SPOWIEDŹ
WYBACZENIE NAWRÓCENIE ks. Matteo Zuppi
SpowiedĹş
ks. Matteo Zuppi
SPOWIEDŹ WYBACZENIE NAWRÓCENIE
Tłumaczenie Aleksandra Bałucka-Grimaldi
Bratni Zew Wydawnictwo Franciszkanów
Tytuł oryginału: LA CONFESSIONE Il perdono per cambiare ISBN 978-88-215-6821-3 Copyright © 2010 by EDIZIONI SAN PAOLO Piazza Soncino, 5 — 20092 Cinisello Balsamo (Milano)
Copyright wydania polskiego © 2011 by Wydawnictwo OO. Franciszkanów „Bratni Zew” spółka z o.o. ISBN 978-83-7485-162-6 Wszelkie prawa zastrzeżone. Książka ani żadna jej część nie może być przedrukowywana, ani w jakikolwiek inny sposób reprodukowana czy powielana mechanicznie, fotooptycznie, zapisywana elektronicznie lub magnetycznie, ani odczytywana w środkach publicznego przekazu bez pisemnej zgody wydawcy. W sprawie zezwoleń należy się zwracać do wydawnictwa: „Bratni Zew” sp. z o.o., ul. Grodzka 54, 31-044 Kraków.
Zamówienia na książki można składać: Wydawnictwo OO. Franciszkanów „Bratni Zew” ul. Grodzka 54, 31-044 Kraków tel. 12 428 32 40, fax 12 428 32 41 www.bratnizew.pl
Adiustacja polonistyczna: Agnieszka Zalewa
Imprimi potest: L.dz. 358/2011, Kraków, dnia 14.09.2011 fr. Jarosław Zachariasz Minister Prowincjalny
WYDAWNICTWO OO. FRANCISZKANÓW „Bratni Zew” spółka z o.o. ul. Grodzka 54, 31-044 Kraków tel. 12 428 32 40, fax 12 428 32 41 www.bratnizew.pl
Spis treści 1. «Szczęśliwy ten, komu została odpuszczona nieprawość» . . 7 2. «Nie przyszedłem powołać sprawiedliwych, ale grzeszników» . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 11 3. Faryzeusz i poborca: «Boże, miej litość dla mnie, grzesznika!» . . 19 4. W środku czy na zewnątrz? . . . . . . . . . . . . 23 5. Cóż to jest prawda? . . . . . . . . . . . . . . . . . . 29 6. Ofiary czy sprawcy? . . . . . . . . . . . . . . . . . . 33 7. Wybaczyć z serca, by otrzymać wybaczenie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 39 8. «Nie sądźcie» . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 45 9. Zaginiona owca i dobry pasterz . . . . . . . . 51 10. Jeśli nie staniecie się jak dzieci… . . . . . . . 57 11. Wybaczenie, by się zmienić . . . . . . . . . . . . 61 12. «Mysterium iniquitatis»: optymizm czy nadzieja? . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 65 13. W miłości nie ma lęku . . . . . . . . . . . . . . . . 69 14. Wyrzut sumienia początek żalu . . . . . . . . 73 15. Odrodzić się . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 77 16. Strach czy obawa? . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 83 17. «Wtedy przystąpił kusiciel» . . . . . . . . . . . . 87 18. Ojciec i dwóch synów . . . . . . . . . . . . . . . . . 93 19. Żyć bez więzów . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 101
20. 21. 22. 23. 24.
Zastanowił się . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Wzruszony wybiegł mu naprzeciw . . . . . . Cielątko . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Wiele miłości, wiele wybaczenia . . . . . . . . «Misera et misericordia» Cudzołożnica . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 25. Spowiadam się Bogu Wszechmogącemu… i tobie, ojcze . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 26. Bóg zawsze wybacza? . . . . . . . . . . . . . . . .
105 111 115 119
Psalm 103 (102) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
145
127 133 141
1 «Szczęśliwy ten, komu została odpuszczona nieprawość»
«Chodźcie i spór ze Mną wiedźcie! – mówi Pan. Choćby wasze grzechy były jak szkarłat, jak śnieg wybieleją; choćby czerwone jak purpura, staną się jak wełna» (Iz 1, 18).
Czy trudno rozmawiać o naszym grzechu? Instynktownie myślimy, że tak. Ten temat wzbudza niechęć albo zwykły wstyd (swoją drogą dlaczego miałby być negatywny? Czy nie jest oznaką dyskomfortu duszy, jej wciąż żywej zdolności do reagowania? Nie pokonamy wstydu ucieczką, zobojętnieniem lub przyzwyczajeniem, lecz pojednaniem, przemianą i rzuceniem się w ramiona Ojca, aby jego miłość oczyściła serce!). Bycie zmuszonym do konfrontacji z sobą samym, i to w czyimś towarzystwie, wydaje nam się poniżeniem. Jakże pokazać się nagim, bezbronnym? Jak ujawnić najgorszą część naszej duszy, tę, którą pragniemy ukryć albo pomniejszyć? Jak zmierzyć się wobec naszego ja z zewnętrznym sądem, nieprzychylnym
—7—
i nieprzewidywalnym? W rzeczywistości «upokorzenie» przywraca nas własnemu ja, prawdziwemu, bez hipokryzji, i właśnie dlatego nas wyzwala. Być może sądzimy, że spowiedź jest niepotrzebnym aktem, ranieniem siebie samego, jakbyśmy wypowiadając grzech «tworzyli go», gdy tymczasem pozostawienie go nieokreślonym, w ukryciu, miałoby nie przynieść negatywnych konsekwencji. W gruncie rzeczy, jako dzieci pokolenia pozorów, uważamy, że to, czego nie widać, nie istnieje, lub jest mniej ważne! Czasem martwimy się najwyżej, że nasze postawy zostaną «odkryte», albo że popełniliśmy przez nie jakąś gafę, utraciliśmy zewnętrzne uznanie, któremu ostatecznie przypisujemy nadmierne znaczenie. W rzeczywistości grzech często jawi się jako «nieszkodliwy» – nie wywołuje od razu żadnej negatywnej oceny innych ani zmiany naszej roli. Co więcej, często zło uspokaja nas używając banalnej, powszechnej mentalności, jak choćby wybory i przekonania podzielane przez wielu! Czy z tego powodu nie są grzechem? Co jest dobre, a co złe? Tak naprawdę wszyscy potrzebujemy jasności. Łatwo nie zauważać konsekwencji i sądzić, że jesteśmy w stanie i możemy je kontrolować. A przecież grzech nie staje się przez to mniej prawdziwy! W rezultacie przywiązujemy wagę do «wykroczeń» albo uczynków, które tak naprawdę wobec sądu Bożego i prawdziwych skutków dla nas samych mają naprawdę małe znaczenie! I vice versa! Grzech nie jest gafą, czego akurat tak się obawiamy i przez co bardzo cierpimy! Jezus jest wolny od typowego osądzania, spogląda głębiej, ponieważ kocha
—8—
serce! A grzech z pewnością nie jest formalnym problemem, lecz porozumieniem się ze złem. Niezbyt obawiamy się zła, skoro uważamy, że może pozostać w nas bezczynne i możemy nie stawić mu czoła. Wolimy interpretować nasz grzech, czynić go przedmiotem dyskusji, również publicznej, tak jak wiele aspektów naszego życia, jakby był cechą, manifestacją tego, jacy jesteśmy, czymś do zrozumienia, z pewną dozą narcystycznej przyjemności tak wyraźnie obecnej w tym, co nas dotyczy. Czymś, co trzeba zrozumieć i koniec, ponieważ problemem jestem ja i moje osobiste zadowolenie. Tylko że duszy to nie wystarcza! Przeraża nas stanięcie przed Bogiem, Jego sądem, a więc i samym sobą. A tymczasem na tym polega słodka propozycja spowiedzi. Ci, którzy ostatecznie uważają się za sprawiedliwych, widzą w niej niepotrzebny lub zbyt wymagający wysiłek. Łatwo czuć się «w porządku» – wystarczy dać posłuch przekonującemu głosowi własnej dumy, instynktownej obronie naszego ja, rozczulać nad trudnościami, czuć się ofiarą. Sprawiedliwy nie prosi o wybaczenie, nie ma problemu grzeszników szukających zbawienia. Ten, kto uważa się za sprawiedliwego, zdaje się na gloryfikację ja, indywidualnego trudu własnych poświęceń, prawa, dla którego liczy się bycie sobą, które wszystko usprawiedliwia. W rzeczywistości cierpi, gdyż zawsze osądza się sam. Grzesznik przeciwnie! Pozostaje mu tylko powierzyć się miłosierdziu, a dzięki temu odnaleźć zaskakującą i zdumiewającą miłość. Jest szczęśliwy, gdyż odpuszczono mu nieprawość!
—9—
2 «Nie przyszedłem powołać sprawiedliwych, ale grzeszników»
Łatwo myśleć, że jest się sprawiedliwym albo dobrym z natury. Wystarczy uważać, że jesteśmy w porządku, ponieważ nikt nie może nam niczego zarzucić; bo nie zrobiliśmy tego naumyślnie; bo my jesteśmy regułą i poszliśmy za głosem serca! A dlaczego to miałoby nas ochronić? Sprawiedliwy ma o sobie wysokie mniemanie i nie konfrontuje się ze straszliwą zdolnością do czynienia zła obecną w jego życiu; myśli, że wystarczy się kontrolować, podczas gdy problemem jest miłość. W rzeczywistości boimy się zadawania sobie pytań i rozpoznania grzechu, gdyż musielibyśmy skonfrontować się z otchłanią w naszym wnętrzu. Nie powinniśmy bronić się przed innymi, lecz przed nami samymi! Rzeczywiście to prawda, że potrafimy dostrzec źdźbło w oku brata, ale nie belkę w swoim! Dlaczego? Bo instynktownie sądzimy, że jesteśmy dobrzy i poszukujemy zła poza nami, podczas gdy zaślepiają nas usprawiedliwienia, absurdalna pycha niewinności. Sprawiedliwy jest więźniem swoich wymówek oraz idei doskonałości odległej od tej głęboko ludzkiej
— 11 —
z Ewangelii. Nie może uznać porażki grzechu, gdyż ukazałaby mu się jako wyrok, utrata tego, co z trudem osiągnął. Dla Jezusa prawdziwym wyrokiem jest niechęć przyjęcia pomocy, hipokryzja, oziębłość ze strachu albo głupiej arogancji. W rzeczywistości gorzkie zdziwienie Nikodema, człowieka uczciwego, poszukującego, który zadaje Jezusowi pytanie o całe nasze życie («jakżeż może się człowiek narodzić będąc starcem?») ukazuje, że samemu nie mamy szans, że możemy ze smutkiem uciec od siebie, ponieważ nie potrafimy znaleźć rozwiązania dla obiektywnej starości i nieuchronnego grzechu. Tylko hojny wiatr Ducha, który wieje tam, gdzie chce, może sprawić, że człowiek naznaczony grzechem narodzi się na nowo, gdyż w przeciwnym razie musiałby odejść, jak wykonawcy wyroku śmierci na cudzołożnicy, poczynając od najstarszych. Kiedy zaczynamy spoglądać wewnątrz nas samych, dostrzegamy otchłań naszego serca i wolimy od razu zwrócić uwagę na źdźbło w oku brata. Jezus spotyka wielu «sprawiedliwych». To faryzeusze, którzy osądzają wszystko i wszystkich. Prawdopodobnie sami są targani wątpliwościami, ale ukrywają je, tak jakby biel grobu mogła unieszkodliwić śmierć albo hipokryzja była lekarstwem. Człowieka sprawiedliwego, który mówi, że od młodości zachowywał wszystkie przykazania, na pewno w poszukiwaniu doskonałości, Jezus prosi o wolność zostawienia wszystkiego i pójścia za Nim, wolność, na którą może zezwolić jedynie miłość, nie żadne prawo, i uczynić ją realną. To właśnie przeraża człowieka, który wobec tej propozycji («Wtedy Jezus spojrzał z miłością na
— 12 —
niego i rzekł mu», Mk 10, 21) okazuje przywiązanie do swych dóbr. Miłość ujawnia nasz grzech, odsłania współwinę, oziębłość, które w innym przypadku pozostają ukryte, usprawiedliwione, choć obecne. Rozumiemy nasz grzech tylko stając przed Panem, Jego miłością, Jego prośbami. Gdy wybierał się w drogę, przybiegł pewien człowiek i upadłszy przed Nim na kolana, pytał Go: «Nauczycielu dobry, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne?» Jezus mu rzekł: «Czemu nazywasz Mnie dobrym? Nikt nie jest dobry, tylko sam Bóg. Znasz przykazania: Nie zabijaj, nie cudzołóż, nie kradnij, nie zeznawaj fałszywie, nie oszukuj, czcij swego ojca i matkę». On Mu rzekł: «Nauczycielu, wszystkiego tego przestrzegałem od mojej młodości». Wtedy Jezus spojrzał z miłością na niego i rzekł mu: «Jednego ci brakuje. Idź, sprzedaj wszystko, co masz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną!». Lecz on spochmurniał na te słowa i odszedł zasmucony, miał bowiem wiele posiadłości (Mk 10, 17-22). «Nauczycielu dobry, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne?» (Mk 10, 17). Człowiek oczekuje szybkiej odpowiedzi, jak nasze pokolenie, w którym jest tyle niecierpliwości, gdyż chce uniknąć wysiłku poszukiwania, docierania do głębi. Zdaje sobie sprawę, bardzo osobiście, prawdziwie, po ludzku, ze swojej kruchości, z tego, że nie jest wszechmocny; być może konfrontuje się z otchłanią zła, która niespodziewanie
— 13 —
się przed nim otwiera. Może ogarnęła go wątpliwość – jak pewne pytania, które powracają nieproszone, wywołane jakimś wspomnieniem. W rzeczywistości pytanie do Jezusa jest również na różny sposób naszym własnym pytaniem – co ze mną będzie? Co pozostanie z mojego życia? Są takie dni lub sytuacje, gdy na powierzchnię wypływa ta niewiadoma, którą możemy ukryć, mnożąc rzeczy do zrobienia, uciekając od refleksji, ogłuszając się uzależnieniami, żywotnością pełną pobudzenia, w pogoni za emocjami, aby sprawdzić nasze zdolności i możliwości. Czy jednak wszyscy nie poszukujemy tego, co się nie kończy? Nie staramy się uwolnić od zła, być lepszymi? Ile razy chcielibyśmy, aby uczucia, związki, przyjaźnie, nigdy się nie skończyły? A przede wszystkim poszukujemy życia nienaznaczonego jego ograniczeniem, złem, które je upokarza, marnuje, zdradza. Gdzie możemy znaleźć pewność, gdy tak naprawdę jesteśmy niepewni, niekonsekwentni? Dla niektórych zatwardziałych nastolatków może to wydawać się dylematem staruszków! Inni mogą uważać, że to pytanie „…jak uniknąć prawdziwego życia”. Nie. Kto zadaje sobie pytanie o życie bez końca, umie kochać to, które się kończy, stara się je przeżyć jak najlepiej, znaleźć to, co ma znaczenie, uwolnić się od grzechu. «Naucz nas liczyć dni nasze, abyśmy osiągnęli mądrość serca» (Ps 91, 12). Często dochodzimy do tej mądrości wyczerpani, kiedy «nie możemy już dawać złego przykładu», jakby bezmyślne egzystowanie, uleganie instynktowi miało być poznawaniem prawdziwego życia! Trzeba stanowczo się z tym nie zgodzić! Ile straconego czasu, ile zużytej energii, ile
— 14 —
zwykłego egocentryzmu, zdolności zmarnowanych na byle jakie życie, gdy wszystko kręci się wokół mnie, jak zwykle myślę tylko o sobie. Człowiek wspomniany przez św. Mateusza (por. Mk 10, 17-22) poważnie podchodzi do bezpieczeństwa płynącego z dobrobytu – dobrze mu się powodziło i żył w stabilnej sytuacji, z paroma religijnymi wątpliwościami; człowiek porządny, co więcej – już od młodości przestrzegający zasad, lecz niezdolny do wyjścia poza własne ograniczenia. Ewangelia bowiem nie jest kolejną regułą. Ewangelia dla niego to: «Idź, sprzedaj wszystko, co masz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną!». To naprawdę wspaniała wiadomość, gdyż proponuje miłość uwalniającą od rzeczy, poświęceń, ograniczeń, zimnej pewności reguł, które nie dotykają serca. Ten człowiek szuka reguły, a tymczasem znajduje przyjaciela. Prosił o coś do przeżywania indywidualnie, do zabrania, a otrzymuje propozycję pójścia za Jezusem, pozostania z Nim, bycia uczniem. Rzeczywiście wszystko staje się jasne, kiedy, jak mówi Ewangelia, «Jezus spojrzał z miłością na niego… ». Jakże głęboko Słowo Boże przenika nasze serca! Propozycja Jezusa to rozdanie ubogim wszystkiego, co posiada, aby mieć skarb w niebie, gdyż to, co darowane, nie zostaje stracone! To miłość oczyszcza serce i pozwala nam znaleźć wieczność! Ta propozycja jest nierealna jako reguła ogólna, ale nie dla miłości. Faktycznie jesteśmy w stanie zostawić wszystko jedynie z miłości. A poza tym dla Boga nie ma nic niemożliwego, bo Bóg nas kocha, otwiera zamknięte drzwi naszego serca, pragnie nas razem w swym
— 15 —
marzeniu o zmienianiu świata, byciu innym, sobą samym bez chowania się za bogactwem czy przedmiotami; zaraża nas swym marzeniem o miłości bez granic. Jezus prosi młodzieńca o oddanie wszystkiego, aby otrzymać w zamian wszystko, czego naprawdę potrzebuje, gdyż chce mu dać o wiele więcej! Instynktownie myślimy, jak tamten człowiek, że prośba Jezusa jest przesadna! Jak łatwo bogactwa okupują serce, duszą je, zatwardzają! Wystarczy spojrzeć na zewnątrz i wewnątrz nas – jak mało miłości, a jak wiele uwagi dla pieniądza, eksponowania siebie, chwalenia się tym, co posiadamy, ile bezmyślnego dążenia do posiadania za wszelką cenę! Nie można kochać kogoś i pieniędzy równocześnie! Bogaty młodzieniec pewnie pomyślał, że te bogactwa były jego życiem, a rozdanie oznaczało ich utratę. Boi się być sobą, boi się kochać! Pociąga go i przekonuje logika, pełna iluzji, przedmiotów, posiadania. «Przyjdź i chodź za Mną» to nasza prawdziwa wolność w świecie uzależnionym od dóbr materialnych, zrozpaczonym i pozbawionym przyszłości, który ma wiele, ale traci to, co najważniejsze, który w końcu gardzi życiem ubogiego, przez co nie widzi własnej przyszłości; który stawia na tym samym poziomie życie oraz rzeczy, a w rezultacie cierpi z powodu licznych wynaturzeń miłości własnej. Młodzieniec spochmurniał, ponieważ nie pozwala się oświecić miłości. Odchodzi zasmucony, gdyż bogactwa nie mogą dać szczęścia. Dlaczego kurczowo się ich trzyma? Dlaczego wszystko kalkuluje, ocenia według przydatności; dlaczego bogactwom oddał całe serce, być może stopniowo, nie zdając sobie z tego
— 16 —
sprawy, i już nie potrafi wyzwolić się z materializmu, który zawsze oddala od miłości, od Boga i ludzi. Ten człowiek był skłonny do poświęcenia, ale nie do miłosierdzia. Nie rozumie, że życie, choć pełne bogactw, samo się kończy, przemija, podczas gdy miłość wszystko pomnaża, darowuje sto razy tyle braci, sióstr, pól… Istotnie – kochając zdobywamy licznych przyjaciół, prawdziwe związki, odczuwamy jako własne to, co według świata nie jest nasze, ale należy do nas w miłości. Ten, kto kocha, otrzymuje sto razy tyle domów, braci, sióstr, matek, dzieci i pól; otrzymuje dar życia, które się nie kończy, ponieważ tylko miłość nie umiera.
3 Faryzeusz i poborca: «Boże, miej litość dla mnie, grzesznika!»
Powiedział też do niektórych, co ufali sobie, że są sprawiedliwi, a innymi gardzili, tę przypowieść: «Dwóch ludzi przyszło do świątyni, żeby się modlić, jeden faryzeusz a drugi celnik. Faryzeusz stanął i tak w duszy się modlił: „Boże, dziękuję Ci, że nie jestem jak inni ludzie, zdziercy, oszuści, cudzołożnicy, albo jak i ten celnik. Zachowuję post dwa razy w tygodniu, daję dziesięcinę ze wszystkiego, co nabywam”. Natomiast celnik stał z daleka i nie śmiał nawet oczu wznieść ku niebu, lecz bił się w piersi i mówił: „Boże, miej litość dla mnie, grzesznika!” Powiadam wam: Ten odszedł do domu usprawiedliwiony, nie tamten. Każdy bowiem, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się uniża, będzie wywyższony» (Łk 18, 9-14). Jezus opowiada tę przypowieść tym, którzy «ufali sobie, że są sprawiedliwi, a innymi gardzili», ponieważ sprawiedliwi osądzają siebie samych i bliźniego. Jest skierowana do nas wszystkich, którzy ufamy
— 19 —
sobie, często w sposób tajny, ukryty, a jednak decydujący przy dokonywanych wyborach! Aby uważać się za sprawiedliwych wystarczy myśleć, że winni są zawsze inni, czuć się w porządku, bo nie wyrządziliśmy zła, gdy tymczasem problemem jest czynienie dobra. Czujemy się sprawiedliwymi, jeśli kochamy tych, którzy nas kochają, podczas gdy Jezus każe nam kochać również nieprzyjaciół. Uważamy się za sprawiedliwych, ponieważ zawsze wierzymy w nasze dobre intencje i w ten sposób dochodzimy do usprawiedliwiania wszystkiego, myśląc, że my to co innego, tym bardziej, że rzadko nazywamy swój grzech po imieniu! Czujemy się sprawiedliwi tylko dlatego, że inni niczego nam nie zarzucili, zapominając, że Bóg sądzi serce, a nie pozory, i że wielu pierwszych będzie ostatnimi. Mamy się za sprawiedliwych, ponieważ sądzimy, że zrobiliśmy już wystarczająco dużo i nie możemy zrobić nic więcej, ponieważ zgadzamy się na ograniczenia naszego serca i nie słuchamy Jezusa, który żąda miłości bez granic, do wszystkich. Czasem uważamy się za sprawiedliwych tylko z powodu tego, jacy jesteśmy, do jakiej należymy grupy etnicznej, rodziny, jakie piastujemy stanowisko. Czujemy się sprawiedliwi w prostym porównaniu z tym, kogo uważamy za gorszego od nas! «Boże, dziękuję Ci, że nie jestem jak inni ludzie». Kto uważa się za sprawiedliwego, czuje się uprawniony do osądzania i skazywania. Wokół siebie dostrzega jedynie zło, niesprawiedliwość, jak ten faryzeusz, którego opisuje nam Jezus, abyśmy mogli rozpoznać nasze postawy i uwolnić się od pokusy osądzania. Faryzeusz nie staje przed Bogiem, lecz przed
— 20 —
sobą samym oraz cudzym grzechem. Jest zadowolony. O nic nie prosi. Szuka tylko potwierdzenia tego, co myśli. Chwyta się swojego poczucia bezpieczeństwa. W rzeczywistości jest samotny – w świątyni nie znajduje nikogo, ani Boga, ani bliźniego; mówi do siebie, nie szuka i nie słucha osądu Pana. Celnik natomiast znajduje litość i miłość, których potrzebuje. On wraca do domu usprawiedliwiony, podczas gdy tamten powraca taki, jakim był wcześniej. To owoc spowiedzi. Usprawiedliwiony znaczy ukochany za to, kim jest; uniewinniony, wolny od długu. Celnik nie oskarża innych; nie oburza się na sytuacje, które doprowadziły go do zostania celnikiem. Nie mówi wielu słów, w przeciwieństwie do faryzeusza, ale ma otwarte i zranione serce. Bije się w piersi – wspomnienie grzechu staje się fizyczne, tak bardzo jest głębokie. Staje z daleka; wstydzi się, zna swój grzech i nie udaje. To Bóg skraca dystans swym miłosierdziem, ponieważ nie może znieść tego, że człowiek jest daleko – kocha go! «Nie śmiał nawet oczu wznieść ku niebu» – jest naprawdę pokorny, nie na pokaz, inaczej niż nadęty i głupi faryzeusz, który nie potrafi zajrzeć do swojego wnętrza i rozmawia z Bogiem pełen swej próżnej chwały. Prosi tylko o zmiłowanie. W tej modlitwie jest coś dramatycznego, jak płacz rzewnymi łzami, rozpaczliwe wołanie o pomoc, gorzka świadomość, której nie można i nie chce się uniknąć, a która wreszcie daje się wyrazić. Teraz wiemy, że ta nasza prośba została wysłuchana! Dla Jezusa przyznanie się do grzechu (czego tak się boimy i wstydzimy, a sprawiedliwemu wydałoby się ostatecznym wyrokiem i czymś, czego nie
— 21 —
może wyznać nawet samemu sobie) to początek radości, odnowy, odnalezionej miłości, odradzającego się serca. To Jego wywyższenie – bycie przez Niego kochanym. «Kto się poniża, będzie wywyższony». Pokorny to ten, kto ma odwagę odnaleźć siebie, kto nie szpeci swojej biedy dumą, kto pozwala sobie pomóc, zwycięża wstyd, szuka dobra bliźniego, odpowiada na zachętę apostoła, aby uważać innych za wyżej stojących od siebie (por. Flp 2, 3) i w ten sposób rozumie, jak bardzo jeszcze musi się zmienić. Gdy wywyższamy siebie, myślimy, że wiele możemy, uważamy się za władców, chcemy posiąść to, co jest darem i w końcu gardzimy innymi. Wewnątrz każdego z nas mieszka faryzeusz – zręczny w rozróżnianiu, zdolny do niekończących się dyskusji i wymyślnych usprawiedliwień, aby w ostatecznym rozrachunku nigdy nie rozpoznać siebie w grzechu. Liczne odcienie zła nie pozwalają bowiem zrozumieć jego konkretu i wulgarności, dostrzec kształtu, poczuć chłodu, jakim wieje, smaku jego prawdziwej goryczy, odkryć zamieszania, jakie w nas powoduje, a więc i potrzeby orientacji. Bardzo potrzebujemy, by Bóg nas przygarnął – nie wyłudzamy przebaczenia od byle kogo i za wszelką cenę, ale prosimy o nie jedyną osobę zdolną nam go udzielić, wszechmogącego i najwyższego Boga.
— 22 —
Sakrament spowiedzi pomaga zmierzyć się z otchłanią serca i przynosi błogosławieństwo Ducha, który sprawia, że odradza się to, co stare, przywraca niewinność grzesznikowi, jedna nas z nami samymi i czyni na powrót braćmi. Mądre i życiowe rozważania prowadzone w oparciu o Pismo Święte.
«Szczęśliwy ten, komu została odpuszczona
nieprawość» «Nie przyszedłem powołać sprawiedliwych, ale grzeszników» Wybaczyć z serca, by otrzymać wybaczenie Jeśli nie staniecie się jak dzieci… Wybaczenie, by się zmienić W miłości nie ma lęku Odrodzić się Strach czy obawa? Żyć bez więzów Wiele miłości, wiele wybaczenia
Zapraszamy do księgarni internetowej: www.bratnizew.pl
Bratni Zew Wydawnictwo Franciszkanów
Patronat medialny: ISBN 978-83-7485-162-6