9 minute read
Kościół jest święty
Rozmawiał: Andrzej Zając OFMConv
Rozmowa z ks. prof. Robertem Woźniakiem, dogmatykiem, o Kościele, jego świętości, działaniu Boga w nim i perspektywach na przyszłość.
Advertisement
Ks. prof. Robert Woźniak z ówczesnym gwardianem franciszkanów, o. Piotrem Bieleninem, podczas odsłonięcia ławki papieża Benedykta XVI na placu franciszkańskim w Krakowie w kwietniu 2020 r.
C Ą FOT. A. ZAJ
Wyznając wiarę, mówimy, że Kościół jest święty. Jest święty, a tyle w nim grzechu. Jak rozumieć to napięcie między świętością a grzesznością Kościoła?
Można je rozumieć na wielu płaszczyznach. Przede wszystkim właśnie jako napięcie. Napięcia – jak zauważył Romano Guardini – charakteryzują życie i jego dynamikę. Napięcia pozwalają nam pozostawać w ciągłym ruchu, doskonalić się. Podstawowe napięcie, jakie charakteryzuje życie Kościoła to istnienie między grzechem i świętością, ruch od śmierci do życia, od zła do dobra, od życia marnego do szlachetnego i wypełnionego dobrymi czynami. Pamiętajmy jednak, iż choć dobro stanowi istotny wymiar świętości, to jednak ona nie ogranicza się jedynie do dobrego życia. Świętość to relacja ze świętym. Świętość nie rodzi się z naszych dobrych czynów, ale z tego, co Bóg robi dla nas. To Jego świętość i działanie są źródłem naszej świętości i dobrego życia. Kościół jest zatem święty przede wszystkim dlatego, że Bóg cały święty nie opuszcza go nigdy. Świętość Kościoła polega na tej Jego obecności z nami. Nasza świętość jest raczej czymś, co się nieustannie staje niż czymś, co już trwale posiadamy. Kościół pod tym względem jest jak szkoła i szpital: przyjmuje on w sobie grzesznika, aby dzięki kontaktowi z Bogiem mógł powoli wzrastać. Czasami to wzrastanie trwa bardzo długo i wymaga wiele cierpliwości, rodzi się w bólu i cierpieniu. Niektórych to gorszy, innych zniechęca. Poza tym, może nam się często wydawać, że w Kościele jest więcej grzechu niż świętości. To jednak nie jest prawdą. Dzisiaj niestety wolimy zwracać uwagę na zło. Zobaczyć zło w Kościele jest dosyć łatwo, ponieważ z natury rzeczy gromadzi on grzeszników. Zobaczyć w nim dobro, wymaga wiary i zdecydowanej postawy walki o każdego, postawy, która nie tylko ocenia, ale gotowa jest oddać życie za drugiego. Adhortacja apostolska Amoris lae a o miłości w rodzinie wywołała falę krytyki i zamieszania. Czy jest powód do niepokoju? Jak Ksiądz Profesor widzi ten dokument?
Każdy tekst jest otwarty na interpretację, która może być życzliwa lub nie, nie tyle ze względu na obłożone wielu warunkami potencjalne dopuszczenie rozwodników w powtórnych związkach do sakramentów, ale dzięki wyraźnemu zaproszeniu do duszpasterstwa towarzyszenia ludziom. Kościół nie tylko naucza i sprawuje sakramenty, ale także ma towarzyszyć człowiekowi, który na
obiektywna lub stronnicza. Amoris ukazała się akurat w takim czasie, w którym coraz wyraźniej ujawnia się podział istniejący w Kościele. Stąd mamy różne interpretacje. Dla mnie adhortacja papieża Franciszka jest przełomowa takie towarzyszenie się otwiera, który go potrzebuje. Towarzyszenie duchowe może zostać zaproponowane każdemu człowiekowi dobrej woli. Nie ulega wątpliwości, że może ono okazać się pomocne na drodze zbliżenia się do Boga
Kościół nie tylko naucza i sprawuje sakramenty, ale także ma towarzyszyć człowiekowi, który na takie towarzyszenie się otwiera, który go potrzebuje. Towarzyszenie duchowe może zostać zaproponowane każdemu człowiekowi dobrej woli.
i wewnętrznej przemiany człowieka. Pomagając w rozwoju życia duchowego, modlitwy i lepszego zrozumienia woli Bożej, przygotowuje ono do konkretnych decyzji. W przypadku związku niesakramentalnego może chociażby pomóc w podjęciu decyzji o życiu w czystości, zgodnie z zaleceniem Jana Pawła II. Kościoła. Tylko z perspektywy takiego prymatu, człowiek może zająć należne mu miejsce. Wielkim zadaniem jest powiązanie nastawienia kontemplacyjnego, teologii i duszpasterstwa, które to powiązanie pozwala na lepsze i bardziej skuteczne głoszenie prawdy i świadectwo chrześcijańskie. Praca nad wspóldiagnozują stan Kościoła, ale również i stan ducha naszych czasów w ogóle. Nie wolno nam zapominać, iż nowożytność traktowała Kościół często jako jednego z głównych wrogów. Nie mówię tego po to, żeby narzekać i egzorcyzmować nowożytne podejście do rzeczywistości, ale po prostu by stwierdzić fakt.
Prawdziwe ikony Boga to nie obrazy na desce, ale ludzie przemienieni przez Chrystusa i Ducha Świętego na podobieństwo Boże. To Przemienienie nadaje człowiekowi pełnię człowieczeństwa.
Jakie zasadnicze problemy Kościoła – mówimy o Kościele w Polsce – widzi Ksiądz Profesor?
Jak w każdej żywej wspólnocie, również w Kościele polskim istnieje szereg problemów. Niektóre z nich wynikają z naszej historii, niektóre pojawiają się w kontekście podejmowania wyzwań chwili obecnej. Wśród istotnych bolączek naszego Kościoła trzeba wspomnieć o ciągle bardzo małym udziale świeckich w codziennym życiu i funkcjonowaniu wspólnoty, obustronnie słabych relacjach teologii i duszpasterstwa, zbyt silnych i czasami obcesowych powiązaniach ze światem polityki, dużej zdolności do dzielenia się i braku woli konsensualnego godzenia przeciwieństw, gdzie to jest oczywiście możliwe. Dużym problemem, w tym przypadku nie tylko naszym rodzimym, jest formacja do kapłaństwa. notą powinna stać się wielkim zadaniem całego Kościoła.
W ostatnim czasie dość często słyszy się o apostazji. Dlaczego ludzie decydują się na rozstanie z Kościołem?
Powody zapewne są różne. Myślę, że wiele z nich wiąże się z jednej strony z dużą nieznajomością Kościoła, z drugiej zaś z postępującą sekularyzacją, czyli stępieniem religijnego słuchu. Bywa także, że chodzi o niezgodę na jakiś aspekt życia Kościoła, czy też wprost jego całość. Ponadto przeszkodą bywa hipokryzja ludzi Kościoła, prawdziwa jak i ta domniemana. Często postawa ludzi wierzących może także utwierdzać odchodzących w ich decyzji. Tak czy inaczej, apostazja jest zawsze dramatem. Także w przypadku tych, którzy od dawna pozostawali już faktycznie poza Kościołem.
A jakie drogi wyjścia?
Klasyczne: pokorne słuchanie, szacunek i miłość do każdego, odrzucenie pokusy traktowania się jako wyjątkowych, a przede wszystkim powrót do nienegocjowalnego prymatu Boga w życiu Czy te odejścia nie mówią nam też o kondycji współczesnego Kościoła? A może bardziej o stylu jego funkcjonowania?
Pewnie trochę tak, ale pełna diagnoza jest tu dość skomplikowana. Odejścia Dawniej niezwykle istotną rolę w formacji duchowej pełniła hagiografi a. Czyli ludzkie historie. Dziś większą siłę przebicia mają ludzkie historie w telewizji, które niekoniecznie oferują przykłady do naśladowania. Czy dla historii świętych nadejdzie jeszcze czas odrodzenia?
W swojej pierwszej książce o Teresie z Lisieux, von Balthasar, wielki szwajcarski teolog, pisał, że współczesna teologia i duszpasterstwo potrzebują „transfuzji krwi z hagiografii”. Trudno o cenniejszą wskazówkę na nasze czasy. Balthasar radzi, po pierwsze, wpatrywanie się w świętych. To oni są prawdziwymi pomnikami Objawienia, w nich zawarta jest cała mądrość Pisma i Tradycji, to oni pokazują wprost boskie działanie w świecie i go dowodzą. Po drugie, Balthasar zaprasza do reformy Kościoła przez staranie się o świętość we własnym życiu. Męczące są te wszystkie diagnozy i pomysły jak uratować świat i Kościół, które nie odnoszą się wprost do tego, co najistotniejsze, czyli naszej woli bycia świętymi. Wagę świętych w ewangelizacji odkrył św. Jan Paweł II, który kanonizował całe ich setki. Osobiście marzy mi się utrzymanie tej tendencji i jedna mała zmiana: większa liczba świeckich kanonizowanych. Mamy między nami tylu „świętych z sąsiedztwa”, którzy mogą stać się pięknymi przykładami wiary, nadziei i miłości. Oni mogą nas tyle nauczyć o Bogu! Wszak, żeby jeszcze raz odwołać się do Balthasara, „miłujący wiedzą o Bogu najwięcej, teolodzy powinni się im przysłuchiwać”.
Niejednokrotnie można odnieść wrażenie, że statystyczny katolik ma wiedzę o Kościele czy duchowości na poziomie dziecka pierwszokomunijnego. Gdzie jest problem? alne. Uogólniając, mamy wielu dobrze wykształconych katechetów, którzy kochają swoją pracę i są jej oddani. Jednak wiedza teologiczna nie trzyma się ludzi. To wielka szkoda. Wiara dotyczy rozumu, jest jego aktem. Wierzyć oznacza poszu-
Śmieję się, że my Polacy mamy jakiś dodatkowy gen zwalczający poznanie religijne. Wiara dla nas oznacza uczucie, oddanie bez rozumienia. Wszelka wiedza o Bogu wydaje się tym samym podejrzana i niepotrzebna. Rzeczywiście to trochę przerażające: tyle lat katechezy i tak skąpe jej owoce, także te intelektukiwać zrozumienia, otwierając się w wolności na mądrość Boga. Wiara potrzebuje rozumu, nie po to żeby odnaleźć usprawiedliwienie, ale aby żyć. Z drugiej strony, przeżywana także w przestrzeni rozumu wiara otwiera człowieka na jedną z największych przygód życiowych, jakich można doświadczyć. Jaką rolę dla wiary pełni studium teologii, dobra lektura?
Ożywia wiarę, podsyca ją, podarowuje materiał do osobistej rozmowy z Bogiem, uczy rozmawiać o Bogu i głosić Go, posługując się zrozumiałymi argumentami. Papież Benedykt XVI, jeden z największych obrońców rozumu we współczesnym postmodernistycznym świecie, wielokrotnie przekonywał i przypominał, że religia bez rozumu narażona jest na wszelkiego typu fundamentalizmy. Chrześcijaństwo jest, twierdził, religią rozumu, prawdziwym oświeceniem.
Papież Benedykt XVI w przemówieniu do przedstawicieli wielkiej rodziny franciszkańskiej skierował dość intrygującą zachętę: „Bądźcie świadkami piękna Boga!”. Nawet nie świadkami ewangelicznego
FOT. PIXABAY.COM
Francisco de Zurbarán, Modlitwa św. Bonawentury przed wyborem papieża
życia, braterstwa, ubóstwa, ale piękna Boga. Co to znaczy być świadkiem piękna Boga?
Być świadkiem piękna Boga, to pomagać Mu czynić ludzi i świat pięknymi! Bóg jest piękny, bo wszystko czyni pięknym.
Dla Księdza Profesora teologia franciszkańska jest bliska, w końcu praca doktorska dotyczyła teologii św. Bonawentury. To wielki teolog, ale żyjący w XIII w. Czy dzisiaj ma on coś ważnego do powiedzenia nam żyjącym w XXI w.?
Świętość i mądrość zawsze są uniwersalne, także w czasie i przestrzeni. Wiele się nauczyłem od Bonawentury. Wraz z nim odkryłem Boga Ojca i to, że w chrześcijaństwie jest On absolutnie centralny, że Ewangelie należy przeczytać z perspektywy Objawienia przez Jezusa właśnie osoby Ojca. Bonawenturze zawdzięczam również odkrycie głębi pojęcia Objawienia: to on nauczył mnie, że celem Objawienia jest człowiek ukształtowany na podobieństwo Chrystusa. Trójca Święta najpełniej objawiła się w Chrystusie, Jego życiu, słowach, czynach, relacjach. To Objawienie staje się żywe w każdym, kto je przyjmuje. Prawdziwe ikony Boga to nie obrazy na desce, ale ludzie przemienieni przez Chrystusa i Du-
FOT. PIXABAY.COM
cha Świętego na podobieństwo Boże. To Przemienienie nadaje człowiekowi pełnię człowieczeństwa. W ten sposób Bonawentura odkrył przede mną zakamarki działania Boskiego, ale i głębię człowieczeństwa, w którym człowiek staje się „szczęśliwy, przekraczając siebie”. Pierwsza praca, jaką mu poświęciłem, dotyczyła natomiast pragnienia Boga. Tu Bonawentura jest zdecydowanie ważny, stawia bowiem na pragnienie Boga. Każdy może Boga pragnąć. Pragnienie otwiera serce na działanie Boże, na Jego tajemnice. Boga pragnąć może nawet człowiek niewierzący, chociaż to pragnienie jest szczególną cechą wierzących. U Bonawentury genialne jest również i to, że u niego teologia i mistyka są istotnie połączone i nierozdzielne. Nie ma teologii bez mistyki, ani mistyki bez teologii. Wszystko staje się częścią przygody wiary, tej wielkiej podróży umysłu w kierunku Boga. Na koniec poproszę jeszcze o krótkie życzenia czy słowo przesłania dla czytelników Posłańca.
Życzę Wam radości i szczęścia płynących z relacji z Bogiem. No i wielu dobrych lektur w Posłańcu. Nie poddawajmy się wszędobylskiemu pesymizmowi, bo Pan jest zawsze blisko i „pozwala się znaleźć tym, którzy Go szukają”!