7 minute read

Kościół

Advertisement

BRAT MNIEJSZY Eligiusz Dymowski OFM BRAT MNIEJSZY KONWENTUALNY Zdzisław Kijas OFMConv

Gdy słucham dziś krytycznych wypowiedzi o Kościele, nie ukrywam, że napawa mnie wielki smutek. Zdaję sobie jednak sprawę, że wiele tych głosów słusznie wyraża swoje oburzenie i rozczarowanie, ponieważ pośród członków Kościoła znalazło się stado drapieżnych wilków w owczej skórze, których życie i świadectwo w niczym nie przypominają wezwania Boga, skierowanego niegdyś do całej społeczności synów Izraela: „Bądźcie świętymi, bo Ja jestem święty, Pan, Bóg wasz!” (Kpł 19,2).

Nie da się też ukryć faktu, że są takie osoby, które wciąż balansują na granicy ignorancji oraz braku podstawowej wiedzy religijnej, dlatego nie tylko nie rozumieją istoty samego Kościoła, ale również własnych zadań i obowiązków wypływających z przyjętych sakramentów. Przed wielu laty przestrzegał przed takim rozumowaniem kard. Joseph Ratzinger: „Przyszłość Kościoła również dzisiaj zależy od tych, którzy mają głębokie korzenie i żyją pełnią własnej wiary, a nie od tych, którzy jedynie dają recepty. […] Nie potrzebujemy Kościoła, który w politycznych «modlitwach» celebruje kult działania. Taki Kościół jest całkowicie zbędny. Dlatego też upadnie on sam z siebie. Pozostanie Kościół Jezusa Chrystusa. Kościół ten wierzy w Boga, który stał się człowiekiem i obiecuje nam życie wieczne” („Przyszłość wiary”).

Okazuje się jednak nadal, że mimo ponad dwóch tysięcy lat swojego istnienia, Kościół wciąż musi mierzyć się z potęgą zła, które za wszelką cenę próbuje podważyć sens jego istnienia. I chociaż sam Chrystus zapewniał, że „bramy piekielne go nie przemogą”, to jednak nie zwalnia nas, członków tej wspólnoty Mistycznego Ciała, z obowiązku, by poważnie brać na siebie pełną odpowiedzialność za jakość tej charyzmatycznej instytucji. Od samego początku fundamentalną misją Kościoła było i jest głoszenie Ewangelii oraz wskazywanie grzesznemu człowiekowi drogi do świętości i wiecznego zbawienia. Ta droga bywa często kręta i trudna, ale możliwa do osiągnięcia – czy to się komuś bardziej czy mniej podoba – właśnie dzięki Kościołowi, ponieważ jak uczy Sobór Watykański II jest on „w Chrystusie jakby sakramentem, czyli znakiem i narzędziem wewnętrznego zjednoczenia z Bogiem i jedności całego rodzaju ludzkiego” (LG 1). Człowiek współczesny przeżywa kryzys tożsamości. Często szuka życia łatwego i wygodnego, opartego na półprawdach i pustce zagłuszanego sumienia, dlatego tak trudno mu jest „obarczyć” siebie „słodkim jarzmem” Bożych przykazań, które są wymagające i konsekwentne do końca. Tylko że tej prawdy Chrystusowy Kościół nigdy się nie wyrzeknie i nie zaprzestanie jej głosić. Samotność człowieka, zaplątanego w sieć nowoczesnej technologii, na pewno kiedyś odczuje głód Boga. Tym miejscem spotkania może być wówczas Kościół, nieważne czy wielki czy mały, ale przepełniony wiarą i modlitwą, w którym sakramenty przyjmuje się i przeżywa jako służbę Bogu w radosnym obmywaniu nóg swojemu bliźniemu. To jest właśnie Kościół żywej wspólnoty, która przyjęła kiedyś ten dar jako zbawienną dla siebie i dla innych łaskę.  Czym lub lepiej kim jest Kościół? Takie pytanie postawiłem ks. Stefanowi Wyszyńskiemu. Odpowiedział mi, że „Kościół jest Bożo-ludzki. Bóg w Kościele jest cierpliwy, a ludzie niecierpliwi, bo bardzo często na swój sposób i tylko po swojemu, a nie po Bożemu, kochają Boga. Chcieliby dla Niego wszystkich zwycięstw, tymczasem Bóg zwycięża nie tylko burze na morzu, ale jeszcze większe zwycięstwo odnosi na krzyżu”. „Bardzo często brak jest zrozumienia – dopowiadał – że Kościół nie jest tylko zwycięski, mający prawdę i niezłomne zasady moralne. Kościół musi być ponadto na krzyżu, bo i jego Założyciel był na krzyżu. Kościół musi cierpieć, bo Chrystus cierpiał. Kościół musi składać ciężkie ofi ary, bo Chrystus złożył z siebie ofi arę. Musi niekiedy milczeć, być oplwany, ubiczowany i na śmierć skazany… Nieraz go już w grobie ułożą, napiszą artykuły, że sprawa z nim skończona, a on ‘trzeciego dnia’ zmartwychwstaje! […] My znowu chcielibyśmy, aby zmartwychwstał natychmiast. Po co ‘trzeciego dnia’? Załatw to zaraz! Jeżeli możesz ‘trzeciego’, to możesz i dziś! A jednak trzeba poczekać, jak rolnik czeka na wzejście ziarna, które jesienią rzucił w rolę. Może powiedzielibyśmy: po co siać w jesieni, zróbmy to w maju. Przecież wcześniej nie wyrośnie. – A jednak w jesieni wrzuca się ziarno. Potem przychodzą słoty, wichry, śniegi, mrozy, błoto. Coś tam wreszcie z trudem się przebije i wzrośnie, jak niejednej wiosny, która się nie spieszy, namyśla się jakby, tak jej jakoś ciężko i niepilno przyjść na świat. Aż wreszcie słońce przygrzeje i wszystko wybucha! Takie ‘wybuchy gorą-

BRAT MNIEJSZY KAPUCYN Wiesław Block OFMCap

cej wiosny’ zna religia i Kościół. Wcześniej czy później, jest zwycięstwo! Przez krzyż i mękę wszedł Chrystus do chwały. Tak samo przez krzyż i mękę wchodzi Kościół do chwały. Jest on przecież żyjącym na ziemi Chrystusem, który przeszedł przez wielkie tajemnice męki, bólu i cierpienia, ale ostatecznie – zwyciężył!”.

Taki właśnie Kościół trzeba nam kochać. A co znaczy kochać Kościół? „Kochać Kościół to znaczy więcej niż wiernie mu służyć – odpowiada ks. Wyszyński. – Miłość jest czymś ponadto: jest ona zjednoczeniem się w jedno, jest nieustanną troską, współczuciem, lękiem, ofi arą, wyrzeczenie się siebie, wydaniem siebie, poświęceniem siebie tak, jak ‘Chrystus umiłował Kościół i wydał za niego samego siebie, aby go uświęcić’ [...]. Kochać Oblubienicę Chrystusową, Kościół, to znaczy wszystko czynić, by ona wzrastała, choćbym ja miał się umniejszać. To znaczy osłaniać ją przed każdym ciosem, choćby miał on nas ugodzić, przed każdą szkodą, choćby własnym kosztem. […] Kochać Oblubienicę Chrystusową, Kościół, to znaczy wierzyć w ostateczne jego zwycięstwo, nie zwątpić weń, choćby wszyscy w łodzi krzyczeli: ‘Panie, ratuj, bo giniemy’. Nie zapomnę nigdy, że to Chrystus, a nikt inny, pod koniec sądzić będzie żywych i umarłych; że to Kościół, a nikt inny, wytrwa ‘aż do skończenia świata’, i że z nami jest Chrystus. Gorąco pragnę, by wzrastało we mnie wielkie uczucie miłości dla Kościoła, Oblubienicy Chrystusowej i mojej Oblubienicy” – mówił Wyszyński.

