8 minute read

Wenanty Katarzyniec oczami św. Maksymiliana

Piotr Bielenin OFMConv

Advertisement

„Mówią, że dzisiaj świętych nie ma albo że gdzieś do Francji albo do Włoch trzeba się wybrać, aby spotkać się z ludźmi, których jeszcze za życia świętymi i nie bez przyczyny zowią. Nieprawda – dość bacznie rozglądnąć się dookoła siebie i zbliżyć się do ludzi, a przyznać wypadnie, że i na naszej polskiej ziemicy żyją dusze, noszące na sobie żywy obraz Boga. Miałem i ja szczęście poznać taką duszę i, choć nie było mi dane dłużej z nią obcować, wywarła ona jednak na mnie wrażenie niezatarte, a jest to o. Wenanty Katarzyniec, franciszkanin” – tak św. Maksymilian pisał w „Kalendarzu Rycerza Niepokalanej” z roku 1925 przedstawiając następnie czytelnikom sylwetkę zmarłego 31 marca 1921 r. w opinii świętości współbrata.

Przelotnie spotkali się po raz pierwszy w roku 1908, kiedy Józef Katarzyniec przyjechał do lwowskiego klasztoru prosić o przyjęcie do zakonu franciszkańskiego, a Rajmund Kolbe był uczniem Małego Seminarium OO. Franciszkanów we Lwowie. Dłuższy czas mogli spędzić ze sobą w Kalwarii Pacławskiej w roku 1912. Rajmund, teraz już br. Maksymilian, właśnie skończył szkołę średnią, Józef, a w zakonie br. Wenanty, był studentem teologii w Wyższym Seminarium Duchownym OO. Franciszkanów w Krakowie.

Przyjaźń

Tak wspomina te spotkania o. Kolbe: „Po raz pierwszy ujrzałem śp. o. Wenantego jako aspiranta przy kamiennym stole w alei ogrodu klasztoru lwowskiego. Uderzała jego skromność i pewna nieśmiałość. Następnie spotkałem go jako teologa krakowskiego na wakacjach w Kalwarii Pacławskiej. Robił wrażenie zakonnika wyjątkowo wyrobionego duchowo. Bardzo pokorny, kochający modlitwę i pracowity”. Był to początek pięknej przyjaźni, choć posłuszeństwo zakonne nie pozwoliło im już nigdy dłużej przebywać ze sobą w jednym klasztorze. Maksymilian został wysłany na studia do Rzymu, a Wenanty kontynuował naukę w Krakowie i w roku 1914 r. przyjął święcenia kapłańskie. Po wybuchu I wojny światowej został wysłany do pracy parafi alnej w Czyszkach koło Lwowa, a już rok później został skierowany do Lwowa jako magister nowicjatu. Maksymilian spędził czas wojny we Włoszech i wrócił do Polski dopiero w na koniec lipca 1919 r. W czasie pobytu w Rzymie założył Rycerstwo Niepokalanej, które starał się gorliwie rozwijać także w Polsce. Od początku istotna była tu rola o. Wenantego, który rozumiał i w pełni popierał ideały Rycerstwa Niepokalanej, świadomy, że wpisują się one nie tylko w tradycję, ale i zadania zakonu franciszkańskiego. Był tego świadomy o. Maksymilian i tak o tym zaświadcza w szkicu artykułu o o. Wenantym: „Rozumiał dobrze, jaką doniosłość ma w naszym Zakonie sprawa Niepokalanej, która jak złota nić wije się od kolebki naszego Zakonu przez całych siedem wieków prac [dla sprawy] przywileju Niepokalanego Poczęcia, prac ukoronowanych ogłoszeniem dogmatu. Pojmował dobrze, że odniesione zwycięstwo trzeba wyzyskać, że zdobywszy broń trzeba wyruszyć na zdobycie dusz dla Niepokalanej. Wpisawszy się więc do MI, założył koło MI na nowicjacie wśród kleryków i braci oraz myślał nad rozszerzeniem akcji pomiędzy świeckimi, ale choroba mu na to nie pozwoliła”.

O. Wenanty umiera 31 marca 1921 r. w wieku zaledwie 31 lat. Podczas pogrzebu, który odbył się dwa dni później, mieszkańcy Kalwarii są przekonani, że żegnają świętego. Niestety, o. Maksy-

milian o śmierci przyjaciela dowiaduje się zbyt późno i nie może uczestniczyć w jego pogrzebie. Podziela jednak pogląd o świętości zmarłego zakonnika. Zaledwie trzy tygodnie po jego śmierci poleca rozpocząć gromadzenie wspomnień o nim i zapowiada opracowanie jego biografii. Chce, aby życiorys powstał w wakacje roku 1922. Niestety, nie udaje się to i z czasem, pochłonięty rozwojem Rycerstwa i wydawnictwem, myśli o tym, by życiorys napisał ktoś inny. Biografi a zostaje wydana dopiero w Niepokalanowie w roku 1931.

Wstawiennictwo

Biografi a miała dla o. Maksymiliana ogromne znaczenie także z tego powodu, że był on przekonany nie tylko o świętym życiu Przyjaciela, ale również o mocy wstawiennictwa o. Wenantego. Prawdopodobnie pierwszym doświadczeniem osobistym w tym względzie była pomoc w wydaniu pierwszego numeru Rycerza Niepokalanej. Jeszcze za życia o. Wenanty pisał do św. Maksymiliana: „Kochany Ojcze! Bardzo się ucieszyłem dowiedziawszy się, że Ojciec ma zamiar wydawać pisemko, które by było organem «Milicji Niepokalanej». Oczywiście, całą duszą jestem za tym. [...] O ile jednak rada moja na uwagę zasługiwać będzie, to oświadczyłbym się za tym, by czym prędzej przystąpić do wydawania naszego pisemka”. O. Maksymilian wspomina w swoich pamiętnikach: „Jak tu rozpocząć nowe wydawnictwo, kiedy wskutek trudności fi nansowych jedno po drugim pada. Wielu też radziło czekać i przestrzegało przed możliwym upadkiem u samego zaczątku. Rozpisałem też do poważniejszych osób z MI zapytanie, co o tym myślą. Wtedy od o. Wenantego otrzymałem te pełne otuchy słowa: «Gdyby moja rada miała coś znaczyć, to radziłbym, by co prędzej przystąpić do drukowania». Mówił też podobno kiedyś przedtem do B[...], gdy mówiono o potrzebie dobrej prasy: «Widzicie, ja już chory, ale po śmierci dużo zrobię dla Zakonu»”.

Zanim doszło do realizacji projektu pojawił się cały szereg przeszkód, w tym śmierć o. Wenantego i choroba o. Maksymiliana. O. Kolbe nie zrażał się trudnościami i kiedy ponownie znalazł się w Krakowie, przystąpił do pracy. Sprawa była pilna, bo Rycerstwo zaczęło, zwłaszcza wśród świeckich, przeżywać kryzys z powodu braku przewodnictwa i duchowej strawy. O. Maksymilian wspomina: „Tylko czasopismo mogło połączyć rozstrzelone jednostki. Z początkiem więc roku 1922 powstaje przy nadzwyczajnej pomocy Niepokalanej Rycerz Niepokalanej (przy wolnej chwili szerzej opiszę jego powstanie i rozwój, i trudności). O. Wenanty mu patronem, jak w ogóle całej sprawy nowego roku jest niemożliwe. A jeden z ojców tak się wyraził: «Gdyby miesięcznik był na styczeń, to byłby cud, a ponieważ cudu nie będzie, więc i na styczeń nie będzie». Zwracając się wówczas do kleryków, rzekłem: «Módlcie się do Matki Bożej za przyczyną o. Wenantego. Jeżeli Rycerz wyjdzie w styczniu, to będzie sprawa o. Wenantego». I – sam nie wiem, jak się to stało, ale pierwszy numer ukazał się rzeczywiście jeszcze w styczniu. Uważałem więc za miły obowiązek zamieścić w tym numerze jego podobiznę i skreślić kilka słów o nim, zaznaczając zarazem, by on był temu pismu patronem. […] Trawiony silną gorączką, leżąc bezsilny zwróciłem się do o. Wenantego: «Widzisz,

Drogi mój Współbracie w Zakonie i dzielny Szermierzu MI! Teraz, gdy już stoisz przed tronem Najwyższego i wstawiasz się za zbłąkanymi duszami, gdy słabość ciała nie stawia Ci zapory w intensywnej pracy – spojrzyj! Oto bracia Twoi urzeczywistniają Twe gorące zamiary: pisemko, któregoś tak wyczekiwał, powstaje, aby dusze dla Niepokalanej zdobywać.

wydawniczej. Po roku życia mimo wciąż rosnących trudności nie tylko nie pada, ale przy znowu niezwykłej opiece Niepokalanej i za przyczyną o. Wenantego dostaje drukarnię”. O. Kolbe dotrzymuje obietnicy i okoliczności oraz wstawiennictwo o. Wenantego opisuje dosyć szczegółowo: „Dnia 25 listopada 1921 kasa Milicji liczyła minus 40 m[arek] p[olskich]; żadnych dochodów przewidzieć nie było można, ani też liczyć na jakiekolwiek zapomogi. Wszyscy sądzili, że rozpoczęcie wydawania miesięcznika z początkiem nie ma pieniędzy na numer lutowy; jeżeli znajdzie się potrzebna suma i jeszcze zbędzie, to z tego, co pozostanie, wydrukuję twoją fotografi ę». I – nadspodziewanie, nie tylko przyszły potrzebne pieniądze, ale i nadwyżka, za którą wedle obietnicy wydrukowałem mu podobiznę z krótkim życiorysem”.

Obrazki

O znaczeniu o. Wenantego dla sprawy Niepokalanej jednoznacznie świadczy umieszczenie w pierwszym numerze

Rycerza jego krótkiej biografi i i zaznaczenia, że jest patronem nowego pisma. Co więcej, po jego nazwisku zamiast zwyczajowego skrótu OFMConv oznaczającego przynależność zakonną, o. Maksymilian umieszcza skrót MI czyli skrót Rycerstwa (Milicji) Niepokalanej. O. Maksymilian pisał: „Dnia 2 kwietnia 1921 r. na cmentarzu Kalwarii Pacławskiej świeżą usypano mogiłę: młody magister nowicjuszy, o. Wenanty, franciszkanin, wyniszczony gruźlicą płuc, żyć przestał. Zaraz powstała myśl uczczenia jego pamięci biografi ą; zanim jednak przyjdzie ona do skutku, niech mi będzie wolno skreślić o drogim Zmarłym wspomnień garstkę. […] Drogi mój Współbracie w Zakonie i dzielny Szermierzu MI! Teraz, gdy już stoisz przed tronem Najwyższego i wstawiasz się za zbłąkanymi duszami, gdy słabość Kazimierz Michalkiewicza o pozwolenie na druk kolejnej serii obrazków z podobizną o. Wenantego. O. Maksymilian dołączał te obrazki do Rycerza, a także do prowadzonej korespondencji. Pisał do o. Bronisława Strycznego: „Załączam O. Wenantego dla Ciebie, O. Gwardiana, O. Kustosza, O. Jacka i br. Piotra; niech za to wszyscy trochę wspomnień o nim prześlą”. Jemu samemu także obrazek o. Katarzyńca towarzyszył: „Powiesiłem wczoraj otrzymaną fotografi ę o. Wenantego, ale licho wyszła, bo z odbitki siatkowej”.

Przekonany o wstawiennictwie o. Wenantego, niejednokrotnie prosi o modlitwę za jego przyczyną. Składa też takie świadectwo: „Znowu o. Wenanty się przypomina, a zapomniałem już o nim. Otóż ostrze noża introligatorskiego miało pójść do wyostrzenia... wbrew oczekiwaniom za

„Wzmocnijcie ofensywę modlitwy w sprawie trzeciego Niepokalanowa. Niektórzy mówią czwartego, bo nie bez racji twierdzą, że już istnieje też Niepokalanów w niebie, gdzie gwardianem jest Niepokalana, a robotnikami o. [Melchior] Fordon, o. Wenanty [Katarzyniec], o. Alfons [Kolbe], br. Albert [Olszakowski] itd.”.

ciała nie stawia Ci zapory w intensywnej pracy – spojrzyj! Oto bracia Twoi urzeczywistniają Twe gorące zamiary: pisemko, któregoś tak wyczekiwał, powstaje, aby dusze dla Niepokalanej zdobywać i przez Jej najczystsze ręce składać w miłością gorejącym Sercu Jezusa. Spojrzyj i zajmij się nim szczerze: wymódl pomyślny rozwój i bądź mu Patronem!”.

Św. Maksymilian niestrudzenie drukował kolejne obrazki o. Wenantego. Zachowała się jego prośba do pełniącego obowiązki biskupa wileńskiego ks. bezcen zrobiono. […] – W końcu sierpnia pisałem coś o o. Wenantym; niech więc i skończę. Chodziło o ostrzenie introligatorskiego (maszynowego) noża. – Przed kilkoma miesiącami mówił pewien introligator, że taka sprawa we fabryce Sieraszewskiego kosztowała 10 000 mp i to ze względu na stałe tam uczęszczanie. Słusznie więc myślałem o 50 000, a tu 2 noże trzeba było wyostrzyć; więc 100 000 co najmniej. Pieniędzy mało i na co innego trzeba. Obiecałem więc o. Wenantemu, że jeżeli poostrzenie tanio wypadnie, to postaram się o powiększenie jego fotografi i (by je potem zawiesić – oczywiście w drukarni). Br. Albert wziął nóż i poszedł do fabryki. Wychodzę i ja ze sprawunkami do miasta i spotykam go z powrotem z nożem w ręku. – Ile wzięli? – W kantorze nic nie wzięli, a robotnikowi dałem 10 000... to jedno. Po wydrukowaniu numeru wrześniowego i drugi nóż do fabryki powędrował. I znowu to samo; kantor nic nie wziął, a robotnik (żyd) otrzymał 7000 i Rycerza. 3 Rycerze pozostało między nimi. – Cześć Niepokalanej. – A fotografi a o. Wenantego (odbitka drukarska) powędrowała do fotografa dla powiększenia”. Wszystko razem prowadziło do oczywistego wniosku, że należy podjąć starania o rozpoczęcie procesu beatyfi kacyjnego o. Wenantego. Św. Maksymilian podjął te wysiłki już w czasie misji w Japonii. Rok później, w czasie pobytu w Polsce, ma zamiar odwiedzić kurię przemyską w sprawie procesu, ale niestety do spotkania z biskupem nie doszło. Niestety, jak i w sprawie biografi i, sprawy idą dosyć ślamazarnie. O. Maksymilian jest jednak uparty. W liście do o. Floriana Koziury dopytuje się: „Czy proces diecezjalny w sprawie o. Wenantego już zaczęty? Bo co godzina bardziej się zacierają w pamięci szczegóły o nim tych, co żyją, a i jeden po drugim zstępują do grobu, zabierając ze sobą nieodwołalnie cenne zeznania, które dopiero po złożeniu ofi cjalnym pod przysięgą mogą stanowić podstawę do akcji beatyfi kacyjnej”. Dziś już mocno oczekujemy tej beatyfi kacji, ale równocześnie towarzyszy nam przekonanie o. Maksymiliana Kolbego o świętości o. Wenantego Katarzyńca. I bez wahania możemy podpisać się pod jego słowami: „Wzmocnijcie ofensywę modlitwy w sprawie trzeciego Niepokalanowa. Niektórzy mówią czwartego, bo nie bez racji twierdzą, że już istnieje też Niepokalanów w niebie, gdzie gwardianem jest Niepokalana, a robotnikami o. [Melchior] Fordon, o. Wenanty [Katarzyniec], o. Alfons [Kolbe], br. Albert [Olszakowski] itd.”. 

This article is from: