7 minute read

Przejść samego siebie. Męskość w drodze

Rozmawiała: Elwira Liegman

Advertisement

ZDJĘCIA: ARCHIWUM PRYWATNE SEBASTIANA FIRKA

Sebas an Firek, mężczyzna nietuzinkowy. Podróżuje, maluje, pisze ikony, odnawia zabytki. Sam mówi o sobie, że jego największym talentem jest naprawianie. Począwszy od samego siebie, przez relacje międzyludzkie, a na majsterkowaniu kończąc. W tej rozmowie spotkamy się na szlaku w drodze do męskiego serca.

Sprawdziłam. Od Twojego domu do Medjugorie, biorąc pod uwagę główne trasy, jest około 1000 km. To 2 razy tyle ile ma najdłuższy odcinek pieszej pielgrzymki z Helu do Częstochowy. Dlaczego poszedłeś pieszo do Medjugorie? Po co?

Na podjęcie decyzji o pielgrzymowaniu złożyło się kilka spraw. Przede wszystkim zrodziło się we mnie pragnienie samotnej, pieszej wędrówki, jak za dawnych czasów. Tak, jak mnisi podążający samotnie do wybranego świętego miejsca. Bez pieniędzy, wygód, zdając się na łaskę Pana i dobroć ludzi. Poszedłem z intencją dziękczynną za życie, które Bóg na nowo mi ofi arował oraz o pokój. Szczególnie ten w sercach ludzkich. Po powrocie do domu uświadomiłem sobie, że spełniłem swoje dziecięce marzenie o odkrywaniu nowych miejsc, poznawaniu ludzi, mierząc się z tym, co jest nieprzewidywalne, powoduje „gęsią skórkę”, a co jest niesamowitą przygodą tak, jak w powieściach Alfreda Szklarskiego o Tomku Wilmowskim. Celem było spotkanie z Matką Bożą. Kobietą. Mogłeś obrać inny cel. Domyślam się, że w drodze po męstwo to nie przypadek (każdy mężczyzna, nawet sam Bóg przyszedł na świat przez kobietę).

Zdecydowanie tak. Jestem przekonany, że w życiu nie ma przypadków. Pierwotnie, kiedy szukałem kierunku, przyszedł mi do głowy najbardziej znany szlak pielgrzymkowy św. Jakuba – Santiago de Compostela. Wewnętrzny głos podpowiadał, że tam jest zbyt… „tłoczno”. Kilka usłyszanych historii od znajomych m.in. o nawróceniach, objawieniach, pielgrzymkach do Medjugorie pomogły wybrać mi drogę do Matki Bożej Pokoju w Bośni i Hercegowinie.

W tym przypadku sama droga także była celem?

Teraz widzę, że tak. Matka Boża chciała nauczyć mnie w drodze właśnie… pokoju! Teraz nabiera to całkiem nowego wymiaru. Zmierzałem do Maryi, Kobiety... W męskiej drodze do

Po dotarciu do celu

przemiany to Prawdziwa Kobieta pociąga, czy też przyciąga mężczyznę… do wyruszenia w drogę, w nieznane z samym sobą. Z całym dobrodziejstwem inwentarza. W głąb siebie. Motywuje do podjęcia trudu, zmagania się ze strachem, obawami, bólem i cierpieniem fi zycznym, słabościami, „demonami przeszłości”, jak i grzechami – m.in. oczernianiem, złorzeczeniem czy ocenianiem innych ludzi.

Droga powoli obdzierała mnie również z poranionej, chorobliwej „męskiej dumy”. Z samolubstwa, poczucia samowystarczalności i egoizmu. Bólem większym od fizycznego stóp, kręgosłupa, czy ramion, było… proszenie o pomoc. O jedzenie, o nocleg, o wskazanie drogi. Uczyło pokory.

Co jadłeś, gdzie spałeś? Co było najtrudniejsze?

Dopóki miałem skromny „budżet” – 50 zł i 50 € sam kupowałem jedzenie. Wszystko się zmieniło, kiedy wydałem ostatnie pieniądze. Wtedy zmagałem się z głodem i ciągłym, nieustającym bólem fi zycznym. Trudną, ale bardzo cenną naukę otrzymałem, kiedy zacząłem prosić o pomoc. Napotkani, życzliwi ludzie ofi arowywali mi jedzenie, picie i nocleg. Nieraz otrzymywałem takie rarytasy-niespodzianki, których nie mogłem sobie wyobrazić przed pielgrzymką.