Niech jego pragnienia będą również naszymi pragnieniami.  Franciszek z Asyżu cenił, szanował i wielokrotnie okazywał swoją wdzięczność Bogu za Kościół, kapłanów oraz sakramenty. W Testamencie mówił: „Pan dał mi i daje tak wielką wiarę do kapłanów, którzy żyją według zasad świętego Kościoła Rzymskiego ze względu na ich godność kapłańską, że chociaż prześladowaliby mnie, chcę się do nich zwracać. I chociaż miałbym tak wielką mądrość jak Salomon, a spotkałbym bardzo biednych kapłanów tego świata, nie chcę wbrew ich woli nauczać w parafi ach, w których oni przebywają. I tych, i wszystkich innych chcę się bać, kochać i szanować jako moich panów. I nie chcę dopatrywać się w nich grzechu, ponieważ rozpoznaję w nich Syna Bożego i są moimi panami. I postępuję tak, ponieważ na tym świecie nie widzę niczego wzrokiem cielesnym z Najwyższego Syna Bożego, tylko Jego Najświętsze Ciało i Najświętszą Krew, które oni przyjmują i oni tylko innym udzielają”.

Jak widać, spotkanie z przedstawicielami Kościoła nie zawsze było dla niego pozytywnym doświadczeniem. Ludzka słabość, tym bardziej była bolesna, iż objawiała się w tych, którzy z urzędu powinni godnie reprezentować Chrystusa na ziemi. Testament mówi o trzech grupach kapłanów, w relacji do których Franciszek okazuje zawsze cześć i szacunek.

Pierwsza grupa została opisana w sposób bardzo pozytywny: to ci, którzy żyją według zasad Kościoła katolickiego. Kapłani wierni kościołowi i wypełniający z oddaniem swoje powołanie. Owi słudzy ołtarza czasami mogli potraktować Franciszka na równi z heretykami, tym bardziej, że w swoim zewnętrznym wyglądzie nie różnił się od nich niczym.

Druga grupa kapłanów została opisana w kontekście mądrości biblijnego króla Salomona. To biedni kapłani, wydaje się jednak, iż ich ubóstwo to nie tylko ubóstwo materialne, ale przede wszystkim intelektualne. Również ich Franciszek chce szanować, i nie chce nauczać w ich parafi ach bez ich wiedzy i zgody.

Trzecia grupa, nazwana została ogólnym wyrażeniem „wszyscy inni”, i w nich Franciszek nie chce dopatrywać się grzechu. W kościele średniowiecznym nie zawsze życie moralne kapłanów było na najwyższym poziomie. Ruchy heretyckie głosiły hasła, iż sakramenty sprawowane przez kapłana żyjącego w grzechu nie są ważne. Franciszek, dzięki otrzymanej łasce wiary, również wobec tej grupy kapłanów zachowuje tę samą postawę szacunku i czci: „kochać i szanować jako moich panów”.

Okazywanie czci i poddania wobec wszystkich kapłanów, może być zrozumiałe tylko w świetle daru wiary w obecność Chrystusa w swoim Ciele i w swojej Krwi. Franciszek, jakby stawia sobie i swoim braciom retoryczne pytanie: czy wolno im osądzać i odrzucać tych, których sam Bóg nie odrzuca i każdego dnia poprzez ich posługę schodzi na ołtarz. W kontekście tak wielkiej opozycji, a czasami nawet agresywnej reakcji ze strony ruchów heretyckich, dar wiary wprowadza młodziutkiego Franciszka w samo serce tajemnicy Kościoła jaką jest sakramentalna obecność Chrystusa pośród swego ludu. 

This article is from: