanie i potraktowanie drogi jak wycieczki „krajoznawczej”. Nie takie pragnienie było moją motywacją, żeby pójść do Medjugorie. W wielu plemionach na świecie istnieje rytuał przejścia. Wyraźny moment, w którym chłopiec staje się mężczyzną. Np. amazońscy Indianie przechodzą bolesny rytuał inicjacji, by stać się prawdziwymi wojownikami. Twoja droga, ból, z którym się zmagałeś, strach, to symbole przejścia? Przeszedłeś samego siebie? Zdecydowanie tak. Śmiało mogę powiedzieć, że przeszedłem siebie samego. Takim dobrym przykładem był strach, który od początku mi towarzyszył, a który przybrał formę niedźwiedzia. Z zaczerpniętych informacji o zagrożeniach w drodze, zapamiętałem możliwe niebezpieczeństwo spotkania właśnie jego, w słowackich lasach. Tego obawiałem się najbardziej. Idąc główną, leśną drogą, szlakiem w górę, przyszedł strach. Szedłem i nie mogłem się modlić, nie mogłem się skupić. Nic nie przynosiło spokoju. Strasznie się bałem, a okolica akurat sprzyjała spotkaniu leśnego drapieżnika. Była cisza, przeszywająca i niespokojna. Kuśtykałem pełen obaw. W pewnym momencie stanąłem i powiedziałem do Boga – „Boże… jak nagle z zarośli wyjdzie niedźwiedź, to ja nie mam sił na ucieczkę. Proszę Cię, nie rób sobie «jaj», ok? Naprawdę nie mam sił”. I poczułem ulgę. Ciśnienie zeszło i podreptałem dalej. Strach, jak i „niedźwiedź”… odeszli. Patrząc z perspektywy czasu, wspominając momenty, w których nie miałem sił i chciałem się poddać, jedynym ratunkiem była modlitwa. Świadomość obecności Boga i Maryi, jako towarzyszy
74
mojej drogi. Odmawiałem „pompejankę”. W chwilach wyczerpania wchodziłem do kościoła i po odmówieniu różańca ból mijał i w trudny do wyjaśnienia sposób otrzymywałem siły do pokonania kolejnych kilometrów. Doświadczyłem ogromnej siły modlitwy różańcowej.
siebie. W znacznej mierze przypomina to ćwiczenia, a w nich zawiera się odkrywanie i umacnianie męskiego serca. Męskiej siły, która jest zdolna walczyć o dobro, ochraniać słabszych, zdobywać, opiekować się, być mężem, a przede wszystkim ojcem. Prawdziwa męskość zawiera się w ojcostwie. Niezależnie od Jak być wojownikiem, obrońcą, roli jaką możemy jako mężczyźni przyzdobywcą, opiekunem, mężem brać. Czy jako kapłan, zakonnik, kawaw dzisiejszych czasach? Twoja ler, czy mąż. Odkrywam, że do tego powołał nas – mężczyzn – Bóg. Do ojcodroga Ci to pokazała? Nie mam gotowej recepty w formie stwa. Najpierw potrzeba podjąć decyzję jednoznacznej odpowiedzi na to pyta- kim chcę być. Kim chcę się stać. Dokąd nie. Droga to ruch, działanie, bardzo chcę dojść? Jakim chcę być mężczyzną?
Droga powoli obdzierała mnie również z poranionej, chorobliwej „męskiej dumy”. Z samolubstwa, poczucia samowystarczalności i egoizmu. Bólem większym od fizycznego stóp, kręgosłupa, czy ramion, było… proszenie o pomoc. O jedzenie, o nocleg, o wskazanie drogi. Uczyło pokory. często nie z brakiem, a pomimo bólu i cierpienia. Z niepewnością, niewiadomą, czy niechęcią. Jest również ogołoceniem ze złudzeń, prowokuje do stanięcia w prawdzie, a nawet wyzwala łzy, które oczyszczały moje serce i przynosiły ulgę. Prawdziwy mężczyzna potrafi płakać i nie wstydzi się tego. Bycie i życie jak prawdziwy mężczyzna to przede wszystkim decyzja wejścia na drogę ku męskości. Świadomość tego kim dzisiaj jestem, jaki jestem, jakie mam słabości, gdzie niedomagam i tutaj mam do wykonania zadanie zmiany. To jakie mam dobre strony, silne cechy, w czym jestem mocny, co mam dodatkowo umacniać. Pokochać i zaakceptować
Jakim ojcem? Pielgrzymka pokazała mi, jak to rzekł Chrystus do św. Pawła, „wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali” [2Kor 12,9]. Jesteś artystą, więc nie mogę o to nie zapytać… Gdybyś miał namalować jeden obraz z tej lekcji w drodze, co by się na nim znalazło? Zdecydowanie niedźwiedź (śmiech). W najbliższym czasie mam plan namalowania ikony mnicha Kościoła prawosławnego – św. Serafina z Sarowa, który na swojej drodze duchowej doszedł do takiego poziomu, że karmił z ręki leśnego niedźwiedzia. Jest jeszcze obraz,
który mam w głowie: idący wędrowiec z różańcem w ręku i ikoną Matki Boskiej Częstochowskiej, w towarzystwie przyjaznego niedźwiedzia. Czeka na zrealizowanie. Wyraźnym wspomnieniem, obrazem w mojej głowie jest także rzeźba Matki Bożej, której oczy są niesamowite, ponieważ wyglądają jakby odbijało się w nich całe niebo. Figura stoi we franciszkańskim kościele Trójcy Przenajświętszej w Slavonskim Brodzie na granicy Chorwacji z Bośnią i Hercegowiną. Osiągnąłeś cel. Doszedłeś do Medjugorie. Kim się stałeś dzięki temu wyzwaniu? Moja droga do męskości, do ojcostwa trwa. Nie zakończyła się, a zaczęła. Pielgrzymka była wstępem, lekcją pokazową, ćwiczeniem. Mam poczucie, że swoistą „rozgrzewką” i przygotowaniem do tego, co planuje Bóg w moim życiu. Na pewno mam więcej odwagi, więcej łaski wiary. Bóg nie jest sędzią, a obecnym, żywym Ojcem, który jest obok. Jest przyjacielem. Dzięki przeżytym doświadczeniom, stałem się bardziej otwarty na ludzi, zmieniłem podejście i uważam, że ludzie nie są z natury źli. Działają poprzez swoje doświadczenia i przekonania. Otrzymałem również wiele dotkliwych lekcji pokory, wyrozumiałości, cierpliwości i męstwa. Nadal uczę się proszenia o pomoc, „schodzenia z piedestału” samowystarczalności i egoizmu. Jestem ciągle w drodze.
Świadkowie...
Kraljica Mira – Królowa Pokoju. Figura stojąca przed wejściem do Kościoła pw. ś w. Jakuba w Medjugorie
MISJE
20-lecie franciszkańskich misji w Ugandzie Agnieszka A i k K Kozłowska ł k ZDJĘCIA: ARCHIWUM SEKRETARIATU MISYJNEGO
22 kwietnia 2021 r. w Sanktuarium Męczenników Ugandyjskich w Munyonyo odbyły się uroczystości z okazji jubileuszu 20-lecia pracy misyjnej franciszkanów w Ugandzie. Mszy Świętej przewodniczył bp Paul Ssemogerera. 76
W
śród zaproszonych na jubileusz gości znaleźli się: generał zakonu, o. Carlos Trovarelli, prowincjał krakowskiej prowincji, o. Marian Gołąb, który przez kilka lat pracował w Ugandzie, sekretarz generalny ds. animacji misyjnej, o. Dariusz Mazurek, oraz sekretarz krakowskiej prowincji ds. misji, o. Dariusz Gaczyński.
Franciszkańscy Misjonarze w Ugandzie Pierwszym franciszkaninem, który przybył do Ugandy 13 kwietnia 2001 r., był o. Marcin Zagórski, pracujący wcześniej w Zambii. Oficjalna data założenia misji przypada na 1 sierpnia tego samego roku, kiedy do Ugandy przyjechał o. Bogusław Dąbrowski. W grudniu dołączył do nich o. Jarosław Wysoczański, a następnie inni bracia: o. Lucjan Szczepański, o. Piotr Tymko,
MISJE o. Marek Warzecha oraz br. Piotr Gorący. Misjonarze rozpoczęli pracę w diecezji Kasana-Luweero, w miejscowości Kakooge. Do czasu wybudowania własnego klasztoru i dokończenia, rozpoczętej przez poprzedniego proboszcza, budowy kościoła parafialnego w Kakooge, korzystali z gościnności misji Braci Szkolnych. Matugga 3 stycznia 2010 r. biskup otworzył i przekazał franciszkanom kolejną parafię w miejscowości Matugga. Początkowo franciszkanie mieszkali w jednym z domów, w którym parafianie udzielili im dachu nad głową. Na początku maja 2010 r. rozpoczęto budowę szkoły podstawowej i klasztoru. Bracia przeprowadzili się do nowego klasztoru 6 grudnia 2011 r. Na Wielkanoc 2012 r. został prawie całkowicie wykończony budynek szkoły. 4 marca 2013 r. rozpoczęto budowę kościoła parafialnego, który został konsekrowany 3 listopada 2019 r. Na terenie parafii znajduje się 7 kaplic dojazdowych, znajdujących się w promieniu 15 km od kościoła parafialnego.
we. To także miejsce chrztu św. Kizito i innych Męczenników.
brej Nowiny, sprawowania sakramentów i pomocy wszystkim złamanym na duchu, misjonarze podejmują szereg iniMisyjna praca w Ugandzie cjatyw, które mają na celu pomoc poMisja w Ugandzie to najmłodsza trzebującym oraz poprawę warunków z misji krakowskiej prowincji fran- ich życia, a także podarowanie im szansy ciszkanów. Praca misjonarzy to przede na lepszą przyszłość. wszystkim głoszenie Ewangelii i niesiePamiętajmy w naszej modlitwie o minie Chrystusa wszystkim, którzy jeszcze sjonarzach posługujących w Ugandzie Go nie znają. Prócz przepowiadania Do- i prośmy o nowe powołania misyjne.
Munyonyo Kolejną ważna datą w historii ugandyjskiej misji jest dzień 13 października 2013 r. Wtedy właśnie franciszkanie prowincji krakowskiej przybyli do sanktuarium Męczenników Ugandyjskich w Munyonyo, w dzielnicy Kampali, aby tam zapoczątkować swoją obecność. Wbicie „pierwszej łopaty” w ten teren miało miejsce 3 maja 2015 r. W ciągu roku udało się wybudować kościół, który został konsekrowany 28 października 2017 r. Sanktuarium w Munyonyo odwiedził w roku 2015 Ojciec Święty Franciszek. Obecnie franciszkanie planują w tym miejscu budowę kaplicy wieczystej adoracji. Munyonyo to miejsce szczególne. Właśnie tam śmierć poniosło kilku Męczenników Ugandyjskich – św. Andrzej Kaggwa, św. Denis Ssebuggwawo oraz św. Pontian Ngond-
77
MISJE
Dołączamy krótką refleksję naszych braci, którzy uczestniczyli w uroczystościach związanych z -leciem posługi franciszkanów w Ugandzie: Słowa „Omukama mulungi” (Bóg jest dobry) rozbrzmiewały jak echo pośród setek osób, które zgromadziły się w Munyonyo Martyrs’ Shrine w Kampali na obchodach małego jubileuszu 20-lecia obecności franciszkanów w Ugandzie. Iście franciszkańska radość wypełniła bazylikę Męczenników Ugandyjskich w czasie sprawowanej Mszy Świętej dziękczynnej, której przewodniczył bp Paul Ssemogerere. Pośród wielu zacnych gości, byliśmy zaszczyceni obecnością pośród nas naszego ministra generalnego, br. Carlos’a Trovarellego, który podziękował braciom za świadectwo i posługę w tym kraju. Br. Carlos, poruszony świadectwem męczenników z Ugandy, zdecydował, że od tego dnia będzie obchodził imieniny właśnie w liturgiczne wspomnienie męczeństwa świętych męczenników (3 czerwca: Karol Lwanga i towarzysze). Również obecny wśród nas minister prowincjalny, br. Marian Gołąb, świadomy tego, że wciąż nosi imię klanowe „Kajubi”, wygło-
78
sił prawie godzinną homilię, przeplataną kilkoma pieśniami, co jest tutaj „normalną” liturgiczną rzeczywistością, zwłaszcza podczas uroczystych obchodów. Br. Marian przedstawił, co udało się osiągnąć franciszkanom przez 20 lat obecności w Ugandzie, podkreślając, że namacalnym projektom, które udało się zrealizować zawsze towarzyszyły i będą towarzyszyć różne działania duszpasterskie. Podziękował również wszystkim osobom z naszych misji w Kakooge, Matugga i Munyonyo za otwartą współpracę w dziełach naszej misji. Pracujący na misji w Kakooge br. Stanisław Strojecki, opowiedział o początkach powstawania misji w Ugandzie 20 lat temu i przygotowaniach do jej otwarcia, które miały miejsce za czasów, kiedy sam był prowincjałem. Pośród wielu ciekawych szczegółów dotyczących „skromnych początków”(por. Za 4,10), można było usłyszeć, jak bardzo Bóg troszczył się o powstanie tej misji i jak bardzo opatrz-
nościową osobą w tym wszystkim był zmarły niedawno (3 kwietnia 2021) biskup Cyprian Kizito Lwanga, który zaprosił franciszkanów do każdego z trzech miejsc w Ugandzie, w których posługujemy. Delegat prowincjała w Ugandzie, br. Wojciech „Male” Ulman, imiennie podziękował wszystkim braciom, którzy pracowali lub ciągle posługują w Ugandzie, pośród których nie sposób nie wymienić br. Bogusława „Kalungi” Dąbrowskiego czy śp. br. Stanisława Zagórskiego, pierwszego misjonarza w Ugandzie. Br. Wojciech podziękował również wszystkim gościom za przybycie, w tym br. Dariuszowi Mazurkowi z Rzymu i br. Dariuszowi Gaczyńskiemu z naszej kurii prowincjalnej z Krakowa. Po Mszy Świętej dziękczynnej, bracia udali się na radosne świętowanie na plac przed bazyliką. Oczywiście nie mogło obyć się bez krojenia „urodzinowego” tortu. Omukama mulungi! Serdecznie pozdrawiamy z Ugandy, Franciszkanie
FELIETON
Kościół przez dziurkę od klucza Agnieszka Zaucha RM franciszkanka, filozof, pedagog, pielęgniarka, przełożona Domu Prowincjalnego Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Rodziny Maryi w Krakowie
M
yślę „Kościół”, a przed oczyma wyobraźni przesuwają się kolejne obrazy, których bogactwo zdaje się być niewyczerpane, więc stoję onieśmielona, jak ktoś, kto dotarł do podnóża niebosiężnej góry. Od tak dawna marzył, by się tam wspiąć, poczynił wiele przygotowań, a teraz, gdy wreszcie przed nią stoi, zaczyna wątpić, czy zdoła dotrzeć do szczytu, ginącego gdzieś wysoko w chmurach. Być może całkiem podobnie skończy się moja przygoda zwięzłego ujęcia rzeczywistości – z samej swej natury wymykającej się prostym ujęciom – jak zresztą dzieje się ze wszystkim, co łączy w sobie elementy Boskie i ludzkie. Mogę więc zostać w miejscu, w którym jestem, ryzykując utratę czegoś niezwykle cennego, albo podjąć trud wspinaczki, by choć ukradkiem dotknąć Tajemnicy. Ruszam zatem za głosem pragnienia, bo czuję, że w nim Ktoś Nieskończenie Większy zostawił ślad swojego PRAGNĘ. Nie pozwala to, rzecz jasna, nawet na chwilę wytchnienia, zapraszając coraz dalej i dalej... Z biegiem czasu okazuje się jednak, że owo „dalej” niekoniecznie oznacza „wyżej”, ale na pewno „głębiej” i być może – jeśli nie zabrzmi to zbyt zuchwale – również „bliżej” prawdy rzeczywistości. Dlaczego? Bo trzeba
będzie stawić czoła wielu sprzecznościom, przemykając między Świętością Boga a własną grzesznością, między Jego Niewzruszoną Miłością a naszym wyrafinowanym altruizmem, między Jedyną Prawdą a wielością naszych subiektywnych prawd, czyli ostatecznie – między Światłem a ciemnością. Teraz, gdy tej ciemności zdaje się być więcej niż kiedykolwiek wcześniej, wracam myślą do owego pamiętnego piątku, gdy człowiek ukrzyżował swego Boga. Wtedy również, drżącą z przerażenia Ziemię, spowiła ciemność, ale oto z przebitego Serca Ukrzyżowanego wypłynął ożywczy strumień Krwi i Wody – początkowo nikły, niewiele znaczący – ot, zwykła oznaka śmierci Skazańca, ale z biegiem czasu ów niepozorny strumień stał się potężną rzeką, której nurty rozlewają się w wodach słonych, a wtedy wody te stają się zdrowe. Wszystkie też istoty żyjące, od których tam się roi, dokądkolwiek potok wpłynie, pozostają przy życiu. I tak jest od przeszło 2000 lat; życiodajny Strumień Krwi i Wody, nieprzerwanie uobecniany Sakramentami Kościoła – Chrztem i Eucharystią, nadal buduje jego wewnętrzną tożsamość i ożywia. Rzeczywiście, Nurty rzeki rozweselają miasto Boże – uświęcony przybytek Najwyższego. Bóg jest w jego wnętrzu,
więc się nie zachwieje; Bóg mu pomoże o brzasku poranka. Tak, noc cierpienia może wydawać się bezkresna, mrok coraz gęstszy, a jednak – paradoksalnie – zarówno najbardziej wyrafinowane idee człowieka, jak i sprzysiężone siły zła pozostają bezsilne wobec potęgi Bożej Miłości przyobleczonej w ludzką kruchość i grzeszność. Zresztą, wystarczy na chwilę zmienić perspektywę i popatrzeć nieco bardziej z bliska; już nie jak ze szczytu wyniosłej góry, ale jak przez dziurkę od klucza, by zobaczyć, że Kościół, a być może również nasz dziwny świat, opiera się na ramionach tych najsłabszych, najbardziej udręczonych cierpieniem, a przy tym najmocniej zanurzonych w Bogu, Który Kocha. Czy może być coś bardziej bezbronnego niż miłość? Bóg – Pierwszy Bezbronny w swym Człowieczeństwie – wybrał Drogę Miłości, drogę bardzo konkretnego człowieka o jedynej, oryginalnej historii, niepowtarzalnych rysach twarzy i serca... Po co? Być może po to, by zwielokrotniona w milionach udręczonych przypominała prawdę, kapitalnie ujętą przez André Frossarda, że dopóki będzie istnieć możliwość jednego współczującego spojrzenia, Ziemia przetrwa, bo przez takie spojrzenia przechodzi czułość Boga...
79
WIELCY POLACY
Szymon Czechowicz Katarzyna Gorgoń
Nazywany „zapomnianym geniuszem baroku”, pochodził z rodziny złotników. Jeden z nielicznych Polaków, którzy studiowali na Akademii Świętego Łukasza w Rzymie. Wielki artysta, malarz, tercjarz franciszkański, pochowany we franciszkańskim habicie, w krypcie warszawskiego kościoła kapucynów przy ul. Miodowej.
FOT. COMMONS.WIKIMEDIA.ORG
WIELCY POLACY
Chrystus ukazujący się Apostołom po zmartwychwstaniu
WIELCY POLACY
S
FOT. COMMONS.WIKIMEDIA.ORG
FOT. COMMONS.WIKIMEDIA.ORG
zymon Czechowicz urodził się w roku 1689 w Krakowie. Został ochrzczony 22 lipca w kościele Wszystkich Świętych jako syn Jana i Kunegundy. Pochodził z rodziny złotników. Podobno początkowo chciał być muzykiem, ale gdy odkrył swój talent malarski, dzięki protekcji Franciszka Maksymiliana Ossolińskiego w roku 1711 udał się do Rzymu i tam rozpoczął studia malarskie w Akademii Świętego Łukasza. Warto podkreślić, że nie była to zwykła szkoła plastyczna, ale raczej swoŚw. Stanisław iste zgromadzenie artystów, ponieważ skupiała całe życie artystyczne Wiecz- i „Ucieczka do Egiptu” znajdujących się w klasztorze franciszkanów przy kościenego Miasta. le św. Bonawentury al Palatino. Badacze ustalili także, że brał udział w posiedzeW Wiecznym Mieście W Rzymie Czechowicz przebywał 20 niach religijnego arcybractwa świętych lat. O czasach rzymskich artysty wiemy Trifona, Respicja i Ninfy, które pełniło niewiele, a ślady po nim bardzo trud- m.in. posługę wśród chorych. To wiele no dziś odnaleźć. Na pewno około 1715 mówi o wrażliwości artysty, który przez r. namalował obraz „Ukrzyżowanie” do całe życie był głęboko wierzący. Od 1725 zakrystii kościoła św. Stanisława, gdzie r. był członkiem papieskiej kongregacji znajduje się do dziś. Jest także auto- wirtuozów Compagnia di San Giuseppe rem malowideł „Św. Jakub z Marchii” di Terrasanta, która zrzeszała najwybit-
Św. Jan Nepomucen
82
niejszych artystów tworzących w Wiecznym Mieście. Powrót do kraju Około roku 1730 Czechowicz podjął decyzję o powrocie do Polski, w której był już dość znany za sprawą obrazów zamawianych u niego w Rzymie przez polskich zleceniodawców. Po powrocie do kraju Czechowicz osiadł w Warszawie, która w czasach saskich była prężnym ośrodkiem artystycznym. Być może liczył na zdobycie pozycji nadwornego malarza króla Augusta III. Stanowiska tego nie uzyskał, ale zdobył wielu klientów z najwyższych warstw polskiej magnaterii oraz hierarchii kościelnej. Był artystą, z którym w ówczesnej Rzeczypospolitej niewielu malarzy mogło się równać. Reprezentował najwyższy poziom sztuki późnobarokowej i był zaliczany do kręgu artystów rzymskich, odwołujących się do wzorców dojrzałego malarstwa renesansowego. Zyskał szybko ogromną popularność, a jego dzieła znalazły się w niemalże
WIELCY POLACY każdym zakątku ówczesnej Rzeczypospolitej Obojga Narodów oraz poza jej granicami. Pozostawił po sobie kilkaset obrazów w kilkudziesięciu miejscowościach, m.in. w Wilnie, Krakowie, Lwowie, Warszawie, Poznaniu, Lublinie, Opolu Lubelskim, Górze Kalwarii czy Lubartowie.
FOT. COMMONS.WIKIMEDIA.ORG
Malarz religijny Czechowicz najlepiej czuł się w malarstwie religijnym, czerpiącym z dawnej tradycji sztuki włoskiej, sięgającej jeszcze renesansu. Jego obrazy są dość liryczne, bardzo dekoracyjne. To jest malarstwo, które dostarcza wrażeń estetycznych najwyższej próby. Zresztą właśnie takie dzieła najczęściej u niego zamawiano. Jego obrazy służyły przede wszystkim ozdabianiu kościołów – mówi dr Tomasz Zaucha, kurator wystawy „Geniusz baroku. Szymon Czechowicz”, pokazywanej w Muzeum Narodowym w Krakowie do 21 lutego 2021 r. [w rozmowie z Magdą Huzarską-Szumiec dla portalu dzieje.pl – przyp. red.]. Pracował na zlecenie kościołów, klasztorów i magnatów: Ossolińskich, Sanguszków, Sapiehów, Branickich. Mieszkał przy Rynku Starego Miasta, prowadząc tam pracownię. Była to jednocześnie szkoła malarska, jedyna w Warszawie, aż do czasu, gdy Stanisław August Poniatowski otworzył w roku 1766 malarnię kierowaną przez Marcella Bacciarellego. Najwięcej tworzył do galerii rodowej Ossolińskich w pałacu w Sterdyni. Z fundacji tych magnatów powstały m.in. obrazy do kościoła św. Jakuba w Tarchominie i kościoła Trójcy Świętej w Ciechanowcu. Pracował także dla wojewody podolskiego, późniejszego hetmana wielkiego koronnego Wacława Piotra Rzewuskiego na jego zamku w Podhorcach. Tam powstała imponująca galeria dzieł Czechowicza, eksponowanych w specjalnie na ten cel przygotowanym Pokoju Zielonym (nazwa pochodzi od zielonego koloru adamasz-
ku, którym obite zostały ściany), który nym nastawieniu nie odpowiadały łasłużył hetmanowi za sypialnię i gabinet. godnemu usposobieniu artysty i dlatego bardzo mało jest u niego scen męczeńMalarz wybitny skich. Z dużą natomiast prawdą oddaje Józefa Orańska, przedwojenna bio- strony psychiczne w lirycznym nastroju grafka malarza, w swojej książce „Józef i w ekstazie. Przez umiejętne ustawienie Czechowicz 1689-1775” pisała: Twórczość i kontrapostowanie [kontrapost – zasada Czechowicza w „wieku oświecenia” jest kompozycji, która polega na takim ustawyjątkową. Prócz bowiem nielicznych wieniu postaci, aby ciężar ciała spoczyportretów dygnitarzy duchownych i świe- wał na jednej nodze i na zrównoważeniu ckich nie wychodzi poza granice malar- tej postawy lekkim wygięciem tułowia stwa religijnego. W środowisku wielkiej i ramienia w stronę przeciwną] grup, lub sztuki włoskiej przejął artysta zasady postaci, osiąga kompozycję jasną, zwarpanującego wówczas baroku rzymskie- tą, barokowo poruszoną, uwydatniającą go, ulegając wpływom przedstawicieli uczucie i psychiczne kontakty osób. […] tego kierunku, takich jak Guido Reni, Na tle sztuki XVIII wieku w Polsce, twórCarlo Maratta, Pietro da Cortona i in- czość Czechowicza zajmuje stanowisko nych. Ze sztuki zaś renesansu najwięcej wybitne. Artysta grupując około siebie przemawiały do polskiego malarza ar- liczną rzeszę uczniów, wykształcił takcydzieła Rafaela. Tematy o dramatycz- że następne pokolenie malarzy polskich.
Św. Elżbieta
83
WIELCY POLACY
FOT. COMMONS.WIKIMEDIA.ORG
podobny do tego, w jakim kazał się pochować sam Czechowicz. Zmarł w wieku 86 lat, 21 lipca 1775 r. w Warszawie i został pochowany w warszawskim kościele kapucynów przy ul. Miodowej. Warszawa byłaby największym skupiskiem jego dzieł, gdyby nie wybuch II wojny światowej. Jego dzieła znajdowały się m.in. u kapucynów, jezuitów, pijarów. Niestety niemal wszystko, co było w stolicy, spłonęło. Ocalały jedynie trzy obrazy z klasztoru wizytek. Jego twórczość wybija się na tle malarstwa polskiego XVIII w. i chociaż szeroka publiczność raczej go nie kojarzy, w świadomości polskich historyków sztuki był zawsze obecny. Być może warto rozejrzeć się po odwiedzanych przez nas świątyniach i poszukać jego śladów? Dzieła Czechowicza były bowiem zawsze rozproszone – umieszczone w kościołach porozrzucanych po całym kraju, często słabo wyeksponowane. Jak mówi dr Tomasz Zaucha, kurator wystawy „Geniusz baroku. Szymon Czechowicz”, jeżeli ktoś byłby zainteresowany jego twórczością, to musiałby objechać kawał Polski i kawał Europy. Pokłon Trzech Króli
FOT. PINAKOTEKA.ZASCIANEK.PL
Tercjarz franciszkański Czechowicz był całkowicie pochłonięty pracą, nigdy nie założył rodziny. Był kapucyńskim tercjarzem. Ostatnim dziełem, które wykonał w roku śmierci, był obraz „Św. Franciszek”, dziś znajdujący się u krakowskich kapucynów. Jak wspomina dr Tomasz Zaucha, obraz jest niezwykły pod względem formy, bardziej surowy niż pozostałe dzieła malarza. Widać, że artysta przeczuwał zbliżającą się śmierć. Franciszek ubrany jest w habit
84
FOT. PINAKOTEKA.ZASCIANEK.PL
W sztuce swej, wyrażającej istotę katolicyzmu w pięknej i głęboko przemyślanej formie, spełnił doniosłe posłannictwo malarstwa religijnego.
Św. Franciszek, fragment
Św. Franciszek
Reguła i życie braci mniejszych polega na zachowaniu świętej Ewangelii Pana naszego Jezusa Chrystusa przez życie w posłuszeństwie, bez własności i w czystości. Brat Franciszek przyrzeka posłuszeństwo i uszanowanie papieżowi Honoriuszowi i jego prawnym następcom, i Kościołowi Rzymskiemu. A inni bracia mają obowiązek słuchać brata Franciszka i jego następców.
FOT. K. GORGOŃ
św. Franciszek z Asyżu
NASZE MIEJSCA
U św. Piotra Piotr Bielenin OFMConv teolog, pasjonat historii
FOT. K. GORGOŃ
Zaczynam się coraz bardziej niecierpliwić. Minęło już trochę czasu odkąd wyszliśmy z czeluści metra linii A na stacji O aviano, podążając za drogowskazem z napisem Basilica San Pietro, a ja ciągle nie mogę dostrzec tej budowli, tak dobrze mi znanej z przekazów telewizyjnych i fotografii. Mijamy kolejny kwartał i ciągle nic. Chociaż tyle dobrze, że znów pojawia się strzałka drogowskazu i utwierdza nas w przekonaniu, że idziemy dobrą drogą, ale bazyliki nadal nie widać. Figura św. Piotra
W
iele lat później dowiem się, że po upadku Państwa Kościelnego i tzw. zjednoczeniu Włoch w drugiej połowie XIX w., masońskie rządy nowopowstałego państwa, którego stolicą uczyniono Rzym, celowo tak kierowały zabudową, żeby zasłaniać widok na Bazylikę św. Piotra, symbol władzy kościelnej i minionych czasów. Papież od tego czasu rezydował na stałe w Watykanie, który stał się najmniejszym państwem świata liczącym zaledwie 44 hektary. Dopiero rządy Mussoliniego doprowa-
86
dziły do odmrożenia relacji z Kościołem, a znakiem dobrej woli ze strony Duce było wytyczenie nowej, przestronnej ulicy prowadzącej od Zamku Anioła wprost na Plac św. Piotra i fronton bazyliki, którą nazwano Via della Conciliazione – Ulicą Pojednania. Niestety, to jedyne miejsce na oglądanie budowli w całej okazałości. W innym wypadku, do dzisiaj, żeby zobaczyć bazylikę najlepiej wspiąć się na któreś z rzymskich wzgórz i stamtąd podziwiać tę monumentalną budowlę.
Gwardia Szwajcarska Wreszcie iskierka nadziei, że to już blisko, widać wpierw monumentalne mury Watykanu, a po kilkuset metrach przechodzimy obok Bramy św. Anny, która prowadzi do wnętrza Stolicy Apostolskiej. Na straży stoi Gwardia Szwajcarska. Wartownicy nie są jednak ubrani w kolorowe stroje i hełmy z piórami znane z audiencji papieskich, ani wyposażeni w halabardy, ale w prostsze, choć o historycznym kroju, uniformy i fantazyjne czarne berety. Z gracją zatrzy-
NASZE MIEJSCA mują wjeżdżające samochody, salutują i stukają obcasami, proszą o okazanie przepustki. Na salut można liczyć i wtedy, kiedy wchodzi się na piechotę, pod warunkiem, że jest się w pełnym stroju duchownym lub zakonnym.
FOT. A. ZAJĄC
Plac św. Piotra Wreszcie wchodzimy w cień kolumnady i zaraz potem na plac św. Piotra. To miejsce za każdym razem robi olbrzymie wrażenie, którego nie odda żadna fotografia ani filmowe ujęcie. Wynika to nie tylko z jego ogromu, bywały na nim zgromadzenia liczące kilkaset tysięcy osób, ale równocześnie z jego harmonii i wrażenia czegoś bliskiego, przyjaznego obszaru, gdzie to, co duchowe, wydaje się wręcz namacalne. Otaczająca go olbrzymia czterorzędowa kolumnada, portyk Berniniego, z jednej strony obe-
jmuje go, wytycza jego kształt, a z drugiej strony jej brak we wschodniej części jest symbolem otwarcia, dając poczucie wolności tym, którzy są wewnątrz i zapraszając do środka tych, którzy są na zewnątrz. Na kolumnadzie znajdują się figury 140 świętych, wśród nich znajduje się tylko jeden Polak, św. Jacek Odrowąż, dominikanin. I choć mniej więcej wiem, w którym miejscu znajduje się jego posąg, do dzisiaj mam kłopoty z jego identyfikacją. Na placu znajdują się także dwie wysokie fontanny, ustawione symetrycznie. Ich znaczenie najbardziej potrafi docenić ten, kto w upalny dzień znalazł się na tym wybrukowanym terenie, nad którym powietrze aż drży od gorąca, i wreszcie mógł schronić się w zasięgu rozwiewanych przez wiatr kropel zimnej wody. Na środku placu stoi kolumna, starożytny egipski obelisk zwieńczony krzyżem.
W całym Rzymie jest jeszcze 12innych. Warto poświęcić mu więcej uwagi. Po pierwsze, obelisk zajmował kiedyś centralne miejsce cyrku Nerona, starożytnej rzymskiej budowli widowiskowej o długości 540 metrów i szerokości ok. 100 metrów, która znajdowała się częściowo w miejscu, w którym dziś jest bazylika i plac św. Piotra na Watykanie. Wedle tradycji obelisk był świadkiem męczeńskiej śmierci św. Piotra i innych chrześcijan. Po drugie, na polecenie franciszkańskiego papieża Sykstusa V na bazie, na której stoi obelisk, zostały wyryte napisy. Najbardziej interesujące są wypisane od strony wschodniej słowa modlitwy – antyfony liturgicznej, znanej jako egzorcyzm św. Antoniego: Ecce Crux Domini. Fugite partes adversae. Vicit Leo de tribu Juda – Oto krzyż Pana. Uchodźcie Jego przeciwnicy. Zwyciężył Lew z pokolenia
Via della Conciliazione
87
NASZE MIEJSCA Judy. Modlitwa ta jest niezwykle skuteczna w udrękach duchowych, natarczywych myślach, smutku, rozpaczy i beznadziei.
FOT. K. GORGOŃ
Spotkamy się na placu Zarówno fontanny jak i obelisk są świetnym punktem orientacyjnym, zwłaszcza, gdy potrzeba spotkać się z kimś na tak ogromnej przestrzeni placu. Z tą kwestią związana jest pewna zabawna historia, którą przed wieloma laty, kiedy jeszcze nie funkcjonowały telefony komórkowe i nikt nie wiedział co to roaming, przeżył jeden z braci z naszego rzymskiego kolegium Seraphicum. Otóż do Rzymu przyjeżdżała pielgrzymka
Bernini, Witraż z gołębicą
88
z jego rodzinnego, niewielkiego miasta. Krajanie mieli do niego zadzwonić, aby umówić się na spotkanie. Cierpliwie od rana siedział w pokoju i czekał na telefon. Bezskutecznie. Wreszcie wezwała go natura i na chwilę musiał pozostawić stróżowanie przy aparacie. Wtedy zadzwonili. Nie zdążył odebrać. Zostawili jednak wiadomość na automatycznej sekretarce: Będziemy dzisiaj na audiencji generalnej z Ojcem Świętym. Spotkamy się o 15.00 na placu św. Piotra. Koniec wiadomości. Brat bezradnie rozłożył ręce i powiedział: Czy oni myślą, że plac św. Piotra to rynek w B.? Jak ja ich tam znajdę w dzień, kiedy to na audiencji jest kilkadziesiąt tysięcy ludzi?
Jest na placu jeszcze jedno szczególne miejsce. To niewielka, prosta marmurowa płytka z herbem papieskim św. Jana Pawła II i wypisana łacińskimi literami data XIII V MCMLXXXI – 13 maja 1981. Tabliczka została umieszczona w tym miejscu 12 maja 2006 r., dzień przed 25. rocznicą zamachu na papieża. Znajduje się po prawej stronie placu, na skraju, mniej więcej na wysokości Spiżowej Bramy, która prowadzi do Pałacu Apostolskiego. Po prawej stronie placu ma siedzibę Poczta Watykańska. Warto za jej pośrednictwem wysłać pocztówkę z pozdrowieniami, bo znaczek ucieszy nawet wytrawnego filatelistę. W bazylice Plac św. Piotra należy już do państwa watykańskiego i czasami idąc z jakąś grupą pielgrzymów żartem wydawaliśmy polecenia, żeby zawczasu przygotować paszporty, gdyż będziemy przekraczać granicę. Niestety był to czarny humor, bo za kilka lat okazało się, że wprawdzie nie przy wejściu na plac, ale przed wejściem do bazyliki trzeba przejść szczegółową kontrolę, w dodatku w sezonie pielgrzymkowym po odstaniu przynajmniej kilku kwadransów w wijącej się niczym wąż wielojęzycznej kolejce. Za pier wszym razem na placu św. Piotra oczywiście nie tylko nie wiem o tych wszystkich szczegółach, ale szczerze mówiąc, wcale mnie nie interesują. Chcę znaleźć się jak najszybciej w bazylice. Rzucam tylko szybkie spojrzenie na okno Pałacu Apostolskiego, z którego Ojciec Święty prowadzi modlitwę Anioł Pański. Gdzieś tam notuję w świadomości, że czym bliżej bazyliki, tym mniej ją widać, bo jej fronton przysłania nawet wierzchołek kopuły, i że to jak w życiu, czasami trzeba się oddalić, odsunąć, żeby coś lepiej zobaczyć. Wchodzimy do środka bazyliki. Natychmiast, jeszcze w progu, zatrzymuję się. Z jednej strony widzę jej ogrom, ludzie na drugim krańcu to maleńkie
FOT. K. GORGOŃ
NASZE MIEJSCA
Michał Anioł, Pieta
NASZE MIEJSCA figurki, a z drugiej – jej wielkość wcale mnie nie przytłacza, jest w niej taka harmonia, który sprawia, że odnoszę wrażenie, że jest wręcz… kameralna. Z czasem doświadczę, że bazylika ma wiele takich miejsc, w których to wrażenie zaciszności, pomimo tłumów w nawie głównej, można bez trudu odnaleźć. Właśnie w poszukiwaniu takiego miejsca, było to jednak poza sezonem pielgrzymkowym, spotkałem turystę – Azjatę, który nie dość, że miał na głowie czapkę, to jeszcze palił papierosa! Kiedy zobaczył furię w moich oczach i usłyszał co mam do powiedzenia na temat jego zachowania, to czapka i papieros tak szybko zniknęły, że dopiero potem zastanawiałem się gdzie włożył żarzący się niedopałek.
FOT. PIXABAY.COM
Piotr jest tu Na posadzce, zaraz za progiem, zaznaczona jest długość nawy głównej: 186 metrów. Idę środkiem, spoglądam na prawo i widzę za szybą w bocznej kaplicy Pietę Michała Anioła. Później spędzę przed nią dużo czasu, podziwiając geniusz jej twórcy. Teraz jednak nie sztuka mnie interesuje, ale grób św. Piotra. Po kilkudziesięciu metrach na posadzce zaczynają się pojawiać napisy oznaczaFontanna na Placu św. Piotra
jące najdłuższe kościoły chrześcijańskie, mające ponad 100 metrów. Wśród nich jest jeden kościół z Polski – Bazylika Mariacka Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Gdańsku. Wreszcie dochodzę do Konfesji św. Piotra, gdzie pod wielkim, wykonanym z brązu, wspartym na kręconych kolumnach barokowym baldachimem znajduje się główny ołtarz. Poniżej krypta z grobem patrona bazyliki, do której prowadzą z dwóch stron schody. Grób pierwszego biskupa Rzymu od początku był wskazywany właśnie w tym miejscu. Już w naszych czasach odkryto w nim dobrze zachowane szczątki starszego mężczyzny, odzianego w ozdobną szatę, podpisane grecką inskrypcją Petrus eni – Piotr jest tu. Napis ten należy rozumieć podwójnie. Oznacza, że tu jest ciało Apostoła i że tu jest jego urząd. Podchodzę i klękam bezpośrednio przy barierce otaczającej schody i przedsionek krypty. Niestety, dziś zejście nie jest już możliwe, gdyż bezpośrednie dojście zagradzają specjalnie rozwieszone sznury. Jestem wzruszony, próbuję się modlić: za siebie, w jakichś konkretnych intencjach, ale nie bardzo mi wychodzi. Dziękuję więc tylko, że tu jestem. A potem się zastanawiam, jak przedziwne są te Boże drogi, które za-
prowadziły rybaka z Galilei, zapadłej prowincji imperium, do samej stolicy. Jak ten prosty człowiek, niepozbawiony i swoich słabości, stanął na czele Kościoła, jako Skała, jak mu to zapowiedział Chrystus. A potem myślę o sobie, chłopaku z polskiej wioski i mojej drodze do Rzymu, nie zastanawiam się jednak co dalej. Dowiem się przecież w odpowiednim czasie. Patrzę na pełgające światła oliwnych lampek ozdabiających balustradę, które choć niewielkie i słabe, ale ciągle płoną. To pozwala mi uspokoić myśli i zatopić się w modlitwie. Przechodzę za ołtarz, gdzie znajduje się Cathedra Petri – wykonana z marmuru, brązu i stiuku kompozycja rzeźbiarsko-architektoniczna, w której wyeksponowano tron, symbol władzy papieża nad całym Kościołem. Po grecku słowo kathédra i po łacinie cathedra oznacza „krzesło”. Zazwyczaj z takiego honorowego miejsca biskup nauczał wiernych. Z czasem nazwa zaczęła oznaczać całą biskupią świątynię. Powyżej, w owalnym oknie umieszczono witraż z gołębicą, symbolem Ducha Świętego otoczonego promienistą glorią. Dzieło zostało wykonane w 1665 r. przez Berniniego i jego współpracowników. Kiedyś istniał zwyczaj,
NASZE MIEJSCA
U Gospodarza Wracam w kierunku wyjścia i ustawiam się w kolejce do średniowiecznej figury św. Piotra, która pamięta jeszcze starą bazylikę z czasów Konstantyna. Stopa tego wykonanego z brązu posągu jest mocna wytarta dotykiem rąk turystów i pielgrzymów, gdyż istnieje przesąd, iż kto to zrobi, jeszcze wróci w to miejsce. Stąd też uczestnicy kolejki wykonują stały rytuał: podejście, dotyk, fotka i następny. Robię to samo, jednak bez fotki, bo nie ma mi kto zrobić zdjęcia, nie liczę też, że to pomoże mi tu wrócić, bo wiem, że i bez tego tu nieraz wrócę wobec perspektywy kliku lat studiów w Rzymie. Po prostu wykorzystuję tych kilkanaście sekund na modlitwę i przypomnienie mojemu Patronowi o kilku ważnych sprawach do załatwienia. Następnie, po przepytaniu porządkowego, sprawdzającego czy rzeczywiście chcę się pomodlić, wchodzę do kaplicy Najświętszego Sakramentu, gdzie trwa wieczysta adoracja. Duża kaplica jest oddzielona od reszty bazyliki nie tylko przeszklonymi drzwiami, ale i ciężkimi kotarami tłumiącymi odgłosy zwiedzania. W środku klęczy wiele osób i modli się w ciszy. Ten obraz napełnia mnie pokojem, bo pozwala pamiętać, że bazylika to rzeczywiście świątynia i że Gospodarz tego miejsca jest w domu. To odczucie pogłębia jeszcze tabernakulum wykonane właśnie w kształcie świątyni. To miniatura istniejącego kościółka projektu Bramantego znajdującego się na wzgórzu Janikulum i zwanego Tempietto. Uczestnictwo w nabożeństwach sprawowanych przez Ojca Świętego, a także odprawianie w bazylice Mszy Świętej, również z papieżem, potem umocniło we mnie tę świadomość, że to przede wszystkim dom Boży i miejsce modlitwy.
A także miejsce szczególnego działania Bożego, zawsze, ale jakoś wyjątkowo, gdy w czasie roku jubileuszowego można przejść przez Bramę Świętą, która w innym czasie pozostaje zamurowana. Wychodzę szczęśliwy, to miejsce jest mi tak drogie i tak szybko uznaję je za moje. Nie powinno to dziwić, to przecież kościół każdego z nas i możemy pomyśleć, że to nasza parafialna świątynia. To uczucie zażyłości, doświadczenie czegoś naszego, ułatwia osoba Ojca Świętego Jana Pawła II. Zaledwie po kilku dniach od pierwszej wizyty, właśnie w bazylice po raz pierwszy mam okazję zobaczyć go z bliska i uścisnąć jego dłoń. To miejsce, przynajmniej dla naszego pokolenia, będzie kojarzyć się właśnie z nim. I jak dawał do siebie przystęp za życia, tak daje go i po śmierci, pochowany pod ołtarzem w kaplicy św. Sebastiana, po prawej stronie, niedaleko od wejścia. I kiedy teraz przychodzę do bazyliki, to odwiedzam już nie tylko św. Piotra, ale także i św. Jana Pawła II. No jeszcze św. Jana XXIII, papieża dobroci, którego bardzo cenię, także za jego dystans do siebie i ogromne poczucie humoru. Odwiedzam bazylikę i z wielu innych powodów, a ciągle przy każdej wizycie odkrywam nowe.
FOT. K. GORGOŃ
że w tym miejscu w czasie odbywającej się w bazylice kanonizacji umieszczano obraz nowego świętego, stąd też wyrażenie „znaleźć się w glorii Berniniego” oznaczało zostanie świętym Kościoła.
Szwajcarski gwardzista
ŚWIĘTY ANTONI
Św. Antoni buduje Kościół Boży Władysław Paulin Sotowski OFMConv biblista, nauczyciel akademicki, były redaktor naczelny „Posłańca św. Antoniego z Padwy”
Św. Antoni należy do najpopularniejszych świętych Kościoła. Wydaje się, że tę popularność zawdzięcza swojej wrażliwości na ludzkie potrzeby. Jest wsłuchany w myśli tych wszystkich, którzy zwracają się do niego z prośbą o pomoc, a on tę pomoc skutecznie wyprasza u Wszechmogącego.
M FOT. COMMONS.WIKIMEDIA.ORG
Giotto, Kapituła w Arles
92
yślę, że należy on do tych świętych, których obraz naszą dewocją trochę deformujemy. Tak, jak wielkiego odnowiciela Kościoła św. Franciszka z Asyżu zrobiliśmy głównie patronem ekologii, do tego nawet stopnia, że imieniem „braci mniejszych”, którym on nazwał swoją braterską wspólnotę, dziś niektórzy obdarzają zwierzęta, przekonani, że w ten sposób naśladują św. Franciszka. Do św. Antoniego zwracamy się po pomoc najczęściej wtedy, gdy coś zgubimy. Stał się więc patro-
ŚWIĘTY ANTONI nem od zgubionych kluczy, pierścionków, portmonetek itp., choć najdokładniejsze nawet badania jego życiorysu nie poświadczają tego, by w ciągu życia pomógł komukolwiek coś znaleźć i dzięki temu mógł się stać patronem ludzi najbardziej roztargnionych. Za wzorem Jezusa. Nie wszyscy czciciele św. Antoniego wiedzą o tym, że jego dojrzałe życie, gdy już został kapłanem, było szczelnie wypełnione pracą, zwłaszcza pracą kaznodziejską. Nie tylko sam głosił kazania, ale również uczył swoich współbraci franciszkanów, jak je głosić, a nawet napisał dla nich obszerny podręcznik, z którego mogli się uczyć nie tylko tego, co i jak głosić ludziom w niedzielę i święto, ale mogli się z niego uczyć poprawnej teologii, ilustrowanej Pismem Świętym Starego i Nowego Testamentu. Śmiało można powiedzieć, że najbardziej zależało mu na tym, aby ludzi prowadzić do Boga i do wiecznego szczęścia, aby z nich budować na ziemi Kościół, w którym łatwiej im będzie osiągnąć wieczne zbawienie. Jezus na początku swojej publicznej działalności zgromadził dwunastu Apostołów (por. Mt, 10,1-4) oraz siedemdziesięciu dwu innych uczniów (por. Łk 10,1), których przed swoim ostatecznym odejściem do nieba rozesłał po świecie z poleceniem: Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Uczcie je zachowywać wszystko, co wam przykazałem (Mt 28,19-20). Oni rozproszyli się po świecie i głosili Ewangelię Jezusa, oni też najpierw sami stanowili Jego Kościół, a potem ich uczniowie i następcy go rozszerzali. Zaraz na początku swego kapłańskiego życia, gdy św. Antoni, będąc jeszcze członkiem zakonu kanoników regularnych św. Augustyna, zobaczył ciała zamordowanych w Maroku pięciu pierwszych męczenników franciszkańskich, zdecydował się przejść do zako-
nu franciszkańskiego, by tych pomordowanych zastąpić. Najczęściej powtarza się za średniowiecznymi biografami, że zapragnął oddać życie za wiarę – jak ci pierwsi franciszkanie. Biorąc jednak pod uwagę całe jego życie, myślę, że Antoni nie śmierci szukał w Maroku, ale naprawdę pragnął głosić Ewangelię, by zastąpić zamordowanych, zmienić ich, stanąć zamiast nich do pracy apostolskiej, by budować Kościół Chrystusowy na ziemi. Jezus z krucyfiksu w San Damiano powiedział do św. Franciszka: Napraw mój Kościół. Kiedy Święty zrozumiał, czego Bóg od niego oczekuje, zaczął prostymi słowami wzywać ludzi do pokuty, przyczyniając się wraz z całym swoim zakonem do wielkiej odnowy chrześcijaństwa i Kościoła w średniowiecznej Europie. A św. Antoni był jednym z najwierniejszych jego uczniów i w świecie sobie współczesnym widział te same potrzeby, co św. Franciszek. Odczuwał wewnętrzne powołanie do głoszenia Ewangelii zbawienia. „Młot na heretyków” W starych książkach spotykamy jeszcze litanię do św. Antoniego, w której czytamy wezwanie: Młocie na heretyków, módl się za nami. Jak taki obraz Świętego się zrodził? Antoni uformował się w Portugalii. Na włoską ziemię wyrzuciła go burza morska. Nikt go tu nie znał. Gdy w środowisku włoskich franciszkanów i dominikanów, w mieście Forlí, Antoni przymuszony przez przełożonego wygłosił swoje pierwsze kazanie, objawiając swoją wiedzę i zdradzając wielki talent kaznodziejski, natychmiast skierowano go do Rimini, do walki z herezją katarów. Nie była to walka, w której Święty zagrażałby jakiemukolwiek ludzkiemu życiu; polegała ona na skutecznym umacnianiu w wierze tych, którzy jeszcze nie porzucili Kościoła, na uodpornianiu na zagrożenia ze strony tych, co uważali się za doskonałych. Katarzy, od greckiego przymiotnika katharoi –
czyści, zwani też albigensami od miasta Albi, leżącego w południowej Francji, gdzie mieli swą ważną siedzibę, stanowili dualistyczny ruch religijny, działający w XI–XIII wieku w południowej Francji i północnych Włoszech, skierowany przeciw ustrojowi feudalnemu i hierarchii kościelnej, głoszący i praktykujący dobrowolne ubóstwo. Przez Kościół katolicki uznani zostali za heretyków. Ich dualizm w pewnym uproszczeniu polegał na tym, że wierzyli w istnienie dobrego i złego Boga, a świat, w którym żyjemy, uważali za stworzony przez złego Boga, stąd głosili, że trzeba się z nim jak najszybciej rozstać. Nie widząc innego sposobu powstrzymania rozwoju błędnego ruchu w południowej Francji, zagrażającego nie tylko Kościołowi, ale także porządkowi społecznemu, papież Innocenty III wezwał feudałów z terenów najbardziej zagrożonych do krucjaty przeciwko katarom, do obrony struktur Kościoła i społeczeństwa. Szczytową postać krucjata osiągnęła w roku 1209, gdy podczas walki, obok katarów, ginęło wielu katolików, np. w walkach z miastem Bezieres, w którym mogło mieszkać około 500 katarów, wymordowano około 20 tysięcy ludzi, a na uwagę, że krucjata morduje także katolików, jeden z jej przedstawicieli odpowiedział, że „Bóg rozpozna swoich!”. Walki z katarami trwały także po śmierci Innocentego III. Franciszkanie podczas kapituły w 1224 r. postanowili więc również wysłać tam swoich najlepszych ludzi, a wśród nich Antoniego, aby przyczynili się do życia w pokoju i wierności Kościołowi. Antoni udał się tam idąc od południa, od wybrzeża Morza Śródziemnego. Na terenie Francji pracował 3 lata, do kolejnej kapituły w 1227 r., na którą po śmierci św. Franciszka wyruszył jako przełożony kustodii. Niewiele przekazano nam informacji o tej „franciszkańskiej krucjacie” przeciwko katarom-albigensom. Św. Antoni na pewno nie popierał gwałtownych wystąpień wobec inaczej
93
ŚWIĘTY ANTONI potraktował uwagi Antoniego, otworzył się przed kaznodzieją i starał się zmienić swoje postępowanie. W naszym opisie działalności św. Antoniego we Francji pomijamy ciekawe relacje o dokonanych tam cudach, jakie przypisuje mu Liber miraculorum. Świadczą one natomiast o wędrówkach św. Antoniego i o jego pracy tam podejmowanej. Nie tylko prawo zwyczajowe, ale przede wszystkim poczucie odpowiedzialności za Zakon nakazało Antoniemu wziąć udział w kolejnej kapitule generalnej w 1227 r., pierwszej po śmierci św. Franciszka, a także pierwszej po śmierci papieża Honoriusza III, który franciszkański zakon zatwierdzał. Stał się postacią ważną w Zakonie, ponieważ wybrano go w skład delegacji, która problemy Za-
FOT. COMMONS.WIKIMEDIA.ORG
myślących, nie uczestniczył w walkach lokalnych feudałów, z których jedni bronili społeczeństwo przed katarami, a inni ich popierali; on głosił i praktykował proste życie w ubóstwie, któremu ani katarzy ani katolicy nie mogli nic zarzucić. Najstarsze legendy, które są źródłami do biografii św. Antoniego, milczą na temat jego działalności we Francji. Dopiero legenda „Rigaldina”, która wyszła spod pióra br. Jana Rigaud, żyjącego blisko 100 lat po Antonim († 1323), a który został biskupem we Francji, przynosi nam pewne wspomnienia o jego tam pobycie. Z jej zapisu wynika, że Święty nie przebywał w jednym miejscu, ale poruszał się, zwłaszcza w regionie Limousin; kilkakrotnie wygłaszał kazania w stolicy regionu Limoge, na które przychodziły tłumy słuchaczy, i podczas których zdarzały się cuda. Tam założył klasztor, na który kawałek ziemi otrzymał od miejscowych benedyktynów. W Uroczystość Zesłania Ducha Świętego 1226 r. Antoni uczestniczył w lokalnej kapitule prowincjalnej, która odbywała się w Arles, na której – być może – wybrano go kustoszem dla południowej Francji. Giotto, idąc za autorami najstarszych biografii św. Franciszka uwiecznił tę kapitułę w górnej Bazylice asyskiej; gdzie przedstawił, przemawiającego Antoniego, oraz potwierdzającego jego słowa św. Franciszka, który ukazał się jednemu z obecnych tam braci. Do końca budował Kościół Według Jana Rigoud oraz Liber miraculorum, św. Antoni jako zaproszony kaznodzieja uczestniczył w synodzie w Bourges, w dniu 30 listopada 1225 r. Brali w nim udział wszyscy prałaci francuscy, którzy w obecności legata papieskiego, kard. Bonawentury Romano, poszukiwali rozwiązania problemów wywołanych przez albigensów. Podczas swoich kazań Święty podobno zwrócił się bezpośrednio do arcybiskupa Burges, czyniąc mu wyrzuty; a ten z całą powagą
Antoine van Dyck, Cud z osłem
94
konu przedstawiła bezpośrednio Ojcu Świętemu. To wtedy miał okazję przemawiać przed Grzegorzem IX. Bardzo smutne i pesymistyczne błędy albigensów zagrażały także północnej Italii, gdzie nie było jednolitej i trwałej władzy świeckiej. Na czele obszernej prowincji północnej Zakonu kapituła w 1227 r. postawiła właśnie św. Antoniego, z jego zdolnościami i gotowością do pracy nad umacnianiem Kościoła w północnych Włoszech. Został prowincjałem prowincji „romaniola”, z siedzibą w Bolonii, obejmującej północ Włoch. Osobiście odwiedził wszystkie ważne ośrodki tej ziemi i założył sieć klasztorów, które stały się ogniskami katolickiego życia, a wśród nich także klasztor padewski.
Ponad 100 świadectw o cudach i łaskach wymodlonych za przyyczyną św. Antoniego. Większość nigdy nie była publikowana. Przekonaj się, jak skutecznym jest orędownikiem! Znany na całym świecie, pomoże w każdej biedzie. Odnajdziee a, klucze, pieniądze i zagubionego człowieka, poszuka mieszkania, amęża, żony, wyprosi u Boga potomstwo, ocali życie. Antoni Padewski – święty, na którego zawsze można liczyć. Potwierdzająą to świadectwa tych, którzy doświadczyli jego wstawiennictwa. Cuda i łaski św. Antoniego Małgorzata Myrcha-Kamińska Oprawa miękka Format 129x208 mm Ilość stron 256
cena 29,90 zł
Praktyczna pomoc dla tych, którzy chcą korzystać ze wstawiennictwa jednego z największych świętych. Znajdziesz tu różne modlitwy, m.in.: • dziękczynne za sprawowaną opiekę, • błagalne o patronat św. Antoniego, • o odnalezienie zaginionej osoby, • o znalezienie drogi życia, • o odnalezienie rzeczy zagubionych. Modlitwy za wstawiennictwem św. Antoniego z Padwy Małgorzata Myrcha-Kamińska
Kup teraz! Oprawa miękka Format 129x208 mm Ilość stron 88
cena 9,90 zł 7,42
Zamówienia tel. 12 428 32 40, 725 505 610, www.bratnizew.pl
zł
ŚWIĘTY ANTONI ▪ ŚLADY ▪
Herbarium Mariae: Maryjny zielnik św. Antoniego (2) Symbolika drzew Norbert M. Siwiński OFMConv
Średniowiecze zwykło nam się kojarzyć z pewną ciemnotą i zacofaniem. Nic bardziej mylnego. To właśnie wieki średnie stały się czasem twórczości wielu wybitnych świętych, powstawania nowych wspólnot zakonnych czy spisania bogatej literatury teologicznej. Ówczesna wrażliwość patrzyła na przyrodę, jako otwartą księgę Boga, w której Stwórca zapisał wiele tajemnic wiary. Piękno roślin stało się doskonałym środkiem wyrazu w poezji religijnej. Szczególnie o Matce Bożej lubiano opowiadać i pisać, używając przy tym symboliki kwiatów i drzew.
N
ie dziwi nas zatem obecność wielu z tych roślinnych motywów w pismach maryjnych św. Antoniego (11951231). Nasz Święty wykazuje w swych kazaniach niezwykłą sympatię do botaniki. Rośliny, w przeciwieństwie do zwierząt, reprezentują w jego nauce świat wyłącznie dobry, pozbawiony jakichkolwiek elementów zła lub niedoskonałości.
Obydwa mają ważne znaczenie w języku biblijnym. Dostępne w średniowieczu tłumaczenie tekstu Pisma Świętego, czyli Wulgata św. Hieronima, zna i używa obydwu tych wyrazów. Słowo lignum pojawia się chociażby na określenie drzewa poznania dobra i zła w Ogrodzie Rajskim (Rdz 2,9), drzewa krzyża (1P 2,24), a wreszcie apokaliptycznego drzewa życia (Ap 22,2). Słowo arbor znajdziemy natomiast chociażby u Proroka Daniela (Dn 4,7-8). Biblijne drzewa Nasze herbarium, czyli zbiór ro- Pojawia się ono również w przypowieśślin, rozpoczyna właśnie obraz drzewa. ciach Pana Jezusa o drzewie rodzącym Św. Antoni wprowadza do swoich pism dobre albo złe owoce (Mt 7,17-19) lub dwa łacińskie słowa: lignum oraz arbor. o ziarnku gorczycy (Mt 13,31-32).
96
Drzewo w swoim kształcie zawsze wskazuje na niebo. Jego silne korzenie, rozłożyste gałęzie, liście, kwiaty i owoce są dla starożytnych pisarzy (św. Ambroży, św. Augustyn, św. Jan z Damaszku) obrazem odnawiającej się natury i dobroci Boga. Na przestrzeni wieków poszczególne rodzaje roślin stały się również symbolami cnót Maryi oraz obrazami Jej osoby. Antoni na drzewie Rozważając tematykę drzew nie wolno nam zapomnieć o ważnym epizodzie z życia św. Antoniego. Na krótko przed swoją śmiercią w 1231 r., franciszkanin zamieszkał w koronie drzewa orzechowego w Camposanpiero pod Padwą. W pięknych słowach opisuje tę historię ojciec Cecylian Niezgoda: „Antoni chciał połączyć odpoczynek z modlitwą i kontemplacją. Dlatego, gdy zauważył wielki i rozłożysty orzech, poprosił hrabiego Tiso, by mu na nim urządził samotną celkę. Tak więc przebywał na orzechu, oddając się modlitwie i kontemplacji, a do klasztoru przychodził wtedy, gdy wymagało tego życie wspólne z braćmi. Miało się spełnić to, co napisał w pierwszym kazaniu po Zielonych Świętach: O Panie, byśmy mogli umrzeć w małym gniazdku naszego ubóstwa”.
▪ ŚLADY ▪ ŚWIĘTY ANTONI Korona drzewa stała się zatem symbolem modlitwy i bliskości Boga, a jego wysokość ukazała konieczność odejścia od spraw przyziemnych i niepotrzebnych. Orzech był też jakby ostatnim miejscem ziemskiego zamieszkania naszego Świętego. 13 czerwca 1231 r., po zejściu z drzewa na posiłek wśród braci, do św. Antoniego zapukała Siostra Śmierć.
światem natury i historią zbawienia. Dokładnie w tym kluczu św. Antoni interpretuje pewne zjawiska w przyrodzie. Jak drzewa wyrastają z rozsypanych przez wiatr nasion, tak Chrystus został „zasiany” w łonie przeczystej Dziewicy.
W Kazaniu na XIII Niedzielę po Pięćdziesiątnicy Doktor Ewangeliczny porównuje Pana Jezusa do ziarenka, nauczając: „Chrystus, nasz Pan, jak ziarno gorczycy, został zasiany w dziewiczym łonie swej Matki.” W Kazaniu na I Niedzielę
FOT. CATALOGO.BENICULTURALI.IT
Drzewo u Antoniego Bliskość natury na stałe wpisała się zatem życie naszego Doktora. Nie dziwi więc fakt, iż w jego pismach znajdziemy kilka fenomenalnych obrazów wielkich i rozłożystych roślin. W Kazaniu na V Niedzielę po Pięćdziesiątnicy czytamy: „Pierwszym drzewem (prima arbor) był Chrystus, zasadzony w ogrodzie rozkoszy, czyli łonie błogosławionej Dziewicy”. W Niedzielę Palmową kaznodzieja naucza: „Drzewem (lignum) o gęstych liściach jest krzyż Jezusa Chrystusa, który na cały świat rozłożył gałęzie liści wierzących”. Motyw drzewa powraca w Kazaniu na Podwyższenie Krzyża Świętego, gdzie franciszkanin opiewa piękno drzewa życia (lignum vitae). Bardzo ciekawym miejscem jest modlitwa kończąca Kazanie na XIV Niedzielę po Pięćdziesiątnicy, w której św. Antoni ukazuje życie chrześcijańskie jako przejście spod drzewa pokuty (arbor poenitentiae) do drzewa życia (lignum vitae). Fenomenalna myśl Doktora z Padwy nie dopuszcza żadnych niekonsekwencji. Wszystkie zdania zbudowane na podstawie fragmentów biblijnych, w których pojawia się słowo arbor, zawierają u Antoniego również ten sam wyraz. Gdzie natomiast w łacińskiej Biblii jest mowa o lignum, franciszkanin stosuje w swym wykładzie właśnie to słowo. Po tym jak poznaliśmy sekrety języka łacińskiego, pora nam spojrzeć na postać Najświętszej Panienki. Gałązka, czyli różdżka Kazanie franciszkańskie często dostrzega pewne podobieństwa pomiędzy
Bastiani Lazzaro, Św. Antoni na orzechu w towarzystwie świętych
97
ŚWIĘTY ANTONI ▪ ŚLADY ▪ Adwentu powraca obraz wzrastającego nasionka: „ziarno Pańskie to Syn Boży, którego drzewo życia, czyli Maryja, przyniosła podczas Narodzenia”. Pomocną dla św. Antoniego jest tutaj pewna gra wyrazów. Jedno z poznanych przez nas słów (arbor) jest w języku łacińskim rodzaju żeńskiego, co umożliwia franciszkańskiemu kaznodziei zastosowanie go do najświętszej z Niewiast. Motyw roli powraca w kazaniach wielokrotnie. Zafascynowany średniowiecznym n au c z a n i e m , Antoni porównuje dziewicze łono Matki Bożej do ogrodu zamkniętego, błogosławionej ziemi lub najczystszego łanu. Maryja została nazwana także różdżką lub gałązką drzewa (virga). „I wyrośnie różdżka z pnia J e s s e go, w ypuści się odrośl z jego korzeni”. Początek mesjańskiego poematu z Księgi Izajasza (Iz 11,1) został przez św. Antoniego przejęty w celu opisu świętej Dziewicy. W Kazaniu na Narodzenie NMP odnajdujemy zatem bardzo ciekawy wykład: „Zauważ, iż błogosławiona Maryja jest nazywana gałązką (różdżką), z powodu pięciu cech jakie posiada: jest bowiem długa, prosta, mocna, smukła i giętka. I tak błogosławiona Maryja była długa przez kontemplację, prosta przez doskonałą sprawiedliwość, mocna przez stałość ducha, smukła przez ubóstwo, giętka przez pokorę”.
98
piękno Maryi, ale między linijkami swego wykładu odsyła nas również do biblijnego drzewa wydającego dobre owoce. To ono, nazwane w łacińskiej Biblii słowem arbor, jest obrazem Matki Nie bez znaczenia jest tutaj również pewna gra łacińskich słów – Bożej, która wydała owoc najpiękniejwspomniana bowiem gałązka to po ła- szy – Słowo wcielone, Syna Bożego. cinie virga, zaś dziewica to virgo. Różnica tylko jednej litery, jak również Nienaruszone drzewo libańskie Uważna lektura kazań pozwala nam tradycyjna symbolika biblijna, pozwala Antoniemu połączyć tematykę roślin odnaleźć pewne gatunki drzew, które z tajemnicą świętości Matki Bożej. I tak u św. Antoniego stają się symbolami Franciszkanin woła w zachwycie: „ga- maryjnymi. W Kazaniu na Oczyszczenie łązką jest błogosławiona Maryja, która NMP spotkamy zatem obraz żywicznego ze względu na swoje dziewictwo, uro- cedru libańskiego (łac. libanus), z którego pozyskuje się kadzidło. Autor opisuje dziła swego Syna bez bólu”. je jako „drzewo w Arabii, które wylewa Szczególny symbol najpiękniejszej wonną żywicę”. Pozyskanie surowca łączy się jednak z koniecznością nacięcia z Niewiast W kazaniach św. Antoniego, drzewa pnia, czyli pewnego zranienia drzewa, symbolizują również wyjątkowe piękno naruszenia jego struktury. Obraz kaMatki Bożej, a przez to Jej nieskażoną dzidła produkowanego z żywicy libańdoskonałość. W Kazaniu na Niedzielę skiego drzewa staje się dla św. Antoniego Palmową odnajdujemy żarliwe wyzna- dobrym punktem wyjścia do pięknego nie: „Najpiękniejszym drzewem, które- wykładu na temat zranienia ludzkości go owocami były pokora i ubóstwo, jest przez zło. Ostrze diabelskiej pokusy dochwalebna Dziewica Maryja”. Nasz Świę- tyka każdego człowieka. Jedynym chwaty po raz kolejny w mistrzowski sposób lebnym wyjątkiem jest tu przeczysta odnajduje pasujące słowa. Znając już se- Matka Zbawiciela. W kazaniu „błogosłakret dwóch wyrazów nie jesteśmy zdzi- wiona Maryja jest Libanem bez nacięcia, wieni, iż „najpiękniejsze drzewo” (arbor która nigdy nie była zraniona żelazem pulcherrima) zostało wyrażone rodzajem jakiejkolwiek pożądliwości”. żeńskim. Jest to przecież obraz NajświętW dalszej części wykładu nasz Doktor szej Panienki! Kaznodzieja wskazuje na powraca do pozytywnego patrzenia na
▪ ŚLADY ▪ ŚWIĘTY ANTONI kadzidło libańskie. To symbol ofiary i poświęcenia Zbawiciela. Barwny język św. Antoniego rozwija tu piękny opis Matki i Syna: „Błogosławiona Maryja, która ze względu na piękno życia zwie się drzewem libańskim, wydała z siebie pachnące kadzidło, czyli człowieczeństwo Jezusa Chrystusa, którego zapachem został napełniony cały świat”. Strzelisty cyprys Kolejnym drzewem, którego wysoki wzrost i piękno mają reprezentować cnoty Maryi, jest cyprys (łac. cypressus). W Kazaniu na Wniebowzięcie NMP cyprys staje się metaforą wywyższenia Matki Pana: „Błogosławiona Maryja wywyższyła się dziś jak cyprys ponad wysokość wszystkich aniołów”. Strzeliste drzewo jest dla Antoniego obrazem wzniosłej modlitwy, kontemplacji Boga i pogardy dla spraw przemijających i doczesnych. Pokorna palma Św. Antoni pisze w swoich kazaniach o liściach drzew, ich pniach, koronach, korzeniach, ziarnach, nasionach i kiełkach. Te wszystkie opisy, jakby zaczerpnięte ze średniowiecznych ksiąg, nie zawierają w sobie jednak żadnych odniesień do Matki Bożej. Pewnym wyjątkiem jest jednak słowo: kora (łac. cortex), które pojawia się w opisie palmy (łac. palma). Św. Antoni wskazuje w Mowie Pochwalnej na cześć NMP na strukturę tego drzewa: „z dołu ma szorstką korę, a w górze ma piękny wygląd i owoce”. Wykład naszego Doktora odnosi ten obraz do historii życia Matki Bożej: „Tak błogosławiona Maryja w tym świecie żyła w szorstkiej korze ubóstwa, ale w niebie jest piękna i chwalebna, gdyż jest królową aniołów; i jako Dziewica dziewic ponad wszystkie dziewice zasłużyła na otrzymanie stokrotnego owocu, jaki daje się dziewicom”.
się w górę, nie ma owoców, natomiast jest okryty zielenią; oznacza tych, którzy za młodu zachowują wiarę w wiecznej zieloności. Sosna jest gatunkiem drzewa, który otrzymał nazwę od ostrości swych liści, bo starożytni nazywali sosnę ostrą; oznacza ona pokutników, którzy będąc świadomi swoich grzechów, kłują serce ostrzem skruchy, aby mogli wydobyć z niego krwawe łzy”. W zielniku św. Antoniego pojawiają się jeszcze inne gatunki drzew: migdałowiec (łac. amygdalus), figowiec (łac. ficus, ficulnea), dąb (łac. quercus), grusza (łac. pyrus), wierzba (łac. salix) oraz wiąz (łac. ulmus). Nasz Święty używa ich jako przykład dobroci Boga, piękna stworzenia lub pewnych cech ludzkich, które powinny zostać opisane w kazaniach. Pozostawimy je w tym momencie naszych rozważań, gdyż nie zawierają one żadnego znaczenia maryjnego.
Drzewo oliwne i oliwka Obserwacja kolejnej rośliny: drzewa oliwnego (łac. olea) staje się dla św. Antoniego początkiem refleksji na temat historii zbawienia: „Oliwka jest drzewem, oliwa owocem, a sokiem olej. Drzewo oliwne wypuszcza najpierw pachnący kwiat, z którego powstaje owoc; z początku jest on zielony, potem czerwony, a później robi się dojrzały. Święta Anna była jakby drzewem oliwnym, z którego wyrósł biały kwiat o nieocenionym zapachu, mianowicie błogosławiona Maryja. Była ona zielona podczas poczęcia i narodzenia Syna Bożego [...] była czerwona podczas Męki Syna, która przeszyła Jej duszę, była dojrzała podczas Wniebowzięcia, wyposażona w pełnię radości w szczęściu niebieskiej chwały”. Ten fragment Kazania na Wniebowzięcie NMP nie zawiera w sobie żadnych cytatów innych autorów, a zatem może być rozpatrywany jako oryginalna myśl na- Piękna jak… drzewo szego Świętego. Obraz drzewa jako pięknej i potężnej rośliny nabiera zatem u św. Antoniego szczególnego znaczenia. W jego Drzewa w drodze na święta herbarium wiele z pojawiających się maryjne Ostatnią grupą drzew, „wyrastających” drzew staje się symbolami cnót, piękna w kazaniach, stanowią jodła (łac. abies), i chwały Maryi. Możemy tylko domybukszpan (łac. buxus) i sosna (łac. pi- ślać się jak często nasz franciszkanin nus). Dla św. Antoniego są to trzy grupy podnosił w zachwycie głowę do góry, wiernych (kontemplatycy, wierni i po- ku niebu, wsłuchując się w szum liści kutnicy), przychodzących w trakcie i delektując się zapachem kwiatów. To święta Wniebowzięcia Maryi, aby od- właśnie pachnące zioła i kwiaty staną dać chwałę Matce Bożej: „Jodła bierze się dla Świętego z Padwy zaproszenazwę od tego, że wystrzela ponad inne niem do szczególnej modlitwy, o czym drzewa; oznacza tych, którzy rozważa- opowiemy sobie w kolejnym naszym ją rzeczy niebieskie. Bukszpan nie pnie spotkaniu.
99
LITURGIA
FOT. PIXABAY.COM
Liturgia rodząca Kościół Marcin Drąg OFMConv
Żyjemy w czasach, w których często mówi się o kryzysie Kościoła, pustych świątyniach, coraz mniejszej liczbie wiernych, aktach apostazji. Wielu tego typu tez nie można podważyć. Jednak czy Kościół jest rzeczywiście coraz mniejszy? Czy Ciało Chrystusa się kurczy? A może jest odwrotnie? Może wspólnota uczniów Mistrza z Nazaretu staje się ciągle coraz większa? Tak! Jeśli tylko spojrzymy na nią przez pryzmat liturgii a nie statystyk.
100
K
ościół istnieje dzięki zbawczemu działaniu Boga i uzdolnieniu człowieka do odpowiedzi na interwencje Stwórcy. To współdziałanie nazywamy liturgią. Sobór Watykański II określił, że jest liturgia będąca działaniem Chrystusa-Kapłana i Jego Ciała, czyli Kościoła, jest czynnością w najwyższym stopniu świętą, której skuteczności z tego samego tytułu i w tym samym stopniu nie posiada żadna inna czynność Kościoła (SC7). Kościół istnieje dzięki liturgii, a liturgia dzięki temu, że jest sprawowana przez Kościół, rozumiany jako Ciało Chrystusa. Te dwie rzeczywistości są nierozłączne. W liturgii realizuje się płodność Kościoła, który nieustannie rodzi nowych członków i wydoskonala nowonarodzonych. Spróbujmy się przyjrzeć tej tajemnicy na podstawie kilku refleksji opartych o dwie grupy sakramentów: wtajemniczenia chrześcijańskiego i stanowiących posługę wobec wspólnoty.
LITURGIA Zrodzenie do życia Ewangelia według św. Łukasza kończy się wezwaniem Chrystusa: Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego (Łk 24,19). Uczniowie, mają włączać w życie Trójcy wszystkie narody świata. Początkowo mała wspólnota z Galilei będzie się nieustannie poszerzać a miejscem, przez które można do niej wejść jest źródło chrzcielne. Nowi członkowie dzieła zapoczątkowanego przez Jezusa będą rodzić się w wodzie. Ojcowie Kościoła widzieli w tajemnicy zanurzenia dwa wymiary: śmierć i narodziny. Św. Cyryl, biskup Jerozolimy, tak ujął tę prawdę w jednej ze swoich katechez: W tej samej chwili umarliście i narodziliście się — owa zbawcza woda była dla was równocześnie grobem i matką. Można do was odnieść, kiedy indziej przez Salomona wypowiedziane zdanie: „Czas narodzenia i czas śmierci” (Koh 3,2) z tym, że o was trzeba powiedzieć odwrotnie: „Czas śmierci i czas narodzenia”. Jedna chwila przyniosła jedno i drugie — wraz z waszą śmiercią dokonało się wasze narodzenie. Kościół przez Chrystusa z Chrystusem i w Chrystusie sprawuje liturgię w obrzędach sakramentalnych, ponieważ po zmartwychwstaniu Zbawiciel pozostał obecny w świecie pod postacią świętych znaków. Zatem śmiało możemy stwierdzić, że zostaliśmy zrodzeni w liturgii jako członkowie Kościoła – Ciała Jezusa. Chrzcielnica stała się miejscem śmierci naszych grzechów oraz początkiem życia wiecznego. Zrodzenie do misji Kolejnym sakramentem rodzącym nas tym razem do misji jest sakrament bierzmowania. Chrzest rodzi człowieka nieśmiertelnego, poprzez związanie z Chrystusem, natomiast bierzmowanie tworzy w nas zdolność do podjęcia posłania prorockiego wobec świata na każdym etapie życia i rozwoju. Bierzmowany otrzymuje namaszczenie krzyżmem –
świętym olejem. Ten starożytny gest nawiązuje do osoby Mesjasza – Chrystusa, która w języku hebrajskim i greckim oznacza pomazańca, namaszczonego, wybranego do konkretnego zadania. Więc w samym namaszczeniu dostrzegamy szczególne upodobnienie do Jezusa, a co za tym idzie wejścia w Jego dzieło uświęcania świata. Szafarz udzielając nam sakramentu kreśli na czole znak krzyża, będący błogosławieństwem dla całego stworzenia. Poprzez ten skutecz-
janie w każdy pierwszy dzień tygodnia spotykali się wokół Chrystusa obecnego w słowie, chlebie i winie, by spożywając Jego Ciało i stawać się Jego Ciałem, czyli Kościołem. W Eucharystii rodzimy się jako wspólnota, gdyż tylko przyjmując jeden chleb możemy budować jedność. Ta prawda jest motywem uwielbienia i prośby w modlitwie po komunii podczas Mszy Świętej za Kościół diecezjalny: Boże, Ty pokrzepiasz Kościół Ciałem swojego Syna i Twoim słowem, udzie-
Kościół istnieje dzięki liturgii, a liturgia dzięki temu, że jest sprawowana przez Kościół, rozumiany jako Ciało Chrystusa. Te dwie rzeczywistości są nierozłączne. ny znak jesteśmy zaproszeni do błogosławienia tych, których spotkamy na naszej drodze. Bierzmowanie rodzi nas do odnawiania świata i ogłaszania w nim obecności Chrystusa Pana. Jestem przekonany, że żyjemy w czasach, gdzie ta zdolność powinna być w nas na nowo rozpoznana, doceniona i wydobyta w środowiskach naszego codziennego życia. Świat potrzebuje usłyszeć błogosławieństwo krzyża i żyjącego Zbawiciela. Do tej misji zostaliśmy zrodzeni, ale potrzeba byśmy się do niej przebudzili. Zrodzenie do wspólnoty Dzieje Apostolskie opisują życie Kościoła pierwotnego. Wśród wielu działań pierwszych chrześcijan, szczególne miejsce zajmowała wspólna Eucharystia: Trwali oni w nauce Apostołów i we wspólnocie, w łamaniu chleba i w modlitwach (Dz 2,42). W treści tego tekstu możemy odnaleźć wszystko, co składało się na wczesnochrześcijańską liturgię Eucharystii: nauka Apostołów – liturgia słowa, wspólnota – zgromadzenie liturgiczne, łamanie chleba – liturgia eucharystyczna, modlitwa – uwielbienie pod przewodnictwem prezbitera. Chrześci-
laj mu nieustannie swojej pomocy, aby w nim trwały aż do końca: prawdziwa wiara, świętość życia, braterska miłość i duch modlitwy. Zrodzenie do posługi Wśród siedmiu sakramentów, które Kościół rozpoznał w sobie na drodze rozwoju są sakramenty w służbie wspólnoty. Zaliczamy do nich małżeństwo i kapłaństwo. Odnoszą one życie konkretnych członków Ciała Chrystusa do posługi. Życie wybranych do małżeństwa staje się znakiem miłości Chrystusa i Kościoła, a specyfika ich służby określona jest m.in. w formule błogosławieństwa małżonków wypowiadanej po modlitwie Ojcze nasz w trakcie Mszy Świętej za nowożeńców: Prosimy Cię, Boże, spraw, aby oboje wytrwali w wierze i postępowali według Twych przykazań. Niech wierni sobie zachowują czystość obyczajów we wzajemnym współżyciu, a czerpiąc siły z Ewangelii, niech głoszą wszystkim Chrystusa. Niech radują się dziećmi, którym przekażą życie, i będą dla nich dobrymi rodzicami, niech doczekają się wnuków. Liturgia sakramentu małżeństwa rodzi chrześcijanina do
101
LITURGIA
FOT. PIXABAY.COM
wyjątkowej posługi jaką jest uczestnictwo w dziele stwórczym, wychowanie potomstwa, świadectwo wspólnego życia i głoszenie Chrystusa. Prefacja z liturgii sakramentu święceń zawiera całe spektrum służby Kościołowi przez prezbiterów: Chrystus nie tylko obdarzył cały lud odkupiony królewskim kapłaństwem, * lecz w swojej miłości dla braci wybiera ludzi, którzy przez święcenia * otrzymują udział w Jego kapłańskiej służbie. W Jego imieniu odnawiają oni Ofiarę, przez którą odkupił ludzi, i przygotowują dla Twoich dzieci ucztę paschalną. Otaczają oni miłością Twój lud święty, karmią go słowem i umacniają sakramentami. Poświęcając swoje życie dla Ciebie i dla zbawienia braci, starają się upodobnić do Chrystusa i składają Tobie świadectwo wiary i miłości. Powołanie do bezinteresownej posługi
102
we wspólnocie wierzących jest wyrazem szczególnego umiłowania Boga. Miłość daje życie, więc udzielając się w sakramencie święceń uzdalnia wybranych do przyjęcia nowego życia, wyjątkowo upodobnionego do Chrystusa. Liturgia sakramentu święceń rodzi człowieka obdarzonego szczególną miłością i zdolnością służby, dzięki którym, będąc w pełni oddanym braciom i siostrom, karmi ich życiodajnym Ciałem i słowem. W tym krótkim tekście chciałem tylko zarysować potencjał witalny, jaki niesie ze sobą liturgia. Kiedy Kościół ją sprawuje, uczestniczy w stwarzaniu, stale się powiększa i uświęca świat. Dzięki celebracji, ze wspólnotą Kościoła nie jest tak źle, jak mogłoby się wydawać. Patrząc na wspólnotę Kościoła przez pryzmat liturgii, dostrzeżemy więcej.
W Eucharystii rodzimy się jako wspólnota, gdyż tylko przyjmując jeden chleb możemy budować jedność.
LITURGIA
Kościół Zmartwychwstałego Pana Marzena Władowska CHR jadwiżanka wawelska, slawistka, teolog
„D
uch Święty zstąpi na was, otrzymacie Jego moc i będziecie moimi świadkami (martyres) w Jerozolimie i w całej Judei, i w Samarii, i aż po krańce ziemi” (Dzź1,6-8). Świadectwo Apostołów i nasze świadectwo zależy więc od daru Ducha. Duch unosił się nad wodami pierwotnego chaosu, przygotowując pierwsze stworzenie; zstąpił na Maryję, dokonując Wcielenia Słowa; i zstąpił (wciąż zstępuje) na Apostołów Jezusa Chrystusa, by udzielać im daru swojego Słowa i Mądrości. Całe świadectwo zależy więc od konsekwentnego przyjęcia i „uczynnienia” otrzymanego daru Ducha. Sam Zmartwychwstały Pan nazywał posługę apostolską dawaniem świadectwa, a pierwsi chrześcijanie utożsamiali to posłannictwo z charyzmatem męczeństwa. Moc Ducha Świętego przenikała ich, każąc im głosić Dobrą Nowinę i składać świadectwo Chrystusowi we wszystkich okolicznościach życia bez wyjątku, czego szczególnym wyrazem była męczeńska śmierć, na jaką ta moc Ducha ich poświęcała. Męczeństwo – mówiąc prosto – jest aktem Boskiem mocy i najbardziej przekonującym, poruszającym wyznaniem wiary złożonym Chrystusowi, ponieważ ogłasza ono definitywnie Jego zmartwychwstanie i Jego aktualną władzę nad wszystkim – ogłasza Jego królewskość, nieporównywalną z żadną inną władzą na tym świecie.
104
Synoptycy za rdzeń posłannictwa Apostołów uważają właśnie oznajmianie królewskości Chrystusa. Ewangelista Mateusz pisze: „Dana Mi jest wszelka władza w niebie i na ziemi. Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Uczcie je zachowywać wszystko, co wam przykazałem” (Mt 28,18-20). Głoszenie Słowa to wołanie herolda,
Męczeństwo jest aktem Boskiem mocy i najbardziej przekonującym, poruszającym wyznaniem wiary złożonym Chrystusowi. który obwieszcza panującego Króla: Chrystus jest Panem! Herold, będąc Jego świadkiem, obwieszcza królewskość Zbawiciela w świecie, który znajduje się jeszcze pod mocą szatana, choć szatan został już pokonany. Jednak apostołowie nie zostali rozesłani tylko po to, by głosić Dobrą No-
winę. Zostali wezwani, by wprowadzać ludzi do Królestwa Bożego, a poprzez chrzest wszczepiać ich w Chrystusa. Kerygmat znajduje więc swoje wypełnienie w sakramentach Kościoła. Głoszenie słowa nie jest prorokowaniem. Jest świadectwem faktu, który już się dokonał. Głoszenie kończy się sprawowaniem KULTU, a raczej JEST tym SPRAWOWANIEM. Kult bowiem uobecnia to, czego Bóg dokonał raz na zawsze. Najwyraźniej widać to w Eucharystii, która jest nie tylko „pamiątką”, ale „uobecnieniem” Jego Misterium Paschalnego (Jego Męki, Śmierci i Zmartwychwstania), w którym nieustannie zanurzany jest świat. I to zanurzenie go ocala. Życie Kościoła nie jest więc historią, bo historia jest podążaniem naprzód. Kościół natomiast prowadzi ludzi jakby z powrotem – pod Krzyż i do spotkania ze Zmartwychwstałym. To nie akt śmierci Chrystusa i Jego Zmartwychwstania przedłużają się w czasie, to raczej czas zostaje zanurzony w tym akcie. Jak pisał św. Maksym Wyznawca: „Ten, kto poznał Misterium krzyża i grobu, poznał rację wszechrzeczy; a wtajemniczony w ukryte znaczenie Zmartwychwstania, poznał cel, dla którego Bóg wszystko stworzył od początku” (PG 90, 1108). Apostołowie, głosząc słowo i uobecniając zbawcze tajemnice Pana, rozszerzają Jego Królestwo – Kościół. Ich (i nasze) życie nie ma innego celu.
▪ TRADYCJE ▪ KULTURA
Idź z Bogiem!
Katarzyna Gorgoń doktorantka, podróżniczka, fotograf, redaktor naczelna serwisu franciszkanie.pl FOT. PIXABAY.COM
„Nie puszczę cię, dopóki mi nie pobłogosławisz!” – krzyczał patriarcha Jakub podczas nocnej walki z aniołem. Dla naszych przodków błogosławieństwo imieniem Bożym było czymś niezwykle ważnym i podniosłym, a jednocześnie codziennym. Słowa błogosławieństwa i znak krzyża towarzyszyły niemalże każdej czynności: wyjściom i powrotom, pracy w polu, pieczeniu chleba, ale i narodzinom, i śmierci.
Niech Was Bóg i Matka Najświętsza błogosławi Domowe obrzędy rodzinne były czymś niezwykłym, wyznaczały najważniejsze momenty w życiu człowieka od jego narodzin aż po śmierć. Zaraz po urodzeniu, zanim jeszcze podano je matce, dziecko żegnano znakiem krzyża. Błogosławieństwo tym znakiem było także ważnym elementem przed ślubem. Przed wyjściem do kościoła rodzice stawali za przykrytym białym obrusem stołem, na którym znajdował się krzyż, woda święcona, niekiedy chleb i sól. Młodzi podchodzili, klękając i prosząc o przebaczenie i udzielnie błogosławieństwa. Jego formuła była krótka: „Niech Was Bóg i Matka Najświętsza błogosławi”. To wszystko, czego im trzeba na nowej drodze życia. Rodzice całowali młodych w czoło, robili nad nimi znak krzyża –
przekazywali tym samym błogosławieństwo Boże. A gdy z domu odprowadzano zmarłego w ostatnią drogę, niosący zatrzymywali się w progu i trzy razy stukali o niego trumną mówiąc: „Zostańcie z Bogiem!”. W wielu regionach tradycja ta jest nadal zachowywana. Błogosławić – benedicere – to dobrze o kimś mówić, chwalić kogoś, dziękować mu, życzyć dobra, pozdrawiać, przyzywać łaskawości Boga i człowieka. Oznacza też wzajemne obdarowanie. Wzywanie imienia Bożego z intencją błogosławienia, przyzywa też samo błogosławieństwo, przyzywa Bożą obecność. „I nie ma w żadnym innym zbawienia, gdyż nie dano ludziom pod niebem żadnego innego imienia, w którym moglibyśmy być zbawieni” – pisze św. Paweł. Imię Boga wcielonego to Jezus. Nabożeństwo do Najświętszego Imienia Jezus
105
KULTURA ▪ TRADYCJE ▪ ożywiło się szczególnie w wieku XIV dzięki franciszkanom i na dobre zadomowiło się w polskiej (i nie tylko) religijności. Błogosławieństwo tym imieniem to przyzywanie Jego zbawienia na drugiego człowieka. Nasi przodkowie dobrze o tym wiedzieli. A czy my wystarczająco często o tym pamiętamy?
FOT. COMMONS.WIKIMEDIA.ORG
W imię Boże Choć przykazanie mówi: „Nie będziesz brał imienia pana Boga swego nadaremno”, mądrość ludowa zawsze wiedziała, kiedy Imię to było niezbędne. Przy spotkaniu w drodze, w drzwiach odwiedzanego domu, przed rozmową – było obecne. Nieobca naszym przodkom była formuła „Króluj nam Chryste!” – na którą odpowiadano: „Zawsze i wszędzie!”. „Niech będzie pozdrowiony Jezus Chrystus” – mawiano na dworach szlacheckich i w prostych chłopskich chatach. Słowami „Szczęść Boże” pozdrawiano pracujących, słysząc w odpowiedzi: „Daj, Panie Boże”. Jeszcze w roku 1983, w czasie pielgrzymki do ojczyzny, Ojciec Święty Jan Paweł II mówił: Józef Chełmoński, Orka
„Niech z polskich ust nie znika to piękne pozdrowienie Szczęść Boże!, Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Pozdrawiajcie się tymi słowami, przekazując w ten sposób najlepsze życzenia. W nich zawarta jest nasza chrześcijańska godność. Nie dopuśćcie, aby ją wam odebrano – bo próbuje się to robić! Świat pełen jest zagrożeń. Docierają one poprzez środki przekazu także do polskiej wsi. Twórzcie kulturę wsi, w której obok nowych wymiarów, jakie niosą czasy, pozostanie – jak u dobrego gospodarza – miejsce na rzeczy dawne, uświęcone tradycją, potwierdzone przez prawdę wieków”. Wchodząc do czyjegoś domu pozdrawiano mieszkańców słowami „Pokój temu domowi” i w odpowiedzi słyszano: „I wszystkim jego mieszkańcom”. Kilka wieków temu nasi przodkowie przy wychodzeniu z czyjegoś domu mówili także „Spotkaj cię Bog”, „Potkaj Bog” albo „Śrataj Bog”, „Idź z Bogiem”, „Zostań z Bogiem”. Te ostatnie pozdrowienia wypowiadał gospodarz domu. Dziś także używamy czasami: „Zostańcie z Bogiem”,
ale słowa te wypowiada teraz wychodzący z domu, a nie gospodarz. A co mówiono dawniej na pożegnanie? Zostańcie z Bogiem Niezwykle ciekawe jest pochodzenie słowa „żegnać”. Dziś mówimy tak do kogoś, jeśli chcemy rozstać się z nim w sposób kategoryczny i oschły, podkreślając brak chęci na dalszą dyskusję. Dawniej nasi przodkowie życzyli sobie: „Boże przeżegnaj” albo „Boże żegnaj”. Gdy padały te słowa, czyniono nad kimś znak krzyża. Błogosławiąc, mówiono: „Żegnam cię”, czyli „Błogosławię ci”, „Życzę ci dobrze”, „Niech Bóg będzie z tobą”. Dziś w naszym słowniku funkcjonuje jeszcze podobne słowo: „przeżegnać się”, które oznacza własnoręczne zrobienie znaku krzyża. Ma ono ten sam źródłosłów: „żegnać”. Dziś już w niewielu domach wychodząc mówimy: „Zostańcie z Bogiem”, a pozostający na miejscu odpowiadają wychodzącemu: „Boże prowadź”. Może czasami usłyszymy te słowa od rodziców czy dziadków, prędzej od znajomego kapłana czy siostry zakonnej. Ten
▪ TRADYCJE ▪ KULTURA
FOT. COMMONS.WIKIMEDIA.ORG
piękny zwyczaj błogosławieństwa, niemalże codziennego egzorcyzmu, wyszedł z powszechnego użycia. A może warto go przywrócić w naszych rodzinach? Czy nie byłoby pięknie znów być świadkami i uczestnikami takich dialogów: „Ksiądz się uśmiechnął dobrotliwie i zaraz znowu przystanął przy kopaczach. — Szczęść Boże w robocie!
— Boże zapłać, dziękujemy! — odpowiedzieli razem, prostując się, i ruszyli wszyscy do ucałowania rąk dobrodzieja kochanego. — Pan Bóg dał latoś urodzaj na kartofle, co? — mówił, wyciągając otwartą tabakierkę do mężczyzn — brali sumiennie i z szacunkiem w szczypty, nie śmiejąc przy nim zażywać.
— Juści, kartofle kiej kocie łby i dużo pod krzami. — Ha, to świnie zdrożeją, bo jaki taki chciał będzie wsadzać do karmika. — Już i tak drogie; na zarazę latem wyginęły, a i do Prus kupują. — Prawda, prawda. A czyje to ziemniaki kopiecie? — A Borynowe.
Rembrandt, Jakub walczący z aniołem
107
KULTURA ▪ TRADYCJE ▪
FOT. PIXABAY.COM
— Gospodarza nie widzę, tom i rozeznać nie rozeznał. — Ociec pojechali z moim ano do boru. — A to wy, Anna, jakże się macie? — zwrócił się do młodej, przystojnej kobiety w czerwonej chustce na głowie, która, że ręce miała uwalane ziemią, przez zapaskę ujęła jego rękę i pocałowała. — Jakże się ma ten wasz chłopak, com go to we żniwa chrzcił? — Bóg zapłać dobrodziejowi, zdrów się chowa i coś niecoś bałykuje. — No, zostańcie z Bogiem. — Panu Bogu oddajem. Ksiądz skręcił na prawo, ku cmentarzowi, który leżał z tej strony wsi, przy
topolami wysadzonej drodze” (Włady- chrześcijanami także w życiu codziensław Stanisław Reymont, Chłopi). nym i w każdym miejscu powinniśmy dawać świadectwo o Chrystusie. NajstarWoda święcona sze polskie kropielniczki domowe pochoZ wychodzeniem i powrotem do do- dzą z drugiej połowy XVIII w. Początkomu związany jest jeszcze jeden zwyczaj: wo wytwarzane były w przyklasztornych wykonanie znaku krzyża wodą święconą. manufakturach, dopiero później zaczęli Tradycją dawnych katolickich domów je produkować twórcy ludowi. było zawieszanie kropielniczki z wodą Woda święcona jest sakramentalium. święconą przy drzwiach wejściowych do To znaczy, że nie jest sakramentem, ale domostwa. Podobnie jak w świątyni, ten jest świętym znakiem, przez który na pozwyczaj pomagał domownikom i goś- dobieństwo sakramentów są oznaczone ciom żyć prawdą, że rodzina to domo- i otrzymywane ze wstawiennictwa Kośwy Kościół oraz że w codzienności życia cioła skutki, zwłaszcza duchowe. Kto objawia się Bóg. Użycie wody święconej przyjmuje je z wiarą, dostępuje ich zbamiało przypominać o tym, że jesteśmy wiennych skutków. Woda święcona jest także elementem egzorcyzmów. O jej skuteczności pisała św. Teresa z Avila: „Wiele razy doświadczyłam, że nie ma rzeczy, przed którą [demony] bardziej uciekają, aby [już] nie powrócić. […]. Wielka musi być moc wody święconej”. Należy jednak pamiętać, że nie powinno się wody święconej traktować magicznie – nie jest amuletem, ale świętym znakiem, działającym ze względu na wiarę. Woda święcona przypomina o chrzcie, o zanurzeniu się w wodzie, o wolności od grzechu i podkreśla naszą przynależność do Chrystusa. Jest znakiem obecności Boga, chroni poświęcony dom przed złem, jest zewnętrznym znakiem wyznania wiary i odrzuceniem szatana. *** Religijność ludowa, religijność naszych przodków nie jest synonimem zacofania. Uwidaczniają się w niej mocno więzi łączące człowieka z Bogiem, głęboko zakorzenione, nieskażone sekularyzacją. Może warto powrócić do tych korzeni i przypomnieć sobie co mówiły nasze babcie, gdy żegnały mężów wychodzących do pracy – czy to w polu, czy w mieście? Co szeptali rodzice dzieciom przed snem? Jak pozdrawiano sąsiadów, ale i obcych? Może dostrzeżemy, że imię Boże było częścią codzienności naszych przodków i zatęsknimy za tym?
108
Wszedłszy więc raz na drogę Pańską, uważajmy, abyśmy nigdy z niej, w żaden sposób nie zboczyły z własnej winy, przez niedbalstwo lub niewiedzę, i nie przyniosły wstydu tak wielkiemu Panu, Jego Matce Dziewicy, świętemu naszemu ojcu Franciszkowi, Kościołowi tryumfującemu, a także walczącemu.
FOT. PIXABAY.COM
św. Klara z Asyżu
KULTURA ▪ SZTUKA ▪
Nieprzypadkowa dekoracja Rafał Maria Antoszczuk OFMConv ZDJĘCIA: RAFAŁ ANTOSZCZUK OFMCONV
Jednym z niezwykłych i cenniejszych zabytków sztuki rokokowej w Polsce, jest kościół franciszkanów w Przemyślu. Oprócz bogatej i wysokiej klasy snycerki wykonanej przez XVIII-wiecznych lwowskich artystów, w kościele zadziwiają malowane dekoracje ścian i sklepień. Ale w sztuce nic nie jest przypadkowe…
W
ykonane przez Stanisława Stroińskiego i Tomasza Gertnera z pomocą Rybkiewicza i Winiarskiego, figuralne i alegoryczne przedstawienia scen z życia Chrystusa, Maryi, św. Franciszka z Asyżu, innych świętych i przemyskich franciszkanów, ujęte w plafony, ozdobione iluzorycznymi dekoracjami kwiatowymi i architektonicznymi, wskazują na wielkie bogactwo duchowości franciszkańskiej. Dekoracja kościoła ukierunkowana jest na kult Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny, który jest istotnym elementem duchowości synów św. Franciszka i stanowi tu swoistą ozdobę Cudownego Obrazu Matki Bożej Niepokalanej – Pani Przemyśla, umieszczonego w głównym ołtarzu koś-
110
cioła, ukoronowanego papieskimi koronami w roku 1777. Swoją dekorację malarską posiada także zakrystia kościoła. Umiejscowiona we wschodnim aneksie świątyni, została wybudowana wraz z kościołem w latach 1754-1780. Bogatą polichromię zakrystii wykonał w latach 1771-1772 Tomasz Gertner. Na sklepieniu możemy oglądać Zesłanie Ducha Świętego na Maryję, apostołów i uczniów; na ścianie zachodniej, po obu stronach drzwi prowadzących do prezbiterium, umieszczono zdobne kartusze z przedstawieniami św. Józefa z Kupertynu oraz św. Antoniego Malasdina; na ścianie północnej podobne kartusze z przedstawianiami św. Kingi i bł. Salomei Piastówny. Na pozostałych ścianach widnieją bogate zdobienia o tematyce architektoniczno-kwiatowej. Pośród nich na uwagę zasługują malowane portale wykonane dla ozdobienia trojga drzwi. Bramy niebios Należy wspomnieć, że portalem nazywamy ozdobne obramowanie drzwi, wykonane różną techniką w zależności od danej epoki. Portale okalające drzwi kościelne są symbolem bramy do nieba, miejscem, przez które przechodzi się, by poznawać prawdy wiary. Dlatego były często bogato dekorowane stając się plastyczną, wizualną katechezą dla przechodzących przez nie wiernych. Podobnie rzecz ma się z malowanymi iluzorycznie portalami wspomnia-
Drzwi prowadzące bezpośrednio na ambonę
nej zakrystii franciszkańskiego kościoła w Przemyślu. Każdy z nich w swojej centralnej części, w dekoracyjnym kartuszu, posiada obraz. W kartuszu portalu drzwi prowadzących do kościoła ukazana jest scena spotkania św. Franciszka ze św. Klarą, portal drzwi prowadzących do klasztoru ozdobiony jest kartuszem ze sceną spotkania św. Franciszka ze św. Dominikiem; kartusz drzwi, które dziś już nie istnieją posiada obraz św. Antoniego z Padwy wygłaszającego kazanie w obecności papieża. Tematy obrazów jakie autor umieścił w kartuszach portali zostały wybrane nieprzypadkowo. Stanowiły one, i stanowią do dziś, niezwykłą szkołę duchowości zakonnej, która przez wieki wskazywała synom św. Franciszka z Asyżu na za-
▪ SZTUKA ▪ KULTURA sadnicze elementy życia i posługiwania zgodnego z duchem Ewangelii i Reguły, jaką zostawił św. Franciszek. Duchowy pożar św. Franciszka i św. Klary Obraz umieszczony w kartuszu portalu drzwi prowadzących do prezbiterium ukazuje Duchowy pożar św. Franciszka i św. Klary. Jest to przedstawienie wydarzenia opisanego w życiorysach św. Franciszka, jakie miało miejsce przy kościele Matki Bożej Anielskiej. Św. Klara będąc w klasztorze św. Damiana pragnęła zjeść wspólny posiłek ze św. Franciszkiem. Asyżanin wielokrotnie odmawiał, ale na prośbę braci zgodził się. Klara wraz z siostrami przybyła do Matki Bożej Anielskiej, gdzie posiłek przygotowany był na ziemi. Podczas mowy Franciszka o Bogu wszyscy wpadli w mistyczne zachwycenie, a klasztor z kościołem i całą okolicę ogarnęły jakby płomienie. Mieszkańcy Asyżu i Bettony sądząc, że kościół Matki Bożej Anielskiej wraz z okalającymi lasami i polami jest zajęty pożarem, ruszyli na ratunek, kiedy jednak weszli do klasztoru ujrzeli trwających w zachwyceniu biesiadników, którzy ogarnięci byli Boskim ogniem pobożności, żarliwości i gorliwości. Przytoczone opowiadanie kończy się niezwykłą sceną: św. Franciszek prosi św. Klarę, by była gotowa pójść tam, gdzie ją pośle, jeśli zajdzie taka potrzeba. Święta wyraziła swoją gotowość na to posłanie. Obraz znajdujący się w kartuszu portalu ukazuje w centralnej części św. Franciszka z rozłożonymi rękami i św. Klarę, z jedną ręką położoną na piersiach i drugą uniesioną ku górze, w postawie klęczącej, we wnętrzu sali z architektonicznymi detalami. Za postaciami świętych umiejscowiono zastawiony stół, nakryty białym obrusem. Z serc obu postaci wyłaniają się płomienie, które pośrodku łączy Duch Święty w postaci gołębicy. Po prawej stronie widać pejzaż oraz ludzi biegnących gasić
Kartusz ze sceną „Kazanie św. Antoniego w obecności papieża”
pożar. Całość dopełniają malowane esowate obramowania kartusza, z elementami architektonicznymi, zwieńczone od góry gazonem. Opisany obraz, jak było wspomniane już wcześniej, umieszczony został na portalu drzwi prowadzących do
prezbiterium kościoła, które znajdują się na zachodniej ścianie świątyni. Nie jest to przypadkiem, że właśnie w tym miejscu go umieszczono. Przechodzący przez te drzwi, patrzący na ten obraz, mieli odświeżać w sobie świadomość, że wchodzą do miejsca świętego
Kartusz ze sceną „Duchowy pożar św. Franciszka i św. Klary”
111
KULTURA ▪ SZTUKA ▪ nym. Umieszczone na obrazie postacie, które chciały gasić domniemany pożar, to przykłady dla osób, które same nie doświadczyły uniesienia mistycznego, lecz dzięki pokorze i braku zazdrości, zostaną zbudowane i uradowane widząc tych, którzy takie dary otrzymali. Fakt, że omawiane tu drzwi i ich dekoracja zostały umieszczone na zachodniej ścianie kościoła, ma też swoją wymowę. Symbolizują one bowiem bramę zachodnią Jerozolimy, która zostanie otwarta przez Chrystusa podczas sądu ostatecznego, oznaczającą surowość w sprawiedliwości i symbolizującą jedną z dróg prowadzącą do Boga, a wraz z umieszczonym w kartuszu obrazem, wskazują na cnotę wiary. Kartusz ze sceną spotkania św. Franciszka ze św. Dominikiem nad drzwiami
i że w rzeczywistości sacrum, sprawując święte czynności lub w nich uczestnicząc, winni jak św. Franciszek i św. Klara, otwarci na działanie Ducha Świętego, pałać wielką i świętą gorliwością o sprawy Boże. Przypominał także, że w tej świętej przestrzeni powinno prowadzić się
jedynie święte rozmowy; że należy dać się ogarnąć świętym ogniem pobożności i przyoblec się mocą z nieba. Doświadczenie przychodzącego Boga powinno czynić uczestników gotowymi, tak jak św. Klarę w przytaczanym opowiadaniu, na pójście tam, gdzie zostanie się posła-
Kartusz ze sceną spotkania św. Franciszka ze św. Dominikiem
112
Spotkanie św. Franciszka ze św. Dominikiem Po drugiej stronie zakrystii, na wschodniej ścianie, znajdują się drzwi prowadzące do klasztoru. Dekoracja portalu jest taka sama, jak omówionego już wcześniej. Różną się jedynie obrazem w kartuszu, w którym tutaj umieszczony został obraz ukazujący scenę spotkania św. Franciszka ze św. Dominikiem. Obraz ten nawiązuje do wydarzenia, jakie miało mieć miejsce pomiędzy 1219 a 1221 r. Jest ono opisane w życiorysie św. Franciszka autorstwa Tomasza z Celano. Według Celańczyka spotkanie obu świętych miało miejsce w Rzymie w pałacu kardynała Hugolina, który pytał zakonodawców o możliwość wybierania spośród ich braci kandydatów na biskupów. Między świętymi, którzy się miłowali i czcili, powstał spór, który z nich ma pierwszy dać odpowiedź. W sporze zwyciężyli obaj: Franciszek miał pokornie dać odpowiedź jako drugi, a Dominik z całą pokorą odpowiedział pierwszy. Obaj byli zgodni co do tego, że bracia nie powinni przyjmować godności kościelnych. Autor życiorysu, komentując to wydarzenie, poucza poróżnionych kłótniami, zazdrością i zawiścią czytelników o jedności i więzi
▪ SZTUKA ▪ KULTURA miłości łączącej tych, którzy mają głosić słowo Boże. Prosi także, aby Bóg uczynił synów św. Franciszka „pokornymi uczniami pod skrzydłami pokornych mistrzów”, a tych, co są duchowo spokrewnieni, uczynił przyjaciółmi. Obraz znajdujący się w kartuszu portalu, eksponuje w centralnej części św. Franciszka i św. Dominika w postawie stojącej, z rozłożonymi rękami, zwróconych do siebie nawzajem. Z serc obu postaci wyłaniają się płomienie, które pośrodku łączy Duch Święty w postaci gołębicy. Święci namalowani zostali w krużganku, który biegnie po prawej stronie, gdzie umieszczone zostały postacie franciszkańskich zakonników. Podobnie jak już omówiony wcześniej kartusz portalu, tak i ten, dopełnia malowane esowate obramowanie z elementami architektonicznymi, zwieńczone od góry gazonem. Umieszczając obraz o takiej tematyce w portalu drzwi, które prowadziły z zakrystii do klasztoru, autor miał głęboki cel. Wydaje się, że jest on zapisany w zdaniu, które kończy opowiadanie Tomasza z Celano: „Uczyń nas pokornymi uczniami pod skrzydłami pokornych mistrzów; tych, co duchowo spokrewnieni ze sobą, uczyń przyjaciółmi, iżbyś oglądał dzieci synów twoich, pokój nad Izraelem”. Przechodząc ze świętej przestrzeni kościoła, gdzie zakonnik spotyka się z Bogiem i napełnia Jego łaskami, winien nimi żyć i wydawać dobre owoce we wspólnocie, w której żyje na co dzień. Łaska pomaga w przechodzeniu ponad zawiścią, zazdrością, wzajemnym kąsaniem, sporami i pomaga otwierać się na więź miłości względem braćmi. Chodzi o to, by wchodząc w progi klasztoru, zakonnicy pamiętali o miłości braterskiej, pokornym przyjmowaniu siebie nawzajem, jak św. Franciszek ze św. Dominikiem, mimo wielu różnic wynikających z ludzkich i duchowych uwarunkowań; dlatego na obrazie zostali namalowani także zakonnicy wpatrujący się w obu świętych. Drzwi umieszczone na wschodniej ścianie zakrystii, symbolizu-
Kartusze z przedstawieniami św. Kingi i bł. Salomei Piastówny; u góry św. Antoni wygłaszający kazanie w obecności papieża
ją miłość oraz wschodnią bramę Jeruzalem, która oznacza blask roztropności, a wejście przez tą bramę miało pomagać w praktykowaniu ubóstwa. Zakonnicy, wchodząc z klasztoru do kościoła widzieli, że za przykładem św. Franciszka i św. Klary, mają otwierać
się na świętość i tam pałać gorliwością o sprawy Boże. Wychodząc z kościoła i wchodząc do klasztoru, widzieli, że ową miłością, pokorą względem siebie i gorliwością winni żyć na co dzień i się nimi obdarowywać, za wzorem świętych Franciszka i Dominika.
Kartusze z przedstawieniami św. Józefa z Kupertynu oraz św. Antoniego Malasdina; u góry św. Franciszek ze św. Klarą
113
KULTURA ▪ SZTUKA ▪ Kazanie św. Antoniego w obecności papieża Do przykładu innego świętego odnosi się obraz w kartuszu portalu trzecich drzwi. W dawnych czasach były to drzwi, przez które wychodzili z zakrystii kaznodzieje udający się na ambonę, by głosić kazanie. Dziś są one zamurowane, a w ich płycinie umieszczono szafę na kościelne sprzęty. Zachowano jednak ich dekorację, która różni się nieco od pozostałych. Sam kartusz z obrazem jest szerszy niż pozostałe, ozdobiony esowatymi rocailiami od góry bardziej zdobnymi. Ze względu na rozmiary kartusza, brak jest w jego zwieńczeniu gazonu, jak było to w przypadku już omawianych. Umieszczony w kartuszu obraz, to Kazanie św. Antoniego w obecności papieża. Jest to ikonograficzne przedstawienie wydarzenia, jakie miało miejsce w roku 1228, kiedy to św. Antoni przebywając w Rzymie, przemawiał wobec papieża Grzegorz IX, kolegium kardynalskiego i licznie zgromadzonych pielgrzymów różnej narodowości (francuskiej, niemieckiej, słowiańskiej, angielskiej i innych) i obrządków: greckiego i łacińskiego. Święty, głosząc kazanie, został obdarzony łaską Ducha Świętego, tak, że zgromadzeni pielgrzymi różnych narodowości, słyszeli kazanie każdy we własnym języku. Samo kazanie wprawiło wszystkich w zachwyt, dlatego papież nazwał św. Antoniego „Arką Pisma Świętego”. Kompozycja obrazu umieszczona została w architektonicznie ozdobionym wnętrzu, zapewne w kościele. W lewej części namalowano czerwoną draperię, obok której na czerwonych stopniach, wysoko na tronie, siedzi papież w tiarze i szatach pontyfikalnych. Obok stopni znajduje się kolegium kardynałów, gdzie jeden z nich trzyma papieski pastorał. Po prawej stronie obrazu, na ambonie zawieszonej na ścianie, stoi przemawiający św. Antoni, nad którego głową widać przedstawienie Ducha Świętego w postaci Gołębi-
114
cy. Pod amboną namalowano stojących w świątyni i siedzących w ławach, słuchających pielgrzymów. Warto zaznaczyć, że postacie papieża i św. Antoniego autor obrazu ukazał na tej samej wysokości. Bez wątpienia scena umieszczona w kartuszu drzwi, którymi wychodzili kaznodzieje, by dojść do ambony kościelnej, przeznaczona była ku pouczeniu kaznodziejów. Kazania miały być rozumiane przez wielkich świata, duchownych i teologów, ale i przez maluczkich, a swoją formą i treścią miały porywać, wprawiać w zdumienie i prowadzić do nawrócenia. Przechodzący przez te drzwi miał otwierać się na działanie Ducha Świętego, tak, by nauka głoszona przez niego, była nauką Boga a nie własną. Czytając łacińską sentencję zaczerpniętą z Księgi Izajasza, jaka umieszczona została na kartuszu drzwi, które prowadziły bezpośrednio na ambonę, kaznodzieja miał pamiętać o misji, jaką Bóg polecił mu pełnić: Clama ne cesses quasi tuba exalta vocem tuam et annuncia populo meo scelera eorum et domui Iacob peccata eorum („Krzycz na całe gardło, nie przestawaj! Podnoś głos twój jak trąba! Wytknij mojemu ludowi jego przestępstwa i domowi Jakuba jego grzechy!” Iz 58,1),
co stanowi dopełnienie i potwierdzenie omawianej symboliki. Fakt umieszczenia drzwi po stronie północnej zakrystii symbolizuje moc wytrwałości, jaką winien charakteryzować się w głoszeniu kaznodzieja, a także symbolizuje nadzieję. Jak można zauważyć, symbolika zawarta w malowanych portalach trojga drzwi zakrystii kościoła franciszkańskiego w Przemyślu prowadzi do poznawania, odświeżania i pogłębiania wiary, nadziei i miłości, ma także i swój wyraz trynitarny. *** Na zakończenie należy przypomnieć, że dla franciszkanów poczucie piękna i estetyki zawsze było elementem uwielbiania Boga Stwórcy, ale i sposobem uczenia bardzo ważnych kwestii ich duchowości. Aż chce się powiedzieć, że duchowi synowie św. Franciszka z Asyżu, kierując się przysłowiem: Verba docent, exempla trahunt („Słowa uczą, przykłady pociągają”), na różne sposoby ukazywali konkretne przykłady życia swoich świętych, które były i są niezmiennym wzorem do naśladowania dla każdego, szczególnie dla nich samych, mimo upływu wielu wieków, czego świadkami są opisane tu portale drzwi.
Łacińska sentencja umieszczona na kartuszu drzwi prowadzących na ambonę
▪ KSIĄŻKI ▪ KULTURA
Człowiek bliski i przyjazny Andrzej Zając OFMConv
rodne tematy pozwalają zobaczyć bohatera z różnych stron. Przechodząc przez kolejne spojrzenia, można zobaczyć wielowymiarowość jego duchowego piękna. To wewnętrzne piękno ujawnia się w konkretnych postawach, zachowaniach, słowach. Autor, o. prof. Zdzisław Kijas – teolog, nauczyciel akademicki, rekolekcjonista, pisarz – był relatorem w procesie beatyfikacyjnym Prymasa, co zapewnia o wnikliwej znajomości jego życia, jego pism oraz świadectw o nim. Trzeba podkreślić, że autor jest też wybitnym znawcą życia duchowego, a dzięki temu rozumie doskonale to, co dzieje się w człowieku, co go ożywia, co jest jego wewnętrzną siłą, emanującą na zewnątrz. I z tą właśnie umiejętnością patrzy na bohatera, na jego życie, nie skupiając się na jego dokonaniach, ale na tym, co było ich Zdzisław J. Kijas wewnętrznym źródłem i siłą. Trafnie Wyszyński interpretuje wypowiedzi Wyszyńskiego, spojrzeń uwypuklając to, co jest w nich najważniejsze i istotne dla czytelnika, żyjącego Bratni Zew Kraków 2021 dzisiaj. Dzięki temu można dotrzeć do str. 272 samego serca bohatera i odkryć w nim to, co jest ponadczasowe i dostępne dla siążka o. Kijasa o kard. Wyszyńskim każdego, kto szuka prawdy i chce uwiejest wyjątkowa. Nie jest po pro- rzyć Bogu.
K
stu zwykłą biografią, ale umiejętnym przedstawieniem duchowej sylwetki Prymasa, widzianego przede wszystkim jako człowieka wierzącego. Już sam tytuł wskazuje na sposób podejścia autora do bohatera swojej opowieści. Chodzi o 40 spojrzeń, obrazów, impresji, które w nowoczesny sposób ukazują różne aspekty życia i duchowości Prymasa Tysiąclecia. Zwięzłe i różno-
Książka wpisuje się doskonale w nurt najlepszej literatury hagiograficznej, która stawia sobie za cel nie tylko przedstawienie postaci, ale również zachętę. I jest to nie tyle vita, czyli chronologiczny opis życia, co speculum, czyli zwierciadło, w którym czytelnik może się przejrzeć. Kto weźmie tę książkę do ręki, może zobaczyć w niej nie tylko kard. Wyszyńskiego, ale i siebie. Może,
niczym w lustrze, zobaczyć się w duchowych i życiowych doświadczeniach Prymasa i skonfrontować je ze swoimi. A wartości, które może zweryfikować, jest wiele: wiara, wierność, zaufanie, modlitwa, otwartość, dialog, akceptacja, kreatywność, przyjaźń, szukanie dobra, pokoju, miłości, umiejętne zarządzanie czasem czy w końcu miłość nieprzyjaciół. Z tej lektury wyłania się nie tyle Prymas Tysiąclecia w swojej niezłomności i monumentalności, co właśnie – jak podkreśla sam tytuł – Wyszyński, czyli człowiek, który bierze odpowiedzialność za swoje życie i w różnych okolicznościach i warunkach pozostaje wierny temu, do czego został wezwany. W sposób nieszablonowy. Można więc odkryć tego wielkiego człowieka na nowo, zobaczyć w nim kogoś bliskiego i przyjaznego, komu – jako nowemu błogosławionemu Kościoła – można powierzyć bez obaw swoje rozterki. W końcu i on miał swoje wątpliwości i lęki, które dzięki bezwarunkowemu powierzeniu się Ojcu przezwyciężał. Wiele można się od niego nauczyć. Ponadto książka została wydana w dwóch wersjach: mniejszej, poręcznej i – z myślą o osobach starszych – większej z dużą czcionką, aby nie męczyć oczu przy czytaniu. Ta druga ma twardą oprawę i wstążkę, i doskonale może się sprawdzić jako pomoc do czytanek podczas nabożeństw październikowych. Byłby to też konkretny sposób na lepsze poznanie nowego Błogosławionego i skorzystanie z jego duchowej mądrości.
115
KULTURA ▪ KSIĄŻKI ▪ Ida Policht
Małgorzata Myrcha-Kamińska
Jerzy Szyran
Piotr Bielenin
Cuda i łaski św. Antoniego
Piąta droga. W poszukiwaniu własnej duchowości
Osobisty przewodnik po miejscach niezwykłych
Kraków 2021 Bratni Zew s. 256
S
to świadectw o cudach i doznanych łaskach za wstawiennictwem św. Antoniego, to zarazem sto historii o przyjaźni z niezwykłym świętym z Padwy. Ta pokrzepiająca lektura potwierdza słowa starej pieśni: „W każdej on potrzebie pomoże, pocieszy, i w każdym nieszczęściu na ratunek spieszy”, bo trudno byłoby zliczyć, ile osób na świecie zawdzięcza mu pomoc. Wspiera nas w codziennym życiu, pomaga w utrapieniach, interweniuje w sytuacji zagrożenia. Przede wszystkim jednak prowadzi do Boga, źródła prawdy i dobra, a my odwdzięczamy się mu modlitwą, jałmużną, pamięcią i świadectwem. Zamieszczone teksty to zarówno historie stare – spisane w księdze łask i cudów w Radecznicy i w „Przykładach opieki św. Antoniego Padewskiego w kościele oo. Franciszkanów w Warszawie”, jak i współczesne świadectwa członków bractwa św. Antoniego w Warszawie i znajomych autorki.
116
„W
Kraków 2021 Bratni Zew s. 240
domu Ojca mego jest mieszkań wiele” – i wiele dróg do nich prowadzi. Dużo zależy od nas samych, ale przede wszystkim od tego, czy powierzymy się w tej wędrówce opiece Boga. Widząc jak robili to inni, starając się ich naśladować, łatwiej nam będzie odnaleźć tę dla nas najlepszą. Ojcowie Pustyni, św. Teresa z Avili i św. Jan od Krzyża, św. Teresa od Jezusa, a także św. Maksymilian Kolbe – zaproponowany w tej książce przegląd czterech nurtów duchowości chrześcijańskiej, to zaproszenie do odkrycia własnej drogi do Boga. Ich wybór wynika z osobistych zainteresowań i fascynacji, jest w zamyśle autora zachętą do dalszych poszukiwań, w których pomocna będzie zamieszczona w książce bibliografia. Ta ostatnia, piąta droga, to nasza własna – „najlepsza, gdyż dopasowana, chciana, wybrana, stworzona z różnych komponentów dróg, które «wypróbowali» już inni”. I jeszcze na zakończenie: „Duchowość ofiaruje każdemu inną jakość życia, oderwaną od rzeczywistości, choć wciąż twardo stąpającą po ziemi. Człowiek zanurzony w duchowości żyje w świecie, lecz nie jego zasadami. Jego perspektywa wybiega daleko w przyszłość, kierując swój wzrok ku obietnicy życia na wielka skalę – życia wiecznego w Bogu”.
Kraków 2021 Bratni Zew s. 312
D
la zawsze ciekawych życia i świata, dla tych, którzy tęsknią za nowymi wędrówkami i przygodą niezwykle wartościową propozycją jest „Osobisty przewodnik po miejscach niezwykłych” franciszkanina, o. Piotra Bielenina. Wraz z autorem przemierzamy Europę, Azję i Amerykę Południową, a bezpośrednia, wartka i bardzo osobista narracja wciąga i przenosi nas do opisywanych miejsc. W każdej relacji znajdziemy rzetelny opis, szczyptę emocji, a niekiedy dreszcz wzruszenia. W opowieści o rodzinnych Harmężach wraz z autorem natrafimy na ślady ostatniej wojny, a w Asyżu, w wieczornej ciszy przy grobie św. Franciszka, poczujemy się jak w domu. W Coimbrze, Lizbonie i Padwie będziemy chodzić śladami św. Antoniego, a w Pariacoto dotkniemy wciąż żywej historii męczeństwa ojców Michała i Zbigniewa, a to przecież zaledwie część podróży, zilustrowanych w dodatku pięknymi fotografiami. Warto przeczytać i dołączyć tę pozycję do naszej domowej biblioteki aby, gdy ogarnie nas tęsknota za kolejną podróżą, wracać do niej i wraz z o. Piotrem znów powędrować po franciszkańskich szlakach.
▪ KSIĄŻKI ▪ KULTURA
" !
! ", ࠁ"
Maryja |u-7 1fb =u-m1bv h-ॉvhb;f BERNARDO COMMODI
P
Guglielmo Spirito
Bernardo Commodi
José Tolen no Mendonça
Aniołowie w tradycji franciszkańskiej
Maryja w tradycji franciszkańskiej
Mistyka chwili. Czas i obietnica
Kraków 2021 Bratni Zew s. 222
Kraków 2021 Bratni Zew s. 184
Kraków 2021 Bratni Zew s. 232
o prostu są. Wszędzie ich pełno. Towarzyszą nam, wspierając w codzienności, chronią w niebezpieczeństwie, prowadzą przez życie. Aniołowie – istoty duchowe, których nie widzimy, a które wciąż są przy nas i dla nas, starając się doprowadzić każdego najlepszą drogą do Boga. Świat podsuwa nam różne ich wyobrażenia: widzimy je jako pucołowate bobaski albo istoty wysmukłe i przejrzyste, lub przyjmujące ludzką postać bohaterów filmowych. Owszem, wierzymy, że są, ale w rutynie życia często gubimy świadomość ich istnienia. Jak nawiązać bliską relację z aniołem, jak dać się prowadzić w modlitwie? Na te pytania stara się odpowiedzieć o. Guglielmo Spirito, przedstawiając szeroką panoramę myśli franciszkańskiej o aniołach w ujęciu historycznym. Są tu więc oczywiście św. Franciszek, Klara, Antoni, Bonawentura, ale też Ojciec Pio, Jan XXIII, Aniela Salawa, Matka Angelika oraz wielu innych autorów. Ich słowa mogą być zachętą do lepszego poznania aniołów, bo jak mówił św. Bonawentura, „podobnie jak gwiazdy są bezużyteczne dla niewidomego, tak również bezużyteczni są aniołowie i natchnienia zsyłane przez nich tym, którzy nie umieją cenić ich obecności”.
O
gromna cześć i czuła miłość, jaką darzył św. Franciszek Matkę Bożą sprawiła, że zajmuje ona wyjątkowe miejsce w duchowości franciszkańskiej. Uczniowie poszli jego śladem, rozwijając i pogłębiając jego myśl. Mamy tu siedem szkiców do portretu Matki Bożej, przedstawionych w perspektywie nauczania franciszkańskich świętych i błogosławionych. Franciszek, Klara, Antoni z Padwy, Bonawentura, Aniela z Foligno, Maksymilian i bł. Jan Duns Szkot – autor w każdym z siedmiu zaprezentowanych szkiców opisuje indywidualną wrażliwość świętego i jego charyzmat maryjny. Ta interesująca pozycja może przyczynić się zarówno do poszerzenia wiedzy o duchowości franciszkańskiej w perspektywie mariologicznej jak i zapoznania się z jej średniowiecznymi przedstawicielami. Wyjątkiem w tym gronie jest, żyjący w XX w., św. Maksymilian Kolbe, który znalazł się w nim zarówno ze względu na niezwykłą miłość do Matki Bożej jak i „dla uwidocznienia, że ta «złota nić» maryjna przebiega poprzez wszystkie okresy historii franciszkańskiej”. Książka godna polecenia dla świeckich wspólnot franciszkańskich i osób zainteresowanych tematyką maryjną.
C
zy można złączyć w jedno materię i ducha, rozum i uczucie, prozę i poezję? Czy współczesny człowiek może być mistykiem? Tak! – mówi kardynał José Tolentino Mendonça i zaprasza nas w zaskakującą podróż do świata zmysłów, gdzie na nowo i z radością odkryjemy naszą duchowość, by zrozumieć siebie i by „umieć każdego dnia spoglądać na wszystko po raz pierwszy i zachwycać się tym, co niespodziewanie przynosi nowy dzień”. Taka jest mistyka chwili. „Bóg wkracza do naszego życia przez najpowszedniejsze, najpospolitsze i najbliższe drzwi: pięć zmysłów. Wzrok, smak, dotyk, słuch, węch – to dzięki nim poznajemy otaczający nas świat. W języku teologii, te same pojęcia odnoszą się do właściwości duszy, pozwalając jej zbliżyć się do rzeczywistości boskiej. Ważny jest również czas – to on otwiera nas na wieczność. Człowiek jest jednością duszy i ciała, a zmysły naturalne i zmysły duchowe tworzą integralny obszar naszej codzienności i przestrzeń do poznania Boga. Temu więc, co zazwyczaj się rozdziela – duszy i ciału – należy przywrócić, harmonię we wszystkich sferach i na wszystkich poziomach egzystencji.
117
Konkurs! 3 pytania, 3 odpowiedzi, 3 zestawy upominkowe do wygrania! Serdecznie zapraszamy do udziału w kolejnym konkursie. Nagrodami są 3 zestawy: książka „Moja walka z szatanem. Ojciec Matteo La Grua”, R. Ruscica oraz notes z motywem polichromii Stanisława Wyspiańskiego – róże. Na Wasze listy, kartki pocztowe lub maile z odpowiedziami czekamy do 30 września 2021 r. Spośród nich wyłonimy zwycięzców.
Pytania konkursowe: 1. W którym roku po raz pierwszy spotkali się o. Wenanty Katarzyniec i św. Maksymilian Kolbe? 2. Na jakim drzewie mieszkał św. Antoni? 3. W obecności jakiego papieża przemawiał w Rzymie w roku 1228 św. Antoni? Odpowiedzi należy nadsyłać na adres mailowy redakcja@poslaniecantoniego.pl lub pocztą tradycyjną na adres: Posłaniec św. Antoniego z Padwy pl. Wszystkich Świętych 5 31-004 Kraków. Rozwiązanie konkursu nr 2/2020: 1. zachowaj porządek, a porządek ciebie zachowa; 2. Julian; 3. pod koniec I w. Wszystkim Czytelnikom, którzy nadesłali do nas kartki, listy i maile z odpowiedziami, serdecznie dziękujemy i zachęcamy do udziału w kolejnym konkursie!
Elżbieta Kossakowska-Suchocka Danuta Gorgoń Brygida Bartkowska
POSŁANIEC ŚW. ANTONIEGO Z PADWY Magazyn franciszkański Prowincji św. Antoniego i bł. Jakuba Strzemię Zakonu Braci Mniejszych Konwentualnych (Franciszkanów)
REDAKTOR NACZELNY: Andrzej Zając OFMConv
WYDAWCA: Bratni Zew sp. z o.o. ul. Hetmana Żółkiewskiego 14,31-539 Kraków REGON: 350776703, NIP: 6761013628
Ida Policht
REDAKCJA: Posłaniec św. Antoniego z Padwy pl. Wszystkich Świętych 5,31-004 Kraków redakcja@poslaniecantoniego.pl www.poslaniecantoniego.pl tel. +48 725 505 210 Bank: PKO BP nr konta: 57 1020 2892 0000 5102 0689 2782 Dla wpłat z zagranicy SWIFT: BPKOPLPW
118
Zestawy książkowe otrzymują:
SEKRETARZ REDAKCJI: Katarzyna Gorgoń ZESPÓŁ REDAKCYJNY: Agnieszka Kozłowska
PRENUMERATA: tel. +48 725 505 210 prenumerata@poslaniecantoniego.pl DRUK: Drukarnia KOLUMB, Katowice www.drukarniakolumb.pl
Aleksandra Samołyk
ZA ZEZWOLENIEM WŁADZY ZAKONNEJ CENA: 14,50 PLN (w tym 8% VAT) NAKŁAD: 1000 egz.
WSPÓŁPRACA:
ISSN 2391-7458
Piotr Bielenin OFMConv
NA OKŁADCE: Kopuła Bazyliki św. Piotra fot. Andrzej Zając OFMConv
Piotr Roman Gryziec OFMConv Paulin Sotowski OFMConv Jerzy Szyran OFMConv Marzena Władowska Agnieszka Zaucha RM KOREKTA: Katarzyna Gorgoń OPRACOWANIE GRAFICZNE: Bratni Zew
Redakcja zastrzega sobie prawo do redagowania i skracania tekstów czy zmiany tytułów. Materiałów niezamówionych nie zwracamy. Fotografie bez opisu są jedynie ilustracją – nie przedstawiają osób, o których mowa w artykule. Wszelkie prawa zastrzeżone, włącznie z tłumaczeniami na języki obce. Redakcja nie odpowiada za treść ogłoszeń i reklam.
Podróżuj z nami, nie ruszając się z kanapy! Daj się porwać do miejsc, które poruszają wyobraźnię i serce! Co znajdziesz w środku? • piękne, kolorowe, cieszące oko zdjęcia, • dużą dawkę humoru, • pełno anegdot i lokalnych opowieści, • opisy, które poruszą Twoje zmysły i pozwolą Ci się przenieść w czasie i przestrzeni! Odetchnij deszczowym powietrzem Asyżu, posmakuj lodowatej sangrii w upalne popołudnie na Majorce, posłuchaj fado w oddalonej od tłumów turystów dzielnicy Lizbony i tureckiego kazania w małym meczecie na końcu Złotego Rogu, poczuj smak świeżej bruschetty w niezwykłym miasteczku Bagnoregio i poranną rosę na stopach u podnóża Góry św. Anny. Wyrusz do miejsc niezwykłych. Zabierze Cię tam autor, którego barwne opowieści pozwolą Ci przenieść się w czasie i przestrzeni. Czasem się wzruszysz, czasem zaśmiejesz do łez, spostrzegając nagle, że i Ty stajesz się uczestnikiem historii, które opowiada Piotr Bielenin.
Pi Bielenin Piotr Osobisty przewodnik Os po miejscach niezwykłych ni
Oprawa zintegrowana Format 129x208 mm Ilość stron 312
cena 59,90 zł
Kup teraz! Zadzwoń i zapytaj o aktualne promocje lub sprawdź na stronie! Zamówienia tel. 12 428 32 40, 725 505 610, www.bratnizew.pl
„Wyszyński. 40 spojrzeń” pokaże Ci: • co kryło się za niezłomnością Prymasa, • jak radził sobie w sytuacjach trudnych, • jakie wartości i zasady sprawdzają się zawsze, • jak wiele Ty możesz się od niego nauczyć! Wartościowa i merytoryczna lektura, która pomoże Ci w duchowym przygotowaniu do beatyfikacji Prymasa. Autor – jako znawca duchowości i relator procesu beatyfikacyjnego Prymasa – ukazuje krok po kroku całe jego duchowe piękno. Zdzisław Kijas spogląda na Wyszyńskiego w sposób nieszablonowy. Nie interesuje go monumentalność postaci prymasa, ale jego duchowe piękno, estetyczna wrażliwość, jego pragnienia i lęki, odwaga i tęsknota za miłością. Opierając się na zapiskach kardynała, pozwala przemawiać jemu samemu. Poznaj historię jednego z największych Polaków XX w., postaci wyjątkowej, bogatej wewnętrznie, nad wyraz wrażliwej i kreatywnej. W 40 spojrzeniach na Prymasa Tysiąclecia dostrzeżesz człowieka z krwi i kości, pokornego, starającego się odkrywać miłość Boga w sytuacjach, które dla innych są jej zaprzeczeniem.
ZZdzisław J. Kijas
Wyszyński W Oprawa twarda Format 146x235 mm Ilość stron 264
Oprawa miękka Format 129x208 mm Ilość stron 264
cena 49,90 zł
cena 34,90 zł
Kup teraz! Zadzwoń i zapytaj o aktualne promocje lub sprawdź na stronie! Zamówienia tel. 12 428 32 40, 725 505 610, www.bratnizew.pl
40 spojrzeń 4