W mojej pamięci i sercu mam tych wszystkich, którzy mi pomogli – chociażby młodego chłopaka na Węgrzech, który pomimo wczesnej pory dnia, o 6 rano w okresie wakacji, przybiegł do mnie z reklamówką jedzenia. Siostra zakonna, która podarowała mi kanapki i poczęstowała przepyszną czarną kawą w Chorwacji, czy pewien muzułmanin w górach Bośni, który podarował mi regionalne danie. w stodole, na trawniku obok stacji paliw, w budzie na targowisku, w użyczonej kabinie „tira”, czy na cmentarzu. W takich momentach ważne było, abym mógł w miarę spokojnie odpocząć. Reszta nie miała znaczenia.

Na czym polega zmaganie mężczyzny w drodze? Bezsprzecznie taki wysiłek kształtuje charakter.

Namacalnym było zmaganie z cierpieniem fi zycznym. Ból cielesny wzmagał negatywne i uporczywe myśli typu „po co Ci to?”, „co chcesz udowodnić?”,

Poszedłem z intencją dziękczynną za życie, które Bóg na nowo mi ofi arował oraz o pokój. Szczególnie ten w sercach ludzkich.

W każdym dniu wędrówki Bóg zsyłał mi prawdziwych Aniołów. Nie spodziewałem się, że w znacznej mierze będę spał w czystej pościeli – w hostelu, w klasztorze mnichów ortodoksyjnego Kościoła serbskiego, czy w zamkowym motelu. Były miejsca, gdzie spałem „daj sobie spokój”, „kup bilet i wracaj”, „nie wygłupiaj się”. Do tego, o czym już wcześniej wspomniałem, dochodziła walka z samym sobą – z rezygnacją i poddaniem się. Co ciekawe, trudno było mi opuszczać serdecznych i dobrych ludzi oraz miejsca, w których otrzyma-

Przekroczyłem ostatnią granicę tej wędró wki, granicę swoich możliwości, słabości i siebie samego...

łem ciepły posiłek, pokój z czystą pościelą, czy nawet pieniądze na dalszą drogę. To rozleniwiało. Kusiło porzuceniem pierwotnego pragnienia pielgrzymowania i obranego celu, w zamian za zwiedzanie i potraktowanie drogi jak wycieczki „krajoznawczej”. Nie takie pragnienie było moją motywacją, żeby pójść do Medjugorie.

W wielu plemionach na świecie istnieje rytuał przejścia. Wyraźny moment, w którym chłopiec staje się mężczyzną. Np. amazońscy Indianie przechodzą bolesny rytuał inicjacji, by stać się prawdziwymi wojownikami. Twoja droga, ból, z którym się zmagałeś, strach, to symbole przejścia? Przeszedłeś samego siebie?

Zdecydowanie tak. Śmiało mogę powiedzieć, że przeszedłem siebie samego. Takim dobrym przykładem był strach, który od początku mi towarzyszył, a który przybrał formę niedźwiedzia. Z zaczerpniętych informacji o zagrożeniach w drodze, zapamiętałem możliwe niebezpieczeństwo spotkania właśnie jego, w słowackich lasach. Tego obawiałem się najbardziej. Idąc główną, leśną drogą, szlakiem w górę, przyszedł strach. Szedłem i nie mogłem się modlić, nie mogłem się skupić. Nic nie przynosiło spokoju. Strasznie się bałem, a okolica akurat sprzyjała spotkaniu leśnego drapieżnika. Była cisza, przeszywająca i niespokojna. Kuśtykałem pełen obaw. W pewnym momencie stanąłem i powiedziałem do Boga – „Boże… jak nagle z zarośli wyjdzie niedźwiedź, to ja nie mam sił na ucieczkę. Proszę Cię, nie rób sobie «jaj», ok? Naprawdę nie mam sił”. I poczułem ulgę. Ciśnienie zeszło i podreptałem dalej. Strach, jak i „niedźwiedź”… odeszli.

Patrząc z perspektywy czasu, wspominając momenty, w których nie miałem sił i chciałem się poddać, jedynym ratunkiem była modlitwa. Świadomość obecności Boga i Maryi, jako towarzyszy mojej drogi. Odmawiałem „pompejankę”. W chwilach wyczerpania wchodziłem do kościoła i po odmówieniu różańca ból mijał i w trudny do wyjaśnienia sposób otrzymywałem siły do pokonania kolejnych kilometrów. Doświadczyłem ogromnej siły modlitwy różańcowej.

