STYL ŻYCIA ▪ DOBRE WZORCE ▪
Wenanty Katarzyniec oczami św. Maksymiliana Piotr Bielenin OFMConv
„Mówią, że dzisiaj świętych nie ma albo że gdzieś do Francji albo do Włoch trzeba się wybrać, aby spotkać się z ludźmi, których jeszcze za życia świętymi i nie bez przyczyny zowią. Nieprawda – dość bacznie rozglądnąć się dookoła siebie i zbliżyć się do ludzi, a przyznać wypadnie, że i na naszej polskiej ziemicy żyją dusze, noszące na sobie żywy obraz Boga. Miałem i ja szczęście poznać taką duszę i, choć nie było mi dane dłużej z nią obcować, wywarła ona jednak na mnie wrażenie niezatarte, a jest to o. Wenanty Katarzyniec, franciszkanin” – tak św. Maksymilian pisał w „Kalendarzu Rycerza Niepokalanej” z roku 1925 przedstawiając następnie czytelnikom sylwetkę zmarłego 31 marca 1921 r. w opinii świętości współbrata.
P
rzelotnie spotkali się po raz pierwszy w roku 1908, kiedy Józef Katarzyniec przyjechał do lwowskiego klasztoru prosić o przyjęcie do zakonu franciszkańskiego, a Rajmund Kolbe był uczniem Małego Seminarium OO. Franciszkanów we Lwowie. Dłuższy czas mogli spędzić ze sobą w Kalwarii Pacławskiej w roku 1912. Rajmund, teraz już br. Maksymilian, właśnie skończył szkołę średnią, Józef, a w zakonie br. Wenanty, był studentem teologii w Wyższym Seminarium Duchownym OO. Franciszkanów w Krakowie.
Przyjaźń Tak wspomina te spotkania o. Kolbe: „Po raz pierwszy ujrzałem śp. o. Wenantego jako aspiranta przy kamiennym stole w alei ogrodu klasztoru lwowskiego. Uderzała jego skromność i pewna nieśmiałość. Następnie spotkałem go jako teologa krakowskiego na wakacjach w Kalwarii Pacławskiej. Robił wrażenie
58
zakonnika wyjątkowo wyrobionego duchowo. Bardzo pokorny, kochający modlitwę i pracowity”. Był to początek pięknej przyjaźni, choć posłuszeństwo zakonne nie pozwoliło im już nigdy dłużej przebywać ze sobą w jednym klasztorze. Maksymilian został wysłany na studia do Rzymu, a Wenanty kontynuował naukę w Krakowie i w roku 1914 r. przyjął święcenia kapłańskie. Po wybuchu I wojny światowej został wysłany do pracy parafialnej w Czyszkach koło Lwowa, a już rok później został skierowany do Lwowa jako magister nowicjatu. Maksymilian spędził czas wojny we Włoszech i wrócił do Polski dopiero w na koniec lipca 1919 r. W czasie pobytu w Rzymie założył Rycerstwo Niepokalanej, które starał się gorliwie rozwijać także w Polsce. Od początku istotna była tu rola o. Wenantego, który rozumiał i w pełni popierał ideały Rycerstwa Niepokalanej, świadomy, że wpisują się one nie tylko w tradycję,
ale i zadania zakonu franciszkańskiego. Był tego świadomy o. Maksymilian i tak o tym zaświadcza w szkicu artykułu o o. Wenantym: „Rozumiał dobrze, jaką doniosłość ma w naszym Zakonie sprawa Niepokalanej, która jak złota nić wije się od kolebki naszego Zakonu przez całych siedem wieków prac [dla sprawy] przywileju Niepokalanego Poczęcia, prac ukoronowanych ogłoszeniem dogmatu. Pojmował dobrze, że odniesione zwycięstwo trzeba wyzyskać, że zdobywszy broń trzeba wyruszyć na zdobycie dusz dla Niepokalanej. Wpisawszy się więc do MI, założył koło MI na nowicjacie wśród kleryków i braci oraz myślał nad rozszerzeniem akcji pomiędzy świeckimi, ale choroba mu na to nie pozwoliła”. O. Wenanty umiera 31 marca 1921 r. w wieku zaledwie 31 lat. Podczas pogrzebu, który odbył się dwa dni później, mieszkańcy Kalwarii są przekonani, że żegnają świętego. Niestety, o. Maksy-