Od mitu do marki Paderewski, Chopin, Szymanowski, Penderecki w Bydgoszczy Henryk Martenka
J
ak to się stało, że duże, przemysłowe miasto, ważny węzeł kolejowy, centrum administracyjne i serce rolniczego regionu zyskało elitarną markę miasta muzyki? Dlaczego tak się stało, skoro nie urodził się tu, nie tworzył i nie wywarł realnego kulturotwórczego wpływu żaden z wielkich kompozytorów lub charyzmatycznych wykonawców?1 Co sprawiło, że miasto, powszechnie kojarzone li tylko z gospodarką i sportem żużlowym, wypracowało sobie ekskluzywną markę, właściwą miastom takim, jak Salzburg, Bolzano, Bonn albo Wiedeń?2 Ojcem tego paradoksu jest bydgoski wizjoner, który u progu lat 50., ledwie kilka lat po II wojnie światowej, antycypował przyszłość miasta jako liczącą się metropolię, emanującą artystycznie i intelektualnie na kraj i świat. Jego wizja, przyjmowana przez długie lata z niedowierzaniem, wypełniła się po półwieczu. Andrzej Szwalbe [zob. Starczak-Kozłowska 1999; Bezwiński 1991], dyrektor Pomorskiej Orkiestry Symfonicznej, potem Filharmonii Pomorskiej, był wizjonerem, któremu los sprzyjał. Wielu ówczesnych lokalnych i stołecznych decydentów nie tylko mu nie
przeszkadzało, ale wręcz pomagało, wspierając toruńskiego prawnika z warszawskim rodowodem w jego, jak dopiero dziś postrzegamy to wyraźnie, wielkich projektach. Pionierskich w rodzimych warunkach, zdefiniowanych dopiero pół wieku później – i to poza Polską – jako podręcznikowy branding, czyli umiejętność tworzenia, nadawania i eksploatacji marki.
I
C
echą charakterystyczną dla marki i jej wartości jest niemożność jej dotknięcia, czy zmierzenia. Jak pisze Simon Anholt, marka jest mnożnikiem wartości i jest równie dobra jak lokata w banku. W systemie kapitalistycznym uosabia wartość niematerialną, nie budząc wątpliwości podobnie jak inne formy wartości komercyjnej [Anholt 2006, s. 8]3. Kiedy w kwietniu 1957 r., półtora roku wcześniej, niż otwarto dla publiczności nowy gmach [Kłaput-Wiśniewska 2006, s. 49], nadawano Filharmonii Pomorskiej imię Ignacego Jana Pade-
1 Budowanie marki Bydgoszczy przypomina sytuację Foth Worth w Teksasie, piątego co do wielkości miasta stanu, prężnego ośrodka przemysłu, pozbawionego jednak wyrazistego podglebia kulturowego, który niemal w tym samym czasie (1962) zainicjował międzynarodowe konkursy pianistyczne im. Van Cliburna, pochodzącego z Teksasu laureata Międzynarodowego Konkursu Pianistycznego im. P. Czajkowskiego w Moskwie (1958). Konkurs Pianistyczny, dziś jeden z najbardziej prestiżowych na świecie, jest w wizerunku Forth Worth automatycznie identyfikowanym elementem marki. Podobne zabiegi, już nawet nie eksploatujące postaci żadnego patrona, miały miejsce w latach późniejszych m.in. w: Hamamatsu ( Japonia), Shen Zhen (Chiny), Tromso (Norwegia), w których konkursy pianistyczne stały się cechami dystynktywnymi marek tych miast i najsilniejszymi wyznacznikami ich statusu kulturowego. 2 Źródłowy i encyklopedyczny zarys bydgoskiej kultury muzycznej, teatralnej i literackiej w czasach międzywojnia i okupacji niemieckiej dał Zbigniew Raszewski w: Pamiętnik gapia. Bydgoszcz, jaką pamiętam z lat 1930–1945, Wydawnictwo Pomorze, Bydgoszcz 1994. 3 Pojęcie brandingu marek szeroko opisuje Wally Olins, prekursor badań nad tym zjawiskiem w: On Brand (2003) oraz Brand Handbook (2008). S. Anholt adaptuje jego definicje do zbliżonych dziedzin
Culture Management 2012, Vol 5 (5)
Henryk Martenka – absolwent Uniwersytetu Jagiellońskiego (polonistyka i filologia klasyczna, 1981) i Warszawskiego (edytorskie studia podyplomowe, 1986). Od 1982 roku w Bydgoszczy. Publicysta, felietonista, tłumacz, wydawca. Organizator życia muzycznego. W l. 1982-1990 kierownik działu muzycznego w wydawnictwie „Pomorze”. W 1987 stypendysta „Japan Foundation” w Japonii. W l. 1982-1994 związany z „Ilustrowanym Kurierem Polskim”, w l. 1994-1998 prezes zarządu i redaktor naczelny „Radia El”. Od 2001 kierownik działu zagranicznego „Tygodnika Angora”. Od 2003 felietonista dwutygodnika „Samo Życie” (Dortmund, Niemcy). Autor zbioru reportaży „Podróże i powroty” (1998), monografii „Miasto zasłuchane. Muzyczna Bydgoszcz u schyłku wieku” (2000); wyborów felietonów „Fajki, diesel i szparagi” (2006), „Kolczyki malej Friedy”(2009), „Kaba-
nosy czy Westerplatte?” (2011) , „Herosi i łachudry. Wybór felietonów z lat 2002-2011” publikowanych w „Angorze”. Autor popularnonaukowych prac „Skąd się wzięło moje nazwisko?” (2006) oraz „Nazwiska od imion. 3500 ciekawych przypadków” (2011). Autor eseju „Mit, muzyka, marka” (2010) o muzycznym wizerunku Bydgoszczy. W 2008 roku ukazał się jego tom wspomnień „Wielki akord” o Międzynarodowych Konkursach Pianistycznych im. I. J. Paderewskiego (2008), zaś w 2012 ukazała się kontynuacja pt. „Wielki akord 2”, a także zbiór reportaży „Tu i tam”. Autor reporterskich relacji z najważniejszych wydarzeń swego czasu (otwarcie tunelu pod Kanałem la Manche, pogrzeb księżny Diany, Nobel dla Wisławy Szymborskiej, 50-lecie ONZ). Napisał wiele tekstów, m. in. z Chin, Wietnamu, Japonii, Meksyku, Polinezji, państw Afryki, Bliskiego Wschodu, Ameryki Południowej i Północnej oraz Europy. Jego mistyfikacyjny reportaż z Costaguany („Angora” 1 kwietnia 2008 roku) z okazji rocznicy Conradowskiej) trafił do akademickiego podręcznika „Źródła informacji dla dziennikarza” pod red. K. Wolnego-Zmorzyńskiego, 2008. Założyciel i wieloletni prezes Towarzystwa Operowego w Bydgoszczy (1985-1995). Od 1985 roku współtworzy Konkurs Pianistyczny im. I. J. Paderewskiego i jako dyrektor (wyłącza-
rewskiego, twórcy Symfonii h-moll Polonia, nikt nie spodziewał się, że wokół patrona instytucji wyrośnie żywy mit. Że wokół imienia-marki Paderewskiego, niczym w systemie heliocentrycznym, zaczną krążyć inni artyści i kolejne znaczące przedsięwzięcia, a system ten z czasem stanie się mechanizmem samonapędzającym się. Że wymagający wtedy pewnej odwagi wybór patrona zaowocuje czymś, co rangę miasta wyniesie do poziomu światowych ośrodków kultury i sztuki. Bydgoszcz, nazwijmy to bez ogródek, miasto bez większego cywilizacyjnego dorobku, bez wyraźnej tożsamości kulturowej, zacznie naraz aspirować, wraz z Wrocławiem, Warszawą, Toruniem czy Lublinem, do miana Europejskiej Stolicy Kultury. Wielu współczesnych Szwalbemu przewidywało raczej, że władza ludowa cofnie poparcie dla pomysłu nazwania flagowej w regionie instytucji muzycznej imieniem prawicowego polityka z czasów 20-lecia międzywojennego, urodzonego na Podolu, obywatela świata, całym swoim życiem przeczącego ideom i postawom, które po 1945 r. konstytuowały nową Polskę. A jednak wszyscy zachowali olimpijski spokój, zaś poparcie różnorodnych projektów dyrektora filharmonii traktowano jako wyraz lokalnego patriotyzmu, dzięki czemu mógł Szwalbe zrealizować większość projektów z bezprecedensowym sukcesem [Anholt, 2006, s. 23]. W brandingu narodowym, uważa cytowany wyżej Simon Anholt, chodzi o to, by ludzie chcieli zwrócić uwagę na osiągnięcia kraju i uwierzyli w jego zalety i potencjał. Jeśli w oczywistej konstatacji Anholta zmienić termin „kraj” na „miasto”, sens pojęcia „branding” nie zmienia się ani na jotę. Od zaadaptowania postaci Paderewskiego do wizerunkowych potrzeb miasta rozpoczęła się droga Bydgoszczy do zaakceptowania w krajowych środowiskach opiniotwórczych jako znaczącego ośrodka kultury muzycznej. Po ponad półwieczu obecności Paderewskiego w pejzażu kulturowym Bydgoszczy żadne inne miasto w Polsce nie zbliżyło się do pozycji, jaką Bydgoszcz wypracowała sobie dzięki niemu, i inspiracji, jaką temu miastu ofiarował. Jednocześnie Bydgoszcz jest miastem, w którym artysta nie stanął na dłużej. To najważniejszy paradoks, gdyż dokumenty poświadczają jedynie, że Paderewski w Bydgoszczy, owszem, był, choć tylko… chwilę. W grudniu 1919 r. Ignacy Jan Paderewski przypłynął na pokładzie brytyjskiego okrętu wojennego „Concord” do Gdańska. Maestro płynął ze Stanów Zjednoczonych, gdzie zakończył dyplomatyczną batalię, której zwieńczeniem było
uwzględnienie przez prezydenta Wilsona najważniejszego marzenia Polaków wobec traktatu pokojowego kończącego I wojnę światową. Odzyskanie niepodległości Polski po latach zaborów! Paderewski w roku 1918 pozostawiał po sobie w Ameryce ogromną legendę. Postulując restytucję Ojczyzny, wygłosił wówczas do Amerykanów i amerykańskiej Polonii ponad 300 płomiennych przemówień, których sława dotarła przed nim do Polski. Kiedy w grudniu 1918 r. schodził na ląd w Gdańsku, otaczała go już legenda męża opatrznościowego, sława Ojca Ojczyzny. Maestro udawał się do Warszawy przez Poznań, a jedynym szlakiem kolejowym był ten przez Bydgoszcz. Tu zmieniano parowozy, co trochę trwało, o czym sumiennie w swych wspomnieniach zaznacza Adam Grzymała-Siedlecki. 58-letni Paderewski spędził więc na peronie bydgoskiego dworca kolei żelaznej jakiś czas, spacerując i paląc papierosy. To jedyny potwierdzony epizod, z którego nieoczekiwanie wyrosła nie odosobniona anegdota, ale wiarygodny mit, z którego potem wykształciła się marka miasta nad Brdą. Nadanie bydgoskiej filharmonii imienia Ignacego Jana Paderewskiego przełamało w kraju zmowę milczenia. Paderewski – wyjaśniał to po latach Andrzej Szwalbe – znakomicie prezentował twórczość swej ojczyzny, był fundatorem Filharmonii Warszawskiej i Pomnika Grunwaldzkiego w Krakowie, miał wspaniałe osiągnięcia. Po jego płomiennym przemówieniu z balkonu hotelu Bazar w Poznaniu, wybuchło zwycięskie Powstanie Wielkopolskie. […] Fenomenalny odtwórca, nieprzeciętna intelektualnie osobowość, żyłka polityczna, świetny technik, kompozytor – to składało się na nimb, który całkowicie zaspokajał nasze oczekiwania od postaci mającej patronować Filharmonii [Martenka, 2000, s. 266].
Idea okazała się warta naśladowania, a dziś określilibyśmy ją jako strategię marki, do której przyłączyli się inni. Nieprzewidzianym przez dyrektora Andrzeja Szwalbego skutkiem obrania Paderewskiego za patrona filharmonii i wszystkich następujących z czasem przedsięwzięć tym faktem inspirowanych było naturalne wpisanie artysty w definicję marki miasta. Dziś to imię Paderewskiego jest zrozumiałą inspiracją wielu działań w mieście, ale jest też i wyrazistym tłem do oceny tych działań podejmowanych przez naukowców, krytyków,
Culture Management 2012, Vol 5 (5)
artystów spoza Bydgoszczy. Rośnie już bowiem kolejne pokolenie bydgoszczan dumnych ze swego dziedzictwa, utożsamiających się z własną tradycją, czujących szacunek do dokonań ledwie sprzed 60 lat, ale już na trwałe wrośniętych w pejzaż bydgoskiej kultury. To najistotniejszy argument naturalnej strategii promocyjnej miasta, bowiem imię Paderewskiego, znane niemal na całym świecie, jest nośnikiem wiedzy o mieście, jego ponad 670-letniej tradycji, jego ogólnopolskiej pozycji, a nawet oferty inwestycyjnej. Brandingowy pomysł z 1957 r. doskonale odnalazł się w czasach współczesnych, stając się wartością dodaną do marketingowej pozycji miasta. Stał się też wzorcowym przykładem zarządzania marką. Andrzej Szwalbe zachowywał się jak rasowy menedżer. Skoro utrwaliło się już w opinii publicznej imię Paderewskiego, warto było pójść za ciosem. Dwa lata po otwarciu gmachu filharmonii dyrektor Szwalbe zaczął w Warszawie i Krakowie rozmowy z wybitnymi reprezentantami polskiej pianistyki, co zaprocentowało w ciągu następnych dziesiątków lat… Najważniejszym rozmówcą dla Szwalbego był prof. Jerzy Żurawlew, pomysłodawca Międzynarodowych Konkursów Pianistycznych w Warszawie (1927), autorytet i postać światowego formatu, ale znaczenie inspiracyjne miały dlań także spotkania z prof. Henrykiem Sztompką, znakomitym pianistą i uczniem Ignacego Jana Paderewskiego, a także Wiktorem Weinbaumem, dyrektorem warszawskich Konkursów im. Fryderyka Chopina, i prof. Janem Ekierem, wybitnym pianistą i później redaktorem nowej edycji dzieł Chopina. Tak w Bydgoszczy rodziła się kolejna ważna inicjatywa artystyczna: Konkurs Pianistyczny im. I. J. Paderewskiego. W zamyśle organizatorów miał on być dla Paderewskiego tym, czym Konkurs Chopinowski dla spuścizny Fryderyka Chopina. I Konkurs Pianistyczny im. I. J. Paderewskiego odbył się w sali Filharmonii Pomorskiej w 1961 r., zaś 17 uczestników zagrało m.in. dzieła Chopina, Paderewskiego i Szymanowskiego (nazwiskami tych trzech twórców konkurs sygnowano w oficjalnym nazewnictwie i materiałach prasowych). Kon-
kurs wygrał młody pianista Jerzy Maksymiuk. Już wtedy mówiono o znaczeniu tego konkursu dla wzrostu prestiżu miasta i regionu i wejściu Bydgoszczy w orbitę zainteresowania muzycznej Polski. Sugerowano, że konkurs Paderewskiego będzie selekcjonował młodych pianistów, aspirujących do kolejnych Konkursów Chopinowskich [Kłaput-Wiśniewska, 2006, s. 121] 4. Szwalbe zaproponował mianowicie, by w sali filharmonii rozgrywać konkurs wyłaniający polskich kandydatów do Konkursów Chopinowskich. Ponieważ konkursy cieszyły się ogromnym zainteresowaniem słuchaczy, było pewne, że i do Filharmonii Pomorskiej ściągnęłyby tłumy, głównie młodych słuchaczy, którzy najprawdopodobniej w tej sali zostaliby już na długie lata. Szwalbe chciał kształcić muzyków, ale zdawał sobie sprawę, że to wykształcony meloman jest największym skarbem. Pomysł krajowych eliminacji spodobał się Henrykowi Sztompce, który przedstawił go w Towarzystwie im. Fryderyka Chopina. Ale gdy trzy lata później Sztompka zmarł, zabrakło promotora i konkurs uległ hibernacji na pełne ćwierć wieku. Nie podjęto też wątku bydgoskich eliminacji do Konkursów Chopinowskich. Trudno byłoby, mając za patrona Paderewskiego, uciec przed koniecznością upowszechniania w filharmonii sztuki pianistycznej5. Tym bardziej że front gmachu przy ulicy Libelta (dziś ulicy Andrzeja Szwalbego) dekorują dwa kamienne, budzące nieco estetycznych kontrowersji, pomniki Ignacego Jana Paderewskiego i Fryderyka Chopina, wykonane przez bydgoskiego artystę rzeźbiarza Józefa Makowskiego. Po drugiej stronie gmachu ujrzeć można posągi dwóch innych polskich muzyków: Henryka Wieniawskiego oraz – co w Bydgoszczy ważne szczególnie – Karola Szymanowskiego. Te posągi wykonali z kolei artyści toruńscy, Ewelina Szczech-Siwicka i Henryk Siwicki. Ważna w uzupełnianiu treści muzycznej marki Bydgoszczy dla Andrzeja Szwalbego była idea syntezy sztuk, owocująca niezwyczajnymi w murach filharmonicznych kolekcjami portretu rzeźbiarskiego, gobelinów, XIX-wiecznych fortepianów. W zamyśle jej dyrektora, Platończyka,
4 W liście A. Szwalbe pisał do prof. H. Sztompki: „Dla miasta byłby to element ożywiający życie koncertowe, dla pianistów zaś okazja do zweryfikowania swych umiejętności w prawdziwej atmosferze estradowej”.. 5 Obszernych informacji na ten temat udzielił sam A. Szwalbe w cyklu wywiadów udzielonych niżej podpisanemu, a opublikowanych latem 1992 r. na łamach „Ilustrowanego Kuriera Polskiego”. W pierwszym, Dlaczego Paderewski?, Szwalbe mówił o problemach, jakie wynikły z jego pomysłu. W czwartym wywiadzie, Niech się mury pną do góry…, wspominał dzieje budowy okazałego gmachu, który od pierwszego koncertu cieszył ucho znakomitą akustyką. W siódmym mówił o galerii portretu rzeźbiarskiego i gobelinach, które powstawały według jego scenariuszy. Całość zebrana w: H. Martenka, Miasto zasłuchane…, dz. cyt., s. 266–302.
Culture Management 2012, Vol 5 (5)
jąc 1994 i 2001) kieruje nim do dziś (od 1998 konkursy mają charakter Międzynarodowy). Inicjator Towarzystwa im. I. J. Paderewskiego w Los Angeles, 2007; członek jego Advisory Board. Reprezentant Konkursu (od 2010) w Federacji Międzynarodowych Konkursów Muzycznych w Genewie. Inicjator ( 2009) i kanclerz „Paderewski Piano Academy” dla pianistów z udziałem orkiestry symfonicznej (Bydgoszcz - Ostromecko).
Filharmonia Pomorska przestawała być „zakładem pracy utworzonym do planowego krzewienia kultury muzycznej przez organizowanie koncertów przy pomocy zawodowych muzyków”, jak głosił statut instytucji, ale stawała się metaforycznym gajem Akademosa, w którym sztuki obcowały ze sobą na co dzień. Wśród rzeźb, jakie wchodzący do filharmonii oglądali, były – i są! – m.in.: portret w kamieniu Ignacego Jana Paderewskiego, stojący w westybulu, wykonany na otwarcie gmachu przez Alfonsa Karnego, popiersia: Mieczysława Karłowicza, Karola Szymanowskiego, Krzysztofa Pendereckiego, dłuta Mariana Koniecznego (Penderecki, jak dziś wspomina, łukiem wtedy omijał swą rzeźbę, nie mogąc przyzwyczaić się do świadomości, że został utrwalony w kamieniu), są portrety rzeźbiarskie Wojciecha Kilara, Michała Spisaka, Henryka Mikołaja Góreckiego, Piotra Perkowskiego, Witolda Lutosławskiego, Tadeusza Bairda, Artura Malawskiego. Dziś pośród nich stoi też rzeźba Andrzeja Szwalbego wykonana przez Michała Kubiaka. W Filharmonii Pomorskiej gościli najwięksi pianiści naszych czasów, a do miejscowej tradycji weszły recitale laureatów kolejnych Konkursów Chopinowskich, odbywające się w Bydgoszczy tuż po warszawskich finałach. Chopin otoczony był tu szczególnym pietyzmem, będąc wtedy i teraz markowym znakiem jakości muzyki polskiej. Już wtedy dla polskich i zagranicznych artystów było oczywiste, że muszą zagrać w Bydgoszczy, w jej markowej filharmonii. Uroczyście obchodzona w 1949 r. 100. rocznica śmierci, a także 125. rocznica pobytu młodego Chopina w Szafarni, stały się wielostronnym impulsem do wielkiej akcji upowszechniającej muzykę polską, trwającej aż do początku lat 60. Szafarnię, najbliższe Bydgoszczy miejsce związane z Chopinem, włączono do rocznicowych obchodów, zaś ich regionalnym koordynatorem i autorem programu obchodów Roku Chopina był Mieczysław Tomaszewski, późniejszy dyrektor Pomorskiej Orkiestry Symfonicznej, a następnie wieloletni dyrektor Polskiego Wydawnictwa Muzycznego, profesor krakowskiej Akademii Muzycznej, badacz życia i twórczości Chopina oraz autor fundamentalnych o nim prac. Do muzycznych ciekawostek można zaliczyć fakt już zapomniany, że w 1948 r. Florian Dąbrowski, kompozytor, z okazji Roku Chopinowskiego skomponował kantatę Odejście Fryderyka, którą wykonano z rozmachem, z Pomorską Orkiestrą Symfoniczną, chórami i solistami, przed historycznym dworkiem w Szafarni. Dzieła Dąbrowskiego słuchali m.in.
przybyli z Warszawy uczestnicy IV Międzynarodowego Konkursu Chopinowskiego. I wspomnijmy jeszcze jeden element zarządzania pamięcią, spajający nazwiska wielkich muzyków. W obiegu edytorskim, dydaktycznym i wykonawczym były i są po dziś dzień dzieła Fryderyka Chopina zredagowane przez Ignacego Jana Paderewskiego. Edycję tę spotykamy w księgarniach muzycznych i składach nut na wszystkich kontynentach, a uczestnicy konkursów pianistycznych nadal najchętniej sięgają do tego opracowania. Oba nazwiska są sprzężone ze sobą nie tylko tradycją, ale uniwersalnym zwornikiem, cennym dla wykonawców, miłośników i badaczy muzyki Chopina, gdziekolwiek się tacy nie znaleźli. Wykonawcami, którzy przyswajali Polakom lat 50. i 60. sztukę chopinowską, byli artyści z pierwszej ligi polskiej pianistyki, w tym chętnie koncertujący w Bydgoszczy Władysław Kędra (też uczeń Paderewskiego), potrafiący zagrać… siedem recitali dziennie. W latach pięćdziesiątych – opowiadał o tamtych czasach Andrzej Szwalbe – organizowaliśmy jako Filharmonia Pomorska „Szlak Chopina”, festiwalowe tournée, wiodące przez miasta i miasteczka Pomorza, Kujaw, Ziemi Dobrzyńskiej… W uroczym miasteczku nad Drwęcą, miasteczku o podwójnej nazwie, byliśmy bardzo gościnnie podejmowani przez przewodniczącego tamtejszej Rady Narodowej. Wiosną 1957 roku zadzwoniłem do niego, by zaplanować kolejną jesienną turę i wtedy usłyszałem: O nie, panie Szwalbe, teraz już mamy wolność, mamy Gomułkę i nie będzie już Pan tu przyjeżdżał ze swoim Chopinem [Martenka, 2000, s. 303].
II
D
o zapoczątkowanej w latach 60. idei konkursów pianistycznych, już niemal po ćwierćwieczu zapomnianych, sięgnął w 1985 r. prof. Jerzy Sulikowski, pedagog fortepianu w stawiającej wówczas pierwsze samodzielne kroki bydgoskiej Akademii Muzycznej [tamże, s. 126]. Także tej inicjatywie okazał wsparcie Andrzej Szwalbe, albowiem genetyczną cechą metropolitalnej wizji Szwalbego była jej komplementarność. Jeśli była estrada filharmoniczna, to musiała być uczelnia kształcąca zawodowców. Zatem najpierw, w 1974 r., powstała w stylowym budynku niegdysiejszego starostwa, vis-à-vis gmachu filharmonii, łódzka filia Państwowej Wyższej Szkoły Muzycznej,
Culture Management 2012, Vol 5 (5)
sześć lat później była to już samodzielna Akademia Muzyczna, najmłodsza z ośmiu ówcześnie działających w kraju. A skoro już była wyższa szkoła, należało rozbudować szkolnictwo stopnia podstawowego i średniego. Co nastąpiło. Kiedy było solidnie posadowione szkolnictwo i zawodowa instytucja filharmoniczna, należało wszcząć zabiegi o stałą scenę operową, co też nastąpiło. A zatem skoro jest i scena, i estrada, i są profesjonalni muzycy, to musi się znaleźć wyrobiona publiczność. Znalazła się! Zatem organizujmy festiwale. Dokonało się! Zróbmy pod opiekuńczymi skrzydłami Paderewskiego muzykologiczne kongresy naukowe! Zrobiło się! Skoro tylu gości przyjeżdża, żeby w Bydgoszczy słuchać muzyki lub ją wykonywać, miasto musi wznieść hotele. I wzniesione je. Do kompletu Szwalbe wymyślił Bydgoskie Towarzystwo Naukowe i zadbał, by w mieście znalazło się miejsce na Biuro Wystaw Artystycznych. A także środki na Stację Naukowo-Badawczą Muzykologii Uniwersytetu Warszawskiego. Nie ma lepszego potwierdzenia na fakt procentowania kulturotwórczego kapitału, jak rozkwit instytucji muzycznych w Bydgoszczy w latach 1960–1990. W roku 1986 odbył się II Konkurs Paderewskiego, mając za oficjalne preteksty dwie istotne rocznice, co zawsze pomagało w zdobyciu niezbędnych środków finansowych: 125-lecie urodzin Maestra (obchodzone w 1985 r.) i 45. rocznicę jego śmierci. Był to konkurs na dobrą sprawę tylko ogólnopolski, de facto międzyuczelniany, ale istotny o tyle, że niczym Feniks powstał z popiołów [tamże, s. 127–130]6. Wygrał go uczeń prof. Andrzeja Jasińskiego – którego słynnym już wtedy wychowankiem był Krystian Zimerman – Wojciech Kocyan. Jedną z jurorek była prof. Regina Smendzianka, z urodzenia torunianka, uczennica Henryka Sztompki, zatem – jako się rzekło – artystyczna wnuczka Ignacego Jana Paderewskiego. Aby uhonorować prof. Reginę Smendziankę, nadano jej tytuł Honorowego Przewodniczącego Jury, co związało generacyjnym węzłem współczesność z przeszłością [Smendzianka, 2010]7. Marka Paderewskiego dawała spore szanse na zauważalne zaistnienie i – co ważniejsze – prze-
trwanie na rynku pianistycznym. Od lat 90. konkurs jako główny organizator przejęło istniejące od 1922 r. Towarzystwo Muzyczne, także od lat 90. noszące imię Paderewskiego, co pozwoliło od 1998 r. nadać Konkursom Paderewskiego wymiar międzynarodowy. W grudniu 2000 r. Sejm Rzeczpospolitej Polskiej przyjął – przez aklamację – ważną nie tylko dla Bydgoszczy uchwałę. W krótkim tekście, podpisanym przez marszałka sejmu Macieja Płażyńskiego, czytamy: W 140. rocznicę urodzin i w przededniu 60. rocznicy śmierci Ignacego Jana Paderewskiego, Sejm Rzeczpospolitej Polskiej pragnie uczcić wielkiego Polaka, męża stanu, wybitnego pianistę i kompozytora, który życiem i twórczością zapisał się trwale w historii naszej Ojczyzny. Oddając hołd i szacunek wybitnemu Polakowi, a także wychodząc naprzeciw licznym inicjatywom społecznym i samorządowym honorującym jego osobę, Sejm Rzeczpospolitej Polskie ogłasza rok 2001 rokiem Ignacego Jana Paderewskiego.
Uchwała sejmu była zwieńczeniem starań środowisk artystycznych i samorządowych miasta, w którym Maestro Paderewski spędził dwa kwadranse… Tlącą się niemrawo od lat inicjatywę wzięła w ręce ówczesna przewodnicząca Rady Miasta, zarazem wiceprzewodnicząca Towarzystwa Muzycznego, Felicja Gwincińska. To ona doprowadziła do przyjęcia odpowiedniej uchwały Rady Miasta Bydgoszczy oraz rozesłała do szefów rad największych miast polskich wici z prośbą o poparcie idei u wszystkich parlamentarzystów. I poparcie takie otrzymała. Listy, które dziś można przeczytać w archiwum Towarzystwa Muzycznego, wzruszają duchem solidarności i poparcia bydgoszczan, by uczcić wspólnego bohatera przeszłości. Kilkuminutowe wystąpienie z trybuny sejmowej krakowskiego posła Andrzeja Urbańczyka 7 grudnia 2000 r. wywołało burzliwą owację posłów wszystkich partyjnych ugrupowań. Paderewski nadal jest ikoną, budzącą poczucie jedności Polaków8.
6 Tu odtworzono z archiwalnych publikacji przebieg I Ogólnopolskiego Konkursu im. I. J. Paderewskiego z 1961 r. 7 Regina Smendzianka napisała: „Ta stosunkowo «młoda» impreza konkursowa budzi zainteresowanie – rosnące z latami – zarówno młodych polskich pianistów, jak i pochodzących z odległych krajów, a staranny dobór międzynarodowego jury zapewnia jego werdyktom obiektywizm i miarodajność”. 8 Uchwały sejmu z 2000 r. w sprawie uznania roku 2001 za Rok Ignacego Jana Paderewskiego. Cyt. za: Rok Ignacego Jana Paderewskiego, Wydawnictwo Towarzystwa Muzycznego im. I. J. Paderewskiego w Bydgoszczy, 2001.
Culture Management 2012, Vol 5 (5)
Bydgoszcz stała się w tym czasie polskim centrum obchodów Roku Paderewskiego. 16 lutego 2001 r. w filharmonii, którą od kilku już lat kierowała następczyni Andrzeja Szwalbego, Eleonora Harendarska, obchody inaugurowano Symfonią h-moll Mistrza pod dyrekcją Jerzego Maksymiuka9. Na ogólnopolską uroczystość złożyły się wystawy, wykłady i koncerty. Nie tylko w filharmonii, również w pałacu w Lubostroniu, w bydgoskiej konkatedrze, gdzie Mozartowskim Requiem upamiętniano w czerwcu rocznicę śmierci Mistrza. Wrześniowy festiwal muzyczny pamiętnego roku poświęcono w całości twórcy Fantazji polskiej, tytułując imprezę: „Paderewski i muzyka jego czasów”. Nad twórczością Paderewskiego pochylili się naukowcy podczas sesji „Pianistyka Paderewskiego w kontekście epoki”. Rok Paderewskiego zamknięto 14 grudnia 2001 r. w filharmonii. Pod dyrekcją Mieczysława Nowakowskiego zagrano trzy słynne utwory Karola Szymanowskiego: Uwerturę koncertową, I Koncert skrzypcowy, z Konstantym Andrzejem Kulką jako solistą, oraz Harnasie z towarzyszeniem góralskiej kapeli Karpiela Bułecki. Rok Paderewskiego przydał niewątpliwie Bydgoszczy i Międzynarodowemu Konkursowi Pianistycznemu blasku, znacząco wzmocnił istniejącą markę miasta, ale i odsłonił mankamenty konkursu. To sprawiło, że zarząd Towarzystwa Muzycznego podjął decyzje radykalne. Powołano nowego dyrektora konkursu, zaproszono nowego szefa artystycznego, zmieniono regulamin i zasięg konkursu, wprowadzając cykl audycji preselekcyjnych w Azji, Ameryce Północnej i Europie. Dołożono starań o zwiększenie budżetu konkursu. Reklamy konkursu, ogłaszające kolejne audycje w Nowym Jorku, Londynie, Hanowerze, Moskwie, Warszawie, Tokio, Seulu i Los Angeles, pojawiły się w branżowych periodykach brytyjskich, niemieckich i francuskich10. W 2004 r. Międzynarodowy Konkurs Pianistyczny im. I. J. Paderewskiego został członkiem Fundacji Alink-Argerich w Hadze, dzięki czemu informacja o konkursie na stałe zaistniała w środowisku pianistycznym na świecie [Martenka, 2008, s. 56–62].
Paderewski i tym razem okazał się owocną marką. Już w ciągu dwóch kolejnych edycji (2004, 2007) organizatorzy międzynarodowego konkursu jego imienia osiągnęli założone cele. Przewodniczącym jury został wybitny, cieszący się zasłużoną sławą pianista, profesor warszawskiego Uniwersytetu Muzycznego im. F. Chopina, Piotr Paleczny, laureat Konkursu Chopinowskiego z 1970 r. Podwyższono także wysokość I nagrody do 30 tys. euro. Przez składy jury w konkursach przewinęła się grupa pierwszoplanowych arbitrów ze światowej elity pedagogów fortepianu, a nazwiska takich profesorów i wykonawców, jak Andrzej Jasiński, Jacques Rouvier, Sergio Perticaroli, Wladimir Krajniew, Bernd Goetzke, Daejin Kim, Lee Kum Sing, Dominique Merlet, Jerome Rose, Chong Mo Kang, czy autentycznie zakochana w Bydgoszczy, nieżyjąca już japońska artystka Yuko Yamaoka, na równi z imionami wielkich solistów grających w Filharmonii Pomorskiej weszły do annałów bydgoskiej kultury. Nie sposób pominąć faktu, że patronat honorowy nad konkursami regularnie obejmuje prezydent Rzeczpospolitej, tuzy światowej pianistyki i jej adepci lądują w bydgoskim porcie lotniczym noszącym imię… Ignacego Jana Paderewskiego. Wszystkie elementy tworzyły system zaufania do marki, co jest podstawowym warunkiem sine qua non strategii marki. W audycjach preselekcyjnych, organizowanych przy współpracy z japońskim koncernem Yamaha w 8 najważniejszych ośrodkach pianistycznych świata (Nowy Jork, Moskwa, Hanower, Londyn, Warszawa, Seul, Tokio, Paryż), udział wzięło dotąd blisko 300 kandydatów. To musiało zaowocować wybitnymi uczestnikami. W efekcie laureaci kolejnych konkursów: Ukrainka Maria Kim (2004), Rosjanin Nikita Mndojants (2007), Eduard Kunz (2010), niejako z marszu weszli w światowy obieg koncertowy, zdobywając kolejne ważne laury. Wyniesienie bydgoskich Konkursów Pianistycznych im. I. J. Paderewskiego na wysoką orbitę już po 6 latach dało wymierny efekt w postaci przyjęcia konkursu do genewskiej Federacji Międzynarodowych Konkursów Muzycznych11. Bydgoskie
9 Co ciekawe, obchody 20-lecia śmierci Paderewskiego decyzją władz państwa zostały również ograniczone do instytucji muzycznych Bydgoszczy. Zob. A. Kłaput-Wiśniewska, Wielka Filharmonia…, dz. cyt., s. 49. 10 M.in. w: „Piano News” (Niemcy), „Piano Magazin” (Francja), „Piano International”, roczniku „Musical Britain” (Wielka Brytania) oraz w biuletynie japońskiego stowarzyszenia PTNA. 11 Na 54. Zgromadzeniu Ogólnym Światowej Federacji Międzynarodowych Konkursów Muzycznych w Genewie, Banff/Calgary, Kanada, kwiecień 2009.
Culture Management 2012, Vol 5 (5)
przedsięwzięcie, zainspirowane spuścizną Paderewskiego, zrodzone z autentycznej bydgoskiej tradycji, znalazło się tym samym pośród 128 najbardziej prestiżowych konkursów muzycznych świata. To najwybitniejsze międzynarodowe osiągnięcie bydgoskiej marki muzycznej [Perkowska-Waszek, 2004, s. 75; 2010, s. 491].
III
C
zy w brandingu marek mogą wystąpić okoliczności peryferyjne? Wpływające na ich obraz i siłę ich oddziaływania spoza zjawisk mainstreamowych? W Bydgoszczy mieszkał przyrodni brat Mistrza, Józef, co okazało się ważnym elementem osadzania tradycji Ignacego Jana w Bydgoszczy12. Józef Paderewski, brat Marii, zmarłej w biedzie i osamotnieniu w Żytomierzu w 1957 r., część 20-lecia międzywojennego przemieszkał w Bydgoszczy. Zmarł w 1958 r. Wykształcony w Kijowie, był człowiekiem o wielkiej kulturze osobistej, szanowaną postacią w Bydgoszczy. Uczył matematyki i fizyki w Żeńskim Katolickim Gimnazjum Humanistycznym oraz akustyki w Miejskim Konserwatorium Muzycznym. Podczas wojny wykładał na tajnych kompletach. Cenił miasto, które w 1926 r. osobiście wybrał z pełną świadomością, i mawiał często do uczniów, że zawdzięcza to swemu bratu, który negocjując warunki traktatu wersalskiego, wykreślił taką mapę Polski, że w jej granicach znalazła się Bydgoszcz. Ta konstatacja była powszechnie uznawana, bo też na ziemiach byłego zaboru niemieckiego czczono Paderewskiego niezmiernie. Nie było dla nikogo tajemnicą, iż do wybuchu II wojny Józef Paderewski był w stałym, korespondencyjnym kontakcie z Riond-Bosson, szwajcarską rezydencją Ignacego Jana. Orientował się dokładnie w szczegółach życia rodziny brata, o czym z kresową otwartością informował krąg swoich przyjaciół. Józef Paderewski był naturalnym przekaźnikiem wieści o sukcesach brata, co sprawiało, że wielu ludzi z wiedzy tej czerpało i z losami Paderewskich w dużym stopniu się utożsamiało. Wielu bydgoszczan mogło nawet
przez to uważać Ignacego Jana za pobratymca, kogoś znanego i bliskiego. Być może i ta psychologiczna poszlaka przyczyniła się do faktu, że nietrudno było Andrzejowi Szwalbemu rozpropagować wśród bydgoszczan patronat filharmonii, który z czasem przeszedł w swoisty kult, mylący np. cudzoziemców do tego stopnia, że Bydgoszcz uważana jest za miejsce urodzin Paderewskiego lub przynajmniej wieloletniej działalności artystycznej. Zdeponowany w Bydgoszczy testament Ignacego Jana, owiany nimbem sensacji, stał się po śmierci Paderewskiego przedmiotem nie do końca uczciwych zabiegów jego wieloletniego sekretarza Sylwina Strakacza. Ten po śmierci Mistrza postanowił zagospodarować legat po swojemu i ogłosił inny niż oryginalny dokument spadkowy. To był główny powód, dla którego Strakacz zaprzeczał publicznie istnieniu przyrodniego rodzeństwa Paderewskiego, mimo że z Józefem osobiście korespondował, a nawet zapraszał go do Ameryki. W związku z tym Strakacz kwestionował też istnienie ważnego testamentu. Ale Józef nie uległ naciskom i spuścizna została rozdysponowana zgodnie z ostatnią wolą Mistrza. Strakacz ustąpił dopiero w 1950 r., po odebraniu mu wszystkich uprawnień do administrowania sukcesją po swym pryncypale13. Paderewski był bohaterem popkultury swej epoki, jak powiedzielibyśmy dzisiaj – idolem, był metaforycznym centrum artystycznej konstelacji, wokół którego wirowały inne gwiazdy, większe i mniejsze [Martenka, 2008, s. 66 ]. Spośród nich trzy były najjaśniejsze. Pierwsza to Fryderyk Chopin, którego dzieła gościły od początku w repertuarach Pomorskiej Orkiestry Symfonicznej, a potem państwowej Filharmonii Pomorskiej. W filharmonicznych planach artystycznych Chopin odzwierciedlał politykę państwa, jako wzorcowy twórca, hojną ręką czerpiący ze skarbnicy kultury ludowej, ale był to tylko formalny serwitut. Muzyka Chopina w wykonaniu największych znakomitości światowej pianistyki, które gościły w murach bydgoskiej filharmonii, była jakością samą w sobie, zatem nikomu nie przychodziło
12 Zob. M. Szpak, Gdańsk. Morze możliwości: „Marka gdańska zasadza się na potężnym dziedzictwie kulturowym i historycznym […], a znakomitym przykładem wykorzystania osobistej marki do wzmocnienia rozpoznawalności miasta jest nadanie Gdańskiemu Portowi Lotniczemu imienia Lecha Wałęsy” [w:] S. Anholt, J. Hildreth, Brand America. Tajemnica mega marki, Aneks, Instytut Marki Polskiej, Warszawa 2005, s. 192. 13 Losami testamentu I. J. Paderewskiego, zdeponowanego w Archiwum Państwowym w Bydgoszczy, zajmowała się m.in. B. Gogol-Drożniakiewicz: Testament I. J. Paderewskiego i bydgoski proces spadkowy [w:] Ignacy Jan Paderewski. Twórca w świetle kultury, T. Brodniewicz (red.), H. Kostrzewska, J. Tatarska, Poznań 2001, s. 146–154.
Culture Management 2012, Vol 5 (5)
do głowy, by łączyć to z kanonem socrealizmu w sztuce lub kulturalną indoktrynacją. Chopinowskie interpretacje Haliny Czerny-Stefańskiej, Reginy Smendzianki, Tadeusza Żmudzińskiego, Stanisława Szpinalskiego, Lidii Grychtołówny, Barbary Hesse-Bukowskiej, Raula Koczalskiego, Artura Rubinsteina, by wspomnieć tych tylko, którzy w latach 50. i następnych stawkę najwybitniejszych wykonawców otwierali, stały się kanonem, uzupełnianym z biegiem lat nazwiskami kolejnych młodych i wielkich. Polskich i obcych. Niemniej bez Chopina nie osiągnęłaby bydgoska filharmonia takiego prestiżu, jaki uzyskała, nie będąc zresztą wyjątkiem pośród podobnych polskich instytucji. Wyróżnikiem okazała się marka, na którą złożyła się pamięć kulturowa i konsekwentne nią zarządzanie.
IV
B
ez Chopina wysokiej renomy nie zyskałaby także bydgoska Akademia Muzyczna, która obecnie postrzegana jest w kraju i za granicą przede wszystkim jako prężny ośrodek dydaktyki pianistycznej, doskonale wypełniający treść marki walorem komercyjnym. Fryderyk Chopin ma w tym swój szczególny udział, bowiem profesorami fortepianu są tu laureaci Konkursów Chopinowskich ( Jerzy Godziszewski – studiował u Stanisława Szpinalskiego, ucznia Paderewskiego; Ewa Pobłocka, Tatiana Szebanowa, Katarzyna Popowa-Zydroń), pedagodzy do dziś czynni koncertowo i nagrywający liczące się na rynku fonograficznym, nagradzane płyty. Sławy uczelni w 2005 r. przysporzył Rafał Blechacz, student bydgoskiej uczelni w klasie prof. Katarzyny Zydroń, kiedy w brawurowym stylu zwyciężył w XV Międzynarodowym Konkursie Chopinowskim, zgarniając ponadto wszystkie inne możliwe nagrody i wyróżnienia. Pięć lat później w Konkursie Chopinowskim zabłysnął inny bydgoski pianista, Paweł Wakarecy, zaś w VIII Międzynarodowym Konkursie im. Paderewskiego finalistą został Michał Szymanowski, obaj z klasy prof. Katarzyny Popowej-Zydroń. Akademia tym samym błysnęła silnym światłem, ukazując światu swoje możliwości. Skutkiem jest rosnące zainteresowanie uczelnią ze strony studentów z Azji, szukających w Europie dobrych ośrodków pianistycznych, w których mogliby kontynuować naukę.
Bydgoska scena operowa wykiełkowała w latach 50. z półamatorskiego Studia Operowego, powołanego do życia dla miejscowego środowiska muzycznego przez Felicję Krysiewiczową, którą rewolucja bolszewicka „wysadziła z siodła”. Z Kijowa zmuszona była uciekać najpierw do Poznania, by w 1931 r. osiąść w Bydgoszczy [Pruss, Weber, 2002 s. 363]. To jedna z postaci tworzących trwałą kanwę bydgoskiego gobelinu, siostra Piotra Perkowskiego, kompozytora i animatora życia muzycznego, ostatniego ucznia Karola Szymanowskiego. Kresowiacy, a ci cieszyli się naturalną estymą u bydgoszczan. Krysiewiczowa, z zawodu sopranistka, wyłowiła spośród utalentowanych amatorów grupę, która – wokalnie szlifowana przez nią samą – stała się zalążkiem sceny operowej. A skoro już i ta powstała, było oczywiste, że i na nią spłynie duch Paderewskiego. Ale – co zaskakujące – duch spływał powoli… Musiało bowiem upłynąć pół wieku, by na scenie bydgoskiej odbyła się premiera jedynej opery Paderewskiego Manru (2006), napisanej na podstawie Starej baśni J. I. Kraszewskiego. Właśnie tym spektaklem uczczono 50-lecie istnienia sceny, noszącej od 1990 r. nazwę Opera Nova. Dobrze przyjęta realizacja postromantycznego dzieła była godnym akcentem jubileuszu i wpasowała się w obszerny repertuar bydgoskiego teatru operowego, jednego z najprężniejszych w Polsce, przynoszącego sławę miastu corocznymi Festiwalami Operowymi, jak i kolejnymi realizacjami oper, operetek, musicali i baletów, jakie prezentuje od kilkunastu lat Maciej Figas, dynamiczny dyrygent i dyrektor instytucji. Inicjatorem budowy gmachu teatru muzycznego był w latach 60. Andrzej Szwalbe, a od 1974 r., kiedy budowa wreszcie ruszyła, przez długie lata inwestor zastępczy, niepozwalający zapomnieć o trwającej 30 lat inwestycji. Szczęśliwie zakończonej w pierwszych latach nowego stulecia. Felicja Krysiewiczowa nie była jedynym przedstawicielem kresowiaków, którzy swe nowe miejsce na ziemi znaleźli w Bydgoszczy. Dekadę przed nią tym samym uchodźczym szlakiem „wysadzonych z siodła” przybył do Bydgoszczy Karol Szymanowski, który w latach 1921–1922 zamieszkał w domu swej matki i siostry na bydgoskich Bielawkach14. Mieszkał tu także brat Karola, Feliks. Można więc założyć, że ten krótkotrwały pobyt nad Brdą twórcy Króla Rogera był
14 Pobyt rodzeństwa Szymanowskich w Bydgoszczy odnotował „Dziennik bydgoski”, w rubryce „Osobiste”, nr 117, 5.08.1921. Cyt. za K. Szymanowski, Pisma Muzyczne, t. 1, s. 57, PWM, Kraków 1984
Culture Management 2012, Vol 5 (5)
Za granicą nieraz już dziękowałem za uznanie w różnych obcych językach […], dziś po raz pierwszy czynię to po polsku. Nie taję więc mego wzruszenia. Jednak fakt ten, iż czynię to właśnie w Bydgoszczy, tak niedawno jeszcze Brombergiem zwanej, jest wielce charakterystyczny. My troje przybywamy z dalekich kresów wschodnich. Z wysiłkiem i wytrwałością osłanialiśmy tam płomyk polskiej kultury od obcych i wrogich podmuchów. Wyrażają nam za to publiczną wdzięczność na dalekich kresach zachodnich. Przy tym wdzięczność ową wyrażają nam w instytucji, która w każdym innym mieście Rzeczpospolitej bywa zazwyczaj domem gry. Tutaj zaś od początku istnienia zdaje się ona być przede wszystkim domem polskiej kultury.
Wielokrotnie wykonywano tu jego dzieła, często w jego obecności, a bywało, że i pod jego dyrekcją. Podczas Festiwali Operowych prezentowano jego opery Diabły z Louden i Król Ubu. Przyjazd Pendereckiego zawsze zwracał uwagę mediów, a przez to szerokiej opinii publicznej. Kompozytor uosabiał nie tylko wielki światowy talent, ale i doświadczenie, które wynosił z artystycznych podróży, spektakularnych prawykonań, szeroko komentowanej recepcji swych dzieł. Był nie tylko autorytetem dla bydgoskiego środowiska muzycznego, ale i autentycznym artystycznym guru, którego słowo stawało się dowodem. To jeszcze bardziej zbliża jego postać do roli, jaką – każdy w swoim czasie – odgrywał dla Bydgoszczy Karol Szymanowski, a pośrednio Fryderyk Chopin i Ignacy Jan Paderewski. Penderecki, indagowany przez dziennikarzy, niezmiennie wysoko oceniał poziom i rozmach bydgoskiego środowiska muzycznego, niekiedy czyniąc to wbrew obiegowym opiniom miejscowych malkontentów. Mało tego, chwaląc Szwalbego i filharmonię, twierdził, że „zawdzięcza tej instytucji pewne twórcze impulsy, jak chociażby w pracy nad Jutrznią” [Pruss, Weber, Kuczma, 2004, s. 439]. Wieloletnia, oparta na szacunku zażyłość największego obecnie polskiego kompozytora z Filharmonią Pomorską zaowocowała niezwykłym gestem. Bydgoszcz, która w oczach Krzysztofa Pendereckiego jest przede wszystkim miastem muzyki, we wrześniu 2009 r. ofiarowała Mistrzowi swe Honorowe Obywatelstwo. Najpełniej te związki opisano w uroczystej uchwale Rady Miasta, odczytanej podczas ceremonii:
To ważny rys w obrazie Bydgoszczy tamtych powojennych, porozbiorowych lat. Klub Polski, usytuowany w stylowej kamienicy na rogu Gdańskiej i Śniadeckich, był stowarzyszeniem obywatelskim, otwartym dla miejscowych i przyjezdnych, których z chwilą odzyskania niepodległości przybywało, a powołanym, by zacierać różnice dzielące jego członków. I, jak poświadcza to Szymanowski, funkcję tę pełnił wzorcowo. W kręgu inspirujących twórców muzyki, obok Fryderyka Chopina, Ignacego Jana Paderewskiego i Karola Szymanowskiego, znalazł się artysta żyjący współcześnie, Krzysztof Penderecki, od dziesięcioleci obecny w życiu muzycznym miasta.
Maestro Penderecki, zarówno jako autor dzieł, jak i dyrygent, nadzwyczaj często gościł na afiszach koncertowych bydgoskiej filharmonii. Jego obecność po raz pierwszy kroniki FP odnotowały w 1964 r., kiedy orkiestra pod dyrekcją Henryka Czyża wykonała nagrodzony przez UNESCO Tren – Ofiarom Hiroszimy, po czym następowały wykonania kolejnych dzieł Pendereckiego, którym często towarzyszyły wizyty samego Mistrza w grodzie nad Brdą, także w roli dyrygenta. […] Pełne wzajemnej sympatii i podziwu relacje Filharmonii Pomorskiej z Mistrzem zawsze napawały wielkim poczuciem dumy.
ważnym w jego życiu momentem nabierania sił przed wejściem w krwioobieg polskiego życia muzycznego. W Bydgoszczy powstał nowatorski cykl wokalny Słopiewnie do słów Juliana Tuwima, ale także esej poświęcony muzyce Igora Strawińskiego15. Pobyt Szymanowskiego w Bydgoszczy minąłby pewnie niezauważenie, gdyby nie zaproszenie, jakie do sławnego kompozytora i jego rodzeństwa wystosowali bydgoszczanie, skupieni w Klubie Polskim. Tam Szymanowski wygłosił – nie bez wzruszenia, jak odnotowali współcześni – osobistą mowę, jego siostra Stanisława zaśpiewała pieśń Roksany z Króla Rogera, a akompaniował jej brat, Feliks Szymanowski. W klubie wydano „obfitą i smaczną kolację”, w trakcie której Szymanowski powiedział:
15 Tekst o Strawińskim, pisany w czerwcu 1921 r., po powrocie z Paryża, przeznaczony była dla warszawskiego czasopisma literacko-artystycznego „Krokwie”, jednak do publikacji artykułu nie doszło. Zob. K. Szymanowski Pisma Muzyczne…, dz. | cyt., s. 48.
Culture Management 2012, Vol 5 (5)
V
P
aryż to romans, Mediolan to styl, Nowy Jork to energia, Tokio to nowoczesność, Lagos to korupcja, Barcelona to kultura, a Rio to zabawa. To są marki miast i są one nierozłącznie związane z historią oraz przeznaczeniem wszystkich tych miejsc. Tak indeksuje marki miast Simon Anholt. Salzburg to Mozart, Bonn to Beethoven, a Wiedeń to… Dla ludzi kultury, nauki, sztuki z wielu krajów świata Bydgoszcz to Ignacy Jan Paderewski, to muzyka. Jak wiadomo, marka miasta, obraz jego duchowej tożsamości, nie rodzi się z dnia na dzień z administracyjnego nadania. Powstaje z pokolenia na pokolenie, potrzebuje czasu, by wypełniła się treścią i przydała blasku swej lokacji. Bydgoszcz, niegdyś słabo identyfikowana z kulturą wysoką, dzięki staraniom podjętym w drugiej połowie XX w. zyskała coś, co przyjęła z wdzięcznością, ale i trwającym długo zdumieniem, podszytym nieufnością i niewiarą. Aliści dokonało się! Miasto zyskało markę, ma własny, charakterystyczny image, czyli walory pozwalające odróżnić je od 900 innych polskich miast. Marka nie jest czymś nieruchomym, jak obraz w ramach na ścianie muzeum. Marka miasta, co widać na przykładzie Bydgoszczy, ósmej polskiej metropolii, inspiruje do kolejnych działań, dynamizuje poczucie cywilizacyjnej tożsamości. I sprawia, że miasto promieniuje na region, kraj i świat już własnym, nieodbitym światłem. Marka, uważają eksperci, umożliwia miastu udział w globalnej grze, kreuje ciekawość, przyciąga uwagę, a co za tym idzie – pieniądze. Ściąga turystów, inwestorów, studentów. Coraz wyraźniej miasto emanuje własną tożsamością i reputacją. Rośnie kapitał marki miasta i dalej krzepnie jej siła przyciągania. A mocniejsza marka przyciąga jeszcze silniej…. Ale – co warto pamiętać – marka miasta staje się też jego zobowiązaniem, bo nic nie jest dane raz na zawsze. Stąd płynie sens przypominania kolejnym pokoleniom, kto i jak zaczął proces jej konsekwentnego tworzenia. A konsekwencja w przypadku budowania marki jest czynnikiem niezmiernie ważnym. Przypadek Bydgoszczy jest charakterystyczny dla większości polskich miast. Kilkusetletnich, mniej lub bardziej przez dzieje doświadczonych, ambitnych i szukających własnego miejsca w globalnym krajobrazie. Dla starych miast europejskich nie jest to trudne, także tu, w Bydgoszczy, w której stosunkowo łatwo byłoby wykreować
kult ostatniego Piasta, króla Kazimierza Wielkiego, który nadał jej prawa miejskie, lecz byłby to gest tyle spektakularny co pusty, gdyż miast takich w Polsce jest kilkadziesiąt. Wyprowadzenie marki miasta od legendarnej postaci obecnej w masowej wyobraźni wielu narodów, jaką był Paderewski – i faktu jego pozbawionego znaczenia dla miasta przejazdu – było majstersztykiem, budzącym z upływem czasu coraz większy podziw. Ignacy Jan Paderewski, artysta wyjątkowy, inspirator idei, ikona patriotyzmu, na trwałe zaistniał jako marka własna w świadomości bydgoszczan. Stał się dla miasta naturalnym wizerunkiem, tworząc fundament harmoniczny dla innych twórców, którzy markę Bydgoszczy wszechstronnie wzmacniają. Dla Fryderyka Chopina, Karola Szymanowskiego i Krzysztofa Pendereckiego. Simon Anholt, szeroko ceniony ekspert ds. budowania wizerunku i reputacji państw, miast i narodów, twierdzi, że są na świecie miejsca, które choć modne, nie odniosą wizerunkowego sukcesu, który wyniósłby je ponad przeciętność [2006, s. 192–193]. W dzisiejszym zglobalizowanym i wzajemnie powiązanym świecie miejsce musi konkurować ze wszystkimi innymi miejscami o swój udział w pozyskiwaniu światowych konsumentów, turystów, przedsiębiorców, inwestycji, kapitału, szacunku i uwagi. Miasta, ekonomiczne i kulturowe elektrownie narodów, są coraz bardziej ośrodkami/centrami tej międzynarodowej walki konkurencyjnej o fundusze, talenty i sławę. Miasta zawsze były markami w najprawdziwszym tego słowa znaczeniu, zaś kultura odgrywa zasadniczą rolę w procesie wzbogacania marki kraju, ukazuje w wyjątkowy sposób dodatkowe walory kraju, ponieważ konsument nie ufa niczemu, za czym stoją intencje komercyjne. Używając cynicznej metafory, jak pisze Anholt, kultura jest upominkiem promocyjnym dołączonym do marki narodowej. Jak uczy praktyka, często marka wynikająca z kultury w stopniu zasadniczym determinuje markę narodową. Andrzej Szwalbe tak właśnie pojmował sens swoich idei pół wieku wcześniej, intuicyjnie budując wysokiej klasy markę, która prowincjonalne miasto ustawiła w szeregu nieprzeciętnych w skali kraju i Europy markowych centrów kultury. Co nie może zwolnić nikogo z zachowania ostrożności, gdyż w ostatnich dziesięcioleciach na rynku pojawiło się równie wiele marek, co bezpowrotnie zeń zniknęło.
Culture Management 2012, Vol 5 (5)
Bibliografia: Anholt S., Sprawiedliwość marek. Jak branding miejsc i produktów, może uczynić kraj bogatym, dumnym i pewnym siebie, Instytut Marki Polskiej, Warszawa 2006. Baziak J., I. J. Paderewski Artysta, kolekcjoner, mąż stanu, Muzeum Okręgowe w Bydgoszczy, Towarzystwo Muzyczne w Bydgoszczy, Bydgoszcz 2007. Bezwiński A., Andrzej Szwalbe Portret niedokończony, Bydgoszcz 1991. Gogol-Drożniakiewicz B., Testament I. J. Paderewskiego i bydgoski proces spadkowy [w:] Ignacy Jan Paderewski. Twórca w świetle kultury, pod red. T. Brodniewicza, H. Kostrzewskiej, J. Tatarskiej, Poznań 2001. Ignacy Jan Paderewski Year, Jan Ignacy Paderewski Music Association in Bydgoszcz, Bydgoszcz 2001. Kłaput-Wiśniewska A., Wielka Filharmonia. Filharmonia Pomorska w latach 1953-1990, Wydawnictwo Uczelniane Akademii Muzycznej w Bydgoszczy, Bydgoszcz 2006. Martenka H., Miasto zasłuchane. Muzyczna Bydgoszcz u schyłku wieku, Delta, Bydgoszcz 2000. Martenka H., Wielki akord. Ze wspomnień dyrektora międzynarodowych konkursów pianistycznych im. I. J. Paderewskiego, Bydgoszcz 2008. Perkowska-Waszek M., Ignacy Jan Paderewski o sobie.
Zarys biografii wzbogacony listami artysty, Tarnów – Kąśna Dolna 2004. Perkowska-Waszek M., Paderewski i jego twórczość. Dzieje utworów i rys osobowości kompozytora, Musica Iagiellonica, Kraków 2010. Pruss Z., Weber A., Bydgoski Leksykon Operowy, Kujawsko-Pomorskie Towarzystwo Kulturalne (KPTK)/ Margrafsen, Bydgoszcz 2002. Pruss Z., Weber A., Kuczma R., Bydgoski Leksykon Muzyczny, KPTK/Margrafsen, Bydgoszcz 2004. Raszewski Z., Pamiętnik gapia. Bydgoszcz, jaką pamiętam z lat 1930-1945, Wydawnictwo Pomorze, Bydgoszcz 1994. Smendzianka R., VI Międzynarodowy Konkurs Pianistyczny im. I. J. Paderewskiego w Bydgoszczy. Refleksje jurora i honorowej przewodniczącej Jury [w:] Ignacy Jan Paderewski, pod red. K. R. Czekaja, Haag, Bazylea-Krakow-Warsaw 2010. Starczak-Kozłowska K., Życie na przełomie: opowieść o Andrzeju Szwalbe, Bydgoszcz 1999. Szpak M., Gdańsk. Morze możliwości [w:] pod red. S. Anholta, J. Hildretha, Brand America. Tajemnica mega marki, Aneks, Instytut Marki Polskiej, Warszawa 2005. Szymanowski K., Pisma, vol. 1, Polskie Wydawnictwo Muzyczne (PWM) Kraków1984.