Przepis na Rysy – mikroprzygoda godzina po godzinie Adrenalina
26 lipca 2017
Rysy – nigdy tam nie byłem! Przyszedł więc czas, żeby spakować plecak, założyć buty i wybrać się na najwyższy szczyt Polski. Kocham takie mikroprzygody. Pomysłodawcą tej idei jest Alastair Humphreys i jest to rozwiązanie dla wszystkich, którzy z różnych powodów nie mogą jechać w dłuższą podróż. Mikroprzygody bardzo mi się spodobały, bo to świetny sposób na udany weekend i odpoczynek od codzienności. Wystarczy kilkanaście godzin, żeby solidnie się zmęczyć i zrobić coś ciekawego. To świetna forma odpoczynku od komputera i pracy. To nie pierwsza moja mikroprzygoda. Kiedyś zorganizowaliśmy 24-godzinną wyprawę na Babią Górę, a innym razem, wraz z czytelnikami bloga, weszliśmy o wschodzie słońca na Radziejową, gdzie zjedliśmy pyszne śniadanko i wypiliśmy pobudzającą kawę. Nie trzeba jechać daleko i na długo, żeby się działo. Tym razem postawiliśmy na Rysy. W trzech chłopa zapakowaliśmy się do samochodu i pojechaliśmy na dach Polski.
Przygoda – czas start. Idziemy na Rysy! Godzina 3:00 Budzę się po dosłownie dwóch godzinach snu. Zawsze, gdy muszę wstać wcześnie rano, najpierw długo nie mogę zasnąć. Podrywam się jednak dość szybko, bo czuję w powietrzu unoszący się zapach przygody. Myję zęby, twarz i idę do kuchni. Zalewam wrzątkiem przygotowany wcześniej termos z kawą i robię szybkie śniadanie. Wszystko po cichu, żeby nie obudzić Brysi, której trochę zazdroszczę, że słodko śpi w pokoju obok. Godzina 3:45