Jak być wojownikiem, obrońcą, zdobywcą, opiekunem, mężem w dzisiejszych czasach? Twoja droga Ci to pokazała?

Nie mam gotowej recepty w formie jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie. Droga to ruch, działanie, bardzo siebie. W znacznej mierze przypomina to ćwiczenia, a w nich zawiera się odkrywanie i umacnianie męskiego serca. Męskiej siły, która jest zdolna walczyć o dobro, ochraniać słabszych, zdobywać, opiekować się, być mężem, a przede wszystkim ojcem. Prawdziwa męskość zawiera się w ojcostwie. Niezależnie od roli jaką możemy jako mężczyźni przybrać. Czy jako kapłan, zakonnik, kawaler, czy mąż. Odkrywam, że do tego powołał nas – mężczyzn – Bóg. Do ojcostwa. Najpierw potrzeba podjąć decyzję kim chcę być. Kim chcę się stać. Dokąd chcę dojść? Jakim chcę być mężczyzną?

Droga powoli obdzierała mnie również z poranionej, chorobliwej „męskiej dumy”. Z samolubstwa, poczucia samowystarczalności i egoizmu. Bólem większym od fi zycznego stóp, kręgosłupa, czy ramion, było… proszenie o pomoc. O jedzenie, o nocleg, o wskazanie drogi. Uczyło pokory.

często nie z brakiem, a pomimo bólu i cierpienia. Z niepewnością, niewiadomą, czy niechęcią. Jest również ogołoceniem ze złudzeń, prowokuje do stanięcia w prawdzie, a nawet wyzwala łzy, które oczyszczały moje serce i przynosiły ulgę. Prawdziwy mężczyzna potrafi płakać i nie wstydzi się tego.

Bycie i życie jak prawdziwy mężczyzna to przede wszystkim decyzja wejścia na drogę ku męskości. Świadomość tego kim dzisiaj jestem, jaki jestem, jakie mam słabości, gdzie niedomagam i tutaj mam do wykonania zadanie zmiany. To jakie mam dobre strony, silne cechy, w czym jestem mocny, co mam dodatkowo umacniać. Pokochać i zaakceptować Jakim ojcem? Pielgrzymka pokazała mi, jak to rzekł Chrystus do św. Pawła, „wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali” [2Kor 12,9].

Jesteś artystą, więc nie mogę o to nie zapytać… Gdybyś miał namalować jeden obraz z tej lekcji w drodze, co by się na nim znalazło?

Zdecydowanie niedźwiedź (śmiech). W najbliższym czasie mam plan namalowania ikony mnicha Kościoła prawosławnego – św. Serafi na z Sarowa, który na swojej drodze duchowej doszedł do takiego poziomu, że karmił z ręki leśnego niedźwiedzia. Jest jeszcze obraz,

który mam w głowie: idący wędrowiec z różańcem w ręku i ikoną Matki Boskiej Częstochowskiej, w towarzystwie przyjaznego niedźwiedzia. Czeka na zrealizowanie. Wyraźnym wspomnieniem, obrazem w mojej głowie jest także rzeźba Matki Bożej, której oczy są niesamowite, ponieważ wyglądają jakby odbijało się w nich całe niebo. Figura stoi we franciszkańskim kościele Trójcy Przenajświętszej w Slavonskim Brodzie na granicy Chorwacji z Bośnią i Hercegowiną.

Osiągnąłeś cel. Doszedłeś do Medjugorie. Kim się stałeś dzięki temu wyzwaniu?

Moja droga do męskości, do ojcostwa trwa. Nie zakończyła się, a zaczęła. Pielgrzymka była wstępem, lekcją pokazową, ćwiczeniem. Mam poczucie, że swoistą „rozgrzewką” i przygotowaniem do tego, co planuje Bóg w moim życiu. Na pewno mam więcej odwagi, więcej łaski wiary. Bóg nie jest sędzią, a obecnym, żywym Ojcem, który jest obok. Jest przyjacielem. Dzięki przeżytym doświadczeniom, stałem się bardziej otwarty na ludzi, zmieniłem podejście i uważam, że ludzie nie są z natury źli. Działają poprzez swoje doświadczenia i przekonania. Otrzymałem również wiele dotkliwych lekcji pokory, wyrozumiałości, cierpliwości i męstwa. Nadal uczę się proszenia o pomoc, „schodzenia z piedestału” samowystarczalności i egoizmu. Jestem ciągle w drodze. 

This article is from: